Jakże różniło się tegoroczne Triduum Paschalne, od tego, do którego przywykliśmy! Zawsze przeżywaliśmy te najważniejsze dni w roku w pełnych kościołach, tym razem siedzieliśmy w domach, oglądając Liturgię na ekranie telewizora lub laptopa. Drakońskie ograniczenia do pięciu osób na Mszy św. skutecznie uniemożliwiły nam świętowanie. Jak widać w sklepie się koronawirusem nie zarazimy, w pracy również, ale w kościele to już na pewno.
Nigdy nie zamierzałem bagatelizować epidemii, jest ona faktem i pewne obostrzenia są potrzebne, aby uniknąć scenariusza włoskiego. Nie będę też się wypowiadał o sensowności poszczególnych zakazów, bo zwyczajnie nie czuję się kompetentny. Na pewno jednak „wolność jednostki” jest zdecydowanie mniej ważna od życia i zdrowia nas wszystkich. Natomiast jeden wyjątek zrobić muszę! Kiedy ograniczono liczbę wiernych na Mszy św. do 50 osób było to dla wielu z nas bardzo bolesne, jednak w dalszym ciągu umożliwiało uczestniczenie w Liturgii. Wielka szkoda, że ostatecznie nie zwiększono liczby Mszy w parafiach – to co tak atakowano, było bardzo słuszną propozycją – wierni rozproszyliby się i w efekcie w kościołach byłoby ich mniej jednocześnie, a o to przecież chodziło.
Rząd Prawa i Sprawiedliwości uległ antykościelnej obsesji liberalnej lewicy. Kiedy na Mszach mogło być pięćdziesięciu wiernych, w rzeczywistości było ich znacznie mniej – panika, a także dyspensa od biskupów i ich zachęty do pozostawania w domach, sprawiły, że w kościołach było po 20 osób. Owszem dyspensa była słuszna, ale wypowiedzi prymasa Polaka to strzał w stopę. Praktyczne zamknięcie kościołów (ograniczenie liczby wiernych do pięciu osób) było zwyczajnie głupie i uderzające w katolików. Skoro na Mszach było po 20 osób to siedziały one daleko od siebie. Tymczasem w sklepach panował tłok, wielu z nas (w tym piszący te słowa) cały czas chodzi do pracy, gdzie ma kontakt z wieloma ludźmi. Jedynym „pozytywnym” skutkiem tej barbarzyńskiej decyzji mogło być zadowolenie antyklerykałów, że oto „dowalono klechom i ciemnogrodowi”.
Zabrano nam Wielki Post – odwołano Drogi Krzyżowe i Gorzkie Żale, o wiele trudniej było się także wyspowiadać (większość ludzi do konfesjonału idzie przed Mszą), co w połączeniu z limitem osób w kościołach, a potem ich praktycznym zamknięciem - w praktyce uniemożliwiło wiernym duchowe przygotowanie się do Wielkanocy. Dla człowieka wierzącego był to dramat.
Tegoroczna Wielkanoc była zwyczajnie smutna. Czuło się pustkę, brak atmosfery Świąt. Po tym, jak nie mogliśmy się do Niej należycie przygotować, bardzo długo liczyliśmy, że jednak otworzą nam kościoły umożliwiając świętowanie tych najważniejszych dni w roku, jednak rząd pozostawił je zamknięte. Triduum Paschalne przed telewizorem! Jak strasznie to bolało! Tym bardziej należy tu wspomnieć o prymasie Polaku, który popierał przedłużenie zamknięcia kościołów.
Ktoś mógłby powiedzieć, że przecież modlić się można w domu, a ponadto mieliśmy transmisje Mszy świętych! Tak twierdzić może tylko ktoś, kto nie jest katolikiem, lub wiara nie jest dla niego ważna. Oglądanie transmisji jest odarte z sacrum, człowiek nie może się skupić i autentycznie przeżywać Liturgii. Owszem jest to bardzo duża pomoc dla osób starszych i schorowanych, które nie mogą chodzić do kościoła, natomiast w żaden sposób nie może zastąpić obecności w kościele. Chciałem napisać, że równie dobrze mogę sobie obejrzeć Plebanię, ale byłaby to już zdecydowana przesada.
Wiele osób spędziło Święta z dala od rodzin, z którymi nie mogło się spotkać. Owszem – względy bezpieczeństwa, ochrona ludzi starszych przed zarażeniem śmiertelnie groźnym dla nich wirusem, była jak najbardziej słuszna. Jednak dopełniało to obrazu Świąt trudnych i smutnych.
Chciałbym się mylić, ale obawiam się, że po pandemii wielu ludzi już nie wróci do kościoła. Przyzwyczaili się, że przecież nie trzeba, wystarczy włączyć telewizor, albo laptopa, jednocześnie robiąc coś innego. Tak jest łatwiej. Polska laicyzuje się w zastraszającym tempie, to widać na każdym kroku. Kościół przegrywa z hedonizmem i konsumpcjonizmem – stawianie wymagań nie jest dzisiaj modne, ludzie nie chcą słuchać, że pedalstwo czy aborcja są złe, moralność jest ważna...Najwięcej oczywiście krzyczą ludzie Kościoła nienawidzący, a wtórują im tak zwani „letni katolicy”, którzy niedzielny obowiązek spełniają jedynie z przyzwyczajenia, bo babcia nauczyła, a najczęściej chodzą na Msze tylko w święta. Należy tutaj zaznaczyć, że dostosowywanie się do współczesnego świata to samobójstwo, co widać na Zachodzie, gdzie kościoły są puste, mimo że niemiecki episkopat coraz mniej ma wspólnego z Katolicyzmem, a może właśnie dlatego – Kościół kapitulujący, idący z „duchem czasu” nie może być przez nikogo traktowany poważnie, jest to powtarzanie błędów protestantów (choć ich upadek mnie cieszy).
Kolejnym smutnym efektem pandemii będzie upowszechnienie przyjmowania Komunii Świętej na rękę, do tej pory ta praktyka się w Polsce nie przyjęła, była traktowana raczej jako ciekawostka. Tymczasem podczas epidemii promowano tę praktykę jako rzekomo bardziej higieniczną. No cóż – na pewno ręce, które dotykają klamek i ławek, a wcześniej przycisków windy w bloku i uchwytów w tramwaju są bardzo czyste! Na pewno nie ma na nich wirusów! Kiedy dwadzieścia lat temu zostawałem ministrantem, byłem uczony, że wyłącznie kapłan ma prawo dotknąć ręką konsekrowaną Hostię, wówczas jeszcze panował o wiele większy szacunek do Eucharystii, zaczęło się to zmieniać w ostatnich latach (także przez wprowadzenie w Polsce świeckich szafarzy), a pandemia stanowi dopełnienie tragedii.
Dopiero od poniedziałku 20 kwietnia w kościołach może być więcej osób (jedna na 15 metrów kwadratowych, w przeciętnej parafii daje to 30-40 osób na Mszy), co w końcu umożliwiło nam uczestnictwo w niedzielnej Eucharystii. Czas drakońskich obostrzeń dłużył się niemiłosiernie i kiedy w końcu mogłem pójść do kościoła poczułem jak wielki kamień spadł mi z serca, nareszcie! W czasach trudnych człowiek bardziej niż zwykle potrzebuje Boga, oparcia w wierze, tym bardziej dotkliwe dla katolików jest zamykanie kościołów.
Chrystus zmartwychwstał! Niestety nie było nam dane prawdziwie przeżywać Wielkanocy!
Maksymilian Ratajski