Szturm1

Szturm1

Pierwszy raz od niepamiętnych czasów coś ciekawego pojawiło się w moim rodzinnym mieście. Radom. Wyśmiewany w Polsce przez „Chytrą babę z Radomia”, która nie była chytra, bo ktoś nie obejrzał do końca filmu z pewnej wigilii miastowej. W ramach internetowego przypału, zrobił internetowy obrazek. Potem poszło to w formie mema dalej w świat.

Szkoda, że ktoś nie ogląda źródła do końca i nie zobaczył, że ta Pani dała te napoje „3 cytryny” komuś z tyłu. I tak z głupoty ludzkiej powstaje swojski i polski „urban legend”. Podobnie i tak w tytułowej sytuacji będzie za parę lat. To jest mało istotne. Istotna to jest wystawa. Ten akapit potraktujmy jako wstęp do obranej tematyki.

 


Temat początkowo wydawał się śmieszny. W końcu każdy artysta wyraża swoje zdanie i wnętrze swoimi pracami. Niestety, jeśli są one przesiąknięte fanatycznym postmodernizmem, oraz formą dyskredytacji symboliki narodowej, to trochę nie jest to fajne. Przypomina to trochę hitlerowskie Niemcy w latach ’30 XX wieku, gdzie zaślepienie ideologiczne także było na wysokim poziomie w mentalnej strukturze umysłowej artystów. Cieszy mnie to, że wtedy Stanisław Szukalski wysłał na prośbę świty III Rzeszy szkic pomnika Hitlera w stroju baletnicy. Malarz z wąsem musiał bardzo się zmarszczyć na twarzy, widząc taki projekt.

W końcu Stanisław Szukalski to był „artist”. Ówcześni artyści, w sumie „dzisiejsi artyści” też wywalają szambo w swoich pracach, jakby to powiedział mój mentor w sztuce rzeźby, Pan Szukalski, to są po prostu „fartist”. (To taka jego anegdotka i zabawa słowem z angielskiego od słowa „fart”. Jak ktoś nie zna, to polecam tutaj wujka Google).

 

 
Najlepszym przykładem zaślepienia ideologicznego przed drugą wojną światową jest „Triumf Woli”. Film z 1935 roku, gdzie reżyserka Leni Riefenstahl przeraziła się, do czego prowadzi zaślepienie ideologiczne. W końcu wypadkową tej historii była wojna z Polską w 1939 roku, ale to inna historia.

 


Na dobrą sprawę „zaślepienie ideologiczne” to zjawisko społecznego, które nie umarło i żyje w XXI wieku. Bez względu na czas i historię istnieje nadal, nawet w XXI wieku, w formie postmodernistycznego fanatyzmu, a przykładem takiej „sztuki dla sztuki” jest Polska Walcząca zmutowana z symbolem MacDonalda przed radomskim Urzędem Miasta.

 


To tyle w ramach dygresji, tła historycznego, genezy obranej tematyki. Wracamy już na dobre do czasów współczesnych. Radom a.d. 2021. A co to się w tym pięknym mieście pojawiło? Przed Urzędem Miasta w Radomiu pojawiła się wystawa, związana z Wypadkami Czerwcowymi ‘76. Dużo w niej o „wolności”, chociaż jej nie widać. Autorem prac jest Szymon Szymankiewicz. I naprawdę, człowiek, który jest absolwentem i wykładowcą UW w Poznaniu tworzy takie prace? Naprawdę dożyliśmy czasów, kiedy artysta wchodzi z nihilizmem i materializmem do takiego stopnia, że biała kropka na czarnym kwadracie jest kunsztem, którym mamy się zachwycać?

 

 
Cóż się dziwić po człowieku, dla którego patriotyzm to faszyzm. A o to co pisze na swoim facebooku, po autorskim skrzyżowaniu Krzyża Celtyckiego z Kotwicą: „PW wg. MW A dla przypomnienia: ONR i Młodzież Wszechpolska to organizacje, które w sposób jawny odwołują się do swych przedwojennych, faszystowskich, rasistowskich i ksenofobicznych korzeni”. No chyba nie, skoro bohaterowie z Kamieni na Szaniec co poniektórzy byli w przedwojenny ONRze i walczyli z nazistami! Albo inna osoba, która zmarła niedawno, prof. Witold Kieżuń. Znany ekonomista na cały świat. Uczestnik Powstania Warszawskiego. Walczył on w oddziale po fuzji AK z częścią ruchu narodowego w postaci NZW, i tak powstawały oddziały podczas Powstania Warszawskiego AK-NZW. Nie dowiecie się tego z narracji prowadzonej przez Pana Sz. Sz.

 


To tak w ramach przypomnienia prawdy historycznej, jako kontra na nowo-lewicową narrację prowadzoną przez Pana Sz. Sz. Tak drodzy czytelnicy, właśnie prowadzimy wojnę informacyjną, bo nowo-lewicowe gadanie wywaliło głęboko z szamba. Niestety na taką ideologiczną papkę nie ma zgody.

 


Nie ma zgody na propagandę opluwania swojej historii. Użyję tutaj neologizmu, dokładnie chodzi o „fartystów”, którzy widzą wszędzie faszyzm, rasizm i ksenofobię, zwłaszcza w Polsce, bo jest to modne, i można się na tym wybić i wzbogacić. Zwłaszcza w kraju nad Wisłą. Gratulacje.

Robię to samo Panie Sz. Sz. Dziękuje serdecznie za to, że znalazłem temat na ciekawy felieton do Szturmu. Przynajmniej nie opluwam swojej historii, swojego kraju, swojego miasta, nie gardzę polskim narodem. Nie tworzę symbolu Polski Walczącej skrzyżowanej z symbolem MacDonalda. Znam intencje tego „dziełka”, podobnie jak ideologie, która za nią stoi.

 


Staram się pielęgnować relacje w zbiorowości, a nie pogłębiać podziały. Mity są ważne, bo spajają zbiorowość. Walka z nimi to nie dość, że syzyfowa praca, to jeszcze dodatkowo lot Ikara w słońce. Czyste kulturowe samobójstwo. Na to nigdy nie będzie mojej zgody, dlatego powstał ten tekst, który starałem się pisać w sposób kulturalny, ale i też żartobliwy.

Przeprane mózgi poprawnością polityczną pośród „niezależnych artystów” to bardzo okrutny konstrukt społeczny. Tacy autorzy są okrutni dla siebie i dla innych. A wszystko to przyprawione jest ideologią nowej lewicy, do której artysta oficjalnie się nie przyznaje, bo uznaje to za prawdę objawioną zastanej rzeczywistości. To jest naprawdę smutne.
 
Tak drodzy czytelnicy, tak wygląda współczesny postmodernizm, który przyszedł do nas z zachodu. Jego trendy są fajne, łatwe w odwzorowaniu, i zarazem odnieść można wrażenie, że z bycia leniwym, można stworzyć coś na poziomie. Niestety w przykładzie symbolu Polski Walczącej zmutowanej z logiem MacDonalda to już takie ciekawe nie jest.

 


Oczywiście, wolność artystyczna sam rozumiem, ale nigdy nie wpadłbym na pomysł zrobienia takiego paszkwila. Ja rozumiem, że autor chciał w ten sposób zszokować odbiorcę. Dać do zrozumienia, że bycie przypałowcem z bluzą, na której jest Polska Walcząca, je kebaba, jest passe. Naprawdę, taki mamy obraz tego symbolu? Trzeba z nim walczyć? Przez jakiś skończonych idiotów? Brać ich na świecznik, jako pryzmat „nacjonalizmu” w Polsce? Przecież to intelektualna aberracja! Niestety, przypałowcy byli zawsze, są i będą. Bez względu na czas i miejsce w tej galaktyce.

Jak ja odbieram taki zamysł artystyczny, jako odbiorca? Jako hańbę. Jako skradanie się ideologii liberalizacji i homogenizacji symboliki, i to do tego narodowej. Opluwanie swojej historii i dziedzictwa jest dzisiaj w modzie, a to moda buduje konsumpcyjny świat. Witamy w 20-leciu XXI wieku.

Autor tej pracy tłumaczy się tak, cytując: „Powstanie Warszawskie to 200 tys. ofiar i doszczętnie zniszczone miasto przez tych, którzy chcieli narodu bez Żydów, Romów czy gejów i lesbijek. To złe decyzje polityków i wojskowych, za które cierpieniem i życiem zapłacili walczący i ludność cywilna. To groza i przestroga, by historia się nie powtórzyła. Nie trywializujmy jej plastikowymi gadżetami, "patriotycznymi" koszulkami, ubrankami dla psa, skarpetami i kołdrami, czy opaską z kotwicą na ramionach warszawskich kelnerów…”

 


Po pierwsze, to niech Pan Sz. Sz. ma pretensje do konsumpcjonistycznego stylu życia promowany przez obecny system, bo gdyby nie ta haniebna postawa wtórnego niewolnictwa człowieka, to symbol Polski Walczącej nie byłby na skarpetkach. Zaraz, chwila, przecież artysta jest wolnościowcem, to powinien to zrozumieć. Wolny rynek i jego zasady…

Z drugiej jednak strony, uwielbiam jak ktoś pisze, że były to, cytuję: „złe decyzje polityków i wojskowych”. Naprawdę, byłeś tam? Widziałeś? Odczułeś? Przeżyłeś to? To dlaczego masz czelność tak określać historię swojego kraju? Dodam na sam koniec tego akapitu, że do dzisiaj powstańcy warszawscy nie mogą dojść do konsensusu, czy powstanie miało sens, czy też nie. I nie zrobimy tego nigdy w historiografii, to jest zbyt traumatyczny temat na ocenę tego. Nie udało się tego osiągnąć za komuny, i nie uda się teraz. Przecież są ważniejsze rzeczy na świeczniku artystycznym, chociażby namalowanie Polski Walczącej z symbolem MacDonalda…

Historię po prostu trzeba pisać na nowo. Trzeba dużo obiektywizmu w tej pracy. Oprócz tego wyzbyć się subiektywnego spojrzenia na sprawę, wyjść z siebie, poczuć empatię (tak jako nacjonalista mam dużo empatii, dziwne nie? I to nie jest aberracją) do tamtych ludzi, wtedy, kiedy żyli w tych trudnych czasach. Czy to będzie cywil, który stracił życie, czy 13 letni powstaniec, który bez karabinu leciał na mg42, bo mu tak dowódca rozkazał.

Niestety, Powstanie Warszawskie jest żywym przykładem, że kiedyś tragedia grecka mogła się wydarzyć „na żywo”. Tak to niestety odczuwam i nie tylko ja. A jeśli ktoś chce umniejszyć pamięć walczących i ofiar w postaci symbolu Polski Walczącej w przestrzeni publicznej, i z tym walczy, w podprogowym przekazie, swoimi pracami, tłumacząc się tym, że jakiś sklep sprzedaje symbol Polski Walczącej na skarpetkach, bo przecież tak działa wolny rynek i nie ma do niego pretensji, to ma naprawdę problem ze sobą i jest oderwany od rzeczywistości.

Dlatego warto zastanowić się nad tym, że to nie była tylko „zła decyzja wojskowych i polityków”, to była sytuacja patowa. Ci cywile polscy, żyjący podczas okupacji, mieli dosyć łapanek, wywozów do Niemiec, prac przymusowych, czy zastrzelenia przez SS-mana matki na ulicy. Ludzie mieli dość, więc chwycili za broń. (Co ciekawe, to taka trochę parafraza Bogusława Lindy w tej materii, jeśli ktoś by się czepiał, że to tylko moje zdanie w tym temacie, to poszukajcie w Internecie jego wypowiedzi na temat Powstania Warszawskiego. Mi to otworzyło oczy i zmieniło perspektywę w tej tematyce).

 


Odnoszenie dzisiejszych czasów do czasów okupacji jest karkołomne i trywialne. Naprawdę, żyjemy zupełnie innymi standardami w życiu w 2021 roku, niż podczas okupacji, jako naród polski. Autor Polski Walczącej z symbolem MacDonalda tłumaczy się, że jego praca powstała, żeby „nie doszło do takiej tragedii”. A taka „okupacyjna tragedia” ma miejsce dzisiaj, w XXI wieku, na Bliskim Wschodzie. Niestety, takie standardy okupacyjne są w Palestynie. Dlaczego tym tematem artysta się nie interesuje? Jest mało modny? Mało medialny? A może chodzi już w tym przypadku o łatkę „antysemityzm”, chociaż na dobrą sprawę byłby to wydźwięk bardziej antysyjonistyczny? A może chodzi o to, aby być na piedestale, iść z obecnym nurtem postmodernistycznego bagna, bo są z tego profity? Autor prac mówi o przestrodze, aby podobna historia się nie wydarzyła, a się wydarza w Strefie Gazy? Przecież to czysta hipokryzja!

Przejdźmy do puenty, tego niefrasobliwego zdarzenia, wystawienia tych „postmodernistycznych wypocin”, w formie „softpower”, przed radomskim urzędem miasta. Obalanie mitów jest dzisiaj w modzie, ale te mity budują zbiorowość. Jeśli ktoś to atakuje, to zachowuje się jak „idiota”. (Tutaj, uwaga w nawiasie, żeby nie było, nie nazwałem nikogo mianem „idioty”, tylko określam zachowanie człowieka bezosobowo. Na dobrą sprawę to taka nauka czytania ze zrozumieniem w praktyce). Drugim powodem tej sytuacji może być to, iż artysta ma konkretny cel w tym przypadku, a jest nim wyrażenie siebie poprzez jakieś poglądy, idee, czy ideologie. W tym przypadku diametralnie widać zaślepienie ideologiczne, a paliwem napędowym jest nowo-lewicowa narracja. Myślę, iż w przypadku Polski Walczącej zmutowanej z MacDonaldem to jest tego paliwem. I nie tylko ja tak myślę.

 


W pakiecie narracji prowadzonej przez Pana Sz. Sz., widoczna jest oczywiście polityka wstydu, oraz ojkofobia, a wszystko to przyprawione piękną narracją, żeby przekonywać społeczeństwo i naród, że na przykład, parafrazując słowa: „historia nie jest ważna!”, „z historią można zrobić wszystko!”, z „z symbolami narodowymi można zrobić wszystko!”.

Na przykład skrzyżować symbol Polski Walczącej z symbolem MacDonalda. Nie dziwi mnie to, że ta wystawa ujrzała światło dzienne, skoro prezydentem miasta jest ktoś z PO. Współczesny liberalizm to naprawdę intelektualny nowotwór. Na dobrą sprawę, w tym momencie pisania tego felietonu, zastanawiam się, dlaczego w Polsce mamy takie trendy? Nie przyszły one do nas z Niemiec, Rosji, ani Izraela. Nawet w takiej „hameryczce” mają szacunek do swojej flagi.

 


A co myślę na temat samej sytuacji? Wstyd mi za to. Radomscy Robotnicy z '76 roku zrobiliby transzeje i strajk pod urzędem miasta w obecnych czasach, za te hańbę, a oni robią „wystawę wolności”, na ich cześć. Co za aberracja myślowa. Nazywajmy rzeczy po imieniu, bo Polska Walcząca to polski symbol narodowy, w panteonie walki o niepodległość!


Gdyby ktoś zrobił taki artystyczny pamflet z gwiazdą Dawida, od razu mielibyśmy antysemityzm w Radomiu na skalę całego świata.
Czas otworzyć oczy, gdzie podobna historia się tworzy jak okupacja niemiecka z lat 1939-1945 na terenie polski. A tym miejscem jest Strefa Gazy i kwestia palestyńska w państwie Izrael. Czekam, aż Szymon Szymankiewicz weźmie moje słowa do serca, i zacznie walczyć naprawdę o to, „żeby podobna historia się nie wydarzyła”, bo niestety w swojej narracji, i pracach autorskich, wychodzi na hipokrytę.

 


Walka artystyczna to ważna sprawa. Najlepiej w naszej historii pokazał to chyba Stanisław Szukalski. Zapomniany rzeźbiarz, który zrobił sekcję na swoim ojcu, po wypadku samochodowym, aby znać anatomię człowieka i przelać je w rzeźby. Te ostatnie sobie wyobrażał w głowie i przelewał na formę. Gardził konformistycznymi prądami, tworzył swoją indywidualną sztukę, prosto z duszy. Takich artystów spotykam mało w obecnych czasach, a powinno być ich coraz więcej. W końcu „wykluwają się” w czasie kryzysu, a mamy przecież pandemie na planecie Ziemia.

 


Niestety dzisiejsi „fartyści”, bardzo podoba mi się ten neologizm, który stworzyłem swoją drogą, jeśli przejmują się przypałowcami, którzy jedzą kebaba i mają wydziarane SS nad okiem, a na koszulce Polskę Walczącą, to naprawdę zajmują się marginalnym zjawiskiem społecznym, który jest też hańbą. Nie ma też co się nad tym rozwijać i pastwić. Podobnie jak nad symbolem Polski Walczącej na skarpetkach.  Trzeba mieć łeb na karku i być charakterny. No to jestem, jako nacjonalista i walczę słowem o prawdę. Tak jak prawdziwy artysta, piszę felieton. To też pewna forma sztuki wychodzącej z artystycznej duszy. „Tylko zdechłe ryby płyną z prądem rzeki”, mówi pewne powiedzenie, z którym się zgadzam.

 


Objawioną prawdą jest też to, że nie można walczyć z mitami, bo one spajają naród. Trzeba je pielęgnować i nadbudowywać narrację, na następne pokolenia, a nie się od nich odcinać.

 


Najgorzej jak ktoś z nimi zaczyna walczyć, to walczy sam ze sobą i swoim etnosem, historią, tradycją, kulturą, kodem kulturowym, a nawet i językiem. To jest niestety przykre. To jest niestety smutne. Ta niewiedza i zaślepienie ideologiczne nowo-lewicowymi standardami w sztuce postmodernistycznej. Na dobrą sprawę jej wypadkową jest krzyżowanie Polski Walczącej z symbolem MacDonalda, i to jeszcze w moim rodzinnym mieście, w Radomiu, stolicy „Chytrej Baby”.

 


Nie spodziewałem się nigdy, jako rodowity radomianin, iż do takiej sytuacji dojdzie w tym mieście, kiedykolwiek. Więc Panie Sz. Sz., budowanie szoku ci się udało, ale niestety efekt pracy „anty-kulturowej” jest odwrotny do zamierzonego celu, bo napisałem felieton, który w jakimś stopniu „urąga” twojej twórczości „artystycznej”.

 


Chcę napisać na koniec, że pisząc ten tekst, nie chciałem nikogo urazić, tylko wyrazić swoje zdanie. Na tym chyba polega wolność artystyczna w Polsce? Art. 73 Konstytucji 3 RP mi daje taką możliwość. Felieton jest formą artystyczną. Skoro można skrzyżować Polskę Walczącą z symbolem do MacDonalda, to można też napisać felieton na ten temat.

Patryk Płokita

 

 

 

Mówią nam, że mamy się wstydzić swojej wiary, ponieważ jesteśmy staroświeccy, średniowieczni i ograniczeni umysłowo. Wpierają nam, że bycie katolikiem nie jest współcześnie modne, bo nie pasuje do tego świata. W końcu coraz częściej odmawiają nam prawa do publicznego wyznawania naszej wiary, twierdząc że we współczesnym świecie nie ma dla niej miejsca. Coraz śmielej i z rosnącą premedytacją atakują nasze miejsca kultu oraz naszych kapłanów. Jak w obliczu tej burzy zachowasz się Ty Kolego?

 

Ślepa furia tego świata cały swój impet obraca przeciwko lux in tenebris- Krzyżowi Chrystusa, który dla jednych jest zgorszeniem, dla innych zacofaniem albo parafrazując za Leninem (de facto współcześnie coraz bardziej modnym) opium dla ludu. Jednak zasadnicze pytanie jest takie- czym On jest dla nas? Niewątpliwie ofiara Chrystusa na krzyżu uczy nas pokory i pełnego poświęcenia- służby w obliczu wszechogarniającego zła. Droga chrystusowa jest drogą trudną i ciężką, a my jesteśmy pielgrzymami na tej ziemi, którzy w cieniu krzyża podejmują własną tułaczkę na pustyni naszego życia. Dookoła czają się na nas wygłodniałe lwy tego świata gotowe nas w każdej chwili pożreć, dlatego wielu z nas upada raz za razem, często szukając ślepo oparcia we współczesnym świecie, nie rozumiejąc że tylko On może nas uzdrowić i uzdolnić do dalszej wędrówki. Można Go prosić o usunięcie problemu, lecz czy to na pewno jest dla nas korzystne rozwiązanie? Człowiek który nie podejmuje wysiłku słabnie, gnuśnieje i staje się wygodny, a przez to staje się podatny na kolejne fale które w niego uderzają i rozbijają jego twierdzę (własne wyimaginowane ja?), niczym fale przypływu niszczące dziecięcy zamek z piasku.

 

Nieodłącznym kompanem w naszej ziemskiej wędrówce jest nasz brat- zwątpienie. Za każdym razem za jego podpowiedziami będziemy błądzić, będąc przekonanym o tym, że podążamy trasą która jest dla nas najlepsza. Utopijne obietnice tego świata będą nam jawiły się jako przepiękne skarby, które w rzeczywistości okażą się pułapką, w którą zapewne nie raz każdy z nas wpadnie.

 

Pułapki oraz pustynny marsz są niejako wpisane w życie każdego nacjonalisty, który najpierw uczy się jak zwyciężać samego siebie, aby później móc służyć innym. Człowiek jest istotą społeczną, tak więc uciekając od pracy dla Narodu stajemy się niczym dezerterzy w armii, którzy unikają obowiązkowej służby.

 

Warto często szerzej zerknąć na nasze powinności łącząc je z pierwiastkiem katolicyzmu, który wbrew pozorom nie uczy nas miałkości, lecz przygotowuje do twardej i nieustępliwej postawy, która dodatkowo obwarowana jest Przykazaniami, które nie mają ciążyć nam swoim ciężarem, lecz stanowić tarczę, o którą odbiją się wszelkie przeciwności. Kiedyś słyszałem, że jestem niewolnikiem Boga i Kościoła, jednak każdy wolny człowiek aby być rzeczywiście wolnym musi mieć swojego Pana. My, katolicy, tego Pana mamy, który aby nam pomóc zsyła nam swój Krzyż i Matkę Kościół, którego bramy piekielne nie przemogą.

 

Jak już na wstępie zostało powiedziane, będą nas opluwać, poniżać, obrażać, ale…choćby wszyscy, My nie!

 

 

 

 

 

Jan Piasecki

 

środa, 30 czerwiec 2021 22:03

Nestor Iskrzyński - Lewacka walka o klimat

Tylko jaki sens ma wiązanie opinii o zmianach klimatu z przekonaniami politycznymi? Może to być wręcz szkodliwe. Kreując taki a nie inny obraz innych ludzi tworzy się w ten sposób odrębny od tego „prawdziwego” świat. Świat oparty na bzdurnej nienawiści w sprawach, które żadnego gniewu nie powinny powodować. Zamiast skupiać się na domniemanych powiązaniach  i inwektywach politycznych, jakimi są obecnie słowa prawica i lewica, zmieniające znaczenie zależnie od widzimisię użytkowników (synonim absolutnego dobra i mądrości płynnie przechodzi w niewybredna obelgę świadczącą o ułomności człowieka która z prawicą/lewicą się identyfikuje) skupmy się na tym co naprawdę ma znaczenie – o prawdziwych argumentach odwołujących się do ustaleń nauki oraz filozofii. Wybaczcie ten przydługi wstęp ale patrząc na ilość jadu która zatruwa nie tylko polską ale i światową dyskusję na wszelakie tematy uznałem, że należy wspomnieć o tym aby sobie ani nikomu/niczemu innemu nie przyprawiać gęby a patrzeć na świat takim jakim on jest.

 

 

 

Tematem który zamierzam poruszyć jest natomiast monopolizacja idei „dbania o środowisko” przez „Lewicę” czyli takie ugrupowania, które się tak określają i są tak określane przez ich zwolenników oraz przeciwników. Powoduje to, że druga strona, ta która utożsamia się i jest utożsamiana z „Prawicą” ma spory problem. Przyznanie racji drugiej stronie, w tym, że coś jednak trzeba zrobić staje się bowiem w takim wypadku aktem zaprzeczenia własnej tożsamości. Aktem bardzo bolesnym, uświadamiającym o konieczności zmian oraz własnej słabości. I teraz pytanie – czy nie utożsamiamy się aby zbyt mocno z tym co mówimy? Czy idee które uznajemy za słuszne nie mają nad nami władzy? Człowiek silny wie co jest dla niego dobre ponieważ dąży i walczy aby oddzielić ziarno od plew, pomnożyć swoją moc i swoje szczęście. Człowiek który boi się walki, pracy nigdy nie stanie się silny, bądź nigdy nie uzyska chociaż podstaw do tego aby aspirować do potęgi.

 

 

 

Oczywiście sama bezrefleksyjna walka dla walki, walka tylko aby przeforsować to w co wcześniej wierzyliśmy jest podszyta strachem i pragnieniem zatarcia świadomości własnej słabości. Nie prowadzi ona do niczego innego niż okrucieństwa i rządów cynizmu. Wybaczcie to przydługie rozwinięcie wstępu ale czułem się zmuszony opisać to co widzę codziennie kiedy tylko otwieram oczy - Ludzi którzy są niewolnikami nie tylko cudzych ale i własnych słów, cuchnących od strachu przed spojrzeniem w lustro i ujrzeniem wszystkich niedoskonałości skrzętnie ukrywanych przez całe życie. Zakutych w kajdany plemiennej walki tożsamości rozciągniętej na to, co nigdy tożsamości nie powinno podlegać – dążenie do prawdy i nią samą. Nie ma bowiem czegoś takiego jak prawda „lewacka”, „prawacka”, „polska”, „rosyjska” czy „zachodnia”. Prawda jest tym poprzez co my wszyscy dążymy do mocy. Nikt z nas nie ma na nią monopolu. I nigdy mieć nie będzie. Kwestionowaniu polega wszystko (w tym ten felieton). Nie pozwólmy aby bzdurne podziały tożsamościowo - kulturowe zamieniały nas w zombie które nie są zdolne aby usłyszeć słowo drugiego człowieka, których horyzonty myślowe kończą się na pożarciu innych istot. Na ich prawdziwym zmasakrowaniu.

 

 

 

Wybaczcie to zakończenie nie na temat. I cały felieton. I clickbait na początku. Ale teraz już przynajmniej wiadomo jak wstępnie zabrać się do dyskusji nad tym, że…. [wstaw wartość x].

 

 

 

Nestor Iskrzyński

 

Tak zwane lobby równościowe, które posiada znaczące wpływy w różnych dziedzinach życia społecznego i politycznego, sterujące mediami, a także opinią publiczną, nagminnie wykorzystuje nieświadomość społeczną i wszelkiego rodzaju triki manipulacyjne. Nawiedzeni tolerancją członkowie organizacji lewicowych wykorzystując hasła dotyczące pomocy czy budowania równych szans,  w rzeczywistości prowadzą do dyskryminacji większości społeczeństwa. Jednocześnie robią na tym swój, niejednokrotnie bardzo opłacalny, interes. Czasami jednak tendencje te prowadzą do całkiem udanych praktyk.

 

W 1999 roku władze Wiednia zapytały mieszkanki i mieszkańców dziewiątej dzielnicy, jak często i dlaczego korzystają ze środków komunikacji miejskiej.

 

„Większość mężczyzn wypełniała kwestionariusz w niecałe pięć minut" – mówi Ursula Bauer, jedna z miejskich urzędniczek, którym powierzono zadanie przeprowadzenia ankiety. „ Natomiast kobiety w odpowiedzi pisały i pisały.”

 

Mężczyźni w większości stwierdzali, że korzystają z samochodu albo z komunikacji miejskiej dwa razy dziennie  – rano, w drodze do pracy i wieczorem, wracając do domu. Tymczasem kobiety korzystały z sieci miejskich chodników, tras autobusowych, linii metra i tramwajów znacznie częściej i w różnorodnych celach.

 

Kobiety miały znacznie bardziej zróżnicowane wzorce poruszania się. Pisały na przykład: „Czasem rano zabieram dzieci do lekarza, potem zawożę je do szkoły, a potem sama jadę do pracy. Po pracy robię zakupy dla matki i przywożę dzieci do domu metrem.”

 

Kobiety częściej niż mężczyźni korzystały z komunikacji miejskiej i częściej chodziły pieszo. Dzieliły czas między pracę i obowiązki rodzinne, jak opieka nad dziećmi lub starszymi rodzicami. Mając to na względzie, urbaniści stworzyli plan usprawnienia ruchu pieszych i ułatwienia dostępu do publicznego transportu.

 

Zainstalowano dodatkowe oświetlenie, żeby kobiety mogły bezpieczniej poruszać się po zmroku. Chodniki poszerzono, żeby ułatwić pieszym chodzenie wąskimi ulicami. A przy jednym z głównych miejskich skrzyżowań zbudowano wielkie schody z podjazdem, żeby ułatwić poruszanie się ludziom z wózkami dziecięcymi i osobom niepełnosprawnym.

 

Decyzja o zbadaniu, jak mężczyźni i kobiety przemieszczają się po mieście, nie była przypadkową akcją. Stanowiła część programu, który ma na celu branie pod uwagę aspektu płci w tworzeniu polityki miejskiej. Nazywa się to „gender mainstreamingiem” (włączaniem polityki równości płci do głównego nurtu działań).

 

Stolica Austrii wciela w życie ideę polityki równości płci od wczesnych lat 90. W praktyce oznacza to, że władze miejskie tworzą prawa, przepisy i regulacje, które mają przynieść równe korzyści mężczyznom i kobietom. Celem wiedeńskiego ratusza jest zapewnienie równego dostępu do zasobów miasta. Urzędnicy twierdzą, że jak dotąd taka polityka się sprawdza.

 

Wiedeń przyjął politykę włączania równości płci do głównego nurtu w wielu obszarach administracji miejskiej, w tym w edukacji i polityce ochrony zdrowia. Jednak największy jej wpływ widać w dziedzinie planowania miejskiego. Do dzisiaj zrealizowano już ponad sześćdziesiąt projektów pilotażowych. W miarę, jak rośnie ich skala i rozmiar, polityka równości płci staje się siłą, która dosłownie zmienia kształt miasta.

 

Urbaniści Wiednia, wprowadzający idee równości płci do miejskiej gospodarki przestrzennej od ponad dwóch dziesięcioleci, wypracowali już niemal naukowe metody. Zanim jakikolwiek projekt trafi do realizacji, zbierane są dane, by określić, w jaki sposób różne grupy ludzi korzystają z przestrzeni publicznej.

 

Politykę równości płci po raz pierwszy wprowadzono w Wiedniu w 1991 roku, kiedy grupa urbanistów zorganizowała wystawę fotografii pod tytułem „Do kogo należy przestrzeń publiczna – Codzienne życie kobiet w mieście”. Wystawa przedstawiała codzienne życie różnych grup kobiet, mieszkanek austriackiej stolicy. Każda kobieta pokonywała inną trasę przez miasto. Jednak zdjęcia jasno pokazywały, że dla każdej z nich najważniejsze było bezpieczeństwo i łatwość poruszania się.

 

Wystawa wywołała ożywioną dyskusję w mediach. Opisywały ją gazety, mówiono o niej w telewizji i w radiu, a samą wystawę zwiedziło blisko cztery tysiące osób. Wtedy to było coś zupełnie nowego. Ale politycy szybko zorientowali się, że ludzi to interesuje i postanowili wesprzeć ten kierunek myślenia.

 

Wkrótce potem pilotażowe projekty zawierające politykę równości płci dostały zielone światło od miasta. Jeden z pierwszych dotyczył powstania osiedla bloków mieszkalnych, zaprojektowanych przez kobiety i dla kobiet w dwudziestej pierwszej dzielnicy Wiednia. W 1993 roku miasto rozpisało konkurs na projekt takiego kompleksu mieszkalnego. Nazwano go „Frauen-Werk-Stadt”.

 

Chodziło o to, by stworzyć osiedle, które ułatwiałoby kobietom życie. Ale co to właściwie znaczy? Ankiety badające godzinowy rozkład codziennych zajęć, przeprowadzone przez austriacki narodowy urząd statystyczny Statistik Austria, pokazały, że kobiety dziennie poświęcały więcej czasu obowiązkom domowym i opiece nad dziećmi niż mężczyźni. I właśnie to uwzględniał projekt Frauen-Werk-Stadt. Osiedle składa się z ciągu bloków mieszkalnych otoczonych podwórkami, na których urządzono wiele trawników o owalnych kształtach. Rodzice z dziećmi mogą spędzać czas na zewnątrz, bez potrzeby oddalania się od domu. Osiedle ma własne przedszkole, aptekę i małą przychodnię zdrowia. Poza tym zostało zbudowane w miejscu dobrze skomunikowanym z resztą miasta, żeby załatwianie spraw w centrum, czy dojazd do szkoły nie stanowiły problemu.

 

Po zakończeniu realizacji projektu Frauen-Werk-Stadt władze miasta przeniosły uwagę na sieć wiedeńskich parków publicznych i zamówiły badanie, które miało określić, jak mężczyźni i kobiety korzystają z przestrzeni parkowych. Wyniki były zaskakujące.

 

Badanie, które przeprowadzono w latach 1996-97, pokazało, że wiek dziewięciu lat jest dla dziewczynek granicą, powyżej której gwałtownie spada ich aktywność w parkach, natomiast liczba chłopców pozostaje stała. Wyniki pokazały, że dziewczynki są mniej asertywne niż chłopcy. Jeśli chłopcy i dziewczyny walczą o przestrzeń w parku, chłopcy częściej wygrywają.

 

Urbaniści chcieli sprawdzić, czy można odwrócić tę tendencję, wprowadzając zmiany w samych parkach. W 1999 roku miasto rozpoczęło przeprojektowywanie dwóch parków w piątej dzielnicy. Dodano ścieżki dla pieszych, żeby zwiększyć dostęp do parku. Utworzono boiska do siatkówki i korty tenisowe, żeby poszerzyć zakres dostępnych zabaw i sportów. Do pracy przystąpili też architekci terenów zielonych, którzy podzielili duże otwarte przestrzenie na półzamknięte mniejsze obszary. Niemal natychmiast władze zaobserwowały zmianę. Różne grupy – chłopcy i dziewczyny – zaczęły korzystać z parku, nie przeszkadzając sobie nawzajem.

 

Projekty Wiednia przyciągnęły szerszą uwagę. W 2008 roku Program Narodów Zjednoczonych ds. Osiedli Ludzkich włączył strategię wiedeńskich urbanistów do rejestru dobrych praktyk w dziedzinie poprawy warunków środowisk mieszkalnych. Przeprojektowanie wiedeńskich parków i stworzenie pilotażowej dzielnicy uwzględniającej kwestie równości płci zostały nominowane do Nagrody Służby Publicznej ONZ, honorowej odznaki w uznaniu usprawniania administracji publicznej.

 

Odrzucając zatem ideologiczne zamiary grupy, która próbowała przemycić w tym projekcie swój światopogląd, okazało się, że działania przyniosły wiele dobrego. Polepszyły się warunki mieszkaniowe wokół osiedli, zwiększono ilość terenów zielonych oraz skupiono się na poprawie bezpieczeństwa. Szkoda, że to jednak tylko wyjątek, który na szczęście przyniósł dobre owoce.

 

 

 

 

 

Adrianna Gąsiorek

 

Hart ducha – bardzo popularne zarówno kiedyś jak i w czasach teraźniejszych określenie. Warto jednak przeanalizować jego dokładne znaczenie, aby móc twardo przejść przez swoje życie.

 

 

Hartem ducha inaczej nazwać można bohaterstwo, waleczność, przebojowość czy ducha rycerskiego. Związany jest z wyrobieniem odporności też psychicznej. Niestety w dzisiejszym świecie można odnieść wrażenie, że ważniejsze jest tylko hartowanie ciała. Ludzie skupiają się na odporności fizycznej, dbają o swoją kondycję fizyczną, poświęcają wiele godzin na ćwiczenia fizyczne, biegi, siłownie itd. Zapominają jednak o dbałość o swoją psychikę.

 

 

Spotkać możemy często bardzo osoby, które fizycznie są bardzo silne, jednak psychicznie są bardzo delikatni, łatwo ich złamać, a czasami nawet najmniejsza trudność może ich załamać.

 

 

Człowiek współczesny coraz bardziej przyzwyczaja się do bogactwa materialnego, wygód życiowych, dążenia do wiecznych przyjemności. Idealnie jest gdy wszystko idzie po jego myśli, jednak przy nawet najmniejszych trudnościach życiowych załamuje się. Staje się bierny, poddaje się, nie wykonuje już wcześniejszej działalności.

 

 

W momentach trudności życiowych jesteśmy dopiero w stanie zauważyć, że nasz hart ducha jest bardzo słaby, lub nie mamy go w ogóle. Wtedy dopiero osoba ludzka próbuje szukać sposobów rozwiązania, często bardzo destrukcyjnie na niego wpływających.

 

 

Jak wiemy z własnego doświadczenie, lepiej zapobiegać niż leczyć. Tak jest także w przypadku hartu ducha. Można o niego dbać i pielęgnować od samego dziecka.

 

 

Jak zatem można nad nim pracować?

 

Podstawą i to już od najmłodszych lat jest wprowadzanie do swojego życia szeroko pojętej dyscypliny oraz trudu.

 

Ważne jest także podporządkowanie swojego życia twardym zasadom i regułom postępowania.

 

Na owocne hartowanie ducha ma także wpływ wysiłek fizyczny.

 

 

Z czym związane jest hartowanie ducha?

 

Niewątpliwie z różnego rodzaju trudnościami. Kojarzone są one z czymś bardzo złym. Ludzie starają się unikać ich na wszelkie możliwe sposoby. Nie jest ona kojarzona z czymś przyjemnym i komfortowym.

 

 

Dzisiejszy świat uczy jednak natychmiastowego zaspokajania potrzeb i zachcianek. W efekcie czego nasze wnętrze staje się coraz bardziej kruche. Nie da się jednak żyć perfekcyjnie i bez żadnego cierpienia.

 

 

Hart ducha można budować między innym pozytywnym podejściem do życia. Bez życiowego optymizmu nie jesteśmy w stanie ruszyć dalej. Nie możemy jednak unikać trudności. Najlepiej postarać się podejmować trud choćby kilka razy w tygodniu. Musi ona od nas wymagać faktycznego wysiłku. Regularne ćwiczenia sprawią, że będziemy stawać się coraz bardziej mężni i odważniejsi.

 

 

Starajmy się też nie patrzeć na życie w ciemnych barwach, a podejmować walkę każdego, codziennego dnia.

 

Nacjonalista to osoba, która jest zahartowana psychicznie i nie boi się podejmowania żadnego ryzyka.

 

Każdy dzień, w walce o lepsze jutro jest dla niego nowym wyzwaniem.

 

Monika Dębek 

Pisałem i mówiłem już nieraz, że nacjonalizm w Polsce jest zbyt przeideologizowany i za bardzo archaiczny, nie będąc w stanie (póki co) wypracować sensownej alternatywy dla istniejącego systemu. Problem leży między innymi w samych nacjonalistach i ich braku realnej pracy nad sobą i swoją wiedzą. Zaczytujemy się w zakurzonych książkach sprzed 100 i więcej lat, które dawno już straciły na aktualności, wyszukujemy na allegro od dawna niedostępne wydania szurowskich pozycji z lat 90-tych albo skrupulatnie śledzimy coroczne „nowości” od specjalistów od masonów, iluminatów, plandemii itp.

 

Dość już tego. Pora, żeby nacjonaliści zaczęli cokolwiek rozumieć otaczający ich świat, realia i związki przyczynowo-skutkowe. Pora, żeby przeciętny nacjonalista zapytany o ekonomię, politykę, gospodarkę, społeczeństwo czy klimat nie jąkał się i nie przywoływał cytatów z Dmowskiego, Thatcher czy innych liberałów.

 

Stąd pozwoliłem sobie zebrać w niniejszym tekście wybór kilku książek na powyższe tematy, które pozwolą choć trochę zrozumieć te zagadnienia. Z góry uprzedzam o dwóch rzeczach. Po pierwsze są to książki oparte o fakty, naukę, badania i konkretne przykłady, a nie o histerie, fobie i inne korwinistyczne majaki. A po drugie, jako że narracja nacjonalistyczna nie istnieje, żadna z tych książek nie wyszła spod pióra nacjonalisty czy w ogóle prawicowca. Już choćby dlatego warto je polecić.

 

 

 

Czytać Wosia jak najwięcej

 

 

Mało który dziennikarz i publicysta ma tak cięte i mocne pióro, a jednocześnie potrafi chłodno i jasno wyjaśnić skomplikowane kwestie związane z neoliberalną rzeczywistością. Woś to z pewnością obok Okraski jeden z 2 najważniejszych lewicowych (w rozumieniu lewicy socjalnej) dziennikarzy i intelektualistów w Polsce. Woś w swoich artykułach i książkach nie bierze jeńców, a jednocześnie narracja jego jest logiczna i podbudowana konkretnymi danymi. Sztandarowe dzieło Wosia – „To nie jest kraj dla pracowników” to autentyczna odtrutka na neoliberalne brednie i kłamstewka. To książka pokazująca nie tylko niedolę polskiego pracownika, ale jak działają mechanizmy wyzysku, jak wpływają na ludzi i przede wszystkim – czym są warunkowane. Woś w ogóle interesuje się III RP jako taką – jej mechanizmami, kolorytem, efektami transformacji. Nie dziwi więc, że pokusił się niejako o biografię III RP pod tytułem „Zimna trzydziestoletnia”. Kreśli w niej proces przechodzenia od schyłkowego komunizmu do agresywnego neoliberalizmu. I robi to nie tylko niezwykle krytycznie wobec tego, jaki ostatecznie wariant zmian wybrano, ale także wykazuje, że istniał szereg alternatywnych rozwiązań i wyjść. To stanowi tło dla dywagacji Wosia nad innymi modelami kapitalizmu, tymi bardziej ludzkimi – skandynawskim czy niemieckim.

Polskę nieraz ciężko zrozumieć, ale Woś ułatwia nam to, pokazując skąd określony stan rzeczy się bierze, jakie ma skutki i jakie są i były alternatywy. A nie jest tak, że na anglosaski neoliberalizm jesteśmy skazani i kropka. Nie, są inne możliwości, bardziej ludzkie, bardziej społeczne i narodowe - i to pokazuje Woś w swojej publicystyce, że pomimo złego stanu rzeczy, cały czas mamy szanse i możliwości. 

 

 

Kapitalizm drobnego druku

 

 

Konsekwencja i systematyczność to z pewnością rzadkie dziś cnoty, zwłaszcza jeśli idą w parze z prostotą wypowiedzi a jednocześnie wysoką erudycją. Niewątpliwie twórczość Andrzeja Szahaja charakteryzuje się tymi właśnie przymiotami. Autor ten zajmuje się w swych pracach, które stanowią głównie zbiory esejów i felietonów, praktycznymi skutkami funkcjonowania w Polsce systemu anglosaskiego liberalizmu. Dostrzega on w nim szereg systemowych i ustrojowych wad, stąd też cała jego publicystyka to niejako próba wytworzenia alternatywy dla obecnego ładu. Dodajmy – alternatywy nadal w ramach tzw. „wolnego rynku”, ale z ludzką twarzą, czyli interwencjonizmem państwa, wyższymi pensjami, silnym uzwiązkowieniem, dbałością o pracownika i ekologię.

 

Ktoś, kto przeczyta kilka pozycji Szahaja może rzec, że ten powtarza się, jego teksty są do siebie podobne i poszczególne książki niespecjalnie się różnią. Odwróćmy jednak ten argument – to obecny system cały czas mocno zasadza się na neoliberalnych filarach, stąd nic dziwnego, że jego krytyka jest prowadzona z podobnych pozycji.         

 

Szahaj trochę jak Woś zastanawia się czy faktycznie w roku 1989 nie mieliśmy alternatywy. Wmawianym nam mitem jest ten, że Balcerowicz rzekomo „uratował” upadającą polską ekonomię (choć żaden makro i mikroekonomiczny współczynnik tego nie potwierdza) a gwałtowne wprowadzenie najbardziej skrajnej odmiany kapitalizmu było jedynym wyjściem. Szahaj uważa inaczej, co więcej twierdzi, że cały czas jest potrzeba zamiany folwarcznych i neokolonialnych stosunków społecznych i ekonomicznych w Polsce na te bardziej ludzkie i przede wszystkim – wspólnotowe.

 

No właśnie, wprawdzie Szahaj definiuje się jako liberał, to jednak wychodiz cały czas z punktu widzenia państwowego i wspólnotowego, co dość nieoczekiwanie tworzy dla nas, nacjonalistów, długa listę miejsc, gdzie nasze poglądy i punkty widzenia zazębiają się.

 

 

 

Czego nie mówią Ci o kapitalizmie?

 

 

Jak to w końcu jest z tym kapitalizmem? Faktycznie to zasady neoliberalne stworzyły w XIX i XX wieku największe światowe potęgi? A może było inaczej? Jak realizowano mocarstwowość USA, Wielkiej Brytanii, Japonii, Korei Południowej, Niemiec czy Francji? Czy naprawdę kanoniczne zasady reaganowskiego neoliberalizmu są prawdziwe?

 

Jeśli chcecie poznać odpowiedzi na te i inne pytanie polecam serdecznie autora Ha-Joon Changa, południowo koreańskiego ekonomistę, wykładowcę Cambridge.

 

W swoich światowych bestsellerach „Źli samarytanie” oraz „23 rzeczy których ci nie mówią o kapitalizmie” odpowiada na powyższe oraz wiele innych pytań. W niezwykle humanistycznym, ale podpartym bogatym materiałem źródłowym, wykazuje, że to co powszechnie się mówi o ekonomii to kłamstwo, a interwencjonizm, progresywne podatki, udział państwa w ekonomii, uprzemysłowienie etc. są jak najbardziej cennymi czynnikami rozwijania potęgi danego kraju.

 

Pomimo ekonomicznego wykształcenia oraz doświadczenia zawodowego jego styl pisania jest niezwykle przystępny oraz łatwo zrozumiały, przez co każdy, nie tylko zaznajomiony z arkanami ekonomii, może prześledzić rewelacyjne analizy Koreańczyka.

 

W książkach Changa uderza logiczność wywodu oraz faktografia – Autor po prostu przytacza dość łatwo weryfikowalne informacje, choćby dotyczące interwencjonizmu czy ceł w XIX wieku, które nie pozostawiają złudzeń – kapitalizm w rozumieniu, jakie się zazwyczaj stosuje, to zbiór kłamstw i mitów.

 

Ta książka to autentyczna odtrutka na wszelkie brednie i kłamstwa liberałów, korwinistów i konfederacjonistów. Na ich memy, kretyńskie anegdotki z Korwina czy Mentzena dostajemy twardy zbiór faktów, który wdeptuje w błoto neoliberalną narrację.

 

 

 

Doktryna szoku czyli to zmienia wszystko

 

 

Naomi Klein to jedna z najbardziej wpływowych i znaczących publicystek i intelektualistek na świecie. „Doktryna szoku” i „No logo” to sztandarowe pozycje, które wykazują jak bardzo szkodliwe i trujące są idee neoliberalizmu i wolnego rynku. W swojej najnowszej książce – „To zmienia wszystko. Kapitalizm kontra klimat” Autorka analizuje niezwykle dogłębnie związki kryzysu klimatycznego z wielkim biznesem, korporacjami i międzynarodowymi spółkami. Pokazuje jak daleko sięga ich ingerencja i korupcja, oraz jak wiele są w stanie zrobić, by za cenę swoich zysków doprowadzić wszelkie społeczności i wspólnoty do zagłady. Książka ta przy okazji obala główny aksjologicznie argument na rzecz kapitalizmu – mianowicie, że rzekomo jest to ustrój logiczny, oparty na najbardziej, merytorycznych i rzeczowych pobudkach i zasadach.

 

Bzdura. Autorka pokazuje coś zupełnie odwrotnego – kapitalizm doprowadził nasz świat na skraj przepaści i nadal robi wszystko, by ludzkość postąpiła jeszcze te kilka kroków i zginęła. A wszystko to dla petrodolarów. „Always the dollars. Always the fucking dollars” mógłby rzec bohater filmu Casino, grany przez fenomenalnego Joe Pesciego. A świat… no cóż, jeśli nie zmienimy zasad rządzących nim skończy tak samo jak tenże bohater chwilę po wypowiedzeniu tychże słów.

 

Książka, mimo starań Autorki jest niezwykle smutna. Pokazuje wprawdzie jak skutecznie przeciwstawić się skorumpowanym rządom, policji, korporacjom, ale jednocześnie Autorka przypomina straszną prawdę – emisje i zanieczyszczenia dalej trwają.

 

Czy dożyjemy świata, w którym nie będzie łosi? Takie pytanie pada we wstępie. Być może należałoby spytać czy nie zmierzamy w kierunku świata, w którym pozostaną tylko karaluchy – te przetrwają nawet pożogę atomową.

 

 

 

Ziemia na rozdrożu

 

 

Aby lepiej rozumieć kierunki, w jakich podąża nasz świat – nie tylko klimatyczny, ale energetyczny, ekonomiczny, finansowy, technologiczny oraz jak te kwestie są ze sobą powiązane polecam każdemu fenomenalną pracę „Ziemia na rozdrożu” autorstwa Marcina Popkiewicza, analityka megatrendów.

 

Autor łączy świetną narrację, rozległą wiedzę i umiejętność wykazania związków holistycznych w tej skomplikowanej materii stawia nieciekawe wnioski – świat powoli dochodzi od miejsca, gdzie zmiany, i to w skali makro, są konieczne i nieodzowne. Co więcej – Popkiewicz stwierdza, że jeśli już teraz nie zaczniemy ich wdrażać, czeka nas kryzys jakiego jeszcze ludzkość nie widziała.

 

Wzrost wykładniczy, energetyka, rynki finansowe, zadłużenie, przemysł, środowisko i jego zanieczyszczenie – to skomplikowane tematy, jednak dzięki „Ziemi na rozdrożu” jesteśmy w stanie zrozumieć podstawowe mechanizmy łączące te elementy i wykazać, gdzie leżą zagrożenia, problemy i szanse.

 

W tym miejscu wypada polecić także książkę napisaną przez zespół, który Popkiewicz współtworzy, czyli „Naukę o klimacie”. To dość długa i chwilami skomplikowana praca, która stanowi najlepszy po polsku podręcznik dotyczący zagadnienia globalnego ocieplenia, mechanizmu jego powstawania i tego jak na to zjawisko wpływa człowiek i jego działalność.

 

 

 

Bezwarunkowy dochód podstawowy

 

 

Nowe czasy wymagają nowych rozwiązań. Oczywiście prawica odrzuca je a priori i dalej zaczytuje się Doboszyńskim czy Rybarskim, których myśli pisane dziś określono by zwyczajnie „korwinizmem”.

 

Jednym z proponowanych i testowanych na całym świecie rozwiązań jest bezwarunkowy dochód podstawowy. I właśnie temu zagadnieniu poświęcona jest książka Macieja Szlindera. Nie ma co ukrywać, że to nie jest „nasz” Autor, wszakże jest członkiem Lewicy Razem, jednak nas interesuje nie jego legitymacja partyjna, a wydana praca na rzeczony temat.

 

Przede wszystkim to najpełniejsze i najbardziej merytoryczne polskojęzyczne opracowanie tego tematu, jakie jest na rynku. Po drugie to opracowanie, gdzie autor obiektywnie i bez kompleksów zjawisko analizuje z różnych punktów widzenia, w tym i z liberalnego czy kapitalistycznego. Odrzucając rozwiązania połowiczne i tylko po części spełniające swoje założenia, dochodzi do wniosku, że tylko BDP dostępne dla każdego, co miesiąc, bez jakichkolwiek rygorów i wymogów jest środkiem, który może pozytywnie wpłynąć na człowieka, rynek pracowniczy, wspólnotę i szereg innych kwestii.

 

Rozwiązanie to powoli wchodzi do mainstreamu unijnej polityki, zaczyna być testowane a nawet planowane do wdrożenia. Pamiętajmy, że przed Covidem PiS planował BDP wprowadzić w 2024 roku. Tak więc zagadnienie jest niezwykle aktualne i istotne ze względu na koszty i skutki, tak więc jeśli chcesz Czytelniku lub Czytelniczko cokolwiek wiedzieć o Bezwarunkowym Dochodzie Podstawowym – polecam lekturę Szlindera.

 

 

 

Nowy Obywatel i Układ Sił

 

 

A na koniec polecić chcicałem każdemu dwa tytuły prasowe. Pierwszy to pewnie doskonale znany Wam „Nowy Obywatel” – dziecko redaktora Okraski i jego żony, które stanowi najwyższy poziom dziennikarstwa i publicystyki. Autorzy NO to specjaliści w swoich dziedzinach, którzy odrzucając zastaną sytuację w ekonomiczno-społecznych zagadnieniach Polski i świata, kreują bardzo konkretne rozwiązania i propozycje na polepszenie sytuacji. Okrasa jeńców nie bierze, to wie każdy kto śledzi jego facebooka. Także Nowy Obywatel jeńców nie bierze i numer po numerze wykazuje błędne założenia, skutki, efekty i wpływ kapitalizmu na życie pokoleń. To prawdziwa lewica społeczna, która interesuje się wspólnotą, równością, ekologią i partycypacją, a nie nagłówkami z „Wyborczej”.

 

Drugi tytuł to „Układ Sił”, który poświęcony jest geopolityce i stosunkom międzynarodowym. Podobnie jak NO kolejne numery są tematyczne. Nie ma co ukrywać, że nacjonalistyczne rozumienie geopolityki i stosunków międzynarodowych jest kiepskie i mocno przesiąknięte mitami oraz ideologizacją. Jeśli więc chcesz cokolwiek rozumieć z tego co dzieje się i będzie działo na świecie, to „Układ sił” jest lekturą obowiązkową. Wysoka merytoryczność autorów, syntetyczność, obiektywność -= wszystko to sprawia, że lektura miesięcznika jest wysoce wskazana.

 

 

 

Słowem zakończenia

 

 

To najpewniej dopiero pierwsza część zestawienia, i w przyszłości powstaną kolejne. Wszakże rozwijanie idei i poszerzanie horyzontów od początku było misją „Szturmu”. Skoro na obecną chwilę nie mamy jeszcze godnych polecenia autorów z rodzimego środowiska, póki co zadowolić musimy się lekturą tych z innych kręgów, których jednak punkt widzenia (wspólnotowość, antyliberalizm, ekologia) jest bardzo często zbieżny z naszym.

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

Nie chcemy od Was niczego, niczego bowiem nie macie nam do zaoferowania. Spoglądamy z obrzydzeniem na to, czym są obecne elity, polityka i półkolonialny system naszego państwa.

 

Żyjemy już długo, jesteśmy dziećmi lat 90-tych, a to naprawdę twarda szkoła. Stąd poznaliśmy się już dawno na waszych kłamstwach, przemianach, obietnicach i strategiach wizerunkowych. Żyjemy na tyle długo by nikomu z was nie wierzyć.

 

Politycy, dziennikarze, ideolodzy, akademicy, specjaliści, eksperci i mądre głowy z telewizji - wyczerpał się arsenał waszych kłamstw i manipulacji. Każde z nich wypowiedzieliście po tysiąckroć, wierząc, że w końcu znikną „oporni” i „roszczeniowi”. Tysiąc razy byliśmy zmuszeni rozpoznać kłamstwa, fałsz i obłudę w tym co mówicie, w tym kim jesteście i co wspieracie.

 

Wasz mit założycielski to zdrada naszego pokolenia. Nie było żadnego odejścia komunizmu, który nie tylko świetnie się odnalazł w tym systemie, ale sam go współtworzył. Wy zresztą szybko zapomnieliście kto pałował, skazywał, katował, inwigilował i mordował nieulękłych. Dziś podajecie rękę mordercom i sukinsynom. Dziś to oni są waszymi sojusznikami.

 

Komunizm spadł na cztery łapy, a wy zrobiliście wszystko by go nie rozliczyć. To kolejna wasza zdrada. Wasze „reformy” i „przemiany” to nic innego jak rozkradnięcie do ostatka majątku naszego Narodu. Narodu, który nie dostał nic, a skazano go na wieloletnią biedę, ubóstwo, samotność, rozpacz i bezrobocie. Nie zapominamy wam tego. To wasza zdrada.

 

Słyszymy od was ciągle to samo – to za wcześnie, by żyć na poziomie, to za wcześnie by stosunki społeczne zaczęły przypominać choć trochę te normalne, to za wcześnie by zwykły człowiek mógł partycypować w owocach swej pracy. Wiemy doskonale, że dla was nigdy nie nadejdzie ten odpowiedni czas. Jako jedyni beneficjenci reform towarzysza Balcerowicza nie pozwolicie by ktokolwiek jeszcze partycypował w zyskach i dobrobycie.

 

Nie mamy żadnych „roszczeń”. Nie chcemy jałmużny. Jesteśmy ludźmi pracy i wyzysku, i jedyne o co walczymy to sprawiedliwy podział zysków. Nie wyciągamy ręki po cudze, jednak mamy w pełni świadomość tego, co nam regularnie zabieracie.

 

Dla nas, prostych ludzi, rodzina i bliscy ludzie to podstawa. Wy wspieracie wszystko to, co niszczy rodzinę. Wyprani z uczuć, emocji i wartości poprzecie każdą degenerację i upadek, byleby utrzymać się na stołkach.

 

W 1989 roku wypowiedzieliście nam wojnę. Prawdziwą wojnę klasową. I to nie tą rodem z Marksa, ale przede wszystkim z Friedmana, Hayeka, Rothbarda. To wojna prowadzona przez bogatych i wysoko postawionych, której celem jest zdobywanie jeszcze większych kapitałów kosztem zwykłych ludzi. Gdy bogaci stają się bogatsi, biedni stają się jeszcze biedniejsi. Czyli dokładnie tak, jak to zaplanowaliście.

 

Wasze cykliczne „święta demokracji” to nic innego jak zwykłe cyrki i hucpy. Kogo mamy wybierać? Sorosowych piewców nowego ładu? Zasuszonych wiecznych działaczy i polityków z terenu, którzy liczą, że w końcu awansują z samorządu do parlamentu? Żałosnych kabareciarzy pokroju Korwina i Jachiry? A może dychających jeszcze postkomuchów, postludowców czy co 4 lata zmieniające się bufory systemu w stylu Palikota, Kukiza, Hołowni czy Bosaka?

 

Sama demokracja to zapewne całkiem niegłupi system. Dlatego też święcie wierzymy, że w końcu uda się go zbudować. Z dala od waszych rad, mądrości, od waszych ekspertów, decyzji podejmowanych ponad naszymi głowami i naszym kosztem. Sami wiemy jak chcemy żyć, jakiej chcemy władzy, jakiego państwa i ustroju. Nie ma tam miejsca dla was.

 

Korupcja to tlen, którym oddychacie. Dyspozycyjność do zmiany poglądów i wartości w każdej chwili to wasz znak rozpoznawczy. Gotowość do służenia kapitałowi, koncernom i tym co stoją wyżej macie wbite w partyjne legitymacje, świadectwa prywatnych szkół i skarlałe dusze.

 

W swej nienawiści do zwykłych ludzi zabrnęliście bardzo daleko. Nienawidzicie „szaraczków” za to, że z tej niewielkiej garści możliwości, jakie nam łaskawie rzuciliście, korzystają inaczej niż sobie to zaplanowaliście.

 

Pomimo całej socjotechniki, propagandy, zniszczenia niezależnych mediów nadal zdarzają się „incydenty”, gdy społeczeństwo nie robi tego, co zaprogramowaliście. Wiecie czemu? Pod zaprogramowanymi przez was formami cały czas płonie ogień wolności.

 

Samą „wolność” odmieniacie na wszelkie sposoby, mówiąc o niej przy każdej sposobności. Nigdy jednak nie wytłumaczyliście, co przez nią rozumiecie. A wolność to dla was nic innego jak pełna swoboda nielegalnych działań, jakie podejmujecie, a jednocześnie knebel zakładany Narodowi, gdy ten zaczyna domagać się tego, co mu należne.

 

Wyzbyliście się całej swej tożsamości – i tego samego oczekujecie i żądacie od wszystkich pozostałych. Chcecie byśmy zapomnieli kim jesteśmy, kim byli i czego dokonali nasi przodkowie, jakie wartości niesie ze sobą nasza kultura, jaką potęgą była nasza cywilizacja. Po naszym trupie.

 

Dla nas zarezerwowaliście najsurowsze kary, które stosujecie bez umiary za każdym razem, gdy ktoś przyciśnięty biedą i wyzyskiem poważy się uszczknąć coś z waszego bogactwa, lub złamie wasze kretyńskie paragrafy. Gdy zaś wy okradacie naszą Ojczyzną na miliardy złotych, gdy dokonujecie najohydniejszych zbrodni, gdy zdradzacie Polskę i mordujecie oraz zastraszacie świadków wówczas jesteście bezkarni, mając za sobą skorumpowane prokuratury, sądy i urzędy.

 

Utrudniacie dostęp do kultury dla zwykłych ludzi, tym samym starając się pozostawić społeczeństwo w stanie jak największego ogłupienia. Likwidacja bibliotek, drożyzna w księgarniach, niszczenie lokalnych instytucji kultury, wywindowane ceny w filharmoniach i muzeach – to wszystko wasze działania. Jednocześnie karmicie nas najgorszą popkulturową papką, którą nazwać trzeba po prostu „ścierwem”. Kretyńskie seriale, wspakulturowa muzyka, książki pozbawione treści i formy, wszystko obowiązkowo polane amerykańskim sosem i językiem. Tak ma wyglądać ten wasz „postęp” i „rozwój”? To nic innego jak z góry zaplanowane działanie mające na celu wypalenie naszych dusz i uczuć. Nie ma i nie będzie naszej zgody na to.

 

W waszym świecie nie ma miejsca na szczęście. Zawsze trzeba mierzyć wyżej, uczestniczyć w wyścigu szczurów, rywalizować o pieniądze i wpływy. A krótkie chwile przerwy przeznaczyć mamy według was… na ogłupianie samych siebie. Alkohol, narkotyki, nikotyna, śmieciowe jedzenie – karmicie nas tym, bez krzty wstydu promujecie spożywanie tych trucizn, uznając to za szczyt bycia „modnym”. Wszakże im więcej prochów i alkoholu, tym bardziej ogłupionym i wypranym z własnego umysłu jest człowiek. Co śmieszniejsze, im droższe prochy i alkohol, tym większe poczucie ekskluzywności i elitarności. Nic bardziej mylnego. Mamy doskonale świadomość skąd tak ogromne przyzwolenie na niszczenie samego siebie i ogłupianie – wynika to z waszych konsekwentnych i systematycznych działań. A przyzwolenia na niszczenie naszych ciał i umysłów być nie może.

 

Od początku programujecie nasze życia, by celem ich było nabijanie wam słupków sprzedaży, pkb i przychodów. Rodzina, szczęście, zdrowie – to wszystko nie ma znaczenia. Nawet klimat, coś co dotyczy nas wszystkich, jesteście gotowi podpalić, byleby dokręcić śrubę wydajności jeszcze bardziej. Najważniejsze, żeby potwór kapitalizmu był regularnie karmiony przez kolejne przepalane pokolenia. Gdy zaś człowiek po ponad 40 latach harówki nie jest już w stanie pracować, zamiast spokojnej emerytury otrzymuje od was marną jałmużnę, nie pozwalającą nawet na zabezpieczenie podstawowych potrzeb. Liczy się wszakże tylko zysk – wasz zysk, a w tej machinie człowiek jest jeno trybikiem, kółkiem zębatym, które gdy zużyte, zastąpione zostaje nowym.

 

Dość!

 

Mamy dość waszych zasad, kłamstw, zbrodni. Mamy dość waszych obietnic i przeprosin, dość zmian poglądów i fałszywych uśmiechów, dość nieprawdziwych łez i nieprawdziwych zapewnień.

 

Jesteście trucizną, która rozlawszy się po całym ciele, toczy z wolna ciało naszej ojczyzny, jak również wszystkich pozostałych ojczyzn Europy.

 

Nie mamy zamiaru z wami paktować, rozmawiać ani dyskutować. To droga donikąd, a kto uważa inaczej jest zwykłym imbecylem lub świnią – a być może jednym i drugim. Nie mamy zamiaru zawierać rozejmów, organizować okrągłych stołów ani zarządzać polityki pojednania i „zapomnienia”.

 

Nie zapominamy i nie wybaczamy.

 

Nie zapominamy żadnej waszej zbrodni ani plugastwa. Nie wybaczamy żadnego przestępstwa, złodziejstwa i zabójstwa.

 

Jesteście ucieleśnieniem zła, a zło się zwalcza. Nie prosimy was o nic, bo nie macie nam nic do zaoferowania. Z tego samego powodu nie interesują nas żadne wasze reformy i plany naprawcze.

 

Jesteście rakiem, który najwyższa pora wyciąć, aby zdrowe ciało Narodu zaczęło się odradzać. Naszym celem nie jest zapraszanie was do budowy nowego domu. Zapomnijcie o tym. Kiedy już was wyrugujemy z każdej publicznej dziedziny, kiedy pozbawimy was wpływów, władzy i możliwości decydowania o nas i naszych życiach, wówczas urządzimy ten świat tak, jak należy.

 

Świat Jutra to świat sprawiedliwości, poszanowana dla natury i planety, to świat gdzie prym wiedzie rodzina, wspólnota, duchowość i ludzie, a nie bezduszne gospodarki, fabryki, banki i instytucje finansowe.

 

Świat Jutra to świat bez kapitalizmu, liberalizmu, nowej lewicy i starej prawicy. Bez wąsatych cwaniaków i ulizanych pinokio. Bez politycznego marketingu i PRu. Bez spin doktorów, skorumpowanych „ekspertów” i przećpanych dziennikarzyn, które chwilę po wyjściu ze studia nie pamiętają co i o czym mówili.

 

Świat Jutra to świat prawdy, dobra i piękna.

 

Dla was nie ma tam miejsca.

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

Kapitalizm niszczy nas i nasz świat. To nie tylko frazes czy nośna metafora. To także jak najbardziej dosłowna prawda, która wynika z efektów funkcjonowania reżimu kapitalistycznego i jego logiki na praktycznie całej planecie. Ten rzekomo najrozsądniejszy i najbardziej zoptymalizowany system ekonomiczno-społeczny w praktyce doprowadził już teraz do gigantycznych, nie dających się właściwie póki co ogarnąć, kryzysów. Nie ma też sensu łudzić się i oczekiwać, że kapitalizm i tworzący go ludzie nagle zmądrzeją, przedefiniują swoje cele lub nagle uznają, że wspólnota i rodzina liczy się bardziej niż ich indywidualny zysk.

 

Dużo przez ostatnie parę lat mówi się o kryzysie klimatycznym, energetyce, emisji gazów cieplarnianych, wymieraniu gatunków czy niszczeniu kolejnych ekosystemów. I bardzo dobrze, bo to od wielu dekad palące problemy naszego Narodu, podobnie jak każdego innego. Tyle, że dziwnym trafem wszystkie liberał-lewicowe media zapominają w swych długich tekstach o kwestiach klimatycznych dopisać tego jednego, jakże istotnego akapitu: skąd ten cały kryzys, skąd nadprodukcja, kto niszczy środowisko naturalne. Zamiast tego Jaś Kapela w Krypolu twierdzi, że aby zwyciężyć z kryzysem klimatycznym ludzie mają mieszkać w mieszkaniach 15m2, nie używać za często komunikacji, ograniczyć jedzenie i przyjemności. Czyli ta sama retoryka oszczędzania co Balcerowicz i Bosak – głupi lud ma zapieprzać a nie wysuwać „roszczenia”, do tego obwiniamy go odpowiedzialnością za kryzys klimatyczny. Wielki kapitał, koncerny, kapitalizm? O tym sponsorowany przez Sorosa Krypol już się nie zająknie.

 

 

 

Kryzys klimatyczny

 

 

Wydaje mi się, choć może to pewne złudzenie, że od pewnego czasu większość społeczeństwa nie tylko uznała realność zmian klimatycznych, ale przede wszystkim fakt, że wynika ono także z ludzkiego zachowania i działalności. To pewna oczywistość, jednak to od niej wypada nam zacząć rozważania nad związkiem klimatu i środowiska naturalnego a kapitalizmu.

 

Jak wszyscy zapewne wiemy w pierwszej połowie XIX wieku rozpoczyna się rewolucja przemysłowa, której głównym objawem było przerzucenie się z energii pozyskiwanej głównie w młynach wodnych na energię pozyskiwaną ze spalania paliw kopalnych, głównie węgla. To zapoczątkowało rosnące bez ustanku, z wyjątkiem jednego kryzysowego 2008 roku, spalanie paliw kopalnych oraz wzrost produkcji przemysłowej. W związku z tym pojawiło się zjawisko rosnącej emisji dwutlenku i węgla oraz innych gazów cieplarnianych, zarówno tych produkowanych przez sektor energetyczny, jak i produkcyjny (fabryki).

 

No dobrze, ale jak dokładnie wzrost emisji gazów cieplarnianych ma się do zjawiska kryzysu klimatycznego i zwiększania się temperatury? Już wyjaśniam.

 

Na początek ustalmy kilka faktów. Po pierwsze rozpatrując kwestie klimatu i temperatury musimy mieć świadomość, że planeta nasza stanowi określony, kompletny system, który zarówno wewnętrznie, jak i przede wszystkim zewnętrznie uczestniczy w obiegu energii, a więc temperatury. System ten z grubsza przez miliony lat pozostawał w stanie równowagi – to jest tyle energii ile pochłaniała Ziemia z promieniowania słonecznego, tyle też oddawała. Całość zaczęła się zmieniać w XIX wieku, na skutek wspomnianych zmian w produkcji energii i przemyśle. Obecnie stężenie CO2 jest w atmosferze najwyższe od ok 20-30 milionów lat, a temperatury rosną bezustannie od 150 lat. A jak to wpływa na temperaturę? Otóż jak wspomniałem Ziemia przed epoką przemysłowa była w stanie równowagi energetycznej. Jednak właściwości gazów cieplarnianych zmieniają to. Dzięki nim Ziemia zaczyna absorbować i „magazynować” energię, czyli temperaturę, przez co przyjmując tyle samo energii, z roku na roku oddaje jej coraz mniej. To tworzy mechanizm swoistej kwadratury koła, gdzie coraz większa ilość gazów cieplarnianych coraz bardziej zwiększa temperaturę. A pamiętajmy, że nie mówimy tylko o temperaturze powietrza, ale także wody i ziemi.

 

No dobrze, a co z twierdzeniem negacjonistów i denialistów klimatycznych, że ludzkie działania to jedynie kilka % gazów cieplarnianych powstających na Ziemi. Otóż … są prawdziwe. Zatrzymajmy się jednak chwilę przy tym. Obecnie przyjmuje się, że odpowiadamy za produkcję ok 2-3% gazów cieplarnianych na planecie. Czy to faktycznie mało? W sytuacji gdy bez nas planeta była w stanie równowagi to wbrew pozorom bardzo dużo, bo to znaczy, że każdy rok Ziemia otrzymuje ekstra 2% gazów cieplarnianych, które pozostają w atmosferze. To oznacza zaś, że przez ostatnie 30 lat dorzuciliśmy do atmosfery 60% rocznej produkcji gazów cieplarnianych, a to już dawka ogromna. Zwiększa ona, jak już wspomniałem, także temperatury wody i ziemi. To między innymi wpływa na topnienie lodowców, które poza zwiększaniem poziomu wód ma jeszcze jeden zgubny wpływ. Otóż dla planety i obiegu energii w kosmosie ogromne znaczenie ma to ile Ziemia posiada terenów czarnych a ile białych. Czemu? Otóż czerń pochłania w 100% ciepło, a biel w 100% ciepło i energię odbija. Każdy z nas chyba słyszał kiedyś od babci, żeby w lato ubierać się jasno. To wbrew pozorom bardzo trafna rada. A więc im mniej śniegu i lodowców, a te topnieją w coraz szybszym stopniu, tym bardziej Ziemia zatrzymuje energię. A przecież produkcja przemysłowa i energetyczna rosną, czyli dodana wartość do normalnego obiegu cieplnego rok rocznie jest coraz wyższa.

 

To tworzy efekt kuli śniegowej. Coraz większa dawka gazów cieplarnianych coraz bardziej zwiększa temperaturę, co wpływa na procesy, które jeszcze bardziej to napędzają. W efekcie obserwujemy anormalny wzrost temperatury i coraz większa liczbę anomalii i katastrof pogodowych na całym świecie (huragany, susze, powodzie etc.).

 

 

 

Kapitalizm vs klimat

 

 

No dobrze, wiemy już, że temperatura rośnie. Ale przecież niektórzy z prawicowych polityków, skupionych głównie wokół pro-rosyjskiej Konfederacji, twierdzą, że to bardzo dobrze, bo oni „lubią ciepło”. Kolejna więc rzecz jaką musimy ustalić to skutki globalnego ocieplenia. A te są wprost tragiczne i liczone już w bilionach dolarów. To zarówno  gigantyczne straty rolnictwa, szerzenie się chorób tropikalnych, coraz większe migracje ludności (tereny Afryki i Azji są tymi, które najszybciej staną się nieprzydatne do zamieszkania) czy wreszcie katastrofy naturalne. O ile w latach 70-tych odnotowano 660 klęsk żywiołowych, to w latach 2000-2010 już 3322. I liczby te cały czas rosną. To zarówno gigantyczne wydatki finansowe, jak i straty w infrastrukturze, oraz przede wszystkim rosnąca liczba ofiar śmiertelnych. A rządy jako takie tną jak mogą wydatki na państwowe agencje i urzędy zajmujące się przeciwdziałaniem skutkom powodzi, huraganów czy susz. W końcu wolny rynek poradzi sobie z tym lepiej, prawda?

 

Otóż nie, nie poradzi sobie w ogóle. Choćby dlatego, że to właśnie kapitalizm odpowiada za nie tylko wytworzenie się zjawiska globalnego ocieplenia, ale także za powstanie reguł i instytucji, które w praktyce uniemożliwiają walkę z tym, choćby poprzez istnienie międzynarodowych instytucji, które są głównymi pretorianami wolnego rynki i kapitalizmu. Chodzi mi głównie o WTO, Bank Światowy oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Otóż instytucje te wymagają na praktycznie każdym państwie, włącznie z Chinami i USA, nie stosowanie polityki protekcjonizmu i ingerencji w gospodarkę. Oznacza to, że przykładowo gdy w jednym państwie rząd zaczyna wspierać rynek energetyki odnawialnej, zwłaszcza poprzez preferencje produkcyjne, wówczas dowolne państwo może go zaskarżyć i otrzymać wyrok zakazujący określonych działań. A działaniem takim jest m.in. dofinansowanie określonych sektorów i rodzimych firm. Tak właśnie działa liberalizm i kapitalizm spod znaku austriackiej szkoły – jest niczym innym jak międzynarodowym terroryzmem wymierzonym w państwa narodowe.

 

Kapitalizm, i to ten królujący obecnie a więc anglosaski, przedstawiany jest przez jego piewców jako najbardziej logiczna, naturalna i merytoryczna konstrukcja myślowa, jaka tylko może istnieć. System ten, opierając się rzekomo o naturalne i najwłaściwsze mechanizmy oraz popędy u człowieka, ma stanowić sprawiedliwy system, w którym każdy otrzymuje to, na co zapracował a jego położenie to wynik tylko jego działań.

 

O ile generalnie te założenia w ideologii wolnorynkowej są fałszywe, to na najwyższym, ogólnoludzkim poziomie stają się prawdzie. Niestety. Szczególnie chodzi o uznanie, że mamy to, na co zasłużyliśmy i na co pracowaliśmy wiele lat, dekad a nawet wieków. Dziesiątki lat eksploatowania zasobów naturalnych, spalania paliw kopalnych, gigantycznej nadprodukcji i nadkomsumpcji dają w efekcie to, co możemy już obserwować gołym okiem – coraz cieplejszy i bardziej niestabilny klimat. Rosnące słupki na termometrach, susze, coraz wyższe ceny artykułów spożywczych, katastrofy naturalne – a to dopiero początek. Naprawdę jako cywilizacja ludzka zaciągnęliśmy gigantyczny dług wobec natury, którego spłata, wraz z odsetkami, stanowi najpewniej największe wyzwanie, przed jakim stanie człowiek.

 

 

 

Wzrost wykładniczy

 

 

Nieodłącznym paradygmatem ekonomii najpierw brytyjskiej, a następnie światowej od początku rewolucji przemysłowej jest wzrost wykładniczy. Wzrost wykładniczy to w bardzo dużym uproszczeniu powiększanie się określonego zbioru o daną wielkość lub procent w identycznych jednostkach czasu. Przykładowo o wzroście wykładniczym możemy mówić, gdy nasza lokata bankowa ma stałe roczne oprocentowanie, albo PKB rośnie co roku o stałą lub bardzo zbliżoną wartość. Gospodarka światowa w ujęciu dekadowym rośnie od kilkudziesięciu lat właśnie w ramach wzrostu wykładniczego. Wielkość produkcji, zysków, marży etc. rośnie rok do roku o mniej więcej stałą wartość.

 

Wzrost wykładniczy, zwłaszcza po roku 1945, wiąże się nieodłącznie z tematem zadłużenia. Mamy doskonale świadomość, że to w wypadku każdego praktycznie kraju rośnie. Ale rośnie też PKB, ludność, ilość pieniędzy w obiegu. Tak więc gdzie problem?

 

Otóż niemożliwe jest ciągłe utrzymanie wzrostu wykładniczego. Prędzej czy później będzie musiał się on załamać, a to przyniesie dla całego świata gigantyczne problemy. Choćby z tego powodu, że już teraz spora część naszej ekonomii to rynki finansowe, które wyrwały się spod wszelkiej kontroli i przykładowo dziś można jedne inwestycje finansować zyskiem z innych inwestycji, który dopiero się prognozuje, że ma się pojawić. Długi pokrywamy innymi długami, a te zaciągamy by sfinansować stare długi. Podobnie wygląda to z przemysłem – produkuje on coraz więcej, ale przecież prędzej czy później skończą się i surowce i nowe rynki. Co wówczas?

 

Zarówno powyższy problem jak i globalne ocieplenie wynikają z tego samego zagadnienia – dogmatu ekspansji, zwiększania zysku i konsumpcji oraz traktowania natury jako niewyczerpanego i niezniszczalnego worka na bogactwa, z którego można wyłącznie brać i brać. A to oczywiście bzdura.

 

Jest coś symptomatycznego, że kapitalizm i silnik parowy powstały praktycznie jednocześnie. To silnik parowy umożliwił bezustanną produkcję, która potrafi tylko zwiększać się, zwiększając tym samym zanieczyszczenie oraz zapotrzebowanie na paliwa i surowce.

 

Żeby zawalczyć z tym stanem rzeczy nie wystarczy zmiana silnika w samochodzie, eko jedzenie i zmniejszanie „śladu węglowego”. Tak każe nam wyłącznie myśleć propaganda, która przerzuca z wielkiego kapitału na nas odpowiedzialność za klimat. I o ile jako ludzie i społeczności nie jesteśmy bez winy, to jednak nasz wpływ na to, jak rozwija się przemysł, energetyka i jak pozyskiwane są paliwa kopane jest praktycznie żaden.

 

Na nic zdadzą się artykuły, w tym w gruncie rzeczy ten niniejszy, marsze, demonstracje czy blokady. Pomijam już, że patrząc po twarzach, to biorą w nich udział głównie dzieci z tzw. „dobrych domów”, czyli jedni z głównych beneficjentów kryzysu klimatycznego.

 

Żeby uratować klimat, Ziemię, wreszcie nas samych musimy całkowicie zmienić sposób myślenia. Nie tylko o naturze, ale o planecie, zasobach, życiu, ekonomii, społeczności, państwie i nas samych wreszcie.

 

Najwyższa pora odrzucić konsumpcję, życie ponad stan, i to nie stan nasz, a planety. Najwyższa pora przywrócić należne kompetencje państwu, które zostało zdekonstruowane na rzecz rynków, korporacji i banków. Tak, państwo ma prawo zakazywać, ingerować i stosować zaporowe ustawy, jeśli służy to słusznej sprawie. Musimy wreszcie zrozumieć, że natura to nie obcy i zewnętrzny w stosunku do człowieka element, ale cały nasz świat. Ani nie możemy z niego czerpać bez końca, ani niszczyć, ani traktować jako niewyczerpalnego. Musimy przedłożyć ponad zyski korporacyjne i rynek łapówkarski (tzw. „koncesje emisyjne”) interes każdego człowieka i wspólnoty. Odebrać trzeba korporacjom i koncernom prawo do niszczenia rdzennych kultur i wspólnot, ekologiczne i zróżnicowane rolnictwo przeciwstawić monouprawom zmienianym genetycznie a światowe łańcuchy dostaw najwyższa pora by ustąpiły lokalnym i narodowym gospodarkom.

 

Nie możemy cały czas zwiększać produkcji i wydobycia paliw kopalnych oraz surowców. Nawet samo zastopowanie tego procesu nic nie da. Ulec musi ono ograniczeniu, szczególnie w kwestii energetyki, poprzez masowe zastąpienie paliw kopalnych energią odnawialną i nieszkodliwą dla klimatu. Fotowoltanika, energia pływów, elektrownie wodne i geotermalne – to nie dodatek czy opcja, ale jedyna droga dla nas, jeśli chcemy przetrwać jako ludzie.

 

Zmienić musimy całe swoje myślenie. Koniec z ciągłym kupowaniem nowych, niepotrzebnych gadżetów, telefonów, kilkunastu par kicksów. Koniec z ciągłym jeżdżeniem wszędzie samochodem, na rzecz renesansu środków komunikacji publicznej.

 

I przede wszystkim koniec z wielkimi koncernami, korporacjami i ich wszechwładzą. Poddane muszą zostać podziałowi na mniejsze, narodowe oddziały i nadzór, i to solidny, musi nad nimi trzymać państwo wraz ze swymi agendami. Pora skończyć z wszechwładzą kapitału i egoizmu oraz powszechnym łapownictwem i lobbowaniem. Życie narodów i wspólnot nie może kręcić się wokół zysku, z którego korzysta garstka kosztem całej reszty ludzkości.

 

Najwyższa wreszcie pora zakazać celowego tworzenia produktów tak, by za kilka lat się popsuły i wymagały zastąpienia nowym, lepszym i droższym. Całkowicie zakazać musimy niszczenia gatunków, ekosystemów, lokalnych oraz rdzennych wspólnot i kultur tylko wyłącznie w celu zwiększenia wydobycia i zabezpieczenia swoich brudnych pieniędzy.

 

 

 

Albo klimat albo neoliberalizm

 

 

Nie ma już czasu ani miejsca na półśrodki, debaty i proszenie korporacji, żeby łaskawie przestały nas truć i niszczyć życie na naszej planecie. Kryzys klimatyczny, zdiagnozowany na przełomie lat 70tych i 80tych dał nam sporo czasu – nie wykorzystaliśmy go zupełnie, emisje urosły wielokroć od  tego czasu. Gatunki wymierają dalej, plastik zatruwa całą naszą planetę, w tysiącach liczymy wymarłe gatunki, katastrofy naturalne pochłaniają miliardy dolarów, zwłaszcza, że wedle neoliberalnej trucizny państwa likwidują sektory publiczne odpowiedzialne za bezpieczeństwo.

 

Nie ma już czasu na licytowanie się na zasadzie „a tamci emitują więcej” albo „nasi sąsiedzi też palą węglem”. Patologie i błędy z tym związane dotykają nas wszystkich, naszego Narodu i każdego innego. Stąd jak najbardziej kryzys klimatycznych to cel i zasadnie dla nacjonalistów – może nawet przede wszystkim dla nas, patrząc na nieporadność i stopień przekupstwa w szeregach liberał-lewicowych ekologów.

 

Nie mamy czasu, marginesu błędu ani możliwości pomyłki. Mamy za to dziejową konieczność zwyciężenia neoliberalizmu – dla klimatu i nas wszystkich. Dla każdego Narodu na świecie.

 

 

 

 

 

Grzegorz Ćwik

 

Z perspektywy czasu transformacja systemowa PRL dla ówczesnych władz wydaje się być procesem koniecznym do przeprowadzenia, choć budziła niejednokrotnie kontrowersje, zwłaszcza w okresie przemian i najbliższych latach po wdrożonych reformach. Bezrobocie wzrastało, kolejki stały się dla społeczeństwa polskiego drugiej połowy lat siedemdziesiątych oraz lat osiemdziesiątych tzw. „chlebem  powszednim”, którego notabene z czasem zaczęło nawet brakować w sklepach. Życie w Polsce Ludowej drugiej połowy lat siedemdziesiątych i lat osiemdziesiątych nie było doświadczeniem rajskim. Wiele podstawowych produktów spożywczych, tj. mięso, szynka, wędliny, zwłaszcza lepsze, chleb, masło okazywało się „owocem zakazanym”, którego zdobycie wymagało popełnienia niejednego grzechu.

 

PRL jako zamknięty okres najnowszej historii Polski coraz częściej staje się obiektem nowych interpretacji i kulturowych rozrachunków, źródłem rozmaicie motywowanych odwołań i zapożyczeń. Niezależnie od okresu historii Polski każdy rząd miał swoje osiągnięcia i porażki. Jednoznaczna ocena działalności Edwarda Gierka jest niemożliwa. Największą zasługą jest wzniesienie wielu zakładów pracy, mieszkań w których do dzisiaj żyje około 14 milionów Polaków. Zadłużył kraj na kwotę ponad 20 mld dolarów, spłata długu została zakończona po 32 latach od objęcia przez niego kierowniczego stanowiska w państwie. Inwestycje przez niego wykonane służą po dzień dzisiejszy i są użytkowane przez miliony Polaków.

 

Nowy program władzy, ustalony na lata 1966-1970 zakładał między innymi wzrost dochodu narodowego o 34%, produkcji przemysłowej o 44%, a rolnej o 17%. Jednocześnie rządzący zakładali, iż zatrudnienie w kraju w tym okresie winno wzrosnąć do 18%1. Tym razem, co obrazują powyższe liczby, zakładane koncepcje były nieco niższe niż uprzednie. Władze nauczone bowiem doświadczeniami wolały zapewne nie przeszacować swoich prognoz, niż spotkać się z późniejszą krytyką społeczeństwa. W początkowym okresie realizacji planu, państwo kładło nacisk na zwiększenie inwestycji, które miały spowodować ożywienie gospodarcze. Te działania doprowadziły jednak do znacznie odwrotnego efektu, bowiem ponownie znaczny wzrost notowano w produkcji przemysłowej, oscylującej w granicach dochodu narodowego, a najmniejszy w produkcji rolnej2. Poprawa położenia robotników i rolników, a w szczególności wzrost ich stopy życiowej był bardzo wolny. Rok 1966  to wzrost wynagrodzeń na poziomie 6%, a 1967 jedynie o 2,5%3. Wzrastała inflacja, spadła wysokość produkcji hodowlanej w rolnictwie, co w efekcie doprowadziło do podniesienia w listopadzie 1967 roku przez władze ceny żywca na rynku, aż o 17%3. Pojawiać zaczęły się ponownie niepokoje społeczne, strajki w fabrykach i ogólne niezadowolenie z rządów Gomułki. Również wewnątrz samej PZPR dochodziło coraz bardziej do ostrych tarć, których celem miało być odsunięcie od władzy samego towarzysza Wiesława, jak mawiać się raczyło w tamtym okresie na Gomułkę. Najbardziej gorliwym przeciwnikiem rządzącego premiera był Mieczysław Moczar. Były członek partyzantki komunistycznej w okresie II wojny światowej, który jako aktywny działacz partii popierał ideę stosowania w polityce wewnętrznej kraju tzw. „twardej ręki”5. Duży wpływ w tym czasie na sytuację społeczno-gospodarczą w Polsce okazały się mieć rosnące w siłę postawy antyżydowskie. Ponad dwadzieścia lat od zakończenia działań wojennych ponownie za niepowodzenia zaczęto obwinić komunistów pochodzenia żydowskiego6. Również Mieczysław Moczar wykorzystywał te napięcia. Pomocna okazała się mu w tym zakresie wojna arabsko-izraelska, zwana sześciodniową, która wybuchła 5 czerwca 1967r, kiedy to Izrael, po długim napięciu na granicy z Syrią wywołanym ostrzałem artyleryjskim terenów Izraela z Wzgórz Golan, zaatakował Egipt, Syrię i Jordanię7. W całym tym konflikcie nie bez znaczenia okazał się fakt poparcia płynącego z kraju Rad dla państw arabskich. Ta sytuacja była również idealna dla tzw. „grupy partyzantów” skupionej wokół Moczara, którzy zorganizowali swoistego rodzaju nagonkę na kręgi żydowskie w Polsce. Zarzucano Żydom sprzeniewierzenie się międzynarodowemu ruchowi robotniczemu, a nawet zdradę kraju. Dążąc do przejęcia władzy, Moczar wszelkimi sposobami starał się dowieść nieudolności Gomułki. Ku jednak jego zdziwieniu, również i wydarzanie marca 1968 roku, kiedy to po „zdjęciu z afisza” przez komunistyczne władze przedstawienia teatralnego powstałego na kanwie „Dziadów” Adama Mickiewicza, doszło najpierw do wiecu studentów na dziedzińcu Uniwersytetu Warszawskiego, a potem do rozruchów wywołanych przez atak oddziałów MO8 na żaków9, nie doprowadziły do upadku rządów Wiesława Gomułki. Nasilać się jednak zaczęły niepokoje społeczne  i nienawiść do panującego systemu i władz. Coraz więcej osób zaczęło organizować się w wszelkiego rodzaju grupy, związki, których celem stawał się panujący system i władze. Sytuacja ta nie była bez znaczenia dla kondycji gospodarczej i pracowniczej w kraju. Najważniejsze działy gospodarki pogrążały się w stagnacji. Przemysł nadal pozostawał daleko w tyle na tle Europy Zachodniej. Rolnictwo w okresie pomiędzy rokiem 1967, a 1970 załamało się, co miało ogromny wpływ na zaopatrzenie i rynek żywnościowy10. Materialne położenie Polaków również nie wyglądało w różowych barwach. Praktycznie w latach 1968-1970 nie wzrosły płace. Szacuje się, że w tym czasie podwyżki apanaży były nieznaczne i nie przekraczały 0,5 % w skali roku. Właściwie każdy element gospodarki ulegał załamaniu. Źle funkcjonowała służba zdrowia, transport, „kulało” budownictwo mieszkaniowe, a najwięcej bezrobotnych mieszkało w małych wsiach i miasteczkach. Do sklepów ustawiały się długie kolejki w oczekiwaniu na towar. W tym stanie, szalę goryczy społeczeństwa przelały podwyżki cen. Dnia 12 grudnia 1970 roku rząd podjął decyzję, zgodnie z którą miał nastąpić wzrost cen czterdziestu pięciu artykułów, w głównej mierze spożywczych. Wzrosły między innymi ceny mięsa o 18%, mąki o 17%, ryb o 12%, a węgla o 10%11. Już dwa dni później, w poniedziałek 14 grudnia 1970 roku, protesty robotników na tym tle wszczęto w Gdańsku. W Stoczni Gdańskiej prawie 3 tysiące pracowników udało się pod siedzibę dyrekcji, gdzie przedstawiciele tego nieformalnego ruchu postulowali swoje żądania wobec władz12. Spod gmachu dyrekcji stoczni, robotnicy, rozczarowani brakiem jakiejkolwiek reakcji, udali się pod siedzibę Komitetu Wojewódzkiego w Gdańsku. W trakcie przemarszu doszło do pierwszych starć z oddziałami Milicji Obywatelskiej. Z dnia na dzień strajk rozszerzał się. 15 grudnia przyłączyli się doń robotnicy Stoczni im. Komuny Paryskiej, którego komitet pracowników żądał cofnięcia podwyżek13. Kolejno strajkować zaczęły Stocznia im. Lenina, Stocznia Północna, Gdańska Stocznia Remontowa i Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego14. Doszło do podłożenia ognia w siedzibie Komitetu Wojewódzkiego partii w Gdańsku. Napięcie narastało, z dnia na dzień sytuacja robiła się coraz bardziej trudna dla władz i samego Gomułki. Zajścia w Gdańsku odbiły się szerokim echem w innych miastach Polski, gdzie również robotnicy zaczęli manifestować swoje niezadowolenie z położenia i sytuacji. Takie demonstracje zanotowano w Słupsku, czy też w Elblągu. Dnia 16 grudnia w wyniku ostrzałów demonstrujących przez czołgi LWP15, zginęli i zostali ranni pierwsi robotnicy. Mimo apelu o zachowanie spokoju i powrotu do pracy, jakie wygłosił w gdańskiej telewizji wicepremier Stanisław Kociołek, już dnia następnego okazało się, że słowa te nie były początkiem powrotu do normalności i odprężenia na linii władza – społeczeństwo. Wczesnym rankiem, kiedy tysiące robotników Gdańska i Gdyni zmierzało do pracy wojsko bez ostrzeżenia otworzyło do nich ogień. Doszło do starć pomiędzy robotnikami, a oddziałami Milicji Obywatelskiej i Wojska Polskiego16. „Władza” strzelała na oślep zabijając i raniąc swoich obywateli. Trwające bez mała 9 dni wydarzenia na Wybrzeżu, które swoim zasięgiem objęły Gdańsk, Gdynię, ale również Elbląg, Słupsk i Szczecin zakończyły się 45 ofiarami śmiertelnymi i 1165 osobami rannymi17.

 

Represje zimy 1970 roku musiały również drgnąć sceną polityczną w kraju. Od władzy odsunięty został Gomułka, na którego spadło całe odium zajść, a na I Sekretarza Partii wybrano Edwarda Gierka, dotychczasowego I Sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach. Następowała nowa epoka rządów komunistycznej władzy w Polsce.

 

Początek lat siedemdziesiątych miał ocieplić wizerunek władzy w społeczeństwie. Rządzący w prasie podkreślać zaczęli rolę organów przedstawicielskich i konieczność dopuszczenia mas do współrządzenia, stonowano znacznie stosunek do władz kościelnych i antyreligijnego kursu, wyrazem czego była między innymi rozmowa Prymasa Wyszyńskiego z Premierem Piotrem Jaroszewiczem18. Jednakże odsunięci od władzy Gomułka i wspierający go sojuszniczo Moczar nie dawali za wygraną, co prowadziło do tarć partyjnych i kryzysu władzy. Na tym tle zaczęły ponownie wzrastać także i napięcia społeczne. Nie cofnięto podwyżek cen, starano się zachować w tajemnicy wydarzenia na Wybrzeżu, a sytuacja tysięcy Polaków nadal nie poprawiała się19. Dochodziło do ponownych, pojedynczych strajków, między innymi w stoczniach Trójmiasta, czy Szczecina. Wewnętrzne zaś walki w obozie rządzącej władzy doprowadziły w końcu do zwołania VIII już Plenum Komitetu Centralnego20, który miał wyjaśnić zajścia jakie miały miejsce na początku 1971 roku w polskich stoczniach. Faktycznie zaś, obrady najwyższych władz miały „ustalić” winnych i obrać nowy kurs polityczny. W efekcie winą za zaistniała sytuację na Wybrzeżu wzięło na siebie całe Biuro Polityczne rządzącej partii. Po plenum, Sejm zatwierdził szereg zmian personalnych w składzie rządu i Radzie Państwa, cofnięto podwyżki i znacznie poprawiono zaopatrzenie w sklepach21.

 

Wydarzenia w Polsce zaniepokoiły jednak władze w Moskwie. W połowie lutego 1971 roku doszło w Białowieży do spotkania E. Gierka z emisariuszami ścisłego kierownictwa radzieckiego, na którym to zdołano przekonać sowietów do polskich założeń związanych z powstrzymaniem rozruchów i niepokojów społecznych oraz uzyskać ich poparcie w tym zakresie. Gierek, dzięki zręcznym rozmowom uzyskał wsparcie swoich zamiarów ze strony Moskwy, którego efektem było otrzymanie na ogromną skalę kredytów zbożowych oraz możliwość podjęcia w większym zakresie wymiany gospodarczej z Europą Zachodnią22.

 

Jeszcze w grudniu tego samego roku doszło do VI już Zjazdu samej PZPR, które zaowocowało wzmocnieniem roli w kierowaniu krajem przez polityków związanych z Gierkiem. Członkami Biura Politycznego wówczas zostało szereg osób, które, jak potem pokazała historia, odegrało znaczące role dziejowe w Polsce. Oprócz Gierka między innymi byli to Stanisław Kania, Kazimierz Barcikowski, gen. Wojciech Jaruzelski, czy Edward Babiuch23. I Sekretarzem KC wybrano oczywiście Edwarda Gierka.

 

Ustanowienie nowych władz oznaczać miało dla społeczeństwa również zmianę kierunku. Zgromadzeni wokół Gierka mieli nadać Polsce zupełnie nowy tor politycznych przemian, określając również plan działań na lata 1971-1975 i odrzucając jednocześnie uprzedni z lat 1968-1970. Nowa koncepcja zakładała wzrost produktu narodowego o 39%, produkcji przemysłowej aż o 50%, płacy o 18%, a inwestycji o 45%.

 

Ambitne były to plany. Już w początkowej fazie tego okresu znacząco rozwijać zaczął się import zachodnich towarów, co miało również swoje odzwierciedlenie w poprawie sytuacji rynkowej, a otrzymywane kredyty pozwalały na przyspieszenie wzrostu gospodarczego. Władza skupiła się jednak wówczas głównie na inwestycjach. Rozwijał się przemysł górniczy, zaczęto budować pierwsze „autostrady” nazywane nawet do dzisiaj „gierkówkami”, krzepło budownictwo mieszkaniowe. Wzrastało zatem i zapotrzebowanie na pracowników, z tym że wykwalifikowanych, bowiem samych rąk do pracy nie brakowało. Uruchomiono fabryki masowej produkcji samochodu małolitrażowego Fiat 126p w Tychach, Bielsku-Białej i Warszawie, co zwiększało również mobilność Polaków i ich stan posiadania24. Powstał Port Północy, stanowiący największy port do masowych przeładunków towarów. Tym samym problem bezrobocia mógł wówczas jawić się jedynie jako pojęcie dość abstrakcyjne i mało znane. Wzrastały również płace realne i jak ówcześnie oceniano był to wzrost około 7% w skali roku25. Inwestycje okazały się jednak niestety początkiem kłopotów. Spowodowały bowiem wzrost inflacji od połowy lat siedemdziesiątych oraz powolne załamywanie rynku. Jej rozmiary w roku 1976 były już tak duże, że rząd zdecydował o podwyżkach cen. Ponownie wybuchły strajki i starcia z oddziałami Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej (tzw. ZOMO). Do największych zamieszek doszło w Radomiu, Płocku i podwarszawskim Ursusie26. Władza postanowiła rozprawić się z walczącymi z nią robotnikami. Aresztowanych często poddawano okrutnym torturom. Czterysta osób zostało ukaranych grzywną i karami aresztu, a w stosunku do około pięciuset wszczęto postępowania sądowe27. Okazało się, że mit praworządności i liberalizmu gierkowskiego powoli upadał, a państwo polskie było tak naprawdę kolosem na przysłowiowych „glinianych nogach”. Robotnicy zaczęli organizować się w komitety, których zadaniem miała być zarówno obrona, jak i ochrona pracowników, ale i również swoistego rodzaju alternatywa w rozmowach z władzą ludową. Tak między innymi powstał KOR, tj. Komitet Obrony Robotników, który nie był organizacją tajną, lecz skupieniem często znanych osób, mających pomagać represjonowanym przez władze robotnikom.

 

Dalsze wydarzenia, a mianowicie wybranie 16 października 1978 roku, biskupa krakowskiego Kardynała Karola Wojtyły na papieża uświadomiła tysiącom Polakom, iż nastąpił czas walki o wolność. Wizyta dotychczasowego metropolity krakowskiego, który przybrał imię Jan Paweł II, do swojego ojczystego kraju w czerwcu 1979 roku i znamienne słowa, które wówczas wypowiedział, cyt. „Wołam, ja, syn polskiej ziemi, a zarazem ja, Jan Paweł II, papież. Wołam z całej głębi tego Tysiąclecia, wołam w przeddzień Święta Zesłania, wołam wraz z wami wszystkimi: Niech zstąpi Duch Twój! Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi!”28, dały społeczeństwu sygnał do podjęcia walki, w celu dokonania zmian w Polsce. Wszystkie te wydarzenia sprzęgły się z tracącą kontrolę nad sytuacją ekonomiczną i gospodarczą w Polsce władzą. Kolejne próby ratowania sytuacji poprzez wzrost cen, spowodowały ponowne strajki robotników na Wybrzeżu. W sierpniu 1980 roku w Stoczni Gdańskiej wyłoniony został komitet strajkowy na czele którego stanął Lech Wałęsa29. Rozszerzający się na inne zakłady strajk doprowadził do przekształcenia się komitetu w Międzyzakładowy Komitet Strajkowy (MKS). Rosnący zaś niepokój władz, doprowadził do próby zażegnania konfliktu i rozmów ze strajkującymi, które skończyły się podpisywaniem porozumień z poszczególnymi przedstawicielami strajkujących, m.in. w Szczecinie, czy Gdańsku. W nocy z 5 na 6 września zebrało się VI Plenum KC, które usunęło ze stanowiska Gierka. Przełomowym okresem dla losów kraju stało się zaś (za przyzwoleniem władzy, której na rękę nie było już zwiększanie eskalacji oraz widmo prawdopodobnego wkroczenia wojsk radzieckich do Polski), powstanie na I Zjeździe Delegatów Niezależnych Związków Zawodowych, Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność” (w skrócie NSZZ Solidarność)30. Te ustępstwa, jak się miało okazać niebawem, były tylko pozorne. Tak naprawdę rządzący konsolidowali swoje szyki, zmierzając do ponownego przejęcia kontroli w państwie. W tym czasie jednak znacznie zaczęła się pogarszać sytuacja ekonomiczna kraju. Załamał się rynek produkcji przemysłowej, malała wydajność pracy (prawie o 15%), płace nie wzrastały już w takim tempie jak kilka lat wcześniej31. Niepokój w kręgach władzy i  społeczeństwie wzrastał, a jego podłożem stał się m.in. brak realizacji przez władze jednego z podpisanych postulatów w tzw. porozumieniach sierpniowych, a dotyczącego wolnych sobót. Strajki ogarnęły chociażby Podbeskidzie32. Ruszyły również roszady w kręgach władzy. Nowym Premierem Sejm obwołał w dniu 11 lutego 1981 roku gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Konflikt, jaki narastał pomiędzy rządzącym obozem władzy, a NSZZ „Solidarność”, który wynikał z postulatów głoszonych przez związek, a dotyczących m.in. demokratyzacji życia społecznego, reformy gospodarczej i walki z pogłębiającym się kryzysem, wieszczył rychły koniec i upadek NSZZ „Solidarność”. Konfrontacja wchodziła w fazę zasadniczą. W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku uzbrojeni funkcjonariusze Ministerstwa Spraw Wewnętrznych aresztowali większą część członków Komisji Krajowej NSZZ „Solidarność”, a Rada Państwa uchwaliła dekret wprowadzający stan wojenny w Polsce33. Rozpoczął się kolejny smutny okres w historii naszego kraju. Na masową skalę doszło do licznych aresztowań członków związku. Struktury NSZZ „Solidarność” znalazły się w kryzysie. „Solidarność” przeszła do tzw. głębokiego podziemia, odbudowując się i nie zaprzestając dalszej walki o poprawę sytuacji robotników w kraju i zwolnienie osadzonych.

 

Stan wojenny skończył się faktycznie 31 grudnia 1982 roku. Po tym okresie Polska pogrążyła się w stagnacji, chociaż władze tłumaczyły wprowadzenie stanu wojennego chęcią ogólnej poprawy zwiększającego się spadku produkcji przemysłowej, związanej według rządzących z nieustannymi strajkami i zmniejszeniem wydajności pracy. Wprawdzie począwszy od roku 1982, aż po 1988 rok, wzrastać ponownie zaczęła produkcja (o 27%), a inwestycje i budownictwo (o 24%), jednakże również wzrastał polski dług publiczny i zadłużenie, które 1988 roku wynosiło już 40 mld dolarów34. Sytuacja przeciętnego Polaka ulegała dalszej degradacji. Brakowało towarów konsumpcyjnych, mieszkań, drastycznie podwyższano ceny, obniżała się znacząco stopa życiowa. Płace realne spadały. W porównaniu z rokiem 1981,w roku 1988 Polacy średnio zarabiali o 9% mniej, przy jednoczesnym wzroście pracy o 32%. Komuniści w Polsce powoli zaczęli tracić tzw. „grunt pod nogami”. Jednocześnie w ZSRR doszło do zmiany na szczeblach władz centralnych. Na czele KPZR stanął Michaił Gorbaczow, który podjął się próby ratowania „walącego” się powoli systemu komunistycznego, ogłaszając tzw. „pieriestrojkę” (z j. rosyjskiego: przebudowę), początkującą przemiany i przekształcenia społeczno-gospodarcze, oparte m.in. na jawności. Jedną z pierwszych decyzji Gorbaczowa było między innymi zniesienie cenzury.

 

W tym stanie sprawy do ofensywy ruszyło również społeczeństwo polskie i zakonspirowane związki zawodowe. Ponownie przez nasz kraj przeszła fala strajków (Stalowa Wola, Nowa Huta, Gdańsk), a strajkujący domagali się podwyżek płac i ponownej legalizacji NSZZ „Solidarność”35. Komunizm, a raczej jak zazwyczaj mawiano, realny socjalizm w Polsce chylił się ku upadkowi. Wyrazem tego były wszczęte w dniu 6 lutego 1989 roku obrady „okrągłego stołu” pomiędzy gasnącym obozem jeszcze ówczesnej władzy, a opozycją solidarnościową. W wyniku powziętych ustaleń, w czerwcu 1989 roku odbyły się pierwsze od zakończenia II wojny światowej wolne wybory do Sejmu i Senatu, a opozycja w ich wyniku wprowadziła odpowiednio do Sejmu 160 swoich przedstawicieli i 92 do Senatu, na 100 możliwych miejsc. Był to wielki sukces mas walczących36.

 

 

 

Polska wracała na łono krajów tzw. demokracji zachodniej. Jaką jednak jeszcze trudną drogę przyszło jej przejść, aby uzyskać aktualny status większość z nas wie o tym doskonale z autopsji, a młodsze pokolenie jedynie z kart historii. Jednakże początek lat 90-tych to okres wydawałoby się stopniowej normalizacji życia społecznego w kraju, okupiony nowymi wyzwaniami i nieznanymi dotąd na tak szeroką skalę procesami ekonomiczno-społeczno-gospodarczymi, i doświadczeniami związanymi z wprowadzaniem liberalnej demokracji oraz żarłocznego i bezdusznego kapitalizmu, a przejawiającymi się chociażby nagłym, znacznym wzrostem bezrobocia i rozwarstwieniem społecznym.

 

 

 

 

 

Norbert Wasik urodzony w 1976 r. w Zakopanem. Absolwent Kolegium Jagiellońskiego - Toruńskiej Szkoły Wyższej. Manager związany z sektorem FMCG. Dumny mąż i ojciec. Publicysta, działacz społeczny i narodowo-radykalny. Autor książki „Rozważania nad współczesnym narodowym radykalizmem”. Biegacz amator, fan długich dystansów, maratonów i biegów ultra. Pasjonat historii, gór i góralszczyzny. Idealista, romantyk i pragmatyk w jednej osobie, entuzjasta innowacji i nowych technologii.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

PRZYPISY:

 

1 W. Roszkowski, Historia Polski 1914-1991, Wydawnictwa Naukowe PWN, Warszawa 1992, s 274.

 

2 Ibidem, s. 274.

 

3 Ibidem, s. 274.

 

4 Ibidem, s. 274.

 

5 W. Pronobis, Polska i świat w XX wieku, Editions Spotkania, Warszawa 1991, s. 418.

 

6 Ibidem, s. 418.

 

7 www.encyklopedia.pwn.pl [on-line]. Wojny izraelsko-arabskie. World Wide Web: https://encyklopedia.pwn.pl/haslo/wojny-izraelsko-arabskie;3997551.html

 

8 Milicja Obywatelska – organ funkcjonujący w Polsce w okresie od 1944-1990 roku,  powołany do ochrony bezpieczeństwa i porządku publicznego.

 

9 Przyp. autora - dawniej student.

 

10 W. Roszkowski, op. cit. s. 299.

 

11 Ibidem, s. 300.

 

12 Ibidem, s. 301.

 

13 Ibidem, s. 302.

 

14 Ibidem, s. 302.

 

15 Ludowe Wojsko Polskie.

 

16 W. Roszkowski, op. cit., s. 303.

 

17 www.dzieje.pl [on-line]. Aktualności. Grudzień 70 – rocznica krwawej pacyfikacji robotniczych protestów. World Wide Web: https://www.dzieje.pl/aktualnosci/grudzien-70-rocznica-krwawej-pacyfikacji-robotniczych-protestow

 

18 W. Roszkowski, op. cit., s. 312.

 

19 Ibidem, s. 312.

 

20 Miało miejsce od 6-7 lutego 1971 roku.

 

21 W. Roszkowski, op. cit., s. 314.

 

22 W. Pronobis, op. cit., s. 423.

 

23 W. Roszkowski, op. cit., s. 316.

 

24 Ibidem, s. 317.

 

25 Ibidem, s. 320.

 

26 W. Pronobis, op. cit. s. 425.

 

27 Ibidem, s. 425.

 

28 www.przewodnik-katolicki.pl [on-line]. Jak papież słowami odnowił oblicze Polski. World Wide Web: https://www.przewodnik-katolicki.pl/

 

29 W. Pronobis, op. cit., s. 429.

 

30 W. Sienkiewicz, Słownik historii Polski,  Wiedza Powszechna, Warszawa 1991, s. 169.

 

31 W. Roszkowski, op. cit., s. 367.

 

32 Ibidem, s. 367.

 

33 W. Pronobis, op. cit., s. 432.

 

34 W. Roszkowski, op. cit., s. 389.

 

35 W. Pronobis, op. cit., s. 436.

 

36 W. Roszkowski, op. cit., s. 404.