
Szturm1
Dawid Dynarowski - Big Bang po polsku
Wstęp
Polska transformacja przełomu lat 80-tych i 90-tych do dziś dnia wzbudza rozliczne dyskusje, które nie są pozbawione dużej dawki wydźwięku emocjonalnego. Jest to zrozumiałe, ponieważ rzecz dotyczy zmian systemowych dotykających przeszło 40-milionowego Narodu w centrum kontynentu europejskiego. Narodu, który przeszedł zmiany ustrojowe, gospodarcze, społeczne w przyspieszonym tempie spowodowanym przyczynami natury wewnętrznej, jak i uwarunkowaniami międzynarodowymi. Globalna dominacja liberalizmu w warstwie politycznej, a rozpasanego kapitalizmu w materii gospodarczej nie sprzyja trzeźwej ocenie przemian przez większość luminarzy życia publicznego w Polsce.
W niniejszym artykule postaram się przedstawić się historię dojrzewania do przemian, samą ich naturę, jak i konsekwencje, które promieniują do czasów bieżących. Cezura czasowa omawianego okresu będzie dotyczyła lat 1970-2020 ze szczególnym uwzględnieniem czasu określanego w historiografii jako „jesień narodów”, czyli 1989-1990. Od początku „epoki Gierka” datuje się bowiem początek szerokiej współpracy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej z państwami kapitalistycznymi. Zakres terytorialny będzie ograniczony do terytorium Polski, a tylko w wypadku konieczności przeprowadzenia komparatystyki zostanie on rozszerzony. Wydaje się zasadnym, aby dokonać przeglądu wydarzeń i przeprowadzenia oceny, przyjąć narrację z podziałem na bloki: polityczny, gospodarczy i społeczny. Bowiem, jak wiadomo, społeczeństwo nie jest zorganizowane podług jednej zasady (monizm), a stanowi żywy organizm (organicyzm). Przyjęta zasada opisu odpowiada szkole historycznej Annales[1].
Prolog
Polska po II wojnie światowej znalazła się w sowieckiej strefie wpływów. Stopniowo wprowadzano rozwiązania rodem z ZSRR, czyli monopartyjność, kolektywizację rolnictwa, nacjonalizację przemysłu i handlu, walkę z religią. Po 1956 r., w rezultacie odwilży, zelżały najbardziej dotkliwe represje. W 1970 r., na fali protestów społecznych na Wybrzeżu dochodzi do władzy Edward Gierek, „baron” katowickich struktur Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Koncepcja I sekretarza, który znał Zachód nie tylko z opowiadań, ale i spędził znaczną część życia we Francji, zakładała osiągnięcie ożywienia gospodarczego poprzez pozyskanie kredytów na rozwój inwestycyjny i technologiczny od, dotychczas znienawidzonych, państw kapitalistycznych. Realizowanie niniejszych zamierzeń odpowiadało naturze stosunków pomiędzy wrogimi obozami lat 70-tych, czyli polityce odprężenia. Namacalnym tego dowodem było podpisanie porozumień Salt I i Salt II[2] oraz Konferencja Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie[3]. Realizowana polityka gospodarcza przyniosła Polsce szybki rozwój i to nie tylko przemysłu jak dotychczas, ale również wzrósł standard życia obywateli. Symbolem rozwoju sektora dóbr konsumpcyjnych stał się Fiat 126p produkowany na licencji włoskiej. Stał on w zasięgu szczególnie mobilnych jednostek, które mogły pozyskać kapitał poprzez sezonową pracę na Zachodzie Europy, która stała się możliwa wskutek rozluźnienia polityki paszportowej. Idylla trwała do 1976 r., kiedy to wskutek kryzysu światowego pojawiły się pierwsze kłopoty gospodarcze. Wybuchły protesty w Radomiu i Ursusie, które zostały krwawo stłumione (m.in. słynne „ścieżki zdrowia”). Na kanwie tych wydarzeń powstaje Komitet Obrony Robotników. Staje się początkowo platformą do zgłaszania nadużyć władzy wobec robotników i pomocą w rozlicznych sprawach sądowych wobec uczestników zajść. Organizację tę tworzą, w głównej mierze, osoby kojarzone z lewicą laicką, a patronem ideowym zostaje słynny Jan Józef Lipski[4]. W 1977 r. powstaje Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela, w 1978 Wolne Związki Zawodowe Wybrzeża, a w 1979 r. pierwsza partia polityczna niezależna od Systemu, czyli Konfederacja Polski Niepodległej na czele z wyrazistym liderem Leszkiem Moczulskim. Organizacje te tworzą, poprzez swą pracę organizacyjną, podglebie w polskim społeczeństwie gremialnego sprzeciwu wobec zastanego porządku. Należy też przypomnieć wybór pasterza diecezji krakowskiej Karola Wojtyły na tron piotrowy w 1978 r. i pierwszą pielgrzymkę do ojczystego kraju rok później. Przemiana duchowa na kanwie słynnych słów „Nie lękajcie się” powoduje odnowę moralną Narodu. Zima stulecia przełomu lat 1979/1980 powoduje zapaść przestarzałej infrastruktury PRL-u. W takich oto warunkach wystarczyła iskra, aby spowodować sekwencję zdarzeń. Ową iskrą było zwolnienie suwnicowej Anny Walentynowicz z pracy w Stoczni Gdańskiej i powzięty protest załogi w celu przywrócenia zwolnionej koleżanki do pracy, a także uzyskania gratyfikacji socjalnych. Pod wpływem różnych czynników protest przeradza się w powstanie ruchu Solidarność, pierwszej, niezależnej od władzy, organizacji robotniczej w bloku wschodnim. Niebagatelne znaczenie dla powodzenia Solidarności miał sojusz inteligencji i robotników. Wcześniejsze zrywy miały charakter izolowany do konkretnej grupy społecznej[5]. Niemniej, w tymże porozumieniu, zawarta była przyczyna późniejszej zdrady ideałów przez Organizację. Władzę nad duszami czystego robotniczego i narodowego zrywu ludzi pracy przejmują intelektualiści i teoretycy na czele z Adamem Michnikiem, Bronisławem Geremkiem, Tadeuszem Mazowieckim i Jackiem Kuroniem. Oni stanowią trzon tzw. „doradców Solidarności”. Charakter sierpniowego zrywu nie był niepodległościowy, a miał charakter postulatów socjalnych i ekonomicznych. Jest to jednakże zrozumiałe, ponieważ z wyjątkiem jednostek nikt nie roił, w bieżącej sytuacji geopolitycznej, o możliwości odzyskania suwerenności i reorientacji sojuszu z ZSRR. Jakie cele stawiał NSZZ „Solidarność” dobrze ilustruje lektura programu „Samorządna Rzeczpospolita”[6] uchwalona podczas I Krajowego Zjazdu. Do głównych postulatów należał samorząd pracowniczy oraz samorząd terytorialny. Były to propozycje na wskroś decentralizacyjne i chcące włączyć w partycypację we władzy i odpowiedzialności szerokie rzesze ludzi. Pamiętajmy, że niniejszy pomysł mieścił się w deklaratywnej formule komunizmu, gdzie robotnicy winni stanowić trzon państwa i być grupą wiodącą. Czas stanu wojennego i marazmu lat 80-tych spowodował istotne osłabienie grup opozycyjnych. Zarazem rządzący mieli coraz mniejsze pole manewru z racji osłabienia motywacji ideologicznych i pragmatycznych, a także postępującej dekompozycji państwa patronackiego, jakim był ZSRR wskutek ogłoszonej tam pierestojki i głasnost[7]. W takich oto okolicznościach doszło do pierwszych, sondażowych rozmów pomiędzy stronami.
Pozycje wyjściowe
Strona komunistyczna przystępowała do rozmów jako ta, która nominalnie kontrolowała całe państwo. Niemniej nie stanowiła, wbrew pozorom, monolitu. Charakteryzowała się ona:
-
Słabością części tzw. równoległych struktur hierarchicznych.
W pragmatyce zarządzania komunistycznego przyjęto zasadę, że poszczególne linie hierarchiczne (państwowe, partyjne, mundurowe) muszą wzajemnie się uzupełniać w razie kryzysu jednej z nich. Pod koniec lat 80-tych PZPR była w stanie zapaści, czego namacalnym dowodem spadek jej członków o raptem 1 milion w stosunku do roku 1980, a także zmiana struktury wiekowej, czyli proces starzenia się aparatu partyjnego[8]. Służba bezpieczeństwa także przestała być atrakcyjnym miejscem pracy, co powodowało istotne wakaty w obsadzie stanowisk, szczególnie widoczne w większych aglomeracjach, jak warszawska, czy trójmiejska[9]. Wojsko było skompromitowane w oczach opinii publicznej przez czas stanu wojennego, gdy opowiedziało się jednoznacznie po stronie władzy, a nie narodu.
-
Brakiem kręgosłupa ideowego
Komunizm jako ideologia przestawał być atrakcyjny w onym czasie na całym świecie wskutek swej niewydolności gospodarczej, co było istotne, ponieważ był on systemem materialistycznym obiecującym swoim wyznawcą lepszy, sprawiedliwszy i bogatszy świat. Pierwsze pokolenie, które wprowadzało w Polsce komunizm wierzyło w jego ideały. Wskutek braku cyrkulacji elit[10] tworzy się nowa, tym razem czerwona burżuazja, której jedynym spoiwem stało się utrzymanie przy władzy i partycypowanie we fruktach z tego wynikających. Mechanizm ten dobrze opisał jugosłowiański decydent, a następnie dysydent Milovan Dilas[11].
-
Infiltracją obcej ideologii
Elity danej ideologii, aby skutecznie ją wdrażały winny być autonomiczne i wolne od zewnętrznych wpływów obcych struktur informacyjnych. Każdy człowiek posiada, zgodnie z tym, co mówi cybernetyka społeczna[12], różne motywacje. Mogą to być: poznawcze, ideologiczne, etyczne, prawne, ekonomiczne i witalne. Wyznawcy komunizmu bazowali głównie na motywacji ideologicznej (komunizm jako remedium na wszystkie bolączki ludzkości) oraz ekonomicznej (obietnica lepszego świata, a namacalnie dla członków partii mieszkania, talony, dostęp do ograniczonych dóbr). Od 1959 r. istniała wymiana stypendialna pomiędzy PRL, a USA (stypendium Fulbrighta[13]), w latach 70-tych i 80-tych intensywność programu wzrosła. Oddziaływanie idei liberalnej i widok zwycięstwa gospodarczego świata zachodniego powodowało wśród stypendystów zza żelaznej kurtyny poczucie niemożności zwycięstwa komunizmu. Stany Zjednoczone budowały sobie w ten sposób agentów wpływu wśród reformatorskiego skrzydła PZPR. Namacalnym dowodem porażki modelu gospodarczego opartego o centralne planowanie było przyjęcie 23 grudnia 1988 r. przez Sejm PRL tzw. ustawy Wilczka[14], która była w swej istocie na wskroś kapitalistyczna i główne założenia można streścić w popularnym bon mocie „co nie jest zakazane, jest dozwolone”.
Strona opozycyjna była cieniem swej potęgi z czasów karnawału Solidarności. Do jej cech wyróżniających należało:
-
Mniejsza liczebność aniżeli w okresie początkowym
Raporty strony rządowej szacowały aktywnych członków opozycji w roku 1986 na 34 000 osób. Była to znacznie mniejsza liczba aniżeli w roku 1980. Powodem odpływu aktywistów był stan wojenny, skuteczność rozbijania struktur opozycyjnych przez Służbę Bezpieczeństwa i wszechobecny marazm życia społecznego
-
Zdominowanie strony dysydenckiej przez inteligencję o rodowodzie komunistycznym
Wartym podkreślenia przejawem życia opozycji było jej ukadrowienie, czyli przejęcie dominacji przez inteligencję kosztem aktywu robotniczego. Był to proces naturalny, który przebiega w każdej rewolucji. Szeregowi członkowie nie mają czasu na ciągłe konspirowanie musząc zapewnić sobie i swym rodzinom byt. Na długoterminową walkę mogą sobie pozwolić osoby o wyższym statusie materialnym, a także odpowiednich motywacjach ideologicznych. Opozycja głównego nurtu była zdominowana przez dzieci notabli komunistycznych, które częstokroć chciały realizacji haseł „prawdziwego komunizmu”[15]. Personalnie mowa tutaj m.in. o Adamie Michniku, Jacku Kuroniu, Karolu Modzelewskim, Barbarze Toruńczyk, Janie Tomaszu Grossie.
-
Podział opozycji i jej nasycenie agenturą
Opozycja, wskutek także opisanego powyżej czynnika, była podzielona na, umownie, część umiarkowaną (ludzie skupieni wokół Lecha Wałęsy i „doradców” czyli podziemna Solidarność) i część radykalną (Konfederacja Polski Niepodległej, Solidarność Walcząca z liderem Kornelem Morawieckim na czele i inne pomniejsze grupy). Opozycja umiarkowana była od samego początku silnie infiltrowana przez zwerbowanych agentów operacyjnych.
Okrągły Stół i jego konsekwencje
Strajki roku 1988, a także niepewna sytuacja geopolityczna, powodują nawiązanie rozmów, których owocem stają się obrady Okrągłego Stołu trwające od 6 lutego do 5 kwietnia 1989 r. W negocjacjach uczestniczy tylko umiarkowana opozycja, co dało asumpt stronie radykalnej opozycji do późniejszej kontestacji ustaleń magdalenkowych. Konsekwencją negocjacji jest ustalenie wyborów na dzień 4 czerwca. Porozumienie zakłada, że w wyborach do Sejmu komuniści mają zapewnione 65% głosów, a opozycja 35%. Z kolei Senat ma być obrany w całkowicie wolnej grze. Wybory przynoszą radykalne zwycięstwo stronie solidarnościowej zgrupowanej w Komitety Obywatelskie. Lata 1989-1990 upływają na powolnych zmianach w warstwie instytucjonalnej i politycznej, przez co Polska stała się pariasem przemian w Europie Środkowej. Z kolei przemiany gospodarcze i społeczne postępują z prędkością światła przez co są one nieprzemyślane i niekorzystne dla społeczeństwa polskiego.
Polityka
Przemiany polityczne były wypadkową ustaleń okrągłostołowych, siły inercji i obaw strony solidarnościowej o reakcję ze strony komunistycznego aparatu i stacjonujących nadal w Polsce wojsk sowieckich. Pierwszy rząd z niekomunistycznym premierem Tadeuszem Mazowieckim był obsadzony w resortach siłowych przez członków PZPR (MSW - Czesław Kiszczak, MON - Florian Siwicki). Dzięki takiemu układowi personalnemu był czas na zniszczenie bądź zabezpieczenie w celu szantażu teczek tajnych współpracowników. Pierwsze wolne wybory odbyły się dopiero w 1991 r. Nie przeprowadzono dekomunizacji, ani lustracji. Nie jest to też cokolwiek dziwnego zważywszy, że stare kadry miały doświadczenie w zarządzaniu Państwem i wprowadzały w arkany władzy przedstawicieli Solidarności.
Gospodarka
-
Uwłaszczenie nomenklatury
Przemiany gospodarcze w Polsce, wbrew pozorom, nie zaczęły wraz z wyborami czerwcowymi roku 1989. Już ustawa Wilczka sprokurowała zmianę w strukturze własności Polski, która przechodziła z państwowej w prywatną. Trzeba sobie uświadomić, że kapitał pieniężny i towarzyski, często poparty poprzez służby specjalne PRL, potrzebny do przejmowania przedsiębiorstw posiadały osoby stanowiące elitę władzy w PRL. Było to swoiste uwłaszczenie nomenklatury, które dało początek kapitalizmu w Polsce[16]. W grupie przedsiębiorstw średnich i większych 62,5% dyrektorów i kierowników pracowało wcześniej w zakładach państwowych[17]. To w połączeniu z faktem, że nie przeprowadzono w Polsce reprywatyzacji spowodowało wyklarowanie się grupy osób, które nie posiadały konkurencji. Brak reprywatyzacji, czyli zwrotu majątków zabranych przez władze komunistyczne osobom prywatnym bądź ich częściowa rekompensata, byłaby swoistym aktem sprawiedliwości dziejowej, a także spowodowałaby konkurencję dla uwłaszczonego aparatu komunistycznego. Niechęcią wobec takiego scenariusza należy tłumaczyć późniejsze weto (2001 r.) prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, wywodzącego się z SLD, wcześniej wysokiego dygnitarza PZPR, wobec ustawy reprywatyzacyjnej przygotowanej przez rząd AWS-UW.
-
Prywatyzacja
Prywatyzacja mienia państwowego w Polsce została przeprowadzona w sposób nieprofesjonalny, który można określić mianem patologii. Założono ex definitione, że własność państwowa jest zła i należy się jej pozbyć. Abstrahując od tych założeń, które były tworzone nie na terenie Polski, a na Zachodzie należy powiedzieć, że nie istniała teoria jak prywatyzować, aby Państwo osiągnęło maksymalny zysk. Do legendy przeszły wypowiedzi Tadeusza Syryjczyka, ministra przemysłu w latach 1989-1991, który twierdził, że przemysł w Polsce nie jest potrzebny. Powstaje pytanie w jakim celu pełnił funkcję ministerialną? Prywatyzacja Polski odbywała się pod dyktando firm zachodnich, które za bezcen wykupowały unowocześnione za Gierka zakłady przemysłowe i następnie albo je zamykały, aby pozbyć się konkurencji bądź sprowadzały do roli producentów uzupełniających dla rynku zachodniego. Nikt nie kwestionuje, że zakłady państwowe były źle zarządzane, ale można było ściągnąć specjalistów od zarządzania, których nie brakowało wśród polskiej emigracji, a nie sprzedawać za bezcen dóbr narodowych. Da się przytoczyć wiele przykładów patologii prywatyzacyjnej (np. Bank Śląski, Huta Warszawa, Telekomunikacja Polska), ale ograniczmy się do przytoczenia modelu prywatyzacji po polsku: „Jednym z klasycznych przykładów patologicznej wyprzedaży polskiego dorobku materialnego jest prywatyzacja Zakładów Produkcji Papieru i Celulozy w Kwidzyniu. Najnowocześniejsze, podstawowe dla produkcji maszyny zakupiono pod koniec lat 70. Za 400 mln dolarów amerykańskich w Kanadzie. Drugie tyle kosztował wykup terenu pod fabrykę, budowa budynków, infrastruktury i systemu wolnościekowego. Zakłady wytwarzały połowę papieru gazetowego w Polsce i były największym w Europie producentem celulozy. Zatrudniały 3600 pracowników i przerabiały 800 tyś. m3 drewna. Zostały kupione w 1990 roku przez amerykański koncern International Paper Group INC na zasadzie: 80% akcji za 120 mln dolarów i paroletnie zwolnienie z podatku uzyskuje amerykański nabywca, a 20% akcji zawłaszcza załoga. Jak się później okazało, wartość zwolnienia podatkowego osiągnęła kwotę 142 mln dolarów. Usatysfakcjonowany dyrektor do spraw rozwoju International Paper Group INC, C.C. Early, udzielił w trzy lata później wywiadu dla „Journal of Businness Strategy” (No. March-April) oświadczając: „Cena była na takim poziomie, iż wierzymy, że będziemy mieć atrakcyjny dochód (…) Rząd polski wydał prawdopodobnie trzy do czterech razy więcej tyle na zbudowanie fabryki i dzisiaj byłaby ona w zasadzie nie do zastąpienia za nawet zbliżoną cenę nigdzie na świecie (…) Ta fabryka jest w całości nowoczesna, zaprojektowana według całkowicie nowoczesnych wzorców zachodnich. Mieści się ona we wszystkich standardach, jakich oczekiwalibyśmy od każdej fabryki na świecie.””[18] Zastanawiającym epilogiem sprawy jest nagła śmierć Waldemara Kozłowskiego[19] zaraz po złożeniu doniesienia do prokuratury wobec nadzorującego prywatyzację ministra Janusza Lewandowskiego. A sam minister, na wniosek NZZ „Solidarność”, a także innych zakładowych związków zawodowych, zostaje uhonorowany przez Radę Miasta honorowym obywatelem Kwidzynia. Patologiczna prywatyzacja ukształtowała niewłaściwą strukturę gospodarczą Polski z przewagą kapitału zagranicznego w kluczowych obszarach (m.in. bankowość, handel).
-
Inne działania gospodarcze
Głównym celem planu Balcerowicza było zwalczanie inflacji. Służyło temu wysokie oprocentowanie kredytów bankowych, także tych, które zostały zaciągnięte wcześniej. Było to oczywistym złamaniem podstawowej zasady prawnej w naszym kręgu cywilizacyjnym, że prawo nie działa wstecz. Ponadto uchwalono podatek od ponadnormatywnych wypłat wynagrodzeń (tzw. popiwek), który wpływał demotywująco na produktywność i jakość wykonywanej pracy. Zamiast stymulować wzrost gospodarczy i tworzyć wewnętrzny rynek konsumencki skoncentrowano się na wycinku polityki gospodarczej, jakim jest polityka monetarna.
Społeczeństwo
-
Bezrobocie
Stan pełnego zatrudnienia był jednym z flagowych przedsięwzięć gospodarki socjalistycznej. Był on nie do utrzymania w grze wolnorynkowej po przemianach przełomu lat 80/90 tych. Naturalne bezrobocie wynosi około 4-5% i wynika z czasowej zmiany miejsca zamieszkania, pracy i osobami wchodzącymi na rynek pracy (m.in. studenci). W Polsce natomiast bezrobocie, od 1991 roku, oscylowało wokół przez kilkunastu procent do czasu wejścia Polski, do Unii Europejskiej, a w 2003 dochodząc do ponad 20%[20]. Obecnie utrzymuje się na niższym poziomie, co można tłumaczyć nie tyle co wzrostem gospodarczym, a ogromnymi rozmiarami emigracji zarobkowej. Taki poziom bezrobocia w Polsce był spowodowany masową prywatyzacją i w rezultacie zamykaniem fabryk, bądź ograniczaniem zatrudnienia, a także zlikwidowaniem Państwowych Gospodarstw Rolnych. Oprócz oczywistych dla polskich rodzin konsekwencji ekonomicznych bezrobocia występowały także skutki społeczne – trudne do oszacowania. Mowa tutaj o degradacji psychicznej i nabycia dolegliwości psychicznych poprzez podważenie wartości człowieka, który nie ma pracy. Dalej idąc znaczna część osób wpadła w różne nałogi, co odbiło się bezpośrednio na rodzinach tych osób. Stworzyły się całe obszary nędzy i wykluczenia.
-
Likwidacja infrastruktury transportowej
Zlikwidowano nierentowne połączenia komunikacyjne z małymi miastami i wsiami, co w rezultacie ograniczyło mobilność i możliwość efektywnego szukania zatrudnienia. Skazano na wegetację kilka milionów Polaków.
Dlaczego?
Opisane zmiany nie wystąpiły przypadkowo. Polska polityka, gospodarka i w rezultacie społeczeństwo zostały ukształtowane przez wiele czynników. Do najważniejszych z nich zaliczam:
-
Dwie dekady komunizmu, którego nieefektywność przygotowała podglebie psychiczne dla zmian określanych jako „terapia szokowa”. Polskie społeczeństwo pragnęło namiastki życia, jak na Zachodzie, czyli możliwości dorabiania się i pełnych półek sklepowych.
-
Zmiany, które były widoczne od połowy lat siedemdziesiątych mogły być sterowane w Polsce przez KGB. W tym układzie Polska jawi się jako poletko doświadczalne. Koncepcja ta zakłada, że KGB było liberalniejsze niż GRU i widząc niemożność utrzymania rozległego Imperium należało zabezpieczyć wpływy poprzez poprowadzenie reform[21].
-
Stany Zjednoczone infiltrując elity solidarnościowe propagowały pogląd o bezalternatywności przemian w Europie Środkowo-Wschodniej. W tym pakiecie przemiany ustrojowe w kierunku demokracji, a gospodarcze w kierunku kapitalizmu były oczywiste. W ten sposób USA zabezpieczały swój interes geopolityczny. Niektóre osoby z establishmentu były przekonane, że historia dobiega końca, a jej ostatecznym rezultatem jest demokracja liberalna jako najwyższe stadium rozwoju dziejów[22]. Warto podkreślić, że program przemian gospodarczych w Polsce był inspirowany przez Georga Sorosa, który założył w Polsce Fundację im. Stefana Batorego już w maju 1988 r. Propozycja przemian gospodarczych była stworzona przez raptem 35-letniego teoretyka z niewielkim doświadczeniem[23] Jeffreya Sachsa. Wykonawcą był Leszek Balcerowicz, były członek PZPR, a także uczestnik zachodnich programów stypendialnych. Neoliberalne wizja przemian gospodarczych w Polsce była intelektualnie oparta o tzw. chicagowską szkołę ekonomiczną na czele z najbardziej znaną postacią, czyli Miltonem Friedmanem[24].
-
Ludzie Solidarności decydujący o kierunkach rozwoju Polski po 1989 r. nie byli przygotowani do pełnienia swoich funkcji. Leszek Balcerowicz, teoretyk ekonomii, nie miał doświadczenia w zarządzaniu firmą, a co dopiero 40-milionowym narodem w centrum Europy. Główny doradca Solidarności i premiera Mazowieckiego - Waldemar Kuczyński także nie miał doświadczenia. Bronisław Geremek, Adam Michnik czy Jacek Kuroń również nie posiadali wiedzy ekonomicznej. Elity solidarnościowe nie były przygotowane do rządzenia państwem.
-
Zdrada głównego zaplecza Solidarności, czyli robotników przez elity solidarnościowe. U swego zarania Solidarność była ruchem robotniczym, który chciał zmian w warstwie socjalnej. Atmosfera dni sierpniowych była na wskroś narodowa i katolicka. Interesującym było operowanie przez Solidarność językiem symboli narodowych[25]. Niestety, ale wyalienowane od Narodu elity spod znaku laickiego i kosmopolitycznego Komitetu Obrony Robotników przejęły dominację w opozycji i odrzuciły swoją naturalną bazę społeczną.
Epilog
Transformacja w Polsce była przeprowadzona w sposób niewłaściwy. Wiele wskazuje na to, że stanowiliśmy tylko przedmiot w wielkiej grze geopolitycznej światowych mocarstw. Polacy mają przykrą przypadłość od przeszło 300 lat, że zamiast próbować prowadzić niezależną politykę na ile to możliwe, to szukają poparcia możnego protektora. Uzależniamy się nazbyt od czynników zewnętrznych, co skutkuje uzależnieniem i niemożnością swobodnego rozwoju. Czas przełomu charakteryzował się grzechem pierworodnym w postaci ukształtowania patologicznych struktur politycznych, gospodarczych i społecznych, co promieniuje do dnia dzisiejszego. Wszelkie próby dokonania realnych zmian są tłamszone w zarodku[26]. Prowadzimy politykę taką na jaką pozwalają nam nasi zagraniczni „przyjaciele”. Swoistym paradoksem jest, że w chwili obecnej jesteśmy niewolnikami we własnym kraju. Czas aneksji terytorialnych i fizycznej eliminacji nie jest potrzebny. Wystarczy kontrola gospodarcza, a nade wszystko mentalna. Ta ostatnia jest dokonywana przez mass media będące w zagranicznych rękach, które, co oczywiste, kierują się niepolską racją stanu. Wbrew temu co mówi się, kapitał ma narodowość. Gra rynkowa nie jest grą o sumie zerowej, zawsze ktoś wygrywa, bądź przegrywa. Ważne jest, aby wyciągnąć lekcję z historii i starać się zmienić otaczającą nas rzeczywistość.
Dawid Dynarowski
Bibliografia:
Książki
Dilas Milovan, Nowa Klasa, Paryż 1957
Dudek Antoni, Reglamentowana Rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990, Kraków 2004
Fukuyama Francis, Koniec Historii, Poznań 2000
Kaliski Bartosz, „Antysocjalistyczne zbiorowisko”? I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, Warszawa 2003
Kieżun Witold, Patologia transformacji, Warszawa 2013
Kozłowski Tomasz, Koniec imperium MSW. Transformacja organów bezpieczeństwa państwa 1989-1990, Warszawa 2019
Staniszkis Jadwiga, Postkomunizm. Próba opisu, Warszawa 2001
Źródła internetowe
https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/rynek-pracy/bezrobocie-rejestrowane/stopa-bezrobocia-rejestrowanego-w-latach-1990-2020,4,1.html
http://ofop.eu/sites/ofop.eu/files/biblioteka-pliki/f1_83-124.pdf
http://otwarta.org/wp-content/uploads/2011/11/J-Lipski-Dwie-ojczyzny-dwa-patriotyzmy-lekkie3.pdf
[1] Francuska szkoła historyczna stworzona w latach 20/30-tych XX wieku. Zakładała ona, że historia dziejów ludzkich nie powinna być ograniczona tylko do historii wydarzeniowej, ale także zawierać historię przemian cywilizacyjnych i gospodarczych. Szeroko korzystała z dorobku innych nauk społecznych. Do głównych przedstawicieli szkoły należeli: Lucien Febvre, Fernand Braudel, Marc Bloch.
[2] Traktaty nt. ograniczenia zbrojeń strategicznych podpisane odpowiednio w latach 1972 i 1979.
[3] Konferencja zorganizowana w Helsinkach w 1975 r., która potwierdzała podział Europy na dwa bloki ideologiczne, ale zarazem zawierała rozliczne deklaracje o współpracy. Szczególnie ważnym aspektem, z perspektywy szczątkowej opozycji w bloku wschodnim, była deklaracja poszanowania praw człowieka. To otworzyło drogę do powstania zinstytucjonalizowanej opozycji – w Polsce były to Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela oraz Komitet Obrony Robotników.
[4] Jan Józef Lipski – (1926-1991), publicysta, historyk literatury, działacz polityczny o proweniencji socjalistycznej. Wolnomularz. Współzałożyciel KOR oraz senator z ramienia Komitetu Obywatelskiego. Autor słynnego dzieła „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy” – pełen tekst: http://otwarta.org/wp-content/uploads/2011/11/J-Lipski-Dwie-ojczyzny-dwa-patriotyzmy-lekkie3.pdf
[5] Robotnicy – 1956 Poznań, 1970 Wybrzeże; Inteligencja – Marzec 1968.
[6] Pełen tekst: http://ofop.eu/sites/ofop.eu/files/biblioteka-pliki/f1_83-124.pdf
[7] Odpowiednio odnowy państwa i jawności życia publicznego. Spowodowało to ruchy odśrodkowe w postaci przebudzenia poszczególnych grup etnicznych i uświadomienia opinii publicznej o patologiach życia.
[8] Antoni Dudek, Reglamentowana Rewolucja. Rozkład dyktatury komunistycznej w Polsce 1988-1990, Kraków 2004, str. 40-41.
[9] Tomasz Kozłowski, Koniec imperium MSW. Transformacja organów bezpieczeństwa państwa 1989-1990, Warszawa 2019, str. 39-40
[10] Zgodnie z teorią krążenia elit włoskiego socjologa Vilfredo Pareto, która zakładała, że musi być ciągły dopływ świeżej krwi do władzy, aby utrzymała ona ogień ideowy.
[11] Milovan Dilas, Nowa Klasa, Paryż 1957
[12] Więcej w pracach naukowych Mariana Mazura oraz Józefa Kosseckiego.
[13] Program wymiany kadrowej mający oficjalnie na celu zwiększenie zrozumienia pomiędzy obywatelami USA, a obywatelami innych państw.
[14] Mieczysław Wilczek – (1932-2014), chemik. Minister Przemysłu w rządzie Mieczysława Rakowskiego.
[15] Wskazuje na to działalność tzw. grupy komandosów, a także słynnego „Listu do Partii” z roku 1965 autorstwa Jacka Kuronia i Karola Modzelewskiego, który w swym wydźwięku nie był protodemokratyczny, jak chciano by to przedstawić teraz, a stricto trockistowski.
[16] Więcej o tworzeniu się elit postkomunistycznych: Jadwiga Staniszkis, Postkomunizm. Próba opisu, Warszawa 2001
[17] Witold Kieżun, Patologia transformacji, Warszawa 2013
[18] Ibidem, str. 140-141.
[19] Waldemar Kozłowski – (1927-1993), polityk. Minister leśnictwa i przemysłu drzewnego 1981-1985.
[20] https://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/rynek-pracy/bezrobocie-rejestrowane/stopa-bezrobocia-rejestrowanego-w-latach-1990-2020,4,1.html
[21] Wielu polskich publicystów i historyków wysnuwało takie teorie, np. Jerzy Targalski czy profesor Paweł Wieczorkiewicz (autor artykułu osobiście słyszał niniejsze tezy podczas seminarium magisterskiego w semestrze zimowym roku akademickiego 2008/2009).
[22] Patrz słynna książka amerykańskiego politologa japońskiego pochodzenia Francisa Fukuyamy, Koniec Historii, Poznań 2000.
[23] Mowa o Boliwii, która miała inny poziom i strukturę gospodarki. Terapia szokowa skończyła się tam wielotysięcznymi protestami, rozwarstwieniem społecznym i ruiną gospodarczą.
[24] Milton Friedman – (1912-2006), ekonomista amerykański. Twórca monetaryzmu.
[25] Na przykładzie I Zjazdu analizę przeprowadził Bartosz Kaliski, „Antysocjalistyczne zbiorowisko”? I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ Solidarność, Warszawa 2003, str. 48-50
[26] Patrz reakcje ambasador Stanów Zjednoczonych Georgette Mosbacher na próby wprowadzenia podatku cyfrowego, czy uchwalenia ustawy o dekoncentracji mediów.
Monika Dębek - W pułapce znieczulicy
Jesteśmy istotami społecznymi, przebywającymi codziennie w miejscach, gdzie obecni są ludzie- w pracy, w szkołach, na ulicy, na dworcu pkt itd.
Technika XXI w. w sposób niezwykły i bardzo ekspresyjny poszła do przodu, posiadamy nowoczesne telefony komórkowe, samochody, telewizory, mieszkania w coraz lepszym standardzie.
Niestety mam wrażenie, że mimo faktu, iż technologia w sposób zaskakujący poszła do przodu, człowiek cofa się w swoim człowieczeństwie, stając się coraz bardziej prymitywny w swoich zachowaniach.
Współczesny człowiek utknął w pułapce znieczulicy, często będąc skupionym tylko i wyłącznie na swojej rodzinie, pracy, sukcesach zawodowych, ale także tych prywatnych. Naszym obowiązkiem jest dbanie o siebie i swoje dobro w pierwszej kolejności, jednak nie możemy zapominać o drugiej osobie i fakcie, że nie żyjemy na pustyni, tylko w środowisku gdzie otaczają nas ludzie.
Kiedyś stojąc na przystanku, zauważyłam leżącego człowieka na ławce. Obok niego, przechodziło mnóstwo ludzi, w każdym wieku począwszy od dzieci, kończąc na osobach starszych. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi.
Temperatura z racji jesiennego okresu i zbliżającej się zimy wcale nie była wysoka. Osoba po dłuższym okresie na terenie otwartym mogłaby nawet umrzeć.
Niewątpliwie znieczulica związana jest ze zjawiskiem nazywanym w psychologii społecznej rozproszeniem odpowiedzialności. Mówiąc prościej- im więcej ludzi, tym większa szansa, że nikt nie pomoże np. potrzebującej pomocy osobie na ulicy.
Człowiek przyzwyczajony jest w swoim życiu do pewnego rodzaju schematów. Każde odstępstwo od niego powoduje wielki niepokój i strach przed nową sytuacją. Taka reakcja związana jest z funkcjonowaniem ludzkiego mózgu.
Znieczulica może doprowadzić do wielkiej tragedii, w skrajnych sytuacjach bez odpowiedniej reakcji ktoś może stracić nawet życie, nas samych też mogą spotkać różne niemiłe sytuacje.
Myślę, że nikt w trudnościach życiowych nie chciałby zostać sam i zostać zignorowanym nawet wołając o pomoc.
Należy rozwijać swoją empatię, która pozwala wczuć się w sytuacje drugiej osoby. Żadne argumenty nie są usprawiedliwieniem dla obojętności wobec drugiego człowieka. Obowiązkiem każdego obywatela powinna być praca nad sobą, każdego dnia, otwartość na drugiego człowieka.
Prawdziwy nacjonalista nigdy nie podda się znieczulicy obecnej na naszych ulicach. Zauważa on bowiem problemy równie w skali makrospołecznej, dotyczących całego narodu, ale także te obecne na podwórku przed naszym miejscem zamieszkania.
Obowiązkiem nacjonalisty jest zatem niepopadnięcie w pułapkę, praca u podstaw, ale także uświadamianie innych osób jak ważna jest pomoc.
Obojętność na krzywdę wyrządzaną bliźnim wystawia nam fatalne świadectwo. Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla takiej postawy, która jest złem moralnym oraz religijnym jednym z cięższych grzechów zaniechania.
Jeżeli nie opamiętamy się i nie zaczniemy odpowiednio reagować w takich sytuacjach, nawet z narażeniem życia i zdrowia, zatracimy swoje człowieczeństwo.
Monika Dębek
Monika Dębek - O moralności ludzkiej
System wychowawczy niezależnie od jego rodzaju ma zadanie kształtować u człowieka jego moralność. Problem pojawia się w momencie jej zrozumienia. W wielu środowiskach, krajach, kulturach, religiach można ją bardzo różnie interpretować i każdy może rozumieć ją w zupełnie inny sposób.
Moralność można określić jako jeden z zespołów normatywnych, czyli zasad oraz norm społecznych. Jest to więc zbiór zasad mających za zadanie określić co jest prawidłowe, a co jest złe.
Każdy człowiek ma władze nad podejmowaniem własnych działań oraz zdolność do podejmowania decyzji nie na podstawie przymusu z wewnątrz, czy wewnętrznego przymusu, ale z własnych pragnień.
Co wiąże się z autonomicznym podejmowaniem decyzji? Możliwość popełniania bardzo dużej ilości błędów. Niestety istota ludzka potrafi decydować się nawet na działania, które mogą być szkodliwe dla innych ludzi, a nawet prowadzić do ludzkich tragedii. Człowiek może świadomie także zniszczyć nawet samego siebie, manipulując swoją świadomością, popadając w nałogi, w skrajnych przypadkach popełniając nawet samobójstwo.
W związku z tym można wyciągnąć wniosek, że zachowania ludzkie mimo świadomego ich podejmowania, nie mają takiej samej wartości. Pewnego rodzaju zachowania mogą prowadzić do rozwoju, samodoskonalenia i zadowolenia ze swojego osobistego życia. Są też takie, które powodują nienawiści do drugiego człowieka, budzą egoizm, a nawet autoagresja. W takich sytuacjach konieczna jest głęboka analiza ludzkich czynów w aspekcie moralnym, gdyż ona jest w stanie określić, co tak naprawdę jest dobre, a jakie zachowania należy wykluczyć z naszego funkcjonowania.
Można zatem wysunąć wniosek, że nie wszystkie zachowania jakie, podejmujemy, są dobre, są takie, które posiadają wysoki stopień szkodliwości. Nie wszyscy ludzie jednak potrafią odróżnić jedne od drugich. Należy pamiętać, że żaden człowiek w pełni rozumny nie będzie celo wyrządzać drugiemu lub sobie samemu krzywdy. Niestety wiele współczesnych ludzi postępuje właśnie w taki, a nie w inny sposób.
Paradoksalnie w Europie, gdzie cywilizacja dotarła dużo wcześniej niż do rdzennych plemion żyjących do dzisiaj w warunkach dzikości, dzieje się bardzo dużo złych rzeczy. Narkomania, alkoholizm, ale także nowe uzależnienia, przestępczość zorganizowana, depresja ludzka, samobójstwa to wszystko dzieje się na oczach współczesnego człowieka.
Człowiek zatem jest zdolny do wykonywania czynności tych rozwijających, ale także jego niszczących. Jego subiektywne odczucia, nie mogą być jedynym i słusznym kryterium, do klasyfikacji tego, co jest dobre i złe.
Istota ludzka potrzebuje więc jednego kryterium obiektywnego. Podstawą jest więc ustalenie, jakie są skutki danego czynu, czy są one pozytywne, czy też negatywne. Jeżeli są one złe, można powiedzieć, że zachowanie jest niewłaściwe, jeżeli efekty są pozytywne, zachowanie jest więc dobre.
Lawrence Kohlberg amerykański psycholog stworzył klasyfikację, ludzkiego rozwoju moralnego. Wiemy, że na każdym etapie życia rozwija się ona w inny sposób.
I etap to Moralność przedkonwencjonalna-rozwija się na etapie przedszkolnym i wczesnoszkolnym, dziecko na tym etapie unika tego, co jest dla niego przykre, a dąży tylko do przyjemności.
II Etap Moralność konwencjonalna 13-16 rok życia-młodzież zaczyna się orientować w tym, co jest konwencjonalne i zaczyna dopasowywać swoje pragnienia do konwencji.
III Etap Moralność postkonwencjonalna powyżej 16 roku życia jednostka może stawać się moralnie autonomiczna, porównuje swoje zasady moralne do innych ludzi.
Niestety niektórzy ludzi nigdy nie osiągną lub nie chcą dojść do najwyższego poziomu moralności. Jednak rozwój moralności w dużym stopniu zależy od nas samych.
Musimy zatem czuwać nad naszą moralnością, czuwać nad jej wzrostem, ale także na każdym etapie zastanawiać się nad naszym zachowaniem i jego skutkami.
Człowiek każdego dnia powinien przeprowadzać refleksje na temat swoich uczynków, analizować czy było one dobre, czy złe, obserwować skutki, unikać zła i starać się kierować w swoim życiu tylko i wyłącznie dobrem.
Monika Dębek
Grzegorz Ćwik - Oda do prawicy
W październiku 2019 roku na portalu Nowa Konfederacja pojawił się tekst Wojciecha Stanisławskiego „Oda do prawicy”. Tekst ten to celne i niezwykle bezpardonowe wypunktowanie szeregu przywar i błędów prawicy. Autor kieruje go, jak sądzę, bardziej do prawicy konserwatywnej niż tej narodowej. Nie ukrywam, że od pewnego czasu artykuł ten za mną „chodził” i zachęcał do napisania własnej kontynuacji „Ody”, tym razem skupiającej się na prawicy w rozumieniu środowiska narodowego i około-narodowego. Abstrahuję tu już zupełnie od kwestii podziałów „lewica-prawica” – tak czy inaczej nacjonalizm jest na obecną chwilę traktowany jako ideologia prawicowa.
Nie przedłużając więc dłużej – usiądź i posłuchaj prawico narodowa. Będzie bolało.
- - -
Prawico, wpadłaś kiedyś na pomysł najpierw wysłuchać czyichś poglądów, a dopiero potem je oceniać i komentować?
Prawico, przyszło ci kiedyś do głowy, że ktoś kto mówi nieprzyjemne dla ciebie rzeczy nie musi być agentem? Po prostu ma taki a nie inny światopogląd.
Prawico, kiedy w końcu zrozumiesz, że globalne ocieplenie to nie żaden spisek, tylko realny fakt?
Prawico, w globalne ocieplenie się nie wierzy, to nie religia.
Prawico, kiedy skończysz z „masakrowaniem”, „ostatecznym upadkiem”, „kompromitacją” i „mocnym krytykowaniem”?
Prawico, naucz się w końcu pisać poprawnie po polsku. Proszę.
Prawico…Interpunkcja też jest….Do poprawy…
Prawico, kiedy przestaniesz przekręcać nazwiska swoich adwersarzy, aby im dopiec? To nie dorosłe, tylko szczeniackie.
Prawico, przygotujesz się z raz w życiu do jakiejś debaty merytorycznie? Chociaż raz.
Prawico, mamy rok 2020. Odłóż książki Jędrzeja Giertycha i Henryka Pająka na półkę i nie sięgaj po nie więcej.
Prawico, na ile sposobów umiesz odmienić słowo „zdrajca”?
Prawico, czemu tak ciężko ci rozumieć, że ksiądz tez może być pedofilem i gwałcicielem?
Prawico, przestań do cholery bronić Michalkiewicza.
Prawico, cieszę się, że wszędzie i w każdym widzisz „socjalizm”. Umiesz podać jakąkolwiek definicję socjalizmu?
Prawico, wiem, że znasz rozkaz Stalina z 1943 roku o nazywaniu wrogów „faszystami”.
Prawico, a kiedy poszukasz czegoś na temat tego rozkazu? I zrozumiesz, że nigdy takowego nie wydano?
Prawico, kiedy przestaniesz swoją wiedzę budować na podstawie memów?
Prawico, zacznij czytać książki. Najlepiej te wartościowe.
Prawico, kiedy przestaniesz jednocześnie ględzić o cywilizacji europejskiej i cieszyć się z zamachów we Francji? Albo albo.
Prawico, kiedy zrozumiesz, że 95% rzekomych „przemilczeń” historii to tylko twoje fobie i lęki?
Prawico, może już pora przestać wieszać psy na Piłsudskim? Mamy XXI wiek, najwyższy czas porzucić paleoendeckie zaprzeszłości.
Prawico, kiedy nauczysz się robić zrzutki na portalach patronackich a nie przez gmaila? To naprawdę ani nie boli, ani nie jest trudne.
Prawico, wiemy przeciw czemu jesteś. A wiemy za czym jesteś?
Prawico, kiedy przestaniesz cytować „pana Janusza”?
Prawico, twoje żarty śmieszą tylko ciebie. A i to nie zawsze.
Prawico, wiemy jakie są zasługi generała Rozwadowskiego. Nie musisz o tym krzyczeć na każdym kroku.
Prawico, przestań zadawać głupie pytania.
Prawico, czy ktoś poza tobą samą cię rozumie?
Prawico, mogłabyś z raz w życiu się tak nie napinać?
Prawico, kiedy zamiast powtarzać cytaty z Jüngera zaczniesz go czytać?
Prawico, tak wiemy co stało się na Wołyniu w 1943 roku. Nikt tego nie przemilcza.
Prawico, wiemy do jakich bestialstw tam doszło. Przestań się intelektualnie onanizować wymienianiem sposobów w jaki UPA mordowało Polaków, bo jest to…dość dziwne i osobliwe.
Prawico, kiedy przestaniesz twierdzić, że Ukraińcy to nie naród?
Prawico, kiedy przestaniesz być antyszczepionkowa?
Prawico, nadal walczysz ze Skamandrytami i Leśmianem? Może dajmy już im spokój?
Prawico, kiedy przestaniesz pieprzyć, że Hitler był „lewakiem”?
Prawico, kiedy zrozumiesz, że budowanie autostrad nie stawia nikogo w jednym szeregu z Hitlerem?
Prawico, kiedy przestaniesz wyzywać innych od faszystów? Ekofaszyści, hehe
I nazistów? Feminazistki, hehe
I lewaków?
Prawico, zauważyłaś, że Donald Tusk od paru ładnych lat już nie rządzi?
Prawico, a wiesz, że Platforma Obywatelska też już nie rządzi?
Prawico, więcej przypinek i rzepów z symbolami na kurtce się nie zmieściło?
Prawico, czego słuchasz poza LTW i Bronsonem?
Prawico, zaczęłaś już czytać „Nowego Obywatela”? Najwyższa chyba pora?
Prawico, naprawdę słuchanie jazzu nie boli. Ani zdradą też nie jest.
Prawico, przestałaś już bredzić o spisku wegetarian?
Prawico, dalej negujesz holocaust?
Prawico, przestaniesz nazywać Rosjan „ruskimi”, Niemców „szkopami” i „nazistami”, Ukraińców „banderowcami” etc.? Pora wydorośleć.
Prawico, koronawirus to fakt, a nie spisek.
Prawico, nawet nie zaczynaj swojej gadki o 5G.
Prawico, wdech, wydech, i dopiero się wypowiadaj.
Prawico, kiedy przestaniesz co wybory dawać się dymać kolejnym cwaniakom?
Prawico, więcej patriotyzmu na koszulce się nie zmieściło?
Prawico, naucz się w końcu wyświetlać i odpowiadać na wiadomości.
Prawico, przestań pisać przymiotnik „polski” duża literą, podobnie jak „my” i „nasze” – to naprawdę dziecinne.
Prawico, przestań wrzucać obrazki z cytatami z Lutosławskiego, nie znając w ogóle twórczości tego człowieka.
Prawico, tak w ogóle to przestań udostępniać jakiekolwiek cytaty ludzi, o których nie masz pojęcia.
Prawico, nikt mi za ten tekst nie zapłacił. Podobnie jak za każdy inny.
Prawico, naprawdę chcę dla ciebie dobrze. A przynajmniej chciałem.
Grzegorz Ćwik
Grzegorz Ćwik - Globalny nacjonalizm: rok później
Pandemia koronawirusa unaoczniła jedną istotną kwestię, którą wiele osób przeczuwało już i analizowało od dłuższego czasu: absolutna porażkę prawicy. Mam tu na myśli zarówno płaszczyznę intelektualną, moralną i etyczną, jak i zwyczajnie ludzką. Wobec rozległego i globalnego problemu, jakim jest koronawirus i jego wpływ na nasze życie, prawica dowiodła ostatecznie jaka jest na scenie ideowo-politycznej: niepotrzebna. Wszelkie bicie się z faktami jest już nie śmieszne a żenujące. Mnożą się w postępie geometrycznym coraz to nowe teorie spiskowe – a to, że wirus nie istnieje, a to, że powiązany jest z technologią 5g, a to że depopulacja i ONZ lub WHO chcą nas zabić, od paru zaś dni (piszę te słowa 24 kwietnia) słychać głosy, że za wszystkim stoi wcielenie zła – Bill Gates. Do tego masa „ekspertów” opierając się na fakenewsach i zwykłych kłamstwach twierdzi, że nikt nie choruje i nie umiera na koronawirusa, powołując się oczywiście na przykład Białorusi albo Korei Północnej. Sprawa koronawirusa wykazała jak straszliwie odrealniona jest prawica – konserwatywna, liberalna, część narodowej także, choć tu zaznaczyć trzeba, że środowisko nacjonalistyczne bardzo trzeźwo podeszło do tematu, a i spora część nacjonalistów (w tym „Szturm”) nie poczytuje się za prawicę. Wszelkie odmiany prawej strony z dnia na dzień zwiększają liczbę dowodów na jej bankructwo. Tymczasem nie tylko sam koronawirus i jego pandemia wymaga określonych działań, ale sam nacjonalizm musi wreszcie zmierzyć się z globalnymi wyzwaniami, które nie są żadnymi „manipulacjami przekupionych naukowców”, ale czynnikami które w coraz większy stopniu wpływają na nasze życie – podobnie jak i całej planety.
Koronawirus, czyli czas na zmiany
Gdy największe europejskie kraje notują dziennie po 800-1000 zmarłych, a USA nawet więcej, polska prawica twierdzi, że „nie ma wzrostu śmiertelności”, albo że „nikt nie umiera”. Choroby i błędy, jakie toczyły środowisko prawicowe, dają teraz o sobie znać, wykazując długofalowe skutki dla tejże formacji światopoglądowej. Brak lektury wartościowej i merytorycznej literatury, postawienie teorii spiskowych rodem z filmów z żółtymi napisami nad fakty i rzeczywistość, zwykły koniunkturalizm czy wręcz uczynienie z płodzenia bzdur niezłego biznesu – lista błędów jest długa. Teraz, gdy nie tylko Polska, nawet nie tylko Europa, ale cały prawie świat stanął przed tymi samymi problemami, widać jak na dłoni zwykłą nieprzydatność obozu prawicowego. Spora część naszej gospodarki stanęła, rośnie inflacja, bezrobocie i postępuje pauperyzacja, rwą się globalne łańcuchy dostaw. Do tego państwa drenowane przez wiele lat trucizną neoliberalizmu mają służbę zdrowia i inne państwowe agencje w opłakanym stanie. Tymczasem zewsząd napływają informacje, że globalne korporacje pracowników obciążają kosztami kryzysu, a bez twardej ręki interwencjonizmu szybko dochodzi do gwałtownego zwiększenia się biedy i ubóstwa. Ponadto pozostaje kwestia samej walki z wirusem, losu osób niesamodzielnych (emerytów, niepełnosprawnych etc.). Na wszystkie te tematy prawica albo nie ma odpowiedzi, albo wygłasza wyłącznie frazesy o konieczności pomocy pracodawcom (bo pracownikom już niekoniecznie) w połączeniu z zawieszeniem programu 500+, albo zwyczajnie się kompromituje. Nie rzecz w tym, czy zamknięcie lasów było słuszne czy nie, ale rzecz w tym co unaoczniła pandemia, oraz jakie stwarza…szansy. Tak, dobrze czytacie – pandemia jako taka, choć stanowi bardzo duże wyzwanie dla dotkniętych nią krajów, może tez być szansą – ale o tym za chwilę.
Wpierw może o tym, co proponują przedstawiciele prawicy na pandemię. Nie wierzyć w nią, bo przecież jak mówią jej główne autorytety, większość się zawsze myli, ergo jeśli większość wierzy w koronawirusa, to znaczy że go nie ma. Oczywiście cały trud podjęty przez nasze państwo, jak i inne to zwykła „histeria” oraz „manipulacja”, a ich celem jest zabrać nam resztkę wolności, dokonać depopulacji i pozbawić pieniędzy. „Dowodów” na to jest dużo – youtube i blogi w domenie wordpress pełne przecież są zmyślonych artykułów i materiałów, które przerażają zwykle tyle głupotą, co i ortografią czy gramatyką. Pojawia się oczywiście wątek antykościelny – otóż koronawirus to pretekst do zamykania kościołów. Prawico, naprawdę dziwisz się jeszcze, że popiera cię coraz mniej osób?
Jak wspomniałem koronawirus to także szansa, przynajmniej teoretyczna. Ludzie oczekują bowiem radykalnych i daleko idących środków, neoliberalizm i kapitalizm dowiodły swojej nieprzydatności i antyludzkiego charakteru, organizacje międzynarodowe jedna po drugiej wykazują, że nie są w stanie nic zrobić, do tego część rządów przyznała sobie specjalne pełnomocnictwa… No to może by tak wprowadzić prawdziwie radykalne reformy, które nie tylko będą miały amortyzować skutki ekonomiczno-społeczne epidemii, ale przede wszystkim będą stanowić całościową i fundamentalną przebudowę systemu gospodarczego, państwowego i w efekcie międzynarodowego? Może to już pora odpowiednio finansować służbę zdrowia i inne segmenty sektora publicznego? Może to czas by uznać, że państwa narodowe pozostają najdoskonalsza formą bytu politycznego? Może to dogodny moment by wprowadzić podstawowy dochód gwarantowany, tak jak Hiszpania? Może to wreszcie chwila, by wprowadzić nadzór nad największymi internetowymi potentatami (google, youtube, facebook) i rozbić je na szereg odrębnych spółek, aby pojedyncze osoby nie kumulowały tak gigantycznej władzy i pieniędzy? Może to wreszcie chwila, by zlikwidować neoliberalny mechanizm prywatyzacji zysków i uspołeczniania strat? Przywróćmy znaczenie państwa jako aktywnego uczestnika życia ekonomicznego, dokonajmy reprywatyzacji rozkradzionego po 1989 roku majątku i zastąpmy wreszcie kapitalizm oparty o egoistyczny zysk ustrojem sprawiedliwości i powszechnego obywatelstwa gospodarczego, gdzie podstawą będzie redystrybucja i faktyczne „państwo dobrobytu”.
Co na to wszystko prawica? Jak się ustosunkowuje do tego, że partia Razem ma dużo sensowniejszy od całej prawicy program pakietu antykryzysowego, oparty m.in. o uzależnienie pomocy od nie obniżania pensji, brak zwolnień etc.? Otóż prawica przeżarta nie tylko szurią i wariactwem, ale także egoizmem i liberalizmem wrzeszczy jak opętana jedno: „wolność!”. Oczywiście wolność dla nich, dla ich firm, dla ich zysków i sponsorów. Przeważająca większość ekonomicznych bezsensów prawicy, która w gruncie rzeczy nienawidzi większości społeczeństwa, to te czy inne wariacje planu Balcerowicza. Problem w tym, że o ile pierwszy taki program ledwo przeżyliśmy, to drugiego pewnie już nie damy rady. Co ciekawe – nie pierwszy i nie ostatni raz neoliberalizm ekonomiczny i darwinizm społeczny zbliża naszą prawicę do „Gazety Wyborczej” czy Natemat. W swej posuniętej do skrajności małostkowości i zawiści prawica, która na co dzień ma gębę pełną frazesów o Narodzie, w gruncie rzeczy interesuje się tylko własną michą, zyskami i szlachecką anarchią, zwaną dla niepoznaki „wolnością”.
Prawico – zbankrutowałaś. Jako formacja ideowa, jako poszczególne odłamy i frakcje, jako wreszcie ludzie. Promowanie teorii spiskowych w czasach spokoju poczytywać można jako coś niegroźnego, jednak w dobie kryzysu twierdzenie, że nic właściwie się nie dzieje jest już wykazaniem się odpowiedzialnością na poziomie 4-letniego dziecka. Możesz mieć dalej swoje wyświetlenia, internetowych rycerzy oskarżających wszystkich o bycie „lewakiem”, możesz mieć swoje wydawnictwa, książki, kanały i programy. Nie masz jednak nawet krztyny realizmu i faktycznego planu dla Polski, Europ i świata.
Dla nas, nacjonalistów to oznaka, że właśnie słyszmy ostatni dzwonek na to, by nasze działania przestały być kierowane do prawicy, ale zaczęły trafiać przede wszystkim do tzw. „normików”, czyli po prostu zwykłego społeczeństwa.
A przyznać trzeba, że za naszego życia przyjdzie rozwiązać naszemu gatunkowi szereg problemów, które są problemami światowymi.
Nacjonalizm globalny
Naród, który uważamy za główną wartość doczesną jest nie tylko pewnym ideałem, ale określonym realnym bytem, który ma swoje miejsce na planecie. Tak więc, co dość logiczne, jeśli planeta ta przeżywa kryzysy i problemy to dotykają one wszystkich, a nie tylko owych „onych” z dalekich krajów. Udawanie, że globalne kryzysy nas nie dotyczą przypomina dziecko, które wrzaskiem i krzykiem próbuje wymóc coś na rodzicach. Niezależnie od tego jak głośno jednak będziemy krzyczeć o Festung Polska, to wiara iż wytrzyma podmuchy wiatru dziejów jest niedorzeczna. Globalizm to nie tylko facebook, loty do każdego miejsca na świecie ale także globalność zagrożeń i wyzwań, przed jakimi stoją wszystkie Narody świata.
To zresztą kolejne miejsce, w którym prawica wykazuje swoje bankructwo. Kiedy wszystkie środowiska i nurty polityczne zajmują się (lub chociaż to udają) tym, jak rozwiązać kwestie kryzysu klimatycznego, wzrastających temperatur, zanieczyszczenia środowiska naturalnego, wyczerpujących się paliw kopalnych i surowców, wówczas praca stwierdza… że „nie wierzy” w te zjawiska. Tak po prostu – globalne ocieplenie to spisek, surowce nigdy się nie wyczerpią bo Cejrowski tak powiedział etc. Cała nauka, tysiące badaczy i naukowców, autorytet setek uniwersytetów i instytucji badawczych – to wszystko absolutnie nic przy Korwinie, który wzorem wyborców swojej liberalnej partyjki Konfederacji dalej nie wie czym się różni klimat od pogody.
Psychologia całkiem nieźle już przeanalizowała czemu człowiek jako taki może mieć problem z uchwyceniem takich zjawisk. Są one relatywnie powolne, ciężko do uchwycenia całościowego, skomplikowane, ich rozwiązanie w ujęciu globalnym wymagać będzie najpewniej zmiany sposoby życia przez przynajmniej pewną część naszych społeczeństw. O ile jednak inne nurty przemogły te problemy mentalne, to prawica dalej kłóci się z faktami. Swoja drogą wspomniana psychologia, a najlepiej psychiatria to doskonałe narzędzia do analizy „myśli” prawicowej.
Wróćmy jednak do naszych rozważań o globalnych wyzwaniach. Rok temu w „Szturmie” pojawił się mój artykuł „Globalny nacjonalizm”, którego sensem było zarysowanie globalnych zagrożeń i problemów, które dotyczą też automatycznie Polaków oraz postulat, aby środowisko nacjonalistyczne zajęło stanowisko wobec nich i stworzyło przynajmniej zarys programu naprawczego, chociażby w kwestii tegoż kryzysu klimatycznego. Aktualność tego wezwania nie przeminęła, sądzę, że wręcz jest to jeszcze bardziej paląca konieczność.
Niezwykle ciepła zima, właściwie pozbawiona śniegu i ujemnych temperatur, oraz brak deszczu i susza, która kolejny rok nawiedza nasz kraj i region są widocznymi elementami tego, że klimat się zmienia. Jak się okazuje żarty z tego, że kryzys klimatyczny i globalne ocieplenie dadzą pozytywne skutki, bo będzie można hodować cytrusy, są tyle samo warte co większość prawicowych mądrości.
Kryzys klimatyczny nie tylko jest faktem, ale przede wszystkim ma źródło antopogeniczne. To prawda, że człowiek odpowiada tylko za 5% produkcji gazów cieplarnianych. Pamiętajmy jednak, że te 5% to nadwyżka, której planeta nasza nie jest w stanie odpowiednio mocno i wydajnie się pozbyć. Tak więc jeśli przez 20 lat będziemy dorzucać dodatkowe 5% gazów cieplarnianych, to okazuje się, że mamy już nie 5 a 100%. A przecież gazy cieplarniane to nie jedyny sposób niszczenia planety, jaki praktykujemy. Zwiększanie się temperatury jest procesem stałym – i tak, zależy także od słońca. Tyle, że – tego już prawica Wam nie powie – wpływ Słońca na globalną temperaturę na Ziemi jest najsłabszy obecnie od kilkudziesięciu tysięcy lat, podczas gdy temperatury wód, ziemi i powietrza rosną, podobnie jak poziom wody w oceanach oraz zanieczyszczenie gazami cieplarnianymi całej planety.
No dobrze, a co do powiedzenia ma tutaj nacjonalizm? O ile właściwie środowisko narodowe jako takie nie neguje faktów i zgadza się, że kryzys klimatyczny to realne zagrożenie, to też jasnym jest, że nie uczestniczymy w dyskusji jaka trwa na ten temat. Zagadnienie to jest zresztą dość skomplikowane, bo zasadza się na tym, że żaden kraj w pojedynkę nie jest w stanie rozwiązać kwestii kryzysu klimatycznego. Ten bowiem wynika ze skutków ubocznych przemysłu energetycznego, przemysłu, rolnictwa oraz górnictwa na całym świecie. Od wielu lat już trwają międzynarodowe działania na rzecz określonych rozwiązań, podpisywane są określone dokumenty (np. Konwencja paryska), jednak ich wpływ na realia jest w gruncie rzeczy mizerny. Bardzo duża i rosnąca produkcja energii, a skutkiem tego i wydobycie paliw kopalnych, związane jest z dwoma faktami: wysokim poziomem konsumpcji i stopy życiowej na Zachodzie i bogatej północy oraz aspiracjami Chin, Indii, Brazylii i innych szybko rozwijających się krajów, które przejawiają niezwykle silne dążenie do dorównania poziomem życia – a więc i konsumowania, do poziomu Zachodu. Jak więc wpłynąć na to i na fakt, że sytuacja taka oznacza automatyczny wzrost ilości produkowanej energii, co potęguje także szybki przyrost demograficzny w krajach jak choćby Indie. A przecież większość energii pozyskiwane jest obecnie z paliw kopalnych, co jest głównym elementem potęgującym kryzys klimatyczny. I to jest właśnie wyzwanie dla nacjonalizmu: 1. Jakie przyjąć kierunki rozwoju i reform dla własnego państwa? 2. Jakie postulaty i oczekiwania wobec innych krajów i regionów wysunąć i forsować na arenie międzynarodowej? 3. Jak w tym wszystkim uchronić niezależność państwa narodowego? Moim zdaniem to najważniejsze pytania, na jakie powinniśmy odpowiedzieć – jako nacjonaliści, Polacy i ludzie.
Określając plan reform dla Polski wziąć pod uwagę musimy nie tylko wymogi walki z przyczynami kryzysu klimatycznego, ale także z tym, że prędzej czy później pewne rzeczy zostaną narzucone państwom przez międzynarodowe umowy – a im szybciej będzie rosła temperatura, tym prędzej możemy się tego spodziewać. Aby więc zachować margines czasu, już dziś powinniśmy pokusić się o określone postulaty.
Program dla Polski obejmować powinien zarówno przejście, stopniowe oczywiście, od energetyki opartej o paliwa kopalne do energetyki opartej o źródła odnawialne – energia solarna, geotermalna, etc. jest tu jak sądzę dobry przykładem. A czemu nie atomowa? Otóż dlatego, że podobnie jak inne paliwa kopalne, także uran powoli się kończy. Spodziewać się można, że w ciągu 30-40 lat wyczerpią się nadające do użycia złoża, co powoduje, ze projektowanie strategicznych zmian pod energetykę, która w ciągu jednego pokolenia starci sens bytu, jest w gruncie rzeczy drogą donikąd. Dlatego też musimy skupić się na odnawialnych i przyjaznych dla środowiska naturalnego metodach wytwarzania energii, przy jednoczesnym systemowym i protekcyjnym podejściu do kwestii obecnej energetyki. Nie możemy pozwolić sobie (znów!) na balcerowiczowskie rozwiązania, gdzie z dnia na dzień zamyka się wielkie zakłady pracy, ludzi zostawia samym sobie i pozostawia wszelkie rozstrzygnięcia osławionemu „rynkowi”. Tu trzeba przede wszystkim skupić się na szwedzkim modelu działań w takich wypadkach, tj. wsparciu dla grupowego przekwalifikowania, socjalnym i społecznym osłonom dla osób dotkniętych takimi działaniami, oraz jednocześnie to państwo musi być elementem kształtującym nowe pole funkcjonowania energetyki. Żadnych przetargów, żadnych konkursów, żadnego outsourcingu! Naszym celem musi być państwowy zarząd nad energetyką i państwowo-społeczna kontrola nad nią. To nie tylko jedna z branż o znaczeniu strategicznym ale także branża zyskowna – nie widzę żadnego powodu aby oddawać ten zysk np. zagranicznemu kapitałowi.
Odpowiadając na drugie pytanie – tu nie możemy bawić się dalej w piaskownicę pod tytułem „ale tamci też trują i to więcej!”. Zostawmy to Konfederacji i jej parapolitykom, którzy serio takie opinie wygłaszają. Problem bowiem dotyka nas wszystkich i konsekwencje jego mogą być dramatyczne dla każdego Narodu, nie miejsce więc na dawanie dowodów politycznej niepełnosprawności. Polska powinna postawić na działania z jednej strony twardo dążące do wywarcia presji na kraje, które są głównymi trucicielami, a z drugiej na to, by wszelkie ustalenia i umowy podpisywane były nie przez organizacje międzynarodowe, a przez państwa narodowe. I to poniekąd jest odpowiedź na trzecie pytanie. To nie umowy i nakazy ONZ, UE czy jakiejkolwiek organizacji, ale międzynarodowe porozumienia konkretnych państw mają być tu absolutną podstawą działania. Oczywiście w wypadku, gdy np. określone państwo wyłamuje się z danych ustaleń – np. Brazylia rządzona obecnie przez populistyczną i skrajnie wolnorynkową oszołomską prawicę, wówczas można użyć narzędziowo tą czy inną organizację do wywarcia presji na takie państwo. Co do zasady uznać trzeba, że nigdy sytuacja nie może zostać odwrócona, to jest nigdy nie może zdarzyć się, aby to organizacje międzynarodowe w myśl swojej polityki zobowiązywały państwa narodowe do określonych działań wobec danego państwa.
Wyjść musimy tutaj z założenia, że zarówno kryzys klimatyczny jest realnym i potencjalnie śmiertelnym dla ludzkości zagrożeniem, jak i przy świadomości faktu, że określone zmiany i obostrzenia z tym związane i tak będą wdrażane na arenie międzynarodowej. Pytanie czy chcemy do końca, niczym skończeni idioci z aluminiowymi czapeczkami z folii na głowie przeciwstawiać się temu i ponieść ostatecznie dużo większe koszty, czy wyjdziemy odważnie naprzeciw problemowi i spróbujemy nadać własną, narodową narrację.
Słoń w pokoju
„Elephant in the room” – w ten sposób Brytyjczycy określają powszechnie rozpoznawany problem, który jednocześnie wszyscy też ignorują i zdają się go nie dostrzegać. Ten słoń w wypadku naszych rozważań to całokształt zagadnień związanych z ogromnym skokiem produkcji, rozwoju i demografii jaki obserwujemy od około 200-250 lat. Chodzi nie tylko o opisane wyżej zagadnienie kryzysu klimatycznego, ale także wyczerpywanie się paliw kopalnych i surowców (głównie metali), przeludnienie, pogłębiające się problemy z dostępnością wody, ogromną nadprodukcję i nadkonsumpcję, zanieczyszczenie środowiska naturalnego i jego postępujące niszczenie, wyjałowienie coraz większego odsetka areału ziem uprawnych, czy wreszcie światowe finanse, które opierają się właściwie wyłącznie już na kolejnych zadłużeniach, spekulacjach i kłamstwach.
Wszystko to są powiazanie ze sobą na zasadzie sprzężenia zwrotnego kwestie, których nie da się analizować i szukać rozwiązań w oderwaniu od pozostałych. Zanieczyszczenie środowiska naturalnego wynika bowiem z ogromnego poziomu produkcji przemysłowej oraz energii, to wynika z przewagi paliw kopalnych w energetyce, nadprodukcja i nadkonsumpcja potęgują zgubne skutki poprzednio wymienionych, a całość powoduje rychły „oil peak” – stały i nieodwracalny spadek wydobycia ropy naftowej i innych surowców energetycznych, włącznie zresztą z uranem.
Cały nasz świat i jego ekonomia opiera się o stały wzrost wykładniczy. W uproszczonym ujęciu to stały wzrost danej wielkości (populacji, zysku, etc.) o daną wartość procentową w skali czasowej. Jeśli spojrzymy na liczbę ludności, przyrost ekonomiczny, zyskowność gospodarki etc. w ujęciu wielu wieków, okaże się, że wszystkie te wielkości rosną właśnie wykładniczo. Wzrost wykładniczy ma do siebie to, że dopiero po bardzo długim okresie wielkości o jakie rośnie zaczynają być bardzo duże. Taki też trend obserwujemy obecnie – procentowy przyrost ludności jest z grubsza stały, jednak wyrażony w bezwzględnych liczbach daje nam już zupełnie inne miary.
Wzrost wykładniczy ma ogromne znaczenie dla ekonomii, a właściwie w obecnej jej formie jest niezbędny. Czemu? Otóż dlatego, że w ujęciu fiskalnym i finansowym ekonomia obecnie opiera się na generowaniu długu, który spłacony zostanie długiem, który wygenerujemy jutro, a ten opłaci dług wygenerowany pojutrze etc. Z definicji oznacza to, że zadłużenie rośnie, a cały model ma sens tak długo, jak rośnie PKB. Czy jest możliwy stały wzrost PKB? Nie, choćby ze względu na malejące zasoby, wielkość surowców (w tym także ziemi), rosnące koszty wydobycia surowców, coraz wyższe koszty klimatyczne i środowiskowe przyjętego modelu ekonomicznego. Prędzej czy później PKB wyhamuje, a biorąc pod uwagę globalne skutki pandemii koronawirusa, przyjąć można, że stanie się to dużo szybciej, niż prognozowano jeszcze kilka miesięcy temu. Co to oznacza? Najprawdopodobniej kryzys finansowy i spekulacyjną bańkę, przy której rok 2008 to nieszczególnie groźny i chwilowy zastój. A pamiętajmy, ze przyczyny nadchodzącego kryzysu są systemowe i wielopłaszczyznowe, co oznacza, że nie minie on po kilku tygodniach czy miesiącach, a będzie wracał kolejnymi coraz to większymi falami.
Globalna rewolucja – globalny nacjonalizm?
Nie mam wątpliwości co do tego, że tak czy inaczej czeka nas globalna rewolucja. Pytanie czy dojdzie do niej w momencie, kiedy nic lub bardzo niewiele będziemy mogli już zrobić, czy też zawczasu zadbamy o naszą planetę. Tak – zdecydowanie będzie to wymagało zmiany naszego stylu życia, przemodelowania większości, a może nawet wszystkich gałęzi funkcjonowania państwa, zwłaszcza zaś gospodarki i ekonomii. Szybko będziemy musieli się nauczyć oszczędzać energię i zasoby, nie tylko zresztą paliwa kopalne. Wystarczy spojrzeć na statystyki jakości wydobywanych rud prawie wszystkich metali na świecie, żeby uzmysłowić sobie, że w ciągu kilku dekad albo się one wyczerpią, albo ich wydobycie stanie zupełnie nieopłacalne. Przemodelować trzeba zresztą nie tylko energetykę i górnictwo, ale także logistykę, transport, sposób życia, transport, rolnictwo i wiele innych. To nie żadna nadęta wizja nowych czasów, tylko prosta konstatacja, że te zmiany tak czy inaczej nadejdą – albo jako mniej lub bardziej kontrolowany przez nas proces, albo jako paląca konieczność, której w żaden sposób nie będziemy w stanie okiełznać. Bo co jeśli nic nie zrobimy w kwestii wyczerpywania się paliw kopalnych, i któregoś roku po prostu wydobycie zacznie spadać? Co zrobimy, kiedy cały czas wzrastająca temperatura spowoduje gigantyczne migracje, a pamiętajmy że póki co najbardziej obciążone skutkami globalnego ocieplenia tereny to Chiny, Indie i Afryka. Co wreszcie stanie się, kiedy wzrost PKB zatrzyma się (może to już ma miejsce?) i światowe finanse złożą się jak domek z kart pociągając za sobą praktycznie wszystko i wszystkich?
Na wszystkie te aspekty musi w końcu odpowiedzieć nacjonalizm. Musimy mieć nie tylko program, ale włączyć się z nim żywo do toczącej się debaty i podjąć konkretne działania, aby przebić się z nim do możliwie największej liczby ludzi. Obrażanie się na rzeczywistość i politykę nic tu nie da, a brednie o tym, że nie ma globalnego ocieplenia, albo że paliwa kopalne nie kończą się skazuje nas na sekciarstwo i skrajna marginalizację. Problemy tego świata nie znikną tylko dlatego, że im zaprzeczymy lub uznamy za „spisek”. Wręcz przeciwnie – coraz mocniej i silniej będą oddziaływać na życie naszego Narodu, vide choćby przykład trwającej suszy. Dlatego właśnie jako nacjonaliści mamy obowiązek uglobalnienia naszej idei – czyli wzięcia pod uwagę globalnych wyzwań oraz problemów czy zagrożeń i uwzględnienia ich w naszych pracach programowych u publicystycznych, jak również codziennym aktywizmie.
Prawica wykazała całkowite swoje bankructwo i porażkę. Najwyższa pora by całkowicie przestać orientować się na tą coraz bardziej odrealnioną formację, a skupić się na tworzeniu nowoczesnego nacjonalizmu, który nie tylko będzie komplementarną odpowiedzią na wyzwania, jakie na nas czekają, ale także będzie w stanie trafić do jak największej liczby zwykłych ludzi.
Grzegorz Ćwik
Grzegorz Ćwik - Ekshibicjonizm
Przeważająca większość z nas to ekshibicjoniści. Niekoniecznie w rozumieniu dosłownym, choć być może i tu się znajdą zwolennicy. Przede wszystkim jednak chodzi mi o ekshibicjonizm emocjonalny, wirtualny i towarzyski. Uwielbiamy się chwalić, pozować i udawać. Kochamy pokazywać to, czym naszym zdaniem warto się wyróżniać i brylować wśród swoich znajomych jak i wirtualnych nieznajomych. Wrzucamy masę zdjęć, relacji, postów z tego, czym w życiu się otaczamy i co robimy. Opowiadamy historie, wypowiadamy słowa i zdania, które łączą się w kreowany przez nas obraz nas samych.
Po co jednak to robimy? I przede wszystkim, czy zastanawiamy się co właściwie pokazujemy i jakie świadectwo swego życia i stanu umysłu dajemy? To już rzadziej, kto by się tym przejmował. Każdy wie co jest trendy, na czasie i jak najłatwiej zdobyć poklask i akceptację. Bo to też w dużej mierze o to chodzi, prawda? O akceptację i podziw ze strony innych. A wszystko w ramach zasad i reguł narzuconych nam przez speców od reklamy i social-mediów. Chwalimy się nową parą sneakersów, napędzając sprzedaż firmom odzieżowym. Pokazujemy ile wypiliśmy i przećpaliśmy przez weekend, zapominając o tym, że nałogi te są jak najbardziej na rękę rządzącym elitom. Dzwonimy do znajomych, aby drżącym z podniecenia głosem chwalić się zakupem gadżetu nowej generacji, który opracowano tylko po ty, by… go kupić. Czy naprawdę nowy ajfon aż tak bardzo różni się od poprzedniego? I kolejnego? Ale chociaż słupki sprzedażowe Apple mają się dobrze. Good job bro.
Te wszystkie ekshibicjonistyczne zachowania – zarówno wirtualne, jak i czynione w „realu” – służą przede wszystkim utwierdzaniu i cementowaniu hedonistycznych i nihilistycznych wzorców postępowania w społeczeństwie. Serio wszystko na co się stać to chwalenie ile wypiłeś przez weekend? Łał, to takie dojrzałe i oryginalne. Opowiedz mi jeszcze, zwłaszcza o tym z iloma pustymi sukami spałeś po alkoholowym i narkotycznym upodleniu się. W końcu Livin' la Vida Loca! A cóż może być bardziej szalonego od chwalenia się swoimi podbojami, osiągnięciami i zbiorami.
„Nie liczę ile piję, liczby by mi się popierdoliły”
Statystyki nie kłamią – Polacy piją coraz więcej. Przegoniliśmy już pod względem ilości spożywanych procentów PRL, i nadal śrubujemy wynik. Jak widać kiedy „Szturm” mówi, że nihilizm i hedonizm idzie w parze z nałogami, to nie kłamie. Pijemy często, mocno, do przysłowiowego „urzygu”. Jak kilkanaście lat temu rapował Pezet:
„W tym kraju pijesz, gdy się cieszysz
Pijesz, gdy jesteś smutny
Ludzie zmienili miłość do życia w miłość do wódki”
Oblewamy zwycięstwa, zapijamy gorycz porażek, a przede wszystkim topimy w alkoholu nudę, marazm i poczucie pustki. W świecie bez Bogów, duchowości, religii i wartości niewiele więcej pozostało. A potem tym wszystkim się chwalimy. Często zresztą nie czekamy nawet do następnego dnia, tylko w trakcie „zabawy” wrzucamy zdjęcia czy nagrania dokumentujące poziom naszego zbydlęcenia. To takie zabawne, rozumiecie? Takie niecodzienne i zwariowane chwalić się tym, że traci się czas, człowieczeństwo, zdrowie i pieniądze na chlanie. Myślisz, że dajesz dowód swojej dojrzałości? Męskości? Mylisz się. Wyłącznie się błaźnisz, przy okazji równając do wzorca, jaki nasi wrogowie stawiają na piedestale. Gratulacje.
Nie zapomnij rano cyknąć fotki pustych butelek, napisać ile wydałeś na wódę i dopisać obowiązkowo coś o leczeniu kaca klinem. To takie oryginalne, serio. Normalnie drugi Bukowski z Ciebie. Twoi rodzice i dzieci są z ciebie dumne. Przecież weekend to raptem 48 godzin. Ty je zmarnowałeś na chlanie i walkę z konsekwencjami tegoż. Nie ma to jak dobrze spędzony czas. Prawdziwie zadrużna postawa.
Nocne życie
Z powyższym często wiąże się chwalenie „miłosnymi” podbojami w klubach i melinach. Tylko głupi by nie skorzystał i nie przespał się z kimś, kto z kolei tez sypia z każdym, kto postawi drinka albo posypie krechę. Wyczyn godny Kukuczki. Nie zapomnij zrobić wam selfie, wrzucić na facebooka i oczywiście napisać o tym do absolutnie każdego znajomego.
Droga godna naszych ideowych poprzedników to hedonistyczne zatracanie się w najbardziej spłyconych pobudkach i żądzach, czyż nie? A wszystko to na rękę systemowi, wszak człowiek, który popada w hedonizm, wypłukuje swoją duszę z kolejną kolejką, kreską i przerżniętą laską w klubie nie będzie odporny na propagandę i ciągłe przesuwanie granicy przez naszych przeciwników.
Prawdziwa dojrzałość i siła to zbudować trwały związek, w którym w określonym momencie pojawią się dzieci. To oczywiste i naturalne, dlatego też zmienianie partnerek jak rękawiczki nie jest dojrzałe, ale jawi się jako zwykłe pójście na łatwiznę. „Seks to dymanie jeśli nie ma w nim miłości” jak rapował półtorej dekady temu Włodi – i ciężko mu nie przyznać racji.
O prochach i ćpaniu wspominaliśmy wiele razy na łamach „Szturmu”, ostatni raz szerzej w listopadzie przy okazji różnych przemyśleń związanych z Marszem i towarzyszących mu wydarzeń. Żeby nie popadać we wtórność tudzież autoplagiat stwierdźmy, że są rzeczy, których białym ludziom po prostu nie wypada robić, a tym bardziej się tym chwalić. Zgubne skutki medyczne i zdrowotne, uzależnienie, psychiczne i prywatne problemy, wreszcie stoczenie się do statusu zwykłego śmiecia. Odpowiadając na pytania urażonych nałogowców palących popularną ganję - tak, nawet raz na jakiś czas nie powinno się tego robić. Jeśli serio nie potraficie bez tego się obyć i szukacie tylko argumentów i powodów, by uzasadnić swój nałóg, to niestety jesteście na bardzo złej ścieżce.
Wrzucanie masy kiepskawych kawałków polskich raperów o paleniu nie sprawi, że ćpanie przestanie być ćpaniem. Po prostu trawa jest mniej groźna niż heroina czy amfetamina, ale ścierwo pozostaje ścierwem. Jeśli chcesz popadać w coraz większą zamułę, otępienie, ostatecznie depresję i regres umysłowy, to oczywiście droga wolna. Politycy jeszcze Ci zaklaszczą.
Pełne szafki, puste dusze
To serio oryginalne chwalić się nowymi kicksami, nową kurtką albo telefonem. Przecież nie robi tego nikt inny, prawda? W rzeczywistości oczywiście robi to masa ludzi, ale o to właśnie chodzi producentom. Najważniejsza jest konsumpcja i sprzedaż, a co ją lepiej podbije niż rywalizacja kto pokaże w poście lepsze buty, gadżet czy ciuch. W to mi graj kapitalistom i wszelkim specom od marketingu. W normalnych warunkach za reklamę w sieci płaci się niemałe pieniądze. Ty wrzucając swoje nowe najki albo ajfona robisz wielkim, międzynarodowym korporacjom reklamę za darmo.
Swoją drogą serio potrzebujesz 15 par butów? Co ile każdą z nich nosisz? Co miesiąc, dwa? Czym różni się nowy smartfon od poprzedniego? Ilością pikseli w aparacie? Przecież ostatecznie i tak zdjęcia wrzucasz na portale, które te zdjęcia kompresują, ergo obniżają ich jakość. Potrzebujesz 20 mpx do pokazania zawartości swojej szafy? A może, żeby wrzucić zdjęcie jak w sztok pijany znów wypłukiwałeś z siebie człowieczeństwo? Do czego wykorzystujesz kolejne gigabajty ramu? Do grania w kretyńskie i odmóżdżające gry czy korzystania z debilnych aplikacji, które nie dają Ci nic, a zabierają całkiem sporo czasu i kreatywności?
Makaron na Instagramie
Idźmy dalej – mamy cała rzeszę ludzi, którzy uważają, że wrzucanie na socjale zdjęć z jedzeniem jest fajne i oryginalne. No przecież zdjęcie makaronu ze szpinakiem, czego nie rozumiesz?! Kawa i ciastko, widziałeś to kiedyś? Koniecznie tez oznaczyć trzeba knajpę, gdzie się wykonało foto. Niech plebs wie, jak szlachta się bawi. No a menadżer restauracji za reklamę jego lokalu zapłaci ci…no właśnie, nic.
To, że ludzie jedzą jest serio czymś dość oczywistym. To jak wygląda jedzenie też generalnie każdy chyba ma świadomość, a jeśli nie to można sprawdzić w google choćby. Tymczasem masa ludzi uważa, że jednak w kraju nad Wisłą znajomość gastronomii jest tak słaba, że trzeba wrzucać raz po raz zdjęcia kotleta albo zupy. Ech, smacznego.
Promowanie debili
Tak serio powiedzcie, co jest fajnego w promowaniu ludzi jak Kononowicz i jego kolega ćpun? Obaj panowie mają ewidentnie poważne problemy życiowe, emocjonalne, do tego borykają się z uzależnieniami. Sieć dopiero co obiegła spora liczba filmów, gdzie widać kolegę Kononowicza w fazie cokolwiek terminalnej nałogu narkotykowego. Tymczasem od lat już ogromna część użytkowników sieci podnieca się zarówno tymi jegomościami, jak i masą innych „patostreamerów”. Ktoś pije wódkę i puszcza to na żywo w sieci. Super, naprawdę. Jakiś kloszard ledwo trzymając się na nogach kłóci się z drugim kloszardem. Ludźmi takimi dawno już powinna zająć się opieka społeczna i lekarze, a nie paru cwaniaków, którzy nabijają sobie filmikami z nimi wyświetleń, przez co mogą zarobić parę złotych na reklamach.
Kiedyś wydawało się, że Internet służyć może do pozyskiwania ogromnej ilości wiedzy i umiejętności. Dziś okazuje, że się większość ludzi woli go używać do oglądania Kononowiczów, Magicali i innego marginesu. Piątka za dobre pożytkowanie czasu.
Pies Pawłowa
Ostatnio facebook obiegła moda z wrzucaniem zdjęć z dzieciństwa. Prawie wszyscy się na to złapali, zupełnie nie zastanawiając się co robią i po co. Fajna zabawa, wspomnienia z dawnych lat? Bynajmniej, po prostu masowe testowanie algorytmów do rozpoznawania twarzy przez potentatów internetowych. Jak myślicie, do czego mogą być takie algorytmy wykorzystane w kontekście działalności nacjonalistycznej?
Tak samo wszelkie udziały w ankietach, quizach etc. poza satysfakcją dają również szeregowi podmiotów bezcenną wiedzę o nas. Czym się interesujemy, co jest dla nas ważne, jakie mamy poglądy i jakie wyznajemy wartości. Tu już nie chodzi tylko o targetowanie reklam kontekstowych, ale o pełne dossier na nasz temat, jakie da się wyciągnąć z tego co i jak udostępniamy lub wypełniamy. Zdaję sobie sprawę, że pewnych rzeczy nie unikniemy (np. podania danych przy realizacji przelewu), ale też nie ma żadnego sensu pójście na rękę tym, z którymi nam wybitnie nie po drodze. Gdy następnym razem sieć obiegnie moda sprawdzenia, jak będziemy wyglądać na starość, a niedługo potem moda na wrzucanie zdjęć z dzieciństwa, to dodajcie 2 do 2 i nie bierzcie udziału w żadnej z tych plag.
Zakończenie
Zazwyczaj poza pracą, nauką, spaniem i codziennymi obowiązkami udaje nam się wyrwać cokolwiek niewiele czasu dla siebie. Czas ten poświęcić możemy na rozwój siebie, naukę nowych umiejętności, działalność i aktywizm nacjonalistyczny, zdobywanie wiedzy, sport etc. Możemy też tracić go zupełnie bezproduktywnie i jeszcze się tym chwalić w sieci. Do tego robiąc to, realizujemy nakreślony dla nas scenariusz przez marketingowców największych światowych koncernów. Nowoczesny świat opiera się na prymacie konsumpcji i sprzedaży, a te powiązane są w oczywisty sposób z hedonizmem, materializmem, wyzbyciem się duchowości. Dlatego też pamiętaj, kiedy kolejny raz pochwalisz się żarciem na Instagramie, ilością wypitego alkoholu na facebooku czy zawartością swojej szafy – nie udowadniasz tym swojej dojrzałości, męskości ani hardości. Pokazujesz jedynie, że jesteś kolejną zaprogramowaną i prowadzaną niczym ślepiec jednostką, która robi to co jej przeznaczono.
Konsumuje, wydaje, zadaje coraz mniej pytań, przenosi do sieci swoje życie, ułożone wedle pragnień i oczekiwań zgodnych z planem sprzedaży tego czy innego giganta światowego handlu.
Naprawdę tym chcesz się chwalić? Serio to wszystko co masz do pokazania i propagowania? Być klonem innych klonów, które tysiącami takich samych zdjęć maskują wewnętrzną pustkę i niemy krzyk bezsensu swego życia?
Nie idź tą drogą. Odrzuć życie, które nie jest życiem. Nie bądź jak inni – niech owi inni dostrzegą w Tobie wzór do naśladowania i sami zaczną równać do tego, co prezentujesz.
Grzegorz Ćwik
Filip Waligórski - „Uległość” Michela Houellebecqa. Czy islam to nadzieja dla Europy?
W ostatnim czasie postanowiłem zabrać się za ponowną lekturę tytułowej książki, która już za pierwszym razem wywarła na mnie duże wrażenie. Okazało się, że w „Szturmie” pozycja ta nie była jeszcze recenzowana, więc z chęcią się do to tego zabrałem. „Uległoś” okrzyknięta na zachodzie pozycją islamofobiczną, która miała straszyć islamizacją Europy, jest de facto jedną wielką pochwałą owej potencjalnej islamizacji, jednak bynajmniej nie z pozycji multikulturowych eurokratów, a raczej zgorzkniałych, przesiąkniętych poczuciem klęski, nacjonalistów.
Fabuła powieści rozgrywa się w 2020 roku w przygotowującej się do wyborów prezydenckich Francji. Główny bohater to wykładowca akademicki w średnim wieku, z jak to często bywa w liberalnych społeczeństwach brakiem życia osobistego. Romansuje z o połowę młodszą Żydówką i łudzi się, że z owej relacji może wyniknąć w przyszłości poważny związek. W międzyczasie dochodzi do pierwszej tury wyborów prezydenckich, w których triumfują Marine Le Pen i kandydat Bractwa Muzułmańskiego Ben Abbes, temu drugiemu udaje się zdobyć poparcie socjalistów i w ostateczności wygrać drugą turę, doprowadza to do szeregu zmian. Abbes obsadza swoimi ludźmi najważniejsze dla siebie resorty, w tym ministerstwo edukacji, które uważa za kluczowe, gdyż jego celem jest muzułmańska rewolucja kulturowa. Nie jest to jednak rewolucja prowadzona wbrew europejskości, a raczej próba syntezy politycznego islamu i tego, co z cywilizacji europejskiej jeszcze do uratowania. Z przestrzeni publicznej znika nagość i natrętna seksualizacja. Szkolnictwo zostaje sprywatyzowane i oddane do dyspozycji muzułmańskim i katolickim wspólnotom religijnym. Państwo wycofuje się z szerokiej polityki społecznej i dokonuje debiurokratyzacji. W zamian wdraża ono system gospodarczy bliski dystrybucjonizmowi, czerpiący z myśli Gilberta Chestertona, gospodarki opartej o rodzinne przedsiębiorstwa, redystrybucja finansowana jest ze ściąganego tradycyjnego islamskiego podatku od nadwyżki indywidualnego majątku zamożniejszych obywateli. Co pozwala zapewnić środki do życia najbiedniejszym obywatelom. Gospodarka rozwija się także dynamicznie dzięki inwestycjom saudyjskich i kKatarskich oligarchów, którzy po prywatyzacji szkolnictwa wykupili min. Sorbonę, której to pracownikiem był główny bohater. Abbes zabiera się także za tworzenie wielkiego projektu geopolityczno-cywilizacyjnego, a mianowicie Nowego Muzułmańskiego Imperium Rzymskiego. Do Unii Europejskiej zostają przyjęte wszystkie państwa arabskie Morza Śródziemnego, najważniejsze instytucje UE przeniesione zaś do Rzymu i Aten. Z Francji masowo uciekają Żydzi, w tym także kochanka głównego bohatera. W okresie wyborów i po nich dochodzi do wyjścia z podziemia Ruchu Identytarystycznego i rozpętania przez niego beznadziejnej w skutkach wojny rasowej, z której nie wynika nic poza najprawdopodobniej śmiercią lub uwięzieniem jej prowokatorów. Bohater opuszcza w tym okresie Paryż, odchodzi z uczelni i udaję się na południe Francji, gdzie eksperymentuje z życiem zakonnym i próbuje przekonać się do nawrócenia na katolicyzm, w którym odnaleźć mógłby on duchowe szczęście i porządek, których brak coraz mocnej zaczyna odczuwać. Próby te spełzają jednak na niczym, przez zbyt ascetyczny tryb życia mnichów. Po powrocie do Paryża bohater dowiaduje się o śmierci rodziców którzy (typowo dla zgniłej Europy) rozstali się już dawno i z którymi nie widział się od zamierzchłych czasów. Bohater żyje na znośnym poziomie za emeryturę przyznaną mu po odejściu z Sorbony, nowe władze upominają się jednak o środowiska intelektualne i oferują mu podjęcie pracy początkowo w jednym z pism naukowych, a następnie powrót na Sorbonę, jedynym warunkiem jest jednak konwersja bohatera na islam. Ukształtowany przez laicki, liberalny świat nie jest on do tego skory, jednak widząc jak funkcjonuje nowe prawo religijne, w którym jego samotni zlewaczali koledzy w średnim wieku rozpoczynają życie rodzinne, zaczyna się uginać. Do ostatecznego złamania jego oporów oddelegowany zostaje Robert Rediger, były Identytarysta, Rektor Sorbony zainspirowany Nietzschem i Guenonem i umiejętnie łączący ich myśl z politycznym islamem. Jest on godną uwagi i głęboką postacią, od najmłodszych lata poszukiwał on Boga i prawdy o świecie, co początkowo pchnęło go w stronę ruchów narodowych, które jak po czasie twierdził nie mogły nic zdziałać gdyż były zbieraniną niepoprawnych intelektualistów o często sprzecznych wizjach. Islam zaś pozwolił mu na odnalezienie życiowej harmonii, poza tym był mu bliższy jako pasjonatowi Nietzschego, gdyż dostrzegał w nim tzw. „Religię męską”. Ambitny Rediger pnie się po szczeblach kariery i pod koniec przedstawionej nam historii zostaje Ministrem Spraw Zagranicznych, inny były Identytarysta i kolega Redigera zajmuje zaś stanowisko premiera muzułmańskiej Belgii. Wracając jednak do sedna, Redigerowi poprzez zarówno przekonanie bohatera do słuszności islamu, argumentami jakoby ten był naukowo najbardziej logiczny, a także rzucenie mu haczyka w postaci perspektywy szczęśliwego życia rodzinnego, skłania bohatera do konwersji na islam, która jest ostatnią sceną rozgrywającą się w książce.
Chciałoby się rzucić Korwinowskim –„przyjdą muzułmanie i zrobią porządek”.
Pora odpowiedzieć jednak na zadane w tytule pytanie. Czy islam tak barwnie opisany w jakże urzekającej powieści Houellebecqa może być dla nas Europejczyków źródłem nowych sił? Radykalnym, jednak potrzebnym nam zastrzykiem tradycji? Otóż owszem, może, problem jednak w tym, że islam sam powoli zaczyna popadać w kryzys, za kilkanaście lat czekają go poważne turbulencje, w przeciągu 10 ostatnich lat liczba wyznawców Allaha wśród najmłodszych grup wiekowych w państwach arabskich spadła o kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt procent, na połowę XXI wieku prognozuje się także kryzys demograficzny w państwach arabskich, a nawet skrajnie wahabicka Arabia Saudyjska liberalizuje swoje prawo religijne, co raczej nie pomoże jej w zachowaniu harmonii kulturowej. Mocno kontrastuje to z jednym z artykułów książkowego Redigera, w którym podkreśla on dorobek i siłę cywilizacji Chińskiej i Indyjskiej, jednak uważa że upadną one w końcu przez brak silnych podstaw duchowych, nie zwraca jednak uwagi, że wciąż laicyzujący się islam najprawdopodobniej czeka to samo. Wygląda więc na to, że ratunku dla naszej konającej Europy nie ma co szukać nawet w muzułmańskiej terapii szokowej. Jesteśmy skazani na siebie, a obce żywioły konają równolegle z naszym. Najlepszym podsumowaniem tego tekstu będzie więc jakże trafny cytat niezastąpionego Leona Degrella „Rewolucja duchowa albo bankructwo epoki”. A owej rewolucji nie dokona nikt za nas, odpowiedzialność za przyszłość Europy spoczywa w naszych rękach, w naszych rękach spoczywa wyznaczenie trasy, którą ta w przyszłości będzie mogła podążyć, podołajmy więc wyzwaniu epoki i wybierzmy dobrze.
Filip Waligórski
„Bez przekładów literatury daleko nie zajedziesz”. Wywiad z Serhiyem Zaikovskim z inicjatywy Plomin
Metapolityka i tworzenie wspólnoty w świecie rzeczywistym – to jedne z najważniejszych zadań stojących obecnie przed naszym ruchem. Przykładem skutecznej działalności w tych dwóch obszarach jest ukraińska inicjatywa Plomin (Пломінь). Właśnie dlatego dla czytelników „Szturmu” na nasze pytanie odpowiedział jeden z najważniejszych młodych ukraińskich intelektualistów: Serhiy Zaykovskiy.
Witaj Serhiy! Pozdrowienia z Polski! Jesteś koordynatorem wydawnictwa Plomin. Na czym dokładnie polega Twoja rola jako koordynatora?
Czołem!
Tak, oficjalnie w dokumentach jestem zapisany jako „koordynator działalności wydawniczej”, niemniej jednak to nie do końca zgodne z prawdą, gdyż za działalność wydawniczą odpowiada kilka osób, wszystkie obowiązki dzielimy między siebie i wspólnie podejmujemy decyzje. Wspólna platforma wykorzystywana jest dla realizacji różnych inicjatyw. Moją inicjatywą było wydanie kilku książek, zwłaszcza Dominique’a Vennera i George’a Dumézila. Ostatnie pół roku pracuję nad tym, by zapoznać ukraińskiego czytelnika z pracami Alaina de Benoist.
Plomin funkcjonuje zarówno jako klub literacki jak i wydawnictwo. Jesteś zaangażowany w oba aspekty tej działalności. Jakie są dotychczas największe osiągnięcia klubu i wydawnictwa Plomin? Jakie książki już wydaliście? Nad jakimi książkami pracujecie obecnie?
Pod niewinną definicją „klub literacki” chowa się coś poważniejszego: jeden liberalny dziennikarz z Kanady, odwiedzając nas, napisał artykuł pod tytułem „W sercu mroku”... Największym i najbardziej pracochłonnym kierunkiem naszej działalności obecnie jest czasopismo internetowe z planem wydawania jego wersji drukowanej na wzór francuskich Éléments albo Nouvelle école.
Co do innych ważnych elementów działalności – to potrafiliśmy akumulować potencjał współczesnych nacjonalistycznych intelektualistów Oleny Semenyaki i Svyatoslava Vyshynskiego i częściowo przeniknąć do środowiska uniwersyteckiego dzięki akademickim tradycjonalistom, do których należą na przykład japonista Serhiy Kapranov albo badacz geografii sakralnej Yuriy Zavhorodniy. Udało się również nawiązać kontakt i zaangażować w działalność klubu znanego na obszarze post-radzieckim tradycjonalistę i specjalistę z dziedziny alchemii Gleba Butuzova. Przyjechał do nas z wykładem również historyk tradycjonalizmu i autor książki Against the Modern World: Traditionalism and the Secret Intellectual. History of the Twentieth Century Mark Sedgwick. Mamy również kursy językowe, zwłaszcza kursy tak zwanych martwych języków, jak na przykład starożytny grecki albo sanskryt.
Najważniejszą dziedziną naszej działalności jest wydawanie książek, to od nas rozpoczęło się odrodzenie prawicowej (nacjonalistycznej) myśli na Ukrainie. Można mieć wielu „filozofów”, „analityków” i w ogóle „gadających głów”, jednak jeśli nie masz przekładów literatury, która reprezentuje podstawę myśli politycznej europejskiej prawicy, to daleko nie zajedziesz. Pewnie zabrzmi to nieprawdopodobnie dla ludzi z Polski, czy z innego europejskiego kraju, ale w ciągu 30 lat od upadku Związku Radzieckiego, bez względu na polityczną aktywność różnych prawicowych partii i kół, nikt w ogóle nie interesował się intelektualną stroną ruchu. Według mnie w tej luce akurat tkwi lwia część naszych porażek. Właśnie dlatego największym przełomem są nasze książki: wczesna wojenna proza Jüngera została wyprzedana w mniej niż rok, Dominique Venner jest na liście literatury rekomendowanej dla sierżantów Sił Zbrojnych Ukrainy, nasze wydawnictwa na temat indoeuropeistyki, są na wyższym poziomie niż uniwersyteckie projekty wydawnicze, finansowane zza granicy…
I jeśli poprzedni rok był naszą „próbą sił”, bo nikt z nas wcześniej nie miał doświadczenia w działalności wydawniczej, więc dużo czasu zeszło na to, by zrozumieć jak wszystko działa, to w 2020 jesteśmy nastawieni bardzo poważnie. Planów dużo, aż strach o nich wszystkich mówić.
Jakie są relacje Plominia z szerszym środowiskiem społecznym i kulturalnym? Widzę, że wasze profile w mediach społecznościowych śledzi wiele osób, widziałem Plomin na liście najciekawszych miejsc do odwiedzenia w Kijowie. I – co najważniejsze – widzę, że ciągle organizujecie kolejne wydarzenia. Z drugiej strony, widziałem, że prezentacja przekładu książki Franco Fredy w Akademii Kijowsko-Mohylańskiej wywołała sporo kontrowersji. Jakie są relacje Plominia z ukraińskimi kręgami akademickimi i literackimi?
Kijów to megalopolis i jak we wszystkich innych megalopolis miejscowa „intelektualna bohema” (literacka, akademicka, czy artystyczna - bez znaczenia) w 95% jest liberalna. Ona niczym nie różni się od waszych liberałów czy – powiedzmy - liberałów w Kalifornii. Ale my dobrze współdziałamy z patriotycznie nastawionym „apolitycznym” środowiskiem w takich odosobnionych kwestiach jak kino (kinoklub EVROPA jest największym darmowym klubem filmowym w Kijowie), ekologia, czy wykłady o historii sztuki... Nie wiem, jak z kręgami literackimi, ale w środowisku akademickim dobrze nas znają, chociaż czasami boją się współpracować.
A „bitwa o Mohylankę” [potoczna nazwa Akademii Kijowsko-Mohylańskiej] to zupełnie inny temat... Mam nadzieję, że będzie jeszcze okazja o tym opowiedzieć.
Plomin działa w Domu Kozackim w Kijowie. Od czasu do czasu widzę w mediach społecznościowych posty o tym, jak władze państwowe czy samorządowe próbują przejąć to miejsce. Czy możesz wyjaśnić, jaka obecnie jest sytuacja?
Sytuacja z pomieszczeniem przypomina problemy, z którymi ma do czynienia włoski ruch Casa Pound. Dom Kozacki to przede wszystkim skłot, utworzony w roku 2014 jako baza mobilizacyjna batalionu „Azow”. Społeczny klub powstał tam dopiero wiosną 2016.
Do 2014 budynek (w czasach sowieckich gmach hotelu dla oficerów pod nazwą „Czerwona Gwiazda”) był w stanie awaryjnym przez ponad 20 lat, ale jego wygodna lokalizacja była głównym powodem, dla którego walczyły o niego różne grupy znanej wszystkim narodowości, żeby zlikwidować jego status własności państwowej i sprywatyzować. To jest popularna praktyka jeszcze z czasów rozpadu - z lat 90., kiedy duże „niczyje” (czytaj - państwowe) środki drogą różnych manipulacji przechodziły do rąk prywatnych prawie za darmo. Teraz władza się zmieniła, a razem z nią twarze w Ministerstwie Obrony (do którego oficjalnie należy budynek Domu Kozackiego), więc wszystkiego można się spodziewać, ale nikt nie zamierza oddać Domu Kozackiego bez walki.
Czy możesz powiedzieć coś więcej o sobie? Jesteś dość młody (25 lat?), ale też bardzo aktywny. Czym jeszcze się zajmujesz? Studiujesz czy pracujesz? Jak zaangażowałeś się w działalność Plominia? Czy jesteś zaangażowany w jeszcze jakieś kontrkulturowe inicjatywy na Ukrainie?
Chciałbym dojść do poziomu pana Franco Fredy, żeby móc nazywać siebie „żołnierzem politycznym” - chyba stąd moja aktywność. Dość duże doświadczenie zdobyłem w realizacji większych (ale także mniejszych) kulturowych inicjatyw na rzecz naszej „wspólnej sprawy” (brzmi mafijnie) wiosną 2018. W dużej mierze dzięki temu, że byłem członkiem różnych grup paramilitarnych (wszyscy przedstawiciele płci męskiej w naszym środowisku mają z tym taki czy inny związek...). Nacjonalistyczne kręgi intelektualne na Ukrainie są dość wąskie, prawie wszyscy znamy się od 2014 roku i spotykaliśmy się podczas różnych wydarzeń, póki w końcu nie zebraliśmy w jednym miejscu.
Jestem bardzo sceptycznie nastawiony do ukraińskiego systemu szkolnictwa wyższego, gdyż miałem smutne doświadczenie studiów na dwóch „najlepszych” ukraińskich uniwersytetach. Zresztą i w pierwszym i drugim przypadku rzuciłem studia, nie uzyskawszy dyplomu. Oprócz tłumaczeń dla wydawnictwa Plomin i naszego wydawnictwa, zajmowałem się dość dziwnymi rzeczami - jak na przykład tłumaczenie z rosyjskiego książki Savitri Devi o wegetarianizmie…
Czy młode pokolenie na Ukrainie interesuje się takimi inicjatywami jak Plomin? Czy uważasz, że młodzi Ukraińcy są bardziej na prawo albo bardziej pro-narodowi niż ich zachodni rówieśnicy? Wielu ludzi sądzi, że młodzież w Europie Wschodniej jest bardziej na prawo, ale osobiście nie zgadzam się z takim stwierdzeniem.
Młodzież w Europie Wschodniej „jest bardziej na prawo” tylko dla tych, którzy tutaj nigdy nie byli i nic nie wiedzą. Nasza młodzież jest mniej aktywna społecznie niż na Zachodzie - to jest faktem i w warunkach kulturowej hegemonii naszych bezpośrednich oponentów ideologicznych jest to naszym ważnym atutem. Ale jest to jednocześnie źródłem problemów i porażek, którym musimy stawiać czoło.
Z drugiej strony, orientacja na nacjonalizm i Stepana Banderę i rusofobia nie zawsze prowadzą do „prawicowości” w kwestiach fundamentalnych podstaw światopoglądu. Niektórzy nawet potrafią połączyć podobną retorykę z klasycznymi post-liberalnymi poglądami na świat.
Po prawej stronie istnieje wiele inicjatyw skupionych na wydawaniu tekstów politycznych i metapolitycznych. Widzę jednak niedostatek inicjatyw w obszarze literatury, zarówno prozy jak i poezji. W przypadku Plominia jest trochę inaczej, organizujecie spotkania i wykłady na temat Yukio Mishimy, ukraińskich przekładów Ezry Pounda, czy prozatorskiego dorobku Ernsta Jüngera. Co o tym myślisz? Czy planujecie skupić się bardziej na tych aspektach w przyszłej działalności Plominia?
Osobiście nienawidzę powtarzalności, a prawicowi intelektualiści dość często jej nadużywają. Zachodni koledzy z jakiegoś powodu postanowili się zamknąć w kilku bardzo wąskich - chociaż nie stojących najniżej w hierarchii ważności – tematach, jak na przykład „biała polityka tożsamości”. Jednak ciągłe powtarzanie tych samych tematów prędzej czy później prowadzi do tego, że stają się one po prostu nudne. I to nawet nie kwestia specyfiki gatunku, bo naprawdę świeżych i ostrych pamfletów politycznych nam nie brakuje, ale właśnie tego, co Adriano Romualdi nazywał „prawicową kulturą”. Właśnie dlatego „metapolityka” obowiązkowo powinna współistnieć z przetłumaczoną literaturą piękną (a literatów u nas jest więcej niż na lewicy i pisali oni o wiele lepiej)!, badaniami naukowymi w zakresie indoeuropeistyki, folklorystyki itd. - szczególnie smutno patrzeć jak z takiego podejścia rezygnują wymienieni wyżej anglosascy koledzy, chociażby wydawnictwo Arktos.
Intuicja podpowiada nam promować niektóre osobistości, z których młody człowiek z gorącą krwią może ukształtować swój osobisty panteon. Do wymienionych wcześniej Mishimy, Pounda czy Jüngera ( portrety których mamy w bibliotece) ja bym również dodał niesprawiedliwie zapomnianych Stefana George’a, Armina Mohlera, czy Friedricha Hielschera. Warto również się zastanowić czy naprawdę warto pisać drugorzędne pamflety, kiedy pod nogami leży tyle niezbadanych pereł „prawicowej myśli”?
W Plominiu (zarówno w wydawnictwie jak i w klubie) jest duży nacisk na aspekt estetyczny, aby forma przystawała do treści. Uważam, że to jest właściwe podejście. Macie bardzo dobre okładki książek, ale wydajecie też kalendarze, notesy, kartki pocztowe, zakładki do książek, torby, koszulki i wpinki. W tym aspekcie Plomin przypomina bardziej podziemną wytwórnię muzyczną niż zwyczajne wydawnictwo literackie. Jakie jest znaczenie estetyki w waszych działaniach i w waszym przekazie?
Estetyka – to podstawowy aspekt naszej działalności. Założyciel klubu Plomin i nasz capo Yevhen Vryadnik jako przykład podał „ilustracyjne” podejście w tworzeniu książek i w średniowiecznym rzemiośle, kiedy zwykły i codzienny przedmiot jednocześnie był dziełem sztuki... Jest to również związane z faktem, że mamy kilku naprawdę dobrych artystów.
Czy są jakieś inicjatywy i organizacje spoza Ukrainy, z którymi współpracuje Plomin? Zauważyłem klub Plamen z Serbii. Jakie jeszcze wydawnictwa i centra kontrkulturowe polecasz?
Niestety, ofensywę w „kierunku międzynarodowym” hamuje czynnik językowy. Mamy bardzo głębokie korzenie w obszarze ukraińskim z jego stuleciami walki z Rosją. Ciężko jest przejść przez tę przepaść, ale po rozwiązaniu tego problemu (czyli po zdobyciu kilku tysięcy konserwatywno-rewolucyjnych światłych umysłów) można byłoby śmiało patrzeć w stronę międzynarodowej współpracy. Jest jeszcze za wcześnie, żeby mówić o poważnej współpracy. Mnie osobiście bardziej interesują „stare” inicjatywy, do których współczesnym zachodnim intelektualistom jest za daleko - mam na przykład własną kolekcję starych czasopism francuskiej Nowej Prawicy z lat 70-ch. Do tego poziomu powinniśmy dążyć!
Co do Serbów – spodobała się im koncepcja i symbolika, ale nie potrafili stworzyć czegoś analogicznego u siebie. W Iwano-Frankiwsku (kiedyś Stanisławów) jest restauracja „Kozaczok”, która chamsko ukradła nasze logo.
Ostatnie pytanie, prawdopodobnie bardzo ważne dla wielu z naszych czytelników: Plomin odniósł spory sukces, przede wszystkim na Ukrainie, ale też o coraz większym międzynarodowym zasięgu. Jaka jest tajemnica waszego sukcesu? Jakich wskazówek i rad udzielilibyście ludziom, którzy chcieli by podążyć waszymi śladami i stworzyć coś podobnego do waszej inicjatywy u siebie?
Ciężko jest mówić o sukcesie teraz. Przede wszystkim wyznaczyliśmy sobie dalekosiężny cel i staramy się go osiągnąć. Przepis jest bardzo prosty – praca, praca i jeszcze raz praca. Systematyczna. I kiedy będzie wam już niedobrze od ilości zorganizowanych publicznych wykładów i sami nie będziecie już chcieli ich słuchać - to znaczy, że jesteście na właściwej drodze!
Dziękuję za poświęcony czas i odpowiedzi na pytania. Czy chcesz coś przekazać czytelnikom z Polski?
Powinniśmy walczyć ramie w ramie, доки Україна не вмерла [Jeszcze nie umarła Ukraina - początek hymnu Ukrainy – przypis tłumacza] i jeszcze Polska nie zginęła. Musimy promować „właściwy paneuropeizm”, gdyż jest to - bądźmy szczerzy - jest jedyna idea, która potrafi może rozwiązać wszystkie konflikty historyczne między naszymi bratnimi narodami.
Pytania: Jarosław Ostrogniew
Przekład: Vlad Kovalchuk
Serhiy Zayikovskiy - Dlaczego trzeba czytać Dumézila?
Oryginalny artykuł:
https://plomin.club/Dumézil-to-be-read/
Niniejszy esej powstał z okazji wydania książki Georgesa Dumézila „Mitra i Waruna” w przekładzie na język ukraiński. Było to pierwsze wydanie prac tego autora w tym języku.
Uwaga! Oficjalna nauka ukrywa wyniki najnowszych badań nad pochodzeniem białego człowieka! Cóż, byłoby to zabawne, gdyby nie było smutne. Pewnie zostaniemy teraz uznani za zbyt radykalnych i zbyt „anty-akademickich”, ale to, co za chwilę powiemy, trzeba było powiedzieć już dawno temu. Najważniejszym wydarzeniem, które wyznaczyło główny rys europejskiej samoświadomości w XIX i XX wieku, było samo odkrycie wspólnego pochodzenia języków, które nazwano „indoeuropejskimi”. Bez uwzględnienia Franza Boppa, braci Grimm, Maxa Müllera, czy naszego szanownego Georgesa Dumézila, którego prace po raz pierwszy ukazują się właśnie w języku ukraińskim, intelektualna historia ostatnich dwustu lat wydaje się absurdalnym chaosem; mając na uwadze to, że w ciągu ostatnich dwustu lat jak nigdy przedtem zbliżyliśmy się do zrozumienia naszej natury i istoty, wszystko wydaje się bardziej logiczne i zrozumiałe.
Ale tylko dla niewielkiego kręgu „wtajemniczonych”. Dlaczego? Jean Haudry, profesor indoeuropeistyki i sanskrytologii na Uniwersytecie Lyon III, uznał za przyczyny takiej marginalności indoeuropeistyki w dyskursie społecznym umyślne przemilczanie wyników badań z tej dziedziny oraz całkowitą odmowę samych uczonych wyciągania bardziej ogólnych wniosków. W takim ujęciu okazuje się, że Indoeuropejczycy to naród fizycznie i antropologicznie taki; miał taki język, na podstawie którego można wyciągnąć jakieś wnioski o protofilozoficznym światopoglądzie tego narodu; miał rozwiniętą ideologię społeczną, a także inne od pozostałych ludów rozumienie świętości. A fakt, że większość współczesnych Europejczyków jest fizycznie w pełni spadkobiercami Indoeuropejczyków, mówi tymi samymi językami, wypełniona jest tymi samymi „protofilozoficznymi” treściami, a wcześniej wspomniana określona archaiczna ideologia społeczna (związki mężczyzn oraz podział na trzy funkcje) wciąż wyłania się z ich podświadomości, podobnie jak i określony stosunek do świętości – kult bohaterów, prymat tragizmu – to wszystko bajki i polityczna manipulacja skrajnej prawicy. Jako przeciwwagę próbowano wydać kilka prac o „czarnej Atenie” oraz „micie o Indoeuropejczykach” - nie przyjęło się, niestety. Wszystko, o czym tutaj mowa, jest niezaprzeczalnym faktem naukowym, jak to, że Ziemia jest okrągła i obraca się wokół Słońca. I drzwiami do tego świata, pozbawionymi różowych okularów fałszywej interpretacji historii ludzkości, są prace Georgesa Dumézila.
***
Dlatego postanowiliśmy zebrać dla was kilka powodów, dla których powinniście zaraz po przeczytaniu tego tekstu kupić ukraiński przekład książki „Mitra-Waruna” i wkroczyć w labirynt indoeuropejskiego światopoglądu. [Książka nie ukazała się w języku polskim. Po polsku ukazały się jedynie „Bogowie Germanów” oraz wywiad-rzeka z Dumézilem: „Na tropie Indoeuropejczyków” - przypis tłumacza]
-
Mitologia – to nie gatunek literacki, tylko nauka. Aby zrozumieć ten bardzo trudny fakt, trzeba przeczytać Dumézila. Chociaż sam Dumézil nie sformułował wprost tego wniosku, zrobił to za niego francusko-litewski semiotyk Algirdas Julius Greimas. Jego najważniejsza „mitologiczna” książka „O bogach i ludziach” niedawno ukazała się w języku ukraińskim, jednak w nakładzie jedynie 300 egzamplarzy [Książka ta ukazała się również po polsku i jest bez problemu dostępna w księgarniach internetowych – przypis tłumacza]. Oznacza to, że najprawdopodobniej trafiła ona do bibliotek uniwersyteckich i na półki domowych księgozbiorów uczonych, ale nie dotarła do rąk zainteresowanego czytelnika, który mógłby spojrzeć na nią „spoza” naukowego punktu widzenia. Greimas pisze tam, że mitologia nie jest ludowym gatunkiem literackim, w rodzaju powiedzeń, przysłów, legend czy baśni (które też wcale nie są takie łatwe!). Mitologia jest nauką, która bada mit, a czym jest mit, wyjaśnił Aleksiej Łosiew – w jednym zdaniu na pół strony [Alieksiej Łosiew – wybitny rosyjski filozof i badacz kultury – przypis tłumacza]. Tutaj podkreślimy jedynie, że mit wyznacza społeczny wymiar istnienia człowieka (jeśli lubisz Junga – możesz nazwać to archetypami).
2. Mitologia indoeuropejska = ideologia indoeuropejska. A ideologia wyznacza bieg procesu historii oraz pozwala go zrozumieć. Do całościowego badania mitologii Dumézil wykorzystywał wszystko: od literatury po archeologię. Ponieważ mit przenika całe społeczeństwo od najbardziej przyziemnych i codziennych spraw aż po oficjalny kult religijny. Przeniesiony na płaszczyznę społeczną, mit kształtuje ideologię: zasady moralne, normy postępowania, zasady i podstawowe struktury organizacji społecznej. Indoeuropejscy bogowie i bohaterowie żyją, myślą i postępują tak samo jak Indoeuropejczycy – jak na górze, tak na dole, ustrój „polityczny” Olimpu albo Asgardu przekłada się na ludzką rzeczywistość. I nic tak wyraźnie i jasno nie pozwala zrozumieć, co działo się (i wciąż dzieje) w naszej historii jak indoeuropeistyka! Dzięki podejściu całościowemu i semiotycznemu ta nauka rekonstruuje realną matrycę społeczeństwa z jego szczególnymi cechami społecznymi. Poprzez ten pryzmat „mitologię” jako gatunek można odczytać całkowicie inaczej.
3. Język. Dumézil zachęca nas do zastanowienia się nad słowami. Przestrzeń post-sowiecka jest wypełniona wszelkiego rodzaju dziwakami i szurami w rodzaju Michaiła Zadornowa [Rosyjski komik, który pod koniec życia zajmował się pseudonaukową etymologią słów w języku rosyjskim – przypis tłumacza], którzy wymyślili sobie własną „pseudo-etymologię”, zmieniających wszelką refleksję nad znaczeniem, pochodzeniem, semantyką słów w wulgarne zabawy dla idiotów. Takiemu podejściu, wszelkiej szurii, należy powiedzieć „ostateczne pożegnanie”. I otworzyć słowniki etymologiczne. Tam można znaleźć filozofii na dziesięciu Heideggerów! Weźmy nawet słowo „bóg”. Dobrze, może być ono biblijne czy nowotestamentowe. Co prawda greckie θεός jest jakieś dwa tysiąclecia starsze niż Nowy Testament, tak samo łacińskie deus. Zatem jak mogli słowo „Bóg” wymyślić dla nazwania tej świętej istoty Cyryl i Metody? Czy może jednak ma ono o wiele starszą i całkiem inną etymologię? Poczytajmy Dumézila – analogiczne badanie można przeprowadzić nad każdym dowolnym słowem.4. Powinowactwo kulturowe indoeuropejskich narodów. O powinowactwie antropologicznym dowiecie się od innych autorów, ale o kulturowym – od Dumézila. Jego prace dają jasno do zrozumienia, że od Irlandii do Himalajów, od epoki wedyjskiej po najazdy wikingów, wszyscy Indoeuropejczycy myśleli jednakowo: jednymi kategoriami estetycznymi, religijnymi, czy moralnymi; mieli nadzwyczaj podobne zarówno w aspekcie fabuły jak i formy eposy. Nawet architektura i sztuka były zasadniczo wspólne. Jak właściwie to wyglądało i czemu jest to ważne? Sięgamy do Dumézila…
5. Dumézil uświadamia nam naszą zapomnianą wyjątkowość. „No dobrze, trzy funkcje – przecież one występują u wszystkich narodów! Przecież to logiczne, że mają być kapłani, wojownicy i rolnicy… Tak samo z panteonem, prawda? A tacy mongołowie też jeździli na koniach, niczego wyjątkowego w tych Indoeuropejczykach nie ma...” - okazuje się, że są to całkowicie fałszywe argumenty. Zwykliśmy przenosić naszą własną podświadomość czy przyrodzone cechy na innych (i jest to całkowicie normalne, tak działa ludzki mózg). To złudzenie mogą rozbić jedynie globalne projekty komparatystyczne jak ten, który zrealizował Dumézil: poprzez wszystkie przejawy życia w długiej perspektywie historycznej wyznaczył pierwotną „strukturalną” podstawę kultury.
Przekład: Jarosław Ostrogniew
Oleś Wawrzkowicz - Tu i teraz
Moje działania są tak proste i czyste, że nie obawiam się niczego ze strony wrogów, ani przyjaciół; ani dzisiaj, ani nigdy. Ja nie knuję, ja walczę z otwartą przyłbicą.
- Gabrielle D’Annunzio.
Wstań, zjedz w pośpiechu śniadanie, idź do pracy.
Wróć z pracy, zjedz naprędce przygotowany obiad. Usiądź przed telewizorem. Idź spać.
Zarabiaj pieniądze, wydawaj pieniądze… Wypoczywaj, podążaj za przyjemnością.
W wolnym czasie zabierz rodzinę na zakupy do galerii handlowej, opływaj w zbytek rzeczy materialnych, które gdyby nie błyszcząca reklama, nie znalazłyby się w Twoim koszyku.
Podążaj za zyskiem, pożądaj mamony, idź po trupach aby ją zdobyć.
Stań się trybikiem w tej pogoni ku materialnemu zatraceniu. Nie myśl, nie czytaj, nie rób nic co wykracza poza scenariusz, który narzucił Ci współczesny świat.
Gdzie są teraz zgromadzone pieniądze? Gdzie bogactwo? Gdzie markowa odzież? Gdzie nowoczesne i drogie smartfony? Gdzie tablety? Gdzie konsole do gier? Gdzie cała ta wygoda? Gdzie są celebryci? Gdzie gwiazdy muzyki? Gdzie jest w końcu ten cały szklany świat ekranów naszych telewizorów? Ten świat dotychczas pogrążony w materialistycznej gorączce stanął w osłupieniu z przerażeniem wyczekując kolejnych doniesień o poważnym zagrożeniu, jaką niesie ze sobą śmiertelnie groźny dla człowieka wirus SARS-CoV-2. W starciu z tym ukrytym wrogiem wszyscy staliśmy się równi wobec śmierci. Nie ma podziału na biednych i bogatych. Na wykształconych i niewykształconych. Takie chwile jak ta, obojętnie co nam będą mówić jednoczą ludzi i pokazują naszą prawdziwą naturę. Solidarność międzyludzka, honor, ofiarność i gotowość do poświęceń- oto są prawdziwe cechy człowieka cywilizacji Zachodu! Kiedy większość ludzi depcząc swój honor i tradycję, podążała za wygodnym i luksusowym życiem, w całej Europie nadal trwały ostatnie bastiony ludzi silnych i twardych, ale nie bogactwem pieniądza, lecz bogactwem ducha. Teraz wszyscy jasno widzą, że Zachód przestał żyć podług ducha. Nieświadomie wkroczył tym samym na drogę prowadzącą prosto w bezdenną przepaść, w ekranach swoich telefonów tłumiąc smutek, samotność, rezygnację, a czasami i zagłuszając wyrzuty własnego sumienia.
Europa umiera w rytm kolejnych wystukiwanych na ekranie telefonu haseł, dźwięku wiadomości z Messengera, czy przeglądaniu filmików na Facebooku. Ludzie powrócili do zachowań najbardziej prymitywnych - stali się samolubni i niezdolni do poświęceń.
Gdzie podział się duch wielkich herosów antycznego świata? Gdzie myśli starożytnych filozofów? Gdzie podziały się nauki ojców Kościoła Katolickiego? Co stało się z etosem rycerskim? Gdzie podziała się wola odkrywania, chęć tworzenia? Gdzie jest Europa, która kiedyś potrafiła kolonizować świat, rozwijać się nieustannie, stając się centrum kulturowym i naukowym całego świata? Tej Europy już nie ma. Paradoksalnie ten dumny niegdyś kontynent uległ kolonizacji. I nie napadła nas żadna obca horda. Nie zostaliśmy najechani przez tysiące Hunów, czy drugiego Hannibala. Zostaliśmy unicestwieni od wewnątrz. Przez nas samych. Tam gdzie zabija się ducha, tam gdzie zagłusza się sumienie, tam swoje żniwo zbiera zwątpienie, słabość i zatracenie. W ewangelicznym Liście do Rzymian możemy przeczytać iż Wy jednak nie żyjecie według ciała, lecz według Ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Nie tylko Jezus z Nazaretu przestrzegał o tym swych uczniów w Ogrójcu, ale mądrość ludowa ludzi wszystkich wieków przekazywała z pokolenia na pokolenie, że ciało wprawdzie słabe, lecz duch silny. Czy w obliczu tragedii- spotkania z obcym nam żywiołem będziemy żyli podług zawodnego i śmiertelnego ciała? Czy będziemy podążać za Duchem? Korzyści płynące z życia podług Ducha przedstawił wieku temu Marek Aureliusz, który napisał ale kto czci duszę rozumną, ogarniającą wszechświat i społeczeństwo, o żadną z innych rzeczy już się nie troszczy. Ponad wszystko duszę własną utrzymuje w takim stanie, aby była rozumna i społeczna i czynna, i śpieszyła z pomocą bliźniemu, który do tego samego celu dąży. Życie duchowe stało się naszą odpowiedzią na wyzwania współczesności. Tylko silni duchowo Europejczycy są w stanie pokonać materializm i trwogę, która zakradła się do tysięcy serc naszych rodaków. Nasza postawa powinna emanować spokojem i opanowaniem. Powinniśmy nieść pomoc wszędzie tam gdzie jesteśmy potrzebni. Bo czy pod Termopilami Leonidas wraz z legendarnymi Trzystoma nie złożył ofiary także za tych, którzy byli przeciwni jego wyprawie przeciwko Persom? Czy Jan III Sobieski gromiąc Turków pod murami Wiednia myślał tylko o własnej chwale? Czy wreszcie podrywający do szaleńczego ataku przeciwko bolszewikom ksiądz Skorupka umarł tylko dla wierzących? Nie. Oni wszyscy poświęcili życie dla bliźniego. Tak więc bronią we współczesnej walce i wyzwaniach świata niech będzie nam siła ducha, w której w przeciwieństwie do ekranów smartfonów zobaczymy nasze oblicze. Prawdziwe oblicze.
Być może przyjdzie dzień, gdy odwaga ludzi zginie, gdy porzucimy druhów, rwąc więzy przyjaźni! Ale to nie jest ten dzień! Godzina wilków i strzaskanych tarcz, gdy Era Ludzi chyli się ku upadkowi. Ale to nie jest ten dzień! Dziś stajemy do walki! Na wszystko, co wam na tej dobrej ziemi drogie, wzywam was do walki, ludzie Zachodu!
Na ludzkiej pustyni, gdzie beczy tyle baranów bądźcie lwami! Silni i nieustraszeni jak one.
Niechaj Bóg wam dopomoże! Czołem, koledzy!
Oleś Wawrzkowicz