Szturm1

Szturm1

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:42

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Bartłomiej Samborski

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

Nacjonalizm jest w stagnacji. Pewne rzeczy zmieniają się na lepsze, idee nacjonalistyczne są bardziej atrakcyjne dla ludzi, niż było to jakiś czas temu, ale ten stan rzeczy w małym stopniu jest zasługą samych nacjonalistów. Wzrost zainteresowania ideami narodowymi jest w głównym stopniu wynikiem zmian jakie zachodzą teraz w świecie i bankructwa starych liberalno-lewicowych idei, a sam nacjonalizm bardziej płynie na tej fali niż tę falę tworzy. To niekoniecznie należy rozumieć w kategoriach winy samych nacjonalistów, raczej należy wiedzieć jak się sprawy mają naprawdę. Nacjonalizm nie przekonuje do siebie ludzi, tylko ludzie zniechęceni do obecnego systemu sami zwracają się ku niemu. Wynika to głównie z tego, że nacjonalizm jeszcze nie jest na tym etapie, żeby aktywnie kształtował postawy w społeczeństwie w dużej skali. Po części jest to naturalny stan rzeczy i miejmy nadzieję, że przejściowy. Jednak aby w przyszłości nacjonalizm nie płynął tylko biernie na fali, trzeba już w ten chwili pomyśleć jak stworzyć odpowiednie ku temu środki. Konkretniej co się udało stworzyć (lub co się po prostu samo stworzyło) - to z pewnością wzrost postaw patriotycznych, wzrost nieufności ludzi do zastanego paradygmatu i systemu, wzrost świadomości zagrożenia islamem. Czego się nie udało jeszcze stworzyć to odpowiedniej pozycji etnonacjonalizmu, kiedy by ta idea przeniknęła do mainstreamu. Poza tym polski nacjonalizm zbyt często jest oderwany od eugeniki i nie rozumie procesów cywilizacyjnych, co do których zmiany aspiruje. Dalej nacjonalizm powinien być bardziej akceptowalny dla klasy średniej. Póki co można wyczuć antagonizm pomiędzy 'młodymi, wykształconymi z większych ośrodków miejskich' a samymi nacjonalistami. Ten stan rzeczy nie jest oczywiście winą samych nacjonalistów, klasa średnia często jest odurzona ideami lewicowymi, jednak daje się wyczuć czasem pod tym antagonizmem, coś innego niż tylko spór ideologiczny, a naturalny spór pomiędzy przedstawicielami różnych warstw społecznych. To powinno się minimalizować ze strony nacjonalizmu. Nacjonalizm jeśli ma zrealizować swoje cele musi być atrakcyjny dla każdej części społeczeństwa, do tego przynajmniej powinien aspirować.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

Tylko etnonacjonalizm. Zrozumienie kwestii biologii w kształtowaniu się społeczeństw jest jedyną możliwością do tego, abyśmy nie podzielili losu zachodu. Walka ideologiczna w obrębie samego nacjonalizmu musi zostać na tym polu wygrana, gdyż na dłuższą metę nie ma innej możliwości. Dalej dochodzi zrozumienie praw ludzkiej biologii i tego jak dalekosiężne są jej konsekwencja dla trwania społeczeństwa i cywilizacji. To główne rzeczy jeśli chodzi o kwestie ideowe. Z kwestii organizacyjnych nacjonalizmowi brakuje posiadania jakichś silnych instytucji, think tanków, stowarzyszeń, mediów, organizacji charytatywnych itd. czyli czegoś co pozwoli na trwałe wbić przeciwnikowi klin w wojnie kulturowej i da możliwość oddziaływania na społeczeństwo, nauczania, demonstrowania im jak wygląda nacjonalizm w praktyce, oswajania ludzi ze zdemonizowanymi, przez naszych oponentów, nacjonalistycznymi ideami.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?

 

Pułapką jest niemożność wyjścia poza fazę subkultury. Liderzy powinni mieć tego świadomość i wiedzieć, że trwać w tym stanie nie można na wieczność. Inaczej wręcza się prezent swoim oponentom. Rozwój idei nacjonalistycznych zostanie też pozytywnie zdeterminowany przez ciągle zachodzące przemiany w świecie, lewica w dalszym ciągu potyka się o własne buty. Konsekwencje multikulturowości są coraz bardziej widoczne. Ludzie coraz częściej wątpią w status quo i szukają odpowiedzi i nowości. To jest dla nacjonalizmu szansa, która powinien wykorzystać. Drugiej szansy może już nie być.

 

Bartłomiej Samborski (rodzimowiercza gromada "Białożar")

 

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:28

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Adam Busse

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie tego przyczyny?

 

Po trzech dekadach od transformacji ustrojowej czas na podsumowanie. Co się udało, a co się nie udało? Udało się przywrócić polską myśl narodową po dziesiątkach lat komunistycznego zakłamania do przestrzeni publicznej Polski, czego przykładem jest uhonorowanie uchwałami sejmowymi Narodowych Sił Zbrojnych, Brygady Świętokrzyskiej NSZ i Romana Dmowskiego jako jednego z Ojców Polskiej Niepodległości. Reaktywowały się organizacje narodowe, na czele z Młodzieżą Wszechpolską i Obozem Narodowo-Radykalnym. Marsz Niepodległości stał się największą manifestacją o charakterze tożsamościowym i patriotycznym w Europie, która od 2010 roku przyciągnęła łącznie setki tysięcy ludzi oraz stała się wizytówką naszego kraju. Rozwinęła się publicystyka narodowa, zarówno papierowa jak i internetowa (tj. z papierowych można wymienić „Szczerbiec”, „Wszechpolaka”, „Politykę Narodową”, „Polskę Niepodległą”, „Magna Polonia” czy „Templum Novum”, z internetowych: miesięcznik „Szturm”, portale takie jak „Kierunki”, nacjonalista.pl, narodowcy.net, 3droga.pl, autonom.pl, Xportal.pl), pokazująca różne punkty widzenia w ramach środowiska narodowego i poszerzająca przez to horyzonty myślowe, światopoglądowe i intelektualne. Oprócz publicystyki dzięki działalności wydawniczej udało się przywrócić do pierwszego obiegu szereg dzieł, lektur i prac związanych z ideą narodową, przybliżających jej historię, założenia i działalność w różnych okresach. Dzięki mrówczej pracy polskich nacjonalistów wespół z środowiskiem kibicowskim, częścią historyków, publicystami, społecznikami i innymi ludźmi dobrej woli udało się do panteonu polskich bohaterów narodowych oprócz wspomnianych wyżej przywrócić żołnierzy i bojowników powojennego Podziemia Antykomunistycznego (znanych pod nazwą Żołnierzy Wyklętych). Nacjonalistom udało się również przez patriotyczną i społeczną działalność (tj. akcje charytatywne, zbiórki darów, pikiety informacyjne, manifestacje o różnej tematyce, nie tylko historycznej) wyjść do społeczeństwa. Rozwijała się również sfera kulturalna, głównie związana z polską i europejską muzyką rocka tożsamościowego, później hip-hopem o treściach historycznych, patriotycznych, katolickich i tożsamościowych, co zaczęło wśród młodzieży kształtować własną kontrkulturę względem zdegenerowanego systemu i społeczeństwa, które każdego dnia przeżera popkultura i kultura masowa.

Czego się nie udało zrealizować polskiemu środowisku narodowemu przez te 30 lat? Nie ma ugrupowania/partii politycznej mogącej w konstruktywny sposób reprezentować głos idei narodowej w Sejmie oraz Senacie. Eksperyment polityczny w postaci Ruchu Narodowego z perspektywy czasu zakończył się fiaskiem. Podobnie start Konfederacji w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Pozostaje w tym zakresie obserwować Konfederację w okresie przygotowawczym do zbliżających się wielkim krokiem wyborów parlamentarnych. Nie udało się pociągnąć dalej kilku projektów związanych z szeroko rozumianą muzyką tożsamościową, tj. festiwali „Orle Gniazdo” i „Jedność to siła”. W pierwszym przypadku miało to związek z głośną zimą zeszłego roku słynną aferą wafelkową, po której demoliberalne władze III RP dość mocno przykręciły śrubę. Należy zwrócić uwagę, że wyłączając aferę wafelkową, w dalszej perspektywie koncerty i imprezy tożsamościowe miały bardziej charakter imprez dla tych już przekonanych ze środowiska, prawie w ogóle nie wyszły do społeczeństwa. Wspieranie tych inicjatyw celem kształtowania nacjonalistycznej kontrkultury wobec systemu powinno być jednym z istotnych środków wojny kulturowej z nowoczesnym światem. Radykalnej części środowiska narodowego niepełnie udało się jeszcze wyjść z poziomu subkultury, co powoduje w Internecie napinki, trolling i głupawki względem umiarkowanych narodowców, którzy – co nie powinno dziwić – odpowiadają tym samym i generują się przez to konflikty w środowisku narodowym. Robią się kolejne podziały zamiast możliwości dialogu, choć na lokalnej niwie udaje się współpracować.

 

  1. Jakie obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Jednym z najważniejszych celów i wyzwań dla polskich nacjonalistów XXI wieku, które należy zrealizować w pierwszej kolejności, są: odpowiednie przygotowanie i przedstawienie kompleksowych pryncypiów swojej idei celem utworzenia odpowiedniej bazy i nadbudowy do przyszłościowego opracowania programu politycznego, przedstawiającego nacjonalistyczny punkt widzenia na zagadnienia dotyczące: ustroju, prawa, konstytucji, samorządów terytorialnych, polityki miejskiej i wiejskiej, transportu miejskiego, polityki zagranicznej, geopolityki, strategicznych gałęzi polskiej gospodarki, systemów społeczno-gospodarczych (wraz z ich konstruktywną krytyką oraz przedstawieniem narodowej alternatywy gospodarczej), szkolnictwa, ochrony środowiska, polityki klimatycznej, systemu pomocy społecznej i wsparcia socjalnego dla potrzebujących ludzi, opieki i wsparcia państwa dla integracji osób niepełnosprawnych z polskim społeczeństwem oraz włączenia ich do życia publicznego Polski, religii, rodziny, rynku pracy, polityki historycznej, kultury, sztuki oraz nauki. Praca nad tymi zagadnieniami jest bardzo ważna, bo zwykłemu, przeciętnemu Kowalskiemu, hasła „Wielka Polska Narodowa”, „Jedną drogą Nacjonalizm – uderz w kapitalizm!”, „Precz z komuną” etc. nic konkretnego nie mówią, są jedynie hasłami demonstracyjnymi, mającymi zaprezentować pewien ogląd nacjonalistów na pewne sfery życia społeczno-politycznego. Samymi hasłami jednak człowiek nie nakarmi siebie ani swojej rodziny, nie utrzyma się na życie na co dzień ani nie pojedzie na zasłużony urlop, nie zdobędzie wykształcenia zawodowego ani wyższego na uniwersytecie. Nasi ideowi przeciwnicy – co trzeba ze smutkiem odnotować – dlatego są popularni w społeczeństwie, ponieważ na szereg poruszonych tu zagadnień mają swoje rozwiązania, są zaangażowani w działania na rzecz obrony praw pracowników, związki zawodowe, walkę z mafią lokatorską (co czynią skrajnie lewicowe zrzeszenia pracownicze i grupy walczące z eksmisjami na bruk), jednym słowem: wychodzą ze swoimi postulatami do społeczeństwa. I społeczeństwo odnosi się do nich w taki, a nie inny sposób. Oczywiście możemy tutaj zaklinać rzeczywistość nie reprezentującymi żadnego merytorycznego poziomu memami czy internetowym trollingiem, jednak prawda jest taka, że sporo rodaków w przeciwieństwie do części prawicy i nacjonalistów traktuje lewicę i liberałów poważnie, ponieważ mają te wrogie nam obozy konkrety do zaoferowania społeczeństwu. I stąd wychodzi kilkunastu procentowe poparcie lub na poziomie konkurów o kilka punktów procentowych między duopolem PO-PiS.

Nacjonalizm powinien zadbać o obecność reprezentantów swojej idei we wszystkich sferach życia publicznego w Polsce. Wychodząc z tego założenia – zależnie od wykształcenia, zawodu wyuczonego, umiejętności praktycznych, indywidualnych kwalifikacji i doświadczenia – trzeba się uczyć, zdobywać wykształcenie,doświadczenie w kierunku zawodowym, naukowym bądź technicznym, poszerzać swoje horyzonty myślowe w dziedzinie nauk humanistycznych, zdobywać i rozszerzać swoje kwalifikacje oraz nowe doświadczenia. Wielka Polska, o którą nacjonaliści walczą, w końcu będzie w przyszłości potrzebowała nie tylko wielkiej idei oraz programu, ale konkretnych ludzi: polityków, zawodowych żołnierzy i oficerów, pracowników różnych zawodów od umysłowych po techniczne, naukowców z różnych dziedzin (historyków, matematyków, chemików, fizyków, geografów, informatyków, filozofów etc.), specjalistów od bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, mechaników, publicystów, poetów, ludzi kultury. Jednym słowem, będzie potrzebowała odpowiednio przygotowaną, uformowaną i doświadczoną elitę intelektualną, społeczną i polityczną, która nada nowy ton życiu Narodu i Państwa Polskiego. Życiu, które poprowadzi naszą Ojczyznę ku Wielkości oraz – w co ufam – lepszej i piękniejszej przyszłości. Trzeba konsekwentnie mierzyć siły na zamiary i móc działać na miarę swoich możliwości na różnych płaszczyznach nacjonalistycznego działania. Dla jednych będzie to publicystyka i szeroko rozumiana działalność umysłowa, intelektualna, dla drugich aktywizm uliczny oraz akcje bezpośrednie, dla innych – działalność wydawnicza, kulturalna, a dla jeszcze innych coś jeszcze innego. Ważne, bynie tkwić w marazmie i rozwijać jak najlepiej swoje talenty i umiejętności adekwatne do tego, w jaki sposób może każdy z nas przysłużyć się Sprawie. Sprawie, która jest Wielka. A Polska od nas wymaga, byśmy byli pokoleniem wielkim.

Musimy coraz szerzej wychodzić do polskiego Narodu. Polski Naród nie żyje w Internecie, tylko w naszej szarej, codziennej rzeczywistości. Warto rozwijać cykliczne akcje wsparcia dla potrzebujących rodaków, w czym pomaga organizowanie i cykliczne ich prowadzenie. Kilka razy do roku nacjonaliści z różnych ugrupowań organizują akcje charytatywne dla dzieci z domów dziecka, dla samotnych matek, bezdomnych oraz biednych, rozbitych rodzin. Biorą udział jako wolontariusze w Bankach Żywności, lokalnych „Wigiliach dla Bezdomnych” i innych tego typu wydarzeniach. Dzięki tym akcjom pokazujemy, że nacjonalizm jako idea zakładająca walkę o lepszy byt socjalny i ekonomiczny Narodu nie jest pustym sloganem, lecz ideą czynu dnia codziennego (mimo, iż z jednej strony skrajna lewica chce mieć monopol na tego typu akcje i oskarża nacjonalistów o wybijanie się kosztem potrzebujących rodaków na promocji swojej idei, a z drugiej strony – pipiprawica i koliberałowie rzucają oskarżeniami o socjalizm, pomoc roszczeniowym nierobom, rozdawnictwo socjalne etc. samemu żadnej alternatywy socjalnej nie oferując dla potrzebujących). Te akcje również pozwalają odkłamać pokutujące stereotypy o nacjonalizmie pokazując, że nacjonalizm nie taki straszny, jak maluje go Gazeta Wyborcza, TVN czy centroprawicowe media.

Dzisiaj polski Naród jest atakowany przez postmodernizm mówiąc językiem naukowym (publicystycznie – marksizm kulturowy) i sukcesywnie urabiany we wszystkich sferach ludzkiego życia na postmodernistyczną, neomarksistowską modłę. Działania w tym celu środowiskom skrajnej lewicy ułatwia pozycja zdobyta poprzez taktykę „marszu przez instytucje” na uniwersytetach, think-tankach, mediach głównego nurtu, instytucjach kultury i tzw. sztuki nowoczesnej. Mogą one kreować własną wizję i obraz świata nie narażając się na konsekwencje równolegle atakując inaczej myślących rodaków (vide: cenzura wobec środowisk szeroko rozumianej Prawicy na części polskich uniwersytetów). Sojusznikiem lewicy jest bierność pipiprawicy, która to pipiprawica bardziej w imię Świętego Spokoju (wzorem swoich zachodnioeuropejskich odpowiedników) zaczyna odchodzić od swoich pryncypiów ideowych na rzecz ich stopniowej liberalizacji, ograniczać swój aktywizm uliczny jedynie do legalistycznych i prawnych metod działania, atakować radykalne odłamy Prawicy za zdecydowaną i nieprzystającą do legalizmu politykę ulicy wobec liberałów, lewicowców, centroprawicy i postmodernistów (czego przykładem była zmasowana     nagonka pipiprawicowych dziennikarzy, publicystów i społeczników na kibiców piłkarskich, nacjonalistów i mieszkańców Białegostoku, którzy w lipcu br. dali zdecydowany odpór pochodowi degeneratów maszerującemu ulicami miasta czy pokrętne tłumaczenie się szczecińskiego radnego PiS, Dariusza Mateckiego, który domagał się od działaczy Młodzieży Wszechpolskiej nieorganizowania „akcji dezynfekcji miasta po pochodzie LGBTQ+”, a jedyną dopuszczalną przez pipiprawicowego radnego metodą sprzeciwu była organizacja legalnego wiecu w obronie tradycyjnej rodziny) oraz bezkompromisowość idei. Nacjonaliści powinni sobie uświadomić, że pipiprawica jest tak samo albo jeszcze bardziej niebezpiecznym wrogiem dla ruchu narodowego. Dlaczego? Dlatego, że skrajna lewica oraz liberałowie otwarcie przedstawiają swoje poglądy oraz metody, którymi chcą narzucić naszemu społeczeństwo rządy dusz i władzę. Nie odcinają się od radykalnych środków, nawet przemocy, jeśli mają być one dla nich skutecznym środkiem na zniszczenie naszego obozu politycznego. Pipiprawica zaś próbuje pod płaszczykiem „jednoczenia prawicy”, „jedności narodowej” etc. urabiać mogących ich bezkrytycznie popierać ludzi prywatnych (którzy mogą w pewnych sferach sympatyzować z nami) na swoją modłę oraz sprowadzać działalność społeczno-polityczną jedynie do legalistycznych metod prawnych, konstytucyjnych i petycyjnych. Współpraca pipiprawicy i nacjonalistów w dalszej perspektywie będzie niemożliwa, a wręcz skończy się dla tych drugich marginalizacją, wykluczeniem politycznym i represjami (co historia pokazała na przykładzie Legionu Michała Archanioła, Falangi Hiszpańskiej i Strzałokrzyżowców w okresie Międzywojnia i II wojny światowej, a współcześnie - represje centroprawicowych rządów europejskich wobec nacjonalistów, m.in. w Polsce). Więc jednym z metapolitycznych wyzwań dla nacjonalistów jest walka z prawicą i lewicą, które w równym stopniu są równie wrogie szeroko rozumianemu obozowi narodowemu.

Innym z wyzwań stojących przed ruchem narodowym jest odebranie pola skrajnej lewicy oraz liberałom w dziedzinach życia społecznego i politycznego, w których dominują. A dominują z powodu braku obecności Prawicy i współczesnej prawicowej alternatywy. Sfer tych jest bardzo dużo, więc pozwolę wymienić jednym tchem część z nich: walka z eksmisjami na bruk i czyścicielami kamienic, ekologia, ochrona środowiska naturalnego, sprawa kryzysu klimatycznego, kultura, uniwersytety, wyższe uczelnie i szkoły. W części z nich udało się nacjonalistom przełamać monopol lewicy na działalność na rzecz potrzebujących rodaków czy ochrony środowiska, w wielu innych powoli starają się oni poszukiwać odpowiednich rozwiązań. Warto jeszcze zastanowić się nad udziałem nacjonalistów w życiu lokalnym, czyli szeroko interpretowanej polityce miejskiej i samorządach celem kształtowania swojej więzi z lokalną społecznością i służbą dla Narodu w swoim regionie, mieście, miejscowości etc.

Od przejęcia władzy przez PiS nasilają się represje wobec środowiska narodowego: brutalne pacyfikacje kontrdemonstracji przeciwko paradom równości przez policję (np. w Poznaniu, Lublinie, Rzeszowie, Częstochowie, Białymstoku, Gdańsku, Warszawie), odwoływanie konferencji metapolitycznych o charakterze nacjonalistycznym pod pręgierzem represji (co miało miejsce ostatnio w Krakowie i Gdańsku, gdzie nacjonaliści wobec represji musieli odwołać zaplanowane wcześniej konferencje), administracyjne zakazy (z władzami Warszawy na czele) na organizację marszów, pikiet i demonstracji, zatrzymania i aresztowania działaczy różnych organizacji (zarówno radykałów, jak i umiarkowanych narodowców), rosnąca cenzura prewencyjna w Internecie, zaostrzenie niesławnego artykułu „256” Kodeksu Karnego, którego skutków nie odczują marginalne organizacje i partie komunistyczne (na co liczy pipiprawica), tylko nacjonaliści, którzy już nieraz na przestrzeni lat mieli okazję doświadczyć karzącej ręki władzy rzucającej zarzutami z „256”.

 

  1. Jakie szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?

 

Polski nacjonalizm – w przeciwieństwie do lat 90’ i 2000’, gdy Ruch był oparty głównie o subkulturę skinheadów i działające już od lat 80’tych organizacje (m.in. NOP) – mimo wszystko ma szansę sukcesywnie przebijać się do opinii publicznej. Szansą na umiejscowienie i przywrócenie nacjonalizmu na mapę polityczną, metapolityczną i światopoglądową Polski są tworzone własne media, które prezentują różnorodność i pluralizm poglądów na różne sprawy mieszczące się w kryteriach szeroko rozumianej prawicy i idei narodowej. Nacjonalistyczne i patriotyczne demonstracje po 2010 roku i słynnym boomie na Marsz Niepodległości zaczęły gromadzić coraz więcej ludzi i otwierać się na zwykłych, szarych Polaków dumnych ze swojego pochodzenia, historii, kultury oraz świadomych negatywnych skutków globalizacji i wyzwań XXI wieku, których Naród musi stawić czoła. Szansą na promowanie idei są również organizowane akcje i zbiórki charytatywne, wydarzenia kulturalne i artystyczne, konkursy z różnych dziedzin oraz zawody sportowe. Możliwości na dotarcie do młodzieży, a więc tej najbardziej żywotnej i dynamicznej części Narodu, która w dzisiejszym świecie jest szczególnie narażona na wszelkiego rodzaju używki, wątpliwej jakości moralnej wzorce i autorytety oraz promującą antywartości kulturę masową, daje muzyka broniąca świata Wartości (nie musi to być od razu skinheadowski rock, stare kapele z nurtu RAC, ale głównie muzyka hip-hopowa i wykonawcy utożsamiający się nie tylko z nurtem narodowym i patriotycznym, ale również można słuchać chrześcijańskiego rapu) oraz sport (gł. piłka nożna i sporty walki). Jednymi z Nas są również ludzie z „wielkiego świata” reprezentujący świat Wartości i swoją postawą, postawą Wiary, okazują bunt przeciwko nowoczesnemu światu i tym samym pokazują, że nawet jeśli są sławnymi ludźmi i gwiazdami, to nie porzucili swoich ideałów, wiary, religii i tradycyjnych Wartości, stąd warto do nich się również odwoływać.

Jakie są pułapki dla współczesnego polskiego nacjonalizmu? Na co powinniśmy uważać? Po pierwsze – nacjonalizm, idea narodowa, nie powinien zamykać się w subkulturowym getcie (co wielokrotnie piętnowaliśmy na łamach „Szturmu”) i wszystkich mających inne zdanie na dany temat od słynnych „kumatych” wyzywać od zdrajców idei, krawaciarzy, oportunistów etc. o ile nie ma ku temu podstaw. Merytoryczna i konstruktywna krytyka danych poglądów jest ok, ale prymitywne wyzwiska i wzajemne napinki mało dają wartości dodanej, a wręcz mogą zrazić normalnych ludzi do idei narodowej. To w dalszej konsekwencji może jeszcze bardziej zniżyć ideę do poziomu subkultury. Po drugie – pułapką może być hipokryzja wyrażająca się w dwuznacznym, dwulicowym charakterze życia. Wiele już było przykładów, gdy ktoś X czy Y głosił wielkie, górnolotne i szczytne hasła ideowe, ale poza tym nie miał kręgosłupa moralnego i nie reprezentował nacjonalizmu sobąw codziennym życiu, awręczprzeciwnie, żył niezgodnie z wyznawanymi przez siebie Wartościami. Po trzecie – należy uważać na ryzyko przerostu formy nad treścią. Jeżeli treść działalności, filozofii życia i przesłanie oparte o nacjonalizm, zostanie podane w odpowiedniej formie pod warunkiem, że między formą a treścią będzie zachowana odpowiednia równowaga i będzie pobudzać ludzi do inspiracji, dyskusji, myśli oraz zmiany, to będzie to możliwość nad dalszą pracą o rządy dusz w polskim Narodzie. Jeżeli zaś forma będzie ważniejsza od treści, to nie będzie z tego żadnej wartości dodatniej, a może tylko to trafić do ludzi już przekonanych.

Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej, a co – negatywnie, w związku z czym należałoby odrzucić? Pozytywnie – poszerzanie inspiracji ideowych i intelektualnych o wzorce zagraniczne, przy czym należy zaznaczyć, by nie podchodzić do tematu w sposób doktrynerski, bo bezkrytyczne inspirowanie się zagranicznymi ruchami narodowymi, prądami myślowymi i ideologiami mieszczącymi się w szerokim spektrum Prawicy może doprowadzić do najczęściej nieudolnych prób przeszczepiania na polski grunt. Warto z tych inspiracji brać, wyciągać to, co będzie wartościowe, inspirujące i przekonujące dla polskich nacjonalistów, a jednocześnie budować krytyczną, ale twórczą refleksję na temat tego, co by nas różniło od innych, europejskich nacjonalistów. Spośród ciekawych nurtów ideowych, wartych czytania, studiowania, analizowania, polemiki i twórczej inspiracji (oprócz oczywiście polskich klasyków myśli narodowej oraz narodowego radykalizmu) mogę wymienić: Trzecią Pozycję, niemiecki rewolucyjny konserwatyzm Międzywojnia (Carla Schmitta, Ernsta Jungera etc.), powojenne nacjonalizmy włoski, francuski i hiszpański, Alt-Right oraz twórczość literatów i intelektualistów od Międzywojnia po czasy współczesne związanych na przestrzeni lat z ruchem narodowym. Co zaś należałoby odrzucić? Po pierwsze – sztywne doktrynerstwo oraz bezkrytyczne podejście do klasyków polskiej myśli narodowej, mogące determinować patrzenie na współczesność przez pryzmat XIX wieku, Międzywojnia i historycznych sporów o charakterze ideowo-politycznym (szczególnie mowa tutaj o wiecznym sporze Piłsudski-Dmowski czy kwestii ukraińskiej). Po drugie –ograniczanie swych horyzontów intelektualnych jedynie do czytania wszystkiego, co wytworzy intelektualnie Prawica, a sięganie również po literaturę lewicową, liberalną etc. celem poznania ich punktów widzenia na różne sprawy i konfrontowania ich ze swoją merytoryczną argumentacją. Po trzecie – porzucić toczący przez wiele lat środowisko narodowe wirus liberalizmu, przez który wielu młodych ludzi bezkrytycznie łączy konserwatywne czy nawet narodowe zapatrywania na obyczajówkę, tradycję i religię z liberalizmem gospodarczym, co jest niemożliwe ze sobą do pogodzenia, ponieważ liberalizm i nacjonalizm są i będą zawsze wrogie sobie.

 

Adam Busse (ur. 1993)–historyk, wieloletni członek redakcji„Szturmu” (w latach 2014-2018)

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:08

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Grzegorz Ćwik

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

 

Sądzę, że wszystko zależy od przyjętej perspektywy i oczekiwań. Jeśli spojrzymy na polską rzeczywistość po 2 wojnie  światowej , to uznać za duży sukces trzeba to, że nacjonalizm jako taki w ogóle istnieje w naszej przestrzeni publicznej. Przecież przez 45 lat okupacji sowieckiej idea ta była de facto zakazana, a incydenty w rodzaju „Grunwaldu” były koncesjonowanym nacjonalizmem na pasku SB. Z drugiej strony, jeśli porównamy obecny polski nacjonalizm do tego przedwojennego czy do innych krajów europejskich, to uderza w nas słabość liczebna, organizacyjna, polityczna, społeczna i ideologiczna. I jak sądzę perspektywa ta będzie właściwsza. Nie dlatego, że lubię się poużalać, lub krytykować dla krytykowania, ale dlatego, że faktycznie nasz nacjonalizm jako taki jest obecnie po prostu słaby. Wbrew medialnemu obrazowi, któremu sami nolens volens ulegamy, nasze spektrum oddziaływania na Naród maleje i choć proces ten nie jest bardzo szybki, to jednak stały.

Sukcesem polskiego nacjonalizmu bezspornie jest to, że idea ta jest obecna w życiu publicznym i jako taka jest rozpoznawalna. Przeciętny Polak czy Polka po prostu mają świadomość, że w Polsce funkcjonuje nacjonalizm jako światopogląd, forma działalności i stosunku do rzeczywistości. Sukcesem jest także fakt istnienia nacjonalizmu w formie organizacyjnej. Młodzież Wszechpolska, Obóz Narodowo-Radykalny, Stowarzyszenie Niklot i szereg innych inicjatyw to na pewno warte odnotowania formy oddziaływania na społeczeństwo. Nieformalne inicjatyw jak choćby Autonomiczni Nacjonaliści czy niestety nieistniejący już Szturmowcy także warte są wspomnienia. Nacjonalizm objawił się także w formie publicystyki, prasy, projektów o charakterze think-tanków, które w mniejszy lub większy sposób wpływają na ideologiczny dyskurs. Wymieńmy tu portal Autonom, 3Droga, nacjonalista.pl, narodowy.net, kierunki.info. Z prasy choćby „Szczerbca”, „Wszechpolaka”, „Trygława” a przede wszystkim absolutna perłę i najlepszy pod względem merytorycznym periodyk narodowy, czyli „Politykę Narodową”. Funkcjonują także wydawnictwa książkowe o charakterze narodowym, jak choćby Capital Book. Zarówno wznowienia klasyków myśli narodowej, jak i wydawanie nowych pozycji czy tłumaczenie pozycji zagranicznych bezsprzecznie jest dla nas, jako środowiska nacjonalistycznego, obowiązkiem.

Nie ukrywam, że mimo wszystko „moda na patriotyczne koszulki” również jest pozytywnym skutkiem oddziaływania nacjonalizmu. Abstrahując od tego, czy przeciętny człowiek noszący koszulki z Wyklętymi, husarią czy Powstaniem Warszawskim ma choćby elementarną wiedzę na ich temat, to masowa obecność takiej odzieży ma co najmniej 2 pozytywne skutki. Po pierwsze w przestrzeni publicznej funkcjonuje powszechnie zbiór naszych motywów, tradycji i odwołań. Nawet lewica ma doskonale świadomość, że w tej materii poniosła ogromną porażkę. Po drugiej noszenie takiej odzieży oznacza poczuwanie się do pewnych elementarnych sfer solidarności narodowej i wyznawania podstawowych wartości, jak Naród, ojczyzna, rodzina czy religia. To zysk już sam w sobie.

Największy niewątpliwie sukces polskiego nacjonalizmu, jak i jednocześnie najbardziej niewykorzystana karta, to z pewnością Marsz Niepodległości, który od 2010 roku stał się stałym elementem życia publicznego w naszym kraju. Oczywiście, wydarzenie to było już organizowane wcześniej przez środowiska narodowe, jednak w 2010 na skutek różnych przyczyn stało się niezwykle popularne, skupiając uwagę dziennikarzy i polityków. Popularność jego trwa do dziś, a o ile w 2010 roku udział wzięło ok. 10 tysięcy ludzi, to w następnych latach zdarzały się wypadku (2018), że liczba uczestników dochodziła do 250 tys. Tym samym jest to bezsprzecznie największa i do tego cykliczna manifestacja w kraju oraz w Europie o takim charakterze. Abstrahując od  opinii o twórcach sukcesu Marszu z 2010 roku, uznać trzeba Marsz Niepodległości za sukces. Pamiętajmy, że w roku 2010 polityka usuwania wszelkiej narodowej dumy, świadomości i patriotyzmu oraz szerzenie kosmopolityzmu i poczucia wstydu oraz niższości wobec zachodniego „postępu” były daleko zaawansowane. Środowisko, którego symbolem była i jest „Gazeta wyborcza”, samo pomogło rozpropagować wydarzenie, które trwale (póki co) trend ten zatrzymało a wręcz odwróciło. I o ile krytykować można turbo-patriotyzm i wspomnianą modę na koszulki z Pileckim czy „Inką”, to zapewniam Was – lepiej, żeby ludzie nosili koszulki z Nimi i nie do końca wiedzieli kim byli, niż żeby na ich miejscu był Che Guevara.

A co się nie udało i z czego to wynika? Nie udało się stworzyć faktycznie nacjonalistycznej partii politycznej, która w sposób stały i szeroki funkcjonowałaby w życiu politycznym i parlamentarnym. Nie mamy w niniejszej ankiecie wystarczająco dużo miejsca na wyszczególnienie czemu partią taką nie jest Ruch Narodowy. Wyliczę więc skrótowo: brak faktycznie nacjonalistycznego programu politycznego, który byłby w rzeczywistości realizowany; brak choćby próby stworzenia własnej bazy społecznej; sojusze z politykami liberalnymi, którzy całkowicie wzięli w niewolę polityczną i ideową Ruch Narodowy – ten zrzekł się na ich korzyść swej podmiotowości i większości postulatów ze swego programu politycznego; słabość liczbowa i jakościowa kadr, która przekłada się na zwykły analfabetyzm polityczny; nieumiejętność stworzenia własnej kontrnarracji. W efekcie nie mamy faktycznie nacjonalistycznej partii politycznej w tzw. „głównym nurcie”, a ta która funkcjonuje to bardziej populistyczna partia wolnościowo-konserwatywna.

Ogromnym problemem nacjonalizmu jest jego nierówne rozwinięcie jako idei i programu. Myślę, że spokojnie można nazwać to niedorozwojem ideologicznym, bo o ile w kilku tematach (lgbt, historia, etc.) nacjonalizm ma sporo do powiedzenia, o tyle w szeregu istotnych kwestii nie istnieje narracja nacjonalistyczna – chociażby w kwestii rynku pracy, stosunku do kapitalizmu, kwestii klimatycznych i dziesiątków innych.

Cały czas nacjonalizm cierpi na ogromny problem wynikający z zaczadzenia liberalizmem, który nad Wisłą obrał postać korwinizmu. To zresztą znamionuje inny problem naszego środowiska, a mianowicie brak własnych autorytetów politycznych i intelektualnych, co konsekwentnie wykorzystują liberałowie, populiści, konserwatyści i inni szarlatani polityczni, którzy raz po raz zagarniają poparcie osób o poglądach narodowych. Dodajmy – zagarniają je bardzo często dla swych poglądów, które są antynarodowe.

Nie posiadamy jako nacjonaliści własnej kontrkultury, rozumianej jako formy wpływania na społeczeństwo poprzez muzykę, literaturę, film, sztukę. Pojedyncze dosłownie przypadki wiosny nie czynią, bo porównując ze środowisko anarchistyczno-liberalnym (choćby tzw. „skłotersi”) to widać różnicę kilku poziomów.

Ruch nacjonalistyczny, podobnie jak prawie cała prawica nie mainstreamowa, jest niestety obecnie ruchem w dużej mierze antynaukowym. Nie posiadamy zazwyczaj wiedzy na tematy, których tak chętnie się podejmujemy. Polityka, ekonomia, społeczeństwo, kwestia klimatyczna, transport, geopolityka i stosunki międzynarodowe – porównajcie proszę to jak kwestie te opisuje choćby „Nowy Obywatel”, a jak my. Nie chodzi mi oczywiście o ideologiczny odcień „Nowego Obywatela”, ale o ogromną merytoryczność i naukowość tego, co ludzie ci robią. Tymczasem my mamy wyświechtane anegdotki i memy od Korwina czy innego liberała, powszechnie powtarzane sofizmaty i poczucie jakiejś elitarności, która nijak się ma do realiów. W efekcie tego narodowcy walczą ze szczepionkami, „socjalizmem” i „komuną”.

Nacjonalizm nie stanowi dziś alternatywy dla przeciętnego obywatela. To tylko nam się wydaje, że jesteśmy elitą, którą posiadła wyższą prawdę. To nieprawda, jesteśmy coraz bardziej zmarginalizowaną grupą, której szczątkowy program nie jest w stanie rozwiązać prawie żadnego problemu tego Narodu i kontynentu.

Wreszcie zauważyć trzeba, że środowisko nacjonalistyczne w stopniu wysoce niedostatecznym skupiło się na metapolityce, często w ogóle nie dostrzegając palącej potrzeby podjęcia wytężonej pracy na tym polu. Efektem tego jest brak planowego i rozpisanego w dłuższej perspektywie czasu wpływu na społeczeństwo.

Pytanie o powód tego stanu rzeczy jest skomplikowane. Na pewno fakt zerwania dziejowej ciągłości naszej formacji i idei odgrywa tu ogromne znaczenie. Od roku 1944 do roku 1989 nie było w Polsce oficjalnie nacjonalizmu, nacjonalistyczne książki, broszury i cała tradycja były zwalczane, a wielu ludzi związanych z ideą narodową przed Wrześniem poniosło śmierć lub wyemigrowało po wojnie.

Dużym problemem nacjonalizmu jest jego archaiczność, jeśli idzie o formy, poniekąd także o treść, przez co stajemy się nieskuteczni. Elementem silnie dla nas niekorzystnym jest subkulturyzacja i idące w parze z nią patologie, jak chociażby problemy z używkami. Brakuje nam form działalności odpowiednich do naszych czasów – stowarzyszeń, fundacji, wydawnictw, tytułów prasowych, think-tanków, mediów. Brakuje nam systematyczności, konsekwencji, umiejętności wyjścia poza środowiskowe myślenie oparte o akceptację wąskiej grupy osób z ruchu. Boimy się wręcz skuteczności i sukcesu, coraz bardziej się marginalizując. Co gorsza robimy to na własną prośbę.

Ruch nacjonalistyczny jest też ruchem młodym i naiwnym, stąd wszelkiej maści populiści i Janusze biznesu wykorzystują nas bez litości i skrupułów. A my jak to my, ciągle popełniamy te same błędy, zawierzamy w te same kłamstwa, wierzymy w te same ułudy.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Ze względu na to co pisałem w poprzednim punkcie, jasnym jest, że tych wyzwań dla nas, nacjonalistów jest dość dużo. Najważniejsze jak sądzę dzielą się na:

  1. Wypracowanie spójnej, radykalnej i merytorycznej ideologii polskiego nacjonalizmu,

  2. Stworzenie i wdrożenie odpowiednich narzędzi do realizacji działań metapolitycznych.

  3. Opracowanie podstaw działalności społecznej i lokalnej, która umożliwi powstanie nowej, prawdziwie nacjonalistycznej partii politycznej.

Kolejność tu zresztą jest nieprzypadkowa i stanowi niejako odpowiedź także na drugą część pytania.

Kwestia ideologiczna jawi się nam jako najważniejsza, gdyż w trwających od 1789 roku czasach ideologicznych, warunkuje ona każda inną materię. Oznacza to, że kwestia ideowe i programowa jest najistotniejsza dla naszej walki na poziomie meta. Bez określonej idei nie jesteśmy bowiem w żadnym stopniu wypracować konkretnych rozwiązań, wdrożyć kontrnarracji czy nawet trafnie zdefiniować przeciwnika. W Polsce problem ten widać szczególnie mocno, gdy pod uwagę weźmiemy straszliwą mizerię ideową Ruchu Narodowego, którego poza populistycznymi i pustymi hasłami, nie reprezentuje żadnej faktycznie głębokiej idei, a jego wiernopoddańczy stosunek wobec frakcji liberałów i korwinistów tylko to potwierdza.

Opracowanie idei warunkuje to w jaki sposób należy ją przetwarzać, to jest dokonać transmisji z poziomu zrozumiałego dla wąskiego grona osób interesujących się ideą i polityką do szerokich mas społeczeństwa. Jednym z bowiem największych bolączek nacjonalizmu w Polsce jest brak publikatorów i środków działania, które docierałyby do innych grup odbiorców, niż sami nacjonaliści. Nie ma co bowiem ukrywać – na obecną chwile duża część „roboty” nacjonalistycznej trafia wyłącznie do samych nacjonalistów, czyli niejako w próżnię. Sensem pracy narodowej w obecnej sytuacji jest wypracowanie odpowiednich środków – stowarzyszeń, fundacji, portali, wydawnictw, i innych inicjatyw, które pozwolą szeroko i głęboko wpływać na sferę metapolityczną.

Już nieodżałowany Faye zauważył, że jednym z większych błędów francuskiej Nowej Prawicy było zignorowanie działalności politycznej. Nie chodziło tu oczywiście o udział w polityce dla samego udziału lub określonych korzyści, ale o politykę rozumianą jako narzędzie metapolityki. To zaś jest jak najbardziej możliwe – o ile tylko powstaje nie jako bezideowy i karierowiczowski twór nieokreślonej narodowo-patriotycznej opcji, ale jako efekt pracy społecznej i lokalnej. Jak sądzę taka droga właśnie powinna być naszym celem – tworzenie struktur lokalnych, które w porozumieniu ze sobą realizowałyby szereg działań społecznych i oddolnych, co z czasem skutkowałoby wytworzeniem się bazy do działalności politycznej.

Jeśli chodzi o elementy, którymi należy wzbogacić ideę to jest ich dużo, co wynika z wymienionego wyżej głębokiego niedorozwinięcia stanu naszej idei. Najważniejsze, jak sądzę, kwestie dla nas to:

  • Sprecyzowanie koncepcji Narodu, przez co rozumiem ostateczne odrzucenie tzw. „nacjonalizmu obywatelskiego”, który w obecnych czasach nolens volens musi iść w jednej parze z multikulturalizmem. Oprzeć musimy się o koncepcję etniczno-kulturową.

  • Kolejna kwestia to duży dział, który zbiorczo nazwać można ekonomiczno-społecznym. Celem tu musi być stworzenie własnej narracji i analizy zjawisk gospodarczych i ich wpływu na społeczeństwo, oraz rozwiązań, które będą stanowiły alternatywę zarówno dla kapitalizmu, jak i pomysłów nowej lewicy. Odrzucenie liberalnych paradygmatów, myślenie oparte o solidaryzm narodowy i świadomość szybkości przemian cywilizacyjnych oaz technologicznych to niezbędne elementy naszego nacjonalistycznego światopoglądu.

  • O wwestii klimatycznej mówiliśmy, mówimy i będziemy mówić. Podobnie jak o zanieczyszczeniu środowiska naturalnego, dobrze rozumianej ekologii, energetyce i innych zagadnieniach, które spoić można klamrą pod nazwą „dbałość o środowisko naturalne”. Element ten w idei narodowej jest mocno nieobecny, często wręcz wyszydzany i z zadziwiającą łatwością oddawany lewicy i liberałom, a to nie tylko błąd polityczny i wizerunkowy, ale także merytoryczny, gdyż zagrożenie klimatyczne jest coraz bardziej palącym zagrożeniem.

  • Formułowanie koncepcji międzynarodowych i geopolitycznych może wydawać sie, biorąc pod uwagę „znaczenie” środowiska narodowego, cokolwiek śmieszne. Z drugiej jednak strony proszę wyobrazić sobie sytuację, gdy jakimś cudem środowisko narodowe dochodzi do głosu i ma decydować także o takich aspektach jak relacje z innymi krajami, ogólny kierunek naszej polityki międzynarodowej, etc. Dlatego też obowiązkowym dla nas elementem jest zajęcie się kwestiami geopolitycznymi i międzynarodowymi. Nie możemy tu oczywiście pozwolić sobie na historycyzm, narrację opartą na walkę z „komunizmem” (Rosja), „nazizmem” (Niemcy) czy „banderyzmem”. Zresztą, to właśnie w materii międzynarodowej najpełniej objawia się analfabetyzm polityczny polskiej myśli narodowej czasów obecnych. Określenie celów, warunków i zasad poruszania się Polski po geopolitycznej planszy to must be naszych wysiłków ideowych, a znaczenie tego jest tym większe im bardziej uwidacznia się przetasowanie widoczne w światowej polityce (zmniejszanie się roli USA, zwiększanie Chin i Indii, etc).

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?

 

Podstawowym, i często pomijanym, elementem który jest dla nas oczywistym plusem, jest fakt, że to my stoimy po stronie Prawdy. To my bronimy naturalnych praw, tego co zdrowe, czyste, normalne i właściwe. Przeciw nam występuje cała wspakultura naszych czasów, który stanowi w najwyższym stopniu dehumanizację i cywilizacyjny regres oraz upadek.

Oczywiście, powyższe niewiele lub zgoła nic nie zmienia w kwestiach praktycznych, jednak jak sądzę warto o tym pamiętać i mieć tego świadomość.

Szansą z pewnością jest narastający kryzys cywilizacyjny, swoista konwergencja katastrof, o której pisał Faye. Multikulturalizm, postępujący kapitalizm, liberalizm, upadek duchowości, do tego przemiany geopolityczne i klimatyczne w efekcie doprowadzić mogą do daleko idących zmian obecnego status quo. Wszystko to potęgowane będzie najpewniej także strategiczną zmianą w światowej geopolityce. W tym wypadku otwiera się dziejowa szansa dla nacjonalizmu, a zasada „im gorzej, tym lepiej” nabiera całkiem sporo sensowności.

Niewątpliwie cały czas w polskim Narodzie znajdują się spore pokłady poczucia normalności, które przełożyć mogą się na poparcie określonych inicjatyw i projektów, zwłaszcza o charakterze społecznym. Zadaniem dla nas jest przełożyć nacjonalizm na język zrozumiały dla normalnego i zwykłego obywatela, a nie tylko osoby z „klimatu”.

Możliwości prawne funkcjonowania legalnych i oficjalnych struktur także są duże, a posiadanie stowarzyszenia czy fundacji jest zyskiem samym w sobie.

Cały czas spore rzesze młodych osób identyfikują się z tak czy inaczej postrzeganą ideą narodową, co przy dobrym wykorzystaniu tych grup i zaproponowaniu im sensownych form aktywności, spowoduje, że nie będziemy musieli martwić się o kadry.

Pułapki i negatywne determinanty polskiego nacjonalizmu to przede wszystkim jego wewnętrzne ograniczenia, które od wielu lat dają o sobie znać: archaiczność form działania, niewykrystalizowana ideologia, szybkie „wypalanie się” działaczy, subkulturyzacja i zamykanie się na działalność zewnętrzną. Ponadto od wielu lat polski nacjonalizm, zwłaszcza ten upolityczniony, popełnia poważne błędy: kolaborację organizacyjną i ideologiczną z liberałami, karierowiczostwo, sojusze z osobami, które zwać się zwykło „szurami”, posunięty do skrajności historycyzm. Prawica narodowa jako taka jest też zarażona antynaukowością, do każdego tematu podchodzi emocjonalnie i histerycznie, przez co – jak słusznie zauważył Alain de Benoist – nie jest w stanie stworzyć swojej narracji, sposobu analizy rzeczywistości i przede wszystkim refleksji.

Ogromnym problemem polskiego nacjonalizmu jest jego wewnętrzny podział i zacietrzewienie temu towarzyszące. Walki i konflikty jednych organizacji z innymi zwykle (choć nie zawsze) są bez sensu, bo w przeważającej większości kwestii zdanie mamy wspólne, a dla osoby spoza środowiska te konflikty są zupełnie niezrozumiałe. Ponadto prowadza one do spadku i tak niewielkiej skuteczności naszej działalności. Z jednej strony upolitycznienie i poczucie wyższości niektórych działaczy główno-nurtowego nacjonalizmu, z drugiej subkulturyzacja i zupełnie fałszywe poczucie jakiejś elitarności tych bardziej niezależnych nacjonalistów. W efekcie dochodzi do fragmentacji środowiska i jego wewnętrznej niespoistości, co skutkuje „na start” gorszą pozycją niż lewica czy liberałowie. Ci bowiem, pomimo niemałych nieraz sprzeczności między sobą, występują zadziwiająco solidarnie. Mam wrażenie, że pojęcie „nacjonalizm dla nacjonalizmu” dobrze oddaje stan ducha i intelektu wielu działaczy. Tymczasem nacjonalizm jest zawsze pracą i walką dla Narodu, a pozostałe kwestie są temu podporządkowane. Jeśli ktoś przedkłada nad to indywidualne ambicje, uprzedzenia czy sympatie, ewentualnie szuka sposobu na „wyżycie się” czy poczucie się lepiej od innych to szybko po prostu straci pole do działania i możliwości jakiekolwiek faktycznej pracy narodowej. Nacjonalizm to odpowiedzialność i świadomość tego, że poświęcamy siebie w pracy nad Narodem. Unoszenie się honorem, wrzeszczenie raz po raz „zdrada!” czy wyciąganie haków i dawno minionych zaszłości jest działalności skuteczną, tyle że niestety głównie dla naszych wrogów, którym jest na rękę zły stan środowiska narodowego.

Nacjonalistom brakuje poczucia rzeczywistości i świadomości wyzwań przyszłości. Umiłowaliśmy historyczne debaty, przekładanie zaprzeszłych kategorii i terminów na obecną rzeczywistość, raz po raz bierzemy udział w dawno zakończonych i zamarłych dyskusjach. Piłsudski czy Dmowski? Szkoła austriacka czy keynesizm? Takich „problemów” polski nacjonalizm niestety przeżywa cały czas stanowczo za dużo. Historycyzm jest uwstecznieniem polskiego nacjonalizmu, który z definicji jest ideą modernistyczną i futurystyczną, nastawioną na przyszłość i realizację określonej polityki i celów. „Obrażanie” się na rzeczywistość, ucieczka w historię i jej przełożenie na obecne realia to droga donikąd.

 

Grzegorz Ćwik (obecny wydawca i redaktor naczelny "Szturmu")

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:55

Michał Walkowski - Czym jest "Szturm"?

Czym jest Szturm? Nie byłbym sobą, gdybym nie zadał sobie i Wam tego pytania w wyjątkowym numerze, który wychodzi w piątą rocznicę istnienia naszego pisma. W ramach mojej krótkiej, lecz konkretnej odpowiedzi na to pytanie, chciałbym w obrębie trzech jej elementów wyrazić to, co uznaję za ważne i – co ważniejsze – istotowe dla Szturmu oraz co mnie w ogóle trzyma przy tym miesięczniku, jak i całym zbudowanym wokół niego środowisku. Dodam, że dla mnie będzie to również w pewien sposób ważny tekst. W ramach małego podsumowania również mojego wkładu w pismo, udało mi się ustalić, że jest to mój 45. tekst w Szturmie. Nie przedłużając jednak – przejdźmy do tego, co najistotniejsze w Szturmie.
Szturm to walka. Przede wszystkim. Nie wyobrażam sobie naszego pisma, czy tym bardziej środowiska bez kultu walki. Walki rozumianej nie tylko jako zmagania ze światem zewnętrznych wrogów, ale przede wszystkim z samym sobą. Na tym opiera się siła każdego, kto „w historię zrywa  się jak w Szturm”. Na walce. Wielopoziomowej, przemyślanej i bezgranicznie ofiarnej walce. Muzułmanie w teorii Dżihadu zawierają nie tylko walkę z niewiernymi – to jest tzw. „mały dżihad”. Wielkim Dżihadem określa się natomiast właśnie walkę z samym sobą – własnymi słabościami, ułomnościami, niezdyscyplinowaniem, czy błędami. Obie te płaszczyzny wzajemnie się dopełniają, ale stanowczo ważniejszą rolę odgrywać dla nas powinien bój z własnym „ja”. W końcu naczelną zasadą nowoczesnego nacjonalisty zawsze powinna być maksyma „Od zwycięstwa w sobie do zwycięstwa w narodzie!”


Szturm to wartość. Wartość dodana. Zawsze i wszędzie stawiamy na głos niesztampowy i bezkompromisowy. Dzięki niemu wiele się zmieniło w środowisku narodowym, a przynajmniej można być pewnym, że zainicjowaliśmy naszym fermentem sporo ważnych zmian wewnątrz niego. Wystarczy wspomnieć choćby takie wątki, bez których nie można sobie wyobrazić naszego środowiska, jak np. antyszowinizm, antyhistoryzm, antyliberalizm, czy chociażby kult siły, witalności i walki, promowanie oryginalnych mitów narodowych, paneuropeizm, czy podkreślenie wagi etnicznej koncepcji narodu. Niezmiennie podtrzymuję opinię, że jesteśmy pismem tworzonym przez nacjonalistów dla nacjonalistów, a to wbrew pozorom stanowi naszą siłę – szczególnie w związku z naszą efektywnością.
Szturm to nacjonalizm nowego milenium. „Idzie nowe...” – tak zaczynają się hasła uliczne, jak i utwory muzyczne, ale i wiele akapitów tekstów publicystyki nacjonalistycznej. I słusznie. Bo Szturm to nie budujące, wzniosłe i puste w swym przekazie frazesy. Staramy się, by nasz przekaz autentycznie wyrażał stan naszego ducha. Stąd tyle słów o arystokracji ducha. Stąd forma naszych haseł. Stąd wreszcie nasza rewolta – rewolta przeciw współczesnemu światu. Wierzymy, że mamy słuszność i wierzymy w zwycięstwo, bo jutro należy do nas! Szturmem w historię!

 

Michał Walkowski

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:53

Wojciech Titz - Perspektywa nacjonalizmu w Polsce

Nacjonalizm i jego przyszłość jest tematyką coraz bardziej interesującą. Społeczeństwo nie tylko w Polsce, ale w całej Europie zaczyna się w moim odczuciu radykalizować poglądowo. Coraz rzadziej można spotkać na ulicy osobę tzw. apolityczną.

 

Problematyka nacjonalizmu w Polsce

 

Nacjonalizm w Polsce nie jest zbytnio popularną ideą w mediach głównego nurtu czy przestrzeni publicznej. Wynika, to między innymi z faktu przeciętnego obrazu nacjonalisty w oczach Polaka, co spowodowane jest latami 90-tymi i niewątpliwie zbyt mocnego związania z ruchami kibicowskimi. Szary Kowalski myśląc o nacjonaliście nie widzi w oczach wyobraźni człowieka oczytanego, pełnego szyku i elegancji, lecz łysego, zataczającego się pato-naziola zamawiającego 5 piw do średniej jakości muzyki albo po prostu zwykłego przysłowiowego dresa ubranego w odzież „patriotyczną". Nacjonaliści w oczach społeczeństwa nie wykształcili twardego kręgosłupa ideologicznego i de facto mało kto wie o co my walczymy i czego chcemy. Oczywiście nie jesteśmy ideologicznym monolitem i byłoby bardzo źle, gdybyśmy się takim stali, jednak nie możemy wiecznie odwoływać się i podgrzewać tego samego kotleta z roku 34-ego, ponieważ ten kotlet w końcu przestanie się nadawać do jedzenia. Jedynie nieliczne grupy zdecydowały się na dostosowanie przekazu i środków do realiów. Niestety, grupy te albo wciąż rozmontowują służby bądź są one zbyt mało liczne by trafić na szersze wody.

Nacjonalizm w Polsce swoją podwalinę ideologiczną jeszcze w okresie IIRP opierał na myślach adekwatnych do tamtejszych realiów, co wymagało od tych którzy popierali jego postulaty ciągłego samorozwoju intelektualnego w celu umiejętnego dostosowania idei do zmieniających się warunków. Sytuacja jednak wygląda troszkę inaczej a od upadku PRL nacjonaliści w dużej większości przekaz opierali o postulaty walki z komuną, mimo iż ten czas minął, a zamiast walki z faktycznymi problemami, jak plan Balcerowicza i niszczenie przemysłu, ówcześni nacjonaliści skupili się na walce subkulturowej. To wszystko składa się na brak poparcia szarego Kowalskiego a wręcz ignorowanie naszej idei. Nasi poprzednicy przespali idealny moment naszej walki, skupiając się na heilowaniu i biciu punków tworząc z nas w oczach społeczeństwa zbiorowisko patologii o przeciwstawnej do anarchistów poglądach. Niestety, aktualne poczynania Ruchu Narodowego tylko i wyłącznie potwierdzają moje słowa. Ludzie uznający się za ideowych nacjonalistów czy Endeków, upadają w ścieku polityki, łapiąc za brzytwę, zamiast skupić się na pracy oddolnej, idą ramie w ramię z wolnorynkowymi szumowinami, do których pewnie nie jeden narodowiec jeszcze 85lat temu odczuwałby odrazę.

 

Czas na zmiany!

 

Na całe szczęście widzimy powoli światełko w tunelu i nie jest to metafora pociągu, który nadjeżdża w naszą stronę. Możemy zaobserwować powolny, lecz jak na nasze warunki znaczący skok ideologiczny wśród niektórych grup i organizacji. Coraz to więcej szczególnie młodych działaczy zaczyna czytać i od nowa uczyć się idei narodowej, jednak już przystosowanej do dzisiejszych czasów i stale modyfikowanej. Nadchodzi czas zmiany, czas odrzucenia starych schematów działań i myśli. Nacjonaliści zaczynają coraz to chętniej trafiać przekazem już nie jedynie do wybranej grupy osób przy okazji rocznicy wydarzenia historycznego, lecz coraz głośniej zaczynają mówić o problemach szarego obywatela, którego tożsamość jest powoli, lecz skutecznie wypierana przez konsumpcjonizm i hedonizm. Środowisko nacjonalistyczne zaczyna powoli dorastać. Powoli chyba stawiamy ideologiczne pierwsze kroki w celu dostosowania się do realiów i zaczynamy rozumieć jak działają pewne schematy oraz, że działanie uliczne to nie wszystko, lecz jedynie propagandowy dodatek służący akcentowaniu naszych myśli i poglądów. Niestety, ci ludzie to wciąż mniejszość w naszym środowisko, a i często zdarzają się przypadki tępienia takich osób, co wychodzi poza wszelkie normy etyczno-moralne. Środowisko nacjonalistyczne musi raz na zawsze pożegnać się z kolesiostwem i innymi układami, które zabijają ten ruch od środka. Póki nie zaczniemy walczyć z tymi wadami, o których wcześniej wspomniałem, będziemy wiecznie uważani za bandę rekonstruktorów i małolatów ubranych w kominiarki, utopijnie wierzących w rewolucję, która nigdy nie nadejdzie. W końcu jak ma nadejść zmiana skoro my od 1989 roku nie potrafiliśmy do tej zmiany zachęcić a wręcz przeciwnie. Nie potrafiliśmy wykorzystywać swoich momentów. Gdy nadchodził nasz czas my albo uderzaliśmy w kompletnie nieważny temat, albo robiliśmy z siebie bandę patologii w kominiarkach. My świata sami nie uratujemy. Do tego potrzebni są ludzie, których musimy jakoś zachęcić, a nigdy tego nie zrobimy będąc tak wyobcowani od realiów i problematyki społeczeństwa, zamykając się w wąskich ramkach ideologicznych z początków ubiegłego wieku. Dlatego tak ważna jest ciągła edukacja i samorozwój, ponieważ bez tego nie możemy mówić o nawet podwalinach zmian, bo by były zmiany potrzebny jest czynnik, jednak gdy już ten czynnik nadejdzie, zerwiemy się i uderzymy w cały ten system niczym SZTURM.

 

Wojciech Titz

 

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:48

Maksymilian Ratajski - W obliczu nowych wyzwań

24 września obchodziliśmy 5-lecie Szturmu, a 25 października miną 4 lata samodzielnych rządów Prawa i Sprawiedliwości - należy się spodziewać, że potrwają one kolejną kadencję. Te dwie daty skłaniają do refleksji nad perspektywami i zadaniami, jakie stoją przed naszym Ruchem. Żyjemy w zupełnie innym państwie niż kilka lat temu, nasz Naród się zmienił.

Rządy centroprawicy przyniosły naszemu Narodowi katastrofę. Doceniając 500+ czy minimalną stawkę godzinową, nie możemy zapominać o wadach obecnej władzy. Już na początku kadencji rozgorzał spór o aborcję, który zaowocował czarnym protestem. Prawica, mimo posiadania samodzielnej większości, nie zrobiła nic, aby zwiększyć ochronę życia poczętego. Każdy, kto pamiętał poprzednie rządy Prawa i Sprawiedliwości, mógł się tego spodziewać. Oni są przeciwko aborcji wtedy, kiedy nie mogą przegłosować zmian w Sejmie, a mając władzę umywają ręce. Utrzymanie barbarzyńskiego kompromisu (każdy kompromis jest zdradą i dezercją), nie jest jeszcze najgorsze; trzeba było być bardzo naiwnym, żeby liczyć na PiS-owskie przywiązanie do katolickich wartości i prawa do życia. Prawdziwą katastrofą był czarny protest, który doprowadził do olbrzymich przemian w polskim społeczeństwie. Popularność tego obrzydliwego ruchu zaskoczyła wszystkich, łącznie z samymi inicjatorami - do tej pory potrzeba manifestowania swoich poglądów na ulicy była raczej kojarzona z prawą stroną sporu politycznego. Lewicy liberalnej udało się, za pomocą mediów i celebrytów, przekonać kobiety, że oto rząd chce w niemal faszystowski sposób pozbawić je podstawowych praw i wespół z Episkopatem szykuje się do wprowadzenia katolickiego szariatu. Czarny protest był punktem zwrotnym, po nim nastąpiły marsze KOD-u i coraz liczniejsze parady pedałów, które jeszcze kilka lat temu były fatalnie zorganizowane, a frekwencja na nich wyraźnie spadała. Dzisiaj tolerancja dla pedałów wydaje się dla większości Polaków czymś oczywistym, a w ciągu kilku lat PiS wprowadzi związki partnerskie. Coraz bliżej nam do upadłych społeczeństw Zachodu. Prawicowy rząd zrobił wszystko, aby zmobilizować do działania liberalną lewicę, dostarczył jej paliwa. Jednocześnie nie zrobił absolutnie nic, aby wprowadzić jakiekolwiek zmiany w prawie chroniące tradycyjną rodzinę, czy utrudniające działalność organizacjom LGBTP. Jedyną grupą prześladowaną przez władze są nacjonaliści.

 

Wielu chciałoby widzieć w prawicy sojusznika w obronie tradycyjnych wartości, tak jednak nie jest - prawica nie potrafi i nie chce walczyć z upadkiem naszej cywilizacji, jest zainteresowana jedynie jego spowalnianiem, kompromisami – walka i chęć budowania czegokolwiek są „faszyzmem” i „ekstremizmem”, prawica musi być „cywilizowana” i iść z duchem czasów, więc na Zachodzie legalizuje aborcję i daje prawa pedałom, a w Polsce nie robi nic, aby powstrzymać ich marsz.

 

Cztery lata temu protestowaliśmy przeciwko przyjmowaniu tak zwanych „uchodźców”. Imigrant miał wówczas twarz Ahmeda, który gwałci określony gatunek zwierząt gospodarczych, a jak ich braknie to także kobiety, wysadza się w metrze czy zamierza pobierać zasiłki. Jedynym plusem było, że czasem robi dobrego kebaba. Obraz wyjątkowo prymitywny i krzywdzący dla wyznawców islamu, ale też utrudniający nam walkę z rzeczywistą imigracją – krwiożerczy terrorysta przypływający na łódce po socjal działa na wyobraźnię, odwraca jednak uwagę od rzeczywistego problemu. Prawdziwy imigrant przybywa do Polski pracować (mimo wszystko zarabia się u nas znacznie lepiej niż w jego ojczyźnie), co wcale nie oznacza, że jest mniej groźny. Cztery lata rządów patriotycznej prawicy sprawiły, że Polska przestała być krajem jednolitym etnicznie, codziennie słyszymy na ulicach i w miejscach pracy język rosyjski i/lub ukraiński, codziennie też spotykamy ludzi pochodzących spoza Europy. PiS, który obiecywał nieprzyjmowanie „uchodźców”, masowo sprowadza imigrantów ekonomicznych. Co najgorsze, wielu ludzi uważających się za prawicowców, czy wręcz narodowców, nie widzi w tym żadnego problemu. Myślą, że „Murzyn może być Polakiem, pod warunkiem, że jest katolikiem, wyznaje konserwatywne wartości i nauczył się języka polskiego”. Problem dla nich stanowi nie podmiana ludności, utrata jednolicie narodowego charakteru naszego państwa, a islam i „banderyzm”. Prawica postuluje obraz polskości jako czegoś oderwanego od kwestii etnicznych – Polacy mają być wspólnotą inkluzywną – wystarczy mówić po polsku i kochać nasz kraj, wszak RON była wielonarodowa i wielowyznaniowa (dlatego też musiała upaść, ale tego prawicowi piewcy multikulti nie chcą pamiętać).

 

Walka z szowinizmem i współpraca między europejskimi nacjonalistami nie mogą sprawić, że zapomnimy o Polakach na Kresach. Jesteśmy nacjonalistami, a to oznacza, że najważniejsza nie może być dla nas mrzonka o międzynarodówce czy nawet fajne kontakty zagranicą, ale dobro naszego Narodu. Szowinizm jest zły, idiotyczny i jakiekolwiek mówienie o „UPAinie”, lub wręcz „UPAdlinie”, czy „sztucznym państwie, które nie ma prawa istnieć” (skojarzenia z „bękartem traktatu wersalskiego” nasuwają się same) świadczy wyłącznie o głupocie. Eskalowanie konfliktów między nami a Ukraińcami może jedynie zaszkodzić Polakom na Kresach, a to oni powinni być w tych relacjach najważniejsi. Wilno i Lwów już do Polski nie wrócą, wie to każdy poza ekstremalną szurią. W dalszym ciągu są to jednak miasta, które w historii naszego narodu odgrywają rolę podobną do Krakowa, Poznania czy Warszawy, nadal też na Kresach mieszka wielu Polaków. Musimy dbać o przyzwoite relacje z sąsiadami ze wschodu, bo fakty są takie, że dzisiaj gospodarzami we Lwowie są Ukraińcy, w Wilnie Litwini, a w Grodnie Białorusini. Pomoc dla Polaków na Kresach bardzo często ogranicza się do świątecznych zbiórek książek czy żywności, ale to nie wystarcza! Największym zagrożeniem dla Kresowiaków jest ich stopniowa rusyfikacja (na Litwie) czy ukrainizacja (Kresy południowo-wschodnie). Polska o nich zapomniała (III RP doktrynalnie wyrzekła się Kresowian i Kresów), a kultura i media rosyjskie czy ukraińskie są atrakcyjne dla młodych. Jesteśmy marginesem i dla polskiego szkolnictwa nie możemy nic zrobić, ale naszym obowiązkiem pozostaje wspieranie i tworzenie polskich organizacji młodzieżowych i kulturalnych. Na Kresach toczy się walka o przetrwanie polskości w młodych pokoleniach – o to, aby nie okazało się, że średnia wieku Polaka na Ukrainie wynosi 80 lat, bo młodsi stracą tożsamość. Pozostaje jeszcze kwestia pielęgnowania kresowego dziedzictwa w Polsce – polskość bez Kresów jest karykaturalna, niepełna; Lwów i Wilno odgrywały pierwszorzędną rolę w życiu kulturalnym i politycznym naszego narodu, Mickiewicz czy Piłsudski urodzili się na ziemiach, które dzisiaj już nie należą do Polski.

 

Wspomniałem o kontaktach z nacjonalistami z innych krajów europejskich. Nie jesteśmy samotną wyspą - jeżeli zginie Zachód, my również się nie ostaniemy. Narody europejskie mają wiele wspólnych interesów, wspólnych wrogów jak masowa imigracja, degrengolada moralna, katastrofa ekologiczna, wielkie korporacje... Mimo różnic mamy też wspólne Dziedzictwo, wyrastamy z tej samej Cywilizacji, wyznajemy te same Wartości, możemy wzajemnie się inspirować, współpracować. Każdy zdaje sobie sprawę z tego, że narody europejskie mają trudną historię – przez stulecia ze sobą walczyliśmy, w wielu miejscach żyją mniejszości narodowe, których dobro musi być najważniejsze dla nacjonalistów. Szowinizm jednak do niczego nie prowadzi, szkodzi wszystkim narodom.

 

Trzynastego października PiS prawdopodobnie utrzyma samodzielną władzę w Polsce. Wiemy, czego się spodziewać – w dalszym ciągu patriotyczna i konserwatywna retoryka będzie towarzyszyła masowej imigracji, rosnącej tolerancji dla pedałów i społecznemu przyzwoleniu na aborcję. Możemy być też pewni, że nie zmieni się polityka wobec nacjonalistów.

 

Celowo pomijałem w tekście Konfederację. Nie umiem przewidzieć, czy uda jej się przekroczyć próg wyborczy. W chwili obecnej bardziej prawdopodobne wydaje się, że trochę jej zabraknie, ale o finanse Korwin z Winnickim nie powinni się martwić – subwencję mają praktycznie w kieszeni, a to był główny cel tej egzotycznej koalicji. Jej wejście lub jego brak nic nie zmieni w interesujących nas sprawach. Owszem, Robert Winnicki będzie dużo mówił o imigracji z Ukrainy, ale dlatego, że przeszkadza mu „banderyzm”, wszak dawno już wyparł się definicji narodu jako wspólnoty etniczno-językowo-historyczno-kulturowej, odrzucając ten pierwszy, najważniejszy element. Będzie też poruszał inne ważne tematy jak Kresy, aborcja, propagowanie zboczeń, podobnie jak inni przedstawiciele RN, którzy ewentualnie wejdą do Sejmu, ale wiemy już, że nie możemy od niego oczekiwać obrony prześladowanych przez państwo nacjonalistów, wręcz przeciwnie - z przyjemnością potępi nas w liberalnych mediach. Z kolei korwiniści to oczywisty wróg wszystkiego co wspólnotowe. Jeżeli Konfederacja się rozpadnie, płakał nie będę. Jej ewentualne wejście mogłoby pomóc w głoszeniu naszych haseł, gdyby oczywiście Winnicki i jemu podobni nie byli tchórzami, chcącymi uniknąć mainstreamowego ostracyzmu. Pamiętajmy, że dla demoliberałów najważniejsza jest wolność każdego człowieka, oczywiście tak długo jak jest demoliberałem, w przeciwnym wypadku należy go zakneblować jako „faszystę” - nie ma z nimi o czym dyskutować, co niektórzy muszą w końcu zrozumieć.

 

Podstawowym celem na najbliższe lata powinno być wypracowanie własnej narracji i umiejętności jej sprzedawania masom. Straciliśmy wszystko, co udało nam się wypracować w latach 2010-2015, nasz Naród ulega demoliberalnej propagandzie, która poczyniła ogromne spustoszenie w ostatnim czteroleciu. Przyszłość zależy od tego, czy nauczymy się docierać do ludzi. Odcinanie się i przepraszanie może tylko zaszkodzić nam wszystkim, podobnie jak sekciarstwo, obrażanie się i subkulturowość, więc winę ponoszą tutaj obie strony narodowego sporu. Co ciekawe nigdy nie widziałem, żeby umiarkowana lewica przepraszała za radykałów, zapewne dlatego, że lewica w przeciwieństwie do prawicy chce zdobywać coraz więcej, zmieniać społeczeństwo, a nie tylko te zmiany spowalniać – to jest właśnie przyczyną ich sukcesu. Walcząc o umysły Polaków musimy stworzyć sprawne media, atrakcyjną ofertę kulturalną, klimat intelektualny. To, co podoba się ekstremiście, nie trafia do zwykłego Kowalskiego. Czekają nas zadania trudne, prawie niemożliwe, ale to jest wojna, którą na razie przegrywamy z kretesem. Wojna o przyszłość i kształt naszego Narodu.

 

 

Maksymilian Ratajski

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:43

Mścisław Pomorski - Nacjonalizm naturalny

Artykuł ten pisany w ramach numeru „Szturmu” podsumowującego dotychczasową, 5 letnią działalność tegoż czasopisma chciałem ująć w ramach refleksji nad ideą narodową jako pochodną naturalnego systemu praw przyrody, wyrażającym się także w rodzimowierstwie, którego polityczną emanacją jest właśnie nacjonalizm, a także odnieść się do stosunku idei narodowej  do systemu gospodarczego kapitalizmu i postkapitalizmu.

Fakt, że idea narodowa nie jest domeną tzw. prawicy a korzeni nacjonalizmu można doszukiwać się miejscami bardziej po społecznej i ludowej stronie historycznej sceny politycznej był poruszany już wielokrotnie w Szturmie, podobnie zresztą jak nieadekwatność pojęć prawica / lewica do rzeczywistości politycznej, sztucznie próbującej nadać proste ramy bardziej złożonym i wielopłaszczyznowym tworom. Ludowość nacjonalizmu wyraża się w fakcie, że nacjonalizm nie jest kolejną ideą opartą na wąskiej i względnie zamkniętej grupie ale bazuje na narodzie jako całości, uwzględniając jego potrzeby względem wszystkich grup społecznych i dążącą do zapewnienia im najlepszych warunków do życia i rozwoju.

Temat nacjonalizmu jako emanacji rodzimej wiary w przestrzeni politycznej otarł się o temat poruszony przeze mnie już w felietonie „O moralność słowiańską” w 55 numerze Szturmu. Pragnąc przypomnieć jego założenia, przedstawiłem tam cechy ducha jakimi powinien kierować się nacjonalista zgodnie z systemem wartości opartym na pierwotnym, słowiańskim podłożu kulturowym, stojącym w opozycji do skrajnie indywidualistycznych i liberalnych postaw współczesnego świata. Dawny słowiańsko a szerzej, europejski system wartości cechujący się wspólnym kodem kulturowym sięgającym czasów sprzed wielu tysięcy lat a dla którego jednym z głównych nośników były rodzime religie, opierał się na świecie przyrody, pełnym jej bezwzględnych praw, nie znającego miejsca dla słabości i karzącego ją najsurowszą karą, pełnego uczuć, tętniącego życiem i śmiercią, gdzie jednostka ludzka żyje w gromadzie i w niej miała swoje oparcie. Przełożenie tegoż na sytuację społeczną dało początek plemionom i narodom, doprowadzając je do wielkości i upadków.

Zestawiając z powyższymi źródłami kulturowymi kapitalizm czy postkapitalizm w zasadzie można odnieść wrażenie, że jest to twór również będący odbiciem praw przyrody ale w systemie gospodarczym, gdzie silniejszy bez sentymentu pożera słabszego a różne formy koncentracji kapitału i przedsiębiorstwa stanowią nową formę gromad i plemion. System kapitalistyczny ma jednak na celu wyłącznie zysk wąskiej grupy posiadaczy i maksymalne uzależnienie od tegoż systemu swoich poddanych – wyrobników. Obca jest mu idea jakiegokolwiek celu poza dochodem a jedynym jego duchem jest mamona, w tym dążeniu nie cofa się przed niczym. To też stawia kapitalizm w sprzeczności z prawami natury, którym w równym stopniu poddane są wszystkie istoty żywe, kapitalizm tworzy natomiast różne biotopy dla tych samych gatunkowo organizmów, osobne dla grupy posiadaczy, osobne dla wyrobników. Z drugiej strony celem wielkich koncernów i światowych korporacji jest stworzenie wielkiego, globalnego rynku z konsumentami pozbawionymi indywidualnych cech, narodowości, wiary, a nawet szerzej - jakiejkolwiek tożsamości, nawet na tak najbardziej biologicznych polach jak rasa czy płeć. Nie bez powodu wielki kapitał od lat wspiera agentury „postępu i nowoczesności” w walce o prawa degeneratów, w walce z państwami narodowymi, wspiera masową migrację, często ludzi z krajów o zupełnie obcej przynależności rasowo-kulturowej. Celem powyższych jest budowa nowego, jednolitego w skali globu społeczeństwa stworzonego z ludzi wypłukanych z jakiejkolwiek tożsamości reprezentujących te same czcze potrzeby wtłoczone im przez koncerny, pustych skorup podatnych tylko na najprostsze biologiczne instynkty, najczęściej oparte na taniej seksualności, osobników dla których jedynym świętem jest kolejna wizyta w sklepie a kupienie butów doświadczeniem quasi-sakramentalnym.

Z powyższego wynika, że kapitalizm występuje przeciw naturze dążąc do jej anihilacji i budowy nowego człowieka. Wspomnieć tu można też o tym, że idei tegoż systemu gospodarczego obca jest jakakolwiek troska o przyrodę która traktowana jest wyłącznie jako źródło surowców które należy pozyskać zanim zrobi to ktoś inny, często w rabunkowy i bezmyślny sposób.

W sukurs kapitalistom idzie system demokracji liberalnej, oderwanej w rzeczywistości od ludzi, będącej teatrem z zakulisowymi intrygami, lobbingiem i globalnymi interesami. Współczesny kapitalizm i demokrację liberalną łączy wspólny cel, jakim jest budowa nowego społeczeństwa, podatnego na wpływy z góry, niezdolnego do samoorganizacji, społeczeństwa które nie będzie się buntować ponieważ wypłukane z całej tożsamości i ogłupione liberalną propagandą  nie będzie miało nawet o co walczyć. Taka jest prawdziwa istota sojuszu tych dwóch bestii, absolutna władza, władza nad umysłami i duszami swoich niewolników którym rzucono markowe produkty i wtłoczono szczurzy wyścig za coraz to nowymi dobrami.

Odpowiedzią na powyższe nierówności i występowanie przeciw prawom natury jest solidaryzm narodowy i system spółdzielczy, w którym ludzie pracują mając przed sobą tak zysk jak i cele społeczne. System taki dzięki zwiększonej konkurencyjności wynikającej z większej liczby podmiotów na rynku a zarazem ożywieniu społecznemu skutkuje zwiększoną decyzyjnością tak jednostek i społeczności, pozwalając na większe zaangażowanie się w bieżące sprawy które w kapitalizmie i pseudo demokracji są zupełnie poza wpływem szarego człowieka. Solidaryzm narodowy poprzez dążenie do sprawiedliwości społecznej ma też na celu eliminowanie nierówności, do których doprowadził kapitalizm. Prowadzi to do systemu,  gdzie jednostki podlegają zasadom konkurencji i współpracy ale na bardziej równych niż w kapitalizmie zasadach a zarazem bardziej oddaje realia praw natury. System spółdzielczy można porównać do odbicia dawnego słowiańskiego zadrużnego systemu społeczno-gospodarczego opartego na małych wspólnotach lokalnych, do realiów XXI wieku i gospodarki postkapitalistycznej, zaadoptowanego do potrzeb współczesnego świata ale nieoderwanego od odwiecznych praw.

 

Mścisław Pomorski

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:40

Miłosz Jezierski - Jak wygląda świat po "Szturmie!" ?

Czy udało nam się zrobić rewolucję myśli? A przynajmniej ewolucję? Szturm powstał jako pismo mające dokonać dywersji w świecie popkultury i fermentu w mikrokosmosie intelektualnym na polskiej scenie narodowej. 5 lat istnienia pisma i środowiska, które wokół niego się uformowało oraz marki, którą wypromowano nie pozostaje bez śladu na dzisiejszym środowisku narodowym, ale także w jakiś sposób pojmowanej szerzej polskiej prawicy. Nie umknęło to także lewicy i liberałom, którzy od szczucia na środowisko związane z pismem oraz inicjatyw, które powstały niejako wokół przeszło do nazywania „szturmowymi” czy „szturmowcami” kojarzonych z promowanymi tu ideami zjawisk na scenie politycznej. Włącznie z jednymi mniej, drugimi bardziej udanymi próbami opisu środowiska, które się wykreowało albo też zostało w pewien sposób wypromowane w związku z pismem. Często jednak niecelnie.
Na postawione we wstępie pytania odpowiem: nie i tak. Z pewnością Szturm! dokonał pewnego szoku i wstrząsu w kręgach narodowych, a jako, że profil pisma był niepokorny, drapieżny, zaczepny i bezkompromisowy oraz pozbawiony epigońskiej autocenzury, które pozwalało dokonywać często świeżego lub zgoła innego spojrzenia na ideę, politykę, kulturę z tego powodu dorobiło się zarówno zwolenników, sceptyków jak i zagorzałych przeciwników i fanatycznych wrogów - często ze skostniałej części szeroko pojmowanego ruchu. Wydaje się jednak, że pismo w jakimś stopniu walcząc ze szkodliwymi mitami i wprowadzając świeży powiew do środowiska zbudowało pewne fundamenty być może nowej narracji. A przynajmniej kilka jej elementów.

Osiągnięcia

Szturm! zdaje się zdekonstruował pewien bardzo szkodliwy mit, krążący w środowisku narodowym, który budował największe zagrożenie cywilizacyjne ze strony islamskiej imigracji. Owszem, ukuto go w kręgach zachodniej prawicy i wraz z kryzysem migracyjnym powiększano rolę religii jako czynnika szkodliwego przy masowej imigracji. Zupełnie przy tym pomijając inne czynniki i żyjąc jedynie populistycznymi resentymentami. Innym przypadkiem był rzekomy banderyzm i wrodzona antypolskość Ukraińców, która usuwała ich z puli pożądanych do pracy imigrantów, tak jak muzułmanów z terroryzmem we krwi. O ile taki populistyczny straszak mógł działać wykorzystywany cynicznie przez planktonowe grupki lub partie dążącą do władzy, o tyle był mocno szkodliwy, gdyż zakładał, że tylko określone grupy stwarzają niebezpieczeństwo  ze względu na ich domniemane resentymenty historyczne czy wyznawaną religię.

Szturm! próbował rekonstruować ten mit. Udało się połowicznie. Przynajmniej pewna zauważalna część środowiska zaczęła stosować retorykę ekonomiczną w stosunku do Ukraińców, mniej histeryczną i tonącą w oparach historycyzmu, która często kończyła się mocną szurią i ostateczną kompromitacją ruchów antyimigracyjnych. Podobnie z imigrantami muzułmańskimi. W końcu powoli mówi się o każdej imigracji trzecioświatowej, której efektem nie będzie wcale zmiana stosunków ekonomicznych i doprowadzenie do obniżenia cen usług i produktów, ale całkowita wymiana ludnościowa i cywilizacyjna, co przejawiać się będzie kosztem bezpieczeństwa socjalnego jak i fizycznego autochtonów.
Etniczna wymiana ludności na obcą mentalnie, rasowo i cywilizacyjnie, nie ważne czy muzułmanin czy chrześcijanin, przeniesieni z innego świata zachowują mentalność i przekazują ją kolejnym pokoleniom. Przy okazji tworząc mieszane getta, w których autochton czuje się nieswojo. Przykład często przytaczanego Zachodu zaczął przybierać inny kształt. Nie półksiężyca i hord jihadystów ostrzących noże na gardłach niewiernych, ale bardziej prozaicznie podzielonych społeczeństw, ulic nędzy z walkami gangów, stref no-go, którymi nie interesuje się państwo i totalnie pozbawionego instynktu samozachowawczego otumanianego i podzielonego na elity i resztę społeczeństwa bez żadnej tożsamości. Może także tożsamości  narzuconej przez wielkie koncerny, dla wybrańców, którzy zaczną myśleć pod idee skrojone w zarządzie korporacji.
Niestety to wyszło tylko połowicznie. Zwycięstwo populistycznej prawicy oraz spory w szeroko pojmowanym obozie narodowym, do tego własne ambicje politycznej kariery ugładziły masowy przekaz i w odpowiednim momencie, gdy można było zacząć debatę nad utratą tożsamości przez Europejczyków i dalej Polaków możliwość taką zaorano.
Dodać tu należy, ze skończono także z mitem o tzw. „Bastionie Europy”, lansowanym na Marszach Niepodległości. W Szturmie! zanim taki trend się pojawił, napisano kilka tekstów, czemu Polska takim bastionem nie jest. Czemu znajdujemy się tam, gdzie znajdował się zachód Europy w latach 60-80 ubiegłego wieku. Z zadowoleniem dziś obserwuje się fakt, że nie tylko szturmowe środowisko mówi tym samym językiem. Także retoryka fałszywego sukcesu zniknęła. Paradoksalnie to pod rządami prawicy w końcu starto na proch fałszywy i szkodliwy mit usypiający naszą czujność. Polska niestety cecha – dążność do egzaltacji czymś urojonym i chwilowym wykreowała wielką dziurę w społecznym systemie immunologicznym, na szczęście przynajmniej w środowisku narodowym trend zaczyna znikać. Na ile to zasługa Szturmu! nie wiem. Wiem natomiast, że badając publicystykę narodową z okresu około 2015 roku trudno było natrafić na cokolwiek krytycznego wobec tegoż mitu, a w Szturmie zaczęto podważać mit na równi z upadkiem Europy pod ostrzem islamskiego miecza.
Nie tylko spojrzenie na emigrację zdaje się zmieniać. Nie tak dawno cała prawa strona z jednej strony wyśmiewała we własnych kręgach polityczną poprawność, jednocześnie tłumacząc się przed lewicowo-liberalnym salonem ze swoich „uprzedzeń”, które lewacka inkwizycja wykrzykiwała w ich kierunku. Szturm! stanął w opozycji do metody usprawiedliwień i tłumaczenia się przed wrogiem. Postulowaliśmy narzucenie własnej narracji wobec tolerancji represywnej Nowej Lewicy. Na większość zarzutów lewicy zaczęliśmy odpowiadać.. twierdząco. Nie można w kółko unikać ciosów wroga, należy odpowiadać ogniem.
Powoli, ale nie tylko za sprawą Szturmu! co trzeba przyznać, w środowisku zaczyna funkcjonować prawdziwy opór wobec politycznej poprawności łamiący tabu narzucane przez obóz nowo-lewicowy. Nie możemy bać się własnych przekonań i wstydliwie się z nimi kryć uznając wyższość wroga w sferze kulturowej. Im nie zależy by się z nami dzielić pluralizmem tylko by nas zdeptać. Musimy rozumować dokładnie w ten sam sposób – sposób wojny totalnej. Jest to co prawda początek długiej drogi i idzie to z trudem. Na nasze środowisko spadły gromy  za rozbijanie tabu narzuconej narracji. Ze strony lewej... ale i z prawej. Zwłaszcza z prawicy narodowej i endecji.

Z czasem jednak środowiska związane z endecją zaczęły mówić językiem walki z wrogiem. Wyrażano potrzebę zbudowania własnej narracji. Własnej metapolityki. I jako środowisko szturmowe zawsze powtarzaliśmy, że zbudowanie bazy społecznej pod przyszłą siłę polityczną może zaistnieć tylko przez odpowiednią stymulacje kulturową. Angażowanie się w politykę bez zbudowania bazy społeczno-kulturowej tylko niszczy każdy raczkujący potencjał w tym wymiarze.
Przemoc polityczna również w końcu znajduje swoje uzasadnienie nie tylko w obozie lewicowym, gdzie jest wręcz usprawiedliwiana jako, że bije się tych złych, którzy oczywiście przejawiają tradycjonalistyczne lub narodowe poglądy. W naszym obozie również do głosu coraz silniej dochodzi element prawdziwej walki politycznej, a ona rozgrywa się na naszym poziomie na ulicach. Jeżeli zrozumiemy, na czym stoimy i co nam zostało, a została ulica i wpływ na młode pokolenia, oraz brak kompromisów w tej kwestii jeszcze mamy szanse coś ugrać. Potępianie kontr wobec parad LGBT przyniosło tylko efekt odwrotny od zamierzonego. Parady chodzą dalej, ale kontry jakby się wypaliły. Ulica ma swoje prawa, coraz więcej osób w środowisku na szczęście zaczyna to rozumieć.
W oparciu o idee reprezentowane przez pismo była próba utworzenia nowoczesnej narodowo radykalnej organizacji Szturmowców, którzy na początku swojej działalności narobili małego przewrotu na polskiej scenie i wybili wiele okien, by to zatęchłego pokoju wpuścić świeżego powietrza. Wymienione wyżej zjawiska na polskiej  scenie narodowej to także zasługa działalności organizacji, która propagowała i aktywnie wdrażała je w życie społeczne.

 

Łyżka dziegciu

Nie wszystko się udało - trzeba to powiedzieć otwarcie. A pewne rozdziały zakończyły się nawet katastrofą. Chociażby debata o czynniku etnicznym i tożsamości rasowej została w środowisku pogrzebana. Niestety tryumfy świeci koncepcja obywatelska narodu narzucona przez centroprawicę. Obóz narodowy, ten umiarkowany nie zamierza nawet walczyć z tym konceptem co więcej afirmuje go. Szturm! i środowisko obok zostało czarną owcą z uzasadnioną przecież definicją Narodu. W obliczu masowej wędrówki ludów i zanikania białych tak zdefiniowane pojęcie narodowości tylko umocniłoby nasza tożsamościową immunologię. Niestety nie udało się nam przebić membrany politycznej poprawności i obóz lewicowy ze swoją mądrością etapów wyraźnie narzucił własną narrację i swój koncept wspólnotowy nie tylko centroprawicy, ale także endecji lub umiarkowanym narodowcom. Separatyzm rasowy pozostanie jeszcze długo tematem tabu, dopóki prawica liberalna będzie narzucać swoją retorykę i swój światopogląd na określenie tożsamości, a nacjonaliści jej słuchać.

W czasach gdy Polska ma podobne problemy z masową imigracją, jedyną ponoć dużą antysystemową imprezę organizowaną przez środowiska narodowe firmuje się zdjęciami kolorowych z flagami polskimi byleby liberałowie skończyli z czarnym pijarem. Nie skończą.
Tu też poniesiono połowiczną porażkę, aczkolwiek jakiś rezultat jest. Próba unikania obrzucenia błotem przez lewicowo-liberalne salony. Gdzieniegdzie zauważalna jest już narracja, która ciosów medialnych od liberałów się nie boi. Jednak daleko tu do bastionu suwerenności wobec czarnego pijaru wrażej strony. Wspomniane pardy LGBT, wykluczanie nacjonalistów z MN czy sprawa Degrella pokazują dobrze, że miękkie kręgosłupy liderów narodowych skłaniają całe tłumy do oddania pokłonu medialnym oligarchiom i wycofania się na pozycje wyjściowe.
Wiele mówiliśmy o kontrkulturze nacjonalistycznej, niestety nie ma jej jeszcze nawet w powijakach, co gorsza nie udało się wykorzenić dawnej subkultury. Prowadzi to do wielu patologicznych sytuacji. Powodem jest brak woli do tworzenia nurtu kontrkulturowego, o którym wszyscy mówią, ale nikt nie chce tworzyć. Do tego doszły także rządowe represje, które skutecznie dławią nasze inicjatywy w zarodku.
W oparciu o pismo nie powstały żadne projekty metapolityczne. Żaden klub filmowy, literacki, nie ma portali z recenzjami, poleceniami, nawet loży szyderców. Nie ma analiz w duchu nacjonalistycznym elementów popkultury, które można przekonwertować na nasze medium. Nie potrafimy poza pismem dotrzeć do odbiorcy. W naszych tekstach również brakowało często dokładnych specjalistycznych analiz. Niestety, ale może wraz z pojawieniem się numerów tematycznych redakcja zacznie silić się na zgłębianie wiedzy specjalistycznej lub wchodzić w temat swych felietonów by wyciągać konstruktywną i bogatszą syntezę, nie tylko analizować i krytykować. Nie możemy dać się zgnieść depresyjnej modzie na histeryzowanie gdy jesteśmy słabsi. Nihilizm nas do niczego nie doprowadzi. Dotyczy to także tych, którzy wzięli tzw. w kręgach altright czarną pigułkę, zwłaszcza po rozwiązaniu Szturmowców. Nihilizm nie doprowadzi nas do niczego. Wystarczy spojrzeć za zachodnią granicę. Zresztą w Polsce zmiany idą o wiele szybciej niż na Zachodzie i w temacie multikulturalizmu oraz nasycenia liberalizmem Polska zdaje się być prymusem. W tym przynajmniej kraje zachodnie dogonimy.

Co robić?

Co do samego Szturmu! musi stać się więcej niż pismem i transformować się w miesięcznik, który będzie próbował zmieniać matryce kulturową. Musimy też skupić się na tematyce kolejnych numerów lub wydań specjalnych. Zacząć zagłębiać się w dziedziny popkulturowe będące obecnie na czasie analizować je i twórczo wykorzystywać ich elementy. Przykładem był krytykowany w piśmie Netflix. Nie bójmy się, oglądajmy, wyciągnijmy elementy, które widza przekonują. Zapytajmy się czemu? Co mogę z tym zrobić? Zajrzyjmy do literatury, recenzujmy. Książki, filmy, muzykę spoza środowiska. Nie mamy własnych twórców? Twórzmy inspiracje. Jakie? Nawet Gatunkowe! Czemu nie wydać numeru zatytułowanego „Cyberpunk? Postapo, Technologia zniewolenie czy przyszłość”. Piszmy o roli mitu, wyciągajmy z popkultury te elementy natury ludzkiej, które chcemy promować. Tłumaczmy ją na nasz język. Heroizm, odwaga, poświecenie – uniwersalnie? Nie do końca.. Nie  do końca. Umieśćmy te cechy w naszym systemie wartości. W świecie postmodernizmu i równowagi wartości my musimy je balansować. Uwypuklać. W kwestii metapolityki ogranicza nas tylko wyobraźnia.

Szturm! nie może zostać wyalienowany, doświadczenia z lat ubiegłych i analizy działania lewicy liberalnej wskazują nam, ze musimy zacząć budować albo inspirować do utworzenia ogólnośrodowiskowej membrany, która przetransmituje w umiarkowany sposób to, co radykałowie chcą wyrazić. Wraca kwestia metapolityki. Wokół pisma muszą powstać inicjatywy np. youtuberskie recenzujące gry lub filmy, rozprawiające o sprawach bieżących bez wchodzenia w radykalny język i przeintelektualizowanie. Jednak w odbiorze jak najbardziej w żaden sposób nie ugładzone. Musimy zacząć narzucać ton kontrkulturowy do antykultury postmodernizmu.
Szturm! musi stać się forpocztą wprowadzenia radykalniejszej wersji polityczności Schmitta. Nam nie wolno się cofać.  To jest wojna. To nie debata. Nasi odbiorcy muszą wiedzieć, ze w tej wojnie nie ma jeńców. Jest upadek naszej cywilizacji i na jej gruzach powstanie zdegenerowany groteskowy twór minispołeczeństwa, w którym zwyczajnie wyginiemy jako cywilizacja. Nacjonalista szturmowy nie prowadzi debat z wrogiem. On tylko wykorzystuje moment by zdobyć więcej pola. Po to wywołujemy debaty publiczne. Choćby skandalem. I „Szturm!' mam nadzieję zostanie nadal bezkompromisowy i kontrowersyjny. Kreatywny i niszczycielski zarazem. Nieustępliwy w swym marszu w przyszłość. Pamiętajmy, że jutro należy do nas!

 

Miłosz Jezierski

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:36

Marcin Bebko - Idea Polski wczoraj i dziś

Po śmierci Józefa Piłsudskiego, Władysław Grabski opublikował tekst pod tytułem “Idea Polski”. Śmierć tak zasłużonej w powszechnym odczuciu dla sprawy polskiej postaci była wydarzeniem niezwykle ważnym. Odeszła osoba, która przez wielu ówcześnie żyjących, w tym obóz polityczny który do władzy wyniósł zamach majowy z 1926 roku, uważana była za symbol niepodległej Polski. W tym momencie Grabski, związany w początkach swojej kariery politycznej z endecją dostrzega szansę na zdefiniowanie na nowo myślenia o Polsce i Polakach. Dopóki żył Piłsudski takiej możliwości jego zdaniem nie było. Kult Marszałka szerzony przy wsparciu administracji rządowej stał na przeszkodzie w formułowaniu niezależnej myśli polityczno-społecznej. Oczywiście nie oznacza to, że taka myśl nie powstawała. Działały prężnie środowiska wywodzące się ze środowiska Narodowej Demokracji: Stronnictwo Narodowe, Obóz Wielkiej Polski czy późniejsi Narodowi Radykałowie z ONR i RNR. W ich gronie tworzyło wielu uznanych publicystów i działaczy politycznych. Powstało wiele tekstów stanowiących kanon myśli ruchu narodowego takich jak Duch czasów Nowych a Ruch Młodych czy Wczoraj i jutro.

Grabski pisze jednak w innym tonie i uważam, że warto jego myśl przypomnieć. Być może znaczenie miał tu wiek, być może zaważył fakt bycia świadkiem i uczestnikiem wydarzeń, które towarzyszyły trudnym początkom niepodległego państwa polskiego. Ważne, że zawarte w Idei Polski tezy wychodziły poza formę manifestu politycznego związanego z określoną partią czy programu politycznego. Stanowiły one efekt przemyśleń dotyczących świadomości własnej historii i miejsca w niej, jakie zajmują Polska i Polacy. Jak sam zaznacza nad publikacją pracował trzy lata i głównym tematem jego refleksji był kryzys idei w Polsce. Idei która byłaby w stanie połączyć doraźne cele polityków, nieraz sprzeczne, w imię celów wyższych. W roku 1935 Grabski miał nadzieję na to, że po śmierci Piłsudskiego otworzy się przestrzeń do publicznej debaty. Nadzieje okazały się jednak płonne, obóz sanacyjny kontynuował politykę budowaniu kultu zmarłego marszałka. Tym samym bezpardonowo zwalczano każdego, kto kwestionował autorytet i zasługi Dziadka oraz krytykował władze. Mogli się o tym przekonać chociażby osadzeni w Berezie Kartuskiej.

We wstępie Władysław Grabski pisał, że po śmierci Józefa Piłsudskiego pozostała sytuacja polityczna, w której to po jednej stronie stoją zwolennicy Marszałka i aktywni uczestnicy systemu politycznego przez niego tworzonego, którzy będą chcieli utrzymać się u władzy. Po drugiej stronie stoją ci którzy tą władzę będą chcieli obalić. Zdaniem Grabskiego czynnikiem, który w takiej sytuacji motywować może do zaprzestania wzajemnych walk są szczególne okoliczności o charakterze zewnętrznym takiej jak np. wojna, reformy wpływające na kształt państwa. Takim czynnikiem jest również zgon Marszałka Piłsudskiego. Ma być to punkt zwrotny i jednocześnie początek działań mających na celu umocnienie wewnętrznej państwowości. Zwraca przy tym uwagę na fakt, że po pierwsze należy uznać rzeczywiste zasługi Piłsudskiego i jednocześnie zaakceptować fakt istnienia licznej rzeszy przeciwników politycznych Marszałka. Zaczyna więc od przedstawienia pozytywnych dokonań Piłsudskiego i jego obozu, następnie przechodzi do wykazania błędów, które jego zdaniem zostały przez sanatorów popełnione. Pisze więc o upolitycznieniu wszystkich dziedzin życia, narzucaniu w każdy możliwy sposób kultu osoby Marszałka, piętnuje sposoby walki z przeciwnikami politycznymi.

W kolejnych rozdziałach opisuje idee funkcjonujące w życiu publicznym dotyczące Polski. Wśród nich na pierwszym miejscu wymienia Idee Polski Legionowej. Ma tu na myśli środowisko sanacji wywodzące się z Legionów Polskich, które mówi wprost  że “Polska - to my!” i nikt więcej. Taka postawa ma charakter stanowy. W takiej konfiguracji polskość wówczas dotyczy wyłącznie jednej grupy, którą są weterani Legionów. Grupa ta dodajmy liczebnie była mała w porównaniu z weteranami z innych formacji zbrojnych biorących udział w walkach I wojny światowej. Stanowiła ona jednak zwarte środowisko, które miało poczucie własnej odrębności. Miało też poczucie misji i po 1926 roku dysponowało władzą. Grabski pisał, że Legioniści to współczesna szlachta, wskazując na anachronizm związany z taką postawą przejawiający się w odsunięciu od władzy ludzi wywodzących się spoza legionowego środowiska lub będących przeciwnikami politycznymi. Doprowadziło to do sytuacji, w której akceptujący “ideologię legionową” mieli zapewnione poparcie, ci którzy jej się sprzeciwili uznani zostali za wrogów Polski ze wszystkimi tego konsekwencjami. Działania te w oczach Grabskiego są sprzeczne z podstawowym interesem państwowym. Widzi niebezpieczeństwo w opanowaniu administracji przez jeden stan, w tym konkretnym przypadku przez sanatorów. Problemem w takiej rzeczywistości staje się brak mechanizmów sukcesji. Sytuacja w której o zajmowanym stanowisku decydują zasługi z minionych lat i lojalność wobec dawnych dowódców a nie rzeczywiste kompetencje sprzyja karierowiczostwu. Idea zostaje zastąpiona bezideowym oportunizmem. Wszystko to prowadzi zamiast do wzrostu antagonizmów na linii władza-lud. Droga prowadząca do tworzenia zamkniętej w sobie elity, nie podlegającej wymianie i związanej wyłącznie przez osobiste doświadczenie, które ogranicza się do wąskiego kręgu osób to droga donikąd.

W kolejnym rozdziale przechodzi do omówienia Idei Niepodległości Polski. Jego krytyka nie dotyka oczywiście wartości jaką dla każdego Polaka przedstawia własne, suwerenne i niepodległe Państwo Polskie. Zastrzeżenia dotyczą tego, czy faktycznie idea walki o niepodległość powinna być obecna wszędzie i na każdym kroku? Zdaniem Władysława Grabskiego taka sytuacja jest niedopuszczalna. Aby Polska była niepodległa musi być domem dla wszystkich Polaków. Każdy Polak ma prawo być dumny ze swojej ojczyzny i każdy kto działa z myślą o dobru Polski ma prawo czuć się twórcą jej niepodległości. Co więcej każdy powinien o nią dbać. Dlatego krytykuje wszelkie próby przywłaszczenia i tworzenia “jedynej i słusznej” drogi do niepodległości przez określone środowisko polityczne. Najważniejszy powinien być cel który po latach zaborów udało się zrealizować. Nie było jednej słusznej drogi, ważny jest efekt osiągnięty wspólnym wysiłkiem i to on powinien być punktem wokół którego jednoczy się społeczeństwo Polskie. Stąd należy odłożyć na bok spory które dotyczą wydarzeń o historycznym charakterze jako bezcelowe. Polska Niepodległa nie może być własnością jednej tylko grupy tak jak jej niepodległość nie jest efektem wyłącznie jednego, określonego sposobu działania. Redukowanie walki o wyzwolenie wyłącznie do walki zbrojnej w ramach konkretnej formacji nie ma racji bytu jeśli myśli się o Polsce jako całości.

Grabski apeluje, żeby nie spierać się o to kto miał rację a kto nie miał w sytuacji, w której najważniejsze to pielęgnować tą wartość, którą jest suwerenna Rzeczpospolita Polska. Polska jest wartością nadrzędną. Przesunięcie środka ciężkości z celu na sposób jego realizacji i skupienie się tylko na tym służy fałszowaniu obrazu rzeczywistości na potrzeby bieżącej walki politycznej.

Najważniejsza dla Grabskiego jest praca dla Polski jako całości niezależnej, bez względu czy mówimy o niezależności uzyskanej na drodze politycznej czy też w walce zbrojnej. Patriotyzm w takim rozumieniu może mieć różne oblicza zależne od okoliczności w jakich przychodzi działać jednostkom jak i od ich osobistych predyspozycji.

Grabski stoi na stanowisku, że wartościowanie i porównywanie np. walki prowadzonej zbrojnie z działalnością w dziedzinie np. oświaty czy upowszechniania kultury narodowej nie ma sensu. Przeszłość przeminęła i należy się z tym pogodzić. Spór o historyczne zasługi dla teraźniejszości nie ma znaczenia a może być niebezpieczny dla przyszłości ponieważ zamiast skupiać wysiłek ogółu na jej kształtowaniu, trwoni się go w jałowych sporach. Idea Polski nie może być zapatrzona w przeszłość, powinna się od niej uwolnić aby odnaleźć się w przyszłości, która stawia wciąż nowe wymagania wobec współcześnie żyjących jak i pokoleń które dopiero nadejdą.

Grabski pisze również o Idei Polski Stanowej-Ziemiańskiej. Do warstwy ziemiańskiej nawiązywał przy okazji Idei Legionowej pisząc, że środowiska wywodzące się z Legionów pragną przejąć rolę dawnej szlachty. W okresie dwudziestolecia międzywojennego obecna była w życiu politycznym jednak prawdziwa arystokracja będąca spadkobierczynią wielkich rodów Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Nie da się ukryć, że tradycja kultywowana w tym środowisku i fakt, że wielu jeśli nie przytłaczająca większość znanych i zasłużonych dla kultury polskiej twórców wywodzi się ze szlachty odcisnęły swoje piętno na sposobie myślenia i postrzegania świata pozostałej części społeczeństwa. Jak Grabski postrzegał to środowisko i idee wywodzące się z niego?

Stanowisko wyraził wprost pisząc, że “Idea Polski stanowej stanęła, jako nasze przekleństwo dziejowe, wszak ona, nie w mniejszym stopniu od wrogiego stosunku sąsiadów, stała się przyczyną upadku państwa naszego, ona paraliżowała jego dążenia do naprawy, ona sprowadziła Targowicę, ona w niecny sposób zaaprobowała rozbiory.” Dalej pisze, że wydawałoby się niemożliwe aby taka idea miała możliwość zaistnieć w niepodległej Polsce. Rzeczywistość jednak pokazuje co innego. Pisze, że idee związane z Polską stanową znajdują zrozumienie nie tylko wśród Legionistów, ale co zrozumiałe również wśród samego ziemiaństwa. Polska rozumiana jednak jako własność określonej grupy społecznej, której interes stawiany jest na równi a nawet przed interesem państwa jako całości i racją stanu nie może się pomyślnie rozwijać.

Oczywiście nie każdy ziemianin to egoista stawiający swój interes jak i interes swojej klasy ponad wszystko. Obok oportunistów stoją również ideowcy, którzy mają poczucie misji i którzy Polskę postrzegają jako wartość najwyższą. Ziemiaństwo było więc źródłem zarówno dla polityki ugodowej i realizmu politycznego jak i dla ruchu narodowego. Problematyczny był stosunek do włościan czyli chłopów. Warstwy ludowe stanowiły przed wojną ok. 70%-75% społeczeństwa a jednocześnie ich wpływ na życie polityczne nie odzwierciedlał potencjału demograficznego. Rodziło to oczywiście napięcia, dowodem na to może być fala strajków chłopskich z lat 30 i ich brutalne tłumienie przez sanacyjne władze. Kwestia włościańska stanowiła również ważny element życia społecznego w okresie zaborów. Opór części szlachty przed uwłaszczeniem i likwidacją służebności wykorzystywany były przez zaborców jako narzędzie służące antagonizowaniu Polaków przeciwko sobie. Jednocześnie warstwa ziemiańska była matecznikiem swoiście pojmowanej idei narodowej, która obejmowała swoim zasięgiem ziemie wszystkich zaborów. Podstawą idei narodowej było hasło: „z szlachtą polską polski lud”. Jak pisze jednak Grabski przed wybuchem pierwszej wojny światowej zaczęły powstawać organizacje, które zrzeszały i reprezentowały wyłącznie ziemiaństwo. Utworzony został Związek Ziemian jako przejaw nowej idei, która zaczęła zdobywać zwolenników. Atrakcyjność poglądu według którego ziemianie jako posiadający majątek oraz wpływy osobiste stanowić mają warstwę rządzącą budziła niepokój wśród zwolenników idei narodowej.

Efektem rosnącej popularności powyższego sposobu myślenia była, jak stwierdza Grabski aprobata postawy ugodowej w okresie wojny, co miało być drogą do uzyskania dominującej pozycji w życiu politycznym jak i gospodarczym. Zdobyta w takich okolicznościach pozycja została zagrożona w pierwszych latach niepodległej Polski, co spowodowało konkretną reakcję ze strony Związku Ziemian i innych organizacji ziemiańskich. Wytworzyła się więc sytuacja, w której interes jednej klasy stanął naprzeciw interesom państwa jako całości. Wpływ na to miały zdaniem byłego ministra i premiera miały dwa fakty. Po pierwsze stworzenie grupy robotników rolnych przy jednoczesnym odtworzeniu klasy pracodawców, właścicieli ziemskich. Było to w odniesieniu do części włościan przywrócenie sytuacji jaka miała miejsce na terenie Królestwa Polskiego przed wydaniem dekretu uwłaszczeniowego przez cara Aleksandra II w 1864 roku. Po drugie przeprowadzenie reformy agrarnej wywołało opór ze strony tych którzy mieli podzielić się swoją ziemią z chłopami. Siła polityczna stronnictw chłopskich współtworzących parlament powodowała wzrost poczucia zagrożenia, w efekcie czego ziemiaństwo niechętnie zaczęło spoglądać na państwo demokratyczne i ustrój parlamentarny. Tym samym pojawiły się wśród tej warstwy głosy mówiące o konieczności zrównoważenia czynnika ilościowo przeważającego przez podjęcie konkretnych działań politycznych. Zamach majowy pomimo poparcie ze strony lewicy okazał się w rezultacie wydarzeniem korzystnym dla zwolenników idei Polski ziemiańskiej a nie narodowej. Grabski pisze, że ziemiaństwo do którego należy ok. ¼ ziemi uprawnej i liczące kilkanaście tysięcy rodzin stało się w Polsce pomajowej jedną z najmocniejszych sił politycznych w kraju. W zamian za poparcie, które z jednej strony wynikało z kalkulacji ekonomicznych a z drugiej strony z nadziei związanej z odrzuceniem demokracji uzyskano realne korzyści w postaci zaniechania reformy rolnej oraz wsparcia finansowego dla zadłużonych majątków ziemskich.

Działania te jednak na dłuższą metę nie zmienią faktu, że w dobie nowoczesnej gospodarki przemysłowej typ gospodarki rolnej funkcjonujący w Polsce nie jest w stanie się utrzymać. Liczba posiadaczy ziemskich będzie w naturalny sposób malała, na co nie ma rady. Tym samym walka o utrzymanie pozycji politycznej prowadzić może wyłącznie do narastania konfliktów o charakterze wewnątrzspołecznym. Zamknięcie się ziemiaństwa w ramach własnego środowiska i trwanie we wrogiej postawie wobec innych przynosić będzie wyłącznie szkody. Szlachta i posiadacze ziemscy są według Grabskiego częścią narodu jako całości, i to cenną co podkreśla w swoim wywodzie. Podziały społeczne funkcjonujące w oparciu o tak skonstruowaną hierarchię noszą znamiona sztuczności ze wszystkimi tego konsekwencjami. Jak dowodzi, ziemiaństwo z racji na potencjał możliwości tkwiący w jej przedstawicielach powinno aktywnie działać wśród społeczeństwa mając za cel rozwój wszystkich jego warstw. Wskazuje, że taki działania są podejmowanie, nie mają one jednak powszechnego charakteru. Ważne jest więc aby takie postawy promować. Tam gdzie ziemiaństwo podejmuje taki wysiłek i podyktowane jest to interesem państwa i dobrem całego narodu należy takie inicjatywy wspierać.

Grabski zwraca również uwagę na pewną cechę pozostającą w mentalności nie tylko stanu ziemiańskiego, którą jest utożsamianie idei ziemiańskiej z idealizacją życia ziemiańskiego. Dążenie jednak do wygody życiowej jest błędem. Zwłaszcza, że przemiany o charakterze gospodarczym powodują, że utrzymanie się z ziemi i jej plonów wymaga pracy i planowania. Nie ma nic wspólnego z próżniaczym życiem posesjonata o którym wciąż wielu marzy jako drodze życiowej zapewniającej wygodne i dostatnie życie bez wysiłku.

Kwestia posiadania majątków jak zauważa Grabski miała również swoje przełożenie na politykę zagraniczną. Ziemiaństwo parło do ustalenia granic na wschodzie jak najdalszych mając na uwadze swoje majątki, z których część po Traktacie Ryskim została za granicą. Wykorzystywano argumenty silnie odwołujące się do uczuć ogólno-narodowych co jednak przyniosło więcej szkód niż korzyści. Działania, które opierają się na utożsamieniu Polski ze stanem posiadania określonych grup Polaków, głównie warstwy ziemiańskiej, mają charakter powierzchowny. Służą one przede wszystkim zabezpieczeniu interesów i majątków wąskiej grupy. Temu mają również służyć próby wciągnięcia polityków obozu sanacyjnego w sferę swojego życia towarzyskiego. Prowadzą ku temu liczne organizowane w majątkach spotkania, polowania i bale. Tworzy to atmosferę w której ziemiaństwo liczyć może na przychylność władzy, równocześnie tworzy to w oczach postronnych obraz stosunków społecznych opartych o podziały należące do przeszłości.

Po opisaniu powyższych trzech głównych nurtów życia ideowego Grabski przechodzi do opisu Idei narodowej. Na wstępie zaznacza, że idea narodowa jest jego zdaniem podstawą pierwotną kształtującą życie społeczne. Pisze o jej rozwoju, zrośnięciu się z katolicyzmem jak i o wpływie jaki wywarła na idee stanowe. Idea narodowa pozwoliła przede wszystkim przełamać stanowy egoizm szlachty w imię solidaryzmu narodowego. Przede wszystkim wart podkreślenia jest ponadstanowy charakter idei narodowej co jest podstawą dla powstania narodu jako bytu obejmującego społeczeństwo jako całość. Wydawałoby się więc, że to idea narodowa powinna mieć pierwszeństwo w wolnej i niepodległej Polsce. Jak stwierdza Grabski stało się jednak inaczej, ustąpić musiała innym ideom, z których część została powyżej przedstawiona. Autor analizuje przyczyny takiej sytuacji, zwraca uwagę na specyficzną sytuację po upadku powstania styczniowego co spowodowało, że idea narodowa przeszła z pozycji czynnej walki politycznej na pozycję pracy w dziedzinach życia gospodarczego i kulturalnego. Pisze również, że okoliczności w których u schyłku I wojny światowej odrodziła się Polska nie przyczyniły się do odrodzenia idei narodowej. Wysiłki Romana Dmowskiego i Ignacego Paderewskiego podejmowane na arenie międzynarodowej i toczona przez nich walka środkami dyplomatycznymi w powszechnej świadomości ustąpić musiały walce zbrojnej prowadzonej pod egidą Józefa Piłsudskiego. Podobnie w roku 1920 idea narodowa znów znalazła się w cieniu Marszałka. Przede wszystkim jednak wskazuje na słabość zakorzeniania idei narodowej wśród ludu jako na główną przeszkodę, która stanęła na drodze upowszechnieniu się idei narodowej. Zwraca uwagę na to, że działacze narodowi włożyli dużo wysiłku i pracy, ale efekty nie pozwoliły na odtrąbienie sukcesu w tym obszarze. Sprawie idei narodowej nie pomogło również zabójstwo Gabriela Narutowicza. Fakt, że sprawca jako inspirację swojego czynu wskazał idee narodowe spowodował wiele negatywnych emocji i uprzedzeń skierowanych w stronę tejże. Niewiadomski zabójstwem Narutowicza wyświadczył środowisku narodowemu niedźwiedzią przysługę, jego czyn był wykorzystywany jako argument polityczny w walce z ideą narodową, chociaż sam zabójca nie był członkiem żadnej partii czy organizacji i działał sam bez powiązań z innymi osobami. Fakt zabójstwa obciążył cały ruch narodowy.

Dalej Grabski zawarł ciekawe przemyślenia dotyczące stosunku Polaków do ludności niepolskiej. Pisze o polonizacji Kresów Wschodnich wskazując na jej nieefektywność w kontekście zwiększania liczebnie ludności identyfikującej się z Polską. Polskość ograniczona jest w zasadzie do niewielkich skupisk zaścianków i dworów, co wskazuje na jej słabość w oddziaływaniu na szersze masy ludności. Zastanawia się też czy działania związane z propagowaniem wśród społeczeństwa tezy o polskości Kresów mają jakikolwiek sens. Teza ta nie wytrzymuje jego zdaniem zderzenia z rzeczywistością, w której skład etniczny tych terenów przeczy twierdzeniu o “polskości Kresów”.

Opisuje również próby poszukiwania sojuszników przez ideę narodową wśród innych stronnictw politycznych zaznaczając, że najbliżej ideologicznie było tym środowiskom do ludowców spod znaku PSL-Piast. Zaznacza, że jest to krok logiczny i spójny z założeniem o konieczności oparcia się o szerokie masy ludowe w celu poszerzania bazy dla idei narodowej. Stwierdza jednocześnie, że nie udało się takiego projektu urzeczywistnić i powrócono do budowania pozycji idei narodowej wyłącznie w oparciu o własne siły. W taki sposób ocenia on projekt tworzenia Obozu Wielkiej Polski. Omawia również stosunek idei narodowej do kwestii żydowskiej oraz mniejszości słowiańskich zwracając uwagę na fakt, że rozstrzygnięcie na korzyść Polski wymaga wysiłku, pracy i czasu co narodowcy zdają się ignorować. W podsumowaniu stwierdza, że o słabości idei narodowej przesądza również osłabienie pierwiastka twórczego. Jako przykład podaje poglądy na politykę zagraniczną która prowadzona jest w sposób chwiejny, mało zdecydowany. Zauważa, że zarówno w stosunku do Niemiec jak i Rosji obóz narodowy wykazuje stosunek lekceważący, w stosunku do Niemiec podszyty dodatkowo zachwytem nad nazizmem i silną władzą uosobioną przez Hitlera. W przypadku Rosji lekceważy się ją mając w pamięci wciąż obraz zwycięstwa z 1920 roku, ignorując upływ czasu i okrzepnięcie władzy sowieckiej. Nie zgadza się jednak z twierdzeniem, że słabość ta wynika z samej idei narodowej. Uważa jedynie, że idea ta w połowie lat 30. znalazła się w kryzysie i należy skupić się na jego przezwyciężeniu. Jako element tego kryzysu wskazuje powstanie obozu narodowo-radykalnego. Zwraca uwagę na konieczność wyciągnięcia wniosków z popełnionych w przeszłości błędów zarówno przez “młodych” jak i “starych” działaczy szeroko rozumianego ruchu narodowego.

Kolejną po Idei narodowej jest Idea ludowa którą w pierwszych zdaniach charakteryzuje następująco: “Sprawa ludu - to dobro narodu, więc ona powinna być dominująca nad wszystkimi innemi. Polska powinna naprawić wiekowe krzywdy ludu i dać mu wyraźnie odczuć, że między obecną Polską, a dawną  - jest cała przepaść i że dzisiejsza Polska - to jest sprawowanie rządów w imię dobra ludu polskiego. Takie są istotne zręby idei ludowej Polski.” Zwraca uwagę na fakt, że masy ludowe w Polsce nie były nigdy na większą skalę dopuszczone do sprawowania władzy. Wiąże się to z zaszłościami historycznymi, które stanęły na przeszkodzie wykształcenia się zmysły państwowego wśród tych mas. Podkreśla jednocześnie potencjał tkwiący wśród chłopów i przestrzega przed ignorowaniem go. Może to doprowadzić do zwrócenia się mas w stronę radykalnych prądów o charakterze rewolucyjnym. Zdaniem Grabskiego należy prowadzić politykę, która sprzyjać będzie możliwości wyrażania żądań o charakterze politycznym w oparciu o rozwiązania polityczne a nie siłowe. Przestrzega przed traktowaniem chłopów i ludności wiejskiej z góry i stosowania wobec nich przemocy. Stawia na dialog i budowania porozumienia w oparciu o poczucie odpowiedzialności za państwo jako ojczyznę wszystkich Polaków. Apeluje do władz aby wyzbyły się wobec wsi paternalizmu i zwiększyły rolę samorządu lokalnego. Swój stosunek do idei ludowej podsumowuje tymi słowami: “Idea Polski ludowej, bez zespolenia się z ideą państwową, stoczy się do bolszewizmu. Ale też idea państwowa Polski, bez zespolenia się z ideą ludową i narodową, stoczy się do systemu dawnych państw policyjnych. Gdybyśmy z tego dylematu nie znaleźli wyjścia, okazałoby się, żeśmy niezdolni do życia państwowego w XX wieku, tak, jak nie byliśmy zdolni w wieku XVIII.”

Następnie kolej przychodzi na ideę państwową. Tutaj również Grabski nie szczędzi słów krytyki. Nie tyle jednak chodzi mu o samą myśl państwową, co o sposób wcielania tej idei w życie. Sama idea państwowa zasługuje na uznania. Tworzenie się współczesnego państwa wymaga zaangażowania społeczeństwa jako całości i proces ten powinien mieć charakter naturalny, ewolucyjny. Grabski zwraca jednak uwagę, że w Polsce idea państwowa związana została z ideą Polski stanowej w postaci rządów sanacyjnych. Takie połączenie jego zdaniem szkodzi państwu i społeczeństwu stając się źródłem nowych podziałów. Zaznacza jednak, że podziały polityczne mają to do siebie że można próbować je zasypywać. Dla Grabskiego brak ideowości niesie ze sobą niebezpieczeństwo eskalacji konfliktów wewnątrz państwa. Stwierdza w toku swojego wywodu: “Idea państwowa polska nie pozwala na prowadzenie polityki w pełni nacjonalistycznej, ale nie wymaga zwalczania jej zwolenników. Idea państwowa nie pozwala na to, żeby hasło Polski ludowej wystarczało do rządzenia krajem, w którym lud jest jeszcze bardzo niedojrzałym, ałe idea państwowa nie wymaga, by hasło to miało tracić wszelką dla mas wartość i by masy ludu stawały się stadem bezideowym.” Zażegnanie tych konfliktów to cel najważniejszy dla idei państwowej. Rozgrywanie tych konfliktów dla doraźnych i partykularnych interesów jest czymś szkodliwym. Takie działania powinny w miarę możliwości zwalczane. Patrzeć należy w przyszłość.

Ośrodek działań mających na celu doprowadzenie do zażegnania kryzysu w państwie Polskim jest według Grabskiego jeden i jest nim obóz rządzący. Jako strona silniejsza to właśnie rząd powinien jako pierwszy wykonać odpowiednie kroki. Należy przy tym zrozumieć, że chociaż animozje i wzajemne uprzedzenia są i będą obecne w życiu politycznym to nie należy ich eksponować ani też przyczyniać się do ich eskalacji. Zdaniem Grabskiego należy pozwolić historii zatrzeć powody dawnych urazów. Jest to konieczne zwłaszcza w sytuacji w której otoczenie międzynarodowe staje coraz bardziej niepewne a tym samym niebezpieczne. Bez uregulowania stosunków wewnętrznych nie ma co marzyć o Wielkiej Polsce. Należy być świadomym nadchodzących wyzwań i odpowiednio wcześniej reagować na pojawiające się na horyzoncie zagrożenia. Swoje przemyślenia związane z ideą Polski państwowej podsumowuje następującymi słowami jeszcze raz kładąc w nich nacisk na konieczność zwrócenia się ku przyszłości: „Brak idei twórczej dla Polski na dziś i jutro:, kryzys wszystkich dotychczasowych kierunków politycznych — kryzys idei Polski jest widoczny. Wyjście z tego kryzysu jest dla nas nakazem dziejowym. Jest tem, co zadecyduje o naszej przyszłości, a wyjście to jest możliwe tylko przez odrodzenie idei Polski w nowej szacie, z pominięciem zupełnym reminiscencyj, odwetów, dyskryminacyj i zapatrzeniem się w naszą przyszłość".

Czytając dzisiaj te słowa i opisy tendencji występujących w Polsce przedwojennej ciężko oprzeć się wrażeniu, że w dużym stopniu te same problemy występują w Polsce XXI wieku. Czy działalność PiS to nie polityka jaką prowadził obóz sanacyjny? Liczy się tylko własna grupa, kto nie z nami ten wróg. Znaczenie mają osobiste więzi i lojalność wobec prezesa a nie rzeczywiste kompetencje. Jeśli do tego dołożymy próby zmonopolizowania patriotyzmu jako cechy wyłącznie należącej do partii rządzącej przy jednoczesnych próbach zawładnięcia prawą stroną sceny politycznej mamy obraz Polski ograniczonej do jednej grupy politycznej.

Z kolei polityka reprezentowana przez “beton” PO i Nowoczesną, czy to nie jest wcielenie Polski stanowej? Oto my przedsiębiorcy i ludzie biznesu jesteśmy solą tej ziemi. To my, choć stanowimy wąską grupę społeczeństwa powinniśmy mieć najwięcej do powiedzenia. Nami stoi Polska i to my powinniśmy rządzić.

Dalej mamy spory o to kto z kim pił wódkę 30 lat temu, a kto nie pił i dlaczego. Kto siedział i z kim? Kto spał na styropianie a kto nie? Zamiast skupić się na osiągnięciach w postaci zrzucenia jarzma sowieckiego i skoku cywilizacyjnego (nie kulturowego), który choć nie przebiegał tak jak wszyscy byśmy tego chcieli to jednak pozwolił chociaż w pewnym stopniu wyjść ze stanu niedoborów i kryzysu. Tymczasem walka o przeszłość trwa w najlepsze. Przyszłość przestaje mieć znaczenie, liczy się historia.

Mamy wreszcie masy które dopiero trzeba uświadomić na nowo co w XXI wieku oznacza być Polakiem. Masy które w większości nie angażują się w politykę, oczekują wciąż że ktoś za nich będzie decydował. Jest rzesza ludzi pozbawiona wiary w to, że mogą coś zmienić. Skupienie się na sprawach dnia codziennego i na własnych “czterech ścianach” sprzyja postawom skrajnie indywidualistycznym i egoistycznym.

Idea narodowa potrzebuje z kolei impulsu aby sprostać wyzwaniom czasów nam współczesnym. Tymczasem w dużej części środowisk panuje niestety intelektualny marazm który sprowadza się do życia przeszłością. Przeszłość choć stanowi ważne źródło inspiracji nie jest w stanie dać gotowych recept na problemy stawiane przed nami obecnie. Inicjatywa powinna powrócić w szeregi wszystkich utożsamiających się z ideami narodowymi. Należy zdobyć się na odwagę intelektualną i wykazać się kreatywnością.

Idea państwowa z kolei również przeżywa swój kryzys. Państwo które sprowadzone jest do roli zarządcy opierającego się na technokratach i biurokracji nie jest w stanie wypełniać swojej roli w stosunku do narodu.

Potrzeba więc wspólnego wysiłku który da z pewnością właściwe rezultaty w swoim czasie. Tego sobie i Wam, czytelnicy życzę. Na zakończenie jeszcze jedna myśl Władysława Grabskiego, która może być mottem dla nas wszystkich: „Kto dobrze wejrzy w siebie, kto w sumieniu swem chce mieć pełne przeświadczenie spełniania swego obowiązku, kto chce stanąć najbliżej tej Siły Wyższej, która jest źródłem wszelkiego bytu, ten nie znajdzie lepszej drogi, jak ta, która prowadzi do służby wszędzie i zawsze Ojczyźnie swojej ponad wszystko. Polska stanie najwyżej, gdy nastąpią w łonie naszego narodu wielkie moralne przemiany, pogłębiające całą naszą stronę duchową. One wydadzą owoce i na polu życia gospodarczego i społecznego i na polu naszej państwowości i na polu naszej kultury ducha. Kierunek woli naszej, to największy zaczyn naszej przyszłości".

 

Marcin Bebko    

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 20:34

Grzegorz Ćwik - 5 lat "Szturmu"

 

5 lat „Szturmu”. Naprawdę szybko zleciało. Pamiętam moment, gdy „Szturm” pojawił się w sieci, nagle wszędzie pojawiły się zapowiedzi jego i pierwsze numery. Krzysiek Kubacki (założyciel i pierwszy redaktor naczelny „Szturmu”) w rozmowie ze mną przyznał, że oczekiwania były tak duże, że pierwszym widoczny efektem popularności było to, że serwery padły szybko po publikacji pierwszego numeru. Trzeba przyznać, że środowisko nasze ewidentnie czekało na tego typu tytuł, bo popularność i rozpoznawalność „Szturmu” szybko urosły i do dziś utrzymują się w ramach środowiska nacjonalistycznego na bardzo wysokim poziomie.

 

Obecnym numerem „Szturm” kończy 5 lat. 24 września 2014 roku podpisana została jego deklaracja ideowa, a niedługo potem ukazał się pierwszy numer. Od tego czasu „Szturm” ukazuje się nieprzerwanie co miesiąc. Moment pojawienia się Szturmu w przestrzeni publicznej nie był przypadkowy. Druga połowa 2014 roku to pod wieloma względami niezbyt dobry czas dla polskiego nacjonalizmu.  Jasnym stało się już jaką mizerię reprezentuje Ruch Narodowy, powoli wypalał się potencjał Marszów Niepodległości, do tego środowisko było w niezwykle widoczny sposób coraz bardziej zainfekowane wirusem liberalizmu. W tym wypadku potrzeba zaistnienia radykalnego, futurystycznego i pozbawionego naleciałości historycyzmu środowiska stawała się paląca. Powodem powstania „Szturmu” były także rażące braki programowe i doktrynalne polskiego nacjonalizmu. Stały się one tym widoczniejsze w momencie, gdy polskie środowisko narodowe zdecydowało się na utworzenie własnej partii, a sama popularność idei narodowej bardzo mocno urosła (po sukcesie Marszu Niepodległości w 2010 roku).

 

Ewidentnie na coś takiego jak „Szturm” czekano. Wspomniana anegdota z serwerami jest tylko tego potwierdzeniem. Przez 5 lat na łamach „Szturmu” publikowało kilkudziesięciu autorów i autorek, którzy reprezentowali szereg środowisk i organizacji. Taka też była geneza „Szturmu” – stworzenie szerokiego, bezpartyjnego miesięcznika, którego celem będzie dotarcie do ogółu środowiska i wytworzenie ożywczego fermentu ideologicznego.

 

Do „Szturmu” dołączyłem w listopadzie 2016 roku. Namawiany przez kilka osób do napisania czegoś na jego łamy, zdecydowałem się w końcu to zrobić… i od tego czasu co miesiąc w „Szturmie” znaleźć można moje teksty. Bardzo szybko po pierwszym tekście Krzysiek Kubacki zaproponował mi dołączenie do redakcji. I tak na dobre zaczęła się moja Szturmowa przygoda. Dziwnym trafem równo rok po dołączeniu do „Szturmu” zostałem jego wydawcą, którego to obowiązki przekazał mi nieoceniony Bogusław Koniuch. Redaktorem naczelnym był już wówczas mój dobry kolega – Michał Walkowski, który zastąpił Krzyśka Kubackiego. Początki naszych poczynań na czele „Szturmu” były trudne, nie do końca wiedzieliśmy z czym mamy do czynienia, ogarnięcie dość jednak skomplikowanego procesu, jakim jest dopinanie kolejnych numerów, dopiero z czasem stało się zoptymalizowane. Pierwszy numer we dwóch jaki wydawaliśmy był numerem grudniowym. Ze względu na nasz brak doświadczenia jak i zwykłe (teraz już wiem, że zwykłe – wtedy nie wiedziałem) opóźnienia, skończyło się na tym, że w sylwestra siedzieliśmy we dwóch przy komputerach (ja w Warszawie, Misiek w Trójmieście) i na gwałt spinaliśmy numer. Żeby było śmiesznie okazało się, że zapomnieliśmy o… okładce, a nasz grafik był już nieosiągalny. Nie mieliśmy też grafik do wszystkich tekstów, a samego procesu wstawiania tekstów uczyłem się właśnie w praktyce (pomogły na szczęście instrukcje od poprzedniego wydawcy i doświadczenie z pracy w branży interaktywnej). Wszystko to było naprawdę na wariackich papierach i tylko cudem udało się wyrobić tuż przed północą. Później na szczęście było już coraz lepiej, a grudniowa lekcja owocowała wręcz asekuranckim przygotowaniem numerów w przyszłości. W połowie roku 2018 Michał zdecydował się przekazać mi także funkcję redaktora naczelnego, na co zgodziłem się po długich dyskusjach i rozmowach. Z jednej strony skracało to pewne czynności, z drugiej w moje ręce złożono ogromną odpowiedzialność za sprawne, merytoryczne i wysokie jakościowo funkcjonowanie „Szturmu”. Odpowiedź na to, czy misję ta udaje mi i całej  redakcji pełnić z pozytywnym skutkiem pozostawiam już do osobistego osądu każdego Czytelnika i Czytelniczki.

 

Ideologia

 

Pod względem ideowym „Szturm” postawił twardo na kilka filarów, które do dziś stanowią podstawę Nacjonalizmu Szturmowego: radykalizm, antykapitalizm, solidaryzm narodowy, paneuropeizm, odrzucenie historycyzmu, rewolucję, podejście do historii i tradycji ruchu pozbawione kompleksów i naleciałości zaprzeszłych konfliktów. Z czasem w ramach naszych prac ideowych pojawiły się kolejne: narodowy syndykalizm, ekologia, kwestia kobieca, sprawy i tradycje lokalne.

 

Całość tych elementów z czasem zaczęła tworzyć odrębny nurt polskiego nacjonalizmu: Nacjonalizm Szturmowy. Dziś idea ta jest już w środowisku całkiem dobrze znana, jednak na początku baliśmy się trochę używać tego terminu. Jak to, to my tworzymy własny nacjonalizm? Kolejne blamaże środowiska narodowego, zwłaszcza w polityce oraz mizeria ideowa, sprawiły, że ostatecznie uznaliśmy za niezwykle właściwe aby Nacjonalizm Szturmowy stał się naszą oficjalną doktryną.

 

Wiele elementów naszej idei wywołuje u pipi-prawicy i narodowczyków białą gorączkę. Jak można popierać antykapitalizm, wspierać porozumienie z innymi białymi Narodami Europy, mówić o klimacie czy ideologii? Przecież „pan Korwin” ma zupełnie inny pogląd na te sprawy. Na szczęście „Szturm” to nacjonaliści i cokolwiek mało interesuje nas zdanie liberałów i libertynów.

 

Za Ukrainę oberwało nam się chyba najbardziej. Jako jedni z pierwszych tak otwarcie stanęliśmy za stanowisku porozumienia z naszym wschodnim sąsiadem i funkcjonującymi tam środowiskami nacjonalistycznymi. Ostatecznie po lwowskim marszu Korpusu Narodowego zmuszeni byliśmy zerwać naprawdę dobrze rokujące relacje z Ukraińcami, jednak zawsze powtarzamy: nie żałujemy niczego. Zaistniałe wydarzenia to nie nasza wina, my wykazaliśmy maksimum woli współpracy i pojednania. Jednocześnie uważamy, że to jak najbardziej słuszna droga, a walka z „banderyzmem” i antyukraińska histeria jak najgorzej świadczy o sporej części naszego środowiska, zwłaszcza o jego wiedzy, mentalności i emocjonalności. W paru wypadkach świadczy także o rosyjskiej agenturze (próba podpalenia Domu Węgierskiego na Ukrainie).

 

Nie baliśmy się nigdy pisać na tematy poważne, nie baliśmy się też nigdy pisać tego co jest prawdą – bez względu na to, jak wielka fala krytyki potrafiła na nas spaść. O zarzutach o „banderyzm” już wspomniałem, zarzucano nam też „socjalizm, komunizm, nazizm” i pewnie jeszcze sporo innych –izmów. Ale przecież tylko prawda jest ciekawa. Nasz radykalizm i fanatyzm nie są celem samym w sobie, ale funkcją konsekwencji. To co teraz nazywane jest radykalnym i ekstremistycznym, w każdych innych czasach było zwykła normalnością.

 

Bo też Nacjonalizm Szturmowy to przede wszystkim idea powrotu do tego co normalne, zdrowe, czyste. Dlatego odrzucamy brud, degenerację, dlatego w naszej idei też pojawił się i zagościł na stałe element straight edge. Nie baliśmy się bowiem nigdy tego co innowacyjne, rewolucyjne, nie mieliśmy oporów łamać stereotypów i utartych ścieżek. Skoro coś jest lub może być korzystne dla Narodu i Europy, to jasne, ze należy to promować.

 

Idea Nacjonalizmu Szturmowego nie jest definitywnie opracowana i skończona. Cały czas pracujemy nad nią, rozwijamy kolejne jej części i wątki. Niezwykle mnie cieszy, że pojawiają się kolejni autorzy, którzy dołączają do tego dzieła. Ponadto pracujemy nad sobą, naszym rozwojem intelektualnym i duchowym, aby nasze działania w „Szturmie” były jak najwyższe jakościowo.

 

Spuścizna

 

„Szturm” to 60 numerów, prawie 1000 artykułów, w tym ogromna liczba takich, które stały się klasykami a ich treść niezwykle mocno wpłynęła na nasze środowisko. Porównując stan idei narodowej ad. 2014 i ad. 2019 nie mam większych wątpliwości, że „Szturm” odcisnął zauważalne piętno na polskim nacjonalizmie. Niemała w tym zasługa nieistniejących już Szturmowców, którzy przyjęli ideę Nacjonalizmu Szturmowego jako swoją doktrynę i regularnymi działaniami spowodowali, że większość jej głównych założeń przeniknęła nie tylko do społeczeństwa, ale i zagranicę. Mowa przede wszystkim o Czarnym Bloku z roku 2017, który wywołał ogromny odzew, a jego skutki dają znać o sobie do dzisiaj. Także inne stałe działania o charakterze metapolitycznym w wykonaniu Szturmowców sprawiły, że propagowane przez nas idee jak antykapitalizm, solidaryzm, ekologia czy straight edge stały się dużo bardziej rozpoznawalne. Tym samym w imieniu „Szturmu” dziękuję Wam za to.

 

„Szturm” podjął trud organizacji wielu konferencji. „Europa przyszłości” to nasz sztandarowy projekt, który pozwolił także na polskim gruncie realizować szeroki dialog europejskich środowisk narodowych.  Konferencja im. Mariana Reutta to z kolei projekt, który powołaliśmy aby co roku z okazji Narodowego Święta Pracy rozmawiać o kwestiach społecznych, ekonomicznych, pracowniczych.

 

Już w roku 2017 ukazała się nasza Antologia, zawierająca najważniejsze teksty „Szturmu”. Od obecnego, 2019 roku „Szturm” prowadzi własne działania wydawnicze. Zaczęliśmy od broszury „Narodowy syndykalizm”, która przygotowana została z okazji kolejnej edycji Konferencji im. Mariana Reutta. Kolejną pozycją było wznowienie pracy Bolesława Piaseckiego „Duch czasów nowych a Ruch Młodych”. Ostatnim naszym wydawnictwem, jednocześnie największym i najważniejszym, jest Antologia Nacjonalizmu Szturmowego, czyli drugi tom artykułów z naszego miesięcznika. 420 stron, prawie 70 tekstów, prawie 2 lata ciężkiej i mozolnej pracy – ale naprawdę warto! Na obecną chwilę (20 września) prawie cały nakład się wyczerpał, a „Szturm” powoli przygotowuje się do dodruku nowych egzemplarzy. Dodruk taki musieliśmy już zrealizować z broszurą Piaseckiego.

 

Osoby z redakcji „Szturmu” pojawiają się regularnie w programach i wywiadach, które można obejrzeć na serwisie Youtube, jesteśmy proszeni o opinie przez inne środowiska, także mainstreamowi media potrafią prosić o komentarz. Pojawiamy się także w nagraniach zaprzyjaźnionych środowisk, chociażby Stowarzyszenia Niklot.

 

Z pewnością staliśmy się, jako miesięcznik i konkretna opcja ideologiczna, stałym elementem idei i środowiska narodowego. Kiedy liberalizacja i politykierstwo nacjonalizmu jest coraz bardziej widoczne i ewidentne, tym ważniejsza staje się misja „Szturmu”.

 

Ilość pozytywnych głosów jakie od nas dochodzą jednoznacznie o tym świadczy – przez Internet, na żywo, czy na demonstracjach, gdy ludzie widząc flagę „Szturmu” podchodzą i dziękują za to, co robimy. Wtedy serio wiemy, że ma to sens, a nasze działania spełniają określoną funkcję.

 

Oczywiście, mamy też krytyków. Choć przyznam szczerze, zatrważająca większość z nich to zwykli „hejterzy”. A to okazujemy się ukraińskimi agentami wpływu, a to „socjalistami”, a to „nazistami”, „komunistami” itp. Ja też już doczekałem się uznania za Ukraińca, Żyda, agenta Sorosa, rosyjskiego wywiadu (sic!) i krypto-PiSowca. I pomyśleć, że za dzieciaka chciałem być pilotem wojskowym…

 

Przeważająca większość tych osób nie czyta nawet naszych artykułów, lub zwyczajnie ich nie rozumie. Niestety, redakcja „Szturmu” większości z nich nie jest w stanie pomóc.

 

Podziękowania

 

Jako redaktor naczelny i wydawca „Szturmu” mam nie tylko możliwość, ale wręcz obowiązek przy takiej szczególnej okazji złożyć podziękowania. Oczywiście, ile bym ich tu nie napłodził, na pewno o kimś zapomnę czy pominę. Już teraz więc te osoby chciałem przeprosić. Trochę się te podziękowania pokryją z tymi, które umieściłem w wydanym niedawno drugim tomie Antologii – no trudno, pewnych osób nie mogę nie wymienić, stąd proszę czytelników Antologii o dyspensę na ten „autoplagiat”.

 

Na początku osoba, bez której nie byłoby pewnie „Szturmu” i mnie w „Szturmie” – Krzysiek Kubacki. To on po pierwszym tekście z miejsca zaproponował mi wejście do stałej redakcji, to on przez pierwszy okres ogarniał „Szturm” i był jego redaktorem naczelnym. To on wytypował mnie na następcę pierwszego wydawcy i on wreszcie uwierzył, że dam radę utrzymać „Szturm” i poprowadzić go w dobrą stronę.

 

Oczywiście nie może zbraknąć podziękowań dla Bogusława Koniucha, pierwszego wydawcy „Szturmu”. Zawsze serdeczny, otwarty, gotów pomóc w każdej kwestii prawnej i technicznej związanej z wydawaniem „Szturmu”. Nie wiem co bym zrobił bez Ciebie Boguś!

 

Redaktorem naczelnym zostałem, zastępując w tej roli Michała Walkowskiego. Współpracę z Miśkiem cenię sobie bardzo wysoko, zawsze merytoryczny, dokładny, skrupulatnie i kompleksowo podchodzi do każdej kwestii naszej wspólnej pracy. Bo fakt zmiany na stanowisku „rednacza” nie znaczy, że Michał usunął się w cień. Nadal aktywnie i czynnie uczestniczy w życiu i pracy redakcji, w każdej chwili mogę liczyć na jego pomoc i wsparcie. „Szturmowi” tylko to wychodzi na zdrowie.

 

Z Miłoszem Jezierskim znam się już ładnych parą lat. Łączy nas nie tylko rok urodzenia i to samo historyczne wykształcenie, ale także stosunek do idei nacjonalistycznej, błędów i zdrad popełnianych przez prawicę. Niewątpliwie wywarł swą osobą i publicystyką widoczny wpływ zarówno na „Szturm”, jak i – nie bójmy się tego powiedzieć – na cała myśl narodową. Zadziwiające jest wręcz jak jego przepowiednie i przewidywania spełniają się jedna po drugiej.

 

Kuba Siemiątkowski to nie tylko jeden z najważniejszych autorów piszących w ciągu 4 lat w „Szturmie”, ale także mój kolega od ponad 10 lat. Wiele swych poglądów (chociażby w kwestii Ukrainy czy Międzymorza) zawdzięczam lekturze jego tekstów, a wydawaną i redagowaną przez niego „Politykę Narodową” uważam za autentyczną perłę polskiego nacjonalizmu. Przypuszczam całkiem trafnie, że gdyby nie Kuba nie byłoby mnie dziś w „Szturmie”.

 

Tomkowi Dryjańskiemu dziękuję za to, że podejmuje się tematów w „Szturmie”, których  nie podejmuje się prawie nikt inny (przede wszystkim lokalnych). Chapeau bas! Niestrudzony krytyk wad polskiego środowiska narodowego, co łączy z wysokim idealizmem i trzeźwym rozsądkiem. Poza tym dziękuję za koleżeństwo i mądrość, której tak bardzo czasem brakuje w naszym środowisku. No i wreszcie za niezwykle elastyczne i zdystansowane podejście do kwestii terminów.

 

Podziękować chciałem wszystkim, z którymi miałem przyjemność współpracować w redakcji, także tym, którzy z jakichkolwiek powodów zdecydowali się zakończyć współpracę ze „Szturmem”.

 

Podziękować chciałem wszystkim, którzy wspierali mnie  i „Szturm” przez ten czas, tych którzy byli zarówno w tych złych jak i dobrych momentach.

 

Na koniec podziękować chciałem Tobie. Tak – Tobie. To dzięki naszym czytelnikom i czytelniczkom „Szturm” może rozwijać się i funkcjonować. To nasi sympatycy swoim poparciem napędzają nas do pracy i rozwoju czasopisma. Szczególnie mocno widziałem to w tym roku, gdy podjęliśmy ryzyko wydawania własnych publikacji – okazało się, że szybko wykupywane były nakłady, a my obecnie myślimy nad kolejnymi dodrukami i nowymi pozycjami. Zwłaszcza sukces drugiego tomu Antologii, która zaznacza się tym, że prawie cały nakład się już rozszedł, pokazuje nam, że naprawdę jest sens podejmowania działań, które podejmujemy. I gdy widzę dyskusje, w których nieznani osobiście przeze mnie ludzie (ale kojarzeni z przestrzeni wirtualnej jako nasi sympatycy) zabierają głos „na szturmowo”, tj. pisząc tak jak bym to napisał ja, Miłosz, Tomek czy Michał, to wiem, że nasz cel jest realizowany. Kiedy widzę jak rzucane przez nas idee, pomysły i rozwiązania się przyjmują i są dyskutowane i aprobowane przez niemałą część środowiska narodowego, to mam pewność, że „Szturm” idzie w dobrą stronę. Gdy widzimy się na konferencjach i spotkaniach czy demonstracjach, gdy dopytujecie o nowy numer, gdy piszecie do nas, aby zamówić kolejne nasze wydawnictwo, to właśnie Wy współtworzycie „Szturm”. Czasem głupio nam to nawet przyznać, często nie mamy czasu, czy okazji, więc jeszcze raz to powtórzę: dziękuję Tobie, kimkolwiek jesteś.

 

Jutro?

 

„Szturm” od dawna propaguje futuryzm, więc patrzymy przede wszystkim w przyszłość. Jakie plany ma „Szturm”? Przede wszystkim rozwijać naszą ideę, tworzyć nowoczesny i fanatyczny polski nacjonalizm. W planach mamy kolejne publikacje drukiem. Po pierwsze… ten numer, który właśnie czytacie! Jest to numer specjalny, a więc zasługuje na to, by ukazać się także w formie materialnej. Ponadto przygotowujemy kolejne tomy naszej Biblioteki Szturmu. Nie tylko przypomnimy zapomniane teksty polskiego nacjonalizmu, ale za pewien czas powinien ukazać się także przekład wyboru tekstów ważnej osoby dla europejskiego nacjonalizmu. Po trzecie planujemy kolejne projekty spod naszego szyldu – konferencje, kluby dyskusyjne, i inne niespodzianki. I ostatnia rzecz – już bardzo niedługo „Szturm” doczeka się nowej strony internetowej. Najwyższa pora trochę odświeżyć naszą witrynę.

 

To nie jest ostatnie nasze słowo

 

Naprawdę dużo jest przed nami. Poza tworzeniem idei Nacjonalizmu Szturmowego, wdrożyć musimy środki przekazu, które ideę tą „przetransferują” do społeczeństwa. Nie ma co ukrywać bowiem, że takich kanałów jak „Szturm”, Autonom.pl czy Nacjonalista.pl nie czyta przeciętny obywatel. Nie ma w tym nic dziwnego, treści jakie tu się znajdują mogą być wręcz dla niego niezrozumiałe. Już kilkadziesiąt lat temu Nowa Prawica rozumiała, ze inne środki służą do opracowania ideologii i kwestii programowych (dość wąskie periodyki) a inne służą do docierania do szerszych mas społeczeństwa (przystępniejsze, prostsze). Konieczność wdrożenia takich działań jest dla nas coraz bardziej paląca. Dlatego nie mówimy ostatniego słowa w „Szturmie”, ale także i „Szturm” to nie nasze ostatnie słowo.

 

 

 

Żołnierze,

 

nie buławę, lecz ideę każdy niesie w tornistrze

 

Nurt dziejów - to prądy naszej krwi.

 

Więc nie lęk,

 

Kiedy prądy purpurowe rwą wciąż bystrzej,

 

więc nie łzy,

 

więc nie jęk

 

ma nas żegnać.

 

Podejmujemy los – niech krwią nurtują dzieje,

 

krew zwiąże nas z historią, jak najcenniejszy sznur.

 

 

 

Żołnierze wierzący w krew -

 

niech

 

krew

 

się leje.

 

W historię trzeba zrywać się

 

jak w Szturm.

 

 

 

(Jakżeż inaczej mógłbym skończyć tekst na rocznicę „Szturmu”, jak nie tym cytatem?)

 

 

 

Grzegorz Ćwik