Jest coś autentycznie niesamowitego w tym, jak Polska wiernie i dokładnie powiela błędy Zachodu w zakresie imigracji i polityki etnicznej. Strefy no-go, przestępczość, islamski fanatyzm oraz ekstremizm, przemoc, gangi i narkotyki, wreszcie drenaż rynku pracy i niszczenie solidarności pracowniczej – to wszystko skutki obłędu zwanego unijną polityka imigracyjną. I co? Ano Polska powiela dokładnie wszystkie te kwestie. Co najśmieszniejsze, w tym samym czasie rząd udaje dbałość o granicę i podejmowanie działań mających na celu kontrolę, a nawet ograniczenie imigracji. Oczywiście Polacy jak to typowi polityczni analfabeci nie rozumieją, że słowa a czyny to dwie różne rzeczy.
W przestrzeni publicznej nie brak wszelkich porównań dotyczących wypowiedzi i działań osób związanych z obecną koalicją rządzącą z okresu 2021-22 oraz obecnego w kontekście imigracji i wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję metodami etnicznymi. Wówczas to Tusk czy Hołownia pełni byli zrozumienia dla tych „biednych, poszkodowanych przez los ludzi”, atakowali rząd i polskie służby mundurowe, nie wahali się donosić unijnym instytucjom na działania Państwa Polskiego. Dziś ci sami ludzie budują „linię Tuska”, wzmacniają strefę przygraniczną, chcą zawieszać prawo azylowe i generalnie zdaje się, że nagle przypomnieli sobie, czym jest polska racja stanu.
Prawda czy fikcja? Cóż, nad Wisłą prawda jest towarem rzadkim i bardzo drogim, więc oczywiście fikcja. Po pierwsze działania rządu Tuska na wschodzie nie tylko są skrajnie nieskuteczne, co tłumaczyć by można jeszcze niekompetencją tradycyjną dla tego środowiska, ale przecież na zachodniej granicy jest sto razy gorzej. Tam wprost masowo niemiecka policja podrzuca nam „gości” w ilościach wręcz hurtowych, a Tusk mimo zapewnień (i nagłówków w liberalnych ściekach) ani nie opieprzył za to Scholza, ani w ogóle nic nie zrobił w tym temacie. Inna sprawa, że to właśnie – nic nie robienie – wychodzi mu najlepiej. Dwa jednak aspekty warto tu nakreślić. Pomimo rzekomej dbałości o granicę wschodnią zezwolono wszelkim organizacjom 5 kolumny, zajmującym się wspieraniem wojny hybrydowej Moskwy i Mińska swobodnie przebywać , działać i infiltrować strefę przygraniczną. Druga sprawa, z ostatnich dni – właśnie ogłoszono powstanie 49 tzw. „Centrów integracji cudzoziemców”. W większości wypadków współdziałać w tym projekcie z rządem będą fundacje i instytucje… związane właśnie ze wspieraniem nielegalnej imigracji ze wschodu (oraz z każdego innego kierunku), atakowaniem Wojska Polskiego i innych służb mundurowych, oraz powielaniem fake newsów, tworzonych zwykle zresztą w Moskwie lub Berlinie, w temacie sytuacji na naszej granicy z Białorusią.
Krótko mówiąc – najpierw pewni ludzie celowo i konsekwentnie dokonują dywersji przeciw Polsce i jej armii oraz bezpieczeństwu poprzez wsparcie wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję i jej białoruskiego sojusznika, następnie ludzie ci realizują szeroką kampanię dezinformacyjną i demoralizująca polskie społeczeństwo, a gdy wreszcie działania te dają rezultat w postaci coraz większej liczby osławionych „inżynierów”, to organizacje i struktury te za całkiem dobre pieniądze organizują wespół z PO-wskimi samorządami centra mające mlekiem i miodem przyjąć przyjaciół Scholza, Putina i Łukaszenki. To tyle w temacie tego, czy obecny rząd i jego zaplecze polityczne poczuwa się do jakiejkolwiek odpowiedzialności za „ten kraj” – otóż nie.
Nie łudźmy się też, że opozycja, tj. PiS czy Konfederacja, są o wiele lepsze. PiS przez osiem lat otworzył szeroko drzwi dla wszelkiej imigracji, i to, że PO jeszcze to potęguje i zwiększa wolumen inżynierów i architektów to co najwyżej źle świadczy o partii Donalda Tuska, a nie dobrze o partii Jarosława Kaczyńskiego. Konfederacja oczywiście jak to Konfederacja, niby udaje dbałość o Polskę, ale na końcu zawsze stanie po stronie wielkiego kapitału i związków pracodawców, czyli poprze tzw. „dobrą imigrację”, tą zarobkową. Bo przecież mityczne płacenie podatków dla tych ludzi równa się już byciu Polakiem. Pamiętajmy zresztą, że jedna z głównych części składowych Konfederacji, Młodzież Wszechpolska od 2017 oficjalnie popiera wyłącznie kulturową definicję polskości i tożsamości narodowej i oficjalnie wyznaje tzw. „antyrasizm”. Czyli w praktyce twierdzi to samo, co lewica i liberałowie, czyli, że poczuwanie się do polskości wystarczy do bycia Polakiem. A jeśli ktoś przestanie się poczuwać lub tylko udawał owo poczuwanie? No cóż, na to cytatów z Lutosławskiego już nie ma.
Sama imigracja ma oczywiście, jak wspomnieliśmy aspekt ekonomiczny i pracowniczy. Nie bez powodu bowiem popierają imigrację praktycznie wszystkie duże siły rynkowe – związki pracodawców, banki, korporacje, duże firmy, tzw. „niezależni eksperci”, generalnie wszelkie strukturalne podpory i beneficjenci ustroju wolnorynkowego. Po pierwsze dla nich imigracja to tania siła robocza. Po drugie to sposób na drenaż lokalnych pracowników i zmuszanie ich do akceptowania gorszych warunków zatrudnienia (w myśl zasady „mam na pana miejsce dziesięciu Ukraińców/ Etiopczyków/ Marsjan”). Po trzecie wreszcie sam Amazon w swej ujawnionej korespondencji przyznał, że im bardziej środowisko pracownicze jest multi-kulti, tym gorzej się organizuje, nie tworzy związków zawodowych i łatwiej je rozgrywać i kontrolować przez władze korporacji. Jedynym zaś wskaźnikiem skuteczności jest tu zysk danego molocha i możliwość ścięcia kosztów własnych. A te jak wiadomo ścina się najłatwiej, zwłaszcza nad Wisłą, w zakresie kosztów ludzkich. Nie liczcie tu na jakąkolwiek dbałość o dobro naszego Narodu, lokalnych społeczności, naszych dzieci i kobiet, wreszcie kwestii ekonomicznych i związkowo-pracowniczych. Dla kapitalizmu kulturowego to tylko zbędne obciążniki wyścigu o jak najwyższe słupki.
Imigracja jest złem zawsze – odrywa ludzi od przynależnej im ziemi i kraju, zmusza do porzucenia swego dotychczasowego życia na rzecz życia w miejscu, gdzie nigdy nie będą postrzegani jako tacy sami obywatele, jak prawdziwi mieszkańcy takiego miejsca, czyli Narody żyjące tu od tysięcy lat. Coraz bardziej natarczywe, totalitarne i wrogie ludności państw UE programy „asymilacyjne” są tylko tego potwierdzeniem. Trawestując słowa towarzysza Stalina – im bliżej zwycięstwa multi-kulturalizmu tym walka o asymilację zaostrza się. Tymczasem coraz więcej stolic Europy staje się miejscami nie tylko niebezpiecznymi, ale przypominającymi afrykańskie czy południowoamerykańskie getta. Coraz częściej słyszymy o atakach, gwałtach i morderstwach popełnionych przez imigrantów. Także tych legalnych, zarobkowych, „płacących podatki”, a więc uwielbianych przez wszelkiej maści Mentzenów, Korwinów, Bosaków i Warzechów. Do asymilacji nigdy nie dojdzie, tak samo jak nigdy nie zmieszacie stale dwóch płynów o diametralnie różnej gęstości. Zawsze szybko się od siebie oddzielą. Pora to zrozumieć i nie bać się tego mówić – że jako Naród żyjący nad Wisłą i Odrą od zawsze jesteśmy jedynymi, którzy maja prawo dysponować tą ziemią, ustanawiać prawa i czerpać profity z funkcjonowania naszego państwa, ekonomii i społeczeństwa. A nasza tożsamość i tradycja to rzeczy święte- nie dlatego, że są lepsze niż inne, ale dlatego, że są właśnie nasze. Nie potrzebujemy żadnego ubogacania i wykoślawiania naszej spuścizny etniczno-kulturowej, podobnie jak sami nie zamierzamy nikomu narzucać tego, jak ma żyć. A jeśli już mamy mówić o tym jak zaradzić kryzysowi demograficznemu, to może zaczniemy od przywrócenia do dyskusji tematu powrotu naszej własnej, polskiej emigracji do krajów UE (grubo ponad 3 miliony ludzi) oraz stworzenia programu budownictwa komunalnego?
Grzegorz Ćwik