Adrianna Gąsiorek - Kultura bez szufladki

 

Od jakiegoś czasu w środowisku nacjonalistycznym zaczynają pojawiać się tematy, które przez lata były zaniedbywane. Jednym z takich zagadnień jest na pewno szeroko pojęta kultura. Kwestia osobiście bardzo mi bliska, dlatego postanowiłam napisać kilka swoich przemyśleń dla czytelników “Szturmu”. Poniższy artykuł będzie miał formę eseju, ponieważ prawdziwa sztuka nie da się wpasować w narzucone przez ludzi ramy.

 

Od tych ram zacznę, ponieważ często gdzieś między sobą rozmawiamy o tym, że nasza scena polityczna (mam na myśli politykę rozumianą szerzej niż wyborcze starcia) kuleje w kwestiach, które na przykład na lewicy są dość popularne i mają zdecydowanie większą jakość - poza sztuką, często wymieniamy tu działalność ekologiczną. Co prawda aktywizm społeczny wśród nacjonalistów nakierowany na powyższe płaszczyzny jest znacznie wyższy obecnie niż jakieś paręnaście lat temu. Pojawiają się festiwale, konkursy literackie czy publikacje, które powodują wyjście z “mroku”. Podobnie zauważam zwrot ku obszarom związanym z ochroną środowiska. Jednak w kontekście sztuki - teatru, kina i szczególnie literatury sprawa, dla mnie, wygląda nieco inaczej.

 

Popieram wiele akcji, których zadaniem jest wyjście ze słowem czy obrazem do ludzi z naszego środowiska. Jeszcze lepiej, kiedy to my - jesteśmy twórcami i chcemy dzięki artyzmowi przekazać nasze treści szerzej. Wtedy mamy do czynienia ze sztuką, która ma określony cel, przekaz. Szczególnie widzę to w dziedzinie grafiki komputerowej, którą od niedawna zaczęłam się interesować. Śledzę projekty Koleżeństwa z różnych organizacji i widzę, że poziom tych współczesnych ikon jest naprawdę wysoki. To, co wychodzi od nacjonalistów, jeśli ma wartość, powinno być przez nas promowane - to oczywiste. Co jednak zrobić, jaki stosunek przyjąć do wytworów, które krążą wokół nas? I tu dochodzimy do sedna - czy kultura powinna mieć polityczne szufladki i czy - ja - odbiorca narzucam sobie i innym pewien sposób odbioru dzieła?

 

Napisałam wyżej, że lewica sporo osiągnęła w sferze kultury. Prawica gdzieś w tyle próbuje ruszyć z tematem, w którym nie czuje się najlepiej (tak wynika z moich obserwacji). Mimo to obserwuję stale dość ograniczone podejście szerokiej masy “narodowców”, które po prostu zamyka ich wizję świata. Widać to w tekstach czy rozmowach. Nie są w stanie wyjść poza pewien schemat. Postrzegają sztukę przez pryzmat własnego światopoglądu i preferencji politycznej. Dotyczy to jednakowo dzieła, autora, czy w przypadku filmów - poszczególnych aktorów. Nie liczy się twórczość sama w sobie, ale to, jak blisko jest mi do konkretnych treści czy osób. Niektórzy nigdy nie wyjdą dalej niż przeczytanie “Myśli nowoczesnego Polaka”. W ten sposób część osób, które identyfikują się z prawicą, nie tylko nie tworzy nic swojego, ale również nie zna nic, co mogłoby otworzyć im symboliczne “klapki na oczach”. Sztuka bowiem wychodzi daleko poza ten podział. W związku z tym, że nie utożsamiam się z żadną ze stron owego podziału, widzę, jak wielkim zagrożeniem jest powyższe podejście.

 

Jako kinomaniak nie jestem w stanie wyobrazić sobie okoliczności, w których nie zapoznam się z interesującym dziełem ze względu na jego tematykę, obsadę, czy postać reżysera, który poglądowo mi nie odpowiada. W zasadzie, gdybym miała się kierować, w kontekście wyboru książek czy filmów zgodnością ideologiczną z ich twórcami, to musiałabym znaleźć inne zainteresowania. Podobnie zresztą miałabym z muzyką i jej odbiorem.

 

Byłoby to o tyle złe podejście, ponieważ ograniczałoby umiejętności dyskutowania i oceniania rzeczywistości. Każdy obraz wyrabia w nas konkretne odczucia i własny sposób interpretacji. Zachęcam, żebyśmy odeszli od szkolnego pytania “co autor miał na myśli?”. Nie to powinno być dla nas istotne. Pytanie powinno brzmieć “co mnie dała styczność z tym tekstem kultury?”. Oceniając sztukę, musimy w pewien sposób wyjść poza własne ramy. Jest to trudne, kiedy ściśle trzymamy się politycznych wyznaczników. Czy dzieło stworzone przez, tak zwanych, “lewaków” będzie lepsze czy gorsze dla mnie? Czy mogę być odbiorcą sztuki, która uderza w mój światopogląd i czy będę w stanie ją ocenić bez uprzedzeń? Pytania dość proste, jeśli przyjmiemy, że kultura jest ponad nami - likwiduje podziały, które sami stwarzamy.

 

Jako nacjonaliści mamy nieco ułatwione zadanie i możemy je dobrze wykorzystać po to, aby rozwijać się kulturalnie i stale pracować nad sobą, a nie przyjmować jeden, niezmienny punkt. Naszym obowiązkiem jest wyrabiać sobie opinię na to, co dzieje się tu i teraz. Szukać odpowiedzi nie tylko w tekstach dawnych przedstawicieli naszego nurtu, ale tworzyć nowe. Jak jednak to robić, kiedy ma się powściągliwy umysł? Dlatego osobiście, w kontekście wyborów kulturalnych, mogę być “lewakiem”, jeśli oznacza to wyjście poza znane mi horyzonty.

 

Co dzięki temu możemy zyskać? W najgorszym razie - wiedzę i świadomość, że wiemy, o czym mówimy - nie jest to dość popularne. Zazwyczaj wypowiadamy się, chociaż nie mamy pojęcia, o czym. Przykład? “Nasza - nie-nasza” Noblistka Olga Tokarczuk. Skupiając się tylko i wyłącznie na treści książek, abstrahując od poglądów, można w sposób merytoryczny wypowiedzieć się, jakie mamy podejście do tego typu literatury. Po ogłoszeniu wyników Nagrody Nobla nagle okazało się, że wielu moich znajomych to znawcy literatury Tokarczuk. W kontekście rozmów na temat przyznania tej, a nie innej osobie tego wyróżnienia, od razu spadli na pozycję niższą w dyskusji - ciężko nawet krytykować coś, jeśli się tego nie zna.

 

Powyższy przykład to tylko jedna z możliwości, które zyskamy - zabieranie głosu i bycie branym pod uwagę jako osoba, która wie, o czym chce powiedzieć, nawet jeśli ma to być całościowa krytyka. Jednak przede wszystkim warto szukać w kulturze - historii, które sprawiają, że zaczynamy analizować i poddawać pod wątpliwość to, co do tej pory było oczywiste. Weryfikujemy, co tak naprawdę jest dla nas ważne. Staram się oddzielić twórcę od dzieła i ocenić je bez dodatkowych informacji. To ma być moja ocena - tego, czy dany tekst kultury wniósł coś, przez te około dwie godziny, do mojego życia. Jeśli lewicowy reżyser sprawił, że wyszłam z kina i czuję, że warto było zmierzyć się z tematem, to dziękuję, że stałam się jego odbiorcą. Jeśli prawicowy autor czy muzyk dał mi podobne odczucie - to również jestem za.

 

Warto zastanowić się, czym dla każdego z nas jest wartość kulturalna. Czego szukamy w sztuce albo czy w ogóle ma ona dla nas znaczenie. W końcu w Piramidzie Maslowa jest dość wysoko, czyli dla wielu ludzi może okazać się zbyteczna lub po prostu nie musi utrzymywać wysokiego poziomu. Jej zadaniem będzie w tym momencie dostarczenie tylko odpowiedniej rozrywki, a nie pobudzenie do myślenia.

 

Patrząc na jakość wielu produkcji, można wysnuć tezę, że popyt na sztukę masową zawsze będzie ogromny. Nie ma w tym nic złego ani zaskakującego. Myślę jednak, że jeśli mamy być rewolucjonistami i kreować się na awangardę wobec zgnilizny tego świata, musimy zacząć więcej od siebie wymagać. Znać różne perspektywy i móc dyskutować bez ograniczeń. Kultura i jej znajomość jest niezastąpiona w rozwoju jednostki, społeczeństwa i państwa. Bez względu na jej “przynależności” polityczne czy światopoglądowe.