Szturm1

Szturm1

środa, 05 październik 2022 23:43

Grzegorz Ćwik - Wzorowy obywatel

Wzorowy system wymaga by żyli w nim wzorowi obywatele, którzy na co dzień postępują wedle wzorowych zasad i nakazów, wzorowo nie zadają pytań i wierzą w to wszystko, co nakazuje im się wierzyć. Najlepsza niewola to ta, której nie widać.

 

Wzorowy obywatel ma perfekcyjnie ułożony plan dnia – poranny rytuał, droga do pracy, praca, a po niej kapcie, żarcie i albo telewizja albo Internet i youtube oraz gry. Ewentualnie to i to. Brak tu miejsca na pasje, cele, pytania i wątpliwości.

 

Dzień po dniu w głąb dna wzorowego obywatela gna kłamstwo, syf i wszelka radosna twórczość inżynierów ludzkich dusz. Wzorowy obywatel śmieje się, gdy powinien się śmiać, oburza się, gdy jest to przewidziane a i myśli wtedy, kiedy mu to przypisano, czyli praktycznie nigdy.

 

Zamiast własnych myśli i ocen wzorowy obywatel powtarza pełne euforii, oburzenia lub histerii slogany zasłyszane lub przeczytane w mediach.

 

Wzorowy obywatel wie dobrze, jak zachować się w obliczu pandemii, krachu na giełdzie lub innego, zupełnie niespodziewanego wydarzenia. Zakuł bowiem na pamięć wszystkie przykazania od pana ekonomisty, wirusologa i dietetyka.

 

Wzorowy obywatel idzie z nurtem czasu i każdy nowy lek, suplement, dieta i modny pokarm natychmiast lądują w jego menu. No co, przecież gdyby były nie dobre, to by ich nie reklamowano.

 

Wzorowy obywatel uwielbia spacery. Pod okiem wszędobylskiego monitoringu, w asyście kamer, ajfonów, namierzania, geolokalizacji i identyfikacji twarzy wedle najnowszych algorytmów. W końcu nie wiadomo, gdzie i kiedy uderzą terroryści lub ekstremiści.

 

Ten sam wzorowy obywatel nie potrzebuje miejsc do spoczynku podczas spaceru. Jakikolwiek relaks nie jest dla niego, jemu pisany jest los ciężko zapieprzającego korposzczura, by słupki w tabelkach były odpowiednio wysokie.

 

W końcu każdy wzorowy obywatel wznosi modły do świętego PKG, błogosławionej inflacji i obserwuje kurs franka niczym mecz reprezentacji w 90 minucie.

 

Co ważne – wzorowy obywatel prowadzi wzorowe profile w kanałach social media. Bez namysłu chwali się tym, czym należy się pochwalić, prezentuje wszystkie informacje na swój temat, tym samym pozwala specom od marketingu i inżynierii dusz swobodnie manipulować sobą i swoim życiem.

 

Wzorowy obywatel ma świadomość, że jego wolność zagrożona jest przez wielu groźnych wrogów, stąd bez wahania pozwala by system ograniczał mu tą wolność, celem jej ochrony. To w końcu logiczne.

 

Wszędobylski monitoring, śledzenie telefonów przez służby, chipy, zapisywanie lokalizacji i bilingów, etc. … Wzorowy obywatel wie, że to dla jego dobra.

 

Wzorowy obywatel nie musi się bać. Rząd, państwo, międzynarodowe organizacje dbają o jego zdrowie i bezpieczeństwo. Wszystko w porządku.

 

Kolejne regulacje zakazujące tego, co do tej pory było normalne to właśnie walka o naszą wolność, jak również równość i sprawiedliwość.

 

Z jednej strony szczepionki, leki, ampułki, magiczne odżywki i suplementy, bez których wzorowy obywatel nie wyobraża już sobie życia, z drugiej reglamentacja i pełna kontrola nad od dawna znanymi naturalnymi składnikami, przyprawami i środkami medycznymi.

 

Wzorowy obywatel wie, że pozarządowe organizacje zawsze mówią prawdę, nawet jeśli finansuje je lokalny samorząd, a każde słowo eksperta z ich kręgu jest niczym objawienie.

 

To w naszym imieniu rządy zaciągają dług, wzorowy obywatel więc nie narzeka, gdy spłacać musi te kredyty.

 

Żyjemy w dobie permanentnego i pełzającego kryzysu. Ekonomia, polityka, środowisko, demokracja – wszystko się sypie. Wzorowy obywatel jest więc wdzięczny, że rządzący pomagają mu przetrwać w tych ciężkich czasach, a koszt jest przecież niewielki.

 

Wzorowy obywatel nauczył się w szkole, domu, na osiedlu i w pracy, że większość ma zawsze rację i nie może się mylić. Dlatego też nie wychyla się, nie stawia żądań, nie zadaje głupich pytań i nie krytykuje woli ludu. Przecież za nią na pewno nie stoi nikt więcej, niż samo społeczeństwo.

 

Na ulicach czai się tyle zagrożeń, zwłaszcza wszędobylskich zagrożeń medycznych w rodzaju pandemii. Stąd wzorowy obywatel lękliwie pozostaje w domowym zaciszu, nie utrzymuje groźnych relacji z innymi ludźmi, nie rozmawia z nimi, nie odbiera domofonu i telefonu. Tak jest lepiej i bezpieczniej.

 

Na szczęście jak już wiemy na wszystko są leki  medykamenty. Na ból głowy, na bezsenność, na stres, na problemy, na zbyt daleko idącą ciekawość. Wzorowy obywatel posiada wzorowo wyposażoną apteczkę na dosłownie każdą okazję.

 

Wzorowy obywatel wie, że podnoszenie możliwości inwigilacji dla policji i innych służb służy wyłącznie jego bezpieczeństwu.

 

Wzorowy obywatel żyje często na wzorowym, zamkniętym osiedlu pełnym kamer, krat, płotów, alarmów i ochroniarzy. Na zewnątrz bowiem mieszkają inni ludzie, których należy się bać i nienawidzić.

 

Wzorowy obywatel bez zajęknięcia pozwala, by definiowali go inni, by określała go moda i to, co aktualnie popularne. Wzorowy obywatel przyjmuje aktualnie puszcza muzy, filmy, lansowane w mediach książki i poglądy i nie pozwala sobie na myślozbrodnię indywidualnego gustu i punktu widzenia.

 

 

 

Wzorowy obywatel ma na kalendarzu przez całe swoje życie rok 1984.

 

Jesteś wzorowym obywatelem?

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

środa, 07 wrzesień 2022 01:56

Krzysztof Zaborek - O emocjach

Rozważaniom i dyskusjom na temat emocji potrafią towarzyszyć emocje. Niekiedy bardzo silne. Jest to o tyle zrozumiałe, jeśli idąc za radą Arystotelesa, spróbujemy zgłębić w jaki sposób każda emocyjka powstaje. Weźmy taki gniew. Według św. Tomasza z Akwinu gniew powstaje, jeśli dana osoba konfrontuje się (realnie lub w myślach) z czymś co uznaje za złe i nie może tego w żaden sposób uniknąć. Dlaczego zatem postulując większy nacisk na rozum i wolę możemy natrafić na gniewną reakcję? Wydaje się, że dlatego, iż osoba owładnięta niemalże furią widzi w tym co mówimy lub piszemy coś złego. Postaram się pokrótce spróbować przeanalizować to zjawisko.

 

            Każda osoba do czegoś dąży i czegoś unika, a więc coś uznaje za dobre, a inne rzeczy za złe. Z tego pozornie banalnego zdania wynikają donośne wnioski (jak zresztą z wielu innych „banałów”, z których wyciąga się konsekwencje). Weźmy dla przykładu model osoby, która wychowywała się w duchu kształcenia charakteru, kreowania i wzmacniania swoich cnót. Do czego ta osoba dąży? I tu można podać kolejny slogan – dąży do Prawdy, Dobra i Piękna. Zatem uznaje za dobro Prawdę, Piękno i… Dobro! Tylko dążąc do poznania rzeczywistości takiej jaką ona jest naprawdę i kierowania się moralnością można osiągnąć szczęście, do którego dąży każdy człowiek. Jednak idąc dalej wchodzimy już na ścieżki filozofii Boga, a następnie teologii, gdyż można zauważyć, że Dobro, Prawda i Piękno są tylko w Bogu, a wszystko inne może mieć te przymioty tylko i jedynie, jeśli od Boga jakoś pochodzi. Co więcej skoro Bóg wszystko stworzył, to wszystko ma te przymioty, a wszelkie zło wynika z nieporządku i przewrotnej woli ludzi i aniołów. Zatem ostatnim i jedynym źródłem i gwarantem triady Dobra, Prawdy i Piękna, a więc i samego szczęścia, jest sam Bóg. Wychowanie, nazwijmy je, „klasyczne” będzie zatem dążyć do tego, aby to co nas prowadzi do Boga było uważane za dobre, a to co od Niego oddala za złe. Tutaj pojawia się również kwestia emocji. Jeśli faktycznie uznaję Boga za dobro, to będę odczuwał nadzieję ilekroć będę widział szansę zbliżenia się do Stwórcy, smutek, o ile odczuwać będę, że się oddalam, jak i radość, gdy będę odczuwał Bożą bliskość. Z drugiej strony traktowanie Boga poważnie powinno wzbudzać we mnie odwagę, jeśli będę konfrontował się ze złem, strach, jeśli nie będę czuł się na siłach, aby je pokonać oraz smutek, gdy uczynię coś złego i zacznę odczuwać skruchę. Podobnie pojawi się gniew, jeśli ktoś przy mnie będzie czynił niesprawiedliwość. Emocje wydają się zatem potężnym narzędziem, które może nam pomóc. Czy jednak są ostateczną instancją?

 

            Człowiek jest istotą rozumną. Cecha „rozumności” jest tym co odróżnia nas od zwierząt. Dzięki rozumności możemy oderwać się w myśleniu od materii i ujmować pojęcia abstrakcyjne, intelektualne. Co więcej do domeny rozumności należy również wolna wola, która wprawdzie poddana jest naciskom zmysłów, ale jednak może wybierać nawet wbrew nim. Kształtowanie charakteru nie jest jednak drogą biczownika (z całym szacunkiem dla biczowników), który będzie się biczował dla samego biczowania, ale ma na celu, aby emocje szły za rozumem. Sztuką jest wytrenować rozum i wolę, aby zawsze dążyć, z pomocą Łaski Bożej, do Prawdy i Dobra. Dobrze wychowane emocje zaczynają człowiekowi pomagać w jego drodze do de facto świętości. Wyćwiczona wola pozwala na zachowanie umiaru między nadmiarem i niedomiarem, który może się objawiać e.g. brawurą (gdy człowiek nierozumnie poddaje się odwadze) lub tchórzostwem (gdy człowiek nierozumnie poddaje się strachowi). Cnotą jest w tym przypadku męstwo, czyli umiejętność stawania do walki, gdy trzeba walczyć, a więc bez brawury i tchórzostwa.

 

            Spróbujmy sobie jednak wyobrazić dwa zwyrodnienia związane z traktowaniem emocji. Pierwszą z nich jest uznanie emocji za ostateczną instancję. Takie podejście zbliża człowieka do zwierzęcia, ale znacznie groźniejszego, gdyż swoje rozum i wolę (których nie może jako człowiek przestać używać) wykorzystuje do spraw godnych zwierzęcia. Według teorii motywacji Kosseckiego motywacjami wspólnymi ludzi i zwierząt są wszelkiej maści przyjemności, władza (pozycja w stadzie) i pozycja własnego stada wśród innych stad. Jednak rozumność może doprowadzić taką osobę do dążenia do nieco wyższych motywacji jakimi są dążenie do zysku i ślepe przestrzeganie prawa i procedur, czyli bycie służbistą. Oczywiście te motywacje (nazywane przez Kosseckiego energomaterialnymi) mogą występować w pewnym natężeniu u każdej, nawet świętej osoby, ale nigdy nie powinny dominować lub być celem same w sobie. Co więcej wydaje się, że stan, w którym osoba porusza się po najniższych, możliwych motywacjach, jest trudny do zmiany (o ile w ogóle takowa jest możliwa), gdyż pojęcie „Prawdy” może być zastąpione przez odczucie prawdy lub słuszności. Można dyskutować nad tym czy byt jest lub niebytu nie ma, ale nie można dyskutować z tym, że ktoś czuje, że coś jest słuszne. Jeśli tak czuje, to znaczy, że tak czuje. Problemem jest, jeśli na tym odczuciu, na tej emocji się zatrzymuje. Mogliśmy widzieć „ruchawkę poczucia słuszności” podczas spędów feministycznej czerni dwa lata temu. Czy te osoby czuły, że robią słusznie? Zapewne tak. Czy miały rację? Zdecydowanie nie. Jednak, aby do tego dojść trzeba korzystać z rozumu do zagadnień typowo ludzkich, a więc mamy błędne koło. Tłumaczenie takiej osobie, że rzeczy mają się inaczej i to co czujemy nie zawsze może odpowiadać rzeczywistości może skończyć się wybuchem gniewu, gdyż dana osoba poczuje, że chcemy jej odebrać coś co jest dla niej ostateczną wyrocznią. Co więcej podobne zjawisko może dotykać również Kościoła. Św. Pius X w swojej encyklice Pastendi opisywał modernistę jako tego, dla którego ostateczną instancją i punktem wyjścia są… uczucia religijne. Według modernisty Kościół powinien się dostosowywać do uczuć religijnych kolektywu wierzących. Czuję, że coś jest prawdziwe, więc tak powinien nauczać Kościół. Być może jest to jeden z powodów zarazy pacyfizmu w Świętym Kościele Katolickim. Wojna jest niszczycielskim żywiołem, więc trudno, aby zaprogramowany w nurcie współczesności młody człowiek chciał się do niej przygotowywać. Z drugiej strony warto przytoczyć również myśl o. Bocheńskiego, który twierdził, że wojna jest jednocześnie rzeczą wielką, gdyż tylko w tak nieprzychylnych warunkach mogą się kształtować i ujawnić najszlachetniejsze charaktery. Przykładem tu mogą być św. o. Maksymilian, Mosdorf, Kasznica lub Pilecki.

 

            Może zatem warto zrezygnować z emocji skoro mogą prowadzić do tak katastrofalnych skutków? To jest właśnie drugie zwyrodnienie w myśleniu o emocjach. Bardzo przypomina myślenie rodem ze wschodniej duchowości. Cierpienie bierze się z chcenia czegoś? Zatem przestańmy chcieć czegokolwiek! Wydaje się, że tak też wygląda nirwana – jako rozpłynięcie się w jakiejś tajemniczej transcendencji. Ideał dalekowschodni, to człowiek, który nic nie chce. Ideał katolika, to chcieć wszystkiego – Boga. Katolik dąży do pełnego, wiecznego szczęścia, buddyjski mnich do rozpłynięcia się… no właśnie… w pustce? We wszystkim? W kontekście emocji niekiedy tak jest interpretowana stoicka apatheia – jako wyzbycie się emocji. Emocje są integralną częścią człowieka i wyzbycie się ich byłoby de facto okaleczeniem samego siebie. Zresztą emocje należą do istotnych elementów życia Narodu. Dla przykładu według Wolniewicza i Musiała o należeniu do pewnej wspólnoty decyduje jak dużo „sił przyciągania” (związanych z odczuwaniem sympatii i życzliwości) wiąże nas z członkami tej wspólnoty, a ile sił odpycha. Na podstawie powyższych rozważań można dodać, że siły te mogą mieć naturę zarówno emocjonalną (zmysłową), jak i intelektualną (wola i rozum). Zatem jak wzmacniać Naród? Rozwiązaniami są formacja intelektualna, kształtowanie cnót, ale również pielęgnowanie emocji związanych z Narodem (a więc jego konkretnymi członkami) i tym co go otacza. Prawdopodobnie nasi przeciwnicy o tym wiedzą i starają się uprawiać pewną politykę wstydu, aby relacje w Narodzie systematycznie osłabiać. Inaczej trudno by było zrozumieć upór w swoim działaniu niektórych środowisk.

 

            Podsumowując, ani nieuznanie emocji za ostateczną instancję nie jest rozwiązaniem, ani próba ich wykorzenienia z ludzkiej natury. W pierwszym przypadku mamy do czynienia z osobą, którą łatwo manipulować, gdyż można wiedzieć o niej niewiele, zaledwie ogólniki i już można przygotować taki zestaw bodźców, aby dana osoba nawet wyszła na ulicę i wzięła udział w rozruchach. Dlaczego? Bo tak akurat czuła. Bez odpowiedniego wykorzystania rozumu i woli wystawiamy się na sterowanie rodem z wczesnych podręczników do behawioryzmu lub tresury. Wystarczy odpowiedni bodziec, aby wywołać odpowiednią reakcję. I nic więcej. Z kolei ideowcy kierujący się zasadami moralnymi i poszukujący Prawdy są w większej mierze samosterowni, mogą działać wbrew tłumowi i tendencjom, które aktualnie panują w społeczeństwie. Jednak nawet największy tytan nie poradzi sobie bez wsparcia innych. Jesteśmy niezależnie od wszystkiego istotami stadnymi. Z drugiej strony wyzbycie się emocji jest niemożliwe. Zresztą nawet jakby było, to wydaje się, że wyjście z niektórych, beznadziejnych po ludzku położeń może zapewnić tylko odpowiednia doza ocierającej się o brawurę i szaleństwo odwagi oświeconej wiarą.

 

Warto na zakończenie przytoczyć fragment doskonałego utworu Jacka Kowalskiego „Dysputa poważna pomiędzy Ojcem z Zakonu Kaznodziejskiego a braciszkiem od Braci Mniejszych”:

 

„Odrzekł do franciszkanina

Nasz dominikanin: Przecie!

Poryw serca to nie kpina;

Uczą tak w zakonie i na Uniwersytecie.

Lecz kiedy się zdarza chwilka,

Przyjm refleksji te dwa słówka,

Że kto mózgu nie wysila,

Ten wyrasta na debila,

Albo i półgłówka.”

 

A.M.D.G.

Niektórzy ludzie przechodzą do historii i żyją w masowej świadomości, mimo, że w życiu osiągnęli niewiele. Inni, chociaż prowadzą życie niezmiernie intensywne i dokonują wielkich czynów, giną w mrokach niepamięci. Mieczysław Paluch zdecydowanie należał do tej drugiej grupy, człowiek o olbrzymich zasługach, którego nazwisko znają jedynie osoby zainteresowane tematyką Powstania Wielkopolskiego i II Powstania Śląskiego.

 

Mieczysław Paluch urodził się 10 grudnia 1888 roku w Trzemżalu koło Trzemeszna w rodzinie chłopskiej, miał dziesięcioro rodzeństwa. Jako uczeń progimnazjum w Trzemesznie związał się z Towarzystwem Tomasza Zana, do którego należeli również inni dowódcy Powstania Wielkopolskiego - Stanisław Taczak, Wiktor Pniewski, Paweł Cyms, Zygmunt Kittel, Antoni Szymański czy Bohdan Hulewicz. Oprócz nich tak wybitne postacie jak Kazimierz Glabisz, Wojciech Trąmpczyński, Heliodor Święcicki, abp Walenty Dymek, Cyryl Ratajski, bł. bp Michał Kozal, Jarogniew Drwęski, Zofia Sokolnicka, Mieczysław Estkowski, Marian Seyda czy Adam Rose… Długo można by wymieniać członków tajnej organizacji uczniów gimnazjów! Była to prawdziwa kuźnia elit, której członkowie wywalczyli wolność Wielkopolski, a następnie budowali duchową i intelektualną siłę regionu, wśród nich byli społecznicy, politycy, samorządowcy, lekarze, biskupi, księża, naukowcy, oficerowie… Naukę kontynuował w gimnazjum w Gnieźnie, relegowany ze szkoły za działalność patriotyczną, przygotowywał się do matury jako ekstern w Wągrowcu, a zdał ją w Międzyrzeczu. Zaczął studia w berlińskiej szkole handlowej, ale upomniało się o niego wojsko. Służył w niemieckiej artylerii na froncie zachodnim, w 1916 został awansowany do stopnia podporucznika. Prowadził bardzo aktywną agitację narodową wśród żołnierzy-Polaków, pokazując swoje talenty trybuna ludowego. W 1918 roku zdezerterował i przyjechał do Poznania, chcąc zatrudnić się w zakładach Cegielskiego. W stolicy Wielkopolski spotkał przyjaciela z lat szkolnych, Bohdana Hulewicza, który wciągnął go do konspiracji.

 

Jesienią 1918 roku tworzone były w Wielkopolsce  dwie formacje, które miały odegrać dużą rolę w przyszłym Powstaniu -  Straż Ludowa i Służba Straży i Bezpieczeństwa. Ta pierwsza pod komendą Juliana Bolesława Langego, byłą podporządkowana polskiej Naczelnej Radzie Ludowej, należeli do niej głównie powracający z frontu żołnierze, działacze Sokoła, bractw strzeleckich i starsi skauci.  Nie były to jednak jednostki o większej wartości wojskowej, sprawdzały się za to przy pełnieniu służby porządkowej i policyjnej –w czasie obrad polskiego Sejmu Dzielnicowego, czy powitania w Poznaniu Ignacego Jana Paderewskiego. Historia SSiB była o wiele ciekawsza, tworzono ją poszczególnych garnizonach od listopada, na polecenie pruskiego ministra wojny. Zadaniem SSIB było podtrzymanie dyscypliny wśród wojska i pilnowanie porządku. Według założeń służyć mieli w niej Niemcy, jednak w Wielkopolsce została zdominowana przez Polaków. Inicjatywa tworzenia jej wyszła w regionie od Rady Robotniczo-Żołnierskiej.

 

Trzynastego listopada 1918 roku, wspólnie z Hulewiczem kierował zamachem na ratusz, podczas którego, opanowali Komitet Wykonawczy Rady Żołnierzy, dotychczas składający się z Niemców. Zbrojnie wymuszono wprowadzenie do tego organu czterech Polaków – Palucha, Hulewicza, Henryka Śniegockiego i Zygmunta Wizę. Od tej pory Radą Żołnierzy kierował Bohdan Hulewicz, Paluch został pełnomocnikiem Komitetu Wykonawczego RRiŻ przy dowództwie V Korpusu Armijnego. Zachęcano ludność polską  do wstępowania w szeregi SSiB, zniechęcano Niemców, dodatkowo dbano, aby Polaków o niemiecko brzmiących nazwiskach wpisywać na listy jako Niemców, w ten sposób, na papierze wszystko się zgadzało.

 

Wkrótce doszło do szeregu brawurowych i ryzykownych akcji POW w mieście, do których należały nieudane próby opanowania Fortu IX (15 listopada) i baraków wojskowych za Bramą Dębińską (3 dni później). Powodzeniem zakończyły się wykradzenie 80 kilogramów akt z Komendy V Korpusu Armijnego, , udaremniono wywóz złota z poznańskiej filii Banku Rzeszy, zajęto baraki  ze sprzętem wojskowym na ówczesnej ulicy Rycerskiej (dziś Ratajczaka),  odwach przy Młyńskiej czy Urząd Umundurowania na Jeżycach.

 

Bezpośrednio przed 27 grudnia Grupa Palucha (konspiratorzy skupieni wokół Mieczysława Palucha, Bohdana Hulewicza i Władysława Zakrzewskiego) przejawiała bardzo dużą aktywność. W szeregach dziewięciu kompanii SSiB z Poznaniu służyło około 750 ludzi, w większości Polaków, SL liczyła w mieście około 5800 ludzi, jednak nieskoszarowanych, a tylko połowa z nich posiadała broń. 26 grudnia przybył do Poznania niemiecki 6 pułk grenadierów. Przyjazd Paderewskiego dodatkowo zwiększył narastające od dawna napięcia między Polakami, a Niemcami.

 

Dwudziestego siódmego grudnia odbył się wielki pochód ludności niemieckiej, który trudno nazwać pokojowym, zdemolowano siedzibę Komisariatu NRL, Bank Związku Spółek Zarobkowych i kilka innych lokali. Wśród Polaków pojawiły się hasła o potrzebie obrony Paderewskiego. Jednostki SL i SSiB zostały postawione w stan gotowości. Nie wiadomo kto tego dnia strzelił jako pierwszy. Pewne jest, że oddziały polskie zaczęły ściągać w stronę Bazaru. Pierwszym poległym był podoficer SSiB Franciszek Ratajczak, poległy pod gmachem prezydium policji.

 

Pierwsze chwile Powstania to chaos, zaskoczeni byli zarówno Polacy jak i Niemcy. Jednak żołnierze SSiB byli przygotowani do działania (według relacji W. Zakrzewskiego istniały plany opanowania konkretnych budynków) i do dnia następnego większość miasta była już w polskich rękach. Olbrzymia w tym zasługa Palucha i umiejętności dowódczych Palucha i determinacji jego grupy. Wieczorem 28 grudnia odbyła się w Bazarze konferencja z udziałem Korfantego, Cz. Meissnera, C. Rydlewskiego oraz dążących do eskalacji walk Hulewicza, Palucha i R. Wilkanowicza. Politycy zrozumieli, że stracili panowanie nad wydarzeniami. Planowano ściągnięcia do miasta oficera z zewnątrz, od połowy grudnia rozważano gen. Eugeniusza de Henning-Michaelisa, jednak pertraktacje z warszawskim sztabem się przeciągały. Wobec tego dowodzenie zaproponowano przebywa     jącemu w wizycie u brata kapitanowi Taczakowi, warunkiem była tymczasowość misji w oczekiwaniu na przyjazd oficera starszego stopniem. Powstał Sztab w hotelu Royal na św. Marcinie, który zastąpił spontaniczny sztab Palucha przy ulicy Zwierzynieckiej 5. Od tej pory nasz bohater był formalnie tylko dowódcą kompanii SSiB. Co ciekawe cały czas w mieście działały telefony, a władze polskie unikały określenia „powstanie”.

 

Ostatnim punktem niemieckiego oporu w Poznaniu było lotnisko na Ławicy, tam niemiecka załoga nie zamierzała się poddawać i groziła zbombardowaniem miasta. Decyzję o zdobyciu lotniska podjął w nocy 4/5 stycznia Paluch, we współpracy z służącym tam sierżantem Wiktorem Pniewskim. Poparł ją Taczak. Atak na lotnisko okazał się wielkim sukcesem i stał się w powszechnej świadomości jednym z symboli Powstania.

 

Czwartego stycznia Paluch został pozbawiony dowództwa nad SSiB i skierowany do tworzenia powstańczej artylerii. Była to kara za niechęć do podporządkowania Straży polsko-niemieckiej komendzie miasta i propozycję wypowiedzenia Niemcom „małej wojny”. Nie był to ostatni raz, kiedy charakter Palucha przysporzył mu problemów, mianowany dowódcą 8 Pułku Strzelców Wielkopolskich, bardzo szybko został z tego stanowiska odwołany z powodu konfliktu z przełożonym. I to mimo opinii gen Odyńca -

„Wykształcony, zdolny, towarzyski. Bardzo energiczny. Dobrze obeznany ze służbą wojskową. Dobry organizator. Z zamiłowaniem i umiejętnie pracuje nad wyszkoleniem żołnierzy i oficerów i takiejże pracy wymaga od podległych mu oficerów. Jako dowódca pułku jest bardzo odpowiedni. Korpus oficerski prowadzić umie. Trochę może za ostry z oficerami przed frontem (oddziałów)”.

 

Ale wróćmy do Powstania - ósmego stycznia został szefem sztabu oddziałów ppłk Grudzielskiego, pełnił tę funkcję podczas walk o  odzyskanie Szubina, a następnie o Kcynię, przyczyniając się do utrzymania linii Noteci. Dzięki działaniom Palucha Niemcy nie mogli wykonać z manewru okrążającego Poznań od północy  i wschodu. Włodzimierz Kowalski, dowódca powstańców z Wągrowca tak pisał „U pułkownika zameldował się w pierwszych dniach stycznia 1919 r. podporucznik Mieczysław Paluch. Wspaniały to był żołnierz (…) nie mogący znaleźć wspólnego języka z ówczesnym decydującym czynnikiem wojskowo-politycznym, a przede wszystkim z majorem Taczakiem. Paluch chciał się bić, a Poznań myślał o obronie. Bił się Grudzielski, do niego poszedł Paluch. Od razu ocenił pułkownik wartości Palucha i mianował go swoim szefem sztabu. Już pod Szubinem poznaliśmy męstwo Palucha, jego szybką orientację na polu walki i silną wolę”

 

Mieczysław Paluch walczył również o polskość Śląska, gdzie został skierowany na wniosek Wojciecha Korfantego,  2 marca 1920 roku, objął kierownictwo Wydziału Aprowizacyjnego Polskiego Komitetu Plebiscytowego i nawiązał kontakty z lokalną POW, dzieląc się doświadczeniami z Powstania Wielkopolskiego. W nocy 19/20 sierpnia wybuchło II Powstanie Śląskie, którego dowództwo powierzono kapitanowi Paluchowi. Następnie objął kierownictwo Centrali Wychowania Fizycznego, podporządkowanej Polskiemu Komisariatowi Plebiscytowemu. CWF formalnie zajmowała się promocją zdrowego stylu życia i upowszechnieniem sportu, w rzeczywistości była jednak przykrywką Dwójki. Do zadań CWF należała ochrona polskich wieców i placówek plebiscytowych. Centrala zmieniła dotychczasowe oddziały partyzanckie na wzór regularnej armii. Z CWF wycofał się z powodu intryg, ale dalej działał przy plebiscycie.

 

Przedwojenna Wielkopolska jest kojarzona z endecją, jednak Mieczysław Paluch już w 1926 roku zdecydowanie opowiedział się po stronie Sanacji.  W 1930 roku został mianowany prezesem BBWR w województwie poznańskim.

 

Bohater walk o polskość Wielkopolski i Śląska, major rezerwy artylerii nie dostał przydziału w czasie II wojny światowej.  Zesłany przez generała Sikorskiego na szkocką wyspę Bute, zwaną Wyspą Wężów, gdzie trafiali oficerowie oskarżani o zbytnią sanacyjność, zmarł 18 lipca 1942.

 

Mieczysław Paluch jest dzisiaj praktycznie zapomniany, nawet w Poznaniu jest patronem jedynie malutkiej jednokierunkowej uliczki na Ławicy. Człowiek o ogromnych zasługach dla Polski, a zwłaszcza Wielkopolski i Śląska, nie doczekał się należytego upamiętnienia, niedoceniony za życia, zapomniany po śmierci. A przecież bez niego Wielkopolska mogłaby pozostać pod niemieckim butem. Dużą rolę odegrał tutaj awanturniczy charakter Powstańca, który nie umiał się podporządkować przełożonym.

 

Maksymilian Ratajski

 

Bibliografia

Marek Rezler Powstanie Wielkopolskie 1918-1919. Dom Wydawniczy Rebis Poznań 2008

https://www.poznan.pl/stulecie/powstanie/hi_biografie/biografie_paluch.html

http://www.o-nauce.pl/?p=1841

https://trzemeszno.pl/mieczyslaw-paluch.html

https://pw.ipn.gov.pl/pwi/form/r54767944,PALUCH-MIECZYSLAW.html

https://powstanie.szubin.net/biografie/s/220

Włodzimierz Kowalski, Wspomnienia dowódcy wągrowieckiego oddziału powstańczego [w:] Wspomnienia Powstańców Wielkopolskich, Poznań 1973, s. 151).

 

 

Od jakiś dwóch lat odnoszę wrażenie, że i w Polsce zaczynamy żyć w czasach post-prawdy. Sytuacja nie napawa optymizmem, kiedy przeczytamy nawet ciocię wiki na ten temat. Post-prawda to „(…) sytuacja, w której fakty są mniej istotne w kształtowaniu opinii publicznej niż odwołania do emocji i osobistych przekonań”.


Dzisiejsza cyber-sfera to bomba informacyjna. Prawda miesza się z fałszem. Nie liczy się informacja sama w sobie. Na dobrą sprawę, czy jest ona prawdziwa, zgodna z faktami, rzeczywistością, czy też nie, to jest mało istotne. Liczy się to, aby bardziej pobudzić do działania, wzbudzić emocje i zakodować w mózgu odbiorcy. Teraz już rozumiesz, czemu fonofilia zbiera żniwo, jako uzależnienie sprzężone z social-mediami? Albo inaczej, rozumiesz współczesny wysyp fake newsów na jakiś temat?

 

Światem rządzi dzisiaj nie tylko pieniądz, czy to w postaci gotówki, czy cyferek na koncie. Narzędziem władzy dzisiaj stała się informacja. Za postępem idą ludzie. Chcą się pokazać w Internecie. Głównie jest to ściek w postaci głupich zachowań uwiecznionym na ruchomym obrazie. Z drugiej strony ma to też dobre strony. Przykładem niech będzie ukazywanie ciekawych przepisów kulinarnych w postaci rolek wideo. Nie zmienia to faktu, że nastały czasy, w których nasza wolność została sprzedana w imię postępu. Naprawdę, szary obywatel sprzedał swoją prywatność dla jakiegoś bliżej nieokreślonego, ale masowego, „social-reality-show"?

 

Post-prawda dotknęła świat zachodni już wcześniej. Na teren Europy środkowo-wschodniej dochodzi na dobrą sprawę dopiero teraz. W ramach demoliberalnego systemu i integracji europejskiej pojawiła się na naszych oczach rzeczywistość oparta na założeniach definicji post-prawdy. Media skłócają naród. Tworzą już nie „obozy polityczne”, a „obozy myślowe”. Wzbudzają niepotrzebne emocje. Post-prawda programuje obywateli do tego, aby nas skłócać i tworzyć coraz większą polaryzację światopoglądową w zbiorowości. Tylko po co? W jakim celu? Ktoś się nad tym zastanawia? Czy tak ma wyglądać postęp ludzkości, która wchodzi powoli w zarys fikcji naukowej jaką jest podgatunek w postaci „cyber-punk”?

 

A może to jest też tak, że „Arystokracja Tej Planety” szykuje nam świat, w którym coraz bardziej będzie trzeba kontrolować masy i spróbować „wyciąć gen wolności” w inny sposób? Pozbywać się oponentów, nie za pomocą rozstrzeliwań, obozów koncentracyjnych, czy strzałem w tył głowy?

Sposobem kontroli pozostaje dzisiaj na pewno uprzedmiotowienie jednostki, która ma stać się konsumentem, czyli jednocześnie produktem? Seksualizacja, na bazie której popędy płciowe będą i są już kontrolowane? Za tym po cichu niezauważenie idzie zminimalizowanie posiadanego potomstwa. Wystarczy dla przykładu tylko promować „aborcję na życzenie”, jako coś „dobrego dla świata”. Nie wiem, zapewne już ktoś by mógł stwierdzić, że wierzę i tworzę „teorie spiskowe”, jednak to wyprostuje na koniec tego akapitu. Na dobrą sprawę to filozoficzne pytania, bez odpowiedzi, typu „co przyniesie jutro”. Oprócz tego, powyższe pytania to wynik wnikliwej obserwacji, jak szybko poszedł postęp przez ostatnie dwa lata w czasie pandemii, którą wyłączył Putin inwazją na Ukrainę. Obecna rzeczywistość z jednej strony mnie zadziwia . Z drugiej strony mnie przeraża.

 

Innymi elementami życia w rzeczywistości, gdzie rządzi post-prawda jest reklama i marketing oraz rozwój tych wspomnianych dwóch rzeczy. Jeśli tak ma wyglądać „postęp”, to tylko ułudnie człowiek się jemu podporządkowuje. Człowiek zawsze kontrolował narzędzia, maszyny, a teraz nagle ma być na odwrót? Ludzie stają się konsumentami w wielkiej machinie korporacyjnej. Wykorzystuje się podprogowe działania z pogranicza socjologii i psychologii w osiągnięciu tego celu. Każdy produkt we współczesnej reklamie jest przedstawiony tak, aby był potrzebny dla Ciebie i żebyś go jak najszybciej posiadał. Kupuj tu i teraz, nie jutro. Masz to mieć. Marketing to forma „społeczno-psychologicznej broni”? W celu naszego wtórnego zniewolenia i uzależnienia? Za pomocą niewidocznej manipulacji wpływania na konsumenta? Naprawdę, czy nasz współczesny świat musi tak wyglądać według zasady: „jeśli ci się zepsuło to nie naprawiaj tego, najlepiej wyrzuć i kup nowe?” Nomen omen, nie tyczy się to tylko kupna produktów. Powoli ten model przechodzi na relacje międzyludzkie?

 

Kiedyś w Europie środkowo-wschodniej próbowano zbudować „idealnego obywatela” w postaci „homo-sovieticus”. Plan nie wypalił, żelazna kurtyna padła. Historia lubi się powtarzać i dzisiaj znowu próbuje się przemycić pewne paradygmaty na grunt zbiorowości ludzkiej aby uformować „idealnego obywatela”. Użyje tu neologizmu w celu jego określenia: „homo-consumptor”.

 

To tyle w kwestii naszej rzeczywistości i samego zjawiska post-prawdy, bo za post-prawdą idzie inne, nowe. Wizja fikcji naukowej, jakim jest podgatunek o wspólnej nazwie „cyber-punk”. Aktualnie tworzy się na naszych oczach, a post-prawda jest jego elementem? Trudno się z tym nie zgodzić.

 

Żyjemy w czasach postępu. Komputeryzacja, cyfryzacja, automatyzacja, robotyzacja, cyborgizacja. Ostatnie jeszcze raczkuje, ale istnieją już formy nowoczesnych protez podpiętych do układu nerwowego. Nastają czasy, kiedy rozwija się przydatne stare technologie i dostosowuje się je do ludzkich możliwości. Nastają czasy, w których człowiek dostosowuje się do postępu i maszyny? Czyżby spełnienie futurystów, działających w początkach XX wieku, miało „nareszcie nadejść”?

 

Na dobrą sprawę po naszej planecie chodzą już cyborgi, czyli połączenie człowieka i maszyny, a są nimi chociażby osoby... z rozrusznikiem serca? A to dopiero początek wizji futurystycznych, które się spełniły, spełniają i będą spełniać, w najbliższym czasie. Najlepszym przykładem pozostaje rodzime podwórko. Chodzi mi dokładnie o Stanisława Lema. Przewidział on w swojej literaturze... powstanie tabletu i smartfona?

 

Z cyber-punka wychowałem się na seriach typu: „Obcy”, „Predator”, „Terminator”, „Uniwersalny Żołnierz”, „Robo-cop”, „Ghost In the Shell”, „Cyborg”, „Omega Doom”, „Tajemnice Syriusza”, czy „Matrix”. Gdy tak pomyślę o kinie z tamtych lat, to odnoszę wrażenie, iż coraz bardziej zbliżamy się do pewnych wizji ukazanych w tych filmach.  Część z nich zapewne się spełni, a część „odpadnie w selekcji postępu”, w naszej rzeczywistości.

 

Nafaszerowani wizjami niedalekiej przyszłości sami żyjemy w przyszłości, gdzie przesył informacji jest natychmiastowy. Ciekawym zjawiskiem pozostaje rozwój dronów, czy to w służbie prawa, czy w czasie działań wojennych. Dzisiaj drony policyjne latają nad osiedlem i szukają „pijących browarki po krzokach”. Obecnie drony niszczą rosyjskie kolumny pancerne na Ukrainie. Idąc dalej, nawet czasopismo Szturm jest elementem cyberpunkowej wizji z przyszłości, jako czasopismo cyfrowe nowoczesnego nacjonalizmu.

 

Cyber-sfera dzisiaj miesza się ze światem realnym i na odwrót. Ciekawe czasy, kiedy wizję przeszłości stają się powoli teraźniejszością. Nie oznacza to, że wierzę w „ponurą utopijną przyszłość”, która nas czeka w przyszłości. Mam nadzieje na lepsze czasy. Po burzy zawsze jest ład i porządek i świat niepodobny do poprzedniego... 

 

Skończmy z tym czarnowidztwem. Trzeba wykorzystywać potencjał, który drzemie w nowych technologiach. Przykładem niech będzie chociażby rozwój sztucznej inteligencji w malowaniu grafik cyfrowych. Sztuczna inteligencja za pomocą słowa mówionego może nam namalować obraz. Jeśli damy jej komendę „namaluj białego psa na zielonej trawie”, to zacznie „myśleć” i stworzy nam grafikę o takiej treści.

 

Dokładnie chodzi o projekt sztucznej inteligencji pod nazwą „Dall-e”. Co lepsze, technologia ta stoi na wyższym poziomie, niż w drugiej części Blade Runnera, kiedy to projektantka „musi majstrować przy urządzeniu”, aby stworzyć wspomnienia dla sztucznego człowieka. My już dzisiaj nie potrzebujemy „trybików do tworzenia sztucznych obrazów”. My już mamy takie narzędzia, że wpisujemy komendę a sztuczna inteligencja to rysuje. Przewiduję dla „promptowania”, czyli rysowanie grafik przez SI, świetlaną przyszłość na kolejne dekady.

 

Podsumowując, idźmy za słowami pisarza, który za życia potrafił krytycznie i literacko wyrazić swoje zdanie wobec Pani Tokarczuk, jej pisania i poglądów. Świat, który nam szykuje postęp może okazać się nam bliski, z niedawnych wizji przyszłości, z poprzednich dekad. Czasem odnoszę wrażenie, że te „uniwersa z niedalekiej przyszłości” przygotowywały pokolenia na ten nadchodzący czas. Źle rozumiany postęp, jak „walka o aborcje na życzenie”, czy walka z wyimaginowanym patriarchatem, to ta „zła strona postępu”. Podobnie jak głupie filmiki na TikToku. Medal jednak ma dwie strony, a dobrą stroną pozostają tutaj chociażby instrukcje w formie rolki wideo, za przykład niech będzie przyrządzanie posiłków. Drugim przykładem, który udało mi się znaleźć, pozostaje kwestia SI i jej rozwoju w „sztucznym malowaniu obrazów”. Zapewne niedługo wejdzie coś nowego na rynek, a to od człowieka zależy jakie będzie miał intencje. Nowe technologie to tylko narzędzia w osiąganiu celu. Od użytkownika zależy, z jaką intencją będzie patrzył na „postęp”. Ostatnie oczywiście chodzi w dobrym tego słowa znaczeniu.

 

Patryk Płokita

środa, 07 wrzesień 2022 01:32

Jan Piasecki - Walka o byt

Kiedy zaczynasz przeglądać serwisy internetowe, kiedy zaczynasz oglądać telewizję, słuchać radia czy czytać gazetę, wszystko to mówi ci- bądź nijaki. Kultura bylejakości która jest współcześnie promowana jako postęp w rzeczywistości staje się nową falą barbarzyństwa, która w człowieku ma obudzić najbardziej pierwotne, prymitywne instynkty i pragnienia. Oczywiście odbywa się to gdzieś podprogowo, aby nie wytaczać od razu ciężkich dział. Ta rewolucja trwa już wiele lat. Hedonizm, rozwiązłość, życie na pokaz, materializm, przyjemność, wszystko co ma zniszczyć i zdegenerować ducha i sumienie. Co ciekawe ostrzeżenia są kierowane także z pozycji nauki. Wielu neurologów ostrzega przed pozorną przyjemnością, którą oferują nam masowe środki przekazu oraz możny tego świata. Człowiek wychowywany w przepychu traci zdolność znoszenia bólu, czy nawet małych przeciwności. Zmiany zachodzące w naszym mózgu dopominają się ciągłych bodźców przyjemności- dopaminy. W efekcie wraz z blaskiem ekranu smartfona i przyjmowania tej antykultury, tracimy kontrolę nad sobą, otwierając drzwi do władzy innych nad nami.

 

Współcześni ludzie oduczyli się stawiać sobie cele, walczyć o marzenia oraz pokonywać bariery. Dziś wyśmiewani są nawet sportowcy, którzy rezygnują z imprez, picia alkoholu czy jedzenia śmieciowych fast foodów. Świat nie rozumie wyrzeczeń, samodoskonalenia, walki z własnymi słabościami czy ograniczeniami. Świat przestał wierzyć nie tylko w potęgę ducha, ale w indywidualne „ja”, które zostało podporządkowane masowemu i nijakiemu „my”.

 

Dlatego tak ważne jest to abyśmy każdego dnia stając na nogi, mozolnie i z trudem brnęli w tym bagnie materialistycznego pędu, który chce nas pochłonąć i zatopić. Jak sobie z tym radzić? Módlcie się, walczcie różańcem, czytajcie książki, próbujcie pisać własne teksty, wiersze, wreszcie- chodźcie na siłownie i do klubów sportów walki. Bądźmy spartanami kontrrewolucji, która na nowo odkryją kulturę, cywilizację i wiarę, przywracając jej należyty blask. Odbudujmy świątynie, które zburzono, odnajdźmy fundamenty Europy, która jest z nienawiścią niszczona przez nowe fale barbarzyńców. Odbudujmy siebie samych!

 

Anche se tutti noi no!

 

 

 

Jan Piasecki

 

środa, 07 wrzesień 2022 01:29

Tomasz Gontarz - Marszałek Piłsudski

Jednym z najczęściej rozpowszechnianych kłamstw dotyczących Marszałka Józefa Piłsudskiego jest mit, jakoby był niewierzący, a nawet wrogo nastawiony do Wiary Katolickiej.
Rozpowszechnianie tego kłamstwa to przypuszczalnie przemyślana taktyka jego hejterskich przeciwników, którzy chcą obrzydzić jego postać katolickiej większości polskiego narodu.
Fakt Józef Piłsudski przeszedł na luteranizm w 1899 roku, by móc wziąć ślub, ale już w 1916 roku będąc chorym na grypę powrócił do Wiary Katolickiej. Akt konwersji przyjął kapelan I Brygady Legionów Polskich ks. Henryk Ciepichał.
Wyrzeczenie się protestantyzmu przez Naszego Komendanta Józefa Piłsudskiego i złożenie wyznania wiary rzym.kat.
Działo się to w Karasinie na Wołyniu, pow. Kowelski, dnia 27 (dwudziestego siódmego) lutego 1916 (tysiąc dziewięćset szesnastego) roku, podczas choroby na influenzę, Nasz Komendant, Józef Piłsudski (Kmdt. I Bryg. Leg. Pol.) złożył wyznanie wiary rzym.-kat.we własnym mieszkaniu, na kwaterze, leżąc w łóżku, przede mną, niżej podpisanym kapelanem 1 p.p. I Bryg. Leg. Pol. w obecności dwóch świadków: Szefa Sztabu I Bryg. Leg. Pol. Płka Kazimierza Sosnkowskiego i por. Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Obaj świadkowie stwierdzili akt własnoręcznymi podpisami.
Komendant Józef Piłsudski urodził się w Zułowie, pow. Święciany (Litwa) d. 23/XI starego stylu, r. 1867 z ojca Józefa i matki Marii z Bilewiczów.
ks. Henryk Ciepichałł
kapelan 1p.p. I Bryg. Piłsudskiego
Karasin d. 28/II 1916 r.
Podpisani świadkowie
Ppłk Kazimierz Sosnkowski
Szef Sztabu
Por. Bolesław Wieniawa-Długoszowski
Akt spisałem na własne żądanie Komendanta nie w księdze głównej (księga czynności) 1 p.p.lecz w swoim pamiętniku, aby rzecz cała zachowała się w tajemnicy.
Ks. H.C.
Marszałek Józef Piłsudski praktycznie więc niemal całe swoje życie był katolikiem, regularnie przystępował do sakramentów, przestrzegał udziału w niedzielnej Mszy świętej i piątkowego postu.
Znana też jest ogromna cześć jaką Józef Piłsudski darzył Najświętszą Maryję Pannę.

Sam św. Maksymilian Kolbe napisał o tym artykuł w czasopiśmie "Rycerz Niepokalanej" pod tytułem „Jak Marszałek Piłsudski kochał Niepokalaną”.

Tutaj kilka cytatów św. Maksymiliana Kolbe: "A ukochał Ją (Maryję) w postaci Ostrobramskiej Maryi Panny."

O czci i wierze Józefa Piłsudskiego w Najświętszą Maryję Pannę. "Matka Boża dała Mu złamać hordy bolszewickie w dzień Swego Wniebowzięcia." O zwycięstwie Józefa Piłsudskiego w bitwie warszawskiej. "Pani Ostrobramska rzeczywiście tam króluje." O mieszkaniu Józefa Piłsudskiego. Marszałek Józef Piłsudski przyjaźnił się z wieloma hierarchami kościelnymi, a szczególnie z ks. Władysławem Korniłowiczem. Właśnie on udzielił mu absolucji w jego ostatnich chwilach. Tekst z jego wspomnień: „Zapowiedziałem, że udzielę mu rozgrzeszenia. Marszałek uniósł dłoń i spojrzał na wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej, wiszący nad łóżkiem. Po czym uczynił znak krzyża świętego. Choremu udzieliłem absolucji sakramentalnej, nałożyłem Oleje Święte i udzieliłem odpustu w godzinę śmierci”. Niezaprzeczalnym jest zatem, że Marszałek Józef Piłsudski zakończył ziemski żywot będąc katolikiem. Na zakończenie posta cytat św. Jana Pawła II z przemowy w Kielcach z 1991 roku: "Jeśli Pan Bóg mi pozwoli być jeszcze kiedyś na Wawelu, to pójdę do grobów królewskich i pójdę też do grobu Marszałka. Wtedy przyszedłem na świat, kiedy szli na Warszawę bolszewicy, kiedy dokonał się "Cud nad Wisłą", a jego narzędziem, narzędziem tego "Cudu nad Wisłą: w znaczeniu militarnym był niewątpliwie Marszałek Piłsudski i cała polska armia. Raduję się, iż w suwerennej Polsce na nowo nabierają blasku i właściwego znaczenia patriotyczne idee, związane z obroną Ojczyzny, z Marszałkiem Józefem Piłsudskim." Kłamstwo o jego wrogości względem katolicyzmu niestety często rozpowszechniają środowiska para-patriotyczne i podające się za katolickie. Rozpowszechniając takie brednie o Marszałku chyba wyraźnie uważają się za mądrzejszych od samych Świętych Kościoła Katolickiego.

 

 Tomasz Gontarz 

 

środa, 07 wrzesień 2022 01:28

Tomasz Gontarz - Generał Rozwadowski

Środowiska endeckie i neo-endeckie słyną z zamiłowania do absurdalnych teorii spiskowych. Dotyczą one przede wszystkim Żydów, masonów, rządów sanacji i postaci samego Marszałka Józefa Piłsudskiego.

Jednymi z najbardziej niedorzecznych są dwie pseudo-hipotezy, dotyczące rzekomego otrucia gen. Rozwadowskiego, na zlecenie Józefa Piłsudskiego, bądź kogoś z jego otoczenia. Pierwsza głosi jakoby generał został otruty farbą zawierającą arszenik, podczas malowania celi, lub po jej pomalowaniu przez kogoś innego. Druga mówi o otruciu go końskim włosiem w kanapkach. Nonsens ich obu warto szerzej opisać i unaocznić.

Stan zdrowia gen. Tadeusza Jordana Rozwadowskiego w dniach bliżej i dalej poprzedzających zgon nie przejawiał głównych oznak zatrucia arszenikiem, czyli biegunki, intensywnych bólów głowy, krwiomoczu, nadmiernej potliwości, skurczów mięśni, metalicznego posmaku w ustach, oddechu o czosnkowym zapachu, czy gwałtownego odwodnienia organizmu. Owszem generał w ostatnich miesiącach życia leczył się z bólów brzucha, wymiotował, ale są to zdecydowanie niewystarczająca poszlaki, by podejrzewać otrucie go arszenikiem. W przypadku zatrucia arszenikiem, poprzez dostanie się substancji drogą porów na skórze, również występuje charakterystyczna wysypka, która to nie miała miejsca. Ponadto o wiele pewniejszą metodą trucia arszenikiem, jest podanie go drogą pokarmową. Śmiertelne zatrucie wywołuje od 70 do 200 miligramów tej substancji, a taką ilość wyjątkowo trudno dostarczyć poprzez skórę. Nie odnotowano też nigdy wcześniej w historii zamierzonego trucia arszenikiem przy użyciu farby. Reasumując nie ma dowodów, czy nawet poszlak wskazujących na to, że generał został otruty właśnie arszenikiem.

Drugą jeszcze bardziej błazeńską pseudo-hipotezą jest rzekome otrucie generała kanapkami z końskim włosiem. No cóż... Kasztanka by się pewnie uśmiała, ale mimo to i tej pseudo-hipotezie się przyjrzyjmy. Do otrucia miało dojść już po zwolnieniu z więzienia i przeniesieniu go w stan spoczynku. Rzekomo poczęstowano go owymi kanapkami podczas podróży koleją z Wilna do Warszawy. Ów poczęstunek miał doprowadzić do owrzodzenia jelit. Tu po pierwsze trudno sobie wyobrazić, że generał zjadł świadomie taki specjał i do tego nie zorientował się czym rzeczywiście się delektuje. Po drugie zapalenia jelit powodują zwykle bakterie, rotawirusy, drożdżaki i toksyny takie jak pestycydy, a wrzodziejące zapalenie jelita grubego powoduje wiele czynników poprzez lata i predyspozycje genetyczne, a nie pojedynczy posiłek. Bezoar z włosia może prędzej doprowadzić do zapalenia błony śluzowej żołądka. Bóle brzucha i wymioty, które są powodowane przez setki innych rzeczy nie są i tutaj znów jakąkolwiek logiczną poszlaką, by snuć domysły o zamierzonym otruciu. A i oczywiście nie ma źródeł, które by wskazywały, że taki poczęstunek miał w ogóle miejsce. Nigdy w historii nie zanotowano również tak skrajnie przekombinowanego sposobu na otrucie kogoś.

Podsumowując obie teorie spiskowe nie mają logicznego sensu i jak dotąd nikt nie przedstawił żadnej hipotezy, związanej z domniemanym otruciem gen. Rozwadowskiego, która opierała by się na racjonalnych dowodach, czy chociaż poszlakach.

Niestety taka już jest specyfika środowisk endeckich, neo-endeckich i ogólnie antypiłsudczykowskich, które raz są zazwyczaj wręcz fanatycznie wrogo nastawione względem postaci Marszałka Piłsudskiego, a dwa bezrefleksyjnie powielają szurskie i spiskowe opowieści. 

 

 

 

Tomasz Gontarz

 

Urodził się w miejscowości Brusiek na Górnym Śląsku, w dzisiejszym powiecie lublinieckim, gminie Koszęcin - 13 sierpnia 1885 r.

 

Mieszkał i pracował w Szarleju, obecnie w dzielnicy Piekar Śląskich. Zawodowo był górnikiem.

 

Był ogromnym patriotą, który walczył w Powstaniach Śląskich, o polski Górny Śląsk. Reprezentował Polskie Stronnictwo Chrześcijańskiej Demokracji w Sejmie Śląskim

 

Wspominany był jako człowiek spokojny, pogodny, dobry i uczciwy.

 

Był aresztowany w czerwcu 1919 r. - do mieszkania jego wpadł żołnierz niemiecki, który przedstawił się jako Żurek z Piekar Śląskich. Oświadczył, że może dostarczyć dla polskiej organizacji wojskowej potrzebną broń. Józef nie zareagował na tę propozycję. Tydzień później Żurek pojawił się u niego ponownie, już jako osoba cywilna, mówiąc dalej o broni. Józef Kałdonek udał się w jedną niedzielę, w towarzystwie Żurka, Ludygi, Barona do kwatery Grenszuca, czyli niemieckiej Straży Granicznej, która mieściła się przy Kalwarii Piekarskiej. Oglądał broń, wtedy został porwany do środka kwatery, gdzie był kopany i bity. Jeden z oprawców rozbił mu głowę sztylem granatu. Po naradzie został odprowadzony do bytomskiego aresztu. Zarzucono mu zdradę stanu. Wobec braku świadków został wypuszczony na wolność. W więzieniu spędził ponad miesiąc. Nigdy nie złamał się w swojej wierze.

 

Po Powstaniach Śląskich duża część polskich bohaterów znalazła się w bardzo ciężkiej sytuacji materialnej, Józek Kałdonek swoje wynagrodzenie, jako poseł na Sejm Śląski przeznaczał na pomoc dla nich. Był prekursorem czytelnictwa w Piekarach Śląskich oraz redaktorem naczelnym pisma „Głos znad Brynicy". W roku 1934 r. został powołany do rady miejskiej, gminy Wielkie Piekary aż do roku 1939 r.

 

Był naczelnikiem Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w powiecie bytomskim. Było to pierwsze na Górnym Śląsku gniazdo Polskiego Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” utworzone 13 października 1895 roku w Bytomiu. Była to pionierska organizacja wychowania fizycznego i sportu w Polsce. Najstarsze polskie towarzystwo gimnastyczne, którego członkowie przyczynili się m.in. do popularyzacji gimnastyki w społeczeństwie polskim, powstania wielu klubów sportowych i Związku Harcerstwa Polskiego. „Sokół” działał w okresie zaborów, po odzyskaniu niepodległości i w całym okresie międzywojennym XX w. Zdelegalizowany przez komunistów, po II wojnie światowej i zakazany w okresie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.

 

Józek Kałdonek zmarł w zapomnieniu w okresie PRL.

 

Była to już kolejna z postaci, cyklu tekstów Śląscy Rycerze, które mają na celu propagowanie polskich, często zapomnianych postaci, walczących o polski Śląsk.

 

Monika Dębek

 

wtorek, 06 wrzesień 2022 23:31

Monika Dębek - O zazdrości i zawiści

Zazdrość -obecna w życiu każdego z nas, jest to uczucie, które pojawia się u człowieka sfrustrowanego, niemającego zaspokojonych różnego rodzaju potrzeb. Uważana jest jednak za coś negatywnego, chociaż jej lekka forma może być motorem napędowym do działania dla innej osoby, źródłem inspiracji.

 

Zawiść w swojej formie, znacznie silniejsza niż zazdrość. Wiąże się z nią już odczuwanie bardzo silnej niechęci, do obiektu zazdrości.

 

Zawiść-osoba, kierująca się nią, nie odczuwa żadnych dobrych emocji, najchętniej zniszczyłaby obiekt swojej zazdrości, pozbawiła go, tego, co zazdrości.

 

Pojawia się ona, na już bardzo wczesnym etapie życia ludzkiego, nieprzepracowana nawarstwia się i może trwać nawet do samej śmierci. Nie jest ona związana kompletnie z niczym pozytywnym, nie chce się osiągnąć, tego, co inny, chce raczej by stała mu się jakaś krzywda.

 

Osoba kierująca się zawiścią może nie tylko zaszkodzić komuś innemu, ale także samej sobie. Chora zazdrość może spowodować niską samoocenę. W efekcie człowiek może doprowadzić się nawet do depresji, czy innych zaburzeń psychicznych, a także bardzo silnych objawów somatycznych.

 

Zawistny człowiek, nigdy nie zbuduje prawdziwych relacji z innymi ludźmi, zawsze będzie czegoś zazdrościć innym i życzyć im wszystkiego najgorszego, nawet tym zupełnie obcym jednostkom.

 

Niestety w naszym szeroko pojętym środowisku narodowym zazdrość i zawiść też są obecne. Mit braterstwa? Nie do końca... Bardzo mocno obecne jest wymyślanie bajek i niestworzonych historii o innych, rzucanie kłód innym. Robią tak bardzo często osoby, które nie wykazują się żadną działalnością na rzecz Ojczyzny, czy też innych osób. Potrafią jedynie siać ferment, wymyślać plotki, doskonałe są w odwracaniu kota ogonem i manipulowaniu innymi osobami.

 

O wiele prościej byłoby połączyć razem siły i działać dla lepszej Polski, a prywatne animozje tłumaczyć sobie w cztery oczy. Niestety niektórym osobom łatwiej jest próbować niszczyć, niż odważyć się na rozmowę. Zamiast kibicować innym w ich działalności, prościej jest krytykować, nie jest to ta konstruktywna krytyka.

 

Lekka zazdrość mogłaby być czymś pozytywnym, gdyby działała na inne osoby motywująco, zapalała do jeszcze lepszej działalności. Niestety wśród ludzkości bardzo wiele zawiści, która pochłania coraz to więcej nowych dusz.

 

Jak radzić sobie z zawiścią i z zazdrością? Przede wszystkim przestać żyć życiem innych i nienawidzić innych, rozwijać swoje pasje, realizować się w życiu zawodowym, na innych patrzeć przychylnym okiem, a nie jak na wroga. Z drugiego człowieka można czerpać inspiracje do własnego życia, brać z niego wzór. Przyjaźń i pozytywne uczucia mogą spowodować tylko same korzyści, a w przypadku pracy na rzecz Polski, tylko i wyłącznie dobre efekty.

 

Nie kierujmy się w życiu zazdrością, zawiścią, patrzmy jak, możemy pomóc drugiemu człowiekowi, a nie go zdeptać i dobić.

 

Braterstwo prawdziwe może prowadzić nas tylko i wyłącznie w dobrą stronę. W przypadku chorej zawiści potrzebna jest psychoterapia. Może ona pomóc wyjść z pułapki nienawiści i w powrocie do normalnego życia i zdrowych relacji.

 

 

 

Monika Dębek