Grzegorz Ćwik - Niewolnicy systemu

Każdy system totalitarny potrzebuje niewolników. Czy to tych, którzy mają świadomość swego zniewolenia, jednak poddani są terrorowi i przymusowi, czy dobrowolnych i co gorsza nieświadomych swej roli. Ci pierwsi wiążą się generalnie z totalitaryzmami zaprzeszłymi – z hitleryzmem czy komunizmem. Ten pierwszy jako niewolników uczynił rzekomo niższych rasowo Słowian, a i sporą część swojej klasy robotniczej przy okazji, drugi zaś całą swoją klasę robotniczą i często gęsto sporą część ludności państw uzależnionych.

 

Jednak jak wiemy z Dugina wszystkie teorie polityczne ostatecznie przegrały w starciu z liberalizmem, który póki co okazał się najskuteczniejszą ideą polityczną, choć jak się wydaje już niedługo. Skuteczność liberalizmu, jako idei totalitarnej, wynika między innymi z jego pragmatyzmu i umiejętności dostosowania się. Po co tworzyć jawne struktury policji politycznej, która szybko zostanie znienawidzona? Albo po co tworzyć urząd cenzorski? Wystarczy wdrożyć pojęcie „poprawności politycznej” czy „mowy nienawiści” i ludzie sami zaczną się cenzurować. Naprawdę amatorszczyzna spod znaku UB, NKWD czy Gestapo mogłaby zazdrościć. Tak samo z janczarami systemu. Po co tworzyć idee wyższości Nordyka czy robotnika oraz chłopa, po co bawić się w propagandę oficjalnych mediów, zastępy SS, Smiersza, Specnazu. Ci zawsze mogą się poddać, zwątpić lub zdradzić.

 

A gdyby tak stworzyć niewolnika idealnego, niczym w filmowym „Matrixie”? Takiego, który żyje w iluzji, doświadcza bodźców i jest pewien, że są prawdziwe, podobnie jak tłoczone mu w żyły i korę mózgową idee i wartości? Jak dobrze zaprogramować takiego gościa, to potem już nic więcej nie trzeba robić.

 

Takich ludzi mijamy i widzimy każdego dnia. Pisałem już kiedyś w tekście „Skryta mentalność liberalna”, że większość osób wyznających poglądy i paradygmaty neoliberalne robi to w sposób podświadomy, poza ideologiczny i w oderwaniu od jakichkolwiek politycznych niuansów. Ludzie ci wyznają określone zasady i opinie, ale nie jako świadomi liberałowie czy kapitaliści, ale uważając takie czy inne liberalne dogmaty za coś oczywistego, jasnego i potwierdzonego empirycznie.

 

 

 

Niewolnicy systemu

 

 

O tyle całość zagadnienia jest kuriozalna, że przeciętny niewolnik systemu wyznaje poglądy neoliberalne przeciw własnemu interesowi, a w ramach interesu swojego wroga – kapitalistów, wyzyskiwaczy, wielkich koncernów i korporacji.

 

Wystarczy prześledzić dowolne dyskusje o ekonomii, gospodarce czy kwestiach społecznych, żeby wśród wypowiedzi zwykłych pracowników znaleźć perełki w rodzaju „niskie podatki i brak interwencji państwa to droga do bycia bogatym mocarstwem”, „płace minimalne i ich podnoszenie prowadzą do bezrobocia”, „kodeks pracy to relikt komunizmu”, „inspekcja pracy to ingerowanie w prywatne życie przedsiębiorcy” etc. Oczywiście zwykle pojawią się przy okazji oskarżenia o komunizm, jakieś głęboko nietrafione porównania z Koreą Północną czy Wenezuelą etc.

 

To niesamowite jak neoliberalizm potrafi zmanipulować ludzi i przekonać ich do stawania w pozycji obrońców tych, którzy są de facto naszymi wrogami. Kiedy bowiem pojawia się pomysł rządu czy jakichkolwiek sił politycznych na podatek bankowy czy informacyjny, to nagle zastępy młodych, przyszłych przedsiębiorców biją na alarm, bo oto „socjalizm” i „totalitaryzm” chcą zabrać „wolność”. To, że takie podatki mają płacić ci najwięksi, banki i korporacje, a wpływy budżetowe zostałyby wydane chociażby na kolejne reformy i działania społeczne nie ma dla niewolników znaczenia. Możliwość podwyższenia najwyższych progów podatkowych, które płaci znikoma część podatników wywołuje u ludzi mających 2200 netto na śmieciówce torsje i ataki histerii. Tu objawia się całkowite zatracenie rozumienia u Polaków i Polek tego do jakiej części społeczeństwa należą. Praktycznie 99,99% z nas to zwykli pracownicy i obywatele, którzy nie mają nic wspólnego z wielkim biznesem, międzynarodowymi holdingami i miliardowymi transakcjami. Jednocześnie duża część z nas jest gotowa do ostatniej kropli krwi bronić przywilejów tych, którzy są nieliczną grupą beneficjentów balcerowiczowskiej Polski.

 

Wiara w teorię skapywania? Cóż, w to chyba nawet owi niewolnicy niespecjalnie wierzą. Bardziej to kwestia kiepskiego systemu edukacji oraz pełnej świadomości społeczeństwa, że system opiera się na niesprawiedliwości, stąd lepiej być egoistą niż wspólnotowcem. Mimo wszystko nie wydaje się, aby to było jedyne wyjaśnienie. Do tego jednak jeszcze powrócimy.

 

 

 

Ślepe uliczki liberalnej niewoli

 

 

Generalnie uznać możemy, że przeciętny niewolnik systemu wyznaje poglądy, które aksjologicznie zgodne są z główną doktryną anglosaskiego liberalizmu rodem ze szkoły chicagowskiej:

 

- przewaga własności prywatnej nad kolektywną

 

- przekonanie o tym, że interwencja państwa w ekonomię może mieć tylko zły wpływ na nią

 

- uznanie całkowitej swobody gospodarczej

 

- niewtrącanie się do relacji na linii pracownik-pracodawca

 

- przeświadczenie, że „chcącemu nie dzieje się krzywda”, czyli pozycja społeczna i ekonomiczna dowolnej osoby to wynik jej pracy, zdolności i pracowitości

 

- odrzucenie wszelkiej państwowej pomocy dla gorzej sobie radzących

 

- swobodna konkurencja, zwłaszcza wobec zagranicznych podmiotów

 

 

 

Ile państw zbudowało na takich zasadach swoją potęgę? Absolutnie żadne. Korea Południowa, Japonia, Niemcy, Francja, cała Skandynawia czy nawet Wielka Brytania i USA w XIX wieku stały się mocarstwami dzięki cłom, interwencjonizmowi, państwowej własności i inicjatywie, wspieraniu krajowego kapitału i innowacyjności oraz w wypadku krajów europejskich po 1945 roku szeroko zakrojonej strefie wsparcia socjalnego.

 

Mimo to przeciętny niewolnik systemu nie przyjmuje tej oczywistej faktografii do siebie. Zamiast tego możemy usłyszeć czy przeczytać szereg niejako już standardowych i powszechnie przyjmowanych bredni.

 

- „Związki zawodowe to komunizm, lenie i jako takie są niepotrzebne”. Jest coś autentycznie niezwykłego w tym, że państwo które ma genezę w jednym z największych ruchów związkowych w historii, jednocześnie żywi tak powszechną nienawiść do związków zawodowych. W normalnych, cywilizowanych krajach dawno już zrozumiano, że pracownik i pracodawca, zwłaszcza duża firma, nie mają równych relacji i pozycji, stąd istnienie związków zawodowych jest jednym z najskuteczniejszych elementów zabezpieczenia interesów pracowniczych. Zwłaszcza prawica liberalna lubuje się w nienawiści do związków zawodowych, a różni Kisiele, rzekomi krytycy kapitalizmu a w praktyce jego fanatyczni orędownicy, lubują się w bredniach jakoby związki zawodowe stanowiły „przeżytek”.

 

- „Za wcześnie jeszcze abyśmy podwyższali pensje, pozwolili sobie na dobrobyt i godne życie. Musimy pracować, oszczędzać, zaciskać pasa i słuchać pana menadżera”. Ustalmy jedno: III RP istnieje od 32 lat. To ogromny odcinek czasu. W takim samym odcinku czasowym Korea Południowa z kraju biedy, głodu i ubóstwa wyrosła na światową potęgę, podobnie Islandia, Szwecja, Japonia i szereg innych państw w XX wieku. Twierdzenie, że dalej mamy tkwić w neoliberalnej pułapce biedy i niepewności to zwykłe kłamstwo – wszyscy dobrze wiemy, że w praktyce nigdy nie usłyszymy z ust Balcerowicza czy Gwiazdowskiego, że nareszcie pora na dostatnie życie. Bieda i wyzysk wpisane są, były i będą w neoliberalną logikę i schemat myślenia.

 

- „Płaca minimalna zwiększa bezrobocie”. Dowodów empirycznych jest na to dużo, bo aż żadnego. Nigdzie, gdzie wprowadzono płace minimalne nie zwiększyło się bezrobocie, czego zresztą świetnym przykładem jest Polska pod rządami PiS-u. Podobnie w Niemczech, krajach skandynawskich i dziesiątkach innych, gdzie płaca minimalna ma gwarantować określony poziom wynagrodzenia i minimalizować wyzysk pracowniczy.

 

- Mityczny „socjal” to już temat rzeka. Ileż to można się nasłuchać anegdot o rodzinach żyjących z dziesiątek tysięcy rzekomych zasiłków, zapomóg i wsparcia od państwa. I to wszystko w demoliberalnym piekiełku, jakim jest obecna III RP i jej oszałamiające zasiłki dla bezrobotnych wynoszące ok. 150 euro. Oczywiście nic nie dolało nienawiści do „socjalu” jak wprowadzenie 500+. Pisaliśmy już o tym nieraz na naszych łamach, zauważmy tylko kilka głównych kwestii. Warunkiem pobierania tego dodatku nie jest bycie „patusem” czy bezrobotnym, a… posiadanie dziecka. Jeśli dla kogoś posiadanie dzieci to patologia, to radzimy leczyć się. Spadające bezrobocie przeczy twierdzeniu, że mityczny „socjal” rozleniwia, a badania wykazują, że 500+ wydawane jest m.in. na pomoce naukowe i odzież dla dzieci.

 

- Teoria skapywania… naprawdę ktoś jeszcze w to wierzy ad.2021? Ano tak, przynajmniej w Polsce. Teoria ta już dawno została obalona i uznana za bzdurną, jednak w Polsce znajdziemy delikwentów, którzy gotowi są mniej zarabiać, mieć śmieciówkę zamiast umowy o pracę, bo… pan pracodawca jest prześladowany przez tyranię socjalizmu. A tak już na poważnie – jeśli pracodawca nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej umowy, godziwej płacy i warunków pracy to najzwyczajniej w świecie nie powinien być pracodawcą. Skończmy z mitem małych i średnich przedsiębiorstw, którym hołubią kolejne rządy, bo to zwykłe wylęgarnie biedy, wyzysku, niskich pensji, krańcowo słabej efektywności pracy i innowacyjności. Nie każdy musi mieć firmę, a jeśli nie jest w stanie zapewnić pracownikom godziwych warunków, to wręcz powinien mieć to uniemożliwione.

 

 

 

Źródła

 

 

No dobrze, to wróćmy do podstawowego pytania – skąd się to bierze?

 

Manipulacja, propaganda i socjotechnika to jedna część odpowiedzi, oczywiście jak najbardziej słuszna. System wpaja nam od urodzenie określone poglądy i wartości, stąd ciężko się dziwić, że ludzie tak powszechnie je przyjmują.

 

Druga część odpowiedzi na to pytanie tkwi w umiejętności neoliberalizmu do wyciągnięcia z nas tego, co najgorsze. Gdy przeciętny obrońca neoliberalizmu staje ponownie do boju o dobre imię kapitalizmu, jednocześnie zapominając, że sam jest kiepsko opłacanym pracownikiem, w gruncie rzeczy wyraża on pragnienie bycia jednym z członków liberalnej elity materializmu. Pomimo wyzysku i cały czas neofolwarcznych stosunków pracy w Polsce (a może właśnie dzięki nim?) wiele osób chciałoby zwyczajnie zmienić swoje miejsce w tym układzie i samemu wyzyskiwać i żyć z pracy innych. Taki właśnie ideał przemycany jest podprogowo w ramach kapitalistycznej propagandy. Marzenie kucowatych, młodych fanatyków austriackiej szkoły to właśnie taka typowa staropolska i sarmacka samowola, gdzie nic nie ogranicza ich fantazji w kurwieniu, wyzyskiwaniu i niszczeniu swych podwładnych.

 

Pisałem miesiąc temu o anomii państwa i upadku ogólnie przejmowanych zasad i wartości. W systemie, gdzie jest tak dużo niesprawiedliwości i nierówności praktycznie każdy prędzej czy później dojdzie do wniosku, że bycie uczciwym nie opłaca się, a model typowego „przedsiębiorcy” zaczytanego w Mentzenie, Berkowiczu czy Gwiazdowskim jest o tyle korzystny, że wówczas to my jesteśmy tym, który gnębi i poniża a nie jesteśmy tym gnębionym i poniżanym.

 

 

 

Wojna klasowa

 

 

Żyjemy w dobie wojny klasowej, która wynika z przyjęcia neoliberalnych paradygmatów po roku 1989. To wojna wypowiedziana przez banksterów, wielkie korporacje, świat finansów i holdingów wszystkim normalnym ludziom – tzw. „roszczeniowcom”, tym, którzy rzekomo są za słabi, zbyt mało zaradni, za głupi i zbyt leniwi. To wojna garstki przeciw wszystkim, przy czym niestety owa garstka posiada przewagę w każdym aspekcie, jak posiadane środki, wsparcie mediów, świata polityki, nauki i „mądrych głów”. To wojna, która powoduje, że nawet w dobie koronawirusa bogaci są coraz bogatsi a biedni coraz biedniejsi.

 

A skoro i tak jesteśmy na wojnie, i to wojnie, którą nam narzucono, to warto pamiętać po której stronie barykady stoimy. To strona ludzi pracy, ludzi którzy tworzą, którzy chcą mieć normalne życie, rodziny, mieszkania. Nie wypada więc by będąc żołnierzem na takiej wojnie wznosić pochwały ku czci naszych wrogów, siać defetyzm w ich interesie i rozsiewać wrogą propagandę. My i oni to dwa światy, które nie mają ze sobą nic wspólnego.

 

 

 

Grzegorz Ćwik