Szturm1

Szturm1

 

  1. Wstęp

  2. Arabska reakcja na powstanie państwa Izrael

  3. Polityka Izraela wobec Arabów i państw arabskich

  4. Międzynarodowy kontekst konfliktu Izraelsko-arabskiego

  5. Zakończenie

 

Wstęp

Proklamowanie państwa Izrael, nazwanego przez Dawida Ben Guriona „rodzinną ziemią, a nie przystankiem przelotnych ptaków[1], którego powstanie było materializacją idei syjonistycznej, nie kończyło bynajmniej walki o własną siedzibę narodową. Proroczo wręcz zabrzmiały słowa Menachema Begina wygłoszone przez radio 14 maja 1948 roku, kiedy to cytując słowa Tomasza Masaryka z 1918 roku o tym, że „Trudno założyć własne państwo; jeszcze trudniej je zachować”, stwierdził „Utworzenie naszego państwa było trudne. Ale zachowanie państwa będzie jeszcze trudniejsze. Okrążają nas wrogowie, którzy marzą o tym by nas zniszczyć”.[2] Tak naprawdę to Żydzi musieli dopiero wywalczyć z karabinem w ręku swoje państwo. Ta sytuacja pełnej militarnej gotowości do walki o byt trwa do dziś. I to ona nadała specyficzny rys państwowości żydowskiej i jego społeczeństwu. Praca niniejsza poświęcona jest okresowi zawierającemu się w cezurze lat 1948 –1958. Był to brzemienny w konsekwencje okres wzmacniania izraelskiej państwowości, a właściwie budowania fundamentów społeczeństwa, gospodarki oraz kształtowania stosunków z Arabami i państwami arabskimi. Zamyka go konflikt o kanał sueski, który był swojego rodzaju przełomem w sytuacji międzynarodowej na Bliskim Wschodzie oraz dowodem na pomyślne zamknięcie okresu budowy podstaw Izraela. W latach 1948 –1958 utrwalił się model wzajemnych żydowsko–arabskich relacji. Wszystkie późniejsze wydarzenia były kontynuacją i logiczną konsekwencją stosunków ukształtowanych w tym okresie. Nasuwa się, nieuchronne w tym przypadku pytanie, czy rzeczywiście nie można było wypracować innej formuły wzajemnych relacji? U zarania państwa Izrael, nie kto inny, jak Dawid Ben Gurion, złożył deklaracje, że „Zrobimy jednak wszystko co w naszej mocy, by utrzymać pokój i doprowadzić do porozumienia korzystnego dla wszystkich. Z Jerozolimy musi popłynąć apel do narodów arabskich, by połączyły swe siły z narodem żydowskim, byśmy ramię w ramię pracowali dla naszego wspólnego dobra, dla pokoju i postępu suwerennych, równych narodów”.[3] Sam jednak, chyba nie wierzył w te idealistyczne deklaracje, skoro jednocześnie uznał, że jeśli chodzi o znaczenie i kolejność realizacji zadań, to Żydzi najpierw muszą się bronić, potem budować państwo, a na końcu przeprowadzić arabsko-żydowskie pojednanie. I po blisko 60 latach ten ostatni postulat jeszcze czeka na spełnienie.

 

Arabska reakcja na powstanie państwa Izrael

 

Kiedy po południu 14 maja 1948 roku, David Ben-Gurion odczytał na posiedzeniu Rady Ludowej w Tel Awiwie Deklarację Niepodległości, ogłaszając tym samym fakt ustanowienia państwa żydowskiego pod nazwą Izrael (Medinat Israel)[4] , już od rana trwała operacja arabska mająca zlikwidować żydowski obszar terytorialny i uniemożliwić powstanie i funkcjonowanie państwa żydowskiego. Arabskie siły interwencyjne miały charakter panarabski. W ich skład wchodziły oddziały transjordańskiego Legionu Arabskiego[5], oddziały egipskie, irackie oraz niewielkie kontyngenty syryjskie i libańskie. Liczyły one łącznie około 27 tysięcy ludzi, 150 dział i tyleż samo pojazdów opancerzonych oraz 40 czołgów i 60 samolotów. Na terenie Palestyny już znajdowała się Arabska Armia Wyzwoleńcza i paramilitarne oddziały palestyńskiej samoobrony. Razem około 8 tysięcy ludzi. Żydzi mogli przeciwstawić jedynie siły zbrojne różnych organizacji i formacji samoobron.[6] Arabskie wojska zaatakowały kilkoma kolumnami. Celem nacierających od północy oddziałów syryjskich, irackich i libańskich wspieranych przez partyzantów z Arabskiej Armii Wyzwoleńczej było otwarcie drogi do Doliny Jordanu i opanowanie Galilei. W centrum nacierające siły irackie i jordańskie miały za zadanie odcięcie Galilei i opanowanie rejonu Jerozolimy. Od południa atakujące oddziały egipskie, miały opanować wybrzeże Morza Śródziemnego i zająć rejon pustyni Negew. Ten misterny plan przy uwzględnieniu przewagi w żołnierzach i w uzbrojeniu wydawał się łatwy do realizacji. Wymagał jednak dobrej koordynacji i współpracy wszystkich sił atakujących. Zakładał on również niewielki opór sił żydowskich. Tymczasem Legion Arabski przez pierwsze cztery dni powstrzymywał się od działań bojowych, a na północy, w rejonie jeziora Tyberiackiego Arabowie zostali powstrzymani, podobnie na froncie południowym Egipcjanie zostali powstrzymani w marszu na Tel Aviw. Jedynie w centralnej części Irakijczycy prawie dotarli do wybrzeży Morza Śródziemnego. Impet arabskiego natarcie załamał się. Dodatkowo heroiczna obrona Jerozolimy pozwoliła siłom żydowskim na zorganizowanie defensywy. Zaciekle walczyły żydowskie osiedla, kibuce dając niezbędny czas na zorganizowanie armii, która rodziła się w bólach.[7] Proces konsolidacji wszystkich żydowskich grup zbrojnych w jedną armię trwał sześć i pół miesiąca i zakończył się dopiero 7 listopada 1948 roku. Aż do połowy czerwca 1948 trwały zacięte, nierozstrzygnięte walki. Izraelczycy sięgnęli po drastyczne środki i siłą zaczęli usuwać mieszkańców arabskich wiosek[8]. 11 czerwca 1948 r. Rada Bezpieczeństwa ONZ narzuciła czterotygodniowy rozejm w Palestynie. W chwili zawieszenia walk Egipt kontrolował Strefę Gazy, na Negewie walczyli otoczeni żydowscy osadnicy, Irakijczycy byli w Nablusie, Jordańczycy zajęli Dolinę Jordanu i część Jerozolimy, a setki tysięcy mieszkańców porzuciła swe domy. Rozejm trwał do 9 lipca 1948 r. Był nadzorowany przez mediatora ONZ hrabiego Folke Bernadotte (mianowany przez Zgromadzenie Ogólne ONZ 21 maja 1948 r.), który wraz z oficerami belgijskimi, francuskimi, szwedzkimi i amerykańskimi, mieli za zadanie nie dopuścić do militarnego wzmacniania swoich pozycji przez walczące strony[9]. Po ogłoszeniu zawieszenia broni utworzono międzynarodowe siły pokojowe UNTSO (United Nations Truce Supervision Organization), bazujące w Jerozolimie. Przerwę w walkach Izrael wykorzystał na wzmocnienie swoich sił zbrojnych. Dużej pomocy finansowej i militarnej udzielił Związek Radziecki, który w realiach blisko wschodnich postrzegał syjonizm jako ruch antyimperialistyczny i antykapitalistyczny.

Pod koniec czerwca specjalny mediator z ramienia ONZ, Bernadotte, przedstawił wstępne propozycje rozwiązania konfliktu na Bliskim Wschodzie. Palestyna miała stać się unią arabsko-żydowską. Przy Izraelu miała zostać Galilea, a przy Arabach Negew. Jerozolima miała się znaleźć pod władzą ONZ. Równocześnie miała być wstrzymana żydowska imigracja, a arabscy uchodźcy mieli powrócić do swych domostw. Wspólne rozmowy nie powiodły się, gdyż Arabowie nie zgodzili się na przyjęcie postanowień ONZ i zażądali zmniejszenia terenów będących w posiadaniu Żydów, a i również dla Żydów nie było to rozwiązanie do zaakceptowania. Dlatego 9 lipca 1948 r. rozpoczęli wielką operację "Danny", której celem było odblokowanie strategicznej drogi Tel Awiw - Jerozolima. „Dziesięciodniowa bitwa", nie przyniosła rozstrzygnięcia, dlatego izraelskie dowództwo wydało rozkaz brygadom Harel i Jiftah, aby wypędziły około 50 tys. arabskich mieszkańców Lod i Ramli. Izraelczycy na froncie „egipskim” zdołali utworzyć niewielki korytarz łączący z osiedlami na pustyni Negew, oraz lotniczo zaatakowali arabskie miasta: Gaza, El-Arish, Kair, Amman i Damaszek. Pod międzynarodowym naciskiem 18 lipca 1948 r. wszedł w życie drugi rozejm w Palestynie, który trwał do 15 października 1948 r. Również i te zawieszenie broni nie było przestrzegane. Rozejm pozwolił jednak na wzmocnienie armii izraelskiej i powiększenie jej do października do stanu 90 tysięcy żołnierzy.[10] Kierownictwo nawy państwowej w Izraelu zdawało sobie jednak sprawę z tego, że nie jest w stanie na dłuższą metę kontynuować walkę ze wszystkimi siłami arabskimi. Dlatego zdecydowało się na podjęcie separatystycznych rozmów z Transjordanią. Zawarciu szybkiego porozumienia mimo oferty izraelskiej uznania „zdobyczy jordańskich”, stanęła na przeszkodzie niezgoda Izraela na powrót uchodźców arabskich z Palestyny. Tymczasem 22 września 1948 r. Liga Arabska powołała w Gazie arabski rząd Palestyny z muftim Jerozolimy na czele i proklamowała niepodległość części Palestyny. Wprowadziło to dysonans w arabskim obozie, gdyż palestyńskiego rządu nie uznała Transjordania. W październiku, wykorzystując kolejne naruszenie rozejmu przez Egipt Izrael wznowił działania wojenne operacją „Dziesięć plag". Uderzenie było skierowane na południe, przeciwko Egipcjanom, którzy szybko zostali wyparci z pasma nadmorskiego Tel Awiw-Gaza. Opanowano Beer Szewę, nawiązano kontakt z osadami żydowskimi na Negewie oraz okrążono 4 tys. żołnierzy egipskich w tzw. worku Faluja. Rząd palestyński uciekł tymczasem do Kairu. Natomiast Brytyjczycy ostrzegli kanałami dyplomatycznymi Izrael przed zaatakowaniem terytorium Transjordanii. W tej sytuacji ONZ doprowadziło do kolejnego przerwania ognia. Postanowienia trzeciego zawieszenia broni również nie były przestrzegane. Armia izraelska przeprowadziła kilka operacji poprawiających jej sytuację strategiczną. Operacja "Hiram" doprowadziła do wyparcia Arabskiej Armii Wyzwoleńczej i oddziałów libańskich z północnej Galilei.
 W konsekwencji wysiedlono Arabów z Galilei i pogranicza z Libanem, dopuszczając się w miejscowościach Ilaboun i Hula masakr cywilnej ludności. Operacja "Horew" -rozpoczęta 22 grudnia 1948 spowodowała, że siły egipskie zostały rozbite i tylko utrzymywały się jeszcze w strefie Gazy (na linii Gaza - Umm-Reshresh), natomiast izraelskie oddziały weszły głęboko w głąb na półwyspu Synaj. I tu oddziały izraelskie przeprowadziły akcję wypędzenia Arabów z północnej części pustyni Negew, szczególnie z trójkąta Faluja. Izraelskie sukcesy zaniepokoiły Brytyjczyków do tego stopnia, że zażądali wycofania wojsk żydowskich z Egiptu grożąc interwencją. Interweniował też prezydent USA Truman. Izraelczycy nie chcąc eskalować konfliktu z potęgami na początku stycznia 1949 roku wycofali się i rozpoczęli pod auspicjami mediatora ONZ, Ralpha Bunche, pokojowe rozmowy z arabskimi rządami na wyspie Rodos[11]. Państwa arabskie nie chciały uznać istnienia Izraela, ani złożyć deklaracji o zakończeniu wojny, odmawiały też uznania terytorialnego stutus quo. Jednocześnie jednak nie były w stanie kontynuować działań zbrojnych. Dlatego, de facto, Palestyna została podzielona między Izrael (77% terytorium kraju, czyli o 21% więcej niż przewidywała to rezolucja ONZ z 1947r.), Transjordanię (Judea i Samaria) oraz Egipt (Strefa Gazy). Irak odmówił całkowicie prowadzenia rozmów z Izraelem. 24 stycznia 1949 roku Królestwo Transjordanii przyjęło nazwę Haszymidzkiego Królestwa Jordanii. Dzień później zawarto rozejmowy układ izraelsko-egipski. Na jego mocy Izrael wypuścił z okrążenia egipskie wojska, które powróciły do baz na Synaju. W marcu 1949 r. izraelska armia zajęła opuszczone przez Egipcjan pozycje i doszła do Morza Czerwonego, zajmując Ejlat. Tym samym uzyskano wyjście na Morze Czerwone. W marcu 1949 r. Izrael i Jordania dokonały wymiany jeńców wojennych, a 23 marca 1949 r. zawarto rozejmowy układ izraelsko-libański. 3 kwietnia 1949 r. zawarto rozejmowy układ izraelsko-jordański. Izrael zgodził się na zastąpienie w Samarii wojsk irackich jordańskim Legionem Arabskim. W zamian Transjordania zgodziła się na utrzymanie przez Izrael Negewu. Nie uregulowana została sprawa Jerozolimy. 20 lipca 1949 r. zawarto rozejmowy układ izraelsko-syryjski. Ustalono linię demarkacyjną. Irak i Arabia Saudyjska nie podpisały porozumień o zawieszeniu broni Zawieszenie broni z 1949 r. ustabilizowało sytuację na frontach, których linie, praktycznie stały się granicami Izraela. Powstała paradoksalna sytuacja gdyż wszystkie państwa Ligi Arabskiej dalej nie uznały istnienia Izraela i pozostawały z nim w stanie wojny. Przez granice, zwłaszcza z Gazy i Zachodniego Brzegu, nieustannie przechodzili dywersanci dokonujący w Izraelu terrorystycznych zamachów, co wywoływało o Izraelskie brutalne akcje odwetowe. Pierwsza wojna izraelsko-arabska przyniosła Izraelowi utratę życia przez 6 tys. żołnierzy i 2 tys. cywilów, oraz 15 tys. rannych. Straty krajów arabskich były większe wyniosły one 15-20tys. zabitych oraz 25-30 tys. rannych. Największą negatywną konsekwencją konfliktu, skutkującą długofalowo i narastającą był problem arabskich uchodźców z Palestyny. Łączną liczbę uchodźców szacuje się na około 700 tys. osób, z których 460 tys. znalazło się w Jordanii, 100 tys. w Libanie, 80 tys. w Syrii i 60 tys. w Strefie Gazy[12]. Tego problemu nie równoważy podobna liczba żydowskich uchodźców z państw arabskich.[13] O ile państwu żydowskiemu udało się ich zasymilować, to uchodźcy palestyńscy żyli w obozach, nie tylko, że nie byli asymilowani ze społeczeństwami państw arabskich, ale wręcz przeciwnie, utrudniano im ten proces, traktując ich jako narzędzie do realizacji antysyjonistycznej polityki. W 1949 r. Zgromadzenie Ogólne ONZ powołało Agencję Narodów Zjednoczonych dla Pomocy Uchodźcom Palestyńskim na Bliskim Wschodzie (United Nations Relief and Works Agency for Palestine Refugees in the Near East - UNRWA).[14] Agencja była pomyślana jako instytucja krótkotrwała, musiała być jednak wielokrotnie przedłużana ze względu na to, że problem uchodźców arabskich był nie do rozwiązany. Natomiast na terytorium państwa Izrael pozostało jedynie 156 tys. Arabów, w tym wielu chrześcijan i Druzów, co stanowiło około 18% całej populacji kraju. To ich po dzień dzisiejszy obowiązuje dekret wydany jeszcze 23 września 1948 r. uznający za przestępstwo uczestniczenie w arabskich organizacjach podziemnych.

 

Polityka Izraela wobec Arabów i państw arabskich

 

Spuścizną wojny i związanego z tym exodusu arabskich mieszkańców Palestyny był podział Arabów z Palestyny na trzy kategorie[15]. Pierwsza stanowili ci, którzy pozostali w granicach państwa Izrael, drugą uchodźcy (w obozach na terenie państw arabskich), trzecią zamieszkujący Zachodni Brzeg Jordanu oraz Strefę Gazy. W trakcie pierwszej wojny Izrael stosował różne metody mające skłonić Arabów do ucieczki z Palestyny. Traktowano to jako priorytet, doraźnie obawiając się pozostawienia zaplecza dla palestyńskiej partyzantki, a perspektywicznie demograficznego potencjału Arabów. Wysiedlano, stosowano szeptaną propagandę, uwiarygodnianą dokonywanymi sporadycznie masakrami. Dało to pożądany efekt w postaci masy uchodźców, na którą składali się zarówno wygnańcy jak i uciekinierzy. I w tym kontekście nie jest ważne, że około dwóch trzecich uchodźców nie zetknęło się bezpośrednio z izraelską armią. Od samego początku państwo Izrael nie zamierzało wyrazić zgody na ich powrót. Zgodnie z tą zasadą, po odebraniu uchodźcom prawa do powrotu, w latach 1948-1950 Izraelczycy wprowadzili regulację prawną zwaną „Prawo o własności nieobecnych", stanowiącą, iż osoby które od 29 listopada 1947 roku do 1 września 1948 roku opuściły miejsce zamieszkania będą traktowane jako nieobecne, a ich mienie porzuconym majątkiem. Na tej podstawie Fundusz Własności Nieobecnych przejął duże obszary arabskiej ziemi, pozbawiając tym samym uchodźców nadziei na odzyskanie własnego stanu posiadania. Najbardziej antysyjonistyczną i zdeterminowaną w działaniach grupą palestyńską, byli uchodźcy z obozów (ok. 100 tysięcy). Trudne warunki bytowania, brak perspektyw oraz duży przyrost naturalny powodował, że obozy stały się rozsadnikiem i zarazem zapleczem palestyńskiego ekstremizmu, który skierowany był nie tylko przeciw Izraelowi, ale również destabilizował sytuację wewnętrzną państw arabskich, które udzieliły „gościny” Palestyńczykom. Niezgoda Izraela na powrót Palestyńczyków wynikała również z chęci zapewnienia miejsca dla Żydów przybywających do Izraela. Wyrazem tej postawy była przyjęta 5 lipca 1950 roku ustawa o powrocie. Podstawowym jej aksjomatem było to, że „każdy Żyd ma prawo przybycia do kraju". Osiedlali się oni głównie w kibucach. W 1950 r. liczba kibuców osiągnęła 214 z 67 550 członkami. Było to niemal 8% mieszkańców Izraela. Miało to swoje określone konsekwencje dla oblicza Izraela.[16] Do Izraela pośpiesznie też ewakuowano Żydów z państw arabskich w celu uchronienia ich przed prześladowaniami i pogromami. W listopadzie 1949 r. armia izraelska przeprowadził operację "Zaczarowany dywan", w której ewakuowano samolotami do Izraela 45 tysięcy Żydów z Jemenu i 3 tysiące Żydów z Adenu. W maju 1950 r. armia izraelska przeprowadził operację "Ezra i Nehemiah", w której ewakuowano samolotami do Izraela 110 tys. Żydów z Iraku. W 1951 r. ewakuowano 33 tys. Żydów z Libii do Izraela. W styczniu 1952 r przeprowadzono operację przerzucenia Żydów z Iranu do Izraela. Prześladowania Żydów w krajach arabskich, z jednej strony były reakcją na powstanie Izraela i los uchodźców, z drugiej stymulowały antyarabską postawę Izraela. Żydzi w państwach arabskich byli swojego rodzaju zakładnikami stosunków arabsko-żydowskich i w chwilach eskalacji konfliktu płacili wysoką cenę. I tak w ramach odwetu za inwazje Izraela na Egipt w 1956 roku władze tego kraju aresztowały około 3 tys. Żydów, a ponad 25 tys. przymusowo wydaliły, konfiskując ich mienie. W Tunezji zmuszono do emigracji około 50 tys. Do końca 1956 r. do Izraela przyjechało 56 tys. nowych imigrantów, większość z arabskich krajów Północnej Afryki. Poważnym problemem, z którym od samego początku musiało się zmierzyć państwo Izrael to był palestyński terroryzm. W latach 1951-1955 arabscy bojownicy (fedaini), tylko działając z rejonu Gazy (terytorium egipskie) wielokrotnie wnikali na teren Izraela, zabijając w atakach terrorystycznych 967 Żydów. Fedaini to członkowie organizacji religijnych, oddający życie za innych, poświęcający się dla dobra innych, rekrutowani i szkoleni w obozach. Państwa arabskie wspierały ich działania, traktując je jako element militarnej presji na Izrael[17]. Terror palestyński skierowany był głownie przeciwko cywilnej ludności Izraela. Dowodem tego są przykładowo wydarzenia z 1953 roku, kiedy to 9 czerwca palestyńscy terroryści wrzucili granaty do izraelskiego domu w Lod, zabijając mieszkańców, a inna grupa terrorystów zaatakowała żydowskie domy w Haderze. Dwa dni później palestyńscy terroryści zamordowali żydowską parę w ich własnym domu w Kfar Hess. Izrael nie zamierzał pozostać bierny i nie zawahał się stosować równie ekstremalnych metod. W ramach działań odwetowych 7 lutego 1951 roku żydowscy żołnierze wkroczyli do arabskiej wioski Sharafat, 5 km od Jerozolimy. W trakcie operacji zginęło 10 Palestyńczyków, 8 zostało rannych. Nie było to jednak skuteczne rozwiązanie. Pomijając kwestie moralne związane ze ślepo realizowaną odpowiedzialnością zbiorową, międzynarodowymi reperkusjami, to tego typu pacyfikacje były wysoce nieskuteczne. Dlatego powołano 1 kwietnia 1951 r. Mossad, organizacje wywiadowczą, której głównym celem była walka z arabskim ekstremizmem i poprzez działania wyprzedzające zapewnienie bezpieczeństwa Izraelowi. Mossad, o którego profesjonalizmie chodzą legendy nie wahał się wykonywać skrytobójczych mordów. Do większych działań, dzisiaj nazwalibyśmy je, terroryzmem państwowym, utworzono w lipcu 1953 r. specjalny oddział antyterrorystyczny „jednostkę 101", którego pierwszym dowódcą został Ariel Szaron. Zadaniem tej tajnej jednostki była aktywna walka z arabskimi terrorystami, którzy przenikali przez granicę izraelską. Od tej chwili, żydowscy komandosi również zaczęli dokonywać wypadów poza granicę. Między innymi niszczyli arabskie obozy szkoleniowe terrorystów. Jednostka nigdy nie liczyła więcej niż 45 żołnierzy i ściśle współdziałała ze spadochroniarzami. W październiku 1953 r. ten oddział komandosów przeprowadził odwetowy atak na jordańskie terytorium. Była to retorsja za wcześniejszy atak terrorystyczny. Komandosi wkroczyli do przygranicznej wioski Oibya, na północny-zachód od Jerozolimy. Mieszkańcy wioski zostali oskarżeni o współpracę z arabskimi terrorystami. Wysadzono 42 domy, szkołę i meczet. Zginęło 75 Arabów (inne źródła podają liczbę 69). Atak ten spełnił zakładane cele, gdyż skłonił Jordanię, Syrię i Egipt do większego nadzoru swoich przygranicznych terenów, które były nagminnie wykorzystywane przez terrorystów. Niektóre izraelskie działania wywoływały międzynarodowe protesty. Tak było w roku 1954, kiedy to 17 marca do Izraela wtargnęli fedaini palestyńscy z terytorium Jordanii. W Maale Akrabim porwali autobus linii Ejlat-Tel Awiw i zabili 11 żydowskich pasażerów. Już 9 kwietnia izraelscy komandosi podjęli odwetową akcję, atakując bazę palestyńskich fedainów w Jordanii. Izraelski atak na terytorium Jordanii wywołał ostre reakcje międzynarodowe. Prezydent USA skrytykował akcję Izraela, natomiast premier Wielkiej Brytanii Winston Churchill zagroził brytyjską zbrojną interwencją. Pomimo brutalnych akcji odwetowych terror palestyński nie ustawał i Izraelczycy musieli się nauczyć żyć z nim. Państwo Izrael równie chętnie, jak Arabowie, sięgało po akty terroru traktowane jako wymierzanie kary sąsiedniemu państwu za akty nieprzyjazne. We wrześniu 1954 r. Izraelczycy podjęli próbę przepłynięcia Kanału Sueskiego, do czego Egipcjanie nie dopuścili zatrzymując izraelski transportowiec „Bat Galim" i aresztując jego załogę.[18] W odpowiedzi Mossad przeprowadził w stolicy Egiptu, Kairze, zamachy bombowe. Izraelscy agenci zostali aresztowani i po osądzeniu, skazani na karę śmierci. Pomimo zabiegów izraelskiej dyplomacji, Egipt wykonał wyroki śmierci na obu agentach. Tego typu działania, walka z Palestyńczykami destabilizowała sytuację, były uciążliwe, ale nie stanowiły zasadniczego zagrożenia dla bytu państwowego Izraela. Znaczenie miał całokształt stosunków z państwami arabskimi i konstelacje polityczne na Bliskim Wschodzie. Wydawało się początkowo, że układ polityczny jest sprzyjający, gdyż w 1950 r. Transjordania dokonała bezprawnej aneksji Zachodniego Brzegu Jordanu, zmieniając przy okazji nazwę państwa na Królestwo Jordanii. Aneksję uznała tylko Wielka Brytania i Pakistan, pozostałe państwa arabskie jej nie chciały uznać. Równocześnie Strefa Gazy weszła w skład Egiptu bez formalnej aneksji. Mogło się wydawać, że tym samym idea budowy państwa palestyńskiego legła w gruzach, a przynajmniej Egipt i Jordania zdecydują się ułożyć swoje stosunki z Izraelem. Było to złudne przekonanie. Jeszcze w tym samym roku wojska egipskie zajęły dwie wyspy (Tiran i Sanafir) w Zatoce Akaba, dzięki czemu Egipt mógł nie dopuszczać do żeglugi jednostek izraelskich przez Cieśninę Tirańską. Jednocześnie Egipt zamknął Kanał Sueski dla izraelskich statków i zażądał zwrotu Negewu. W lipcu 1952 r. w Egipcie została obalona monarchia i powstała Republika Arabska. Nowe władze kontynuowały politykę niedopuszczania statków izraelskich do żeglugi po Kanale Sueskim oraz przejawiały aspiracje do przywództwa w świecie arabskim[19]. Mogło to tylko eskalować konfliktami. W grudniu 1953 r. Egipt zatrzymał statek norweski z ładunkiem dla Izraela. Egipt tłumaczył, że nigdy nie zakończył wojny z Izraelem. W rok później nastąpił incydent ze statkiem „Bat Galim". Szczególne zaostrzenie sytuacji spowodował 28 lutego 1955 r. izraelski odwetowy rajd na egipskie terytorium w Strefie Gazy. Była to odpowiedź na działalność palestyńskich fedainów z Gazy. Izraelczycy zaatakowali egipskie posterunki graniczne zabijając 42 egipskich żołnierzy, przy stratach własnych 8 żołnierzy. W odpowiedzi na izraelski atak, rząd egipski rozpoczął intensywne zbrojenie armii i dał "zielone światło" palestyńskim fedainom do ataków na Izrael. 7 kwietnia 1956 r. arabscy terroryści działający ze Strefy Gazy przeprowadzili duży atak na terytorium Izraela. W operacji uczestniczyło kilkuset fedainów. Dokonano licznych akcji sabotażowych na liniach kolejowych, sieciach energetycznych i drogach. Izraelscy żołnierze zabili 11 napastników i zatrzymali 5 kolejnych. W Ashkelonie wrzucono trzy granaty ręczne do wnętrza żydowskiego domu, zabijając 1 osobę. W rejonie Mishmar haNegev ostrzelano żydowski samochód, zabijając 2 członków kibucu Givat Chaim. Ponadto ostrzelano domy i samochody w rejonie Nitzanim i Ketziot, zabijając 1 osobę oraz raniąc 3 inne. 11 kwietnia 1956 r. arabscy terroryści otworzyli ogień do synagogi pełnej młodzieży i dzieci w osadzie rolniczej Shafrir. Zginął opiekun i 3 dzieci, a 5 osób zostało rannych. 12 kwietniu 1956 r. doszło do powietrznego incydentu nad granicą izraelsko-egipską na pustyni Negew. Izraelski myśliwiec Ouragan starł się z pięcioma egipskimi myśliwcami Vampire i zestrzelił jeden z nich. Te wszystkie incydenty wyraźnie sygnalizowały, że możliwość na wielka skalę militarnej konfrontacji się zbliża. I rzeczywiście, 2 marca 1956 r. prezydent Egiptu, Gamal Abdel Nasser (1918-1970) zażądał od Izraela przywrócenia granic ustalonych w Rezolucji ONZ z 1947 r. W połowie 1956 r. król Jordanii, Hussein I bin Tatal (1935-1999) zwrócił się z prośbą do Iraku o przysłanie jednej dywizji piechoty, która miałaby chronić terytorium jego kraju przed izraelskim atakiem. W odpowiedzi Izrael zagroził Jordanii zajęciem kraju, jeśli choć jeden żołnierz iracki znajdzie się na jego terytorium. Jordania zaczęła koncentrować swoje wojska na granicy z Izraelem, przyłączając się do wspólnych działań z Syrią i Egiptem. Izrael ostrzegł Jordanię, że nie będzie dłużej tolerować arabskich ataków terrorystycznych prowadzonych z jej terytorium 26 lipca 1956 r. prezydent Egiptu, Gamal Abdel Nasser (1918-1970) ogłosił nacjonalizację Kanału Sueskiego. W Suez Canal Company 44% akcji posiadały brytyjskie firmy i banki. Teraz wszystko przeszło na własność skarbu Egiptu. Przez cały czas Egipt prowadził silną antyizraelską kampanię, blokując dla izraelskich statków żeglugę przez Kanał Sueski i Cieśninę Tirańską (wejście do Zatoki Akaba na Morzu Czerwonym). Egipska armia zaczęła przegrupowywać oddziały wojskowe w kierunku granicy z Izraelem. Nacjonalizacja Kanału Sueskiego wywołała oburzenie w Wielkiej Brytanii i Francji. Decyzję Egiptu odebrano jako pogwałcenie Traktatu Kanałowego z 1888 r. Stanowiło to zagrożenie dla swobody międzynarodowej żeglugi. Zaangażowanie się ZSRR w konflikt wokół Kanału Sueskiego tylko powiększało napięcie. Państwa zachodnie były zaniepokojone dużym poparciem wojskowym jakie otrzymywał Egipt od Bloku Wschodniego. Stwarzało to liczne nowe zagrożenia w całym regionie. Ta obawa doprowadziła do konkretyzacji współpracy pomiędzy Izraelem, Francja i Wielka Brytanią[20]. Na przełomie sierpnia i września 1956 r. sztabowcy wojskowi Izraela, Francji i Wielkiej Brytanii zaczęli opracowywać plany wspólnej operacji przeciwko Egiptowi. Na arenie międzynarodowej polityki całą sytuację przedstawiono jako wynik zawartej 19 października 1955 r. umowy, która regulowała tryb i zasady wycofania wojsk brytyjskich z Egiptu. Umowa zakładała, że Wielka Brytania ma prawo obsadzić swoimi wojskami Strefę Kanału Sueskiego w przypadku zagrożenia wolności żeglugi na tym szlaku wodnym. A tym zagrożeniem dla wolności żeglugi miała być nowa wojna izraelsko-egipska. W dniach 22-24 października 1956 r. w miejscowości Serves (Francja) odbyły się negocjacje izraelsko-francusko-brytyjskie, podczas których zawarto porozumienie o wspólnej operacji wojskowej przeciwko Egiptowi. Plan przewidywał izraelską agresję na Półwysep Synaj i podejście izraelskich wojsk w pobliże Kanału Sueskiego. Miałoby to być pretekstem dla interwencji zbrojnej Wielkiej Brytanii i Francji, które wystąpiłyby w obronie bezpieczeństwa międzynarodowej żeglugi na Kanale Sueskim. Oba kraje wystosowałyby wspólnie ultimatum, żądając od Egiptu i Izraela wycofania walczących wojsk na bezpieczną odległość od Kanału. Zakładano, że Egipt na pewno odrzuci ultimatum, umożliwiając wojskom francuskim i brytyjskim przeprowadzenia desantu i zajęcia Strefy Kanału Sueskiego. Rozwój sytuacji przyśpieszyło 25 października 1956 r. powołanie wspólnego dowództwa wojskowego przez Egipt, Jordanię i Syrię. W odpowiedzi Izrael przeprowadził pełną mobilizację swojej armii. Inwazja na Egipt (Operacja „Kadesz") miało przeprowadzić 45 tys. żołnierzy. Egipt miał 70 tysięcy żołnierzy. Działania wojenne rozpoczęły się popołudniu 29 października 1956 r. Izraelscy spadochroniarze przeprowadzili desant powietrzny na Przełęczy Mitla, głęboko na Półwyspie Synaj (w odległości 315-km od granic Izraela i 45-km od Kanału Sueskiego) i jednocześnie rozpoczęli lądowe natarcie.[21] Rozcięci i jednocześnie w znacznej mierze otoczeni Egipcjanie ponieśli klęskę. Prezydent Nasser wezwał Syrię i Jordanię do uderzenia na Izrael. 30 października 1956 r. Francja i Wielka Brytania wystosowały ultimatum, w którym domagały się od Egiptu i Izraela wstrzymania walk i wycofania swoich wojsk na odległość 10 mil od obu brzegów Kanału Sueskiego. Egipt odrzucił ultimatum, Izrael przyjął ultimatum (zgodnie z ustalonym z aliantami scenariuszem) i rozpoczął akcję przesuwania swoich oddziałów wojskowych w kierunku pozycji odległych na 10-mil od Kanału Sueskiego. Wobec braku militarnej reakcji Syrii i Jordanii następnego dnia Żydzi podjęli działania militarne na Synaju. Tego samego dnia w ramach operacji „Muszkieter” zaczęły bombardować egipskie pozycje. Brytyjczycy i Francuzi desantowali się w strefie kanału 5/6 listopada. I to był zwrot w sytuacji. Stanowcza reakcja ZSRR oraz brak poparcia ze strony USA zmusiły aliantów do wstrzymania działań. 7 listopada 1956 roku Zgromadzenie Ogólne ONZ uchwaliło rezolucję powołującą do życia korpus międzynarodowych sił pokojowych w strefie Kanału Sueskiego (United Nations Emergency Force - UNEF). Po ich dyslokacji wokół kanału Izrael wycofał w grudniu swoje wojska na odległość 30 mil od kanału. Kampania sueska zakończyła się upokorzeniem Francji i Anglii, ale dla Izraela była sukcesem. Zniszczona bazy fedainów w strefie gazy i na Synaju. Rozbito armię egipską odsuwając groźbę agresji arabskiej oraz otwarte dla swobodnej żeglugi Zatokę Akaba i port Ejlat. Nie mówiąc już o czasowych nabytkach terytorialnych, co pozwoliło zniszczy cała infrastrukturę militarną Egiptu przy granicach Izraela.

 

Międzynarodowy kontekst konfliktu izraelsko-arabskiego

 

Konfliktu izraelsko-arabskiego nie da się do końca zrozumieć bez uwzględnienia kontekstu międzynarodowego. Na Bliskim Wschodzie przecinały się strefy wpływów wielkich mocarstw, tak jest do dzisiaj. Przed powstaniem państwa Izrael niewątpliwie wielką rolę odgrywała Wielka Brytania, która wygrywała animozje żydowsko-arabskie dla swoich imperialnych celów. To dlatego, momentami Brytyjczycy byli traktowani przez syjonistów jako wrogowie, zresztą z brytyjską wzajemnością. Generalnie po II wojnie Anglicy hamowali emancypacyjne zapędy Żydów. Ze względu na ropę naftową nie chcieli drażnić Arabów, stąd ich zorganizowanie i wyposażenie Legionu Arabskiego oraz innych arabskich formacji. Otwarcie jednak, ze względu na pamięć holokaustu i opinie międzynarodową, przeciwko powstaniu państwa Izrael wystąpić nie mogli, aczkolwiek ich propozycje podziału Palestyny były dla Żydów niekorzystne[22]. Stąd ich relatywnie szybkie uznanie de facto państwa Izrael 29 stycznia 1949 r. Należy jednak pamiętać o brytyjskich ultimatach wstrzymujących izraelskie działania przeciw Jordanii w czasie pierwszej wojny i w roku 1954. Dopiero naserowska polityka rozluźniania więzi łączącej Egipt z Wielką Brytanią, a zwłaszcza kwestia nacjonalizacji Kanału Sueskiego doprowadziła do zbliżenia brytyjsko-izraelskiego. Innym państwem, które odegrało rolę, nie do przecenienia, w bliskowschodnim konflikcie był Związek Sowiecki i jego państwa satelickie. Nikt w roku 1946 tak płomiennych mów za stworzeniem państwa Izrael nie wygłaszał na forum ONZ, jak sowiecki przedstawiciel.[23] Wbrew twierdzeniom sowieckich historyków, to wsparcie ZSRR pomogło w roku 1948 przetrwać Izraelowi najtrudniejsze chwile.[24] To dzięki pożyczkom, broni czeskiej eksportowanej do Izraela za pośrednictwem polskich portów, wystawiono i uzbrojono izraelską armię. Równie ważne było zaangażowanie dyplomatyczne Związku Sowieckiego, tylko dzięki poparciu ZSRR. 11 maja 1949 r. Izrael został członkiem ONZ . Sowieci sądzili, że syjonizm i jego urzeczywistnienie - Izrael pozwoli skutecznie zdemontować kolonialno-burżuazyjny porządek. Duża rola lewicy w rządzie izraelskim w pierwszym okresie budowy państwa pozwalała snuć takie przypuszczenia. Sytuacja zacznie ulegać zmianie na początku lat pięćdziesiątych XX wieku. Syjonizm z roli narzędzia stał się zagrożeniem dla światowego ruchu komunistycznego i zaczął być zwalczany. Latem 1950 r. rząd Czechosłowacji zakazał wywozu broni do Izraela, co było wyraźnym sygnałem zmiany stosunku ZSRR do Izraela. W latach 1952-1953 w ZSRR syjonizm awansował do "roli głównych wrogów" i "narzędzi imperializmu”. Doszło nawet 2 lutego 1953 r. do zerwania przez ZSRR stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Po śmierci Stalina wznowiono stosunki (16 lipca 1953 r.), ale wzajemna nieufność już pozostała. Wybrańcem faworytem Związku Sowieckiego stał się świat arabski. Paradoksalnie pomogło to Izraelowi, gdyż świat demokracji zachodnich siłą rzeczy musiał zacząć to państwo postrzegać jako przeciwwagę wpływów sowieckich na Bliskim Wschodzie. Stany Zjednoczone początkowo próbowały zachować neutralność, starając się pogodzić zwaśnione światy, kładąc nacisk na pomoc humanitarną, racje moralne, stąd duża, od samego początku pomoc gospodarcza dla Izraela.[25] Wobec konsekwentnie uprawianego przez Arabów gospodarczego bojkotu Izraela pomoc ta miała duże znaczenie. Jeszcze około 1954 roku. USA starały się pozyskać władze Egiptu i wspólnie stworzyć na Bliskim Wschodzie regionalny arabski system obronny. Proponowano Egipcjanom dostawy amerykańskiej broni. Według założeń Departamentu Stanu USA, Izrael miał oddać Egiptowi południowy Negew, przyjąć na swoje terytorium 75 tys. palestyńskich uchodźców i wypłacić pozostałym odszkodowanie. Do zawarcia tych umów jednak nie doszło. Naser uznał, że oferta sowiecka jest korzystniejsza i bardziej odpowiada arabskiej mentalności. Dlatego pomimo, że Stany Zjednoczone interweniowały w kryzys sueski zgodnie z egipskim interesem, to jednak analizując dalszy rozwój sytuacji (zacieśnianie współpracy arabsko-sowieckiej) zdecydowały się zbudować sojusz z Izraelem. Temu służyła doktryna ogłoszona przez Dwighta Davida Eisenhowera, która przewidywała udzielenie przez Stany Zjednoczone Ameryki pomocy gospodarczej i doradztwa wojskowego tym krajom na Bliskim Wschodzie, które uznają, że ich niepodległość została zagrożona. Było to wyrazem mocniejszego zaangażowania się Stanów Zjednoczonych w politykę Bliskiego Wschodu, na którym rosły wpływy ZSRR. W 1957 r. ZSRR zawarł porozumienie o współpracy wojskowej z Syrią. W ten sposób, dwa arabskie kraje - Egipt i Syria - zaczęły otrzymywać dostawy radzieckiego uzbrojenia. Arabscy oficerowie byli szkoleni w państwach Układu Warszawskiego. Egipt i Syria przebudowywały swoje armie, aby być gotowymi do nowoczesnej wojny przeciwko Izraelowi. Dużą pomoc Izraelowi okazała też Francja i Niemcy. Najpierw miała ona charakter gospodarczy, a przypadku RFN była zadośćuczynieniem za wymordowanie Żydów w trakcie II wojny światowej. Później począwszy od 1957 roku była to współpraca wojskowa. Francja i Izrael podpisały tajną umowę o współpracy wojskowej. Jej głównym punktem była budowa reaktora atomowego w Dimonie, na pustyni Negew, oraz dostawy broni. Również ministrowie obrony Izraela i Republiki Federalnej Niemiec zawarli tajną umowę o współpracy wojskowej. Izraelczycy dostarczyli europejskim siłom NATO zdobyte na Półwyspie Synaj egzemplarze radzieckiego sprzętu wojskowego. W zamian Niemcy zrealizowali izraelskie zamówienia

 

Zakończenie

 

Pierwszy okres budowy podwalin państwa Izrael przebiegał w warunkach totalnego braku akceptacji ze strony sąsiadów. Izolacja polityczna i ekonomiczna, stałe zagrożenie aktami terroru i konfrontacją militarną z sąsiadami, niewątpliwie utrudniały funkcjonowanie nowej państwowości. Jednocześnie te wszystkie uwarunkowania powodowały szczególne uwrażliwienie społeczeństwa Izraela i jego organów na kwestie zagrożenia ze strony Arabów. Łącząc to z doświadczeniami lekcji historii wyniesionej z II wojny światowej, można postawić tezę, że w subiektywnym żydowskim odczuciu „absolutna racja moralna” leżała po ich stronie. To przekonanie pozwalało przetrwać trudne momenty, dawało siłę przetrwania i powodowało żelazną konsekwencję w działaniu. Z perspektywy lat oceniając działania państwa Izrael przyjęcie zasady o wyparciu Arabów z Palestyny i nie wpuszczeniu uchodźców do Izraela uratowało byt młodego państwa. Sama mobilizacja społeczeństwa żydowskiego i konsekwencja w działaniu nie wystarczyła by do przetrwania, w warunkach bytowania we wrogim otoczeniu. Na szczęście dla Izraela hasła jedności arabskiej, panarabskiej wspólnoty były powierzchowne. Powstała w 1945 roku Liga Arabska była zbyt podzielona i instrumentalnie wykorzystywana przez co ambitniejszych przywódców, żeby mogła wziąć na siebie rolę koordynującą antyizraelskie działania. Tej jedności nie było w czasie wojny 1948, jak i później. Do powstałego w kwietniu 1950 roku arabskiego układu obronnego przystąpiło sześć państw: Arabia Saudyjska, Egipt, Liban, Syria, Irak i Jemen, z tym, że te dwa ostatnie z zastrzeżeniami. Jordania zaś odmówiła[26]. Czyli z czterech arabskich „państw frontowych” państwo o najdłuższej granicy i najkorzystniejszym położeniu do zaatakowania Izraela uchyliło się od współpracy. Sam fakt aneksji Zachodniego Brzegu przez Jordanie i Strefy Gazy przez Egipt po pierwszej wojnie negatywnie świadczy o poczuciu solidarności z Palestyńczykami i przywiązaniu do idei powstania arabskiego państwa w Palestynie. Podobnie osamotniony w działaniach militarnych był Egipt w 1956 roku. Pomijam tu fakt, czy rzeczywiście Syria i Jordania chciały i mogły wesprzeć wojskowo Egipt. Drugim, sprzyjającym uwarunkowaniem o charakterze międzynarodowym była rywalizacja mocarstw o kontrolę na Bliskim Wschodzie. Strategiczną wartość miała ropa i szlak komunikacyjny przez kanał sueski. Dlatego w pierwszym okresie „stawania się” Izrael, w imię walki z kolonializmem i kapitalistycznym porządkiem, został wsparty przez Związek Sowiecki i jego satelitów. Później, demokracje zachodnie wsparły go jako przeciwwagę sowieckich wpływów w świecie arabskim. Dochodziły tu jeszcze czynniki solidarnego poparcia diaspory żydowskiej z całego świata i poczucie jedności cywilizacyjnej z Izraelem. Nie były to jednak czynniki decydujące. Są one trudne do zmierzenia i oceny.

Izrael powstał i rozwinął dzięki konfliktowi z Arabami, zyskał tożsamość państwową, jednak równocześnie został stworzony problem, który do dnia dzisiejszego nierozwiązany, przyszły, pomyślny byt stawia pod znakiem zapytania

 

Dawid Dynarowski

 

Bibliografia:

 

 

Doris Bensimon, Eglal Errera, Żydzi i Arabowie. Historia współczesnego Izraela,

Warszawa 2000

 

Brytannica, Edycja Polska, tom 18, Poznań 2000

 

Andrzej Chojnowski, Jerzy Tomaszewski, Izrael, Warszawa 2003

 

Dzieje powszechne XX wieku, Wiesław Olszewski, Świat po roku 1945, cz. 1, Poznań 2000

 

Paul Johnson, Historia Żydów, Kraków 1993

 

Najnowsza historia świata, red. Artur Patek, Jan Rydel, Janusz Józef Węc, tom.1 1945 –1963, Kraków 2003

 

Galina Nikitina, Państwo Izrael, Warszawa 1970

 

Państwo Izrael. Analiza Politologiczno-Prawna, red. Ewa Rudnik, Warszawa 2006

 

Artur Patek, Wielka Brytania wobec Izraela. Maj 1948 –styczeń 1949, Kraków 2002

 

Maria Turlejska, Zapis pierwszej dekady 1945 –1954, Warszawa 1972

 

Wielkie mowy Historii, red. Wiesław Władyka, Piotr Zmelonek, Tadeusz Zawadzki, tom 3, Od Hitlera do Eisenhowera, Warszawa 2006

Korzystałem również z zasobów internetowych:

http://www.izrael.badacz.org

 

[1] Wielkie mowy Historii, red. Wiesław Władyka, Piotr Zmelonek, Tadeusz Zawadzki, tom 3, Od Hitlera do Eisenhowera, Warszawa 2006, s 245

[2] tamże, s.256

[3] tamże, s.252

[4] http://www.izrael.badacz.org, artykuł: 1948 - Medinat Israe

[5] dowodzony był on przez angielskiego generała Johna Bagota Glubba. Brytyjczycy ponadto obsadzali 37 oficerskich stanowisk dowódczych. Składał się z ok.10 tys. żołnierzy, uzbrojonych w pojazdy opancerzone, małokalibrową broń przeciwpancerną oraz lekkie czołg.

[6] Były to: Haganah (Obrona) -faktyczną wartość bojową ok.10 tys. ludzi Haganah dysponowała około 17 tys. karabinów, 800 pistoletów maszynowych, 200 karabinów maszynowych, 750 lekkich moździerzy i zapasami amunicji na trzy dni walki; dobrze wyszkolene i uzbrojene Uderzeniowe Kompanie, zwane Palmach, liczące około 3 tys. mężczyzn i kobiet z kibuców; Irgun Narodowa Organizacja Wojskowa (Irgun Cwai Leumi), znana pod skrótem Ecel- około 2 tys. ludzi;Izraelscy Bojownicy Wolności (Lehi) - 600 ludzi. Przy czym obie te formacje były przygotowane wyłącznie do działań dywersyjnych i terrorystycznych, toteż w regularnej wojnie miały małą wartość bojową. Dodatkową siłę stanowiła tzw. Gwardia Narodowa, złożona z mieszkańców wiosek i miasteczek. Paramilitarne Młodzieżowe Bataliony Gadna (G'dudei Noar), skupiały okoliczną młodzież w wieku 15-17 lat. Istniał jeszcze Nachal (Fighting Pioneer Youth), który zrzeszał osadników biorących swoich osiedli przed atakami wroga. Żydzi na początku wojny nie dysponowali ani jednym czołgiem, ani jednym nowoczesnym działem, ani jednym samolotem bojowym. Przeciwko wrogim armiom mogli wystąpić z lekką bronią w ręku, granatami i koktajlami Mołotowa.

[7] 28 maja 1948 r. rząd izraelski wydał rozkaz powołujący do życia IDF - Siły Obronne Izraela (Cewa Hagana LeIsrael, w skrócie Cahal), do których miały przystąpić wszystkie żydowskie grupy zbrojne walczące w Palestynie. Ten rozkaz został oficjalnie opublikowany 31 maja 1948 r. Zakazano w nim wszelkiej niezależnej działalności zbrojnej poza IDF

[8] 27 maja 2600 Arabów z Zarnugi i 1870 Arabów z Kaukaby, 28 maja 1948 r. 800 Arabów z wioski Hudż, 1czerwca 1550 Arabów z Rubin, . 4 czerwca 5920 arabskich mieszkańców Jibna.

[9] Dzieje powszechne XX wieku, Wiesław Olszewski, Świat po roku 1945, cz. 1, Poznań 2000, s.164

[10] W drugiej połowie 1948 r. Izrael zakupił w Czechosłowacji broń o wartości 9 mln. dolarów ( między innymi 59 samolotów), zaczęły także docierać dostawy broni z Francji i USA, w: http://www.izrael.badacz.org

[11] Najnowsza historia świata, red. Artur Patek, Jan Rydel, Janusz Józef Węc, tom.1 1945 –1963, Kraków 2003, s.168

[12] Szacunki brytyjskie podawały liczbę 850 tysięcy uchodźców, w tym 460 tys. w Jordanii, 200 tys. w Gazie, 104 tys. w Libanie oraz 80 tys. w Syrii; w: Andrzej Chojnowski, Jerzy Tomaszewski, Izrael, Warszawa 2003, s.109

[13] W 1948 r. w krajach arabskich mieszkało 856 tys., a w 1982 r. już tylko 35 tys. Żydów Zostali oni zmuszeni siłą do opuszczenia krajów arabskich na skutek brutalnych prześladować i pogromów

[14] Brytannica, Edycja Polska, tom 18, Poznań 2000

[15] Andrzej Chojnowski, Jerzy Tomaszewski, Izrael, Warszawa 2003, s.109

[16] Pisze o tym A. Kubicki w artykule Kibuc- pacjent czy nieboszczyk; w: Państwo Izrael. Analiza Politologiczno-Prawna, red. Ewa Rudnik, Warszawa 2006

[17] Cytat z audycji radia Kair „ Uchodźcy są kamieniem węgielnym walki Arabów przeciw Izraelowi. Uchodźcy są bronią Arabów i Arabskiego nacjonalizmu”; w: Paul Johnson, Historia Żydów, Kraków 1993, s.565

[18] Andrzej Chojnowski, Jerzy Tomaszewski, Izrael, Warszawa 2003, s.158

[19] Maria Turlejska, Zapis pierwszej dekady 1945 –1954, Warszawa 1972, s.155

[20] Najnowsza historia świata, red. Artur Patek, Jan Rydel, Janusz Józef Węc, tom.1 1945 –1963, Kraków 2003, s.346

[21] Dzieje powszechne XX wieku, Wiesław Olszewski, Świat po roku 1945, cz. 1, Poznań 2000, s.171

[22] Artur Patek, Wielka Brytania wobec Izraela. Maj 1948 –styczeń 1949, Kraków 2002, s. 33

[23] Doris Bensimon, Eglal Errera, Żydzi i Arabowie. Historia współczesnego Izraela, Warszawa 2000, s.50

[24] Rola mentora, a nawet akuszera Izraela obarczono USA; w: Galina Nikitina, Państwo Izrael, Warszawa 1970, s.37

[25] Więcej o polityce USA wobec Izraela w : Anna Rabiega, Czynniki kształtujące politykę Stanów Zjednoczonych Ameryki wobec konfliktu izraelsko-palestyńskiego, Państwo Izrael. Analiza Politologiczno-Prawna, red. Ewa Rudnik, Warszawa 2006, s. 167-175

[26] Maria Turlejska, Zapis pierwszej dekady 1945 –1954, Warszawa 1972, s.151

sobota, 30 listopad 2019 01:29

Marcin Bebko - Imperializm kulturowy

“Kto dzisiaj i w którym zakątku kuli ziemskiej czyta amerykańską książkę? (Lub) idzie na amerykańską sztukę? (Albo) ogląda amerykański obraz lub rzeźbę?”. Do powyższego pytania zadanego w początkach XIX wieku przez wielebnego Sydneya Smitha w “Edinburgh Review”[1] współcześnie dodać można jeszcze film i produkcje telewizyjne. Odpowiedź na nie byłaby jednak zupełnie inna niż wówczas, kiedy Stany Zjednoczone były jeszcze swego rodzajem przedłużeniem Europy a ich kultura odznaczała się wówczas wtórnością w stosunku do pierwowzoru. W tym okresie kultura europejska dominowała na Nowym Kontynencie i nic nie zapowiadało, żeby sytuacja miała ulec odwróceniu.[2]

Dzisiaj bez wahania można by odpowiedzieć, że z trudnością można by wskazać obszar kultury niezdominowany przez twórczość zza oceanu. Tym samym dominacja kultury anglosaskiej w jej zamerykanizowanej wersji jest dzisiaj faktem. Taki stan rzeczy powinien budzić zaniepokojenie, ponieważ oznacza on spychanie kultur narodowych na pozycje obronne. O ile w świecie poza cywilizacją Zachodu (chciałoby się rzec cywilizacją chrześcijańską) w ostatnich latach można obserwować sprzeciw wobec dominacji USA na tym polu i zwrot w stronę rodzimych kultur, tak w naszym kręgu cywilizacyjnym pozycja Amerykanów wydaje się niezagrożona.

Zagrożona natomiast staje się nasza własna kultura która stanowi ważną część naszej narodowej, polskiej tożsamości. Jak pisze Norman Davies: „W życiu narodu polskiego - i innych mu podobnych - jest to najcenniejszy element narodowego dziedzictwa. Jest to jedyna rzecz, która niesie ze sobą zapowiedź wieczności”.[3] O tym powinniśmy pamiętać i dlatego walka o kulturę ma znaczenie. 

Sytuacja zagrożenia rodzimych kultur przez unifikację w ramach globalnej amerykańskiej kultury jest realnym zagrożeniem. Proroczo wybrzmiewają słowa znanego polskiego mediewisty, prof. Benedykta Zientary, który w latach 80 pisał tak: „Skurczenie się świata dzięki łatwości komunikacji i wszechobecności środków masowego przekazu stwarza jednak większą niż kiedykolwiek groźbę niwelacji wszystkiego do jednolitego poziomu przeciętnej cywilizacji światowej, poziomu zarysowującego się - jak uczą dotychczasowe doświadczenia - dosyć nisko. Trzeba jednak pamiętać, że różnorodność w jedności jest cenniejsza niż jednolitość”.[4] Wspomnieć należy również o tezach Antonia Gramsciego, włoskiego dziennikarza związanego z komunistami, który wskazywał że droga do osiągnięcia dominacji w obszarze polityki i zdobycia wpływu na społeczeństwo prowadzi przez opanowanie kultury i jej przekształcenie w narzędzie budowania hegemonii politycznej.

Geneza amerykańskiej dominacji w sferze kultury sięga czasów powojennych. Wówczas Europa pogrążona w kryzysie ekonomicznym jak i co równie ważne duchowym stanowiącym efekt dominacji oświeceniowego i utylitarnego myślenia, którego zwieńczeniem były dwie wojny nie była w stanie wykrzesać z siebie potrzebnych sił aby powstrzymać amerykańską dominację w sferze polityki, gospodarki ale też kultury. Zamiast sięgnąć do źródeł swojej kultury, Europa pogrążyła się w otchłani modernizmu i wszystkich jego odmian z przedrostkiem post- na początku. Sprzyjała temu rywalizacja dwóch potęg, USA i Sowietów która skutecznie blokowała pojawienie się czynnika niezależnego, który pozostawałby poza wpływem któregoś z supermocarstw.

Przewaga USA względem Europy na polu gospodarki i siły militarnej pozwoliła na ustanowienie hegemonii politycznej. Idąc dalej wpływy ekonomiczne, gospodarcze i polityczne przełożyły się również na sferę kultury. Gdyby nie obecność amerykańskich żołnierzy, którzy spragnieni byli rozrywki w rodzimym wydaniu tak szybko amerykańska kultura popularna nie znalazłaby swojego miejsca na Starym Kontynencie. Potęga amerykańskiej gospodarki przełożyła się na wpływ tamtejszych firm i twórców z branży filmowej czy wydawniczej. Europa poddała się temu wpływowi w mniejszym lub większym stopniu, niewątpliwie jednak kultura amerykańska zakorzeniła się na dobre. Jednocześnie dokonując wykorzenienia kultur narodowych. Nie byłoby to jednak możliwe gdyby wcześniej Europa nie odrzuciła i zakwestionowała własnego dziedzictwa i podstaw na których prężnie się rozwijała czerpiąc twórczo z Tradycji i dorobku wcześniejszych pokoleń. Radykalne zerwanie z przeszłością za sprawą rewolucji francuskiej stało się rzeczywistością, której nie byli w stanie przeciwstawić się XIX wieczni konserwatyści.

W początkach XX stulecia dostrzegano potencjał USA, ale jednocześnie krytykowanie, a często wyśmiewano prymitywizm i masowość kultury amerykańskiej. Dostrzegano jednak wciąż szansę na odrodzenie Europy i zawrócenie z drogi, która skończyła się katastrofą II wojny światowej. Problem ten dostrzeżony został nie tylko przez myślicieli na Zachodzie (Oswald Spengler[5], René Guénon[6]). Również we wschodniej części Europy stawiane były podobne diagnozy co do kryzysu trawiącego kontynent i spodziewanego przesilenia (Nikołaj Bierdiajew[7], Marian Zdziechowski[8]). Spodziewany przełom okazał się jednak katastrofą z której zwycięsko wyszły potęgi spoza Europy.

Tym samym w obliczu zapaści europejskiej kultury w jej miejsce pojawiła się kultura amerykańska. We wschodniej części Europy dominował Związek Sowiecki, którego polityka w stosunku do państw będących w obszarze jego wpływów wpływała na ich antyamerykanizm. Forsowane było hasło o kulturze, która będzie narodowa w formie ale socjalistyczne w treści. Żelazna kurtyna nie tylko oddzieliła dwie sfery wpływów ale była również barierą, która na pewien czas utrudniała przenikanie zachodnich tendencji w obszarze kultury do państw leżących po wschodniej stronie kurtyny. Warto się zastanowić czy okres sowieckiej dominacji politycznej w pewnym sensie pomimo istotnych wypaczeń nie przyczynił się do zachowania własnej tożsamości krajów tzw. Bloku Wschodniego, w tym Polski rzecz jasna. Tożsamości która w XXI wieku wymaga ochrony w obliczu coraz większej uniformizacji. Zwraca na to uwagę marksistowski historyk  Eric Hobsbawm w swojej pracy dotyczącej historii XX wieku.[9]

Zachodnia część naszego kontynentu stanowiąc strefę wpływów anglosaskiego mocarstwa stanowiła pole do ekspansji, nie tylko gospodarczo-politycznej ale też kulturowej. Trafne wydają się stwierdzenia mówiące o Europie jako o satelicie krążącym wokół amerykańskiego czy też anglosaskiego centrum. Nowoczesność która pojawiła się po wojnie była emanacją kultury amerykańskiej w jej popularnym i masowym wydaniu.[10] Postępująca amerykanizacja, jako zjawisko społeczne wykraczała więc poza obszar polityki czy gospodarki. Nie oznaczała wyłącznie przenoszenia na grunt europejski amerykańskich rozwiązań politycznych czy gospodarczych ale też związana była z wpływem na szeroko rozumianą kulturę materialną jak i duchową. Kultura masowa stała się nośnikiem “amerykańskich wartości”. Czasopisma, filmy i muzyka  - wszystko to było amerykańskie![11] Również otaczająca ludzi przestrzeń podlegała w coraz większym stopniu homogenizacji a to za sprawę ekspansywnego kapitalizmu. Razem z pieniędzmi szła określona estetyka przestrzeni. Współczesna architektura przejawia się w podobnych do siebie budynkach ze szkła i betonu utrzymanych w tzw. stylu międzynarodowym.[12]

Popularność amerykańskiej kultury pociągała za sobą również ekspansję języka angielskiego. Szybko stał się on nowym lingua franca. W językach europejskich innych niż angielski zaczęły pojawiać się słowa będące kalką swoich angielskich odpowiedników lub też ich hybrydą. W ten sposób kultura anglosaska wywarła swój wpływ na język codzienny.[13]

Język angielski w krótkim czasie zyskał status języka międzynarodowego w skali globalnej. Fakt ten bez wątpienia przyczynił się do dalszego zaniku czy też deprecjacji pojęcia europejskości. Kultura narodów Europy stawała się zaledwie częścią globalnej kultury w wydaniu amerykańskim czy też anglosaskim. Europejska tożsamość straciła na znaczeniu.

O narastającej dominacji USA świadczy nie tylko uniwersalizacja języka ale też rosnąca ilość przekładów w krajach Zachodniej Europy. Na przestrzeni kilkudziesięciu lat udział tłumaczeń z języka angielskiego wynosił od 40% (Grecja) do ponad 60% (Szwecja, Francja, Norwegia i RFN).[14] Hegemonia języka angielskiego paradoksalnie ujawniła się również w postaci braku tłumaczeń rockowych przebojów[15] oraz rosnącej liczbie wykonawców którzy tworzyli w języku angielskim.

Ważnym elementem zamerykanizowanej kultury masowej była dominacja w niej, zwłaszcza od lat sześćdziesiątych elementów młodzieżowych.[16] Młodzież zaczęła być postrzegana jako nowa siła społeczna, zwłaszcza przez producentów dóbr konsumpcyjnych.[17] Tzw. kultura młodzieżowa szybko zaczęła przekraczać granice polityczne, docierając w połowie lat 70. do krajów demokracji ludowych. Wcześniej dekadenckie wpływy zachodu były zwalczane jako elementy wrogiej polityki.[18] Wpływy te widoczne były nie tylko np. w postaci rosnącej popularności zachodniej muzyki czy filmów. Znajdowały również swoje odzwierciedlenie w kulturze życia codziennego, gdzie symbolem Zachodu stały się dżinsy.[19]

Na Zachodzie kultura młodzieżowa stała się elementem dominującym częściowo z uwagi na zdolności tej grupy społecznej do nabywania dóbr i konsumowania kultury w wydaniu masowym. Przyczynił się do tego również rozwój technologii i jej coraz większa obecność w kulturze popularnej (komputery, sprzęt do odtwarzania) co stawiało w uprzywilejowanej pozycji wobec starszych młodszych, mniej konserwatywnych i tym samym łatwiej się dostosowujących odbiorców. Rewolucja technologiczna i jej upowszechnienie w kulturze masowej wpłynęło na odwrócenie tradycyjnej hierarchii. Okazało się że to rodzice zmuszeni są uczyć się od dzieci.[20]

W takim kształcie kultura młodzieżowa stworzyła bazę dla rewolucji kulturalnej. Dzięki niej coraz powszechniejsze stawały się hasła głoszące niczym nie skrępowaną wolność. Z jednej strony oznaczało to, że każdy może robić to co chce (“Róbta co chceta” w wydaniu Jurka Owsiaka jest tego echem), z drugiej jednak strony dominacja kultury młodzieżowej powodowała uniformizację i nie dopuszczała różnorodności w grupach ją tworzących.[21]

Towarzyszył temu również transfer wpływów z “dołu” do “góry”, w czym można upatrywać kontynuacji procesów zapoczątkowanych w XIX wieku kiedy to elity coraz bardziej upodabniały się do ludu.[22] Transgresyjny charakter ówczesnej kultury doprowadził również do pojawienie się nowych, wcześniej nie istniejących grup definiujących swoją tożsamość w oparciu o własną seksualność. W takim klimacie powstała nowa, homoseksualna subkultura. Choć mała liczebnie to nadawała ton w modzie oraz sztuce. Warte podkreślenia jest co zauważa wspomniany wcześniej Eric Hobsbawm, że taki charakter kultury młodzieżowej podkreślającej swój demokratyzm i dążącej do wolności stanowił wygodny pretekst do odrzucenia wartości reprezentowanych przez poprzednie generacje.[23] Dokonywało się to nie tylko na gruncie promowania zachowań seksualnych, które wcześniej uznawane były za zboczenia ale znalazło swoje odzwierciedlenie również w podejściu do narkotyków i promowania ich zażywania.[24] Szeroko rozpowszechniony indywidualizm utożsamiany z postawą buntownika prowadził do rozpowszechniania się bezrefleksyjnego konsumpcjonizmu. Realizacja własnych pragnień przestała być uwarunkowana normami etycznymi ale tym, że byli ludzie którzy je żywili. Najważniejszą rzeczą stało się dążenie do ich zaspokojenia bez względu na normy etyczne czy moralne. Pokazuje to kwestia narkotyków, które pomimo tego że w większości krajów są nielegalne znajdują swoich nabywców a tym samym pozwalają na funkcjonowanie sieci producentów i dostawców. Tym samym zbrodnia, czy też zachowania niemoralne zamienione zostały w wielki biznes.[25] To samo co o narkotykach można powiedzieć o pornografii czy prostytucji.

Słabnąca pozycja Europa znajdowała swoje odzwierciedlenie nie tylko w postaci rosnących wpływów USA w Europie ale też malejącego znaczenia Europejczyków na świecie. Dowodem może być sytuacja dotycząca Nagrody Nobla. W okresie przed 1933 rokiem wśród laureatów było zaledwie kilku Amerykanów. W latach 1933-1970 liczba reprezentantów USA wzrosła do 77. Centrum światowej myśli znalazło się w USA, które skutecznie przyciągały przedstawicieli świata nauki i kultury skutecznie przeprowadzając drenaż mózgów na skalę globalną.[26]

W krajach będących w sowieckiej strefie wpływów nie występował porównywalny wpływ języka angielskiego i kultury anglosaskiej na język codzienny jak na Zachodzie. Pierwsze miejsce wśród przekładów literatury zajmowały tłumaczenia z języka rosyjskiego. Warto jednak zauważyć, że procentowy udział tłumaczeń z języka rosyjskiego wynosił mniej niż tłumaczenia z języka angielskiego na Zachodzie i kształtował się mniej więcej na poziomie ok. 30% (z wyjątkiem Bułgarii). Dopiero w latach 80 zwiększał się udział tłumaczeń z angielskiego ale i w tym wypadku nie przekroczył on 25%.[27] Widać więc, że Żelazna Kurtyna blokowała ekspansję amerykanizacji literatury, jednocześnie dominacja języka rosyjskiego nie była tak widoczna jak języka angielskiego na Zachodzie.

Po upadku Związku Sowieckiego i jego rozpadzie obszar Europy stanął w obliczu sytuacji w której zimnowojenny podział na Zachód i Wschód należał do przeszłości. Na fali entuzjazmu pojawiły się tezy o końcu historii i zwycięstwie demokracji i liberalnych wartości. Tym samym pojawiła się możliwość ekspansji kulturowej w kierunku obszaru który do tej pory był słabo dostępny i o czym wspominaliśmy wcześniej izolowany był w dużej mierze od przemian kulturowo-społecznych zachodzących w zachodniej części kontynentu. Bez wątpienia fakt, że z dwóch potęg które rywalizowały ze sobą w okresie 45 lat które upłynęły od zakończenia II wojny światowej do rozpadu ZSRS, na placu boju została jedna i były nią Stany Zjednoczone wpłynął pozytywnie na atrakcyjność kultury amerykańskiej. Zimnowojenny konflikt rozgrywał się nie tylko na polu militarnym czy politycznym ale również dotyczył takich obszarów jak gospodarka, stosunki społeczne czy wreszcie kultura. USA, które wyszły zwycięsko z tej konfrontacji głównie dzięki niewydolności Związku Sowieckiego i ostatecznie jego rozpadowi skutecznie wykorzystały okazję do zaprezentowaniu tzw. “amerykańskich wartości” jako systemu uniwersalnego który docelowo objąć ma całą kulę ziemską. Elementem globalnej hegemonii miała być ekspansja kulturowa dominującego mocarstwa. Oczywiste jest, że taka sytuacja oznaczała narzucenie innym obcego dla nich systemu wartości oraz norm kulturowych. Proces ten możemy od 30 lat obserwować w Polsce. Amerykańska kultura dominuje w sferze wizualnej oraz w cyberprzestrzeni, obecna jest w literaturze i filmie. Jej obecność tak wrosła w otaczającą nas rzeczywistość, że kontakt z nią w zasadzie uważany jest jako coś normalnego. Pośród najchętniej oglądanych i najlepiej zarabiających filmów dominują wyłącznie amerykańskie produkcje[28]. W Polsce wśród 10 filmów z największą liczbą widzów po 1989 roku na 10 filmów połowa to produkcje z USA, druga połowa to filmy polskie (będące w dużej mierze kalką amerykańskich produkcji). Brak jest jakiegokolwiek filmu europejskiego.[29]

W przypadku literatury w 2014 roku aż 65% tytułów zagranicznych wydanych w Polsce stanowiły pozycje tłumaczone z języka angielskiego.[30] Jest to poziom dużo wyższy niż skala tłumaczeń z języka rosyjskiego w okresie PRL-u. Suwerenna Polska (i nie tylko) okazuje się więc obszarem na którym dominują amerykańska kultura, spychając kulturę rodzimą na margines. Dodajmy, że poziom czytelnictwa w Polsce spada i nawet jeśli wśród poczytnych książek dominują polscy autorzy (często niestety tworzący na niskim poziomie) to literatura dociera do coraz mniejszej części społeczeństwa. W dużej części jest to pokłosie zaniedbań i błędów popełnionych w okresie tzw. transformacji kiedy to pojawiły się postulaty aby zlikwidować Ministerstwo Kultury i aby sfera kultury kształtowana była według prawideł wolnego rynku.[31] Ot neoliberalizm w natarciu! W warunkach drapieżnego kapitalizmu jaki zapanował w latach 90-tych wygrywał ten kto dysponował większym kapitałem dzięki któremu może więcej. Chcąc nie chcąc oznaczało to dominację podmiotów zagranicznych. Taka sytuacja jest o tyle niebezpieczna, ponieważ literatura jest jednym z najważniejszych elementów tworzących kulturową tożsamość Polski.[32]

Świat Internetu jest również amerykocentryczny - wystarczy spojrzeć na listę najchętniej odwiedzanych stron. Dominują strony z USA (google.com, Facebook) oraz Chin[33]. Należy jednak pamiętać o tym, że Chiny tworzą własną cyberprzestrzeń, która głównie obsługuje samych Chińczyków a najpopularniejsze amerykańskie strony odwiedzane są przez mieszkańców całego świata. To zamieszczane na nich treści w dużej mierze kształtują obraz świata wśród ich milionów odbiorców. Internet zdominowany przez USA podlega również w coraz większym stopniu komercjalizacji. Po pierwsze dane użytkowników pozostawione w sieci są traktowane przez właścicieli najpopularniejszych serwisów jak towar który sprzedają i na którym zarabiają miliardy dolarów vide Facebook i Google. Mówiąc wprost amerykańskie firmy szpiegują użytkowników sieci a następnie udostępniają w ten sposób zdobyte dane producentom dóbr i usług konsumpcyjnych.

Po drugie wiele z tych serwisów, np. Google Maps, współtworzonych jest przez użytkowników, którzy nie są za swój wkład wynagradzani pomimo tego, że serwis korzysta z ich darmowej pracy.

Po trzecie serwisy internetowe takie jak Twitter, Facebook czy You Tube stosują cenzurę w oparciu o niejasne jak zwykle zasady “poprawności politycznej”.

Symptomem komercjalizacji sieci jest również coraz większa ilość płatnych treści i ograniczanie do niej dostępu. Proces ten zmierza do stworzenia w sieci takiej sytuacji jak w świecie rzeczywistym, gdzie np. bezpłatne usługi publiczne są gorszej jakości niż te oferowane przez prywatne podmioty. Tym samym tworzy się stan w którym Internet to maszynka do zarabiania pieniędzy a cyberprzestrzeń staje się miejscem w którym ci którzy posiadają niezbędne do tego środki korzystają z treści o wyższej jakości niż pozostali użytkownicy. Świat wirtualny staje się kolejną przestrzenią opanowywaną przez globalny kapitalizm. Określone, często wartościowe treści stają się niedostępne dla tych którzy nie są gotowi wyłożyć odpowiedniej kwoty. Stwarza to więc ogromne pole do manipulacji informacjami czego dowodem są fake-newsy czy informacje tworzone jako deep-fake. Ciężko bez zaangażowania odpowiednich środków przebić się z tworzonymi przez siebie treściami do szerokiego odbiorcy pomimo potencjalnych możliwości jakie daje sieć łącząca miliony użytkowników. Mechanizmy SEO (pozycjonowanie stron) skutecznie filtrują i sortują wyniki wyszukiwania, ich obecność jest niewidoczna dla użytkownika. Ciężko więc obecnie stwierdzić czy wyniki prezentowane przez wyszukiwarkę są zgodne z rzeczywistością czy też wynikają ze skutecznego pozycjonowania stron przez specjalistów od marketingu.

Sytuacja w której manipulacja staje się środkiem kreowania nowej rzeczywistości przewaga technologiczna oraz środki finansowe sprzyjają rozpowszechnianiu treści zgodnych z ideą “american dream”. Tym samym spełnienie amerykańskiego snu oznaczać będzie że wszyscy będziemy czytać, oglądać i przeżywać to samo. W takich okolicznościach również sposób myślenia będzie u wszystkich amerykański. Sprzyja temu nie tylko specyfika współczesnej technologii ale i ogólna infantylizacja współczesnej kultury, która zamiast prowokować do krytycznego spojrzenia na naszą rzeczywistość i zmuszać do myślenia służy wyłącznie rozrywce. Przykładem może być w ostatnim czasie ogromna popularność filmów i komiksów o tematyce superbohaterskiej. W ostatnich latach nastąpił wysyp tego typu produkcji goszczących na ekranach kin. W Polsce widoczna jest również amerykańska dominacja w sferze komiksów. Choć sam komiks w Polsce nie cieszy się taką popularnością jak na Zachodzie to niepokojąca jest tendencja do zdominowania tego medium przez komiks amerykański. Herosi w trykotach w służbie Wuja Sama wypychają poczciwych bohaterów z Europy takich jak np. Thorgal. Ambitniejsze tytuły mają ograniczoną siłę przebicia. Króluje więc sztampa i amerykański styl życia a także sposób patrzenia na świat. Tak jest niestety w większości obszarów kultury. Pytanie więc o kulturę narodową i jej przetrwanie jest jak najbardziej na miejscu.

Jak więc bronić się przed imperializmem w obszarze kultury? Można oczywiście mieć nadzieję, że tak jak w okresie zaborów na obszarze Wielkopolski na skutek działań władz pruskich i w reakcji na nie doszło do szerokiego odrodzenia polskiej kultury.[34] Obecnie może być to trudne ponieważ zagrożenie przychodzi niezauważalnie. Kolonizacja kulturowa przebiega w zasadzie gdzieś w tle, jest niewidoczna. To nie inwazja na pełną skalę z wykorzystaniem ciężkiego sprzętu, wojska i tak dalej. Z drugiej strony walka o kulturę to walka codzienna. Ile czasu poświęcamy na wartościowe lektury dzięki którym poznajemy naszą historię i pogłębiamy wiedzę o świecie? Czy wybieramy przy tym “amerykańskiego naukowca” czy też wesprzemy polską naukę wybierając polskiego autora? Podobnie rzecz ma się z tym co oglądamy. Czy są to kolejne taśmowe produkcje na Netflixie gdzie mamy do czynienia z promocją póki co obcego świata zdominowanego przez tematykę LGBT? To samo dotyczy Internetu. Skąd czerpiemy informacje? Jakie strony wspieramy? Czy czytasz Onet.pl czy Szturm? Każdy wybór ma znaczenie...

          

 

Marcin Bebko         

 

[1] Maldwyn Jones, Historia USA, Gdańsk 2016, s. 181.

[2] Tamże.

[3] Norman Davies, Boże igrzysko. Historia Polski, Kraków 2001, s. 708.

[4] Benedykt Zientara, Świt narodów europejskich, Warszawa 2017, s. 349.

[5] Oswald Spengler, Der Untergang des Abendlandes. Gestalt und Wirklichkeit i Der Untergang des Abendlandes. Welthistorische Perspektiven, Wiedeń 1918 i Monachium 1922.

[6] René Guénon, La Crise du monde moderne, Paryż 1927.

[7] Nikołaj Bierdiajew, Nowe średniowiecze, Berlin 1924.

[8] Marian Zdziechowski, W obliczu końca, Wilno 1937.

[9] Eric Hobsbawm, Wiek skrajności. Spojrzenie na krótkie XX stulecie, Warszawa 2018, s. 456.

[10] Jerzy Holzer, Europa zimnej wojny, Kraków 2012, s. 882.

[11] Jerzy Holzer, dz. cyt., s. 883.

[12] Eric Hobsbawm, dz. cyt., s. 540.

[13] Jerzy Holzer, dz. cyt., s. 884.

[14] Tamże.

[15] Eric Hobsbawm, dz. cyt., s. 355.

[16] Jerzy Holzer, dz. cyt., s. 885.

[17] Eric Hobsbawm, dz. cyt., s. 353.

[18] Jerzy Holzer, dz. cyt., s. 897.

[19] Tamże, s. 899.

[20] Eric Hobsbawm, dz. cyt., s. 355.

[21] Tamże, s. 358.

[22] Tamże.

[23] Tamże, s. 360.

[24] Tamże, s. 362.

[25] Tamże, s. 363.

[26] Tamże, s. 564.

[27] Jerzy Holzer, dz. cyt., s. 900.

[28] https://www.the-numbers.com/box-office-records/worldwide/all-movies/cumulative/released-in-2018

[29] https://pl.wikipedia.org/wiki/Lista_film%C3%B3w_z_najwi%C4%99ksz%C4%85_liczb%C4%85_widz%C3%B3w_w_Polsce#Po_1989

[30] https://nck.pl/upload/attachments/317290/Rynek%20ksi%C4%85%C5%BCki%20w%20Polsce.pdf

[31] Anna Nasiłowska, Historia literatury polskiej, Warszawa 2019, s. 648.

[32] Norman Davies, dz. cyt., s. 719.

[33] https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_most_popular_websites

[34] Norman Davies, dz. cyt., s. 621.

sobota, 30 listopad 2019 01:25

Grzegorz Ćwik - Znamy powody

Powoli staje się tradycją, że w listopadzie na łamach „Szturmu” pojawiają się teksty, które traktują o cyklicznych już prześladowaniach środowiska narodowego ze strony służb mundurowych tego operetkowego państwa, jakim jest obecna 3 RP pod rządami prawicy. Nie inaczej jest w tym roku, w którym to znów PiS pokazał to, w czym jest najlepszy – czyli w lokajstwie wobec obcych ośrodków dyspozycyjnych. Kolejny raz wspólny front centroprawicy, postkomunistycznych służb mundurowych, lewicowych pseudo-publicystów i donosicieli stanął przeciwko nacjonalistom.

Ten tekst nie tylko ma na celu opisanie i podsumowanie pewnych działań. Przede wszystkim chodzi nam o ustalenie stanu faktycznego dotyczącego powodów i przyczyn działań podjętych przez służby Kaczyńskiego i Morawieckiego.

 

Święto Niepodległości według PiSu, czyli PRL dalej żywy

 

Najścia osób o niepraworządnych poglądach, przeszukania i zatrzymania pod fikcyjnymi zarzutami, kompletny brak podstaw przy działaniach, oskarżenia o terroryzm, poniżające i uwłaczające traktowanie, łamanie norm prawnych na każdym kroku – myślicie, że takimi metodami posługiwała się tylko SB, ORMO i ZOMO wobec opozycji antykomunistycznej? Bynajmniej, identyczne standardy stosuje Prawo i Sprawiedliwość, które jak widać nie bez powodu promuje ludzi pokroju Piotrowicza.

W listopadzie 2019 roku ponownie PiS zdecydował się podjąć działania przeciwko osobom ze środowiska narodowego. Ewidentnie rząd Morawieckiego boi się kolejnej reprymendy z Tel-Awiwu lub Waszyngtonu, postarano się więc zadośćuczynić tymże ośrodkom dyspozycyjnym.

Już od początku listopada zaczęły się znane z okresu rządów Platformy Obywatelskiej wizyty funkcjonariuszy policji i ABW w domach i miejscach pracy działaczy środowisk narodowych. Do wielu także dzwoniono na prywatne numery, co ciekawe za każdym razem łamiąc prawo i odmawiając podania stopnia, imienia i nazwiska. Wszystkie działania były „nieoficjalne”, to jest funkcjonariusze nie posiadali żadnych wezwań czy nakazów, a osoby nakłaniano do rozmów „dla ich własnego dobra”. W razie odmowy uczestnictwa w rozmowie z policjantem czy bezpieczniakiem grożono najściem o „6 rano”. A o co dopytywali jak zawsze dyspozycyjni obrońcy praworządności? Oczywiście o Marsz Niepodległości, a dokładnie o uczestnictwo, przynależność organizacyjną, czy szykowane są wyjazdy grupowe, jeśli tak to kiedy, w jaki sposób, etc. Wzorem swoich politycznych poprzedników (SB, MO) sugerowano większości przepytywanym, iż są faszystami, a ich działalność to „faszyzm”. Zdarzały się także wypadki zapraszania na „rozmowy” w lokalnych siedzibach ABW. Rozmowy te także były nieformalne, a w ich trakcie nie tylko dopytywano o szereg osób i środowisk (w tym także o „Szturm”), ale także…o posłów Konfederacji (sic!). Między innymi warszawskie ABW dopytywało czy poseł Bosak ma „poglądy ekstremistyczne”.

Szczególnie w tym roku ABW uderzyło w naszą redakcję. 7 listopada najpierw wytrwale jeździł za mną po mieście funkcjonariusz policji, który nie tylko od razu się zdemaskował, ale na tyle głośno przez telefon centrali przekazywał co w danym momencie robię, że nawet ja to słyszałem. Mam poważne wątpliwości, czy ludzie tacy są faktycznie zdolni do walki z jakąkolwiek przestępczością. Po tym jak udało mi się zgubić natręta (co specjalnie trudne nie było) wróciłem do mieszkania, do którego po 20 minutach zapukało 6 funkcjonariuszy ABW z nakazem przeszukania. Powód był doprawdy kuriozalny, otóż jeden z prokuratorów PiSu (Przemysław Ścibisz, znany z czynnego udziału w śledztwie smoleńskim) uznał mnie za autora „Poradnika samotnego wilka”, broszury dostępnej w Internecie. Jako żywo ani tej broszury nie napisałem, ani szczerze mówiąc nawet nie czytałem. Z informacji podanych mi przez bezpiekę wynikało, że broszura ta zawiera treści „faszystowskie i rasistowskie”. Niestety na pytanie jakie dokładnie, nie udzielono mi informacji. W ramach przeszukania zarekwirowano mi kilka dysków, laptopa, telefony, koszulki, flagi (w tym także zawierające symbole religijne – sic!), tzw. wlepki, oraz wszystkie znajdujące się u mnie drukowane książki i broszury „Szturmu”. W trakcie przeszukania doszło do kilku kuriozalnych wypowiedzi i zachowań oficerów bezpieki, które warto wspomnieć, aby zrozumieć, jaka jest obecnie oficjalna linia ideologiczna PiSu:

- Zarekwirowane zostały m.in. naklejki z napisem „Patrioci” i Orłem Białym. Na pytanie moje czy to faszyzm, bezpieka odparła, że „prokurator to oceni” (nie wątpię, że pan Ścibisz wykaże się tu odpowiednią dyscpozycyjnością).

- Wlepki z Mosdorfem również okazały się faszystowskie. Na moje pytanie czy dowodem na faszyzm jest wizerunek człowieka zamordowanego w niemieckim obozie śmierci w 1943 roku oficer dowodzący akcją odparł „ale on był za gettem ławkowym”. Dobrze to świadczy jakie są kryteria uznania kogoś za faszystę.

- Wlepki z Codreanu także spotkały się z moim pytaniem czy był faszystą. Ten sam bezpieczniak odparł „no liberałem to on nie był”. Jak widać dla PiSowskiego państwa każdy kto nie przejawia odpowiedniej dozy liberalizmu jest „faszystą”.

- Flagi z symbolami religijnymi, w tym znanymi z archeologicznych odkryć także uznano za faszyzm. Na moją uwagę, że 2 flagi zawierają symbol znany z XI wieku i pytanie, czy już wtedy istniał faszyzm, bezpieczniak odparł „odpowiedź jest jasna, ale jakbym wyszedł na ulicę i popytał ludzi z czym to się kojarzy…”. Nie wiedziałem, że tak nasi prokuratorzy badają „praworządność” czyichś poglądów.

- Flaga z napisem „Szturm” została także uznana za faszyzm. Co śmieszne, nie zawierała żadnego symbolu, tylko nazwę znaną ze strony internetowej.

- Wszystkie druki „Szturmu” zarekwirowano natychmiast po ich znalezieniu, bez nawet próby udawania, że sprawdza się ich zawartość. Co ciekawe oficer dowodzący rzucił tylko na nie okiem i stwierdził "to wszystko mi wygląda na faszyzm". Ciekawe jak stwierdził bez zapoznania się z treścią? Czyżby nasi bezpieczniacy mieli już wbudowane w oczy skanery faszyzmu? Jak widać w państwie PiSu pewne poglądy i opinie są ad hoc uznawane za nieprawomyślne. Przypomnijcie kto to ostatnio w Europie zwalczał książki i je palił?

- Wśród zarekwirowanych koszulek także, dziwnym trafem, większość posiadała symbole religijne, a jednak na nadruku miała…smoki (sic!). Tak, dobrze czytacie – smoki też są faszystowskie.

To jednak nie koniec tegorocznych zabaw z aparatem bezpieczeństwa PiSu. Do największego kuriozum doszło 11 listopada. Tego dnia wyruszyliśmy w 2 samochodu do Warszawy. Nie dane było nam jednak dojechać, oba samochody bowiem zostały zatrzymane przez funkcjonariuszy Wydziału d/s Walki z Terrorem Komendy Stołecznej Policji. Nie podano nam podstawy faktycznej zatrzymania, jakichkolwiek zarzutów, po długim i sztucznie przeciąganym sprawdzeniu samochodów i przeszukaniu ich zostaliśmy zawiezieni do 2 różnych komend rejonowych. Tam po kilku godzinach na „dołku” ostatecznie przedstawiono nam protokoły zatrzymań. Te zaś stwierdzały ni mniej ni więcej, tylko że…zmierzaliśmy do Warszawy, aby dokonać zamachu terrorystycznego na Marsz Niepodległości. Tak, dobrze czytacie. PiSowska policja zatrzymała kilku nacjonalistów, pod zarzutem terroryzmu wymierzonego w Marsz Niepodległości. Całość przyjęliśmy ze śmiechem i humorem, mieliśmy już bowiem świadomość, że powtarzany jest model z zeszłego roku, gdzie także nacjonalistów zatrzymywano pod tym zarzutem. Policjanci zarówno z terroru jak i komend rejonowych nie kryli specjalnie, że całość ma charakter polityczny a zatrzymania są dokonywane na zamówienie służb i polityków PiSu. Po przedstawieniu zarzutów osoby z Warszawy pojechały na przeszukania w swoich mieszkaniach, a osoby z innych miast miały wizyty w swoich rodzinnych domach lokalnych przedstawicieli policji. Oczywiście nic nie znaleziono, nawet grama substancji wybuchowej. Kuriozum była sytuacja, gdy jednemu z zatrzymanych policjant z terroru powiedział „już wiem o co chodzi, spokojnie, rok temu wszystkie takie sprawy były umorzone szybko”. Oczywiście, że były umorzone! Tak samo jak zatrzymani rok temu natychmiast złożyliśmy zażalenie na zasadność zatrzymania. Rok temu sąd rozpatrujący to z miejsca uznał zatrzymania za bezzasadne a całość uznana została za podyktowana powodami politycznymi. Nie inaczej będzie w tym roku, jednak tym razem nie zamierzamy odpuszczać. Nie tylko chcemy otrzymać sądowe wyroki o bezzasadności i umorzenia spraw. Chcemy także wyjawienia powodów i politycznych decydentów, którzy stoją za zleceniem policji i ABW takich działań. Chcemy by na zali sądowej funkcjonariusze bezpieki i policji stwierdzili wprost od kogo pochodziły polecenia i wytyczne. Chcemy by powiedzieli kto personalnie przekazał im, że mają nas zatrzymać za „terroryzm”.

Na marginesie dodam, że przygoda z 11 listopada obfitowała w szereg poniżających zachowań policji, przypadków łamania prawa a także zahaczało o zakaz stosowania tortur. Oto bowiem dyspozycyjni policjanci dopytywali o poglądy polityczne (zakazuje tego Konstytucja), wyzywali zatrzymanych od „neonazistów”, wyśmiewali ich problemy zdrowotne. Szczytem takiego traktowania było odmówienie podania insuliny choremu na cukrzycę koledze, którego stan widocznie był bardzo zły. Na to ostatnie złożone już zostało zawiadomienie do prokuratury o popełnieniu przestępstwa, resztą zajmie się Biuro Spraw Wewnętrznych Policji. Policjanci z terroru i komend rejonowych ewidentnie nie dowierzali nam, gdy już w trakcie zatrzymania mówiliśmy im, że podejmiemy takie kroki. No to małe zdziwienie będzie.

Całość działań z listopada dotknęło nie tylko naszej redakcji, lecz także innych organizacji i środowisk: Stowarzyszenia „Niklot”, Autonomicznych Nacjonalistów, Obozu Narodowo-Radykalnego, Młodzieży Wszechpolskiej, 3Drogi i Nacjonalistycznego Południa. Jak widać PiSowskie państwo nie ma lepszych już i poważniejszych zagrożeń, niż nacjonalizm.

 

Znamy powody

 

Całość sytuacji przypomina tutaj zabawę w kotka i myszkę. I my i wy znamy powody tych działań. Wiemy czemu to operetkowe państewko napręża się co roku i prześladuje nas za poglądy. Wiemy czemu łamiecie prawo, które sami stanowicie. Wiemy czemu nie przestrzegacie Konstytucji, którą sami napisaliście. Wiemy czemu frazesy o wolności i demokracji rezerwujecie dla opozycji z KODu i tzw. „antify”, którym to środowiskom pod waszymi rządami włos z głowy nie spadnie. W końcu po coś wam ta „opozycja” jest potrzebna. Wiemy co tak naprawdę was boli i czemu dopuszczacie się oskarżeń pod naszym adresem o terroryzm i ekstremizm.

Ponieważ mówimy prawdę, a tej każda partia demoliberalna nienawidzi ponad wszystko inne. Mówimy prawdę o waszej korupcji, zakłamaniu i lokajstwie. Mówimy prawdę o waszej polityce sprowadzania gigantycznych ilości imigrantów. Mówimy prawdę o waszej skrajnej uległości wobec Stanów Zjednoczonych i Izraela. Punktujemy was za tolerowanie pedofilii spod znaku walki o „prawa osób lgbt”. Wskazujemy wasze bezpardonowe działania wobec osób walczących o polską rodzinę i normalność. Nienawidzicie nas, bo nie zapominamy żadnego aktu waszej zdrady, zaprzaństwa i politykierstwa.

Walczycie z nami bo mówimy prawdę o tym co normalne, czyste i wzniosłe. W dobie gdy razem z innymi liberałami powtarzacie bzdury o „obywatelskim” modelu Narodu, my przypominamy istotność komponentu etnicznego. Gdy tolerujecie i ostatnio wprost wspieracie neomarksistowską lewicę w Sejmie, my wypominamy wszelkie aberracje, jakie ta sobą przedstawia i propaguje. Gdy zamieniacie Polskę w 51 stan USA, my nie mamy pardonu aby przypominać wszelkie zbrodnie i ludobójstwa, jakich dopuścili się Amerykanie. Gdy wy toczycie swoje partyjne i politykierskie gierki, my mówimy o wzniosłości, obowiązku i sprawiedliwości.

Gdy po cichu dogadujecie się z lewicą Czarzastego i Zandberga na forum parlamentu i oddajecie tym niepełnosprawnym moralnie osobnikom komisje dotyczące rodziny czy tzw. „aborcji”, my wypominamy wam każdy taki akt i zdradę polskiej rodziny.

Wiecie doskonale, że stoicie w jednym szeregu z tymi, którzy rzekomo są waszą opozycją. Platforma, KOD, Obywatele RP, „antifa” – to po prostu kolejne odcienie tego samego liberalnego spaczenia człowieczeństwa. Wszystko to w ramach wielkiej demoliberalnej rodziny, która czasem się wewnętrznie kłóci, ale opiera się na tych samych wartościach i założeniach. Raz rządzi Tusk, raz tchórz Kaczyński (tchórz, bo woli rządzić za pomocą swoich figurantów, niźli brać osobiście odpowiedzialność za decyzje polityczne) – a Polska jak była półkolonią, tak jest nią nadal. Kiedy wy podniecacie się tym, czy w ramach wyborów wypadnie orzeł czy reszka, my dostrzegamy, że ta moneta jest fałszywa. Dlatego nie chcemy reform, dobrych zmian ale Rewolucji – tylko bowiem Rewolucja, przede wszystkim w rozumieniu moralnym i etycznym odmienić może nasz Naród i Europę.

Kiedy dochodzi do prześladowań nacjonalistów, wówczas okazuje się, że PiS, Krytyka Polityczna, Platforma Obywatelska, „antifa”, Ośrodek Monitorowania i wszelka pipi-prawica mówią jednym głosem. To prawdziwy papierek lakmusowy, która pozwala stwierdzić czy ktoś faktycznie stoi w kontrze do tej odrażającej, liberalnej rzeczywistości, czy też ją afirmuje, a krytyka jego ogranicza się tylko do szczegółów i tego, jak podzielić tort. Szkoda tylko, że tortem tym jest Polska, a wy uczestnicząc w tym spektaklu, tylko i wyłącznie niszczycie nasz kraj.

 

Prawica to wróg

 

Mówiliśmy to wiele razy. Wręcz można odnieść wrażenie, że teza o tym, że prawica jest takim samym wrogiem jak lewica, stała się jedną z bardziej rozpoznawalnych tez związanych z naszym miesięcznikiem.

Listopad 2019 roku, podobnie jak listopad 2018 roku, tylko to potwierdza. Polska kroczy tą samą drogą, jaka kroczył Zachód kilka dekad temu. Coraz rzadziej słyszy się żarty z tego, że Zachód Europy jest kolorowy – Polska też traci etniczną i kulturową jednorodność. Już nawet lewica liberalna wprost chwali PiS za to (vide artykuł sprzed kilku tygodni w polskiej edycji „Newsweeka”), że Polska już nie jest tylko biała i monoetniczna. Dobra robota prawico! Możesz być z siebie dumna. Oczywiście, wszelkiej maści dziennikarze i publicyści spod znaku obywatelskiej prawicy pieją z zachwytu. Murzyn Polakiem! Czarnoskóry siatkarz! Już nie będą nas nazywać faszystami! Otóż będą, mówił to już dawno w swym proroczym artykule Miłosz Jezierski. I tak Was będą nienawidzić, tylko wy w trosce o to, by nie mieć tej czy innej łatki, gotowi jesteście do każdej, nawet najgorszej zdrady i kolaboracji z wrogami wszystkiego, co dla nas święte.

Nie wiem ile razy jeszcze musimy to powiedzieć, napisać, wykrzyczeć, żebyście zrozumieli. Prawica jest naszym wrogiem. Podejmuje identyczne działania jak lewica, różni się co najwyżej nasileniem i wektorem określonych działań. Tak lewica, jak i prawica chcą sprowadzania jak największej ilości imigrantów. Tak lewica, jak i prawica popierają liberalną, kapitalistyczną ekonomię i społeczeństwo oparte na antagonizmach klasowych. Tak lewica, jak i prawica uznają, że prędzej czy później dojdzie do prawnych i instytucjonalnych zmian kwestii rodzinnych w myśl postulatów środowisk lgbt. Tak lewica, jak i prawica w pełnej rozciągłości afirmują zależność od obcych ośrodków decyzyjnych: Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej, Izraela a także (może i przede wszystkim) od wpływów międzynarodowych koncernów i korporacji.

Drodzy koledzy i koleżanki - pora się obudzić. Wszyscy mamy już świadomość, że natężenie prześladowań wobec nacjonalistów przewyższa to, co robiła Platforma czy SLD. I to jest miarę prawdziwości tego, o czym mówimy od dawna.

Naszą siłą jest jednak wiara w nasze wartości, w słuszność naszej misji. Wiemy, że to po naszej stronie stoi prawda. Nie prawda objawiana w TVP, TVN-ie, Krypolu, Wyborczej czy Do rzeczy. Po naszej stronie stoi prawda oparta o fundamenty, na których wyrosła nasza cywilizacja i jej wielkość oraz potęga. Czysta, naga, surowa prawda, która nie toleruje przekłamań, upiększeń i waszego przekupstwa, w imię którego gotowi jesteście na każdą, nawet najbardziej ohydną zdradę.

Tak, znamy powody, dla których nas zwalczacie i nas nienawidzicie. I właśnie te powody dają nam siłę do walki z wami. Wiemy, że zwyciężymy – prędzej czy później. W imię zasad.

Dlatego w imię tego zwycięstwa wznieśmy toast (ten jeden raz możemy przymknąć oko na zasady straight edge).

Na pohybel im wszystkim. To jest ładny toast, co?

 

 

Grzegorz Ćwik

sobota, 30 listopad 2019 01:22

Grzegorz Ćwik - Totalność

Jednym ze skutków dominacji ideologii liberalizmu w dzisiejszym świecie jest całkowite ideowe i duchowe zagubnie Narodów i społeczeństw. Skutkuje to tym, że ludzie panicznie wręcz boją się określonej wierze czy filozofii podporządkować w pełni. Boja się „naprawdę” w coś wierzyć, stosować do określonych norm czy wskazań. Hipokryzja, niekonsekwencja, zakłamanie to cisi wrogowie naszej tożsamości, którzy wytrwale wypalają nasze serca z gotowości do poświęcenia i twórczej pracy. O ile przez wieki ludy Europy swym bogom, systemom religijnym i doktrynom oddawały się w pełni i zasady na nich oparte przepełniały życie każdego człowieka, o tyle obecnie stosujemy zasadę swoistej segregacji. Polega to na tym, że wyznawany światopogląd segregujemy od reszty aspektów naszego życia, i nie stosujemy się w tzw. codziennym życiu do wskazań, które teoretycznie uważamy za właściwe.

Nacjonalizm Szturmowy jest ideą, która ex definitione staje przeciwko temu smutnemu i dehumanizującemu trendowi. Wychodzimy z założenia, że aby określona ideologia była faktycznie wartościowa i skuteczna, musi też być totalna. Słowo to samo w sobie źle się dziś kojarzy. W świecie pełnym opcji, możliwości i wyborów uznanie czegokolwiek za wyznacznik absolutny i bezwzględny wydaje się być czymś strasznym i ograniczającym. Przecież nie wiadomo czy jutro te same podniety będą działały na nasze receptory.

Tak myślą typowi przedstawiciele nowoczesnego społeczeństwa. Po co się tak napinać? Czy zawsze musicie przesadzać? Nie możecie czasem odpuścić? To klasyczne objawy braku kręgosłupa moralnego i zwyczajnego zagubienia się.

My, Nacjonaliści Szturmowi, jesteśmy na serio. Odrzucamy półśrodki, kłamstwo, fałszywe wybory i nieprawdziwe alternatywy. Nasz fanatyzm i radykalizm to po prostu konsekwencja naszych poglądów i tego, że nie są one dodatkiem do naszych żyć. Są one latarnią, która w najstraszniejszy sztorm wskazuje nam drogę, którą mamy podążać.

 

My jesteśmy na serio

 

Naszym życiowym celem nie jest szukanie złudnych rozrywek, fałszywych bożków i smakowanie kolejnych ścierwackich używek. Dawno już poznaliśmy jaką pustką i nihilizmem śmierdzi taka droga. Nasz cel to wypełnienie przeznaczenia, jakie na nas nałożyła Historia. Mamy pełną świadomość tego, że człowiek nie żyje w oderwaniu od spuścizny przodków, obowiązków wobec potomków, od swych wspólnot i społeczności. Człowiek, a więc każdy z nas (tak drogi czytelniku lub czytelniczko – Ty także), jest integralnym elementem dużo większych i bardziej znaczących całości. I to samo w sobie nakłada na nas prawa, obowiązki i zadania do realizacji. Nacjonalizm Szturmowy to nic innego jak historycznie zdeterminowana droga podążania drogą, jaką człowiek podążał przez tysiąclecia. Wierność swej wspólnocie etnicznej, swej kulturze, tradycji, wierze, obyczajom – dla nas to nie slogan czy ładnie brzmiące hasło z tego czy innego marszu. Dla nas to tlen, którym oddychamy na co dzień. To najważniejsza część definicji tego, kim jesteśmy.  Jesteśmy najpewniej ostatnim pokoleniem, które tytanicznym wysiłkiem moralnym, duchowym i organizacyjnym może przywrócić normalność do naszego świata. Tym bowiem jest nasza idea – głośnym krzykiem i wezwaniem, by to co zdrowe, właściwe, czyste i po prostu normalne zastąpiło brud, upadek i degenerację.

Tak, my jesteśmy na serio. Jesteśmy Polakami, Europejczykami, Słowianami. To dużo, zbyt dużo by pozwolić sobie na lekceważące podejście lub traktowanie tych kwestii w kategoriach wybiórczości.  W świecie ludzi, którzy nawet nie rozumieją co znaczy „wierność” i „lojalność”, jesteśmy tymi, którzy swoją totalnością wzbudzają strach i zamęt. Nasza wiara i pewność wyznawanych poglądów to granat pomiędzy chwilowe mody i zapatrywania sztucznych ludzi. Czemu sztucznych? Ponieważ ogrom jednostek funkcjonujących w obecnym świecie jest jedynie wynikiem działań speców od marketingu, sprzedaży, promocji różnych trendów i mód. Ciężko mówić w tym wypadku o człowieczeństwie sensu stricto, kiedy dana osoba ma tylko te poglądy, przekonania i osady, jakie jej zaszczepiono. My jesteśmy ludźmi naprawdę. Naprawdę żyjemy, czujemy, znamy smak prawdziwego szczęścia i smutku, wiemy czym jest zwycięstwo i porażka. Wiemy też czym i jaka jest Prawda i nie boimy się wysoko trzymać jej sztandar. To nie brzemię, to prawdziwy zaszczyt.

 

Hierarchia wartości

 

Totalność Nacjonalizmu Szturmowego to wynikowa hierarchii wartości i zasad. Przyznajemy bowiem, że następujące dogmaty są tymi, które warunkować powinny życie europejskich społeczności, a w gruncie rzeczy – wszystkich społeczności, albowiem to Naród jest najdoskonalszą i najpełniejszą zbiorowością, w ramach której funkcjonuje człowiek.

  1. Naród jako wspólnota etniczno-kulturowa jest najważniejszą społecznością, do której należy człowiek, w ramach której się realizuje i spełnia swoje przeznaczenie.

  2. Naród jest najpełniejszą emanacją tożsamości człowieka, a tym samym determinuje jego świadomość i byt.

  3. Naród jest najwyższą doczesną, ziemską wartością o jaką powinien dbać człowiek i która przewyższa w hierarchii wszystkie inne.

 

Powyższe stwierdzenia to dla nas absolutna podstawa nacjonalistycznego światopoglądu. Traktując to w sposób komplementarny, bo to jedyne możliwe podejście, wyciągamy prosty wniosek, że określone wartości mają swoją hierarchię. Naród, który składa się z lokalnych społeczności, który jest budowany przez normalne, zdrowe rodziny, to dla nas dom, twierdza i ojczyzna. To w nim i dla niego się rodzimy, to w nim objawić się ma nasza wielkość, dostatek i bezpieczeństwo. Stąd wszelkie inne kwestie i życiowe wybory, od tych najważniejszych do najmniej istotnych, uzależniamy od dobra Narodu. Mamy oczywiście świadomość, że w wyniku określonego procesu dziejowego stan mentalny, duchowy i materialny naszej nacji jest cokolwiek wątpliwy, jednak pamiętamy też o jednej kwestii. Naród stawia się jako najważniejszą wartość nie dlatego, że jest lepszy od innych, ale dlatego, że jest własny.

Stąd już proste przełożenie na codzienne wybory i decyzje. Powszechną zasadą w tych parszywieńkich czasach jest podwójna moralność, czyli sytuacja gdy ktoś wyznaje teoretycznie dany światopogląd czy religię, ale nie kieruje się związanymi z tym zasadami i nakazami. Stąd rozwiązłość seksualna, nadużywanie alkoholu, narkotyków, stąd też coraz bardziej sprostytuowane podejście do kwestii moralnych. Wynika to z faktu wspomnianego segregowania i wycinkowego podchodzenia do imponderabiliów. Tymczasem cała europejska cywilizcja powstała i oparła się o zupełnie inny sposób traktowania rzeczywistości.

 

Podejście holistyczne

 

Podejście holistyczne to podejście całościowe i komplementarne, trochę – by rzec obrazowo – na zasadzie „naczyń połączonych”. Znaczy to, że dziedziny życia nie funkcjonują w oderwaniu od siebie, ale są połączone ze sobą, współzależne i warunkowane powinny być tym samym systemem wartości. To znaczy też, że to co stoi wyżej w hierarchii wartości warunkuje to co niżej, a więc przyjmując nacjonalistyczny światopogląd, tym samym uznajemy, że pozostałe aspekty naszego życia powinny być zależne właśnie od niego. Odrzucamy tu postulowane od lat 30-stych i 40-stych przed przedstawicieli szkoły frankfurckiej traktowanie określonych aspektów bytu w całkowitym oderwaniu od siebie. To zupełna aberracja i wyjałowienie. Żyjemy w skomplikowanym świecie, który jednak składa się z integralnie do siebie pasujących części. To oczywiste, że określone elementy są współzależne od innych, a całość wynika z tego samego punktu odniesienia, tj. ideologii czy religii. Tam samo w fizyce przykładowo prawo grawitacji będzie działało identycznie w każdym miejscu na Ziemi.

To w prosty i przejrzysty sposób warunkuje totalność idei Nacjonalizmu Szturmowego. Holistyczne podejście, to uznanie, że nasze życie i każda jego sfera tworzą określoną całość. Tak więc podlegać muszą, w myśl tradycji która zbudowała europejską potęgę, tym samym zasadom i wartościom. Nie ma miejsca w tym wypadku na różne punkty odniesienia, a więc prowadzi nas do konstatacji, którą już przed wojną wywodził Kwasieborski.

 

Odrzucamy podwójną moralność

 

Podwójna moralność, czyli kierowanie się różnymi systemami zasad etycznych w różnych dziedzinach życia, to w prostej linii skutek liberalizm. A liberalizm to nie tylko określona ideologia i zbiór pewnych wyobrażeń. To także skrajny indywidualizm, hedonizm i odrzucenie moralności jako takiej. Dlatego liberałom tak łatwo przychodzi stosowanie podwójnej moralności, gdyż w gruncie rzeczy nie przykładają do tego jakiegokolwiek wagi.

Nacjonalizm i każda idea oparta na prawdziwej Tradycji jest przede wszystkim uznaniem, że ponad fałsz, kłamstwo, chwilowe mody, partykularne interesy liczy się Prawda. Prawda o naturze człowieka, jego przeznaczeniu, prawach i obowiązkach, o duchowych i biologicznych podstawach jego bytu, wreszcie o tym co determinuje naszą tożsamość i świadomość.

Nas, Szturmowych Nacjonalistów, nie interesuje modernistyczne i postmodernistyczne podejście do rzeczywistości. Plujemy na płynną nowoczesność, coraz to nowe ułomności i skazy, które promuje się jako powód do dumy i uznania. Dla nas liczy się wieczna i niezmienna Prawda, która determinuje każdy aspekt naszego życia . To właśnie czyni nasza ideę totalną i pełną.

 

Odrzucając inne wzory

 

Modnym stało się łączenie idei narodowej z innymi światopoglądami – liberalizmem, konserwatyzmem, szeroko rozumianą ideą marksistowską. Totalność i holistyczność naszej idei całkowicie odrzuca takie spaczenie, uznając to za przejaw wyżej wspomnianej zasady podwójnej moralności. O ile bowiem warto obserwować jak na konkretne wyzwania i zagadnienia zapatrują się przedstawiciele innych prądów ideologicznych, o tyle nie możemy zapomnieć, że przecież kierują się oni zupełnie innymi wartościami, aksjologią i celami. Stąd już prosta konstatacja, że implementowanie takich elementów do idei narodowej jest po prostu niedopuszczanie. Tak więc zarówno monarchizm oparty o chęć przywrócenia tej czy innej dynastii, klasowa nienawiść i klasizm czy zwłaszcza liberalizm objawiający się obecnie pod postacią Konfederacji jest dla nas czymś absolutnie obcym i wrogim.

Nami kierują twarde zasady moralne, które są prostym skutkiem wiary i praktyki idei nacjonalistycznej. Totalizm Nacjonalizmu Szturmowego to tchnienie wielkości i wolności, które powoduje, że możemy być ponad mierność nowoczesnego świata i patrzeć dalej i wyżej niż inni. Pośród tych, którzy na kolanach szukają kolejnych złudnych podniet my sięgamy do samego sedna człowieczeństwa i wydobywamy na powierzchnię esencję tego, czym jest człowiek, przeznaczenie, imperium.

Podczas gdy wokół nas tłumy ślepców i zaprogramowanych głupców pokonują kolejny etap w wyścigu szczurów, my rozumiemy już od dawna cel tej gry – dlatego ją odrzuciliśmy i nie gramy w nią. Jesteśmy Polakami, Europejczykami, a to dużo, dużo więcej niż kolejne zera i materialne zbytki. Prawdziwa arystokracja to arystokracja ducha, która opiera się na ofierze i poświęceniu.

 

Jesteśmy fanatykami

 

Każdy z nas zna słynny cytat z Mosdorfa o tym, że jesteśmy fanatykami, bowiem tylko ci dokonują wielkich rzeczy. Wspominałem już kiedyś, że nas nie interesuje ani konserwowanie obecnego stanu, ani reformizm, który z definicji opierać się musi na kompromisie.

Tak, jesteśmy fanatykami. Jesteśmy nimi, bowiem świat, w którym żyjemy popadł w tak straszliwy obłęd, że chcąc wytrwać przy tym czym co zdrowe i czyste, jedyną droga jest być fanatykiem. Nie znamy sztucznych uśmiechów, nie znamy zwyczaju podawania ręki ludziom bez honoru, nie interesuje nas cały ten świat kłamstwa i ułudy. Nasz fanatyzm to wierność normalności, to prosta konsekwencja naszych przekonań i poglądów.

Mogą nas nazywać totalistami. Tak, nasza idea jest totalna – nie ograniczamy jej do walki o parlamentarne stołki czy tworzenia mirażu narodowej działalności. Nasza idea przenika absolutnie każdy aspekt naszego życia.

Dlatego odrzucamy zdradę, narkotyki, patologizację życia swego i swych najbliższych. Odrzucamy nieczyste relacje, dehumanizujące zabawy i zwyczaje, odrzucamy to co niehonorowe. To wszystko bowiem nie ma nic wspólnego z byciem nacjonalistą. Nie można być nacjonalistą i jednocześnie ćpać. Nie można też być nim i godzić się na obecność w swym towarzystwie zdrady i kłamstwa. Nie można mówić o solidaryzmie narodowym i wspierać wyzysk oraz korupcję (tzw. „kapitalizm”). Wybór jest prosty: albo nacjonalizm, albo nowoczesny świat z całym jego brudem i trupim odorem.

My już wybraliśmy. „Szturm” to idea na wskroś narodowa. To prawdziwe odrodzenie idealizmu politycznego. Słyszymy ciągle od osób z różnych partii i środowisk narodowych, że w imię wyższych celów należy wchodzić w sojusze z liberałami, świrami i zwykłymi odpadami społecznymi. Słyszymy, że w imię interesów i korzyści należy zapominać zdradę i sprzedawanie swoich ideałów oraz przyjaciół. Widzimy postępujące degenerację i społeczny upadek naszych sióstr i braci, a wraz z nimi całego społeczeństwa i Narodu.

I właśnie dlatego tym bardziej musimy trwać samotnie pośród ruin i zgliszczy. Tym samym dajemy przykład, ale przede wszystkim dochowujemy wierności – nie tylko sobie, towarzyszom walki, idei, ale nade wszystko Polsce i Europie.

My jesteśmy naprawdę, ale także – my jesteśmy w pełni i do samego końca. Nie odczuwamy wątpliwości, rozterek w kwestiach najważniejszych i ponadczasowych, bowiem to my mamy rację. To my wysoko wznosimy pochodnię Prawdy, która rozświetla te mroczne czasy. Idea, którą tworzymy i wyznajemy jest ideą totalną. Nie oznacza to oczywiście totalitaryzmu, ale kompletność i fakt przenikania każdego aspektu rzeczywistości. Nie ma bowiem innej drogi, niż droga konsekwencji, która oznacza systematyczną i ciągłą walkę o dusze nas i całego Narodu.

 

Grzegorz Ćwik

czwartek, 31 październik 2019 22:48

Oleś Wawrzkowicz - Hierarchia: tęsknota porządku

Ludziom żyje się najlepiej, gdy każdy wie, gdzie przynależy; zna swoje własne miejsce w hierarchii i ma świadomość, co może osiągnąć. Zniszcz miejsce, a zniszczysz człowieka.

 

Czy wobec czasów współczesnych możemy mówić o hierarchizacji narodu? Czy naród skupiony na konsumpcyjnym materializmie jest w stanie zdobyć się na zhierarchizowanie samego siebie? Jest to niemałe wyzwanie, być może niemożliwe, lecz jak paradoksalnie się okazuje bardzo banalne w swej istocie i jak najbardziej osiągalne. Kto jest wierny i wytrwały w rzeczach najmniejszych jest zdolny to wielkich czynów.

Człowiek w swojej naturze, nawet nieświadomie dąży do porządku, którego następstwem jest pokój ducha oraz harmonia materialna- wszechobecny ład. Przecież lubimy mieć  wszystko na swoim miejscu, poukładane, posprzątane, posegregowane. Jest to dla nas zwykła codzienna czynność domowa, która stała się jak najbardziej czynnością prozaiczną. Jako czynność domowa, została we współczesnym świecie szybko i egoistycznie zamknięta w naszych prywatnych czterech ścianach. Skutkiem tego porządek skończył się tylko w naszym domu, czterech ścianach. Bo czy dookoła panuje chaos i nieporządek? Co to nas obchodzi, to nie nasza sprawa. Zamknięci wewnątrz naszego domostwa, skupieni na sobie, przestaliśmyzauważać, że to co nas otacza, coznajduje się poza naszymi ścianami jest także i przede wszystkim naszym domem, za który jako świadomi obywatele jesteśmy odpowiedzialni osobiście. Gdy wyjrzymy za okno naszego domostwa, gdy spojrzymy na ten brud, chaos i nieuporządkowanie, czy nie zatęsknimy za porządkiem i chęcią jego zaprowadzenia? Nie chodzi tu tylko o uporządkowanie materialne, czysto fizyczne, bo jest ono niczym bez uporządkowania ducha, czyli tego co w nas stanowi o naszej wewnętrznej sile. Jak osiągnąć ten stan? Odpowiedzią na ten postępujący rozkład jest hierarchia. Ten prymat siły fizycznej i witalności ducha nad chaosem konsumpcjonizmu i materializmu staje się jakże oczywistym i koniecznym remedium na współczesny opętańczy pęd ku samozagładzie.

Hierarchia to także system wartości, uporządkowanie ich według prymatu jednych nad drugimi. Człowiek żyjący według zasad hierarchii jest człowiekiem rzeczywiście wolnym. Wydawać by się mogło, że jest to zadanie utopijne, niemożliwe, ponieważ iluż było naprawiaczy świata, którzy  ginęli w tym marszu ku lepszej przyszłości? Jednakże zadajmy sobie pytanie czym była ta ich chęć naprawienia świata? Jakimi środkami chcieli to osiągnąć? Otóż tym co przesądziło o ich klęsce była chęć zaprowadzenia ładu, za pomocą…zniszczenia tego ładu. To paradoks, który był i jest niestety problemem rzeczywistym. Współcześni lewicowi utopiści oferują światu szczęście i wolność bez granic, a więc bez wartości, bez porządku, bez hierarchii. Wszystkie te rzeczy uważają za szkodliwą barierę, która stoi na drodze radosnego postępu. W rzeczywistości ta uśmiechnięta i radosna maska postępu (/podstępu) kryje pod spodem prawdziwą twarz trawioną przez współczesny trąd materializmu i konsumpcjonizmu. Produkt który nam oferuje jest ładnie opakowany, tani, szybki do przyrządzenia- szczęście w zasięgu ręki. Jak jest jego receptura przyrządzenia? Niczym nie skrępowana wolność- róbcie co chcecie, bariery i granice nie istnieją. To egoistyczne myślenie sprowadza człowieka do patrzenia tylko na siebie, o dbanie tylko o swój własny komfort, jaki by on nie był- pozytywny, czy szkodliwy. A to co dookoła?
A obowiązki wobec Narodu? To nieistotne. Liczy się tylko tu i teraz- nasze tu i teraz. Takie myślenie jest pozbawione ładu i porządku, jest wręcz pozbawione myślenia, bo oto przecież dostajemy produkt gotowy- modus vivendi.

Dlatego tak ważne jest to, abyśmy zaczęli wprowadzać porządek także poza naszymi czterema ścianami, aby wyjść do Narodu i wraz z nim pracować i zaprowadzać ład. Współczesna kultura oferuje łatwe rozwiązania, lecz my podążajmy za rozwiązaniami trudnymi, ciężkimi lecz takimi które w perspektywie czasu okażą się właściwe. Podążajmy drogą hierarchii życiowej, duchowej i materialnej. Trudne czasy rodzą ludzi twardych, a ludzie twardzi tworzą dobre czasy. Dobrobyt i chaos tworzą słabych ludzi, słabi ludzie są ojcami ciężkich czasów.

 

Oleś Wawrzkowicz

Genezy powstania Obozu Narodowo Radykalnego należy szukać nie tylko w drugiej połowie XIX w., kiedy to tworzyły się zręby polskiego nacjonalizmu, ale głównie w schyłkowym okresie zaborów, oraz końcu I wojny światowej, kiedy to kształtowało swoją postawę patriotyczną i obywatelską tzw. „pokolenie niepodległości”. Swoje piętno na młodzieży tamtego okresu odcisnęła wojna światowa oraz szczególnie rewolucja bolszewicka i późniejsza wojna 1920 roku, kiedy to większość z nich stanęła oko w oko ze wschodnim najeźdźcą, który od tamtego momentu stał się zagrożeniem nie tylko fizycznym, ale za sprawą zaszczepionej idei komunizmu, także wrogiem ideologicznym. Dla większości z nich zmagania na froncie wschodnim były pierwszą próbą i pierwszą walką w której wzięli udział, stykając się z bolszewickim okrucieństwem i terrorem. Z drugiej zaś strony, na świeżo utworzonej granicy zachodniej ciągle żywa była pamięć o niemieckiej okupacji i kulturkampfie, który przez lata swojej indoktrynacji skazywał na wymazanie ze społecznej świadomościwszystkiego co polskie,  wynaradawiając tradycyjnie polską ludność zachodnich ziem. Oba te doświadczenia zaciążyły na późniejszej postawie młodych narodowców. Nie przypadkiem Jan Mosdorf na łamach narodowo- radykalnej „Sztafety” napisał iż […] Dzieci okresu burzy uczą się szybciej.[1]

Po odzyskaniu niepodległości młodzież z entuzjazmem włączyła się w odradzające się życie kulturalne, społeczne i akademickie. Wzrastało także zainteresowanie organizacjami politycznymi, które zaczęły zdobywać coraz większe wpływy szczególnie wśród studentów, dzieląc ich na lewicę, prawicę, zwolenników demokracji, czy innych prądów ideowych i politycznych. Jednakże tym co pchnęło polskie życie polityczne na nowe tory był zamach majowy dokonany przez Józefa Piłsudskiego.[2] Wydarzenie to stało się impulsem dla młodzieży związanej z obozem narodowym, która od tego momentu poczęła radykalizować swoje działania i postulaty odrodzenia polskiej polityki w myśl narodowych ideałów. Czerpała ona głównie z rodzimych wzorców, czyli pism Romana Dmowskiego, Jana Ludwika Popławskiego, Adama Doboszyńskiego, czy Zygmunta Balickiego, którzy prezentowali ówczesną tzw. „starą szkołę” polskiego nacjonalizmu.[3] Z wielką chęcią spoglądano także na zachód, w stronę rodzących się w Europie ruchów narodowo- radykalnych, takich jak włoski faszyzm, belgijski rexizm, falangistowska Hiszpania, czy rumuński Legion św. Michała Archanioła. Do zagranicznych pisarzy, którzy wywarli szczególny wpływ na młode pokolenie można zaliczyć Gilberta K. Chestertona, Mikołaja Bierdajewa, Charlesa Maurrasa, Corneliou Codreanu, Leona Degrella. Wszystkie te zewnętrzne i wewnętrzne czynniki miały swoje odzwierciedlenie w politycznym dojrzewaniu młodych narodowców, którzy w ciągu tych kilku lat od odzyskania przez Polskę niepodległości krystalizowali swoje poglądy i postulaty, przygotowując się do samodzielnej działalności politycznej.

Proces kształtowania się ruchu narodowo- radykalnego, w tym Obozu Narodowo Radykalnego, który powstał w latach 30 XX wieku dojrzewał przez lata w szeregu organizacji narodowych powołanych przez mentora i twórcę nowoczesnego polskiego nacjonalizmu- Romana Dmowskiego. Pierwszym tworem politycznym o narodowym programie było powstałe pod koniec XIX w. Stronnictwo Narodowo- Demokratyczne (SND), które postulowało rozwijanie świadomości narodowej Polaków  (szczególnie wśród chłopów i robotników), pracę organiczną, oraz budowę jedności narodowej. Po odzyskaniu niepodległości SND przekształcone zostało w Związek Ludowo- Narodowy (ZLN), który kontynuował postulaty pracy u podstaw oraz uświadamiania jak najszczerszych kręgów polskiego społeczeństwa. Swoje działania ZLN oparł na demokratycznych oraz parlamentarnych rozwiązaniach ustrojowych panujących w ówczesnej Rzeczpospolitej.[4]
Z tzw. „endecją” związki ideowe, oraz personalne posiadał szereg organizacji o charakterze charytatywnym, edukacyjnym, czy samopomocowym.[5] Wpływy te były szczególnie widoczne na wsi i w małych miasteczkach, gdzie z inicjatywy lokalnych działaczy narodowych powstawały grupy organizujące życie kulturalne, pomoc społeczną, czy chociażby przy współpracy z klerem katolickimi chóry kościelne, świetlice, oraz koła kobiet.[6] W naturalny sposób poglądy polityczne związanych z obozem narodowym działaczy, którzy dzięki swojej pozycji społecznej, czy z racji wykonywanego zawodu, oddziaływali na coraz szersze kręgi społeczeństwa, stając się wiodącą siłą polityczną w ówczesnej Rzeczpospolitej. Powyższa działalność były kontynuowaną i z powodzeniem stosowaną przez narodowców pracą organiczną. Jednakże rewizję dotychczasowych form działania przystosowanych do demokratycznego ustroju ówczesnej Rzeczpospolitej przyniósł rok 1926. Tak jak w przypadku młodych obozu narodowego, tak i dla Romana Dmowskiego zamach stanu dokonany w tym roku przez Józefa Piłsudskiego był impulsem do zmiany kursu, oraz metod działania obozu narodowego. Stąd powołanie w 1926 roku Obozu Wielkiej Polski (OWP), który miał stać się dla młodzieży organizacją, w której znajdą ujście ich dynamiczne i radykalne poglądy. Było to celowe zamierzenie Dmowskiego, mającego nadzieję, że dopływ nowych, młodych ludzi zaktywizuje starsze pokolenie endeckie i doprowadzi do ewolucji dotychczasowych metod działania w kierunku dostosowania do panujących realiów dyktatury zaprowadzonej przez Józefa Piłsudskiego.[7] Obóz Wielkiej Polski był pomyślany jako ponadpartyjny ruch społeczny, który miał jednoczyć jak najszersze kręgi społeczne, stając się płaszczyzną konsolidującą i spajającą różne grupy polityczne, szczególnie z środowisk narodowej prawicy oraz organizacji centrowych. Min. stąd wynikał brak jednoznacznego potępienia rządów sanacyjnych, oraz rozwiązań ustrojowych, czyli parlamentaryzmu. Ponadto, według Dmowskiego, OWP miało stać się kuźnią, która miałaby dostarczać przyszłych działaczy politycznych mających wcielać w życie ideał państwa narodowego, oraz stanowić liczącą się siłę polityczną, zarówno na wewnętrznej, jak i międzynarodowej scenie politycznej.[8] Z perspektywy czasu można śmiało stwierdzić iż OWP stał się tworem, w którym młodzi skondensowali swój dynamizm, oraz gotowość do czynu, całkowicie dominując jej struktury, co przyczyniło się do konfliktu ze starszym pokoleniem tzw. „starej szkoły endeckiej”.[9]

Czy połączenie obu żywiołów- zahartowanej i doświadczonej w dotychczasowej działalności grupie endeckiej oraz wkraczających na scenę młodych, można nazwać ewolucją zachodzącą w łonie ruchu narodowego? Według mnie była to znacząca rewolucja, która zerwała z wykształconym w XIX w. pozytywistycznym ujęciem nacjonalizmu.[10]Novum wprowadzonym przez młodych działaczy było ścisłe zespolenie wiary katolickiej z programem narodowym. Uważali oni iż […] Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że Polska jest katolicka, bo gdyby nawet była muzułmańska, prawda nie przestała by być prawdą, tylko trudniejszy i boleśniejszy byłby dla nas, Polaków dostęp do niej. Jesteśmy katolikami nie tylko dlatego, że doktryna katolicka lepiej rozstrzyga trudności a dyscyplina konflikty, ani dlatego, że imponuje nam organizacja hierarchiczna Kościoła zwycięska przez stulecia, ani dlatego wreszcie, że Kościół ocalił i przekazał nam w spuściźnie wszystko to, co w cywilizacji antycznej było jeszcze zdrowe i nie spodlone, ale dlatego, że wierzymy, iż jest Kościołem ustanowionym przez Boga.[11] Trzeba jednak zauważyć, że już w latach 20 XX w. Roman Dmowski w publikacji pt. „Kościół, Naród, Państwo” uważał, iż Kościół Katolicki powinien odgrywać znaczącą rolę w życiu Polaków, a podstawy wiary katolickiej powinny być wyznacznikiem moralnym świadomego narodu[12], lecz było to, jak w przypadku francuskiego twórcy nacjonalizmu- Charlesa Maurrasa, raczej instrumentalne postrzeganie Kościoła Katolickiego, jako instytucji hierarchicznej o niewzruszonych zasadach mających być solidną podporą dla kręgosłupa moralnego narodu polskiego.[13] Ten pogląd „młodzi” poddali rewizji zmieniając to instrumentalne traktowanie religii katolickiej na jeden z podstawowych czynników determinujących większość z ich postulatów. Według „młodych” „[…] Odrodzenie, wyjście z dzisiejszej epoki błądzenia może nastąpić przez rewolucyjny zwrot ku wartościom bezwzględnym, z których pierwszymi w hierarchii jako cele najwyższe są: Bóg i Naród”.[14] Praca i służba dla narodu, była drogą prowadzącą do Boga, czyli do zbawienia. Zdaniem Mariana Reutta, katolicyzm miał mieć prawo do regulowania i określania zasad życia społecznego i gospodarczego. Uważał on iż Ustrój polityczny […] musi być jeszcze jednym węzłem więcej jednoczącym człowieka z Bogiem, dającym ludzkiemu życiu metafizyczną głębię.[15]

Ważną rolę w zewnętrznej formie działalności młodych odgrywały wspomniane już wyżej modne wzorce zachodnie oraz zapożyczenia z europejskich prądów totalistycznych. Czerpiąc z włoskiego modelu partii faszystowskiej, jak i modnego wtedy trendu uniformizującego członków zachodnich partii prawicowych, działacze Obozu także postanowili wprowadzić mundury wśród swoich członków. Na umundurowanie działacza OWP składała się jasna koszula (koloru piaskowego), pas skórzany, granatowe spodnie oraz czarne buty i granatowy beret. Dokładna instrukcja dotycząca ubioru była opublikowana w wydanym w Poznaniu Okólniku nr. 57b., który został udostępniony członkom organizacji.[16] Kolejnym zewnętrznym przejawem zachodnich zapożyczeń był gest pozdrowienia wykonywany między członkami OWP. Pozdrawiano się tzw. „salutem rzymskim”, który wywodząc się z faszystowskich Włoch, notabene będąc zapożyczeniem z tradycji antycznego Rzymu, szybko stał się ogólnoeuropejskim pozdrowieniem partii prawicowych.[17] Podziw dla zachodnich form faszystowskich okaże się jednak już w latach 30  echem przeszłości, minioną młodzieńczą fascynacją, choć zewnętrzne formy jak mundur oraz salut pozostaną nadal w użytku.[18] Te zmiany w połączeniu z dynamizmem i ruchliwością młodych działaczy OWP zrywały z dotychczasowym ustabilizowanym i konserwatywnym programem ZLN oraz poglądami większości starszych działaczy. Warto jednocześnie zauważyć, że sam Dmowski krytykował niesprawność działań ZLN, które coraz częściej przybierały odcień liberalny, a ich zachowawczość i skłonność do kompromisów przywiązana była w pełni do procedur demokratyczno- parlamentarnych.[19] Duch ówczesnych czasów sprzyjał radykalnym i dynamicznym działaniom, które uosabiali w sobie „młodzi”. Według Dmowskiego młodzież była tym środowiskiem, które dobrze rokuje na przyszłość, a jej naturalnie nabyte młodzieńcze ideały, wykształcenie oraz umiejętność pracy grupowej powinny stać się motorem napędowym reform, które zachodziły w łonie obozu narodowego.[20] Program „młodych” zawierał wiele nowych i zaktualizowanych postulatów, takich jak solidaryzm społeczny, akcenty socjalne, możliwość równorzędnego studiowania dla młodzieży ze środowisk wiejskich i robotniczych, a także szeroki dostęp do kształcenia powszechnego szczególnie na terenach wiejskich. W szeregach OWP na początku lat 30 swoje szlify zdobywali tacy działacze jak Henryk Rossman[21], Jan Mosdorf[22], Jan Jodzewicz[23], Tadeusz Fabiani[24] i wielu innych. Od tego momentu miało minąć kilka lat do kolejnej znaczącej zmiany w obozie narodowym, której zapewne wtedy jeszcze sam Dmowski nie przewidywał.

W związku z coraz większą aktywnością struktur obozowych oraz wzrastającymi wpływami jakie OWP zdobywało wśród społeczeństwa, władze sanacyjne zaostrzyły represje i cenzurę wobec działaczy Obozu. Skutkiem tych działań była jeszcze większa radykalizacja i zaostrzenie walki między władzą sanacyjną a narodowcami. Ton rywalizacji politycznej nadawały bojówki młodych, które radykalnie zareagowały na terror sanacyjny, wcielając swoje antyrządowe postulaty w czyn, czego efektem były liczne bójki i manifestacje antyrządowe. Jednakże trzeba pamiętać o tym, że rozwiązania siłowe, nie były czymś wyjątkowym w tamtym okresie, ponieważ młodzież studencka z każdej ze stron sceny politycznej, chętnie stosowała przemoc wobec konkurencji. Swoją bojówkę posiadała również partia rządząca, a był nią Związek Strzelecki, popularnie nazywany „Strzelcem”.[25]  Kulminacyjnym punktem, zaostrzającej się walki politycznej był 28 marca 1933 roku, kiedy to rząd postanowił zdelegalizować Obóz Wielkiej Polski. Uzasadnieniem tej decyzji była „działalność kolidująca z kodeksem karnym i nakazami władz państwowych przez stałe inspirowanie ekscesów i zaburzeń, podsycanie nienawiści partyjnej i rasowej, urządzanie demonstracji i zgromadzeń z wyraźnym zamiarem podburzania ludności przeciwko władzom państwowym”. Wobec zaistniałej sytuacji Roman Dmowski i kierownictwo OWP stanęli przed dylematem jak rozdysponować młodzież, która posmakowała już samodzielności i nabrała doświadczenia na arenie walk politycznych, a jednocześnie utrzymać jedność i spójność organizacyjną. Wybór padł na legalnie działające struktury Stronnictwa Narodowego (SN), w ramach których utworzono autonomiczne Sekcje Młodych, których kierownikiem i organizatorem został Tadeusz Bielecki.[26] Jednakże powołanie Sekcji Młodych okazało się tymczasowym rozwiązaniem, które chwilowo rozładowało problem zniecierpliwionej młodzieży. W większości rejonów kraju młodzież wcielona w szeregi SN pomimo początkowych zgrzytów wewnątrzorganizacyjnych przyczyniła się do większej dynamiki działań Stronnictwa, o co dbali zresztą starsi działacze dążąc do podporządkowania sobie młodych i wzięcia ich pod swoją kontrolę. Mimo to młodzi stopniowo zaczęli się wyłamywać z szeregów SN i otwarcie występować przeciwko polityce władz Stronnictwa. Największe rozmiary konflikt przybrał w Poznaniu i Warszawie.[27]

 

Oleś Wawrzkowicz

 

[1] https://pl.wikiquote.org/wiki/Jan_Mosdorf, 16.06.2019.

[2]W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 19.

[3]Roman Dmowski, Jan Ludwik Popławski, oraz Zygmunt Balicki, byli założycielami Ligi Narodowej, powstałej w wyniku przekształcenia z Ligi Polskiej. Liga była pierwszą organizacją polskiego ruchu narodowego, stając się protoplastą tworzącej się ówcześnie ideologii polskiego nacjonalizmu. Liga jako cel stawiała sobie kształtowanie nowoczesnego narodu polskiego, oraz utworzenie jednolitego narodowo państwa. Będąc w opozycji do socjalistów, oraz potępiając rewolucję, negowała walkę klasową. Działania Ligi były długofalowe, postawione na pracę organiczną. Wynikały one z  poczucia własnej misji dziejowej jaką do spełnienia miał według nich naród polski.

[4]Jeden z głównych twórców polskiego nacjonalizmu Jan Ludwik Popławski uważał w tekście „Nasz demokratyzm” iż „[…] w programie naszym kierunki narodowy i demokratyczny zlewają się w jedną organiczną całość.”[w:] J. L. Popławski, Wybór pism, Wrocław 1998, s. 119.

[5]M. J. Chodakiewicz, J. Mysiakowska- Muszyńska, W. J. Muszyński, Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy, Poznań 2015, s. 139. Określenie „endecja” było popularnie stosowanym określeniem szeroko pojętego obozu narodowego, a wywodziło się z nazwy Narodowa Demokracja.

[6]Ibidem, s. 139.

[7]W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 30.

[8]„Wielka Polska Katolicka”, czyli państwo narodowe, które według broszurki „Co każdy młody Polak wiedzieć powinien”, jest państwem groźnym dla wrogów, a sprawiedliwym dla wszystkich Polaków, w którym będzie rządził wyłącznie naród polski. Wielka Polska opierać się musi na zasadach moralności katolickiej i zapewnić wszystkim Polakom możność pracy. [A. Meller, P. Tomaszewski, Życie i śmierć dla Narodu. Antologia myśli narodowo-radykalnej z lat30 XX wieku, Warszawa 2011, s. 77]. Ponadto według narodowców ustrój narodowy ma charakteryzować się hierarchizacją społeczną i karną dyscypliną.

[9]Metody tzw. „starych endeków”, czyli działaczy Narodowej Demokracji, którzy swoją działalność zaczynali pod koniec XIX i na początku XX wieku,  były według „młodych” przestarzałe i nieprzystosowane do realiów ówczesnego życia politycznego. Szczególnie raziło „młodych” przywiązanie do rozwiązań parlamentarnych, oraz zachowawczość i kompromisowość działaczy endeckich.

[10]W XIX-wiecznym nacjonalizmie jednym z głównych punktów programowych aspekt rasowy i etniczny, który często był określany przez tezy darwinizmu społecznego. Tym co wyróżniało pozytywistycznie ujęty nacjonalizm było przekonanie iż głównym polem walki między narodami było nieustanne ścieranie się na arenie politycznej między narodami o prawo do przetrwania. Idea XIX w. zakładała przede wszystkim etniczną wspólnotę krwi przez co często prowadziło do postulatów rasistowskich, oraz szowinistycznych.

[11]J. Mosdorf, Wczoraj i jutro. Biblia narodowego radykalizmu, Warszawa 2012, s. 151.

[12]„Katolicyzm nie jest dodatkiem do polskości, zabarwieniem jej na pewien sposób, ale tkwi w jej istocie, w znacznej mierze stanowi jej istotę. Usiłowanie oddzielenia u nas katolicyzmu od polskości, oderwania narodu od religii i od Kościoła, jest niszczeniem samej istoty narodu.”

[13]Charles Maurras w dziele pt. „Jestem Rzymianinem” uważał iż „Kościół katolicki, Kościół porządku – to były dla nas synonimy do tego stopnia, że mówiliśmy „książka katolicka”, by powiedzieć „książka piękna, klasyczna, napisana zgodnie z rozumem powszechnym i wielowiekowym obyczajem cywilizowanego świata”. Maurras podobnie jak Dmowski przez większość życia był osobą wątpiącą, raczej luźno powiązaną z dogmatami wiary Kościoła Katolickiego. To co szczególnie łączyło obie te postacie to nawrócenie na łożu śmierci.

[14]A. Meller, P. Tomaszewski, Życie i śmierć dla Narodu. Antologia myśli narodowo-radykalnej z lat30 XX wieku, Warszawa 2011, s. 105.

[15]A. Meller, Ku „Nowemu Średniowieczu”. Myśl społeczno- polityczna Mariana Reutta w latach 30. XX wieku”, Warszawa 2011, str. 24.

[16]R. Dobrowolski, W. J. Muszyński, Szczerbiec Chrobrego i symbolika polskiego ruchu narodowego w latach 1926- 1939, „Glaukopis” 2011- 2012 nr. 23-24, s. 98-99.

[17]Gest ten wykonywany był przez szeroko pojętą europejską prawicę, od francuskich monarchistów z Action Francaise, poprzez zwolenników portugalskiego dyktatora Salazara, aż po żydowską organizację Betar (Brit Trupeldor). W latach 30 XX w. „salut rzymski” został przyjęty także przez działaczy Stronnictwa Narodowego, a później przez Obóz Narodowo Radykalny, RNR Falanga, jak i inny organizacje prawicowe.

[18]W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 31. O faszyzmie pisał także Jan Mosdorf,  który stwierdził, że członkowie ONR nie są ani […] faszystami, ani hitlerowcami, przede wszystkim dlatego, że jesteśmy ruchem czysto polskim, nie potrzebujemy obcych wzorów. Nie uważamy się za faszystów ani za hitlerowców również dlatego, że oba te ruchy mają wiele wad, a nawet grzechów, którymi obarczać się nie chcemy. Nie są to wzory, które chcielibyśmy naśladować.

[19]J. Mysiakowska- Muszyńska, W. J. Muszyński, Architekt Wielkiej Polski. Roman Dmowski 1864- 1939, Warszawa 2018, s. 281.

[20]Ibidem, s. 282.

[21]Henryk Rossman- urodzony 24 grudnia 1896 r. w Warszawie. Radca prawny, adwokat. W czasie wojny polsko-bolszewickiej służył w artylerii. W okresie studiów był działaczem Młodzieży Wszechpolskiej, a później Stronnictwa Narodowego i Obozu Wielkiej Polski. Przywódca tajnego ONR. Osadzony w 1933 roku przez obóz rządzący w Berezie Kartuskiej, gdzie nabawił się problemów zdrowotnych. W 1936 poważnie zachorował, narzekając na częste bóle nerek. Zmarł w lutym 1937 na skutek uremii.

[22]Jan Mosdorf- urodzony 17 maja 1904 r. w Warszawie. Publicysta, doktor filozofii. Działacz Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu Wielkiej Polski i jeden z liderów Obozu Narodowo Radykalnego. Po rozwiązaniu ONR, współpracował z tygodnikiem społeczno-kulturalnym „Prosto z mostu”. W czasie wojny schwytany przez Niemców i osadzony najpierw na Pawiaku, a później zesłany do niemieckiego obozu koncentracyjnym Auschwitz gdzie został w 1943 roku zamordowany.

[23]Jan  Jodzewicz- urodzony 18 maja 1898 r. W czasie wojny 1920 roku walczył na froncie wschodnim. W czasie studiów związał się z Młodzieżą Wszechpolską, której został przewodniczącym rady naczelnej w latach 1923- 25. Był kierownikiem tzw. dzielnicy warszawskiej Obozu Wielkiej Polski, a od 1931 roku członkiem Wydziału Wykonawczego Obozu Wielkiej Polski, z ramienia którego kierował organizacją warszawską. Należał do twórców OP/ ONR. Całą wojnę spędził w niemieckim oflagu. Zmarł na emigracji w Londynie w 1985 roku.

[24]Tadeusz Fabiani- urodzony w 1907 r. Polski prawnik, w 1930 roku mianowany redaktorem naczelnym czasopisma „Prawo”. Był także prezesem Rady Konstytucyjnej Bratniej Pomocy Studentów Uniwersytetu Warszawskiego. W okresie studiów zaangażował się w działalność Młodzieży Wszechpolskiej, oraz później w prace Obozu Wielkiej Polski. W 1934 roku wszedł do grona założycieli ONR. W czasie wojny zaangażował wstąpił do Związku Jaszczurczego. Został aresztowany przez Niemców pod koniec marca 1940 i uwięziony na Pawiaku. Rozstrzelany w masowej egzekucji w końcu czerwca 1940 roku.

[25]Związek Strzelecki był  paramilitarną organizacją utworzona w 1910 roku we Lwowie. W latach 1919- 1939 organizacja promująca wychowanie fizyczne, oraz pro obronne. Ściśle związana z Józefem Piłsudskim, Podlegała Ministerstwu Spraw Wojskowych.

[26]M. J. Chodakiewicz, J. Mysiakowska- Muszyńska, W. J. Muszyński, Polska dla Polaków! Kim byli i są polscy narodowcy, Poznań 2015, s. 164.

[27]W. J. Muszyński, Duch młodych. Organizacja Polska i Obóz Narodowo Radykalny w latach 1934- 1944. Od studenckiej rewolty do konspiracji niepodległościowej, Warszawa 2011, s. 47.

Związek Żołnierzy NSZ istnieje od 1990 roku, został powołany do życia przez Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych i wytworzył swoje własne tradycje i wzorce organizacyjne. Ma swoje cele i zasady działania, które, przy zachowaniu ciągłości historycznego dziedzictwa ideowego NSZ, realizowane są nowoczesnymi metodami komunikacji. Nowi członkowie, jeśli chcą kultywować tradycje żołnierzy NSZ, powinni sobie przyswoić jak najwięcej z kultury organizacyjnej, jaką wytworzyli kombatanci NSZ. Wymiana pokoleniowa nie jest rewolucją, a ewolucją w Związku.

ZŻNSZ popiera konkretne idee, wartości, inicjatywy społeczne, edukacyjne i sam działa w sferze społecznej. Organizacja, symbole i tradycja NSZ nie mogą być wykorzystywane w aktualnej walce partyjnej oraz łączone z symbolami i hasłami partyjnymi. Cele ZŻNSZ są dalekosiężne, a więc nie ukierunkowane na najbliższe wybory. Armia narodowa, jaką były NSZ, i jej tradycje są dobrem wszystkich Polaków i nie można pozwolić na ich zacieśnienie do określonych środowisk.

NSZ nie jest organizacją młodzieżową. ZŻNSZ jest organizacją formującą całe społeczeństwo. Głównym celem nie jest kształtowanie i wychowywanie własnych członków, tylko polityka historyczna - formowanie całego społeczeństwa, przyszłych pokoleń w duchu ideałów NSZ. Związek swoją działalność głównie kieruje na zewnątrz, a nie do wewnątrz.

Celem konstytuującym dalsze istnienie ZŻNSZ jest przechowywanie depozytu ideałów NSZ i przekazywanie go kolejnym pokoleniom, oraz jak najszerszym kręgom społeczeństwa polskiego. Do tej pory, gdy główną siłą Związku byli kombatanci, ZŻNSZ był organizacją dbająca głównie o dobro środowiska kombatantów NSZ. Będąc związani wciąż obowiązującą „Deklaracją NSZ”, która w pierwszym zdaniu stanowi: „NSZ są formacją ideowo-wojskową Narodu Polskiego”, na początku XXI w. żołnierze NSZ podjęli decyzję o zainicjowaniu „sztafety pokoleń”, która zapewni trwanie idei NSZ w młodych pokoleniach Polaków. W przyszłości główną misją i celem istnienia Związku będzie wychowywanie społeczeństwa polskiego, głównie młodzieży. W tym zadaniu żołnierze NSZ będą wzorem postaw patriotycznych, ideowości, mądrości i bezkompromisowości w sprawach suwerenności Polski. 

Misją Związku Żołnierzy NSZ, dla której będzie istniała odmłodzona organizacja, jest, oprócz celów statutowych, szeroko pojęta edukacja i upowszechnianie ideałów, tradycji i rzetelnej wiedzy o NSZ. Uważamy, że żołnierze-idealiści gotowi w imię obrony społeczeństwa polskiego, suwerenności i niepodległości Polski stanąć do nierównej walki o wartości najwyższe, powinni stać się wzorami obywateli dla nowego pokolenia Polaków, którzy będą tworzyli niepodległe państwo polskie. 

W związku z powyższymi celami, dla których istnieje Związek, nowi, często młodzi członkowie Związku, muszą dostosować swoje metody działania do założonych celów Związku. Miejsce przedstawicieli Związku jest na uroczystościach rocznicowych ze sztandarami, ale także w szkołach, na uniwersytetach i w mediach (również w internecie). Główne działania to organizacja spotkań z historykami, działalność wydawnicza, organizacja inicjatyw promujących tradycje NSZ i Żołnierzy Wyklętych (szkoły, konkursy, rajdy, grupy zainteresowań), działalność filmowa, opisywanie własnej historii własnym językiem. Postawa, zachowanie i metody działania członków NSZ powinny być zawsze dostosowane do osiągania tych celów.

Celem Związku nie jest tworzenie organizacji masowej, a raczej funkcjonowanie np. w formie zbliżonej do fundacji z jednoczesnym utrzymaniem tradycji kombatanckich Związku i organizacji okręgów w terenie, szczególnie dlatego, że jest wielu, którzy te tradycje chcą kultywować. Związek w realizacji swoich celów nie powinien ograniczać się do określonych środowisk. Tradycja NSZ pozwala na wyjście z ideałami narodowymi do szerszych grup społeczeństwa. Dziedzictwo Żołnierzy Wyklętych pozwala na utworzenie mostu do tych grup społecznych, które do tej pory były obojętne lub nawet wrogie ideałom narodowym. Związek powinien  być organizacją otwartą na każdego, kto szanuje i chce kultywować tradycje Narodowych Sił Zbrojnych - armii narodowej, z którą każdy Polak ma prawo się utożsamiać i odczuwać zasłużoną dumę z jej zasług.

 

Oleś Wawrzkowicz

W najnowszym i zarazem jubileuszowym numerze, wydanym z okazji pięciolecia istnienia na ideowym rynku wydawniczym, miesięcznika „Szturm” (nr 60 2019) ukazał się artykuł Kol. Bartłomiej Madeja – ujmując bardzo, ale to bardzo delikatnie – o dość przewrotnym tytule „Goralenvolk jako obrona tożsamości”. Ku memu wielkiemu zdziwieniu tekst jednego z redaktorów miesięcznika „Szturm” stara się udowodnić i bronić tezy, jakoby za powołaniem Goralenvolku kryła się próba obrony góralskiej tożsamości, kultury, gwary, a w końcu także i samej religii. Niestety autor, chcąc potwierdzić swoje dość abstrakcyjne oceny, manipuluje danymi oraz pomija niewygodne dla niego fakty, a sam artykuł zawiera szereg istotnych błędów oraz, co budzi mój największy sprzeciw, sporą dawkę ideowych, tożsamościowych i historycznych konfabulacji.

                               

Mit dobrych austriackich czasów Podhala

 

Wbrew temu co twierdzi redaktor czasopisma „Szturm”, Galicja w XIX i XX w. była jednym z najbardziej zapóźnionych w rozwoju regionów całej monarchii austrio-węgierskiej. Niektóre jej rejony jak np. Podhale, stale znajdowały się na krawędzi głodu. Tę biedę podhalańską opisywał w swoich wspomnieniach miejscowy pamiętnikarz, Józef Staszel: „Nie było nic do jedzenia. Ludzie chodzili na jarmark do Miasta, to jest w hań w Nowy Targ. Ponieftóry, który miał dutki przynosił wirtelik żyta, kupny od Lachów. Słodycy w tych czasach nie było nijakich. Zamiast bumelka matki dawały maluśkicm dzieciom taki Wacek. Był to kawałek lnianego płótna, a w nim owiniety kawałek gruli smuconej w słodkim mlyku. Kołyska wisioła na powrozach u powały. Tam se dziecko społo. Ale ludzie choć byli biydni i tak płono jedli, byli zdrowi, mocni i długo zylidzajna”. Właśnie to z powodu wszędzie panującej nędzy wielu górali chciało wyjechać do Ameryki - "za wielką wodę", śniąc o lepszym życiu. W większości przypadków ten sen się nie spełnił, ale tym co udało się go zrealizować uważało, że nawet ciężki żywot za oceanem był lepszy niż wegetacja na ojcowiźnie. W Ameryce, nawet jeśli warunki życia często nie różniły się na początku wiele od tych w rodzinnej podhalańskiej wsi, można było zarobić gotówkę. W Galicji, a zwłaszcza na Podhalu było to trudne - tu w końcu XIX w. wciąż rządził handel wymienny. Decyzja o wyjeździe z Podhala okazała się ostatecznie słuszna, zwłaszcza jeśli spojrzeć na nią z perspektywy drugiej albo trzeciej generacji. Choć zwykle te rodziny - nawet po kilku pokoleniach - pracując w przemyśle ciężkim, nie wyszły poza status klasy robotniczej. Niemniej mit Ameryki jako kraju nieograniczonych możliwości, który dotarł na Podhale, działał niemal wszystkim góralom na wyobraźnię.

Austriacy, jako okupanci oczywiście woleli, by chłopi wyjechali za „wielką wodę”, zamiast buntować się przeciwko władzy. Nie chcieli powtórki z lutego 1846 r. Wtedy to doszło do „Poruseństwa Chochołowskiego”, czyli powstania górali z kilku podhalańskich wiosek - Chochołowa, Cichego, Dzianisza i Witowa (z którego notabene samemu się wywodzę) - przeciwko zaborcy. Na czele tej podtatrzańskiej insurekcji stanęli: nauczyciel i organista Jan Kanty Andrusikiewicz, poeta Julian Goslar oraz dwóch duchownych - chochołowski wikary Józef Kmietowicz i wikary z Poronina Michał Głowacki. Górale ruszyli na Austriaków. Nie trzeba było ich długo do tego przekonywać. Czuli się ukrzywdzeni zajęciem gruntów przez miejscowego ziemianina, który aż nazbyt dobrze żył z ciemiężycielską władzą. A wiadomo, że spór o miedzę na Podhalu to nie przelewki.

O samym chochołowskim „poruseństwie” wiemy dziś dużo, choć nie wszystko. Ale pewne jest to, że kilkuset uczestników zrywu miało wolną Polskę w myślach i żar w sercach. Bo odwagi góralom nie brakowało nigdy. W drugiej połowie lat 30. XIX wieku na Podhale docierali emisariusze Stowarzyszenia Ludu Polskiego: Seweryn Goszczyński, Agaton Giller, znajdując gościnę w łopuszniańskim dworze Adolfa Tetmajera. Agitowali oni wśród ludności góralskiej, nawiązując kontakty z księżmi. Działał też na Podhalu Julian Maciej Goslar, któremu w 1845 roku udało się pozyskać do współpracy ks. Aleksandra Głowackiego z Poronina, ks. Leopolda Kmietowicza z Chochołowa i organistę chochołowskiego Jana Kantego Andrusikiewicza. Z nimi to ustalił, że po wybuchu powstania na Podhalu i opanowaniu Nowego Targu oddziały powstańcze skierują się na Wadowice. Powstanie wybuchło 21 lutego 1846 roku, górale zaatakowali i rozbroili posterunek graniczny w Suchej Horze. Zryw został jednak szybko stłumiony przez Austriaków przy pomocy zmanipulowanych mieszkańców Czarnego Dunajca, Podczerwonego i Wróblówki. Powstańców spotkały represje, przywódcy znaleźli się w więzieniu. W Chochołowie dla postrachu jeszcze w 1846 roku wystawiono szubienicę, która stała do 1848, potem władze – w obawie przed kolejnym buntem – kazały ją porąbać. Pamiątką tamtych wydarzeń jest stojąca w Chochołowie przy drodze figura św. Jana Nepomucena ostentacyjnie ustawiona tyłem do Czarnego Dunajca.

 

Polski Piemont, Tatrzańska Arkadia…

 

Dla Podhala istotne zmiany rozpoczęły się na przełomie XIX i XX wieku. Na szczególne miejsce wyrosło wówczas Zakopane, do którego zaczęli przyjeżdżać kuracjusze, co spowodowało jego wielki rozkwit. Należy wiązać go z upowszechnieniem badań nad zdrowotnymi walorami miejscowego klimatu, prowadzonymi m.in. przez niezwykle zasłużonego dla miasta dr. Tytusa Chałubińskiego (1820-1889). Do Zakopanego przybył po raz pierwszy w 1848 r. z Węgier drogą przez Tatry. Zachwyt pięknem Tatr spowodował jego powrót do Zakopanego po trzech latach. Dr Chałubiński często chodził w góry, przecierając szlaki taternickie. Dzięki niemu powstało Towarzystwo Tatrzańskie. Oprócz tego, leczył także mieszkańców Zakopanego i propagował prawidłowe odżywianie. Chałubiński bardzo pomógł góralom w czasie wybuchu epidemii cholery w roku 1873. Po tym wydarzeniu mieszkańcy z wdzięczności nazywali go „Królem Tatrzańskim”. Z biegiem czasu Zakopane, a wraz z nim całe Podhale zaczęło się rozwijać. Powstawały pensjonaty, hotele, nowe ulice i wybudowano wodociąg. Niezwykle ważnym wydarzeniem było doprowadzenie do miasteczka w 1899 r. linii kolejowej. Dzięki temu można było łatwiej i szybciej podróżować, stąd więcej gości przyjeżdżało. Mit, legenda, fenomen – to najczęściej używane słowa, opisujące Zakopane i toczące się tam życie artystyczno-intelektualne w latach 1880-1939. Wśród osób, które wypoczywały w Zakopanem, były elity polskie: poeci, pisarze, malarze, aktorzy, działacze polityczni. Dlatego też miejscowość ta stała się wkrótce ośrodkiem twórczej pracy; Polskim Piemontem, Tatrzańską Arkadią, duchową stolicą, Polskimi Atenami – jak onegdaj mawiano o Zakopanem. To właśnie wówczas został zdefiniowany (lata 90. XIX wieku) w cyklu artykułów zamieszczonych w „Kurierze Warszawskim” w 1891 roku tzw. Styl Zakopiański. Opierał się na elementach kultury góralskiej, która uznawana była przez Witkiewicza za rdzennie Polską. Styl ten obejmował nie tylko budowę domów, ale też wnętrza domów i kościołów, elementy wyposażenia, ubiory czy instrumenty muzyczne. Te ostatnie towarzyszą regionalnym kapelą góralskim, która często po dziś dzień przygrywają gościom w restauracjach. W tym czasie, wbrew temu co twierdzi Kol. Madej w swoim artykule, nie było mowy o kiczu i tandecie, czy też zaprzedaniu góralskiej kultury, gdyż góralska kultura wówczas dzięki wyżej opisanym czynnikom dopiero rozkwitła.

 

Zakopane pierwsze uwolniło się od zaborcy

 

W 1914 roku działało w Zakopanem około 30 stowarzyszeń społeczno-politycznych, liczne instytucje usługowe, handlowe, kulturalne i uzdrowiskowe. Wiosną tegoż roku w Zakopanem odżyła problematyka pobudzenia świadomości narodowej górali w pogranicznych rejonach Spisza i Orawy. Działalność patriotyczną prowadziły w tym kierunku zwłaszcza komitety wykonawcze Zjazdów Podhalan i inne formacje ruchu podhalańskiego z „Gazetą Podhalańską” na czele, a także Towarzystwo Szkoły Ludowej w Nowym Targu; zaś zakopiańczykom w odczycie „Spisz pierwsza dzielnica rozbiorowej Polski” problematykę kresową przypomniał dziennikarz, etnograf, slawista, literat, krajoznawca i orientalista – Jan Grzegorzewski. W czerwcu 1914 roku w Zakopanem, w „Dworcu Tatrzańskim” ukonstytuował się Główny Komitet dla Spraw Ludności Polskiej na Orawie i Spiszu. Drużyny „Strzelca” i Drużyny Podhalańskie, zawiązane pod wpływem wypadków bałkańskich, właśnie w tym okresie coraz częściej odbywały manewry i nocne ćwiczenia. W tym samym miesiącu prezesem Związku Drużyn Podhalańskich zostaje wybrany w Nowym Targu dziennikarz, Feliks Gwiżdż. Natomiast w sferze działalności społeczno-kulturalnej w Zakopanem coraz bardziej aktywny stawał się sam Stefan Żeromski. Żeromski kierował Biblioteką Publiczną i miejscowym oddziałem Towarzystwa Szkoły Ludowej, zakładał stowarzyszenie „Podhalańskie Warsztaty Pracy”, był także sekretarzem Narodowego Komitetu Zakopiańskiego i przewodniczącym jego sekcji ekonomicznej. Autorowi „Popiołów” przyszło odegrać niebawem w Zakopanem jeszcze jedną rolę… W sali kina „Sokół” 13 października 1918 roku odbyło się zgromadzenie obywatelskie, zwołane przez naczelnika gminy Wincentego Regieca. Pięciuset uczestników wybrało przewodniczącym wiecu Stefana Żeromskiego. To właśnie wówczas powstała w Zakopanem Organizacja Narodowa, która stworzyła podwaliny do powołania przez Podhalan Rzeczpospolitej Zakopiańskiej.

W dwa dni później dopiero polscy posłowie do parlamentu austriackiego przyjęli uchwałę, że odtąd uważają się za reprezentantów państwa polskiego. W 2 tygodnie później (28 października 1918 roku) powstała w Krakowie Polska Komisja Likwidacyjna z Wincentym Witosem na czele – organ stawiający sobie za cel likwidację rządów austriackich w Galicji. 30 października – dzień wcześniej niż Kraków – Zakopane oficjalnie zrzuciło jarzmo austriackiej niewoli. Polscy oficerowie i żołnierze przeprowadzili rozbrojenie żołnierzy i żandarmów obcych narodowości, zajęli skład broni i stację telefoniczną i oddali się do dyspozycji zakopiańskiej reprezentacji narodu – Organizacji Narodowej. 1 listopada zarząd Organizacji Narodowej przekształcił się w Radę Narodową – organ kierowniczy niepodległej, polskiej Rzeczypospolitej Zakopiańskiej. Rada złożyła uroczyste przyrzeczenie na wierność państwu polskiemu i objęła w jej imieniu władzę w Zakopanem. Przewodniczącym Rady, pełniącym obowiązki „Prezydenta Rzeczpospolitej Zakopiańskiej” został Stefan Żeromski. 2 listopada odebrał on przyrzeczenie wiernej służby dla Polski od przewodniczących organizacji i kierowników instytucji zakopiańskich.

 

„Honor nakazuje, aby Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan”

 

Nie sposób nie zgodzić się ze stwierdzeniem, iż Goralenvolk to najbardziej spektakularny przykład kolaboracji Polaków z niemieckim okupantem. I choć większość górali odrzuciła ten germanizacyjny projekt, niestety położył się on złowrogim cieniem na historii Podhala.

Przy tworzeniu Goralenvolk nie wszystko jednak szło po myśli Niemców oraz Goralenfürst Wacława Krzeptowskiego i jego współpracowników. Zebranie, na którym powstał Goralenverein, uświadomiło im, że wielu górali nie popiera zbliżenia z okupantem. Byli wręcz tym oburzeni i głośno protestowali. Zdrajcy obeszli się ze swoimi przeciwnikami w sposób brutalny. W kolejnych miesiącach trafiali oni do katowni w hotelu „Palace", niektórych wywieziono dalej do Auschwitz. Wielu patriotycznie nastawionych górali nie przeżyło tych prześladowań. Należy wyraźnie podkreślić, że idea Goralenvolku nie znalazła poparcia wśród góralskich mas i większość z nich pozostała wierna Polsce. Z drugiej strony odsetek kolaborantów na Podhalu był najwyższy w całym okupowanym kraju.

W czerwcu 1940 r. na Podhalu przeprowadzono spis ludności. W rubryce „narodowość", obok polskiej, niemieckiej, żydowskiej czy ukraińskiej pojawiła się również opcja „góralska". Okazało się jednak, że podhalańscy bacowie i gaździny zakreślali ją niezbyt chętnie, dlatego członkowie Goralenverein najpierw starali się szantażować uczestników spisu wywózkami do Generalnej Guberni, a po jego zakończeniu dopuścili się manipulacji – głosy zapisane w formie „polski góral" bądź też „góral-Polak" przyporządkowywali do kategorii „narodowość góralska".

Kolega Madej w swoich statystykach dotyczących przystąpienia górali do Goralenvolk o tym już zapomina, podaje również dane tylko miejscowości (aż dwóch!), gdzie odsetek był większy, zapomina jednak o innych, notabene tam dane niezbyt pasują do jego teorii. A były to miejscowości, gdzie ten odsetek był minimalny: w Ochotnicy wyniósł zaledwie 5 proc., w Szaflarach i Czorsztynie – 3 proc., a w Krościenku tylko 2,5 proc. Na terenie Krościenka został nawet założony przez miejscowego wójta, inż. Władysława Grotowskiego, Powiatowy Zespół do Walki z Góralszczyzną. Z kolei Władysław Gąsienica, gdy działacze Goralenvolku tłumaczyli mu, że skoro nosi góralskie portki, powinien wziąć niebieską kenkartę, odparł: „Portki góralskie, ale to, co w portkach, polskie". Można tu snuć różne teorie, niemniej faktem jest, że zdecydowana większość górali opowiedziała się za Polską; natomiast duży wpływ na decyzję ludzi za przyjęciem niebieskiej góralskiej karty mógł mieć fakt, że wiązało się to z obniżeniem płaconego podatku, a także dostępem do lepszego zaopatrzenia w żywność co wobec głodowej sytuacji na Podhalu było poważnym argumentem. Kłamstwem natomiast okazała się obietnica Niemców i  Wacława Krzeptowskiego, że niebieska karta będzie chronić od wywózki na roboty przymusowe.

Działalność góralskich kolaborantów załamała się całkowicie w 1943 r. z powodów nastrojów społecznych, najlepiej zobrazowanych przez popularną na Podhalu w tamtym okresie przyśpiewkę adresowaną do Krzeptowskiego „Oj Wacus, Wacus, będziesz wisiał za cós”. Sami Niemcy doszli do wniosku, że dalsze popieranie tego sztucznie rozdmuchiwanego projektu nie ma sensu i na jesieni 1944 roku próbowali aresztować Krzeptowskiego. Członkowie Goralenvolk coraz częściej musieli się martwić o własne życie, pozbawieni bowiem ochrony niemieckiej stawali się coraz łatwiejszym celem dla polskich partyzantów. AK zwalczała ich zresztą od samego początku. Już pierwsza zorganizowana konspiracja, czyli tzw. Konfederacja Tatrzańska, za jeden z głównych celów postawiła sobie likwidację Krzeptowskiego i pozostałych zdrajców. „Honor nakazuje, aby Goralenvolk został zdławiony przez samych Podhalan" – zaznaczono w deklaracji ideowej Konfederacji. Po jej upadku działania te kontynuowały oddziały AK, przede wszystkim z jednostki dowodzonej przez górala z Waksmundu Józefa Kurasia „Ognia". W 1944 r. polskim partyzantom udało się wykonać kilka wyroków śmierci na goralenvolk’owcach.

Wyrokiem podziemnego sądu Polski Walczącej Krzeptowski już w 1942 r. został skazany na karę śmierci, jednak z wykonaniem wyroku zwlekano, obawiając się represji ze strony hitlerowców na mieszkańcach Zakopanego. Obawa, iż ucieknie on wraz z hitlerowcami z Zakopanego przyspieszyła przybycie do Zakopanego celem wykonania wyroku plutonu egzekucyjnego Armii Krajowej „Kurniawa” spod Babiej Góry pod dowództwem por. Tadeusza Studzińskiego ps. „Kurzawa”. W plutonie, liczącym 30 osób było kilku zakopiańczyków, miedzy innymi Bolesław Dobrzański ps. „Malinowski” (notabene późniejszy architekt oraz nauczyciel Technikum Budowlanego w Zakopanego, którego miałem przyjemność być uczniem w latach 90. XX W. – oj te lekcje z planowania przestrzennego z p. Dobrzańskim utkwiły w pamięci) i Stanisław Osiecki ps. „Jelito”. Ukrywającego się Krzeptowskiego wytropiono w styczniu 1945 r. Kiedy następnego dnia po egzekucji rodzina odcięła wisielca z gałęzi, znaleziono w jego kieszeni napisany w ostatniej chwili testament: „Ja niżej podpisany Wacław Krzeptowski urodzony 1897 r. dnia 24 czerwca w Kościeliskach przekazuję cały swój nieruchomy i ruchomy majątek uwidoczniony w księgach hipotecznych w Zakopanem na rzecz oddziału partyzanckiego Kurniawa grupy Chełm AK z własnej nieprzymuszonej woli, jako jedyne zadośćuczynienie dla narodu polskiego za błędy i winy popełnione przez mnie wobec polskiej ludności Podhala w okresie okupacji niemieckiej od roku 1939 do 1945. Kościelisko, 20 stycznia 1945, 22.30".

Dzieje Podhala w drugiej wojnie światowej pełne są elementów heroicznych - działalności kurierów tatrzańskich, grup konspiracyjnych czy też całych oddziałów partyzanckich. Codziennie też polska ludność okolic Zakopanego i Nowego Targu musiała radzić sobie z trudem życia pod okupacją. Epizod kolaboracji na Podhalu to bezwątpienia haniebna plama na podhalańskiej historii, jednak nie przesłania ona  faktu, że większość Podhalan wykazała się patriotyzmem i lojalnością wobec Polski i nigdy nie poparła idei Goralenvolku. Wręcz przeciwnie wielu z nich aktywnie brało udział w konspiracji i w walce z okupantem. Dziś próby powołania Goralenvolk przez samych górali są oceniane bardzo krytycznie – jedni tłumaczą to co prawda ciężkimi czasami, niemniej dla wszystkich jest to wstydliwa zdrada. I nie jest tak jak twierdzi Madej w swym artykule cyt. „gdzie jednak znajdą się jeszcze starsze osoby pamiętające tamte czasy i wypowiadające się pozytywnie o Wacławie Krzeptowskim i koniecznej współpracy z Niemcami” i w jego – tu proszę o wybaczenie – dość infantylnej ocenie mówiącej, że  cyt. „gdy polski rząd uciekł w popłochu za granicę, grupka Górali nie mogąca reprezentować woli całego narodu polskiego, słusznie postanowiła zrobić wszystko co w swojej mocy, żeby bronić swojej tożsamości, kultury, gwary i religii”. Po pierwsze, mieszkając niemal całe swoje życie na Podhalu nigdy nie spotkałem osoby, która pozytywnie wypowiadałaby się o Wacławie Krzeptowskim i samym Goralenvolk (notabene nawet współczesna rodzina Wacława Krzeptowskiego nie jest tu wyjątkiem), a po drugie, górale sami wprost oceniają Goralenvok przez pryzmat najzwyklejszej zdrady, tak więc próba tłumaczenia jej jako swoistą obronę góralskiej tożsamości, kultury gwary i religii zakrawa na zwykłą ignorancją nie tylko tą historyczną, ale również ideową i tożsamościową. Stawianie zaś przeciwnych tez, z uwagi chociażby na dzisiejszy, ale również ten niegdysiejszy patriotyzm społeczności góralskiej jest najzwyczajniej niesprawiedliwy wobec samej w/w społeczności, jaki jej tożsamości i to nie tylko tej narodowej.

 

 

Norbert Wasik – dumny mąż i ojciec. Absolwent Kolegium Jagiellońskiego - Toruńskiej Szkoły Wyższej. Manager związany z sektorem FMCG. Publicysta, działacz społeczny i narodowo-radykalny. Biegacz amator i fan długich dystansów, pasjonat historii, gór, górali i góralszczyzny. Idealista, romantyk i pragmatyk w jednej osobie, entuzjasta innowacji i nowych technologii.

 

 

Bibliografia:

  1. Z. Sikora, Krwawe ślady. Nieznani bohaterowie Podhala, Zakopane 2014.
  2. ks. Michał Iwan, Powstanie Chochołowskie. Prawda o przywódcy, 2015.
  3. F. Hoesick, Legendowe postacie zakopiańskie, Warszawa 2001.
  4. E. Jeleń, J. Krupski, Stacja Kolejowa Zakopane. 100 lat kolei zakopiańskiej 1899-1999, Warszawa 1999.
  5. M. Zaruski. Na bezdrożach tatrzańskich. Wycieczki, wrażenia i opisy. Opracował, przypisami i notą edytorską zaopatrzył Witold H. Paryski, Warszawa 1958.
  6. J. Rogalska – Cybulska. Tajemnica Tatr, Warszawa 1957.
  7. K. Stecki. Wspomnienia zakopiańskie, Kraków 1976.
  8. M. Pinkwart. Zakopiańskim szlakiem Mariusza Zaruskiego, Warszawa Kraków 1983.
  9. B. Kuraś, P. Smoleński. Krzyżyk niespodziany. Czas Goralenvolk, Wołowiec 2017.
  10. W. Szatkowski. Goralenvolk. Historia zdrady. Zakopane 2012.
  11. M. Morzyck-Markowski Mikołaj, Goralenvolk i działania partyzanckie na Podhalu. Warszawa 2017.
czwartek, 31 październik 2019 22:12

Wojciech Titz - Etiologia pracy trzech frontów

Kapitalizm i socjalizm stanowią dwie przeciwległe idee podczas poszukiwania sensu pracy oraz całej ludzkiej egzystencji. Systemy te na pierwszy rzut oka wydają się skrajnie różne, jednak często okazują to samo oblicze jedynie materialistycznego podejścia do tak ważnego elementu naszego życia.

 

Etiologia pracy systemu kapitalistycznego

 

Ludzie będący zwolennikami teorii kapitalistycznej interpretują system rynkowy jako urzeczywistnienie wolności i możliwość spełnienia swoich indywidualistycznych potrzeb oraz dążeń a samą pracę stawiają jako jedynie pewien etap do zdobycia kapitału, który umożliwi im wcześniej wspomniane dążenia i potrzeby spełnić. W dyskusji ludzie ci posługują się argumentami jakoby praca w systemie rynkowym była dobrowolna i państwo nie powinno interesować, na jakich warunkach zawierane są umowy, ponieważ są one zawierane przez dwójkę pełnoletnich osób, świadomych swojej decyzji. Samo użycie słowa "dobrowolna" jest sporym nadużyciem, gdyż jest to zwyczajnie naturalna wypadkowa życia, o ile chcemy się utrzymać i egzystować na jakimś poziomie potrzebujemy do tego określonego kapitału, a tak głośny krzyk o brak zainteresowania państwa jest jedynie potwierdzeniem sprzeczności kapitalizmu z ideą nacjonalizmu. Przedsiębiorcom bardzo na rękę jest brak czegoś tak oczywistego w dzisiejszych czasach, jak kodeks pracy czy pensja minimalna, gdyż brak wcześniej wspomnianych regulacji może dużo bardziej ułatwić maksymalizację zysków strony posiadającej. Oczywiście rozmowa z osobą posługującą się liberalną retoryką w temacie ekonomii, opiera się na czysto materialistycznym myśleniu pozbawionym troski o drugiego człowieka. Myśl liberałów gospodarczych  zamyka się w prostym myśleniu, którego celem jest zwiększenie dochodu, a pomoc społeczeństwu poprzez wyprodukowanie jakiegoś dobra/usługi jest jedynie pewnym nic nieznaczącym etapem tej drogi. Hayek w swojej książce zatytułowanej "Zgubna pycha rozumu, o błędach socjalizmu" opisuje większy zysk jako synonim pomocy szerszemu gronu osób. Teoria Hayeka to jedynie pusty idealistyczny slogan. Wielkie korporacje często nie oferują szerszemu gronu społeczeństwa większej ilości dóbr za przystępna cenę a często zamykają się na wąskie grono osób posiadający większy kapitał, tworząc swoje produkty specjalnie dla nich. Są to najczęściej produkty premium, których nie faktyczna wartość, lecz narzucona cena wykracza poza zdolności szarego obywatela

 

Etiologia pracy idei socjalistycznej

 

Socjalizm (marksistowski) również w kwestii pracy oraz jej sensu nie jest godny zainteresowania ze strony nacjonalisty. Prace Marksa (głównego ideologa socjalizmu oraz komunizmu) są przepełnione materializmem, a uwolnienie proletariatu sprowadza jedynie do czysto materialnego uwolnienia od jarzma wyzysku, całkowicie pomijając przy tym aspekt duchowy. Socjalizm stawia za to na kolektywną współpracę w celu wytworzenia dobra kolektywnego, uogólniając społeczeństwo do jednego mianownika. Doprowadza to do szeregu patologii, gdzie każda zdolność jednostki jest tłumiona przez system, który nie pozwala na wyróżnienie oraz ukazanie ludzkiego uniwersalizmu. Prace Marksa charakteryzują się również istną pogardą dla państw narodowych i ogólnie podziałów na narody interpretując to, jako zróżnicowanie służące burżuazji, zamiast naturalną wypadkową narodzin tożsamości narodowej, kultury i języka. Idea marksistowska interpretuje przedsiębiorcę nie jako członka danej nacji a jako wroga proletariatu, którego należy siłowo obalić. Abstrahując już, że prolateriat jest terminologią martwa w socjologii, walka klas jest kolejnym urzeczywistnieniem wrogości socjalizmu marksistowskiego do idei narodowych.

 

Etiologia pracy idei nacjonalistycznej

 

Praca w idei nacjonalistycznej to praca dla ogółu, której celem jest urzeczywistnienie potrzeb narodu, nie zapominając o jej indywidualnym charakterze. Idea nacjonalistyczna niejako narzuca inne myślenie o pracy. Praca oraz spędzony w niej czas ma być pracą dla przyszłych pokoleń, lecz ma również przynosić godne wynagrodzenie. Przychód płynący z osiąganych celów zawodowych musi przynosić korzyści nie tylko materialne, ale również duchowe poczucie spełnienia obowiązku wobec kraju i rodaków. Przedsiębiorca nie powinien być uznawany za wroga, lecz jako sternik okrętu, na którym jako pracownik najemny płyniemy wspólnie. Własność prywatna nie jest czymś złym jak twierdzą socjaliści, lecz nie możemy doprowadzać do patologii jakiej żądają od nas liberałowie. Państwo powinno posiadać monopol w strategicznych gałęziach gospodarki, co umożliwia utrzymanie stabilności państwa i niewątpliwie swego rodzaju niezależności od czynników zewnętrznych. Oczywiście to po stronie państwa leży zapewnienie ochrony pracownika przed naruszaniem norm oraz nieuczciwym działaniem przedsiębiorcy.

Nacjonalizm jest przeciwwagą dla systemu kapitalizmu i socjalizmu, odrzucamy zgniliznę materializmu oraz wrogości do członka drugiego narodu z powodu posiadanego majątku czy wyzysk rodaka i wrogość wobec państwa za chęć dbania o bezpieczeństwa w miejscu pracy. Zamiast walki klas społecznych celem nacjonalisty powinno być dążenie do ich kooperacji, jednak pamiętajmy, że dobro słabszych zawsze powinno stać na pierwszym miejscu. Nacjonalizm w kwestii gospodarczej opiera się na równomiernym rozwoju państwa i narodu, dlatego tak ważne, by odrzucać idee mu wrogie, jak kapitalizm lub socjalizm marksistowski oraz przedstawiać nasze postulaty, które stanowią jedyne słuszne rozwiązanie. Solidaryzm i współpraca to słowa, którymi nacjonalista powinien kierować się myśląc o kwestiach gospodarczych, ponieważ tylko w ten sposób osiągniemy sukces.

 

Wojciech Titz

czwartek, 31 październik 2019 22:08

Maksymilian Ratajski - Samotny wilk to przegrany wilk

Przeciętny radykalny nacjonalista zna dwa cytaty Ernsta Jungera, co pozwala  mu uważać się za wielkiego fana twórczości niemieckiego pisarza.  Trudno o coś bardziej prymitywnego, niż sprowadzanie dorobku wielkiego człowieka do dwóch zdań, zwłaszcza, kiedy przypomnimy sobie, że Ernst Junger nie zginął w wieku lat dwudziestu, tylko żył ponad 5 razy dłużej. Te dwa cytaty to oczywiście „ani jednego głosu na jakąkolwiek partię” i definicja Anarchy, której opaczne rozumienie, tym bardziej w oderwaniu od reszty twórczości Autora przynosi katastrofalne skutki. Z drugiej strony czemu się dziwić -  ta grzeczna, liberalna cześć Ruchu naród i nacjonalizm definiuje według jednego cytatu Lutosławskiego – prymitywizm widać po obu stronach.

„Anarchista buntuje się przeciw „niesprawiedliwości” współczesnego świata, przeciw „nędzy”, „wyzyskowi”, „zniewoleniu” (…) Anarcha buntuje się natomiast przeciw całemu światu, całemu systemowi współczesnej cywilizacji. Anarcha ma odwagę powiedzieć „nie” wszystkim normom, zasadom i wartościom, w które wierzy zdegenerowana ludzkość. Anarcha odrzuca z pogardą „prawa człowieka”, „wolność”, „demokrację”, „pokój”, „humanizm”, „miłość”, „tolerancję”. „braterstwo”, „równość” i wszystkie inne fetysze i magiczne zaklęcia naszych czasów. Anarcha nie chce nikogo przekonywać, nie chce nikogo prowadzić ani porywać do walki… Anarcha jest samotnikiem, jest samotnym myśliwym wędrującym po bezdrożach chaosu, Anarcha to samotny wilk – nie potrzebuje wyznawców, obca jest mu i wstrętna mentalność stada. Anarcha nie chce niczego ulepszać ani tworzyć nowych światów. Dla Anarchy wartość ma tylko jego bunt – bunt będący wyrazem jego najgłębszej istoty, Anarcha pragnie tylko niszczyć murszejący porządek rzeczy, pragnie przyspieszyć procesy upadku, chce aby ostateczna pożoga ogarnęła świat, by wreszcie ponad zgliszczami mógł powiać mroźny podmuch Nieznanego…”

Rzeczony cytat stanowi dla wielu wygodną wymówkę. Figura samotnego wilka jest romantyczna, pociągająca, ale ciężko o głupszą postawę. Sam Juger pisał: „Być nacjonalistą znaczy walczyć o konieczności swego narodu wszystkimi środkami, jakie stoją do dyspozycji.” Tymczasem tak zwane „samotne wilki” dobrowolnie rezygnują z większości środków walki, co więcej skazują się na niepowodzenie, w pojedynkę to świat zmieniał Batman. Buntownik sam przeciwko światu, wolny, twardy, zdecydowany – to wszystko wygląda pięknie w teorii – w rzeczywistości jakakolwiek skuteczna działalność może być prowadzona tylko przez grupę wspólnie pracujących ludzi. Postawa samotnego wilka jest dorabianiem ideologii do własnego lenistwa, braku zdolności do poświęceń i współpracy. Wygodnie jest nic nie musieć – żadnych regularnych spotkań organizacyjnych, terminów, obowiązków – „jak mi się chce, to czasem coś zrobię”. W efekcie ciężko mówić o skuteczności podejmowanych działań, ich systematyczności, głębszym planie. Co ciekawe w przyrodzie samotny wilk to nie dumny, niezależny zwycięzca, a osobnik przegrany – przepędzony z watahy.

Dlaczego więc tak popularna jest postawa samotnego wilka? Oprócz romantyczności i wygody dochodzi jeszcze jeden czynnik – rozczarowanie głównym nurtem polskiego nacjonalizmu, całkowicie zrozumiałe patrząc na kolejne polityczne kompromitacje i liderów w stylu Andruszkiewicza, Winnickiego, Bąkiewicza, Holochera czy Kowalskiego. Tylko, że postawa „na złość RN-owi odmrożę sobie uszy” nie ma najmniejszego sensu. Trzeba po prostu robić swoje.

Kontemplacja własnej kumatości i radykalizmu, tego jak bardzo się różni od wszystkich systemowych narodowców chcących grać według reguł demoliberalnego systemu. Poczucie własnej wyższości, nonkonformizmu. Tak, to zdecydowanie kusząca perspektywa. Szkoda tylko, że taka postawa jest zwyczajnie głupia i do niczego nie prowadzi. No i ciężko mówić o nonkonformizmie, kiedy wybiera najwygodniejszą opcję, która niczego od nas nie wymaga. Nazywając rzeczy po imieniu – to po prostu dorabianie sobie ideologii do dezercji, żeby poczuć się lepiej.

Polska mentalność zawsze zawierała element anarchistyczny, nic więc dziwnego, że również nacjonaliści często są mentalnymi anarchistami. Skoro dla szlachcica polskiego Ojczyzną były jego prawa i wolności, Rzeczpospolita była pogrążona w anarchii, w której waszmościom było bardzo wygodnie, następnie byliśmy w niewoli, co sprawiało, że bunt był obowiązkiem uczciwego człowieka, pewne zachowania i sposób myślenia, niezdolność do podporządkowania się i współpracy, absolutyzację własnej wolności mamy wpisaną w polski charakter narodowy. Natomiast nie możemy robić sobie z tego wymówki, a zwalczać to co w naszym narodzie jest złe.

Bunt dla samego buntu to czysty anarchizm. Odrzucenie współczesnego świata sprzeciw wobec liberalnej demokracji, multikulturalizmu, hedonizmu i konsumpcjonizmu powinien być dla każdego z nas oczywisty. Ale nie jesteśmy konserwatystami, żeby uważać, że walka i tak jest przegrana i należy udać się na wewnętrzną emigrację, nikogo nie przekonywać do swoich racji, wszak „większość i tak jest głupia”. Nie! Jesteśmy nacjonalistami – ludźmi walki, ludźmi czynu! Wiedza czego chcemy, o co walczymy, jest równie ważna, a nawet ważniejsza niż ta przeciw czemu się buntujemy.

Nacjonalizm to idea wspólnotowa, zakładająca prymat wspólnoty, obowiązek pracy dla niej. Rozbuchany indywidualizm jest jego zaprzeczeniem. Chcąc służyć wspólnocie musimy się nauczyć wyrzec własnego ja i poświęcać dla grupy, współpracować. Wartością nie jest własny bunt, a jego umiejętne pokierowanie.

Wilki to piękne, wolne, silne zwierzęta. Ale zwierzęta stadne. To wataha jest silna, zwycięża. To watahę ukazał Guido Giraudo w „Wyjściu z lasu”. Wszystkich zmian, rewolucji dokonały grupy ludzi służących jednemu celowi. Tak! Grupy! To zorganizowane armie i ruchy wygrywały wojny i dokonywały przemian, osiągając cel dzięki podporządkowaniu i wyrzeczeniu się własnego ego. Zdecydowanie zbyt często patrzymy na historię przez pryzmat wybitnych jednostek, zapominając, że te jednostki nie były same – Roman Dmowski stał na czele wielkiego ruchu  społecznego, Józef Piłsudski miał legionistów, Jan III Sobieski przyprowadził pod Wiedeń potężną armię! Nawet Andrzej Kmicic nie działał w pojedynkę! Jednocześnie, nawet rozumiejąc potrzebę wspólnego działania zbyt często polski nacjonalista chce być wodzem, to również wpisuje się w polską mentalność – Polak musi być generałem, nie potrafi być żołnierzem, wyrzec się własnego ego dla dobra Sprawy. Samotny wilk wie, że niczego nie osiągnie i już przegrał. Wataha walczy o zwycięstwo.

Maksymilian Ratajski