
Szturm1
Patryk Płokita - Bushido a sprawa Polska; część druga – dlaczego on? Narzędzie w byciu lepszym człowiekiem dla siebie i innych
Bushido a sprawa Polska; część druga – dlaczego on? Narzędzie w byciu lepszym człowiekiem dla siebie i innych
Ten tekst powstał w wyniku dyskusji nad zagadnieniem na forum czasopisma. Wyrosła duża dyskusja po opublikowaniu pierwszej części tego cyklu. Sparafrazować można te słowa mniej więcej w zdaniu: „Jak tak można kopiować cudze pomysły, skoro mamy na gruncie europejskim podobne odpowiedniki?” Jak się okażę poniżej w tym tekście – nie, nie mamy. Warto te kwestie wyjaśnić szerzej, abym jako autor został bardziej zrozumiany.
W ramach wstępu trzeba napisać, iż traktować trzeba Bushido jako narzędzie w byciu lepszym człowiekiem dla siebie i innych, w czasach kiedy materializm, konsumpcja, seksualizacja, atomizacja niszczy jednostkę i zbiorowość. Ponadto będę bronił tezy, że kodeks Bushido to idealne narzędzie w budowaniu harmonii i porządku w relacjach na osi „jednostka-zbiorowość”.
Dlaczego on, a nie inne europejskie odpowiedniki? Po pierwsze, właśnie że można, a nawet i trzeba inspirować się spuścizną innych etnosów stojących na wyższym poziomie społecznym niż my sami. To jest mniej więcej tak, jaki miał zamysł Roman Dmowski w swojej filozofii, którą wyłożył w swoim programie politycznym przed pierwszą wojną światową, w czasie zaborów. Uważał on, że Polacy, jako naród, stojący na wyższym poziomie cywilizacyjnym, przejmie w końcu struktury Imperium Rosyjskiego. Jak dobrze wiemy z historii, tak się nie stało.
Sam utopijny zamysł Pana Romana wynikał bardziej z idealistycznych pobudek przypudrowanych pragmatyzmem nie wywoływania powstań, aby dbać o polską tkankę narodową w czasie niewoli. Gdyby jednak ten pomysł odwrócić i dostosować na XXI wiek, w dobie globalizacji, to my jako Polacy mamy szansę „ogarnąć się”. Mamy inną sytuacje geopolityczną niż w XIX wieku. Mamy teoretycznie wolne państwo, aczkolwiek zależne od innych instytucji związanych ze strukturami Unii Europejskiej. Nasze społeczeństwo trawi także nowotwór, który określam mianem „wiecznej wojny polsko-polskiej”. Trzeba w końcu zakończyć ten mentalny konflikt i przestać rzucać się do gardeł.
Proszę się nie obrażać, ale jako naród, stoimy na „niższym poziomie cywilizacyjnym” pod kątem harmonii społecznej. Podobnie jak większość narodów europy. Powodem takiego stanu rzeczy jest „programowanie” przez obecny system jaki mamy. A pod nim kryje się atomizacja społeczeństwa, wtórne niewolnictwo konsumpcyjne, dążenie do materializmu jako idei samej w sobie, seksualizacje człowieka. Nadchodzi czas aby skorzystać z wiedzy japońskiego etnosu, aby być lepszą jednostką i społeczeństwem w przyszłości. Uważam, że jesteśmy w stanie to osiągnąć. Wystarczy tylko chcieć, i zderzyć to w naszych głowach z: „nie chce mi się”.
Mało tego, Japonia robiła to wielokrotnie. Mam na myśli wykorzystywanie i kopiowanie odpowiedników z innych nacji, aby osiągnąć swój cel rozwoju dla swojego etnosu. Japończycy po prostu traktują takie aspekty „jako narzędzie” do wykonania zadania. Czemu się na tym nie wzorować, jako Polacy? To nie wstyd.
Przykładem okres Meiji, po wojnie Boshin, kiedy to odrestaurowano cesarstwo, a kraj w około 40 lat „dogonił zachód”. Westernizacja w drugiej połowie XIX wieku to proces historyczny, który się udał w Japonii. Po prawie 300 latach izolacji z okresu Edo, Japonia w drugiej połowie XIX wieku stworzyła m. in.: konstytucję, zlikwidowała feudalizm np. stan samurajów. Oprócz tego otwierała się intelektualnie na arenie międzynarodowej po izolacji, kiedy to autorzy zaczęli pisać książki po angielsku. Przykładem Inazo Nitobe „Bushido - Dusza Japonii” z 1900 roku. Oprócz tego, mały wyspiarski kraj pokonał Imperium Rosyjskie w 1905 roku. Nie udało się tego ani Napoleonowi, ani później Hitlerowi.
Ta wygrana z lat 1904-1905 to zasługa przekopiowania europejskich odpowiedników i traktowanie ich jako narzędzia oraz dostosowanie do kodeksu Bushido. Dla przykładu, w Japonii zreorganizowano armię. Musztra i rygor wojskowy wzorowany był na pruskich odpowiednikach. Oprócz tego stworzono monarchię parlamentarną na wzór brytyjski. Ponadto pojawiły się pierwsze samochody, prąd, linie telegraficzne, a w późniejszym okresie samoloty. Osiągnięto to w prawie 40 lat. Myślisz czytelniku jak tego dokonano?
Receptą był kodeks Bushido. Pomimo tego, że stan samurajów przestał istnieć, to jego idea „bądź lepszym człowiekiem, niż byłeś wczoraj” rozlała się na cały naród japoński i trwa to do dziś. Ów zestaw zasad i norm „programuje człowieka” w dobrym duchu i harmonii.
Dlaczego kodeks bushido? Po drugie – nie istnieją europejskie odpowiedniki takiego formatu, aby harmonizowały życie społeczne pod kątem ciała, psychiki i ducha. Zarzucono mi na forum czasopisma Szturm, że nie szukam europejskich odpowiedników. Po prostu w tej materii naprawdę jest problem...
Idąc od starożytności, jedynie na myśl przychodzi mi Platon. Czytając i analizując jego prace pt. „Państwo”, dochodzę do wniosku, że więcej w tym dziele jest idealizmu i utopii, niż pragmatyzmu i formy narzędzia, aby zharmonizować społeczeństwo. Więcej w tym dziele jest „utopijnych nakazów z góry”, niż wiedzy, dzięki której jednostka sama z siebie chciałaby żyć w harmonii ze zbiorowością. Jeśli chodzi o europejskie kodeksy rycerskie, to tu sytuacja jest podobna. Istnieją dokumenty jak się zachować, etykieta rycerska, ale niestety brakuje wiedzy dotyczącej harmonii jednostka-zbiorowość.
Z perspektywy dziejów, europejskie kodeksy rycerskie nie przeżyły zmian cywilizacyjnych. Może z wyjątkiem Polski i Węgier. W tym przypadku „szlachta” była takim odpowiednikiem „bushi” pod kątem godności i honoru, aczkolwiek więcej w tym było romantyzmu, niż czystego pragmatyzmu w osiągnięciu celu. Potwierdzeniem mogą być nieudane powstania z XIX wieku w Polsce i na Węgrzech. Więcej w nich było romantyzmu, niż strategii i pragmatyzmu w działaniu. To też nie jest tak, że odrzucam spuściznę przodków w tej materii. Wręcz przeciwnie. Korzystam z tego, aby do takich sytuacji nie dochodziło w przyszłości. Mam tu na myśli kolokwialne „huzia na Józia” bez strategii, taktyki czy sprzętu, a „bić się trzeba”! Ile razy w powstaniach narodowych kosami bojowymi trzeba było zdobyć broń, aby walczyć o swoją niezależność, wolność, niepodległość? Warto odrobić lekcje z historii i uczyć się od Wielkopolan jak wygrali w Powstaniu Wielkopolskim w latach 1918-1919 roku. To była taktyka, strategia, pragmatyzm, z nutką romantyzmu. Stwierdzić trzeba, że wynikało to z wiedzy zawartej w Bushido.
Pomijając te dygresje, europejskie kodeksy rycerskie, owszem, opisywały relacje jak się zachować, jednak nie miały takiej siły przebicia w dalszych zmianach cywilizacyjnych, aby rozwinąć się i dostosować na innym gruncie, jak w Japonii. Dlaczego?
Mogły być za słabe. Ich wiedza opierała się głównie na etykiecie jak się zachować, jak walczyć, jednakże sfera duchowa lub psychiczna nie istniała lub była w szczątkowej formie. W konsekwencji wiedza ta nie mogła się rozwinąć w dalszym czasie. Oczywiście są to przypuszczenia, na temat tego, dlaczego nie posiadamy „europejskiego kodeksu”. Niestety, pozostaje to na zasadzie domysłów i dociekań, w formie hipotezy. W konsekwencji europejskie kodeksy rycerskie są „martwe”. Nie ożywimy ich. Potrzeba innych odpowiedników w budowaniu harmonii i porządku. W tym miejscu właśnie jako narzędzie pojawia się kodeks Bushido z Kraju Kwitnącej Wiśni.
Dlaczego europejskie kodeksy rycerskie nie ewoluowały i nie przetrwały do naszych czasów? Wynikać to może też z innego położenia geograficznego i geopolitycznego, oraz innej naleciałości dziejowej. Przypomnieć warto, że Japonia w okresie Edo, po zjednoczeniu, żyła w izolacji, i to właśnie w tym okresie samurajowie przestali się nagminnie zabijać na polach bitew. Samurajowie nie mieli zajęcia, jak wcześniej. Nie oznacza to, że „było im smutno” i popełniali z tego powodu seppuku. Przelali kodeks rycerski na inne aspekty życia. Swoją wiedzę wynikająca z kodeksu Bushido przekonwertowali na sztukę, teatr, poezję, muzykę oraz filozofię. To ostatnie jest bardzo ważne. Ronin Myamoto Musashi, żyjący m. in. w początkowym okresie Edo, dokonał rewolucji nie tylko w walce, ale i w myśleniu. Spisał on 21 zasad w dziele „Dokkodo”. Skondensował on wiedzę japońskiego rycerstwa z poprzedniej epoki i przelał jej wartość na dalsze wieki. Jego dzieło owszem, uczy nas, jak nie przegrywać, ale i też jak być dobrym człowiekiem i żyć w harmonii na osi „jednostka-zbiorowość”. Jego filozofia jest uniwersalna i żyje nadal w XXI w.
Dlaczego kodeks Bushido? Po trzecie, bo to narzędzie. Zastosuję tutaj dwa porównania, aby bardziej zobrazować czytelnikowi, o co chodzi autorowi. Kowal potrzebuje młota. Ma być on praktyczny. Nie ważne jest to, czy jest niebieski, zielony, czy szary. Ma on po prostu działać. Podobnie jest ze spawaczem. Spawacz, aby osiągnąć swój cel, np. zaspawać bramę, potrzebuje spawarki. Bez spawarki nie wykona zadania. Idąc dalej w te dociekania, takim „młotem”, albo „spawarką” jest kodeks Bushido, narzędziem do osiągnięcia celu. Kodeks dawnej klasy rycerskiej z Japonii jest narzędziem, które pomoże nam zharmonizować nasze społeczeństwo na osi „jednostka-zbiorowość”.
Jeśli kodeks Bushido zrozumiemy jako „narzędzie”, a nie samą pustą i płytką wynikającą z szowinizmu „obcą inspirację”, to zmieni się nam perspektywa do tego zagadnienia. Żyjemy w czasach globalizacji. Korzystajmy z tych czasów w sposób rozważny. Inaczej czeka nas fizyczna, psychiczna i duchowa zagłada.
Kodeks Bushido to narzędzie. U nas, na gruncie europejskim, takich narzędzi już nie ma. Zostały zakopane, spalone, zniszczone w odmętach czasu. Nie da się ich odtworzyć. Może i mamy podstawę w postaci „trzonka do młotka”, jakim jest Platon i jego dzieło „Państwo”, czy szeroko rozumiane „europejskie kodeksy rycerskie”, ale brakuje „nasady i bijaka”, które zorganizowałyby nasze społeczeństwo na nowo, w harmonii, na miarę XXI wieku.
O czym mówi kodeks Bushido jako narzędzie? Mowa jest o tym, jak żyć, aby być lepszym człowiekiem niż się było wczoraj. Nauczyć się przegrywać, wyciągać z porażki wnioski, aby w przyszłości być lepszym w tym, co się robi. Mowa jest o tym, jak żyć w harmonii, jako jednostka, w stosunku do zbiorowości. Mowa jest o tym, jak być szczęśliwym człowiekiem dla siebie i dla innych. Mowa jest o tym, aby pomagać innym. To tylko przykłady tej uniwersalnej wiedzy.
Dlaczego bushido? Po czwarte – naturalny społeczny antybiotyk na indoktrynację. Kodeks Bushido m. in. mówi o tym, żeby mieć swój kodeks honorowy w czasach, kiedy cielesne uciechy służą do kontrolowania ludzi i robienia z nich bezmózgich zombie w celu konsumowania. Na tym zarabiają ludzie, którzy nas do tego programują. Przez reklamy, media oraz neuro-marketing.
Podsumujmy. Zacznijmy kodeks Bushido traktować jako narzędzie w osiągnięciu zadania. Celem jest harmonia na osi „jednostka-zbiorowość”. Potrzeba tego coraz bardziej w czasach, kiedy skrajny indywidualizm wynikający z propagandy obecnego systemu powoduje w głowach chaos i anarchię. Jeszcze do tego mamy pandemię, a harmonia i porządek jest na wyciągnięcie ręki. Warto spróbować. Bardzo by się przydała wiedza w czasach, gdzie polaryzacja zbiera swoje żniwo. Dosyć tej wojny polsko polskiej. Czas na zmiany. Warto zacząć od siebie.
Obecnym zadaniem polskich nacjonalistów jest m. in. zharmonizowanie jednostki i zbiorowości w XXI wieku. „Uporządkować na nowo” relacje społeczne w Polsce i Europie, na osi „jednostka-zbiorowość”. Na dobrą sprawę kodeks Bushido i jego próba przekonwertowania na grunt polski jest „kontrą” wobec zachodniego materializmu, konsumpcji, atomizacji jednostki i jej seksualizacji. Te ostatnie niszczą relacje społeczne, a tak nie powinno być. Jako nacjonaliści traktujemy to jako zagrożenie naszego etnosu, dlatego też w naszych dociekaniach szukamy narzędzia, aby temu przeciwdziałać. Wydaje mi się, że Bushido jest dobrą propozycją w tej materii, dlatego też powstał ten tekst, aby szerzej wyjaśnić moje podejście w tej materii jako autor. To nie jest kwestia tłumaczeń. To jest kwestia przekazania wiedzy na ten temat, aby być lepiej zrozumiany przez czytelnika.
Najgorsze co może zrobić ze sobą dzisiaj człowiek, to wmówić sobie, „bo mi się nie chce”. Przestań się programować i wyjdź z matrixa. Wyłącz system. Zainstaluj antywirusa. Zakręć ten kurek bijący z mediów do twojego umysłu. Chcesz być lepszym człowiekiem, niż byłeś wczoraj? Każdy z nas chyba tego chcę, tylko nie wie jak to osiągnąć. Kodeks Bushido to idealne narzędzie w osiągnięciu tego celu. Myślę, że zostałem zrozumiany, o co mi dokładnie chodzi w obranej tematyce. Potrzebujemy harmonii. Potrzebujemy porządku. Potrzebujemy odbudowania relacji na osi jednostka-zbiorowość. (Na koniec artykułu link do pierwszej części, aby była ciągłość).
Patryk Płokita
Jan Piasecki - Arystoteles- klasyk myśli politycznej
Arystoteles był greckim filozofem, który położył podwaliny pod niemal wszystkie nauki, zwłaszcza logikę formalną. Był także prekursorem nauk przyrodniczych, historycznych oraz teoretykiem ustrojów politycznych. Swoją karierę rozpoczął w Akademii platońskiej, gdzie jako student zapoznawał się z matematyką, astronomią, polityką i filozofią, a następnie jako wykładowca retoryki słuchał wykładów z retoryki Izokratesa i przemówień Demonsenesa. Po śmierci Platona zgromadził jego dawnych studentów i rozpoczął wykłady z metafizyki, etyki i polityki. Następnie przeniósł się do Mityleny. Na zaproszenie króla Filipa II został wychowawcą Aleksandra III Wielkiego, w którym widział przyszłego panhellenistycznego władcę. Gdy po objęciu władzy Aleksander ruszył na wschód, Arystoteles powrócił do Aten aby tam założyć własną szkołę Lykeion, czyli liceum. Charakterystyczne dla jego sposobu nauczania były spacery po ogrodzie. Gdy po śmierci Aleksandra władzę w Atenach przejęło stronnictwo antymacedońskie, Arystoteles uciekł na Chalkis, gdzie po kilku miesiącach zmarł.
Dzieła Arystotelesa zachowały się niemal w całości, zostały w większości sporządzone na użytek wykładów. Skatalogował je i uporządkował Andronikos z Rodos. Dzielimy je na:
- logiczne, czyli tzw. Organon, obejmujące Kategorie, Hermeneutykę, Analityki pierwsze, Analityki wtórne i O dowodach sofistycznych,
- metafizyczne,
- fizykalne i przyrodnicze, min. Fizyka, O Niebie, O powstaniu i niszczeniu, Meteorologia, O duszy, O świecie, O roślinach, O życiu i śmierci, O śnie, O długości i krótkości życia, itd.,
- z filozofii praktycznej: Etyka eudemejska, Etyka nikomachejska, Etyka wielka, O cnotach i wadach, Ustrój polityczny Aten, Retoryka, itd.
Początkowo okres Likejonu miał propagować idee platońskie, lecz już za jego życia Arystoteles wystąpił z krytyką jego nauk o ideach, wypracowując podstawy własnych koncepcji. Poprzez wspólnotę doskonałą, rozumiemy państwo rozpatrywane w oderwaniu od immanentnego celu, jakim było umożliwienie dobrego życia stawało się tworem przypadkowym. Wartość całości politycznej uzależniona była od spełnienia właściwych jej zadań, wtedy dopiero osiągnęła swoją naturę, stając się rzeczywista. Państwo powstające spontanicznie w rezultacie mnożenia się potrzeb ludzi uznawane było, z racji realizacji najwyższego celu, za wspólnotę doskonałą. Prawo ustanowione przez takie państwo pozwalało na nabycie umiejętności rozróżnienia dobra od zła.
Prymat wspólnoty nad jednostką i grupami mniejszościowymi dawał jednocześnie pierwszeństwo rodzinie, opartej na autorytecie ojca względem dzieci, męża względem żony i pana względem niewolnika. Arystoteles uważał to za nakaz naturalny. Wspólnota domowa (gmina, związek) dawała możliwość aktywności obywatelskiej i szerszej realizacji potrzeb materialnych i duchowych. Jednostka była według niego z natury społeczna, a więc poprzez umiejętne jej nakierowanie winna włączyć się w życie polityczne państwa.
Państwo będąc tworem naturalnym musi dbać o potrzeby duchowe i materialne jednostki. Rządzący sprawują swoją funkcję z natury, co przynosi na myśl późniejsze namaszczenie króla z bożej łaski. Rządzący z racji swojego stanowiska jest zobowiązany do dbania o wspólnotę i jej potrzeby.
Wychowawcza rola państwa nakładała na nie obowiązek kształtowania w procesie wychowania obywatelskiego cnót etycznych opartych na przyzwyczajeniu, a także uczuć i obyczajów, traktując państwo jako wspólnotę moralną, w której obywatel realizuje swą formę, odpowiadającą także formie ustrojowej państwa. Arystoteles uważał że proces wykształcenia musi objąć duszę rozumianą przez rozum i ciało rozumianą przez namiętności i wolę. Proces ten przygotowywał obywatela do pełnienia funkcji wojownika, obywateli rządzących nad sprawami państwa i wymierzającymi sprawiedliwość a w wieku starczym do kapłaństwa.
Krąg „wspólnoty doskonałej” ograniczony jest do tych którzy są wyzwoleni od konieczności bezpośredniej pracy i połączeni więzami przyjaźni. Społeczeństwo podzielił na znakomitych, wyróżniających się ze względu na cnotliwość, szlachetność, wykształcenie czy majątek oraz lud, rozumiany przez rzemieślników, kupców, żeglarzy, czy posiadających niewielki majątek. Arystoteles podnosił też zalety warstwy średniej, którą uważał za nieskażoną demoralizacją i chciwością.
Według Arystotelesa tylko człowiek posiadał zdolność rozróżniania sprawiedliwości i jej negacji oraz nazywania tego co sprawiedliwe. Jednak nie będąc samowystarczalnym, jednostka stanowi część całości, państwa, przez co zobowiązana do przestrzegania ustanowionych przez nie praw. Arystoteles twierdzi, że etyka jest w większości tożsama z poczuciem sprawiedliwości. Uważa sprawiedliwość jako dzielność etyczną. Arystoteles wychodzi jednak z ciekawą tezą, która mówi że popełniający kradzież nie musi być złodziejem, a ktoś kto popełnia czyn niesprawiedliwy nie musi być niesprawiedliwy, bo jeden czyn nie decyduje o sprawiedliwości człowieka. Sprawiedliwość może odnosić się do prawa, czyli sprawiedliwości legalnej oraz słuszności, czyli stronniczego rozeznania.
Z uwagi na ferowania orzeczeń niesprawiedliwych Arystoteles pragnie dopuścić do władzy nie jednostki, lecz prawo, jako że jednostka sprawuje rządy dla własnej korzyści i staje się tyranem. Prawdziwy władca jest stróżem tego co sprawiedliwe, a zatem tego co równe, geometryczne i arytmetyczne. Opisane zostało to szczegółowo w Etyce nikomachejskiej.
Sprawiedliwość legalna jest to nabyte usposobienie do działania zgodnie z rozpoznanym prawem, o ile odpowiada wymaganiom dobra wspólnego. Sprawiedliwość szczegółowa natomiast opiera się na równości. Sprawiedliwość legalna w większości przypadków i w normalnym biegu rzeczy wzmacnia realizację dobra całej wspólnoty. Słuszność natomiast często powoduje działania wykraczające poza wymagane przez sprawiedliwość.
Rozważania o polityce wiążą się według Arystotelsa z podziałem na ekonomikę, czyli naukę o zarządzaniu gospodarstwem oraz chrematystykę naukę o sposobie gromadzenia pieniądza. Zwrócił on uwagę na patologizację powyższych procesów, krytykując nadmierne gromadzenie bogactw i pobieranie procentów. Przynależność do jednego ze stanów determinowała możliwość rozstrzygania spraw publicznych i możność swobodnego zaspokajania potrzeb dzięki własności.
Na koniec warto dodać typologię ustrojową zaproponowaną przez Arystotelesa, który uważał iż na ustrój ma wpływ wiele czynników od charakteru ludu, przez klimat, stan gospodarki po położenie geograficzne. Monarchia, arystokracja i politeja. Do złych ustrojów zaliczył tyranię, oligarchię i demokrację.
W swoich rozważaniach do myśli arystotelesowskiej odwoływali się często św. Albert Wielki i św. Tomasz z Akwinu. Można tu także wymienić późniejszych, choć nielicznych myślicieli renesansu, jak np. Pompanazzi (włoski filozof i doktor medycyny), a w okresie późniejszym konserwatystów1), którzy czerpali z arystotelesowskiej negacji skrajnego indywidualizmu i umownym więzom, decydującym o istnieniu życia społecznego. Co ciekawe niektóre tezy przyjęli przedstawiciele nurtów liberalnych i współczesnego komunitaryzmu (John Rawls), czyli nurtu podkreślającego ważność i wartość wspólnot w społecznym życiu człowieka.
Jan Piasecki.
Nestor Iskrzyński - Kaukaz Północy i zagrożenie islamskim terroryzmem. Czy „radykalny islam” stanowi zagrożenie dla Federacji Rosyjskiej?
Za
Na terenie republik związkowych północnego Kaukazu takich jak Inguszetia, Czeczenia, czy Dagestan rzeczywiście odnotowuje się działalność radykalnego ugrupowania islamskiego o nazwie „Emirat Kaukazu” propagujące radykalnie dosłowną interpretację Koranu oraz bezwzględne przestrzeganie prawa szariatu.
Przeciw
Charakter ugrupowania jest wyraźnie elitarny, brakuje mu powszechnego poparcia społeczeństwa które pomimo wyznawania islamu nie uznaje jego radykalnych interpretacji co tyczy się głównie starszego i średniego pokolenia. Świadczy o tym niewielka liczebność samej formacji przy przeważającym udziale młodych mężczyzn którzy rekrutowani są przy pomocy Internetu. „Emirat Kaukazu” nie używa jako kanałów propagandy np. ulotek, które kierowane były by do starszych pokoleń. Choć „Emirat” nawołuje do powstania państwa islamskiego i obalenie republik, nie dąży on w widoczny sposób do stworzenia organizacji państwowej – nie organizuje administracji, nie pobiera podatków itp. Wsparcie dla niego płynie bezpośrednio od samych bojowników, i ich rodzin ( W związku z panującą na Kaukazie silną tradycją rodową i obowiązkową pomocą którą należy nieść członkom rodziny, nawet wbrew własnej woli). „Emirat Kaukazu” ponadto jest organizacją niejednolitą – wiele z jego oddziałów działa niezależnie od siebie, często wyrażając wrogość względem innych komórek. Kadry dowódcze „Emiratu” na dodatek same potrafią angażować się w proceder przestępczy celem osiągania prywatnych korzyści materialnych co podważa ich autorytet.
Wzrost poparcia dla radykałów islamskich jest przede wszystkim związany z tragicznym położeniem ludności, instrumentalnym traktowaniem rejonu przez Kreml, jego nieudolnością, derusyfikacją rejonu oraz brakiem innych idei które mogłyby wskazać kierunek zmian. Od początku rozpadu ZSRR ludność czuje coraz mniejszy związek z Rosją. Zastąpienie egalitarystycznych idei komunizmu miejscowymi nacjonalizmami skończyło się konfliktami granicznymi między republikami oraz dwoma wojnami w Czeczeni. Efekty te przekładają się na brak poparcia dla idei narodowych a przy braku zrozumienia dla idei demokracji na wzór zachodni, brakiem wiary w możliwość jej implementacji, sprawia to że jedyną alternatywą wobec skorumpowanej i podległej zasadom „mafijno-rodowym” rzeczywistość, i jest radykalny islam, który ze swoją surowością i egalitarnością daje nadzieję na poprawę sytuacji i odnowę moralną. Młodzi ludzie którzy nie chcą walczyć, emigrują do innych części Rosji gdzie spotykają się z coraz większą niechęcią, jako ci który zabierają pracę Rosjanom oraz domniemani radykałowie religijni co zaognia sytuację.
Ludność Kaukazu Północnego, coraz rzadziej utożsamia się Rosją, zwłaszcza młodsze pokolenie które nie pamięta ZSRR i żyje w krajach de facto odciętych od reszty Federacji, kontrolowanych przez lokalne wspólnoty przestępczo-rodowo-polityczne. Język rosyjski wychodzi z użycia na rzecz języków lokalnych a jedyne z czym zaczyna się kojarzyć Rosja, to represje „antyterrorystyczne” i ew. kroplówka finansowa dla niewydolnych przez korupcję gospodarek.
Kaukaz Północny od początku istnienia Federacji Rosyjskiej traktowany jest przez jej władze jako „ciało obce” w jej granicach. Powoduje to, że jedynymi formami reakcji na wydarzania w tym rejonie stosownymi przez Kreml jest albo brak reakcji, albo brutalne represje w związku z „operacjami antyterrorystycznymi”. Wielokrotne wiązały się one z rabunkami, gwałtami, morderstwami czy też tzw. „Kręceniem prywaty” przez „Siłowików”. Z powodu niewydolności aparatu państwowego i korupcji „Siłowicy” stanowią de facto grupę nacisku na rząd rosyjski która korzysta materialnie na utrzymywaniu represji z czym Kreml nie jest w stanie sobie poradzić.
Oprócz „Siłowików” problemem są również władze republikańskie. Bezwzględne, skorumpowane oraz powiązane w interesy przestępcze. Polityka Kremla tłumi wszelkie objawy niezależności oraz reform oddając władzę w republikach w ręce osób pokroju Ramzana Kadyrowa – ludzi brutalnych i całkowicie posłusznych względem Moskwy. Jego przypadek jest szczególny, bowiem w Czeczenii eksperyment polegający na daniu rodu Kadyrowów wolnej ręki przy wsparciu finansowym, zaowocował praktycznym wyrugowaniem miejscowej niezależnej inteligencji (zarówno świeckiej jak i islamskiej) na emigrację bądź do więzień, przez co brakuje w społeczeństwie konstruktywnych autorytetów. (Co mogą wykorzystywać radykalni islamiści). Podobne prześladowania tyczą się innych republik oraz innych grup społecznych takich jak domniemani homoseksualiści, co powoduje wysokie niezadowolenie i ograniczoną sympatię wobec działań islamistów (przy braku faktycznego poparcia dla ich idei).
Rozdmuchane jest również oskarżanie „Emiratu” o uzyskiwanie wsparcia przez Al-Kaidę i „Wahabityzm” podczas gdy stanowi on peryferia „światowego Dżihadu” i działa praktycznie na własną rękę. Na dodatek w bardzo ograniczonym zakresie. Pomoc zagraniczna którą otrzymuje pochodzi niemal wyłącznie od pojedynczych, prywatnych darczyńców. Podobne oskarżenia podsycają atmosferę zagrożenia w Rosji oraz legitymizują działania FR i „siłowików” jak również brutalne represje.
Polityka Kremla, który w imię legitymizacji Prezydentów Borysa Jelcyna i Władymira Putina był gotowy wywołać wojny na terenie Czeczeni w latach 1994-1996 i 1999-2000 (walki partyzanckie trwały do 2009) świadczy o braku koncepcji rozwiązania niestabilności rejonu. Kreml nie jest ponadto w stanie przyznać się do porażki i wycofać się z obcej, brutalnej polityki gdyż byłoby to odczytane przez rosyjskie społeczeństwo jako słabość. Stało się tak w 1996 kiedy notowania Borysa Jelcyna po zawartym pokoju z Czeczenią, która obroniła swoją niepodległość dramatycznie spadły. (Pomimo tego, że rating ówczesnego prezydenta chwilowo wzrósł, gdyż społeczeństwo było zmęczone wojną i z ulgą przyjęło pokój). Zwłaszcza dziś, kiedy na tapecie jest temat Aleksieja Nawalnego i budująca się powoli legenda niepokornego opozycjonisty, jawna i gwałtowna zmiana polityki względem Północnego Kaukazu jest mało prawdopodobna.
Wnioski
Moskwa z jednej strony nie jest sobie w stanie poradzić z potencjalnym zagrożeniem i słabością własnej władzy w rejonie. Z drugiej natomiast traktuje wydarzenia na Kaukazie Północnym instrumentalnie. Selektywnie/kłamliwie nagłaśnia tamtejszą sytuację dla osiągnięcia korzyści politycznych w samej Rosji. Natomiast samo zagrożenie ze strony radykalnego islamu jest wyraźnie przeceniane.
W dłuższej perspektywie Kaukaz Północny pozostanie elementem destabilizującym FR. Z racji jego strategicznego położenia, kluczowego dla wpływów na Bliskim wschodzie oraz Kaukazie południowym będzie na tym ternie dochodziło do coraz większych spięć, co będzie destabilizować FR. Przejęcie władzy przez „Emirat” jest jednak mało prawdopodobne.
Źródła – Niestety wiele z nich jest już dość leciwych a nowszych nie znalazłem (choć nie wydaje się aby zdezaktualizowały się w ostatnim czasie).
https://core.ac.uk/download/pdf/162557415.pdf
https://www.osw.waw.pl/sites/default/files/praceosw-47-rosyjski_kaukaz_pl-net.pdf
https://www.osw.waw.pl/pl/publikacje/analizy/2015-01-14/panstwo-islamskie-na-kaukazie-cui-bono
Kaukaz Północny a bezpieczeństwo Rosji–nierozwiązywalny problem czy zaprzepaszczona szansa?
http://ssp.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2017/10/ssp-2017-1-06.pdf
Nestor Iskrzyński
Nestor Iskrzyński - Interes, prawda, równość, piękno
Interes
To mój jednostkowy interes warunkuje moje życie. To co rodzi się w naszych głowach, każdej z osobna jest tym co definiuje nasze cele. To właśnie my sami jako jednostki jesteśmy tym z czego wszystko wypływa i co powinno być przedmiotem naszej szczególnej uwagi. Indywidualizm nie jest ‘wrogiem nacjonalizmu”. Nacjonalizm słuszny, działający na naszą korzyść musi brać się z nas samych jako wyraz naszego indywidualnego interesu. Próby pomniejszania roli i znaczenia jednostki to droga do niewoli i chaosu. To nasz, Mój, jednostkowy interes definiuje nacjonalizm i wszystko inne, nie na odwrót. To nie jest żaden „Hiperindywidualizm”. To jest prawda.
Prawda
Aby ocenić co jest prawdą potrzebujemy kryteriów. Kryteriów które służą ocenie pod względem przydatności wobec celów. Każdy opis prawdziwy to opis będący instrukcją użytku i obchodzenia się służący jakiemuś celowi. Celem nadrzędnym jest natomiast moc i jej poczucie.
Nie można stwierdzić że istnieje jakaś „rzeczywistość”. Można natomiast stwierdzić, że istnieją nasze wewnętrzne cele. Wiem, że „czegoś chcę”. To one kreują nasze poznanie i naszą prawdę. Informacje które zdobywany poprzez poznanie są oceniane jako „prawdziwe” poprzez pryzmat naszych celów.
Jeżeli naszym celem jest zdobycie mocy musimy uzyskać jak największą ilość informacji na temat jakiejś rzeczy poprzez pojęcia wywodzące się z kryterium przydatności.
Informacja nie jest prawdą. Prawdą jest to co możemy spójnie wykorzystać do naszych celów. Prawda istnieje tylko jako warunek zadania, tylko w jego kontekście. Jeśli celem nadrzędnym jest moc wymaga ona stałego rozwoju przedmiotów zadań, gdyż to co się nie rozwija staje się słabe. Do zdobycia najlepszej mocy konieczne jest myślenie krytyczne. Kryterium (poczucia) mocy jest w takim wypadku ostatecznie w określaniu prawdy.
Skąd wiem, że czegoś chcę?
Co to znaczy chcieć?
Chcieć znaczy czuć brak szczęścia z powodu niewypełnienia wizji którą mamy w głowie i do której dążymy.
To właśnie poprzez dążenie do pewnych celów poznajemy świat. (co też sprawia, że poznanie jest jednym z najlepszych źródeł szczęścia), i to właśnie one definiują co jest przydatne a co nie. Tak powstaje prawda – w kontekście do celu, jako jego sługa.
Każda jedna rzecz posiada swój jedyną i unikatową czynność wytwórczą. Każda rzecz, choćby minimalnie, się od drugiej różni nawet jeśli „naszej głowie” zlewają się one w jedno. Wiemy, że do celu prowadzi tylko jedna droga. Jeżeli ta się zmieni, zmienić się musi od razu cel. Choćbyśmy tego nie zauważyli z początku.
Równość
Zgadza się, jedni ludzie będą w czymś lepsi a w innym gorsi. Ale wejdźmy na chwilę w skórę człowieka gorszego. Dzień w dzień muszącego oszukiwać samego siebie, że jest kimś kto coś sobą reprezentuje. Że coś osiągnął. Że jest kimś. Ilu z nas nie poczuło by wobec kogoś takiego swoistego wstrętu. Mimowolnie. Nierówności osłabiają i nas i innych. Jak mamy nawzajem współpracować? W takiej formie będzie to niewolnictwo, coś co nam się nie opłaca. To że ich nie unikniemy nie oznacza, że nie powinniśmy ich likwidować. Naród silny to naród złożony z silnych jednostek które nie wierzą, a wiedzą że naród to ich interes. A nie ma nic silniejszego ponad naród równych i dysponujących wystarczająca mocą indywidualną jednostek. Jak jeden mąż musimy odpowiadać na problemy które stawia przed nami nasz świat. Nikt nie może być wywyższony gdyż ktoś taki staje się Bogiem. Traci wszelkie opamiętanie a ludzie traktują go jako tego bez którego sobie z niczym nie poradzą. Ile z tego wynika patologii nie sposób wymienić. Nie da się na czymś takim oprzeć sprawnie działającego społeczeństwa. Budowanie go na nierównościach to afirmacja słabości, próba zatrzymania świata w miejscu. Coś takiego, sprzecznego z dynamizmem dziejów jest szaleństwem.
Piękno
Jest na świecie coś bardziej paskudnego od piękna? Przecież to prymitywna forma rozpoznawania zdrowego partnera zdolnego do spłodzenia zdrowego potomstwa. Albo nabierania przekonania o zdrowotności i przydatności jakiegoś przedmiotu. Dlaczego się w nim tak rozkochaliśmy? Czemu oddajemy naszą wolność? Brzydcy marzą o pięknie, poważaniu, traktowaniu na równi podczas gdy piękni żyją w bańkach dobroci odklejając się od rzeczywistości. Nie zdając sobie sprawy ze swojego uprzywilejowania. Ilu ludzi zwabiło innych na piękną twarz i ciało odpłacając im co najwyżej uwagą i dotykiem a czasem zupełnie niczym? Czy rzeczywiście jest to tak cenne? Czy ten relikt przeszłości nie powinien zostać w końcu poddany krytyce? Piękno nic nam nie daje a jesteśmy od niego uzależnieni. Potrafimy jako ludzie rozpoznać potencjał danego przedmiotu i człowieka po analizie jego zachowań czy właściwości. Piękno zaburza ten system promując fizyczną atrakcyjność - wedle czysto zwierzęcego, emocjonalnego kryterium. Piękno jest nic nie warte, mami nas tylko, odciąga często od sfer mających prawdziwy potencjał rozwoju mocy. Często pozawala wybielić i oczernić, czasem zgodnie z czyjąś wolą, czasem mimowolnie, zgodnie wyłączne z najniższą częścią naszej „natury”. Ważne jest również wrażenie stałości piękna - jego agresywną naturę ujawniającą się w jego narkotyczności. Im bardziej przecież ktoś kocha piękno tym bardziej będzie go pożądał przy jego niedoborze i tym gorzej będzie znosił brzydotę. Stałość piękna to inaczej jego narkotyczny potencjał, jego Boskość, „ezoteryczne” pociąganie. Nie możemy dalej bezmyślnie uznawać antycznych definicji – myśl również podlega rozwojowi. Antyczni mieli skłonność do nazywania tego co widzieli utopią. Żadna z tych wizji nie przetrwała próby czasu i żadna nie wytrwa w próbie wdrożenia jej w życie. Brak rozwoju jest przecież słabością.
Nestor Iskrzyński
Monika Dębek - Troska o przyrodę – wspólna, narodowa sprawa
„Nie próbuj mi wmawiać, że natura nie jest cudem. Nie opowiadaj mi, że świat nie jest baśnią.”
Jostein Gaarder, Dziewczyna z pomarańczami
Troska o przyrodę to nie sprawa pojedynczych jednostek, lokalnych organizacji. To sprawa nas wszystkich, całego narodu, niezależnie od części Polski, od Bugu po Odrę, od Pomorza aż po Śląsk.
Środowisko przyrodnicze to najprościej ujmując jedna wielka całość materii, zarówno ta ożywiona, jak i nieożywiona. Należy pamiętać, że do przyrody nie możemy zaliczyć żadnych wytworów ludzkich. Można ją podzielić na ożywioną i nieożywioną.
Przyroda ożywiona, czyli wszystkie organizmy żywe, wykazujące funkcje życiowe.
Przyroda nieożywiona, czyli wszystkie czynniki abiotyczne, mające za zadanie kształtować przestrzeń wszystkich organizmów żyjących.
Niestety degradacja środowiska naturalnego, szczególnie na terenach miejskich jest problemem, który istnieje w naszym kraju, już od wielu lat i zmierzają się z nim kolejne pokolenia.
Tereny zielone w polskich miastach, lasy, pola coraz częściej wykorzystywane są do budowania kolejnych zakładów produkcyjnych, niestety o obcym kapitale.
Problem niszczenia przyrody to nie tylko problem największych polskich aglomeracji, ale także mniejszych miejscowości czy nawet wsi. Zagraniczny kapitał jest tak bardzo bezwzględny, że nie zawaha się przed niczym. Nie jest dla niego ważna też troska o zwykłego obywatela, tylko jedynie zysk i wzbogacenia się wielkich milionerów. Wielkie zakłady trują zwyczajnego człowieka, pozbawiając go możliwości oddychania czystym powietrzem.
Na ziemiach podmiejskich tworzą się często nielegalne wysypiska śmieci. Zastępują one legalne składowiska. Lokalnym władzom bardzo w wielu powiatach i gminach nie zależy na rozwiązaniu problemu a nawet zlokalizowaniu degradowanych terenów.
Nacjonalista jest osobą, która poświęca mnóstwo swojego prywatnego czasu, dbając o przyrodę. Ważne jest nie tylko doraźne sprzątanie pól czy lasów, ale także szeroko pojęta edukacja innych osób, czy nawet najmłodszego pokolenia.
Nacjonalista przeciwstawia się lewicowej ekologii, ponieważ brakuje jej często podstawowego, zdrowego rozsądku. Niejednokrotnie oderwana jest bardzo mocno od rzeczywistości, a zachowania ekologów nierzadko sprzeczne są z prawdziwymi korzyściami dla środowiska naturalnego.
Nacjonalizm kieruje się prawdziwym dobrem przyrody ojczystej, pamiętając, że ziemia nie jest zawłaszczoną przez niego własnością i należy się jej szacunek.
Troska o środowisko przyrodnicze to nie specjalność i własność liberalno – lewicowej polityki, to obowiązek każdego człowieka. Działalność na rzecz ochrony środowiska naturalnego podejmowano już w starożytności. „Niszczenie lasów jest najgorszym wrogiem dobrobytu społeczeństwa" – pisał Cyceron.
Ochrona środowiska podejmowana musi być przez cały rok, nie tylko raz do roku, w Światowy Dzień Ziemi. Nie można też wykorzystywać idei dbałości o przyrodę dla swoich własnych korzyści czy nawet wzbogacania się.
"Nie było nas, był las, nie będzie nas, będzie las." Przysłowie polskie
Starajmy się w każdej wolnej chwili dążyć do naprawiania środowiska naturalnego, od niego zależy także nasza egzystencja i nasze życie. Brak dbałości o przyrodę może przecież zniszczyć każdego z nas.
Monika Dębek
Grzegorz Ćwik - Kontrasty
Prawdziwy nacjonalista ma zdystansowany, chłodny i spokojny stosunek do idei jaką wyznaje. Jakkolwiek jest ona nam niezwykle bliska i przewodzi naszemu życiu, to jednak z czasem emocje i uczucia wyparte zostają przez rozwagę i rozsądek. Z samym nacjonalizmem jest trochę tak, że chciałoby się rzec „ilu nacjonalistów, tyle nacjonalizmów”. I nie chodzi tylko o kwestie jakie poruszyłem ongiś w artykule „dwa nacjonalizmy”. Chodzi o sam stosunek do nacjonalizmu, o swoje jestestwo, o emocjonalność i zwyczajnie uczciwość. Bo nacjonalista poza wszystkim jest też uczciwy, honorowy i brzydzi się tym co niskie. Dlatego takie kontrasty. Dlatego jesteśmy my – nacjonaliści szturmowi, autonomiczni, zadrużni, wywodzący się z organizacji narodowo-radykalnych. I jesteście wy – podłe i pełne nienawiści kreatury kłębiące się na swoich forach, gdzie wylewacie frustracje, histerie, szowinizm i zwykłe nieuctwo.
- - -
Dla nas nacjonalizm to wybór na całe życie. To droga, która określa poglądy, wybory życiowe, stosunek do świata zewnętrznego i wewnętrznego. Dla was to tylko sposób na kanalizację fobii, lęków i niepowodzeń.
Dla nas liczy się prawda. Dlatego najpierw wysłuchujemy drugiej strony. Dlatego szukamy coraz to nowej literatury, książek, artykułów, opracowań. Dla was liczą się slogany i hasełka powtarzane dzień po dzień po stokroć. Jednak mimo to nie jesteście w stanie zakląć rzeczywistości.
Dla nas polityka to brudny ściek i syf. Nie ufamy politykom, gdyż zbyt dobrze ich znamy. Nie ufamy Ruchowi Narodowemu, Konfederacji i innym oszustom, którzy tylko żerują na ludzkiej naiwności. A wy? Cóż, jakim kretynem trzeba być, by popierać partię, w której jest jednocześnie Korwin i Bosak.
Każdy z nas poznał co to ciężka praca. Znamy więc wszelkie cienie i niedomagania rynku pracy oraz ekonomii w naszym kraju. Nie mamy przez to złudzeń ani jakichkolwiek oczekiwań po kapitalizmie. Wy zaś cały czas bredzicie o wolnym rynku, komunistach, PRL-u i „narodowym liberalizmie”.
Każdą naszą akcją i działaniem chcemy zbliżać się do Wielkiej Polski i Wolnej Europy. Stąd bezustannie poszukujemy nowych dróg i możliwości. Wy w tym czasie robicie sobie zdjęcia z źle zaprojektowanymi karteczkami, które drukujecie na domowej drukarce. Doprawdy nikogo nie obchodzi co nabazgrzecie tam o NATO.
My zrozumieliśmy już dawno, że naszym wrogiem nie są inne Narody. Wy żyjecie nienawiścią do każdego sąsiedniego Narodu, oraz szeregu innych, byleby poczuć się przez chwilę lepiej.
Znamy doskonale przeszłość. Szanujemy ją i kultywujemy, ale najważniejsza jest dla nas przyszłość. Wy żyjecie i już zawsze będziecie żyli tym co było i odeszło.
W przeszłości szukamy nauki i przestróg. Wy wyłącznie powodów do niekontrolowanych wybuchów histerii.
Jeśli nie znamy się na czymś, to zwyczajnie się nie wypowiadamy o tym. Wy zawsze przedłożycie ideologię przez faktem.
Jesteśmy dorośli, wyrośliśmy więc z historii spiskowych i wszelkich niedorzeczności. Wy jesteście w stanie poprzez największą aberrację, byleby wam pozwoliła na chwilę być kimś, kim nigdy nie będziecie.
Nie da się nas kupić, nie da się za pieniądze zmienić naszych poglądów. Wy zaś podpalacie Dom Węgierski w Użgorodzie za pieniądze Rosjan, przetransferowane przez Niemcy.
Znamy znaczenie słów i poszczególnych terminów, stąd bardzo uważamy co piszemy i mówimy. Wy rzucacie non stop swoje słowa na wiatr, nie patrząc zupełnie co wychodzi z waszych ust.
Brzydzimy się szurią, szaleństwem i głupotą. Dla was to główna pożywka na przepełnionych dyletanctwem forach, gdzie straszycie się nawzajem szczepionkami, antenami 5g i depopulacjami.
Twierdzicie, że czytaliście Dmowskiego, Mosdorfa, Codreanu. My za to ich zrozumieliśmy.
Są ludzie, którym nie podajemy ręki, nie rozmawiamy, nie szanujemy. Wy zaś z policjantami pozujecie do zdjęć.
Los każdego rodaka jest nam bliski, a hasło „Jeden Naród ponad granicami” traktujemy bardzo poważnie. Wy cieszycie się z prześladowań Polaków na Białorusi.
Brzydzi nas komunizm, endokomuna i wszelka emanacja tego zbrodniczego systemu. Wy stajecie z komunistami w jednym szeregu, zapraszacie ich na swoje akcje i twierdzicie, że za Katyń odpowiedzialni są Niemcy.
Nie wiemy czy Degrelle był bohaterem, ale z pewnością Moczar nim nie był.
Interesujemy się wschodem, dlatego nie mamy najmniejszych złudzeń co do tego, jakimi sukinsynami jest Putin i Łukaszenka. Wy deklarujecie, że drugiego 17 września utworzycie rząd kolaboracyjny.
Każdego dnia rozwijamy się i zwiększamy wiedzę w dziedzinach, które nas interesują. Wy wiedzę czerpiecie z memów, Wikipedii i postów z forum.
Odrzucamy każdy imperializm i każdą formę wtrącania się wewnętrzne sprawy Polski. Wy tylko te amerykańskie.
W każdej chwili życia zachowujemy krytycyzm i nie boimy się mieć wątpliwości. Wy uwierzycie w każdy idiotyzm znaleziony w sieci, byleby współgrał z waszymi „poglądami”.
Gdy my regularnie poddawani jesteśmy represjom politycznym, nad wami roztoczono ochronny parasol. W końcu każdy system potrzebuje pożytecznych idiotów, prawda?
My pamiętamy każdą ofiarę komunistycznych zbrodni. Wy potraficie się posunąć do gloryfikowania Wielkiego Głodu i innych ludobójstw w wykonaniu czerwonych – jeśli tylko dotyczyły Narodów, których nie lubicie.
Dla nas nacjonalizm to całe życie. Dla was to tylko kiepski zamiennik psychoterapii, jako środka leczącego wszelkie kompleksy, fobie i niewiedzę.
Grzegorz Ćwik
Grzegorz Ćwik - Konfederacja. Próba podsumowania
Konfederacja to na polskiej scenie politycznej projekt z pewnością jedyny w swoim rodzaju. O ile pozostałe partie z gruntu dzielą się na postkomunistyczne (obecnie właściwie głównie SLD) oraz postsolidarnościowe, które od 2005 roku dominują na scenie politycznej, o tyle Konfederacja pod względem pochodzenia stanowi zupełne indywiduum. Wpływa to także na każdy inny aspekt funkcjonowania tej partii i jej polityków. Konfederacja to także partia, która wywołuje emocje jeszcze silniejsze niż obecnie rządzący PiS, a to już duża sztuka, i choćby dlatego warto zatrzymać się przy tym projekcie. Jedni widzą w nim szansę na złamanie dyktatu elit Okrągłego Stołu, inni pozbawioną ideologii zbieraninę szurów, jeszcze inni zwykłych cwaniaków, którzy do tematu polityki podeszli cynicznie i wyrachowanie tworząc taką a nie inną koalicję.
Konfederacja oczywiście nie jest nam całkowicie obojętna, bo przecież jednym z dwóch głównych konglomeratów tej partii jest Ruch Narodowy a i Młodzież Wszechpolska oficjalnie go wspiera. Sama zaś Konfederacja jest już na „rynku” kilka lat, pora więc podsumować jej funkcjonowanie i zadać sobie pytanie o rezultaty i perspektywy.
Narodziny
Same narodziny partii to niejako określona „logika polityczna”. Oto mamy bowiem Ruch Narodowy, który od 2013 roku próbuje swoich sił w polityce i generalnie powyżej granicy 2,5 % nie jest w stanie w żaden sposób się przebić. Przypomnijmy, że sam skręt w typową działalność polityczną przeczył początkowym zapowiedziom RN-u, że najpierw skupi się na działalności społecznej i tworzeniu solidnych struktur działania. Tak się jednak nie stało, a Ruch Narodowy stał się niszową partią, jakich III RP widziała już wiele. Z drugiej strony mamy Janusza Korwina-Mikkego, jednego z najbardziej barwnych i kontrowersyjnych polityków III RP. Pomimo dużej rozpoznawalności, zwłaszcza wśród młodzieży oraz memizacji swej postaci w Internecie Korwin poza wyjątkiem w wyborach do PE nie jest w stanie przekroczyć granicy 3-3,5 %. Niekontrolowane wybuchy agresji, dosadne i wulgarne wypowiedzi, kompletnie nietrafione i niesmaczne anegdoty – nie bez powodu Korwin w III RP ma cały czas najwyższy wskaźnik elektoratu negatywnego. Do tego dołóżmy także barwnego i potrafiącego się elokwentnie wypowiadać Grzegorza Brauna, który potrafi także bez ogródek oceniać i ferować wyroki polityczne. I jego nie ominęła internetowa popularność, a zwroty jak „służby, mafie, loże” czy „kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym” na stałe weszły do obiegu społecznego Wreszcie na deser zestarzały Liroy, ongiś gwiazda muzyczna i pornograficzna oraz znana i ceniona działaczka pro-life Kaja Godek (ta szybko opuściła partię, Liroy zaś jakiś czas po niej). W efekcie dostaliśmy partię barwną, pełną osób rozpoznawanych i legitymujących się swoim zapleczem i pewnym twardym elektoratem. No dobrze, ale co właściwie łączy te wszystkie osoby, pochodzące z naprawdę odległych od siebie środowisk? I tu właśnie rodzi się kłopot Konfederacji. O programie wspomnimy jeszcze, jednak póki co trzeba stwierdzić, że ludzie ci byli trochę jak ci co chodzili na Marsze Niepodległości w 2010 roku i później. Był to tak szeroki rozstrzał ideowy i społeczny, że ciężko było uchwycić więcej niż kilka ogólnych cech wspólnych. W wypadku Konfederacji był to radykalny sprzeciw wobec obecnej sytuacji politycznej (tzw. „banda czworga”, od 4 głównych partii politycznych: PO, PiS, SLD, PSL), dość mgliście rysujący się chrześcijański charakter ugrupowania, tradycyjny model rodziny, sprzeciw wobec UE, oraz głośno skandowany patriotyzm. Poza tym oczywiście pełno frazesów o „wolności” i „odpowiedzialności”.
Ciężko było odrzucić wrażenie, że to tak naprawdę małżeństwo z rozsądku, bo po prostu uznano, że 2% RN-u, 3% Korwina, 1% Brauna i 1% reszty akcjonariuszy da razem efekt w postaci przekroczenia progu wyborczego. W wyborach do PE jeszcze Konfederacja nie wygrała, ale zabrakło niewiele. Szybko przeanalizowano swój elektorat, decyzyjni partii doszli do wniosku, że retoryka „piątki Mentzena” była zbyt ostra i oto w wyborach parlamentarnych do Sejmu dostało się 11 posłów Konfederacji, a w wyborach prezydenckich wyborcy Bosaka stanowili łakomy kąsek dla obu kandydatów II tury.
Program
Skoro Konfederacja przebojem wdarła się do mainstreamu („wreszcie!” chciałoby się dodać) to podstawowe pytanie jakie należy zadać, podobnie jak w wypadku każdej innej partii, to pytanie o program. A pytanie to jest jednocześnie i bardzo łatwe i niezwykle ciężkie. Łatwe bo analizując i oficjalne dokumenty programowe i programy wyborcze i wypowiedzi polityków wyłania się z tego dość prosta odpowiedź: skrajny liberalizm, wręcz libertynizm gospodarczy, minimalizacja roli państwa do minimum, sprzeciw wobec Unii Europejskiej, konserwatyzm obyczajowy, patriotyzm. A trudne bo na tej tafli pojawiają się dość poważne rysy, zwłaszcza jeśli idzie o konserwatyzm obyczajowy. Przede wszystkim jednak Konfederacja składa się z tak różnych i barwnych elementów, że ciężko się dziwić, że przy kolejnych wyborach programy Konfederacji sprawiają wrażenie niezwykle ogólnych, kadłubowych i wycinkowych. Było to widać szczególnie przy wyborach prezydenckich, gdy „tezy konstytucyjne” Konfederacji w gruncie rzeczy stanowiły zbiór ogólników i niewiele mówiących okrągłych słówek.
Ostatecznie jak się wydaje najwięcej o programie partii mówi polityczna praktyka – wyniki głosowań, działalność ustawodawcza, społeczne i social-mediowe odsłony aktywności partii. I tu już wątpliwości nie mamy. Konfederacja to czysty, niczym nie zakłócony konserwatywny liberalizm z dużym naciskiem na „liberalizm”, przyprószony od góry szurią spod znaku walki ze szczepionkami. Na konserwatywnym aspekcie Konfederacji rysuje się jednak wiele rys. A to Dziambor mówi, że rodzice mogą wychowywać chłopca na dziewczynkę, a to Korwin powtarza, że walka z pedofilią w rodzinie to niedozwolona ingerencja w prywatność, a to Wilk popiera małżeństwa jednopłciowe, a to Bosak zaprasza gejów na Marsz Niepodległości. Chciałoby się rzec, że potwierdza to nasze analizy, które od kilku lat stwierdzają, że liberalizm to choroba pod każdą swoją postacią, a jeden zwykle idzie w parze z drugim. Bo skoro politycy Konfederacji przyjmują aksjomat „wolności” w sferze ekonomicznej i postulują de facto likwidację państwa, to nic dziwnego, że przekłada się to na inne aspekty. Wszak liberalizm to idea na wskroś totalitarna.
Nad tym jak „Konfederacja” rozumie ową „wolność” można by wiele ciekawych analiz napisać, także tych z dziedziny psychiatrii. Generalnie wolność jest tu rozumiana na sposób sarmacko-szlachecki, czyli „wolna amerykanka”, w której każdy może wszystko, a o relacjach społecznych decyduje skrajnie agresywny darwinizm i wyścig szczurów wywyższony do rangi pół-religijnej. Odrzucenie wszelkiej wspólnotowości, objawiające się w histerycznych napadach Korwina czy Dziambora zrównujących wzorem antify ONR z NSDAP, czy hiper indywidualizm to znaki rozpoznawcze Konfederacji. Człowiek w tej wizji jest zupełnie autonomiczną jednostką, pozbawioną miejsca w społeczeństwie, narodowości czy przywiązania do państwa lub kraju. Jednostka taka ma tylko interesy, oczywiście o charakterze materialnym, które realizować musi kosztem innych. Stąd zero-jedynkowa wizja wygranych i przegranych w relacjach społecznych. Do tego dorzućmy zaczerpniętą z Platformy retorykę o „roszczeniowcach” i „homo sovieticus” i dostajemy w efekcie najwierniejszych zwolenników Balcerowicza i jego pomysłów, jakich widzieliśmy od 1989 roku.
We wszystkim tym dziwi absolutna kapitulacja ideologiczna Ruchu Narodowego. Czytaliście kiedyś program polityczny tej partii? Polecam, o ile jeszcze nie usunęli go ze strony, żeby nie drażnić kolegów liberałów (nie jest to żart, znam wypadki gdy działacze RN-u nie przychodzili na narodowe manifestacje, gdyż wiedzieli, że pojawią się na nich antyliberalne hasła i okrzyki). Program ten jakkolwiek dość zachowawczy, w dziale geopolitycznym zaś skrajnie kretyński i naiwny, to jednak w wielu aspektach przedstawiał sensowne postulaty. Między innymi interwencjonizm, protekcjonizm, udział państwa w ekonomii, progresywny system podatkowy. Oczywiście Ruch Narodowy wyrasta wprost z Młodzieży Wszechpolskiej, która chlubiąc się pojemnością swojej formuły (to organizacja, w której znajdziemy zarówno skrajnych kapitalistów, jak i zdeklarowanych wrogów tego ustroju) jednocześnie nie jest od dawna w stanie wyklarować konkretnego, spójnego, radykalnego programu. Stąd i program RN-u w ogólnej ocenie rednacza „Polityki Narodowej” został uznany za adekwatny raczej do typowej partii centro-prawicowej, niż do „antysystemowego” Ruchu Narodowego.
Czemu wspominam o tym programie? A porównajcie go do tego co teraz mówią wszechpolscy posłowie RN-u, jakiego programu bronią i jakie były założenia kampanii wyborczej Bosaka. Oczywiście, sam Bosak od dawien dawna nie był żadnym nacjonalistą, a zwykłym liberałem, do czego jakiś czas temu się nawet przyznał. Jednak widząc jak RN i MW ochoczo optują za programem przewidującym „walkę z socjalizmem” oraz „niepodnoszenie podatków” ciężko nie stwierdzić, że Korwin wyjątkowo mocno nasiąknął ich swoimi poglądami. Pomijam już, że wszyscy obecni Wszechpolacy nie byli jeszcze plemnikami, gdy ideologiczny guru Konfederacji, Balcerowicz, kończył demontaż socjalnych i społecznych struktur Państwa Polskiego. Ciężko zwyczajnie nie zauważyć, że wszechpolscy posłowie – Winnicki, Bosak, Ubraniak etc. okazali się zwykłymi politycznymi analfabetami. To generalnie żadna tajemnica, że „szkoła polityczna” MW uczy polityki rodem z barów mlecznych, ale totalna dominacja ideologiczna Korwina, Dziambora czy Sośnierza aż bije po oczach.
Rzecz jest o tyle ciekawa, że to właśnie nacjonaliści swoim solidaryzmem wygrali prawybory w Konfederacji, które miały wyłonić kandydata partii do walki o prezydencki stołek. Po sukcesie Bosaka i kompromitacji korwinistów nastąpić powinien proces absolutnego zdominowania ideologicznego Konfederacji przez jej frakcję narodową. Tymczasem sfinalizowała się akurat rzecz całkowicie odwrotna. O czym to świadczy? Że ostatecznie Młodzież Wszechpolska wychowuje ideowych liberałów, a karierowiczów przy okazji, czy jak wspomniałem – politycznych niedojdów? Być może i to i to, tak czy inaczej od dłuższego czasu ciężko stwierdzić jakiekolwiek narodowe wątki w działalności Konfederacji.
Elektorat
Partia „antysystemowa”? Tak widzieć się chce Konfederacja, a co o jej politycznym umiejscowieniu mówi jej elektorat? Wedle badań pracowni Kantar wyborcy Konfederacji to głównie dobrze zarabiający mężczyźni, ze sporym odsetkiem nie tylko osób z wyższym wykształceniem, ale przede wszystkim niemałym portfelem. Czemu ci ludzie głosują akurat na Konfederację? Sądzę, że kuszeni są w dużej mierze przez postulaty obniżenia i tak skandalicznie niskich podatków dochodowych. A to ciężko w warunkach neoliberalnej Polski uznać za faktycznie sprzeciwianie się status quo.
Druga sprawa to analiza przepływu głosów Konfederacji w wyborach. Czy faktycznie Konfederacja jest antysystemowa, skoro 50% jej wyborców z pierwszej tury wyborów prezydenckich, w drugiej poparło…Trzaskowskiego? Także spora część wyborców z wyborów do PE wkrótce zagłosowała na Koalicję Europejską. Świadczy to bardziej o bliskości ideowej, czy marności polskiej sceny politycznej i kwestii tego, że młody człowiek w gruncie rzeczy niespecjalnie ma na kogo głosować? Sądzę, że obie odpowiedzi są właściwie.
Inna kwestia to ta, do kogo Konfederacja chce trafić? Czy do ludzi biedniejszych, poszkodowanych przez system i transformację balcerowiczowską? Otóż oczywiście nie. Konfederacja szuka zwolenników wśród przedsiębiorców, dobrze zarabiających przedstawicieli klasy średniej, a to z definicji nie są grupy zainteresowane jakimiś nagłymi i gwałtownymi zmianami. Sam fakt dominowania ekonomicznych i fiskalnych wątków w przekazie Konfederacji każe sądzić, że partia ta chce kontynuować główne kierunku rozwoju III RP: obniżki podatków, fiskalne przywileje dla najbogatszych, prywatyzację i likwidacje sektora socjalnego i całkowite wypchnięcie na margines biednych oraz wyzyskiwanych. W skrócie: uspołecznienie kosztów przemian, prywatyzacja zysków. Znowuż jak punkt wyżej – nie jest to w najmniejszym stopniu myślenie antysystemowe. Zgodzić wypada się w 100% z Rafałem Wosiem, który niedawno Konfederację uznał nie za element wrogi systemowi, ale tak naprawdę za „Prymusów III RP”.
Kwestia elektoratu stanęła Konfederacji ością w gardle we wspomnianych wyborach prezydenckich. Oto bowiem o wyborców Bosaka zaczęli zabiegać zarówno Andrzej Duda, jak i Rafał Trzaskowski. Co zrobił w tym wypadku sztab Bosaka? Spasował, nie podejmując ani rozmów z żadnym z kandydatów, ani nie wskazując na kogo wyborcy Bosaka mają zagłosować w II turze. I jak sądzę decyzja taka była jedyna możliwa w tej sytuacji. Konfederaci doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że jest wyraźny podział wśród popierających Bosaka na tych, którzy poprą obóz „dobrej zmiany” i na tych, którzy poprą opozycję. Stwierdzenie, że należy wybrać jednego z dwóch kandydatów drugiej tury zraziłoby połowę owych wyborców, jednocześnie doprowadzając najpewniej do ostrych walk i dyskusji w samej Konfederacji. Bo wyborcy partii doskonale odzwierciedlają podziały w samej partii. O ile skrzydło narodowe najpewniej bliższe było poparciu Dudy, co niejako sugerował Winnicki, o tyle liberałowie jednoznacznie bliżej są Trzaskowskiego.
Te dylematy i nierozwiązywalne problemy trapić będą Konfederację w dalszym ciągu. Ta bowiem jakkolwiek wyzbyła się postulatów i frazeologii narodowej, to jednak o dziwo w dalszym ciągu skupia uwagę narodowców, zwłaszcza tych młodych i niewyrobionych politycznie. Każde kolejne wybory będą wykazywać tą dychotomię, szczególnie tam, gdzie odbędą się 2 tury.
Politycy
Jak wiemy od czasów poprzedniego, słusznie minionego systemu – kadry decydują o wszystkim. Tak więc kim są politycy tworzący Konfederację? O narodowcach już wspominaliśmy, że to generalnie polityczni analfabeci, do tego pozbawieni jakiejś konkretnej ideologii. Ruch Narodowy program wypracował, co było samo w sobie pracochłonne, i nigdy potem już do niego nie sięgnął, co z kolei było i jest smutne. A liberałowie? Tu oczywiście wysuwa się na czoło Korwin-Mikke, najbarwniejsza postać, która wydaje się być ostateczną instancją w partii. Co ciekawe, o ile Wszechpolacy wydają się być mocno osamotnieni, to Korwin wykształcił sobie już kilku zgrabnych i zdolnych w samym naśladownictwie następców. Dziambor, Sośnierz, Wilk – to ludzie o takich samych anarchistyczno-libertariańskich poglądach jak „krul”, tak samo potrafią szokować i być kontrowersyjni, do tego jeszcze lepiej niż pierwowzór nauczyli się wykorzystywać Internet. O ile sam Korwin w ciągu ostatnich kilku lat ostatecznie sporo stracił na byciu żywym memem, o tyle młode pokolenie balcermanów świetnie odnajduje się na facebooku czy twitterze.
Na ich tle narodowcy wypadają trochę blado, bo okazuje się, że liberałowie kradną im cały show, skazując na bycie bezbarwnymi. Z tego też powodu to narodowcy starają się przejmować pałeczkę merytoryczności, tylko co z tego, skoro czynią to broniąc i forsując poglądy stricte liberalne i kapitalistyczne? Tu też zresztą zdarzają się wpadki, jak choćby wypowiedź Bosaka na temat Covida, która powszechnie została uznana za udzieloną pod wpływem środków psychoaktywnych. W samym Internecie narodowcy oczywiście odnajdują się dobrze, choć ciężko nie zauważyć, że to liberałowie mają większe zacięcie i możliwości mobilizacji swoich zwolenników.
Poza tymi dwoma głównymi nurtami mamy w Konfederacji jeszcze Grzegorza Brauna. Kolejny barwny człowiek w barwach tej partii, znany z elokwencji i ciekawych zbitek słownych oraz terminów własnego autorstwa. Niestety, tenże sam Braun przysparza Konfederacji tych samych problemów co liberałowie. Chodzi o wypowiedzi i zachowania, które odrzucają zwyczajnych ludzi. O ile Korwin i spółka celuje w atakowaniu kobiet, wegan, „socjalistów”, dzieci, niepełnosprawnych etc. o tyle Braun potrafi sugerować podmianę Tupolewa w Smoleńsku, opowiadać dziwne rzeczy o Billu Gatesie etc.
W ogóle Konfederacja sporo „szurzy”. A to maseczki i wewnętrzna wojna czy rację ma Bosak (nosi maskę) czy Braun (maski nie nosi), a to szczepionki, a to futra i norki. Przy okazji ostatnich polecam materiały lewicującego youtubera EveryDay Hero – Konfederacja zaliczyła tu 100% wtopę na poziomie prawdomówności i merytoryki. Tak jak w dziesiątkach innych wypadków, gdy eksperci zaczynają rozkładać na czynniki propozycje i analizy partii, okazuje się, że pod propagandowymi wrzaskami i ładnie brzmiącymi zdaniami nie ma ani grama prawdy. Jest propaganda, ideologiczne zacietrzewienie doprowadzone do kuriozum i taka czy inna interesowność.
Nic dziwnego, że Konfederacja nie posiada żadnego organu o charakterze programotwórczym, nie wytworzyła i nie wytworzy żadnego think-tanku, a jej ideologia i program to, jak wspominaliśmy już, luźny zlepek wolnościowych frazesów i sofizmatów, które inne liberalne partie przerabiają od 30 lat.
Antysysytemowcy?
To, że program i ideologia Konfederacji to wierność głównych aksjologicznym założeniom III RP już wiemy. Nie dziwi więc, że partia szumnie nazywana „antysystemową” a faktycznie „systemowa” jest dziś wyjątkowo grzeczna i cicha, gdy sytuacja powinna być odwrotna. Przykład? Ostatnia afera dr Greniucha i IPN. Konfederacja nie tylko nie zająknęła się słowem w temacie lewacko-liberalnej kampanii nienawiści wobec Greniucha, ale nawet Dziambor wyraził z tego powodu satysfakcję, bo przecież pod kierownictwem złych „faszystów” IPN mógłby pójść w złym kierunku. Bosaki, Winnickie, Urbaniaki też chyba zapomniały co i z kim skandowali kilka lat temu na manifestach i marszach, które ich wypromowały i umożliwiły wejście do świata polityki. Także w wielu innych wypadkach, gdy Konfederacja powinna natychmiast stawać w szranki z systemem, stawia nagle na bycie partią wyważoną, spokojną i nieszukającą wrogów. Co innego nakaz noszenia maseczek etc. Tu można zbić konkret kapitał polityczny, więc politycy partii angażują się chętnie i bez konieczności zapraszania ich do tego.
Zresztą, starczy spojrzeć jak łatwo nadający ton Konfederacji liberałowie odchodzą od konserwatywnych wartości na rzecz lgbt i gender, żeby w tej materii wielkich złudzeń nie mieć.
Ślepa uliczka
To, co stało się największą wygraną Konfederacji – wybory do parlamentu, jednocześnie okazują się być pułapką bez wyjścia. Zauważmy na początek, że od tego czasu Konfederacja nie zwiększyła swojego elektoratu choćby o pół punktu procentowego. To cały czas przedział 7-7,5%. Oczywiście Korwin lubi, jak to on, bredzić, że „już na jesieni” lub „już na wiosnę” Konfederacja otrzyma 25% i wejdzie do koalicji rządzącej, ale spokojnie – lata temu to samo mówił o KNP, UPR, partii Korwin i innych tworzonych taśmowo przez siebie tworach. Tu narodowcy wykazują większy realizm, bo nie mówią jakoś nic o spodziewanych sukcesach – bo i takowych nikt się tam nie spodziewa. Konfederacja wpadła w pułapkę swojego modelu działania, który poprzez szereg czynników powoduje to, że więcej ludzi już na partię nie zagłosuje. O ile brak programu i ideologii to w demoliberalizmie nie jest aż tak wielki problem, to wszelkiej maści szuria, kontrowersyjne wypowiedzi Konfederatów o kobietach czy niepełnosprawnych, wszelkie wyskoki roznegliżowanego Sośnierza czy „rapujących” Korwina i Berkowicza, wszelkie brednie pachnące rozłąką z rzeczywistością (Braun), a do tego dziecinność, skupienie się na memicznej stronie PR-u czy brak wizji partii powoduje, że ludzie wolą głosować na PO czy PiS.
W demoliberalizmie, jak i ogólnie w polityce, jest trochę tak, że żeby kogoś poprzeć, to trzeba wpierw uwierzyć i wyobrazić go sobie jako „męża stanu” i osobę rządzącą. Tak na poważnie – wyobrażacie sobie Korwina z jego mimiką, tikami, słabym angielskim, kretyńskimi anegdotkami i nieumiejętnością dyskutowania jako premiera lub prezydenta? A może Bosak lub Winnicki, wieczni studenci, jako ministrowie… w sumie czegokolwiek, bo i tak do niczego nie mają kompetencji? A może Grzegorz Braun jako minister spraw zagranicznych? No właśnie, śmiechy śmiechami, memy każdy lubi, ale pewnie sami wyborcy Konfederacji w sporym odsetku uznaliby taką wizję za raczej satyryczną niż hipotetyczną. Mówiąc wprost – Konfederacja to parapolitycy. To ludzie potrafiący się jakoś tam odnaleźć wśród swoich wyborców, udało im się wykroić swój kawałek tortu w restauracji III RP im. Leszka Balcerowicza, ale na tym koniec. Brak zaplecza intelektualnego i niski poziom świadomości państwowej posłów powoduje, że partia ta nie ma żadnych możliwości realnego sprawowania władzy.
Wspomniany podział wyborców Bosaka w 2 turze na tych co poparli Dudę i Trzaskowskiego w proporcji 50:50 jasno pokazuje, że bez radykalnych kroków Konfederacja nie rozwinie się. A na te nie zdecyduje się tam nikt, bo pójcie już oficjalnie w liberalizm typowo platformerski, lub w opcję prawicowo-narodową oznaczałoby stratę połowy głosów bez perspektyw na zastąpienie tego innymi, odebranymi pozostałym partiom.
Korwin wychował swoich następców, więc wbrew nadziejom zwolenników Konfederacji, po jego śmierci, obraz partii nie zmieni się. Jestem pewien, że „lekka pedofilia jest ok” czy „chore dzieci zarażają śmiercią” albo „zawsze się trochę gwałci” szybko znajdą godnych następców w wypowiedziach Dziambora, Wilka, Sośnierza czy Berkowicza.
Ktoś ładnie powiedział, że Konfederacja to partia, gdzie więcej generałów niż żołnierzy. Coś w tym jest. Brak sensownych struktur w większej ilości, które lokalnie potrafią współpracować nawet z młodzieżówką partii Razem, wskazuje, że Konfederacja utrzymuje się na internetowej popularności swoich głównych twarzy oraz na niechęci do głównego nurtu w polityce. Ten zaś zawsze wykształci bufory, które odpowiednio pokierują antysystemowo myślącą młodzieżą. Był Palikot, Kukiz (u którego startował i dostał się do Sejmu choćby Winnicki), Hołownia, Biedroń, może być i Konfederacja. Jakby piórek nie stroszyła, tak dalej będzie, mówiąc Wosiem, prymusem III RP.
Podsumowanie
Polacy lubią słowa. Zwracamy na nie uwagę w polityce, jak chyba nikt inny. A co z czynami? Gdyby tak Konfederację ocenić przez pryzmat tego, co udało się jej pozytywnie zrobić dla Polski? I pytanie to zadaję jako nacjonalista, dla innych nacjonalistów. I zadaję je nie bez powodu. Z ust działaczy RN-u czy Wszechpolaków słyszeliśmy setki razy te same argumenty: że Konfederacja w parlamencie to szansa na forsowanie narodowych postulatów, wizji świata i programu. No to powiedzcie ruchonarodowcy i Wszechpolacy nam dzisiaj – co udało się Wam przeforsować? Waszemu byłemu prezesowi jeszcze w poprzedniej kadencji udało się wprawdzie zgłosić projekt zaostrzenia głównej ustawy… antynacjonalistycznej w Polsce, czyli niesławnego art. 256 KK. Co więcej – zostało to przegłosowane. Ciekawe ilu Wszechpolaków dostało już wyroki po tej jakże wszechpolskiej zmianie w prawie. Tak to działa ta osławiona wszechpolska formacja i tyle dają te Wasze szkolenia polityczne. Że na końcu Wasi posłowie zgłaszają i forsują ustawy, którymi się niszczy ich rodzime środowisko. No ale to poprzednia kadencja, a ta? Gdzie udało się Wam przesunąć okno Overtona? W jakich aspektach możemy mówić o tym, że nacjonalistyczna narracja wybiła się ponad inne? Przecież Wasi posłowie mówią Korwinem, Hayekiem, Rybarskim, Tuskiem i Balcerowiczem, a nie Piaseckim, Mosdorfem czy choćby Dmowskim. Wyrzekliście się własnego programu, własnych poglądów i aksjologii, i w efekcie… no właśnie, co to dało w efekcie? Szans na rządy nie macie. Zrobiliście w polityce z siebie takich pajaców i świrów, że żadna partia, obawiając się o swój elektorat, nie wejdzie z Wami w koalicję. Nie macie szans na zwiększenie liczby wyborców, tym samym udało się Wam ugrzęznąć z poparciem na poziomie LPR-u sprzed kilkunastu lat.
Patrzyłem z lekkim niedowierzaniem jak w 2020 szeregi ideowych nacjonalistów klaszczą jak klauny nad programem Bosaka, który 31 lat po upadku PZPR obwieścił krucjatę przeciwko socjalizmowi. Równie odważnie co antifa walcząca z faszyzmem 76 lat po śmierci Mussoliniego i Hitlera. Z niesmakiem patrzyłem, gdy kleicie plakaty i robicie kampanię człowiekowi, który wzorem Tuska z 2007 roku zarzekł się, że nie podniesie żadnego podatku. Przecież to liberalna demagogia i fanatyzm posunięte do n-tej potęgi. I to wszystko po to, by Waszych wyborców po połowie podzielili Duda i Trzaskowski, nie składając za to żadnych obietnic. Bo i też bez rozmów czy negocjacji oddaliście swój elektorat na pożarcie systemu, a ten już wiedział jak skonsumować ten kąsek.
Słyszmy od Was od dekad, że „macie plan”, że już niebawem przekonamy się, że to Wy macie rację, że już zaraz przeciągniecie w wewnętrznej walce z liberałami linę na swoją korzyść.
Gówno prawda. Z liberałami nie ma żadnego wewnętrznego konfliktu, chyba, że o stołki. Przyjęliście ich poglądy, bojąc się przychodzić na manifestacje, gdzie źle się mówi o liberalizmie. Myślicie, że swoimi groźnymi artykułami na portalach narodowcy.net i nlad.pl zrobicie na kimś wrażenie? Może na Korwinie, który po 80 latach nagle zmieni front i zostanie nacjonalistą? A może Dziambor i Berkowicz naglę przyjmą narrację wspólnotową i narodową? Nie bądźcie śmieszni. Wasze stroszenie piórek ma chyba jedynie cel w postaci uspokojenia wrzenia we własnych szeregach, bo niejeden młody działacz MW i RN zaczyna się wkurzać, gdy widzi komu udziela poparcia jego organizacja i co współtworzy.
Regularnie Wasi decyzyjni wyśmiewają środowisko „Szturmu”, Niklota, Autonomicznych Nacjonalistów. Ostatni przykład to kuriozalny wywiad z prezesem MW Ziemowitem Przebitkowskim do „Polityki Narodowej”. Pada tam pytanie o osiągnięcia i skutki naszych działań, a jednocześnie chełpienie się swoim zapleczem. No to śmiało, co Wam się udało przy swoim zapleczu osiągnąć w tej całej politycznej rozgrywce? Ok, wprowadziliście paru ludzi do parlamentu, nieźle tam zarabiają. Paru Wszechpolaków załapało się na asystentów posła, też niezłe pieniądze. A co poza tym? Cofacie się na każdym froncie walki z liberalizmem i nową lewicą, wypieracie swoich kolegów i korzeni, a na końcu stoicie z … najgorszym wrogiem w jednym szeregu i udajecie, że to świetna robota narodowa. Bo tym właśnie są liberałowie, z którymi się sprzymierzyliście – wrogami polskości, europejskości, naszych rodzin, wspólnot, naszej tożsamości i świadomości.
W 2013 i 2014 roku podjęliście decyzje o pójściu na skróty, o zawieszeniu tworzenia szerokiego ruchu społecznego na rzecz normalnej partii politycznej. To co dziś się dzieje jest wyłącznie tego następstwem. Dostaliście w ramach jałmużny od systemu swój 7procentowy kawałek tortu, którego musicie mocno pilnować, jednocześnie bez szans na kolejne kawałki. I tyle. Na nic to się nie przełoży, nie wytworzy to jakichkolwiek szans i perspektyw. Nie ma żadnego „planu”, żadnej „strategii”, o których tyle mówicie. Nie macie pojęcia o polityce, a to jak Was rozgrywa stary ramol Korwin tylko tego dowodzi.
Mieliście być jak niemieckie AfD, ale tam skrzydło nacjonalistyczne z miejsca zdominowało partię i jej narrację. W Konfederacji sytuacja jest z kolei zupełnie odwrotna, to jest partia ta wyzbyła się już jakichkolwiek faktycznych narodowych postulatów i elementów programu.
Już lepiej Wam było iść z Andruszkiewiczem, kolejnym ex-prezesem MW i przykładem działania „formacji”. Chociaż byście byli blisko władzy i być może w pewnych sytuacjach byłaby szansa forsować określone postulaty i cele. A tak będziecie rapować z Korwinem i Berkowiczem, demonstrować z nagim Sośnierzem, maszerować z antyszczepionkowcami i płaskoziemcami, a na deser Bosak 11 listopada w miejsce Czarnego Bloku zorganizuje Wam tęczowy blok z zaproszonymi homoseksualistami.
Warto?
Grzegorz Ćwik
Grzegorz Ćwik - Anomia państwa
Istnieje wiele form i aspektów funkcjonowania wspólnoty narodowej i jej struktur. Fakt, że posiadamy własne państwo, które generalnie ma jeszcze w miarę monoetniczny skład, ustabilizowane prawodawstwo, administrację etc. nie oznacza, że wszystkie aspekty strukturalne i funkcjonalne działają bez zarzutu. Wręcz przeciwnie, stwierdzić możemy na podstawie obserwacji naszej ekonomii, mediów, badań społecznych czy przejawów życia społecznego, że polskie społeczeństwo w wielu sprawach pozostaje w stanie permanentnego i stałego kryzysu, jeśli nie obumarcia.
Poczucie sprawiedliwości, więzi międzyludzkich czy wspólnotowości są obecnie albo postulatem, albo wspomnieniem dawnych dziejów. Zaserwowany nam w roku 1989 pucz Balcerowicza i odgórnie wprowadzona przez ekipę komunistów i „Solidarności” rzeczywistość wolnorynkowa okazała się wielkim wstrząsem, z którego do dziś nie umiemy się otrząsnąć. Nie chodzi tylko o dość łatwo uchwytne skutki w rodzaju bezrobocia, wyprzedaży majątku narodowego, pauperyzacji, zmiany modelu gospodarki na halę montażową zachodnich korporacji etc. Chodzi też o kwestie bardziej strukturalne, kompleksowe i także bardziej drenujące polski Naród. Bo o ile pewne decyzje, których póki co nie możemy doczekać się od kolejnych rządów, mogą stosunkowo szybko wpłynąć na wysokość płac czy podatków, to jak przykładowo zwiększyć stopień zaufania do siebie nawzajem, wiarę w sprawiedliwość czy wykształcić na nowo wspólny kod kulturowy i aksjologiczny, który spajałby nasze społeczeństwo?
Polska, kraj niesprawiedliwości
Zarówno subiektywna opinia o naszym kraju, jak i wszelkie badania opinii publicznej (zaufania do określonych instytucji, siebie nawzajem etc.) wykazują, że Polacy jako tacy nie tylko mają poczucie życia w państwie głębokiej niesprawiedliwości. Widzimy także, że liberalna atomizacja społeczeństwa doprowadza do rozpadu poczucia wspólnotowości i jakichkolwiek ogólnonarodowych systemów wartości czy wzorców postępowania. Polska obsuwa się w stan, który Emil Durkheim nazwał anomią. Jak pisze Roger Scruton w A Dictionary of Political Thought: „Anomia oznacza sytuację społeczną, w której nie dominuje czy też nie jest akceptowany jako obiektywnie wiążący żaden ustanowiony kod [wartości], ponieważ tradycja społecznej zgodności załamała się lub też ponieważ sens autorytetu niezależnego od indywidualnych impulsów zaniknął”.
Jako rodacy i ludzie coraz słabiej się ze sobą dogadujemy, nie mówiąc już o solidarności i kooperacji, gdyż właściwie nie ma dziś żadnego powszechnie obowiązującego i akceptowanego systemu wartości. Wspólnotowość i poczucie głębi ludzkich relacji zastąpił najbardziej prymitywny materializm oraz konsumpcjonizm. Każdy z nas ma być zgodnie z definicją anglosaskiej wersji kapitalizmu samotnym rekinem na bezkresnym oceanie runku, którego zadaniem jest wyrwać jak najwięcej dla siebie kosztem innych.
Na zjawisko braku sprawiedliwości nakłada się wiele zjawisk i czynników, historycznych jak i obecnych. To nie tylko wynik braku rozliczenia poprzedniego systemu, ale także – a nawet przede wszystkim – skutek wprowadzenia liberalizmu ekonomicznego, i to w określonym modelu. Anglosasi model kapitalizmu wywodzący się głównie z tzw. „szkoły chicagowskiej” zakłada, że człowiek to z definicji istota egoistyczna, materialistyczna relacje z innymi jednostkami podejmuje tylko w wypadku gdy może coś na tym zyskać, ergo jedyne dopuszczalne relacje to te, kiedy obie strony cos dostają. Wszelka wspólnotowość i wynikające z niej obowiązki czy prawa są odrzucane. Nic dziwnego, że obecnie biznesmeni postrzegają grę ekonomiczną na wzór dżungli, w której nie obowiązują żadne reguły poza prawem silniejszego. Ludzie oduczeni aktywności obywatelskiej i zrażeni do polityki krzątają się jedynie wokół własnych spraw, starając się przetrwać. Wszyscy pospołu, mniej lub bardziej zdemoralizowani, zadowalają się łatwo pseudowiedzą w stylu powiedzenia „takie jest życie”. Sytuacja pogarsza się z roku na rok. Badania socjologiczne pokazują, że złudzeń nie mają nawet ludzie młodzi, którzy powinni być idealistami w myśl zasady, że kto za młodu nie był socjalistą ten na starość będzie łajdakiem. Studenci prawa dopuszczają stosowanie środków nieetycznych, gdy taka będzie – ich zdaniem – potrzeba, lecz przynajmniej chcą pozostać w kraju. Reszta chce wyjechać (powołuję się tu na wyniki badań publikowane w gazetach i szeroko komentowane). Ostatecznie zaś obywatele nie ufają sobie nawzajem, politykom i urzędnikom, a ci to zresztą bez krępacji odwzajemniają.
Nowy stary system
Osławiona „czerwona kreska” ex-stalinowca Mazowieckiego to jedno z większych skurwysyństw, jakie urządzono Polsce. Poza kwestią odpowiedzialności za tysiące i dziesiątki tysięcy komunistycznych zbrodni, działanie to u samego zarania III RP pokazało Polakom jedną rzecz: możesz być najgorszą świnią, szubrawcem, mordercą, gwałcicielem, ale jeśli jesteś odpowiednio „mocny” i znasz kogo trzeba, wtedy włos z głowy Ci nie spadnie. Katowałeś studentów? Strzelałeś w potylicę Wyklętym? Mordowałeś górników lub stoczniowców? Spokojnie, śpij spokojnie, „Solidarność” nie da cię skrzywdzić. Jako, że już na samym początku dano jasno do rozumienia każdemu obywatelowi, że rozliczenia komunistów nie będzie, tak samo lustracji, to każdy rozumiał doskonale jak działać będzie III RP. I dziś, 32 lata później szczególnej różnicy nie ma. Ktoś odpowiedział za Wybrzeże 1970, za Kopalnię „Wujek”, za Stan Wojenny? No właśnie.
Do tego wprowadzony model liberalizmu to od samego początku był czysty wyścig szczurów. Zero-jedynkowy układ z wygranym biorącym wszystko i przegranym zostającym z niczym stał się podstawą determinującą nasze postrzeganie świata. Brak partycypacji, skrajność pozycji wygranych i przegranych, właściwie niespecjalnie skrywana i półoficjalna nienawiść klasowa wobec „roszczeniowców” i tzw. „homo sovieticus” – to nie mógł być klimat, gdzie tworzy się podziałany przez większość system wartości i wiara w sprawiedliwe państwo, zwłaszcza, że to zaczęło swoje życie od twardej likwidacji rozbudowanego sektora społecznego i socjalnego.
Polski pracownik na sprzedaż
Jak Polak czy Polka mają ufać państwu i sobie nawzajem, skoro system ekonomiczny oparty jest oficjalnie na wyzysku i tzw. „taniej sile roboczej”. To ładnie brzmiący frazes znaczy tyle, że pracownikowi płaci się mało, wyzyskuje (choćby darmowe nadgodziny), zmusza do zatrudnienia na umowach śmieciowych. I z tego kolejne nasze rządy tworzą jedyną kartę przetargową naszej ekonomii. Czemu w Polsce jest tak niski współczynnik innowacyjności? Bo tej zwyczajnie nie potrzeba, mamy przecież pół-niewolniczych pracowników. Zdarzały się wręcz wypadki, gdy kolejni ministrowie a nawet premierzy chlubili się ową „tanią siła roboczą”. A to przecież powód do wstydu i generalnie skaza na całe życie dla polityka. Zupełnie jakby ten przysłowiowy wódz dzikusów w Afryce cieszył się i chlubił, że sprzedaje pobratymców do niewoli za garść paciorków albo paczkę tabaki czy tytoniu.
Co gorsza, jak wynika z badań dotyczących dużych przedsiębiorstw, wyzysk i przysłowiowe „kurwienie pracownika” odbywa się często nie z ręki obcokrajowca, który przybył wraz z daną firmą do naszego kraju, ale z ręki Polaka, menadżera niskiego, czy nisko-średniego szczebla. Ten zaś sam kiedyś był wyzyskiwany i teraz jedyne co umie zrobić, to zatrudnić się w Ikei czy Amazonie i tam pokazać tym wstrętnym „nierobom” co to niewidzialna ręka rynku. Badania dotyczące choćby fabryk samochodowych w niepotrzebnych nikomu „Specjalnych Strefach Ekonomicznych” wykazują, że polscy pracownicy dużo wyżej oceniali zagraniczny personel niż polski, jeśli idzie o stosunki pracownicze czy ludzkie.
Pan zawsze jest w komisjach
Smutna prawda o III RP jest taka, że beneficjantami nowego systemu stali się przede wszystkim ci, którzy mieli się niezgorzej także w systemie starym. Tzw. „nomenklatura” w latach 80-tych zwróciła się ku kapitalizmowi z prostej przyczyny. Byli to ludzie na wysokich, dyrektorskich stanowiskach, dobrze zarabiający, o wysokim statusie materialnym, mającym szereg koneksji i znajomości. Cały czas jednak byli częścią partii i systemu komunistycznego, a tu czasem łatwo można było wypaść z przyczyn politycznych czy kadrowych „z obiegu”. A pamiętajmy, że gen. Jaruzelski od czasu do czasu lubił pokazowo kogoś z owej nomenklatury rzucić na pożarcie za korupcję czy niegospodarność. Ot, propagandowa zagrywka, ale jakże irytująca, gdy człowiek spokojnie chce się dorobić. W połączeniu z faktem, że pokolenie lat 80-tych właściwie w komunizm i jego aksjomaty już nie wierzyło, to łatwo zrozumieć czemu III RP stała się taką niesprawiedliwością.
Polska niesprawiedliwością stoi
Skutki niesprawiedliwości w Polsce są bardzo podobne do tych, jakie przewidywali Grecy dla polis. Rację ma Zbigniew Stawrowski powiadając, że: „Jeżeli postulat sprawiedliwości jest odrzucany, wspólnota się rozpada; dopóki sprawiedliwość nie będzie realizowana, dopóty nasza wspólnota polityczna nie będzie wspólnotą. Dominować wtedy będą relacje my – oni, kto – kogo. Nierozwiązana kwestia sprawiedliwości powoduje właśnie, że te podziały stają się tak radykalne”.
A czym właściwie jest owa „sprawiedliwość”? Sednem powszechnie przyjmowanego wyobrażenia sprawiedliwości jest przekonanie, że ludzie powinni być nagradzani za zasługi i cnoty, a karani za wady i przewinienia, w szczególności wtedy, gdy w grę wchodzą sprawy publiczne. Oczekuje się, że zwycięzcy w społecznej grze będą cieszyć się swoim sukcesem zasłużenie, albowiem wyniknął on z jakichś posiadanych przez nich zalet, że pracowitość i fachowość będzie nagradzana, a lenistwo i brak kompetencji nie przynosić będzie profitów, że w konkurencji wygrywać będą najlepsi, a nie ci, którzy gwałcą reguły gry, że nikt nie będzie otrzymywał nadzwyczajnego wynagrodzenia, jeśli jego zasługi nie będą nadzwyczajne, że zło nie będzie nagradzane, lecz karane, a dobro uzyska zasłużoną nagrodę.
Gdy tego brakuje pojawia się systemowo uwarunkowana demoralizacja, jako funkcjonalna wobec interesów klasy polityczno‑urzędniczo‑biznesowej. Jedną z jej podstawowych przyczyn w przypadku Polski jest nieudolność państwa w egzekwowaniu reguł gry, tzn. przestrzegania prawa i jego rozsądnego stanowienia. Wynikła ona jak sadzę z tego, że zostało ono szybko zawłaszczone przez grupy interesu, traktujące manipulowanie prawem oraz zamierzoną niejasność jego przepisów jako patent na osiąganie szybkich i łatwych korzyści materialnych. Podobnie sam model systemu ekonomicznego czy brak rozliczenia z PRL-em wzmacniają anomię i właściwie rozpad naszego społeczeństwa.
My jako nacjonaliści bardzo często nawiązujemy do idei wspólnotowości, solidaryzmu, więzi narodowych. Jednocześnie zdarzają się ludzie łączący to z liberalizmem w stylu anglosaskim, który chyba najmocniej z podanych w niniejszym tekście powodów warunkuje niesprawiedliwość i jej poczucie w Polsce.
Nie zajedziemy dalej na tym liberartariańskim wózku. Nie tylko ekonomicznie (pułapka średniego poziomu rozwoju), ale nade wszystko społecznie i wspólnotowo. Jeśli widzimy ciągnące się dekadami procesy za najgrubsze przestępstwa a jednocześnie wydawane od ręki ciężki wyroki za niewielkie przewinienia; jeśli widzimy jak bardzo różni się status w sądach i organach ścigania zwykłych ludzi, a jak choćby przedstawicieli totalnej opozycji; jeśli widzimy jak bardzo niesprawiedliwa jest nasza ekonomia; to już najwyższa pora powiedzieć: bez radykalnych zmian nie może się obejść.
System ekonomiczny ulec musi zmianie w kierunku systemu skandynawskiego, z silnym udziałem państwa, wysoką pozycją pracownika, uzwiązkowieniem i zagwarantowanym udziałem w zyskach. Przestępcy w końcu muszą zacząć odpowiadać za przestępstwa, a organy ścigania muszą zacząć podlegać społecznemu nadzorowi (pisałem o tym w listopadzie 2018 w tekście o uspołecznieniu organów ścigania). Musimy choćby tych jeszcze żyjących katów i sukinsynów komunistycznych rozliczyć i skazać, choćby na niewielkie, symboliczne wyroki. Nie udało się PiS-owi niestety ustawą o ubeckich emeryturach załatwić tego zagadnienia, choćby ze względu na straszne dziury prawne i generalnie niechlujne przygotowanie projektu ustawy. Najwyższa też pora, aby politycy, urzędnicy, państwowi funkcjonariusze zaczęli być systemowo wyżej karani za określone przestępstwa, niż zwykli obywatele. Większa odpowiedzialność i rola w państwie równać się musi także większa kara w razie zaistnienia czynników kryminogennych. Także dofinansowanie i zwiększenie o wiele za małych uprawnień Inspekcji Pracy musi stać się obowiązkowym elementem zmian społecznych, jakie postulujemy. Wreszcie za każdym razem, gdy kolejny celebryta poniża i szydzi z ludzi pracy, gdy znów wpieprza się w kolejkę do szczepienia poza kolejnością, gdy wyzyskuje swoje kontakty niezgodnie z prawem – wówczas państwo prawnie i administracyjnie musi bez litości takich ludzi karać, napiętnować i możliwie najmocniej rugować ich obecność z przestrzeni publicznej.
Polska naszych marzeń to nie tylko kraj silny militarnie, geopolitycznie, ekonomicznie. To także, a nawet przede wszystkim, kraj sprawiedliwy, gdzie ludzie znają i wierzą w powszechnie przyjmowany system wartości. To kra, gdzie ludzie wiedzą, że za dobre uczynki i grę fair play są nagradzani, a za zło i oszustwo jest się karanym i napiętnowanym. Bez tego już wkrótce najbardziej elementarne więzi, które nas łącza jako Naród, ulegną zniszczeniu.
„Nie może być w państwie za wiele niesprawiedliwości względem tych, co pracę swą dla innych dają, nie może być w państwie — gdy nie chce ono iść ku zgubie — za dużo nieprawości.”
Józef Piłsudski
Grzegorz Ćwik
Szturm miesięcznik narodowo-radykalny nr 78 2021
- Grzegorz Ćwik - Czytajmy "Władcę Pierścieni"
- Grzegorz Ćwik - Nacjonalizm jagielloński
- Grzegorz Ćwik - Prawda, dobro, piękno
- Monika Dębek - Służba Ojczyźnie
- Adrianna Gąsiorek - A może do teatru?
- Nestor Iskrzyński - Doktryna Narodowego Anarchizmu, Wstęp do Mocy
- Miłosz Jezierski - Zemsta frajerów czyli rzecz o cancel culture
- Jan Piasecki - Idealizm czy realizm
- Patryk Płokita - Bushido a sprawa polska; Część pierwsza – 21 zasad Miyamoto Musashi ze zwoju „Dokkodo” jako recepta na szczęście jednostki i narodu
- Antoni Tkaczyk - Narodowy syndykalizm a marksizm w myśli Georges’a Sorela
- Michał Walkowski - O kwestii tożsamości
- Norbert Wasik - Historyczno-ekonomiczne aspekty zmian ustrojowo-gospodarczych w Polsce w okresie od 1945 do przełomu roku 1989/ 1990 cz. I
Norbert Wasik - Historyczno-ekonomiczne aspekty zmian ustrojowo-gospodarczych w Polsce w okresie od 1945 do przełomu roku 1989/ 1990 cz. I
HISTORYCZNO-EKONOMICZNE ASPEKTY ZMIAN USTROJOWO-GOSPODARCZYCH W POLSCE W OKRESIE OD 1945,
DO PRZEŁOMU ROKU 1989/ 1990 cz I.
Od początku ubiegłego stulecia ludzie pracy, politycy i ekonomiści nie godzą się na masowe bezrobocie. Poszukują środków i metod zwiększenia zatrudnienia obfitych zasobów pracy i ograniczenia bezrobocia. Spojrzenie na dwudziestowieczną ekonomię wskazuje na rzecz zadziwiającą i jednocześnie smutną. Poszukiwania środków zapewnienia ludziom realizacji podstawowego prawa człowieka – prawa do pracy – ciągle trwają i obecnie wykazują jeszcze mniejszą skuteczność. Polska na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku stanęła również w obliczu tak wielkiego problemu, jakim jest bezrobocie. W ciągu jednej dekady problem ten dotknął ponad 3259,9 tys. ludności w wieku produkcyjnym. Walka z "uporczywą chorobą" gospodarki polskiej stała się priorytetem rządów, partii politycznych, związków zawodowych oraz specjalistów w dziedzinie ekonomii. Na swój sposób nie inaczej było w Polsce doby realnego socjalizmu, gdzie pojęcie rynku pracy w zasadzie nie występowało. Przez około 45 lat po II wojnie światowej w polskiej literaturze ekonomicznej zjawisko bezrobocia uznawano oficjalnie za typowe dla ustroju kapitalistycznego. Przyjmowano jednocześnie, że w warunkach gospodarki socjalistycznej nie powinno ono mieć miejsca, gdyż podstawową zasadą polityki zatrudnienia była zasada pełnego zatrudnienia.
Po zakończeniu II wojny światowej i traumie tego okresu, Polska znalazła się w strefie wpływów Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich (ZSRR). Taka sytuacja była wynikiem ustaleń dwóch konferencji wielkich mocarstw i przywódców światowych okresu zawieruchy wojennej z lat 1939-1945.
W dniach od 18 do 20 października 1943 roku, obradujący w Moskwie ministrowie zagraniczni Stanów Zjednoczonych, Związku Radzieckiego i Wielkiej Brytanii, jako miejsce spotkania na którym miały zostać omówione między innymi (co istotne bez udziału przedstawicieli Polski) kwestie przyszłego kształtu Europy, wskazali stolicę Persji – Teheran1. Konferencja teherańska odbyła się nieco ponad miesiąc od moskiewskich ustaleń. W dniach od 28 listopada do dnia 1 grudnia 1943 roku, Prezydent USA - F.D. Roosevelt, Premier Wielkiej Brytanii - W. Churchill i przywódca ZSRR - J. Stalin dokonali uzgodnień, co do dalszych działań wojennych wobec hitlerowskich Niemiec oraz losów powojennej Europy i Polski. Wątek polski został poruszony już podczas pierwszego dnia obrad, jednakże żądania polskiego rządu emigracyjnego, wyrażane ustami Churchilla i Roosevelta, zostały zignorowane przez Stalina, który miał całkowicie inne plany wobec naszego kraju, jego obywateli i przyszłego kształtu naszego państwa. Przy bierności w tym zakresie USA i Zjednoczonego Królestwa, Stalin forsował soją wizję i koncepcję Europy. Zgodnie z jego pomysłem granice Polski miały zdecydowanie przesunąć się na zachód i oprzeć o Odrę i Nysę. Polska miała też otrzymać szerszy dostęp do Morza Bałtyckiego2. Ta koncepcja całkowicie pozbawiała obywateli polskich ziem wschodnich z przedednia wojny obywatelstwa polskiego i praw z tym związanych, lub zmuszała ich do opuszczenia dotychczasowych ziem, na których zamieszkiwali z dziada pradziada i migracji w głąb nowej Polski. Z pewnością w Teheranie doszło do pierwszego, aczkolwiek nieostatecznego podziału powojennej Europy. Powstały zaś w pośpiechu, całkowicie zależny od Moskwy, polski komunistyczny Rząd Tymczasowy, stał się w grudniu 1944 roku przyczynkiem niezadowolenia USA i Wielkiej Brytanii, które ustalenia teherańskie traktowały jako rozmowy wstępne przed ostatecznym spotkaniem, mającym zdecydować o losach Europy po zakończeniu działań zbrojnych. Nasilona ofensywa Armii Czerwonej, jej parcie na Zachód w kierunku Berlina, coraz bardziej przybliżały koniec wojny i koleją konferencję Wielkiej Trójki, jak zwyczajowo zwano przywódców i kraje, które reprezentowali na konferencjach Roosevelt, Churchill i Stalin. Do ostatecznych rozmów doszło w Jałcie na półwyspie Krymskim. Rozpoczęła się ona 4 lutego 1945 roku. W trakcie jej trwania doszło do podjęcia szeregu uchwał w sprawach już omówionych w Teheranie, ustalono środki zmierzające do jak najszybszego zakończenia wojny i podziału Niemiec na strefy okupacyjne. Najwięcej jednak czasu poświęcono sprawie polskiej. Amerykanie i Brytyjczycy łudzili się, że wizja Stalina może pod ich wpływem nieco ulec zmianie, jednakże do konferencji tzw. Wielkiej Trójki doszło w momencie dalszego wzmocnienia pozycji sowieckie na froncie3. Pewność dotarcia Armii Czerwonej jako pierwszej do Berlina, oscylowała prawie na poziomie 100%, kreśląc tym samym strefy wpływów na aliancką i sowiecką. Polska przedwojenna powoli miała stać się jedną z republik lub tzw. państwem satelickim ZSRR. Schyłek działań wojennych skierowany był nie tylko bowiem przeciwko okupantowi Polski i jednemu z największych w historii świata zbrodniarzy – Hitlerowi, ale również ze strony komunistycznych władz w Moskwie i uległych im polskim komunistom, przeciwko polskiemu podziemiu i rządowi polskiemu na uchodźstwie, rezydującemu w Londynie.
Działania polskich komunistów i sowieckiego aparatu państwowego doprowadziły do aresztowań, m.in. najważniejszych przywódców niepodległościowego podziemia polskiego, których następnie i podstępnie przewieziono do moskiewskiego więzienia NKWD na Łubiance4. Przypieczętowaniem ostatecznego kierunku Polski ku ZSRR stał się podpisany jeszcze przed ostatecznym i oficjalnym zakończeniem działań wojennych układ o przyjaźni z ZSRR.
Dnia 21 kwietnia 1945 roku Premier polskiego Rządu Tymczasowego Edward Osóbka – Morawski, podpisał z Józefem Stalinem 20-sto letni układ o przyjaźni, wzajemnej pomocy i współpracy powojennej pomiędzy – jeszcze wówczas – Rzeczpospolitą Polską, a Związkiem Radzieckim5. Wprawdzie dokument ten zakładał sojusz obydwu krajów w walce z hitlerowskimi Niemcami, jednakże w praktyce oznaczał jednostronne zobowiązanie do posłuszeństwa polskiej strony wobec Sowietów.
Tym samym Polska stała się krajem zależnym od ZSRR. Jak pokazała historia, miało to ogromny wpływ na wszystkie dziedziny życia, tj. ekonomiczne, gospodarcze, społeczne, itp. Sowiecki model funkcjonowania państwa dotykał niemalże każdego obszaru funkcjonowania kraju, również dotyczącego zatrudnienia i pracy.
Polska w okresie od 1945 do 1989 roku, między innymi w kontekście zatrudnienia i organizacji rynku pracy
Spustoszenia wojenne, jakie pozostawiła w naszym kraju II wojna światowa, stały się jednym z podstaw woli szybkiej odbudowy państwa polskiego. Powstanie z przysłowiowych kolan, było wyzwaniem dla całego społeczeństwa. Tylko ciężka, wspólna praca Polaków mogła przywrócić nam chociaż odrobinę godności i życia, wprawdzie pod „nową okupacją”, ale we własnym kraju i mniejszej obawie o swoich najbliższych i siebie samych. Zniszczona pod względem materialnym, ekonomicznym i gospodarczym Polska, która znalazła się pod wpływami ZSRR i potrzebowała rąk do pracy zmierzającej ku restauracji zgliszczy wojennych. Już w lipcu 1947 roku Sejm uchwalił ustawę pod nazwą Plan Odbudowy Gospodarczej, zwany Planem 3 letnim6. Zakładał on podniesienie cyt.: „stopy życiowej pracujących warstw ludności powyżej poziomu przedwojennego”7; „utrwalenie ustroju i przebudowy struktury społeczno-gospodarczej kraju; wyrównania szkód wojennych; scalenia Ziem Odzyskanych z resztą kraju, z wszechstronnym wykorzystaniem w gospodarstwie narodowym szerokiego wybrzeża morskiego; rozszerzenia udziału kraju w gospodarstwie światowym; powrotu do kraju Polaków, którzy znaleźli się poza jego granicami w związku z wojną 1939-1945, jak również tych, którzy opuścili kraj dla celów zarobkowych; obniżenia kosztów własnych produkcji dóbr i usług oraz wzrostu wydajności czynników produkcji”8. Czytając zapis kolejnego artykułu tego aktu, tj. art. 5, nie trudno odnieś wrażenie, że w tamtym okresie czasu, mimo licznej potrzeby, jakby się mogło wydawać, koniecznych do odbudowania państwa rąk do pracy, w kraju występował problem bezrobocia. W tym bowiem artykule mowa jest o swoistego rodzaju potencjale osób mogących stanowić siłę napędową rozwoju gospodarczego kraju, który drzemał w osobach mieszkających na wsi, tj. chłopach i pracownikach rolnych, cyt.: „Utrwalenie ustroju i przebudowy struktury społeczno-gospodarczej kraju nastąpi drogą zwiększenia udziału przemysłu i usług w ogólnej produkcji, tworząc podstawy do zwiększenia zatrudnienia rezerw pracy na wsi przez intensyfikację produkcji rolnej i zajęcia uboczne, do późniejszej całkowitej likwidacji przeludnienia rolniczego i do pełnego wykorzystania sił roboczych w mieście”. Ustawa, sama w sobie postulowała wzrost udziału przemysłu i usług w ogólnej produkcji, rozwój w handlu z zagranicą, zwiększenie wytwórczości (przede wszystkim artykułów przemysłowych) i określała rozmiary tegoż wzrostu9. Z założenia, już w 1949 roku miało nastąpić przekroczenie przedwojennej produkcji przemysłowej, w rolnictwie zaś osiągnięcie „per capita” 110% przeciętnej produkcji z lat 1936-1938. Efektem Planu 3-letniego był wzrost dochodu narodowego naszego kraju aż o około 43% zarówno w przeliczeniu na jednego obywatela, jak i ogólnie10. W tym okresie nastąpił też znaczny przyrost zatrudnienia z 3,4 miliona ludzi w roku 1947 do 4,4 miliona w roku 194911. Działania te znacznie obniżyły panujące ówcześnie bezrobocie w Polsce. Pomimo sukcesów, związanych wykonaniem założeń ustawy z 1947 roku, mającej na celu odbudowę kraju, władze nadal borykały się problemami zatrudnienia, brakiem wykwalifikowanych kadr i odpływu pracowników w poszukiwaniu lepszej i lepiej opłacanej pracy.
Tym samym, za sowieckim modelem, ustawą z dnia 7 marca 1950 roku „O zapobieżeniu płynności kadr pracowników w zawodach lub specjalnościach szczególnie ważnych dla gospodarki uspołecznionej”12, wprowadzono tzw. nakaz pracy. W oparciu o zapisy tej ustawy, administracyjne skierowanie do pracy otrzymywali absolwenci szkół średnich i wyższych. Jak bowiem stanowiła preambuła do ustawy, cyt.: „Potrzeby gospodarki socjalistycznej, wymagają zapewnienia uspołecznionym zakładom pracy oraz instytucją państwowym i samorządowym kwalifikowanych i trwale z nimi związanych kadr”13. Ustawa w art. 1 stanowiła, że osoby posiadające kwalifikacje w zawodach lub specjalnościach szczególnie ważnych dla uspołecznionej gospodarki, mogły być zobowiązane przez określony czas do wykonywania danej pracy na rzecz państwa. Obowiązek taki kształtowany był począwszy od dnia doręczenia pracownikowi nakazu wydanego przez właściwego rzeczowo ze względu na zakład pracy lub instytucję zatrudniającą pracownika, ministra14. Mógł on być wydany na okres nie dłuższy niż dwa lata15. Ograniczał jednak prawa pracownicze w dzisiejszym tego słowa i prawa znaczenia, bowiem pracownik w okresie objętym nakazem pracy nie mógł wypowiedzieć zawartej umowy o pracę16. Dodatkowo, podkreślenia wymaga fakt, że za nieuzasadnione opuszczenie stanowiska pracy objętego nakazem pracy, groziła pracownikowi kara aresztu lub grzywny do kwoty 250.000,00 zł, albo jedna z tych kar17. Celem nakazu pracy przede wszystkim było zwiększenie rozwoju gospodarczego państwa, całkowite zlikwidowanie bezrobocia i wzrost poparcia dla władzy.
Można zatem stwierdzić, że w niektórych przypadkach trudno było wówczas mówić o bezrobociu i braku pracy. Zatrudnienie było jednym z ważniejszych regulacji powojennej Polski. Obywatele musieli pracować i mieć gdzie pracować. Takie gałęzie gospodarki jak budownictwo, rolnictwo i rozwijający się przemysł, nieustannie potrzebowały rąk do pracy, a nakazy pracy miały dodatkowo wzmacniać potrzebę zatrudniania i zatrzymywania wykwalifikowanej kadry, a jednocześnie zapewniać kontrolę nad obywatelem. Osoby pracujące miały tym samym ograniczone możliwości jej zmiany. Nakazy wiązały pracowników z danym zakładem, czy instytucją na lata. Oficjalnie zostały jednak zniesione w latach 60-tych XX wieku.
Pomimo państwowej ingerencji w rynek pracy, rzeczywistość odbiegała jednak od założeń i faktów. Władze socjalistycznej Polski przede wszystkim za wszelką cenę dążyły do zmian postaw społecznych ludności, która zmęczona już wojennymi działaniami, powoli krzepła w nowej rzeczywistości. Przeciętny Polak ze zwykłej pracy zawodowej i zarabianych środków, pozwalających mu utrzymać siebie i swoją rodzinę, zaczął czuć wreszcie stabilizację materialną i życiową. Ludzie niestety przyzwyczajali się do nowego ładu społecznego i politycznego kraju. Tylko nieliczni prowadzili dalszą walkę z nowym wrogiem Polski. W tej rzeczywistości, władza ludowa, jak wówczas mawiano, głęboko wierząca w założenia komunizmu i mająca jednocześnie na uwadze realne budowanie podstaw idei tej doktryny, postawiła na przyspieszenie uprzemysłowienia kraju, które w przyszłości miało dać wymierne efekty na różnych polach obszarów działalności państwowej. Jednym z tych działań było wytyczenie przez PZPR na lata 1950-1955, kolejnego planu, tzw. „Planu 6-letniego”18, którego zadaniem miało być „podniesienie poziomu sił wytwórczych”, „rugowanie elementów kapitalistycznych” i zmierzanie ku gospodarce „socjalistycznej”19. Ustawa o Planie 6-letnim została uchwalona dnia 21 lipca 1950 roku20. Czytając preambułę tego aktu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, iż Polska „była” wówczas najszybciej rozwijającym się krajem europejskim. Rozmachu nabierał handel państwowy i spółdzielczy, który „w roku 1946 obejmował 80% obrotów hurtowych i 22% detalicznych”21, a w 1949 roku odpowiednio 100% i 55%. Zostało również zlikwidowane bezrobocie i „plaga mas pracujących kapitalistyczno-obszarniczej Polski”22.
Nie bez wpływu na dalsze losy gospodarczo-polityczne Polski miały wydarzenia początku lat pięćdziesiątych na świecie i w Europie. W roku 1953 umiera Józef Stalin23, zaś trzy lata później, w trakcie XX zjazdu KPZR24, w niewyjaśnionych okolicznościach, w Moskwie szef delegacji PZPR25 – Bolesław Bierut. Ma to niebagatelne znaczenie, bowiem po śmieci Bieruta do „łask politycznych” wraca jego oponent Władysław Gomułka, oskarżony przez tego pierwszego o „odchylenia polityczne” i bez sądu więziony w latach 1951-195526. W październiku 1956 roku Gomułka, zostaje wybrany na I Sekretarza PZPR i sięga po pełnię władzy w Polsce27. Ludność kraju sądzi, że z jego władzą nadejdą dla obywateli lepsze czasy. Już w listopadzie tego samego roku Sejm uchwala ustawę o radach robotniczych, stwarzając tym samym podstawy funkcjonowania samorządu pracowniczego28. Jednakże w kraju nie jest tak „kolorowo”, jak to by mogło się wydawać. Zarówno walki wewnętrznych frakcji w PZPR, jak i strajki robotnicze, w tym w Poznaniu w czerwcu 1956 roku, dowodzą tak naprawdę sytuacji ekonomicznej i społecznej w Polsce. Realia te bardzo dosadnie oddaje list anonimowego Warszawiaka z początku 1957 roku, skierowany właśnie do ówczesnego I Sekretarza PZPR Władysława Gomułki, cyt. „Wszędzie brak pracy i co dzień wzrasta bezrobocie i nędza w każdym mieście i miasteczku. Bezrobotni zbierają się w gromady i tylko dyskutują, co będzie jeszcze za kilka dni lub tygodni. Kiedy niektórzy ludzie dojeżdżali do Warszawy, jakoś się jeszcze utrzymywało tę biedę. Od października 50% już zredukowano i bez przerwy redukuje się dalej. Wskutek tego powstaje straszna głodowa nędza, bo biura zatrudnień nigdzie nie mają miejsca. W województwie warszawskim we wszystkich miastach jak: Ciechanów, Nasielsk, Pułtusk, Maków, Przasnysz, Wyszków, Radzymin, Wołomin itd. wszędzie nie można grosza zarobić i tylko słychać te słowa: zaufaliśmy Gomułce, który miał poprawić los robotnika. Każdy krzyczał, że jak będzie Gomułka, to będzie kiełbasa i bułka, a obecnie się mówi: jak przyszedł Gomułka, to się zrobiło i dalej robi bezrobocie. Nie bułka tylko skrajna nędza”29.
Ten głos zwykłego obywatela odzwierciedlał rzeczywistą sytuację w ówczesnej Polsce. Kryzys ekonomiczny lat 1956-1957, w głównej mierze objawiał się rozgoryczeniem Polaków, związanym z pogłębiającą się nędzą, kolejkami do pośrednictw pracy, jak i wewnątrzfabrycznymi buntami załóg. Tym samym na nowo wybranym I Sekretarzu skupiała się cała „nadzieja” obywateli. Sam bowiem fakt występowania bezrobocia w socjalistycznym kraju mógł spotkać się z opinią, że forsowana dotychczasowa polityka gospodarcza władz, tak żywo wierzących tej idei i hołdujących jej, okazuje się być porażką. Komuniści bowiem za całe zło świata uważali kapitalizm, który według nich doprowadził już raz do wysokiego bezrobocia na świecie, wyzysku człowieka i wielkiego, światowego kryzysu końca lat trzydziestych XX wieku. Efektem zaś tego stanu rzeczy były bankructwa banków, zamykanie fabryk, sklepów i samobójstwa wielu przedsiębiorców oraz inwestorów30. W tym to okresie w Stanach Zjednoczonych, w ciągu trzech lat, tj. od tzw. krachu na giełdzie nowojorskiej w roku 1929, liczba bezrobotnych wzrosła do 12 milionów osób, co stanowiło jedną czwartą całości zatrudnionych31. Fakty mówiły same za siebie. Jednak nie tylko kapitalistyczny, demokratyczny organizm mógł zostać zarażony bezrobociem, bo również w krajach budujących socjalizm takie zagrożenie było jak najbardziej realne, a Polska była jednym z przykładów, w którym ten scenariusz mógł się ziścić.
CDN.
Norbert Wasik – urodzony w 1976 r. w Zakopanem. Absolwent Kolegium Jagiellońskiego - Toruńskiej Szkoły Wyższej. Manager związany z sektorem FMCG. Dumny mąż i ojciec. Publicysta, działacz społeczny i narodowo-radykalny. Autor książki „Rozważania nad współczesnym narodowym radykalizmem”. Biegacz amator, fan długich dystansów, maratonów i biegów ultra. Pasjonat historii, gór i góralszczyzny. Idealista, romantyk i pragmatyk w jednej osobie, entuzjasta innowacji i nowych technologii.
PRZYPISY:
1 W. Pronobis, Polska i świat w XX wieku, Editions Spotkania, Warszawa 1991, s. 293.
2 Ibidem, s.294.
3 W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1991, Wydawnictwa Naukowe PWN, Warszawa 1992, s. 145.
4 Ibidem, s. 148.
5 Ibidem, s.149.
6 Ustawa z dnia 2 lipca 1947 roku Plan Odbudowy Gospodarczej (Dz.U. z 1947r., Nr 53, poz. 285).
7 Ibidem, art. 3.
8 Ibidem, art. 4.
9 Ibidem, art. 15.
10 W. Roszkowski, op. cit. s. 194.
11 Ibidem, s. 194.
12 Ustawa z dnia 7 marca 1950 roku O zapobieżeniu płynności kadr pracowników w zawodach lub specjalnościach szczególnie ważnych dla gospodarki uspołecznionej (Dz.U. z 1950r., Nr 10 poz. 107).
13 Ibidem, preambuła do ustawy.
14 Ibidem, art. 3 ust. 1.
15 Ibidem, art. 3 ust. 2.
16 Ibidem, art. 4.
17 Ibidem, art. 6.
18 W. Roszkowski, op. cit., s. 214.
19 Ibidem, s. 214.
20 Ustawa z dnia 21 lipca 1950 roku o Planie 6 – letnim (Dz.U. z 1950r., Nr 37, poz. 344).
21 Ibidem, pkt. 2, s.2.
22 Ibidem, pkt. 2, s.2.
23 W. Pronobis, op. cit. s. 529.
24 Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego.
25 Polska Zjednoczona Partia Robotnicza.
26 W. Roszkowski, op. cit. s. 230.
27 W. Pronobis, op. cit., s. 497.
28 W. Roszkowski, op. cit. s. 239.
29 www.twojahistoria.pl [on-line]. Setki tysięcy bezrobotnych, czy w czasach PRL-u rzeczywiście każdy miał pracę. World Wide Web: https://twojahistoria.pl
30 W. Pronobis, op. cit., s. 74.
31 Ibidem, s.74.