Granice są ważne. Różnorodność jest piękna. Przekraczanie siebie to najwyższa forma rozwoju. To trzy punkty wyjścia i główne założenia tego tekstu. Wskazywał on będzie na specyfikę składowych elementów oraz relacje między nimi. W ogólnym ujęciu można powiedzieć, że każda z tez uzupełnia i niejako „napędza” kolejną. I tak: bez jasno ustalonych granic nie możemy mówić o różnorodności, bez różnorodności nie mamy punktów odniesienia dla piękna, a przekraczanie kolejnych granic jest esencją rozwoju. Postaram się rozwinąć tę myśl w trzech częściach odnoszących się do głównych tez tekstu oraz podsumować całość wyjaśniając, dlaczego w jakichkolwiek ideologiach tożsamościowych nie może być miejsca na tak powszechne, ale destrukcyjne elementy współczesności jak: przekonanie o kompletnym rozmyciu się granic w wielu kwestiach (m. in. tej związanej z tożsamością), fałszywe rozumienie wartości różnorodności i wyciąganie na tej bazie błędnych wniosków, zakładanie samoakceptacji zamiast walki z własnymi słabościami.
Dlaczego granice są ważne? Wydaje się pozornie, że dzisiaj, gdy świat ludzki przeżył tak wiele (choć z mojej perspektywy jest to zaledwie urywek spośród tragedii, które mogły mieć miejsce lub mogą nadejść), czy przekroczyliśmy jako ludzie tak wiele granic, nie można mówić o ich wartości w kategoriach przeważająco-pozytywnych. Jestem jednak skłonny twierdzić, że granice są kluczowym elementem, fundamentem każdej tożsamości. To że nieustannie między nimi balansujemy, czy szukamy złotego środka (który najczęściej nie przypada na środek obiektywny), a nawet je przekraczamy, tylko potwierdza fakt, że muszą istnieć, byśmy mieli jasne i konkretne punkty odniesienia. Co więcej – bez nich zwyczajnie nastąpiłoby totalne rozmycie, a w konsekwencji chaos. Owszem, należy mieć na względzie, że wraz z przekraczaniem możemy mówić niekiedy o ich przesunięciu, ale nie oznacza to, że należy je kompletnie zdeklasować. I w tym momencie przechodzimy do tezy drugiej.
Czy różnorodność jest piękna? Otóż bez jasności i konkretności granic nie możemy mówić ani o różnorodności, ani o pięknie. Piękno zawsze odnosimy do czegoś: do ideału, do rzeczywistości lub do brzydoty. W związku z powyższym – muszą istnieć granice, żeby móc tę wartość jakkolwiek ująć, objąć w kategorii, ryzach. To pierwsza kwestia. Druga – muszą istnieć przynajmniej dwa różne od siebie treścią, ale podobne tym, że są ograniczone, elementy, żebyśmy mogli jakkolwiek odróżniać pierwszy od drugiego. Każdą z wartości kardynalnych (Prawdy, Dobra i Piękna) poznajemy jedynie w relacjach. Dodać należy także, że emanacja każdej z nich jest w bytach ograniczona. Nie ma bytów rzeczywistych, które w sposób absolutny są czystym Pięknem, czy czystym Dobrem lub Prawdą. Granice w estetyce funkcjonowały od zawsze i fakt, że dzisiaj próbuje się je ustawicznie naruszać, świadczy tylko o absurdalności naszych czasów, a nie o zintensyfikowania rozwoju sztuki. Lecz jest to odrębna kwestia. Podobnie jest z Dobrem i Prawdą. Nikt nie jest wyłącznie dobry, a granice ludzkiego poznania są ograniczone. Tyle w kontekście piękna różnorodności.
Czy przekraczanie siebie to najwyższa forma rozwoju? Wydaje się, że jedyna słuszna. Można w tym określeniu zawrzeć wszystko, co służy naszemu rozwijaniu się:
-
walkę z własnymi słabościami,
-
budowę nowych, korzystniejszych, bardziej pożytecznych nawyków,
-
przygotowanie do chwil próby, czy – inaczej rzecz ujmując – sytuacji granicznych.
Punktem wyjścia każdego rozwoju jest zawsze spojrzenie w lustro i stanięcie w prawdzie o sobie. Zdając sobie sprawę z własnych granic możemy eliminować słabości rozszerzając zakres własnych umiejętności, wiedzy, czy w konsekwencji polepszając postawy, które przyjmujemy w życiu.
Zatem pamiętajmy zawsze o istotności granic, próbujmy je przekraczać w sposób naturalny, żeby osiągać coraz to bardziej dojrzałe formy rozwoju.
Michał Walkowski