
Szturm1
Monika Dębek - Śląscy Rycerze – Elżbieta Korfantowa
Górnośląska ziemia może poszczycić się ogromną ilością, wielkich ludzi, którzy na różne sposoby zajmowali się pracą na rzecz Polski. Jedną z głównych, śląskich bohaterek jest Elżbieta Korfantowa. Sławę zyskała nie tylko ze względu na małżeństwo z Wojciechem Korfantym, jednym z największych Ślązaków, ale także poprzez własną działalność.
Urodziła się w Karbiu – dzisiejszej dzielnicy Bytomia, trzeciego grudnia 1882 roku. Zmarła 8 stycznia 1966 roku w Katowicach. Pochodziła z górniczej rodziny, jej ojciec był sztygarem. Miała trzy siostry i dwóch braci. Znała bardzo dobrze nie tylko Język polski, niemiecki, ale także gwarę śląską.
W 1902 roku pracowała w Bytomiu w domu towarowym Braci Barasch, w dziale galanterii. W 1903 wyszła za mąż za Wojciecha Korfantego. Ciekawostką jest fakt, iż ślub mieli wziąć w Kościele Trójcy Przenajświętszej w Bytomiu. Nie stało się tak jednak, z powodu domniemanego antyniemieckiego listu, który opublikowany został w „Górnoślązaku”. O napisanie listu oskarżano Wojciecha. Powodem był także fakt, że polityk przeciwstawiał się broszurze „Precz z Centrum”, która miała za zadanie przekonać Ślązaków do Prusów. Sakrament mieli przyjąć w późniejszym okresie, w trakcie skromnej uroczystości. Impreza odbyła się w Bytomiu, najprawdopodobniej w domu rodzinnym Elżbiety. Małżeństwo przeprowadziło się do Krakowa.
Elżbieta prowadziła lekcje niemieckiego w Wyższej Pensji Żeńskiej Heleny Kaplińskiej i Łucji Żeleszkiewicz. Przez trzy miesiące nowożeńcy mieszkali osobno, następnie wzięli ślub kościelny w Kościele Świętego Krzyża w Krakowie. Potem wrócili do Katowic i mieszkali przy ulicy Stawowej 3. W tym czasie na świat przyszła trójka dzieci: Zbigniew, Halżka i Maria. Następnie przeprowadzili się do Bytomia, na świat przyszło ich czwarte dziecko – Witold.
W 1912 zamieszkali w Berlinie przy Eislebnerstrasse. Wojciech Korfanty pracował tam jako korespondent. Jej życie prywatne nie było łatwe – złamała nogę w 1964 roku i do końca swojego życia jeździła na wózki inwalidzkim. W 1935 roku rozdzieliła się z mężem, który mieszkał w Czechosłowacji, Elżbieta mieszkała w Katowicach, w 1938 roku zmarł ich syn – Witold.
Jeśli chodzi o działalność społeczną, Korfantowa zajmowała się krzewieniem kultury polskiej i pracą dla społeczeństwa w szczególności wśród kobiet – między innymi w Czytelni dla Kobiet.
Czytelnia dla Kobiet – zajmowała się propagowaniem kultury ojczyzny Polski, patriotyzmu polskiego i rozwijaniem moralności chrześcijańskiej poprzez promowanie odpowiedniej literatury.
Elżbieta Korfantowa działała także w Towarzystwie Kobiet. Od 1922 roku zaangażowała się w działalność w Związku Towarzystwa Polek, została zastępczynią przewodniczącej.
ZTW była to organizacja patriotyczno – narodowa, górnośląska. Członkami jej mogły być zarówno rodowite Ślązaczki, jak i kobiety napływowe z innych części Polski.
Dużo kobiet działających w stowarzyszeniu sympatyzowało z chrześcijańską demokracją.
W wyniku Plebiscytu na Górnym Śląsku – część ZTW znalazło się po stronie niemieckiej. Członkinie, które opowiadały się po stronie niemieckiej, zostały wykluczone z organizacji.
Elżbieta w trakcie spotkań ZTW nosiła strój Śląski. W 1927 roku została przewodniczącą Związku Katolickich Towarzystw Polek na Górnym Śląsku.
Ważnym elementem jej działalności była przynależność do Polskiego Czerwonego Krzyża. Wiernie towarzyszyła mężowi Wojciechowi w trakcie uroczystości, imprez, różnego rodzaju inicjatyw.
W trakcie II wojny światowej działała w kole Górnoślązaków w Londynie.
Korfantowa była czynną działaczką III Powstania Śląskiego, w czasie Plebiscytu działała na rzecz Polski. Była posłanką w Sejmie w latach 1930 -1935 roku – wybrana z listy Chadecji. Elżbietę bez wątpienia można nazwać pierwszą damą Górnego Śląska. Pochowana została na katowickim cmentarzu przy ul. Francuskiej.
Monika Dębek
Monika Dębek - Recenzja książki „Kyś” - Tatiany Tołstoj
Jedną z książek, jaką miałam okazję przeczytać w zeszłym roku to „Kyś” Tatiany Tołstoj.
Tatiana Tołstoj – to wnuczka Aleksieja Tołstoja, rosyjska pisarka, publicystka i prezenterka telewizyjna. Urodziła się 3 maja 1951 roku w Leningradzie, czyli dzisiejszym Sankt Petersburgu, w wielodzietnej rodzinie. Studiowała filologię klasyczną – specjalizacja łacina i greka. Od 1989 roku uczyła Języka rosyjskiego w USA w mieście Pricenton.
„Kyś” pozycja, która zaskakuje czytelnika na każdym kroku. Powieść autorki to antyutopia, czyli inaczej mówiąc wizja społeczeństwa, które zmierza do samozagłady i samozniszczenia.
W „Kysiu” zobaczyć możemy obraz Moskwy po nieznanym bliżej wybuchu. Dotychczasowy świat przestał istnieć, nie ma już w nim technologii. W stolicy Rosji, tam, gdzie kiedyś stał Kreml, znajduje się drewniana chałupa, a sama stolica to wioska z prymitywnymi mieszkańcami. Wszystkie stworzenia zamieszkujące w wiosce to w większym lub mniejszym stopniu mutanty. Jędza myszy lub robaki, mieszkają w gliniankach.
Fabuła na pierwszy rzut oka, nie zaskakuje, przecież nie ma nic nadzwyczajnego w wybuchu i końcu świata. „Kyś” to jednak książka geniusz. Jest to satyra, która w doskonały sposób wyśmiewa współczesnych Rosjan i ich mentalność. W pozycji ukazane są największe wady narodu, można także zobaczyć, jak działa władza.
Czytając książkę, odnosi się wrażenie, że umieszczenie akcji w przyszłości nie ma najmniejszego znaczenia. „Kyś” jest bardzo aktualny i czyta się go jakby, opisywał to, co dzieje się w Rosji obecnie, od wielu lat.
„Na siedmiu wzgórzach leży gród Fiodoro-Kuźmiczów, a wokół grodu pola nieogarnione, ziemie niepoznane. Na północy lasy nieprzebyte, od wichru połamane, gałęzie w nich się posplatały i nie dają przejść, kłujące krzaki czepiają się portek, a konary czapkę ci z głowy zerwą. Starzy ludzie powiadają, że w onych lasach mieszka kyś. Siedzi na ciemnych gałęziach i krzyczy tak dziko i żałośnie: kyyyyś, kyyyyś! A zobaczyć go nie można. Ot, pójdzie człek do lasu, a kyś my z tyłu na plecy: hop! I kark zębami: trrrach! Najważniejszą żyłkę wymaca pazurem i przetnie, a wtedy cały rozum z człeka wyleci. Wróci taki z powrotem i już nie ten sam, i oczy nie te same. Idzie, drogi nie baczący, jako to bywa, kiedy na ten przykład ludzie we śnie chodzą, do miesiąca wyciągają ręce i palcami ruszają; niby śpią, a chodzą”.
Język, w jakim opisany „Kyś", jest niezwykły bardzo żywy. W efekcie tak ciężką lekturę czyta się bardzo szybko. W książce odnaleźć można bardzo wiele czarnego humoru, aluzji.
Czytając lekturę, człowiek zastanawia się, czy chciałby żyć w takim świecie, który został w niej przedstawiony. I nie chodzi tu wcale o zewnętrzność i jego prymitywność. Chodzi o chore ambicje, dążenie do bogactwa, władzy autorytarnej, nieliczącej się z nikim. Przenośnie nie są z pozoru na początku łatwe do zrozumienia, trzeba więc bardzo się skupić, aby je zrozumieć.
Moim zdaniem, książka to nie tylko opowieść o Rosji, ale także o całym współczesnym świecie. „Kyś” skłania do refleksji czy właśnie w takim świecie chcemy żyć i czy do takiego życia dążymy. Ubolewać jedynie można, iż nie jest ona lekturą szkolną, powinna ona znaleźć się w kanonie głównych książek do przeczytania przez młodzież.
„Kyś” jest rewelacyjny, z czystym sumieniem można go polecić dla każdego, nawet najwybredniejszego i najbardziej wymagającego czytelnika.
Monika Dębek
BFG 358 - Matriarchat w praktyce na przykładzie poglądów przedstawicielki lewicy na Sejm 2023
Lewica w Polsce ostatnio lubi w swoim programie politycznym zasłaniać się walką z „patriarchatem”. Ten ostatni z przyczyn dziejowych przestał już dawno funkcjonować w zachodnim świecie. Chcesz zobaczyć patriarchat, który jeszcze funkcjonuje? Proponuję zerknąć na relacje społeczne np. w Arabii Saudyjskiej, albo w Afganistanie. Tam jeszcze zobaczysz uprzedmiotowienie kobiet, które wynika z odmiennej kultury i zacofania.
Żyjemy w czasach, gdzie dąży się do równouprawnienia na każdym możliwym poziomie. Zachodni świat w globalnym trendzie skupia się m. in. na: kwestiach płacy, pracy, emerytur, czy parytetów w sejmie. Szkoda tylko, iż idea równouprawnienia „skarłowaciała” i przeradza się w dziwny i oderwany od rzeczywistości „trend”. Dochodzi do ciekawych fikołków intelektualnych. Absurdem jest głoszenie „tez” np. że: „za całe zło tego świata trzeba obwinić białych heteroseksualnych mężczyzn”. Irracjonalność, wynikająca z marksistowskiej metodologii? Dobitniejsze „tezy” na polskim sejmie głosi przedstawicielka lewicy A. M. Żukowska, o czym szerzej w rozwinięciu, aby udowodnić czytelnikowi, że „lewacka ideologiczna papka” ma mało co wspólnego z rzeczywistością.
Warto pochylić się jeszcze nad tym, jak wyglądał proces równouprawnienia i emancypacji kobiet w polskiej historii. Okres ten liczyć trzeba od czasów powstań narodowych w XIX, zwłaszcza po Powstaniu Styczniowym przybrał on znacznie na sile. Emancypacja kobiet połączyła się z ruchem pozytywistycznym. Rewolucja 1905 roku także była odzwierciedleniem walki ze „starym ładem”, a pierwsza wojna światowa „powywracała” już wszystko. Nagle w 1918 roku równouprawnienie miało wybrzmieć w narodowy sposób w II RP. Jak to, kobiety to członkinie narodu, i mają takie same prawo głosu, jak mężczyźni? Dalsze równouprawnienie kobiet w dziejach można zobaczyć w czasach PRL-u, kiedy to komuniści zachęcali płeć piękną hasłami „kobiety na traktory”. W pewien sposób ideologicznie „zapraszano” towarzyszki do „pracy dla ludu”. To w tym okresie także doszło do feminizacji polskich sądów, który trwa do dziś.
Na dobrą sprawę, „koniec patriarchatu” można zauważyć w Europie przez „rewolucję ‘68”, kiedy to powstała pierwsza pigułka antykoncepcyjna. Warto też dodać, iż feministki z 20-lecia dbały o to, aby kobiety miały dogodne warunki w rodzeniu potomstwa, np. tworzyły one żłobki, a obecny trend skręca w stronę „moje ciało mój wybór” i „skrobankę na życzenie”, w ramach „idei wolności”.
Każdy nurt polityczny ewoluuje. Feminizm tzw. „czwartej fali” (początek 2012 roku do dzisiaj), walczy o coś zupełnie innego, niż sufrażystki po pierwszej wojnie światowej. Feminizm dzisiaj wymyślił sobie za wroga mężczyznę. Wszystko co jest „męskie” jest „złe” z założenia dla feministek czwartej fali. Jak można dojść do wniosku, że to płeć męska jest zagrożeniem samym w sobie? Coś jednak „nie działa” skoro afera J. Deep’a z A. Heard przeszła do historii, że „przemoc nie ma płci”, a znęcać się psychicznie może kobieta, waląc w ramach zemsty swoje fekalia do łóżka, gdzie śpi mąż...
Feministkom nie zależy dzisiaj na kobietach, ani na mężczyznach. Im zależy na tym, aby być u sterów władzy i dyrygować wyssanymi z palca tezami, które nie mają pokrycia z rzeczywistością. Dobitnie pokazuje to przedstawicielka lewicy, posłanka wybrana w demokratyczny sposób do sejmu w 2023 roku. Chodzi mi dokładnie o wcześniej wspomnianą A. M. Żukowską. Co ciekawego ma do przedstawienia ta Pani? Wypunktujmy jej „poglądy” wobec idei „równouprawnienia”:
– trzeba wyrównać wiek emerytalny kobiet i mężczyzn, tylko nie będziemy skracać tego wieku dla mężczyzn, bo jest to nie potrzebne i nierealne,
– to normalne, że mężczyźni mogą rodzić dzieci,
– nie ma co wyrównywać limitów dźwigania dla mężczyzn (30kg) i kobiet (12 kg), w ramach umowy o pracę.
Jak skonfrontować się z takimi poglądami? No cóż, żyjemy w wolnym państwie, możemy głosić poglądy jakie chcemy. Szkoda tylko, że tacy ludzie zostali wybrani do rządzenia tym krajem. Kto wybrał te osobę do sejmu? Zapewne byli to wyborcy zaprogramowani do nienawiści prezesa pewnej partii co ma kota w domu. Czas kalafiorowej lewicy właśnie nastał w polskim sejmie. Zapewne każdy z czytelników szturmu czeka na kolejne fikołki intelektualne lewactwa w polskim sejmie, aby się z tego z zażenowaniem pośmiać cicho pod nosem. Nie wiem jak fizycznie facet miałby urodzić dziecko. Biologicznie nie jest to wykonalne, a pewien film z A. schwarzenegger’em, gdzie taki „proceder miał miejsce”, to fikcja literacka. Nie rozumiem braku konsekwencji walki o równouprawnienie, kiedy to mężczyzna ma nadal dźwigać więcej, niż kobieta. Dlaczego nadal mężczyzna ma dłużej harować do emerytury, skoro wg statystyk najprawdopodobniej do niej nie do żyje, bo rozwali go nowotwór np. prostaty; albo wylew, zawał. Nie można też zapominać o depresji, a w jej wyniku samobójstwa?
Chyba wiem co jest tego przyczyną. Posłance Żukowskiej nie zależy na wyznawanych poglądach i może je oczywiście zmieniać, bo tylko „krowa nie zmienia zdania”. Jej zależy na czymś innym? Być przy tzw. „korycie”? Przecież większość opozycji ma takie podejście. Być u steru władzy? Aby poglądy lewicowe bardziej wybrzmiewały w sejmie? Na dobrą sprawę to tylko wyłącznie się dla niej liczy?
Feministkom dzisiaj zależy na stworzeniu sytuacji, w której to kobiety będą dominować na scenie politycznej. Wiele z nich otwarcie już mówi, że nie chodzi już o „równouprawnienie” tylko o budowanie „matriarchatu w praktyce”. Przerażająca wizja przyszłości? Może jednak się nie ziści na naszych oczach.
Autor: bfg_358
Tomasz Szczepański - Komentarz wyborczy
1. Powody spadku poparcia PiS, co skutkuje utratą władzy przez tą partię. Powody sukcesu KO i porażki Konfederacji
Ad. 1. Spadek poparcia dla PiS (względny zresztą wobec rekordowej frekwencji, zauważmy, że w przypadku posiadania koalicjanta to taki wynik PiS byłby sukcesem) miał kilka powodów. Wymienię trzy na pewno nie wyczerpując listy (bo standardowe w demokracji „zmęczenie elektoratu” po 8 latach sprawowania władzy w trudnych warunkach, moim zdaniem nastąpiło w minimalnym tylko stopniu).
Trwałe okazały się skutki „piątki dla zwierząt” i związanej z tym dymisji Ardanowskiego, a przecież wieś była ważnym źródłem głosów dla obozu tożsamościowego.
Na pewno te 1,6 % głosów które uzyskała partia „Polska Jest Jedna” to biorąc pod uwagę jej program one padłyby na PiS lub Konfederację. PJJ odebrała im w sumie zapewne kilkunastu posłów, dołożyła się zatem do sukcesu obozu lewicowo-liberalnego.
Za najistotniejsze uważam to, co niewidoczne i chyba niepoliczalne w ankietach (choć może socjologowie znaleźli by jakiś sposób) – skutek kulturowej, szczególnie medialnej, przewagi lewicy liberalnej zwłaszcza w dużych miastach. Jakaś (nie pokuszę się o procenty, ale poważna) część elektoratu głosuje kompleksami. Opisano to wielokrotnie, sporo o tym w „Michnikowszczyźnie” Rafała Ziemkiewicza. Tu należy doliczyć wsparcie UE dla Tuska – bo z uwagi na kompleksy mieszanie się UE do spraw wewnętrznych Polski w tym elektoracie, o którym mowa nie budziło oporów (tak jak wzbudziło w analogicznej sytuacji u Włochów, pozbawionych kompleksów). A mocne wsparcie UE dla PO dawało obozowi europejskiemu poczucie bezkarności, zob. np. rokosz sędziów, a te pokazy bezkarności (np. Kurdej-Szatan opluwającej Straż Graniczną) dawały całemu temu obozowi dodatkowe natchnienie. PiS nie mógł reagować adekwatnie, bo liczył się z UE. Cóż – kłania się „murzyńskość” Polaków – jeżeli ktoś za 100 lat będzie pamiętał o ministrze Radosławie Sikorskim, to właśnie z powodu tej genialnej w swej skrótowości diagnozy.
W wypadku Konfederacji, to gdyby liczyć sam tylko przyrost głosów to byłby sukces. To, że oceniamy ich wynik jako porażkę wynika z nadmiernych - a wyrażanych publicznie - oczekiwań liderów tej partii. Złożyło się na to kilka przyczyn – na pewno ujawnienie zamiaru nie wchodzenia w żadne możliwe koalicje, co mogło zniechęcić osoby głosujące z nadzieją, że zrealizowana będzie jakaś część programu, co byłoby niemożliwe w przypadku nie wejścia w żadną koalicję. W razie sukcesu Konfederacji w zapowiadanej skali, mogło to oznaczać nowe wybory, w takiej sytuacji część głosujących mogła przerzucić głosy na inną partię, postrzeganą jako bardziej odpowiedzialna. W dodatku Korwin-Mikke odpalił swój klasyczny „protokół 1%” czego chyba sztabowcy „Konfy” nie mieli możliwości, ani czasu, czymś przykryć.
2. Skutki polityczne dla Polski - w kontekście także trwałości zmian, jakich możemy się spodziewać jak i trwałości samej koalicji
Ad. 2. Staliśmy się z powrotem satelitą Niemiec. Ponieważ Niemcy dążą do hegemonii w Europie i powrotu do jawnego sojuszu z Rosją (co oznacza też jakąś zapłatę za sojusz) to znany bonmot o III RP jako „kondominium niemiecko-rosyjskie pod żydowskim zarządem powierniczym” znów nabiera aktualności. Komponentę żydowską w naszych elitach należy uznać za constans – oba główne plemiona polityczne jednakowo wykazują się filosemityzmem, pomijając już czy szczerym czy z wyrachowania. (Zwracam uwagę na fakt symboliczny – po 2015 r. zmieniło się bardzo dużo, ale liczba małżonek Prezydenta RP pochodzenia żydowskiego pozostała ta sama.) Tym samym będą ulegały niwelacji korzyści polityczne jakie wynieśliśmy po kinetycznej fazie agresji Rosji na Ukrainę w 2022.
Nawet jeśli ten układ nie przetrwa pełnej kadencji (co jest moim zdaniem prawdopodobne) to szkody jakie zdąży poczynić choćby przez 2 lata będą długotrwałe.
3. Pytanie o świadomość wyborców glosujących na partie wrogie ich interesom socjalnym (500+, wolna niedziela, płaca minimalna) – chodzi głównie o KO, Hołownie i Konfederację
Ad. 3. O wpływie kompleksów kolonialnych już mówiłem wyżej. To ułatwiło też nakręcanie histerii, którą przecież każdy widział po stronie „antyPiS”. Kluczem do sukcesu obozu europejsko-lewicowo-liberalnego było uratowanie się Hołowni przed zejściem pod próg – czyli przekonanie dostatecznej ilości elektoratu, że Hołownia to coś innego niż Układ (Salon). Takich, którzy już byli zniechęceni do PO, ale jednak nie chcieli zagłosować na PiS. Przejmowanie takiego elektoratu, to zresztą sens projektu o nazwie „Szymon Hołownia”. Ci więc padli ofiarę dobrego marketingu politycznego w służbie Salonu III RP i własnego braku rozeznania w sprawach publicznych.
Mówiąc o głosujących na PO to pamiętajmy, że jakaś część ich elektoratu ma jednak interes, aby na nich głosować – mówię tu nie o oligarchach i ich rodzinach czy o biznesie zakorzenionym w układach postkomunistycznych, bo to drobna część. Ale jest przecież warstwa obsługująca oligarchię albo od niej zależna. I nie mówię tu tylko o dobrze opłacanych błaznach Układu typu Jerzy Owsiak czy inni celebryci. Przypomnijmy sytuację z nieudanym referendum w/s w sprawie odwołania Prezydenta m.st. Warszawy Gronkiewicz-Waltz w 2013r. Sama zainteresowana i obóz PO, którego była częścią wzywała do bojkotu referendum. Zastanówmy się w jakiej sytuacji jest pracownik urzędu miasta (dziś centrala i urzędy dzielnic to razem w stolicy ponad 9 tysięcy etatów, ale dodajmy wszystkie instytucje jakoś miastu podległe, np. szkoły podstawowe, dla których burmistrz jest organem prowadzącym czy instytucje kultury, to będzie w W-wie z rodzinami kilkadziesiąt tysięcy ludzi) który wie, że przynajmniej teoretycznie można sprawdzić, czy poszedł na referendum. I nawet nieważne jak zagłosował (choć ponad 90% wtedy głosujących chciało „bufetową” usunąć). Układowi chodziło o samo obniżenie frekwencji poniżej progu, co im się wtedy udało. Samo więc pójście na referendum było wtedy aktem nielojalności wobec Układu lewicowo-liberalnego rządzącego Warszawą od lat, a wiadomo, że „banda nie przebacza” przypominając słowa nieśmiertelnej „Murki”. Reasumując – cechą systemu oligarchicznego jest to, że istnieją warstwy w różny zależne bezpośrednio od oligarchii, często w bliskim z nią kontakcie, zależne od niej materialnie, ale także kulturowo, jedna zależność ułatwia drugą. Dotyczy to zwłaszcza wielkich miast i skutek tego widzimy także w wynikach głosowań.
4. wynik wyborów a:
- polityka socjalna i społeczna
- przyszłość projektu Centralnego Portu Komunikacyjnego
- polityka ekonomiczna
- polityka wobec Rosji, Niemiec, UE i Ukrainy
- perspektywy wprowadzenia liberalnych zmian światopoglądowych:
aborcja, małżeństwa jednopłciowe, etc.
Polityka socjalna i społeczna będzie zwijana pod pretekstem, że nie ma na nią pieniędzy, po to jest rozwijana przez PO ta histeria z rzekomo wysokim zadłużeniem RP. A zresztą korzystając z okazji – warto przypomnieć libkom i libertariańskiej sekcie, że państwo to nie jest kantor Lejzorka Rojtszwańca, który owszem, może zbankrutować. Cele państwa to coś więcej niż tylko zbilansowany budżet i brak inflacji, to nie są miary rzeczy najważniejszej w polityce narodowej.
CPK pod jakimś pretekstem będzie wstrzymane, w końcu „mamy lotnisko w Berlinie” cytując nieśmiertelną frazę Trzaskowskiego. W ogóle kasowane będą wszelkie projekty wzmacniające polską samodzielność ekonomiczną, jak i samodzielność w ogóle. Być może PSL-owi uda się obronić częściowo polskie rolnictwo i leśnictwo przed najbardziej szkodliwymi pomysłami Berlina/Brukseli, ale za bardzo na to bym nie liczył. Chyba, że wybiją się na niepodległość usuwając Kosiniaka-Kamysza, który jest przecież człowiekiem Salonu i układów jeszcze postkomunistycznych, przeczytajcie jego życiorys.
Rozbudowywane ponad miarę będą kompetencje samorządów w celu powrotu do koncepcji „landyzacji” Polski, a na Górnym Śląsku PO będzie współdziałać z opcją niemiecka i tą jawną i tą ukrytą.
Polityka kulturalna będzie oddana ideologom lewackim spod znaku „Krytyki Politycznej”, Tusk coś im musi dać i nawet jeśli sam nie wierzy w ich przekaz, to jako człowiek interesu nie przywiązuje do tych spraw wagi. Natomiast nie wszystkie ich pomysły zostaną zrealizowane z uwagi na opór elektoratu, być może opór części koalicjantów i co najmniej przez 2 lata opór ośrodka prezydenckiego. Cała polityka historyczna będzie miała charakter proniemiecki (zwłaszcza na Ziemiach Odzyskanych) i prożydowski.
Polityka zagraniczna będzie realizować wytyczne Berlina, a zatem należy się spodziewać wsparcia resetu niemiecko-rosyjskiego jak tylko pojawi się pretekst do jego rozpoczęcia (może być takim pretekstem odejście Putina). Oznacza to wycofanie się z realnego wsparcia Ukrainy przy werbalnym poparciu. Jednym z celów Niemiec jest wyrzucenie USA z Europy i Warszawa będzie dystansować się od sojuszu z USA i Wlk. Brytanią, przy zachowaniu pozorów. Nastąpi osłabienie wszelkich działań na rzecz integracji Europy Środkowej (Trójmorza, Międzymorza).
5. szanse na powrót PiS-u do władzy
Całkiem spore, gdyż obóz europejski po prostu musi prowadzić politykę antyspołeczną i w szerszym sensie antypolską. Musi się odwdzięczyć za to, że z pomocą „Europy” (czytaj Berlina) wrócił do władzy. A to oznacza nie tylko rezygnację z tematów szkodzących Berlinowi (np. odszkodowania za II wojnę, czy pewne wątki w polityce historycznej) ale całkiem realne ustępstwa gospodarcze. Będzie dążyć do sytuacji gdy będziemy zapleczem gospodarki niemieckiej, co będzie rodzić określone skutki w postaci pogorzenia się sytuacji mas pracujących. Tego się nie da załatać mitycznymi dotacjami z UE, często zresztą (jak pokazuje choćby afera wiatrakowa) mających przynosić korzyści głównie Niemcom. Turów, CPK, być może projekty elektrowni atomowych do likwidacji, port w Elblągu raczej nie otrzyma środków na modernizację itp. Do tego likwidacja szeregu instytucji mających ożywić znienawidzony w elitach patriotyzm i dumę narodową, do próby likwidacji lub „zagłodzenia finansowego” IPN włącznie. Zatrzymanie rozbudowy wojska, choć zapory na granicy nie rozbiorą, bo Berlin też nie chce nowych migrantów. Wszystko to z obstawą medialną i parasolem ze strony sądownictwa. Próba likwidacji złotówki i wyprzedaży Lasów Państwowych też zapewne będzie podjęta. Zastanawiam się czy zgodzą się na kolonizację (tzn. „relokację migrantów”). Elity lewicowo-liberalne naprawdę nas nienawidzą i one bardzo by chciały, ale po pierwsze działa już przykład Zachodu jak wygląda multikulti (także na część elektoratu tamtej strony) no i jest PSL, znacznie bardziej rozsądny. Wszystko to wzbudzi reakcję nie tylko elektoratu tożsamościowego, ale np. biedniejszych kierowców, którzy nie będą mogli wjechać do centrum swojego miasta, bo są nieekologiczni, ale którego prezydent rozjeżdża się po świecie samolotami i one oczywiście są ekologiczne. Dodajmy jeszcze czystki w administracji (co po trosze wynika z logiki demokracji) ale też próbę likwidacji mediów państwowych. Pamiętajcie, że elity traktowały te 8 lat nie jako wymianę władzy naturalną w demokracji, ale jako bunt, który trwale został stłumiony i obecnie wg nich sytuacja wróciła do normy. Same wyniki wyborów nie usprawiedliwiają tego przekonania, ale odklejenie od rzeczywistości różnych Celińskich, Hollandów, Jand czy Matczaków jest powszechnie znane. Proszę zwrócić uwagę na zdroworozsądkową (choć dyskusyjną) propozycję Jacka Żakowskiego (przecież z samego rdzenia Salonu) aby wobec trwałego podziału w społeczeństwie podzielić programy telewizyjne między partie, na wzór Włoch. Ten współpracownik Michnika został ogłoszony agentem PiS przez Hannę Gronkiewicz-Waltz. Polityka kulturalna będzie obrażać poczucie dumy narodowej i wręcz dobry smak Polaków, co też będzie mieć znaczenie.
Więc reakcja elektoratu na to będzie i być może wcześniej niż za 4 lata.
6. wynik w kontekście planowania zmian federacyjnych UE
Jako satelita Niemiec rząd Tuska zgodzi się na federalizację, będzie to jednak trochę maskował, z uwagi na PSL a także część elektoratu. Może jakieś drobiazgi zostaną wyrzucone z projektów lub wprowadzone do nich co zostanie okrzyczane jako wielki sukces. Niemniej Tusk podpisze wszystko to, co zaleci Berlin, a to Niemcy przecież budują tą IV-tą Rzeszę, obecnie w postaci federalnej UE.
7. Konfederacja jako partia antysystemowa czy część systemu neoliberalnego?
Konfederacja obecnie jest prawym skrzydłem (libertariańsko-konserwatywno-katolickim) układu liberalnego, z lekkim zabarwieniem narodowym. Interesujące jest odejście Winnickiego, przedstawiającego sobą bardziej narodową opcję – nie umiem powiedzieć, czy to naprawdę sprawa problemów zdrowotnych, czy było jakieś drugie dno. W każdym razie jego odejście to marginalizacja w Konfederacji elementu narodowego, nawet w tej kalekiej i niekonsekwentnej narodowo-katolickiej postaci. Braun i jego ludzie nim nie są, bo politycznie są bardziej katolikami niż Polakami. Mem z Bosakiem jako stojącym kelnerem siedzącego przy kawiarnianym stoliku Donalda Tuska oddaje tu wszystko.
8. Czy są szanse na powstanie w krótszej lub dalszej rzeczywistości
faktycznej partii narodowo-społecznej
Uważam powstanie takiej partii za konieczność polityczną, raz, że w obliczu kompromitacji Ruchu Narodowego jako części Konfederacji skromny, ale realny elektorat narodowy nie ma na kogo głosować.
Dwa – że, w obliczu przyspieszonej federalizacji UE nie można zostawiać PiS-owi oraz libertarianom i klerykałom z Konfederacji hasła oporu antyunijnego. PiS jest tu mało wiarygodny, bo oni przyszłość Polski jednak widzą w UE tyle, że nie federalnej. A Konfederacja ma komponentę moskalofilską, bardzo mocną a powiązanie sprzeciwu wobec UE z opcją moskiewską, to w Polsce zamknięcie się w granicach kilku procent.
I po trzecie – taka jest kultura polityczna na pewno naszej cywilizacji, że aby poruszać określone tematy i proponować rozwiązania trzeba być partią polityczną. Nie stowarzyszeniem i nie związkiem wyznaniowym, nawet jeżeli duch proponowanych rozwiązań powstaje w ich szeregach, to one same powinny ostatecznie trafić do Sejmu w postaci projektu ustawy. A drogą do tego jest powołanie partii i to właśnie powinniśmy zrobić.
Naturalnie partia powinna być „obudowana” inicjatywami metapolitycznymi – ale przypomnę, że one już w sporej mierze istnieją, czego przykładem jest choćby to medium. One są niezbędne, ale nie mogą zastąpić partii.
9. dodatkowe uwagi
Trochę optymizmu – Polska przeżyła już gorsze rzeczy niż parę lat rządów agentury niemieckiej i lewackich ideologów.
Po drugie – ruchy narodowo radykalne zawsze miały „pod górkę” tam, gdzie była silna konserwatywno-narodowa prawica, bo ona zbierała także ich potencjalny elektorat. PiS nadal jest najsilniejszą partią w Polsce, ale oddanie władzy z pewnością wzbudzi ferment także w elektoracie PiS i to także stwarza pole do rozwoju naszego ruchu.
Po trzecie – uskrzydleni „totalni” będą pluć na obóz tożsamościowy i ogólnie na niepodległych Polaków, stosować na duża skalę „przemoc symboliczną”. Rondo Aborcji zamiast Ronda Dmowskiego, zakaz jedzenia mięsa w stołówkach szkolnych, zakaz Marszu Niepodległości itp. To pogłębi podział społeczny (zimna wojna domowa ma dobre strony dla narodu polskiego) i chęć nie tylko zmiany polityki ale odwetu, ułatwi delegitymizację rządu Tuska i pośrednio całej III RP. Będzie klimat dla sił przedstawiających rozwiązania radykalne (czy tylko uważane za takie) a więc także dla nas.
Warszawa 11 XII 2023
dr Tomasz Szczepański "Barnim Regalica"
Jarosław Ostrogniew - Wieczny powrót tego samego
W tym krótkim komentarzu postaram się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nie uważam wyborów parlamentarnych w 2023 (i związanej z tym zmiany władzy w Polsce) za ważne wydarzenie zarówno dla polskiego społeczeństwa jak i dla polskich nacjonalistów.
Zacznijmy od tego, że interesuje mnie to, co politycy sprawujący władzę rzeczywiście robią, a nie co mówią – tak samo interesuje mnie to, co rząd robi, a nie co media mówią, że robi. Dlatego uważam, że rządy Platformy (te czy poprzednie) nie były tak liberalne, jak przedstawiały to media, ani nie uważam, że rządy PiSu (poprzednie czy jeszcze wcześniejsze) były tak konserwatywne, jak je diabeł malował.
Przede wszystkim politycy wszystkich współczesnych krajów demokratycznych najwięcej uwagi i wysiłku poświęcają bieżącym sprawom, nieistotnym dla nikogo poza samymi politykami. Natomiast jeżeli chodzi o sprawy istotne i długofalowe – politycy niejako zajmują się nimi „przy okazji” (o ile w ogóle się nimi zajmują), wykazując przy tym z reguły brak kompetencji i ograniczoną sprawczość.
Mówiąc już konkretnie o nowym rządzie Koalicji Obywatelskiej i przystawek – uważam, że w ostatecznym rozrachunku nie będzie żadnych rewolucyjnych zmian w kwestiach naprawdę istotnych w Polsce. Koalicja rządząca jest krucha i Donald Tusk będzie musiał lawirować, żeby pozostać u władzy. Będzie to oznaczać, że nie będą wprowadzane żadne rewolucyjne zmiany ani z lewa, ani z prawa.
Trzeba jednak pamiętać, że podstawowa różnica między konserwatystami a liberałami polega na tym, że konserwatyści twardo mówią, a miękko robią, natomiast liberałowie miękko mówią, a twardo robią. Dotyczy to wszystkich krajów zachodnich – przypomnijmy chociażby, jak brutalnie Justin Trudeau czy Emmanuel Macron rozbili wrogie sobie ruchy społeczne. Tak samo będą postępowali polscy liberałowie ze swoimi najważniejszymi wrogami – czyli ludźmi związanymi z PiS, pełniącymi jakiekolwiek funkcje publiczne. W odróżnieniu od Kaczyńskiego Tusk będzie nie tylko mówił o wymianie kadr, ale będzie rzeczywiście je wymieniał, nawet łamiąc przy tym prawo. Dobrym przykładem jest zmiana kadr w mediach publicznych, gdzie Sienkiewicz i jego ekipa naprawdę nie mają litości i nie przejmują się takimi szczegółami jak prawo pracy, a gdzie policja nie pójdzie, tam prywatny czyściciel kamienic dotrze. Zaznaczmy jednak, że stan mediów publicznych jest tragiczny, niezależnie od tego, kto jest u władzy – programy dezinformacyjne zawsze stanowią nudną propagandę partii rządzącej i jeszcze żadnej ekipie nie pomogły utrzymać się u władzy dłużej niż dwie kadencje.
Przechodząc do konkretnych prognoz: uważam, ze trzy najważniejsze trendy związane z rządami PiSu zostaną w Polsce utrzymane (dwa pozytywne i jeden negatywny). Po pierwsze – liberalna koalicja nie zlikwiduje wprowadzonych przez PiS programów socjalnych. To była rzeczywiście rewolucyjna zmiany w życiu Polaków – i to zmiana na lepsze. Polacy pomimo marudzenia na tych, którzy te reformy zrobili, są na tyle przyzwyczajeni do tych programów socjalnych, że nikt nie odważy się ich zabrać, ponieważ od razu wpadnie w polityczny niebyt. Nie będzie jednak żadnych nowych programów, zwłaszcza tych, które PiS wprowadzał, żeby przeciągnąć na swoją stronę klasę średnią (np. wakacje kredytowe). Po drugie – Polska będzie wciąż wspierać Ukrainę w wojnie z Rosją. Wynika to przede wszystkim z tego, że Niemcy zaczęły mocno wspierać Ukrainę (widząc w tym swój interes) oraz z tego, że Rosja otwarcie (zresztą co najmniej od 20 lat) deklaruje, że jej celem jest zniszczenie wszystkich bytów politycznych między nią a Niemcami. Jakikolwiek polski rząd nie ma tutaj zbyt wiele do powiedzenia. Po trzecie – zostanie utrzymany najbardziej negatywny trend zapoczątkowany przez rząd PiS: masowe przyjmowanie imigrantów do Polski. O ile imigracja z krajów etnicznie nam bliskich (Ukraina i Białoruś) jest tylko problematyczna, a przyjęcie uchodźców wojennych z Ukrainy było jedyną słuszną decyzją (choć trzeba było stworzyć jakikolwiek długoterminowy program radzenia sobie z wynikającymi z tego problemami), to przyjęcie największej w historii Polski ilości imigrantów obcych nam etnicznie (zarówno legalnych jak i nielegalnych) było najgorszą decyzją od początku istnienia III RP. Polska włączyła się w globalny trend sprowadzania i wymiany ludności europejskiej na nie-europejską i jeżeli ten plan się spełni, nasz naród po prostu przestanie istnieć fizycznie.
Największą negatywną zmianą, którą przewiduję, jest większa uległość wobec Brukseli (a raczej wobec Berlina via Bruksela). Jednak znowu trzeba tutaj dodać, że PiS głośno szczekał na różne unijne pomysły, ale potem grzecznie i po cichu wypełniał wszystkie polecenia, natomiast Tusk będzie wypełniał brukselskie dyrektywy głośno i z fanfarami.
W pozostałych kwestiach nie przewiduję istotnych zmian. Zmiany cywilizacyjne (zaznaczmy – pozytywne) takie jak budowa elektrowni jądrowych zostaną utrzymane, ale obsadzone swoimi ludźmi. Budowa Centralnego Portu Komunikacyjnego zostanie utrzymana, ale zmieni się ekipa nadzorująca, może też zmienić się nazwa tego projektu. Orlen nie zostanie sprzedany, ale Daniel Obajtek zostanie wymieniony na „fajnego” człowieka z ekipy Tuska.
Z kwestii pobocznych: IPN nie zostanie zlikwidowany, ale znajdą w nim zatrudnienie liberalni historycy. Episkopat prawdopodobnie wymieni twarze na bliższe liberalnej ekipie (albo po prostu ci sami biskupi zaczną się podlizywać Tuskowi), a fundusz kościelny czy religia w szkołach zostaną zachowane z kosmetycznymi zmianami. Nie zostanie zalegalizowana aborcja na życzenie, ani małżeństwa jednopłciowe. Wreszcie – media publiczne nie zostaną zlikwidowane, tylko będzie nimi rządzić nowa ekipa.
Jedyna pozytywna zmiana, która może się wydarzyć, to ułatwienie prowadzenia małego biznesu w Polsce – abstrahując od beki z Januszexów itd., prowadzenie małej firmy w Polsce naprawdę stało się tragifarsą (ze względu na skomplikowane i wzajemnie sprzeczne przepisy oraz nieadekwatne obciążenia finansowe). Wielki (zwłaszcza zagraniczny) biznes będzie można prowadzić tak samo łatwo, przy tej samej życzliwości sądów i zerowych obciążeniach podatkowych.
Z perspektywy polskich nacjonalistów również niewiele się zmieni. Rządy PiSu – jak wszyscy dobrze wiemy – nie były dla nas żadnym eldorado, dorobiło się jedynie kilku sprzedawczyków ze środowisk okołonarodowych. Sądy nie były i nie będą nam przychylne. Spodziewam się jedynie powrotu prowokacji policyjnych i masowego pałowania podczas nadchodzących Marszy Niepodległości. Strumień państwowych pieniędzy nadal będzie płynął tylko do liberalnych i lewicowych NGOsów – ale pamiętajmy, że tak samo wartko płynął za PiSu.
Podsumowując, nie ma co się tym wszystkim zanadto ekscytować. Z naszej perspektywy niewiele się zmieni, a zadaniem nacjonalistów w Polsce jest tworzenie alternatywnego środowiska, nie wykonywanie ruchów okołowyborczych. Raz będą rządzić konserwatyści, raz liberałowie – nasza karawana musi jechać dalej do celu, który sami sobie wyznaczyliśmy.
Jarosław Ostrogniew
Adrianna Gąsiorek oraz Adam Seweryn (ONR) - Komentarz wyborczy
Temat wyborów nadal nie schodzi z rankingu najbardziej interesujących wydarzeń ostatnich miesięcy. Co ciekawe także słowa kluczowe najczęściej wpisywane przez polskich użytkowników Google również dotyczą właśnie tych wydarzeń. Nie dziwi zatem, że jako portale nacjonalistyczne również podchodzimy do tego zagadnienia z dużą dozą zainteresowania.
Jako przedstawiciele Obozu Narodowo-Radykalnego i portalu Kierunki.info.pl w poniższym artykule zebraliśmy nasze najważniejsze przemyślenia dotyczące sytuacji Polski i Polaków w kontekście wyboru nowego rządu, składającego się z dość egzotycznej koalicji Platformy, Lewicy, PSL-u i Polski 2050.
Porażka PiS-u
Głównym powodem straty poparcia przez PiS jest w dużej mierze sytuacja gospodarcza. Inflacja od dłuższego czasu utrzymuje się na wyjątkowo wysokim poziomie. Ceny podstawowych produktów i usług rosną nieproporcjonalnie w stosunku do wzrostów płac.
Na poparcie dla rządu Morawieckiego, a co za tym idzie PiS-u nie wpłynęły też pozytywnie lockdowny i inne restrykcje wprowadzone przy okazji pandemii Covidu. Jednym z powodów spadku poparcia dla wspomnianej partii, przy jednoczesnym wzroście popularności KO i lewicy było też na pewno otwarcie na nowo sporu o aborcję, który niestety miał bardziej gwałtowny przebieg, niż w latach 90-tych i stał się kołem zamachowym dla środowisk liberalnych i lewicowych, również tych najbardziej radykalnych.
Niestety, ale szczytna rzecz, jaką jest ochrona życia, stała się narzędziem do brutalnych przepychanek na politycznej szachownicy. Politycy PiS-u zachowali się, jakby wierzyli w sprawczą moc samego prawa, pomijając całkowicie kontekst społeczny proponowanych zmian. Dokonano zmiany prawa, ale nie wprowadzono, ani nawet nie przygotowano żadnych sensownych, rządowych programów dotyczących systemowego wsparcia dla rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi. Jeszcze bardziej cynicznie postąpiły środowiska lewicowe i liberalne, które zorganizowały opór społeczny w imię “prawa do wyboru”. W dużej mierze bazowało to na zrozumiałych obawach ludzi, jednak było umiejętnie katalizowane poprzez manipulację faktami i proaborcyjną propagandę.
Kolejnym powodem, dla którego duża część wyborców zagłosowała na przeciwników PiS-u, był brak oferty dla młodych ludzi. Pomimo tego, że programy takie, jak 500 + były propagandowo nagłaśniane, to nie stanowiły one jakiegoś panaceum na problemy, przed którymi stoją młodzi ludzie wchodzący na rynek pracy, czy zakładający rodziny. Pomimo tego, że przez kilka lat trwała w Polsce względna prosperita, to cały czas poważnym problemem są proporcje większości wynagrodzeń wobec cen podstawowych towarów i usług. Szczególnie dotyczy to cen mieszkań, które od czasu zwiększonej inflacji dramatycznie poszybowały w górę. Prowadzone przez rząd Mateusza Morawieckiego programy mieszkaniowe w żaden sposób nie spowodowały pojawienia się na rynku taniej oferty mieszkaniowej, lecz były korzystne wyłącznie dla deweloperów, pośrednio prowadząc do utrzymania wysokich cen nieruchomości.
Prawo i Sprawiedliwość przegrało przede wszystkim w dużych miastach, ponieważ nie miało od dawna pomysłu na unowocześnienie swojej partii. Widać to po braku umiejętności w prowadzeniu działań w social mediach, a to zamknęło drogę do wychowania sobie przyszłych wyborców. 15-letnie “Julki” z tęczową torbą, kończąc 18-lat głosowały za Lewicą i PO, czyli na partie, które dbały o odpowiedni przekaz już znacznie wcześniej niż tylko podczas kampanii wyborczej.
Jest wiele płaszczyzn, na których partia Kaczyńskiego po prostu sobie nie poradziła między innymi kultura czy edukacja. Nie każdy patriota zadowoli się Danusią w TVP i Biesiadą do rana.
Uważamy, że mimo wszystko PiS ma szansę na powrót do władzy. Jest to szczególnie możliwe, jeśli dojdzie do afer związanych z rządem. Katalizatorem niezadowolenia społecznego może być też, jak to często bywa zła sytuacja gospodarcza.
W przypadku lewicowo-liberalnego rządu Puszką Pandory może stać się zmiana polityki imigracyjnej i oficjalne wspieranie imigracji spoza Europy. Kwestia obrony granicy polsko-białoruskiej pozostaje rzeczą niewiadomą. Przez ostatnie dwa lata politycy i celebryci związani z obecną koalicją rządową wzywali w dramatycznym tonie do wpuszczania na teren Polski nielegalnych imigrantów przerzucanych przez białoruskie i rosyjskie służby na polską granicę. Wielokrotnie atakowano werbalnie i obrażano funkcjonariuszy polskiej Straży Granicznej. Na apelach i pyskówkach się nie kończyło.
Zdarzały się przypadki bezpośredniej pomocy dla nielegalnych imigrantów atakujących polską granicę i próbujących dostać się na teren Rzeczypospolitej.
Nowy (stary) rząd Tuska
Prawdopodobnie nowy rząd Donalda Tuska okaże się niestabilny i nietrwały. Już teraz widać pomiędzy koalicjantami napięcia dotyczące rozbieżnych poglądów w niektórych dziedzinach polityki. Do tego dochodzi wybór dość “szemranych” postaci wokół lidera PO - Sikorski, Sienkiewicz czy Budka.
Natomiast należy mieć na uwadze, że ewentualne zmiany społeczne i kulturowe spowodowane polityką tego centrolewicowego rządu mogą być niestety trwałe.
W dużej mierze ludzie głosujący na KO, Konfederację i Hołownie nie zagłosowali za programem i "ideami" którejś z tych formacji, lecz przeciwko PiS-owi. To trochę absurdalne, gdy szeregowi pracownicy głosują na ludzi, chcących znieść wolne niedziele, czy utrzymać niekorzystne dla pracowników umowy śmieciowe.
Tak samo jest przykre i niezrozumiałe, że niektórzy wyborcy będący rodzicami głosują na polityków, którzy nie są zainteresowani żadnymi programami wspierającymi rodziny z dziećmi, a skupiają się za to na prawie do aborcji i przywilejach dla LGBT, albo na absurdalnych kwestiach zaimków i tematach dotyczących gender.
Osobną kwestią stanowiącą spore zagrożenie pozostaje obrona narodowa. Pomimo tego, że mamy bardzo krytyczne podejście do PiS-u i rządu Morawieckiego, to pozytywnie oceniamy większość zakupów nowoczesnego sprzętu wojskowego, mających miejsce w ostatnich kilkunastu miesiącach. Niestety w środowisku obecnej koalicji rządowej pojawiają się opinie sugerujące anulowanie wspomnianych zamówień zbrojeniowych. Należy zwrócić uwagę, że tak jak PiS budował narrację na retoryce odwołującej się do myśli propaństwowej, patriotyzmu, tożsamości, katolicyzmu, tak partie tworzące rząd Donalda Tuska to w dużej mierze środowiska głoszące potrzebę kosmopolityzmu, internacjonalizmu i antymilitaryzmu. Co za tym idzie, wojsko na pewno nie będzie należało do priorytetów obecnego rządu.
Obawiać się możemy niekorzystnych zmian także w innych sektorach - zdrowotnym, polityki międzynarodowej, kultury czy sporcie. Nie wspominając o edukacji - już teraz odwołano wszystkich kuratorów. Możemy się spodziewać tęczowych piątków już od szkoły podstawowej. Oddanie tak ważnej kwestii w ręce bananowej lewicy jest bardzo złym prognostykiem na przyszłość, bez względu na dalszą sytuację polityczną.
Zmiany na wielu frontach
Spośród możliwych do wprowadzenia zmian kulturowych i światopoglądowych najbardziej niebezpieczna jest perspektywa instytucjonalizacji związków homoseksualnych i nadawania im przywilejów łącznie z możliwością adopcji dzieci. Należy jednak wspomnieć, że w skład koalicji rządowej wchodzą też ugrupowania przeciwne takim pomysłom (PSL), jak też ostrożne i niedookreślone światopoglądowo (Polska 2050 Szymona Hołowni). Jakiekolwiek próby realizacji lewicowych postulatów światopoglądowych muszą spotkać się ze stanowczym sprzeciwem nacjonalistów.
Warto w tym momencie wspomnieć o ewolucji Platformy Obywatelskiej. Gdy tę partię współtworzyły osoby takie, jak Jan Rokita, Maciej Płażyński, czy Jarosław Gowin, wówczas kreowała się ona na konserwatywno-liberalną. Natomiast przez ostatnie 8 lat, gdy rządził PiS, Platforma dokonała implementacji elementów nowolewicowych, “oczyszczając” się z prawicowych pierwiastków. To trochę śmieszne i żenujące, jak ludzie, którzy wraz z liberalnym skrzydłem Kościoła chcieli budować “Kościół Łagiewnicki”, powołując się nawet na Jana Pawła II, już kilka lat później stawali w pierwszych szeregach proaborcyjnych, antykościelnych wystąpień, będąc ramię w ramię z anarchistami, czy działaczami Partii Razem.
Jesteśmy przekonani, że polityka wobec Niemiec stanie się wasalna. PO to opcja proniemiecka, więc pod naciskiem Niemiec może dojść do złagodzenia polityki wobec Rosji i znacznego zmniejszenia pomocy dla Ukrainy. W konsekwencji może to spowodować jeszcze bardziej agresywną i imperialną politykę Rosji.
Tak jak PiS wielokrotnie wykazywał swoją uległość wobec USA i Izraela, tak PO niezmiennie reprezentuje tak samo uległe i serwilistyczne podejście względem Niemiec i UE, a przed laty bywało, że również względem Rosji. Zamiast dążyć do tego, aby Polska była liderem i konsolidatorem Europy Środkowo-Wschodniej, rząd Tuska uczyni z Nas pilnego czeladnika i “juniora” pracującego dla ośrodków decyzyjnych w Berlinie i Brukseli.
Prawdopodobnie zostaną znacznie ograniczone programy społeczne. Dominować będą rozwiązania społeczno-ekonomiczne wbrew interesom przeciętnych Polaków, a w zgodzie z interesami wielkiego kapitału. Prawdopodobnie rząd zrezygnuje z budowy centralnego portu lotniczego.
Wyniki wyborów i dojście do głosu opcji proniemieckiej i prounijnej jest szczególnie niebezpieczne w kontekście planowanego pogłębiania integracji europejskiej. Należy zwrócić uwagę na to, że niestety Polska będzie teraz jednym z krajów wspierających takie procesy. To również wymaga ze strony polskich nacjonalistów stanowczego sprzeciwu.
Przegrani
Niewątpliwym przegranym wyborów jest oczywiście Konfederacja, która zresztą sama o tym mówi dość głośno. Partia ta nie różni się wcale od reszty stoliczka wyborczego - stosuje antysystemową retorykę, ale tak naprawdę jest częścią neoliberalnego systemu. Program społeczno-gospodarczy tej partii, jak najbardziej wpisuje się w interesy kapitalistycznych podmiotów. Dodatkowo zakrawa na hipokryzję głoszenie przez niektórych polityków tej partii skrajnie konserwatywnych i purytańskich haseł, podczas gdy powyborcze przepychanki ujawniły bardzo libertyński styl życia części z nich. Konfederacja adresuje swój program wyłącznie do przedsiębiorców i osób zamożnych, całkowicie ignorując interesy pracowników, emerytów, czy osób niepełnosprawnych. Widać tu zdecydowanie więcej darwinizmu społecznego, niż jakichkolwiek związków z katolicką nauką społeczną.
Zresztą oceniając chociażby osoby, które znalazły się na listach wyborczych Konfy, nietrudno przyjąć tezę, że to kolejny mix, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku formacji Pawła Kukiza. Osoby z łapanki o skrajnie odmiennych poglądach - katolicy i panie z pism dla zdesperowanych mężczyzn, antyszczepionkowcy i przede wszystkim zwolennicy imperialistycznej Rosji. Brak tu formacji, jedności, ale przede wszystkim pierwiastka narodowego, który został całkowicie utracony, w chwili zawarcia sojuszu z korwinowcami. Wyborcy pana z muszką nikną w oczach, a nowe twarze nie przyciągają już elektoratu. Konfederacja nie jest w stanie poradzić sobie z wewnętrznymi różnicami, co obserwujemy obecnie wokół Grzegorza Brauna i jego “występku”, który nie tyle wywołał aferę wśród lewicowych polityków, co zresztą nikogo nie dziwi, co skłonił poszczególnych działaczy Konfy do wydawania skrajnie odmiennych oświadczeń. Także przybudówka tej partii czyli Młodzież Wszechpolska nie jest jednoznaczna w ocenie swoich kolegów po fachu. Uważamy, że byt ten jeszcze szybko nie zniknie z przestrzeni publicznej, ale stale zaliczając wtopy, będzie się stopniowo ulatniał, do czasu wykreowania kolejnej “antysystemowej” partyjki.
Nacjonalistyczna partia?
Uważamy, że w dłuższej perspektywie jest możliwe powstanie takiej partii, jednak należy podchodzić do takich pomysłów bardzo ostrożnie. Osoby o poglądach narodowych, prospołecznych, widzące zagrożenie w Rosji, jak też opcji euroatlantyckiej, a szansę dla Polski w doktrynie Międzymorza, zainteresowani polityką obronną i bezpieczeństwem energetycznym nie posiadają obecnie żadnej reprezentacji politycznej. Warto jednak mieć na względzie zagrożenia, jakie jawią się dla takiej inicjatywy. Po pierwsze nie może ona powtórzyć błędów "Ruchu Narodowego". Po drugie, to obecnie polscy nacjonaliści nie posiadają wystarczająco silnej bazy kadrowej, finansowej i medialnej, aby móc zbudować partię polityczną zdolną do bycia realną siłą. Pytanie jednak, czy faktycznie taki twór jest nam potrzebny? Czy wszystkie partie (obojętnie, z jakich pobudek zostały założone) nie skończą jak Konfederacja, aby utrzymać się w liberalnym systemie politycznym? Jesteśmy przekonani do tego, że aby wprowadzać zmiany wokół siebie i w całym społeczeństwie wcale nie trzeba wiele. Liczy się skuteczny, zjednoczony głos i wyjście do ludzi, wyjście na ulice, a nie zamknięcie się na Wiejskiej pod krawatem. Protesty dotyczące chociażby przyjmowanie nielegalnych imigrantów, które organizowaliśmy parę lat temu pokazują, że taki głos ulicy ma wartość i realny wpływ na świadomość społeczną - wykorzystajmy to do różnych tematów, które są dla nas ważne i na tym się skupmy w najbliższym czasie.
Adrianna Gąsiorek
Adam Seweryn
Monika Dębek - Wybory do Parlamentu a Nowa Lewica
Wyboru do polskiego parlamentu odbyły się 15 października. Od tego czasu zleciało już dobrych kilka tygodni. Skutki głosowania Polaków będą jednak widoczne przez najbliższe kilka lat, ale też długotrwale.
W tym tekście chciałabym skupić się na Nowej Lewicy, która moim osobistym zdaniem niestety odniosła dosyć spory sukces. Zdobyła 8.61%. Wiadomo, nie jest to wynik dwucyfrowy jak PiS czy Koalicji Obywatelskiej, ale...jest bardzo chętna do współpracy i to na wielu płaszczyznach z partiami, byle tylko zaszkodzić dla PiS-u.
Skąd w ogóle taki sukces Nowej Lewicy w wyborach?
Pierwszą i oczywistą przyczyną jest bunt przeciwko ówczesnej władzy w sejmie, czyli partii Prawa i Sprawiedliwości. Niektóre osoby głosujące wychodziły z założenia iść zagłosować, byle nie na PiS. Inni zaś dokonywali swoich wyborów bardzo świadomie. Lewica potrafi zwabić przecież swoim programem, głównie młodych ludzi. Jeden z głównych i najbardziej gorących tematów to te ideologiczne np. LGBT. Lewica na swojej stronie umieściła wpis: „jesteśmy silni siłą ruchów społecznych i wprowadzania do polityki nowych tematów i problemów, choćby takich jak prawa osób LGBT+, czy przeciwdziałanie katastrofie klimatycznej. Łączymy tradycje wrażliwości na nowe potrzeby społeczne i wiedzy jak rządzić państwem-odwagi w formułowaniu postulatów i rozsądku we wprowadzaniu ich w życie”.
Idąc do lokalu wyborczego, widziałam bardzo wielu młodych ludzi, którzy nie sprawiali na mnie raczej wrażenia osób, dla których ważne są tradycyjne wartości. Stali przy tablicach ogłoszeniowych i łamiąc ciszę wyborczą, bardzo gorąco dyskutowali na kogo by tu głosować.
Młode osoby posiadają swoje ideały, a wielu ich jest bardzo wrażliwych na sprawy społeczne.
Tolerancja to wartość, która jest ważna dla wielu z nich. Lewaccy politycy bardzo skutecznie wykorzystują młodzieńcze serca, do swoich niecnych celów i celowo indoktrynują ich.
Lewica bardzo dużo pisze też o szacunku, któż z młodzieży czy osób wchodzących w dorosłe życie nie chce być szanowanym? Potrzeba szacunku to jedna z głównych potrzeb moim zdaniem na tym etapie życia, zresztą jak na chyba każdym.
Jeden z podpunktów programu lewicy zawiera postulaty o „godnym i stabilnym zatrudnieniu”. No cóż, nie czarujmy się, że każdy człowiek chce być zatrudniony na dobrych warunkach i otrzymywać duże wynagrodzenie pieniężne, które pozwoli mu nie tylko na utrzymanie się, zapłacenie rachunków, ale także na godne życie, a nawet spore przyjemności. Piszą o zlikwidowaniu umów śmieciowych i wymuszonym zatrudnieniu. Jest to łatwy haczyk na pierwszy rzut oka. Z drugiej strony dla niektórych ludzi zatrudnienie na umowie zleceniu, czy o dzieło jest korzystne.
Mowa jest także o prawach pracowniczych, każdy chce je mieć, praca zawodowa to nie tylko obowiązki liczne, ale także przywileje. Wiadomo jednak, że to zwykła hipokryzja. Miałam okazje i znam mnóstwo osób, które pracują w miejscach, gdzie zarządza lub pracuje mnóstwo osób o poglądach lewicowych. O prawach pracowniczych nie szło za bardzo publicznie wyrażać swojego zdania, gdyż kończyło się to szybkimi zwolnieniami lub przynajmniej utrudnieniami.
Obawiam się więc, że prawa pracownicze to tylko puste słowa i nie będą miały one żadnego przełożenia w praktyce. Przekonamy się o tym prędzej czy później, mniej lub bardziej boleśnie.
Ważny postulat programu wyborczego to także „Aktywna walka z bezrobociem Praca musi być dostępna również poza metropoliami. Będziemy walczyć z wyspami bezrobocia przez systemowe wsparcie inwestycji zapewniających godne zatrudnienie w powiatach, w których stopa bezrobocia jest o połowę wyższa niż w całej gospodarce”. Postulat piękny, ludzie na wsiach będą mieli bliżej do pracy, nie będą musieli dojeżdżać często nawet kilkadziesiąt km do swoich miejsc pracy, bariery komunikacyjne zaczną być likwidowane. Nie spodziewajmy się jednak po lewicy, że będą to polskie inwestycje i firmy. Będą to globalne korporacje, które będą zakładać swoje filie na polskich terenach, za co bardzo zapłacą małe, polskie i rodzime firemki. Czyż to nie hipokryzja? Niszczenie polskiego kapitału, polskich pracowników, inwestorów koszem zagranicznej bylejakości?
Kolejnym bardzo uderzającym mnie osobiście postulatem jest „Świecka szkoła.
Wyprowadzimy religię ze szkół. Dzięki zwolnieniu sal i odciążeniu planów lekcji część szkół będzie mogła zrezygnować z systemu zmianowego. Zaoszczędzone środki skierujemy na organizację zajęć wspomagających dla uczniów ze szczególnymi potrzebami”.
Czy przypadkiem nie jest to jawna dyskryminacja katolickiej młodzieży, która chce uczyć się religii w szkole, a po wyprowadzeniu jej ze szkół będzie musiała powrócić do salek katechetycznych jak za czasów komunistycznych?
Oczywiście nie można zmuszać kogoś do nauki katechezy w szkole, ale w tym czasie dla dzieci i młodzieży niechcących uczestniczyć w religii mogą zostać faktycznie wprowadzone inne zajęcia, wspomniana etyka lub nawet wspomniana przez lewicowców zajęcia dla dzieci ze specjalnymi potrzebami.
Jeden z punktów programu Lewicy to:
Wolne media publiczne bez hejtu.
Stworzymy profesjonalne, pluralistyczne media publiczne o ustalonych standardach prowadzenia zrównoważonej debaty publicznej. Stworzymy transparentny system rekomendacji i wyboru osób pełniących funkcje nadzorcze w mediach publicznych – zapewniający udział w tym procesie organizacjom społecznym. Uwolnimy media publiczne od komercyjnych reklam. Zlikwidujemy Radę Mediów Narodowych".
Każdy z nas wie, że media typu TVN, Polsat itd. nie są mediami niezależnymi, każde z nich tak naprawdę promują swoją ideologię. Uwolnienie od reklam komercyjnych? Pousuwajcie je także ze swoich własnych mediów. Czy media lewackie są wolne od hejtu? No nie powiedziałabym, patrząc na kłamstwa szkalujące patriotów i nacjonalistów.
Bezwzględna walka z pedofilią.
„Zniesiemy przedawnienie przestępstw seksualnych wobec dzieci. Stworzymy Komisję Prawdy i Zadośćuczynienia, posiadającą uprawnienia prokuratorskie, która – na wzór podobnych komisji w innych krajach – zajmie się systemową odpowiedzialnością Kościoła katolickiego za przemoc seksualną księży wobec dzieci i za tuszowanie tej przemocy przez hierarchów. Wprowadzimy bezwzględną zasadę wypłaty odszkodowań na rzecz ofiar. Skończymy z ignorowaniem polskiego prawa przez Kościół katolicki i doprowadzimy do zabezpieczenia kościelnych archiwów na potrzeby śledztw”. Według Lewicy to środowisko księży jest tylko pełne patologii i pedofilii.
A inne? Uważam, że do tematu zboczeń należy podejść całościowo, a nie tylko do Kościoła Katolickiego, który co logiczne znienawidzony jest przez lewicowych polityków. Dokładnie i skrupulatnie podchodzić trzeba do wszystkich środowisk.
„Silna Polska w silnej Europie
Będziemy dążyć do umacniania roli Polski w Unii Europejskiej poprzez współpracę z jej państwami członkowskimi i instytucjami, opartą na poszanowaniu i zaufaniu. Zakończymy szkodliwy spór z Unią Europejską przez zapewnienie w Polsce niezależnego i sprawiedliwego sądownictwa”. Silnej Polski zdecydowanie nie zbuduje się poprzez całkowite uzależnienie jej od Unii Europejskiej. Będzie wtedy jedynie pachołkiem euro kołchozu. Do tego dąży lewica.
„Koniec propagandy.
Czas skończyć z szerzeniem prawicowej propagandy za pieniądze polskich podatników”. Nie będzie prawicowej propagandy a lewicowa, która skupi się na siłowym przekazywaniu swoich wartości dla wszystkich. Program wyborczy lewicy jest bardzo propagandowy.
Lewica w koalicji z innymi partiami będzie niestety działać całkowicie szkodliwie dla Polski. Szykują się niestety ciężkie czasy dla Nas, nacjonalistów.
Monika Dębek
Adam Dąbrowski - O upadku PiSu i byciu zimnym jak lód
Po kolejnych wyborach możemy powiedzieć znowu to samo – przecież ja to już wcześniej gdzieś widziałem…Ah tak, Donald Tusk został zbawcą polskiej polityki. Niestety, to nie 2007, a 2023 rok, czyli jestem tym razem 16 lat starszy, a wciąż przeżywam to samo. Przeżywam tą samą grę po raz drugi, a pokolenie urodzone w 2005 po raz pierwszy. Tak, kiedy Tusk ogłaszany był zbawcą polskiej polityki, dzisiejsi 18-latkowie, mieli wtedy tylko 2 lata. Ich wczesne dzieciństwo przypadało na lata rządów Donalda Tuska, których jako dzieci pewnie nie pamiętają. Nie wiedzą więc, że zostali wkręceni tak samo, jak 18 latkowie w 2007 roku. Na tą samą propagandę, na ten sam uśmiech, na te same frazesy i puste słowa. Donald Tusk znowu wraca do władzy i trzeba mu przyznać, że obok Jarosława Kaczyńskiego to największy polityk w Polsce. Nie zrozumcie mnie źle, nie chodzi mi o to, że jest najlepszy, ale obok Kaczyńskiego najlepiej rozstawia pionki w polskiej polityce. Kolejny raz przy dojściu do władzy pomogła mu jego „ulubiona” partia – Prawo i Sprawiedliwość.
Podczas władzy PiSu sprawdziło się powiedzenie, że władza absolutna deprawuje najbardziej. Rządzący pisowcy posiadający przez 8 lat większość, a także wsparcie prezydenta rozegrali ostatnie 2 lata swoich przedwyborczych rządów tragicznie. Medialna pycha i wystająca słoma z butów bombardowała Polaków bzdurami i bajkami z tvp-owskich programów. Nieudolna i nachalna propaganda zmobilizowała nawet tych, którzy nie brali wcześniej udziałów w wyborach, aby pójść i zagłosować przeciwko pisowi. Atakowanie i zwalanie win na Tuska milion razy dziennie, to przecież podobna taktyka, dzięki której Tusk wygrał wybory wcześniej (a następnie jego partia przegrała z PiSem podobnym sposobem). Udawanie, że w Polsce nie ma problemów, wszystko działa należycie i wszystko jest jak być powinno mogło doprowadzić do irytacji nawet najspokojniejszą osobę na świecie. Pisowska góra podczas drugiej kadencji swoich rządów totalnie oderwała się od rzeczywistości, co otworzyło drogę chociażby takim osobom jak Hołownia do wejścia do sejmu i objęcia najwyższych stanowisk w państwie. Trzeba było otworzyć media dla innych ugrupowań, prowadzić debaty w mniej nachalny sposób, mówić o problemach w kraju i w jaki sposób rząd próbuje je rozwiązać. Zamiast iść na polityczną betonową wojnę, trzeba było to rozegrać spokojniej. Zabrakło chłodnej głowy i wyczucia nastrojów społecznych. Zamiast prób gaszenia pożarów, niektórzy przedstawiciele partii ten ogień jeszcze bardziej podsycali.
Świetny wynik wyborczy przy ubieganiu się o trzecią kadencję nie zmienił faktu, że porażka jest klęską dla obozu Kaczyńskiego. Oddanie władzy wprost w ręce swoich największych rywali to problem, z którym muszą się pisowcy teraz zmierzyć. Wątpliwą sprawą jest, że dojdzie do jakiegokolwiek „rozliczania” byłej władzy. Domagają się tego niektórzy krzykacze, szczególnie tacy jak Tomasz Lis, ale do takiego rozliczania nigdy wcześniej nie doszło i zapewne nie dojdzie. Wizja możliwości utracenia władzy za parę lat do pomysłu rozliczania bardzo zniechęca. Do tego na pewno nie dojdzie za rządów Tuska, który przecież też miał być sądzony przez PiS, a nic takiego nie miało miejsca. Wizja władzy „totalnej opozycji” napawa obawą o stabilność w kraju. Misz masz od skrajnej lewicy, lewaków, do liberałów to wizja kompletnie bzdurnych i radykalnych pomysłów, nie mówiąc już o składzie osobowym tych ugrupowań. Czeka nas chaos.
Polityka zagraniczna, UE i sprawa ukraińska
Reforma armii to na pewno wielki plus odchodzącego obozu rządzącego. Sprawa, która powinna być najważniejsza dla wszystkich bez względu na barwy ideologiczne. Miejmy nadzieję, że następna władza będzie kontynuowała zakupy dla naszej armii, a także dalszą rekrutację. Silna armia w tych niebezpiecznych czasach i w położeniu naszego kraju to podstawa. I tu kończą się plusy. Uległość względem unijnych dygnitarzy, kłamanie opinii publicznej i zgrywanie twardych na krajowym podwórku, zapominanie o polskim interesie narodowym i wyższości flagi biało-czerwonej nad unijną to kolejne czynniki, które doprowadziły rządy pisu do przegranej. Nieporadność w sprawie masowej ucieczki i imigracji ludzi z Ukrainy, oddanie Ukrainie wszystkiego co mieliśmy, co doprowadziło do sytuacji, że nie mamy już żadnych kart przetargowych w polityce z Ukrainą, która coraz bardziej zaczęła nas ignorować kosztem innych państw i oczywiście poświęcenia nas na rzecz naszego zachodniego sąsiada. Kapitulacja w polityce zagranicznej to słabość. Nie ma przyjaźni i nigdy nie będzie pomiędzy państwami. Ile jeszcze razy musimy uczyć się tych lekcji w historii istnienia naszego państwa? Polska nigdy nie będzie miała przyjaciół przy swoich granicach, słabość naszych sąsiadów jest naszą siłą. Trzeba w radykalny i zimny sposób patrzeć jedynie na swoje interesy i je realizować. Brzmi brutalnie, ale taka jest rzeczywistość. Dość mam tego, kiedy na arenie międzynarodowej dajemy się ponieść emocjom, za co później musimy srogo zapłacić. Koniec z tym, mam dość tego wstydu i pomiatania i gardzenia polskim państwem przez inne państwa. Mamy być zimni jak lód, nie ma przyjaciół, są tylko interesy do zrealizowania dla narodu polskiego. Kiedy mamy iść w konflikt to tylko taki, który nam się opłaca.
Czy rządy Tuska pójdą tą drogą? Znamy chyba wszyscy odpowiedź na to pytanie. Oczywiście, że nie.
Niech tylko rozwój naszej armii nie będzie zatrzymany. Projekt rozrostu naszych sił zbrojnych i modernizacji to na pewno jeden z najbardziej ekscytujących projektów w historii IIIRP.
Adam Dąbrowski
Grzegorz Ćwik - Powtórka z historii
No to zatoczyliśmy koło i jesteśmy znów w roku 2007. Tak można by w najkrótszy sposób podsumować wynik ostatnich wyborów parlamentarnych w naszym kraju. Wprawdzie PiS trzeci raz z rzędu uzyskał najwyższy wynik, jednak zarówno dzięki swoim błędom, jak i dawno nie widzianej mobilizacji sił lib-lewicowych, nie starczyło głosów na stworzenie rządu. Chociaż od czasu do czasu słyszymy jeszcze, że PiS ma asa w rękawie i jakimś cudem rząd stworzy (piszę te słowa 5 listopada), to jednak nie ulega wątpliwości, że za maksymalnie miesiąc z hakiem rząd stworzy koalicja Platformy, partii Hołowni i PSL-u oraz Lewicy Razem. Niewątpliwie wynik ten i zmiana warty zmusza nas do postawienia pytań o przyszłość, jak i przeanalizowania powodów takiego a nie innego stanu rzeczy. Można bowiem wprawdzie nie interesować się polityką, ale ta interesuje się dalej nami, a decyzje rządu w pierwszej kolejności dotykają nas, zwykłych obywateli.
Zacząć warto od kwestii dość podstawowej, mianowicie czemu właściwie PiS przegrał? Wcześniejsze 8 lat rządów i 2 wygrane w wyborach parlamentarnych pod rząd zwiastowały niezwykle stabilny i pewny siebie rząd. Co się zmieniło?
Zdecydowanie kryzys związany z wojną, skutkami pandemii i wdrożonych przeciw niej środków zaradczych oraz szeregiem napięć międzynarodowych jest tu po części wyjaśnieniem. Wynikły tu wzrost inflacji, niepewność zatrudnienia (choć cały czas bezrobocie jako takie jest niskie), narastające strukturalne problemy mieszkaniowe i szereg innych aspektów skłonił część wyborców do obwinienia rządzącej ekipy o te sprawy. Oczywiście, trochę prawdy w tym jest, jednak ostatecznie ciężko do PiS-u mieć zarzut o wojnę na Ukrainie i jej skutki. Tu dochodzimy jednak do jednego z głównych aspektów funkcjonowania dzisiejszych systemów demokratycznych, czyli wpływ mediów, które nie są wyłącznie bezstronnymi narratorami, a wręcz przeciwnie – kreują wizje i osoby, w zależności od tego, do którego obozu przynależą. Do tego udało się opozycji przeforsować pewien kulturowy slogan, który rozniósł się błyskawicznie i stał swoistą mantrą i wyznaniem wiary: ***** ***. Każdy rzecz jasna wie, co to znaczy, a my dodatkowo wiemy jak bardzo to hasło świadczy o ideowej oraz programowej pustce opozycji i ich zwolenników. Przy czym nie chodzi nawet o same poglądy, co fakt, że Platforma z przynależnościami jest dokładnie tą samą partią, jaką była 10 lat temu – to swoisty konglomerat libertarianizmu, zachowawczości, korupcji, nepotyzmu i agenturalności. Jednak sukcesem okazało się dla obozu opozycji swoiste przekucie porażki w sukces – bo o ile krytykowanie PiSu dla samego jego krytykowania przy pierwszej kadencji Zjednoczonej Prawicy było nieskuteczne i wręcz wykazywało słabość obozu Tuska, to teraz stało się spoiwem całej antypisowskiej koalicji i jej zaplecza frekwencyjnego.
Zwróćmy uwagę na znaczenie głosów najmłodszych, a ci popierają liberalizm we wszelkich odmianach: klasyczny (Platforma), udający patriotów (Konfederacja) oraz ten rzekomo lewicowy (Lewica Razem). To młodzież chowana w cieplarnianych warunkach, której poglądy to efekt planowych działań marketingowych na Instagramie i tiktoku, jednocześnie to ta sama młodzież, która nie umie się zdefiniować, nie radzi sobie w szkole, pracy i życiu rodzinnym, a przy przerażającej pustce duchowej potrafi się jednocześnie z podziwu godnym fanatyzmem angażować we wszelkie „oddolne” akcje społeczne, będące tak naprawdę dobrze i długofalowo zaplanowane przez partyjnych speców od dusz i umysłów.
Sam PiS tez sporo zrobił, by nie utrzymać się u władzy. Zachowawczość ekipy rządzącej, coraz częstsze spoglądanie się na „obiektywne czynniki” i sondaże, widoczna niekompetencja, nepotyzm, chwilami religijny dewotyzm. Do tego zauważalnie PiS przestał dbać o centrowy i umiarkowany elektorat, skupiając się na tym bardziej radykalnym – ale ten przecież i tak już jest PiSowski! Do tego ewidentnie rządząca ekipa nie wykorzystywała w pełni propagandowo nadarzających się okazji, choćby kwestii rosyjskich powiązań ekipy PO z lat 2007-2015. A w polityce jak w sporcie, niewykorzystane okazje lubią się mścić.
Inna sprawa, że generalnie większość młodych zagłosowała obiektywnie rzecz biorąc przeciw swoim interesom, co już zaczyna być widoczne. PO po kolei wycofuje się ze swoich obietnic, zwiększenia kwoty wolnej od podatku, wyraźnie widać skrywane do dnia wyborów zapędy antysocjalne i wrogie jakiejkolwiek polityce redystrybucji. Brak świadomości klasowej i społecznej to niesamowicie skuteczny sojusznik neoliberalizmu.
Oddzielny akapit należy się temu co cieszy, czyli bardzo słabemu wynikowi libertariańskiej i prorosyjskiej Konfederacji. Sondaże dla środowisk tworzących Konfederację zawsze są generalnie przeszacowane, jednak tutaj mówimy o spadku z poziomu nawet 15% w sondażach do realnych wyników poniżej 7% - a więc praktycznie o ponad 100% względem realnego poparcia. Co przeważyło? Na pewno tiktokizacja przekazu, tak form jak i treści, która podobać się może obecnym 14-latkom, z mocnymi problemami emocjonalnymi i psychologicznymi, a nie normalnym ludziom, którzy pracują, maja jakieś wykształcenie i rodzinę czy jakąkolwiek wiedze o świecie. Brak programu, bycie kopią Platformy, propedofilskie wypowiedzi Korwina, porażka Mentzena w debacie z Petru, brak jakiegokolwiek pomysłu na obecność w Sejmie – wszystko to musiało dać skutek w postaci poparcia na poziomie niewiele ponad minimum wymagane do dopuszczenia do parlamentarnego korytka.
Ale co właściwie dla Polski oznacza dojście do władzy Platformy, 3 Drogi oraz Lewicy Razem? A także, co równie ważne, na ile spodziewane zmiany mogą być trwałe? Przede wszystkim zrozumieć trzeba, że nowa władza to właściwie zadeklarowani internacjonaliści i kosmopolici, dla których pojęcia jak racja stanu czy interes narodowy niewiele znaczą. Platforma z definicji jest proniemiecka i proeuropejska, co nie tylko jest tożsame, ale w tym wypadku stanowi po prostu powiązanie polskiej polityki z niemieckimi czynnikami decyzyjnymi. Tradycyjnie sterowana z zagranicy lewica przerzuciła się w poddaństwie z Moskwy na Brukselę. Pozostałe środowiska tworzące nową władzę, jak choćby PSL, są za słabe by w jakikolwiek sposób wpłynąć na internacjonalny i dodatkowo ojkofobiczny charakter nowej władzy. Tu nie chodzi tylko o dawne wypowiedzi Tuska o polskiej nienormalności, ale wszystkie te antypolskie głosowania i wypowiedzi w ramach instytucji Unii Europejskiej, czy choćby ostatnie wypowiedzi Żukowskiej, która stwierdziła, że nigdzie nie jest napisane, że w przysiędze na wierność narodowi… chodzi o polski naród (sic!). Do tego wszyscy w rządzie co do zasady zgadzają się na neoliberalną wykładnię ekonomii, zasad funkcjonowania społeczeństwa i rynku pracy. Po prostu niektórzy (lewica chociażby) muszą to maskować, podobnie jak (jeszcze) maskowany jest klasizm i nienawiść do tych słabszych i biedniejszych za to, że śmieli i dalej śmią popierać PiS.
Tak więc pełne otwarcie na ponowną integrację z Unią będzie oznaczyło strategiczne podporządkowanie niemieckim planom, a w tych Polska to tylko źródło taniej siły roboczej i wynajęta hala montażowa dla zachodnich koncernów i fabryk. Nie tylko nie dojdą do skutku inwestycje jak CPK, ale także nie ma co liczyć na jakiegokolwiek realne próby walki z pułapką średniego dochodu – a to się przełoży na brak waloryzacji pensji minimalnej i powrót głodowych stawek (jak z okresu 2007-2015) oraz generalnie tzw. „uelastycznienie” rynku pracy. Już teraz afera związana z Siemensem stanowi dobre preludium i prognostyk tego, czym będą rządy nowego obozu.
Pytanie na ile lib-lewica posunie się w aspekcie zmiany traktatów unijnych, a przecież dopiero co przegłosowano rezolucję wzywająca do przegłosowania tego przez państwa członkowskie. To już będzie autentyczne oddanie suwerenności i niezawisłości w obce ręce, bez pudrowania, bez udawania. Wszelkie argumenty o tym, że nie mamy wyjścia w obliczu konkurencji z Chinami czy Rosja są bredniami z co najmniej dwóch powodów: po pierwsze dwa główne mocarstwa UE są skrajnie proputinowskie (Niemcy i Francja) i prochińskie, a po drugie niewydolność urzędnicza, formalna proceduralna i innowacyjna UE jest już na całym świecie wręcz przysłowiowa, więc federalizacja będzie w gruncie rzeczy dużym osłabieniem Europy. Biorąc pod uwagę fanatycznie antypolski w sensie etnicznym i kulturowym kurs mediów i ośrodków ideowych, jakie stoją za nowym rządem, spodziewać możemy się zaplanowanej i skoordynowanej ofensywy mającej na celu narzucenie nam federalizacji, jak i wykazanie społeczeństwu jej rzekomych plusów. W końcu jak nam zapowiadano przed majem 2004 roku dogoniliśmy już Niemcy (a jesteśmy w Unii dobre 20 lat), a wszystkie inwestycje doprowadziły nie do potwornego zadłużenia kraju, a do zwiększenia PKB i marżowości naszej ekonomii. Aż trudno zrozumieć czemu dwa najbogatsze kraje Europy (Norwegia i Szwajcaria) są poza Unią i w ogóle się nie kwapią, by do niej wstępować.
Z pewnością spodziewać się możemy otwarcia tamy dla dotychczas blokowanych projektów spod znaku liberalizmu kulturowego. Związki lgbt, aborcja, eutanazja, wszelkie paranoje lewicowej wersji równości, walka z polskością jako „zaściankiem” na każdym kroku: nie ma wątpliwości, że następne kilka lat to z pewnością wzmożony napór tych postulatów, projektów ustaw i akcji propagandowych związanych z przekonywaniem, że to jest owa słynna europejskość i normalność. Zasadniczy problem leży w kontekście międzynarodowym. Bowiem poczynione postępy w ramach wdrażania w Polsce tych pomysłów będą zapewne stałe, nawet jeśli PiS wróci do władzy. To co uda się w tej kadencji ugrać wszelkim zwolennikom wspomnianych koncepcji, pozostanie już, bez względu kto stworzy następny rząd. Równamy do Zachodu niestety bardzo szybko, a jak widać po wypowiedziach Żukowskiej możemy spodziewać się naprawdę ciekawych łamańców logicznych w ramach tzw. walki o równość.
Oczywiście, odrzucić trzeba wszelkie PR-owe zabiegi, które ukazują Tuska i jego ekipę jako „liberałów, ale z ludzką twarzą”, czyli jako tych, którzy już zrozumieli swoje błędy. To nonsens, a deklaracje ekonomistów stojących za PO nie pozostawiają złudzeń – Platforma anno domini 2023, 2013 i 2003 to ta sama kapitalistyczna, antyspołeczna i antypaństwowa siła. To także siła z gruntu antyobywatelska. Zapomnijcie o jakichkolwiek możliwościach, jakie dawać powinno demokratyczne nominalnie państwo. Wszelka społeczność i obywatelskość za rządów PO miało i będzie miało twarz skrajnego partyjniactwa z KOD-u, Obywateli RP czy Strajku Kobiet. To struktury nawet nie udające specjalnie, że nie są powiązane z interesami danego środowiska politycznego i nie realizujące tychże interesów.
Istotne dla nas jest to, na ile ta koalicja jest trwała. Wszakże połączone są tam nie tylko środowiska, które sporo różni, ale także każde z nich ma nieliche apetyty na wszelkie benefity wypływające z bycia u władzy. Tym silniejsze, że czekali aż 8 lat, by odsunąć od koryta PiS i go zastąpić. Zauważmy, że przecież już tworzenie koalicji i to w oparach euforii po wygraniu wyborów nie obyło się bez zgrzytów i wypłynięcia pierwszych różnic – i to tych w Polsce chyba najważniejszych, bo obyczajowych. Póki co koalicja wprawdzie nie przejawia jakichś szczególnych śladów na silne wewnętrzne różnice, ale one są, a tym silniejsze będą im rosnąc będą ambicje Hołowni, Kosiniaka-Kamysza i ich obozów, a także im większe problemy i porażki zanotuje rząd. A tu „min”, na które można wejść jest sporo, i KPO, i kwestie polityki socjalnej, i geopolityka, i wszelkie awantury obyczajowe, a do tego perspektywa starcia z Rosją w przedziale kilku najbliższych lat. Jeśli obecna koalicja rządowa takich porażek zanotuje odpowiednio dużo, to można liczyć się z rozpadem jej i w perspektywie 2-3 lat przedterminowymi wyborami. Zasadnicze pytanie – na obecną chwilę bez odpowiedzi, to czy PiS zmieni formułę swego funkcjonowania na scenie politycznej w tym kierunku, który umożliwi im uzyskanie zdolności koalicyjnej np. z PSL-em czy nawet Hołownią.
Omawiając wyniki wyborów warto też poświęcić jeden akapit zjawisku szczególnemu, a mianowicie głosowaniu wyborców często wbrew swojemu interesowi. Nie mam zamiaru tu specjalnie bawić się w adwokata PiS-u, jednak jego reformy socjalne, dotyczące kwestii pracowniczych, zarobkowych, etc. uznać trzeba za będące generalnie korzystne dla młodych osób, które wchodzą na rynek pracy, dla samotnych matek, czy wielodzietnych rodzin. Tymczasem miliony takich wyborców oddało głos na rząd, który zaledwie w kilka dniu po zaprzysiężeniu go, wycofuje się z kolejnych swoich obietnic w tej materii. Zjawisko generalnie jest dość szerokie, związane jest jak sądzę zarówno z upadkiem zjawiska świadomości klasowej, wielopłaszczyznową propagandą neoliberalizmu i związanym z tym zatomizowaniem Narodu oraz upadkiem edukacji i zdolności myślenia. Polacy przestali rozumieć związki między sferą polityczną a chociażby regulacjami dotyczącymi pensji minimalnej czy kodeksu pracy, a wpojone im proste, wręcz religijne dogmaty pokroju „j***ć PiS” zastąpiły jakiekolwiek głębsze rozumienie zjawisk publicznych. Jak widać zjawisko lemingów istnieje nadal, i ma się cokolwiek dobrze.
Skoro 2023 to powtórka 2007, to jak szybko – i czy w ogóle – czeka nas powtórka 2015, czyli ponowne dojście PiSu do władzy? Poprzednio PO aby zrazić do siebie większość Narodu potrzebowała dwóch kadencji, pytanie czy i jak szybko stanie się to teraz? Wszakże pamięć o poprzednich rządach ekipy Tuska jest cały czas żywa i płace godzinowe 4,2 zł czy minimalne pensje 1280 zł netto są już wręcz przysłowiowe. Z drugiej strony młode pokolenie, mówię tu o osobach w wieku 18-25 lat, nie tylko nie pamięta tego, ale ich wiedza o historii i polityce jest praktycznie żadna i sprowadza się do postulatów walki o prawa kolejnych rzekomo uciemiężonych mniejszości. Kapitalizm wręcz rewelacyjnie podmienił słuszną walkę o socjalne prawa i sprawiedliwość społeczną na atomizującą i degenerującą walkę o wszelkiej maści wymyślone konstrukty, gendery, płci kulturowe, równości itp. W tym samym czasie ci sami ludzie są odzierani ze swoich ekonomicznych i społecznych praw i nie widzą w tym żadnego problemu. Przecież w „Wyborczej” napisali, ze to w razie co wina PiSu i patriarchatu.
Elementem kluczowym dla PiS-u, podobnie jak przed 2015 rokiem, będzie dotarcie i przekonanie do siebie elektoratu centrowego i umiarkowanego, a więc tego, który de facto jest najliczniejszy. Pytanie czy partia, która od kilku lat coraz bardziej skupiała się na swoim radykalnym elektoracie, jest w stanie dokonać takiego zwrotu? Wszakże opinie o tym, że PiS zaniedbuje centrowych wyborców pojawiają się od dłuższego czasu, i jakoś specjalnie nie znajdują efektu w zmianie poczynań Zjednoczonej Prawicy. Rzecz jasna to nie znaczy, że takowa nie jest zdolna do zmian swego kursu – i bardzo możliwie, że niezwykle zimny prysznic w postaci oddania władzy zmusi ją do tego. Może być to o tyle łatwe, że poza wspomnianymi wewnętrznymi sporami w rządzie, ten zapewne zanotuje spore problemy wizerunkowe zarówno na arenie międzynarodowej (gdy jasnym stanie się, jak bardzo jego polityka zależy od woli i interesu Niemiec) oraz arenie wewnętrznej, gdy zacznie rosnąc opór wobec cięć w wydatkach socjalnych, spodziewanego „uelastycznienia rynku pracy” i wszystkich pozostałych koszmarków systemu neoliberalnego. Może tez PiS nauczy się prawidłowo wykorzystywać swoiste prezenty propagandowe od PO – przykładowo to jak bardzo prorosyjska była jej polityka podczas ostatnich jej rządów. Niektóre aspekty, jak spotkania oficerów polskiego i rosyjskiego wywiadu, oprowadzanie ich po polskich obiektach wojskowych etc. Są wręcz skandaliczne…i o dziwo PiS poza jednym serialem („Reset”) właściwie tej karty nie użył, a w dobie wojny na wschodzie to mogłoby przekonać nie tylko twardy, prawicowy elektorat, ale także ten centrowy, bo opinie o Rosji są raczej jednoznaczne we wszystkich obozach (no, może poza Konfederacją).
Wynik wyborów będzie dla istotny w kontekście spodziewanych dwóch dużych wydarzeń w polityce europejskiej: jedna to coraz bardziej oczywiste starcie zbrojne z Rosją, a drugie to próba federalizacja Unii Europejskiej wedle niemieckiego planu podporzadkowania kontynentu Berlinowi. Pierwsze wynika przede wszystkim z określonych, długofalowych i jawnych już dążeń Rosji, która specjalnie nie kryje, że chce odbudować swoją strefę wpływów z okresu PRLu, a jakie tego są dla nas konsekwencje, to wiemy chyba. Stąd pytanie jak PO prowadzić będzie politykę zbrojeń, reformy WP, przygotowania cywilno-państwowego oraz sojuszy i relacji w regionie oraz istotnymi sojusznikami, jak choćby USA. Ważnym elementem będzie także, co słusznie zauważa Marek Budzisz w swojej nowej książce, ewentualna próba znalezienia kompromisu politycznego między nie tylko zwaśnionymi obozami politycznymi, ale także między ich wyborcami. I tu nie wiem na ile jesteśmy w stanie przewidzieć przyszłość, ale dotychczasowe doświadczenia z rządami PO w kontekście zagrożenia rosyjskiego nakazują mieć jak najgorsze oczekiwania. W kwestii federalizacji PO będzie zapewne rozdarta między partyjnym dążeniem do realizacji niemieckich instrukcji a z drugiej stromy swoim elektoratem, który jednak w dalszym ciągu mocno sprzeciwia się federalizacji. Ta nie tylko odbiera nam suwerenność i niezawisłość, ale w kwestii rosyjskiego zagrożenia z góry skazuje na przegraną. Nie ma bowiem co się łudzić, co robią w wypadku groźby wojny z Rosją wszechwładne Niemcy, w sytuacji braku możliwości polskiego weta.
Omawiając wybory i ich wyniki nie sposób będąc nacjonalistą nie zadać pytania o ewentualną możliwość powstania i funkcjonowania partii prawdziwie narodowo-społecznej. Konfederacja, co wiemy już dobrze i od dawna, taka partią nie jest, współtworzący ją Ruch Narodowy także stracił swą szansę na bycie czyś więcej niż platformą awansu materialnego dla paru karierowiczów. Bo co do tego, że partia taka istnieć powinna to jak sądzę każdy świadomy politycznie Czytelnik i Czytelniczka „Szturmu” są przekonani. Czego więc brakuje? Brakuje nam samego zmysłu politycznego, bo często jeszcze się spotyka opinie i postawy ex definitione odrzucające możliwość działania politycznego. Faktycznie, polityka to brudna i śmierdząca sprawa, ale ostatecznie bez niej, opierając się na samej metapolityce i ulicy, wiele zdziałać się nie da. Francuska Nowa Prawica jest tu najlepszym przykładem. Po wtóre powtórzę to, co ostatnio napisałem w ankiecie dla zaprzyjaźnionego czasopisma „Kierunki”:
„Partia nie działa i nie funkcjonuje w próżni, ale pracuje trochę na zasadzie układu gwiezdnego, gdzie o ile partia jest słońcem, to wokół niej krąży spora liczba planet – czyli różnych organizacji jak młodzieżówki, związki zawodowe, think-tanki, redakcje czasopism i magazynów, różne NGO’sy. Zapewniają one partii propagandę, stały dopływ nowych działaczy, zaplecze lokalowe i finansowe, etc. Dopiero więc, kiedy zatroszczymy się o całe to zaplecze, możemy myśleć o udziale w polityce centralnej poprzez zakładanie partii politycznej.”
Zatroszczmy się więc o sprawnie działające podstawy działania ruchu nacjonalistycznego, a powstanie partii stanie się czymś nie tylko wtedy naturalnym i sensownym, ale i perspektywicznym. Pytanie o poparcie jest oczywiście obecnie wielką niewiadomą, ale jak długo nie zaczniemy iść tą drogą, tak długo nie sprawdzimy jakie są możliwości i perspektywy. Sądzę jednak, że odsetek wykluczonych społecznie, finansowo, transportowo Polaków, Polaków rozczarowanych tym systemem, a jednocześnie myślących dość konserwatywne jest dość spory, by móc szukać w tej grupie poparcia dla narodowo-radykalnego projektu politycznego. Przykład RN-u niech będzie dla nas przestrogą – kiepskie jakościowo (moralnie, intelektualnie, politycznie) kadry i liderzy chcący iść na skróty to recepta na gotową katastrofę. Jeśli chcemy się pokusić o to, by za jakiś czas taka partia powstała, nie ma innej drogi niż wykucie jej w ogniu codziennej i sukcesywnej pracy społecznej, publicystycznej, kulturowej, narodowej i charytatywnej.
Grzegorz Ćwik
Odezwa polskich nacjonalistów do narodu ukraińskiego w 80-tą rocznicę Rzezi Wołyńskiej
Odezwa polskich nacjonalistów do narodu ukraińskiego w 80-tą rocznicę Rzezi Wołyńskiej.
11 lipca bieżącego roku jest datą szczególną. W ten dzień wypada 80. rocznica Rzezi Wołyńskiej. Wspominając o tym niezwykle tragicznym wydarzeniu, nie chcemy podżegać do szukania zemsty, lecz zadbać o prawdę i pamięć.
80 rocznica to idealna okazja do refleksji i dyskusji. Jako polscy nacjonaliści uznajemy prawo narodu ukraińskiego do samostanowienia i posiadania niepodległego państwa, jednak nie zapominamy o polskim interesie narodowym i polskiej pamięci narodowej.
Byłoby zaprzaństwem, gdybyśmy w imię dobrych relacji z jakimkolwiek krajem, byli skłonni do zapomnienia i przemilczenia śmierci oraz cierpienia naszych rodaków.
Obecna sytuacja geopolityczna jest niezwykle trudna dla naszych narodów, jednak w pewnym sensie jest to czas przełomowy. Uważamy, że to odpowiedni moment na nowe otwarcie w stosunkach polsko-ukraińskich.
W czasie, gdy na Ukrainie trwa wojna obronna przeciwko rosyjskiej agresji, Polska jest jednym z krajów, które okazują Ukraińcom największe wsparcie. Z Rzeczypospolitej trafiają na Ukrainę dostawy broni, pomoc humanitarna, paliwo, oraz transfery pieniężne do budżetu. Oprócz działań będących linią rządową, niezwykła jest również skala pomocy ze strony rozmaitych organizacji pozarządowych i osób prywatnych. Od początku wojny granicę polsko-ukraińską przekroczyło już ponad 13 milionów uchodźców.
Co znamienne, w Polsce nie powstał ani jeden typowy obóz dla uchodźców. Bardzo wiele osób z Ukrainy, szczególnie kobiet i dzieci przyjęły pod dach polskie rodziny. Skala potępienia dla działań Władymira Putina i jego hordy jest w Polsce znacznie wyższa, niż w większości krajów zachodnich. Prawie całe polskie środowisko narodowe stanowczo potępiło rosyjską agresję. Wśród Polaków (w tym także ludzi wywodzących się ze środowiska narodowego) zdarzają się również osoby, które pojechały na Ukrainę w charakterze wolontariuszy, ratowników medycznych, lub nawet ochotników biorących udział w czynnej walce.
Polacy mieli już w historii wiele okazji, aby poznać, czym jest „ruski mir” i odczuć, ile cierpienia niesie ta cywilizacyjna hybryda; mająca ogromne naleciałości mongolsko-turańskich kultur Wielkiego Stepu.
Zdajemy sobie sprawę, że obecnie naród ukraiński przeżywa swoją tragedię. Jednak tak traumatyczne doświadczenia, jak np. rosyjskie zbrodnie w Buczy, Borodiance, czy w Mariupolu mogą pomóc zrozumieć Wam naszą tragedię i wywołać empatyczne spojrzenie na ofiary Wołynia.
W tym momencie to Ukraińcy giną, cierpią, porzucają swoje domy, tak samo było w lecie 1943 roku, kiedy ofiarami ukraińskich szowinistów byli Polacy.
Nie kierujemy tych słów, aby winą za Wołyń obarczyć wszystkich Ukraińców. Sprawcy tej zbrodni w większości już nie żyją. Nie żyją też w większości ci z Polaków, którzy przeżyli Rzeź Wołyńską. Co niezwykle znamienne, Polacy, którym udało się przeżyć, nie pałają żądzą odwetu. Znane były nawet przypadki, gdy osoby pochodzące z rodzin wołyńskich, angażowały się w pomoc dla ukraińskich uchodźców.
Te wszystkie okoliczności sprawiają, że podjęliśmy próbę przedstawienia naszego punktu widzenia dotyczącego możliwości nowej jakości w stosunkach polsko-ukraińskich.
Podkreślamy, że naszym celem nie jest zemsta, lecz chęć budowy przyszłych relacji w oparciu o sprawiedliwość i dążenie do prawdy. Oto najważniejsze ze sformułowanych przez Nas postulatów:
1. Wolność debaty historycznej:
Dla kształtowania relacji polsko-ukraińskich niezwykle istotne jest stworzenie możliwości wolnej debaty pomiędzy historykami z obydwóch krajów. Nasza wspólna historia jest niezwykle trudna i skomplikowana. Rzetelna, nieskrępowana dyskusja nad spornymi kwestiami mogłaby pomóc we wzajemnym zrozumieniu.
2. Polityka historyczna:
Szanujemy prawo Ukraińców do własnej polityki historycznej. Sądzimy jednak, że gloryfikowanie UPA, Stefana Bandery, Romana Szuchewycza, czy innych postaci i środowisk mających udział w zbrodni na Polakach, stanowi poważną przeszkodę utrudniającą poprawę i nowe perspektywy dla stosunków polsko-ukraińskich. Kierując do Was te słowa, proponujemy, aby większy nacisk w polityce historycznej Ukraina kładła na takie postacie jak Konstanty Ostrogski, Iwan Wyhowski, Piotr Konaszewicz-Sahajdaczny czy też Symon Petlura. Polityka historyczna może być ważnym czynnikiem w kształtowaniu relacji bilateralnych, dlatego lepiej, aby skupiała się na wątkach propolskich, niż antypolskich. Chcąc trwałej poprawy stosunków polsko-ukraińskich powinniście w swojej polityce historycznej stawiać na osoby i symbole, które budują mosty, a nie dzielą. Takimi wydarzeniami historycznymi mogą być też chociażby obrona Chocimia, czy też Powstanie Styczniowe. Zależy nam także na zachowaniu i zabezpieczeniu polskiego historycznego i kulturowego dziedzictwa na Ukrainie.
3. „Nie o zemstę, lecz o pamięć i prawdę wołają ofiary”:
Oczekujemy zgody na prowadzenie przez Polskę prac ekshumacyjnych na Wołyniu. Nie jest to partykularny interes, lecz po prostu powinność wynikająca z poczucia honoru i przyzwoitości. Godne grzebanie zmarłych jest jedną z tych rzeczy, które można uznać za standard cywilizacji. Ostatnia posługa wobec ofiar Wołynia stanowiłaby nie tylko akt sprawiedliwości dziejowej, ale gest dobrej woli, który na pewno nie przeszedłby w Polsce bez uwagi.
4. Uznanie Rzezi Wołyńskiej za ludobójstwo:
Lepszą przyszłość można budować tylko na prawdzie. Uznanie przez stronę ukraińską zbrodni na Wołyniu za ludobójstwo byłoby po prostu sprawiedliwym podejściem do historii.
5. Powojenna odbudowa Ukrainy:
Uważamy, że w związku z pomocą udzielaną przez Polskę, polskie przedsiębiorstwa powinny posiadać na Ukrainie preferencje umożliwiające im udział w realizacjach inwestycji związanych z powojenną odbudową Ukrainy. W tym miejscu warto przypomnieć, że Polska od dawna nie utrzymywała z Rosją ożywionych stosunków gospodarczych, ani politycznych, natomiast firmy z takich krajów jak Niemcy, czy Francja prowadziły z Rosją intensywną wymianę handlową do samego wybuchu obecnej wojny. We wcześniejszych latach przedsiębiorstwa ze wspomnianych zachodnich państw sprzedawały Rosjanom nawet artykuły związane z przemysłem zbrojeniowym. Nie wierzymy w to, aby Francja i Niemcy trwale ograniczyły swoje relacje z Moskwą. Ich elity nadal marzą o „wielkim rosyjskim rynku”, a pro moskiewskie nastawienie wspiera tam moskiewska agentura wpływu z tradycjami od czasów carskich. Tradycją polityki Niemiec jest podział Europy Wschodniej na strefy wpływów wspólnie z Moskalami. Te wpływy gospodarcze łatwo mogą być przekute na polityczne, i perspektywicznie mogą zagrozić realnej niepodległości naszych krajów.
Uważamy, że powyższe kwestie są kluczowe w porozumieniu między naszymi narodami. O tym, że relacje polsko-ukraińskie zmieniają się na przestrzeni ostatnich lat, przekonujemy się na każdym kroku. To ważny moment w historii naszych narodów, który powinniśmy wykorzystać do budowy pojednania.
Sygnatariuszami tego listu są:
Stowarzyszenie Obóz Narodowo – Radykalny
Redakcja miesięcznika narodowo – radykalnego „Szturm”
Stowarzyszenie na rzecz tradycji i kultury „Niklot”
Autonomiczni Nacjonaliści
Stowarzyszenie "Trzecia Droga"
- - -
Звернення польських націоналістів до українського народу з нагоди 80-х роковин Волинської Різанини.
11 липня цього року – особлива дата. Цього дня виповнюється 80 років Волинської Різанини. Згадуючи про цю надзвичайно трагічну подію, ми хочемо не спонукати до помсти, а забезпечити правду та пам’ять.
80-річчя – ідеальна нагода для роздумів і дискусій. Як польські націоналісти, ми визнаємо право українського народу на самовизначення і незалежну державу, але не забуваємо про польський національний інтерес і польську національну пам’ять.
Було б нерозумно, якби в ім’я добрих стосунків з будь-якою країною ми хотіли забувати й мовчати про смерть і страждання наших співвітчизників.
Нинішня геополітична ситуація надзвичайно складна для наших народів, але в певному сенсі це переломний час. Ми вважаємо, що це слушний момент для нового відкриття в польсько-українських відносинах.
Нинішня геополітична ситуація надзвичайно складна для наших народів, але в певному сенсі це переломний час. Ми вважаємо, що це слушний момент для нового відкриття в польсько-українських відносинах.
У той час, коли Україна веде оборонну війну проти російської агресії, Польща є однією з країн, яка найбільше підтримує українців. З Республіки Польща в Україну йдуть поставки зброї, гуманітарної допомоги, пального та грошові перекази до бюджету. Окрім того, що ця діяльність є державною, масштаби допомоги від різних громадських організацій та приватних осіб також є вагомими. Від початку війни польсько-український кордон перетнули понад 13 мільйонів біженців.
Показово, що в Польщі не було створено жодного типового табору для біженців. Багатьох людей з України, особливо жінок і дітей, взяли до себе польські родини. Масштаб засудження дій Володимира Путіна та його орди значно вищий у Польщі, ніж у більшості західних країн. Майже все польське національне середовище різко засудило російську агресію. Серед поляків (у тому числі з націоналістичного середовища) є також люди, які поїхали в Україну волонтерами, санітарами чи навіть добровольцями, беручи активну участь у війні.
Протягом історії поляки мали багато нагод дізнатися, що таке «русский мир» і відчути, скільки страждань приносить цей цивілізаційний гібрид; зазнавши величезних впливів монголо-туранської культури Великого Степу.
Ми усвідомлюємо, що український народ зараз переживає власну трагедію. Але такий травматичний досвід, як, наприклад, російські злочини в Бучі, Бородянці чи Маріуполі, може допомогти зрозуміти нашу трагедію та викликати співчуття до жертв Волині.
У цей момент українці гинуть, страждають, кидають свої домівки, як і влітку 1943 року, коли жертвами українських шовіністів стали поляки.
Ми не спрямовуємо ці слова на те, щоб звинувачувати всіх українців у Волині. Більшість виконавців цього злочину вже мертві. Більшість поляків, які пережили Волинь, також уже мертві. Що надзвичайно показово, поляки, яким вдалося вижити, не горять бажанням помститися. Відомі навіть випадки, коли вихідців із волинських родин залучали до допомоги українським біженцям.
Усі ці обставини спонукають нас спробувати представити нашу точку зору на можливість нової якості польсько-українських відносин.
Наголошуємо, що наша мета – не помста, а бажання будувати майбутні відносини на основі справедливості та прагнення до правди. Ось найважливіші сформульовані нами постулати:
1. Свобода історичної дискусії:
Для формування польсько-українських відносин надзвичайно важливо створити можливості для вільної дискусії між істориками обох країн. Наша спільна історія надзвичайно складна і заплутана. Чесне, невимушене обговорення спірних питань може сприяти взаєморозумінню.
2. Історична політика:
Ми поважаємо право українців на власну історичну політику. Вважаємо, однак, що прославляння УПА, Степана Бандери, Романа Шухевича чи інших діячів і кіл, причетних до злочинів проти поляків, є серйозною перешкодою на шляху покращення та нових перспектив польсько-українських відносин.
Звертаючись до вас із цими словами, ми пропонуємо, щоб Україна у своїй історичній політиці робила більший акцент на таких постатях, як Костянтин Острозький, Іван Виговський, Петро Конашевич-Сагайдачний чи Симон Петлюра. Важливим чинником формування двосторонніх відносин може бути історична політика, тому їй краще зосередитися на пропольських, а не на антипольських нитках. Якщо ви хочете довготривалого покращення польсько-українських відносин, у своїй історичній політиці ви повинні зосередитися на людях і символах, які будують мости, а не розділяють. Такими історичними подіями можуть бути також оборона Хотина чи Січневе повстання. Ми також прагнемо зберегти та захистити польську історичну та культурну спадщину в Україні.
3. «Не про помсту, а про пам'ять і правду кричать жертви»:
Очікуємо згоду Польщі на проведення ексгумаційних робіт на Волині. Це не особливий інтерес, а просто обов'язок, що випливає з почуття честі та порядності. Гідне поховання померлих – одна з тих речей, які можна вважати стандартом цивілізації. Остання служба жертвам Волині була б не лише актом історичної справедливості, а й жестом доброї волі, який точно не залишиться непоміченим у Польщі.
4. Визнання Волинської різанини геноцидом:
Краще майбутнє можна побудувати лише на правді. Визнання українською стороною злочину на Волині геноцидом було б просто справедливим підходом до історії.
5. Післявоєнна відбудова України:
Вважаємо, що у зв’язку з допомогою, яку надає Польща, польські підприємства повинні мати преференції в Україні, які дозволять їм брати участь у здійсненні інвестицій, пов’язаних із післявоєнною відбудовою України. Тут варто нагадати, що Польща тривалий час не підтримувала жвавих економічних чи політичних відносин з Росією, тоді як компанії з таких країн, як Німеччина чи Франція, вели інтенсивну торгівлю з Росією аж до самого початку нинішньої війни. У попередні роки компанії з вищезазначених західних країн навіть продавали росіянам товари, пов’язані з збройовою промисловістю. Ми не віримо, що Франція та Німеччина остаточно обмежать свої відносини з Москвою. Їхні еліти все ще мріють про «великий російський ринок», а промосковські настрої там підтримує московська агентура впливу з традиціями ще царських часів. Це традиція німецької політики ділити Східну Європу на сфери впливу разом із москалями. Ці економічні впливи можуть легко трансформуватися в політичні, і в довгостроковій перспективі вони можуть загрожувати реальній незалежності наших країн.
Ми вважаємо, що вищевказані питання є вирішальними для взаєморозуміння між нашими народами. Те, що польсько-українські відносини змінюються протягом останніх років, можна побачити на кожному кроці. Це важливий момент в історії наших народів, який ми повинні використати для побудови примирення.