W tym roku mija dziesięć lat od premiery filmu Snowpiercer: Arka przyszłości.
Akcja filmu rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, w której ludzkość przegrała walkę z globalnym ociepleniem, a na skutek podjętych przez nią działań na Ziemi zapanowała wieczna zima.
Jedynymi ocalałych na planecie ludźmi zostali pasażerowie lokomotywy wykorzystującej rewolucyjne rozwiązania do zapewnienia sobie energii oraz przetrwania pasażerów.
W lokomotywie, w której panuje system klasowy wybucha bunt, a najbiedniejsi pasażerowie z ostatnich wagonów zamierzają dostać się siłą na przód lokomotywy do osób zarządzających życiem w pociągu. W trakcie oglądania filmu naszym oczom ukazuje się, że pożywne batony, którymi żywili się pasażerowie były wytwarzane z owadów. W chwili kiedy oglądałem ten film, zapewne tak jak wiele osób pomyślałem o tym, że istotnie owady mają sporą szansę stać się jedzeniem przyszłości ale i również przyczynić się do wyeliminowania problemu głodu na świecie.
W ostatnich latach temat żywności produkowanej z przetworzonych owadów w naszym kraju powtarza z coraz większą siłą sukcesywnie powiększając grono osób, które przychylnym okiem patrzą w kierunku insektów, które w większości krajów naszego kontynentu stanowią tabu pokarmowe.
Tabu pokarmowe jest funkcjonującym w wielu grupach społecznych lub kulturowych świadomym zakazem spożywania pokarmu pochodzenia zwierzęcego bądź roślinnego, który jest jadalny z punktu widzenia fizjologi trawienia. I chociaż najpowszechniejszym tabu pokarmowym jest
zakaz spożywania ludzkiego mięsa, to nie jest znane tabu pokarmowe, które byłoby akceptowane we wszystkich kulturach. Spójrzmy jednak na nasze krajowe podwórko dosłownie i w przenośni, bo gdy spojrzymy na biegające po osiedlach popularne dachowce, zupełnie nie patrzymy na nie jak na zwierzęta z których możnaby zrobić potrawę na niedzielny obiad.
A we wcale nie leżącej tak daleko od naszego kraju Szwajcarii tradycyjnym daniem wielu regionów na wigilijnym stole jest pasztet z kota.
Człowiek jest istotą wszystkożerną, ze względów zdrowotnych oczywiście unikamy pokarmów trujących i ciężkostrawnych, jednak należy zauważyć, że wszelkie inne zakazy wynikają z naszych społeczno-kulturowych ram.
Wróćmy więc do entomofagi czyli jedzenia owadów. Unia Europejska zezwoliła na wprowadzenie do sprzedaży w krajach członkowskich UE produktów, które zawierają mąkę ze świerszcza domowego.
I tu pojawili się niczym rycerz na białym koniu posłowie konfederacji, a wśród nich Krzysztof Bosak alarmujący, że nadchodzi oswajanie społeczeństwa z agendą globalistów i wszyscy zostaniemy zmuszeni do żywienia się insektami…
Po pierwsze dziwi mnie, że liberałowie z Konfederacji, w szeregach których to jeden z liderów zasłynął ze sformułowania „chcącemu nie dzieje się krzywda”, podnoszą głośne krzyki, że jednak chcący ściągnie na nas krzywdę...tylko pytanie jaką?
Żywienie się pokarmem z przetworzonych owadów charakteryzuje się bowiem wysoka koncentracją tłuszczów oraz białek, będących równie odżywczymi co mięso ryb i zwierząt.
Warto zauważyć, ze 80% masy świerszcza nadaje się do spożycia przez człowieka, zaś w wypadku krowy jest to tylko 40%.
Oczywiście plusów takiego pokarmu jest znacznie więcej od wydajniejszego przetwarzania karmy na jadalną masę ciała po sprawy związane z samą hodowlą takie jak mniejsza emisja gazów i amoniaku, zużycie wody czy też mniejsze wątpliwości etyczne w porównaniu do uboju krów, świń czy drobiu.
Dużo mniejsze koszty hodowli i wspomniane chociażby wyżej aspekty są powodem, dla którego wprowadzenie owadów do naszej diety jest omawiane jako pomysł mogący rozwiązać problemy, z którymi ludzkość będzie się musiała zmierzyć w niedalekiej przyszłości. Teraz na potrzeby zwierząt hodowlanych przeznacza się około 70% lądu oddanego do użytku dla rolnictwa. Szacunki są jasne: coraz więcej ludzi na świecie, w związku z bogaceniem się społeczeństw w krajach rozwijających się, będzie spożywało mięso i nabiał.
Tymczasem możliwości produkcyjne naszej planety już są nadużywane – w przyszłości nie będzie miejsca na kolejne uprawy do wykarmienia dodatkowych miliardów zwierząt przeznaczanych na mięso. Wykorzystanie lądu, który mogłyby porastać lasy, jest tylko jednym z problemów współczesnego modelu rolnictwa. Dodajmy do tego użycie pestycydów, nawozów, wody, antybiotyków, emisję gazów cieplarnianych, a okaże się, że coraz trudniej będzie pogodzić rosnącą produkcję ze zrównoważonym rozwojem.
Potrafię zrozumieć, że tabu związane z owadami w dużej mierze związane jest z uczuciem wstrętu. Owady kojarzą nam się organizmami żyjącymi w brudzie, zepsutym jedzeniem, odchodami i chorobami. Nie ma to jedna racjonalnego podłoża, ponieważ jadalne owady żywią się owocami, ziarnami i liśćmi. Zresztą te wszystkie asocjacje i ich oceny są bardzo dowolne, a także najczęściej nieuświadomione – królują instynkty, nie racjonalny namysł. Zachodni konsumenci bowiem nie mają problemów z jedzeniem porośniętych pleśnią, pachnących daleko posuniętym rozkładem serów czy morskich padlinożerców, jak kraby i homary. Wręcz przeciwnie, te produkty dzisiaj uważane są za delicje, chociaż w XIX wieku w Stanach Zjednoczonych homarami karmiło się więźniów, co było częścią ich kary.
W dzieciństwie, miałem okazję spróbować przywiezionych z Niemiec słodyczy z robakami oraz prażonych koników polnych o smaku cebulowym. Świadomość, że są to owady pochodzące z hodowli, a także chęć spróbowania czegoś nowego wpłynęły na to że dziś mogę z własnego doświadczenia powiedzieć, że o ile cukierki z krwią i mrówkami z tego co pamiętam nie wzbudziły mojego zachwytu, to koniki polne były naprawdę dobre. Myślę, że wiele osób lubiących pochrupać coś do piwa, gdyby nie swoje uprzedzenie do takiego rodzaju pokarmu to z powodzeniem mogłoby zastąpić chipsy czy paluszki konikami polnymi, a co za tym idzie wyszło by przede wszystkim zdrowiej.
Dopóki nie ma nakazu drastycznej zmiany diety i odejścia od wolnego wyboru w kwestiach żywieniowych to szczerze mówiąc nie widzę powodu, żeby wywoływać burzę z luzowania przepisów dotyczących pokarmów z owadów, wręcz przeciwnie jestem zadowolony z tego.
Jeśli ktoś ma zamiar spożywać owady to absolutnie nie działa na moją szkodę, słowa byłego ministra rolnictwa pana Jerzego Krzysztofa Ardanowskiego, że dopuszczenie mąki z owadów jest atakiem w rolników. Jest dla mnie swego rodzaju absurdem, że dopuszczenie bardziej ekologicznych i zdrowszych rozwiązań dla całego społeczeństwa, a przy tym możliwość rozwoju w nowym kierunku dla rolników jest uznawane przez pana Ardanowskiego za cios w rolników.
Krajowe rolnictwo ma większe problemy od pozwolenia na mąkę ze świerszczy chociażby spadające ceny zboża w związku ogromnymi ilościami zboża sprowadzonego z Ukrainy.
Dlaczego również posłowie konfederacji od lat już nie walczą z barwnikami w naszym przetworzonym jedzeniu, które również pochodzą ze zmielonych owadów? Dlaczego nie podejmują działań, które zapewniłoby nam zdrową żywność, a nie sztucznie pompowane mięso i nawożone tonami chemikaliów warzywa produkowane pod linijkę?
Obecnie spożywane przez nas jedzenie jest tak przetworzone, że myślę że dla przeciętny Kowalski nie zastanawia się nad procesem i składnikami dajmy na to batonów, a mając do wyboru zjeść wysokobiałkowy bogatszy również np. w błonnik baton od zwykłego wybierze ten pierwszy. No chyba, że skutecznie posłowie rzekomej prawicy będą walczyć z mąką ze świerszczy zamiast z problemami dużo istotniejszymi dla naszych rodaków jak chociażby problem mieszkaniowy i rosnące koszty życia. Politycy powinni zająć się sprawami istotnymi dla obywateli, a nie mąką ze świerszczy czy walką o żeńskie końcówki jak na lewicy. Nasze życie i problemy wymagają konkretnych rozwiązań, a nie robienia cyrku z polityki z pieniądze społeczeństwa..
Kamil Królik Antończak