
Szturm1
Pieśń Heckera
Prezentujemy piosenkę narodowo-rewolucyjną w tłumaczeniu z niemieckiego na polski. Opowiada ona o rewolucji ludowej w Badenii w 1848 roku, w której swoją drogą brał udział słynny polski rewolucjonista Ludwik Mierosławski.
Gdy ludzie spytają, gdy ludzie spytają,
gdy ludzie spytają: “Jest wśród was Heckera moc?”
Tak odpowiadajcie, tak odpowiadajcie,
Tak odpowiadajcie: “wciąż w nas żyje jego moc”
Nie wisi na żadnym drzewie, nie poszła na szubienice
Ona wisi w naszych marzeniach o wolnej republice
Ani nie wisi na drzewie, nie poszła na szubienice
Ona wisi w naszych marzeniach o wolnej republice
Na jelitach kleru, na jelitach kleru,
Na jelitach kleru zawisł pan.
Dajcie mu odpocząć, dajcie mu odpocząć,
Dajcie mu odpocząć, niech tak wisi nam.
Tak 33 lata trwa to całe świństwo,
Już jesteśmy wolni, precz poszło tyraństwo.
Tak 33 lata trwa to całe świństwo,
Już jesteśmy wolni, precz poszło tyraństwo.
Smaruj gilotynę, smaruj gilotynę,
Smaruj gilotynę, ścisz cyniczny śmiech!
Wyrwij konkubinę, wyrwij konkubinę,
Wyrwij konkubinę z łoża wszystkich klech!
Tak 33 lata trwa to całe świństwo,
Już jesteśmy wolni, precz poszło tyraństwo.
Tak 33 lata trwa to całe świństwo,
Już jesteśmy wolni, precz poszło tyraństwo.
Książąt krew niech płynie, książąt krew niech płynie,
Na wysokość cholew musi płynąć krew!
Z tego wykiełkuje, z tego wykiełkuje,
Z tego wykiełkuje republika wnet!
Tysiące lat niewoli zostaw za plecami,
Żadnych porozumień z reakcyjnymi psami
Tysiące lat niewoli zostaw za plecami,
Żadnych porozumień z reakcyjnymi psami
(tłumaczenie: Tomasz Dreger)
BFG 358 - Ja tu piszę całkiem poważnie: o zagrożeniach konsumpcjonizmu w oparciu na wizjach futurystycznych wybranych dzieł: „Nowy Wspaniały Świat”, „Rok 1984”, „Matrix”
Pół żartem, pół serio w ramach wstępu
Piszę tu całkowicie poważnie. Skoro to felieton, to mogę trochę „pofantazjować”, w zdrowym tego słowa znaczeniu. Mianowicie czytelniku, nie odleciałem jeszcze z „Anunakami” na „Planetę X”. Nie rozmawiałem także z „Reptilianami”, aby odtworzyć „Wielką Lechię”, z trzonem armii – husarią. Tak wiem, że jej podstawowym uzbrojeniem powinna być „Dzida Laserowa”, ale tak nie będzie. Nie można też zapominać o wierzchowcach typu „Tyranozaur”, albo „Godzilla”, dla tych „super-mega-hiper szanowanych wojowników szlachetności”. Mam nadzieję, że w ramach wstępu dałem „nutkę pozytywnej wibracji” na te nieciekawe czasy. Zaliczyć to też można jako formę dygresji ekspresywnej, aby bardziej zapamiętać o czym piszę. Potraktować ten akapit też można jako formę żartu.
„Nowy Wspaniały Świat” czyli kontrolowanie mas za pomocą używek i seksu
Analogii do dzieł kultury z poprzedniego wieku można stosować multum, aby zrozumieć, że konsumpcja idzie dalej i nas niszczy. Postęp ma nas kontrolować, aby się nie buntować. Aldous Huxley z pozycją „Nowy Wspaniały Świat” z roku 1931 przedstawił futurystyczne wolnościowe i totalitarne społeczeństwo kontrolowane m. in. przez popędy płciowe i środki odurzające. Utopijna wizja w jakiś sposób urzeczywistnia się na naszych oczach?
Taka analogia istnieje i dzisiaj? Może i nie mamy „Magicznej Somy” na bolączki społeczne, ale mamy: leki przeciwbólowe, kawkę, papieroski, alkohol, a jak ktoś chce większych wrażeń to ma prochy. Kontrolowanie społeczeństwa poprzez seks? Oczywiście dzisiaj mamy w postaci seksualizacji. Już nie chodzi o seks-working czy pornografię. Seks jest wszędzie. Ładna figura i cycek na bilbordzie, aby przyciągnąć uwagę, to już ma taki poziom kontroli jednostki, w imię konsumpcji i sprzedaży? Fajny ten „Nowy Wspaniały Świat”, który szykują nam korporacje w ramach konsumpcjonizmu.
Idźmy dalej: promowane przez system „luźne podejście do spraw seksu”. W tym worku znaczeniowym mamy np. promowanie homoseksualizmu jako „coś fajnego i postępowego”. Cena postępu: sprzedana godność człowieka dla przyjemności, aby go kontrolować, w końcu „burżujom tego świata” zależy, aby jednostki się „nie buntowały”, a jeśli już to w „kontrolowany sposób”.
Dziwnym trafem pozwala się na „parady równości”, gdzie dzieci idą z przebierańcami w imię „wolności i godności człowieka”, ale to idzie dalej. Mieliśmy niedawno głośną sprawę Balenciagi z podprogowymi treściami pedofilskimi. Trudno się nie dziwić, skoro w spocie reklamowym na zdjęciach obok dziecka leży miś w stroju sado-maso. Niestety coś nie pykło, ludzie się zbuntowali. Temat zamieciono pod dywan, bo owa korporacja przeprosiła za treści. Zobacz jak nas sprawdzają na ile sobie mogą pozwolić, aby cię kontrolować za pomocą seksu, nawet dzieci, dając pożywkę dla pedofilów? Witamy w „Nowym Wspaniałym Świecie”!
Orwellowskie metody kontroli mas z „Roku 1984”
Przeżyliśmy pandemię i po przyjęciu szprycy miało być już „całkowicie normalnie”, co nie? A jakoś normalnie nie jest i nie będzie. Coraz częściej wielu z nas ma wrażenie, iż postęp przyśpieszył z liniowego na formę wykładniczą. „Z dnia na dzień jest coraz gorzej” – padają takie słowa wielu z nas. Nasze życie powoli przypomina takie, jakie przedstawiano w wizjach cyberpunkowych, według angielskiej dewizy: „Low-Life, High-Tech”. Ale to nie kolejne futurystyczne analogie, które się sprawdzają. Zobaczmy taką wizję George’a Orwella w roku „1984”?
„Idealny Obywatel” tworzy się na naszych oczach. Zwrócił na to uwagę redaktor naczelny w poprzednim numerze „Szturmu”. Inni autorzy także zwracali na to uwagę wielokrotnie, odkąd nas zamknęli w domach, w ramach Pandemii Covid-19. Książka może i napisana w 1944 roku, ale dająca do myślenia. Dlaczego? Gdzie widzimy analogie, jako „środowisko”?
Na dobrą sprawę możesz mieć swoje zdanie w ramach demokracji liberalnej, ale musisz być uczulony „na wolność słowa”, oraz „mowę nienawiści”. Nie trafisz do „ministerstwa miłości”, gdzie znikają ludzie, ale przez to znikasz w komunikacji cyfrowej, w social-mediach?
„Nowomowa” swoją genezę znajduje w książce „Rok 1984”. Nikt nie spodziewał się, iż wizja skonstruowana przez „byłego czerwonego”, który się nawrócił po wojnie w Hiszpanii może się urzeczywistnić? W pakiecie wyjazd do ZSRR i przeżyty „szok kulturowy”, jak ten „komunistyczny raj na ziemi” naprawdę wygląda?
Po takim doświadczeniu, ja się nie dziwię, że książka G. Orwella „Rok 1984” została napisana w roku 1944. Ja się nie dziwię autorowi omawianej pozycji, że taki „literacki umysł tamtych czasów” potrafił przelać „mechanizmy totalitaryzmów”, które mogą być konstruowane w przyszłości, w związku z postępem technologicznym?
„Rok 1984” się urzeczywistnia na naszych oczach? Nie całkiem i w innej formie. Mechanizmy są podobne, ale dostosowane do naszych czasów. Nie ma może „angsocu”, ale podobne zjawiska formy kontroli mas się urzeczywistniają. W końcu mamy swoją „nowomowę”, a jest nim chociażby wcześniej wspomniana „mowa nienawiści” i „poprawność polityczna”. Różnica jest też taka, że zjawisko to ma formę globalną, a nie państwową, jest internacjonalna.
Innym elementem, który ma styczność z futurystyczną wizją „rok 1984”. ale mający inną formę kontroli, pozostaje zjawisko życia w rzeczywistości „post-prawdy”. Trudno dzisiaj uzyskać rzetelną prawdziwą informacje. Karmieni jesteśmy fake newsami dla większej ilości klickbajtów. Podobnie jak w „rok 1984” prawda była preparowana dla mas, aby je kontrolować, tak i my dzisiaj jesteśmy poddawani praniu mózgu podczas „jednej minuty nienawiści”. Takim „Blumsztajnem naszych czasów” może być chociażby napompowywana niechęć do Ukraińców w związku z wojną na Ukrainie przez ruskie onuce i troli internetowych.
Weź czerwoną pigułkę i wyjdź z Matrixa w końcu
Przejdźmy do pewnego filmu z roku 1999. Wyjście z przysłowiowego i filmowego „Matrixa” i przyjęcie „czerwonej pigułki”, aby „poznać prawdę”, wydaje się nie być takim „prostym zadaniem”, na dzisiejsze czasy. W końcu system ma takie formy manipulacji, o której nawet ci się nie śniło? Ile razy rozmawiając z kimś rodziny o zakupach do domu pojawia ci się reklama, że w Lidlu jest promocja na chleb, albo masło? Przypadek? Nie sądzę.
Obecny system tworzy fasadową wizję rzeczywistości. Nasza percepcja jest niszczona za pomocą mass-mediów. Na dobrą sprawę nie wiemy nic, co „burżuje tego świata” tworzą dla nas. Przykładem chociażby „wyjściem z Matrixa” pozostaje dla niektórych głośna sprawa Phizera i jego braku badań nad szprycami w czasie pandemii. Pamiętasz dobrze jak karmiono nas i przeprano nam mózgi, aby przyjąć szprycę? To otwórz oczy, bo takich akcji będzie więcej w przyszłości.
Nie daj sobą manipulować i ćwicz „uważność”. Odetnij emocje i żyj. Rozwijaj swoje obserwacje i percepcje. W słowie końcowym napisać trzeba, że to jest właśnie przyjęcie „czerwonej pigułki”, aby wyjść z „Matrixa”.
Autor: BFG_358
Dymitr Smirniewski - Żydzi, czyli straszak na wróble dla idiotów
Żydzi to dominujący temat polskiej prawicy od momentu wyklarowania się tego spektrum politycznego. Ich obraz jest zazwyczaj skrajnie subiektywny, negatywny i bazujący na teoriach spiskowych. Spiskowych, czyli wykorzystujących fakty do tworzenia uproszczonego obrazu rzeczywistości o znamionach paranoi, w którym przedstawia się manichejsko pojmowanego wroga, który jest czymś w rodzaju fatum.
Celem mojego tekstu nie jest negacja krytycznych opinii o Żydach, są oni tak jak każdy naród, niepozbawieni wad. Mają pewien wpływ na świat, zarówno pozytywny, jak i negatywny zgodnie ze swoją specyfiką. Jest to cecha każdego narodu.
Brak obiektywizmu nie jest jednak głównym negatywnym aspektem spiskowego antysemityzmu. Główny negatywny aspekt polega na tym, że sprowadzając całą wiedzę o narodzie żydowskim do Protokołów Mędrców Syjonu (które są plagiatem satyry Maurycego Joly’ego), do fantastyki Henryka Pająka i podobnych tematycznie powtarzalnych pisanin, praktyczna wiedza o Żydach i ich kulturze jest zerowa.
Czy antysemici poświęcili tyle uwagi czynnikom, które pozwoliły Żydom przetrwać 4000 lat w niesprzyjającym otoczeniu ile poświęcają odgrzewanym teoriom spiskowym? Czy zainteresowało ich, jak w takich warunkach zachowali siłę i wpłynęli kulturowo na świat poprzez chrześcijaństwo, islam i rzesze intelektualistów różnych dziedzin?
Czy antysemickie wydawnictwa cytując wyciągnięte z kontekstu kontrowersyjne fragmenty Talmudu (pomijając fragmenty o odwrotnej treści), przetłumaczyły Talmud na język polski, by zweryfikować jego treść?
Czy „judeosceptyczna” publicystyka obejmuje szeroko zakrojone prace opisujące kulturę i myśl żydowską, zarówno świecką, jak i religijną (np. mistycyzm żydowski)? Czy „judeosceptycy” dostrzegają wyprzedzający charakter myśli Żydów (przykład: kabalistyczna postać mitologiczna Golema – prekursorski obraz robotyki i sztucznej inteligencji)?
Będąc szczerym – bezrefleksyjny antysyjonizm połączony ze stronniczym idealizowaniem palestyńskiego nacjonalizmu nie wynika z sympatii do Palestyńczyków, ale z antypatii do ich przeciwników. Z historycznej perspektywy nie jest prawdą, że Żydzi pojawili się w Palestynie w 1948 roku. Społeczności żydowskie istniały w Palestynie po eksodusie przed 2000 laty i na początku XX wieku musieli mierzyć się z pogromami dokonywanymi przez ugrupowania panarabskie. Pomijając kto ma większe racje do Ziemi Świętej, trudno się dziwić, że Izrael prezentuje jastrzębią postawę względem swoich arabskich sąsiadów, skoro sąsiednie państwa i ugrupowania zbrojne negują jakiekolwiek prawo Izraela do istnienia.
Załóżmy, że Izrael przestaje istnieć, co zrobić z milionami ludności żydowskiej, która zmuszona byłaby do emigracji? Wątpię, czy „judeosceptycy” będą czuć entuzjazm, kiedy będą musieli pogodzić się z faktem, że ludność żydowska wraca do Europy. Co radykalniejsi (i głupsi zarazem) będą postulować eksterminację? Nie będą czuć entuzjazmu, gdy ewentualne arabskie czystki etniczne na Żydach staną się precedensem dla pozbycia się „niewiernych” na Cyprze, w Armenii, czy w al-Andalus.
Zadeklarowani „judeosceptycy” zazwyczaj nie dostrzegają zróżnicowania religijnego. Ideologicznego i społecznego Żydów. Szczytem intelektualnym analizy żydowskiej kultury jest Kultura krytyki (pisana zresztą pod z góry ustaloną tezę), tymczasem wiedza np. o mistycyzmie chasydów, czy np. o autonomizmie Szymona Dubnowa jest zerowa. Wiedza o społeczeństwie izraelskim również jest zerowa, który „żydoznawca” wie, co to jest Młodzież ze Wzgórz?
Obiektywnie spoglądając na Izrael, to państwo jest ciekawym stadium, na którym można wzorować propaństwowe reformy społeczne. Poczynając od skutecznych rozwiązań zastosowanych w rolnictwie w niesprzyjającym klimacie, poprzez innowacje technologiczne (w tym technologie wojskowe), kończąc na wysoko rozwiniętej organizacji społeczeństwa, w tym uwzględniając skuteczny skręt społeczeństwa izraelskiego w prawo.
Nie chodzi o filosemityzm, ale o obiektywne spojrzenie, pozbawione tępych uprzedzeń.
Dymitr Smirniewski
Dymitr Smirniewski - Syndykalistyczne zastosowanie neurotechnologii w zarządzaniu i koordynacji pracy
W miesięczniku Szturm niejeden raz poruszano temat narodowego syndykalizmu jako alternatywy dla obecnego systemu kapitalizmu neoliberalnego. Można odnieść wrażenie, że w dyskursie nacjonalistycznym czuć pewien powiew anachronizmu, gdy przychodzi do omawiania koncepcji ekonomicznych. Koncepcji, które choć są w dużej mierze słuszne, nie są aktualne w swojej niezmienionej postaci. Choć nie istnieją jedyne słuszne doktryny ekonomiczne i choć należy wystrzegać się doktrynerstwa i anachronizmu, nie oznacza to, że idee wymyślone kiedyś, należy wyrzucać do kosza. Dmowski, Doboszyński, czy Reutt mogą ukształtować we współczesnym ekonomicznym patriocie formację intelektualną, jednak nie dają odpowiedzi na współczesne problemy. Powiedziano to niejednokrotnie, ale nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków, nadal brak konkretów, nakreślenia wizji tego, jak nacjonalistyczne koncepcje ekonomiczne miałyby być wdrożone w futurystycznym świecie.
Dlaczego akurat neurotechnologia? Powód jest oczywisty. Jesteśmy u progu czwartej rewolucji przemysłowej i tylko pełne ustosunkowanie się do niej pozwoli na zachowanie aktualności wszelkich analiz ekonomicznych. Automatyzacja, robotyzacja, sztuczna inteligencja, neurotechnologia, informatyka kwantowa i dostęp do wielkich baz danych (gospodarka oparta o wiedzę i informację) czy tego chcemy, czy nie – będą miały i mają utylitarną przewagę nad wszelką dotychczasową ekonomią. I możemy być liberałami, marksistami, anarchistami, korporacjonistami, czy dystrybucjonistami, ale jeśli nie wypromujemy własnego podejścia do tych zmian, to prace Adama Smitha, Karola Marksa, czy Chestertona będą w praktyce nadawały się na rozpałkę w piecu.
Prawica w naszym przysłowiowym polskim „kurwidołku” nie wypracowała żadnej odpowiedzi na współczesne przemiany. Weźmy pod lupę intelektualne guru polskiej prawicy – profesora Adama Wielomskiego. Nie będę tutaj oceniał erudycji pana profesora, który z pewnością ma dużo wyższy poziom, ale tutaj jest to nieistotne. Profesor odzwierciedla charakter polskiego prawicowca. Przed słowami krytyki, która mam nadzieję, że będzie konstruktywna, chciałbym zaznaczyć, że należą się wyrazy uznania dla prof. Wielomskiego za przełamanie elementów rupieciarskich w polskim współczesnym konserwatyzmie i za sam fakt konserwatywnego wyjrzenia z ram przeszłości w analizę futurologiczną. Na krytykę z kolei zasługuje typowy prawicowy defetyzm niezdolny do stworzenia własnej wizji, która byłaby odpowiedzią na neoliberalną wizję zachodnią. Otwieramy publicystykę prawicowego intelektualisty i co widzimy? Obok Billa Gatesa powtarzanie opisów futurologicznych Klausa Schwaba i Juwala Harariego. I straszenie wizjami transhumanistycznego homo deusa, akcjonariusza zautomatyzowanych korporacji, który będzie żył tysiąc lat i trzymał pod butem resztę śmiertelników, Nie neguję krytyki wspomnianych postaci, są one zważając zarówno na ich światopogląd i podejście do natury ludzkiej oraz na ich osobiste życie osobami odrażającymi. Krytyka liberalno-globalistycznych wizji współczesnych guru zachodniego świata jest istotna, jednak nie może ona przerodzić się w luddystyczną krytykę zmian społecznych wywołanych rozwojem technologii. Czy tego chcemy, czy nie, nowe technologie, zmieniające społeczeństwa będą powstawać, ponieważ są one odzwierciedleniem kreatywności człowieka. Na bok zostawiam uzasadnione dywagacje na temat ograniczenia zależności od pewnych wytworów technologicznych takich jak media społecznościowe. Technologie są narzędziami, To jak zostaną użyte zależy od ich użytkownika. Nie można winić samych technologii za niewłaściwy sposób ich użycia.
Głównym problemem związanym z rozwojem technologicznym w warunkach liberalno-kapitalistycznych jest ryzyko pauperyzacji, czyli pogłębiania się przepaści między wyższymi, a niższymi warstwami społeczeństwa. Ryzyko, które i tak wystąpi, niezależnie od skali dostępu technologicznego, ponieważ przewagę i tak będą mieli uczestnicy procesu produkcji nad klientami, z kolei klienci bogatsi mają przewagę nad klientami biedniejszymi. W gospodarce liberalno-kapitalistycznej dalszy postęp technologiczny pogłębia te zależności. Przewaga ekonomiczna daje dostęp do przewagi politycznej, co koniec końców prowadzi do jakiejś (miękkiej lub twardej) formy tyranii. Z drugiej strony, cały czas mamy na oku to, że postęp technologiczny w dziejach ludzkości jest czymś naturalnym, dlatego odpowiedzią nie może być powierzchowna i tępa postawa luddyzmu.
Dochodzi do tego drugi dylemat. Liberalny kapitalizm funkcjonuje w warunkach dominacji postawy indywidualistycznej w społeczeństwie. Postawy, która jest obca tradycyjnym formom społeczeństwa wbrew temu, co będą mówić konserwatywni liberałowie. W tradycyjnych formacjach przedpaństwowych za każdym człowiekiem stoi plemię, które współpracuje z nim. W społeczeństwach przednowożytnych opartych o prawo zwyczajowe panuje analogiczna zasada, najsłabszym ogniwem są „wolni strzelcy”. Indywidualizm w wersji liberalnej upowszechnia się wraz z całkowitym zanikiem struktur postplemiennych i zdominowaniem życia społecznego przez świeckie, państwowe prawo stanowione. Można przywołać tutaj cenne słowa Witolda Repetowicza na temat wartości więzi człowieka z grupą:
Jeden z arabskich dyplomatów opowiedział mi kiedyś koraniczną wersję historii Sodomy i Gomory z zaskakującą puentą. Otóż porażka Lota miała być spowodowana tym, że był sam i nie stało za nim silne plemię. Dlatego Allah powierzył misję szerzenia islamu Mahometowi, który pochodził z dominującego w Mekce plemienia Kurajszytów. Mahomet nie był więc sam, lecz miał za sobą ludzi. Jeśli się ich nie ma, jest się skazanym na porażkę. I tak to działa również dzisiaj w tamtym świecie[1].
Wniosek z tego jest taki, że niezależnie od tego, jaki będziemy mieli stosunek do demokracji, konstruktywnie patrząc i tak jakieś formy demokracji będą potrzebne. Na płaszczyźnie ekonomicznej jedną z form demokratycznego i wspólnotowego/zespołowego zorganizowania ekonomicznego środowisk pracy jest syndykalizm, dlatego główny wątek będzie dotyczył syndykalizmu.
Niektórzy lewicowi krytycy wolnego rynku wykorzystują postęp technologiczny do uzasadnienia centralnego planowania. Przywołują poglądy Oskara Lange – ekonomisty realnego socjalizmu, który zakładał powstanie algorytmu opartego o sztuczną inteligencję, który tworzyłby prognozy rynkowe i na ich podstawie usprawniony byłby proces planowania. Z perspektywy wolnościowego antyliberała niewiele by to zmieniało, państwo przejęłoby rolę kapitalistycznej korporacji. W ujęciu ilościowym pewnie byłoby to efektywne, jednak nie miałoby to wiele wspólnego ze zrównoważonym rozwojem. Przykład państwa chińskiego, które stosuje taką formę państwowego korpokapitalizmu połączoną z systemem kontrolowania ludności Social Credit System. Wskaźniki Chin są imponujące, ale za cenę niszczenia środowiska naturalnego, masowej budowy mieszkań, których jakość pozostawia wiele do życzenia i za cenę pracy niewolniczej internowanych w Laogai. Chiński system ekonomiczny to przykład systemu, w którym nie ekonomia służy człowiekowi, a człowiek służy ekonomii.
W gospodarce opartej o zrównoważony rozwój nie samo ujęcie makroekonomiczne liczy się, ale również ujęcie jakościowe, stawiające na funkcjonalność. Podstawą tego jest personalizm zaczerpnięty z Katolickiej Nauki Społecznej.
Choć sama publiczna forma własności przedsiębiorstw w zdecentralizowanym planowaniu mogłaby być zarządzana w sposób syndykalistyczny, centralne planowanie z automatu wyklucza partycypację pracowniczą, podporządkowując procesy gospodarcze nomenklaturze. W konsekwencji dochodzi do koncentracji władzy i powstają analogiczne patologie do tych istniejących w systemie neoliberalnym. Ponadto, rugowanie prywatnej działalności gospodarczej działa negatywnie na zrównoważony rozwój. Z perspektywy personalistycznej blokowanie człowiekowi inicjatywy gospodarczej odbiera mu motywację i zabija kreatywność. Przykład z motoryzacji – Mate Rimac nie stworzyłby marki samochodów Rimac Nevera, którą może się poszczycić Chorwacja, gdyby państwo chorwackie blokowało mu jego startup.
W ekonomii liczy się pragmatyzm, nie sztywne trzymanie się schematów i wieczne narzekanie do wyboru na „roboli” lub na „prywaciarzy”.
Kiedyś w dyskusji mój oponent stwierdził, że syndykalizm nie ma prawa bytu, ponieważ pracownicy nie są w stanie partycypować w planowaniu ekonomicznym przedsiębiorstwa. Kompanię Mondragon uznał za wyjątek, ponieważ zatrudnia ona wyspecjalizowany personel. Przypomniała mi się ta dyskusja, kiedy natrafiłem na artykuł[2] opisujący powstałą w Izraelu technologię skanowania mózgów pracowników. Na pierwszy rzut oka wygląda to groźnie. Korporacje zbierałyby kolejne dane na nasz temat tworząc profile pracowników. Podejdźmy teraz na chłodno do tematu. Gromadzenie danych i tak jest rzeczą nieuniknioną w dobie dynamicznego rozwoju technologii, usprawnia ono wdrażanie innowacji. Co gdyby jednak odebrać tę technologię monopolistom i uspołecznić ją? Firma InnerEye w praktyce stworzyła narzędzie, które pozwoli przeanalizować produktywność pracownika, spersonalizować jego pracę do jego osobowości i na podstawie zebranych danych pozwolić na analizy, które przyniosą odpowiedzi na to w jaki sposób przygotować pracownika do aktywnej partycypacji w miejscu pracy. Neurotechnologia pomoże w rozwiązaniu zagadki psychologii pracownika, co pozwoli na wyciągnięcie wniosków na temat tego, jak z pracownika uczynić podmiot, a nie przedmiot stosunków pracy. Neurotechnologia pomoże również przedsiębiorcom, zarządzającym i koordynatorom w efektywniejszym zarządzaniu przedsiębiorstwem.
Warto wspomnieć o inteligencji roju, która omówiona została w artykule[3] opisującym rój dronów bazujący na zbiorowej inteligencji roju pszczół. Rozwiązanie mogące wydawać się niemożliwym, ponieważ idea grup ludzkich myślących jak jeden organizm brzmi jak science fiction, lecz nie można wykluczyć, że w przyszłości neurotechnologia umożliwi na pewnym etapie osiągnięcie takich możliwości. Najlepszym rozwiązaniem będzie oddanie autorowi głosu na ten temat:
Inteligencja roju, zwana także inteligencją rozproszoną, jest koncepcją, w której elementy składowe jakiejś grupy, podejmują decyzję i działania tak, jak gdyby były jednym organizmem. Mówimy o działaniu kolektywnym i zdecentralizowanym, którego wynikiem jest zawsze najlepsze możliwe działanie dla przetrwania lub uzyskania przewagi jak największej części całego roju.
Ludzie też łączą się w grupy, jednak silny indywidualizm jednostki sprawia, że podejmując decyzje, bierzemy pod uwagę głównie swoje dobro, bądź ludzi nam z różnych powodów najbliższych. Grupy większe, takie jak całe społeczności czy państwa, są z kolei zarządzane jednostkowo, centralnie. Decyzje na poszczególnych szczeblach podejmowane są z kolei na podstawie niepełnych danych i przetworzone przez pryzmat wiedzy i doświadczeń osoby decyzyjnej.
W praktyce oznacza to, że jakkolwiek osoba decyzyjna nie chciałaby podjąć najlepszej możliwej decyzji z perspektywy osiągnięcia największych zysków i najmniejszych strat, w dużych społecznościach, w tym na szczeblu państwowym, jest to niemal niemożliwe. Mówiąc prościej – każdy ma swój rozum, preferencje i opinie, a także – po prostu – nie wie wszystkiego.
Inteligencja roju zakłada, że posiadamy informacje od każdego członka społeczności, a każda z nich ma równą wartość. Nie ma też jednej osoby decyzyjnej, a o wszystkim decyduje cały rój. W jaki sposób jest to możliwe? Można spojrzeć na przykład pszczół, które szukają dla siebie nowego domu.
I chociaż mówimy w przypadku pszczół o instytucji królowej dla danych kolonii, to z działaniem rozumianej przez nas monarchii ma to niewiele wspólnego. Królowa jest częścią roju o mocno specyficznej roli, ale bez większego od innych prawa głosu. Można by nawet powiedzieć, że jest swego rodzaju więźniem swojej kolonii.
Gdy pszczoły szukają nowego miejsca do życia, na przykład po tym, jak ich poprzednie lokum zostało zniszczone, albo kolonia rozrosła się do rozmiarów zbyt dużych, wysyłani są z niej zwiadowcy, którzy sprawdzają teren o promieniu kilku kilometrów w poszukiwaniu miejsc, które zapewnią im bezpieczeństwo – ochronę przed deszczem, owadożercami, wiatrem, a jednocześnie z dostępem do wody i, co oczywiste, kwiatów.
Zwiadowcy ci przekazują informacje o swoich znaleziskach w niezwykły dla nas, a dla pszczół zupełnie normalny sposób – "tańcząc". Pszczoły komunikują się bowiem za pomocą skomplikowanych ruchów ciał, przekazując informacje dalej. Im więcej pszczół uzna, że dana lokalizacja jest dla nich najlepsza, tym więcej będzie "pląsać" w danym rytmie. Aż do osiągnięcia konsensusu w całej kolonii. Wtedy wyrusza ona do wspólnie wybranego miejsca.
Jak pokazują badania, pszczoły wybierają optymalne miejsce do zamieszkania w ponad 80 proc. przypadków. W zasadzie nigdy nie wybierają też rozwiązań niekorzystnych dla siebie. Co najważniejsze, pszczoły na końcu są zgodne. Nie ma kłótni, niesnasek, obrażania się i rozłamów, "bo ktoś chciał inaczej". Pszczoły działają jak jeden umysł, w którym zawiera się wiele myśli. Koniec końców może być tylko jedna decyzja, dobra dla tego "jednego" organizmu.
(…) Wskazuje to wyraźnie, że inteligencja roju może być pewnym krokiem naprzód dla całej ludzkości, bowiem z jej pomocą możemy przebić bariery dotychczasowych ograniczeń i obierać drogi znacznie lepsze, niż te widziane z perspektywy tylko jednej pary oczu. Czy kiedyś w ten sposób będziemy wybierać prezydentów i parlamentarzystów? Na pewno nie w najbliższej przyszłości, ale później – czemu nie?
Czy da się całkowicie zastosować tego typu model do człowieka? Całkowicie nie – choć pszczoły organizują się w sposób, który można nazwać „demokratycznym”, jest to model w pełni kolektywistyczny, niezgodny z personalistyczną naturą człowieka. Być może jednak częściowo da się zastosować inteligencję roju w stosunkach międzyludzkich?
Dymitr Smirniewski
[1]https://nlad.pl/demograficzna-kleska-europy/
[2] https://www.chip.pl/2022/11/skanowanie-mozgow-innereye-emotiv
[3] https://www.komputerswiat.pl/artykuly/redakcyjne/sztuczna-inteligencja-dzialajaca-w-roju-na-tym-polu-rosja-ma-przewage/qf09grs
Maksymilian Ratajski - Wstań rano – idź na Roraty
Ani się obejrzeliśmy, a mamy już grudzień, reprezentacja Polski odpadła z Mundialu (na szczęście później niż Niemcy), pojawił się pierwszy śnieg, pogoda w górach jest coraz lepsza i zachęcająca do wypraw z użyciem raków i czekana. W galeriach handlowych widzimy coraz więcej choinek, niedługo zacznie się szał kupowania prezentów, lepienia pierogów, czy dyskusje o cierpieniu karpia. Za chwilę Święta, a po nich sylwestrowe szaleństwo i zaczniemy kolejny rok.
Taki grudzień mnie przeraża. Oczywiście cieszę się na tatrzańską zimę, ale cała reszta jest po prostu smutna. Przemiany kulturowe zachodzące w naszym społeczeństwie sprawiły, że Boże Narodzenie stało się wyłącznie świętem prezentów i przejedzenia, a w pakiecie z Sylwestrem, okazją do wyjazdu na urlop. Centralnym punktem świętowania milionów polskich rodzin jest wigilijna kolacja, połączona z czekającymi pod choinką lub wręczanymi przez Gwiazdora/Mikołaja prezentami, a następnie oglądanie po raz setny tego samego amerykańskiego filmu.
Dwudziestego siódmego listopada rozpoczął się w Kościele Katolickim okres Adwentu, który stanowi przygotowanie do Świąt Bożego Narodzenia, jeżeli chcesz przeżyć Święta naprawdę, po katolicku – MUSISZ dobrze przepracować Adwent. Jest to jedyny sposób, żeby z Bożego Narodzenia mieć coś więcej niż kilka kilogramów na wadze, parę prezentów i kłótni z rodziną. Student przystępujący do sesji z marszu, bez wcześniejszej nauki nie ma co liczyć na dobre wyniki, podobnie sportowiec, nie trenujący przed ważnymi zawodami. Zanim zaczniemy chodzić zimą po Tatrach, musimy najpierw chodzić po tych górach latem, pochodzić zimą gdzieś niżej, a przede wszystkim zdobyć wiedzę na kursach turystyki i lawinowych. Każda ludzka działalność wymaga pracy, żeby przyniosła efekty. Dlaczego więc katolik miałby dobrze przeżyć Boże Narodzenie bez wcześniejszego przepracowania Adwentu?
Co znaczy przepracować Adwent? Zadbać o swoją relację z Bogiem i rozwój duchowy. Zadbać o jakość modlitwy, częściej odmawiać różaniec. Wstawać wcześnie rano, żeby dzień zacząć od Rorat, wyspowiadać się, zarówno na początku Adwentu, jak i przed samymi Świętami. Pójść w niedzielę na Mszę Trydencką. Czytać czytania i Ewangelię na dany dzień – w Adwencie bardzo są one dobrane tak, żeby pomagać w przygotowaniach do przyjścia Chrystusa. A także zrobić coś dobrego dla innych – wesprzeć dom dziecka, samotnej matki, schronisko dla bezdomnych, czy zbiórkę dla broniących Ukrainy, oddać krew.
Solidnie przepracowany Adwent jest warunkiem dobrego przeżycia Świąt, niech ten okres kojarzy nam się ze wstawaniem wcześnie rano, żeby przed pracą/szkołą zdążyć na Roraty, modlitwą i Spowiedzią, a nie zakupami czy kalendarzami adwentowymi – dziwnym wymysłem niemieckich protestantów ze słodyczami na 24 dni. Niech Adwent będzie dla nas wszystkich czasem oczekiwania i przygotowania na przyjście Chrystusa.
Życzę wszystkim dobrze przepracowanego Adwentu i Błogosławionych Świąt Bożego Narodzenia!
Maksymilian Ratajski
Tomasz Gontarz - Podagra
Podagra, czyli choroba zwana dziś znacznie częściej dną moczanową była istną zmorą królów, oraz magnatów w XVI i XVII wieku. Nic dziwnego, że zwano ją niegdyś „królową chorób i chorobą królów”. Cierpieli na nią przykładowo Królowie Władysław IV Waza i Jan III Sobieski.
W 1683 roku angielski lekarz Thomas Sydenham pisał o tej chorobie: "Pacjenci cierpiący na dnę to generalnie albo starsi mężczyźni, albo mężczyźni, którzy prowadzili w młodości wyniszczający tryb życia i przedwcześnie zestarzeli się przez swe rozwiązłe zwyczaje, z których żaden nie jest powszechniejszy niż przedwczesne i nadmierne oddawanie się uciechom cielesnym albo inne podobnie wyczerpujące pasje. Ofiara choroby kładzie się spać i śpi w dobrym zdrowiu. Około drugiej nad ranem budzi ją ostry ból w dużym palcu; rzadziej w pięcie, kostce lub na podbiciu. Ból przypomina zwichnięcie, a mimo to chore miejsca sprawiają takie wrażenie, jakby polewano je zimną wodą. Po tym następują dreszcze i nieduża gorączka... Noc mija w męczarniach, bezsenności, obracaniu bolącej części ciała i nieustannych zmianach pozycji; chory miota się bez ustanku, tak samo jak bez ustanku trwa ból w męczonym stawie, wzmacniając się wraz z nadejściem ataku". Tekst w tłumaczeniu na dzisiejszy język polski.
Choroba ta powoduję ogromne cierpienie, ale podobno pewna dawna metoda jej leczenia była gorsza od niej samej, a mianowicie chodzi o użycie rtęci. Rzekomo właśnie zastosowanie takiego "leku" przyczyniło się do śmierci jednego z najbardziej znanych przedstawicieli rodu Radziwiłłów - Mikołaja zwanego czarnym. Zmarł on w 1565 roku przeżywszy 50 lat. Podobnież użył on maści z rtęcią za poradą swojego żydowskiego lekarza. Tutaj proszę szanownych czytelników by nie szaleć z teoriami spiskowymi.
Włoski kardynał Giovanni Francesco Commendone tak opisał w jednym z listów jego ziemski kres: "Wkrótce po tym namaszczeniu wzmogły się bóle, dręczyły go przez całe trzy dni bez przerwy tak dalece, iż naprzód popękały mu oczy, uszy i gęba, następnie rozparło mu boki, a na koniec głowa rozszczepiła się na dwie części tak, iż opuszczony od Boga, w okropnym wyciem wyzionął ducha".
Na zakończenie tekstu zostawię Wam jeszcze cytat wybitnego poety polskiego baroku, Pana Wespazjana Kochowskiego: "Lada komu powierzać zdrowia błąd niemały, bo cyrulik niedoszły jest kat doskonały".
Na ilustracji po prawej fragment portretu Mikołaja "Czarnego" Radziwiłła z XVIII wieku.
Tomasz Gontarz
Tomasz Gontarz - Moskwa. Czyja spuścizna?
Spadkobiercą którego z historycznych państw jest obecna Rosja? Kiedy zapyta się o to obywatela tegoż kraju, to o ile jego szare komórki nie zostały jeszcze do reszty zniszczone przez nadużywanie wódki, tudzież alkoholu dla mniej wybrednych odpowie często, że Rosja to trzeci Rzym. Samym mieszkańcom Rosji to zapewne bardzo odpowiada, albowiem tak uzurpują swemu państwu prawo do panowania nad całym światem prawosławnym (kwestia tego jak bezsensownym jest stwierdzenie, że ten trzeci świat, to trzeci Rzym, to już temat na oddzielny tekst). Marzy im się również prawo do panowania nad całą słowiańszczyzną, stąd panslawizm był w carskiej Rosji tak popularnym nurtem.
Co zaś jeśli nazwiemy Rosję spadkobiercą Złotej Ordy? Można by tu powoływać się na Franciszka Henryka Duchińskiego i Feliksa Konecznego, lecz co jeśli sam rosyjski historyk tak twierdzi? Wszystkie rusofilskie onuce czytające ten post mogą teraz doznać niemałego wstrząsu.
Członek Rosyjskiej Akademii Nauk, historyk, doktor habilitowany nauk politycznych Jurij Piwowarow nazywa Rosję wprost następcą tatarskiej Złotej Ordy. Poniżej zamieszczam przetłumaczony zapis jego wypowiedzi:
„Jesteśmy następcami Złotej Ordy. Tak jest, w wielu zagadnieniach współczesna Rosja – moskiewska, później petersburska, sowiecka i dzisiejsza - jest też następcą Złotej Ordy.
Chodzi o to, że w ciągu dwu i pół wieku, będąc pod Mongołami, książęta rosyjscy, przyjeżdżając do Saraju, gdy istniała już Złota Orda, czyli zachodnia część imperium mongolskiego, spotykali się z jakimś absolutnie niezwykłym rodzajem władzy, którego wcześniej nie widzieli ani w Europie, ani u siebie, na Rusi. Mongolski rodzaj władzy polegał na tym, że jeden człowiek stanowi wszystko, a reszta - nic.
Władza mongolska w całości odrzuca jakąkolwiek umowę, wszelką konwencję, współpracę i zgodę między dwoma podmiotami. Władza mongolska jest wyłącznie władzą przemocy i Rosjanie to przejmują. Rosyjscy carowie, rosyjscy wielcy książęta stopniowo przejmują tę kulturę władzy, a właściwie ten rodzaj władzy, te stosunki polityczne.
I staje się to coraz silniejsze nawet później, w czasach nam bliskich. W owych cywilizowanych i pięknych czasach cesarz Paweł I, syn Katarzyny, pewnego razu podczas rozmowy z francuskim ambasadorem rzekł do niego: „W Rosji tylko ten jest czegoś wart, z kim ja rozmawiam i dopóki z nim rozmawiam”. I to jest bardzo precyzyjne sformułowanie władzy rosyjskiej.
Wspaniały filozof Grigorij Fiedotow, który żył i umarł na emigracji, po rewolucji, komentując koniec jarzma mongolsko-tatarskiego, powiedział: „Chańska stawka została przeniesiona do Kremla”. Czyli chan przeniósł się do Kremla, Moskwa nabrała cech tatarskich i mongolskich, a więc rosyjski cesarz, wielki książę rosyjski - to chan”.
Obraz poniżej: Iwan Groźny przed zamordowaniem bojara Iwana Fiodorowa, który w stroju cara został posadzony na tronie. Autorem jest Mikołaja Newrewa.
Tomasz Gontarz
Monika Dębek - Śląscy Rycerze – Karol Godula
Następną ważną postacią w historii Górnego Śląska jest wielki człowiek – Karol Godula. To on ma bardzo wielkie zasługi w rozwoju gospodarczym Górnego Śląska.
Urodził się 8 listopada 1781 roku, zmarł 6 lipca 1848 roku we Wrocławiu.
Chrzest w kościele katolickim przyjął w miejscowości Przyszowice (powiat gliwicki), budynek obecnie przeniesiony do Borowej Wsi – dzielnica Mikołowa.
Edukacje rozpoczął od uczęszczania do ludowej szkoły w Przyszowicach, był jednak uczniem wybitnym, z tego też powodu przeniesiono go do gimnazjum cysterskiego w Rudach Wielkich.
Następnym etapem edukacji było liceum w Opawie.
W 1801 roku rozpoczął pracę u hrabiego von Ballestrema. I tam udało mu się odnieść wielki sukces – awansował na osobę zarządzającą majątkiem hrabiego.
W następnych latach został mianowany głównym ekonomem.
Niestety Karol w latach swojej młodości stał się ofiarą brutalnej napaści – nie tylko go pobito, ale także wykastrowano, stracił również władzę w jednej ręce, miał bardzo duże problemy z poruszaniem się.
W 1812 roku rozpoczęto budowę huty cynku „Karlhütte. Hutą zarządzał Godula, w 1815 roku Karol otrzymał aż 28 udziałów w hucie. W 1828 roku ponownie uzyskał kolejne udziały. Wtedy też Godula rozpoczął pracę na własny rachunek.
W 1823 roku Karol zbudował pierwszą kopalnię „Maria”, zajmowano się tam wydobywaniem galmanu, czyli utlenionych rud cynku. Działała do 1895 roku. Karol Godula zarobił mnóstwo pieniędzy, dzięki czemu wykupił majątki ziemskie, Orzegów (Ruda Śląska), Bobrek, Szombierki (Bytom) i Bujaków.
Zakupił także kopalnie „Stein” i „Rosalie” oraz huty „Morgenroth” i „Gute Hoffnung”
W latach 20 XIX wieku, huty cynku zaczęły przeżywać ogromny kryzys, jednak Karolowi udało się wtedy wzbogacić.
Godula należał do pierwszych indywidualnych przedsiębiorców, którzy budowali domy dla swoich pracowników, mieli oni także darmową opiekę zdrowotną.
Majątek Karola Goduli w dniu jego śmierci oszacowano na 2 miliony talarów. Było to 19 kopalń galmanu, 40 węgla kamiennego, 3 huty cynku, do tego doszły też tereny wyżej wymienionych miejscowości.
Karol zmarł we Wrocławiu, pochowany został w krypcie pod kościołem pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bytomiu Szombierkach.
Na jego cześć jedna z dzielnic Rudy Śląskiej została nazwana Godula.
Stał się bohaterem powieści, wierszy, opowiadań, obrazów, a nawet witrażów. Można przeczytać kilkaset biografii jego życia.
Karol był człowiekiem bardzo skromnym, któremu zazdrościło wiele osób, mówił w języku polskim. Sprawiał, że środowisko Górnego Śląska było coraz bogatsze, wykupował ziemię z rąk niemieckich.
Niestety postać Karola w Polsce, jest bardzo mało znana, nawet na Górnym Śląsku wielu ludzi nie ma pojęcia, kim tak naprawdę był.
Poznawajmy Śląskich Rycerzy – mamy ich bardzo dużo, a życiorysu każdego z nich są bardzo wyjątkowe.
Monika Dębek
Grzegorz Ćwik - Los każdego powstańca
Jest wysoce zadziwiającym, jak i ciekawym jak w polskim Narodzie łączy się wysokie poczucie wartości i wręcz przerośnięte ego z niesamowitym z drugiej strony wstydem, kompleksami i uznawaniem się za coś absolutnie gorszego w masie innych narodów. Przez ostatnie kilka dekad na skutek konsekwentnie realizowanej pedagogiki wstydu, jak i całej lewicowo-liberalnej roboty w mediach i publikatorach, przewaga jest zdecydowanie po stronie wstydu. Wmawia się nam, że jesteśmy zacofani, głupi, źle ukształtowani, pełni niepotrzebnych wartości starego świata a za mało otwarci na wszelkie „ubogacenie”. Co ciekawe, prawica a zwłaszcza jej „real-polityczne” odłamy robią bardzo dużo, aby utwierdzać nas w poczuciu bycia tymi gorszymi i nic nie rozumiejącymi „Polaczkami”.
Oto wystarczy posłuchać rewelacji Sykulskich, Zychowiczów, Michalkiewiczów czy Braunów na temat powstań, Legionów, II wojny światowej, strajków i zrywów robotniczych. Praktycznie zawsze słyszymy tą samą konstrukcję – wobec siły zaborców i wrogów bronić się i walczyć niepodobna, Polacy nie potrafią wygrywać bo są głupi, słabi i generalnie niedorozwinięci. Na szczęście zawsze jest alternatywa w postaci bycia kolaborantem lub kapitulantem – z kolejnymi okupantami, zazwyczaj moskiewskiej proweniencji, przecież można się dogadać, handlować, a zresztą, oni wcale nie chcą dla nas źle. Piotr Wielki, Katarzyna II, carowie Mikołajowie, Aleksandrowie, Stalin, Lenin, Gorbaczow, Putin – oto cały rząd polskich przyjaciół w Rosji.
Z drugiej strony mamy tych, co … chcieliby aby Polska w II wojnie światowej stanęła po przegranej stronie. Sic! O ile straty i zniszczenia naszego kraju i ludu są niezaprzeczalne, to fakt, że byliśmy członkami koalicji antyhitlerowskiej sprawił, że po wojnie Polska nie tylko ostała się jako odrębne państwo, ale jeszcze otrzymała rekompensatę za ubytki terytorialne. I tutaj pojawia się Zychowicz z całą swoją szkołą (specjalną chyba) i twierdzi, że dużo lepiej, żeby Polska była po stronie państw Osi. Wprawdzie straty byłyby takie same, ale za to gwarancje i rekompensaty żadne. Doprawdy tylko nad Wisłą może wyrosnąć taka szkoła „myślenia” politycznego.
Powiedział kiedyś Piłsudski kapitalną rzecz: „Polacy chcą niepodległości, lecz pragnęliby, aby ta niepodległość kosztowała dwa grosze i dwie krople krwi. A niepodległość jest dobrem nie tylko cennym, ale bardzo kosztownym”. Wszyscy real-politycy traktują Polskę i Polaków jak gdybyśmy byli ludem na wymarciu o populacji na poziomie Serbów łużyckich. Tak, wtedy nie ma co machać szabelką i stroszyć piórek. Ale do ciężkiej cholery my jesteśmy prawie 40 mln Narodem z ponad 1000-letnią historią! A to znaczy tyle, że mamy swoje cele, ambicje i plany, a położenie między zawsze nam wrogimi Niemcami i Rosją wpływa na to, że o te rzeczy trzeba walczyć, i trzeba było walczyć.
Zdrowy, normalnie działający Naród, którego członkowie przepełnieni są właściwym spojrzeniem na świat w obliczu wroga nie szukają równego kawałka ziemi, żeby uklęknąć i ucałować sygnet z dwoma orłami. Szukają ziemi, ale tej ubitej, żeby w walce zmieść diable plemię, a potem szukają ziemi, żeby jego ścierwo głęboko zakopać i posypać solą. Ciągłe niewolnictwo, kolaboracja i uległość tworzą nie bohaterów i ludzi gotowych zmieniać świat, ale niewolników nisko pochylających głowę w zachwycie nad swą niewolą. Taki naród karleje z pokolenia na pokolenie i jeśli nie wydarzy się cud, a te trafiają się z rzadka, naród taki trafia w strefę wiecznego uzależnienia i utraty suwerenności.
To całe real-politik to podszyte lenistwem i strachem przeświadczenie, że albo wszystko, czego oczekujemy spadnie nam z nieba, albo, że w żadnym wypadku nie możemy podejmować działań zmierzających do realizacji celów narodowych. Powstanie kościuszkowskie, listopadowe, styczniowe, rewolucja 1905 roku, legionowa epopeja – wszystko to piękne akty walki o Niepodległość. To także świadectwa rozwijającej się polskiej świadomości narodowej i politycznej. Tymczasem co słyszymy od realpolityków? Że zamiast walczyć niszczeniem Narodu, ograniczaniem jego swobód, rusyfikacją i eksterminacją…należało współpracować z tymi, którzy to robili. Kolejny przykład mocarnej „logiki”.
W jednym ze swoich artykułów dotyczących alternatywnych wizji II wojny światowej Tadeusz Andrzej Olszański pisze tak:
„Istnieją świadectwa sugerujące, że zamiar aneksji Polski istniał jeszcze w 1944 r. […], a zrezygnowano zeń pod wrażeniem siły polskiego oporu, zademonstrowanego w toku Akcji „Burza” i Powstania Warszawskiego. Ale Stalin musiał też brać pod uwagę brytyjskie gwarancje niepodległości (ale nie granic) państwa polskiego z 1939 r.; Sowiety były zbyt wyczerpane, by ryzykować nawet tylko groźbę wojny z Wielką Brytanią. […]
Gdyby jednak Polska kończyła wojnę jako sojusznik Niemiec? Nie byłoby Armii Krajowej ani Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ani Ludowego Wojska Polskiego przy boku Sowietów (bo to było Stalinowi potrzebne wyłącznie jako przeciwwaga dla armii Andersa). Ani – rzecz jasna – gwarancji brytyjskich. Co mogłoby przeszkodzić Stalinowi w dowolnym rozstrzyganiu o losach podbitych krajów?”
Realpolitycy rozpatrują wydarzenia nie tylko z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy, ale też wyłącznie w kontekście danego momentu historycznego, bez uwzględnienia tego, że dane wydarzenia to fragment dużo większej całości i ciągu elementów, które składają się na ponad 1000 lat naszej historii. Tak samo jest z tymi osławionymi powstaniami i rewolucjami, które Zychowicze i Brauny tak chętnie mieszają z błotem. Każde z nich to ogromny fundament naszej świadomości, historii, tożsamości, ale także zbiór bodźców dla rzeczywistości politycznej. Jak choćby z tym Powstaniem Warszawskim które w kontekście samego roku 1944 okazało się tragiczne, ale przyjmując słowa Olsząńskiego, okazuje się, że skutki Powstania pozytywne w perspektywie dłuższej przeważają nad jego negatywami, skądinąd przecież ogromnymi.
Reapolitycy tego nie przyjmują. Nie wiem czy dlatego, że są zbyt tępi, czy dlatego, że nie za to im płacą ośrodki dyspozycyjne, czy dlatego, że lepiej się sprzedają książki oparte na kretyńskiej kontrowersji i aferze, niż wnikliwej i wielopłaszczyznowej analizie.
Tak samo przecież należy spojrzeć na odrodzenie Polski w 1918 i jej walkę o granice i Niepodległość do roku 1921. Czy nasze elity i cały Naród miałyby siły do zbudowania nowej Polski i jej obronienia, gdyby nie pamięć i doświadczenie Kościuszki, listopada, stycznia, 1905 roku, Legionów? Na jakiej podstawie moralnej i merytorycznej mianoby to robić? Na podstawie wzorców kolaborantów, ugodowców, tchórzy, zdrajców i wszelkich mend i gnid? Odpowiedź tu jest dość oczywista.
Tak, zawsze będziemy bić się do końca i nie damy sobie tego odebrać. Wiecie czemu? Bo jesteśmy mimo swoich wad wielkim i wiekowym narodem, a takie nie płaszczą się, nie skamlą, nie podają drżącej ręki na zgodę. Wielkie narody walczą, nawet jeśli walka ta w krótkiej perspektywie nie wydaje się mieć szans na zwycięstwo. Tak samo walczyli dzielni Spartianie w termopilskim wąwozie, gdy perskie strzały przysłoniły słońce. Tak samo nie poddali się harcerze pod Zadwórzem, gdy ich dowódca, kapitan Zajączkowski krzyczał „ostatni ładunek dla siebie chłopcy!”. Tak samo wreszcie nie poddali się Wyklęci, gdy pośród śniegu i beznadziei walczyli z psami komunistycznej zarazy. I po wszystkich tych bohaterach zostało dużo więcej niż żółtawy mocz i trop wilczy. Została po nich duma i honor, które musimy podtrzymać.
Bogowie, ależ parszywa by była historia Polski i całego kontynentu, gdyby ongiś dumne nacje europejskie stosowały się do zasad owej „real-politik”. Leonidas wówczas złożyłby ukłon przez despotą i tyranem ze wschodu, pod Lepanto nie rozgromiono by floty tureckiej, Sobieski uznałby zwierzchność Osmańczyków a ułani i szwoleżerowie Piłsudskiego nie obroniliby Polski i Europy przed wschodnim ześcierwieniem.
A kto raz wejdzie na ścieżkę zdrady, kapitulacji i kolaboracji zwykle z niej już nie zbacza, aż nie dojdzie do miejsca, które jest na końcu tej ścieżki – cmentarza historii, na którym spocznie w niesławie jego Naród i państwo.
Nieoceniony Komendant jak zawsze miał rację, gdy mówił, że wolność i niepodległość to cenne rzeczy i płacić trzeba za nie krwią. Polacy chcieliby, aby owe kwestie spały nam z nieba, a jeśli nie, to aby niewola była jako tako znośna, wtedy można robić geszeft, nisko się kłaniać, popijać trunki z okupantem i przy jaśnie panu stać wiernie.
Tradycja plugawienia tych, którzy stanęli do walki czy w listopadzie, czy w styczniu, czy gorącego lata 1914 jest długa a śmierdząca. A, że zwyczajowo żeśmy wojny i boje toczyli z moskalem, to i liczna partia nadwiślańskich agentów wpływu szczekała, szczeka i pewno dalej będzie szczekać na tych, którym nie dorośli błota z zelówek zlizywać.
Bismarck, człowiek o wysoce chłodnym i realistycznym podejściu do życia spytał kiedyś swoich oficerów: czemu sprawa polska ciągle żyje, nie chce umrzeć, tylko przewija się co chwila na salonach Europy? Po dłuższej chwili ciszy wyjaśnił im - bo Polacy sami przez lata niewoli robią wszystko, aby sprawa ta żyła, aby imię Polski nie zaginęło, aby tam, gdzie oko okupanta nie dosięga pielęgnowano mowę, tradycję i obyczaj narodowy. Dlatego powstania, rebelie, rewolucje. Przecież zwycięski pochód Legionów i POW jest zwieńczeniem tej ciężkiej i krwawej drogi, a sam Komendant przyznawał jakże trafnie - gdyby nie Powstanie Styczniowe nie byłoby Legionów. A więc i POW, a więc i w listopadzie 1918... no różnie mogło być, bardzo różnie. A także i później, gdy znów moskal psia wiara chciał tego, co nie jego.
Nie dajcie sobie wmawiać, że mamy się czego wstydzić, że mamy przepraszać, siedzieć cicho i nie upominać się o swoje. Przeciwnie! O wolność i suwerenność należy walczyć zawsze i wszędzie.
Historię Polski tworzyli rycerze, żołnierze, husarze i pancerni, ułani i szwoleżerowie, powstańcy, rebelianci, Legioniści i POWiacy, konspiratorzy OB PPS, wreszcie Wyklęci i robotnicy oraz podziemni działacze nie dający zezwolenia na komunistyczny terror. To doprawdy piękna, wspaniała i pełna honoru oraz dumy historia. Nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej.
„Los każdego powstańca sprawił, że jestem dumny”
A dla wszystkich histeryków polecam jeszcze te słowa poniżej. Też kiedyś wierzyłem w brednie Zychowicza, ale na szczęście na rynku wydawniczym są też wartościowe książki. Może i wy, realpolitycy przy powiedzmy tysięcznym przeczytaniu zrozumiecie, co tak naprawdę w maju 1939 roku powiedział minister Beck.
„Pokój jest rzeczą cenną i pożądaną. Nasza generacja, skrwawiona w wojnach, na pewno na pokój zasługuje. Ale pokój, jak prawie wszystkie sprawy tego świata ma swoją cenę, wysoką, ale wymierną. My w Polsce nie znamy pojęcia pokoju za wszelką cenę. Jest jedna tylko rzecz w życiu ludzi, narodów i państw, która jest bezcenną. Tą rzeczą jest honor.”
Grzegorz Ćwik
Szturm miesięcznik narodowo-radykalny nr 97 2022
- Grzegorz Ćwik - Jeden dzień mniej
- Monika Dębek - Recenzja książki „Toksyczni ludzie” - Stamateas Bernardo
- Monika Dębek - Śląscy Rycerze – Józefa Bramowska
- Tomasz Gontarz - Cezar
- Tomasz Gontarz - Hołd ruski
- Tomasz Gontarz - Rozwadowski
- Dymitr Smirniewski - Harmonia – podstawa myśli ludzkiej
- Dymitr Smirniewski - Pantha Rhei, czyli ideonautyka kruszy beton
- Bolesław Sobociński - Idealizm czasów współczesnych
- Michał Walkowski - Wiersze
- BFG 358 - Psyche a nacjonalizm – poprawienie swojej kondycji psychicznej za pomocą metod relaksacyjnych: „opukiwanie , taping , EFT”; „wyciszona modlitwa”; muzyka relaksacyjna; „witamina N”?