Szturm1

Szturm1

W artykule tym pochylę się nad historią światowej finansjery i skutkami wynikającymi z powstania jej dla obywateli wolnych krajów.  Istnienie organizacji ponadpaństwowych (formalnych czy nieformalnych) w mojej ocenie są jednymi z najgroźniejszych dla wolności i swobód obywatelskich – olbrzymia większość procedur i decyzji w takich organizacjach podejmowana jest bez przejrzystego informowania obywali co do samych celów jak i intencji.  Na początek jednak trochę historii.

 

Istotny zwrot dla przejęcia władzy nad portfelami większości ludzi na ziemi zdarzył się nie tak dawno, około 110 lat temu w 1913r. – jest to data powstania Systemu Rezerwy Federalnej w USA. Powołanie do życia instytucji sformalizował prezydent Woodrow Wilson Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż podwaliny pod ten twór przygotowywano podczas kadencji wcześniejszego prezydenta - przed rozpoczęciem pełnienia przez niego tej funkcji. Stworzyło to możliwości do budowania ponadnarodowych koncernów amerykańskich, które są obecne w większości zakątków na świecie imają znaczący wpływ na otaczający nas świat – jego postrzeganie, zasady w nim panujące (pojęcie korporacjonizmu, czy kultury korporacyjnej), tego jaka muzyka/sztuka filmowa jest w trendzie, tego w co się odziewamy, a nawet tego co spożywamy i na co przeznaczmy nasz czas i nasze wypłaty. Od 1933 w USA zaprzestano również wymiany dolara bezpośrednio na złoto dla poszczególnych obywateli tego kraju.

 

Następnie w 1944r (u schyłku II wojny światowej, gdy kraje Europejskie potrzebowały pieniędzy na odbudowanie strat) zebrano przedstawicieli 44 państw na konferencji w Bretton Woods w stanie New Hampshire w USA. Na konferencji ustalono, iż dolar jako jedyna waluta może być wymieniana przez zagraniczne banki na złoto i powołano do życia Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz Bank Światowy.  Skutkowało to tym, że zasoby państw mogły być wyrażane w zasobach złota lub w (skupowanym) dolarze, a także powiązaniem dolara z walutami innych państw i ustalenie kursu państwowej waluty do dolara, ten z kolei wyrażał wartość złota – dzięki temu USA praktycznie mogły zmieniać cenę złota. Wynikało to z tego iż parytet dolara do złota zmieniał się w 1900 roku ustalony został na 20,67 dolarów za uncję natomiast w 1934 parytet dolar/uncja złota został zmieniony na 35 dolarów za uncje. Fundusz walutowy udzielał poszczególnym krajom pożyczek przeliczanym na dodrukowanego dolara lub na złoto, przez co kraje zaprzestały bilansowania stosunku import/export wyrażanego w złocie (stały przelicznik waluty na złoto, wewnątrz systemów krajowych) co do tej pory było stosowaną praktyką. Doprowadziło to do niespotykanej dotąd nadpodaży pieniądza i międzynarodowej inflacji, często przekształcanej w różnego rodzaju świadczenia socjalne – przez co poszczególni obywatele, zaczęli tracić inicjatywę, zaprzestali „zaciskania pasa” stopniowo przechodząc na garnuszek państwa.

 

Po niecałych 30 latach - 15 sierpnia 1971 roku prezydent Nixon zakomunikował (po wcześniejszej nardzie z grupą finansistów w Mantoloking ) za naradą Volckera i Extera, że USA wycofuje się z ustaleń traktatu z Bretton Woods, zaprzestając tym samym wymiany dolara na złoto. Pozwoliło to na powstanie pieniądza wykreowanego z niczego  pozwalający na dowolny i nieograniczony dodruk pieniędzy powodujący inflacje, którą musieli utrzymać obywatele wszystkich 44 państw, mimo tego, iż pieniądz wytwarzany był tylko w USA. Już w 1972 roku wartość uncji złota osiągnęła 42 dolary za uncje, by w następnych latach pominąć ten przelicznik zupełnie. Właśnie dlatego wszystkie „najlepiej rozwinięte kraje” są największymi dłużnikami. Taki pieniądz ma tylko wartość na zasadzie umowy (równie dobrze sprawdzał by się namalowany przez kilkulatka banknot z napisem – 5 dolarów) – w takim systemie które są gorzej rozwinięte praktycznie nie mają szans dogonić krajów rozwiniętych – chociaż gdyby tak np. zbilansować długi? J Mogłyby pojawić się przypadki gdzie kraje „biedniejsze” miałyby mniejszy dług per capita – jednak dalej mało kto wystawałby w tej nadmuchanej bańce ponad 0. Wniosek nasuwa się sam -bez gruntownych zmian taki system po prostu musi upaść…

 

Co w takim wypadku powinien zrobić trzeźwo myślący obywatel? Przeanalizować przeciwdziałanie i zagrożenia wynikające z takiego stanu rzeczy:

 

Przeciwdziałanie – pojedynczo za dużo nie możemy ale możemy przynajmniej możliwe niwelować negatywne skutki:

 

-Kupowanie rodzimych/lokalnych produktów/fabrykantów (w obrocie zamkniętym na rynku krajowym) omijając globalne kanały dystrybucyjne i korporacje , made In China itd. – taki pieniądz ma „bliżej” żeby do nas wrócić, i żebyśmy mogli nim znów za coś zapłacić.

 

-Inwestowanie głownie w rozwój swój i swoich najbliższych – wartościowej wiedzy nikt nam nie będzie w stanie z portfela wyciągnąć.

 

– Srebro, złoto – od 80 lat wartość złota utrzymuje się na poziomie równoważnym z wzrostem kosztów życia – inwestycja żadna, ale w plecy przez inflację nie będziesz.

 

-Trzymanie oszczędności – jeśli już musimy w narodowych bankach. (jednak w niedużych ilościach – niby gwarancje są do 100 tyś złotych (jak pokazał prezydent Nixon umowy umowami, a życie życiem..). Warto ustalić sobie przelewy stałe na stałe opłaty, a resztą swobodnie dysponować.

 

-Obrót gotówką -nic niewartą w skali świata, jednak przy dużym współczynniku w obrocie rządzący muszą utrzymywać jej większy poziom – przez co wprowadzanie nadmiernego wirtualnego (cyfrowego) kredytu jest utrudnione i nikomu nie przyjdzie do głowy żeby starać się obrót gotówkowy wycofać.

 

-Unikanie dokładania cegiełek pod podwaliny tego diabelskiego systemu – w pracy, życiu codziennym i sieci, a przynajmniej się starać i używać wyobraźni, że nie każdy postęp idzie w dobrym kierunku.

 

Wiadomo pojedynczy człowiek znaczy niewiele ale grupa kilkumilionowa… to tak jak z głosowaniem i sondażami. Świadomości w codziennym pędzie!

 

Przykładowe zagrożenia:

 

-Bitcoiny, niby to ciekawe rozwiązanie – dla różnego rodzaju patronów (anonimowość w Internecie) ale wprowadzone jako waluta narodowa może prowadzić to jakiejś sterowanej formy abonamentu na życie. Poza tym staje się to trochę takim „gonieniem impulsów” potrzebującym wysokiej mocy obliczeniowej urządzeń mogącej być wykorzystanej w celach zarówno pozytywnych jak i negatywnych dla obywateli, a prawie zawsze bez ich wpływu na to do czego jest wykorzystywana.

 

- Płatność elektroniczna – wygodna, jednak za cenę wygody udostępniamy informacje na temat tego co gdzie i kiedy kupujemy, które mogą być wykorzystane do różnych algorytmów i profilowania społeczeństwa w postępującej globalizacji.

 

Marcin Majewski.

 

„Mocarzu, jak Bóg silny, jak szatan złośliwy, 

Gdy Turków za Bałkanem twoje straszą spiże, 

Gdy poselstwo paryskie twoje stopy liże, - 

Warszawa jedna twojej mocy się urąga, 

Podnosi na cię rękę i koronę ściąga, 

Koronę Kazimierzów, Chrobrych z twojej głowy, 

Boś ją ukradł i skrwawił, synu Wasilowy!”

Kiedy za naszą wschodnią granicą trwa pełnoskalowa wojna, w Polsce uruchomiły się grupy ludzi, które twierdzą, że „to nie nasza wojna” i że należy przestać wspierać Ukrainę. Jest to bardzo dziwne i dosyć groźne podejście. Rosja od setek lat toczyła z nami wszelakie wojny, a następnie przyczyniła się do utraty przez nasze państwo niepodległości przy okazji zagrabiając sporą część naszych ziem. Nie wspominając o jej kolejnych mordach wymierzonych w naród polski w XX wieku. Rosja ze swojej natury nigdy nie potrafiła współistnieć ze swoimi sąsiadami, po prostu tych sąsiadów nie uznając. To nie tylko tyczy się przecież Ukrainy, ale nas. Państwa, które przez wieki konkurowało z Rosją o dominację w Europie środkowo-wschodniej. I myliłem się parę lat temu nawołując do możliwości normalnego prowadzenia polityki z Rosją, a także do tego, że powinniśmy szukać wspólnego języka i wspólnych interesów. Na dzień dzisiejszy, żadnych interesów wspólnych nie mamy i mieć nie będziemy. Rosja nigdy nie uzna jakichkolwiek interesów Polski.

Po raz pierwszy od dawien dawna, kiedy wybucha wojna w naszej części Europy, w którą zaangażowana jest Rosja – my w tej wojnie nie bierzemy udziału bezpośrednio. Pierwszy raz, to nie my przelewamy krew z imperialistycznymi celami Moskwy. Musimy zrozumieć, że tam na ukraińskich polach dochodzi do przelewu krwi, który dotyczy także nas. To tam odwieczny wróg naszej państwowości i istnienia naszego narodu może zostać osłabiony albo wręcz przeciwnie wzmocniony – co dla nas byłoby tragedią. Dziwi mnie więc, że „tylko” po 250 ostatnich latach naszej historii, znajdują się ludzie, którzy są przeciwni naszego zaangażowaniu we wsparcie naszych wschodnich sąsiadów. Doskonale wiemy, że jeżeli szłoby to w drugą stronę, Rosja nie miałaby dla nas żadnej litości. Mam nadzieję, że każdy z nas dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Rosja w żadnym możliwym wypadku, jeżeli taka okazja by się nadarzyła, nie miałaby dla nas żadnego współczucia.

Jasno trzeba powiedzieć, że zwycięstwo Ukrainy i maksymalne osłabienie Rosji leży w naszym interesie. Osłabiona Rosja to spokój naszych granic. Porażka Ukrainy oznacza wpadnięcie w objęcia tego kraju w ramiona Rosji, co dla naszego państwa, byłoby ogromnym zagrożeniem. Oczy Moskwy zawsze będą zerkać na Warszawę. Wysyłanie przez nas czołgów i różnego rodzaju sprzętu plus organizowanie innych państw do robienia tego samego to dla nas olbrzymie historyczne wyzwanie, ale także historyczna okazja. To jest nasz kierunek polityki zagranicznej jaki musimy obrać – osłabienie państwa rosyjskiego. Upadła niegdyś wielka Rzeczpospolita, upaść może i Rosja.

Przez dziesiątki lat Rosja grabiła nasze ziemie, zabijała naszych ludzi, okradała nas z naszych dóbr narodowych. Dzisiejsza polityka państwa polskiego, to nie jest niespodzianka. To raczej kontynuacja kierunku naszej wiekowej polityki zagranicznej, wymierzonej w obronę przeciwko Rosji. Tu nie chodzi o żaden „atlantycki” porządek, ideologię demoliberalną, nacjonalizm. Tu chodzi o istnienie państwa polskiego w ogóle. Państwa, którego Rosja z chęcią by na mapie nie widziała. Jestem przekonany, że pokolenia żyjące pod rosyjskim butem lat 1795-1918 absolutnie popierałaby politykę obraną przez współczesne państwo polskie. Ale także ich następcy z II RP i poprzednicy z I RP. Taki jest los dziejów w naszym położeniu geograficznym. Agresywna i imperialna Rosja to zagrożenie dla narodu i państwa polskiego.

Nie ma czegoś takiego jak „to nie nasza wojna” w naszej części Europy. Nasza historia wielkich zwycięstw i klęsk to pokazuje. Nie mamy dziś innego wyjścia, niż to, żeby wysyłać nasz sprzęt i wspierać Ukraińców w ich walce. Tam teraz toczą się walki o spokój w Europie Środkowo-Wschodniej i o osłabienie państwa rosyjskiego. Trzymajmy kciuki za porażkę Rosji i jej upadek!

Kazimierz Konopka

 

Przy dyskusji o Powstaniach bardzo często podnoszą głos spadkobiercy endeckiego plemienia żmijowego, którzy deprecjonują Trud Powstańczy, bo według nich biologiczne przetrwanie przedstawicieli Narodu ważniejsze jest od walki i Niepodległości.

Jest to oczywista wymówka dla sprzedajnej postawy. Idąc takim tokiem myślenia, to przykładowo armia Hetmana Stanisława Żółkiewskiego już na samym początku powinna skapitulować pod Kłuszynem, albowiem ogromna dysproporcja sił w liczbie teoretycznie nie rokowała na zwycięstwo. Jak wiernopoddańczy stosunek wobec caratu mieli przedwojenni endecy powszechnie wiadomo (dla niezaznajomionych niebawem coś na ten temat napiszę). Nic dziwnego, że to właśnie z myśli Dmowskiego i Balickiego wyrastają dzisiaj różne kamractwa, oraz inne prorosyjskie twory-potwory.

Pamiętać też należy, że Powstanie Styczniowe miało wpływ na rozwój współcześnie rozumianej tożsamości narodowej, gdyż wtedy nieraz w jednym szeregu walczył chłop obok ziemianina.

Ciekawe, czy ci wszyscy, którzy dziś tak bardzo lżą Styczniowych Powstańców, czy umieli by powiedzieć w 20-leciu międzywojennym swoje kalumnie właśnie im.

Bardzo łatwo jest oczerniać Powstańców i ich kult w II RP, siedząc przed monitorem w ciepłym pokoju, czy to pisząc komentarze, czy też pokazując swoją plastusiową facjatę na youtube.

Grafika autorstwa Piotra Pawlaka.

 

 

 

Tomasz Gontarz

 

sobota, 04 marzec 2023 13:47

Adrianna Gąsiorek - Podsumowanie

Setny numer miesięcznika narodowo-radykalnego "Szturm" zasługuje na pewne wyróżnienie w kontekście publicystyki, dlatego przygotowałam nieco inny tekst niż zazwyczaj. Przede wszystkim odmienna będzie jego forma. Poniżej znajdziecie zbiór najciekawszych tematów i działań, jakie w ostatnim czasie zrobiliśmy jako środowisko nacjonalistyczne. Oczywiście wybór jest subiektywny, ale myślę, że udało mi się pokazać, jak wiele nas łączy i że możemy się wzajemnie uzupełniać. Widać również, że zaczynamy zauważać to, co kiedyś było nie do pomyślenia. W końcu wyrażamy swój głos w różnych aspektach. Myślę, że to dopiero początek tej zmiany, ale to dobra droga na przyszłość.

Zazwyczaj w swoich tekstach staram się dodawać tzw. "odrobinę łyżki z dziegciu do beczki miodu", ale moim celem zawsze jest troska - zarówno w działaniach krytykujących zachowania Polaków, czy uwidaczniających wady naszego środowiska. Uważam, że tylko wtedy, kiedy będziemy znać nasze słabe punkty, będziemy w stanie je pokonać i stawać się lepszymi. Wiem, że to idea bliska wielu osobom, z którymi mam okazję działać narodowo.

Tym razem jednak chcę docenić to, co robimy wspólnie. Niech ten setny numer będzie wyjątkowy i zobliguje nas do kolejny działań, które będą realnie wpływać na losy naszej Ojczyzny.

Wybrane akcje przyporządkowane są konkretnym organizacjom, które ułożyłam alfabetycznie. Wszystkie materiały wykorzystane w tekście pochodzą ze stron/kanałów poszczególnych stowarzyszeń.

 

 

Na pierwszy ogień wysuwają  się zatem Autonomiczni Nacjonaliści:

http://autonom.pl/

 

  1. Rocznice

O powstaniu styczniowym pamiętaliśmy wszyscy. Relacje dostępne są na stronach każdej organizacji i chwała Wam za to, że pamiętacie. Natomiast AN-i podkreślili bardzo ważne aspekty związane praktycznie z każdym powstaniem, jakie organizowali Polacy. Polecam zatem zapoznać się z nieco odmienną relacją, która powinna dawać do myślenia.

 

"[...]na warszawskiej Cytadeli, przy pomniku z reliktami szubienicy na której stracono bohaterów powstania przeciwko Imperium Rosyjskiemu, Autonomiczni Nacjonaliści oddali symboliczny hołd tym, którzy za naszą wolność i tożsamość oddali 160 lat temu swoją krew. Nie dajmy sobie wmówić o bezsensowności czynu, który nadał pęd uświadamianiu i oświecaniu szerokich mas w poczuciu przynależności narodowej. To postać retoryczna „starego wiarusa” była przykładem poświecenia za ojczyznę, a „sztyletnik” sumą strachów wrogów ojczyzny. Oddajemy cześć jednym i drugim, walczącym z nieprzyjacielem i tyranem w ciemnych zaułkach, lasach, w otwartym polu. Nie zdrajca i koniunkturalista Wielopolski, a Traugutt i frakcja rewolucyjna była kamieniem węgielnym dzisiejszego narodowego radykalizmu. Nie konserwatysta chcący zachować władze zgniłych elit, a patrioci niosący kaganek oświaty i postępu ekonomicznego pod chłopskie strzechy. Nie obrzydliwy serwilista, który wywołał nieprzygotowane powstanie branką do wojska, a wcześniej nadał równe prawa Żydom by zniszczyć ekonomicznie środowiska niepodległościowe, a poświecenie kosyniera, sztyletnika i szlachcica oddającego strzał do zaborcy z zasadzki!

Realizm to nie defetyzm, heroizm to nie lekkomyślność!

Gloria victis!"

 

  1. Promocja sportu


Podkreślam takie wpisy przy każdej organizacji, ponieważ to naprawdę niezwykle ważny punkt, o którym musimy pamiętać. To nie tylko idealna okazja do przyciągania młodych działaczy do naszego środowiska, ale również mobilizacja dla nas samych, aby dbać o formę. Sport to również pasja, która może nas łączyć i być dobrym punktem do wspólnych inicjatyw.

 

 

  1. Akcja społeczna: uzależnienia

Akcja miała na celu uświadomienie Polakom, jak wielkim zagrożeniem jest uzależnienie od telefonu i portali społecznościowych. Problem dotyka osób w każdym wieku. Niestety obrazek, w którym widzimy rodziców zajętych nie swoimi dziećmi a smartfonami, jest coraz częstszy. Także młodzież nie jest w stanie zapanować nad potrzebą "ciągłego komunikowania się z całym światem". To naprawdę ważny temat społeczny, o którym musimy mówić.

 

  1. Akcja - ostrzeżenie

Ostrzeżenie naszych rodaków przed różnymi zagrożeniami powinno być naszym priorytetem. W końcu chcemy być blisko narodu i zwykłych obywateli. Musimy zatem mówić o tym, co dotyka każdego z nas. AN-i przed świętami, czyli okresem wzmożonych zakupów przeprowadzili akcję "Polaku, nie daj się oszukać!".

W tym miejscu warto również odwiedzić stronę internetową autonom.pl, na której znajdziemy teksty dotyczące bieżących wydarzeń z Polski oraz świata w nacjonalistycznym wydaniu.

 

Drugie w kolejności jest Stowarzyszenie na rzecz tradycji i Kultury "Niklot"

http://www.niklot.org.pl/

 

  1. Kultura

Niklot trzeba nagrodzić przede wszystkim za ogromny wkład w kwestie propagowania polskiej kultury oraz wznawiania pozycji literackich.

"Przykładem jest Etnografia Słowiańska "Zeszyt pierwszy: Połabianie" autorstwa Adama Fischera. To wznowienie klasycznej pozycji Fischera z 1932 roku, które do dziś utrzymało swoją wartość naukową. Jednocześnie deklarujemy, że w bieżącym roku wydamy pozostałe dwa zeszyty: Łużyczanie i Polacy."

 

  1. Pamięć - konkretne działanie

Działacze Nikota, dzięki współpracy środowiska przy promocji zbiórki, zebrali kwotę potrzebną do zachowania prawa do grobu Jana Stachniuka. Dla mniej wtajemniczonych, krótka informacja:

Stachniuk to polski filozof i publicysta. Teoretyk i twórca idei kulturalizmu, a także redaktor naczelny przedwojennego, nacjonalistycznego pisma „Zadruga” oraz lider skupionego wokół niego ruchu o tej samej nazwie.

"Dziękujemy wszystkim, którzy wsparli naszą zbiórkę! Naprawdę jesteście wielcy! Wymaganą kwotę do opłacenia prawa do zachowania grobu Jana Stachniuka na kolejne 20 lat zebraliśmy w 3 dni, w związku z czym zamknęliśmy zbiórkę - zrealizowała swój cel."

  1. Spotkania i wykłady

Jeśli chodzi o kwestie organizowania spotkań, prelekcji i wykładów to zdecydowanie pole to należy do Niklota. Warto zaznaczyć, że właśnie w tym stowarzyszeniu działa doktor Tomasz Szczepański, który może pochwalić się ogromną wiedzą i elokwencją. Uważam, że trzeba podkreślać fakt,  iż w naszym środowisku mamy takie osoby i jak najczęściej pokazywać ich prace intelektualne.

  1. Wykorzystanie social mediów

Niklot prowadzi również swój kanał na YouTobie. Zaznaczam, że jest to miejsce, w którym nie musimy się spodziewać żadnej poprawności politycznej tylko rzeczowych informacji podanych prosto z mostu. Zdecydowanie polecam rozmowę na temat "jaszczuryzacji" i "korwinozy", które niszczą i ośmieszają ruch narodowy. Trzeba o tym mówić głośno, często i bezkompromisowo.

W tym miejscu oczywiście należy wspomnieć również o miesięczniku narodowo-radykalnym, który właśnie czytacie, czyli "Szturmie". Niech ta setna rocznica będzie tylko kamyczkiem milowym w nacjonalistycznej publicystyce.

 

Obóz Narodowo-Radykalny, czyli moja macierzysta organizacja

www.onr.com.pl

 

  1. Działania oddolne

ONR od wielu lat skupia się na działalności społecznej. Mieszkańcy wielu polskich miast wiedzą, że mogą liczyć na nacjonalistów w wielu sytuacjach. Pomaga również takim miejscom jak Domy Samotnej Matki czy noclegownie. Działacze nie mają problemu z "zakasaniem rękawów" i wzięcia się do pracy fizycznej. Remonty budynków, wydawanie posiłków bezdomnym czy zbiórki potrzebującym to priorytet każdej Brygady ONR.

  1. Aktualne problemy

Także ONR zauważa aktualne problemy, które dotyczą naszych rodaków. Przeprowadza akcje ogólnopolskie, które mają podnosić ważne tematy. W tym roku były to między innymi pikiety związane z inflacją i drożyzną, z którą każdy z nas styka się na co dzień.

  1. Sport i szkolenia

Spory nacisk ONR-owcy kładą również na aktywność sportową, ale także działania mające dokształcić się w dziedzinach militarnych. Wiele Brygad aktywnie uczęszcza na strzelnice czy szkolenia wojskowe. Wiemy przecież, że wspólne treningi jednoczą nacjonalistów.

  1. Social media + akcje plakatowe

ONR nie ma łatwej drogi w social mediach. W zasadzie profile na Facebooku pamiętam jak przez mgłe, mimo że często miałam okazje sama je prowadzić. Natomiast póki co ;) obóz aktywny jest w swoim kanale na Telegramie i na Twitterze. Znaleźć tam można plakaty i grafiki związane z wydarzeniami z Polski i ze świata. 

Przede wszystkim jednak celem ONR-u jest wyjście do ludzi z projektami ulicznymi. Jednym z takich przykładów jest ostatnia akcja Brygady Pomorskiej, która zakpiła z włodarzy Gdańska. Obóz systematycznie obkleja plakatami tematycznymi polskie miasta.

Oczywiście organem prasowym ONR-u jest portal Kierunki.info.pl, który od niedawna przyjął nową formę i stale się ulepsza. A ja od wielu lat mam wielką przyjemność pełnić w nim rolę redaktora naczelnego.

 

 

Kolejną organizacją jest Socjalna Alternatywa

aktywna przede wszystkim na Telegramie

 

  1. Ekologia - ważny przekaz do środowiska

Jak sami piszą:

"Nie ma nacjonalizmu bez ekologii!

To od nas i naszych codziennych wyborów zależy w jakim świecie przyjdzie żyć naszym dzieciom.

Naszym obowiązkiem jest postarać się, żeby żyły w zdrowiu na zielonej planecie, a nie na jałowej pustyni, w którą kapitaliści zamieniają nasz krajobraz w imię zysku.

Dlatego też walczmy o naszą planetę każdego dnia! Nie tylko przez akcje informacyjne i ekologiczne, ale również drobne wybory takie jak pilnowanie zużycia wody, segregacja odpadów, nie marnowanie żywności, recykling."

  1. Antykapitalizm

To hasło łączy nas wszystkich, dlatego warto o nim przypominać zarówno w tekstach, jak i grafikami.

  1. Akcja społeczna - zdrowie

Kolejna bardzo sensowna akcja naszego środowiska. Tym razem na ulicach miast pojawiły się materiały związane ze szkodliwym wpływem napojów energetycznych. Wierzcie mi na słowo, że już w szkole podstawowej problem ten jest ogromny i stale przybiera na sile. Modne stają się również papierosy elektroniczne, które posiada coraz więcej młodszych dzieci.

  1. Apel do kobiet

Jak wszyscy widzimy, kobiet w środowisku jest bardzo mało. W zasadzie przełom 2015/2017 roku był w tej kwestii odmienny. Faktycznie wtedy więcej pań angażowało się w ruch. Obecnie wracamy ponownie do tzw. niszy. Nie można jednak tego tematu odpuszczać. Sami widzimy, że kobiety potrafią się zmobilizować, ale wybierają drogę na skróty i wydarzenia "modne" i "popularne". To również dobry temat do przemyśleń dla nas.

Ostatnią organizacją, którą wybrałam jest Trzecia Droga

https://3droga.pl/

 

 

  1. Przekaz do młodych

Bardzo dobrze, że działacze Trzeciej Drogi nie zapominają o młodzieży. Częste akcje uliczne i wpisy w social mediach są skierowane właśnie do niej. Taka droga jest konieczna do tego, aby nasz ruch się rozwijał.

"EUROPA-MŁODOŚĆ-REWOLUCJA!"

  1. Wymiana doświadczeń

Na profilach 3D można zobaczyć, że chętnie udzielają się na wyjazdach zagranicznych. Budowanie relacji z innymi narodami w obecnych czasach, jest jak najbardziej słuszne. Warto wymieniać się doświadczeniami i wspierać w przekazie europejskich nacjonalistów.

  1. Kultura

Z kulturą jest podobnie, jak ze sportem czy ekologią. To temat, który powinien być na naszych sztandarach cały czas. Sporo w tej dziedzinie działa właśnie Trzecia Droga. Na wyróżnienie zasługuje cykliczny konkurs "Orle Pióro".

Kolejna ciekawa akcja związana z tematami społecznymi:

"Państwo polskie nie potrafi dostatecznie zadbać o swoich obywateli. Wiedzą o tym doskonale osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie. Działacze Trzeciej Drogi, nie pozostając biernymi i obojętnymi na los rodaków, przeprowadzili akcję plakatową promującą tekst na naszym portalu 3droga.pl, który dokładnie rozkłada wyżej wymieniony problem na czynniki pierwsze.

Nasze plakaty pojawiły się w Warszawie, Łodzi, Krakowie, Lublińcu, Legionowie, Rudzie Śląskiej i Strzelinie.

Dla nas jako nacjonalistów walka o sprawiedliwość społeczną to obowiązek i nigdy nie przymkniemy oka na niegodne traktowanie Polaków przez państwo!"

  1. Konkretne działania:

"Wreszcie możemy oficjalnie zamknąć temat zbiórki organizowanej razem z naszymi przyjaciółmi z Nacionalisté.

Dzięki współpracy polskich i czeskich nacjonalistów, udało nam się razem przekazać samochód terenowy dla członków batalionu Rewanż.

Niech żyje Europa Wolnych Narodów!

 

 

Trzecia Droga wydaje również pismo "W pół drogi".

 

Wybrałam tylko kilka organizacji i akcji, które pojawiły się w ostatnim czasie. Jeśli miałabym prześwietlić inne wydarzenia, które są organizowane przez wyżej wymieniowe podmioty, na przestrzeni lat, to naprawdę jest się czym pochwalić i to dodaje skrzydeł. Pamiętajmy jednak, że musimy to kontynuować. Nawet jeśli widzimy, że może skala jest za mała, a ludzie się wykruszają, nie możemy odpuścić. Takie przyjęliśmy zobowiązania jako nacjonaliści i tego musimy się trzymać. Każda nawet najmniejsza akcja, może być "owocem", który daje swoje efekty. Rozwijajmy się wszyscy, aby stale dążyć do rzeczy lepszych i większych. Doceniajmy jednak to, co udało nam się zrobić.

Urodził się 10.10.1879 roku w Chebziu – dzisiejsza dzielnica Rudy Śląskiej. Gdy ukończył Szkołę Ludową, rozpoczął pracę w hucie cynku „Silesia”, w Lipinach – miasto Świętochłowice.

Następnie wykonywał pracę w kopalniach „Paweł” w Chebziu, „Matylda” w Lipinach, oraz „Litander” w Rudzie Śląskiej. 

Był wcielony w 1901 r. do pruskiego wojska w Nysie, na stanowiska sapera do 1903 r.

Gdy ukończył służbę wojskową, ponownie zaczął prace zawodowe w kopalniach, działał także

w Zjednoczeniu Zawodowym Polskim. 

W 1913 roku brał czynny udział w Kopalni „Paweł”, następnie został zwolniony.

Przeprowadził się do Chropaczowa i podjął pracę w tamtejszej kopalni.

Brał udział we wszystkich trzech Powstaniach Śląskich – był jednym z przywódców, w trakcie I Powstania Śląskiego, wraz z Józefem Trojokiem.

Organizował manifestacje w sprawie przyłączenia Górnego Śląska do Polski. 

W II Powstaniu Śląskim walczył w szeregach pierwszego pułku Strzelców Bytomskich.

W III Powstaniu Śląskim był członkiem grupy Wawelberga, która była dowodzona przez Tadeusza Puszczyńskiego i dowódcą podgrupy „Północ”.

W trakcie akcji „Mosty” wysadzono most na rzece Odrze, w Szczepanowicach koło Opola. Wiechaczek w trakcie tej akcji, pod mostem zamontował specjalny zapalnik, który wcześniej skonstruował, ryzykując swoje zdrowie i życie.

Między innymi za tę udaną akcję został w 1922 odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari i Krzyżem Niepodległości z Mieczami.

W okresie międzywojennym mieszkał w dalszym ciągu w Chropaczowie, pracując na Kopalni „Śląsk”. Był aktywnym działaczem Związku Powstańców Śląskich. 

Zginał 3 maja 1940 roku, wysłano go do obozu koncentracyjnego w Dachau, później do Sachsenhause.

Jego imieniem została nazwana jednak z ulic w Chropaczowie, który jest dzielnicą Świętochłowic.

W Świętochłowicach, w zeszłym roku powstał ku Jego pamięci piękny mural, który można podziwiać, przejeżdżając przez chropaczowską dzielnicę.

 

Monika Dębek

Polityka mieszkaniowa w naszym kraju leży już od lat i wydaje się że rządzący nie bardzo mają pomysł na to jak ją podnieść zostawiając problem do rozwiązania wolnemu rynkowi wycofując się z polityki mieszkaniowej. To rozwiązanie niestety do najlepszych nie należy i z każdym rokiem sytuacja na rynku mieszkaniowym się pogarsza.
Porównując dane z 2019 roku i obecnego możemy zauważyć, że problem luki czynszowej wzrósł z 40% do ponad 60% co oznacza, że ponad połowa rodaków jest wykluczona z rynku mieszkaniowego w naszym kraju.
Czym jest luka czynszowa? Luka czynszowa to problem, który dotyczy coraz większej ilości naszych rodaków, których zarobki są na tyle niskie, że nie pozwalają na kupno własnego mieszkania za własne oszczędności ani zaciągnięcie kredytu hipotecznego na zakup nieruchomości, a nawet umożliwiają najem przyzwoitego lokalu mieszkalnego. Jednocześnie też przekraczają górny limit zarobków uprawniający do otrzymania prawa do mieszkania komunalnego czy socjalnego. W konsekwencji tej sytuacji, w której miliony Polaków nie są w stanie zaspokoić swoich potrzeb mieszkaniowych mówimy o luce czynszowej.

Problem widać bardzo dobrze przyglądając się sytuacji młodych ludzi, którym ciężko się dziwić, że zostają pod jednym dachem z rodzicami zamiast „wyfrunąć z rodzinnego gniazda”.
Owe „wyfrunięcie” oznacza przy obecnych cenach najmu, przeznaczanie większości swojej wypłaty na mieszkanie w kawalerce, w której będą odsypiać zmiany w pracy,a  przecież do tego dochodzi również potrzeba zaspokojenia głodu, warto też czasem kupić sobie jakiś ciuch, opłacić telefon i internet, no i wyjść od czasu do czasu ze znajomymi. Jednak przy stawkach na rynku pracy pogodzenie tych wszystkich rzeczy to nie lada wyzwania i istna kombinacja. Nic więc dziwnego, że młodzi zamiast wynajmu studia czy pokoju w mieszkaniu z trzema obcymi ludźmi wolą dokładać się rodzicom do czynszu i móc odkładać pieniądze, nie martwiąc się przy tym o to czy starczy im na przykład na zakup zimowej kurtki.

Rządy Prawa i Sprawiedliwości, kilka lat temu w celach poprawy sytuacji demograficznej naszego kraju wprowadziły program socjalny 500plus, zakładając w uzasadnieniu ustawy, że w ciągu dziesięciu lat na świat przyjdzie 280 tysięcy nowych Polaków, a to oznacza, że rocznie przybędzie nam 30 tysięcy urodzeń w skali roku podnosząc wskaźnik urodzeń z 1,3 do maksymalnie 1,5.
Z ogólnej puli ludności ponad połowa Polaków, która mogłaby poprawić sytuację dzietności to rodziny bez dzieci oraz single, których liczba wzrasta z roku na rok. To tu leży problem niskiej dzietności, a nie w rodzinach z trójką czy czwórką dzieci, których program miałby zachęcić do jeszcze jednego dziecka. Posługując się danymi z ustawy PiS, można wyliczyć, że jedno dziecko otrzyma 850tysięcy złotych, podczas kiedy jako dorosły człowiek do systemu emerytalnego wpłaci 1/3 tej sumy. Nakłady programu 500plus są zatem trzykrotnie większe od dochodów.

Zostawiając już nieopłacalność tego programu socjalnego, który miałby zachęcić Polaków do poprawy dzietności, zauważmy tylko, że dodanie do domowego budżetu 500 złotych przy nowym członku rodziny nie rozwiązuje w żaden sposób sytuacji materialnej tej rodziny.
W dalszym ciągu nie pozwala to wyjść z luki czynszowej zwłaszcza młodych ludzi, którzy mogliby zadbać o poprawę sytuacji demograficznej w naszym kraju.
Dlaczego poruszyłem ten temat przy okazji spraw związanych z polityką mieszkaniową?
Statystyki pokazują, że problem własnych czterech katów, to jeden z głównych powodów, dla których młodzi ludzie nie decydują się zakładanie rodzin.

Co w tej sytuacji ma nam do zaoferowania państwo?
Czy na polu polityki mieszkaniowej państwo nie ma żadnego programu socjalnego dla młodych, by ułatwić im start w życie, a przy tym „upiec dwie pieczenie na jednym ogniu”, bo i zapewnić obywatelom mieszkania i pomóc realnie w problemie niskiej dzietności. Owszem ma. Do programu mieszkanie plus, cała polityka mieszkaniowa w Polsce opierała się na dotowaniu zakupu mieszkań na kredyt. Program rodzina na swoim, mieszkanie dla młodych czy program mieszkanie bez wkładu własnego to wszystko programy, gdzie państwo tak naprawdę rzucało pieniądze na rynek zostawiając jednak ludzi w sytuacji, w której to mieszkania mieli zakupić od deweloperów, a rynek miał załatwić problem.
Niestety dorzucanie pieniędzy do popytu zwłaszcza takiego finansowanego kredytem skutkuje wzrostem cen. Kiedy deweloperzy widzą, że na rynku pojawia się więcej pieniędzy po prostu podnoszą ceny co powoduje, ze dostępność finansowa mierzona tym jakie mieszkanie jest w stanie kupić osoba o określonym poziomie dochodu nie zmienia się lub też spada, bo nie wszyscy są uprawnieni do otrzymania pieniędzy z programu socjalnego, w efekcie czego ci, którzy nie byli uprawnieni mają jeszcze większe trudności z kupnem mieszkania, którego cena skoczyła do góry.

Obecnie obserwujemy sytuację, gdy banki udzielają zdecydowanie mniej kredytów hipotecznych postępując ostrożniej, a jednocześnie firmy deweloperskie realizują coraz mniej inwestycji budowlanych. Deweloperzy chcąc uniknąć problemu zamrożenia środków na budowanie osiedli mieszkaniowych, na które nie stać konsumentów, zwyczajnie decydują się na chwilowe lub długotrwałe zatrzymanie poszczególnych etapów inwestycyjnych. Powoduje to coraz gorsze warunki mieszkalne, w których jesteśmy zmuszeni żyć. Często zarobki nie pozwalają nam wynająć mieszkania o optymalnym standardzie i musimy decydować się na lokum wadliwe pod względem technicznym, nawet takie, w którym wymagany jest generalny remont.

 

Problem, jakim jest luka czynszowa wraz z kwestią złych warunków mieszkalnych stale narasta. Ponadto, patrząc na pędzącą inflację, która też przecież nie omija np. materiałów budowlanych, musimy przygotować się na jeszcze większe pogłębienie go. Jak wynika z opinii obywateli, nieliczni z nich mają rzeczywiste perspektywy na poprawę swojej sytuacji finansowej i mieszkaniowej w najbliższych miesiącach czy latach.

Co w takiej sytuacji, jak poprawić sytuację młodych, których problem luki czynszowej dotyka w znacznym stopniu?
Przede wszystkim państwo zamiast wycofywania się z ingerencji w rynek mieszkaniowy i zostawiania swoich obywateli na pastwę deweloperów musi o swoich obywateli zadbać i zmienić dotychczasową politykę mieszkaniową.

Czas skończyć z bezrefleksyjnym wyprzedawaniem często zielonych terenów deweloperom pozbawionych koordynacji z siecią komunikacyjną i planowanymi trasami uzbrojenia terenu w sieci energetyczne, wodno-kanalizacyjne czy gazowe . W Polsce w wielu miastach rosnącym problemem jest właśnie niewydolność infrastruktury wodociągowo-kanalizacyjnej, która musi obsłużyć rozlane przedmieścia i stojące na uboczu małe zamknięte osiedla.  To problem nie stworzenia po roku 1989 modelu zarządzania przestrzenią wspólna i odpowiedniego planowania zarówno na poziomie lokalnym, jak i krajowym. Bez prowadzenia harmonijnej i spójnej polityki przestrzennej rósł będzie chaos infrastrukturalny – braki w rozprowadzeniu sieci mediów, wysokie koszty obsługi tych sieci, brak powiązania osiedli pod nowe tereny z siecią komunikacyjną.

W miejsce chaotycznie rozlokowanych deweloperskich osiedli z „mikroapartamentami”, należy budować mieszkania na wynajem. Mieszkania własnościowe nie rozwiążą bowiem całkiem problemu niskiej mobilności społecznej, zaś przy ciągłych wzrostach cen i niższym wzroście wynagrodzeń coraz większej grupy ludności po prostu nie stać na zakup własnego mieszkania.
Gminy i spółdzielnie muszą zacząć tworzyć dla deweloperów konkurencję. Mogą wszakże konkurować skalą i niższymi kosztami (mają bowiem własne zasoby gruntowe i nie podlegają takiemu opodatkowania lokalnego, jakiemu podlega firma). Dziś niestety działania gmin są niemrawe, zaś spółdzielnie –coraz częściej ograniczane i likwidowane. Aby gminy mogły konkurować państwo musi zwiększyć finansowanie budownictwa społecznego i komunalnego przez zwiększenie finansowania samorządów i możliwość wolnej alokacji zasobów, tak mieszkaniowych, jak infrastrukturalnych i finansowych.  Polityka mieszkaniowa czyli zaspokojenie potrzeb mieszkańców spoczywa właśnie na samorządach, które wyprzedają tereny, a także często mieszkania komunalne, gdyż zwyczajnie nie stać je na utrzymywanie pustostanów oraz potrzebne remonty i doprowadzenie lokali do stanu użytkowania.  Co od lat skutkuje tym, że liczba mieszkań komunalnych czy socjalnych dostępnych dla osób potrzebujących maleje.

Wcześniej wspomniałem, że przede wszystkim powinniśmy postawić na mieszkania na wynajem, oprócz rosnącej cen kupna mieszkania na własność dochodzą do tego również inne kwestie.
Wiele osób z mniejszych miejscowości wyjeżdża w celu poprawy jakości życia do większych miast, niektórzy na stałe inni na określony czas. To właśnie dla tych ludzi również dobrym rozwiązaniem były by tanie mieszkania na wynajem, ale te same osoby często mogą być również kołem ratunkowym dla osób znajdujących się w potrzebie. Jak?
Wydawać, by się mogło, że w małych miejscowościach wyludniających się sytuacja na rynku mieszkalnym powinna być lepsza, często brakuje tam znacznie mniejszej ilości mieszkań jednak gmin nie stać na sfinansowanie budowy takich lokali. W takich miejscowościach dobrym rozwiązaniem byłoby uruchomienie najmu lokali, które stoją niezamieszkane popadając w ruinę.
To właśnie osoby wyjeżdżające do większych miast będące właścicielami lokali, niekoniecznie sprzedając mieszkanie mogłyby podpisywać z gminą kontrakty najmu socjalnego, które przydzielałoby mieszkania osobom potrzebującym.

Problemów polityki mieszkaniowej jest niestety oczywiście więcej jak chociażby nie chroniące nikogo na dobrą sprawę przepisy związane z najmem. Coraz częściej stosowany najem okazjonalny odstrasza ludzi, którzy nie chcą nagle znaleźć się w sytuacji, w której nie będą mieli gdzie mieszkać, natomiast wynajmujący boją się sytuacji, w których najemcy przestaną opłacać lokal i zaczną w nim koczować. Być może dobrym rozwiązaniem byłby ostatnio podnoszony coraz częściej pomysł o powołaniu osobnego ministra mieszkalnictwa, który zająłby się podnoszeniem z kolan polityki mieszkaniowej.

 

Kamil Królik Antończak

 

W tym roku mija dziesięć lat od premiery filmu Snowpiercer: Arka przyszłości.
Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w której ludzkość przegrała walkę z globalnym ociepleniem, a na skutek podjętych przez nią działań na Ziemi zapanowała wieczna zima.
Jedynymi ocalałych na planecie ludźmi zostali pasażerowie lokomotywy wykorzystującej rewolucyjne rozwiązania do zapewnienia sobie energii oraz przetrwania pasażerów.
W lokomotywie, w której panuje system klasowy wybucha bunt, a najbiedniejsi pasażerowie z ostatnich wagonów zamierzają dostać się siłą na przód lokomotywy do osób zarządzających życiem w pociągu. W trakcie oglądania filmu naszym oczom ukazuje się, że pożywne batony, którymi żywili się pasażerowie były wytwarzane z owadów. W chwili kiedy oglądałem ten film, zapewne tak jak wiele osób pomyślałem o tym, że istotnie owady mają sporą szansę stać się jedzeniem przyszłości ale i również przyczynić się do wyeliminowania problemu głodu na świecie.

W ostatnich latach temat żywności produkowanej z przetworzonych owadów w naszym kraju powtarza z coraz większą siłą sukcesywnie powiększając grono osób, które przychylnym okiem patrzą w kierunku insektów, które w większości krajów naszego kontynentu stanowią tabu pokarmowe.

Tabu pokarmowe jest funkcjonującym w wielu grupach społecznych lub kulturowych świadomym zakazem spożywania pokarmu pochodzenia zwierzęcego bądź roślinnego, który jest jadalny z punktu widzenia fizjologi trawienia. I chociaż najpowszechniejszym tabu pokarmowym jest
zakaz spożywania ludzkiego mięsa, to nie jest znane tabu pokarmowe, które byłoby akceptowane we wszystkich kulturach. Spójrzmy jednak na nasze krajowe podwórko dosłownie i w przenośni, bo gdy spojrzymy na biegające po osiedlach popularne dachowce, zupełnie nie patrzymy na nie jak na zwierzęta z których możnaby zrobić potrawę na niedzielny obiad.
A we wcale nie leżącej tak daleko od naszego kraju Szwajcarii tradycyjnym daniem wielu regionów na wigilijnym stole jest pasztet z kota.

Człowiek jest istotą wszystkożerną, ze względów zdrowotnych oczywiście unikamy pokarmów trujących i ciężkostrawnych, jednak należy zauważyć, że wszelkie inne zakazy wynikają z naszych społeczno-kulturowych ram.

Wróćmy więc do entomofagi czyli jedzenia owadów. Unia Europejska zezwoliła na wprowadzenie do sprzedaży w krajach członkowskich UE produktów, które zawierają mąkę ze świerszcza domowego.
I tu pojawili się niczym rycerz na białym koniu posłowie konfederacji, a wśród nich Krzysztof Bosak alarmujący, że nadchodzi oswajanie społeczeństwa z agendą globalistów i wszyscy zostaniemy zmuszeni do żywienia się insektami…

Po pierwsze dziwi mnie, że liberałowie z Konfederacji, w szeregach których to jeden z liderów zasłynął ze sformułowania „chcącemu nie dzieje się krzywda”, podnoszą głośne krzyki,  że jednak chcący ściągnie na nas krzywdę...tylko pytanie jaką?

Żywienie się pokarmem z przetworzonych owadów charakteryzuje się bowiem wysoka koncentracją tłuszczów oraz białek, będących równie odżywczymi co mięso ryb i zwierząt.
Warto zauważyć, ze 80% masy świerszcza nadaje się do spożycia przez człowieka, zaś w wypadku krowy jest to tylko 40%.
Oczywiście plusów takiego pokarmu jest znacznie więcej od wydajniejszego przetwarzania karmy na jadalną masę ciała po sprawy związane z samą hodowlą takie jak mniejsza emisja gazów i amoniaku, zużycie wody czy też mniejsze wątpliwości etyczne w porównaniu do uboju krów, świń czy drobiu.
Dużo mniejsze koszty hodowli i wspomniane chociażby wyżej aspekty są powodem, dla którego wprowadzenie owadów do naszej diety jest omawiane jako pomysł mogący rozwiązać problemy, z którymi ludzkość będzie się musiała zmierzyć w niedalekiej przyszłości. Teraz na potrzeby zwierząt hodowlanych przeznacza się około 70% lądu oddanego do użytku dla rolnictwa. Szacunki są jasne: coraz więcej ludzi na świecie, w związku z bogaceniem się społeczeństw w krajach rozwijających się, będzie spożywało mięso i nabiał.

 

Tymczasem możliwości produkcyjne naszej planety już są nadużywane – w przyszłości nie będzie miejsca na kolejne uprawy do wykarmienia dodatkowych miliardów zwierząt przeznaczanych na mięso. Wykorzystanie lądu, który mogłyby porastać lasy, jest tylko jednym z problemów współczesnego modelu rolnictwa. Dodajmy do tego użycie pestycydów, nawozów, wody, antybiotyków, emisję gazów cieplarnianych, a okaże się, że coraz trudniej będzie pogodzić rosnącą produkcję ze zrównoważonym rozwojem.

 



Potrafię zrozumieć, że tabu związane z owadami w dużej mierze związane jest z uczuciem wstrętu. Owady kojarzą nam się organizmami żyjącymi w brudzie, zepsutym jedzeniem, odchodami i chorobami. Nie ma to jedna racjonalnego podłoża, ponieważ jadalne owady żywią się owocami, ziarnami i liśćmi. Zresztą te wszystkie asocjacje i ich oceny są bardzo dowolne, a także najczęściej nieuświadomione – królują instynkty, nie racjonalny namysł. Zachodni konsumenci bowiem nie mają problemów z jedzeniem porośniętych pleśnią, pachnących daleko posuniętym rozkładem serów czy morskich padlinożerców, jak kraby i homary. Wręcz przeciwnie, te produkty dzisiaj uważane są za delicje, chociaż w XIX wieku w Stanach Zjednoczonych homarami karmiło się więźniów, co było częścią ich kary.

W dzieciństwie, miałem okazję spróbować przywiezionych z Niemiec słodyczy z robakami oraz prażonych koników polnych o smaku cebulowym. Świadomość, że są to owady pochodzące z hodowli, a także chęć spróbowania czegoś nowego wpłynęły na to że dziś mogę z własnego doświadczenia powiedzieć, że o ile cukierki z krwią i mrówkami z tego co pamiętam nie wzbudziły mojego zachwytu, to koniki polne były naprawdę dobre. Myślę, że wiele osób lubiących pochrupać coś do piwa, gdyby nie swoje uprzedzenie do takiego rodzaju pokarmu to z powodzeniem mogłoby zastąpić chipsy czy paluszki konikami polnymi, a co za tym idzie wyszło by przede wszystkim zdrowiej.

Dopóki nie ma nakazu drastycznej zmiany diety i odejścia od wolnego wyboru w kwestiach żywieniowych to szczerze mówiąc nie widzę powodu, żeby wywoływać burzę z luzowania przepisów dotyczących pokarmów z owadów, wręcz przeciwnie jestem zadowolony z tego.
Jeśli ktoś ma zamiar spożywać owady to absolutnie nie działa na moją szkodę, słowa byłego ministra rolnictwa pana Jerzego Krzysztofa Ardanowskiego, że dopuszczenie mąki z owadów jest atakiem w rolników. Jest dla mnie swego rodzaju absurdem, że dopuszczenie bardziej ekologicznych  i zdrowszych rozwiązań dla całego społeczeństwa, a przy tym możliwość rozwoju w nowym kierunku dla rolników jest uznawane przez pana Ardanowskiego za cios w rolników.
Krajowe rolnictwo ma większe problemy od pozwolenia na mąkę ze świerszczy chociażby spadające ceny zboża w związku ogromnymi ilościami zboża sprowadzonego z Ukrainy.
Dlaczego również posłowie konfederacji od lat już nie walczą z barwnikami w naszym przetworzonym jedzeniu, które również pochodzą ze zmielonych owadów?  Dlaczego nie podejmują działań,  które zapewniłoby nam zdrową żywność, a nie sztucznie pompowane mięso i nawożone tonami chemikaliów warzywa produkowane pod linijkę?
Obecnie spożywane przez nas jedzenie jest tak przetworzone, że myślę że dla przeciętny Kowalski nie zastanawia się nad procesem i składnikami dajmy na to batonów, a mając do wyboru zjeść wysokobiałkowy bogatszy również np. w błonnik baton od zwykłego wybierze ten pierwszy. No chyba, że skutecznie posłowie rzekomej prawicy będą walczyć z mąką ze świerszczy zamiast z problemami dużo istotniejszymi dla naszych rodaków jak chociażby problem mieszkaniowy i rosnące koszty życia. Politycy powinni zająć się sprawami istotnymi dla obywateli, a nie mąką ze świerszczy czy walką o żeńskie końcówki jak na lewicy. Nasze życie i problemy wymagają konkretnych rozwiązań, a nie robienia cyrku z polityki z pieniądze społeczeństwa..

 

Kamil Królik Antończak

 

sobota, 04 marzec 2023 13:08

Grzegorz Ćwik - To była długa droga

To była druga droga, prawda? Wyruszyliśmy we wspólną podróż prawie 9 lat temu. Z perspektywy dzisiejszej to inna epoka. Ci, którzy okazali się karierowiczami i zdrajcami, wtedy chodzili z nami na manifestacje i spotkania, polski nacjonalizm wydawał się być na wznoszącej fali, a Polską cały czas rządziła Platforma. Do tego wszystkim nam wydawało się, że żyjemy w bezpiecznym świecie, gdzie wojny i niepokój odeszły w niebyt.

 

Mało kto tak szybko wyrobił sobie markę jak „Szturm”. Mało który miesięcznik czy magazyn może powiedzieć, że ma swoich sympatyków i zwolenników, a nie czytelników. Nas się nie tylko czyta, w nas się wierzy i wyznaje. Dlatego powstał ongiś Nacjonalizm Szturmowy, który miał być próbą przekucia naszej publicystyki na określone postulaty i propozycje. Sądzę, że całkiem nawet udaną, mimo faktu, że i sam projekt (głównie social-mediowy) i nawet nazwa Nacjonalizmu Szturmowego przestały być używane. Czyżby Nacjonalizm Szturmowy stał się po prostu nacjonalizmem, a wszystko co stare, zatęchłe, wsteczne stało się obozem libertyńsko-konfederackim? Całkiem możliwe.

 

„Szturm” od początku miał rodzić ferment, a to oznaczało, zwłaszcza w tak zabetonowanym środowisku, być kontrowersyjnym. I to mało powiedziane „kontrowersyjnym”! „Zdradziliśmy” nacjonalizm na wszelki możliwy sposób. Brataliśmy się z Ukraińcami (robimy to nadal), kibicowaliśmy im w ich walce z Moskwą (nadal kibicujemy), wyrugowaliśmy wszelkie liberalizmy ekonomiczne i doboszyńskie brednie, wdrożyliśmy realną myśl klimatyczną i ekologiczną, zwróciliśmy uwagę na nowoczesne trendy ideowe, jak choćby paneuropeizm czy archeofuturyzm. Do tego nie interesowało nas nigdy pójście w politykę, stąd do dziś mamy przywilej mówienia na głos, tego co inni się boją, i nazywania rzeczy po imieniu.

 

Ileż to było już wyroków śmierci na nas i wylanych wiader pomyj. Endecy nas nienawidzą za fascynację Komendantem i Legionami, tudzież za punktowanie warcholstwa i antypaństwowości obozu Dmowskiego. Konfederaci wraz z przybudówkami nas nienawidzą za punktowanie ich zdrady, miałkości, marności ideowej i intelektualnej. No i oczywiście za wytykany im liberalizm. Szowiniści nas nienawidzą za ludzkie i normalne podejście do innych narodów, oraz za to, że nie żyjemy wyłącznie historią.

 

Nas od samego początku interesowała Prawda. Dlatego nie byliśmy doktrynerami, a wierni idei Narodu gotowi byliśmy odrzucić wszystko, co okazało się niepotrzebne albo szkodliwe. Podobnie w druga stronę, przyjmowaliśmy chętnie idee dotąd nieobecne lub obecne w niewielkim stopniu, skoro tylko okazało się, że są wspólnotowe.

 

„Szturm” się właściwie kocha albo nienawidzi. Dorobiliśmy się w obu tych obozach pokaźnej grupki sympatyków. Jedni mówią o nas, jako o tych, którzy im otworzyli oczy, inni dostają ataku apopleksji na sam dźwięk naszego tytułu.

 

Mieliśmy się zerwać „Szturmem” w Historię, tak jak pisał Trzebiński. Czy się udało? Setny numer nie tylko skłania, ale wręcz zmusza do pewnych podsumowań i przemyśleń. Co właściwie jest naszym sukcesem, co się nie udało, na co już nie mamy szansy, a co jeszcze jest do uratowania?

 

Na pewno tchnęliśmy w zmurszałe i epigońskie środowisko dawkę życie, nowoczesności, pozbawionego histerii i kompleksów spojrzenia na ideę narodową. Mniej Dmowskiego, mniej antykwarycznych nudów, więcej specjalistycznej lektury, więcej po prostu wiedzy i eksperckości, a mniej szurii i kurzu z wariackich książek wygrzebanych na strychu. No i oczywiście więcej fantastyki, bo jak ktoś nie czyta Tolkiena i Lovecrafta, to nie wiem, czy można mu ufać. W 2014 nacjonalizm stał prawie że w tym samym miejscu co w 1989, a przykład Ruchu Narodowego pokazał, że nawet historia LPRu niczego nie nauczyła gwiazdorów spod znaku wszechpolskiej synekury w Sejmie. Hochsztaplerzy, którzy właśnie próbowali się dogadać z PiSem, a chwilę wcześniej z PO (uwierzcie, Wielomski nie był jedyny) sami nie wiedzieli czym jest ta idea narodowa, a w kuluarach można było usłyszeć od dzisiejszych panów posłów, że właściwie to wystarczy połączyć konserwatyzm i liberalne przekonania ekonomiczne… Tak, już wtedy układali się pod sojusz z Korwinem i Braunem. Do tego oczywiście wąskie horyzonty, posunięty do granic szaleństwa historycyzm, brak wykształcenia i oczytania… Nic dziwnego, że w naszej logówce jest bomba, bo nasza idea była niczym bomba rzucona w tą stęchliznę.

 

Trafiliśmy szeroko, po części dzięki własnej pracy i odwadze, po części dzięki Marszom Niepodległości (a zwłaszcza temu z 2017 i 2018), po części dzięki… hejterom. W końcu każdy wasz hejt, każdy opatrzony jadem link, to jednak zawsze reklama, a mądry człowiek zrozumie co mówimy, nawet jeśli na „dzień dobry” mu to zohydzicie.

 

Dziś właściwie większość nacjonalistów mówi Szturmem: uznaje etniczny komponent narodowości, prymat idealizmu i duchowości nad politykierstwem, odrzuca kapitalizm, promuje ekologię i walkę z kryzysem klimatycznym, chce Międzymorza a nienawidzi Putina. W 2014 w dużej mierze było inaczej, a 9 lat harówki i orki na ugorze dało wreszcie określone rezultaty.

 

Przebiliśmy się poniekąd do mainstreamu, ale na zasadach mainstreamu, bo niestety nie dorobiliśmy się popularnego medium, które przetwarzałyby treści metapolityczne na te zrozumiałe dla „normików”. Nie dorobiliśmy się trwałego środowiska, które konsekwentnie by realizowało i wdrażało nasze koncepcje. Szkoda, choć próby były. Zdechł nasz kanał youtube, z przyczyn w dużej mierze niezależnych (tzw. „życióweczka”) i szczerze powiedziawszy, nie widzę chyba wielkich szans na jego reaktywację. Na szczęście pokazujemy się regularnie w innych miejscach, a i inne projekty youtubowe, niekoniecznie spod szyldu „Szturmu” są w drodze. W ogóle nasze socjale mocno przyhamowały… Konferencji też dawno nie było spod naszego szyldu, tu chyba się wypaliła koncepcja, a i kwestie organizacyjne robią swoje. Wydawnictwo też ma przestój, choć tu spokojnie, kilka strzałów jeszcze mamy do oddania, myślę, że celnych. Co to wszystko znaczy? Że „Szturm” się kończy? O tym i o przyszłości dalej.

 

Na pewno o ile udało nam się namieszać w nacjonalizmie, tak wpływ na szeroko rozumianą prawicę był już mniejszy, stąd konserwatyzm, monarchizm, itp. nurty są takim samym rakiem, jak wcześniej. Z perspektywy prawie już dekady ciężko nie mieć wrażenia, że prawica skazana jest na zagładę, a nacjonalizm jako taki szukać powinien już innych kierunków i platform odskoczni, chociażby próby szukania fuzji klasycznej idei narodowej z sanacyjną myślą mocarstwową i państwową. Może od początku należało kompletnie „olać” środowisko i celować w inne grupy docelowe? Mądry nacjonalista po szkodzie, chociaż w 2014 pewne rzeczy nie były jeszcze takie jasne i oczywiste, jak dziś. Na pewno nauka na przyszłość, mniej subkultury, a nawet w ogóle, a więcej wychodzenia do ludzi.

 

Pisaliśmy nieraz o nacjonalizmie 2.0 i nie mam wątpliwości, że udało nam się go wdrożyć i wypracować. Bez kompleksów, bez potrzeby tłumaczenia się pipi-prawicy i lewakom, bez szurów i wariatów w naszych szeregach. Przez te 9 lat dużo się zmieniło – liczebność organizacji, symbole, czytane książki i lektury, słuchana muzyka, sposoby działania, kanały komunikacji. Pomimo zmęczenia, niechęci i wątpliwości nie zmienił się ogień płonący w sercu. „Ostatkiem sił drzemie we mnie idealizm”.

 

Znaleźli się tacy, którzy przyjęli nasze koncepcje jako swoje i rozwijają je – ku mej niekłamanej uciesze. Są tacy, którzy okazali się za głupi i po pewnym czasie odeszli na stanowiska skrajnie nam wrogie. Nie pozdrawiamy, ale życzymy wszystkiego dobrego. Dla paru wariatów i zdrajców staliśmy się wreszcie obsesją, która nakazuje widzieć nas na każdym rogu ulicy, nasze działania jako wyraz cholera wie jakichś agentur i działań mrocznych sił, a na social-mediach nie potrafią wytrzymać tygodnia bez wspomnienia o nas. Tak, mamy świadomość, że jesteśmy lepsi od wszelkiej maści zdrajców, putinistów, liberałów i paleoendeków. Wprawdzie my nie wspominamy o was w ogóle, ale obserwujemy, a gdy odejdziecie na śmietnik historii, wówczas zatańczymy na waszych grobach.

 

Każdy kto śledzi nas trochę uważniej zauważył, że od około roku numery się opóźniają. Przyznaję bez bicia. Powody są różne, obiektywne, subiektywne, ludzkie, życiowe… Nawet ten numer publikujemy ze sporym, największym jak dotąd opóźnieniem. „Szturm” miał zasiać ferment, wykształcić nową ideologię, stać się forpocztą nacjonalizmu 2.0, odrzucić to co zaprzeszłe i być zwiastunem tego co nowe i konieczne. I to wszystko zrealizowaliśmy. Pisałem już – większość nacjonalistów mówi „Szturmem”, myśli nim, świadomie i nieświadomie odwołuje się do tych koncepcji, jakie wdrożyliśmy. To właściwie wyczerpuje nasze pierwotne cele. Oczywiście, choćby kwestia wojny wpływa na konieczność rozwoju idei Międzymorza i najpewniej to jest dla nas kierunkowskaz. Nie chcemy być tylko zwykłym magazynem publicystycznym, skupionym na komentowaniu „bieżączki”, ale czymś więcej. Czym? Tego na obecną chwilę nie umiem powiedzieć, ale odpowiedź niebawem znajdziemy i wyklaruje się kierunek, w jakim podążać będzie „Szturm”. Do tego czasu niestety możliwe są różne opóźnienia i inne bolączki. Spokojnie – to minie.

 

To była długa droga, co? I kosztowna. Nie mówię tylko o problemach z władzą, służbami i cenzurą. Zatrzymania, aresztowania, zabawy sądowe niejako wpisane są w bycie antysystemowcem, stąd pozdrawiamy tych rzekomych antysystemowców spod znaku ruskiej onucy, którzy ewidentnie są pod parasolem ochronnym bezpieki i policji. Włożyliśmy w „Szturm” czas, serce, swoje umiejętności, pieniądze, energię i nerwy. O, tych ostatnich było naprawdę dużo, bo jak sądzicie, że comiesięczna nerwówka z tekstami, grafikami, korektami co coś fajnego, to nie chcecie znać prawdy. Ale gdy widzimy się na marszach, demonstracjach, czy po prostu prywatnie i zbijacie nam piątki i mówicie, że robimy dobrą robotę, że nas czytacie i się orientujecie na nas to… to wtedy wiem, że naprawdę warto. Czasem człowiekowi się już nie chce, czasem rzuciłby to w diabły, ale… no właśnie, co my wtedy Wam powiemy? Nacjonalizm polski bez „Szturmu”? Nic z tych rzeczy.

 

Dlatego dziękuję. Wszystkim naszym Czytelnikom i Czytelniczkom. Wszystkim, którzy nabywają nasze książki. Wszystkim zwolennikom i sympatykom. Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób współtworzyli „Szturm”: autorom, grafikom, wydawcom, tym którzy pomagali w popularyzacji naszch tekstów i koncepcji. Dziękuję tym, którzy byli dłużej niż ja i są nadal, tym którzy już odbili, jak i tym, którzy tylko na chwilę pojawili się na pokładzie. Tu, w Szturmowej Sali pamięci pamiętamy o Was i Waszej pracy. Przez „Szturm” przewinęła się masa osób. Każda z nich wniosła coś od siebie. Dziękuję każdej i każdemu, bez względu na to czy utrzymujemy relacje czy nie, czy działa dalej w nacjonalizmie czy nie, czy dana osoba w ogóle pamięta o tym, że miała udział w naszej wspólnej drodze.

 

Hejty spłynęły po nas bez jakiegokolwiek skutku, prześladowania polityczne przetrwaliśmy, i gdy inni odeszli i zniknęli, my dalej trwamy. I będziemy trwać, niezależnie czy pod szyldem „Szturmu”, czy też innym. Jeśli uznamy, że pod nim już nic więcej nie zrealizujemy, nie znaczy, że to koniec Nacjonalizmu Szturmowego – to znaczy, że to koniec tylko pewnej formy. Liczy się bowiem skuteczność, a nie przywiązanie do pewnych zewnętrznych kwestii.

 

100 numerów, ponad 1600 artykułów, 13 książek, trochę materiału na youtubie, kilka konferencji, demonstracji i marszy, sporo wywiadów i kolaboracji oraz wystąpień w różnych miejscach. Wpisaliśmy się tu na stałe i tworzymy Historię. Tą samą, w którą mieliśmy się rzucać jak do Szturmu. Nie zawsze wszystko nam wychodziło, ale błędy służą do nauki, a nie do rozpamiętywania. W ostateczności pamięta się głównie dobre chwile, a tych było zdecydowanie więcej.

 

Saga trwa, a Historia się nie skończyła. Do zobaczenia na szlaku!

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

 

 

Ten tekst dedykuję Tobie – kimkolwiek jesteś.

 

niedziela, 15 styczeń 2023 23:33

Bolesław Wędrowycz - Współczesne igrzyska

Wybory parlamentarne, igrzyska którymi co cztery lata żyje całe społeczeństwo, które głodne kolejnych obietnic z pełnym napięcia wyczekiwaniem oczekuje kolejnych pustych sloganów i haseł partyjnych. Na arenie, przed widownią (wyborcami) stawia się kilka bramek, za którymi kryją się świecące błyskotkami kufry pełne programów i postulatów. Kiedy już nadchodzi czas finalnej rozgrywki, wyborcy w przeświadczeniu kontroli nad politykami i nadzieją na zmianę kursu politycznego wybierają jedną z nich pieczętując swój wybór krzyżykiem, pewnie choć z pośpiechem (aby nie uronić nic z dnia wolnego od pracy) nakreślonym na karcie wyborczej. Kiedy już nowy rządca zostanie wyłoniony w plebiscycie, zgiełk wyborczej batalii zaczyna cichnąć, a społeczeństwo powraca do stałego zajęcia jakim jest malkontenctwo i partyjna agitacja, która idąc zgodnie z duchem czasu przeniosła się na internetowe fora i portale społecznościowe. Wraz z końcem ciszy wyborczej rozbrzmiewa jednak skutecznie manipulowana i rozgrywana społeczna kanonada wyzwisk oraz taniej propagandy partyjnej, która jest nie tylko pozbawiona poczucia dobrego smaku ile przyzwoitości. Wyborcy z każdym rokiem zatracają się w tej plemiennej wojnie programowej przekraczając kolejne stopnie wulgaryzacji przekazu przez nich formułowanego. Co gorsza jednak jest to przez nich samych…nie zauważane. Dziś obserwujemy degradację i degenerację polskiego języka politycznego, który zbanalizował i wypaczył cały współczesny dyskurs polityczny. Dochodzi nawet do przypadków kiedy to fakty historyczne są skutecznie manipulowane w celu podporządkowania ich partyjnemu przekazowi. Skala tego procesu zacierania granicy między samodzielnym myśleniem a narzuconym nam z zewnątrz jest przerażająca. Dyktatura haseł i pustych sloganów, to współczesna broń masowego rażenia, która staje się głównym narzędziem walki politycznej.

 

Współczesny parlamentaryzm z partiami zasiadającymi w Sejmie sprzyja tylko i wyłącznie anarchizacji społeczeństwa i pogłębianiu chaosu który i tak już mamy. Partie polityczne z definicji są nastawione na zwycięstwo w wyborach, coraz częściej za wszelką cenę. Przyglądając się z boku tym groteskowym nieraz potyczkom można łatwo dojść do wniosku iż każdej z nich zależy tylko na własnym „ja”, interesie partii a nie narodu. Obserwujemy nieustanną walkę nie z problemami, które trapią nasz kraj, lecz walkę z oponentami i wbijanie szpileczki po szpileczce konkurentom z innych partii. Co ciekawe bardziej przypomina to przepychanki z tumultem ulicznego pokrzykiwania niż realne działania mające na celu dobro ogółu. Dochodzi nawet do sytuacji z pozoru niemożliwych politycznie sojuszy, kiedy to aby uderzyć w przeciwnika dobija się targu z ideologiami obcymi, bądź wręcz wrogimi myśli narodowej.

 

Czego uczą nas wybory? Otóż okazuje się, że niczego. Mobilizacja partyjna trwa na mniej więcej pół roku przed nimi, tłumy członków i sympatyków ruszają w miasta aby zbierać tysiące podpisów. Szumnie ogłaszane są na Facebooku hasła partyjne a każda ilość zebranych podpisów jest obwieszczana niczym największy sukces. W miasto i „w internet” ruszają działacze, uzbrojeni w punkty programowe i wielkie kolorowe (najczęściej na tle chwytliwej grafiki) hasła, która mają dać im zwycięstwo. I co dalej? Nic. Działacze, zaopatrzeni w powyższe „narzędzia”, które i tak są niewystarczające, zostają po wyborach zapomniani i zostawieni sami sobie. Praca przecież została wykonana, podpisy zebrane. Takie totalne upośledzenie całej rzeszy potencjalnych działaczy jest z punktu widzenia idei narodowej wręcz niezrozumiałe. Każdy zdający sobie sprawę ze skali problemu zapyta- gdzie podziała się wytrwała i ciężka praca u podstaw? Gdzie budowanie struktur świadomych swoich celów działaczy? Tego nie ma. Na poziomie lokalnym kiedy sympatycy, którzy zapewne ze szczerymi chęciami wspierali działania partii w okresie wyborczym, zostają pozbawieni hierarchii i dyscypliny, wyrobienia ideowego oraz przede wszystkim wsparcia władz partii, a przez co są zostawieni sami sobie, co z kolei rodzi patologię ideologiczną, tworząc enklawy upośledzonych ideowo działaczy, którzy więcej szkodzą niż pomagają. Tacy ludzie będą nadal wierzyć bezkrytycznie w hasła i program, bo tylko to im dano i nie będą w stanie udzielić odpowiedzi na wiele pytań, które wykracza poza udostępniane przez nich grafiki. Problem okołowyborczy tworzy wąsko i ciasno myślących działaczy, którzy w wielu kwestiach przypominają raczej typowych pretorian opozycji niż działaczy narodowych. Aktywizm, który w działaniu jest oczywiście potrzebny i ważny stał się sztuką dla sztuki, pustym działaniem, obliczonym tylko na możliwość opublikowania zdjęcia na portalu społecznościowym. Czy trybiki machiny wyborczej tak bardzo nas pochłonęły że straciliśmy zdolność samodzielnego myślenia? Wykuwania każdego dnia idei narodowej, która jest podstawą naszych działań? Polski nacjonalizm miał ewoluować, dostosowując się do wymogów czasów współczesnych, lecz będąc do nich w opozycji ideowej. Niestety coraz bardziej widać, że idziemy z duchem czasu, ale…ręka w rękę.

 

Nie chcemy naśladować, lecz raczej pragniemy tak tworzyć, by naśladowali nas inni. Oto nasza zaborczość ideowa. (autor: Jan Korolec).

 

Bolesław Wędrowycz.