BFG 358 - Walka z przebodźcowaniem – detoks dopaminowy jako forma bio-hakingu

W ramach wstępu

 

Na setny numer Szturmu stwierdziłem, że napiszę tekst, którego treść będzie praktyczna na współczesne problemy człowieka. Bezapelacyjnie jest nim przebodźcowanie i uzależnienie od konsumpcji.

 

Na początek szerzej w ramach wstępu o nowych technologiach, powtarzać trzeba jak mantrę. Cyfryzacja i internet w dużej ilości zalewają nasze życie i niszczą nasze zdrowie psychicznie od nadmiaru informacji. Świadomość tego faktu jest znikoma, ale małymi krokami zaczyna przebudzać się w narodzie: „mamy dość niszczenia naszej psychiki – zróbmy coś z tym!”

 

Szum informacyjny, fala fake newsów, zjawisko hejtu, podprogowe programowanie człowieka, aby pokazał coś więcej ze swojego prywatnego życia to codzienność niejednego z nas. Social-media to mistrzostwo manipulacji człowiekiem w latach 20 XXI wieku. Powierzchownie ludzie sami się na to godzą, bo myślą, że jest to dla nich dobre, ale czy na pewno?

 

Social-media zostały ukierunkowane tak przez swoich twórców, aby użytkownik siedział wiele godzin przed biurkiem przy komputerze, albo leżał na kanapie wpatrzony w smartfon. To ostatnie urządzenie tak uzależniło ludzkość, że mówimy już o fonofilii.

 

Jaki jest cel twórców social-mediów? Zapewne poprawienie kontaktu między ludźmi imię idei „globalnej wioski”. Patrząc na poprzednie wieki pod kątem rozwoju ludzkości to nie było takiej technologi, jaką mamy teraz. Wcześniej mieliśmy listy pisane ręcznie, teraz mamy skrzynki e-mailowe. Kiedyś mieliśmy gońców na koniu i gołębie pocztowe. Potem pojawił się telegram, telefon i telewizja. Teraz mamy komunikatory i portale społecznościowe, gdzie informacja przechodzi dalej przez kliknięcie odpowiednio palcami na naszych urządzeniach. Oprócz tego doszło do nowego zjawiska, jakim jest szersza interakcja użytkowników, w porównaniu do poprzednich wymienionych technologii.

 

Nie można zapominać o mrocznej stronie cyfrowego postępu. Celem twórców social-mediów jest na pewno podprogowe zmuszanie użytkownika, aby udostępniał on coraz więcej informacji ze swojego prywatnego życia. Tworzone jest to po to, aby dane wykorzystać pod konkretnego użytkownika, żeby więcej czasu spędzał w cyfrowej sferze. Samonapędzające się perpetuum mobile, w imię postępu i dobrobytu. Szkoda tylko, że mózg zaczyna „wariować” od natłoku informacji. „Dane to nowa waluta w XXI wieku”, a chciwi ludzie lubią zarabiać na tym?

 

Nie każdy z nas rozumie algorytmy, które podsyłają nam treści przeciwstawne do naszych poglądów na podstawie udostępnianych treści, tylko po to aby grać na naszych emocjach. Budują one takie reakcje chemiczne w naszym mózgu, aby kolejny ras przymusić nas pod-progowo do spędzania większej ilości czasu w cyfrowej sferze.  Błędne koło, ale jak z niego wyjść?

 

To tyle w kwestii cyfrowego świata. Drugim elementem godnym poruszenia jest konsumpcja, a z nią reklamy. Na przykład te w telewizji z nienaturalnie przyspieszonym mówiącym lektorem wpisują się w swoiste „pranie mózgu”, w imię zasady „kup mnie, jestem ci potrzebny”? Reklamy dzisiaj dostosowywane są pod konsumenta.

 

Chyba najbardziej przerażającą formą manipulacji pozostaje neuro-marketing. Działania takie bombardują bezpośrednio mózg, a manipulacja przechodzi dalej na układ nerwowy. Pierwszy z koncernów, który korzystał z takich metod był np. moloch coca-coli.

 

Elementy neuro-marketingu w praktyce konsumenta? Pobudzanie wszystkich zmysłów, nie tylko wzroku i słuchu, ale także węchu i smaku. Dlatego też ładnie pachnie w MacDonaldzie, a potencjalny konsument ma problem z powstrzymaniem się od chęci zjedzenia.

 

Akapit na koniec podsumowujący wstęp do obranego tematu: przykłady można mnożyć dzisiaj, jak medialny świat żeruje na naszej psychice, w imię pompowanej sztucznie konsumpcji. Oczywiście nikt nie mówi tutaj, aby odrzucić nowe technologie jak luddyści z początku XIX wieku, którzy niszczyli maszyny w obawie, że „stracą pracę”. Chodzi raczej o to, aby zachować złoty środek i wykorzystywać nowe technologię do dobrych celów i samorozwoju człowieka, a detoks dopaminowy to recepta na ten syf. Budowanie świadomości w tej materii to pierwszy krok ku lepszemu dobru jednostki w stronę zbiorowości.

 

Rozwijamy temat

 

Warto wyjść z owczego pędu, aby poprawić swoje samopoczucie. Ilu z nas ma problem ze wstaniem z łóżka? Ilu z nas słyszy wewnętrzny głos: „nie chce mi się”? Ilu z nas spędza dzisiaj czas na oglądaniu seriali i mierzy się z brakiem czasu na cokolwiek? Ilu z nas zauważa ten problem, ale nie wie co z tym robić?

 
Tytułowy detoks dopaminowy nie ma nic wspólnego z medycyną i problemami z tarczycą. Uznaje się go za jedną z form tak zwanego bio-hakingu. „Bio-haking”, co to jest? Na dobrą sprawę, bio-haking to proces wykorzystywania odkryć naukowych, w celu polepszenia i zmaksymalizowania potencjału swojej biologii. Bio-hakingiem będą tradycyjne metody, jak zdrowa dieta, czy uprawianie sportu. Z nowszych rzeczy technologicznych można wymienić headsety z sensorami EEG, albo słuchanie muzyki relaksacyjnej, która z relaksem dzisiaj nie musi mieć styczności. W końcu odpowiednie herce fal dźwiękowych wpływają na inne elementy w mózgu?

 

Dla przykładu, w obecnej chwili pod pojęciem „muzyka relaksacyjna” mamy sety audio, które np. mogą „otworzyć naszą szyszynkę”, która odpowiada za wiele rzeczy jak: wydzielanie melatoniny odpowiedzialnej za dobry sen, reguluje gospodarkę wodną w organizmie, utrzymuje odpowiednie ciśnienie tętnicze, poprawia działanie tarczycy, wpływa na metabolizm kości, odpowiada za wydzielanie hormonu stresu. Oprócz tego wpływa na rozwój intuicji. (Myślę, że temat szeroko rozumianej „muzyki relaksacyjnej” poruszymy w następnym numerze Szturmu, jako kolejny element hakowania naszej biologii).

 

Z racji tego, zminimalizowanie cyfrowego syfu i konsumpcyjnego trybu życia, aby polepszyć nasze samopoczucie, wpisuje się w definicje bio-hakingu, a detoks dopaminowy jest narzędziem ku polepszeniu tego stanu, na ścieżce relacji „człowiek – technologia”, a raczej w tym przypadku powinno być: „technologia – człowiek”. Nie może być tak, że postęp dominuje nad naszym życiem. W ten sposób tracimy wolę sprawczą nad naszym jestestwem. Proces ten trzeba odwrócić, zwłaszcza w dobie niszczenia narodów, w imię demoliberalizmu i globalistycznych zachcianek psychopatów pokroju twórcy Windowsa.

 
Nasz mózg jest tak skonstruowany, że „nagradzanie jest dobre”, co dzisiaj nie przekłada się w realnym życiu. Tak uzbroiła nas natura przez tysiące lat ewolucji. Mamutów już nie ma i nie trzeba na nie polować, aby się potem cieszyć z kawałka świeżego mięsa. System nagradzania dzisiaj przeobraził się w swoistą patologie.

 

Wszystko związane jest z konsumpcją w imię źle rozumianego postępu.
Bodźce są na każdym kroku w cyfrowej sferze. Skoki dopaminowe możemy sobie podbić nie tylko siedzeniem na portalach społecznościowych, ale także dużą ilością kawy, herbaty, alkoholu, cukru, seksu czy narkotyków.

 

Człowiek po takiej dawce bodźców często czuję się zmęczony, nic mu się nie chce. Brak mu motywacji do życia. Pojawiają się negatywne myśli, a nawet choroby psychiczne takie jak np. depresja.

 

Egzystencja jednostki dzisiaj skazana jest na uzależnienia? Pisząc o uzależnieniach dzisiaj nie mam na myśli wyobrażenia ćpuna ze strzykawką pod mostem, czy wciąganie przez nos białych proszków. Mówimy o realnych problemach dotyczących całej populacji na planecie Ziemia. Dla przykładu, nie potrafimy dzisiaj odłożyć smartfona na dłuższą chwilę, aby np. przeczytać ulubioną książkę?

 

Próba odwrócenia tego wydaje się teoretycznie prosta, w praktyce mogą zacząć się schody. Od czego zacząć? Od stopniowego minimalizowania bodźców. Od budowania świadomości, że nadmiar technologii cyfrowej w naszym życiu szkodzi. Słuchaniu naszego wewnętrznego głosu, który nam podpowiada: „po co w ogóle przeglądam te informacje w internecie, skoro nie są mi do szczęścia w ogóle potrzebne?”

 

Przechodzimy do praktyki

 

Spróbuj odłożyć telefon na trzy godziny. Nie zaglądaj do niego. Zajmij się swoją pasją. Każdy z nas ma smykałkę do czegoś. Jeden będzie rzeźbił, drugi malował, a trzeci tworzył muzykę. Jeszcze inny biegał lub jeździł na rowerze, chodził na siłownie, albo strzelał z łuku czy pisał wiersze. Samorozwój to proces potrzebny dzisiaj, już nawet nie chodzi o osiąganie celów, raczej chodzi o to, aby odciążyć i wyciszyć umysł, poprawić swoją motorykę na tle „sprawczej wolności jednostki”, w kierunku zbiorowości.

 

Będzie trudne odłożyć telefon, na pewno na początku. Potrzeba w tym dyscypliny. Dzisiaj to jak „dodatkowa ręka i noga”, ale tylko w Twojej głowie. Jeśli już „przekroczysz Rubikon”, i uda się odstawić telefon na jakiś czas, to potem możesz odkładać go częściej. Wystarczy trzy dni z takimi detoksami odkładania telefonu i zauważalne są zmiany w samopoczuciu. Po jakimś czasie można wrócić do normalnego używania. Pamiętać trzeba o harmonii w tej materii. Wpadanie ze skrajności w skrajność, typu „amiszowskim sekciarstwem odrzucania dobrodziejstw współczesnego świata”, też nie jest dobrym pomysłem. Cyfrowy analfabetyzm nie jest nam do szczęścia potrzebny.

 

Omówiliśmy kwestię największego uzależnienia dzisiejszej populacji ludzkiej, jakim jest fonofilia. Warto przejść do innych aspektów, gdzie bodźce niszczą nam zdrowie. Bezapelacyjnie są to reklamy, czy w telewizji, czy na serwisach internetowych. Jeśli chodzi o te pierwsze to metoda jest prosta: jeśli pojawiają się podczas oglądania filmu, warto je wyłączyć lub wyciszyć. W kwestii serwisów internetowych to walka z wiatrakami. Widać w nich walkę o interakcję z użytkownikiem, aby go zdenerwować, żeby w końcu kupił subskrypcje. Wydaje mi się, iż świadomość tego zamysłu marketingowego poprawi nasze podejście w tej materii, a denerwowanie się na rzeczy, na które nie mamy wpływu wdrożymy czym prędzej w nasze życie.

 

Kolejną kwestia detoksów dopaminowych pozostają używki. Jeśli chodzi o kawę lub herbatę, to ograniczenie jej picia w przeciągu dnia nie wydaje się takie trudne. Problem może pojawić się z innymi używkami, jak nikotyna czy alkohol. Z tym ostatnim pamiętać trzeba, że uzależnia on nie tylko psychicznie, ale też fizycznie.

 

Potrzeba w tym miejscu oddzielnego akapitu na aspekt uzależnienia od alkoholu w Polsce. Walka z nim samemu spowoduje tylko i wyłącznie krzywdę dla jednostki, prowadząc ją w kierunku tzw. „suchego alkoholika”, czyli osoby, która i może odstawiła alkohol, ale procesy nałogowe w jednostce nadal drzemią. Z racji takiego stanu rzeczy może pojawić się „suchy kac”, czyli osłabienie organizmu, jakby ktoś nadużywał alkoholu, a nie pił nic. Oprócz tego nie można zapominać o rozdrażnieniu i stanach depresyjnych. „Suchy alkoholik” nie ma wyuocznych wzorców, jak rozładowywać stres, ponieważ nie ma narzędzi wziętych z psychoterapii.

 

Oczywiście mówimy tu o przypadkach radykalnie skrajnych. Innym zjawiskiem jest pijaństwo, a innym alkoholizm, chociaż między jednym a drugim występuje cienka czerwona linia. Nie zmienia to faktu, iż z jednym i drugim związane są tradycje tolerancji na alkohol w Polsce. „Ze mną się nie napijesz?”, na pewno słyszał to pytanie nie jeden z nas?

 

Dobrze, w takim bądź razie, jak „szary obywatel” może zminimalizować picie alkoholu? Bardzo szanuje ruch Straight Egde pośród nowoczesnego nacjonalizmu, ale nie każdy ma predyspozycje odstawienia wszystkich używek i uprawianie sportu, patrz wyżej chociażby kwestie „suchego alkoholika”.

 

Uważam, iż trzeba zachować złoty środek w tej materii, tzw. „picie kontrolne”. Budowanie świadomości, typu: „ile alkoholu jestem w stanie wypić jako jednostka, aby dobrze się czuć i bawić” podczas np. zabawy weselnej? O jeden kieliszek czy piwo za dużo, to następnego dnia pojawi się „kac morderca”.

 

Świadomość wypicia „jednego piwa dla smaku”, raz na jakiś czas, też nie wydaje się jakimś problemem. Problem zaczyna się pojawiać, kiedy tracimy hamulce, i z jednego piwa robi się nagle cztery, a w następnym osiem. Owszem istnieje także alternatywa, jeśli ktoś jest piwoszem. Chodzi dokładnie o picie piwa bezalkoholowego, albo niskoprocentowego, co warte jest tu podkreślenia.

 

Kolejnym elementem detoksu dopaminowego powinno być minimalizowanie „dobrego jedzenia” w kierunku celebracji ważnych wydarzeń z naszego życia, niż „obżeranie się”. Nie jest to dobre dla jednostki, ponieważ może to przejść w dalszą formę uzależnień, jak bulimia czy anoreksja. Pamiętać trzeba, iż nasz żołądek to tzw. „drugi mózg”, a sygnał wysyłany z niego do naszego umysłu jest wręcz natychmiastowy.

 

Na sam koniec wrócimy znowu do nowoczesnych technologii, jako klamrę obranej tematyki. Chodzi dokładnie o minimalizowanie widoku niebieskiego ekranu przed snem, czy to smartfona, telewizji lub komputera. Powinniśmy wyuczyć w sobie praktykę, iż „idąc do spania” odkładamy nowe technologie ekranowe, dla naszego dobra. Alternatywą może być w tym przypadku np. czytanie książki przed snem przy zapalonym świetle.

 

Podsumowanie i konkluzja

 

Detoks dopaminowy to narzędzie w polepszeniu naszego życia, samopoczucia, oraz stanu psychicznego. Bodźce dzisiaj bombardują nas z każdych stron. Odstawienie ich wydaje się nieosiągalne, jednakże postawienie na dyscyplinę, samorealizację, i budowanie świadomości, że to „dla naszego dobra”, może być pomocne w realizacji przejścia z „teorii na praktykę”.

 

Pamiętać trzeba o tzw. „zasadzie małych kroków”. „Nie od razu zbudowano Rzym”, więc nie od razu odstawisz telefon sam z siebie na półkę. Nie od razu przestaniesz nadużywać alkoholu, albo nikotyny, dla polepszenia swojego życia. Budowanie świadomości to pierwszy krok. Drugim to realizacja i danie sobie czasu i wykorzystanie narzędzi, jakim jest detoks dopaminowy, jako element bio-hakingu.

 

W ostatnim akapicie tego felietonu życzę czytelnikom dużej wytrwałości w poprawieniu swojego stanu psychicznego, na setny numer Szturmu. Świat należy do nas, ale żeby zacząć budować nowoczesny nacjonalizm, najpierw musimy zadbać o siebie. Gdy zadbamy o siebie, będzie bardziej odporni na mentalne ataki naszych wrogów, a jest nim na pewno konsumpcja i przebodźcowanie.

 

Autor:

 

BFG_358