Szturm1

Szturm1

Wstęp

 

W pierwszej części tej serii tekstów,  skupiłem się na poszukiwaniach genezy praktyczności, współczesnych Japończyków. Odnalazłem je w historii tego narodu. W owych rozważaniach, doszedłem do pewnych wniosków. Dla przykładu do tego, że samurajski kodeks bushido nadal jest aktualny w codziennym życiu. Ta spuścizna pełni w pewien sposób rolę „narodowego katalizatora", dbania o dobro ogółu. Oprócz tego okres Edo i Meiji wpłynęły na ewolucję społeczeństwa zorganizowanego w Japonii. Faktycznie widziałem syntezę nowoczesności z tradycją na ulicach japońskich miast. Oznacza to, że jest możliwa egzystencja "starego" z "nowym".

 

O czym będzie ten tekst? Pewną formą relacji z podróży. Miała ona miejsce w listopadzie 2019 roku. Podczas niej miałem okazję być m.in. w miastach: Tokio, Kawasaki i Kamakura. Skupimy się głównie na stolicy Japonii, Tokio. Ponadto tekst ten będzie spisem obserwacji zachowań Japończyków w codziennych czynnościach, aby bardziej zobrazować obraną tematykę. Pamiętajmy o tym, że jako nacjonaliści dążymy do tego, aby przebudować nasze relacje społeczne w bardziej zorganizowany byt. Wiele z tej podróży jest przydatne do tego celu. Oczywiście mowa tu o budowie na naszych zasadach, tu w Europie i w Polsce. Może nie wszystkie aspekty społeczeństwa zorganizowanego w Japonii możemy wprowadzić, ale część rzeczy, na zasadzie propozycji możemy realizować, zaczynając od siebie i swojego lokalnego środowiska.

 

Ogólna czystość

 

Pierwsze co uderza w oczy to wszechogarniająca... czystość. Tak schludnie było na ulicach japońskich miast, że ludzie siadali na chodniku i spożywali posiłek. Oprócz tego, w Europie istnieje pewien mit odnośnie Japonii, który... okazał się prawdą. Chodzi o funkcjonowanie publicznych koszy, a raczej ich brak. Nie ma ich np. w okolicach przystanków. Podobna sytuacja ma miejsce w parkach. Wyjątkiem są publiczne toalety, gdzie kosze występują.

 

Z czego to wynika? Z wychowania. Japończycy nauczeni są zbierać po sobie śmieci i wyrzucać je w domach, a potem do osiedlowych kontenerów. Na dobrą sprawę, górę śmieci, przez cały pobyt w Japonii, widziałem raz około godziny dziewiętnastej, w dzielnicy Shibuya, w Tokio. Domyśliłem się, że właściciele restauracji szykowali kosz na przyjazd śmieciarki. W innych przypadkach śmieci nie miały racji bytu, a jak się pojawiały, szybko były sprzątane. Podam przykład. Idąc w stronę dzielnicy koreańskiej w Tokio, przechodziłem obok małej knajpki z jedzeniem. Wiatr wyrzucił dwie drobiny papierków na chodnik. Nagle z owej restauracji wybiegła starsza japonka z... bezprzewodowym odkurzaczem! Oprócz tego, zaczęła sprzątać nie tylko chodnik należący do knajpy, ale także część ulicy. W tym momencie przeżyłem szok, że można tak dbać o otoczenie w obecnych czasach!

 

Gdy mowa o czystości, warto poruszyć kwestie ludzi bez dachu nad głową. W Tokio raz spotkałem osobę z tej grupy społecznej. Owy zarośnięty mężczyzna, błąkał się na peronie metra. Oprócz tego, widziałem go umytego i czystego. Niestety nogi owinięte miał w bandaże, w formie onucy. Nie był to przyjemny widok. Wydaje się, że bezdomność jest zjawiskiem znikomym w Japonii, chociaż to ocena subiektywna, na podstawie jednego zdarzenia.

 

Zastanawiałem się nad tym, skąd pojawiło się zjawisko "ogólnej czystości" pośród Japończyków? Pomijając spuściznę kodeksu bushido, wydaje mi się, że dbanie o czystość, związane jest z innym wydarzeniem historycznym. Chodzi dokładnie o atomowy holocaust, podczas drugiej wojny światowej. Amerykańskie uderzenie na Hiroshimę i Nagasaki, z początku sierpnia 1945 roku, w konsekwencji spowodowały chorobę popromienną, pośród mieszkańców tych miast. Przerażenie z powodu użycia nowej broni, strach przed promieniowaniem i wykluczenie chorych, to następstwa ataku w społeczeństwie japońskim. Tych ostatnich traktowano jak kiedyś trędowatych. Atomowe bombardowanie USA "wtłoczyło" Japończykom to, aby dbać jeszcze bardziej o higienę. Trwa to do chwili obecnej i rozwinęło się na inne elementy codziennego życia. Widać to też w innych aspektach, które wcześniej przytoczyłem w tym wątku. Na przykład w kwestii jedzenia. Po prostu jest ono zawsze świeże, czy to będzie na pułkach sklepowych, czy w formie posiłku w restauracji.

 

Pomimo pędu znajdziesz czas na odpoczynek i uzyskasz życzliwość

 

Tokio jest miastem zatłoczonym. Pomimo tego ludzie zbytnio nie wpadają na siebie, a jeśli już do tego dochodzi, to usłyszysz "sumimasen(すみません)" [po polsku "przepraszam"] i zobaczysz ukłon głowy w dół, czasem z dłońmi jak do modlitwy...  To jedna z form życzliwości. Podziękowania, przywitania, uśmiech na twarzy, przeprosiny za nietaktowne zachowanie, to codzienność Japonii. Podam tutaj przykład, aby bardziej to zobrazować. Raz był problem z płatnością kartą, podczas robienia zakupów. Starsze panie ekspedientki, około pięćdziesiątki, zamiast się denerwować, śmiały się z siebie i z całej sytuacji. W ten sposób rozładowały panujący stres i napięcie sytuacyjne.

 

Innym zachowaniem godnym opisania, wynikającym z praktyczności, jest ogólny pęd ludzi na ulicach, ale i jednoczesne odpoczywanie w wolnej chwili. Najczęściej ma to miejsce w metrze. Częstym widokiem jest "drzemka" w pociągu lub autobusie. Na siedząco i na stojąco. Nikt nie narzeka na brak miejsca czy zatłoczenie. Wykorzystuje sytuację, aby zyskać dodatkową energię, podczas przemieszczania się po mieście. Japończycy odpoczywają też w inny sposób, np. w wyznaczonych miejscach, w parkach lub na przystankach. Po prostu ludzie siedzą z zamkniętymi oczami, od pięciu do piętnastu minut. W ten sposób ładują  swoje siły witalne.

 

Automatyzacja

 

Szacuje, że stolica Japonii jest w 70 procentach zautomatyzowana. Częstym widokiem są drzwi, które same przesuwają się na boki. Oprócz tego, w wielu knajpach funkcjonują tablety, dzięki którym można zamówić jedzenie i picie. Oddzielną kwestią pozostają toalety. Panuje w nich ogólna czystość. Deski klozetowe są podgrzewane, z możliwością "podmycia" miejsc intymnych. Często... otwierają się same, a w tle gra muzyka. Umywalki do mycia rąk zamontowane są nad spłuczką, aby nie marnować wody. Oprócz tego, publiczne WC znajdują się na każdym kroku. Nie spotkałem się z płatnościami za nie w miejscach publicznych, czy restauracjach. Innym elementem widocznej automatyzacji są mobilne drukarki. Znajdują się np. w sklepach. Jeśli chcemy coś wydrukować, wystarczy mieć nośnik USB z danymi. Ponadto na każdym kroku możemy znaleźć darmowe wi fi. Oczywiście to, co opisałem w tym miejscu, to kilka elementów zjawiska automatyzacji. Takich rzeczy jest o wiele więcej np. ruchome bilbordy, ruszające się zwierzęta na ścianach budynków, maszyny do kupowania biletów w metrze itd.

 

Szacunek do ludzi starszych

 

Japończycy znani są z szacunku do osób starszych. Nie chodzi tu tylko o ustępowanie miejsca w komunikacji miejskiej. Po prostu seniorzy w Japonii mają możliwość dorabiania do swojej emerytury, jeśli tego chcą. Praca jednak jest dostosowana do ich możliwości. Przykładem tu obsługa lotniska podczas kontroli paszportów. Starsze "babcie" i "dziadziusiowie", w wieku około siedemdziesięciu lat i wyżej, stali przy komputerach dostosowanych do ich wieku. Wciskali odpowiednie guziki na klawiaturze. Lekka praca, zautomatyzowana, którą może kontrolować omawiana grupa społeczna. Widać, że system japoński dba o seniora, nie tylko z opowieści, mitów i legend. Tam po prostu naprawdę to funkcjonuje!

 

Inne elementy praktyczne dla dobra ogółu

 

Będąc w jednej z restauracji w Tokio, widziałem ciekawe zdarzenie. Konsumując ramen, zauważyłem jak rodowity Japończyk składa zamówienie. Miał on ze sobą teczkę. Nie zdążył jej on jednak położyć na podłodze, bo nagle podbiegła pani ekspedientka i podała mu specjalną rozkładaną podpórkę na bagaż. Ułożyła w taki sposób, że torba nie dotykała ziemi. Wyglądało to jak pewna forma leżaka na teczkę. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim i było to dla mnie dziwne, szokujące, ale pozytywne.

 

Inny aspekt praktyczności, zauważyłem w informacji turystycznej, w dzielnicy Shibuya, w Tokio. Nadszedł taki moment w mojej podróży, że nie mogłem znaleźć centrum handlowego, w którym mogłem zakupić kartę, z mobilnym Internetem do telefonu. Poszedłem więc do informacji turystycznej. Obsługiwały mnie młode Japonki. Wyjaśniły krok po kroku, w języku angielskim, jak trafić do wyznaczonego miejsca. Oprócz tego, wydały mi mapę, i zaznaczyły markerem ów docelowy punkt. Po takim wyjaśnieniu szybko trafiłem do celu. Rzadko w życiu doświadczyłem tak konkretnej uzyskanej informacji, podczas podróży, w obcym kraju.

 

Co mi się nie podoba w Japonii?

 

Każdy zapewne czytając ten tekst, dojdzie wniosku, że jestem "japonofilem". Może i jest w tym ziarno prawdy, ale trzeba mieć świadomość i obiektywnie patrzeć na świat. Istnieją aspekty, które w Japonii mi się nie podobały i nie podobają.

 

Po pierwsze, brak zabezpieczenia zdrowotnego w pracy. Widziałem to podczas pędu w codziennym życiu, kiedy ludzie zakładają maseczki anty-smogowe. Oprócz tego, że ludzie nie chcą zarażać innych, lub złapać choroby, to nakładają owe maski, bo są nieśmiali i nie chcą pokazywać publicznie swojej twarzy. Sama kwestia japońskich maseczek, to dobry aspekt społeczny, jednakże wynikają one z pewnego braku zabezpieczenia. W Japonii np. nie istnieje L4, a leczenie w szpitalu jest bardzo kosztowne. Jeśli jesteś chory i masz gorączkę, musisz przyjść do pracy. Gdy cię długo nie ma, zostajesz zwolniony. Jedynie wizyta w szpitalu usprawiedliwia ten fakt, z tego co mi wiadomo. Mówiąc o braku zabezpieczenia, chodzi mi też o to, że najczęstszym powodem zgonów w Japonii jest przepracowanie. Owszem, dawny samurajski kodeks bushido przeszedł na etos pracy, na rzecz korporacji i dobra ogółu, jednak nie oceniam tego dobrze w tym wypadku. Etykieta japońska w tym miejscu szwankuje. Praca pozostaje ważnym elementem rozwoju społeczeństwa i samej jednostki. Z drugiej strony nie chodzi o to, aby być w pracy "obibokiem". Trzeba umiejętnie znaleźć złoty środek. Praca jest dla człowieka, a nie człowiek dla pracy.

 

Druga kwestia to narzucony savoir-vivre, który zabrania ci mówić to, o czym naprawdę myślisz. Medal ma dwie strony. Dobre pozostaje to dla relacji społecznych, jednak źle wpływa to na kondycję jednostki. Duży odsetek nieśmiałości pośród Japończyków i skrycie w sobie to objaw tego. Takie zachowanie buduje napięcie, co w konsekwencji może prowadzić do chorób psychicznych. Oczywiście Japończycy szukają ujścia dla psychiki na przykład w barach karaoke, gdzie owa etykieta jest zminimalizowana, a rozmowa przechodzi na bardziej luźny tor, ale czy to do końca jest wystarczające rozwiązanie?

 

Trzecia kwestia to bariera językowa. Nie zawsze znajomość angielskiego, nawet na poziomie komunikatywnym, jest wystarczająca. Podam przykład dla zobrazowania tego problemu. Przypadkiem trafiłem na festiwal jedzenia. Kraby, krewetki, ośmiornice i inne owoce morza, które widziałem pierwszy raz w życiu. Unoszący się zapach w powietrzu, pobudzał kubki smakowe. Chciałem spróbować tego jedzenia. Niestety nie dało rady, bo pojawiła się bariera językowa. Na trzydzieści stoisk znalazłem jedną osobę, która znała język angielski, na poziomie komunikatywnym. Wyjaśniła mi, że trzeba kupić bilet w automacie, aby dostać jedzenie. Gdy znalazłem się przy maszynie od biletów, to zaczął się kolejny problem... Wszystko zapisane było w tradycyjnym języku japońskim, którego niestety nie znam. Prosiłem o pomoc ludzi. Niestety nikt nie mógł mi pomóc, bo nie znał języka angielskiego. W konsekwencji musiałem zrezygnować z zakupów.

 

Słowo końcowe

 

Podróż do Japonii nauczyła mnie tego, że można być miłym i życzliwym w relacjach społecznych. Wiem, że wynika to z japońskiej etykiety. Czasem  absurdalne jest to, jak wygląda "kajanie się", za każdy popełniony błąd. Taką życzliwość można jeszcze zaznać w Polsce, na terenach wschodnich. Powoli zaczyna to zamierać, a wpływ na to ma obecny system. Konsumpcja, nihilizm, liberalizm, kapitalizm, czwarta władza kreująca rzeczywistość, wyścig szczurów, żądza pieniądza itd. itp.

 

Japońska czystość na ulicach... Chciałbym taką w Polsce. Nie spotkałem się z odpadkami na pasach zieleni w Japonii, które są domeną u nas. Zwłaszcza sterty śmieci po alkoholu, w ustronnych miejscach nocą, a za dnia przerażających, jak najgorszy horror z koszmaru...

 

Pozytywne relacje społeczne w stolicy Japonii? Chciałbym taką mentalność w ojczyźnie. U nas w Polsce jest odwrotnie. Jak ktoś wpadnie na Ciebie w Warszawie, to słowo "przepraszam" nie istnieje. Pojawia się ono bardzo rzadko. Częściej usłyszysz bluźnierstwa w swoją stronę, lub pretensjonalny ton... Na jakim poziomie jest nasza kultura społeczna w Polsce? Niech każdy odpowie sobie sam na to pytanie. W Tokio, owszem, jednostki zachowują swoją prywatność. Widać także pewną atomizacje, ale... japońska etykieta trzyma to wszystko w ryzach, dla dobra ogółu, żeby się to nie rozpadło. Czy do tego nie dąży też współczesny nacjonalizm, aby stworzyć podwaliny takich relacji?

 

To tyle z bycia "malkontentem" w słowie końcowym. Przejdźmy do bardziej pozytywnych kwestii. Gdy byłeś w Japonii i jesteś fanem anime, to masz wrażenie, że to co tam jest przedstawiane, ma swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Bardzo ciekawe doświadczenie. Relacje społeczne, otoczenie, szybkie tempo życia, nawet mimika twarzy Japończyków, ich życzliwość, szacunek do starszych... To wszystko jest na miejscu. Po prostu... inny świat, który polecam odwiedzić.

 

 

Patryk Płokita

piątek, 31 styczeń 2020 21:05

Jarosław Ostrogniew - Inna Ameryka

Za każdym razem, gdy amerykańska polityka zagraniczna przynosi katastrofalne skutki w postaci kolejnych wojen, powraca temat amerykańskiego imperializmu. Rola USA jako żandarma całego światu, pilnującego aby politycznie ani kulturowo nikt nie odbiegał od wyznaczonej przez międzynarodowe elity linii rozwoju (a raczej upadku) zaczyna niszczyć kolejne narody. Jednak w dyskusji o USA, czyli imperium zła i małym lub wielkim szatanie, często pomija się kilka istotnych kwestii. Sprzeciw wobec politycznej hegemonii USA to jedno, sprzeciw wobec kulturalnego imperializmu USA to drugie, szukanie źródeł tych dwóch katastrofalnych zjawisk w fundamentach, na których Stany Zjednoczone zostały zbudowane to trzecie. Jednak błędem jest twierdzenie, że Ameryka zawsze była epicentrum zła i że Amerykanie nie przynieśli światu nic dobrego. W niniejszym eseju chciałbym przypomnieć o tej innej, lepszej Ameryce, o której często zapominamy.

Kim właściwie są Amerykanie? Patrząc na ten problem z perspektywy nacjonalistycznej i korzystając z refleksji samych amerykańskich nacjonalistów, należałoby tę kwestię ująć następująco: Amerykanie są specyficznym europejskim narodem żyjącym na innym kontynencie niż większość Europejczyków. Amerykanie oczywiście są jednym z europejskich narodów, które powstały wskutek wielkich migracji z Europy i aktywności kolonialnej europejskich państw, jednak na tle innych europejskich narodów pokolonialnych są wyjątkowi. Przede wszystkim udało im się stworzyć państwo zajmujące ogromne terytorium, na którym Europejczycy stanowili i nadal stanowią większość. Wynika to przede wszystkim z tego, że Amerykanie od początku stawiali na samowystarczalność – oni sami uprawiali ziemię, czy sami wydobywali i przetwarzali bogactwa naturalne. Nie dążyli do stworzenia europejskiej mniejszości rządzącej lokalną większością i żyjącej z handlu dobrami wytworzonymi przez nią, tylko do stworzenia europejskiego społeczeństwa na innym kontynencie.


Amerykanie są europejskim narodem, który powstał w wyniku przemieszania się różnych europejskich grup etnicznych. Od początku jego trzon stanowili Anglosasi, do których dołączali przedstawiciele kolejnych narodów północnej Europy: Celtowie, Holendrzy, Niemcy czy Skandynawowie. Potem dołączyli do nich Europejczycy z narodów romańskich i słowiańskich. Amerykanie wytworzyli swoją specyficzną tożsamość narodową, zachowując część lokalnych tradycji specyficznych dla grup etnicznych, z których pochodzili. Amerykanie oczywiście są zróżnicowani lokalnie (widać podziały między północą a południem, wschodem i zachodem, między miastem a wsią, czy charakterystyczny dla Stanów Zjednoczonych – między wybrzeżami a heartlandem), jednak istnieje wspólna tożsamość narodowa łącząca wszystkich Amerykanów europejskiego pochodzenia. Jednym z najważniejszych składników tej tożsamości – i jednym z najważniejszych osiągnięć myśli amerykańskiej – jest zrozumienie istoty i wagi etniczności. Europejscy koloniści, których różnił język, kultura i wyznanie, w zetknięciu z Indianami, a następnie z afrykańskimi niewolnikami, zrozumieli, że jest coś co łączy ich wszystkich – wspólne pochodzenie etniczne. Był to gigantyczny przełom w myśleniu o tym, co to znaczy być Europejczykiem. Jak lubią podkreślać amerykańscy nacjonaliści, czynnik etniczny był jednym z powodów, dla których Amerykanie podjęli walkę o niepodległość – własne państwo miało zapewnić prawo do samostanowienia białym Amerykanom, podczas gdy brytyjscy administratorzy chcieli coraz bliższej współpracy z Indianami przeciw innym kolonistom. Co więcej, jeden z najważniejszych aktów legislacyjnych wydanych wkrótce po zdobyciu niepodległości przez Stany Zjednoczone - ustawa o naturalizacji z 1790 roku - głosi, że amerykańskie obywatelstwo mogą uzyskać jedynie „wolni biali ludzie […] dobrego charakteru” („free white persons […] of good character”).

Dla Amerykanów ideałem zawsze była samowystarczalność – prawdziwy Amerykanin to samowystarczalny rolnik, który jest w stanie sam siebie obronić i sam wymierzyć sprawiedliwość. Jednak to właśnie w Stanach Zjednoczonych rozwinął się nowotwór, który zaatakował cały świat zachodni – wielki biznes, którym rządzi jedynie zasada chciwości i maksymalizacji stanu posiadania. I ten nowotwór zawsze znajdował jakąś ideologię, którą legitymizował swoje kolejne działania. Na początku był to amerykański indywidualizm, potem liberalizm, obecnie jest to jedno z największych kuriozów myśli politycznej – neokonserwatyzm, czyli połączenie najgorszych elementów konserwatyzmu i trockizmu, zmieszane z militaryzmem, globalizmem i interwencjonizmem, a wszystko w służbie pewnej mniejszości od początku zaangażowanej w tworzenie kolejnych wersji marksizmu.

Oprócz znanej nam z seriali Ameryki, w której jedyną kulturę stanowi netflix i fast food, w której wszyscy biorą kredyt aby maksymalizować konsumpcję, w której jedynymi wartościami są chciwość i przyjemność, która agresywnie narzuca swoje zdanie reszcie świata, wciąż istnieje ta inna Ameryka – Ameryka stworzona przez wartościowych i świadomych Europejczyków.

Amerykanie od początku tworzyli kulturę, która z jednej strony podkreślała ich europejski rodowód, a z drugiej udowodniała, że są nowym narodem. Już pierwsi europejscy odkrywcy i koloniści, jak chociażby słynny John Smith, tworzyli literackie świadectwa swojego życia. Amerykańscy pisarze, tacy jak William Hill Brown, Hannah Webster Foster, czy Susanna Rowson, od samego początku tworzyli nowy gatunek literacki – powieść. Amerykańscy autorzy włączyli się w nowy nurt romantyzmu i zdołali stworzyć specyficzną, amerykańską gałąź tego ruchu, o czym świadczy twórczość Washingtona Irvinga (doskonale wykorzystująca motywy z amerykańskiego folkloru), Jamesa Fenimore’a Coopera (odwołująca się do amerykańskiej mitologii podboju nowego kontynentu), Nathaniela Hawthorne’a (jednego z twórców mrocznego romantyzmu), Edgara Allana Poe (mistrza grozy i groteski), czy Hermana Melville’a (jednego z innowatorów powieści). Amerykanie mają ogromne osiągnięcia również w dziedzinie poezji: od pionierów romantyzmu Williama Cullena Bryanta, Jamesa Russela Lowella, czy Henry’ego Wardswortha Longfellowa, po wyjątkowych i tworzących w unikalnym dla siebie stylu Walta Whitmana i Emily Dickinson. W Stanach Zjednoczonych powstał nawołujący do powrotu do natury i prostego życia transcendentalizm, którego najważniejszymi przedstawicielami byli Ralph Waldo Emerson i Henry David Thoreau. Amerykańska literatura to również wielka tradycja Południa, poeci związani z ruchem południowego agraryzmu (Allen Tate, Donald Davidson, John Gould Fletcher), południowym gotykiem (Ambrose Bierce), czy po prostu współcześni klasycy światowej i amerykańskiej literatury jak William Faulkner i Truman Capote. Amerykańscy poeci byli również znaczącym głosem w nurcie modernizmu – jak chociażby E.E. Cummings, który podejmował ciągła polemikę z amerykańską tradycją. Warto pamiętać, że dwóch wielkich europejskich poetów, jawnie opowiadających się po właściwej stronie sporu politycznego - T.S. Elliot i Ezra Pound - było Amerykanami. Gigantem amerykańskiej poezji i piewcą amerykańskiego stylu życia (rozumianego jako uprawa ziemi, wędrówka przez niezamieszkane pustkowia, miłość do natury i szacunek do ciężkiej pracy) był Robert Frost. Kolejnym wielkim amerykańskim poetą i piewcą natury, był działający na przeciwległym krańcu Stanów Zjednoczonych, na zachodnim wybrzeżu, Robinson Jeffers, który jawnie występował przeciw interwencjonizmowi i za europejskim i amerykańskim nacjonalizmem. Obecnie to Amerykanie tworzą najciekawszą współczesną poezję, jak zmarły niedawno Leo Yankevich, ojciec chrzestny muzyki neofolk Robert N. Taylor czy Juleigh Howard Hobson.

Podobną historię co amerykańska literatura przeszło amerykańskie malarstwo. Początki stanowiło klasycystyczne malarstwo historyczne i portretowe, z takimi twórcami jak John Singleton Copley, John Trumbull czy Edward Savage. Później amerykańskie malarstwo zaczęło przemawiać coraz bardziej oryginalnym głosem, nie tracąc jednak kontaktu ze sztuką tworzoną w Europie. Albert Bierstadt i Frederic Edwin Church tworzyli wspaniałe pejzaże inspirowane naturą nowego kontynentu. George Catlin dokumentował życie amerykańskich Indian. Thomas Eakins portretował współczesnych mu Amerykanów, a realista James Whistler stał się jednym z największych innowatorów malarstwa, ostatecznie docenionym po obu stronach Atlantyku. Childe Hassan czy John Singer Sargent skutecznie połączyli amerykańską sztukę z rodzącym się we Francji impresjonizmem. W dwudziestym wieku amerykańscy malarze z jednej strony dokumentowali życie amerykańskiego heartlandu (Grant Wood czy Jonh Steuart Curry), a z drugiej centra nowoczesności – wielkie miasta (Edward Hopper czy George Bellows). Jednym z największych współczesnych malarzy, którego dzieła były w o wiele większym stopniu związane z tradycją zachodniej sztuki, niż eksperymenty modnych europejskich twórców, był Andrew Wyeth. Ameryka to nie tylko ohydne „shopping malls” czy tandetne kasyna, ale też wielka tradycja architektury klasycystycznej i neogotyckie katedry. Warto wspomnieć, że to w Stanach Zjednoczonych, w Nashville w stanie Tennessee, można zobaczyć zaprojektowaną przez weterana armii Konfederacji Williama Crawforda Smitha wierną reprodukcję ateńskiego Partenonu, w którym w 1990 roku odsłonięto kopię Ateny Partenos Fidiasza.


Amerykańska kultura popularna jest obecnie synonimem wulgarnej propagandy globalizmu. Jednak amerykańscy twórcy potrafili tworzyć kulturę popularną, która zachowała wiele europejskich symboli i archetypów. Wszyscy znają mistrza horroru Howarda Philipa Lovecrafta, ale nie wszyscy wiedzą, że był on świadomym etnicznie białym nacjonalistą, który nienawidził zepsucia współczesnej mu Ameryki. Jego przyjaciel i mistrz heroicznego fantasy Robert E. Howard zdołał połączyć tradycję sag i eposów z nietzscheanizmem oraz ewolucjonizmem i stworzyć opowieści, które do dziś inspirują czytelników. Frank Frazetta przełożył te wizje na język wizualny, łącząc tradycje klasycznego malarstwa z nowoczesną ilustracją.

Amerykańska tradycja to również opór wobec rodzącego się globalizmu. Wspominaliśmy już o artystach, którzy występowali przeciw agresywnej nowoczesności – ale to Amerykanie byli również pionierami ochrony przyrody. Jednym z założycieli ruchu ochrony przyrody był amerykański przyrodnik John Muir, nazywany „ojcem parków narodowych”. To właśnie w Stanach Zjednoczonych powstała ta forma ratowania natury, która została następnie przyjęta w Europie. Kolejnym wielkim obrońcą przyrody był amerykański pisarz i historyk Wallace Stegner. W ten nurt powrotu do natury i szukania sensu w prostym życiu wpisuje się również wielki amerykański intelektualista Wendel Berry. W końcu Amerykaninem jest jeden z najbardziej radykalnych przeciwników globalizacji – Theodore Kaczynski.

Obecnie Amerykanie mają ogromny wkład we wspólną walkę wszystkich Europejczyków o wyzwolenie. Wykłady i eseje Williama Luthera Pierce’a stanowiły dużą inspirację zwłaszcza dla starszego pokolenia europejskich nacjonalistów. Tacy intelektualiści jak Kevin MacDonald, Jared Taylor, Peter Brimelow czy Greg Johnson mają duże zasługi w szerzeniu idei samostanowienia białych. Istnieje cały szereg mniej znanych, a istotnych amerykańskich autorów jak Gregory Hood, Collin Cleary, F. Roger Devlin, Andy Nowicki, czy Sam Dickson, którzy wykonują wielką pracę w szerzeniu naszych idei. Jednym z najważniejszych redaktorów i wydawców w ruchu nowego europejskiego nacjonalizmu jest Amerykanin John B. Morgan. To Amerykanie stworzyli wiele kanałów medialnych, dzięki którym nasze idee trafiają do kolejnych osób.


Amerykanie pierwsi padli ofiarą globalistycznej kliki – pierwsi padli ofiarą procesu globalizacji, dla niepoznaki zwanego „amerykanizacją”. Jednak wciąż istnieje inna Ameryka. Walka o wyzwolenie europejskich narodów spod jarzma globalizmu jest również walką o wyzwolenie Amerykanów, a naszymi towarzyszami w tej walce są amerykańscy nacjonaliści. Nie wolno o tym zapominać i nie wolno obracać słusznego sprzeciwu wobec amerykańskiego (a w rzeczywistości globalistycznego) imperializmu, przeciwko narodowi amerykańskiemu, na którym globaliści żerują.

 

Jarosław Ostrogniew  

„Świat coraz bardziej pochłaniają radości banalne, materialne lub po prostu zwierzęce. Zamyka się on w sobie, by zachować lub zdobyć jak najwięcej. Każdy żyje sam dla siebie, pozwala by jego życie rodzinne i państwowe zdominował ciągły egoizm, który przemienił ludzi w nienawistne, rozjątrzone i chciwe wilki bądź w zepsute ludzkie śmiecie.”

Leon Degrelle, „Płonące Dusze”

 

W ostatnim czasie w alternatywnej amerykańskiej społeczności internetowej rozpromowany został mem tzw. coomera. Wyśmiewa on archetyp internetowego domatora-onanisty. To dobry przyczynek do poruszenia tematu, który wciąż pozostaje tabu w polskim społeczeństwie.

Mimo przywołania na wstępie fragmentu książki pisanej w duchu wybitnie katolickim, w niniejszym artykule chciałbym się skupić na statystyce i wynikach badań z obszaru neuronauk i psychologii. Nie uważam, aby naturalne dla okresu dojrzewania zainteresowanie autoerotyzmem było per se złem wcielonym, uznawanym również jako grzech śmiertelny w kręgach judeochrześcijańskich. Co więcej, wydaje mi się, że to właśnie z powodu hamiartologicznego stosunku do tematu i wynikającego z niego poczucia winy i wstydu, tak rzadko jest poważnie poruszany. Z drugiej strony, jest to niewątpliwie pieklący temat w kontekście  kondycji naszego społeczeństwa z uwagi na dane statystyczne - Polacy zajęli 14. miejsce na świecie w rankingu oglądalności najpopularniejszego serwisu z treściami pornograficznymi. Niestety, problem zaczyna dotyczyć również w coraz większej skali kobiet, które już dziś stanowią około 1/3 oglądających. Zainfekowany jest tym niemalże cały przekrój społeczeństwa, a wyjątkowo przytłaczający jest fakt, iż po ostatniej zawierusze na Bliskim Wschodzie widać, że pseudoprawicowa część Internetu prędzej utożsamia Liban z popularną gwiazdą wspakultury niż Hezbollahem.

Niefortunnie, podobnie jak z wieloma nowościami na rynku konsumpcyjnym, np. dawniej tytoniem, rzetelni badacze z opóźnieniem zajęli się badaniem wpływu pornografii na ludzki mózg. Dopiero od niedawna pojawiło się zainteresowanie tą kwestią w środowisku naukowym.

Nie sposób rozwinąć temat, nie wyjaśniając najpierw podstawowych zagadnień związanych z funkcjonowaniem ludzkiego układu nerwowego. Kluczowym zagadnieniem na potrzeby tego artykułu będzie układ nagrody. Zbudowany jest ze starszych filogenetycznie struktur mózgowia wchodzących w skład układu limbicznego, co oznacza, że towarzyszy mózgom zwierząt od milionów lat. O powiązaniach wspomnianego układu z pamięcią i koncentracją wspominam w swoim artykule w poprzednim wydaniu miesięcznika. Dziś chciałbym się skupić głównie na strukturach odpowiedzialnych za kontrolę ludzkich popędów. W naturze odpowiednie przekaźnictwo dopaminergiczne związane z odczuciem przyjemności zapewniało nam motywację do realizacji życiowych potrzeb i zaspokajania popędów. Niestety, dziś stare przystosowania ewolucyjne powoli dezaktualizują się w dynamicznym świecie, w którym memetyka ściera się w łeb w łeb z genetycznymi aspektami ewolucji. Niegdyś upodobanie słodkich i tłustych potraw ułatwiało przetrwanie w warunkach niedoborów żywnościowych, dziś pączki prowadzą raczej do epidemii otyłości. Podobnie sytuacja ma się w wielu innych dziedzinach życia, teraz jednak pochylmy się nad sferą seksualności. Orgazm to zachęta do prokreacji, czyli umożliwienia przetrwania naszych genów w populacji. Poligamia z punktu widzenia mężczyzny mogła być adaptacyjna ze względu na większą szansę na przetrwanie większej ilości jego dzieci. Dziś częściowo te zachowanie utrwalone jest przez hedonistyczny promiskuityzm i pornografię, gdzie mamy dostęp do tak wielu roznegliżowanych osobników płci przeciwnej. Ktoś może zadać pytanie: co w tym złego? Do tej pory powstało mnóstwo wątpliwej jakości artykułów sugerujących, że masturbacja i pornografia to nic złego. Łatwo te informacje znaleźć w wysoko pozycjonowanych w wyszukiwarkach portalach paramedycznych i w nurcie, niemalże totalnie zagarniętej przez lewicę, psychologii. Na szczęście nauk ścisłych nie da się tak łatwo skraść jak humanistycznych i z odsieczą przychodzi biologia oraz medycyna.

Teoretycznie moglibyśmy dostarczać sobie w nieskończoność coraz więcej przyjemnych bodźców i żyć w takim jałowym, choć sielskim błogostanie. Tymczasem fizjologia człowieka wytworzyła w wielu swoich mechanizmach sprzężenia zwrotne w celu utrzymania równowagi, czyli tak zwanej homeostazy. Nieograniczone dostarczanie sobie przyjemności zaburza funkcjonowanie innych sfer naszego życia, przed czym organizm będzie się uparcie bronił. Na potrzeby tego tekstu w dużym uproszczeniu spróbuję opisać to na przykładzie wydzielania dopaminy w mechanizmie rozmaitych uzależnień. Produkcja coraz większych porcji dopaminy w związku z bodźcem stymulującym, niezależnie czy będzie to amfetamina, słodycz czy przyjemność seksualna [1], doprowadzi do mechanizmów kompensacyjnych np. redukcji ilości receptorów dla tego neuroprzekaźnika. Będzie to oznaczało, że odczuwanie porównywalnej przyjemności do poprzedniej będzie wymagało silniejszych i bardziej długotrwałych bodźców. Wówczas drobne przyjemności dnia codziennego mogą już nie cieszyć, nie wystarczyć do osiągnięcia wewnętrznego spokoju i zadowolenia. Nie trzeba dodawać, że może zwiększyć to podatność na inne, nowe uzależnienia. Zaburzenia przekaźnictwa dopaminergicznego i serotoninergicznego ściśle są związane z występowaniem depresji i zaburzeń lękowych. Na szczęście ludzki mózg jest plastyczny i w przeciągu od 3 do 6 miesięcy (stąd też taki jest minimalny zalecany czas stosowanie leków przeciwdepersyjnych z grupy inhibitorów zwrotnego wychwytu serotoniny, popularnych SSRI) potrafi znacząco zmienić w stronę stanu fizjologicznego układ receptorów i wydzielania dopaminy, jeśli ograniczymy częstotliwość niezdrowych zachowań.

Choć treści o charakterze pornograficznym pojawiały się już wiele lat temu, m. in. na freskach i malowidłach odkrytych w Pompejach, dostęp do niej nigdy nie był tak łatwy, szybki, tani i anonimowy jak dziś. Obecnie to wyjątkowo dochodowy rynek, stosunkowo zmonopolizowany przez korporację Mindgeek. Nie jest to miejsce na analizę rodowodu głównych udziałowców tej kompanii, ale analizę proweniencji tychże person zostawiam jako zadanie dla chętnych. Okazuje się, że nawet arabskie media głównego nurtu są sprawniejsze od europejskich i zadanie z gwiazdką odrobiła m. in. Al-Jazeera, o co żal ma nie kto inny jak Jerusalem Post[2].

W badaniach [3] zostało wykazane, że regularne oglądanie pornografii obniża aktywność i zaburza funkcjonalność połączeń między korą przedczołową i elementami prążkowia. Są to struktury, które mają niebagatelny wpływ na jakość naszych relacji społecznych, pewność siebie, zadowolenie i motywację. Nie trzeba wyjaśniać jak deficyty w wymienionych aspektach wpływają na poziom naszego życia i perspektywę wykorzystania własnego potencjału. Co więcej wykazano, że objętość niektórych struktur w mózgu ma powiązanie z podatnością naszego organizmu na uzależnienia. Warto jednak podkreślić, że są to badania na małej grupie kontrolnej i stosunkowo krótkoterminowe. Niewątpliwie w przyszłości kwestie te zostaną rzetelniej zbadane.

W przeglądzie o większej sile dowodu [4] wykazano związek oglądania pornografii z dysfunkcjami seksualnymi jak przedwczesny wytrysk czy zaburzenia erekcji. Poziom zróżnicowania bodźców wzrokowych i intensywności z materiałów video trudno przełożyć na rzeczywistość. Nie jest dziwnym, że w świecie gdy coraz więcej związków budowanych jest na podstawie egoistycznego zaspokajania własnych potrzeb, takie sytuacje powodują deficyty w seksualności na płaszczyźnie psychologicznej. Na szczęście okazuje się, że zaprzestanie oglądania pornografii daje obiecujące rezultaty terapeutyczne.

Należy podkreślić, że mechanizm wzmacniania stymulacji, aby osiągnąć satysfakcjonujący stopień pobudzenia będzie sprowadzał do poszukiwań silniejszych materiałów erotycznych, w których pojawia się na przykład przemoc. Duża amerykańska metaanaliza wykazała, iż taka pornografia prowadzi do zwiększenia ilości aktów przemocy na tle seksualnym [5]. Niestety obszary w mózgu, które w badaniach funkcjonalnego rezonansu magnetycznego wykazują aktywność w czasie oglądania pornografii są tożsame z tymi, które uaktywniają się w czasie seksu, nie dziwi stąd przenoszenie patologicznych wzorców zachowań do życia codziennego. Ponadto ukazują się również hipotezy badawcze na temat aktywności tzw. neuronów lustrzanych. Jest to zjawisko, gdy nasz mózg pod wpływem oglądania wykonywania czynności przez inne osoby, w tym przypadku agresywne, uaktywnia te same szlaki neuronalne co u osoby wykonującej dane czynności. W branży porno pojawiają się również materiały, które kpią sobie z motywów religijnych, promują stosunki międzyrasowe czy kazirodztwo, co jest skutecznym narzędziem do zniszczenia naszej tożsamości. Przyzwyczajenie do takich obrazów może mieć niebagatelny wpływ na seksualność w realnym życiu. Co ciekawe, pornografia oglądana przez mężczyzn obniża jakość w związku małżeńskiego, wśród kobiet tendencja może być odwrotna [6]. Inne badanie stwierdza jednak, że choć zaangażowanie w romantyczną relację bardziej spada przez pornografię u mężczyzn, problem dotyczy również kobiet [7].

Zmierzając ku końcowi, warto podkreślić, że dynamiczny rozwój przemysłu pornograficznego nie jest praprzyczyną patologizacją relacji damsko-męskich a raczej gwoździem do trumny, zwieńczeniem rewolucji seksualnej lat 60., promowania psychoanalitycznych teorii uczniów Freuda, ale te kwestie postaram się poruszyć w przyszłości.

Wyzwaniem dla nacjonalizmu jest walka z tendencjami, które niszczą tkankę społeczną narodu. Nie stworzymy zdrowych rodzin, jeśli częścią naszej ideomatrycy będzie pornografia. Nie bójmy się zatem o tym głośno mówić. Choć seksualność powinna być dla każdego człowieka sferą swoistego sacrum, nie możemy zamiatać problemów związanych z nią przed dywan. Lewica nie bała otwarcie o tym mówić- swoimi rozwydrzeniem i skandalami narzuciła nieprawdopodobne tempo upadku cywilizacji. W XXI wieku to my musimy być szybsi!

Na zakończenie pozwolę przywołać raz jeszcze myśl wspomnianego wyżej belgijskiego rexisty. Twierdził on, że „możemy wyjść z tego upodlenia jedynie drogą gigantycznej naprawy moralnej, od nowa ucząc ludzi miłości, poświęcenia, życia, walki i umierania za wyższy ideał.” Jesteście gotowi?

 

Witomysł Myduj

 

[1] Love, T., Laier, C., Brand, M., Hatch, L., & Hajela, R. (2015). Neuroscience of Internet Pornography Addiction: A Review and Update. Behavioral Sciences, 5(3), 388–433. doi:10.3390/bs5030388 

[2] https://www.jpost.com/Diaspora/Antisemitism/Al-Jazeera-claims-Jews-created-control-porn-industry-hate-Jesus-Christ-606611

[3] Kühn, S., & Gallinat, J. (2014). Brain Structure and Functional Connectivity Associated With Pornography Consumption. JAMA Psychiatry, 71(7), 827. doi:10.1001/jamapsychiatry.2014.93 

[4] Park, B., Wilson, G., Berger, J., Christman, M., Reina, B., Bishop, F., … Doan, A. (2016). Is Internet Pornography Causing Sexual Dysfunctions? A Review with Clinical Reports. Behavioral Sciences, 6(3), 17. doi:10.3390/bs6030017 

[5] Wright, P. J., Tokunaga, R. S., & Kraus, A. (2015). A Meta-Analysis of Pornography Consumption and Actual Acts of Sexual Aggression in General Population Studies. Journal of Communication, 66(1), 183–205. doi:10.1111/jcom.12201 

[6] Perry, S. L. (2016). Does Viewing Pornography Reduce Marital Quality Over Time? Evidence from Longitudinal Data. Archives of Sexual Behavior, 46(2), 549–559. doi:10.1007/s10508-016-0770-y

 [7] Lambert, N. M., Negash, S., Stillman, T. F., Olmstead, S. B., & Fincham, F. D. (2012). A Love That Doesn’t Last: Pornography Consumption and Weakened Commitment to One’s Romantic Partner. Journal of Social and Clinical Psychology, 31(4), 410–438. doi:10.1521/jscp.2012.31.4.410 

Od jakiegoś czasu na łamach naszego miesięcznika coraz więcej pisze się o narodowym syndykalizmie i hiszpańskiej Falandze. W tym numerze postaram się pokrótce napisać o pewnym epizodzie falangistów na froncie wschodnim.

 

Wszystko zaczęło się  24 czerwca 1941 w centrum Madrytu, gdzie miała miejsce antyradziecka manifestacja  członków Falangi. Okrzyk Rusia es culpable! („Rosja jest winna”) stał się hasłem frankistów deklarujących gotowość walki z „wrogami Europy”, Rosją i „bezbożnym komunizmem”. 28 czerwca 1941 rząd Franco wezwał Hiszpanów do wstępowania w szeregi ochotniczej formacji, która przybrała nazwę Division Azul (Błękitna Dywizja).

Dla falangistów była to kwestia walki ideowej, jeśli natomiast chodzi o rządy Franco, tu chodziło już o pewną wdzięczność dla niemieckiego rządu, który wspomógł siły Franco w hiszpańskiej wojnie domowej.

Podczas werbunku zgłosiło się ok. 70 tys. ochotników, z czego wybrano 18 tysięcy. Równolegle formowano pułk artylerii , jednostki towarzyszące oraz zaplecze. Początkowo powstał problem tego, jakie mundury mogą nosić żołnierze dywizji – Hiszpania nie była oficjalnie w stanie wojny ze Związkiem Radzieckim, więc oficjalnie nie można było używać mundurów armii hiszpańskiej. Wybrnięto z problemu tworząc uniform kombinowany, składający się z błękitnej bluzy mundurowej Falangi, czerwonego beretu hiszpańskich monarchistów – karlistów  i oliwkowych bryczesów z munduru Hiszpańskiej Legi Cudzoziemskiej. Nieoficjalnie jednak wielu ochotników, szczególnie oficerów, nosiło zwykłe mundury wojskowe. Dowódcą dywizji został gen.Agustin Muñoz Grandes, doświadczony frankistowski dowódca z czasów wojny domowej i jednocześnie zwolennik przystąpienia Hiszpanii do wojny po stronie państw Osi.

13 lipca wyruszył pierwszy pociąg z ochotnikami z Madrytu do Niemiec. Niemcy wyposażyli hiszpańską dywizję w standardowy sprzęt Wehrmachtu, włącznie z umundurowaniem. Jednostka została też przemianowana na 250. Dywizję Piechoty i włączona w skład 16. Armii. Drogę na front, w rejon Nowogrodu Wielkiego żołnierze przebyli do Suwałk pociągiem, a pozostałe 1300 km pieszo, gdyż Niemcy nie dostarczyli przewidzianych dla tej dywizji ciężarówek.

Dywizja walczyła na północy Rosji nad rzeką Wołchow i jeziorem Ilmeń, następnie wzięła udział w blokadzie Leningradu. Tam przyszło jej stoczyć krwawą, ale zwycięską bitwę z wielokrotnie silniejszym przeciwnikiem – pod Krasnym Borem (10 lutego 1943). Za cenę utrzymania pozycji Hiszpanie ponieśli ogromne straty np. w jednym z batalionów, z 835 żołnierzy, sprawnych pozostało 27. Ogółem poległo w tej bitwie 1127 Hiszpanów, a 1035 było rannych, zaginęło 91 żołnierzy. Kulminacja walk przypadła na luty 1943 roku, kiedy dowództwo nad Dywizją objął gen. Emilio Esteban Infantes. Wkrótce jednak, w związku z naciskami angielskiej i amerykańskiej dyplomacji (zażądanymi w formie ultymatywnej przez Stalina) i zmianą sytuacji międzynarodowej (coraz bardziej widoczna porażka państw Osi), Hiszpania została zmuszona do ogłoszenia pełnej neutralności i od 12 października1943 rozpoczęła wycofywanie „Błękitnej” Dywizji do kraju. Ogółem przez jednostkę przewinęło się ok. 45 tys. żołnierzy, a jej straty wyniosły ok. 5 tys. poległych i 8 tys. rannych.

Po repatriowaniu dywizji do Hiszpanii część jej żołnierzy kontynuowała walkę z Sowietami w niemieckich mundurach: najpierw jako Błękitny Legion, następnie w szeregach 28 Dywizji Ochotniczej SS Wallonien.

Co niewątpliwie warto podkreślić to to, że Hiszpanie na terenach gdzie odbywały się walki na froncie wschodnim do dziś dnia przez starsze pokolenia tubylców (w tym również Polaków) są bardzo miło wspominani i opisywani jako pogodni, pomocni  i pobożni ludzie.

Dziś po Hiszpańskiej Błękitnej Dywizji zostało wiele pomników i nazwy ulic, jednak niestety coraz częściej są one niszczone przez lewicowo liberalne rządy we współpracy z lokalną antifą.

 

Bartłomiej Madej

Dzisiejsza popkultura w głównym nurcie za ważne zadanie powzięła sobie postmodernistyczną dekonstrukcję tradycyjnych kanonów od historii przez postrzeganie piękna i estetyki do negacji naturalnego porządku. Wspominana nie raz na łamach pisma internetowa platforma filmowa Netflix stała się forpocztą owej kulturowej ofensywy. Atrakcyjnym materiałem eksperymentów z dekonstrukcją są adaptacje książek. Zwłaszcza wpisujące się w ramy kultowych. Najsłynniejsza ostatnimi czasy stała się ekranizacja sagi wiedźmińskiej, która wcześniej została zaadaptowana na potrzeby gry komputerowej, co dało książce Sapkowskiego i jego uniwersum światowy rozgłos, ale to serial Netflixa stworzył pop giganta, sprzedającego się lepiej niż książki J.K. Rowling. Platforma filmowa ma za sobą jednak kilka innych ciekawych adaptacji, które lansują, a czasem nawet nie są postmodernistyczną interpretacją dzieła, ale jego prawie wierną ekranową kopią. Co sprawia, że demonizowany portal filmowy pokazuje zupełnie inną twarz.

Zabójca potworów, konwencji i estetyki


Omawiając
sprawę Wiedźmina należy rozprawić się z pewnymi mitami narosłymi wokół adaptacji. Po pierwsze „mało to słowiańskie jakieś takie, nie jak w grze...” - świat wykreowany przez Sapkowskiego nigdy nie ociekał turbolechityzmem. Zbudowany był na bazie dobrej znajomości historii i mitologii europejskiej. Królestwa Północy odpowiadają kulturom nordyckiej jak Skellige, słowiańskiej jak Temeria czy Wizima czy końcu celtyckiej lub anglosaskiej jak Cintra, albo Nilfgaard, który był wymieszaniem Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego z celtyckimi naleciałościami. Wszystkie bestie i potwory były także oparte na miksie kultur europejskiej, indyjskiej i wszelakiej. Raczej nawet popkulturowej, do czego Sapkowski wplótł swojskie słowiańskie bajania. Pewnego nimbu „naszości” utworu dodaje przaśny język użyty do opisania świata jak i posługiwanie się niekiedy swojsko brzmiącymi nazwami. Nadal jednak daleko uniwersum do Wielkiej Lechii. Autor bawił się kanonem co przyznał zresztą w swoim eseju „Piróg, albo nie ma złota w Górach Szarych”[1] opublikowanym na łamach Fantastyki, przyznaje się tam  do stosowania postmodernistycznych sztuczek, a same dekonstrukcje powieści fantasy opartej o mityczne zmagania dobra ze złem chwali. Nie umniejsza przy tym klasycznemu Tolkienowi czy Robertowi Howardowi, uważa zgoła, że naśladownictwo stało się nudne i bez polotu. Z tego powodu w swój świat wlał sporo szarzyzny współczesnego świata, zmieniając niejako konwencję Never Landu opartego chociażby o mity arturiańskie. Swobodna i oderwana od kanonu mityczności powieść fantasy wydaje się idealnym materiałem na dowolność interpretacji. Stąd też serial nafaszerował obsadę aktorami, którzy nie przypominali w niczym książkowych odpowiedników, zwłaszcza fani gry czuli się oszukani. Wszystko byleby zadbać o  proporcje równościowe dotyczące pochodzenia i rasy występujących. Na zarzuty o łamanie kanonu odpowiedziano, że to przecież świat fantasy, a nie jakiś film historyczny. I zupełnie pominięto konwencję, w której świat wiedźmina był osadzony. A właśnie konwencja owa, której Sapkowski zwyczajnie nie łamał pokrywając świat szarym obłokiem relatywizmu, była osadzona w średniowiecznej Europie i takie tez miała dawać wrażenie i odbiór świata. Całkowicie więc zniszczono poważne narzędzie autorów, które pomaga odbiorcy w identyfikacji i immersji ze światem, pozwalając by cudza owładnięta ideologią liberalnego egalitaryzmu go zniszczyła. „Wiedźmin” z całym swoim postmodernistycznym bagażem ma także wydźwięk antyrasistowski, tolerancjonistyczny i ze wszech miar liberalny. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Sapkowski natomiast przedstawił go w barwach szarych, nie ustawiając się po żadnej ze stron. Zbrojne komanda nieludzi na usługach jakżeby inaczej ludzkiego imperium Nilfgaardu, które miażdży niczym walec swoich oponentów i stosuje każdą metodę by zdobyć kolejne krainy jednocześnie ustanawiając tam autorytarny porządek poddany woli jedynego władcy. Nilfgaard jednocześnie jest państwem autorytarnym, okrutnym, ale praworządnym i zorganizowanym hierarchicznie. Nieludzie jak elfy czy krasnoludy, którzy mają dość uprzedzeń wobec swoich pobratymców dokonują partyzanckich napaści na terytorium Królestw Północy, które sprzężone z uprzednią niechęcią nakręcają spiralę nienawiści. Nic nie jest jednoznaczne, nikt nie jest bez winy. W świecie Sapkowskiego nie ma promocji pokrzywdzonych, daleki jest od emancypacyjnych bajdurzeń wojowników sprawiedliwości społecznej. Rządzi nim darwinizm i to skrajny. Każda ze stron ma swoje racje, ale określenie którejś tą dobrą byłoby czymś, co sam Sapkowski zapewne by zrugał, co zresztą zrobił w swoim wspomnianym wcześniej eseju, gdzie zrekonstruował klasyczne fantasy o walce dobra ze złem, na wrzucenie je w karby świata realnego.

I tak dochodzimy do kwestii rasowych w serialu. Tu autorzy zmieszali wszystko jak leci w obsadzie, pomimo że świat Sapkowskiego wyraźnie rozróżniał krainy, państwa, kultury, obyczaje gdzie owe często czuły do siebie różne resentymenty. Do tego dokładnie opisywał czy dzikich Zerrikan albo podbite narody Nilfgaardu. Każdy z krajów, władców miał na siebie różne spojrzenie. Serial zmieszał etnicznie wszystko, czym zaburzył wcześniej wspomnianą immersyjność i wyjątkowość świata, dzieląc go w sumie na ludzi i nieludzi, a ci drudzy również musieli wpasować się w politpoprawne trendy, kolorowe elfy czy krasnoludy-karły. Taki demontaż przyjętej konwencji odczytywania postaci mitologicznych, a także wpasowujących się w kanon zwyczajnie niszczy coś, czego oczekiwali fani i jest zrozumiałe na szczęście tylko dla zideologizowanych jednostek. Na całe szczęście krytyka w tej kwestii płynie nie tylko z niszowych środowisk, ale jest powszechna w Internecie, co może odbić się czkawką dla twórców serialu, chociaż ci założyli już większą reprezentację osób LGBT...

Sapkowski co prawda nie stronił od tematyki homoseksualizmu, jednak nie epatował nim zbyt często pozostawiając im kilka momentów, co miało raczej dodawać pikanterii wykreowanemu mrocznemu i zdegenerowanemu światu fantasy, w którym jedynym przyzwoitym bohaterem, ale pełnym wad i słabości był tytułowy wiedźmin Geralt. Do jego postaci wrócę później. Saga Sapkowskiego, a szczególnie gatunek fantasy wymaga w adaptacji filmowej szeregu zabiegów estetycznych, by nadać mu kolorytu i stylu oraz właściwe immersyjnego odbioru bez popadania w groteskę i teatralne komedianctwo. Estetycznie więc serial leży na poziomie scenografii żywo przypominające te z słusznie minionych i sentymentalnych Xen i Herkulesów, często zresztą autorzy chyba puszczają do widza oczko racząc go niepotrzebnymi scenami „chodzonymi”, gdzie aktor przemierza kilka kroków oglądając wokół świat bez żadnego celu by w ten sposób wprowadzić go do akcji. I jako żywo przychodzą tu na myśl czołówki seriali z lat 90. Przykładem totalnego odcięcia się twórców od realiów książkowych są pożal się boże sceny batalistyczne, które przypominają trochę miks gier komputerowych sprzed 10 lat albo więcej lat i walki pijanych kibiców, z choreografią będącą dziś standardem hollywoodzkim, co czego jeszcze wrócę. I przy bitwach warto wspomnieć... zbroje Nilfgaardczyków, które wyglądają jak pomarszczona skóra na miejscu intymnym, tego nie da się oglądać, gdzie te dumne czarne pancerze ze słońcem zwiastujące zagładę wrogów Imperium?
 O zniszczonej immersyjności już wspomniałem, ale serial fantasy za niezłe pieniądze powinien poszczycić się  przynajmniej porządnymi, rzemieślniczymi efektami specjalnymi, a tymczasem dostaliśmy smoka wyglądającego i ruszającego się jak nakręcany kurczak. Widać, ze większość budżetu poszła na role Cavila. Który notabene zagrał bardzo dobrze, co jest mocnym punktem serialu. Przy okazji Geralt jest wzorem błędnego rycerza, pełen cnót, o których głośno nie wspomina, zna swoje możliwości, stąpa twardo po ziemi i nie ma złudzeń co do świata, ale jednocześnie jest idealistą. I zachowuje się przyzwoicie, nie opowiada się po żadnej ze stron. Po prostu postępuje zgodnie z własnymi zasadami, sarkastycznie i często zabawnie komentuje otaczającą rzeczywistość. Postać heroiczna, nie będąca karykaturą w postmodernistycznym uniwersum? Czyli jednak dekonstrukcja nie zachodzi tak daleko by niszczyć każdą wartość. Co do samej roli Cavila to tego humoru i ciętego żartu jest jak na lekarstwo, często miejsce na ironię i sarkazm oraz wiedźmiński komentarz zastąpiły ciężkie westchnienia, co jest już raczej winą scenarzystów, a nie aktora. Zrobiono z tego nawet youtubową kompilację. Pozostając przy aktorstwie - poza Cavilem i co nieco próbującym popowym Jaskrem serial leży. Aktorki nie przypominają czarodziejek ani z książek, ani z gier, choć twórcy mieli ułatwione zadanie i na tacy mieli podane świetne opisy postaci. Te pozmieniano i pod względem urody, uśredniając chyba też wg egalitarnego klucza, a także charakteru. Yennefer z Indii z ciągłą smutną miną czy przypominająca cygankę na emeryturze Triss to nie są postacie z książek, a ich magia jak na potężnych adeptów tejże sztuki to jakieś cyrkowe sztuczki. Cahir, który był wiernym agentem i rycerzem Nilfgaardu a także elementem niejednoznaczności świata, w którym każdy ma swoje interesy, prawda jest w tym wszystkim pogubiona i tylko nieliczni stawiają na zasady, w książce ostatecznie jest człowiekiem szlachetnym, służącym stronie, która tak jak inni nie jest ani zła ani dobra, tyle, że potężniejsza, w serialu okazuje się jakimś socjopatą, któremu nie sposób oddać jakiejkolwiek sympatii. Gdzie książkowy ją szybko zdobył. Poprawność polityczna i zbyt duże majstrowanie w scenariuszu zniszczyły postacie. Może Sapkowski był zbyt seksistowski gdy tworzył z nich ideały pożądanych na świecie kobiet, co twórcom do gustu nie przypadło. Wiedźmiński świat pełen był pięknych kobiet i silnych mężczyzn, co prawda świat był bardziej relatywny niż jasne oblicze dobra i zła, ale te rzeczy zostały niezmienne, to także psuje postmodernistyczny odbiór. A samo aktorstwo jest zwyczajnie złe i drewniane, może postać Renfri, której długo podziwiać nie będziemy ma jakiś potencjał oprócz Geralta i Jaskra, ale i z tej pary wiele nie wykrzesano. Choreografia walk mogłaby być jasnym punktem serialu, bo jest w jakiś sposób widowiskowa. Odróżnić tu należy walki kilku osób od scen batalistycznych, bo te po prostu leżą. Tyle, że widowiskowość ta jest hollywoodzka, przez co czasem wpada w śmieszność. Sapkowski budując postać wiedźmina dał mu nadludzkie zdolności w świecie opanowanym przez realne prawa natury. Walki w książkach opisywał. siląc się na pewien realizm. Przy czym Gerlat ze swoimi nadludzkimi zdolnościami w walkach z „normikami”, rycerzami, sprawnymi rębajłami wypadał właśnie ponadprzeciętnie, ale stosując zasady szermierki, tudzież akrobatyki co przy zmienionej fizjonomii szło mu łatwiej niż innym. Tu natomiast mamy spektakl wyreżyserowany dla oka, hollywoodzki, pełen nierealnych ruchów, gdzie znika cały realizm i nadludzkość mutanta jakim jest wiedźmin. Przeszarżowano  zdecydowanie. O zmianach fabuły w stosunku do książki nie mam zamiaru się wiele rozpisywać wystarczy wspomnieć , ze są ogromne i zwyczajnie na szkodę co szkodzi logice odbioru obrazu. Niepotrzebne dłużyzny można było zastąpić potrzebnymi wątkami fabularnymi, z których zrezygnowano, tylko dlatego bo tak widziało się twórcom. Nie ma tu nawet wytłumaczenia cięcia na potrzeby ekranizacji, bo to nie jest nawet poszatkowane tylko bezmyślnie zmienione. A sama książka nie była długaśnym opisem przyrody, rozbudowanych dialogów i rozważań nad losem świata, tylko strawnym dziełem przygodowym/akcji gdzie na opisy wręcz filmowe do adaptacji autor poświęcał czasem zawoalowane ale raczej zdawkowe miejsce na kartach książki.
Serial nie ma się czym wybronić - zdekonstruowano postmodernistycznie postmodernistę! Gry były świetną adaptacją, nieco przesolone słowiańskością, natomiast serial zrobiono tak bardzo na liberalny rynek amerykański, że Geralt powinien reklamować McDonalda i dawać wykłady o równości na uniwersytetach w Kalifornii.

Groza i potępienie


Mówiąc o amerykańskim smaku filmowym w XXI wieku czujemy zużytą gumę balonową, którą ktoś namiętnie chciał odżywić przy pomocy tony tęczowego cukru. Skończyło się męskie i dobre kino, przyszła plastikowa zideologizowana błazenada w każdej formie. Co widać, gdy zestawimy je z kinem pochodzenia niejankeskiego. Brytyjski „Dracula” jest świetnym przykładem jak powinno pisać się dialogi, by nie popaść w groteskę, rozbawić i zarazem przestraszyć widza. Taki miał być Wiedźmin, niestety scenarzyści uśmiechnęli się do  mniej wymagającego zjadacza hamburgerów przy filmie z fajerwerkami, niż do wymagającego większej intelektualnej atencji odbiorcy z Europy. Telewizyjna opowieść o sławnym krwiopijcy luźno bazuje na powieści Stokera, jednak zachowuje atmosferę i klimat oryginału przez pierwsze dwa odcinki. W trzecim epizodzie miniserialu, twórcy pokazali, że Netflix jest czym jest i nafaszerowali go treścią,  z którą każdy platformę identyfikuje. Czyli modernizmem, polityczną poprawnością, dekonstrukcją mitu i kanonu Draculi i wszystkim co niepotrzebne, temu też szczęśliwie można obejrzeć pierwsze dwa odcinki bez potrzeby zaglądania do trzeciego. Chyba, ze chcemy dowiedzieć się, ze mityczny wąpierz w XXI wieku posiada prawa krwiopijców, psychoanaliza czyni z niego paranoika i tak naprawdę nie ma w nim nic legendarnego ani groźnego, a do tego opanowanego przez toksyczną męskość. Pierwsze dwa epizody estetycznie i fabularnie rzeczywiście zaskakują. Zarówno doskonałą grą aktorską, a sam książę nieumarłych w wydaniu Claesa Banga jest wręcz doskonałym połączeniem arystokratycznej maniery, ironii, humoru i przede wszystkim grozy. Co prawda Stoker w swej powieści skupiał się tez na przedstawieniu dramatu potępieńca, tu twórcy skupili się na jego potworności. On się nią rozkoszuje i wcale jej nie żałuje. Jest potężny, z ograniczeniami, które pomysłowo pokonuje. Czuć moc istoty, która ma nad wszystkimi przewagę. Twórcy oczywiście musieli wpleść lekki feminizm w postaci zamienienia Van Helsinga w kobietę, co jednak nie przeszkadza, gdyż nie mamy tu tyrad o umęczonych żonach i matkach, a pobożne i racjonalne zarazem podejście jakoby nie było fanatyczki, która chce zniszczyć, ale też i poznać tajniki świata nieumarłych. Dodano także wątek LGBT, jednak bez wielkich szarż i kreowania wielkiej niesprawiedliwości społecznej, ot zdegenerowany arystokrata chciał pozwolić sobie na więcej z przybocznym, który ze względu na kolor skóry w XIX wieku słusznie był brany za jego niewolnika tudzież fanaberię, co nie kluło w oczy, gdyż nie naruszono immersyjnej konwencji. Ani tez nie przyzwyczajało do obecności zboczeńców w społeczeństwie. Estetycznie „Dracula” wypada o wiele lepiej niż „Wiedźmin”, lokacje są dopracowane i rzeczywiście nie trącą starym teatrem czy serialem dla dzieci z lat 90, zamek Vlada jest przerażający, tajemniczy i ponury. Efekty poklatkowe, które dziś trącą myszką, a były w powszechnym użyciu w horrorach klasy B i produkcjach klasycznych z tytułowym wąpierzem w roli głównej tu użyte z pomysłem i rozwagą, nadają powstającym ze swoich skrzyń ożywieńcom potępieńczej grozy. Przy owej scenie rzeczywiście włos jeży się na ciele. Czyli można skorzystać z wypróbowanych i archaicznych sposobów i przywrócić je w kinie? Można. Czy da się dziś zrobić film o istocie potężnej bez wielkich choreograficznych wodotrysków, a momenty akcji ukazać z atrakcyjnym nowoczesnemu widzowi realizmem? Brytyjczycy pokazują, że a i owszem.

Warsztatowo twórcy „Wiedźmina” powinni obejrzeć „Draculę”, może nie po to by znów bawić się w postmodernistyczną papkę, lecz by wyciągnąć wnioski jak pisze się scenariusz, buduje lokacje i atmosferę oraz czemu dobry aktor nie jest zły. A jeżeli już bawimy się w dekonstrukcję to robimy to tak by immersyjność (trzeci odcinek naprawdę odradzam) nie została zaburzona.


Król

Na podium jest jedno miejsce i z trzech adaptacji klasyki literatury pierwsze miejsce idzie do „Króla”. Brytyjskiej produkcji, która tym razem nie siliła się na postmodernistyczne eksperymenty, dekonstrukcje i przepisywanie Szekspira na nowo. Postać Henryka V jest zbudowana tak, jak chciał tego angielski dramaturg. Mroczna, niepokorna, ale jednocześnie świadoma obowiązku i ciężaru władzy.

Twórcy nie poszli typowo netflixową droga i nie postanowili wymieniać obsady, zamieniać role społeczne czy też bawić się w psucie kanonu postaci i dodawać mu kilka płci czy orientacji. Anglicy są  Anglikami, Francuzi Francuzami, po strojach i uzbrojeniu widać szersze konsultacje historyczne. Tak samo gdy oddawano realizm pola walki. Sama bitwa pod Azincourt odwzorowana dokładnie, jak być powinna według zapisków kronikarzy. Przy czym sprawny operator inaczej niż w wiedźminie, potrafił pokazać chaos bitwy w ten sposób, ze widz ma wrażenie obserwowania ścierających się potężnych armii, a nie garstki zakapiorów. A sam realizm powala, to nie miejsce na tańce z mieczem i popisy akrobatów, a ścisk, zapasy w błocie i morderczy wysiłek oraz szukanie luki w zbroi i gardzie przeciwnika.
Lokacje, stroje i scenografia oddaje ducha epoki, jest brudno jak z opisów Sapkowskiego, to nie sterylne miasta z Wiedźmina gdzie czasem poleje się krew. Ale oprócz stęchlizny średniowiecznego grodu widzimy sielskie krajobrazy Anglii i Francji. Zmęczenie na twarzach maszerujących żołdaków i trudny oraz znój wojny. Tu nie ma miejsca na Raganara z Drugiej Ery Śródziemia w cepeliowej zbroi przykrytej jakimiś szmatami wprost z grafik wzbogacających okładki folk metalowych grup. Nie ma też miejsca na sztuczne obrzydzanie postaci. Damo dworu są zadbane, urodziwe. Księżniczki podobnie. Czyli da się nie zohydzić komuś postaci kobiecych?
Aktorsko film miażdży, czy będzie to rola przygnębionego swoją powinnością, ale jednak honorowego i rycerskiego, pełnego obowiązku Henryka lub jego na wpół szalonego ojca czy tez wygadanego granego przez Pattinsona delfina Francji,  albo starego zmęczonego życiem żołdaka, nie będziemy zawiedzeni. Nie ma drewna, Brytyjczycy dbają o klasę w tej materii. Nikt też nie próbuje relatywizować epoki, wypłukiwać z niej wartości, którymi się kierowała. Nie ma także powszechnej demonizacji średniowiecza. Owszem oberwało się jednemu duchownemu, ale nie za fanatyzm tyle co za intrygi, jak i kilku możnowładcom. Co zresztą ma historyczne potwierdzenie. W pewnym momencie przed bitwą Henryk wygłasza pełne patriotyzmu płomienne przemówienie. Coś niespotykanego w dzisiejszych czasach na Netflixie jak i w ogóle w zachodnich produkcjach. Postać Henryka, który niechętnie bierze na siebie brzemię po ojcu, okazuje się być sprawnym władcą, któremu ważny jest obowiązek, a, próbuje balansować pomiędzy zadowoleniem swoich poddanych, a zasadom którym hołduje. Dość powiedzieć, ze są motywowane religijnie jak i oparte o kodeks rycerski. I on jest tu postacią zarówno dramatyczną, czasem okrutną, ale pozytywną. Uniknięto niepotrzebnej dekonstrukcji legendarnego już króla. Na całe szczęście. Nie jest to film oczywiście bez wad co może zawierać się w jakichś budżetowych niedociągnięciach, sprawnie ukrywanych przez operatorów czy reżysera. Momentami można natknąć się na dziwną naiwność w pokazywaniu dramatu młodego, króla, który chciałby wyprzeć się swojego dziedzictwa. Na szczęście nikt nie posuwa się w tym za daleko zostawiając nam zbalansowany dramat, a nie rewolucyjne bajdurzenie. „Króla” mogę polecić bez żadnego „ale”, nie ma w nim postmodernistycznych eksperymentów, nie próbowano wciskać modnej wśród kręgów artystycznych ideologii, a wręcz promuje się wartościowe cechy w ciężkich i podłych czasach.


Czego nie zabił liberalizm


Wszystkie trzy adaptacje są nowoczesnym spojrzeniem na dawne lub tez nowsze utwory historyczne lub fantastyczne. Jedne mocniej próbują je zmienić, ideologizując do granic i zmieniając się w propagandową papkę, inne delikatniej, a końcu wcale albo tylko  nieco inaczej interpretować. Łączy je jedno: zamiłowanie do ciekawych postaci ociekające klasycznym sosem zasad, tradycji i wartości, które przez twórców owych adaptacji mogłyby uchodzić za archaiczne i przebrzmiałe, zacofane. I biorąc pod uwagę Wiedźmina, którego najjaśniejszym punktem jest tytułowy Geralt z Rivii jako błędny rycerz czy Draculę, który  podlega zasadom, mitom i tradycji był ciekawym bohaterem adaptacji dochodzę do wniosku, że postmodernizm nie może sobie pozwolić na ich dekonstrukcyjne uśmiercenie. Po prostu postać, z którym chcą utożsamiać się odbiorcy musi mieć własną tożsamość, twarde zasady, odpowiadać archetyp wypracowanym latami czy będzie to heroiczny i przyzwoity Wiedźmin, rycerski, ale gnieciony słabościami własnymi król ludzie nie łykną bohatera nijakiego, postmodernistycznego konstruktu bez żadnych stałych fundamentów. To jest jeden wspólny dodatni mianownik, które łączy wszystkie adaptacji i być może odpowiada na pytanie, mimo iż gusta są różne, czemu oceny filmów są różne, ale jednocześnie tak podobne w sposobie krytyki.

 

Miłosz Jezierski

 

[1]    https://sapkowskipl.wordpress.com/2017/03/17/pirog-albo-nie-ma-zlota-w-szarych-gorach/

piątek, 31 styczeń 2020 20:44

Grzegorz Ćwik - Podstawowe instrukcje

Wstań i idź. Musisz wstać. Musisz iść. Musisz walczyć. To Twoja droga, to droga każdego z nas. Wbrew wszelkim przeciwnościom, wbrew swoim słabościom – musisz iść. Nie szukaj wymówek, nie oglądaj się na innych. W każdej chwili jest najlepszy czas, by zacząć marsz. Nie jest za późno na to, by stanąć do walki. Dziś jest pierwszy dzień reszty Twojego życia.

 

 

Tak naprawdę nie masz nic do stracenia. Lenistwo, marazm, wszechobecna zamuła – to jedyni „towarzysze”, których będziesz musiał zostawić za sobą. Doprawdy żadna strata.

 

 - - -

 

 

Jesteś Polakiem i Europejczykiem. Dumnie więc to reprezentuj. Nie pozwól pluć na swoją flagę, obrażać i poniżać swojej spuścizny i tradycji – jesteś to winien swoim Przodkom. Bez niepotrzebnego wywyższania się i zadzierania nosa, ale z godnością i honorem prezentuj swą postawą wszystko co najlepsze w polskiej i europejskiej kulturze i dorobku cywilizacyjnym. Niech Twa postawa pokazuje to, kim jesteś.

 

W czasach pozbawionych powagi, wartości i znaczenia bądź przykładem tego, że duma i honor nie przeminęły. Nie mogą przeminąć. Pośród morza głupców śmiejących się jak zwierzęta z samych siebie i swego upodlenia bądź niczym twarda skała. Nie trać czasu i człowieczeństwa na trolling, tzw. „śmieszkowanie” i produkowanie nikomu niepotrzebnej cyfrowej treści. Twoje „śmieszki”, żarty, pretensje i żale nikogo nie obchodzą. Liczy się to, co realnie robisz i możesz zrobić dla Narodu, Europy, rodziny.

 

Pilnuj tego, w jakim towarzystwie się obracasz. To ma ogromny wpływ na Ciebie i Twoje życie, nawet jeśli tego nie dostrzegasz. Unikaj toksycznych ludzi – alkoholików, ćpunów, tych którzy zdradzają swoje kobiety i przyjaciół, tych którzy są hipokrytami. Zostań z nimi, jeśli tylko Twoim celem jest rozmienić swe życie na drobne i rozmyć wszelkie zasady, którymi się kierujesz.

 

Odrzuć ludzi biernych, miernych, którzy nic nie robią poza pseudo-intelektualną onanizacją swoją zajebistością. Zdrowa krytyka jest zawsze potrzebna, jeśli jednak ktoś skupia się tylko na tym, to jest już poważny sygnał alarmowy. Sekciarstwo i gettoizacja to ostatnie, czego potrzebuje nacjonalizm.

 

Nie czekaj aż Ci się zachce, aż ktoś Ci stworzy możliwości, i poda rękę. Twój moment jest właśnie teraz – teraz zaczyna się Twój marsz do wieczności. Rozwijaj się – dla Narodu, innych, aby być lepszym i skuteczniejszym żołnierzem. Nie rób rzeczy, które tylko przepalają Twój czas i jeszcze mocniej wciskają Cię w getto marazmu i bezczynności. Wyjdź przed szereg, to żaden wstyd.

 

Nic nie spadnie Ci samo z nieba – nie czekaj biernie na coś, co może być tylko efektem Twojej pracy i wysiłku. Tylko od Ciebie i Twojej determinacji zależy to czego dokonasz. Pamiętaj, że każdy z nas jest lub może być wzorem dla swoich towarzyszy – a tylko dobry wzór jest dla nas wartościowy.

 

Atak to najskuteczniejsza obrona. Trywialna prawda sprawdza się jednak cały czas. Nie czekaj aż liberalny wróg znów podejmie działania. Nie ograniczaj się tylko do bieżączki i reagowania na sytuację. Sam kreuj rzeczywistość i podejmij ideologiczną i metapolityczną ofensywę.

 

Tych, którzy nic nie robią, nikt też nie pamięta. Niech nie świadczy o Tobie ciągłe narzekanie, komentarze na portalach social-media i wynajdywanie kolejnych powodów swojego nieróbstwa. Pozostaw po sobie trwałe i mocne dziedzictwo, które będzie elementem szerokiej, nacjonalistycznej walki.

 

Jest nas niewielu. Mamy mniej czasu, sił i pieniędzy niż byśmy chcieli i potrzebowali. Dlatego też rozważnie podchodź do kwestii działalności. Podejmuj te działania, które są skuteczne i optymalnie wykorzystuj swoje środki. Archaiczne i dawno przebrzmiałe zwyczaje zostaw za sobą. Świadomość czemu poświęcasz swój czas i wysiłek niech determinuje Twoją skuteczność.

 

Nacjonalizm to nie subkultura i mityczne „środowisko”. Celem naszym nie jest samozadowolenie i klepanie się po plecach. Nacjonalizm to służba i ofiara. Nie skupiamy się na kumatych koszulkach i przekonywaniu przekonanych – obowiązkiem naszym jest wpływać na społeczeństwo. Rób to co należy, a nie to co zostanie przez „środowisko” dobrze przyjęte. Miarą wartości nie jest lajk na facebooku, ale uczynienie kolejnych kroków w stronę zwycięstwa.

 

Mów prawdę. To prawda odróżnia nas od liberałów, lewicy i kolaboracjonistów. Teraz jak nigdy indziej jest potrzebne, by wysoko wznieść sztandar prawdy i krzyczeć ją na całe gardło. Więc krzycz, każdego dnia wykrzykuj prawdę, bo to jej najbardziej się boją!

 

Oczywiście są miejsca, w których nie należy zazwyczaj mówić prawdy. W ogóle najlepiej w nich mówić jak najmniej. Są też ludzie, z którymi nie należy rozmawiać, a jeśli już jesteśmy zmuszeni z nimi rozmawiać, to zaburzenia mowy i problemy z pamięcią są wysoce wskazane.

 

Pamięć to twarda skała. Dlatego pamiętaj to co ważne – dobre i złe chwile, zwycięstwa i porażki, ale także swoich wrogów i ich świństwa. Zemsta to nektar bogów i o ile nie ma sensu skupiać się tylko na tym, to gdy przyjdzie odpowiedni czas i nadarzy się odpowiednia okazja – zadbaj o to, by wyrównać rachunki. Niech Twoja zemsta będzie skutkiem Twojej wiary w Ideę.

 

Koleje życia potrafią nas zaprowadzić do naprawdę dziwnych miejsc i sprowadzić na nas niespodziewane sytuacje. Najważniejsze w tym jednak to pozostać wiernym swym poglądom i nigdy nie dać się sprowadzić na dno. To ma różne nazwy i odcienie, jednak zawsze sprowadza się do duchowego, moralnego i cielesnego upodlenia samego siebie, często także bliskich sobie osób.

 

- - -

 

Nie musisz, a nawet nie możesz, równać do żadnego wzorca propagowanego przez ten chory świat. Nie daj sobie narzucić kierunku i drogi przez ludzi, którzy sami są ślepi i głusi. Otaczające nas modele zachowań stworzone są po by ludzi niewolić i ogłupiać. Dlatego nie podążaj za modami, nie zbieraj niepotrzebnych gadżetów, nie słuchaj popularnych „influencerów”.

 

Polacy ukochali sobie słowa. To po nich oceniamy ludzi i ich czyny, a nie po faktycznych dokonaniach. Tyczy się to nie tylko sfery publicznej, ale także często prywatnej. Przyjaciół rozpoznasz po czynach, zwłaszcza w trudnych chwilach, a nie po poklepywaniu ramienia przy kolejnym piwku. Tak samo ludzi wiernych określonym wartościom i ideom poznasz nie po popisach retorycznych, ale codziennych wysiłkach. Sfera rzeczywistości zawsze górować będzie nad imaginarium pięknych słów.

 

Nie przyszedłeś tu znikąd. Za Tobą stoją szeregi bohaterów walczących o ten kraj i Naród, a wśród nich także nasi ideowi poprzednicy. Pamiętaj o nich i nie bój się oddać należnej im czci. Niech ich poświęcenie i ofiara będą dla ciebie natchnieniem i drogowskazem.

 

Tylko skończony idiota nie uczy się na błędach. Tych się nie uda Ci wystrzec, jednak najważniejsze byś wyciągał ze swych porażek wnioski. To właśnie ta nauka stanie się nawozem jutrzejszych sukcesów. Tkwienie w błędach, powielanie archaicznych form i treści to pójście na rękę naszym wrogom. Bądźmy skuteczni – to być może najważniejsze wezwanie dzisiejszego dnia.

 

Przywilejem wieku młodego jest brawura i przeświadczenie o własnej nieomylności. Jednak przeważająca większość rozterek i wyborów młodych działaczy była przerabiana już przez ich starszych kolegów – stąd nie ma żadnej ujmy w słuchaniu rad. Oczywiście o ile te są rozsądne, rady od ludzi tkwiących w agroskinerskiej subkulturze lub sekciarskiej nieskuteczności nie na wiele się przydadzą.

 

Nowoczesny świat pełen jest pokus – każdego dnia jesteśmy wręcz zasypywani wszelkimi możliwościami na odrealnienie, ogłupienie i ułudne szczęście. Szturmowy nacjonalista wie jednak, że to wszystko kłamstwo i wykazując mądrość przez szkodą nie pakuje się w żadne bagno.

 

Nie oczekuj od nikogo, nawet od „Szturmu” gotowych rozwiązań. Sam szukaj swej drogi, sam wypracuj najlepsze rozwiązania. Żyjemy w skomplikowanym świecie, którego dynamizm jest na tyle duży, że wszelkie „magiczne recepty” szybko tracą na wartości.

 

Przeszłości nie zmienisz. Dlatego patrz w nią jedynie by wyciągnąć wnioski o popełnionych błędach i szukać natchnienia w sukcesach. Nie żyj przeszłością, to w nowym dniu kryje się klucz do sukcesu. Nie załamuj też rąk nad tym co utraciłeś. I pamiętaj –  na zwycięstwo trzeba czasu. Konsekwencja, systematyczność i ciągły aktywizm to nasz tlen.

 

               

 

Znasz zasady, żyj tak, żeby ich nie zdradzić.

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

piątek, 31 styczeń 2020 20:36

Grzegorz Ćwik - Manifest etnopluralizmu

Żaden Naród nie funkcjonuje w historycznej, cywilizacyjnej, kulturowej czy etnicznej próżni. Narody, jako wspólnoty organiczne, zarówno składają się z mniejszych elementów, jak i same są składowymi szerszych zjawisk i konstrukcji. Fakt ten w dobie globalizacji nie tylko stał się dla nas oczywisty, ale jest też ostoją naszej postawy światopoglądowej. Nacjonalizm bowiem musi by ideologią świadomą i komplementarną, co rozumiem przez traktowanie wspólnoty narodowej nie jako wyizolowanej wartości i konstruktu, ale jako składową część otaczającej nas rzeczywistości. Naród w tejże rzeczywistości ma swoje miejsce – dla nas jest on najwyższym dobrem doczesnym, punktem wedle którego orientujemy się w swoim życiu i kierujemy w swych wyborach i dążeniach.

 

Nacjonalizm od momentu powstania w XIX wieku, na fali Rewolucji Francuskiej, przeszedł szereg przemian światopoglądowych i politycznych. Traktować to można zarówno jako dostosowywanie się do sytuacji narodowej, geopolitycznej i ogólnie cywilizacyjnej, jak i jako próbę dochodzenia to prawdy i zrozumienia miejsca Narodu w życiu człowieka. Od koncepcji romantycznych, przez egoizm narodowy, narodową demokrację i nacjonalizm rewolucyjny lat 30-stych, przez okres po 2 wojnie światowej charakteryzujący się powstaniem terceryzmu i Nowej Prawicy, aż do czasów dzisiejszych, w których tworzona przez szereg środowisk idea narodowa otwarcie już stała się paneuropejska – każda prawie dekada i okres historii charakteryzują się swoim ujęciem kwestii narodowej.

 

Obecnie jako nacjonaliści, Polacy i Europejczycy stoimy wobec wyzwań, które zagrażają zarówno europejskim Narodom, jak i całej naszej kulturze i cywilizacji. Wspomniany paneuropeizm, jak i zrozumienie, że nasi wrogowie (liberalizm, nowa lewica) są wrogami tradycji i normalności na całym świecie, prowadzą nas do konstatacji iż nacjonalizm jest i musi być ideą uniwersalną. Rozumiemy przez to, iż zasady jego odnoszą do każdej społeczności i wspólnoty narodowej, a nie tylko naszej, ewentualnie grupy wspólnot europejskich. Tak rozumiana idea nacjonalistyczna opiera się przede wszystkim na uznaniu faktycznej, a nie multikulturalnej, różnorodności etnicznej i kulturowej, uznając tym samym prawo każdego Narodu do zachowania właściwej mu kultury i wartości.

 

Stanowisko to sytuujemy naprzeciw globalizmu, promowaniu imigracji i tzw. „asymilacji kulturowej”. Nacjonalizm, którym się kierujemy nie jest ideą szowinizmu, rewizjonizmu czy imperializmu. Nie rościmy sobie prawa do narzucania innym Narodom, szczególnie z innych kultur niż europejska, jakichkolwiek wzorców, norm i zasad. Stoimy za to twardo na pozycji obrony własnej kultury, spoistości etnicznej i cywilizacyjnej, jak i uważamy, że każda wspólnota ma do tego prawo. Nacjonalizm w tym ujęciu jest więc ideą uniwersalną, opartą o wspólnotowo rozumiane prawo do samostanowienia.

 

Ciasno i wąsko rozumiane pojęcie „egoizmu narodowego”, które wywodzi się z XIX wieku i początków XX nie jest już do pogodzenia z realiami cywilizacyjnymi i klimatycznymi. Egoizm narodowy oparty o rywalizację z innymi Narodami, które także współtworzą cywilizację europejską, na obecną chwilę jest jedynie elementem wspierającym antynarodowe i antywspólnotowe działania lewicy i liberałów. W miejsce konfliktów, historycznych resentymentów i rewizjonistycznych majaków stawiamy współpracę wszystkich bratnich Narodów naszego kontynentu. Celem tego musi być Rekonkwista, a więc odbicie Europy z rąk okupantów. Przez termin „okupanci” rozumiemy tu zarówno okupanta ideologicznego (wspomniana lewica, liberalizm) jak i politycznego (USA, UE, wszelkie międzynarodowe korporacje i siły polityczne). Jednocześnie w pełni zgadzamy się na takie samo funkcjonowanie innych obszarów kulturowych i cywilizacyjnych – nie aspirujemy jako nacjonaliści identyfikujący się z etnopluralizmem do realizowania polityki imperializmu i narzucania innym wspólnotom własnego systemu ideologicznego, religijnego czy polityczno-gospodarczego.

 

Z tego punktu widzenia największym problemem dla zachowania naszej tożsamości i spoistości etniczno-kulturowej jest imperializm o liberalnym podłożu ideologicznym. Podłożem tym jest oczywiście poza czystą ideą „wolności” także nowa lewica opierająca się na „zdobyczach” Szkoły Frankfurckiej. Głównym propagatorem i nośnikiem takiego imperializmu są Stany Zjednoczone, które w kontekście politycznym uważamy za wroga każdego wolnego lub chcącego uzyskać wolność Narodu. Także szereg międzynarodowych organizacji, które teoretycznie służyć mają współpracy i rozwojowi, de facto stanowi siły niszczące człowieka i jego naturalną przestrzeń funkcjonowania (rodzina, wspólnota lokalna, narodowa, cywilizacyjna). Do organizacji tych zaliczyć można przede wszystkim ONZ, Unię Europejską czy Bank Światowy.

 

Sensem etnopluralizmu jest uznanie prawa każdej, bez wyjątku, wspólnoty narodowej, etnicznej i cywilizacyjnej za posiadającą prawo do własnej drogi rozwoju, właściwego sobie sposobu życia i ułożenia wewnętrznych relacji i praw według właściwego sobie porządku. Uznajemy także prawo każdej wspólnoty do życia we własnej strukturze geograficznej, tym samym zdecydowanie odrzucając masowy proces imigracji, jak i przede wszystkim kapitalistyczne i imperialistyczne determinanty tegoż.

 

Manifest etnopluralizmu

 

Część pierwsza. Naród, wspólnota, tożsamość i świadomość człowieka

 

  1. Za najważniejszą wartość w życiu człowieka i społeczności, które tworzy uznajemy Naród. Interes narodowy, rozumiany jako zbiór wspólnych celów i konieczności dla każdej wspólnoty narodowej uznajemy za najistotniejszy kierunkowskaz rozwoju i funkcjonowania człowieka.

  2. Naród to najwyższa forma zorganizowania i funkcjonowania, w ramach której może uczestniczyć człowiek.

  3. Naród definiujemy jako naturalna i organiczną wspólnotę opartą o wspólne pochodzenie i przodków (etniczność), kulturę, język, obyczaje, kraj (terytorium), duchowość i mentalność. Nieodłącznym elementem bycia członkiem Narodu jest także poczuwanie się do bycia nim.

  4. Narody są obiektywnym faktem społecznym – każdy żyje w określonych grupach i wspólnotach, w tym także w Narodzie.

  5. Naród w sposób bezpośredni i pośredni wpływa na naszą tożsamość i świadomość. Terminy te rozumiemy w sposób następujący:

Tożsamość to obiektywne i subiektywne czynniki, które postrzegamy jako płaszczyznę do samoidentyfikacji. Budują nas one jako ludzi w rozumieniu wspólnotowym jak i personalnym. Tożsamość tworzy wszystko, do czego odwołujemy się, gdy zadamy sobie pytanie „kim jesteśmy, kim jestem?”. Tak więc tożsamość jest tworzona przez pochodzenie etniczne, narodowe, regionalne, wyznawaną wiarę, wspólną historię, język, kulturę , tradycję, klasę społeczną, wykształcenie, grupę zawodową, społeczną czy płeć.

Świadomość to sposób w jaki postrzegamy świat, to kategorie poznawcze, przez pryzmat których analizujemy i wartościujemy to co nas otacza i to co jest wewnątrz nas. Świadomość to swoista nakładka na naszą jaźń, która pozwala w uwarunkowany przez tożsamość sposób funkcjonować jako wolny i świadomy człowiek. To naturalny sposób rozumienia siebie i zewnętrznego świata.

Oba te elementy są jednymi z najważniejszych czynników definiujących nas jako ludzi.

  1. Tożsamość narodowa składa się z trzech elementów, rozumianych jako kolejne płaszczyzny związane ze sobą integralnie i organicznie.

Tożsamość lokalna (regionalna) – każdy z nas posiada swoją lokalną społeczność opartą o regionalne wzorce i tradycje

Tożsamość narodu – związana z przynależnością do danego narodu. Naród jest rozumiany jako ojczyzna historyczna.

Tożsamość cywilizacyjna – określona przez przynależność swojego Narodu do danego kręgu cywilizacyjnego i kulturowego, jak również etnicznego.

  1. Naród rozumiemy i traktujemy jako wspólnotę etniczno-kulturową. Etniczność rozumieć trzeba jako podstawę, element sine que non tożsamości narodowej. Czynnik kulturalny to treść wypełniająca i dopełniająca na wyższym poziomie podstawę etniczną.

  2. Czynnik kulturowy jest zdecydowanie ważniejszy niż czynnik etniczny. Nie znaczy to, że może wystarczyć do zdefiniowania tożsamości bez czynnika etnicznego. Oba te elementy muszą współistnieć i ze sobą współgrać, aby można było określić kogoś jako członka danego Narodu.

  3. Stwierdzenie powyższe wynika z prymatu ducha (duchowości) nad materią i biologizmem. Kultura, którą wyraża się duchowość danej wspólnoty musi więc ex definitione górować nad czynnikiem pochodzenia.

  4. W pełni uznajemy regionalizm, traktowany jak prawo do kultywowania, zachowania i rozwoju lokalnych tradycji i zwyczajów, które stanowią składową część tożsamości narodowej.

  5. Naród rozumiemy jako wspólnotę zdecydowanie wykraczającą poza wąsko pojmowaną teraźniejszość. W tym ujęciu Naród to metafizyczna i duchowa wspólnota żywych, umarłych i nienarodzonych.

  6. Tak więc wobec przodków posiadamy obowiązki zachowania dorobku naszego Narodu, a wobec naszych potomków przekazania go w jeszcze lepszym stanie, niż sami go otrzymaliśmy.

  7. Łączące ludzi więzi to: więzi etniczne, terytorialne, kulturowe, językowe, religijne, płciowe, oraz geopolityczne.

  8. Nacjonalizm traktujemy jako ideę uniwersalistyczną. Zdrowe zasady etnopluralizmu pozwolą Narodom na całym świecie żyć w pokoju, harmonii i budować dobrobyt oraz szczęście swego ludu.

 

Część druga. Etnopluralizm, imigracja, antyimperializm

 

  1. Etnopluralizm rozumiemy jako ideę, wedle której każda grupa etniczna, kulturowa i cywilizacyjna ma prawo żyć na własnej, suwerennej przestrzeni geograficznej. Narody i tworzone przez nie kręgi kulturowo-cywilizacyjne zgodnie z zasadami etnopluralizmu posiadają pełne prawo do suwerennego i niepodległego ułożenia swych ustrojów, praw, zwyczajów i obyczajów, wyznawanych religii i innych elementów funkcjonowania Narodów.

    Każdy Naród i każda wspólnota etniczno-kulturowa posiadają prawo do różnicy. Afirmujemy tym samym i wspieramy różnorodność kulturową, rozumianą nie jako liberalny multikulturalizm, ale jako istnienie na naszej planecie obok siebie regionów etniczno-kulturowych, które nie ingerują wzajemnie w swoje systemy ideowe, duchowe, religijne i polityczne, także w terytorium, ale akceptują fakt różnienia się.

  2. Każda kultura, cywilizacja i tworzące je Narody mają prawo do swojego terytorium i państwa.

  3. Akceptujemy jednocześnie w pełni fakt, że każdy Naród i współtworzony przez niego krąg kulturowo-etniczny dbać będą przede wszystkim o swój własny interes i rozwój.

  4. Etnopluralizm stawiamy w opozycji zarówno do liberalnego multikulturalizmu, jak i postkolonialnych mrzonek oraz eurocentryzmu. Ten ostatni traktujemy jako uznanie wartości europejskich za uniwersalne i najlepsze, a przez to właściwe do narzucania innym Narodom i wspólnotom.

  5. Odrzucamy imperializm kulturowy, rozumiany jako narzucanie innym Narodom i kulturom swoich wzorców i idei.

  6. Narody i współtworzone przez nie regiony etniczno-kulturowe nie są liberalnymi zbiorami zatomizowanych jednostek, posiadających jedynie interesy i cele materialne. Są to przede wszystkim wspólnoty o charakterze organicznym, ze zdecydowanym prymatem elementu duchowego i kulturowego nad etnicznym, który jednak traktujemy także jako integralny i niemożliwy do pominięcia w definiowaniu wspomnianych społeczności.

  7. Każda wspólnota posiada pełne prawo do wykształcenia swojego modelu ustrojowego, ekonomicznego, społecznego, rodzinnego, religijnego i każdego innego.

  8. Ponadto każda wspólnota ma prawo posiadać właściwe tylko sobie wartości, cele i aksjologiczne podstawy swego funkcjonowania.

  9. Ze wszystkich powyższych konstatacji wynika nasz zdecydowany sprzeciw wobec masowych procesów imigracyjnych, polityki multikulturalizmu oraz asymilacji ludzi z różnych regionów etniczno-kulturowych. Postawa taka jest jedyną akceptowalną i logiczną, jeśli zachować chcemy nasze człowieczeństwo, właściwą nam tożsamość, wynikająca z niej świadomość, oraz swoje własne miejsce do życia.

  10. Każda wspólnota etniczno-kulturowa jest jedynym dysponentem swego terytorium (regionu) i potrafi w sposób najwłaściwszy dla siebie rozwijać się na tymże terytorium.

  11. Odrzucamy jako nierealne, szkodliwe i dehumanizujące tzw. „asymilowanie” grup ludności pochodzących z różnych kręgów etniczno-kulturowych.

  12. Najważniejszymi determinantami polityki multikulturalizmu jest dziś idea skrajnego liberalizmu oraz nowa lewica, które negują wszelkie prawo do zachowania swojej kultury, odrębności etnicznej i duchowej.

  13. Zjawisko masowej imigracji traktujemy jako szkodliwe dla obu stron: zarówno dla ludności, która dokonuje przemieszczenia się, jak i ludności kraju, do której imigruje ludność opuszczająca swój kraj.

  14. Nowa lewica stała się obecnie środowiskiem propagującym nowy imperializm kulturowy, co rozumiemy przez siłowe i realizowane z pozycji poczucia wyższości narzucanie wartości liberalnych, egalitarnych i antytradycjonalistycznych.

  15. Najważniejszym i najsilniejszym wrogiem etnopluralizmu i wolności oraz suwerenności poszczególnych regionów etniczno-kulturowych są obecnie Stany Zjednoczone Ameryki. Poprzez realizację polityki podboju militarnego, politycznego, kulturowego i gospodarczego dążą nie tylko do podporządkowania sobie całego świata, ale także jego kulturowej uniformizacji na modłę kultury fast foodu (westernizacja).

  16. Celem międzynarodowego kapitalizmu jest zniszczenie faktycznej różnorodności na naszej planecie, i przekształcenie ludzi w konsumentów. Zatarcie kulturowych, etnicznych i religijnych różnic miedzy ludami służyć ma zwiększeniu możliwości kontroli sprawowanej przez międzynarodowy kapitał i organizacje.

  17. Warunkiem zachowania kultur jest zniszczenie kapitalizmu i imperializmu (zwł. amerykańskiego) oraz wpływów ideologicznych nowej lewicy.

  18. Zdecydowanie odrzucamy jakiekolwiek formy szowinizmu.

  19. Sprzeciwiamy się jakimkolwiek formom etnicznego i kulturowego ludobójstwa, bez względu na wykorzystywane metody.

  20. Ze wszystkich powyższych ustaleń wynika, iż nacjonalizm nie jest ideą oznaczającą poniżające poczucie wyższości wobec innych, ale przede wszystkim jest to patriotyczna miłość wobec własnego Narodu, Ojczyzny rozumianej zarówno regionalnie jak i cywilizacyjnie, oraz kultywowanie i rozwijanie właściwych tylko sobie wzorców duchowych, kulturowych i etnicznych.

  21. Nacjonalizm jako idea uniwersalistyczna jest jedynym światopoglądem, który faktycznie może stać się środkiem walki o uniwersalną sprawiedliwość oraz o zachowanie prawdziwej różnorodności w naszym świecie.

 

Część trzecia. Imperium Europa

 

  1. Narody europejskie tworzą cywilizację europejską, która jest zwartym i kompletnym regionem etniczno-kulturowym.

  2. Podstawowymi i najważniejszymi elementami, które składają się w historycznym ujęciu na europejskie dziedzictwo są: grecka filozofia, rzymska myśl prawna i polityczna, religia chrześcijańska ze swą filozofią i wartością kulturotwórczą, tradycyjne elementy religijne i kulturowe z okresu przechrześcijańskiego.

  3. Cywilizację europejską traktujemy jako wcielenie wartości i dziedzictwa indoeuropejskiego.

  4. Za jedne z podstawowych wartości indoeuropejskich uważamy: etykę heroiczną, odwagę, męstwo, dążenie do zwycięstwa, pogardę wobec śmierci i tchórzostwa, pierwszeństwo idei (ducha) nad materią, sprzeciw wobec konsumpcjonizmu i apoteozy ekonomii (ekonomizm).

  5. Europę jako określony region etniczno-kulturowy traktujemy jako dziedzictwo i własność przynależące tylko i wyłącznie Europejczykom. Odrzucamy zdecydowanie jakiekolwiek roszczenia wobec naszej ziemi, kultury i spuścizny, także tej materialnej. Identyczne zasady traktujemy jako obowiązujące wobec wszystkich innych regionów i kręgów etniczno-kulturowych.

  6. Uważamy za normalne i wskazane, że Europejczycy traktować będą swoją cywilizację za najlepsza i najlepiej rozwinięta spośród wszystkich. Akceptujemy także fakt, iż podobne podejście do swojej spuścizny prezentować będą przedstawiciele innych regionów etniczno-kulturowych.

  7. Celem naszym, jako nacjonalistów, jest stworzenie Imperium Europa. Rozumiemy przez to solidarną i braterską współpracę Narodów wchodzących w skład kontynentu i cywilizacji europejskiej.

  8. Imperium Europa nie oznacza imperializmu wobec innych kultur i wspólnot, ale przywrócenie wielkości, powagi i doskonałości naszemu kontynentowi.

  9. Imperium Europa nie traktujemy jako postulatu stworzenia jednego państwa europejskiego, ale jako sojusz suwerennych i niepodległych państw narodowych.

  10. Sprzeciwiamy się unifikacji kultury, zwyczajów i tradycji poszczególnych Narodów Europy. Każdy Naród i każdy tworzący go region mają prawo do swojej kulturowej odrębności i wyjątkowości.

  11. Celem Imperium Europa jest przywrócenie tradycji europejskiej kultury, filozofii i duchowości na terytorium całego kontynentu, w sposób i formie dostosowanych do wyzwań przyszłości.

  12. Imperium Europa dążyć musi do zapewnienia obszarowi naszego regionu etniczno-kulturowego możliwie największej niezależności politycznej, ekonomicznej, kulturowej, militarnej a także technologicznej i energetycznej.

  13. Odrzucamy stanowczo szowinizm między europejskimi Narodami, szczególnie ten oparty na historycznych resentymentach.

  14. Odrzucamy rewizjonizm zmierzający do wszczęcia konfliktów i wojen między europejskimi Narodami. Obecne granice państw narodowych uważamy za optymalne a próby ich zmieniania, celem przywrócenia minionych status quo za działanie przeciwko solidarności i współpracy Europejczyków.

  15. Historia jest integralnym czynnikiem wpływającym na to kim jesteśmy. Uważamy jej poznanie za niezwykle ważne, jednak nie możemy tylko historią i mającymi w przeszłości konfliktami warunkować obecnego naszego postępowania.

  16. Nie znajdujemy żadnego usprawiedliwienia dla jakiegokolwiek podsycania nienawiści pomiędzy europejskimi Narodami.

 

Grzegorz Ćwik

My, Młodzież Imperium.      

"Jeśli się boisz, już jesteś niewolnikiem" – G.B.

My, pokolenie przełomu tysiącleci, wchodzimy w życie również w okresie przełomu. Po latach komunistycznej niewoli nasze państwo, nasz naród popada w kolejne zniewolenie demoliberalizmu i multikulturalizmu. Nowy zaborca grozi nam już nie ze wschodu, a z Brukseli która chce nas uczynić tylko kolejnym stanem europejskiej federacji.        

Nasza swoboda pętana jest przez koalicję państwowych instytucji i zagranicznych korporacji, ramię w ramię maszerujących w imię obrony poprawności politycznej. Taki stan jest dla nas nie do zniesienia. Nie zgadzamy się na życie w społeczeństwie, gdzie ludzkie życie pozbawione jest celowości, a znaczenie człowieka sprowadza się do użyteczności rynkowej lub próbuje się je ukształtować zgodnie z fałszywą lewicową antropologią. Chcemy zdrowego społeczeństwa opartego o zdrową tradycję, gdzie mężczyzna może być w pełni mężczyzną a kobieta kobietą, wspólnie zaś tworzą naturalną rodzinę; gdzie rola w społeczeństwie nie jest wypadkową chciwości
i dążenia do zysku, a organicznych więzi społecznych uwzględniających nadprzyrodzoną godność człowieka.

Jesteśmy radykalni; wiemy bowiem i wierzymy, że prawda, piękno i dobro są po naszej stronie. Dlatego też nie zadowalamy się bierną konserwacją obecnego stanu państwa i społeczeństwa, chcemy kontrrewolucji która odwróci zgubne trendy, którym z bezsilnym fatalizmem i akceptacją przyglądają się jedynie współcześni pseudo konserwatyści i prawicowcy. Dlatego też nie domagamy się tylko tolerancji i uznania jako jedna z dostępnych opcji, dążymy do eliminacji z życia publicznego trucizny liberalizmu, postępactwa i neomarksizmu. Naszym zdaniem prawdziwe i słuszne idee powinny stanowić podstawę funkcjonowania prawa i stanowionego w nim prawa, nie pozostawać w sferze prywatnej poszczególnych osób. Państwo które nam się marzy, to państwo identarystyczne, odrzucające głęboko mity liberalizmu i demokracji, działające na rzecz dobra społeczeństwa i jednostek bez żadnych kompleksów wszystkimi godziwymi środkami. Państwo sterowane wewnętrznie, i niezależnie zewnętrznie, swoją politykę opierające na realizmie nie historycznych fobiach i mitach liberalizmu. Ma być to nie państwo minimum, a państwo potężne, które jest w stanie skutecznie przeciwstawiać się zagrożeniom zewnętrznym i wewnętrznej anarchii. Polska nie jest wyspą ani zapomnianą wioską na końcu świata, tam gdzie zabraknie naszej państwowości, rychło odnajdą się obce i wrogie wypływy zewnętrzne.                 

Droga przed nami jest długa i trudna. Jedni nas nienawidzą, inni się boją, jeszcze inni nie są
w stanie zaakceptować naszego radykalizmu. Ci, którzy mają zbieżne z nami poglądy, popadli
w marazm i wolą skupić się na działaniu dośrodkowym lub teoretycznej destylacji idei i krytyki rzeczywistości, która nie jest jej dokładnym odbiciem. Jeśli chcemy mieć wpływ na rzeczywistość, właśnie wybił dla nas ostatni dzwonek. Kto widzi wspólny z nami wspólny cel lub kierunek, niech czuje się zaproszony do współpracy.

"Oto prawdziwa wielka rewolucja, którą trzeba przeprowadzić. Rewolucja duchowa. Albo bankructwo epoki. Zbawienie świata spoczywa w woli dusz, które wierzą."    
L.D.

Kierujący wojskowymi operacjami powstania, Francisco Franco (El Caudillo de la Última Cruzada y de la Hispanidad, El Caudillo de la Guerra de Liberación contra el Comunismo y sus Cómplices) doprowadził wojska powstańcze do zwycięstwa 1 kwietnia 1939. Był twórcą organizacji politycznej Hiszpańskiej Falangi Tradycjonalistycznej i Junty Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej, na której oparła się jego dyktatura. Powstała ona
z połączenia wszystkich sił politycznych popierających zbrojne powstanie przeciwko rządom Frontu Ludowego, trzon FET y JONS stanowiła Falange Española 
i tradycjonalistyczna wspólnota karlistowska. Wojna domowa w Hiszpanii była krucjatą przeciwko wojującemu ateizmowi i bolszewizmowi, w obronie cywilizacji europejskiej, która była podpalana przez marksistowskich podżegaczy. Tak jak każda wojna domowa, także i ta rozgrywająca się na półwyspie iberyjskim była krwawa, brutalna i bolesna, czego skutki Hiszpania odczuwa do dziś.

Jednak wielu do dziś dnia zarzuca generałowi Franco, iż zaprzepaścił ideały nacjonalizmu, którym hołdował w latach 1936-39 XX wieku. Generał jednak był nie tylko realistą, ale i pragmatykiem, który potrafił połączyć nacjonalizm falangistowski
z wyzwaniami ówczesnej sytuacji geopolitycznej i wewnętrznej. Przykładem na to jest chociażby sojusz narodowo-socjalistycznych Niemiec z frankistowską Hiszpanią, który
w normalnych warunkach wydawałby się nierealny, lecz w sytuacji w której znalazła się wtedy Hiszpania jedyny możliwy i wręcz konieczny. Dla Franco nie do pogodzenia był pogański kult jednostki i materialistyczne fundamenty stworzone przez Hitlera, którym zresztą Caudillo prywatnie gardził. Tym, co związało Hiszpanię z Niemcami była technologia i wsparcie wojskowe, bez którego trudno byłoby oddziałom powstańczym pokonać wspierany przez Związek Radziecki (ZSRR) rząd republikański.

Franco zdawał sobie sprawę, że otwarte trzymanie się zasad doktryny falangistowskiej oznacza dla Hiszpanii chaos, jak nie kolejną wojnę domową w mocno podzielonym hiszpańskim społeczeństwie. Kolejnym czynnikiem, który potencjalnie mógł zdestabilizować i opóźnić zaprowadzenie ustroju narodowo- katolickiego, była sama sytuacja w FET y JONS, w łonie której toczyły się nieustanne spory między camisa azul a monarchistami karlistowskimi (neutralizowanie wpływów jednej i drugiej strony trwało do końca rządów Franco i było istnym balansem na linie nad przepaścią). Caudillo postawił na ewolucję ustrojową w stronę monarchii, akceptowanej przez większość narodu. Nie zrezygnował przy tym z programu Falangi, który był umiejętnie wplatany w kolejne ustawy i uchwały, uważając iż Falanga, której doktryna była zgodna z jego celami, może być podstawą do zjednoczenia całego wspierającego go zaplecza politycznego. Ideologii falangistowskiej Franco podporządkował konserwatywną i tradycjonalistyczną wizję nowego hiszpańskiego państwa. Członkostwo w FET y JONS stało się niezbędnym wymogiem kariery politycznej w Hiszpanii jako akt lojalności wobec władzy. Jednakże zmiany były nieuniknione. Generałowi Franco przyświecał jeden cel - zjednoczenie podzielonego narodu hiszpańskiego. Powojenny ład europejski nie widział miejsca dla radykalnych postulatów forowanych przez Falangę. Radykalno-rewolucyjny klimat hiszpański mógł spotkać się z interwencją państw zachodnich, bądź kolejną rewolucją komunistyczną, która na fali demokratyzacji i liberalizacji Europy miałaby spore szanse na przejęcie władzy w Hiszpanii. Stąd stopniowa ewolucja i reinterpretacja dotychczasowej doktryny. Aby zachować narodowo-katolicki charakter Hiszpanii, była to zmiana konieczna.

Jednakże wpływy Falangi byłby widoczne aż do końca rządów Caudillo, od treści uchwał i rozporządzeń, a na monetach skończywszy. Symbol Jarzma i Strzał był widoczny na monetach z Franco oraz przyszłym królem Juanem Carlosem I aż do lat 70.

 

Oleś Wawrzkowicz.

Ostatni Wielki Francuz - taki tytuł biografii Charlesa de Gaulle’a nadał Charles Williams, uzasadniając na pierwszych stronach swojej książki, iż skłoniła go do tego romantyczność losów bohatera w klasycznym tych słów rozumieniu. [1] Wymykająca się częstokroć ocenie postać [2] gen. de Gaulle’a jest przykładem zaskakującej sprzeczności losów powojennego ładu europejskiego, który mogłoby się wydawać z jednej strony dążył do powszechnego pokoju i ustrojowej demokratyzacji, w myśl zasad liberalnej polityki,
a z drugiej strony pozostawał ostoją dla konserwatywnych i autorytarnych rządów takich jak chociażby ustrój narodowo- katolickiej Hiszpanii gen. Francisco Franco, portugalskie Estado Novo prof. Antonio Salazara, czy w pewnym sensie także gaullistowskie Etat- Nation, czyli
V Republika. Tym co niewątpliwie łączyło wyżej wymienionych polityków był ustój państwowy wprowadzony w myśl zasad tradycyjnego i konserwatywnego katolicyzmu mającego swoje oparcie w ideologii narodowej/nacjonalistycznej. Jednakże doktryna katolicka w sferze społeczno-ustrojowej gen. de Gaulle’a przybrała postać bardziej umiarkowaną ze względu na zdecydowanie laicki charakter ówczesnego państwa francuskiego, zbudowanego na oświeceniowym fundamencie porewolucyjnym.

Według Charlesa Williamsa Generał był wytworem dziewiętnastowiecznej, prowincjonalnej północy Francji: surowy katolik, monarchista i nacjonalista. [3] Jednakże nacjonalizm urodzonego w Lille przyszłego szefa państwa, nie przejawiał dążeń rasistowskich, czy zaborczych względem sąsiednich narodów, a więc był pozbawiony całego spektrum materialistycznych dogmatów nacjonalizmów o zabarwieniu totalitarnym
i pogańskim.[4] Doktrynalny gaullizm uważał iż naród francuski poprzez swoją rozwiniętą kulturę, ma do spełnienia misję dziejową mającą na celu odnowę duchową kontynentu europejskiego. Według de Gaulle’a Francja w 1940 roku poniosła klęskę nie tylko fizyczną,  ale i duchową, stąd odrodzenie kulturowe Francji i powrót do jej wielkości miał ponieść za sobą podniesienie się całego kontynentu. Kolejnym ważnym aspektem działalności Generała stało się (de facto legitymizując jego władzę) oparcie się na doświadczeń historycznych, czyli częstych odwołaniach do epoki bonapartyzmu i okresu II Cesarstwa Napoleona III Bonaparte. Dzięki tym analogicznym odniesieniom, de Gaulle wskazywał na konieczność budowy silnego, zintegrowanego oraz scentralizowanego państwa, z niezależną polityką zagraniczną podporządkowaną nadrzędnemu interesowi narodu francuskiemu. [5] Rządy de Gaulle’a, które śmiało można nazwać „rządami silnej ręki” nie stały się jednak typowym ustrojem autorytarnym na wzór tych przedwojennych, czy wyżej wspomnianych iberyjskich dyktatur, ponieważ w  ramach proklamowanej V Republiki de Gaulle postawił na scentralizowaną demokrację, która wyrażała się w woli powszechnej społeczeństwa, stając się reinterpretacją wyżej wspomnianych rozwiązań ustrojowych zaczerpniętych z okresu II Cesarstwa. Myśl
i idea polityczna doktryny stworzonej przez Generała była wewnętrznie zróżnicowana ideologicznie. Jednak jej głównymi składnikami były umiarkowany i konserwatywny nacjonalizm, wymieniony już plebiscytarny demokratyzm oraz poczucie jedności narodowej. Tym co spajało ten szeroki ruch był autorytet i osoba de Gaulle’a. [6] W sferze społecznej gaullizm zakładał hierarchizację, której zasady na pierwszym miejscu stawiały poczucie narodowe (będące najbardziej powszechnym czynnikiem autoidentyfikacji), a dopiero
w dalszej kolejności status zawodowy (który określał powinności względem wspólnoty narodowej), prezentowane poglądy polityczne oraz przynależność do danej partii, czy grupy społecznej. [7] W ideologii prezentowanej przez de Gaulle’a, można doszukać się także wpływów myśli maurrasowskiej, która podobnie jak gaullizm miała charakter antyparlamentarny, antyliberalny i antypartyjny oparty na silnej władzy głowy państwa, z tą różnicą że Maurras widział Francję jako monarchię, a de Gaulle jako republikę. [8] Różniło ich także podejście do wiary katolickiej, które u Maurrasa było bardziej instrumentalne, co nie zmienia faktu, że pewne, istotne elementy doktrynalne u obu francuskich polityków są wyraźnie dostrzegalne. [9] W zakresie gospodarki polityka gen. de Gaulle’a miała opierać się głównie na własności prywatnej. Sektor gospodarczy będąc podporządkowany celom nadrzędnym narodu francuskiego podlegał jednak interwencji władz, która zarezerwowała sobie możliwość ingerencji celem regulacji rynku.

Tak uformowane poglądy de Gaulle’a miały duży wpływ na prowadzoną przez niego politykę zagraniczną. Generał widział Europę jako wspólnotę narodowych i suwerennych państw, opartych na wartościach helleńsko- rzymskiej i chrześcijańskiej cywilizacji. Francja w L’Europe des Etats, według de Gaulle’a miała powrócić na utracone miejsce jednego
z mocarstw europejskich i odbudować swoją potęgę.

Generał de Gaulle był zwolennikiem koncepcji tzw. „małej Europy”, odwołującej się do spuścizny Karola Wielkiego, a więc opartego o sojusz francusko- niemiecki, który wynikał ze związków zarówno historycznych jak i geograficznych (jednoczenie uważał iż sensu largo Europa powinna mieć status mocarstwa od Atlantyku po Ural). Pierwsze podwaliny pod sojusz i porozumienie francusko- niemiecki podłożył minister praw zagranicznych Francji- Robert Schuman, który w 1950 roku przedstawił z inicjatywy Jeana Monneta plan oddania produkcji węgla i stali we Francji i Niemczech pod nadzór międzynarodowej organizacji. [10] Jednakże architektom tego porozumienia przyświecał także pragmatyczny cel. Niemcy dzięki złożom w Zagłębiu Ruhry i Saary dysponowały ponad sześciokrotnie większymi zasobami węgla niż Francuzi. Węgiel i stal były postrzegane jako surowce strategicznymi, szczególnie dla przemysłu wojennego. Porozumienie między stroną francuską i niemiecką miało stać się pierwszym krokiem, który zapobiegłby wybuchowi kolejnego konfliktu między oboma państwami. Traktat paryski podpisany w 1951 roku, na mocy którego powołano Europejską Wspólnotę Węgla i Stali (EWWiS) stał się de facto fundamentem na którym  zbudowano przyszły kształt Unii Europejskiej. De Gaulle nie podzielał koncepcji, które odziedziczył po swoich poprzednikach, lecz postanowił ją kontynuować jako niezbędne działania mające na celu zapewnienie równowagi w Europie. Generał uznawał prymat państwa i jego interesu nad instytucjami i organizacjami międzynarodowymi. Uważał jednak, że współpraca międzynarodowa jest konieczna, lecz nie może ona ograniczać niezależności państw, które powinny pozostać suwerennymi państwami narodowymi.

Kluczem dla polityki zbliżenia z sąsiadem zza wschodniej granicy były kontakty
de Gaulle’a z niemieckim kanclerzem Konradem Adenaurem. Do pierwszych oficjalnych rozmów doszło w 1958 roku, kiedy to 14 września obaj przywódcy spotkali się w Colombey- les- Deus- Eglises.[11] Nicią porozumienia stał się obopólny pogląd na ówczesną sytuację polityczną. Francja nie czuła się już zagrożona przez podzielonego wschodniego sąsiada,
a kontynent europejski znalazł się pod wpływem dwóch supermocarstw - Stanów Zjednoczonych Ameryki (USA) i Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR). De Gaulle prowadził politykę niezależności od USA, dążył do zbudowania potęgi militarnej Francji, podczas  gdy dla Niemiec Stany Zjednoczone były sojusznikiem koniecznym, będącym gwarantem zabezpieczenia przed agresją radziecką. Obu przywódców uważało jednak, że postawa amerykańskiego sojusznika jest niepewna, a więc naturalną alternatywą był sojusz francusko-niemiecki, w którym to Francja miała odgrywać rolę pierwszorzędną. Związane przyjaźnią państwa naszego kontynentu staną się elementem równoważącym dla dwóch mocarstw; trzeci podmiot, pilnujący reguł, ustabilizuje światowy układ polityczny. [12] Zapoczątkowana w Colombey- les- Deus- Eglises przyjaźń francusko- niemiecka miała być pierwszym krokiem mającym na celu zrównoważenie hegemonii dwubiegunowego podziału Europy, podczas gdy tym trzecim podmiotem miała stać się francuska V Republika. [13]

Propozycja De Gaulle’a dla Adenauera była prosta. Niemcom zależało na realizacji założeń Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej według ustalonego harmonogramu, pod warunkiem że obejmą one także sektor rolniczy. Wobec tego strona francuska zobowiązała się do poparcia tego planu, pod warunkiem uznania przez Niemcy zachodniej granicy z Polską oraz zaniechania prób zjednoczenia obu państw niemieckich.[14] Szczególnie ta ostatnia kwestia była ważne dla Generała, który uważał, że tylko podzielone Niemcy nie stanowią zagrożenia dla projektowanego przez niego ładu powojennego w Europie. [15]   

Owocem rozmów stał się podpisany 22 stycznia 1963 roku tzw. Traktat Elizejski, który przewidywał min. okresowe spotkania szefów obu państw, szefów rządów, ministrów
i wysokich urzędników ministerstw spraw zagranicznych; konsultacje między oboma rządami odnośnie spraw z dziedziny polityki zagranicznej oraz współpracę na polu militarnym, czyli wypracowanie wspólnej taktyki i strategii. [16] Traktat stał się zwieńczeniem długich rozmów między oboma państwami. Okazał się on szczególnie ważnym sukcesem de Gaulle’a, który umocnił się w przekonaniu, że Niemcy poprą jego wizję przyszłej Europy. Koncepcja zbliżenia francusko- niemieckiego odrzucała jednak plany Monneta i Schumana, którzy zakładali równość między oboma państwami. Gaullistowska wizja tej nieformalnej unii, zakładała rolę Francji jako hegemona. [17] Mimo współpracy obu stron de Gaulle nigdy nie wyzbył się podejrzliwości względem wschodniego sąsiada. Tym czego obawiał się najbardziej było scentralizowane odrodzenie się Niemiec. Zatem wciągnięcie wschodniego sąsiada w ponadnarodowe struktury było według Generała sposobem na jego zneutralizowanie.

Finalnym skutkiem polityki Charlesa de Gaulle’a względem Niemiec miało być wyciągnięcie ich spod wpływów USA, co w zamyśle powinno wydźwignąć Europę do rangi równej Stanom Zjednoczonym i Związki Radzieckiemu. Jednak władze RFN nie miały zamiaru odciąć się od pomocy USA, które było dla nich jedynym gwarantem obrony przed ZSRR. Mimo tego Traktat Elizejski zakończył trwającą od kilku wieków  rywalizację
i wzajemną niechęć między Francją a Niemcami, stając się protoplastą późniejszych inicjatyw integrujących państwa europejskie. Polityka de Gaulle’a względem Niemiec okazała się pragmatyczną grą, która przyniosła wymierne korzyści Francji, jak i całej Europie, wpisując się w gaullistowską wizję europejskiego ładu opartego na tradycjach imperium galijsko- germańskiego, w ramach którego koniecznym było rozwiązanie problemu niemieckiego, będącego problemem europejskim już od czasów rzymskich. [18]           

De Gaulle przyszłość Europy widział we wspólnej współpracy na polu produkcji, handlu, polityki zagranicznej i obrony. Uważał, że tylko dzięki ścisłej współpracy suwerennych państw europejskich uzyska się równowagę, która odbuduje zniszczony wojenną zawieruchą kontynent. Różnice w realizacji koncepcji gaullistowskiej i EWWiS pojawiły się jednak na samym początku. De Gaulle uważał iż konieczna jest europejska współpraca  w zakresie produkcji węgla i stali, lecz powinna zostać ona rozszerzona
o pozostałe dziedziny gospodarki, rolnictwa oraz produktów kolonialnych. Z zastrzeżeniami odnosił się również zapisów do Traktatu Rzymskiego. Jego sceptycyzm nie był powodowany brakiem chęci współpracy, lecz wiązał się z kwestiami czysto organizacyjnymi. Według
de Gaulle’a zbyt wiele ważnych kwestii powierzono organom wspólnotowym, które według niego nie były wystarczająco przygotowane aby płynnie wdrażać ustalone dyrektywy. Ponadto Generał uważał iż rynek europejski opierający się na handlu artykułami przemysłowymi nie poświęca dostatecznej uwagi sektorowi rolniczemu, który w gospodarce francuskiej stanowił istotną jej część. Jednak mimo kwestii spornych de Gaulle postanowił nie zamykać się na świat i Europę, kontynuując politykę swoich poprzedników. Francja potrzebowała Europy, tak samo jak Europa potrzebowała Francji. Bez integracji europejskiej de Gaulle nie był w stanie odbudować potęgi Francji.

Kolejnym projektem w który zaangażowała się V Republika było opracowanie tzw. politycznego projektu Europy, który zakładał wprowadzenie czterech komisji będących odpowiedzialnych za współpracę gospodarczą, kulturalną i obronną. [19] Komisje te umożliwiałyby konsultacje w ważnych sprawach między przedstawicielami państw europejskich. Ze strony francuskiej opracowanie konkretnego kształtu ww. projektu, podjąć się miał bliski współpracownik de Gaullea- Christian Fouchet. Plan ten nazwany od jego twórcy „planem Foucheta” został przedstawiony w 1961 roku. Zakładał on iż unia państw europejskich ma chronić suwerenności państw i tożsamość narodową, a zakres jej działania ma skupić się na polityce zagranicznej, obronnej i kulturalnej. Plan zakładał ponadto utworzenie trzech organów decyzyjnych Rady, Zgromadzenia oraz Europejskiej Komisji Politycznej. Decyzje Rady (przyjęte jednogłośnie) miały być wiążące dla pozostałych jej członków z wyjątkiem państw które wstrzymały się od głosu. Projekt zakładał iż po upływie trzech lat w toku prac miano scentralizować działania EWWiS, Euroatomu i EWG. Taka wizja spotkała się z wieloma głosami krytycznymi ze strony pozostałych członków. „Plan Foucheta” zamykał członkostwo w unii Wielkiej Brytanii, która nie była członkiem Wspólnoty Europejskiej (WE) oraz nie rozwiązywał problemów stosunków z NATO i Unią Zachodnioeuropejską. [20] Znaczącą rolę w storpedowaniu rozmów dt. wdrożenia planu odegrała Wielka Brytania, która związana z krajami Beneluksu (Belgia i Holandia od dawna znajdowały się pod jej wpływami) torpedowała próby wypracowania rozwiązania kompromisowego proponowanego przez Francję, Niemcy i Włochy, w efekcie czego w rok po ogłoszeniu „projektu Foucheta” zaprzestano dalszych nad nim prac. Zapewne niepowodzenie związane z planem „unii politycznej” skłoniło de Gaulle’a do oparcia swojej polityki zagranicznej o sojusz Francji, Niemiec i Włoch, z którego już w październiku wystąpiły Włochy, skutkiem czego w styczniu 1963 roku podpisano Traktat Elizejski
w oparciu o sojusz z Niemcami.  [21]

De Gaulle w polityce zagranicznej kierował się zawsze nadrzędnym interesem Francji. Uważał, że integrację powinna zastąpić współpraca państw. Według Generała możliwe do poparcia były konsultacje i wynikające z nich proponowane rozwiązania w ramach polityki państw europejskich, lecz nie do zaakceptowania było przekazywanie kompetencji organom międzynarodowym, ponieważ naruszałoby to suwerenność narodu francuskiego. Postawa de Gaulle’a nie przysparzała mu przyjaciół wśród europejskich polityków. Wielu z nich odnosiło się do niego z lekceważeniem, na co sam Generał nie pozostawał dłużny min. odpowiadając na uwagę Clementa Attlee, który stwierdził że de Gaulle może jest dobrym żołnierzem, ale marnym politykiem, Generał odpowiedział iż Polityka jest sprawą zbyt poważną, aby powierzać ją politykom. [22] De Gaulle uważał, iż polityka zagraniczna jest jedną
z najważniejszych dziedzin, które mają wpływ na losy państwa, stąd nie wyobrażał sobie aby Francja została pozbawiona możliwości decydowania o własnym losie.

Nie inaczej było w zakresie obrony. De Gaulle sprzeciwiał się stworzeniu jednej, europejskiej armii, która według niego doprowadziłaby do „wynarodowienia” żołnierzy francuskich i poddania ich pod rozkazy międzynarodowych organów. Podobnież sytuacja miała się z NATO, które de facto było w pełni zależne od Stanów Zjednoczonych, co stało
w sprzeczności z koncepcją de Gaulla, który zamierzał stopniowo ograniczać wpływ USA na politykę obronną Francji i Europy. Działania Charlesa de Gaulle’a ograniczyły współpracę wojskową z USA, a tym samym współpracę w ramach NATO. Pierwszym krokiem redukującym wpływy Paktu Północnoatlantyckiego było wycofanie amerykańskiego lotnictwa z terytorium Francji oraz floty śródziemnomorskiej i w późniejszym okresie reszty okrętów francuskich spod dowództwa NATO. W 1966 roku siły francuskie przestały podlegać naczelnemu dowództwu Paktu. Jednak najbardziej wrażliwą kwestią była sprawa broni jądrowej. De Gaulle odmówił udziału w planowanych Wielostronnych Siłach Nuklearnych, obawiając się iż o rozmieszczonych na terytorium Francji wyrzutniach rakiet będą decydować dowódcy NATO, a nie jak tego żądał Generał - Francuzi. Mimo licznych zgrzytów Francja pozostała członkiem Paktu Północnoatlantyckiego. De Gaulle zdawał sobie sprawę iż ówczesne możliwości jego państwa nie pozwalają na samodzielne funkcjonowanie w zakresie obronności.

Gaullistowska polityka europejska stała pod znakiem twardych warunków dyktowanych przez szefa V Republiki, które nie raz spotykały się z ostrym sprzeciwem
i podejrzliwością wobec pozostałych państw.[23] Jednak mimo wszystko Generał dążył do zacieśnienia współpracy oraz porozumienia wśród państw europejskich, czego naczelnym przykładem była współpraca z Niemcami. Bez wahania można powiedzieć, że głównym architektem wtłoczenia Niemiec w nurt polityczno-gospodarczy Europy był właśnie
de Gaulle. Polityka gaullistowska względem wschodniego sąsiada skutecznie zneutralizowała ewentualne zagrożenie niemieckie. Ponadto nie bez zastrzeżeń, choć ostatecznie wcielone
w życie zostały postanowienia Traktatu Rzymskiego. Jak już zostało to wyżej wspomniane działania Charlesa de Gaulle’a w kwestiach integracji europejskiej cechował pragmatyzm. Generał aprobował korzystne dla narodu francuskiego rozwiązania, lecz odrzucał te które według niego były dla Francji nie korzystne.

Generał de Gaulle uważał iż Francja powinna prowadzić aktywną i ukierunkowaną na przyszłość politykę zagraniczną. Wypracował on własną koncepcję polityki zagranicznej, która z jednej strony opierała się na zasadach Realpolitik, a z drugiej na dbaniu o interesy jego narodu. Generał uważał iż Francja ma do odegrania misję dziejową, tą samą, którą zapoczątkował Karol Wielki. Jako, że los powojennej Francji nierozerwalnie związał ją
z losami całej Europy gaullistowska republika nie mogła stać na uboczu wobec zachodzących w niej zmian.  Wizja mocarstwowej Francji została jednak w latach 60-tych zweryfikowana przez brak potencjału ekonomicznego oraz skomplikowaną sytuację gospodarczą we Francji. De Gaulle do końca myślał w ramach doktryny państw narodowych. Według niego bez nich nie będzie Europy. Likwidacja granic państwowych, zniesienie odrębności i różnic kulturowych i tożsamościowych doprowadziłoby  do cywilizacyjnego upadku, a politycznie  do rządów ponadnarodowego organu politycznego, nad którym w rzeczywistości nikt nie sprawowałby kontroli. W 1969 roku wobec wyników referendum szef państwa- Charles de Gaulle podał się do dymisji. Jego misja wydźwignięcia Francji do roli mocarstw światowych okazała się niepowodzeniem, choć w późniejszych latach politycy gaullistowscy aktywnie włączyli się w dalsze procesy integracyjne zachodzące w Europie. [24]

 

Oleś Wawrzkowicz

 

 

 

[1] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 9.

[2] J. Gerhard, Charles de Gaulle, Warszawa 1975, s. 6.

[3] Ibidem, s. 18.

[4] Tym co powstrzymywało de Gaulle’a od nacjonalizmu typowo rasistowskiego prezentowanego chociażby przez kolaboranckie państwo Vichy, była wiara katolicka, która potępiała tak zdefiniowany nacjonalizm. Etnicznie, a więc rasowo pojmowany naród został potępiony także w encyklice Papieża Piusa XI pt. Mit brennender sorge, w której to Papież potępił pogańskie tendencje niemieckiego totalitaryzmu oraz ideę wyższości rasy i państwa jako niezgodne i stojące w jawnej sprzeczności z nauką Kościoła.

[5] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 19.

[6] J. Bartyzel, B. Szlachta, A. Wielomski, Encyklopedia polityczna. Tom 1, Radom 2007, s. 106.

[7] Ibidem, s. 106.

[8] Ojciec Charlesa, Henri de Gaulle, był pod wrażeniem Action Francaise, która promowała bliskie mu wartości takie jak: porządek, tradycja, monarchia, katolicyzm i patriotyzm. Według Ch. Williamsa te wartości, które przez pół wieku kształtowały francuskie społeczeństwo, wpłynęły znaczącą na Charlesa de Gaulle’a. [w:] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 342. Generał otwarcie przyznawał iż czytał Maurrasa, szczególnie podzielając jego pogląd na rewolucję francuską, która według niego była „początkiem równi pochyłej upadku Francji”.

[9] Charles Maurras uważał iż jedynym możliwym ustrojem jest nacjonalizm integralny, który zakładał (pozornie sprzeczne ze sobą) połączenie nacjonalizmu z rojalizmem. Głównym założeniem tej ideologii była silna władza monarchy, która miała na celu zaspokojenie aspiracji i potrzeb narodu francuskiego. Monarcha w myśli doktryny Maurrasa, miał przypominać władzę dyktatorską w stylu I poł. XX w. [w:] A. Budzanowska, Charles Maurras- twórca nacjonalizmu integralnego, Kraków 2014, s. 180. Jest to analogiczne z myślą gaullistyczną, która źródło władzy, czyli „szefa” uważała za jedynego mandatariusza narodu.

[10] A. Szeptycki, Francja czy Europa? Dziedzictwo generała de Gaulle’a w polityce zagranicznej V Republiki, Warszawa 2005, s. 60.

[11] De Gaulle w rzeczywistości zupełnie nie przypominał człowieka, o którym czytałem w gazetach w ciągu ostatnich kilku miesięcy. […] Miał […] młodzieńczą energię… (jego) nacjonalizm okazał się znacznie mniej agresywny […] był dobrze poinformowany o sytuacji światowej. [w:] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 342.

[12] Krzysztof Tyszka-Drozdowski, Europa de Gaulle’a, https://teologiapolityczna.pl/europa-de-gaulle, 2019.12.17.

[13] Oui, c’est l’Europe, depuis l’Atlantique jusqu’à l’Oural, (…) c’est toute l’Europe, qui décidera du destin du monde tł. Tak, to Europa, od Atlantyku po Ural, (…) to cała Europa zadecyduje o losach świata. Przemówienie do mieszkańców Strasburga z 23 listopada 1959 roku. 

[14] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 342.

[15] Rozmawialiśmy długo, swobodnie i serdecznie o wielu rzeczach. Obaj jesteśmy głęboko świadomi wagi
i znaczenia naszego spotkania. Wierzymy, że kładzie ono na zawsze kres dawnej wrogości. […] Przekonani jesteśmy, że ścisła współpraca między Niemiecką Republiką Federalną a Republiką Francuską jest podstawą wszelkiego konstruktywnego dzieła w Europie
. [w:] J. Gerhard, Charles de Gaulle, Warszawa 1975, s. 71.

[16] A. Szeptycki, Francja czy Europa? Dziedzictwo generała de Gaulle’a w polityce zagranicznej V Republiki, Warszawa 2005, s. 62.

[17] De Gaulle stanowczo przeciwstawiał się min. próbom pozyskania przez RFN broni jądrowej. Po dojściu do władzy zerwał współpracę w dziedzinie jądrowej, którą RFN nawiązało w latach 1957- 1958 z Francją
i Włochami.

[18] A. Szeptycki, Francja czy Europa? Dziedzictwo generała de Gaulle’a w polityce zagranicznej V Republiki, Warszawa 2005, s. 65.

[19] A. Szeptycki, Francja czy Europa? Dziedzictwo generała de Gaulle’a w polityce zagranicznej V Republiki, Warszawa 2005, s. 72.

[20] Ibidem, s. 73.

[21] Ibidem, s. 73.

[22] https://pl.wikiquote.org/wiki/Charles_de_Gaulle, 2019.12.22.

[23] Do współistnienia dojdzie ale nie będzie ono szczere. Będziemy mieli wymiany wizyt, baletów, spotkań piłki nożnej i ekip sportowych. W tym czasie Rosjanie będą się rozwijać pod względem ekonomicznym i iść naprzód… Zachód skonstruuje własne współistnienie, ale to, pozbawione myśli przewodniej, nikogo nie zadowoli. Europa będzie wegetować. [w:] J. Gerhard, Charles de Gaulle, Warszawa 1975, s. 85.

[24] W ostatnich latach swoich rządów de Gaulle, widząc fiasko swoich koncepcji, powiedział w wieczornym wystąpieniu, iż przed nami jeszcze dużo, bardzo dużo pracy. [w:] Ch. Williams, Ostatni Wielki Francuz, Warszawa 1997, s. 383.