To była druga droga, prawda? Wyruszyliśmy we wspólną podróż prawie 9 lat temu. Z perspektywy dzisiejszej to inna epoka. Ci, którzy okazali się karierowiczami i zdrajcami, wtedy chodzili z nami na manifestacje i spotkania, polski nacjonalizm wydawał się być na wznoszącej fali, a Polską cały czas rządziła Platforma. Do tego wszystkim nam wydawało się, że żyjemy w bezpiecznym świecie, gdzie wojny i niepokój odeszły w niebyt.
Mało kto tak szybko wyrobił sobie markę jak „Szturm”. Mało który miesięcznik czy magazyn może powiedzieć, że ma swoich sympatyków i zwolenników, a nie czytelników. Nas się nie tylko czyta, w nas się wierzy i wyznaje. Dlatego powstał ongiś Nacjonalizm Szturmowy, który miał być próbą przekucia naszej publicystyki na określone postulaty i propozycje. Sądzę, że całkiem nawet udaną, mimo faktu, że i sam projekt (głównie social-mediowy) i nawet nazwa Nacjonalizmu Szturmowego przestały być używane. Czyżby Nacjonalizm Szturmowy stał się po prostu nacjonalizmem, a wszystko co stare, zatęchłe, wsteczne stało się obozem libertyńsko-konfederackim? Całkiem możliwe.
„Szturm” od początku miał rodzić ferment, a to oznaczało, zwłaszcza w tak zabetonowanym środowisku, być kontrowersyjnym. I to mało powiedziane „kontrowersyjnym”! „Zdradziliśmy” nacjonalizm na wszelki możliwy sposób. Brataliśmy się z Ukraińcami (robimy to nadal), kibicowaliśmy im w ich walce z Moskwą (nadal kibicujemy), wyrugowaliśmy wszelkie liberalizmy ekonomiczne i doboszyńskie brednie, wdrożyliśmy realną myśl klimatyczną i ekologiczną, zwróciliśmy uwagę na nowoczesne trendy ideowe, jak choćby paneuropeizm czy archeofuturyzm. Do tego nie interesowało nas nigdy pójście w politykę, stąd do dziś mamy przywilej mówienia na głos, tego co inni się boją, i nazywania rzeczy po imieniu.
Ileż to było już wyroków śmierci na nas i wylanych wiader pomyj. Endecy nas nienawidzą za fascynację Komendantem i Legionami, tudzież za punktowanie warcholstwa i antypaństwowości obozu Dmowskiego. Konfederaci wraz z przybudówkami nas nienawidzą za punktowanie ich zdrady, miałkości, marności ideowej i intelektualnej. No i oczywiście za wytykany im liberalizm. Szowiniści nas nienawidzą za ludzkie i normalne podejście do innych narodów, oraz za to, że nie żyjemy wyłącznie historią.
Nas od samego początku interesowała Prawda. Dlatego nie byliśmy doktrynerami, a wierni idei Narodu gotowi byliśmy odrzucić wszystko, co okazało się niepotrzebne albo szkodliwe. Podobnie w druga stronę, przyjmowaliśmy chętnie idee dotąd nieobecne lub obecne w niewielkim stopniu, skoro tylko okazało się, że są wspólnotowe.
„Szturm” się właściwie kocha albo nienawidzi. Dorobiliśmy się w obu tych obozach pokaźnej grupki sympatyków. Jedni mówią o nas, jako o tych, którzy im otworzyli oczy, inni dostają ataku apopleksji na sam dźwięk naszego tytułu.
Mieliśmy się zerwać „Szturmem” w Historię, tak jak pisał Trzebiński. Czy się udało? Setny numer nie tylko skłania, ale wręcz zmusza do pewnych podsumowań i przemyśleń. Co właściwie jest naszym sukcesem, co się nie udało, na co już nie mamy szansy, a co jeszcze jest do uratowania?
Na pewno tchnęliśmy w zmurszałe i epigońskie środowisko dawkę życie, nowoczesności, pozbawionego histerii i kompleksów spojrzenia na ideę narodową. Mniej Dmowskiego, mniej antykwarycznych nudów, więcej specjalistycznej lektury, więcej po prostu wiedzy i eksperckości, a mniej szurii i kurzu z wariackich książek wygrzebanych na strychu. No i oczywiście więcej fantastyki, bo jak ktoś nie czyta Tolkiena i Lovecrafta, to nie wiem, czy można mu ufać. W 2014 nacjonalizm stał prawie że w tym samym miejscu co w 1989, a przykład Ruchu Narodowego pokazał, że nawet historia LPRu niczego nie nauczyła gwiazdorów spod znaku wszechpolskiej synekury w Sejmie. Hochsztaplerzy, którzy właśnie próbowali się dogadać z PiSem, a chwilę wcześniej z PO (uwierzcie, Wielomski nie był jedyny) sami nie wiedzieli czym jest ta idea narodowa, a w kuluarach można było usłyszeć od dzisiejszych panów posłów, że właściwie to wystarczy połączyć konserwatyzm i liberalne przekonania ekonomiczne… Tak, już wtedy układali się pod sojusz z Korwinem i Braunem. Do tego oczywiście wąskie horyzonty, posunięty do granic szaleństwa historycyzm, brak wykształcenia i oczytania… Nic dziwnego, że w naszej logówce jest bomba, bo nasza idea była niczym bomba rzucona w tą stęchliznę.
Trafiliśmy szeroko, po części dzięki własnej pracy i odwadze, po części dzięki Marszom Niepodległości (a zwłaszcza temu z 2017 i 2018), po części dzięki… hejterom. W końcu każdy wasz hejt, każdy opatrzony jadem link, to jednak zawsze reklama, a mądry człowiek zrozumie co mówimy, nawet jeśli na „dzień dobry” mu to zohydzicie.
Dziś właściwie większość nacjonalistów mówi Szturmem: uznaje etniczny komponent narodowości, prymat idealizmu i duchowości nad politykierstwem, odrzuca kapitalizm, promuje ekologię i walkę z kryzysem klimatycznym, chce Międzymorza a nienawidzi Putina. W 2014 w dużej mierze było inaczej, a 9 lat harówki i orki na ugorze dało wreszcie określone rezultaty.
Przebiliśmy się poniekąd do mainstreamu, ale na zasadach mainstreamu, bo niestety nie dorobiliśmy się popularnego medium, które przetwarzałyby treści metapolityczne na te zrozumiałe dla „normików”. Nie dorobiliśmy się trwałego środowiska, które konsekwentnie by realizowało i wdrażało nasze koncepcje. Szkoda, choć próby były. Zdechł nasz kanał youtube, z przyczyn w dużej mierze niezależnych (tzw. „życióweczka”) i szczerze powiedziawszy, nie widzę chyba wielkich szans na jego reaktywację. Na szczęście pokazujemy się regularnie w innych miejscach, a i inne projekty youtubowe, niekoniecznie spod szyldu „Szturmu” są w drodze. W ogóle nasze socjale mocno przyhamowały… Konferencji też dawno nie było spod naszego szyldu, tu chyba się wypaliła koncepcja, a i kwestie organizacyjne robią swoje. Wydawnictwo też ma przestój, choć tu spokojnie, kilka strzałów jeszcze mamy do oddania, myślę, że celnych. Co to wszystko znaczy? Że „Szturm” się kończy? O tym i o przyszłości dalej.
Na pewno o ile udało nam się namieszać w nacjonalizmie, tak wpływ na szeroko rozumianą prawicę był już mniejszy, stąd konserwatyzm, monarchizm, itp. nurty są takim samym rakiem, jak wcześniej. Z perspektywy prawie już dekady ciężko nie mieć wrażenia, że prawica skazana jest na zagładę, a nacjonalizm jako taki szukać powinien już innych kierunków i platform odskoczni, chociażby próby szukania fuzji klasycznej idei narodowej z sanacyjną myślą mocarstwową i państwową. Może od początku należało kompletnie „olać” środowisko i celować w inne grupy docelowe? Mądry nacjonalista po szkodzie, chociaż w 2014 pewne rzeczy nie były jeszcze takie jasne i oczywiste, jak dziś. Na pewno nauka na przyszłość, mniej subkultury, a nawet w ogóle, a więcej wychodzenia do ludzi.
Pisaliśmy nieraz o nacjonalizmie 2.0 i nie mam wątpliwości, że udało nam się go wdrożyć i wypracować. Bez kompleksów, bez potrzeby tłumaczenia się pipi-prawicy i lewakom, bez szurów i wariatów w naszych szeregach. Przez te 9 lat dużo się zmieniło – liczebność organizacji, symbole, czytane książki i lektury, słuchana muzyka, sposoby działania, kanały komunikacji. Pomimo zmęczenia, niechęci i wątpliwości nie zmienił się ogień płonący w sercu. „Ostatkiem sił drzemie we mnie idealizm”.
Znaleźli się tacy, którzy przyjęli nasze koncepcje jako swoje i rozwijają je – ku mej niekłamanej uciesze. Są tacy, którzy okazali się za głupi i po pewnym czasie odeszli na stanowiska skrajnie nam wrogie. Nie pozdrawiamy, ale życzymy wszystkiego dobrego. Dla paru wariatów i zdrajców staliśmy się wreszcie obsesją, która nakazuje widzieć nas na każdym rogu ulicy, nasze działania jako wyraz cholera wie jakichś agentur i działań mrocznych sił, a na social-mediach nie potrafią wytrzymać tygodnia bez wspomnienia o nas. Tak, mamy świadomość, że jesteśmy lepsi od wszelkiej maści zdrajców, putinistów, liberałów i paleoendeków. Wprawdzie my nie wspominamy o was w ogóle, ale obserwujemy, a gdy odejdziecie na śmietnik historii, wówczas zatańczymy na waszych grobach.
Każdy kto śledzi nas trochę uważniej zauważył, że od około roku numery się opóźniają. Przyznaję bez bicia. Powody są różne, obiektywne, subiektywne, ludzkie, życiowe… Nawet ten numer publikujemy ze sporym, największym jak dotąd opóźnieniem. „Szturm” miał zasiać ferment, wykształcić nową ideologię, stać się forpocztą nacjonalizmu 2.0, odrzucić to co zaprzeszłe i być zwiastunem tego co nowe i konieczne. I to wszystko zrealizowaliśmy. Pisałem już – większość nacjonalistów mówi „Szturmem”, myśli nim, świadomie i nieświadomie odwołuje się do tych koncepcji, jakie wdrożyliśmy. To właściwie wyczerpuje nasze pierwotne cele. Oczywiście, choćby kwestia wojny wpływa na konieczność rozwoju idei Międzymorza i najpewniej to jest dla nas kierunkowskaz. Nie chcemy być tylko zwykłym magazynem publicystycznym, skupionym na komentowaniu „bieżączki”, ale czymś więcej. Czym? Tego na obecną chwilę nie umiem powiedzieć, ale odpowiedź niebawem znajdziemy i wyklaruje się kierunek, w jakim podążać będzie „Szturm”. Do tego czasu niestety możliwe są różne opóźnienia i inne bolączki. Spokojnie – to minie.
To była długa droga, co? I kosztowna. Nie mówię tylko o problemach z władzą, służbami i cenzurą. Zatrzymania, aresztowania, zabawy sądowe niejako wpisane są w bycie antysystemowcem, stąd pozdrawiamy tych rzekomych antysystemowców spod znaku ruskiej onucy, którzy ewidentnie są pod parasolem ochronnym bezpieki i policji. Włożyliśmy w „Szturm” czas, serce, swoje umiejętności, pieniądze, energię i nerwy. O, tych ostatnich było naprawdę dużo, bo jak sądzicie, że comiesięczna nerwówka z tekstami, grafikami, korektami co coś fajnego, to nie chcecie znać prawdy. Ale gdy widzimy się na marszach, demonstracjach, czy po prostu prywatnie i zbijacie nam piątki i mówicie, że robimy dobrą robotę, że nas czytacie i się orientujecie na nas to… to wtedy wiem, że naprawdę warto. Czasem człowiekowi się już nie chce, czasem rzuciłby to w diabły, ale… no właśnie, co my wtedy Wam powiemy? Nacjonalizm polski bez „Szturmu”? Nic z tych rzeczy.
Dlatego dziękuję. Wszystkim naszym Czytelnikom i Czytelniczkom. Wszystkim, którzy nabywają nasze książki. Wszystkim zwolennikom i sympatykom. Dziękuję wszystkim, którzy kiedykolwiek i w jakikolwiek sposób współtworzyli „Szturm”: autorom, grafikom, wydawcom, tym którzy pomagali w popularyzacji naszch tekstów i koncepcji. Dziękuję tym, którzy byli dłużej niż ja i są nadal, tym którzy już odbili, jak i tym, którzy tylko na chwilę pojawili się na pokładzie. Tu, w Szturmowej Sali pamięci pamiętamy o Was i Waszej pracy. Przez „Szturm” przewinęła się masa osób. Każda z nich wniosła coś od siebie. Dziękuję każdej i każdemu, bez względu na to czy utrzymujemy relacje czy nie, czy działa dalej w nacjonalizmie czy nie, czy dana osoba w ogóle pamięta o tym, że miała udział w naszej wspólnej drodze.
Hejty spłynęły po nas bez jakiegokolwiek skutku, prześladowania polityczne przetrwaliśmy, i gdy inni odeszli i zniknęli, my dalej trwamy. I będziemy trwać, niezależnie czy pod szyldem „Szturmu”, czy też innym. Jeśli uznamy, że pod nim już nic więcej nie zrealizujemy, nie znaczy, że to koniec Nacjonalizmu Szturmowego – to znaczy, że to koniec tylko pewnej formy. Liczy się bowiem skuteczność, a nie przywiązanie do pewnych zewnętrznych kwestii.
100 numerów, ponad 1600 artykułów, 13 książek, trochę materiału na youtubie, kilka konferencji, demonstracji i marszy, sporo wywiadów i kolaboracji oraz wystąpień w różnych miejscach. Wpisaliśmy się tu na stałe i tworzymy Historię. Tą samą, w którą mieliśmy się rzucać jak do Szturmu. Nie zawsze wszystko nam wychodziło, ale błędy służą do nauki, a nie do rozpamiętywania. W ostateczności pamięta się głównie dobre chwile, a tych było zdecydowanie więcej.
Saga trwa, a Historia się nie skończyła. Do zobaczenia na szlaku!
Grzegorz Ćwik
Ten tekst dedykuję Tobie – kimkolwiek jesteś.