Tekst oryginalny: https://www.counter-currents.com/2018/04/ethnonationalism-as-a-cultural-revolution/
Przemówienie wygłoszone podczas konferencji „Awakening” w Helsinkach, 8.04.2018
Dobry wieczór, panie i panowie.
Nazywam się Timo Hännikäinen. Jestem redaktorem naczelnym magazynu internetowego „Sarastus” oraz wydawnictwa „Kiuas”. Jestem również pisarzem; opublikowałem dwanaście książek, przede wszystkich esejów literackich poświęconych różnym tematom: literaturze, kinu, seksualności, polityce, czy historii. Wciąż otrzymują one dobre recenzje, pomimo że wielu moich kolegów zaczęło mnie unikać, gdy dokonałem coming outu jako nacjonalista, jakieś dziesięć czy jedenaście lat temu.
A więc – jestem literatem, człowiekiem kultury, i właśnie dlatego chciałbym powiedzieć kilka słów na temat obecnego fermentu kulturowego czy rewolucji kulturowej w Europie. Zauważyłem, że nacjonalizm, zwłaszcza nacjonalizm etniczny, przejął kulturową rolę, którą przedtem pełniła lewica – rolę podważania systemu liberalnego oraz liberalnych wartości. Spróbuję wyjaśnić bardziej szczegółowo, co mam na myśli.
Kilka tygodni temu oglądałem rozdanie nagród amerykańskiej Akademii Filmowej w telewizji. Wystarczyło mi piętnaście minut, ponieważ propaganda była zbyt nachalna, a wszyscy mówili to samo. Prawie każdy aktor, reżyser, czy piosenkarz promował #metoo, ograniczenie dostępu do broni palnej, intersekcjonalność, solidarność z uchodźcami i tak dalej.
Oczywiście, był to jedynie kolejny przykład specyficznego zachodniego zjawiska, ale chyba najbardziej oczywisty i wpływowy. Miliony ludzi na całym świecie były świadkami wiecu politycznego, na którym koncepcje akademickiej lewicy stały się w pełni głównym nurtem. Każdy artysta wygłaszał swoją część liturgii z wybielonym uśmiechem w kreacji za kilkadziesiąt tysięcy dolarów. Nie można zaprzeczać, że idee radykalnej lewicy ściskają dłonie wielkiego biznesu. Stare lewicowe twierdzenie, że kapitał finansowy i skrajna prawica są naturalnymi sprzymierzeńcami nie jest już prawdziwe – o ile kiedykolwiek było.
Mówiąc krótko – nie ma już nic buntowniczego w lewicowości. Pomimo tego jak wiele tzw. „pokolenie ‘68” gadało o permanentnej rewolucji, stanowili oni tylko jedno z wielu lobby. Buntowali się, żeby zastąpić jeden reżim innym, a teraz ich niegdyś prowokacyjne idee są wykorzystywane jako narzędzia represji i indoktrynacji. Spadkobiercy Nowej Lewicy lat 60. ponieśli porażkę nawet na polu ojcobójstwa i teraz to oni próbują zakazywać książek i koncertów, zakłócać spotkania polityczne, karać za stosowanie zakazanych słów i wsadzać ludzi do więzień.
Niektórzy bardziej inteligentni „postępowcy” już to zauważyli. Pekka Torvinen, lewicowy felietonista weekendowego dodatku do największej gazety w Finlandii, „Helsingin Sanomat”, napisał w lutym ubiegłego roku, że purytanizm i agresywny moralizm współczesnej lewicy utorował drogę prawicowym trollom internetowym i nacjonalistycznej polityce tożsamości.
Ale nawet kiedy lewica zdaje sobie sprawę ze swoich najbardziej oczywistych błędów, nie robi nic, aby naprawić te najgorsze. Lewicowcy uważają, że są w posiadaniu prawdy moralnej i racjonalnej, a ich przeciwnicy są motywowani jedynie przez nienawiść i nostalgię. I co gorsza – nie mają żadnych przekonujących wizji przyszłości. Widzieliśmy już socjalizm państwowy i jego konsekwencje. Po upadku socjalizmu, lewica nie miała nic do zaoferowania poza bajkami i dziwnymi panaceami. Nie ma żadnych długoterminowych planów, aby poprawić warunki życiowe klasy robotniczej czy jakiekolwiek znaczącej części społeczeństwa; przemawia jedynie do grup marginalnych takich jak mniejszości seksualne, wieczni studenci, czy nienawidzące samych siebie dzieci klasy wyższej.
Idee dzisiejszej lewicy są jedynie bardziej ekstremalnymi i absurdalnymi wariantami tych idei, które szokowały społeczeństwo zachodnie pięćdziesiąt lat temu. Ale utraciły już swoją obrazoburczą moc. Dzisiaj bycie feministką czy antyrasistą jest jak bycie katolikiem w Watykanie czy palenie trawy w Amsterdamie. Zatem lewica musi iść w stronę najbardziej idiotycznych ekstremów, aby utrzymać iluzję buntowniczości. W tym samym czasie, zamienia się ona w strażnika czystości moralnej ze swoimi „trigger warnings”, bezpiecznymi przestrzeniami („safe spaces”), czy szkoleniami z różnorodności.
Wszystko to można dość łatwo wytłumaczyć. Nie istnieje nic takiego jak permanentna rewolucja. Bunt nie jest prawicowy ani lewicowy; zawsze jest skierowany przeciwko siłom, które są u władzy, jakiekolwiek by one nie były. Z czasem każda idea przestaje być niebezpieczna i wchodzi do głównego nurtu. Pierwotnie słowo „rewolucja” oznaczało cykliczny ruch. Kiedy coś obróci się do góry nogami, prędzej czy później musi wrócić do swojej pierwotnej pozycji i zaczyna się nowy cykl. Być może lepiej opisać ten ruch jako spiralę: istnieje jakaś zmiana i rozwój, ale niektóre wzory wiecznie powracają. Innymi słowy – aby przetrwać, każda rewolucja społeczna czy kulturowa musi ustanowić nowe normy i poddać ich wytrzymałość próbie.
Rewolucjoniści kulturowi z lat 60. atakowali każdą instytucję i łamali wszystkie normy kulturowe, ale ostatecznie nie mieli nic, czym można by zastąpić to, co zniszczyli. Stworzyli jedynie wielką próżnię, a ta próżnia została teraz wypełniona prymitywnymi instynktami. W przyszłości może ona zostać wypełniona jakimś obcym systemem kulturowym czy religijnym jak islam. Aby temu zaprzeczyć, dzisiejsza lewica przedstawia zachodnie społeczeństwa jako najbardziej opresyjne systemy wszech czasów, twierdzi, że kolejny holocaust czai się tuż za rogiem i udaje rewolucjonistów. Nigdy nie przyznają czym są tak naprawdę: zmilitaryzowanym ramieniem systemu liberalnego, marką polityczną, modnym stylem życia i akademickim kółkiem wzajemnej adoracji. Nigdy nie przyznają, że ich tak zwany bunt jest jedynie furiacką próbą kontroli publicznego i prywatnego życia ludzi aż do najmniejszych szczegółów oraz utrzymania władzy kulturowej i umysłowej, którą zdobyła lewica. Nie mogą tego przyznać, ponieważ są bardziej sektą religijną niż ruchem politycznym. Potrzebują swojej pseudo-chrześcijańskiej wiary w niekończący się postęp i permanentną rewolucję.
Kiedy byłem bardzo młody, wierzyłem w lewicowe doktryny. Trochę później, zacząłem się zastanawiać, dlaczego współczesna lewica jest tak bardzo intelektualnie nieszczera. Dlaczego nie dostrzega swoich totalitarnych tendencji i pewnych najbardziej oczywistych prawd na temat ludzkiej natury? Na samym początku lewica miała kilka dobrych tez, dlaczego zatem pozwoliła sobie zatonąć tak głęboko w rozkładzie?
Dzisiaj uważam, że obecny rozkład lewicy jest dobrą rzeczą. To wspaniale, że lewica ma tak ograniczone horyzonty, że jest pozbawiona poczucia humoru i zidiociała. W swojej współczesnej wersji lewica nie zasługuje na żadną przyszłość. Jest nie do naprawienia. Im szybciej skończy na śmietniku historii, tym lepiej. Jeśli jej śmierć doprowadzi do narodzin mądrzejszej lewicy, pozbawionej wielokulturowych fantazji, za to z bardziej realistycznym rozumieniem człowieka, to jest to również dobra rzecz. Wówczas mielibyśmy lewicę, którą moglibyśmy uznać za sojusznika. W takiej sytuacji, nacjonalistyczna prawica mogłaby jedynie wygrać.
Nacjonaliści, zwłaszcza etniczni nacjonaliści, są obecnie jedyną siłą kulturową, którą można uznać za rewolucyjną. Ta konferencja jest najgorętszym wydarzeniem w Finlandii w 2018 roku. Żadna partia polityczna nie odważy się jej tknąć. Media nazwały nas „nazistami” i „białymi supremacjonistami” i ktokolwiek bierze udział w tej konferencji, ryzykuje utratą pracy, znajomych czy co najmniej swojej reputacji dobrego obywatela. Lewica pozbyła się swojej aury niebezpieczeństwa i podała ją nam na srebrnej tacy. I jest to ogromny atut, który powinniśmy wykorzystać w każdy możliwy sposób.
Najpierw nas ignorowali, potem się z nas śmiali, a teraz zaczęli z nami walczyć. Żaden ruch polityczny nie może czynić postępów bez napotykania silnego oporu. Im bardziej nacjonaliści są demonizowani, tym bardziej wydają się interesujący. Prostacka indoktrynacja rzadko działa w zamierzony sposób. Za każdym razem, gdy ukazuje się kolejny skandalizujący artykuł o złej skrajnej prawicy, więcej ludzi czyta nasze blogi i czasopisma, aby sprawdzić, co tak naprawdę mamy do powiedzenia.
Ale mamy również inne atuty. Jeżeli w tej chwili istnieje jakikolwiek inkluzywny ruch polityczny, to jest nim nacjonalistyczna prawica. Lewica przyciąga zwolenników prawie wyłącznie spośród młodej, miejskiej, wykształconej klasy średniej. A jej obsesja ortodoksji odpycha wielu starych zwolenników. Z drugiej strony, ruch nacjonalistyczny jest różnorodny: typowy nacjonalista może być młody, w średnim wieku albo stary, wykształcony albo z klasy robotniczej, bogaty albo biedny. Wiemy, kim jesteśmy, ale jesteśmy gotowi przywitać z otwartymi ramionami nowych ludzi, niezależnie od różnic w pochodzeniu społecznym, przekonań religijnych, poglądów na ekonomię, stylu ubierania, preferencji estetycznych czy seksualnych i tak dalej. I co najlepsze – możemy dzięki temu być populistyczni albo elitarni, wyrafinowani albo prości, przyziemni albo transgresywni, jacykolwiek zechcemy.
Mówi się, że komunistyczny ruch studencki w Finlandii w latach 70. rozwinął się, ponieważ komuniści mieli najlepsze imprezy i najładniejsze kobiety. Dzisiaj nacjonaliści mają o wiele lepsze imprezy niż lewica, ponieważ nie musisz na nich ciągle pilnować języka, aby nie popełnić mikroagresji. I sądzę, że prawica zaczyna dominować również w kwestii pięknych kobiet. Spójrzcie na Lauren Southern, Marion Maréchal-Le Pen, czy na nacjonalistyczną kandydatkę na prezydenta Finlandii: Laurę Huhtasaari. W każdym razie, sytuacja jest całkowicie inna niż - powiedzmy – dziesięć czy piętnaście lat temu, kiedy prawicowe kobiety albo nie istniały, albo umawiały się tylko ze spadochroniarzami.
Obecnie etniczni nacjonaliści nie mają znaczącej władzy politycznej. Nawet prawicowe partie populistyczne stoją – przynajmniej oficjalnie – na stanowisku nacjonalizmu obywatelskiego, a etnonacjonaliści są w opozycji nawet na własnym boisku. W najbliższej przyszłości zmiany demograficzne uczynią kwestie etniczności, tożsamości i rasy o wiele bardziej pilnymi, a nasz głos stanie się lepiej słyszany. Ale aby etnonacjonalizm stał się zwycięskim ruchem politycznym, musi najpierw stać się zwycięskim ruchem kulturowym. W pierwszej kolejności musimy sprawić, aby nasza obecność była odczuwalna w intelektualnych dysputach, w wydarzeniach politycznych, w filozofii oraz w sztuce. Potem nasz wpływa zacznie przechodzić także na partie polityczne. Jednak teraz nasza rewolucja musi mieć charakter kulturowy.
Politycy, którzy próbują powstrzymać napływ imigrantów z krajów trzeciego świata do Europy, robią niesamowicie wartościową robotę. Ale są również skrępowani zasadami gry politycznej. Są zależni od opinii publicznej i wrażliwi na ataki w mediach. Ich celem jest dokonanie szybkich i konkretnych zmian, nieważne – małych czy dużych. Ale my, jako rewolucjoniści kulturowi, możemy i musimy zadawać bolesne pytania i prowokować ludzi do myślenia. Możemy i musimy mówić rzeczy, które zrujnowałyby karierę jakiegokolwiek polityka.
Nasz ruch nie będzie miał przyszłości, jeśli ograniczymy się jedynie do pragmatycznej polityki partyjnej. Jeśli tę walkę można by wygrać racjonalnymi argumentami i realistycznymi alternatywami, już byśmy ją wygrali. Musimy być twórcami i wizjonerami; musimy wywoływać silne reakcje. Ludzie nie chcą jedynie polityki i pragmatycznych rozwiązań; chcą również piękna, zmian intelektualnych oraz poczucia przynależności. Właśnie dlatego współczesny nacjonalizm potrzebuje filozofów, artystów oraz pisarzy w równym stopniu co potrzebuje polityków i demagogów. Ruch lewicowy czy ruch zielonych odnosiły tak duże sukcesy w przeszłości, ponieważ miały po swojej stronie najbardziej twórcze i inteligentne umysły. I tak samo było w przypadku ruchów narodowych w XIX wieku. Dzisiaj nie możemy sobie wyobrazić fińskiej tożsamości narodowej bez obrazów Gallena-Kalleli, powieści Kiviego, poezji Kramsu, symfonii Sibeliusa, czy filozofii Snellmana.
Zatem, musimy organizować więcej konferencji i koncertów, publikować więcej książek i rozpraw, robić podcasty, malować obrazy i komponować muzykę. I powinniśmy wychodzić z internetu i spotykać się nawzajem na polu wspólnych zainteresowań czy wspólnych projektów. Prędzej czy później nacjonalizm etniczny stanie się częścią programu każdej partii, tak jak dzisiaj ekologia czy sprawiedliwość społeczna. Mogę wam to zagwarantować. Ziemia jest żyzna – musimy ją jedynie uprawiać.
Na koniec, chciałbym powiedzieć kilka słów o naszym największym atucie. Naszym największym atutem jest to, że reprezentujemy przynależność. Lewica oferuje wewnętrznie sprzeczną mieszankę skrajnego indywidualizmu i skrajnego egalitaryzmu. Mówią o emancypacji bez żadnego pomysłu na to, co stanie się po wyzwoleniu. My mamy już swoje domy, swoje rodziny, swoje narody, swoje historie i swoje tradycje. Nasze życie może mieć znaczenie, ponieważ jesteśmy częścią czegoś większego od nas samych. I właśnie dlatego, w odróżnieniu od liberałów i lewicowców, nie potrzebujemy idei końca historii czy permanentnej rewolucji. Chcemy jedynie przetrwania naszej cywilizacji, naszych narodów i naszej rasy. Wiemy, że kiedy zwyciężymy w naszej walce, nasze idee staną się nową normą. I wiemy również, że pewnego dnia nasze idee również będą kwestionowane. Ale nie musimy się tym martwić, ponieważ przyszłe konflikty będą całkowicie inne, a walka pomiędzy lewicą a prawicą, globalizmem a nacjonalizmem, nie będzie już miała znaczenia.
Dzisiaj, moi przyjaciele, nie mamy nic do stracenia, a wszystko do zdobycia.
Timo Hännikäinen
przekład: Jarosław Ostrogniew