
Szturm1
Grzegorz Ćwik - Czytajmy "Władcę Pierścieni"
„Świat się zmienił.
Mówi mi to woda.
Mówi mi to ziemia.
Wyczuwam to w powietrzu.
Wiele z tego, co było, zostało zatracone, bo nie żyją już Ci, którzy to pamiętali.”
„Władcę Pierścieni” czytał chyba każdy i każda z nas. Wielkość najważniejszego dzieła Tolkiena kilkanaście lat temu świetnie ukazał Peter Jackson, dzięki czemu wydatnie wpłynął na i tak bardzo wysoką popularność tolkienowskiego opus magnum. Poza epickością, najwyższym kunsztem literackim, niesamowita wyobraźnią Tolkiem we „Władcę…” tchnął coś jeszcze. Coś co sprawia, że traktujemy to dzieło niezwykle osobiście i niejako dosłownie. Utożsamiamy się z armiami Rohanu i Gondoru, kibicujemy hobbitom wkraczającym w ciemne krainy Mordoru, opłakujemy poległych, jak chociażby Boromira.
Wynika to z faktu, że Tolkien tak naprawdę opisał rzeczywistość i fabułę, która dzieje się na naszych oczach w naszym świecie. Znając jego konserwatywne i tradycjonalistyczne poglądy można uznać, że niejeden wątek we „Władcy…” znalazł się tam nieprzypadkowo i wynika z czegoś więcej niż misterna i kunsztowna konstrukcja świata fantasy.
Nastał koniec
Świat „Władcy Pierścieni” to świat końca oraz przełomu. Po wielkości potęg opisanych „Silmarilionie” pozostał cień a królestwa Rohanu i Gondoru są w stanie nieprzystającym zupełnie do dawnej potęgi. Co gorsza świat ludzi i elfów stoi w obliczu gigantycznego zagrożenia – oto znów objawił się Sauron, wróg wszystkiego co piękne i dobre, i na czele armii Mordoru planuje ostateczne pokonanie świata zachodu.
Świat zachodu, rozkład i upadek dawnej wielkości, coraz większe zagrożenie zniszczenia dziedzictwa – skąd my to znamy? Tolkien przeżywszy obie wojny światowe i obserwujący szalejące w Europie po 1945 roku kapitalizm i liberalizm nie miał najpewniej większych złudzeń, w jakim kierunku podąża Europa. Sam Tolkien był przecież, jak wiadomo, zwolennikiem spokojnego, wiejskiego życia, z daleka od wielkomiejskiego zgiełku i hałasu. Związek z ziemią, uprawa, obserwowanie wzrastania, życie wspólnoty…Brzmi znowu znajomo? Z pewnością każdy pomyślał o Hobbitonie i jego mieszkańcach. I skojarzenie to nie jest błędne.
Bohaterowie „Władcy…” oraz ich świat staje w obliczu straszliwego wroga. W pamiętnej scenie z „Powrotu Króla”, gdy ostatecznie pada obrona Osgiliath, słyszmy z ust dowodzącego wojskami wroga orka „Świat ludzi upada”. Dokładnie taki jest cel Saurona – zniszczyć nie tylko ludzi i elfów w sensie biologicznym, ale wykarczować całe ich dziedzictwo, piękno jakie stworzyli, cnoty i zasady jakimi się kierowali, wartości jakich bronili.
My, ludzie zachodu XXI wieku stoimy wobec identycznego nieprzyjaciela. Niszczenie biologiczne naszych Narodów trwa od dłuższego czasu, nazywając się „multi kulturowością”. To trochę lepiej niż hordy dzikich człekokształtnych bestii niszczących pogranicza Gondoru i Rohanu, ale tylko trochę. Krok za krokiem tracimy kolejne ostoje naszej tożsamości, wydzierane jest nam nasze dziedzictwo, a wrogi nam liberalizm niesie ze sobą tylko fałsz, brud i brzydotę.
To zresztą niezwykle istotne tak u Tolkiena, jak i w naszych realiach. Elfy i ludzie w świecie Śródziemia to istoty piękne oraz w pięknie rozpamiętane. Architektura, poezja, sztuki plastyczne, muzyka czy literatura – wszystko to w świecie Tolkiena stanowi niezwykle istotne osiągnięcie starych ludów zachodu. Co zaś idzie ze wschodu, tj. z Mordoru? Armie mieszańców, wytwarzanych w tolkienowskich odmianach laboratoriów genetycznych i hodowlach multirasowych humanodiów. Bo czymże innym są Uruk-Hai Sarumana i różne podgatunki goblinów z Mordoru, jak nie stworzonymi sztucznie karykaturami człowieka. Podążają na zachód, pod Minas Tirith i Helmowy Jar by zniszczyć świat ludzi – dlatego, że mają świadomość, że nigdy im nie dorównają. Tolkien celowo przedstawia wrogów wolnych ludów jako brzydkich, wstrętnych, zniekształconych, pomarszczonych, skarlałych. O ile ludziom i elfom towarzyszy słońce, ich domeną jest dzień, o tyle ich wrogowie wolą noc, ich pojawienie się często powiązane jest z mrokiem i przysłonięciem słońca.
Wojna opisana zarówno we „Władcy…” jak i inne wojny znane z uniwersum Tolkiena to konflikty ostateczne, tj. nie prowadzone dla ambicji politycznych, ale dla ocalenia wolnych ludów Śródziemia. Wrogowi nie zależy na podbiciu określonego miasta czy regionu, ale zawsze o to samo – o zniszczenie dziedzictwa wolnych ludów, o splugawienie ich swym złem i brudem, o wypaczenie wszystkiego co wzniosłe. Brzmi znajomo, prawda? Brzmi jak sojusz nowej lewicy i liberałów.
Hobbiton
Hobbici traktowani czasem są jako maskotki lub rozweselacze pokroju Jar Jar Binksa w drugiej trylogii „Gwiezdnych Wojen” w chwilami cokolwiek mrocznej prozie Tolkiena. Nic bardziej mylnego. Hobbiton i kreacja jego bohaterów to manifest oporu przeciw nowoczesnemu światu, jakiego nie powstydziłby się Evola i Junger.
Oto bowiem w świecie wielkich królestw, rosnącego modernistycznego zagrożenia w Mordorze i generalnie w okresie wielkiej polityki mamy kraj zamieszkały przez przyjaznych, stroniących od przemocy i zdobywania osobników, dla których najważniejsza jest rola, ziemia, obserwowanie jak rodzi się życie. Ludzie ci są prości, nie szukają tajemnic, nie interesuje ich co jest tysiące kilometrów od nich, dla nich najważniejsze to najbliższa okolica, sąsiedzi, dobre towarzystwo, strawa i napitek. Ponad „wielką historię” hobbici przedkładają swoje rodziny, domowe zacisze, przyjaciół, spokojne popołudnia. Ciężko o bardziej dobitny manifest wrogości wobec wielkomiejskiego zgiełku, małych i ciasnych uliczek, utraty tożsamości w anonimowej masie i pędzie za mamoną w niekończącym się wyścigu szczurów. Nieprzypadkowo to hobbit, postać niejako ze świata zewnętrznego w stosunku do wydarzeń we „Władcy…” okazuje się osobą, która ostatecznie pogrążą Saurona i jego armie. W powtarzających się rozmowach Sama i Froda podczas podróży do Góry Przeznaczenia przewija się motyw powrotu do Shire, jego mieszkańców, krewnych i przyjaciół, do spokoju i domowego zacisza. I właśnie dlatego, żeby to bronić, nawet za cenę własnego życia, mali hobbici wyruszają na wydawałoby się pewną śmierć, w sam środek terytorium wroga. Mają bowiem świadomość, że gdy upadnie Rohan i Gondor, nie będzie już miejsca dla Hobbitonu w świecie, w którym rządy obejmie Mordor i jego modernistyczni mieszkańcy.
Wartości
Boromir, Legolas, Aragorn, Faramir, Eomer – wszyscy ci bohaterowie kierują się niezmiennym, stałym kodeksem postępowania, opartym o honor, lojalność, odwagę i wierność władcy i ziemi. W opozycji do nich stoi agresor, który odrzuca wszelkie zasady, a jego domeną jest kłamstwo, oszustwo i podstęp. Bohaterowie ci i ich świat utożsamiają klasyczne podstawy, na których wyrosła wielkość Europy. Równie dobrze zamiast nich mogliby walczyć z Sauronem Hektor, Odyseusz, Roland czy inny bohater klasycznej literatury europejskiej. Aksjologiczne podstawy, na jakich opierają się te dwie grupy są identyczne. Są oni członkami elity, ale w rozumieniu klasycznym – bycie arystokracją jest więc nie przywilejem, ale służbą i prezentowaniem ideału, który ma pokazywać całej reszcie społeczeństwa właściwe postawy i kierunki działania.
Klasyczne cnoty to prawdziwa twierdza wobec orków, goblinów i trolli. To istota tego kim są bohaterowie Tolkiena. Mogą się mylić, mogą się kierować błędnym przesłankami, ale wykluczone w ich postępowaniu są strach, zdrada czy jakakolwiek korupcja. Słowa przysięgi silniejsze są niż śmierć, tysięczne zastępy wrogów i najstraszniejsze demony Morii.
Tym samym bohaterowie ci upodabniają się do bohatera „Szklanych pszczół” Jungera. Z tą różnicą, że o ile świat wartości rotmistrza Richarda odszedł, zastąpiony przez piekielną technologię, zimną kalkulację i wyrachowanie, o tyle Drużyna Pierścienia ma jeszcze szansę i ostatecznie zwycięża. I to jest dla nas drogowskaz.
Nieważne jak gęsty mrok spowije Białe Miasto. Nieważne jak liczne armie ślepych wykonawców rozkazów stanie pod naszymi murami. Nieważne jak dużo zrobi nieprzyjaciel, aby w nasze serca wlać strach, porażkę i korupcję. Naszym obowiązkiem jest walczyć. Stoi za nami spuścizna, honor i chwała świata zachodu. To naprawdę zbyt dużo, by pozwolić sobie na defetyzm i brak wiary w zwycięstwo. Niech ci, którzy wątpią spłoną niczym Denethor na pogrzebowym stosie. My pozostaniemy wierni do samego końca.
Tolkienowski nacjonalizm
Jackson jako filmowy geniusz uchwycił dokładnie istotę dzieła Tolkiena, w każdym najmniejszym szczególe. Spójrzmy więc na Aragorna, Theodena, Faramira, Eomera. To wszystko członkowie rodzin królewskich. Czy jednak widzimy w nich pychę, wyniosłość? Nie! Przede wszystkim reprezentują oni służbę swym poddanym. Bo tym w świecie Tolkiena jest monarcha, tą osobą, którą był w świecie tradycji pierwotnej – pierwszym sługą ludu i Narodu. Człowiekiem, który przewiduje, walczy, chroni i dba o swych poddanych. To ciężki los, dla którego podołania trzeba specjalnych przymiotów i hartu ducha. Tym właśnie charakteryzują się bohaterowie Tolkiena. To bardziej postacie tragiczne, wrzucone między tym co nieuniknione a tym co konieczne. W ramach tych warunków starają się dokonywać wyborów i podejmować decyzje, gdy wydaje się, że wszelka nadzieja upadła. Ta jednak upadnie dopiero, kiedy ostatni z nas wyzionie ducha w nierównej walce. „Śmiało! Niech nadejdą!” krzyknął bowiem Gimli. „Jeden krasnolud w Morii jeszcze jest żywy!”.
W świecie Tolkiena żołnierze, wojownicy, dowódcy walczą za swój lud, kraj, władcę, za świat zachodu. Jak inaczej to nazwać, jeśli nie nacjonalizmem, umiłowaniem swego ludu, Narodu? Dla bohaterów Tolkiena to postawa absolutnie naturalna, normalna, jedyna akceptowalna. Nikt spośród postaci „Władcy…” nie myśli, aby porzucić swych rodaków, ich rodziny, wsie i miasta. To przecież ich krew, ich ziemia, stąd Theoden bije się do samego końca, gdy oddaje życie w starciu z przywódcą Nazguli, a Boromir umierając na rękach Aragorna prosi tego, by ten zaopiekował się jego ludem – Gondorczykami. Nacjonalizm jako tradycyjna cnota, rozumiana jako miłość do swego ludu, obrona jego spuścizny i tradycji oraz gotowość do oddania życia za te wartości to rzecz normalna u Tolkiena. Mistrz jak zawsze miał rację – nacjonalizm to jedna z najbardziej oczywistych i normalnych spraw pod słońcem.
Ekologia
Motyw wycinania drzew i gwałtownej industrializacji pojawił się we „Władcy…” nieprzypadkowo. Symbolizuje on ten sam konflikt, jaki ukazuje zetknięcie się Hobbitonu z nadchodzącym złem ze wschodu. Chodzi oczywiście o postmodernistyczną ofensywę tych, dla których nie ma żadnych świętości, tych, którzy nie mają żadnej tożsamości i spuścizny, tych, którzy potrafią tylko niszczyć. Las Fangorn niszczony przez Uruk-Hai Sarumana jest niczym innym jak polem bitwy między tym co odwieczne, pradawne i mistyczne, a tym co materialne, odrażające, nastawione tylko na zysk i niszczenie. I kto jest siła napędową rewolucji przemysłowej Sarumana? Mieszańcy stworzeni w ramach kolejnych krzyżówek ras – Uruk Hai. Wykreowani tylko to po, by zniszczyć świat ludzi, nie znający pojęć jak „kultura”, „piękno” czy „duchowość”. Potrafiący za to niszczyć, palić i przetwarzać święte miejsce, jakim jest las Fangorn, na oręż i opał. Trudno o lepszą metaforę kapitalistów i ich ostatecznego celu – konsumenta, pozbawionego tożsamości, dziedzictwa, potrafiącego wykonywać tylko proste, zaprogramowane wcześniej czynności.
Swoją drogą warto zauważyć, że i wątek Entów i Fangornu i Hobbitonu wskazuje na silny ekologizm Tolkiena. Świat wrogów ludzi to świat industrializacji, niszczenia środowiska naturalnego, bezpowrotnego jego przenicowania na rzecz bezustannej wojny. Świat ludzi, elfów i hobbitów to szacunek, wręcz mistyczny dla natury, jej wytworów, to poczucie harmonii i współzależności między ludźmi a środowiskiem naturalnym. Hobbici szanują każde wzrastanie i życie, środowiskiem elfów od zawsze jest las, ludzie też nie przejawiają instynktów właściwych orkom, goblinom i Uruk-Hai.
Tolkien against modern world
Tolkien podczas dwóch wojen światowych doświadczył czym jest nowoczesny świat i do czego prowadzi. Stąd nie dziwi nas jego tradycjonalizm, konserwatyzm, umiłowanie spokoju, piękna i harmonii. Proza Tolkiena to potężny manifest sprzeciwu przeciw temu, co bezpowrotnie niszczy człowieka, jego życie, związek z ziemią, przodkami i ich spuścizną. Świat Tolkiena to świat klasycznych cnót i wartości, którym sprzeciwia się postmodernizm i liberalizm posunięty do skrajności – dokładnie ci sami wrogowie, których ataki na nasz świat obserwujemy każdego dnia.
Nie przypadkiem uniwersum Tolkiena tak bardzo przypomina średniowiecze, jego rycerskie opowieści, archetypy herosów i władców, sagi o wielkich wyprawach, podróżach i niezwykłych oaz magicznych przeżyciach. Poza kwestią zewnętrzną i realiami, Tolkien wzorował się przede wszystkim na świecie tradycyjnych wartości, które pozwoliły wzrosnąć cywilizacji zachodu. Rycerstwo średniowieczne, wyrosłe z indoeuropejskich korzeni, jest archetypem, na którym opierają się opisy praktycznie wszystkich bohaterów Tolkiena.
Wojna jaką prowadzi Gondor i Rohan to wojna o prawo do dalszego życia w zgodzie z odwiecznymi prawami, normami, w poszanowaniu natury, rodziny i życia. To także walka o przetrwanie piękna, tego co misterne, mistyczne i duchowe. Przeciwko temu stoi wróg gotów wszystko to zniszczyć. Choć dziś częściej mówimy „zdekonsturować”. Inne realia, ten sam cel.
Minas Tirith
Nasz obowiązek to wytrwać, niczym obrońcy Białego Miasta. To, że jest nas mało, że wróg jest potężny a jego siły rosną, wiedzieliśmy od dawna. Nie może być w naszych oczach strachu ani wahania. Wiemy co stoi za nami i czego bronimy. Wiemy co się stanie, jeśli przeciwnik zwycięży ostatecznie. Nawet jednak w najczarniejszej godzinie nie możemy się poddać. Wszakże wódz Nazguli już mówił powalonemu Gandalfowi „Zawiodłeś, świat ludzi upadnie!”. Chwilę potem bohaterscy Rohirrimowie odwrócili całkowicie losy bitwy o Minas Tirith. Także podczas bitwy pod Czarną Bramą, gdy otoczone na całej linii obrony wojska Rohanu i Gondoru stały w obliczu całkowitego zniszczenia, w tym samym czasie za sprawą „najmniej odpowiedniej ku temu osobie” Pierścień Władzy wrócił tam, skąd został wykuty, tym samym kończąc istnienie Saurona i jego armii.
Ciemność nadeszła. Nasze serca jednak wypełnione są prawdą, a dusze niezłomną postawą i odwagą. Kroczymy samotną drogą, tak daleko od domu. W nas i naszej walce tli się ostatnia nadzieja. Twarda wiara nie pozwala nam, aby mrok wsączył się w nasze umysły i dusze. Nie ulegniemy pokusom, nie zdradzimy, mamy bowiem świadomość, że nasza podróż pośród ciemności i beznadziei prowadzi do światła nowego dnia. Odnaleźliśmy naszą drogę i wiemy, że gdy wróg upadnie, my powstaniemy by móc nacieszyć swe oczy blaskiem słońca.
Nasza idea jest tym samym ogniem, który ujrzał Aragorn na szczycie wzgórza i zaniósł wieść o nim królowi Theodenowi. „Zapala się światło nadziei”.
Ciemność upadnie.
"Synowie Gondoru, Rohanu, bracia moi! Widzę w waszych oczach ten sam strach, który pożera mi serce! Być może przyjdzie dzień, gdy odwaga ludzi zginie, gdy porzucimy druhów, rwąc więzy przyjaźni! Ale to nie jest ten dzień! Godzina wilków i strzaskanych tarcz, gdy Era Ludzi chyli się ku upadkowi. Ale to nie jest ten dzień! Dziś stajemy do walki! Na wszystko, co wam na tej dobrej ziemi drogie, wzywam was do walki, ludzie Zachodu!"
Grzegorz Ćwik
Marcin Wilczek - Wiersze III
W obronie kolegi
Można nie bronić gestu,
ale jak nie stanąć w obronie kolegi?
Kiedy grzmi na niego ambasador państwa, do którego uciekali komendanci obozów koncentracyjnych
Można nie bronić przeszłości
Ale jak nie obronić doktora,
kiedy miesza go z błotem "profesor od etyki", którego dziadek woził księży
związanych w bagażniku
Można nie bronić ducha dziejów
Ale jak nie stanąć w obronie człowieka?
Wystawionego na lincz narodowej nieznajomości historii
Kiedy chcą nam zakazać oczy unosić prosto w słońce.
Pamiętajcie - jutro będą chcieli przyjść po nas.
- - -
W nas mocarnej wiosny tchnienie
Znów zaczyna się wiosna
Znów wyjdą na ulicę czarne sztandary z falangą
smagane wiatrem młodości.
Będziemy palić ogniska nad brzegiem rzeki
I śpiewać pieśni dawno zakazane
Nocą maszerować po lasach
Pogoda tak piękna, że razem z nami będą - nawet ci, którzy co prawda umarli za sprawę.
Ale wciąż krzyczą na marszach: "obecny!"
A wszystko co najważniejsze
można też zamknąć w najmniejszym spacerze
skakaniem w kałuże po burzy.
Norbert Wasik - Wojciech Brzega – pierwszy góral narodowiec
Góral z krwi i kości, Zakopiańczyk, świadek najciekawszej ery na Podhalu. Góral artysta, góral inteligent, dla niektórych przede wszystkim najbliższy współpracownik Stanisława Witkiewicza i współtwórca stylu zakopiańskiego, dla innych pierwszy podhalański uczeń Dmowskiego i zarazem pierwszy narodowiec góralskiego pochodzenia – Wojciech Brzega. Postać nietuzinkowa, czego dowodzą, oprócz życiowych wyborów, spisane przez niego wspomnienia. Góralskie pochodzenie było dla niego bardzo ważne; świadomie pielęgnowana góralszczyzna była istotnym składnikiem jego patriotyzmu i tożsamości.
Urodził się jako syn ślusarza Ryszarda Duźniaka, który zmarł za granicą, gdy jego jedyne dziecko miało rok. Po dojściu do pełnoletniości przybrał za nazwisko przydomek panieński matki (Teresa Gąsienica Brzega), pod którym był powszechnie znany. Po ukończeniu zakopiańskiej Szkoły Ludowej uczył się w latach 1885-89 w tutejszej Szkole Przemysłu Drzewnego (współcześnie Zespołu Szkół Budowlanych w Zakopanem) na oddziale rzeźby ornamentalnej, a następnie odbywał praktykę czeladniczą w Białej, Cieszynie, Krakowie i Lwowie. W 1895 roku rozpoczął 3-letnie studia na oddziale rzeźby krakowskiej Szkoły Sztuk Pięknych jako wolny słuchacz, gdyż ukończenie Szkoły Przemysłu Drzewnego nie dawało uprawnień do regularnych studiów akademickich. W 1898 r. wyjechał na roczne studia do Monachium, a następnie do Paryża gdzie w Ecole Normale Superieure des Beaux Arts studiował w latach 1899-1901 u Jean-Claude Thomas’a, uzyskując dwukrotnie nagrodę na wewnątrzuczelnianych konkursach.
Pierwszą swą nagrodę otrzymał wszakże już wcześniej – w 1896 roku, na konkursie rzeźbiarskim w Warszawie, za rzeźbę w drewnie „Głowa Sabały”. Tworzył przede wszystkim w drewnie, lecz także w gipsie, terakocie i brązie, zajmując się głównie rzeźbą portretową. Jego dziełem jest m.in. wykonany bezinteresownie w 1910 roku projekt pomnika Grunwaldzkiego, istniejącego po dziś w Zakopanem oraz tablica pamiątkowa Klimka Bachledy w Dolinie Jaworowej, przeniesiona na cmentarz pod Osterwą. Jeszcze przed wyjazdem na studia do Paryża związał się zawodowo i artystycznie ze Stanisławem Witkiewiczem stając się wykonawcą niektórych jego projektów, a dzięki własnym pracom w dziedzinie meblarstwa, rzeźby ornamentacyjnej i sztuki stosowanej był współtwórcą stylu zakopiańskiego. Jego dziełem są m.in. rzeźby ornamentacyjne w ołtarzu Matki Boskiej Różańcowej (notabene projektu Stanisława Witkiewicza) i w kaplicy św. Jana Chrzciciela w zakopiańskim kościele pod wezwaniem Świętej Rodziny w Zakopanem, oraz niektóre inne detale w tej świątyni.
Po powrocie ze studiów w roku 1901 zamieszkał we własnym domu na Skibówkach, gdzie otworzył pracownię i gdzie odbywały się także wystawy sztuki artystów zakopiańskich. Brał również udział niemal we wszystkich wystawach organizowanych przez stowarzyszenie plastyczne w latach 1909-1939. Działał w licznych organizacjach społecznych w Zakopanem, był m.in. w 1904 roku współzałożycielem towarzystwa Związek Górali i wchodził w skład jego władz, a w 1934 r. został członkiem honorowym Związku. Był jednym z organizatorów I Zjazdu Podhalan w Zakopanem w roku 1911.
W 1909 r. był jednym z członków założycieli Towarzystwa „Sztuka Podhalańska”, zasiadał w jego zarządzie i w latach 20. XX wieku był jego wiceprzewodniczącym. Wchodził w skład Rady Nadzorczej Spółdzielni „Klim”, był też członkiem zarządu efemerycznego Towarzystwa Pomocy Przemysłowej (1905 r.) i Towarzystwa „Eleuteria” (1904 r.). W 1913 roku był sygnatariuszem odezwy w sprawie budowy murowanego gmachu dla Muzeum Tatrzańskiego, a po I wojnie światowej, działał jako skarbnik Towarzystwa Muzeum. Był członkiem Towarzystwa Tatrzańskiego i w latach 1912-1914 zasiadał w zarządach jego Sekcji Ludoznawczej i Sekcji Przyjaciół Zakopanego, a w latach 1925-1939 był członkiem Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych.
W 1922 roku został nauczycielem rzeźby figuralnej w zakopiańskiej Szkole Przemysłu Drzewnego i pracował w niej do 1937, kiedy to dotknął go częściowy paraliż. W latach 1926-1929 pełnił obowiązki dyrektora tej szkoły. Od 1912 r. był zastępcą, a od 1919 r. radnym gminnym.
W okresie studenckim poznał Romana Dmowskiego, Zygmunta Balickiego i Wojciech Korfantego. W 1898 roku na prośbę Balickiego wynajął dla niego w Zakopanem przy ul. Kościeliskiej opodal swego domu, mieszkanie u górala Wójciaka. Do państwa Balickich zachodził wtedy Dmowski, a w tych spotkaniach uczestniczył również sam Wojciech Brzega. Poznał również Jana Gwalberta Pawlikowskiego (ekologa i nacjonalistę – członka Ligi Narodowej, Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego, a później Związku Ludowo-Narodowego i Stronnictwa Narodowego, w których władzach zasiadał do 1939 roku) dzięki czemu w „Willi Pod Jedlami” są ślady jego dłuta – vide meble Wojciecha Brzegi możemy oglądać po dziś dzień w salonie ww. willi w Zakopanem na Kozińcu.
Śmiało można nazwać Wojciecha Brzegę pierwszym podhalańskim uczeniem Romana Dmowskiego i pierwszym narodowcem góralskiego pochodzenia. Działał w tajnej organizacji narodowej, a potem został członkiem Ligi Narodowej, o czym wspomina w swoich wspomnieniach wydanych jako „Żywot górala poczciwego":
„(...) Dmowskiego znałem i mam o nim jak najlepsze pojęcie. Był dla mnie dobry i mam go za człowieka prawego i dobrego serca.(...) Poznałem go przez Kaspra Wojnara. (...) W roku 1898 przyjechał do Zakopanego pan Zygmunt Balicki, którego poznałem w Monachium w 1897 roku. Państwo Baliccy zamieszkali przy ulicy Kościeliskiej obok mojego domku, u Wójciaków. Tam często do nich przychodził Dmowski, więc miałem sposobność stykania się z nim. Należałem bowiem do tajnej organizacji założonej przez Dmowskiego i innych jego współpracowników. Później dopuścili mnie do Ligi Narodowej, więc byłem towarzyszem czy bratem, jak się wtenczas tytułowało. (...)".
Ten sam okres przywołuje po śmierci Dmowskiego w styczniu 1939 r. znany działacz endecki Jan Załuska (pisownia oryginalna):
„(...) Z roku 1898 pozostało mi żywo w pamięci spotkanie w Zakopanem. Byłem wtedy po raz pierwszy „za granicą", w Krakowie, w Katedrze na Wawelu, w górach. Do dziś mam to wszystko w oczach, a i obraz spotkania z Romanem Dmowskim widzę na tle krajobrazu Tatr.
Do Zakopanego zjechało wtedy na wypoczynek letni dużo osób Z Warszawy i z różnych stron świata. Przyjechał Z. Balicki z Monachium, niepewny jeszcze, czy uda mu sie zamieszkać w kraju. Dmowski przybył do Zakopanego, by odwiedzić przyjaciela i na jakieś narady. Przez Konrada Unruha dał mi znać, że zajdzie po mnie, więc byłem gotów i wyszedłem na Jego spotkanie. Szli obaj z panem Zygmuntem od Dworca Tatrzańskiego naprzełaj ku naszym Chramcówkom. Patrzyłem z radością i dumą na postacie tych dwóch ludzi mądrych i szlachetnych, w których ręku spoczywało przewodnictwo naszego ruchu.
Poszliśmy na spacer gdzieś ku Dolinie Kościelskiej. (...)".
Dmowski w tym czasie utrwalił się w pamięci Brzegi jako człowiek „wesoły, pogodny i pełen dowcipów". Pani Balicka nie znosiła słów „Warszawianki": „Trąbo nasza wrogom grzmij". Dmowski śpiewając tę pieśń zwracał się figlarnie do pani domu i specjalnie te słowa („Trąbo nasza...") akcentował, tak że pani Balicka musiała uszy zatykać. Z sędziwego Zygmunta Kostkiewicza, postaci dość popularnej na Podhalu, lubił Dmowski żartować swatając go z panną Siedlecką, działaczką narodową z Krakowa, przezywaną „królową korony polskiej". Trzeba przyznać, że od tej strony Dmowski jest raczej mało znany, i to nie tylko na Podhalu.
Pierwszy raz Dmowski przyjechał do Zakopanego w roku 1892 w celu spotkania się ze Stefanem Żeromskim. Wspominane przez Brzegę zakopiańskie spotkania miały miejsce w okresie ukazywania się „Przeglądu Wszechpolskiego", tj. w latach 1895-1905, najpierw we Lwowie, a następnie w Krakowie. Pobyt Dmowskiego w Galicji ułatwiał mu przyjazdy do Zakopanego i spotkania nie tylko u Brzegi i Wójciaków, ale również w hotelu-restauracji „Morskie Oko" Dzikiewicza.
W 1918 roku Wojciech Brzega należał do władz Organizacji Narodowej w Zakopanem. O pobycie i przywożeniu bibuły przez Romana Dmowskiego do Zakopanego Brzega pisze w książce „Żywot górala poczciwego”. Swoje opowiadania gwarowe, wspomnienia, scenki dramatyczne, artykuły etnograficzne i historyczne publikował także na lamach miejscowych czasopism: „Zakopane”, „Góral” (pisma endeckie) i „Młodego Taternika”, a jego cenne „Materiały do poznania górali tatrzańskich” publikował „Lud” (1910-1911). W 1913 r. opublikował książkę „Posiady Opowiadania z Podhala”, a jego jednoaktówki („Nędza Limanowski”, „Jasiek Wróbel powstaniec”, „Wieczornica góralska”) grywane były przez teatr amatorski Związku Górali. W ostatnich latach swojego życia spisał obszerne i nader interesujące wspomnienia, które opracowane we fragmentach z rękopisu znajdującego się w Muzeum Tatrzańskim ukazały się w 1969 r. pod nazwą wspomnianego już „Żywota górala poczciwego” (wspomnienia zostały wznowione w ubiegłym roku w ekskluzywnym, pięknym wydaniu przez Tatrzański Park Narodowy, pt. „Wojciech Brzega. Żywot górala poczciwego – spojrzenie po latach").
Z początkiem 1940 roku okupanci niemieccy przekształcili Szkołę Przemysłu Drzewnego w Berufsfachschule fur Goralische Volkskunst i zaproponowali Wojciechowi Brzedze objęcie jej dyrekcji. Schorowany, ale pełen godności góral wyrzucił ideologów Goralenvolku za drzwi. Niespełna półtora roku później umarł na wylew krwi do mózgu. 23 maja 1985 roku Rada Narodowa Miasta Zakopane i Gminy Tatrzańskiej nadały imię Wojciecha Brzegi dawnej ulicy Kościeliskiej nad Potokiem.
Wojciech Brzega to postać nietuzinkowa, a jego życiorys ma iście hollywoodzki posmak, bo oto chłopak z biednej rodziny, wychowany w kurnej chacie bez odpowiedniego sytuowania, wyrasta nie tylko na społecznika, narodowca, ale i na artystę u boku najznamienitszych postaci polskiego życia kulturalno-literackiego przełomu XIX i XX wieku. Staje się najbliższym na Podhalu współpracownikiem, ideowo – Romana Dmowskiego i Zygmunta Balickiego, artystycznie – Stanisława Witkiewicza, wykonawcą jego słynnych projektów i współtwórcą stylu zakopiańskiego. Bez niego nie powstałaby „Willa Koliba” ani „Dom pod Jedlami”, a Witkiewicz poniósłby spektakularną klęskę ze swoją wizją rozbudowy Zakopanego.
Norbert Wasik – urodzony w 1976 r. w Zakopanem. Absolwent Kolegium Jagiellońskiego - Toruńskiej Szkoły Wyższej. Manager związany z sektorem FMCG. Dumny mąż i ojciec. Publicysta, działacz społeczny i narodowo-radykalny. Autor książki „Rozważania nad współczesnym narodowym radykalizmem”. Biegacz amator, fan długich dystansów, maratonów i biegów ultra. Pasjonat historii, gór i góralszczyzny. Idealista, romantyk i pragmatyk w jednej osobie, entuzjasta innowacji i nowych technologii.
LITERATURA:
- A. Micińska: Wojciech Brzega [w:] „Słownik Artystów Polskich”. Ossolineum, 1975.
- W. Wnuk: Chłopiec od Brzegów [w:] „Moje Podhale” Warszawa 1968, s. 101-136.
- W. Brzega: Żywot górala poczciwego. Kraków 1969.
- H. Kenarowa: Od Zakopiańskiej Szkoły Przemysłu Drzewnego do Szkoły Kenara, WL, Kraków 1978.
- N. Wasik Zakopane pierwsze uwolniło się od zaborcy. Rzeczpospolita Zakopiańska - namiastka realnej władzy endecji, portal Trzecia Droga.
- J. Załuska „Ze wspomnień o Romanie Dmowskim" [w:] Warszawski Dziennik Narodowy nr 17, 17 stycznia 1939r., s. 1.
- M. Pinkwart, J. Zdebski: Nowy cmentarz w Zakopanem, Wyd. PTTK Warszawa-Kraków 1988.
Michał Walkowski - Słowo, tok, dyskurs
„Na początku było Słowo.” Słowa (pojęcia) natomiast mają znaczenie. Znaczenie można rozpatrywać ze względu na jego pełnioną funkcję. Tych kontekstów jest kilka. Wymienić można chociażby akt użycia wraz z jego okolicznościami (np. tonacja, akcent, czy wykorzystywanie dodatkowych sygnałów językowych – ot choćby wykorzystanie mowy ciała w komunikacji werbalnej), treść oraz ich korelację, zależności z desygnatami (odpowiednikami) w świecie rzeczywistym. Najważniejszy z perspektywy zamysłu tego tekstu jest rzecz jasna aspekt używania pojęć.
Druga kwestia, która jest istotna we wstępnej części tego tekstu – można również powiedzieć, że język występuje na meta- poziomie względem rzeczywistości. Nie jest to jednak oczywiście jego jedyny przejaw.
Teza brzmi: z faktu, że istnieje różnorodność kontekstów znaczeniowych, a także iż możemy używać pojęć oraz, że specyfiką języka jest jego możliwość zaistnienia ponad rzeczywistością wynikać może, że ma on warunki na wpływ dla kształtu tego, czego dotyczy. Zatem – jeśli zauważymy, że dany człowiek, czy inne zwierzę używa komunikatu (przy czym do zaistnienia komunikatu wymagany jest odbiorca), to na pewno ma coś na myśli, a co za tym idzie – w jego umyśle znajduje się pewna idea tego, co stoi za jego sygnałem. Nie zawsze odpowiednia, czy adekwatna, ale musi zaistnieć koherencja (relacyjność) między danym słowem, pojęciem, czy ich zbiorem w postaci tekstu, komunikatu, czy sygnału, żeby można było w ogóle mówić o kontekście zawarcia się, czy też zagnieżdżenia treści w formie. Przy czym o ile pojęcia mają swoje desygnaty, to gdy jest ich więcej sprawa się komplikuje. Relacji i ich typów robi się automatycznie więcej, o czym świadczy chociażby intuicja matematyczna na podstawowym poziomie. Kontekstem, który powinien nas jednak interesować najbardziej, jest kontekst społeczny. W nim możemy zaobserwować mnogość sytuacji relacyjnych, które są jednym z czynników mających wpływ na wytwarzanie się dyskursu. I tutaj dochodzimy do sedna sprawy. Dyskurs to w uproszczeniu społeczny wymiar języka. Jako, że człowiek istotą społeczną jest, to ów rzecz ma na nas niebanalny wpływ. Śmiem nawet twierdzić, że jest jedną z determinant naszej tożsamości. I o ile słowo w tym sensie jest początkiem, że każdy złożony z niego (a właściwie ich) tekst (uporządkowany zbiór pojęć) – niezależnie od jego kontekstu – ma swój jednostkowy, ale i przede wszystkim wspólnotowy charakter, tak dyskurs można określić jako ich (tekstów) zbiór, który niejako panuje (również w sensie „panowania wpływu” – także władzy) w danym momencie historycznym danej kultury. Zatem żeby przejąć wpływy w danym społeczeństwie należy przejąć dyskurs. Rzecz jasna nie tylko, ale z całą pewnością ten element jest jednym z kluczowych.
Z perspektywy walki cywilizacyjnej, która ma miejsce i zaostrza się w ostatnich latach, a kilka ostatnich miesięcy to wprost jej hiperbolizacja – zabieganie o dyskurs musi być punktem priorytetowym. Strategia osiągania celów w tym przypadku powinna być przede wszystkim zorientowana wielofalowo, komplementarnie i holistycznie, ale na pewno jej głównym przedmiotem mogłoby być wywłaszczanie pojęć naszych oponentów w rodzaju wolności, równości, braterstwa, czy solidarności, a także wtłaczanie nowych, własnych, zgodnych z Tradycją, klasycznymi cnotami, wartościami, czy generalnie naszą tożsamością.
Michał Walkowski
Patryk Płokita - Słowiański Vibe. „Stalker 1.5.1 Anomaly”. Recenzja gry
Przygodę z serią „Stalker”, zacząłem od „Stalker Cień Czarnobyla”. Bardzo mocno zapamiętałem tę grę. Na dobrą sprawę był to pierwszy pomysł Ukraińców, aby stworzyć strzelankę na godnym poziomie. Miało to miejsce w 2004 roku. Owa gra wprowadziła nowości, które teraz coraz częściej są zauważalne w grach „strzelankach typu rpg”. Wydaje się, iż rozwinięto ten pomysł szerzej np. w serii „Mass Effect”.
Dla niewtajemniczonych fabuła. Mniej więcej linia czasowa rozchodzi się w 2012 roku, z naszym światem, kiedy aktywuje się „Zona”, czyli tereny w pobliżu elektrowni w Czarnobylu, na Ukrainie. Pomimo działań Specnazu i ukraińskiego OMONu, pojawiają się na zakazanym terenie stalkerzy. Słowo to można przetłumaczyć na polski „poszukiwacz” czy „tropiciel”. Pojawiają się oni w Zonie w poszukiwaniu artefaktów. Te ostatnie to przedmioty, które mają właściwości nadprzyrodzone. W końcu w Zonie dzieją się rzeczy nie z tego świata. Mutacje psów, dzików i inne rodzaje ludzkich mutantów jak pijawka czy snork. Ciekawym zamysłem w omawianym uniwersum jest historia ożywieńców. Na terenie Zony istnieje/istniał tzw. „Mózgozwęglacz”, który tworzył barierę elektryczną wpływającą na umysły ludzi. W konsekwencji tych działań wielu ludzi miało „zwęglone mózgi”, a ciała pozostawione na pastwę losu. Ludzkie zwłoki działają nadal na zasadzie „podstawowych instynktów przetrwania”. Tak wygląda historia zombie w serii stalker.
Artefakty. To one dają nadprzyrodzone zdolności stalkerom. Coś co wygląda jak zwykły czerwony kamień może dać ci np. lepszą krzepliwość krwi kosztem lekkiego promieniowania. Oprócz tego w Zonie dochodzi do emisji. Polega to na tym że niebo robi się biało-czerwone i dochodzi do kosmicznego promieniowania. W omawianym modzie występuje też burza psioniczna i ma podobne efekty, z ta różnicą, że nie zabija cię promieniowanie radioaktywne, a promieniowanie psioniczne. Jeśli przekroczy się próg psychiczny nasza postać strzela sobie w głowę i gra się kończy. Trzeba pamiętać aby znaleźć porządne schronienie, ponieważ te dwa rodzaje emisji szkodzą zdrowiu i mogą zabić. Ponadto w Zonie istnieją anomalie. To właśnie z nich rodzą się artefakty. Anomalie można podzielić na grawitacyjne, chemiczne, elektryczne czy ogniste. Na koniec warto dodać, że cała Zona mocno jest napromieniowana.
Nie chcę zdradzać szczegóły fabuły tego uniwersum, dlatego odwołuję do „Stalker Cień Czarnobyla”. Warto pograć, a poszerzy nam się percepcja w świecie przedstawionym w owej serii. Warto też dodać, że gra powstała na bazie powieści braci Strugackich „Piknik na skraju drogi”. Widać duża inspiracje ową książką w tej grze, chociażby w opisaniu anomali czy artefaktów, aczkolwiek fabuły tych dwóch dzieł „rozjeżdżają się” i są zupełnie innymi uniwersami.
Po 2004 roku powstały jeszcze dwie kontynuacje. Prequel „Stalker Czyste Niebo” oraz „Stalker Zew Prypeci”, który jest formą sequela. W pierwszą odsłonę nie miałem możliwość pograć, natomiast w drugą owszem. Z racji tego, że mam więcej czasu z powodu pandemii to chciałem odświeżyć historię Zony. W taki sposób znalazłem mod „Stalker 1.5.1 Anomaly”, który został wydany w tym roku i tak też powstała recenzja tej gry w ramach czasopisma „Szturm”.
Odświeżona grafika na silniku DirectX 11 przykuwa oko. Pięknie widać krople deszczu w grze, niebo i całe środowisko. Pomimo tego silnika, wydaje się, że gra w formie moda ma bardzo małe wymagania systemowe na obecne standardy. To dodatkowy plus.
To co najbardziej podoba mi się w tej grze to tytułowy „Słowiański Vibe”. Postsowiecki syf wokół Czarnobyla, zepsute auta, czołgi czy wozy opancerzone, pustostany do których zajrzysz w poszukiwaniu artefaktów, ale nie wiesz czy tam jest mutant, który chce cię pożreć. Kolejna rzecz która mi się podoba, to muzyka. Ścieżka dźwiękowa gry to elektroniczny ambient. Bardzo wpływa to na rozgrywkę, aby wczuć się w klimat gry. W nocy podczas sesji można podskoczyć ze strachu podczas walki, zwłaszcza kiedy walczy się w nocy i trzeba odpalić beznadziejną latarkę. W modzie „Stalker Anomaly 1.5.1.” dodano bardziej rozszerzone radio do odsłuchu w PDA. Mamy do wyboru dwie stacje. (Warto napisać czym jest PDA. Dokładnie to komputer przypominający tablet, w którym mamy podgląd do zadań i mapy). Tak jak wspomniałem, w Anomaly mamy możliwość słuchania muzyki z radio podczas naszych poszukiwań. Muzyka tam zawarta to mieszanka muzyki nowej fali w języku angielskim i rosyjskim. Tę ostatnią można przyrównać do starego „Depeche Mode”. Oprócz tego słychać gitarowe brzmienie, alternatywną elektronikę oraz folkowe zespoły. Ponadto dla tej gry jestem w stanie pograć, żeby eksplorować tylko i wyłącznie terytorium. Dodać warto, że odwzorowano w niej elektrownie w Czarnobylu i tereny wokół niej. Jeśli ktoś interesuje się tzw. „urbexem” to także znajdzie w „Anomaly” coś dla siebie.
Stalker jest z założenia strzelanką z elementami RPG. Mod niestety jest bardzo trudny, nawet na najłatwiejszym poziomie trudności. Gram niespełna tydzień, a już musiałem grę zaczynać od nowa trzy razy.
Opuszczone domostwa popadające w ruinę, bunkry naukowców, napromieniowane zbiorniki wodne, powyginane drzewa od anomali, bagna, czerwony las to tylko przykłady lokacji. Naprawdę w anomaly 1.5.1 jest sporo do eksploracji miejsc. Na przykład „Rostock”, to baza „Powinności” (ang. „Duty”), ale o frakcjach za chwilę.
Gra ma elementy surwiwalowe. Jesteś głodny? To umrzesz. Dostałeś strzał w ramię, krwawisz? Nie masz bandaży? To się wykrwawisz. Walczysz z bandytami na śmietnisku? Miej lepiej apteczkę, aby zregenerować zdrowie, tylko pamiętaj, że jak jej używasz to musisz ją rozsunąć. Podczas tej czynności nie będziesz miał dostępu do broni i musisz się ukryć. Oprócz tego sprzęt co jakiś czas się psuje i trzeba go naprawiać. Przykładem maska przeciwgazowa. Jeśli jest uszkodzona np. od strzałów to widać pęknięcia i rysy, co utrudnia użycie przyrządów celowniczych. Ponadto jeśli jesteś napromieniowany to możesz wypić alkohol, aby się oczyścić. Trzeba pamiętać, że potem masz objawy upicia alkoholowego i nasza postać chodzi zygzakiem przez jakiś czas.
Mod „Anomaly” wprowadza nową rzecz, czego nie było w oryginalnych częściach. Chodzi o tzw. „crafting”, oraz zaawansowane naprawianie przedmiotów. Jeśli chodzi o kwestie broni to też zostało to przemyślane w tytułowym modzie. Pistolet jeśli jest zniszczony to będzie się zacinał. Irytujące jest kiedy broń palna nie działa, a szarżuje na ciebie zmutowany dzik. Z drugiej strony bardzo urealnia to rozgrywkę. Na zwierzęta znalazłem sposób po tygodniu aby wskakiwać na rozwalone samochody, bo wtedy nie mają dojścia żeby cię ugryźć. Potem można pobawić się w polowanie, ale jest problem, ponieważ poprawiono inteligencję gry. Zwierzęta gdy nie mają dojścia do ataku uciekają i krążą wokół ofiary, przez co trudniej je trafić. Inny przykład to walki z bandytami, ich słynne powiedzenie „cheki breki i w damkie”, co można przetłumaczyć na polski „szach mat i w damkę”. Uśmiech pojawia się na twarzy jak to słychać, bo w tym momencie taktycznie trzeba obejść przeciwnika z drugiej strony, po kryjomu, po cichu i strzelać od tyłu. W końcu to bandyci bez honoru, to jest wojna i w Zonie przeciwnicy mogą zrobić to samo!
Mod daje możliwość uruchamiania kilku trybów gry. Np. surwiwal, który powoduje, że zapisywanie gry może być tylko przy palenisku. „Warfare”, gdzie dochodzi do wojny frakcji. Ja aktualnie gram „Powinnością”, z ang. „Duty”, w trybie fabularnym. Jest to organizacja paramilitarna, która oczyszcza mutantów z Zony i pomaga stalkerom. Oprócz tego walczy ze swoim głównym oponentem „Wolnością” (ang. „Freedom”). Ponadto, „Powinność” współpracuje czasem z wojskiem w ochronie Zony.
Każda z frakcji stalkerów w Zonie ma swoją ideologię. Dla przykładu „Powinność” uważa, że „Zona jest niebezpieczna dla ludzkości i trzeba ją zabezpieczyć”. Banda anarchistów z „Wolności” ma odmienne zdanie w tej materii. Członkowie „Wolności” uważają, że „Zona powinna stać otworem dla ludzi i pokazać swoje dobrodziejstwa”. Są jeszcze inne frakcje, którymi możemy grać w modzie. Oprócz wcześniej wymienionej „Powinności” i „Wolności”, w modzie anomaly możemy zagrać frakcjami takimi jak: „Czyste Niebo” (ang. „Clear sky), „Wolni stalkerzy” (ang. „Lonely”), „Najemnicy” (ang. „Mercenary”), „Wojskowi” (ang. „Military”), „Bandyci” (ang. „Bandits”), „Naukowcy” (ang. „Ecologist”), „Monolit” (ang. „Monolith”).
W dalszej części gry można stworzyć drużynę. Wyposażyć w ekwipunek i sprzęt. Dać rozkazy, aby towarzysze broni stali blisko nas, albo żeby strzelali bez ostrzeżenia. Mod w tej materii daje bardzo dużo do poprawienia rozgrywki. Z racji tego, gra staje się przez to bardziej taktyczna.
Na początku problemem dla mnie był język angielski w recenzowanym modzie. Spolszczenie do gry będzie pełne dopiero w lipcu 2021 roku. Problem z angielskim pojawia się w opisie technicznym przedmiotów do craftowania, ale da się to obejść. Przy okazji grania w czasach pandemii można nauczyć się języka angielskiego. Oczywiście mod jest też w języku rosyjskim.
Błędów jako takich nie zauważyłem podczas rozgrywki. Czasem jak się strzela to pociski robią się "zielone lub różowe" podczas wystrzałów. Z drugiej strony wygląda to tak jakby było naprawdę, bo gazy prochowe mają taki efekt w realnym świecie. Jedyny karygodny błąd jaki zauważyłem to czasem podczas ładowania zapisu, zmienia się pogoda i pora dnia. Mod czasem też wywala do pulpitu jak rozmawia się z wojskowymi, ale to jest zrozumiałe. Anomaly jest obecnie w formie bety i takie rzeczy się zdarzają.
Z racji tego, że siedzimy w większości w domach i mamy bardzo dużo wolnego czasu, zachęcam do pogrania w mod stalker anomaly 1.5.1. Warto podkreślić że oryginał stworzyli Ukraińcy i vibe jest bardzo słowiański. Wielu graczy porównuje stalkera do „słowiańskiego postapo” czy „ukraińskiego Fallouta”. Akcja gry dzieje się na naszym kontynencie, w Europie środkowo-wschodniej, u naszego sąsiada. Nie oszukujmy się, Europejczycy są już zmęczeni grami o „Ameryce dla Amerykanów”, zwłaszcza w strzelankach. Dlatego polecam specyficzny postsowiecki syf w opuszczonych miejscach w formie urbixu i jego eksploracje.
Na sam koniec ocena gry. 8 na 10. Dałbym 9 gdyby gra była po polsku, więc czekam na spolszczenie. Polecam grę każdemu, kto jest zmęczony amerykańskimi strzelankami. Jest za darmo do ściągnięcia, a plik zajmuje 9 giga. Nie potrzeba oryginalnej gry. Wystarczy wypakować i można grać!
Link do moda:
https://www.moddb.com/mods/stalker-anomaly/downloads/stalker-anomaly-151
Patryk Płokita
Jan Piasecki - Obóz narodowy w Wielkopolsce w latach 1930-1934
Początków polskiej myśli narodowej należy szukać w drugiej połowie XIX w., kiedy to tworzyły się zręby polskiego nacjonalizmu wyrosłe z wcześniejszych narodowo- wyzwoleńczych nurtów politycznych. Jako ojców polskiego nacjonalizmu uważa się Jan Ludwika Popławskiego, Zygmunta Balickiego oraz Romana Dmowskiego. Począwszy od końca XIX wieku, kiedy to polski nacjonalizm począł ewoluować z pozycji dotychczas kojarzonych także i z myślą socjalistyczną (sam Dmowski zaczynał swoją drogę publicystyczną właśnie na łamach socjalistycznej prasy, co było wynikiem specyfiki ówczesnych czasów, w których socjalizm jako idea wolnościowa był jedynym z głównych prądów ideologicznych). Każdy z trzech wymienionych, głównych ideologów tzw. „endecji” (skrót wzięty od nazwy Narodowa Demokracja), reprezentował inny kierunek myślowy. Popławski i Balicki reprezentując „uniwersytecką” i bardziej hermetyczną myśl ustąpili pola dynamicznemu i radykalnemu Dmowskiemu, który swoim dziełem pt. „Myśli nowoczesnego Polaka”, podłożył fundament pod mający się już niedługo wykrystalizować ruch narodowy, obierający już wyraźny kierunek antyrewolucyjny oraz antysocjalistyczny. Okresem, który rzutował na dalsze losy obozu narodowego były lata schyłkowe okresu zaborów oraz końcu I wojny światowej, kiedy to kształtowało swoją postawę patriotyczną i obywatelską tzw. „pokolenie niepodległości”. Jak w przyszłości zobaczymy, to właśnie młodzież tamtego okresu na której wojna światowa odcisnęła swoje piętno miała objąć ster polskiej ideologii nacjonalistycznej w swoje ręce. Lata 20 XX wieku, w których młode państwo Polskie odbudowywało się ze zniszczeń było naznaczone ideologicznym kompromisem starszego pokolenia endecji, które metodę działania upatrywało w rozwiązaniach parlamentarnych, jednak doświadczenie wojny polsko- bolszewickiej, propaganda socjalistyczna oraz zamach stanu z 1926 roku podważył ich dotychczasową taktykę. Można śmiało powiedzieć, że rok 1926 stał się cenzurą w życiu młodych działaczy, którzy widząc nieefektywność dotychczasowych rozwiązań, poczęli zerkać z fascynacją w stronę modnego wówczas włoskiego faszyzmu.
Słowem krótkiego wstępu warto jeszcze wymienić wszystkie organizacje narodowe powołane w historii ruchu narodowego. Pierwszym tworem politycznym o narodowym programie było powstałe pod koniec XIX w. Stronnictwo Narodowo- Demokratyczne (SND), które postulowało rozwijanie świadomości narodowej Polaków (szczególnie wśród chłopów i robotników), pracę organiczną oraz budowę jedności narodowej. Po odzyskaniu niepodległości SND przekształcone zostało w Związek Ludowo- Narodowy (ZLN), który kontynuował postulaty pracy u podstaw oraz uświadamiania jak najszczerszych kręgów polskiego społeczeństwa. Swoje działania ZLN oparł na demokratycznych oraz parlamentarnych rozwiązaniach ustrojowych panujących w ówczesnej Rzeczpospolitej. [1]
Z tzw. „endecją” związki ideowe, oraz personalne posiadał szereg organizacji o charakterze charytatywnym, edukacyjnym, czy samopomocowym.[2] Wpływy te były szczególnie widoczne na wsi i w małych miasteczkach, gdzie z inicjatywy lokalnych działaczy narodowych powstawały grupy organizujące życie kulturalne, pomoc społeczną, czy chociażby przy współpracy z klerem katolickimi chóry kościelne, świetlice, oraz koła kobiet. [3] Zapotrzebowanie na nowy model działalności narodowej w obliczu sanacyjnego autorytaryzmu, spowodowało powołanie w 1926 roku Obozu Wielkiej Polski (OWP), który miał stać się dla młodzieży organizacją, w której znajdą ujście ich dynamiczne i radykalne poglądy. Było to celowe zamierzenie Dmowskiego, mającego nadzieję, że dopływ nowych, młodych ludzi zaktywizuje starsze pokolenie endeckie i doprowadzi do ewolucji dotychczasowych metod działania w kierunku dostosowania do panujących realiów dyktatury zaprowadzonej przez Józefa Piłsudskiego.[4] Obóz Wielkiej Polski był pomyślany jako ponadpartyjny ruch społeczny, który miał jednoczyć jak najszersze kręgi społeczne, stając się płaszczyzną konsolidującą i spajającą różne grupy polityczne, szczególnie z środowisk narodowej prawicy oraz organizacji centrowych. Jako kontynuator tradycji parlamentarnych ZLN powstało Stronnictwo Narodowe, które w przewidywaniach miało ograniczać się do działań stricte parlamentarnych tj. legalnych, aby nie doprowadzić do jego delegalizacji, co z kolei skutkowałoby wykreśleniem „narodowego głosu” z ław sejmowych. Te zmiany, które zapoczątkował w łonie obozu narodowego Dmowski dały dość nieoczekiwane rezultaty. Młodzi działacze OWP, którzy łącząc dynamizm, radykalizm i ruchliwość w działaniu zerwali całkowicie z dotychczasowym ustabilizowanym i konserwatywnym programem ZLN oraz poglądami większości starszych działaczy. Warto jednak tu zauważyć, że sam Dmowski krytykował niesprawność działań ZLN, które coraz częściej przybierały odcień liberalny, a ich zachowawczość i skłonność do kompromisów przywiązana była w pełni do procedur demokratyczno- parlamentarnych.[5] Duch ówczesnych czasów sprzyjał radykalnym i dynamicznym działaniom, które uosabiali w sobie „młodzi”, lecz ówcześnie mało kto podejrzewał, że szczególnie w Wielkopolsce wewnętrzne tarcia organizacyjne doprowadzą w przyszłości do kolejnych podziałów oraz wzajemnych ataków.
W latach 1930- 1934 w Wielkopolsce działały struktury Obozu Wielkiej Polski, Stronnictwa Narodowego, a później Związku Młodych Narodowców, Obozu Narodowo Radykalnego oraz Stronnictwa Wielkiej Polski. Jako pierwszy powstał cieszący się największą popularnością OWP, który dzięki mobilności młodych (co nie do końca spotykało się z zadowoleniem starszych działaczy, którzy w młodszym pokoleniu widzieli konkurencję) zakładał placówki tejże organizacji w każdej gminie a także na wioskach. Szczegóły powstania tej formacji Roman Dmowski omówił wraz ze swoimi współpracownikami podczas zebrania w podpoznańskim Chludowie. Oficjalnie OWP powołano dnia 4 grudnia 1926 roku podczas uroczystego zebrania w Hotelu Bazar. W skład Rady stojącej na czele OWP weszła bardzo liczna grupa działaczy poznańskich, do których należeli min.: Bogumił Hebanowski, Stefan Kałamajski, Bogumił Łubieński, Zygmunt Pluciński, Seweryn Smukalski, Zbigniew oraz Żółtowski. [6] Obóz podzielono na dzielnice, które dzieliły się następnie na okręgi, później powiaty oraz placówki. Oboźnym dzielnicy Poznańskiej został Zygmunt Pluciński, województwa poznańskiego- Stanisław Celichowski, miasta Poznań- Wacław Hedinger. Warto dodać iż w skład władz wojewódzkich wszedł także prof. Dąbrowski, gen. Dowbór- Muśnicki oraz Stefan Kismanowski. [7] Wraz z rozwojem działalności siły Obozu stale się zwiększały, w wyniku czego w wielu miejscowościach Wielkopolski dochodziło do przypadków zakazywania powstawaniu nowych placówek ze względu na brak kadry kierowniczej. Wśród nowych oboźniaków obowiązywał staż organizacyjny, który trzeba było odbyć aby następnie zostać mianowanym na pełnoprawnego członka OWP. Pasowanie odbywało się przez dekorowanie tzw. mieczykiem Chrobrego. Obóz swoją strukturę oparł na zasadach hierarchii i dyscypliny wojskowej z widocznym zafascynowaniem wzorcami włoskimi w postaci mundurów oraz zaadoptowanego salutu rzymskiego. [8] Aby uzupełniać kadrę kierowniczą organizowano w gminach i okręgach kursy kierownicze oraz kandydackie. Jednak jak już to zostało wspomniane powyżej na samym początku dzielności doszło do wielu nieporozumień oraz kłótni co do dalszej strategii między starszymi działaczami a pokoleniem młodych. Sytuacja ta stała się przyczyną powołania Ruchu Młodych jako wyodrębnionej struktury Obozu. Zjazd Młodych Dzielnicy Zachodniej odbył się 5 maja 1927 roku w Poznaniu, stając się wielkim sukcesem organizacyjnym i propagandowym. To właśnie na zjeździe poznańskim pierwszy raz wybrzmiał Hymn Młodych, który od tego czasu stał się główną pieśnią ruchu narodowego. W ciągu kilku tygodni od zjazdu utworzono szereg Wydziałów Młodych OWP, min. w Gnieźnie, Gostyniu, Nowym Tomyślu, Krotoszynie i Wrześni. [9] W tym czasie powstała także grupa akademicka OWP na Uniwersytecie Poznańskim. W nurt działalności narodowej włączyło się młode pokolenie reprezentowane przez Drobnika, Wyrzykowskiego, Piestrzyńskiego, Gładysza i Fenglera. Swoje poglądy głosili min. z łam ukazującego się w Poznaniu dwutygodnika „Awangarda”, którego początki sięgają 1927 roku. W 1932 roku „Awangarda” stała się miesięcznikiem, zmieniając także szatę graficzną (od 1932 roku prezentowane był na jej łamach także zdjęcia z uroczystości oraz wydarzeń organizowanych przez OWP [10]). Miesięcznik stają się główną tubą propagandową młodych działaczy w latach 30 XX wieku przechodząc nie tylko ewolucję wizualną, lecz także i ideową. Artykuły zamieszone w „Awangardzie” charakteryzowały się radykalnym stylem pisania i postulatami. [11] Prym wśród autorów wiódł Jerzy Drobnik. Jednak Młodzi nie ograniczali się do jednego tytułu prasowego. Wraz ze zdobywaniem pierwszych szlifów pisarskich coraz częściej publikowali w takich gazetach jak „Kresy Zachodnie”, „Gazeta Wągrowiecka” („Dziennik Rogoziński), czy „Gazeta Nadnotecka”. Na łamach prasy Młodzi często i bardzo chętnie akcentowali „wyższość” Wielkopolski nad innymi regionami. Uważano iż napływ ludności z byłej Kongresówki i Galicji jest zaplanowaną ekspansją, próbą penetracji społeczeństwa wielkopolskiego i osłabienia więzów łączących wielkopolan. Ponadto przestrzegali oni przed próbą zaprowadzenia „porządków wschodnich”, utożsamiając je z bolszewizmem. Radykalizm Młodych dzielnicy zachodniej wyrażał się w haśle- Wielkopolska dla Wielkopolan. Taka propaganda brała się nie tylko z nieufności wobec przybyszów ile z prób rozbicia przez sanację „narodowego bastionu” jakim była Wielkopolska. Ta radykalna i krzykliwa kampania propagandowa w większości przypadków nie miała pokrycia w rzeczywistości, lecz bardzo często trafiała na podatny grunt.
W związku z coraz większą aktywnością struktur obozowych oraz wzrastającymi wpływami jakie OWP zdobywało wśród społeczeństwa, władze sanacyjne zaostrzyły represje i cenzurę wobec działaczy Obozu. Skutkiem tych działań była jeszcze większa radykalizacja i zaostrzenie walki między władzą sanacyjną a narodowcami. Ton rywalizacji politycznej nadawały bojówki Młodych, które radykalnie zareagowały na represje sanacyjne, wcielając swoje antyrządowe postulaty w czyn, czego efektem były liczne bójki i manifestacje antyrządowe. Jednakże trzeba pamiętać o tym, że rozwiązania siłowe, nie były czymś wyjątkowym w tamtym okresie, ponieważ młodzież studencka z każdej ze stron sceny politycznej, chętnie stosowała przemoc wobec konkurencji. Dla przykładu można podać proces Młodych placówki OWP w Rogoźnie który odbył się w listopadzie 1931 roku. Młodzi zostali oskarżeni o kradzież i spalenie portretu Józefa Piłsudskiego. Według oskarżenia narodowcy mieli ukraść portret Piłsudskiego z lokalu Kaczora i następnie spalić go przy akompaniamencie śpiewów i plucia. [12] Szczególnie napięte stosunku łączyły działaczy OWP z sanacyjnym „Strzelcem”. Zdarzały się także ofiary śmiertelne, tak jak np. ww. Rogoźnie, bojówkarze „Strzelca” zamordowali Edwarda Bosackiego, byłego działacza OWP (ówcześnie ONR). [13] Rywalizacja ideologiczna toczyła się także na polu ekonomiczno- społecznym. Wraz z nasiloną propagandą i agitacją obozu rządzącego wśród organizacji kombatanckich pojawiły się coraz częstsze przypadki wypadania z orbity wpływów bardzo wielu organizacji o charakterze pro obronnym i kombatanckim. Remedium na ten stan rzeczy miało być powołanie przy patronacie OWP Legionu Wielkopolskiego, który miał skupiać w swoich szeregach organizacje kombatanckie takie jak Związek Towarzystw Uczestników Powstania Wielkopolskiego, Związek Hallerczyków, Związek Dowborczaków oraz Związek Powstańców i Wojaków. Łącznie członków wszystkich ugrupowań wchodzących w skład Legionu szacuje się na około 34 000. [14] Głównym celem działalności Legionu miało być kształcenie kadr Obozu w wyszkolenia wojskowego oraz dyscypliny potrzebnej do, jak sądzono, przyszłej walki o Polskę narodową. Oficjalnie poza strukturami znalazło się Towarzystwo Gimnastyczne „Sokół”, lecz bardziej ze względów formalnych (aby nie dawać pretekstu władzy do legalizacji Towarzystwa), ponieważ od dłuższego czasu i tak pozostawało w orbicie wpływów ruchu narodowego. Jeden z najbardziej znanych działaczy OWP dzielnicy Wielkopolskiej- Zygmunt Wojciechowski, ostrzegał przed sytuacją sprzed 1926 roku, którą określał jako „rządy chłopskie” [15], min. stąd się wzięła szeroko zakrojona ofensywa OWP w terenie wiejskim. Zakładano placówki nawet w najmniejszych wioskach jak Studzieniec, Połajewo, Ninino, Skrzetusz, Rożnowo. Walki toczone na polu ekonomiczno- gospodarczym przeniosły się szybko na teren wiejski, szczególnie w środowisko Towarzystwa Kółek Rolniczych. Sympatia działaczy rolniczych była raczej po stronie endecji, chociaż z czasem także i sanacja zaczęła zdobywać pewne poparcie wśród rolników. Przekaz OWP który kierowano dla środowiska zakładał iż tylko obóz narodowy jest w stanie zapewnić wielkopolskiemu społeczeństwu godną egzystencję i przyszłość. Nie można pominąć także starć na linii narodowcy, a społeczność żydowska. W całej Wielkopolsce działacze OWP organizowali akcje bojkotujące kupców pochodzenia żydowskiego (hasło „swój do swego”), niejednokrotnie niszcząc wystawy sklepowe oraz stragany. Do największych tego typu zajść doszło w Ryczywole (powiat obornicki), do którego musiano sprowadzić dodatkowe siły policji z Poznania aby opanować sytuację. Podczas wiele osób bywało ciężko rannych.
Warto dodać, że struktury OWP obejmowały także sekcję żeńską. Na fali hasła „Kobiety do szeregu”, które ukazało się w „Awangardzie” [16] w całej Wielkopolsce zaczęły powstawać placówki żeńskie. Do jednych z pierwszych należały te w Gnieźnie, Krotoszynie, Jarocinie, Gostyniu, Ostrowie Wielkopolskim, czy Pniewach. Wzorem placówek męskich tworzono także oddziały wiejskie. Kandydatki do żeńskich sekcji obowiązywał kurs kandydacki prowadzony przez działaczy szczebla okręgowego.
W działalności OWP na ziemiach Wielkopolskich nie do przecenienia była pomoc miejscowego duchowieństwa, które gremialnie poparło postulaty działaczy, niejednokrotnie biorąc udział w zebraniach i uroczystościach oboźniaków. Działaczom OWP którzy nie mieli własnych lokali kapłani udostępniali sale parafialne, bądź domy katolickie.
Kulminacyjnym punktem, zaostrzającej się walki politycznej był 28 marca 1933 roku, kiedy to rząd postanowił zdelegalizować Obóz Wielkiej Polski. Uzasadnieniem tej decyzji była działalność kolidująca z kodeksem karnym i nakazami władz państwowych przez stałe inspirowanie ekscesów i zaburzeń, podsycanie nienawiści partyjnej i rasowej, urządzanie demonstracji i zgromadzeń z wyraźnym zamiarem podburzania ludności przeciwko władzom państwowym. Przed Romanem Dmowskim pojawił się dylemat, co zrobić z młodzieżą która posmakowała samodzielnego życia politycznego, pełnego dynamizmu i radykalizmu? Pojawił się pomysł wcielenia ich w szeregi Stronnictwa Narodowego, lecz w tym wypadku odżyły stare waśnie między działaczami dwóch pokoleń. W ten sposób narodził się Związek Młodych Narodowców, którego założycielami byli najbardziej aktywni działacze Młodych OWP: Drobnik, Wojciechowski, Piestrzyński, Zdzitowiecki i Dembiński.
Nieoficjalnie pierwsza organizacja Związku Młodych Narodowców (ZMN) powstała 2 listopada 1932 w Toruniu, jako struktura raczej marginalna, skupiająca żywioły najbardziej radykalne. Jednak dyskusja odnośnie kształtu ruchu narodowego, która odbyła się na przełomie 1933/ 1934 roku doprowadziła do secesji wewnątrz struktur i odejścia grupy skupionej wokół Drobnika i Zdzitowieckiego. 2 lutego 1934 roku postanowili oni zarejestrować w Urzędzie Wojewódzkim w Poznaniu własne, samodzielne stowarzyszenie- „Związek Młodych Narodowców”. [17] Co ciekawe nowo powstałe stowarzyszenie nie reprezentowało postulatów antyrządowych, widząc drogę w porozumieniu z niektórymi środowiskami sanacyjnymi możliwość wspólnej budowy narodowego państwa autorytarnego. To właśnie w środowisku poznańskim stworzono idee nacjonalizmu integralnego, którego założenia ogólnie wyjaśnił profesor historii Zygmunt Wojciechowski: jesteśmy nacjonalistami integralnymi. Jesteśmy nimi przez stapianie zasady narodowej z zasadą państwową w jedną całość, przez wysnucie z tego faktu wszelkich konsekwencji praktycznych, przez wzięcie za to pełnej odpowiedzialności moralnej i politycznej. [18] Środowisko to odżegnywało się od rewolucji narodowej, postulując obopólną zgodę w ramach państwa narodowego (stopniowej ewolucji ku niemu), którego założenia przynosiły na myśl rozwiązania włoskie Benito Mussoliniego, w którym silnie akcentowany był prymat państwa. Z programu zniknęły ponadto postulaty antyżydowskie [19], w miejsce których pojawiło się potępienie odśrodkowych prób destabilizacji kraju. Związek Młodych Narodowców nie przedstawiał jednak realnej siły politycznej, stąd szybko stał się organizacją marginalną i egzotyczną, która została wchłonięta przez środowiska związane z sanacją. Szczególną uwagę zwraca jednak bogata spuścizna piśmiennicza pozostawiona przez Drobnika, Habryka, Piestrzyńskiego czy Wojciechowskiego którzy swoją ideologię przedstawiali na łamach wielkopolskich periodyków. Pomimo stosowanych metod materiały przez nich wytworzone prezentują wysoki poziom stylistyczny i merytoryczny, niespotykany na dzisiejszym polu walki ideowej, co przyczyniło się do wpisania ww. działaczy na stałe do historiografii wielkopolskiego obozu narodowego.
Lata 1933- 1934 były okresem eskalacji kryzysu wewnątrz obozu narodowego. Starsza generacja działaczy narodowych, nadal przywiązana do liberalnych i pozytywistycznych korzeni nacjonalizmu, hołdowała metodom parlamentarnym i zachowawczym, tymczasem młodzi ciekawi rozwiązań autorytarnych, radykalno- rewolucyjnych twierdzili, że formuła Narodowej Demokracji nie ma dłużej racji bytu w rządzonej autorytarnie przez Józefa Piłsudskiego Rzeczpospolitej. W ten sposób narodził się Obóz Narodowo- Radykalny (ONR). Rozłam dokonał się głównie w środowisku warszawskim, w którym to secesji dokonała grupa Młodzieży Wszechpolskiej (MW), będącej Oddziałem Akademickim OWP, na czele z Janem Mosdorfem, Henrykiem Rossmanem, oraz Bolesławem Piaseckim. Powołanie nowej organizacji poparło ponadto środowisko poznańskiej MW, do której przyłączyli się członkowie Związku Młodych Narodowców. Co ciekawe w Wielkopolsce struktury ZMN, ONR i SWP niejednokrotnie się pokrywały, co jest szczególnie widoczne w „Sprawozdaniach sytuacyjnych miesięcznych”, które zostały wytworzone przez Urząd Wojewódzki Poznański, w których niejednokrotnie brak rozróżnienia wydarzeń organizowanych przez ww. organizacje stąd często pojawia się ogólna nazwa „ruch narodowy”, bądź „endecja”. Szacuje się, że w stolicy ONR posiadał około 5 000 członków, a w Poznaniu około 1000. Na czele Obozu Narodowo Radykalnego, stanął niekwestionowany lider młodych radykałów- Jan Mosdorf, obejmując funkcję przewodnią Komitetu Organizacyjnego, którego celem było koordynowanie struktur terenowych oraz referatów organizacyjnego, propagandowego, finansowego i ogólnego.[20] Jednak faktycznym organem kierowniczym ONR była tajna Organizacja Polska (OP), która na wzór piramidy została podzielona na poziomy. Najniższy poziom to „S”- sekcja, „C”- Czarniecki oraz najwyższy „Z”- Zakon Narodowy, natomiast organem decyzyjnym i najwyższym w hierarchii był zakonspirowany poziom „A”, czyli Komitet Polityczny. Wyższe poziomy były zakonspirowane nawet przed członkami niższych poziomów. To w ramach tajnego poziomu OP ustalano taktykę oraz sposoby działania, program, kierunek działalności propagandowej. Organizacja Polska odpowiadała także za polecenia i dyrektywy, które następnie były wykonywane przez jawny ONR. [21] Kierownikiem tajnego OP był Henryk Rossman. Do liderów wielkopolskiego ONR należał Przemysław Warmiński, polski tenisista i hokeista na trawie, który swoją drogę zaczynał w strukturach poznańskiej Młodzieży Wszechpolskiej. Zginął
w trakcie obrony Warszawy we wrześniu 1939 roku.
Wspomnianą już wyżej, legalnie tj. w ramach systemu parlamentarnego, działającą organizacją ruchu narodowego było Stronnictwo Narodowe, które było kontynuatorem Związku Ludowo Narodowego, lecz z nową i przystosowaną do ówczesnych wymogów taktyką działania. Stronnictwo Narodowe powstało w październiku 1928 roku. SN postulowało stworzenie hierarchicznej organizacji społecznej oraz przekształcenie ustroju politycznego w kierunku zwiększenia roli elity narodowej w procesie decyzyjnym państwa. Organizowali oni liczne wiece i manifestacje protestacyjne przeciwko dyktatorskiej polityce obozu piłsudczyków (niejednokrotnie wspierane przez bojówki OWP). Mimo mniejszego radykalizmu w działalności, powodowanego obawą przed rozwiązaniem SN (ostatniej legalnej partii sejmowej), jak pokazują statystyki policyjne lat 30, to właśnie działacze SN wiedli prym wśród organizacji narodowych jeśli chodzi o wykroczenia przeciwko prawu. Stronnictwo będąc największą partią polityczną w Polsce lat 30 XX wieku, największe wpływy stronnictwo posiadało w Zachodniej i Centralnej Polsce oraz w Wilnie i Lwowie. Szczególnie silne wpływy w Wielkopolsce były solą w oku dla sanacji, która jednak nie mogła zdobyć się na delegalizację Stronnictwa, obawiając się buntu związanego z tak drastyczną rozprawą z opozycją. O mocnym wpływie środowisk wielkopolskich w procesie tworzenia SN świadczy wybór Seydy do Zarządu Głównego oraz Dąbrowskiego i Żółtowskiego do Komitetu Politycznego. Tworzenie struktur w Wielkopolsce rozpoczęto już w kwietniu 1928 roku. Za rozwój struktur byli odpowiedzialni miejscowi działacze, od których zależało tworzenie nowych Kół. Najlepiej rozwijały się tereny południowej Wielkopolski, gdzie mocne wsparcie SN otrzymało od miejscowego kleru. Dla przykładu na czele komitetu miejskiego SN w Odolanowie stał ks. Piszczygłowa, natomiast w Wągrowcu komitetowi organizacyjnemu przewodniczył ks. Wróblewski. [22] Gorzej miała się sytuacja w północnej części województwa gdzie silniejsze wpływy posiadali młodzi radykałowie. We wrześniu tego roku odbył się Zjazd Wojewódzki SN, na którym wybrano Zarząd Wojewódzki i Radę Naczelną województwa poznańskiego w skład której weszli: S. Celichowski, S. Dąbrowski, J. Drobnik, J. Kawecki, C. Meissner, M. Seyda, L. Żółtowski oraz M. Hejnowicz. [23]
Rozrost struktur Stronnictwa można datować na lata 1929- 1930, kiedy to dzięki wzmożonej kampanii propagandowej, podyktowanej zbliżającymi się wyborami SN zaczęło zdobywać utracone wpływy wśród społeczeństwa (szczególnie ziemiaństwa). Jednym ze stałych punktów programu była silnie akcentowana kwestia gospodarcza. Zarzuty przeciwko zubożeniu społeczeństwa polskiego kierowano w stronę sanacji głównie za pośrednictwem prasy wielkopolskiej, szczególnie Orędownika Wielkopolskiego. Wysiłek propagandowy opłacił się pod koniec lat 20, kiedy to w wyborach do rad powiatowych endecja uzyskała 38,8 % głosów, podczas gdy sanacyjny BBWR tylko 15,3 %. [24] Ten dobry prognostyk stanął u podstaw wytężonej pracy organizacyjnej przygotowującej Stronnictwo do wyborów parlamentarnych, stąd nie dziwi fakt iż kampanię wyborczą powierzono najbardziej utytułowanemu działaczowi narodowemu z Wielkopolski- Marianowi Seydzie. Wybory Brzeskie, przyniosły SN 15 mandatów więcej, co jednak w obliczu anulowania wielu list było znacznym sukcesem. Mimo iż w latach trzydziestych wewnątrz SN doszło do coraz bardziej mocnego podziału na umiarkowanych „starych” i bardziej radykalnych „młodych”, w wielu gminach współpraca między strukturami OWP, SN a później ONR przebiegała poprawnie. Podział ten podzielił jednak obóz narodowy na zwolenników metod liberalno-parlamentarnych oraz radykalnej rewolucji narodowej.
Jan Piasecki
[1] Jeden z głównych twórców polskiego nacjonalizmu Jan Ludwik Popławski uważał w tekście „Nasz demokratyzm” iż „[…] w programie naszym kierunki narodowy i demokratyczny zlewają się w jedną organiczną całość.” [w:] J. L. Popławski, Wybór pism, Wrocław 1998, s. 119.
[2] M. J. Chodakiewicz, J. Mysiakowska- Muszyńska, W. J. Muszyński, Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy, Poznań 2015, s. 139. Określenie „endecja” było popularnie stosowanym określeniem szeroko pojętego obozu narodowego, a wywodziło się z nazwy Narodowa Demokracja.
[3] Ibidem, s. 139.
[4] W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 30.
[5] J. Mysiakowska- Muszyńska, W. J. Muszyński, Architekt Wielkiej Polski. Roman Dmowski 1864- 1939, Warszawa 2018, s. 281.
[6] H. Lisiak, Narodowa Demokracja w Wielkopolsce w latach 1918- 1939, s. 121.
[7] Ibidem, s. 121.
[8] Na umundurowanie działacza OWP składała się jasna koszula (koloru piaskowego), pas skórzany, granatowe spodnie oraz czarne buty i granatowy beret. Dokładna instrukcja dotycząca ubioru była opublikowana w wydanym w Poznaniu Okólniku nr. 57b., który został udostępniony członkom organizacji [w:] R. Dobrowolski, W. J. Muszyński, Szczerbiec Chrobrego i symbolika polskiego ruchu narodowego w latach 1926- 1939, „Glaukopis” 2011- 2012 nr. 23-24, s. 98-99.
[9] H. Lisiak, Narodowa Demokracja w Wielkopolsce w latach 1918- 1939, s. 124.
[10] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 6; Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 5; Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 7; Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 8.
[11] Min.: Nowoczesny ruchy narodowe [w:] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 6, s. 5; Młodzi w służbie wojskowej, [w:] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 6, s. 9; Nasze stanowisko [w:] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 5, s. 1; Jutro nowego człowieka [w:] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 7, s. 7; Oczywiste, nieuniknione, niezniszczalne [w:] Awangarda: miesięcznik. 1932, nr 11-12, s. 113.
[12] Suchodolski S., Czarna księga sanacji, Warszawa 2017, s. 304- 305.
[13] Pierwsze ofiary w walce o Nową Polskę, „Sztafeta”, nr. 13, 1934, s. 2.
[14] H. Lisiak, Narodowa Demokracja w Wielkopolsce w latach 1918- 1939, s. 150.
[15] Ibidem, s. 170.
[16] Awangarda: miesięcznik, 1932, nr 6, s. 78
[17] M. Marszał, W stronę autorytaryzmu. Nacjonalizm integralny Związku Młodych Narodowców 1934- 1939, Kraków 2008, s. XII.
[18] Ibidem, s. XV.
[19] Jedynym wyrazicielem radykalnego programu antyżydowskiego był poznański prawnik Michał Howorka, założyciel SWP, który postulował nawet fizyczną eliminację osób pochodzenia żydowskiego. Teorie Howorki były zabarwione mitologią o wyższości rasy aryjskiej oraz o niższości Żydów.
[20] W. Wasiutyński, Prawą stroną labiryntu. Fragmenty wspomnień, Gdańsk: 1996, s. 99.
[21] Przykładem ukazującym mechanizm działalności OP, jest sprawa aresztowania kierownika organizacji stołecznej- Józefa Koryckiego, która to doprowadziła do sytuacji odejścia z bieżącej działalności ONR Jerzego Kurcyusza, Wincentego Mianowskiego i Józefa Mazurowskiego. Fakt ten został odnotowany przez miejscową policję jako sukces, lecz w rzeczywistości wyżej wymienione osoby przeszły do pracy w grupach zakonspirowanym środowisku OP, znikając z oczu policji, lecz dalej kontynuując swoją pracę. W: W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 109.
[22] H. Lisiak, Narodowa Demokracja w Wielkopolsce w latach 1918- 1939, s. 140.
[23] Ibidem, s. 141- 142.
[24] Ibidem, s. 145.
Jan Piasecki - Narodowy pragmatyk
Generał Francisco Franco dla jednych jest grabarzem idei narodowej a dla innych faszystowskim dyktatorem. Do dziś dnia ocena jego postać budzi żywą dyskusję oraz skrajne opinie, często nie mające pokrycia w faktach. Histeryczna nagonka nie mająca nic wspólnego z rzetelnymi badaniami bardzo szybko zaszufladkowała tego wieloletniego szefa państwa hiszpańskiego w jednym przedziale z zbrodniarzami całego świata.
Kim tak naprawdę był Franco? Trudno jest jednoznacznie określić charakter jego władzy oraz ideologię jaką się kierował, ponieważ ta zmieniała się wraz ze zmianą kursu politycznego na mapie świata. Na pewno był gorliwym katolikiem, monarchistą ale także nacjonalistom. Określiłbym go jako narodowego pragmatyka, dla którego jedynym dobrem było dobro narodu, któremu podporządkował swoje życie.
Franco potrafił lawirować między różnymi sojuszami, paktami i umowami, za każdym razem wykorzystując je na korzyść Hiszpanii. Sztuka ta była niewątpliwie trudna, zważywszy na fakt różnorodności frakcyjnej w stworzonej przez niego monopartii- FET y de las JONS (Falange Española Tradicionalista y de las Juntas de Ofensiva Nacional Sindicalista). W ramach monopartii musiał równoważyć wpływy nacjonalistów z Falangi, karlistów, monarchistów oraz innych frakcji, które niejednokrotnie miały odmienne zdanie co do wielu fundamentalnych postulatów. Jednak do najważniejszej rozgrywki z udziałem Caudillo doszło w trakcie II wojny światowej podczas której skutecznie potrafił uśpić i wodzić za nos Hitlera wykorzystując nawiązane podczas wojny domowej w Hiszpanii celem uzyskania określonych profitów. Z drugiej strony toczył rozgrywkę z aliantami, do końca nie rozsądzając strony po której stanie, co czyniło go pożądanym lecz nieobliczalnym sojusznikiem.
Priorytetem dla Franco oprócz rozwoju duchowo- intelektualnego narodu hiszpańskiego był także postęp gospodarczy, któremu podporządkowane były stopniowo wdrażane reformy. Począwszy od autarkii Caudillo wdrażał swój plan rozbudowy hiszpańskiego przemysłu i poprawy życia swojego narodu. Zamierzony skutek starania te odniosły w latach 1953- 1973 kiedy to w wyniku włączono do rządu technokratów z Opus Dei, którzy przygotowali reformy pobudzające inwestycje, rekomendowane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. W latach 1959–1973 hiszpański PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca wzrósł wielokrotnie, włączając Hiszpanię w poczet krajów wysoko rozwiniętych. W tych latach poziom wzrostu gospodarczego Hiszpanii ustępował tylko japońskiemu, a na końcu tej drogi, Hiszpania była 9. największą gospodarką świata, zaraz po Kanadzie.
Francisco Franco pokazał iż można skutecznie i z wynikami przewodzić narodowi, nie porzucając idei oraz wartości, które legły u podstaw budowy hiszpańskiego państwa narodowego.
Nawet w więzieniu w sali tortur trzymać dłoń w uwielbieniu dla Hiszpanii i umrzeć z ręką do góry!
Jan Piasecki
Nestor Iskrzyński - Oferujemy pracę w młodym, dynamicznym zespole…
Przyznajmy się sami przed sobą. Kto z nas nigdy nie uśmiechnął się na widok tego zwrotu – wytrychu w ogłoszeniach o pracę. Na pozór jest to zwykłe pustosłowie, wpisywane po to aby wydłużyć listę potencjalnych benefitów i udogodnień. Jaka osoba mogłaby to wziąć na poważnie?
Ano osoba której zdarzyło się pracować w starym, niedynamicznym zespole. Każdy bowiem, któremu przytrafiła się ta nieprzyjemność zdaje sobie sprawę z niezwykłej uciążliwości obcowania ze starym, zdziadziałym kierownictwem, żyjącym w takich układach które są dobre przede wszystkim dla nich, nie zaś ogółu firmy. Im zaś większy zasięg firmy, większa baza jej pracowników, większy potencjał wytwórczy i obroty tym oczywiście katastrofa jaką jest ślepy konserwatyzm elit będzie miała poważniejsze reperkusje.
Żabę żywcem należy gotować powoli...
Doskonale widoczne jest to na przykładzie Republiki Rzymskiej (508. p.n.e. do 27 p.n.e), kraju, którego jedynym remedium na pojawiające się problemy była ucieczka do przodu. Aby zrozumieć zgniliznę, jaka toczyła to państwo trzeba przypomnieć przebieg jego dziejów. Na samym początku jego istnienia, można wyróżnić dwie zasadnicze grupy ludności – patrycjuszy oraz plebejuszy. Geneza istnienia tego podziału sprawia historykom wiele trudności ze względu na szczupłość źródeł. Prawdopodobnie w okresie Rzymu Królewskiego (do 508 p.n.e.) pierwsza grupa była powiązana ze służbą w armii jako konnica. Należy nadmienić, że armia rzymska miała wówczas charakter obywatelski, do walki zobowiązywany był każdy, który mógł sobie kupić wyposażenie. Ważne w kwestii wyodrębnienia się patrycjuszy mogły być ich związki ze starą, przedpaństwową organizacją rodową. Innymi słowy tradycyjnie dominowali oni i przewodzili
w obowiązkach państwowo – religijnych. Plebejusze natomiast byli warstwą społeczną która
w armii służyła głównie jako piechota. Posiadali oni własne działki ziemi pod uprawę, rzecz niezwykle ważną w starożytności jako potwierdzenie statusu społecznego. Poza tym parali się również handlem i rzemiosłem. Byli oni również warstwą mocno niejednolitą, wyróżniamy wśród nich zarówno bogatych, głównie kupców i posiadaczy ziemskich oraz biednych np. drobnych rolników i rzemieślników.
Ważną cezurą stosunków tych dwóch grup ludności wobec siebie oraz dostępu do funkcji politycznych jest obalenie ostatniego monarchy – Tarkwiniusza Pysznego. O ile za czasów królewskich plebejusze posiadali jakieś prawa polityczne, stanowiąc zapewne przeciwwagę dla wpływów patrycjuszy dla władców, w pierwszym ćwierćwieczu republiki coraz silniej utrwalał się monopol władzy patrycjatu. Do tego stopnia ciążyło to plebejuszom że w roku 494 r. p.n.e. postanowili dokonać secesji od dawnego państwa i założyć własne. Przerażeni wizją utarty lwiej części żołnierzy, dokonali złagodzenia kursu.
Nie przyniosło to jednak trwałej poprawy sytuacji plebejuszy. W roku 486 p.n.e. zostali oni pozbawieni czynnych i biernych praw wyborczych, zamknięto również przed nimi drogę awansu społecznego do warstwy patrycjatu. Warstwa uprzywilejowana agresywnie zaczęła zabezpieczać swoją pozycję. Wkrótce miało dojść do wyjątkowo silnego zabetonowania aparatu państwowego. Nie pomogło tu nawet wymuszenie powołania Trybuna Ludowego – urzędnika de facto wyłącznie warstwy plebejuszy który miął możliwość wetowania uchwał ogólnopaństwowych, zwłaszcza tych które miały uderzać w plebejuszy. Patrycjusze bowiem, nie wiadomo czy rozmyślnie czy
z przymusu dokonali świetnego ruchu który choć bolesny niezwykle utrwalił ich władzę. Otóż dopuścili oni w pewnym stopniu do systemu władzy bogatszą część plebejuszy.
Ustawy wniesione z inicjatywy trybunów Licyniusza I Sekstiusza w roku 367 p.n.e. dopuściły plebejuszów do urzędu Konsula, uznawanego za najważniejszy. W późniejszych latach padły bariery wstępu na urzędy pretorów i cenzorów. Otwarły się również wrota kolegiów kapłańskich. Uwieńczeniem tego procesu były prawa uchwalone prze dyktatora Hortensjusza (lex Hortensia) z roku 287 p.n.e. nadające w pewnym stopniu prawa polityczne plebejuszom. Cały ten proces spowodował powstanie warstwy społecznej nobilitas (noblis – „szlachetnie urodzony”, „znakomity”), opierającej swoją dominację na wielkiej własności ziemskiej.
Jej powstanie przypadło bowiem na okres dynamicznych podbojów w Italii, w związku z czym doszło do przejęcia znacznej części ziem zdobytych w ich trakcie przez nobilów. Trzeba zaznaczyć przy tym, że część korzyści z walk w postaci niewielkich, własnych działek przejmowali zwykli mieszkańcy co też napędzało podboje. Mimo to nobilowie utrwalili i poszerzyli swą przewagę ekonomiczną nad resztą obywateli.
Kryzys republiki
Przyniosło to ogromne konsekwencje w czasie dwóch pierwszych wojen punickich, zwłaszcza drugiej (218 - 201 p.n.e.) kiedy to powoływani pod broń rolnicy, wracali do swoich ziemi po latach walk (o ile przeżyli) okazywało się, że ich gospodarstwa upadały i zostawały przejęte przez bogatszych sąsiadów. Pozbawienie majątków ludzie zasilali szeregi mieszkańców Rzymu, licząc na rozdawnictwo zboża i protekcje możnych którzy to w ten sposób zabezpieczali swoje wpływy polityczne. Sytuacja stawała się wyjątkowo napięta, gdyż dalszy jej rozwój mógł doprowadzić do zachwiania się podstaw armii rzymskiej z powodu braku potencjalnych rekrutów. Dodatkowo sytuację zaogniały pretensje italskich sprzymierzeńców Rzymu którzy choć tak samo jak prawdziwi obywatele walczyli w armii rzymskiej i przelewali krew za Republikę nie mieli żadnego wpływu na kształt kraju i jego polityki. W tym czasie pojawili się również ekwici, których można przyrównać do średniej szlachty, parający się głównie kupiectwem, służący w wojsku jako kawaleria. Oni również pragnęli mieć udział we władzy co napotykało na opór nobilów.
Z powodu powyższych przemian i pretensji poszczególnych grup społeczeństwa, w Rzymie ukształtowały się dwa stronnictwa - Popularów i Optymatów. Ci pierwsi dostrzegali konieczność zmian, ci drudzy zaś chcieli je za wszelką cenę powstrzymać. Próby reform nie odnosiły jednak skutku, optymaci nie chcieli się nikim dzielić władzą. Olbrzymie łupy z wojen oraz dochody
z straszliwie łupionych przez namiestników prowincji praktycznie w całości były przejmowane przez nobilów.
Ucieczką do przodu przed bolączką niedoboru rekruta były reformy Mariusza, konsula który dopuścił pozbawionych majątku mieszkańców Rzymu do armii. Od tej pory ich wyposażenie kupowało państwo a po skończeniu długiej służby mieli oni uzyskać działki ziemi. Oznaczało to, że armie rzymskie stawały się całkowicie zależne od swoich wodzów, którzy mieli im zapewnić nadziały po skończonej służbie. Z pełną siłą problem ten pojawił się w roku 82 p.n.e. wódz Sulla aby zapewnić swoim żołnierzom dokonał zamachu stanu, ogłaszając się dyktatorem. Związał się przy tym z optymatami. Z całej Italii wywłaszczano popularów a ich majątki dzielono pomiędzy nienawykłych do uprawy ziemi żołnierzy Sulli którzy szybko popadali w długi, ponownie zasilając szeregi biedoty miejskiej i bandytów na prowincji. Cały plan opanowania sytuacji najniższym kosztem spalił na panewce.
Dalsze losy Rzymu, a więc czasy Juliusza Cezara i powstanie cesarstwa wynikły właśnie z konieczności uporania się z zastałym i niechętnym zmianom stanem nobilów oraz sprostania oczekiwaniom własnych żołnierzy. Brak reform spowodował załamanie się stosunków społecznych i antagonizację poszczególnych grup społecznych względem siebie. Rzym wstąpił na drogę niezliczonych wojen domowych, niestabilności, władzy jednostek a w dalszej konsekwencji upadku. Tymi którzy doprowadzili zaś kraj to takiego stanu byli w głównym stopniu nobilowie, traktujący państwo jako swoja własność i platformę do bogacenia bez oglądania się na konsekwencje swojej zachłanności. Nobilom zwyczajnie dobrze się żyło: zyski z podbojów wędrowały do nich, ich majątki kwitły, mieli w zasadzie pełnię władzy politycznej. Z punktu widzenia własnej grupy zamiany nijak im się nie opłacały. Zapewniając sobie pełnię władzy zgnuśnieli, oddając się najniższym instynktom.
Wyciągnijmy wnioski z tej lekcji jaką daje nam historia. Jako naród musimy dbać o nasz kraj. Nie możemy dopuścić do rozkładu państwa, do jego przemiany w przestrzeń poszerzania władzy nielicznych kosztem ogółu, gdyż jest to droga która niechybnie prowadzi do zagłady i wykluczenia. Nasze państwo jest nasze, gdyż jest wyrazicielem naszego interesu. Każdy z nas musi być za nie odpowiedzialny, jeżeli pragnie być podmiotem w jego ramach. Nie dajmy sobie nikomu wejść na głowę. Nie bądźmy niczyimi niewolnikami. Pamiętajmy aby nie przelewać krwi w imię władców tylko w imię własne.
Artykuł porusza niezwykle szerokie zagadnienie i siłą rzeczy zawiera pewne nieścisłości oraz uproszczenia. Dla zainteresowanych tematem zostawiam listę źródeł i zachęcam do samodzielnego zbierania informacji.
Jaczynowska M., Musiał D., Stępień M., Historia Starożytna, Warszawa, 2001
Ziółkowski A., Historia Rzymu, Wydawnictwo Poznańskiego , Poznań 2004
Jaczynowska M., Dzieje Imperium Romanum, Warszawa 1995
Beard M., SPQR. Historia starożytnego Rzymu, tłum. N. Radomski, Poznań 2016
Nestor Iskrzyński
Guillaume Faye – Strzeżcie się fałszywych przyjaciół
Dwa lata temu zmarł jeden z prominentnych myślicieli francuskiej Nowej Prawicy – Guillaume Faye. Pisarz ten publikował aktywnie niemalże do końca swojego życia. Warto wracać do jego twórczości, ponieważ pozostaje niezwykle aktualna. Był zwolennikiem euroazjatyckiego zjednoczenia białych narodów i zaciekłym krytykiem islamu. W jednym z numerów Szturmu Redaktor Naczelny zestawia wiodąca koncepcję Faye’a, czyli archeofuturyzm ze światopoglądem Evoli. Warto wrócić sobie do tego materiału przed lekturą (https://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/891-grzegorz-cwik-evola-i-marinetti-czyli-szturmowy-archeofuturyzm). Natomiast ja zdecydowałem się na przetłumaczenie fragmentu książki „Why we fight”, w którym sam Guillaume odwołuje się do twórczości włoskiego Barona. Zapraszam do lektury.
W całej Europie młodzi, stawiający opór dysydenci powinni być ostrożni wobec nie tylko możliwości wchłonięcia ich przez struktury systemu, ale także tych, którzy pozują jedynie na obrońców Europy, nazywanych także niekiedy „konstruktorami odnowy”. Mam namyśli tych, których de Gaulle opisywał jako rozwrzeszczanych dzieciaków skaczących wokół i pokrzykujących „Europa! Europa! Europa!”, opowiadających o jej nadchodzącym renesansie, a jednocześnie broniących dekadenckich, liberalnych, cenzurowanych wartości, wyobrażających sobie Europę jako coś w rodzaju Disneylandu otwartego dla całego świata, wielonarodowego pandemonium bez zdefiniowanej tożsamości, wewnętrznego porządku i woli mocy. Ideologiczne kuszenie takim dyskursem może być pociągające, zwłaszcza jeśli ubrane jest w inteligencki i pretensjonalny język. Jednakże jest niezmiernie ważne, abyśmy sprzeciwiali się takim pseudo-tożsamościowcom, których konformizm i rządza władzy ukradkiem przemyca wielorasowe i multikulturalne pomysły, poprzez które oddziela się europejską ideę od myśli imperialnej.
Wszystko można dziś znaleźć w tym targowisku pseudorebelii: antyrasistowkie prądy, antyulitarna lewicowość post-68., wielowyznaniowy multikulturalizm, amerykański komunitaryzm, antyliberalizm wywodzony z nurtu Bourdieu czy z drugiej strony nurty ultrawolnorynkowe oraz naiwna, rozbrajająca wręcz idolatria amerykanizmu. Nawet wśród regionalistów można znaleźć kosmopolityczną myśl lewicy, która pod płaszczykiem walki z francuskim jakobinizem, ignoruje prawdziwy, broniący ich interesów europejski charakter.
Musimy zatem uważać na fałszywych obrońców europejskości, takich którzy tylko formalnie zerwali z Zielonymi, jak Cohn-Bendit czy José Bové. Ich oszukańczy dyskurs jest bowiem symulakrum, które funkcjonuje w następujący sposób: w imię wtórnego, dogmatycznego i źle wywodzonego antyamerykanizmu przywołuje sprytnie neomarksistowski i ekonomicznie powierzchowny ekonomiczny antyliberalizm. Oni pozują jedynie na dysydentów, nazywają sami siebie europejskimi federalistami, a jednocześnie są bardzo oporni wobec koncepcji Europy silnej i ekspansywnej. Pretendują do bycia antyglobalistami, zakorzenionymi w europejskiej tożsamości, a w tym samym czasie są otwarci na obce kultury, prawa wszystkich narodów i w efekcie wyraźnie proimigranccy. Ponadto twierdzą, że są antyprogresywni, ale w duchu niejasno przez nich rozumowanej historii postrzegają każdą ideę rekonkwisty narodów europejskich za nierealną. Mówią, że są poganami, chrześcijanami, tradycyjnymi katolikami, agnostykami w zależności od reprezentowanej przez siebie opcji, ale przyklaskują islamowi w imię ekumenizmu, co wygląda raczej na konformizm i ignorancję niż podstęp. Najgroźniejsi z nich to pseudo-poganie, którzy systematycznie wprowadzają w błąd poprzez swoje sofizmaty i szaloną politeistyczną tolerancję religijną stanowiącą ich własny rodzaj anarchii. Niestety część intelektualistów prawej strony ugrzęzło, obierając ten kierunek.
Mechanizm jednak prosty- stają oni w opozycji do systemu, atakując jego powierzchowne aspekty, ale nigdy nie naruszając jego fundamentów. Zagrożenia, przed którymi stoi Europa, zwłaszcza kolonizacja przez nachodzców z krajów Trzeciego Świata oraz nawała islamu, upadek męskości i rozpad tradycyjnych wartości, afrykanizacja kultury, zapaść demograficzna, biurokratyczny fiskalizm i pozostałe produkty rozpadającej się socjaldemokracji czy triumfująca homofilia, są roztropnie ignorowane przez fałszywych opozycjonistów, którym brak geopolitycznej, strategicznej, ekonomicznej, etnicznej czy wreszcie kulturowej wizji, którym po prostu brak woli mocy. Natomiast główny przeciwnik jest powszechnie znany, choć nie jest przez nich nawet wspomniany. Ci podrabiani opozycjoniści usprawiedliwiają się, że wciąż są w trakcie namysłu, ale jak powiedział Jules Renard „trzeba wiedzieć o czym się myśli”.
Istotne także inne, odwrotne niebezpieczeństwo: nostalgiczny i pesymistyczny dyskurs staczający się w sekciarstwo, marginalizację i nieudolny opór. Taka jest logika historycznych, odwiecznych przegranych, pokonanych z góry, zgorzkniałych i zniechęconych, którzy postrzegają siebie jako ostatnia linia obrony zamiast pierwszej. Każdy opór, który nie jest umocowany w aktywnym odzyskiwaniu już utraconego jest skazany na porażkę.
Powinniśmy także wystrzegać się pewnych duchowych, metafizycznych, nazywanych czasem filozoficznymi, tendencji. Postępować należy wyjątkowo ostrożnie wobec hochsztaplerów, którzy nazywają sami siebie „teologami” w obrębie swojej dziedziny. Należy jednak przyznać, że duchowa odnowa jest absolutnie konieczna dla odnowy Europy, której upadek jest spowodowany przez materialistyczny narcyzm.
Duchowość nie jest spirytyzmem. To nie jest coś zinstrumentalizowanego, co można przedstawić jak np. program komputerowy. Jestem oddanym czytelnikiem Evoli, zwłaszcza jego wyjątkowych tekstów w tematach politycznym i socjo-filozoficznych, ale uważajcie na tzw. evolianizm (czy jeszcze niebezpieczniejszy guenonizm), który odwraca uwagę od praktycznych, namacalnych zagadnień. Refleksja musi służyć podjęciu działania i nie może być ujęta w ramy jedynie metafizycznych tautologii.
Nieufność jest nie mniej uzasadniona wobec sztucznego i instrumentalnego pogaństwa, któremu grozi wchłonięcie przez nurt New Age odłączony od ziemskich, doczesnych zmagań lub, co gorsza, źle zrozumianego politeizmu prowadzącego do ksenofilii i katastroficznej wszechmiłości. Powinienem dodać, że od dawna postrzegam się integralnie jako poganina, zaprzyjaźnionego z tradycyjnym katolicyzmem i hinduizmem, ale też zaciekłego wroga totalitarnych, pustynnych monoteizmów. Podobna roztropność jest potrzebna wobec charyzmatyków chrześcijańskich, z ich wyczerpującym siły mistycyzmem, szczególnie gdy pacyfistycznie negują etniczność i wolę mocy. Jednym słowem, musimy być czujni wobec demobilizującego mistycyzmu oraz pretensjonalnego lecz pustego intelektualizmu, łatwego schronienia się w duchowości czy filozofii.
Wcale nie dyskredytuję duchowych i religijnych wzorców, które są chlubą europejskiej cywilizacji. Prawdziwa duchowość objawia się jednak tylko w walce. Nielicznym udaje się to wyłącznie przez czystą medytację. W związku z tym, że niebezpieczeństwo „oddalenia” się od ciała jest zbyt wielkie, a w niektórych przypadkach najgłębsze aspiracje duchowe przeradzają się w paplaninę i ucieczkę od trudów życia, nie możemy się stać duchowym wrakiem, który mimowolnie opada na dno historii. Aby nadać sens życiu trzeba się nieustannie zmagać i podejmować ryzyko w imię swoich ideałów i ludzi. Z takich starć rodzi się prawdziwa duchowość, wewnętrzny płomień, a nie burżuazyjna dekoracja. Myślę, że Evola, Heidegger i Abellio rozumieli to, ponieważ ich duchowość wywodziła się z zaangażowania.
Duchowość jest przeciwnikiem spirytyzmu tak jak inteligencja jest przeciwnikiem przeintelektualizowania. Duchowość wyrasta na kanwie biologicznej i ontologicznej walki, nie poprzedza jej czy kontynuuje, lecz jest ze nią bezpośrednie związana niczym splecone warkocze.
Aspekt boskości co prawda odnosi się do wieczności, ale świętość zrodzona jest wyłącznie z doczesnego zapału w działaniu. Pojawia się ona tylko równolegle do pokornej, pełnej trwogi, ale również dumnej walki. Zdolność fizyczna i psychiczna do poświęcenia i trudu, posiadanie jasnej doktryny, cechy takie jak odwaga i upór są znacznie ważniejsze od spirytystycznego wróżbiarstwa. Mens sana in corpore sano- w zdrowym ciele zdrowy duch. Nie zapominajmy, że Sokrates był hoplitą, a Ksenofont wojskowym sędzią.
Jałowe spory i sekciarskie dysputy dzielą i neutralizują tych, którzy już od dawna powinni być ze sobą solidarni. Odmiennie przeciwnik, który, choć niestabilny, potrafi zewrzeć swoje szeregi. Nasze niesnaski i podziały są często powierzchowne i powodują, że walczymy między sobą, mając w gruncie rzeczy podobne poglądy oparte na tożsamościowej wizji świata oraz tego samego wroga, stojąc w obronie swoich ludzi i aspirują do tych samych celów. Niestety wciąż nie zdefiniowaliśmy idei, targają nami emocjonalne konflikty i źle prowadzone debaty (typu „Francja czy Europa” , „suwerenność czy federalizm”, „katolicyzm czy pogaństwo” itp.). Natomiast bez dobrze nakreślonej ideologii, przejrzystych i jednoczących konceptów, pogodnych nastrojów i poczucia misji będzie bardzo trudno przedstawić nasz punkt widzenia, tak aby został właściwie zrozumiany. Nawiązując do starego porzekadła, którego pochodzenia nie zdradzę- najwyższy czas aby Europę objął pozytywny i twórczy porządek.
Tłum. Witomysł Myduj za zgodą Artkos Media Ltd.
Książka dostępna do zakupu: https://arktos.com/product/why-we-fight/
Adrianna Gąsiorek - Zapomniani artyści: Anna Nakwaska
W niniejszym tekście przedstawię czytelnikom "Szturmu" postać Anny Nakwaski - poetki, pisarki okresu romantyzmu, o której niewiele osób w ogóle słyszało. Osobiście nie spodziewałam się, że spotkanie z jej literaturą będzie miało dla mnie aż takie znaczenie w kontekście mojej drogi naukowej.
Nazwałam ją "Sienkiewiczem w spódnicy". Jeśli lubicie trylogię, ale podobnie jak mnie, męczą Was fragmenty miłosne dotyczące głównych bohaterów, to powieści Nakwaski, na pewno Wam się spodobają. Na pierwszy plan wychodzą właśnie motywy powstańcze, mniej jest osobistych relacji postaci.
Autorka urodziła się w 1781 roku w Warszawie, była pisarką, pedagogiem. Od 1816 roku prowadziła w stolicy salon literacki, stała się zwolenniczką udziału kobiet w życiu umysłowym kraju. W stolicy rosło zainteresowanie salonami literackimi. Kryterium doboru uczestników było przede wszystkim: wartość człowieka, jego wykształcenie, talent, udział w pracy twórczej i kulturze narodu, a także postępowa myśl społeczna i patriotyzm. Wielka była tu zwłaszcza rola kobiet, wśród nich czynne działaczki społeczne – Nakwaska, Lewocka, Pruszakowa. Wszystkie pracowały w pierwszej organizacji kobiecej – Towarzystwo Dobroczynności Patriotycznej. Anna Nakwaska już wcześnie, ponieważ w roku 1832 zmieniła oblicze swojego salonu z towarzyskiego na literacki.
Nakwaska czytała w swoim salonie własne pamiętniki, korzystał z nich np. Fryderyk Skarbek, pisząc Pamiętnik Seglasa, a Józef Korzeniowski zamieszczał je na łamach „Gazety Warszawskiej”. Ciekawą zabawą, jaka odbywała się na spotkaniach, była gra umysłowa. Założycielka salonu zadawała pytania, a goście przynosili odpowiedzi na następne zebrania. Pomysł zaczerpnięto z salonów francuskich XVII w.
Anna Nakwaska pisała powieści dla dzieci oraz utwory o tematyce powstańczej w języku polskim i francuskim. Najważniejsze jej dzieła to: Powstaniec litewski, Aniela czyli Ślubna obrączka, Czarna mara, Obraz warszawskiego społeczeństwa w dwóch powieściach spisanych. Zmarła w 1851 roku w Małej Wsi pod Wyszogrodem. W „Gazecie Warszawskiej” w 1852 roku wydano fragment jej pamiętnika, a w 1891 kolejna część ukazała się w „Kronice Rodzinnej”. Całości utworu do tej pory nie opublikowano.
Jednym z najważniejszych dzieł artystki był "Powstaniec litewski" - utwór o tematyce powstańczej. Jest on powieścią narodową z czasów rewolucji w Polsce z 1831 r., wydany został w Lipsku w 1845 r. Na początku powieści zamieszczono informację od wydawcy, który wyjaśnia, że po dwunastu latach od napisania, książka została opublikowana. Mamy również bezpośredni zwrot do czytelników od samej autorki („Do łaskawych czytelników” z 1832 roku). Przedstawia ona zachowania postaci, jakie wykreowała w utworze, oraz wyjaśnia, że bohaterka dzieła – Zofia była wzorowana na postaci Emilii Plater.
Na powieść składa się jedenaście rozdziałów, każdy z nich poprzedzony jest mottem zapożyczonym z tekstów oświeceniowych i romantycznych. Autorka sięga do Konstantego Gaszyńskiego, polskiego poety biorącego udział w powstaniu listopadowym, a także do Krasickiego. Motta w powieści umieszczone są przed każdym rozdziałem. Ich celem jest wprowadzenie czytelnika do wątku, motywu, który będzie poruszany w danym fragmencie utworu. Autorka zapoznaje także czytelnika z poezją XIX wieku.
Wydarzenia związane z powstaniem listopadowym są kluczowym tłem całej powieści. Podane są dokładny czas oraz miejsca działań zbrojnych. Pisarka pokazała różnorodność ziem polskich, podkreśliła istotną rolę w powstaniu terenów litewskich. Czytelnik zapoznaje się z tematem bezpośrednio z relacji uczestników – z opowieści Olbrachta, Leona. Nie ma jednoznacznej oceny w stosunku do walki narodowowyzwoleńczej, bohaterowie podzieleni są na grupy: patriotów oraz przeciwników rewolucji. Nie można mieć jednak wątpliwości, po której stronie opowiada się narrator. We fragmentach dotyczących narodu pojawiają się silne emocje oraz poparcie dla powstania.
Każdy z bohaterów ma swoją historię, która wpleciona jest w losy całego narodu. "Powstaniec litewski" podobnie, jak inne powieści Nakwaski są nacechowane wartościami, które na pewno wszystkim nam są bliskie. Akcja książki jest jednak zwarta i czytelnik nie męczy się z wielostronnicowymi opisami. Powieść jako gatunek nie jest kluczowa w epoce romantyzmu, co również przyczyniło się do tego, że o wielu ciekawych artystach po prostu nie słyszeliśmy. Wiele wartościowych dzieł leży gdzieś zakurzonych w bibliotekach. Warto zadać sobie nieco trudu i wskrzesić dawnych artystów, szczególnie że współcześnie tych naprawdę dobrych - mamy niewielu.
Adrianna Gąsiorek