Szturm1

Szturm1

Wstęp

Przechodzimy do rozważań na temat obecnego nacjonalizmu na poziomie meta, który został nazwany przez autora określeniem „nacjonalizmu nowej fali”. W części drugiej zajmiemy się ubiorem na konkretnych przykładach. Skupimy się także na słuchanej muzyce przez środowisko.


Ubiór

Na pewno bezapelacyjnie nacjonaliści nowej fali odrzucają imidż typowego „agro-skina” (Glany, łysa głowa, szelki, spodnie moro, itd.). W obecnym środowisku nacjonalistycznym często uważa się to za przejaw bycia „passe”. Z racji tego można zaobserwować ludzi w środowisku, którzy próbują coś w tym kierunku zrobić i zmienić.

Pierwszym przykładem nowego wyglądu, jaki stosują nacjonaliści nowej fali, to ewolucja wyglądu oi'a/oi’owca, z „podprogowym przekazem ideowym”.  Łysa głowa lub krótko ścięte włosy „na szlachcica”, lub „na wikinga”. Nakrycie to kaszkiet lub czapka z daszkiem, z ideowymi wpinkami. Reszta ubioru to najczęściej t-shirt odwołujący się np. do walki o wolną Palestynę na zielonym tle. Idealnie! Łamanie formy i wykrystalizowanie przekazu to element nacjonalizmu nowej fali.

Co do wyglądu warto poruszyć tutaj wątek tatuaży. Część z nacjonalistów nosi je na swoim ciele. Polski orzeł, mały powstaniec warszawski, wikingowie, członkowie drużyny pierwszych Piastów, to tylko przykłady. Inni ludzie ze środowiska w ogóle nie posiadają na swoim ciele tatuaży. Po prostu nie widzą sensu, aby w takiej formie przekaz ideowy trafiał w świat.

Drugim przykładem ubioru nacjonalisty nowo-falowego pozostaje rozpoznawalny strój autonoma, w postaci czarnej czapki, koszulki, spodni, spinek wbitych w ubiór i wiele ewolucji w tym kierunku, chociażby bandamy z „trupią szczęką”. Ten sposób ubioru, pomimo że stosowany głównie na czarnych blokach, wgryzł się nierozerwalnie z ideą nacjonalistyczną. Nikt nie spodziewał się, że starczy zaledwie dziesięć lat i stanie się już pewną tradycją?

Trzecim typem ubioru, i ostatnim zaobserwowanym przez autora, jest po prostu styl ubierania się jak „normik”. Nie chodzi tu o „zdradę idei”. Pośród środowiska mamy ludzi, którzy nie widzą sensu, aby ukazywać takiej formy ekspresji ideowej w wykorzystaniu ubioru. (Co ciekawe, niektóre zespoły nowo falowe przełomu lat 70 i 80 XX w., też ubierały się jak „normiki swoich czasów”. Chciano w ten sposób podkreślić „moralność i normalność”).


Muzyka

Bardzo dużo zmieniło się od lat 90 XX wieku. Mało spotyka się ludzi w obecnym środowisku, którzy słuchają tylko i wyłącznie RAC'u, pagan metalu oraz BMNS. Powtórzę to jeszcze raz. Idea nacjonalistyczna ewoluuje. Nie stoi w miejscu. Dostosowuje się do obecnych realiów. Widać to też na poziomie słuchanej muzyki w środowisku.

Co można wymienić z muzyki słuchanej przez nacjonalistów nowej fali? Spectrum jest dosyć szerokie, a czasem wydawałoby się, że sprzeczne.

Pierwszym przykładem pozostaje styl muzyki elektronicznej określany mianem „synthwave” lub „Retro Synth Wave”. Przykładem artysty w tym gatunku pozostaje „Perturbator”. Na dobrą sprawę jest to nostalgiczna muzyka elektroniczna, która w swojej aranżacji stara się powrócić do klimatu lat 80 XX wieku.

Drugi przykład to muzyka jazzowa, funky i breakbeat. Nie chodzi o tą z USA, tylko o zespoły funkcjonujące w dawnym bloku wschodnim. Na dobrą sprawę muzyka tego typu nie powinna istnieć. Pełna jest ekspresji i pozytywnych dźwięków jak na szarą rzeczywistość państw „drugiego świata”. Zapewne czytelnik zastanawia się, czy w Polsce istniała taka muzyka. Odpowiedź brzmi: tak. Przykładem jest „Poznańska Orkiestra Rozrywkowa”. (Aby znaleźć taką muzykę wystarczy wpisać w wyszukiwarkę YouTube „Funky USRR”, „Funky DDR”, „Funky Estonia” itd.).

Trzeci przykład to współczesna elektronika. Dominuje tu gatunek „hardbass”, zapoczątkowany w Rosji, z charakterystycznymi dźwiękami, które określa się mianem „donk”. Oprócz tego podgatunku, współcześni nacjonaliści słuchają np. „goa trance”. Docenianym artystą w środowisku jest „Juno Reactor”.

Przykładem czwartym pozostaje muzyka zespołów, gdzie dominuje gitara elektryczna. Co z rockiem antykomunistycznym? Spuściznę sceny RAC, nacjonaliści nowej fali, traktują jako pewną tradycje. Kanon, jaki powinien znać człowiek ze środowiska i czasami wracają do słuchania tego typu muzyki. Oprócz tego, nacjonaliści słuchają… punk rocka! Dla niektórych może się to wydawać dziwne i sprzeczne ideologicznie.

Dla przykładu obecny redaktor naczelny Szturmu lubi „Blade Loki”. Oprócz tego autor tego tekstu szanuję wkład zespołu „Dezerter” na początku swojej działalności, zwłaszcza w semantyce i tekstach na temat walki z systemem. Przykładem utwór pt.: „Spytaj Milicjanta”.

Dlaczego nacjonaliści nowej fali słuchają punk rocka? Widzą w nim bunt przeciwko systemowi, który gnębi naród. Współczesny punk rock został przejęty w dużej mierze przez lewacką i antifiarską inicjatywę. Pomimo tego są i istnieją zespoły odwołujące się do ulicznego grania, tzw. „street punk oi”, w którym polski nacjonalista może się odnaleźć. Najlepszym przykładem pozostaje jak do tej pory zespół „Awantura”. Innym przykładem lubelski zespół „All Bandits”.

Przykładu piąty to zbiorcze określenie wielu gatunków pod szyldem: „muzyka najcięższa i najbrutalniejsza”. Skategoryzowana nieprzypadkowo. Z cięższej elektroniki będzie dominował industrial jak „Suicide Commando” albo „Hocico”. Czasem przedstawiciele nacjonalizmu nowej fali słuchają „ambitne” albo „drone metal”. Jeśli chodzi o gitarowe brzmienie będzie tutaj miejsce na hate’core, death metal, deathcore, grindcore czy black metal.

Oprócz ciężkiej elektroniki i brutalnej metalowej „łupaniny”, pozostaje kwestia „ciężkiego rapu”. Jeśli chodzi o newschool przykładem „Ghostmane”. Jeśli chodzi o Polskę to pozostaje: „Słoń”, „Opał” oraz „Eripe”. „CR” także należy do mocniejszych brzmień na scenie rapowej, ale przekaz ideowy jest tutaj zupełnie inny. Na dobrą sprawę to pierwszy w Polsce nacjonalistyczny rap, „bez pudrowania”.


Podsumowanie

Nacjonaliści nowej fali dostosowują ubiór do obecnych czasów. Widać w tym pewien pragmatyzm, jeśli chodzi o ideowe wykorzystywanie środków przekazu informacji. Zdarza się, że funkcjonują nacjonaliści, którzy nie przykuwają swojej uwagi do wyglądu zewnętrznego i ubierają się „normalnie”.

Autor wymienił szerokie spectrum gustów muzycznych pośród środowiska. Zapewne wiele czytelników będzie doszukiwać się, że „coś nie zostało dodane” lub „nie zostało napisane” w tym tekście. Ten tekst pozostaje formą wymieniania przykładów, które można mnożyć i wymieniać. Dlatego też twórca tego tekstu chciałby dodać, że słuchany jest przez nacjonalistów także: folk polski, folk irlandzki, szanty, muzyka grana przez polskich bardów (np. Dawid Hallmann), muzyka klasyczna, zespoły elektroniczne typu „Die Antwoord” z RPA, albo „Little Big” z Rosji. Wszystko pozostaje kwestią gustów, a o gustach „podobno się nie dyskutuje”.


Patryk Płokita

Niniejszy esej jest próbą sformułowania w miarę syntetycznej krytyki współczesnych problemów ekonomicznych z perspektywy nowoczesnego nacjonalizmu. Z powodu obszerności tekstu, podzieliłem esej na trzy części, które będą publikowane w kolejnych numerach „Szturmu”. W pierwszej części opisałem, jak funkcjonuje współczesny system ekonomiczny i dlaczego jest on patologiczny. W drugiej części przedstawiłem krytykę popularnych teorii ekonomicznych, obecnych w dyskursie zarówno akademickim, jak i publicystycznym oraz potocznym. W trzeciej, ostatniej części, przedstawię kilka propozycji, jak może wyglądać sprawiedliwy i właściwy system ekonomiczny z punktu widzenia współczesnego nacjonalizmu.

Orientacje, czyli dokąd zmierzamy

Gdybym próbował przedstawić syntetyczną i krótką wizję systemu ekonomicznego, do którego powinni dążyć nacjonaliści, brzmiałaby ona tak: system ekonomiczny powinien być kontrolowany przez państwo narodowe, a kwestie ekonomiczne powinny być w nim podporządkowane ważniejszym celom takim jak zabezpieczenie siły politycznej narodu, zachowanie biologicznej i kulturowej ciągłości narodu, a także zapewnienie dobrobytu całego narodu.


Należy od razu wyjaśnić kilka ważnych kwestii. Po pierwsze, według nacjonalizmu ekonomia jest podrzędna wobec polityki i metapolityki. Pieniądze nie istnieją po to, żeby być pomnażane w nieskończoność – istnieją po to, aby ułatwić wymianę handlową między ludźmi. Dobra materialne nie są wartością samą w sobie, są podrzędne wobec dobra narodu (rozumianego jako całość oraz jako grupy i jednostki, które ten naród tworzą). Zjawiska ekonomiczne mogą i powinny być w pewnym stopniu kontrolowane przez naród za pośrednictwem zorganizowanej siły politycznej narodu, a więc poprzez państwo narodowe.

Celem nacjonalistów powinna być autarkia – niezależność i samowystarczalność gospodarcza. O ile na poziomie poszczególnych państw europejskich autarkia jest praktycznie niemożliwa do osiągnięcia, to jest ona możliwa na poziomie europejskim, zwłaszcza jeśli Europę będziemy rozumieć nie tyle w sensie geograficznym, co etnicznym i kulturowym, czyli jako wszystkie państwa stworzone przez Europejczyków, niezależnie od tego na którym kontynencie się znajdują. Właśnie to jest jeden z najważniejszych celów międzynarodowej współpracy oraz braterstwa europejskich narodów – stworzenie silnego europejskiego bloku, który stanie się największą potęgą gospodarczą, polityczną i militarną na świecie. Aby to zapewnić, państwa europejskie muszą odejść od polityki post- czy neo-kolonialnej, w której dąży się do tego, aby tanio wydobywać surowce w Afryce, które następnie tanio przetwarzane są w fabrykach w Azji i sprowadzane bez ceł do Europy. Chodzi o to, żeby europejskie surowce przetwarzać w Europie (i żeby pracowali przy tym żyjący na wysokim poziomie europejscy robotnicy) na potrzeby europejskiego rynku. Dzięki temu wojna czy to celna czy militarna z innymi państwami czy blokami państw nie będzie w stanie zagrozić Europie.

Państwo narodowe, czyli ostatni bastion przeciw międzynarodowej finansjerze

Międzynarodowe korporacje (wliczając w to banki) dążą do narzucenia swojej dominacji właściwie we wszystkich obszarach życia społecznego – w gospodarczym, prawnym, politycznym i od dłuższego czasu także kulturowym. Jedyną siłą, która może się im realnie przeciwstawić jest państwo narodowe, lub związki państw narodowych (na przykład wspomniany blok europejski). W starciu z państwami narodowymi międzynarodowe korporacje posługują się różnymi metodami czy argumentami, najważniejszymi z których jest szantaż wycofaniem swoich inwestycji, dzięki którym tworzone są w danych państwa miejsca pracy. Jeżeli jednak policzymy, ile państwa narodowe dokładają do funkcjonowania międzynarodowych korporacji poprzez ulgi podatkowe, a także zapewnianie infrastruktury, kształcenie kadr poprzez system oświaty i szkolnictwa wyższego, czy zapewnienie opieki zdrowotnej pracownikom, okazuje się, że państwa narodowe – a więc całe narody poprzez system podatkowy – dopłacają do funkcjonowania międzynarodowych korporacji na swoim terytorium. Te same pieniądze można by zainwestować w tworzenie chociażby państwowych, spółdzielczych lub prywatnych zakładów produkcyjnych, które produkowałyby coś rzeczywiście istniejącego i potrzebnego, jak ubrania czy leki, nie wirtualne usługi przynoszące wirtualne zyski. Pamiętajmy też o tym, że mityczne miejsca pracy tworzone przez międzynarodowe korporacje najczęściej polegają na tym, że imigranci pracują na umowach śmieciowych, na całym interesie zarabia tylko wąska grupa dyrektorów i właścicieli, a od wszystkiego nie są odprowadzane podatki.


Państwa narodowe posiadają w starciu z międzynarodowymi korporacjami wiele mocnych argumentów, takich jak: możliwość kreowania prawa, pobierania podatków, ale także argument ostateczny, czyli argument siły. To państwa narodowe w sytuacji współczesnej monopolizacji przemocy posiadają armie, policje, inspekcje pracy, czy kontrole skarbowe, które mogą być wykorzystane chociażby do realnego konfliktu z korporacjami. To państwo narodowe może przeprowadzić audyty zewnętrzne w korporacjach i w razie wykrycia nieprawidłowości w odprowadzaniu podatków pozamykać dyrektorów w aresztach, osądzić ich, a następnie skonfiskować ich majątki, a samych dyrektorów zamknąć w więzieniach lub deportować. To państwo narodowe może pod pretekstem zwalczania wrogich zewnętrznych wpływów politycznych i kulturowych fizycznie zamknąć czy przejąć poprzez nacjonalizację siedziby korporacji na swoim terenie. Międzynarodowe korporacje są w ostatecznym rozrachunku na łasce państw, w których funkcjonują i warto, aby przedstawiciele państwa o tym pamiętali i nie bali się twardo negocjować.

Państwa narodowe samodzielnie oraz w ramach związków państw mogą i powinny dążyć do regulacji przede wszystkim prawnej form działalności korporacji, a następnie do egzekwowania przestrzegania przepisów, nie bojąc się przy tym używać przemocy dla dobra całego narodu czy narodów. Z działalności korporacji państwo narodowe może czerpać zyski poprzez wysokie opodatkowanie ich obrotów, ale ich istnienie nie jest niezbędne do tego, aby państwo narodowe normalnie funkcjonowało. Międzynarodowe korporacje i państwa narodowe są swoimi naturalnymi wrogami i prędzej czy później jedna strona narzuci swoją wolę drugiej. Obecnie to korporacje dyktują warunki państwom. Nacjonaliści dążą do odwrócenia tej sytuacji.

Do czego służy pieniądz, czyli koniec spekulacji

Jak już wspominaliśmy, pieniądz służy do ułatwienia wymiany handlowej między jednostkami i między instytucjami. Pieniądz zawsze ma wartość umowną, jednak we współczesnym świecie, ta umowność poszła za daleko. Pieniądz stał się istniejącą wirtualnie symulakrą, która nie ma już odniesienia do rzeczywistości. Jest to sytuacja patologiczna, którą należy zmienić – pieniądz musi być silniej powiązany z realną produkcją i wymianą handlową. Aby to nastąpiło, musi upaść iluzja wielkiego majątku (opartego na wirtualnej zdolności kredytowej) korporacji, które nie produkują niczego. Jest to iluzja jak każda inna – upadnie, kiedy ludzie przestaną w nią wierzyć i kiedy system prawny przestanie uznawać jej realność.

Zyski niepochodzące z produktywnej działalności, na przykład ze spekulacji finansowych, mogą zostać wysoko opodatkowane, albo – przy radykalnej opcji – zakazane i zwalczane.  Pamiętajmy o tym, że już teraz pewne formy działalności gospodarczej są zakazane jako niemoralne (jak chociażby handel narkotykami) lub oparte na oszustwie (jak chociażby piramidy finansowe). Co właściwie stoi na przeszkodzie, aby kolejne formy działalności gospodarczej uznać za niemoralne (na przykład kredyty-chwilówki) lub oparte na oszustwie (na przykład granie na giełdzie)? Aby zakazać innych form szkodliwej działalności gospodarczej niezbędne jest zmiana w myśleniu, określony przewrót aksjologiczny, oraz idąca za tym zmiana systemu prawnego. Istniejąca sytuacja prawna jest umowna – może i powinna w przyszłości ulec zmianie.

Wracając do kwestii samego pieniądza - na pewno rozwiązaniem nie są libertariańskie pomysły o prywatnych bankach tworzących prywatne waluty, czy anarchistyczne marzenia o powrocie do wymiany barterowej. Najlepszym rozwiązaniem pozostają banki narodowe emitujące narodowe waluty, pozostające pod kontrolą państwa narodowego. Czy będzie to pieniądz fiducjarny czy standard złota – to jest kwestia otwarta, w pomniejszych kwestiach praktycznych naczelna zasada to stosować rozwiązania, które przynoszą najlepsze efekty w danym miejscu i czasie. Istnieją również inne pomysły, które jeszcze nie zostały wypróbowane, jak chociażby blisko związany z nacjonalizmem kredyt społeczny, którego jedną z form jest pieniądz o określonym terminie ważności (co pozwala zachować wysoki poziom obrotu środkami finansowymi na rynku wewnętrznym oraz zapobiega kumulacji nieużywanego kapitału). Jako nacjonaliści powinniśmy być otwarci na tego typu nowe rozwiązania.

Banki dla ludzi, czyli powrót normalności

Co z samymi bankami, które są jednymi z najważniejszych instytucji podtrzymujących obecny patologiczny system finansowy? Znowu – musimy być radykalni, musimy wrócić do korzeni. Banki są po to, żeby ludzie mogli bezpiecznie przechowywać swoje pieniądze i bezpiecznie przekazywać je na odległość, a we współczesnym świecie również robić zakupy w Internecie, czy płacić kartą w sklepie. Banki muszą być sprowadzone z powrotem do tej roli służebnej wobec społeczeństwa.


Co z kredytami? O ile życie na kredyt, zaciąganie kolejnych kredytów żeby spłacić poprzednie, jest jedną z największych współczesnych patologii społecznych, to sama idea, że można pożyczyć pieniądze, żeby na przykład kupić mieszkanie, albo zainwestować we własną działalność gospodarczą, jest dobrym pomysłem, który może pełnić pozytywną funkcję społeczną. W państwie narodowym, do którego dążymy, banki mogłyby udzielać kredytów - ale na niskie oprocentowanie i na bardzo jasnych zasadach. Umowy kredytowe muszą być na tyle jasne, żeby przeciętny człowiek był je w stanie zrozumieć. W przypadku konfliktu czy niejasności, jako arbiter powinno wkraczać państwo, a wszelkie niejasności powinny być rozpatrywane na korzyść strony słabszej czyli klientów banku. Na pewno należy ukrócić takie formy oszustw finansowych jak fundusze inwestycyjne czy obrót zdolnością kredytową.

Banki powinny stać się instytucjami zapewniającymi usługi ludziom. Powinny jednak utracić swoją obecną rolę, a więc instytucji pasożytniczych, które czerpią większość swoich zysków z oszustw i spekulacji, a swój wirtualny majątek wykorzystują do budowania swojej pozycji potężnych graczy politycznych, którzy dyktują swoje warunki państwom i narodom. Banki mogą być takimi samymi instytucjami usługowymi jak wszystkie inne, nie ma żadnego powodu, aby były bardziej uprzywilejowane niż inne instytucje zapewniające usługi społeczeństwu. I mogą na swoich podstawowych usługach budować zysk, który następnie trafi poprzez pensje do kieszeni ich pracowników, na pewno jednak czasy bogatych bankierów i potężnych banków przeminą po zwycięstwie nacjonalizmu.

Państwo dobrobytu, czyli nowy ład

Jako nacjonaliści wierzymy w to, że narody naprawdę istnieją i stanowią realne dobro, o które należy dbać. Cały system ekonomiczny musi być podporządkowany zapewnieniu dobra narodu. Jednak naród to nie jakiś nadrealny byt istniejący w innym wymiarze. Naród to realnie istniejący ludzie, którzy ten naród tworzą, różne grupy społeczne i poszczególne jednostki, które chcą żyć na odpowiednim poziomie. Narodowy system ekonomiczny musi być nastawiony na zapewnienie dobrobytu właśnie temu realnemu narodowi.

Właśnie pojęcie dobrobytu jest kluczowe dla zmiany myślenia o kwestiach ekonomicznych. Celem systemu gospodarczego nie jest produkcja mitycznego PKB, zwiększania liczb w tabelkach tworzonych przez ekonomistów. Celem jest zapewnienie dobrobytu narodowi – dobrych warunków życia grupom i jednostkom, z których składa się naród. Stworzenie państwa dobrobytu dla narodu można rozpisać na kilka praktycznych punktów: jasne i sprawiedliwe prawo gospodarcze, stabilny rynek pracy ze stałymi formami zatrudnienia i godziwymi zarobkami, dobry system emerytalny, skuteczny system wsparcia społecznego, czy funkcjonalny system podatkowy. Zadaniem metapolityki jest wyznaczenie najważniejszych zasad porządkujących system gospodarczy (umownie mówiąc – stworzenie strategii). Natomiast zadaniem polityki jest stworzenie rozwiązań konkretnych bieżących problemów (umownie mówiąc – stworzenie taktyki) oraz wprowadzenie ich w życie.

Pewne obszary życia społecznego są na tyle ważne, że nie mogą podlegać regulacjom opartym na rachunku finansowym. Takimi obszarami są na przykład służba zdrowia, edukacja, czy infrastruktura. W przypadku służby całkowitym nonsensem jest próba wprowadzenia tam jakiejś logiki rynkowej, w której usługi zostają arbitralnie wycenione na jakąś kwotę, a następnie kasa chorych czy fundusz zdrowia przelewa wirtualne pieniądze szpitalom czy klinikom za wykonanie tych usług. Celem szpitali czy całego systemu służby zdrowia nie jest przynoszenie wirtualnych zysków (lub strat) finansowych. Celem służby zdrowia jest zapewnienie wysokiej jakości życia ludziom tworzącym naród poprzez świadczenie pomocy w zależności od ich potrzeb, czyli od ich stanu zdrowia. Służba zdrowia nigdy nie będzie „zarabiać na siebie” - cały naród będzie zawsze do niej „dokładać” poprzez system podatkowy. Służba zdrowia jest wyższym dobrem, na które wszyscy wspólnie się zrzucamy, abyśmy mogli z niego korzystać i lepiej żyć, rachunek finansowy jest tutaj drugorzędny. Podobnie jest z edukacją – system oświaty publicznej nie ma przynosić zysków, tylko sprawiać, że kolejne pokolenia będą zdobywać kompetencje niezbędne do życia we współczesnym świecie oraz zapewnić trwanie kultury narodu.

Niezbędnym elementem narodowego państwa dobrobytu jest dobrze funkcjonujący rynek pracy: stabilny i sprawiedliwy, w którym pracownik za uczciwą pracę otrzymują godziwe wynagrodzenie i w którym może spokojnie zajmować się poważnymi rzeczami jak chociażby założenie rodziny. Umowy o pracę, zabezpieczenia socjalne, emerytury, ubezpieczenia zdrowotne, rzeczywiście egzekwowane prawo pracy – właśnie do tego dążymy, bo bez sprawiedliwego rynku pracy niemożliwe jest dobrze funkcjonujące państwo narodowe. Mówiąc dosadnie – zwycięstwo nacjonalizmu oznacza koniec januszowania. Nie będzie już zatrudniania na śmieciówki, ściągania milionów imigrantów, opłat za strój roboczy, czy wyrzucania rannych pracowników w lesie.

Nacjonalizm oznacza dążenie do prawdy i patrzenie na rzeczy takie, jakimi są. Tak też jest w przypadku kwestii nierówności ekonomicznych. Z jednej strony wiemy, że rozwarstwienie majątkowe ma gigantyczne koszty społeczne. Z drugiej strony wiemy, że ludzie naturalny sposób dążą do tego żeby mieć więcej. Jako nacjonaliści nie myślimy w sposób utopijny i nie dążymy do całkowitego zniesienia różnic ekonomicznych. One istniały i będą istnieć. Niemożliwe i niepożądane jest wprowadzenie systemu, w którym wszyscy za różną pracę otrzymują tę samą płacę. Problemem jest nadmierne rozwarstwienie społeczne. Nie do zaakceptowania jest sytuacja taka jak teraz, kiedy szeregowi pracownicy przedsiębiorstwa otrzymują głodową pensję, która uniemożliwia związanie końca z końcem, a jako że pracują na umowy śmieciowe nie mają prawa do urlopów czy zwolnień chorobowych, nie mają też pewności zatrudnienia, a śmierć przed 65. rokiem życia wydaje się im niezłym rozwiązaniem problemu życia na emeryturze, natomiast dyrektorzy i właściciele przedsiębiorstw zarabiają tysiąckrotność pensji szeregowego pracownika. Natomiast sytuacja, w której pracownicy zarabiają na tyle dobrze, że są w stanie z pensji utrzymać siebie oraz rodzinę, cieszą się wszystkimi pozytywami wynikającymi z normalnych umów o pracę, a dyrektorzy zarabiają na przykład dwu- czy trzykrotność pensji szeregowego pracownika, jest już całkowicie do zaakceptowania. Nie możemy też popadać w utopijne wizje, w których dyrektorzy i robotnicy żyją w takich samych mieszkaniach w tych samych blokach, a ich dzieci chodzą razem do tych samych szkół. Taka sytuacja jest mało prawdopodobna, ludzie chcą przestawać z ludźmi jak najbardziej podobnymi do siebie, zatem raczej robotnicy i dyrektorzy będą mieszkać w różnych dzielnicach, a ich dzieci będą uczyć się w różnych szkołach. Znowu – to nie jest problem, jeżeli mieszkania, w których mieszkają robotnicy rzeczywiście spełniają odpowiednie standardy, a szkoły, do których chodzą ich dzieci, rzeczywiście zapewniają edukację na odpowiednim poziomie.

Kolejnym ważnym zadaniem dla przyszłego narodowego państwa dobrobytu jest wsparcie dla słabszych grup społecznych, których członkowie nie są w stanie sami zapewnić sobie utrzymania. Lewica często zarzuca nacjonalistom, że są przeciwni grupom społecznym potrzebującym wsparcia, zgodnie z lewicową logiką: „jeśli popierasz deportację nielegalnych imigrantów, którzy popełniają przestępstwa, to jesteś za odebraniem zasiłków dla samotnych matek”. Należy jednak zapytać – co właściwie samotne matki czy osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie zawiniły lewicy, że wrzuca ich ona do jednej kategorii z nielegalnymi imigrantami czy dewiantami? To jest jasne, że w społeczeństwie istnieją grupy, które wymagają większego wsparcia niż inne. W narodowym państwie dobrobytu te grupy będą musiały otrzymywać odpowiednie wsparcie, bo bez niego nie są one w stanie funkcjonować. Zasiłki umożliwiające rodzicom osób niepełnosprawnych zajmowanie się nimi „na cały etat”, utrzymywanie domów pomocy społecznej czy domów dziecka (której tak jak każde wyższe dobro wspólne nie będą podlegały zwykłemu rachunkowi zysków i strat) czy jakiekolwiek inne rozwiązania, które umożliwią funkcjonowanie słabszym grupom społecznym są niezbędną częścią nacjonalistycznej wizji przyszłego systemu ekonomicznego.

Zjawiska ekonomiczne są dynamiczne i taki powinien być też system gospodarczy. Nie ma rozwiązań uniwersalnych. Pewne rozwiązania będą różnie wyglądać w różnych państwach narodowych. Będą też zmieniać się w czasie. Rolą ekonomii jako nauki jest badanie tych zjawisk oraz tworzenie optymalnych rozwiązań dla konkretnych problemów w konkretnym miejscu i czasie. Stąd bardzo ważne jest wspieranie przez państwo prawdziwej naukowej ekonomii – opartej na rzetelnych i wiarygodnych badaniach empirycznych. Badania naukowe finansowane przez podmioty prywatne obarczone są zagrożeniem dostosowywania wyników badań do oczekiwań sponsora. Natomiast państwo narodowe musi finansować badania naukowe z obszaru ekonomii, bo tylko prawdziwi naukowcy, których zatrudnienie i zarobki nie są zależne od tego, czy wyniki ich badań komuś się spodobają albo nie, tylko od tego, czy rzeczywiście prowadzą badania naukowe, są w stanie stworzyć prawdziwe użyteczne, efektywne i optymalne rozwiązania dla gospodarki.

Jak to wszystko osiągnąć, czyli walka metapolityczna

Gdy już przedyskutowaliśmy to, jak jest, a jak być powinno, pojawia się kolejne ważne pytanie – jak to wszystko osiągnąć? Zacznijmy od podstawowej rzeczy: jesteśmy nacjonalistami, ponieważ wierzymy, że nacjonalizm jest jedyną ideą, która może ocalić Polskę i Europę od zagłady. Jednym z najważniejszych obszarów naszej działalności jest działalność metapolityczna: rozwój i propagowania idei nacjonalistycznej. Myślenie o ekonomii jest i musi  być stałym elementem nacjonalistycznej metapolityki. W pierwszej kolejności musimy rozwijać nacjonalistyczną doktrynę ekonomiczną - myśleć i dyskutować o poszczególnych aspektach tej doktryny. W dalszej kolejności musimy nacjonalistyczną wizję ekonomii szerzyć wśród osób, które mogą dołączyć do ruchu nacjonalistycznego.


Polska i Europa stoją w obliczu kulturowej i biologicznej zagłady. Jedynym ratunkiem jest metapolityczne i polityczne zwycięstwo nacjonalizmu. A kiedy to zwycięstwo już nadejdzie, musimy posiadać opracowaną doktrynę ekonomiczną, którą zrealizujemy.

 

Jarosław Ostrogniew

Ewolucyjna analiza źródeł cywilizacyjnego regresu Indoeuropejczyków


Zaskakująco wiele osób związanych z naszym środowiskiem ideowym wykazuje skłonności do rozpatrywania upadku naszej cywilizacji w kategoriach spisków, zakulisowych intryg lub wielkich socjotechnicznych manipulacji. Jakkolwiek samo dostrzeżenie i opisanie danego działania prowadzonego przez wrogów naszej indoeuropejskiej tradycji jest ze wszech miar pożyteczne, to bardzo często błędne przypisywanie pewnym procesom roli przyczyny, zamiast skutku, bardzo utrudnia prawidłową ocenę sytuacji. Co gorsza, głoszenie haseł o „podstępnej dekonstrukcji kultury” paradoksalnie wpisuje się w lewicową aksjologię. Takim przykładem jest głoszenie poglądu o realizacji wizji Orwella, w której lewicowa dyktatura, poddając społeczeństwo systematycznemu praniu mózgów, czyni z niego istoty niezdolne do krytycznego myślenia.
Przyjmowanie takiej wizji za możliwą do realizacji świadczy bowiem o odrzuceniu naszych podstawowych, ewolucyjnych aksjomatów na rzecz lewicowych koncepcji totalnego wpływu środowiska na zachowania człowieka.


W tym miejscu pojawia się problem, którego wyjaśnienie będzie celem przewodnim poniższej pracy: Skoro narzucane nam uporczywie przez sprzymierzone z lewicą mniejszości etniczne i kapitalizm koncepcje są sprzeczne z naszą naturą, to dlaczego mimo to się przyjmują w społeczeństwie?
W tym samym duchu można postawić pytanie, dlaczego podobne procesy degeneracji społeczeństwa występują również w krajach i populacjach całkowicie odmiennych od naszego indoeuropejskiego kręgu kulturowo – genetycznego? Praktycznie nie występuje tam mniejszość etniczna, która wobec naszej cywilizacji stworzyła wszystkie niszczące ją prądy umysłowe, a rodzimy kod kulturowy nie zawiera podatnych na lewicową indoktrynację elementów kultury, ułatwiających rozpowszechnienie dysgenicznych ideologii. Mimo to, także w krajach tak odmiennych jak Korea lub Japonia występują identyczne zjawiska, niszczące tkankę społeczną.
Ostatecznym pytaniem zmuszającym do weryfikacji kulturowych przyczyn upadku jest pytanie o źródło szerzenia się patologicznych idei, motywujących patologiczne zachowania w typowo tradycyjnych środowiskach. Nie mam tu na myśli dość odległych prądów w rodzaju neokonserwatyzmu na prawicy amerykańskiej czy chrześcijańskiego syjonizmu, gdyż w RP ich obecność jest wciąż marginalna (ogranicza się praktycznie do niewielkiej sekty lublińskiego pastora). Jednak ideologiczne nowotwory „obywatelskiego nacjonalizmu” czy wplatania postulatów feministycznych do idei narodowej są już w naszym środowisku prawdziwą plagą.
Postawione powyżej pytania już same w sobie wykluczają lansowany przez lewicę aksjomat prymatu kultury nad biologiczną naturą człowieka. Skoro bowiem ideologiczne nowotwory dotykają także ludzi spoza kręgu oddziaływania „ środowiska” lewicowego, to przyczyna musi tkwić głębiej, nie w warstwie kulturowej, tylko tworzącej ją psychice, która jak to napisałem w poprzednich tekstach ma podłoże biologiczne. A skoro tak, to znaczy że po pierwsze, źródeł obecnego regresu, wzorem Zadrugi, należy szukać w nas samych. Po drugie, poszukiwania nie mogą być prowadzone tam, gdzie kieruje je marksistowska narracja czyli w obszarze środowiskowym, tylko tam, gdzie znajdują się prawdziwe źródła problemów- w biologicznych osnowach naszego narodu, rasy i podgatunku. Kiedy bowiem przyjrzymy się owym podstawom,  najdroższych nam kategorii i zrozumiemy ich ewolucyjną genezę odpowiedź na postawione powyżej pytania stanie się oczywista .
Aby nasze stanowisko wobec zarysowanych we wstępie problemów stało się całkowicie zrozumiałe, nasze rozważania musimy rozpocząć tak jak zrobił to przed laty twórca Zadrugi – Jan Stachniuk Stoigniew. Ten genialny myśliciel stanąwszy przed podobnym do dzisiejszego problemem, czyli obserwowanym na przestrzeni dziejów upadkiem Polski jako państwa i społeczeństwa, za punkt wyjścia dla swoich rozważań obrał definicję człowieka. Owocem jego ustaleń była koncepcja człowieka jako czoła ewolucji, istoty składającej się z trzech elementów : Woli Tworzycielskiej, Woli Instrumentalnej i Biologii Ludzkiej. Stoigniew stworzył koncepcję człowieka jako fenomenu natury, w którym wola tworzycielska uzyskała samoświadomość1 i w połączeniu z wolą instrumentalną oraz biologią ludzką doszło do powstania istoty zdolnej do tworzenia kultury – uprawy samego siebie oraz otoczenia. Niestety, Zadruga ze względu na zupełnie inne demograficzne, eugeniczne i ekologiczne położenie Polski, całą swoją uwagę skoncentrowała na zagadnieniach woli tworzycielskiej i woli instrumentalnej oraz ich roli w procesie tworzenia kultury. Jak pisze Stanisław Potrzebowski „ Zadruga nie poświęcała tyle uwagi sprawie rasy, wychodząc z założenia że Polacy i inne słowiańskie narody dość dobrze zachowały biologiczną jednorodność i dlatego uznaje to zagadnienie za pomocnicze w procesie budowania zadrużnej kultury”2. Stoigniew słusznie zauważał, że Polska i Słowiańszczyzna mając zdrową biologię, powinna zrzucić jedynie kulturowe judeochrześcijańskie kajdany w postaci obcych semickich religii pustynnych, które kulturę indoeuropejską zamieniają we wspakulturę, aby rozpoczął się heroiczny okres naszych dziejów.


Niestety dziś stoimy przed znacznie poważniejszym wyzwaniem. Dzisiejsze siły wspakultury nie zadowalają się bowiem zniszczeniem dokonanym na płaszczyźnie kulturowej. Celem współczesnej wspakultury, zarówno tej marksistowskiej jak i kapitalistycznej jest nieodwracalne zniszczenie podstaw naszej biologicznej specyfiki. Jeżeli ten cel zostanie dokonany i nasza biologiczna unikalność zostanie bezpowrotnie zniszczona, zastąpienie dzieła kultury wspakulturą będzie procesem nieodwracalnym. Jak pisał Martin Heideger, warstwa biologiczna jest bowiem najbardziej konserwatywnym, niezmiennym elementem naszego człowieczeństwa.
Dlatego więc dziś, wobec współczesnych zagrożeń ten właśnie obszar, nasza biologiczna natura winna być punktem wyjścia dalszych rozważań. Skoro bowiem naszym światem rządzą prawa natury, a człowiek podlega tym prawom, jest ich wytworem i nie ma możliwości odseparowania go od sił rządzących naturą3, to znaczy że tegoż człowieka możemy rozpatrywać jedynie w kontekście biologicznym i ekologicznym. Każda próba spojrzenia na naszą ludzką ontogenezę bez postulowanego przez N. Hartmana „powiązania z całościową struktura świata ( rodzimego ekosystemu )”4 jawi się jako mniej lub bardziej zakamuflowany akt złowrogiego ataku na świadomość i percepcję rzeczywistych źródeł naszego dziedzictwa i podgatunkowej specyfiki.


W tym miejscu należy przywołać Arnolda Ghelena, który w swoim opus magnum „Człowiek, jego natura i stanowisko w świecie” rozpoczął swoje rozważania, podobne jak Stoigniew od próby ustalenia istoty człowieczeństwa. Jego praca jawi się również jako doskonałe uzupełnienie koncepcji Jana Stachniuka, gdyż koncentruje się na specyfice człowieka w pominiętym przez naszego rodzimego myśliciela obszarze biologii. Tutaj Ghelen, bazując na pracach Adolfa Portmana, wskazywał wyjątkowe stanowisko człowieka pod względem ontogenetycznym. Nasza specyfika polega bowiem na „wtórnym gniazdownictwie” - ewolucyjne procesy doboru i selekcji, w przypadku człowieka, poszły w kierunku rozwoju mózgu, jako głównego organu mającego sprostać rozwiązaniu adaptacyjnych wyzwań w nowych zasiedlanych przez niego ekosystemach 5. Ta presja selekcyjna na mózg naszych przodków wymusiła jego gwałtowny rozwój, który siłą rzeczy musiał przezwyciężyć fazę „zagniazdownictwa” 6 u ssaków wyższych i naczelnych, w przeciwnym razie ciąża u ludzi musiałaby trwać przynajmniej 21 miesięcy, a dziecko o takiej masie mózgu nie byłoby w stanie przejść przez kanał rodny kobiety7. Ewolucyjna presja swoistej hipertrofii woli instrumentalnej (którą w kategoriach ewolucyjnych będziemy dalej nazywać inteligencją) wymusiła powstanie ludzkiej specyfiki jako wtórnego gniazdownika - istoty, która zwiększyła wagę (a zatem także efektywność) mózgu w momencie narodzin, która jest trzy razy większa niż u naczelnych, a mimo to przez następny rok noworodek jest fizjologicznym wcześniakiem8. Dopiero po roku człowiek osiąga stopień ukształtowania organizmu, który autentyczny, czyli odpowiadający strukturze swojego gatunku ssak musi osiągnąć już w momencie narodzin. Jak widać na przykładzie różnic podgatunkowych ten fenomen zdaje się pogłębiać w miarę wzrostu presji selekcyjnej w poszczególnych ekosystemach- zarówno europejskie noworodki jak ich wschodnioazjatyckie odpowiedniki rodzą się z mózgami większymi o ok. 3% od noworodków subsacharyjskich, ciąża jest przeważnie 4 tygodnie dłuższa a to wymusza z kolei różnice w budowie kanału rodnego (u kobiet europejskich większy mózg noworodka wymusza szerszy kanał rodny)9.


Jednak w kontekście dysgenicznych zjawisk, którymi zajmiemy się w dalszej części pracy należy napisać o innych ważnych implikacjach wynikających z wtórnego gniazdownictwa10. Po pierwsze w tym okresie (część badaczy twierdzi że nawet do 3 roku) ludzki noworodek nie posiada wykształconej bariery krew-mózg, będącej swoistym filtrem, zabezpieczającym mózg przed wszelkimi patogenami oraz toksynami, które mogły by się przedostać do wewnątrz wraz z krwią powodując trwałe uszkodzenia. Także mikrobiota jelitowa, śluzówek i skóry potrzebuje przynajmniej roku od momentu narodzin aby rozwinąć się do stanu, gwarantującego efektywne wypełnianie swoich zadań. Już na tym ontogenetycznym etapie widać wyraźnie jakie dysgeniczne zagrożenia niosą za sobą lansowane uporczywie przez kapitalistyczne koncerny medyczne procedury szczepień (czyli wprowadzania nienaturalną drogą -do krwiobiegu toksyn i patogenów) a także powszechne stosowanie wobec noworodków antybiotykoterapii, niszczącej niewykształconą jeszcze w pełni do realizacji swoich ewolucyjnych funkcji fenotypowych florę bakteryjną. Inną dysgeniczną praktyką, lansowaną przez kapitalistów jest odwodzenie matek od długiego karmienia piersią na rzecz stosowania sztucznych modyfikowanych pokarmów.
Karmienie piersią poza tym, że jest najbezpieczniejsze dla bariery krew-mózg, przyczynia się do przekazywania dziedzictwa mikrobioty jelitowej a także do naturalnego wzrostu odporności (kobieta karmiąc noworodka przekazuje mu wraz z pokarmem przeciwciała wszystkich naturalnie przechorowanych przez nią chorób wieku dziecięcego takich jak odra czy ospa). Oczywiście, niektóre kobiety po prostu tracą pokarm i wtedy rozwiązania podsuwane przez kapitalistów wydają się być logiczne. Tak może być jedynie wtedy, gdy kapitalizm uprzednio zniszczy, wynikającą z ewolucyjnej adaptacji poza genetycznej tradycję 11. W tradycyjnych społecznościach indoeuropejskich mamy bowiem instytucje Mamki, kobiety z lokalnej wspólnoty, która mając własne dziecko, stała się „mleczną matką” dla innego noworodka. Tego, wynikającego z altruizmu rozwiązania jakoś dziwnie zdają się nie dostrzegać kapitalistyczni dobrodzieje, reprezentujący farmaceutyczne koncerny.


Zanim przejdziemy do definicji kluczowych pojęć, co jest niezbędne dla zrozumienia postawionych we wstępie problemów, musimy rozwiać kilka przekłamań i niedomówień, które pojawiły się wokół tematu eugeniki i dysgeniki. Chodzi tutaj przede wszystkim o wynikającą z lewicowego aksjomatu wrogości wobec natury i jej praw a także kapitalistycznej żądzy zysku ideę transhumanizmu, głoszącą m in. że poprzez inżynierię genetyczną, można ulepszyć organizmy żywe, w tym także człowieka, dokonując w laboratorium tego, czego natura „nie potrafiła przez 4,5miliona lat”. Poza genetycznym nonsensem tego typu praktyk, o których napiszę później, w tym miejscu należy zaznaczyć, że błędność takiego kapitalistycznego sposobu rozumowania wynika wprost z podstawowych mechanizmów i praw rządzących procesem ewolucji. Chodzi tu głównie o problem alokacji energii opisany w Teorii Historii Życia.


Do wytworzenia, w drodze doboru i selekcji, adaptacji umożliwiających przeżycie i rozmnożenie w danym ekosystemie, niezbędna jest przede wszystkim odpowiednia dystrybucja energii, którą dysponuje osobnik. Zasoby energetyczne, będące w posiadaniu osobnika są ograniczone, zgodnie więc z zasadą alokacji określona porcja energii zużyta na jeden cel nie może być przeznaczona na inny. Organizmy żywe wykorzystują dostępną energię akumulowaną w trakcie życia, w różnych funkcjach życiowych, takich jak wzrost, obrona przed patogenami, adaptacyjne mechanizmy psychiczne, endokrynologia itd., które umożliwiają przetrwanie i rozmnażanie się w danym ekosystemie. Z tej koncepcji wynika jasny wniosek, że ograniczenie zasobów energetycznych, oraz konieczność podtrzymania różnych funkcji życiowych sprawia, że dobór naturalny nie będzie „tolerował” nieograniczonego rozwoju określonych adaptacji osobnika np. mnogich ciąż lub dużego wzrostu inteligencji, gdyż wiązałoby się to nieuchronnie z upośledzeniem fitness w jakimś innym obszarze12. Patrząc z tej perspektywy na każdy organizm, jawi nam się on jako efekt energetycznego kompromisu, tworzącego optymalne dostosowanie do rodzimych warunków ekosystemowych. Widać tutaj wyraźnie jaką naiwnością i brakiem ewolucyjnej świadomości jest pokładanie nadziei w mechanicznym podejściu do natury i ewolucji, uznającym za możliwe i dobroczynne ingerencje w ludzki genom w celu wzmocnienia jakiejś cechy np. inteligencji, bez wywołania jednoczesnego upośledzenia w innym obszarze .


Cała nasza gatunkowa i podgatunkowa specyfika jest bowiem dziełem tylko i wyłącznie praw natury i ewolucji, która kosztem milionów istnień stworzyła poszczególne podgatunki jako efekt energetycznego idealnego dopasowania genomu, lub przejścia na wyższy ekologiczny poziom symbiozy z otoczeniem. Jeśli bowiem spojrzymy na procesy ewolucyjne z szerszej perspektywy ekologicznej od razu dostrzeżemy, wypierane przez liberałów mechanizmy selekcji grupowej, zawierającej nie tylko relacje pomiędzy grupami tego samego gatunku, czy podgatunku, ale także pomiędzy różnymi gatunkami. W kontekście Teorii historii życia, szczególnie dobrze widać te powiązania na przykładzie współpracy człowieka z własną mikrobiotą jelitową. Skala i znaczenie tych współzależności jest tak doniosła, że w pewnym sensie można określić człowieka mianem symbiota. Człowiek bowiem rozwiązał problem deficytów energii zużytych na burzliwy rozwój inteligencji, poprzez przeniesienie części funkcji organizmu „ na zewnątrz” do flory bakteryjnej. Bakterie jelitowe produkują bowiem substancje, jak aminokwasy i witaminy, których człowiek sam jako organizm nie jest już w stanie wytworzyć, ale zaoszczędzoną dzięki tej symbiozie energię może spożytkować na rozwój adaptacji psychicznych a także ich późniejsze zasilanie w energię13.


Skoro więc człowiek, zasiedlając nowe ekosystemy wchodził w tak głębokie współzależności z otoczeniem, to te relacje coraz bardziej różnicowały go od pierwotnej subsaharyjskiej formy. To proste stwierdzenie ukazuje nam, że negowanie podgatunkowych różnic jest zwykłą umysłową aberracją. Głęboką logikę tych odmienności, wynikającą z kontekstu ekologicznego, w którym osadzony jest każdy podgatunek doskonale ujął Konrad Lorenz „Pojęciowe pary: zdrowe i chore „naturalne” i „patologiczne” można zdefiniować tylko teleonomicznie, to znaczy w odniesieniu do rosnącej albo malejącej szansy przetrwania organizmu w danym środowisku, szansy wynikającej z rozpatrywanych cech. Klasycznym przykładem tej względnej oceny jest tak zwana niedokrwistość sierpowatokrwinkowa, dziedziczny defekt czerwonych krwinek, który w znacznym stopniu zakłóca wymianę tlenu ale jednocześnie uodparnia czerwone krwinki na zaatakowanie przez zarodźce zimnicy. W Gambii do ubiegłego stulecia „zdrowi” byli tylko ci, którzy „cierpieli” na niedokrwistość sierpowatokrwinkową, ludzie z normalnymi krwinkami bowiem zwykle już w dzieciństwie ulegali ciężkiej endemicznej formie malarii14. Do dziś 30% ludności czarnej w USA cierpi na tę genetyczną dolegliwość z powodu jej „niezgodności” z obcym ekosystemem. Widać więc wyraźnie że dopiero spojrzenie w kontekście ekologicznym na specyfikę poszczególnych podgatunków ukazuje ich organiczne dopasowanie do konkretnych warunków środowiskowych. Przyznają to nawet niektórzy z bardziej rozgarniętych lewicowych naukowców jak chociażby Nina Jabłońsky, która potwierdza w swoich wykładach różnice podgatunkowe w przyswajaniu witaminy D z ekspozycji na promienie słoneczne, a za co tym idzie wchłaniania wapnia przez jelita. Jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że indoeuropejczycy w rodzimym ekosystemie potrzebują 15 minut na przyswajanie tej samej dawki witaminy D podczas subsaharyjscy Afrykańczycy znajdujący się np. w płn Europie potrzebują 1,5h (co czyni ich praktycznie niezdolnymi do reprodukcji w warunkach naturalnych – bez wsparcia farmaceutycznego, w europejskich warunkach klimatycznych), z drugiej strony brak mechanizmów obronnych przed nadmierną ekspozycją na te promienie u Europejczyków (szczególnie promienie UV, które w Europie praktycznie nie występują ) skutkujące plagami nowotworów skóry u europejskich Australijczyków .


Wynika z tego, że wszystkie adaptacje dotyczą konkretnego ekosystemu i nie są uniwersalne dla całej planety i wszystkich podgatunków. Oczywiście każdy pogardliwy wobec natury i ewolucji lewicowiec będzie odrzucał nasze stanowisko argumentując to postępem medycznym, mogącym obecnie zniwelować większość różnic biologicznych za pomocą farmaceutyków. Poniekąd można się zgodzić z taką argumentacją, gdyby sprawa dotyczyła jedynie mechanizmów związanych z ludzką biologią. Jednak jak to zostało ustalone powyżej nasza gatunkowa specyfika polega na ogromnym rozwoju mózgu, odpowiadającego za cały zespół adaptacji behawioralnych, których wytworzenie w drodze ewolucji zapewniło przetrwanie i rozmnożenie w rodzimym ekosystemie. I tak jak w przypadku adaptacji biologicznych, które zgodnie z Teorią Historii Życia, w różnych ekosystemach różnicowały się pod wpływem różnych środowiskowych wyzwań, podobnie było z ludzką psychiką. W tak skrajnie odmiennych ekosystemach jak północnoeuropejski i subsaharyjski, człowiek siłą rzeczy przyjmował drastycznie odmienne strategie reprodukcyjne. Jak zauważył J.P. Ruschton w „Race, evolution and behawior” dymorfizm płciowy wytwarzany poprzez rywalizację jednej płci o jak najlepszego partnera płci przeciwnej objawi się najbardziej w psychice. Tezę tę potwierdził M. Woodley of Menie, ustalając że 88% naszego genomu odpowiada za cechy psychiczne. Wobec powyższych ustaleń możemy sformułować pierwszy, wynikający z doboru płciowego element naszej podgatunkowej ontrogenezy.


Gatunek ludzki powstał w Afryce gdzie dobry klimat i żyzna gleba pomagały kobietom wychowywać potomstwo bez wydatnego udziału mężczyzn. W tym pierwotnym dla naszego gatunku ekosystemie15 dobór i selekcja premiowała więc mężczyzn obdarzonych agresją, impulsywnością i charyzmą, gdyż te cechy pozwalały im przyciągnąć więcej kobiet, konkurować z innymi mężczyznami a później opuszczać kobiety z nowo narodzonym potomstwem aby nie przeszkadzały w szukaniu nowych partnerek. Większość energii osobniczej była więc zużywana na cechy związane z agresywnością i rządzą przygód, wytrzymałością fizyczną, kosztem inteligencji i zdolności społecznych. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy nasz gatunek zaczął kolonizować całą planetę. Populacje które znalazły się we wschodniej Azji i północnej Europie stanęły przed zupełnie innymi presjami środowiskowymi. Klimat i gleba nie nadawał się do wychowania dzieci bez ojca, gdyż kobieta nie była sama w stanie przeżyć w trudnym klimacie 16.W tych drastycznie odmiennych warunkach „pawim ogonem” zamiast siły fizycznej i impulsywności, stało się rodzinne zaangażowanie i inteligencja. Na płaszczyźnie selekcji grupowej rywalizacje wygrywały te populacje, wśród których dominację zdobywały takie psychiczne adaptacje jak altruizm, inteligencja (wraz z powiązanymi z nią zdolnościami dyskryminacyjnymi) oraz te elementy „wielkiej piątki” cech osobowości, które wzmacniały zdolności społeczne pozwalające tworzyć skomplikowane struktury społeczne bazujące na rodzinnych więzach i kooperacji w wytwarzaniu dóbr publicznych17.
Tak można w skrócie przedstawić rolę doboru płciowego w genezie powstania podgatunku - kategorii którą Darwin określił jako centralny mechanizm ewolucji. Zanim zdefiniujemy ten termin, nasuwa się od razu pytanie dlaczego nie stosujemy pojęcia rasy jako zamiennika terminu podgatunek. Dlaczego rozdzielenie podgatunku i rasy na dwie oddzielne kategorie ma znaczenie? Po pierwsze w przypadku podgatunku, termin ten podkreśla fakt że ( w zależności od teorii powstania ludzkich podgatunków) przez 380 do 220 tyś. lat, kiedy to gatunek ludzki zaczął migrować z Afryki subsaharyjskiej jego dywergencja genetyczna wynikała prawie wyłącznie z presji rodzimego ekosystemu. W kategoriach biologicznej i genetycznej klasyfikacji, rasę i podgatunek można stosować zamiennie - obydwa terminy dotyczą oddzielonej geograficznie populacji osobników związanych wspólnotą pochodzenia i podobnych do siebie pod względem stałego zespołu cech fizycznych i psychicznych różniącej się od innych gałęzi tej samej odmiany częstością występowania niektórych cech dziedzicznych18. Kiedy więc jest mowa o populacji jako tworze rodzimego ekosystemu i geograficznej izolacji która determinowała endogamię, powodując ewolucję w drodze doboru i selekcji 19 dostosowującą tą populację do rodzimego środowiska (ale nie na tyle aby uniemożliwić posiadanie płodnego potomstwa z inną populacją) wtedy mamy definicję podgatunku.
Istotą tego podejścia jest więc rozumienie podgatunku jako tworu natury i jej praw, który jest kategorią zoologiczną rozpatrywaną jednak nie tylko jako element klasycznej biologicznej klasyfikacji Linneusza, ale przede wszystkim jako najwyższy element klasyfikacji socjobiologicznej, dzielącej życie na ziemi na gatunki społeczne i pozostałe.


W oparciu o tę definicję podgatunku możemy sformułować pierwszą, najbardziej elementarną definicję eugeniki. Będzie ona sformułowana w oparciu o tezę J. P. Rushtona o odwrotnej korelacji między czasem pojawienia się danej grupy zwierząt a stopniem skomplikowania budowy ciała w szczególności rozwojem mózgu, zwiększającym zdolności uczenia się. Możemy założyć, że historia życia na ziemi, biegnie od form najprostszych do coraz bardziej skomplikowanych, które dzięki coraz bardziej rozwiniętym zdolnościom do przechowywania i zbierania informacji są w stanie coraz elastycznej adaptować się do wyzwań środowiskowych 20.


Aby pojęcie eugeniki stało się jasne dla tych, którzy akceptując kategorię podgatunku jako biologiczną podstawę narodu, postulują jednocześnie dysgenikę np. w formie postulatu przymusowych szczepień, przywołajmy przedstawione przez R. Lynna cztery powiązane ze sobą procesy, poprzez które różne podgatunki ewoluują. Będzie to efekt założycielski (kiedy część populacji oddziela się i migruje do nowego miejsca, gdzie pozostaje odizolowana. Szczególnie gdy ta odizolowana grupa składa się z niewielkiej liczby założycieli, to obie populacje z czasem stają się coraz bardziej zróżnicowane genetycznie), dryf genetyczny (kiedy częstotliwości genów zmieniają się pod wpływem losowym, tworząc różnice między oddzielonymi populacjami), efekt mutacji (kiedy poszczególne geny w populacji przybierają nowe formy, np. jako allele „długie” lub „krótkie”) oraz efekt adaptacji (polegający na wzroście znaczenia pewnych aleli po wyemigrowaniu części populacji do nowego ekosystemu, gdzie ich znaczenie w nowych warunkach może znacznie wzrosnąć ze względu na korzyści adaptacyjne i dzięki temu nastąpi ich rozprzestrzenienie się w oddzielonej części populacji, różnicując ją genetycznie od pierwotnej formy) 21.


Istotą eugenicznego charakteru ewolucji jest jednak to, że nad tymi wszystkimi czynnikami, które same w sobie nie są kierunkowe, stoi selekcja, która tworzy adaptacje. Powyżej wymienione czynniki powodujące różnice w częstotliwości genów a także jeden dodatkowy czyli przepływ genów, o którym napiszę w kontekście dysgeniki, są losowe. Jedynie selekcja stojąca ponad nimi tworzy adaptację do konkretnego środowiska22, których zespół w wymiarze populacyjnym jest podgatunkiem – procesem prowadzącym do powstania nowego gatunku.
Eugenika jest więc procesem naturalnego rozwoju form życia poprzez selekcję.
Od razu widać tutaj bliski związek pojęć eugeniki z pojęciami natury i ewolucji. Kwintesencją eugeniki jest bowiem natura, która pozbawiona ingerencji ludzkiej sama w sobie jest eugeniczna - jej imperatywem jest tworzenie coraz to wyższych i doskonalszych form życia poprzez dobór i selekcję czyli ewoluowanie poprzez wybór jednostek i populacji najwyższej jakości aby przetrwały do rozmnożenia i przekazania swoich genów kolejnym generacjom.


Jak to zostało zaznaczone powyżej, selekcja nie jest losowym procesem, jest to zróżnicowana reprodukcja jednostek poprzez konsekwencje ich różnic w projekcie fenotypowym dla wyzwań środowiska ekologicznego. Innymi słowy, nowy podgatunek tworzą tylko te mutacje, które są eugeniczne czyli zwiększające szanse przeżycia i rozmnożenia (dostosowanie) w rodzimym ekosystemie. Jednostki będące nosicielami innych mutacji, efektów dryfu genetycznego, lub przepływu genów, będą w stanie naturalnym wyeliminowane z populacji przez selekcję naturalną, zanim unieśmiertelnią te szkodliwe dla podgatunku cechy w potomstwie.


Z naukowego punktu widzenia zarówno podgatunek jak i rasa jest w pełni naukową kategorią, gdyż będąc populacją posiadającą specyficzne cechy fizyczne i psychiczne, które będąc przekazywane w drodze konkretnych zasad dziedziczenia kolejnym generacjom są wartościowymi predyktorami, dającymi możliwość każdemu badaczowi posługującemu się warsztatem naukowym na formułowanie poprawnych prognoz.
Najlepszym przykładem naukowego umocowania tych kategorii są wieloletnie badania Luigi Cavali-Sforzy, który opracował nowatorską metodę klasyfikowania ludzi na grupy na podstawie występowania różnych polimorfizmów genetycznych, odpowiedzialnych za różne adaptacje ekologiczne (ale także za dysgeniczne schorzenia genetyczne jak mukowiscydoza, która u europejczyków występuje 5 razy częściej niż u subsaharyjczyków) 23. Mimo ogromnej presji lewicowych grup nacisku, szczególnie związanej z pewną mniejszością etniczną organizacji SCIENCE FOR THE PEOPLE, która posiłkując się zafałszowanymi, sofistycznymi konkluzjami badań swojego działacza, skrajnego marksisty R. Lewontina, doprowadziła do dyskredytacji kategorii rasy przez amerykańskie towarzystwo naukowe24. Cavalli Sforza przeprowadził swoje badania naukowe, a jego współpracownik, A.W.F. Edwards ostatecznie obnażył kłamliwość tez Lewontina25. Włoski badacz przeanalizował w toku badań 120 aleli w 42 populacjach i na podstawie zebranych danych obliczył różnice genetyczne między tymi populacjami. W ten sposób powstało genealogiczne drzewo ludzkiego gatunku grupujące badane populacje w zbiory, określone przez Cavalii Sforzę jako klastry. Wyodrębnił on 10 głównych klastrów :


1)    Buszmeni i Pigmeje,
2)    Sub-Saharyjscy Afrykanie,
3)    Południowi Azjaci i Północni Afrykanie,
4)    Europejczycy,
5)    Północno-wschodni Azjaci,
6)    Ludy Arktyczne,
7)    Rdzenni mieszkańcy obu Ameryk,
8)    Południowo wschodni Azjaci,
9)    Pacyficzni wyspiarze,
10)    Nowogwinejczycy i Australijscy Aborygeni.

To co od razu rzuca się w oczy, to pokrycie się tego podziału z klasyczną taksonomią ras stosowaną przez antropologów fizycznych jak Carleton Coon. W istocie sam Cavalli Sforza przyznał, że jego podział na klastry odnosi się i pokrywa z kategoriami rasy i podgatunku, przy czym kryterium dla podgatunku polega na tym, że 75% lub więcej członków musi być sklasyfikowanych jako przynależący do danego gatunku,
Przechodząc do koncepcji rasy, musimy na wstępie odrzucić kolejne marksistowskie kłamstwo jakoby 10 tyś lat temu, po rolniczej ewolucji neolitycznej, ewolucja umysłu ustała na rzecz kultury. W istocie było dokładnie odwrotnie, co potwierdzają największe badania porównawcze starożytnych próbek indoeuropejskich DNA26. Genezą pojęcia rasy nie jest samo pojawienie się kultury. W istocie jej zalążek, ściśle powiązany z biologią w postaci wynikającego z niej języka istniał już o wiele wcześniej. Procesem który przekształcił podgatunek w rasę było zjawisko koewolucji kulturowo-genowej. Mechanizm ten, jako jeden z pierwszych, instynktownie dostrzegał genialny Oswald Spengler pisząc „ Jest to coś wielkiego i jedynego w wewnątrz organicznego świata. To jedyny punkt, w którym człowiek wznosi się ponad siły przyrody i sam staje się stwórcą. Jako rasa jest tworem przyrody-podlega hodowli, jako stan jednak hoduje sam siebie, dokładnie tak, jak szlachetne rasy zwierząt i roślin którymi się otoczył i to stanowi właśnie kulturę w najwyższym i ostatecznym sensie. Kultura i klasa to pojęcia zamienne, powstają i giną jako jedność. Hodowla wybranych gatunków owoców, winorośli i kwiatów, hodowla koni czystej krwi, jest kulturą i dokładnie w tym samym sensie powstaje wybrana ludzka kultura- wyraz bezwiednego istnienia, które samo siebie doprowadziło do wielkiej formy”27 . Właściwy twórca koncepcji koewolucji kulturowo-genetycznej E.O. Wilson ujął to zagadnienie w kategoriach ewolucyjnych. Dla niego „kultura jest wytworem umysłowego wysiłku ludzkich zbiorowości, równocześnie każdy indywidualny umysł jest produktem genetycznie uwarunkowanej struktury ludzkiego mózgu. Geny i kultura są zatem ze sobą nierozerwalnie związane28. Kluczem jest tutaj epigenetyka, której reguły wyznaczają geny, kształtując szlaki powiązań neuronowych, tworzące pewne regularności w rozwoju poznawczych funkcji mózgu. Funkcje te, w trakcie rozwoju jednostki absorbują do świadomości elementy kultury z otoczenia. Kultura zawiera w sobie elementy tradycji, będącej zapisem zachowań zwiększających dostosowanie i adaptację do ekosystemu jednostki i wspólnoty. Tak więc absorbując elementy tradycji (jak symboliczne postaci walczące z wężami, symbol zła/niebezpieczeństwa dla życia lub symbole płodności i macierzyństwa) umysł posługuje się kryteriami o podłożu genetycznym. To sprawia, że niektóre jednostki, których geny tworzą lepsze kryteria epigenetyczne, lepiej absorbują kulturę z jej regułami społecznymi, co daje im lepsze szanse przeżycia. Dzięki temu zaś ewolucja zaczyna coraz bardziej dotyczyć dziedziczenia pewnych specyficznych zachowań 29. Dzięki kulturze, człowiek zyskał możliwość elastycznego (szybkiego) dostosowania się do nowych środowisk, dzięki przekazywaniu zachowań drogą pozagenetyczną. Jednak genetyka z czasem nadrobiła zaległości utrwalając skłonności do pewnych adaptacyjnych zachowań (jak altruizm, ksenofobia czy instynkt językowy) 30. Te zaprogramowane genetycznie zbiory zachowań nazywamy strategią ewolucyjną 31.


Rasa nie jest więc jak chciałby Evola kategorią duchową. W swej istocie jest ona kategorią biologiczną która, warunkuje jednolitość cech psychicznych populacji w kolejnych generacjach. Rasa jest populacją osobników połączonych cechami wytworzonymi w drodze doboru i selekcji naturalnej, uzupełnionymi o dziedziczny zespół cech psychicznych (jak osobowość, inteligencja,konfiguracja neuroprzekaźników) powstałych na drodze koewolucji kulturowo genetycznej, warunkujących specyficzne dla tej grupy zachowania i skłonności. Kategoria rasy różni się więc od podgatunku genezą, która jest szersza niż sama ekologia. W tym przypadku bowiem ekosystem tworzy unikalny genotyp poprzez dobór i selekcję, kultura natomiast wzmacnia geny poprzez tworzenie warunków do ich ekspresji (zakładając, że wynika z rodzimej tradycji) Z kategorii rasy wynika eugeniczne zjawisko zwane korelacją genotyp-środowisko, którego mechanizm polega na tym, że ludzie wybierają role zgodne z ich wrodzonymi zdolnościami i cechami osobowości ale równocześnie poszukują typu środowiska sprzyjającego tym naturalnym skłonnościom32. Podsumowując zagadnienie pojęcia rasy i podgatunku, należy jeszcze raz podkreślić, że stosowanie tych kategorii wobec ludzkich populacji jest tak samo naukowo uzasadnione jak stosowanie ich w stosunku do innych gatunków zwierząt. Koncepcje rasy i podgatunku opisują różnice między populacjami, wynikające z separacji, endogamii i kultury, których przejawami są różnice w wyglądzie i zachowaniu, które wszystkie razem korelują ze sobą. I to jest istotą tych kategorii – nawet jeżeli w obrębie rasy te niewielkie cechy pojedynczo są bardziej zróżnicowane niż pomiędzy rasami, to kierunkowa koncentracja tych małych cech wynikająca z dostosowania do rodzimego środowiska, tworzy w swej sumie ogromne różnice.


W procesie ewolucyjnej dywergencji gatunkowej, która jest kwintesencją eugeniki, rasa zajmuje miejsce pośrednie jako efekt ewolucji kulturowo-genetycznej, jest ona kategorią genotypową i w nieznacznym stopniu fenotypową. Kategorią zaś w przeważającej mierze fenotypową jest naród. O ile genotyp jest zestawem cech zawartych w materiale genetycznym, genomie danej rasy, fenotyp jest cechą lub właściwością, uwarunkowaną genotypem i środowiskiem. Aby ukazać ten stosunek bardziej obrazowo, możemy posłużyć się tutaj analogią agrarną. W tym modelu genotyp będzie ziarnem rzuconym na glebę podczas siewu, fenotyp natomiast plonem, który wyrósł z ziarna. Trzymając się dalej tego porównania, łatwo zrozumieć, że to co wzrośnie z ziarna zależy nie tylko od samej ilości i rodzaju ziarna ale także od gleby, klimatu a także otoczenia ziarna, czy będzie ono wzrastało w otoczeniu takich samych ziaren, czy będzie dostarczona odpowiednia ilość wody z atmosfery, mikroelementów z gleby itd. Relacja między genotypem a fenotypem będzie tutaj taka sama, wszak kultura jest także uprawą. Z zasianego ziarna może więc wyrosnąć większy lub mniejszy plon, rośliny mogą być wyższe o większych liściach a mniejszych owocach lub odwrotnie. Ograniczeniem fenotypu jest jednak genotyp, co oznacza, że np. z zasianego żyta może wyrosnąć większe lub mniejsze żyto, ale nigdy, niezależnie od stworzonych warunków nie wyrośnie z niego pszenica. Tak samo sprawa wygląda w relacji Rasy i Narodu. Naród jest fenotypową emanacją Rasy, jej genotypu, którego jakość zależy od jakości kultury, która tworzy środowisko jego rozwoju. W socjobiologicznym ujęciu, którym cały czas się tutaj posługujemy, można użyć innej analogi do opisania relacji genotyp-fenotyp. Chodzi o użyte przez R. Dawkinsa w jego pracy „Samolubny gen” określenia fenotypu (ludzkiego organizmu) jako wehikułu którym geny przenoszą się z pokolenia na pokolenie33. Dawkins jednak, jako zdeklarowany liberał, uparcie trzymał się stanowiska, że selekcja odbywała się jedynie na poziomie jednostkowym, które jest absurdalne samo w sobie, gdyż neguje podstawowy aksjomat socjobiologiczny, uważający człowieka za gatunek społeczny. Skoro bowiem człowiek jest gatunkiem społecznym ze wszystkimi tego konsekwencjami opisywanymi przeze mnie poprzednio, który uznamy za maszynę genową, przenoszącą genotyp z pokolenia na pokolenie, to nie ma żadnego powodu aby narodu lub każdej innej organicznej wspólnoty nie uznać za taki sam wehikuł. Nie ma żadnego powodu aby maszynami genowymi nie były całe populacje. W istocie tak właśnie to wygląda, nazywamy to selekcją wielopoziomową, która obejmuje wszelkie procesy ewolucyjne zachodzące pomiędzy populacjami.


Wracając do procesu ewolucji genetyczno-kulturowej należy na koniec tej części pracy zaznaczyć, iż koewolucja ta musi mieć charakter dwustronny. Oznacza to, że kultura wzmacnia dobór i selekcję, afirmując zachowania potęgujące dostosowanie i adaptacje ekologiczne i piętnując zachowania szkodliwe dla przetrwania i rozmnożenia. Z drugiej strony, zespół rasowych zachowań i skłonności przyswaja do świadomości te elementy kultury z otoczenia, które zwiększają dostosowanie i adaptacje. Pomiędzy trzema elementami procesu- ekosystemem, rasą i kulturą musi więc istnieć organiczna (ewolucyjna) relacja. Każdy z elementów musi być rodzimy dla pozostałych w przeciwnym razie zacznie on je degenerować. Dochodzimy tutaj do definicji pojęcia dysgeniki.


Dysgenika to wywieranie negatywnego wpływu na przyszłe pokolenia. Istotą procesu dysgeniki na poziomie jednostek, jest sytuacja w której z jakiegoś powodu jednostki posiadające szkodliwe mutacje nie zostają wyeliminowane z populacji przed osiągnięciem wieku reprodukcyjnego. Herbert Spencer pisał o „największej zbrodni przeciwko populacji polegającej na pozostawieniu jej w spadku rosnącej liczby imbecyli”, myśląc jedynie w kategoriach indywidualnych. Jednak rozpatrując dysgenikę w wymiarze selekcji wielopoziomowej, sprawa wygląda o wiele bardziej skomplikowanie. Dysgenika na poziomie selekcji grupowej może bowiem oznaczać sytuację w której szkodliwi mutanci podejmują działania zwiększające ich indywidualne dostosowanie (fittness) ale na poziomie populacyjnym te same działania będą powodowały zmniejszenie sprawności selekcyjnej całej populacji w rywalizacji z innymi populacjami. To zagadnienie będzie miało kluczowe znaczenie dla wyjaśnienia problemów przedstawianych na wstępie. Aby jednak tego dokonać musimy opisać jeszcze jeden element konieczny do ustalenia pełnej odpowiedzi na pytania postawione na wstępie.


Rozpoczynając nasze rozważania, określiliśmy biologiczną i ontogenetyczną specyfikę człowieka, następnie zdefiniowaliśmy pojęcia podgatunku, rasy i narodu na tle ich ewolucyjnej ontogenezy. Znając zaś znaczenie terminów eugeniki i dysgeniki możemy teraz przeanalizować najważniejsze z procesów zachodzących na poziomie narodu, rasy i podgatunku, które gwarantują tym populacjom przetrwanie w kolejnych generacjach, dzięki unikalnym cechom psychiki a także funkcjonowaniu mechanizmu koewolucji kulturowo genetycznej.


Ponad wszystkimi procesami stoi niewątpliwie organiczna jedność kultury-genomu- ekosystemu. Jeżeli któryś z tych elementów zostanie odseparowany od pozostałych (jak to ma miejsce obecnie w przypadku ekosystemu, o czym będzie mowa dalej) lub zamieniony na nierodzimy (jak obcy ekosystem w którym znaleźli się Ariowie po inwazji doliny Indusu-mimo, że kultura i genotyp poprzez segregację kastową z podbitymi populacjami był chroniony, wpływ obcej ekologii i tak z czasem zdegenerował genom i kulturę) jego szkodliwy wpływ wkrótce zdegeneruje pozostałe elementy organicznej równowagi.


W kontekście powyższego opisu relacji pomiędzy genami, kulturą i ekosystemem, należy jeszcze raz powrócić do tematu transhumanizmu, który poza negowaniem Teorii Historii Życia ( o czym wspominałem powyżej) neguje również podstawowe prawa genetyki, sądząc że selekcję naturalną można zastąpić inżynierią genetyczną bez żadnych dysgenicznych efektów. Biorąc pod uwagę prace Cavalli Sforzy i A.W.F. Edwardsa o klastrach ludzkich populacji (które pokrywają się z pojęciami rasy i podgatunku) widać od razu, że selektywna hodowla jest prosta i byłaby możliwa, jedynie w przypadku genów o oddziaływaniu addytywnym – czyli takich które wywierają zawsze jednakowy wpływ niezależnie od oddziaływania pozostałych genów w genomie. W koncepcji klastrów mamy jednak do czynienia z pewnymi charakterystycznymi cechami psychiki, jak inteligencja, szczególnie cechy osobowości, zachowania altruistyczne, uzdolnienia werbalne czy fizyczne, które mają, w swojej genezie, charakter emergentny (emergenic)-wg. genetyki behawioralnej oddziałują one na organizm jedynie jako element szerszych kompleksów genetycznych, wyłącznie w ramach określonych kombinacji z innymi genami. Widać więc jasno, że jakakolwiek próba34 selektywnego ulepszania pojedynczych genów np. tak fetyszyzowanej przez niektórych inteligencji, może jednocześnie zniszczyć inne specyficzne cechy behawioralne osobnika. Czyniąc go de facto niezdolnym do społecznego funkcjonowania. Najlepszym tego przykładem są dwie anomalie od standardowych proporcji, cech psychicznych które tworzą tzw. zdolności społeczne czyli choroba aspargera i schizofrenia.  Dotknięci nimi chorzy ( lub ofiary epigenetyki )35 charakteryzują się w pierwszym przypadku atrofią zdolności społecznych ( empatia, altruizm minimum relacji interpersonalnych ) przy jednoczesnej hipertrofii i inteligencji. Na drugim biegunie mamy schizofreników, u których zdarza się, że atrofia inteligencji prowadzi do przerostu percepcji społecznych zachowań, co z kolei prowadzić może do paranoicznych nadinterpretacji pewnych gestów, wypowiedzi i innych społecznych zachowań. Podobnie więc jak w przypadku teleonomicznego charakteru ekologicznych adaptacji opisywanego przez Lorenza także tutaj widać wyraźnie, że zwiększenie takich cech jak inteligencja ma o wiele szerszy kontekst i nie zawsze musi oznaczać proces eugeniczny.


Idąc dalej drogą genetyki należy teraz wspomnieć o kolejnym eugenicznym czynniku warunkującym rozwój populacji w kierunku gatunkowej dywergencji, mianowicie o homogeniczności populacji. Homogeniczność oznacza, że wszystkie procesy ewolucyjne oddziałują na zamkniętą, jednolitą populację, co gwarantuje, że wszelkie adaptacje do rodzimego ekosystemu bez przeszkód rozprzestrzeniają się w populacji. Modelowym przykładem takiego stanu jest populacja oddzielona całkowicie od innych podgatunków np. geograficznie - poprzez zasiedlenie jakiejś wyspy na morzu. W przeciwnym razie, w miejscach styku dwóch podgatunków może nastąpić przepływ genów (gene flow) który tworzy subpopulację mieszańców zwaną klinem. To, jak bardzo dysgeniczne jest faworyzowanie przez kapitalizm i neomarksistów masowej migracji subsaharyjczyków i innych podgatunków do Europy, nie wynika jedynie z podnoszonych przez pseudoprawicę oraz pseudo narodowców z ich oksymoronem obywatelskiego nacjonalizmu, konsekwencji kulturowych i ekonomicznych. Te procesy są bowiem zawsze możliwe do odwrócenia. Bardziej szkodliwe jest bowiem lansowane przez lewicę biologiczne mieszanie podgatunków, będące w istocie zamianą podgatunków w klin. Fałszywość lewicowej propagandy, opiewającej korzyści z takich procesów, najlepiej obrazuje prześledzenie współczynnika rozwodów w małżeństwach mieszanych rasowo- im większy stopień zróżnicowania genetycznego (a co za tym idzie odmienności cech behawioralnych) tym wyższy współczynnik rozwodów- najbardziej odległe genetycznie małżeństwa europejczyków i subsaharyjczyków rozpadają się w 90% przypadków.


Naukowych dowodów na szkodliwość tych procesów dla adaptacji ekologicznych dostarczyły eksperymenty W.C. Rothenbuhlera przeprowadzone na koloniach pszczół. Chodziło mu o różnice rasowe w zachowaniach behawioralnych, pomiędzy udomowionymi rasami pszczelimi wobec epidemii zgnilca (choroby zakaźnej). Okazało się że niektóre rasy pszczół, wykształciły w drodze doboru i selekcji zachowania higieniczne polegające na umiejętności lokalizowania przez robotnice komórki z zakażoną larwą, usunięciu z niej woskowej pokrywy, wyciągnięciu larwy i wyrzuceniu jej z ula. Kiedy Rothehbuhler skrzyżował królową matkę z trutniem innej rasy(nie posiadającej higienicznej adaptacji), odkrył, że powstałe tą drogą potomstwo, poprzez przepływ genów, utraciło całkowicie swoje „higieniczne” zdolności behawioralne. Jednak to nie koniec, ponowne skrzyżowanie mieszańca królowej z pierwszego pokolenia z trutniem czystej rasy „higienicznej” dało w drugim pokoleniu częściowy powrót zachowań higienicznych (u 1/3 populacji), u pozostałych dalej nie było wcale tych zachowań lub były częściowe (robotnice np. tylko otwierały komórki, ale nie potrafiły wyjąć i wyrzucić z ula zakażonych larw 36. Przykład ten ukazuje, że już na poziomie tak nieskomplikowanych organizmów, posiadających „proste” adaptacje, w istocie nie odpowiadają za nie pojedyncze geny tylko całe ich kompleksy (w tym przypadku osobny gen na otwieranie komórki, osobny na wykrycie choroby, osobny na wyjmowanie i wyrzucenie z ula zakażonej larwy).Geny te są emergentne, recesywne, i zależą od homogeniczności obojga rodziców, w przeciwnym razie proces jest tylko częściowo odwracalny. Odnosząc to odkrycie do ludzkich podgatunków, gdzie behawioralne (oraz w mniejszym stopniu pozostałe ) adaptacje są wynikiem o wiele bardziej skomplikowanych interakcji pomiędzy setkami różnych genów i jeszcze większą liczbą ich alleli, widać dobitnie że mieszanie podgatunków czyni proces utraty behawioralnych adaptacji praktycznie nieodwracalnym.


Kolejnym przykładem negatywnego wpływu migracji na dywergencję gatunkową, jest przypadek motyli z Liverpoolu. Pojawienie się u tych owadów melaniczności związanej z zabarwieniem na ciemno kory drzew w przemysłowych rejonach płn. Anglii i Walii zostało od razu okrzyknięte przez lewicę za potwierdzenie ich tezy o wyższości środowiska nad dziedziczeniem, jakoby rasa nie wynikała z biologii, tylko była adaptacją środowiskową wykształconą niczym odruch Pawłowa i dziedziczoną na fałszywych zasadach Lamarkizmu.
Jakkolwiek sofistyczne jest to użyte przez Lewontiona stwierdzenie, dogłębna analiza zagadnienia dokonana przez Bishopa i Lacka a także Ketlewella dowiodły że melaniczne adaptacje są w istocie genetyczne (występowały cały czas w populacji jako allele recesywne) i wyewoluowały w naturalnym środowisku lasów sosnowych północnej Szkocji. Co ważniejsze, ci naukowcy (Bishop) badając dwa gatunki, odkryli że jeden jest migrujący (betularia) a drugi zamieszkujący w dużych skupiskach o małym poziomie migracji (bandontis bidentata). Patrząc na mapę rozmieszczenia u obydwu gatunków form melanicznych, ze względu na zróżnicowanie środowiska (w rejonach przemysłowych gdzie drzewa mają ciemną barwę forma melaniczna jest korzystną adaptacją gdyż ułatwia motylom maskowanie) widać wyraźnie, że tylko gatunek nie migrujący zdołał wytworzyć subpopulację (podgatunki) dostosowane do różnych środowisk (ekosystemów lokalnych- tam gdzie drzewa były ciemne od zanieczyszczeń powstał podgatunek o ciemnym zabarwieniu, tam gdzie drzewa miały normalną barwę motyle były jasne). Gatunek migrujący pozostał jednolity na całym obszarze nie będąc w stanie wytworzyć korzystnych adaptacji 37.
Powyższe przykłady pokazują wyraźnie, dlaczego u potomstwa z mieszanych rasowo małżeństw występuje tak wysoki odsetek zachowań patologicznych jak depresje, samobójstwa czy konflikt z prawem, będących efektem niestabilności emocjonalnej. Przepływ genów powstały w wyniku migracji jest znacznie silniejszy niż zmiany mutacyjne utrwalane drogą doboru i selekcji. Ten dysgeniczny proces nazywa się eufemistycznie równowagą migracyjno-selekcyjną -szkodliwy dla jednego podgatunku w jego rodzimym ekosystemie alel jest eliminowany z populacji drogą doboru i selekcji, jednak imigranci z innego ekosystemu, (gdzie ten alel nie jest szkodliwy) uzupełniają pulę szkodliwego genu tam gdzie wyeliminował go dobór naturalny 38, udaremniając całe dzieło ewolucji. W tym ujęciu proces mieszania podgatunków jest zbrodnią przeciw prawom natury, niszczącą nieodwracalnie jej dzieło, które wykształcała przez setki pokoleń. Każdy kto miesza swoje dziedzictwo z innym podgatunkiem popełnia więc podwójną niemoralność, oprócz zniszczenia jednym aktem lego na co natura pracowała tysiące lat także pozbawia własne potomstwo dziedzictwa przodków, wykluczając je nieodwracalnie z genetyczno kulturowej wspólnoty ekologicznej.


Na koniec przypomnijmy jeszcze o najważniejszej z szeregu socjobiologicznych implikacji wynikających z eugenicznego charakteru homogeniczności genetycznej populacji ( opisywanych przeze mnie w poprzednich esejach). Poprzez teorie J.P. Ruschlona o genetycznym podobieństwie oraz reguły Hamiltona o dostosowaniu łącznym, socjobiologia wprost ukazuje że stopień homogeniczności populacji jest dodatnio skorelowany z poziomem etnocentryzmu. Widać to wyraźnie na przykładzie aszkenazyjskich Żydów (których genom opiera się na początkowej bazie 240 osób) lub północno wschodnich Azjatów. Mniejsza różnorodność genetyczna w prosty sposób przekłada się na wyższy poziom etnocentryzmu (zarówno pozytywnego jak i negatywnego).
Wynika to z prostego faktu że n.. każdy przypadkowy Japończyk jest bardziej genetycznie spokrewniony z innym przypadkowym Japończykiem, a północny Chińczyk z innym przypadkowym Chińczykiem. Powoduje to (zgodnie z regułą Hamiltona) że każdy akt altruizmu wobec rodaka w jednorodnej genetycznie populacji jest bardziej opłacalny pod względem dostosowania łącznego niż w populacji niejednorodnej (np. USA). Z pewnością zagadnienie zachowania homogeniczności populacji zasługuje ze względu na swoje eugeniczne znaczenie na osobną pracę, w tym eseju ograniczono ten temat do niezbędnego minimum, potrzebnego do wyjaśnienia problemów zarysowanych we wstępie.


Analogicznie do obszaru biologii, gdzie homogeniczność populacji, selekcja naturalna i wysoki przyrost przetrwałych do reprodukcji osobników, warunkują poprawne działanie procesu koewolucji, w obszarze kultury, takim procesem jest bez wątpienia krążenie elit. Mechanizm krążenia elit opisany przez socjologa Vilfredo Pareto (który będąc nauczycielem akademickim Benito Mussoliniego często nazywany był „Karolem Marksem włoskiego faszyzmu”) w istocie ujawnia dysgeniczny charakter lansowanej przez lewicę idei egalitaryzmu. Jak ustalił Pareto, społeczeństwo jest bowiem strukturą hierarchiczną tworzącą piramidę, gdzie u podstawy, będącej najliczniejszą warstwą znajdują się masy (ogół społeczeństwa ) cechujące się przeciętnymi cechami (środek rozkładu dzwonowego), w górę zaś wznosi się elita-właściwa grupa ludzi o cechach ponadprzeciętnych, która tworzy kulturę. Jakkolwiek powyższy model jest zasadniczo oczywisty, istota tkwi w jego ewolucyjnym charakterze. Istotą poprawnego funkcjonowania tej struktury jest bowiem to, że pomiędzy elitą, arystokracją (aristos-najlepsi) a resztą społeczeństwa, trwa cały czas wymiana. Z jednej strony jednostki zdegenerowane, które choć urodziły się w warstwach wyższych nie posiadają cech zapewniających im przynależność do elity, tracą swój wysoki status społeczny i opadają w dół hierarchii społecznej. Z drugiej strony, w wyniku wysokiej selekcji, spowodowanej trudnymi warunkami życia warstw niższych, wśród tych warstw pojawiają się jednostki wybitne, które wznoszą się w górę drabiny społecznej. W każdej organicznej populacji ta cyrkulacja niepostrzeżenie utrzymuje kulturotwórcze elity w stanie najwyższej eugenicznej jakości. Odpowiadają za to rezydua i derywacje, czyli z jednej strony przyrodzone cechy jednostek skłaniające ich i zapewniające im awans w hierarchii społecznej, a z drugiej strony, skłaniające resztę społeczeństwa do pozytywnej oceny polegającej na porównaniu do wzorca kulturowego, która zapewnia im akceptację jako nowych społecznych przywódców. Jak pisał Pareto „dzisiaj w naszych społeczeństwach nowe elementy, niezbędne do trwania elity pochodzą z klas niższych, głównie z klas wiejskich, stanowią one jakby trygiel w którym kształtują się przyszłe elity39. W oparciu o „krążenie elit” Pareta, możemy postawić tezę o eugenicznym charakterze wielopoziomowej selekcji w każdym organicznym społeczeństwie. W warstwach niższych bowiem selekcja eliminowała jednostki niedostosowane do ciężkich warunków egzystencji. Jednostki, obdarzone korzystnymi adaptacjami biologicznymi, a także adaptacjami psychicznymi jak inteligencja, zdolności dyskryminacyjne, wielka piątka cech osobowości, mogły natomiast przetrwać w trudnych warunkach i rozmnożyć się w sporej ilości tak, aby spośród nich wyłonić jednostki wybitne które, dzięki kumulacji dziedzicznych cech psychicznych mogły wznieść się w górę społecznej hierarchii. Według M. Wodleya of Menie, z powodu trudnych warunków ekologicznych, charakteryzujących rodzimy ekosystem indoeuropejczyków, dobór i selekcja naturalna faworyzowała konkretne cechy psychiczne, które zapewniały przetrwanie i rozmnożenie w tych niekorzystnych warunkach. To surowe środowisko z ograniczonymi zasobami zmusiło także poszczególne populacje do rywalizacji między sobą o przetrwanie i ekspansję. Jakkolwiek będzie to niepoprawnie politycznie dla współczesnej lewicy, to właśnie te czynniki, w modelu wielopoziomowej selekcji stworzyły podwaliny epoki przemysłowej, która zapewniła narodom indoeuropejskim światową hegemonię polityczno - ekonomiczną.


Na przykładzie Polski i Francji można dostrzec jak doniosłe w skutkach może być zaburzenie procesu krążenia elit dla całej populacji. W Rzeczpospolitej fatalne połączenie ustroju szlacheckiego z katolicyzmem doprowadziło do zamknięcia się elity, wywodzącej się ze stanu wojowników, doprowadzając stan chłopski do roli niewolniczej siły roboczej. W wyniku tego proces krążenia elit został praktycznie wstrzymany, gdyż jedyną drogą awansu społecznego dla chłopstwa było zostanie księdzem. Bezpośredni efekt tego rozwiązania był dysgeniczny- najzdolniejszy syn bogatego chłopa zostając księdzem katolickim, umierał bezpotomnie. W prawdzie pośrednio (poprzez dostosowanie łączne ) mógł on z racji swojej pozycji społecznej wspierać rodzeństwo, jednak dla procesu krążenia elit było to bez znaczenia40 . Z drugiej strony zdegenerowana szlachta, nie posiadająca już żadnych psychicznych cech kwalifikujących do elity, dalej posiadała przywileje przysługujące najlepszym np. proces głosu na sejmikach, co doprowadziło do coraz większego poziomu politycznej niestabilności. Degeneraci, którzy zamiast być eliminowanymi w drodze naturalnej selekcji, bądź krążenia elit, cały czas przebywali w obrębie elity społecznej, czyniąc ją podatną na lewicową ideologię (w tamtym okresie była nią wspakkultura katolicka szerzona przez jezuitów, którzy opanowali państwowe szkolnictwo). Efekt historyczny zniszczenia koewolucji kulturowo genowej - utrata państwowości jest ogólnie znany, podczas zaborów szlachta pozbawiona swoich przywilejów, całkowicie straciła na ważności będąc po odzyskaniu niepodległości siłą nie mającą istotnego znaczenia politycznego.


Jeszcze bardziej dramatyczny obrót przyjęły wydarzenia we Francji, gdzie zamknięta kasta arystokratyczna, została zmieciona z areny dziejów przez konkurencyjną grupę, którą Vilfredo Pareto określał jako „ kontrelita przyszłości”41.Tą „kontrelitą” czyli grupą, do której, wobec zamknięcia się starej elity arystokratycznej trafiały jednostki wybitne z niższych warstw było mieszczaństwo, które ostatecznie w drodze rewolucji dokonało unicestwienia pozbawionej „rezyduów i derywacji” starej elity.
Dla naszych dalszych rozważań, które mają dać odpowiedzi na wstępne pytania, kluczowe znaczenie ma zrozumienie istoty cech określonych przez V.Pareto jako „rezyduła i derywacje”. Zagadnienie to jest o tyle ważne, że jego analiza stanowi kolejny dowód na fałszywość lewicowego aksjomatu „czystej tablicy”. Wszystkie bowiem cechy psychiczne, takie jak iloraz inteligencji, wielka piątka cech osobowości, zdolności dyskryminacyjne a także altruizm, pozytywny i negatywny etnocentryzm, mają ewolucyjną genezę, podłoże genetyczne i są dziedziczne42. Ewolucyjna geneza tych cech oznacza zaś, że w zależności od zróżnicowania poszczególnych podgatunków i ras ludzkich, wszystkie powyższe cechy także będą zróżnicowane.


Pierwszą, najlepiej przebadaną i scharakteryzowaną cechą będącą miarodajnym wskaźnikiem eugenicznej jakości dla każdej rasy jest inteligencja. Inteligencję można najprościej zdefiniować jako zdolność do szybkiego rozpoznania i rozwiązywania skomplikowanych problemów. Oznacza to, że im szybciej dana osoba potrafi zdefiniować i rozwiązywać dany problem, tym jest bardziej inteligentna. Inteligencja jest kategorią naukową, którą można zmierzyć za pomocą testów ilorazu inteligencji (IQ). Testy te są podzielone na trzy części, mierzące odpowiednio inteligencję werbalną, matematyczną i przestrzenną, choć wyniki w poszczególnych częściach są ze sobą dodatnio skorelowane, jak zobaczymy dalej, poszczególne rasy, a także płcie biologiczne, różnią się co do rodzaju inteligencji w szczegółowych badaniach. Niemniej jednak, podstawowe trzyczęściowe testy II (ang. IQ) mierzą inteligencję ogólną (tzw. czynnik g).
To co najbardziej istotne dla naszych rozważań to fakt, że iloraz inteligencji jest zróżnicowany ze względu na Rasę oraz Homogeniczność populacji. I tak na podstawie najbardziej uznawanego psychologa inteligencji R. Lynna, można określić ranking najbardziej inteligentnych ras:

1.    Żydzi aszkenazyjscy (IQ 112)
2.    Północno wschodni Azjaci ( IQ 105)
3.    Europejczycy (IQ 100)
4.    Poludniowi Azjaci i Arabowie (IQ 80) 5.Amerykańscy Afrykanie(IQ 80)
5.    Subsaharyjscy afrykanie (IQ 70)43

Powyższy ranking potwierdza w zasadzie wszystko to co zostało napisane powyżej w kwestii eugenicznego i ekologicznego pochodzenia rasy i podgatunku. Po pierwsze widać wyraźnie korelację ilorazu inteligencji z homogenicznością populacji -najwyższa inteligencja występuje u Żydów aszkenazyjskich, których bazę stanowi wg badan genetycznych populacja 240 osób, przybyłych do Europy w XIX w a także narodów płn-wschodniej Azji, których silny genetyczny etnocentryzm zachował homogeniczność populacji.


Co jeszcze bardziej charakterystyczne w kontekście eugenicznej roli doboru i selekcji (rasowej w przypadku Żydów i podgatunkowej w przypadku północnych azjatów) to fakt, że szczegółowe testy, zwłaszcza najwybitniejszych jednostek wskazują, że inteligencja szczegółowa, w przypadku Aszkenazyjczyków werbalno-matematyczna, a w przypadku płn. Azjatów matematyczno-przestrzenna, są jeszcze wyższe od średniej i jeszcze bardziej zróżnicowane w zależności od pochodzenia podgatunkowego lub rasowego danej populacji. Przy czym wg R. Lynna przy wyższym czynniku g (inteligencja ogólna) u płn. Azjatów ich dzieci mają niski poziom zdolności werbalnych (który jest nadrabiany w późniejszym wieku) oraz wysoki poziom zdolności percepcyjno przestrzennych, już na etapie bardzo wczesnego dzieciństwa. Te szczególne właściwości azjatyckiej inteligencji bardzo dobrze tłumaczy opisywana przeze mnie powyżej, ekologiczna Teoria Historii Życia, którą przyjął również Lynn. Według niego, około 60 000 lat temu, kiedy na półkuli północnej trwała epoka lodowcowa, populacje mongoloidów (protoplastów płn. Azjatów) stanęły wobec wyjątkowo wysokiej presji selekcyjnej, nakierowanej na jednostki o wysokiej inteligencji. By móc przeżyć w tej najzimniejszej ówcześnie części świata, ludzie musieli osiągnąć olbrzymi kunszt łowiecki, zdolności postrzegania najmniejszych zmian w pozornie monotonnym krajobrazie, jak na przykład ruch białego zająca arktycznego na tle śniegu i lodu, zapamiętywania wzrokowego różnych znaków podczas długich ekspedycji łowieckich z dala od domu, sporządzania w pamięci dobrej przestrzennej mapy rozległych terenów 44. Nic dziwnego, że dobór i selekcja faworyzował w takim ekosystemie wysokie zdolności przestrzenne, które zgodnie z teorią alokacji energii zostały „przehandlowane” przez organizmy Azjatów w zamian za zdolności werbalne, nie mające kluczowego znaczenia dla przetrwania w ich ekosystemie. Lynn postawił tutaj nawet ontologiczną hipotezę neurobiologiczną, jakoby kora mózgowa lewej półkuli uległa inwazji i została zmuszona do przejęcia większej części przetwarzania wizualno- przestrzennego, co potwierdza odmienna struktura neurologiczna mózgu Azjatów, a także badania J.P. Rushtona, który odkrył większą masę mózgu ludzi z Azji Wschodniej w stosunku do masy ciała, niż u białych 45. O ekologicznym pochodzeniu tych różnic świadczy również różnica w rozkładzie dzwonowym pomiędzy obydwoma rasami, dzwon rozkładu inteligencji wschodnich azjatów jest dużo węższy niż u europejczyków co potwierdza zarówno selekcyjność ich ekosystemu podczas podgatunkowej ontogenezy jak również homogeniczność populacji, która jest o wiele wyższa niż wśród indoeuropejczyków 46.


Są to niewątpliwie fakty o wielkiej doniosłości geopolitycznej w świetle rozpoczętej już oficjalnie globalnej rywalizacji o hegemonię pomiędzy USA z Chrld. Przy czym nie mam na myśli jedynie jakości siły roboczej, lecz także jakości rekruta do sił zbrojnych (jeżeli obecny zimny konflikt, oparty o rywalizację gospodarczą oraz wojny typu Proxy, przekształcił by się w pełnoskalowy konflikt gorący)47. Niestety wszelkie kalkulacje biorące pod uwagę takie parametry jakości populacji jak iloraz inteligencji, zdolności dyskryminacyjne czy też cechy osobowości, stawiają coraz bardziej multikulturowe USA na przegranej pozycji w stosunku do homogenicznych i etnocentrycznych Chin.


Jeszcze lepszym dowodem na kluczową rolę koewolucji kulturowo-genetycznej w tworzeniu się rasy, są parametry i specyfika inteligencji Aszkenazyjskich Żydów. Choć inteligencja tej wiodącej pod względem znaczenia w cywilizacji żydowskiej rasy jest jeszcze wyższa niż północno wschodnich Azjatów, profil tej inteligencji jest dokładnym przeciwieństwem profilu Mongoloidów. W skali Inteligencji Wechslera dla Dorosłych (WAIS) Żydzi aszkenazyjscy osiągają bardzo wysokie wyniki w testach werbalnych i mierne w testach niewerbalnych (percepcyjno
-przestrzennych). W skali Stanford-Binet, gdzie zadań werbalnych jest jeszcze więcej, Żydzi osiągają jeszcze lepsze wyniki. Dla zrozumienia jak koewolucja kulturowo-genowa wytworzyła tę rasową specyfikę przywołajmy badania Milesa D. Strofera, opisane w pracy „Inteligence and Gifledness”, gdzie przebadana grupa 2000 dzieci starających się o przyjęcie do rabinackich szkół  miała IQ na poziomie 14,9 a niektóre badania wykazały aż jedno standardowe odchylenie powyżej normy48. Przy tym wszystkim na uwagę zasługuje pewien bardzo charakterystyczny szczegół – dzieci żydowskie bardzo słabo rysują, wykazując ogólnie poniżej przeciętnej zdolności plastyczne (w klasycznym rozumieniu oczywiście a nie w znaczeniu pseudo sztuki współczesnej, wypływającej z postmodernizmu).


Jeżeli teraz przywołamy opisany przez F. Konecznego w jego genialnej „Cywilizacji Żydowskiej” nakaz wypływający z oryginalnego brzmienia pierwszego przykazania49, od razu zrozumiemy dlaczego żydowska kultura u swego zarania miała zaprogramowaną eliminację z populacji jednostek uzdolnionych plastycznie. Jak twierdzi Koneczny motywowany religijnie kategoryczny zakaz przedstawiania jakichkolwiek wizerunków plastycznych semickiego abstrakcyjnego bóstwa u zarania cywilizacji żydowskiej, upośledził jej rozwój (eliminując powstanie Qincunksu i osiągnięcia statusu cywilizacji pełnej opartej o jego pięć kategorii). Jako, że każda sztuka ma swoje źródła w religii, u Żydów każdy kto posiadał genetyczną naturę artysty plastyka nie miał możliwości wzmacniania swojego fitness tą drogą, gdyż popełniłby bluźnierstwo. Opisywana przez Konecznego prawniczość żydowskiej cywilizacji, mająca źródła w religii 50 odpowiada zaś za wykształcenie się na drodze kulturowo-genetycznej koewolucji kolejnych unikalnych skłonności i uzdolnień.    Prawniczość ta zdominowała całkowicie, zdaniem Konecznego tę cywilizację, wysuwając na pierwszy plan rabinów jako przywódców społeczności51. Ten fakt tłumaczy pozorny paradoks polegający na tym, że choć uzdolnienia Żydów są typowo werbalne, co ma źródła w specyfice urzędu rabina jako kaznodziei i przywódcy, gdzie zdolności wysławiania się i przemawiania ułatwiały awans na to stanowisko, to także odnoszą oni duże sukcesy, podobnie jak azjaci płn- wsch, w matematyce i opartych na niej naukach ścisłych. Wyjaśnieniem tej sprzeczności jest specyfika aszkenazyjskich uzdolnień matematycznych, które w przeciwieństwie do azjatyckich nie są geometryczne, czyli wynikające ze zdolności przestrzennych, tylko algebraiczne czyli silnie uzależnione od spekulacyjnego, kobiecego można by rzec, rozumowania werbalnego. Nie jest to jednak jedyny czynnik kulturowy mający wpływ na ewolucję genomu. Przytaczany powyżej Strofer tłumaczy to dwoma kulturowymi czynnikami, które mogą mieć niewielkie znaczenie w kontekście efektu Scar-Rowe, czyli wpływu środowiska na niewielką fenotypową część inteligencji. Pierwszy to tradycyjny model rodziny u Żydów, w którym matka zostaje w domu z dzieckiem i stymuluje jego rozwój intelektualny od najmłodszych lat, co jest powiązane z drugim czynnikiem żydowskiej kultury czyli rolą rytualnych modlitw i wykształcenia religijnego rozwijającego mowę i dostarczającego bodźców intelektualnych dzieciom.


Jednak dla nas o wiele ważniejsze będzie wytłumaczenie tego zjawiska, gdy na koewolucję kulturowo genetyczną spojrzymy przed dodatkowy pryzmat krążenia elit. W tym ujęciu, patrząc historycznie, Żydzi i ich państwo do momentu ostatecznego upadku nie byli niczym szczególnym. Dopiero zburzenie drugiej Świątyni Jerozolimskiej przez Rzymian i zmuszenie Żydów do emigracji zmieniło sytuację, wprowadzając dodatkowe czynniki selekcyjne- wiadomo bowiem że w obcym środowisku, tylko jednostki wybitne mogą przetrwać w swojej homogeniczności. Nataniel Weil, nie czytając zapewne prac V. Pareto, stworzył koncepcję odsiewania, twierdząc że przez całą historię pobytu Żydów w Europie, żyli oni pod silną presją zmian wyznania i asymilacji, która na wszystkich poziomach piramidy społecznej eliminowała słabeuszy psychicznych, mając wpływ na selekcję i krążenie elit. Nie znając jednak terminologii włoskiego socjologa, nazwał opisywany przez siebie proces „selektywnym hodowaniem mózgowców”. Według niego, przez całe pokolenia najbystrzejsi i najlepiej wysławiający się chłopcy zostawali rabinami i jako tacy, trafiając do elity żydowskiej społeczności, żenili się i mieli duże rodziny. Wziąwszy pod uwagę prestiż i wpływy rabinów jako elity, co bogatsi Żydzi ubiegali się o skoligacenie się z nimi, co w czasach zarazy lub prześladowań, kiedy pieniądze ratowały życie, zwiększało ich szansę na przetrwanie i rozmnożenie52.


Kiedy zestawimy ten model wraz z pokrewnym mu modelem protestanckim, gdzie pastor miał podobny status z opisywanym wcześniej przeze mnie dysgenicznym działaniem w tym zakresie katolicyzmu, można łatwo zrozumieć różnice w IQ katolickich Irlandczyków i protestanckich Anglików lub Szkotów. W kontekście inteligencji ogólnej (czynnika g) należy powrócić do zagadnienia homogeniczności populacji aby ukazać z jakimi dysgenicznymi zagrożeniami wiąże się narażanie własnego etnosu na obce genetycznie domieszki. Wcześniejsze przykłady ze świata zwierząt, ukazujące negatywne skutki przepływu genów dla populacji, mają również potwierdzenie w społecznościach ludzkich. Argumentów na ten temat dostarczył wybitny badacz ludzkiej inteligencji, profesor psychologii wychowawczej uniwersytetu w Berkley Artur R. Jensen. Jako naukowiec badający procesy uczenia się, został on zaintrygowany zjawiskiem bardzo złych wyników edukacyjnych dzieci i młodzieży pokolenia latynoskiego (będących mieszańcami rasowymi ludności europejskiej i rdzennych Indian amerykańskich). Wszystko stało się jasne kiedy zestawił on wyniki testów zdolności edukacyjnych pierwszego rzędu (głównie uczenie się pamięciowe i pamięć) i drugiego rzędu (zdolność rozumowania wyższego rzędu)53. Pierwszy rząd odpowiada za przyswajanie i zapamiętywanie elementów struktury rzeczywistości jak litery, reguły, liczby. Drugi rząd odpowiada za analizę i operowanie przyswojonymi elementami w celu rozwiązywania problemów. O ile u przedstawicieli poszczególnych ras w USA pierwszy i drugi rząd zależał funkcjonalnie od siebie, to w przypadku mieszańców rasowych tej zależności nie było.


Jensen odkrył, że podobnie jak mieszańce rasowe pszczół Rothenbuhlera, które miały rozerwane łańcuchy behawioralne, co było spowodowane utratą poszczególnych genów, kodujących sekwencyjne fazy zachowania, rasowi mieszańcy ludzcy mają dokładnie te same szkodliwe cechy. Badania Jensena wykazały, że u meksykańskich dzieci, osoby z niskim IQ  ( powiązanym ze zdolnościami drugiego rzędu) miały dobre wyniki w nauce, w klasach początkowych, gdzie nacisk kładziony jest na zapamiętywanie (liter, alfabetu, tabliczki mnożenia itp.), które załamywały się w klasach wyższych, gdzie wymagano bardziej analitycznych zdolności. Druga grupa dzieci mieszanych rasowo wykazywała cechy odmienne, polegające na tym, ze miały one problem z uczeniem się elementów pierwszego rzędu (tworzącym kategorie struktury rzeczywistości ) ale posiadając wysokie IQ potrafiła myśleć analitycznie 54.


Widać wyraźnie, że utrata homogeniczności powoduje w obydwu przypadkach drastyczne dysfunkcje umysłowe- jedni mieszańcy potrafią przyswajać wiedzę, lecz nie są w stanie jej praktycznie wykorzystać 55. Jednak z dzisiejszej perspektywy o wiele gorsza jest druga możliwość, kiedy to mieszańcy rasowi lub mutanci genetyczni (o których napiszę później ) nie posiadając wiedzy o podstawowych faktach dotyczących struktury rzeczywistości, próbują analizować lub co gorsza rozwiązywać skomplikowane problemy społeczne, ekonomiczne lub polityczne. W tym kontekście można zrozumieć ukryty interes propagowanego przez lewicę marksistowską oraz kapitalizm multikulturalizmu. Realizacja tej ideologii zwiększy ilość rasowych mieszańców w europejskich społeczeństwach, co z kolei uczyni je jeszcze bardziej podatnymi na jeszcze bardziej absurdalne idee i postulaty, które przez nie zmieszanego przedstawiciela każdego podgatunku zostałyby odrzucone jako absurdalne.
Przechodząc z wolna do ostatniej części pracy należy jeszcze wspomnieć o pewnych parametrach ludzkiej psychiki, które są dodatnio skorelowane z inteligencją, gdyż w końcowej części pracy będzie to miało duże znaczenie.


Pierwsza korelacja, którą odkrył już u zarania badań nad różnicami w ludzkiej psychice, twórca eugeniki F. Galton, to związek czasów reakcji i inteligencji. Związek ten został ostatecznie potwierdzony serią badań i eksperymentów na Uniwersytecie W Berkley przez wspomnianego powyżej A. Jensena. Mówiąc wprost osoby inteligentne reagują szybciej 56. Dodatkowo należy dodać, że szybkość czasu reakcji i inteligencja są ujemnie skorelowane ze zmiennością czasu reakcji. A wszystko to jest powiązane z pewnymi mierzonymi oscyloskopowo (badanie „fal mózgowych” ) procesami w mózgu57.


Kolejna korelacja z inteligencją, odkryta już w 1904 roku przez ucznia Galtona, Ch. Speermana to korelacja z parametrem „ogólnego czynnika dyskryminacyjnego” na który przede wszystkim składa się dyskryminacja kolorów (umiejętność odróżniania coraz bardziej subtelnych odcieni kolorów) oraz ocena różnic w wadze przedmiotów. Speerman spodziewał się, że im ostrzejsza jest dyskryminacja sensoryczna, tym lepiej można wychwytywać subtelne różnice między wielkościami fizycznymi, co pozwala efektywniej rozwiązywać problemy. Potwierdziły to badania współczesne 58 określając korelację pomiędzy tymi zdolnościami a inteligencją ogólną na poziomie 0,92.
Dodatkowo umiejętność używania słów o wysokim stopniu trudności (będącą w istocie częścią werbalnych testów IQ) jest miarą inteligencji polegającą na tym, że ludzie umiejący odróżnić znaczenie skomplikowanych słów lepiej będą mogli posegregować i opisać wielkości fizyczne niezbędne do rozwiązywania skomplikowanych technicznych problemów.
Ostatnim, wymienionym w tym miejscu ważnym zastępstwem inteligencji ogólnej i jej ilorazu jest tzw. pamięć robocza lub zdolność do manipulacji informacjami zawartymi w pamięci w celu rozwiązywania problemów. Ewolucyjnie miało to bardzo duże znaczenie jako podgatunkowa adaptacja, gdyż jednostki posiadające dobrą pamięć roboczą, mogły gromadzić większą ilość informacji, co umożliwiało rozwiązywanie bardziej złożonych problemów.


Powyższe zagadnienia potwierdzają słuszność naszego podstawowego aksjomatu o dziedzicznym charakterze cech psychicznych i zróżnicowaniu tych cech ze względu na podgatunkową Teorię Historii Życia. Skoro więc każdy podgatunek cechuje się odmienną uwarunkowaną genetycznie ( 84% genomu wg Woodleya of Menie odpowiada za psychikę człowieka) psychiką, która jest efektywniejsza w jednych obszarach a mniej sprawna w innych, to postulowane przez lewicę, ale również przez „obywatelski nacjonalizm” mieszanie podgatunków jest tworzeniem osobników oraz całych populacji, które będą obdarzone psychicznymi dysfunkcjami społecznymi oraz indywidualnymi. To z kolei uniemożliwi im prawidłowe funkcjonowanie społeczne, zapewniające przewagę w międzygrupowej rywalizacji. Poza tym widać wyraźnie (po wykazanym powyżej stopniu powiązań inteligencji z innymi cechami psychiki), że inteligencja ma charakter poligeniczny, czyli jest wypadkową dużej ilości genów. Fakt ten zaś podważa lansowany przez lewicę i kapitalizm transhumanizm, z jego głównym postulatem modyfikacji ludzkiego genomu za pomocą różnych protokołów inżynierii genetycznej. Tak więc kiedy lewica lub kapitaliści przyznają, że ewentualną utratę jakości umysłowej populacji, spowodowaną utratą homogeniczności wynikłą z imigranckich domieszek, można będzie zniwelować genetyczną inżynierią lub innymi transhumanistycznymi praktykami, jak zwykle kłamie.


Kończąc tę część zaznaczam, że inteligencja jest dodatnio skorelowana z pewnymi cechami charakteru i skłonnościami, a z innymi ujemnie59. W związku z tym do każdego rodzaju inteligencji (a także do wysokości jej ilorazu ) odpowiednia dla zachowania stabilności psychicznej będzie pewna forma osobowości. Jeżeli by posłużyć się analogią umysłu człowieka z komputerem, to inteligencję można by traktować jako odpowiednik wydajności przetwarzania komputera (wydajność procesów CPU i BPU), natomiast osobowość będzie odpowiadać rodzajom zainstalowanego na nim oprogramowania. Wszystkie pięć głównych wymiarów osobowości (tzw.
Wielka piątka osobowości), podobnie jak inteligencja jest dziedzicznych60 Cechami tymi są:

1.    Ekstrawersja- introwersja
2.    Stabilność emocjonalna-neurotyczność
3.    Sumienność -impulsywność
4.    Ugodowość -nieustępliwość
5.    Otwartość umysłu – umysł zamknięty

W skład powyższych wymiarów osobowości wchodzą różne cechy charakteru z nich wynikające, na podstawie których można przewidzieć zachowanie danej jednostki lub grupy, oraz zjawiska takie jak procent nie naturalnych zgonów, zły stan zdrowia, przestępczość. Wielka piątka zastała opracowana na podstawie wielkiej trójki, którą stworzył psycholog Hans Eysenck (jego wielka trójka to ekstrawersja, neurotyczność i psychotyczność) jego uczeń, cytowany tu wielokrotnie J.P. Ruschton wykazał, że zarówno wielka piątka jak i wielka trójka są ze sobą powiązane. W związku z tym zaproponował sprowadzenie wszystkich cech do jednej zmiennej, którą nazwał Generalnym Czynnikiem Osobowości ( General Factor of Personality, GFP). W skrócie można by określić GFP jako pojedynczy, fundamentalny wymiar osobowości, odpowiadający zasadniczo efektywności społecznej lub zdolności skutecznego odczytywania zachowań innych ludzi i sytuacji społecznych i dostosowywania do nich swoich zachowań. Tak więc GFP można konceptualizować jako stopień w jakim osobowość jest społecznie pożądana i społecznie skuteczna, co w ujęciu psychologii ewolucyjnej jawi się jako wynik ewolucji behawioralnych adaptacji w złożonych i stabilnych społeczeństwach 61. Analogicznie do inteligencji, także w obszarach wielkiej piątki oraz GFP, możemy spodziewać się zniszczenia adaptacji wynikających z Historii Życia w wyniku obcych domieszek (przepływu genów) wywołanego utratą genetycznej homogeniczności. Wbrew twierdzeniom obywatelskich nacjonalistów będzie to miało katastrofalne skutki dla koewolucji kulturowo-genetycznej w rodzimym ekosystemie.
( koniec części pierwszej)



Przypisy:

1. A. Wacyk „Mit polski Zadruga” Wrocław 1991 s.12
2    S.Potrzebowski „ Słowiański ruch Zadruga „s. 175
3    L Obodrzycki „ Aksjomaty „ szturm nr 49
4    N. Hartmann „ Nowe drogi ontologii” .33
5.    Cały ten proces opisuje nauka nazywana psychologią ewolucyjną.
6.    Wśród niższych ssaków społecznych preferujących wybór typu r, krótkiej ciąży przychodzi na świat liczne potomstwo określane jako „ gniazdowniki”, niezdolne do samodzielnego życia, nieowłosione i zamkniętymi organami zmysłowymi. W przypadku wyższych ssaków, występuje preferencja doboru typu k, spowodowana wyższymi wymogami co do rozbudowy mózgu co skutkuje dłuższą ciążą, zmniejszeniem liczby potomstwa i przejścia fazy gniazdownictwa w łonie matki, tak że małe rodzą się w znacznej mierze podobne do dojrzałej formy i dysponują specyficznymi dla gatunku sposobu poruszania się i środkami komunikacji. A Portman „ Biologische fragmente zu
einer lehve vom Menscher” Basel 1945 cyt. Za A. Gehlen „Człowiek .Jego natura i stanowisko w świecie” Toruń 2017 s. 84 - 85
7.    E. O. Wilson „ Konsiliencja. Jedność wiedzy” Poznań 2011 s.132
8.    A. Gehlen „Człowiek ...” s. 85
9.    J. P. Rushton „ Race, Evolution and behavior. A life history perspective” New Beunswick 1997.
10.    Opisując szkodliwy wpływ toksyn i farmaceutyków na mózg i mikrobiotę nie należy zapominać o okresie prenatalnym. Stosowanie leków hormonalnych w tym okresie może zaburzyć interakcję biologiczną hormonów z rozwijającym się mózgiem płodu. Powoduje to, w zależności od stopnia i ilości zdeformowanych niewłaściwym działaniem hormonów, modułów mózgu, większe lub mniejsze występowanie seksualnych dewiacji. Tak więc homoseksualizm poza mutacyjną genezą (gdy podczas crossing over mężczyzna otrzyma dodatkowy chromosom żeński) może mieć również genezę endokrynologiczną, co potwierdzili niezależnie zarówno dr. Gunter Dorner jak i dr. Milton Diamind. Obydwaj twierdza zgodnie że im wcześniej podczas rozwoju prenatalnego, pierwotny żeński mózg dostanie niewłaściwe hormony, tym dewiacja płciowa będzie większa. Nawet więc w szóstym tygodniu życia, kiedy płód ma już wykształcone kobiece jajniki lub męskie jądra, dodatkowa dawka hormonów androgenu działającego na ośrodek preferencji seksualnych, czyli podwzgórze także może ulec zakłóceniom. Jeżeli u płodu płci męskiej androgenu będzie za mało, będzie on przejawiał preferencje seksualne względem własnej płci, u kobiet takie zjawisko nastąpi przy nadmiernej ekspozycji na androgen- wtedy kobieta będzie odczuwać pociąg do własnej płci. Zob A. Moir
„Płeć mózgu „ Warszawa 1996 s.162
11.    zob. L Obodrzycki „ Aksjomaty” Szturm nr 49
12.    „Biologia atrakcyjności człowieka „pod red B. Pawłowskiego Warszawa 2009 s.17
13.    J. Freeslow „Fizyka życia” Warszawa 2009 s.211
14.    K. Lorenz „ Regres człowieczeństwa” Warszawa 1986 s.100
15.    W istocie J.P. Rushton swoją koncepcję zróżnicowania podgatunkowego pod wpływem Teorii Historii Życia ( Life History theory) oparł na wilsonowskim modelu strategii ewolucyjnych r i K. Na jednym końcu skali strategia r (szybka strategia życia) obejmuje wysokie wskaźniki reprodukcji, niskie poziomy inwestycji rodzicielskich i szybkie życie. W ujęciu ekologii behawioralnej będzie takie zachowania faworyzował ekosystem bogaty w zasoby ale bardzo
niestabilny. Z powodu nieprzewidywalności środowiska nie będzie opłacalne dla organizmu silne przystosowanie do tego środowiska, bardziej skuteczną strategią będzie posiadanie jak największej ilości potomstwa tak szybko jak to tylko możliwe. Takie organizmy rzadko osiągają maksymalną pojemność środowiska, gdyż przed jej osiągnięciem przeważnie giną. Jest to charakterystyka subsaharyjskich Afrykanów z wyjątkiem buszmenów i pigmejów z ich silnym przystosowaniem do środowiska ( co tłumaczy odrębność rasową tych populacji afrykańskich od reszty subsaharyjczyków, udowodnioną genetycznie przez L. Cavalli Sforzę)zob. E. O. Wilson „ Socjobiologia” Poznań 2000
s.63
16.    Strategia K (slow life History) obejmuje niższe wskaźniki reprodukcyjne, wyższe inwestycje rodzicielskie i wolniejsze życie. Ta strategia rozwija się w środowiskach stabilniejszych, w których brak drapieżników powoduje wzrost populacji, wymuszający konkurencję z grupami o rzadkie zasoby. Konkurencję tą wygrywają te populacje które potrafią odwrócić energię od konkurencji w reprodukcji i walce o zasoby w obrębie populacji. Tutaj bardziej prawdopodobne jest że rywalizację na poziomie grupowym wygrają zdrowsi inteligentniejsi i bardziej akumulujący doświadczenie ( tradycję – kulturę). Losowe mutacje w takiej populacji, po przejściu przez selekcję będą umacniały dostosowanie do ekosystemu bardziej sprzyjając jakości niż ilości E. Dutton „ Race diferences in etnocentrism” London 2016 s.161
17 Cała ontogeneza podgatunków człowieka w oparciu o Teorię Historii Życia została opisana w J. P Rushton „ Race
,evolution and behavior” New Brunswick 1997 s.207 - 216
18.L Czupkiewicz „Pochodzenie i rasa Słowian” Wrocław 2002 s.68
19, E. Dutton „Race diferrences in etnocentrism” London 2019 s.24
20.    J.P. Rushton „ Race, evolution and behavior” s.206
21.    R. Lynn „ Race differences in inteligence” Washington 2006 s.7
22.    R. Thornhill C.T. Palmer „A natural history of rape. Biological bases of sexual coercion” London 2000 s.6 23.Technika Cavalli Sforzy polegała na pobraniu genów polimorficznych dla grup krwi, antygenów, białek krwi, limfocytów i imuglobiny oraz obliczanie występowania różnych aleli genów odpowiedzialnych za te cechy. Współpracujący z Cavalli Sforzą, A W F. Edwards, jako matematyk, zainicjował statystyczne podejście do budowy
drzew ewolucyjnych z danych genetycznych, używając do tego celu komputerów. Doprowadziło to do stworzenia kategorii naukowej o nazwie genetycznych klastrów populacji ludzkich
24 Lewontin ogłosił, że podział ludzi na rasy jest taksonomicznie nieważny. Jego argumenty były oparte na własnych wynikach badań indeksu fiksacji przy użyciu 17 markerów, w tym białek grupy krwi od osób z klasycznie zdefiniowanych ras ( kaukaskiej subsaharyjskiej, mongoloidalnej, aborygenów). Jego „odkrycie” polegało na ustaleniu, że większość całkowitej zmienności genetycznej między ludźmi (ok 0,2% dna) bo aż 85% występuje w populacjach określanych jako rasy, a tylko 8,3%występuje pomiędzy rasami.
25.    Na sofistyczny charakter tez Lewontina jako pierwszy zwrócił uwagę J. P. Rushton, który opierając się na badaniach Masatoshi Nei i Arun K. Roychoudhury z 1993 roku dotyczącymi różnic genetycznych między populacjami, zauważył że skoro np. pomiędzy australijskimi aborygenami a nigeryjczykami odsetek różnic genetycznych wynosi 0, 176% a pomiędzy człowiekiem a szympansem 1,6 % czyli tylko tutaj występuje 11% różnic pomiędzy dwoma gatunkami, pomiędzy populacją angielską a nigeryjską występuje różnica genetyczna 0,133% czyli 8,3% a kiedy zsumujemy wszystkie różnice w obrębie gatunku ludzkiego pomiędzy jego populacjami, będą one analogicznie jak u lewontina, większe w obrębie gatunku, niż pomiędzy gatunkami. Rushton napisał więc że trzymając się rozumowania lewontina musielibyśmy uznać podział na gatunek ludzki i szympansi za taksonomicznie nieważny, co jest już całkowicie absurdalne.
Ostateczny kłam zadał marksistowskiej propagandzie Lewontina A .W. F. Edwards. W swoim artykule „ błąd Lewontina „ z 2003 roku dowiódł że poprawność rozumowania żydowskiego lewicowca jest pozorna, gdyż jeżeli zamiast klasyfikowania pojedynczych aleli w pojedynczym locus u pojedynczego osobnika danej populacji, weźmiemy pod uwagę częstotliwość aleli w kilku loci w tym samym czasie u wielu osobników z różnych populacji, od razu widać że w poszczególnych populacjach warianty genowe w różnych loci są skorelowane odmiennie, tworząc odmienne genetyczne klastry pokrywające się z różnicami rasowymi. Jak stwierdził Edwards „większość informacji odróżniających populację jest ukryta w strukturze korelacji danych” Wystarczy tylko zbadać wystarczającą liczbę loci aby prawdopodobieństwo błędu klasyfikacyjnego spadło do zera.
Na domiar wszystkiego Edwards stwierdził w tekście, że wraz z Cavali Sforzą przedstawili te dane Lewontinowi na wspólnym kongresie już w 1963r. Lewontin więc znając ich ustalenia nie wspomniał o nich w swoim artykule aby nie osłabiać mocy ataku na klasyfikację rasową. Widać więc wyraźnie że decydowało tutaj zaangażowanie ideologiczne oraz etniczne, zamiast naukowej rzetelności.
26.    M. Woodley analizując dane z 99 próbek indoeuropejskiego DNA, które zostały porównane z 503 współczesnymi europejskimi DNA stwierdził, że ewolucja zdolności kognitywnych nie tylko nie ustała ale przyspieszyła w wyniku kulturowo genowej koewolucji zob What can ancient DNA tell us about cognitive evolution? https://www.youtube.com/watch?v=YuYppVmb19o
27.    cyt za Securius nr 5/99 s.8
28.    E.O. Wilson „Konsiliencja. Jedność wiedzy” Poznań 2011 s.158
29.    E.Dutton w kontekście rasowych różnic w etnocentryżmie podawał przykłady konkretnych genów, wyselekcjonowanych w drodze koewolucji kulturowo genetycznej, w homogenicznych cywilizacjach stworzonych przez płn – wsch azjatów. Geny te wpływają na konkretne zachowania wobec rodzimej wspólnoty a także obcych grup. Nawet wychowani w europejskich lub amerykańskich rodzinach, adoptowani we wczesnym dzieciństwie azjaci przejawiają wyższy poziom etnocentryzmu. De Dren(2010) postawił hipotezę że etnocentryzm może być modulowany przez mózgową oksytocynę, peptyd który ma udowodnione działanie jako promujący współpracę między członkami grupy. Badania na grupach porównawczych ( jedna której podawano placebo) wykazały że oksytocyna tworzy uprzedzenia międzygrupowe a także skłonności do faworyzowania członków własnej grupy wobec obcych w symulacjach komputerowych. Z ich badań wynika konkluzja, że istnieje przynajmniej jedna wyrażana podstawa fizyczna dla różnic w etnocentryżmie – stopień transportu oxytocyny i siła bodźców potrzebnych do jej transportu. Genetycznie dowodzi to, że azjaci posiadają bardzo krótką formę genów powiązanych z oksytocyną, co sprawia że są bardzo podatni na tę substancję. W tym kontekście wykazano że gen A118 G( OPRM1) jest genetyczną podstawą strachu przed społecznym wykluczeniem. Polimorfizmy G i A w tym genie regulują receptory opioidowe – Way i Liberman(2010) znaleźli pozytywne korelacje pomiędzy częstotliwościami alleli G w populacji a kolektywnością jej kultury. Wśród naczelnych, u Makaków Rezus allel G wzmacnia przywiązanie dziecka do matki i jest związany z wyższym poziomem oksytocyny podczas laktacji .
Innym przykładem jest, badany przez Cheona (2014) polimorfizm genu transportującego serotoninę (5- HTTLPR), którego forma krótka odpowiada zarówno za pozytywny jak i negatywny etnocentryzm. W wyniku badań na 29 narodach, obok wykazania potencjalnego mechanizmu genetycznego wzmacniającego etnocentryzm, stwierdzono również że im bardziej kolektywistyczna była kultura danej populacji tym bardziej prawdopodobne było występowanie w niej krótkiej formy allelu tego genu jako dominującej w populacji ( u najbardziej kolektywnych i etnocentrycznych azjatów wschodnich współczynnik wynosił70do 80%) zob. E Dutton „Race differences in etnocentrism” london 2018 s.153-154
30.    ” Instynkt językowy jest charakterystyczną i najwyraźniej unikatowa cechą gatunku ludzkiego, opiera się na zdolnościach intelektualnych wykraczających poza możliwości jakiegokolwiek gatunku zwierząt i stanowi pierwotny warunek tworzenia kultury we właściwym tego słowa znaczeniu „ E.O. Wilson „Koincyliencja..”s.166
31.    R. Dawkins „ Samolubny gen” Warszawa 1996 s.106
32.    E. O.Wilson „Konsiliencja”s.175
33.R. Dawkins używał w swoich pracach pojęć wehikuł, maszyna genowa, maszyna przetrwania dla określenia fenotypu
34.S. Pinker „ Tabula rasa” Gdańsk 2005 s.223
35.    Obydwie te choroby genetyczne mogą mieć również podłoże epigenetyczne, co potwierdza nadrzędną potrzebę eugenicznej równowagi pomiędzy ekosystemem genami i kulturą. Asparger, podobnie jak inne schorzenia ze spektrum autyzmu może wynikać nie tylko z genetyki ale także z wywołanego poprzez uporczywe terapie antybiotykowe i następujące po nich szczepienia, zjawiska zastąpienia rodzimego szczepu bakterii tworzących filmy w jelitach. Filmy bakteryjne stworzone przez nierodzime drobnoustroje zamiast syntetyzować witaminy i aminokwasy z pożywienia, metabolizują zawarte w nim metale ciężkie do bardzo toksycznych i mutagennych postaci (np. stosunkowo mało toksyczna rtęć jest metabolizowana do postaci silnie toksycznej metylortęci. Powoduje to atrofię społecznych modułów mózgu oraz w przypadku aspargera, hipertrofię inteligencji. Zob dr M. Cubała „ Dysbioza jelitowa a zatrucie metalami ciężkimi i toksynami”
Na drugim biegunie występuje epigenetyczny wpływ na powstanie schizofrenii, która poza dziedziczeniem po obciążonych rodzicach oraz uszkodzeniami w 5 i 13 chromosomie, może również zostać wywołana endokrynologicznie w wyniku silnego stresu u kobiety podczas ciąży, który wpływa w dorosłości na ekspresję uszkodzonych genów w chromosomach. Zjawisko to opisane jako syndrom wojny fińskiej ( u kobiet będących w ciąży, których mężowie zginęli na wojnie zimowej z sowietami potomstwo wykazało 20 krotny wzrost zachorowań na schizofrenię ).
36.    R. Dawkins „Samolubny gen” s.95
37.D.L Hartl, A.G. Clark „ Podstawy genetyki populacyjnej” Warszawa 2009 s.278
38.    tamże s. 285
39.    V. Pareto „Uczucia i działania „ Warszawa 1994 s 52 Pareto cytując socjologa Otto Ammona, który
pisał :”prawidłowe funkcjonowanie machiny społecznej odbywa się pod tym warunkiem, że niższe warstwy społeczne stale dostarczają materiału niezbędnego do odnowienia klas wyższych. Jeżeli tego materiału zabraknie, to nawet
najbardziej doskonałej organizacji społecznej nie będzie można uratować.” potwierdzając koncepcję Włocha.
40. Z perspektywy ewolucyjnej i cywilizacyjnej katolicki postulat celibatu kleru ( kasty kapłańskiej) jest dysgeniczny sam w sobie, gdyż nie pozwala aby geny zachowań religijnych kumulowały się w populacji .Zamiast tego musi ona co generację tworzyć się od nowa. Zaznaczyć należy że w Bili nakazy są wręcz odwrotne od praktyki Kościoła. Efekt tego stanu rzeczy, zdaniem autora, prowadził do podatności kościoła, jako instytucji na oddziaływanie agentów wpływu zob. https://www.nacjonalista.pl/2012/08/06/prof-kevin-macdonald-rola-zydowskich-konwertytow-na- katolicyzm-w-zmianie-tradycyjnego-postrzegania-zydow-przez-kosciol/
41.Pod tym tytułem ukazał się artykuł w piśmie Securius, traktujący o znaczeniu koncepcji paretowskiego elitaryzmu w narodowym myśleniu politycznym zob. „Kontrelity przyszłości, czyli dalsze rozważania o elitaryzmie społecznym” Securis 5/99 s.6-7
42.    Lewica, propagująca idee człowieka jako „czystej tablicy” poległa na tym polu całkowicie .Stało się to za sprawą badań nad programami adopcyjnymi bliźniąt monozygotycznych w USA, które zostały rozdzielone podczas adopcji i trafiły do różnych rodzin zastępczych. Mimo, że te rodziny zastępcze stanowiły całkowicie różne środowiska pod względem rasy, statusu materialnego i kultury, po latach okazało się że inteligencja, skłonności, talenty, i osobowość, wychowywanych osobno bliźniąt nadal była identyczna, nie mając nic z cech adopcyjnych „rodziców „ bądź „Braci”. Podobne wyniki badań osiągnięto analizując iloraz inteligencji płn-wsch Azjatów (głównie chińczyków) adoptowanych we wczesnym dzieciństwie przez białych i amerykańskich Afrykanów w USA. Także tutaj inteligencja wychowanków była na poziomie średniej rasowej zamiast na poziomie rodziców adopcyjnych. J. Rich Harris „geny czy wychowanie” Warszawa1998 s. 47 oraz E. Dutton „ Race differences in etnocentrism” London 2019 s. 56 lub D. Seligman „O inteligencji prawie wszystko” Warszawa 1995 s.108
43.    R. Lynn „ Race differences in inteligence” Washington 2006
44.D. Seligman „ o inteligencji..”s.136
45.”Członkowie rasy białej mają ciężar ciała większy o trzy standartowe odchylenia od mongoloidów, ale pojemność czaszki większą jedynie o dwa odchylenia standardowe, co wskazuje niedwuznacznie, że ich mózgi są relatywnie mniejsze od mózgów mongoloidów. Oznacza to że relatywna pojemność czaszkowa mongoloidów wynosi 1460 cm sześciennych, podczas gdy przedstawicieli rasy białej 1446cm, przy kontrolowaniu parametrów wielkości ciała.
Oznacza to że przy każdej masie ciała mózgi Mongoloidów są przeciętnie o 14cerntymetrów pojemniejsze niż mózgi przedstawicieli rasy białej „ J.P. Rushton „ Reply to Willerman” s.365-367 cyt za Seligman „ O inteligencji...” s. 137 46.Ta pozornie „nieznaczna” różnica ( odchylenie standardowe jest mniejsze o dwa punkty) sprawia że zarówno klasa robotnicza jak i wojsko u wschodnich azjatów jest w lepszej pozycji, gdyż o ile w środku dzwona nie ma to znaczenia, na jego dolnym skraju, znaczenie jest doniosłe – podczas gdy w USA ok 25% wszystkich zatrudnionych ma IQ niższy od 90 a 10% niższy od 80%, w Japonii odsetek ten wynosi odpowiednio 15% i 3%. Jeżeli weźmiemy pod uwagę że IQ amerykańskich Afrykanów wynosi 80 a subsacharyjskich Afrykanów 70, poddaje to w jeszcze większą wątpliwość kapitalistyczny postulat subsaharyjskich Afrykanów jako wartościową siłę roboczą.
47. Zgodnie z amerykańskim prawem, osoby o IQ poniżej 80 nie podlegają poborowi i nie jest to bynajmniej oparte na rasistowskich uprzedzeniach. Badania skuteczności żołnierzy używających stosunkowo łatwych w obsłudze, przeciwpancernych zestawów TOW, w zależności od IQ wynosiły odpowiednio 67% współczynnika trafień dla żołnierzy z IQ powyżej 105. Gdy te same zestawy obsługiwali żołnierze o IQ między 80 a 92, skuteczność spadła do 50%. Jednak wśród czołgistów, u których stopień trudności obsługi sprzętu ( czołgi M60) był o wiele wyższy, załogi o IQ powyżej 105 miały o 75% więcej trafień niż załogi o IQ pomiędzy 80 a 92. Seligman „ O inteligencji..” s.153
48.M. Storfer „ Inteligence and Giftedeness” s.313-333 cyt za D.Seligman „ O inteligencji..” s. 141
49.Ks Wyjścia 20:4
50. Prawniczość żydowskiej cywilizacji wynika z opisywanej przeze mnie w poprzednim eseju, ekologicznej genezy semickiej tradycji koczowniczej. Tradycja ta charakteryzuje się wytworzoną w oparciu o aprioryczne spekulacje, koncepcją bóstwa nie związanego z naturą i jej prawami, które w drodze objawień przesyła wybranemu plemieniu własne prawa oraz F. Koneczny „O wielości cywilizacyj” Warszawa 2002 s.28
51. Początkowe, objawione i spisane w mojżeszowym pięcioksięgu (Tora ) prawo, składało się z kilkuset zasad (ok 200 zakazów i 300 nakazów). W toku rozwoju żydowskiej cywilizacji zakon ten został opatrzony komentarzami
,składającymi się na Talmud ( 21 tomów ksiąg). W wyniku tego ogromu i zawiłości zasad prawnych, żaden przeciętny Żyd nie był w stanie się zorientować w gąszczu religijnych przepisów. Dlatego tak wielkie znaczenie uzyskali rabini
(rabi hebr. nauczyciel), którzy wedle Konecznego stali się nie tyle kapłanami co radcami prawnymi, instruującymi pozostałych członków gminy jak postępować w tym gąszczu przepisów, aby nie popełnić grzechu  zob. F. Koneczny
„ Cywilizacja Żydowska” Warszawa 2001 s.187
 
52.    Opisana w tym miejscu koewolucyjna geneza Żydostwa Aszkenazyjskiego jako rasy, ukazuje dobitnie różnicę tej
kategorii od podgatunku. W całym procesie genezy aszkenazyjczyków zabrakło bowiem elementu ekologicznego, przez co nie można powiedzieć o w pełni eugenicznym charakterze powstania rasy. Podobnie jak u zwierząt, np stworzonych przez człowieka hodowlanych ras psów które oprócz rasowych cech psychicznych i fizycznych osiągniętych w wyniku selektywnej hodowli, posiadają również szereg swoistych schorzeń, których nie posiadają dzikie podgatunki
zwierząt .Analogicznie, Żydzi Aszkenazyjscy obok wysokiej inteligencji, są jednocześnie, z powodu braku ekspozycji na środowiskowe czynniki selekcyjne, nosicielami największej liczby genetycznych schorzeń, takich jak;
-Choroba Tay Sachsa ( występuje u dzieci i powoduje postępujące pogorszenie zdolności umysłowych i fizycznych aż do śmierci ) 1/27 Aszkenazyjczyków w USA posiada to genetyczne obciążenie
-Choroba Gauchera ( uszkodzenia mózgu ) - cztery mutacje genetyczne, wywołujące chorobę znajdują się u 95% Aszkenazyjczyków w USA
-Syndrom Riley-Day ( zaburzenia mowy, fałszywa percepcja zmysłowa) występuje u 1/30 Aszkenazyjczyków Podnoszone przez lewicę podłoże socjologiczne tych schorzeń, jest tak absurdalne że nie ma sensu się nad
nim rozwodzić. Natomias za kulturowo -genetyczną genezą tych schorzeń przemawia także ich wysoki odsetek w innych homogenicznych wspólnotach religijnych np u Amiszy.
Jednak kluczowym argumentem jest genetyka. Podobnie jak opisywana przez Lorenza sierpowatość
krwinek, która u subsacharyjczyków, będących podgatunkiem jest adaptacją, u amerykańskich afrykanów jako rasy jest genetycznym schorzeniem. Dzieje się tak z powodu recesywnego charakteru kodujących to schorzenie alleli, który sprawia że ich nosiciele w formie heterozygoty recesywnej czerpią korzyść fenotypową- odporność na malarię w rodzimym ekosystemie. Kiedy jednak dwóch nosicieli allelu recesywnego heterozygot się krzyżuje, niektóre z ich potomstwa staja się homozygotami ( posiadają zmutowany gen w obydwu wariantach allelu) wtedy występuje śierpowatość krwinek w formie choroby anemicznej, która u subsaharyjczyków jest eliminowana w drodze naturalnej selekcji, ale u amerykańskich afrykanów już nie. Dlatego właśnie, kiedy rasa jest wynikiem sztucznej ( pozbawionej elementu ekologicznego ) ewolucji kulturowo genetycznej, poza cechami eugenicznymi na poziomie grupowym, kumuluje również na poziomie indywidualnym szkodliwe mutacje zob.https://www.mp.pl/pacjent/zakrzepica/nadkrzepliwosc/63217,przyczyny-nadkrzepliwosci-wrodzonej-czyli-slowo- o-genetyce
53.   W istocie, cały rozwój poznawczy, scharakteryzowany przez szwajcarskiego psychologa klinicznego J. Pigota obejmuje nie dwa a cztery etapy. Pierwszy ( od urodzenia do około drugiego roku życia ) To etap „ sensomotoryczny” gdzie percepcja opiera się prawie wyłącznie na zmysłach .Drugi etap dopiero odpowiada pierwszemu stopniowi Jensena
– Piaget określił go jako przedoperacyjny ( przyswajanie kategorii werbalnych i fizycznych ). Trzeci etap to konkretny etap operacyjny w którym dzieci potrafią myśleć logicznie ale mają ograniczone możliwości manipulacji fizycznej.
Dopiero czwarty etap rozwoju zdolności uczenia się u Piageta, nazwany przez niego „ konkretnym etapem operacyjnym” ( wiek 11 – 16 lat) pozwala w pełni rozwinąć zdolności abstrakcyjnego rozumowania. Dowodzi to jednoznacznie, że utrata łańcuchów bechawioralnych, spowodowana przepływem genów z obcej rasowo populacji na pewno upośledzi na którymś poziomie rozwój poznawczy osobników urodzonych w wyniku tego dysgenicznego zachowania. Poligeniczny czarakter tej, jednej z kluczowych ludzkich adaptacji nie pozostawia co do tego złudzeń. Zob E. Dutton, M. Woodley of Menie „ At our witts end.Why we becoming less inteligent and what it means for the future” Exeter 2018 s.135 - 136
54.   Zdolności te można ( w uproszczeniu ) utożsamić ze Stachniukową Wolą Tworzycielską i Wolą Instrumentalną
55.   D. Seligman „ O inteligencji..” s.72-73
56.    Jest to potoczna definicja głupoty, jako przeciwieństwa mądrości – umiejętności praktycznego wykorzystania swojej wiedzy
57.   D. Seligman „O inteligencji..” s.75
58.    psychologowie, tacy jak A. Jensen, H. Eysenck, I. Deary, wobec zarzutów lewicy o „kulturowej stronniczości”testów inteligencji, rzekomo faworyzujących białych, postulowali nawet zastąpienie pisemnych testów IQ psychometrycznymi pomiarami czasów reakcji, uznając je za ekwiwalent inteligencji. Zob E. Dutton, M. Woodley of Menie „ At our witts end.Why we becoming less inteligent and what it means for the future” Exeter 2018 s.128
59.    Tamże s.131
60.    Tamże s.11
61.    S. Pinker „ Tabula rasa” Gdańsk 2005 s.82

[Notka redakcyjna: Redakcja miesięcznika narodowo-radykalnego „Szturm” nie identyfikuje się ze wszystkimi poglądami i opiniami autora powyższego artykułu. Ze względu na merytoryczną i naukową wartość tekstu został on publikowany jako istotny i ważny materiał do dyskusji nad polską ideą narodową]

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 22:16

Bartłomiej Madej - Goralenvolk jako obrona tożsamości

W ostatnim numerze pokrótce opisałem, czym był Goralenvolk, teraz zaś chciałbym pokusić się o opinię na ten temat z mojej strony.

Na początku najlepiej spojrzeć, jak wyglądała sytuacja tatrzańskich Górali, zanim rozpoczęła się II wojna światowa. Zanim w 1918 roku Polska odzyskała niepodległość, Podhale znajdowało się pod panowaniem austro-węgierskim, gdzie Górale mówiąc krótko nie narzekali na swoją sytuację - a co więcej, to właśnie wtedy dostali duże możliwości podróży i rozpowszechnienia swojego handlu aż po wybrzeża dzisiejszej Chorwacji, z której to skądinąd przywozili słynne muszle, które od tamtych czasów zaczęły zdobić ich jakże znane dzisiaj góralskie kapelusze. Sytuacja ta trwała do uzyskania niepodległości przez Polskę. Do tego czasu Górale, prócz znajomości języka polskiego i swojej lokalnej gwary, bardzo licznie nauczyli posługiwać się językiem niemieckim.

W latach 20-tych, gdy Podhale należało już do Polski, na bardzo dużą skalę rozwinęła się tam turystyka. Dla polskiej arystokracji i artystów Tatry stały się modne. To wszystko oczywiście miało swoje plusy, jak i minusy. Na pewno było plusem dla tubylców to, że mogli oni skorzystać na grubości portfeli wielu zamożnych osób, jak i to, że Podhale zaczęło wtedy rozwijać się infrastrukturalnie. Na niekorzyść zaś działało zaprzedanie kultury góralskiej na potrzeby turystyki międzynarodowej, drenaż kulturowy i sprowadzenie Górali do roli cyrkowców.

W takiej też sytuacji, gdy w 1939 roku III Rzesza napadła na Polskę, w głowach wielu Górali pojawiały się myśli, jak przetrwać ten trudny czas. Kiedy w listopadzie ówczesne polskie władze od paru tygodni były już na uchodźstwie za granicą, a Rzeczpospolitej nie było już na mapie, wspomniana we wcześniejszym artykule grupka Górali udała się na Wawel do Hansa Franka, aby tam rozmawiać z nim na temat przyszłości Podhala, co uważam za z jednej strony bardzo odważne, a z drugiej bardzo potrzebne. Górale mieli trzy wyjścia: zacząć nierówne walki z ówcześnie największym mocarstwem w Europie (przy czym napewno zginęłoby wielu cywilów), poddać się całkowitemu zatraceniu swojej kultury, albo zacząć negocjacje z Niemcami, w celu obrony choć w jakiejś części swojej góralskiej tożsamości. I tak też powstało malutkie państwo góralskie z koncepcją swojego góralskiego narodu. Ogół lokalnego społeczeństwa był bardzo zróżnicowanie nastawiony do tego projektu. Góralską kenkartę przyjęło 18% ludzi zamieszkująch tamtejsze tereny, jednakże zależało to od miejsca np. w Szczawnicy i Cichym kenkartę G przyjęło aż 90% mieszkańców. Na terenie Podhala poza Związkiem Górali, który sprawował tam władzę, istniał także Góralski Klub Sportowy, Góralska Szkoła Zawodowa i Powszechna Szkoła Góralska, w której jako język wykładowy funkcjonowała gwara góralska. Na to wszystko Niemcy oczywiście nie zezwoliliby, gdyby nie pewne korzyści dla nich samych, a także teorie, które głosili. Pierwszą z nich była koncepcja, jakoby Górale byli pochodzenia germańskiego, o czym miały świadczyć ich stroje, a także symbolika np. krzyżyk niespodziany. Na teren małego państewka góralskiego III Rzesza wysyłała swoich antropologów mających potwierdzić tę teorię. Jednym z nich był Anton Plügel, austriacki antropolog związany z NSDAP, który dążył do zaakceptowania lokalnej tożsamości Górali i uznania ich za niezależny, dumny, wręcz osobny naród w strukturze III Rzeszy. Oczywiście generalny gubernator Hans Frank podszedł do tego z pewnym dystansem, nazywając ich „ludem dekoracyjnym”. Warto jednak dodać, że koncepcje germańskiego pochodzenia Górali nie pochodziły tylko ze strony III Rzeszy, ale także od polskich uczonych takich jak żyjący w XIX wieku Józef Szujski, który to mówił, że Górale są mieszaniną Germanów i Słowian. Niemcy za wszelką cenę dążyli także do sformowania Goralische SS. Rekrutację rozpoczęto w czerwcu 1942, w szeregi formacji zgłosiło się 300 ochotników, a na szkolenie w obozie w Trawnikach zakwalifikowano 200. Liczne dezercje i konflikt w Trawnikach z ochotnikami z Ukrainy spowodowały, że na szkolenie dotarło tylko kilkunastu, z których kilku przyjęto w szeregi Waffen-SS, zaś resztę wysłano na roboty przymusowe do Niemiec. Całkowita liczba goralenvolkowców - członków Waffen-SS nie jest znana, podawane są liczby od 6 do 15 ludzi. Podczas wojny, gdy kolokwialnie mówiąc w domach się nie przelewało, Goralenfürst Wacław Krzeptowski pomagał wielu rodzinom, które tej właśnie żywnościowej jak i finansowej pomocy wówczas potrzebowały.

Wraz z zakończeniem wojny, skończyła się koncepcja Goralenvolku, a w przekonaniu większości Polaków o tym temacie najlepiej w ogóle nie wspominać. Podobna sytuacja jest w naszych polskich Tatrach, gdzie jednak znajdą się jeszcze starsze osoby pamiętające tamte czasy i wypowiadające się pozytywnie o Wacławie Krzeptowskim i koniecznej współpracy z Niemcami.

Reasumując, uważam że w momencie gdy polski rząd uciekł w popłochu za granicę, grupka Górali nie mogąca reprezentować woli całego narodu polskiego, słusznie postanowiła zrobić wszystko co w swojej mocy, żeby bronić swojej tożsamości, kultury, gwary i religii, która to również dziś w świecie konsumpcjonizmu i skomercjalizowania polskich gór jest zagrożona; a zarazem postanowili stać po przeciwnej stronie barykady niż "polski" rząd w Londynie, kolaborujący z Wielką Brytanią, USA i Związkiem Radzieckim.

 

Bartłomiej Madej

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania III RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

Stan idei narodowej/nacjonalizmu jako idei - ocenić można źle. Nacjonalizm jako taki albo stał się synonimem zwyczajnego patriotyzmu (podlanego umiarkowanym konserwatyzmem), albo prymitywnej ksenofobii. Jeśli zaś ktoś ma jakiekolwiek pojęcie o ruchu narodowym jako takim, to zazwyczaj bawi się w nekromantę i próbuje wskrzeszać endeckiego trupa, nie rozwijając się, nie stawiając czoła wyzwaniom współczesności. Nie udalo się zbudować i spopularyzować nowoczesnej ideologii.

Stan nacjonalizmu jako ruchu politycznego - również źle. Oczywiście, na plus należy odnotować to, że nacjonalizm jako taki w ogóle wyszedł z totalnego getta, a główną przyczyną tego były kilkuletnie afery wokół Marszu Niepodległości i dość sprytne próby wkroczenia do polityki (np. zrywanie wykładów - niektórzy pewnie tego już nie pamiętają). Sukces Marszu można w dużej mierze przypisać też okolicznościom stworzonym przez Seweryna Blumsztajna i GW, którzy rozkręcili absurdalną burzę wokół MN, prowokując naród do zdrowej reakcji. Gdyby nie to, najprawdopodobniej MN w 2010 roku byłby dokładnie tą samą imprezą co w roku 2009, tj. marszem kilkuset skinów. Teorie o tym, że fenomen MN ma jakikolwiek związek z katastrofą smoleńską, można włożyć między bajki.

Wracając jednak do rzeczy, pomimo potencjału, jaki miał MN, nie zbudowano nic wartościowego i trwałego. Jest kilka organizacji, które zrzeszają pewnie ok. kilku tysięcy osób (MW, ONR, RN, jakieś nowości typu Roty Marszu), do tego grupa Autonomicznych Nacjonalistów (którzy zresztą przeżywają niestety obecnie kryzys), ale to jest tak naprawdę nic. Nie ma zaplecza finansowego, politycznego, medialnego (Media Narodowe miałyby nawet pewien potencjał, ale stały się prywatnym folwarkiem kilku osób, czego te osoby nawet nie ukrywają).

W dzisiejszym świecie, w którym wspólnoty narodowe przeżywają kryzys a społeczeństwa ulegają atomizacji, szczególnie istotną rolę może odegrać partia polityczna, organizacja, ruch społeczny - a to w Polsce zaniedbano. Nie istnieje partia narodowa mająca realny, pozytywny wpływ na społeczeństwo i zdolna do walki o władzę.

Uderzający jest fakt, że Polska jest jednym z nielicznych krajów UE, który nie wysłał do PE eurosceptycznej reprezentacji. Odsuwając już nawet na bok kwestię tego, z kim nacjonaliści mieliby tam wejść w koalicji, nawet z monarchistami czy libertarianami - patrząc z perspektywy europejskiej, jest naprawdę źle.

O przyczynach mówiono już wielokrotnie - po pierwsze karierowiczostwo kilku osób i zniszczenie potencjału budowania ruchu społecznego o radykalnie antysystemowym zabarwieniu (w 2012 roku na Agrykoli krzyczano, że "nie będzie drugiej Magdalenki" a rządzący krajem "zawisną"), z którego później faktycznie mogłaby powstać partia (i nie byłoby to niczym złym)... zamiast tego zbyt szybko wkroczono do polityki, zaniedbując inne sfery, dla kilku osób złapano kilka stołków, a i to tylko dzięki sprytnej koalicji z Kukizem, i tyle.

Kolejnym problemem jest to, że nacjonalizm w Polsce boi się własnego cienia. Jobbik nie bał się iść na barykady i zdobywać 20% poparcia. Partia EKRE nie boi się otwarcie czcić Legionu Estońskiego, mówić o białym etnonacjonalizmie i czerpać użytecznych idei od środowisk alt-right, Nowej Prawicy i zagranicznych myślicieli jak Evola, a jednocześnie ma ponad 15% poparcia i współrządzi Estonią (ma między innymi MSW oraz przewodniczącego parlamentu!). Polski nacjonalizm wiecznie za wszystko przeprasza. Stawia się w ten sposób na przegranej pozycji.

Gwoli sprawiedliwości - jeśli coś udało się polskiemu nacjonalizmowi, to walka na gruncie polityki historycznej, przynajmniej w niektórych istotnych aspektach. Fakt, że ostatnio oddano hołd nawet Brygadzie Świętokrzyskiej, jest takim małym zwycięstwem. Sęk w tym, że to tylko jedna wygrana bitwa, a ogólna sytuacja jest fatalna.

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

Na chwilę obecną można powiedzieć, że środowisko nacjonalistyczne przegrało swój moment. Część osób na pewno pamięta lata 2012-2013, kiedy entuzjazm był ogromny. W 2012 roku po krakowskim marszu rocznicowym 13 grudnia, marszu naprawdę dużym (dzisiaj ten marsz zgromadzić może 1/10 tej liczby albo i mniej ludzi), wśród uczestników panowało szczere przekonanie o tym, że te marsze (naprawdę bez porównania liczniejsze od dzisiejszych) to dopiero początek.

Aktualnie jest... źle. Wszyscy to wiemy.

Co robić? Zważywszy na fakt, że systemowa prawica kradnie amunicję prawicy antysystemowej/narodowym radykałom/tradycjonalistom/wstawcie-sobie-co-chcecie, moim zdaniem trzeba zrobić to, co polecają Honor oraz Legion Twierdzy Wrocław - "przetrwać by zwyciężyć", ewentualnie co śpiewał Schmaletz - "rozpoznam, zaatakuję, potem się rozproszę, nawet jeśli zniknę, zwyciężę potem".

Celem musi być obecnie przyciąganie i utrzymanie wartościowych ludzi, formacja pod kątem idei i charakteru, w dłuższej perspektywie celem będzie zbudowanie silnego ruchu społecznego, a najważniejszym celem zdobycie władzy - wtedy będziemy mogli mieć realny wpływ na losy narodu.

Oczywiście, jeśli chodzi o bieżącą działalność, to mamy do czynienia z gigantycznym atakiem ruchu LGBT na nasz kraj i ta fala wzbiera. Nie można odpuszczać, trzeba sprzeciwiać się tej szkodliwej działalności, trzeba cisnąć nadal... pytanie, w jaki sposób można wzbogacić naszą dotychczasową działalność w tym aspekcie? Oni urośli w siłę, mają pieniądze, mają struktury i działaczy. My kasy nie mamy, a ludziom nie chce się chodzić na manifestacje...

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedalekiej przyszłości, a co negatywnie?

W pułapce znajdujemy się obecnie; powyżej w zasadzie wskazaliśmy już najważniejsze problemy, z jakimi będziemy musieli się zmierzyć, i błędy, jakich trzeba będzie w przyszłości unikać.

Aby uzyskać szansę na dotarcie do społeczeństwa w obecnych warunkach, musimy wykazać się ogromną wytrwałością, pracą u podstaw. Wytrwałość i siła woli determinują przyszłość. W kontekście akademickim istotne będzie organizowanie marszów wbrew przeciwnościom, przywrócenie obecności prawicy na uniwersytetach, budowanie własnych społeczności studenckich. Musimy odważnie głosić prawdę, zaoferować ludziom alternatywę wobec fałszywego i degenerującego społeczeństwo lewicowo-liberalnego światopoglądu.

Nie możemy też zamykać oczu na fakt, że w działalności politycznej potrzebne są ogromne pieniądze i struktury. Na razie zaczynamy niemal od zera, musimy zaoferować pieniądze z własnej kieszeni oraz udowodnić swoją wartość i zdolność do działania, wtedy pojawią się sponsorzy. W dłuższej perspektywie trzeba będzie skupić się (nawet, jeśli ktoś pomyśli, że to obrzydliwe) na budowaniu potencjału finansowego. (Niech Bolesław Piasecki, krezus PRL-u, będzie wam w tym patronem.) A kiedy pojawi się szansa taka, jak w latach 2010-2013, być przygotowanym na to i tym razem jej nie stracić.

Szansą może być zmiana sytuacji geopolitycznej na świecie: dominacja Chin i wypieranie wpływów atlantystów z Europy. W krótszym czasie szansą byłby kryzys gospodarczy w stylu greckim. Można zarysować analogię do Republiki Weimarskiej - do jej upadku przyczyniła się, między innymi, gigantyczna inflacja. Jeśli polska gospodarka nie wytrzyma obecnej polityki finansowej, w końcu dojdzie do kryzysu. Może też dojść do kryzysu na poziomie europejskim, współczesny system polityczno-ekonomiczny Unii (Anty)Europejskiej jest nie do utrzymania. To może być ten moment kiedy, być może, siły antysystemowe będą miały szansę znów realnie zaistnieć. Realnie - bo nawet jeśli ta cała Konfederacja przekroczy próg wyborczy, to wprowadzi do Sejmu jedynie kilku posłów. A to tak naprawdę nie zmienia praktycznie nic.

 

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 22:09

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: dr Tomasz Szczepański

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

Należy zacząć od stwierdzenia, że polski ruch nacjonalistyczny od lat 30-tych XX w. posiadał dwa samodzielne ideowo nurty - NARODOWO-KATOLICKI (ten ostatni rozbity na endecję klasyczną i narodowy radykalizm) i ZADRUŻNY (neopogański). Ich działalność od 1989 można rozpatrywać w ramach jednego tekstu, ale trzeba opisywać je oddzielnie.

Jeżeli mówimy o nurcie narodowo-katolickim to po stronie plusów należy mu zapisać fakt wpisania się w polskie spectrum ideowo-polityczne na prawach normalnego uczestnika debaty publicznej, nawet jeśli marginalnego. To biorąc pod uwagę stan cywilizacji zachodniej wcale nie jest takie oczywiste. Wystarczy spojrzeć jak jest w Niemczech jest traktowana AfD, która w naszych warunkach wcale nie byłaby partią skrajną. Przecież postawa PiS wobec problemów związanych z "nachodźcami" jest podobna.

Drugim plusem mogą być incydentalne sukcesy wyborcze narodowych katolików - najbardziej znany przykład to LPR oraz wejście Winnickiego do Sejmu z listy Kukiza. Oba te sukcesy zostały w poważnym stopniu politycznie zmarnowane, ale jednak były. Sukcesem organizacyjnym okazał się Marsz Niepodległości, jest to jednak obecnie impreza ogólnopatriotyczna a nie stricte narodowa. Zresztą chyba tak ma być w założeniu obecnych jej organizatorów? Trwałym sukcesem klasycznej endecji jest udany powrót z emigracji tygodnika „Myśl Polska” i jego utrzymanie. Jest to co prawda medium niszowe, ale istnieje.

Jedynym poważnym sukcesem nurtu nacjonalizmu neopogańskiego (zadrużnego) jest fakt jego powrotu do obiegu ideowego (bo jeszcze nie politycznego) jako poważnej propozycji. Stachniuk i Szukalski przestali być egzotyczną ciekawostką, o której prawie nikt nic nie wie - a tak było jeszcze w 1989. A także utrzymanie się środowisk odwołujących się do tej myśli i propagujących ją, chociaż w skali mikro.

Po stronie minusów – gdy mówimy o ideologii, to nie nastąpiło zwłaszcza w segmencie narodowo-katolickim polskiego nacjonalizmu – odcięcie się od moskalofilstwa, które jest złą spuścizną wcale nie Romana Dmowskiego, ale Jędrzeja Giertycha i sytuacji środowisk narodowych w PRL. Było ono zresztą jedną z przyczyn marginalizacji środowisk narodowych zarówno w opozycji przed 1989 jak i po transformacji. Może marginalny NOP najmniej na to chorował, a teraz – wcale, ale jak jest z resztą podmiotów narodowego nurtu polskiej polityki (znów – poza wolnymi od tego środowiskami „Szturmu” i „Polityki Narodowej”) to chyba widać.

Nie została do końca przemyślana w tych środowiskach kwestia żydowska (w potocznym odbiorze mocno kojarzona z obozem narodowym). Mieliśmy albo jakieś maniackie poszukiwanie ukrytych Żydów w rodzaju list publikowanych na początku omawianego okresu przez B. Tejkowskiego, albo negowanie wagi problemu jak u „nowoczesnego endeka” Rafała Ziemkiewicza przedstawiającego stanowisko, że skoro już nie ma żydowskiego sztetl z jego mieszkańcem wykorzystującym polskiego chłopa, to problemu nie ma i tak naprawdę tylko lewica to sztucznie wywołuje. Charakterystyczne, że najważniejszy tekst o problematyce żydowskiej w kontekście polskim po 1989  (a moim zdaniem jest to „Religia Holocaustu” Tomasza Gabisia) napisał germanofilski konserwatysta a nie narodowiec. Tymczasem postawienie tej sprawy w kategoriach walki o hegemonię kulturową w świecie Zachodu (w duchu Gramsciego) a nie tylko na płaszczyźnie stosunków ekonomicznych jest właściwym obecnie ujęciem problemu. Wydaje mi się ze duża część środowisk narodowych ma jeszcze przed sobą lekturę Kevina McDonalda i wyciągnięcie z niej wniosków. W rodzaju tworzenia instytucji służących do długotrwałego oddziaływania kulturowego, takiej polskiej Casa Pound, której brak jest moim zdaniem bardzo odczuwalny.

W 1989 środowiska narodowo-katolickie nie przyjęły zasady, że współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa PRL kompromituje i osoby współpracujące powinny zrezygnować z życia publicznego. To było w tym przypadku raczej niemożliwe, oznaczałoby bowiem, że większość liderów musiałaby odejść w niebyt (konfidentami SB byli m.in. Józef Kossecki, Jan Matłachowski, Witold Olszewski, Bogusław Rybicki) poza tym większość tych środowisk liczyła na mityczną „frakcję narodową” w PZPR i dlatego współpraca agenturalna liderów była tam łatwiej wybaczalna. Ale to też było wielkim obciążeniem dla całego nurtu, czego chyba nie trzeba tłumaczyć. Dla jasności – agentura SB była w każdym środowisku, ale środowiska narodowe w PRL wyróżniały się większą podatnością właśnie z uwagi na te nadzieje i promoskiewską orientację polityczną. Funkcjonariusze służb przy werbunku mogli poza tradycyjnymi motywacjami materialnymi współpracy (streszczone jako „korek, worek i rozporek”) wykorzystywać te polityczne motywacje.

Bardzo ciekawe, że nurt narodowy nie potrafił po 1989 przejąć bazy materialnej katolickich kolaborantów komunizmu (pozytywistów ujmując rzecz łagodniej) - w rodzaju stowarzyszenia ”Pax”. A przecież to dawałoby im całkiem niezły punkt wyjścia – wspomnijmy choćby prasę „PAX-u”.

Ale najważniejszą bolączką jest to, że nie udało się stworzyć (żadnemu odłamowi nurtu nacjonalistycznego) partii politycznej z prawdziwego zdarzenia. NOP pomimo, że formalnie posiada taki status jest nadal tylko zalążkiem partii. W realiach cywilizacji zachodu bez partii politycznej wszelki ruch ideowo-polityczny jest po prostu ułomny. Patrząc na stan rzeczy – podział w ruchu narodowym na bardziej klasyczną endecję i etnonacjonalizm i na zainfekowanie wielu tzw. „narodowców” ideami liberalnymi i klerykalizmem (popularność Brauna), a także nie przezwyciężenie moskalofilstwa w dużej części tego ruchu, to myślę, że powinny być w Polsce dwie partie narodowe.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Dla nurtu narodowo-katolickiego wydaje mi się problemem najważniejszym jest sformułowanie relacji między Kościołem Katolickim a nacjonalizmem (postawą narodową) wobec widocznej ewolucji Kościoła w stronę podkreślania elementu uniwersalistycznego w swoim przesłaniu i akceptacji w swoim nauczaniu społecznym wartości lewicowo-liberalnych. Symbolem jest oczywiście papież Franciszek, ale przecież jest on skutkiem pewnej ewolucji a nie jej źródłem (ktoś go przecież wybrał). Ten proces skutkuje jawną wrogością Kościoła katolickiego wobec postawy narodowej w polityce. Dla nurtu powtarzającego za Dmowskim że "katolicyzm jest istotą polskości", a Kościół - instytucją narodową, może to być poważny problem. (Zauważmy, że jest to znacznie mniejszy problem dla także katolickiego PiS, bo po pierwsze jest to zasadniczo partia patriotyczna, ale nie nacjonalistyczna, po drugie - posiada w swoim przesłaniu mocną liberalną komponentę - choćby przez afirmację oświeceniowego kanonu tzw. "praw człowieka", przedstawia sobą chęć tylko korekty demoliberalizmu a nie jego zniszczenia. Taką partię, patriotyczną ale "europejską" zlewaczały kościół Franciszka gotów jest do czasu tolerować.).

Ponadto ten nurt łatwo poddaje się kolonizacji dokonywanej na nim przez środowiska konserwatywno-liberalne, co wiąże się z jednej strony z tym, że wszystkie te nurty konfrontują się z lewactwem i demoliberalizmem, a wspólny wróg jednoczy. Z drugiej strony - konserwatyści, korwinowcy, monarchiści itp. to środowiska małe, ale intelektualnie wyrobione, zaś z młodymi zwolennikami ruchu narodowego często bywa różnie. Stąd czasem trudno zauważyć tym ostatnim, że konserwatyzm i liberalizm są istotowo sprzeczne z ideą narodową, nawet jeśli razem uderzają w LGBT i "Krytykę Polityczną". Symbolem tej sytuacji jest oczywiście obecność narodowców w "Konfederacji", w której główną rolę odgrywają Braun i Korwin. Tu potrzebna jest praca formacyjna na poziomie dość podstawowym.

Dla obu nurtów nacjonalizmu polskiego pewnym ideologicznym wyzwaniem jest przemyślenie i przełożenie na język programu społecznych skutków tego, co współczesna nauka (zwłaszcza nauki biologiczne) mówią o roli dziedziczności oraz różnicach między odłamami gatunku ludzkiego. Jedną z konsekwencji tego jest wsparcie dla postulatów eugenicznych, co dla klasycznego nurtu narodowo-katolickiego może być nie do przyjęcia.

Kolejną sprawą związaną zresztą z poprzednią jest przemyślenie relacji między nacjonalizmem obywatelskim (zakładającym naród polityczny, tożsamy z obywatelstwem) a etnicznym (antropologicznym, kulturowym). Nie można tego zostawić  tylko na poziomie haseł czy deklaracji.

Oba nurty polskiego nacjonalizmu (ruchu narodowego) powinny powołać partie polityczne biorące udział w grze wyborczej, początkowo na poziomie samorządowym. Przypominam, że wygrana w samorządzie (choćby na poziomie gminy) to także wpływ na gminny ośrodek kultury czy bibliotekę – rzeczy ważne z punktu widzenia walki o kulturę. Nie przyklejać się do nikogo, bo to nie tylko rozmywa tożsamość, ale grozi wzięciem odpowiedzialności za nie swoje winy. Zastanówmy się na jakim etapie byłby Ruch Narodowy (tzn. partia o tej nazwie), gdyby Winnicki w 2015 zamiast wchodzić do ruchu Kukiza walczył jako samodzielna siła o 3%, dające finansowanie. To teraz miałby ogólnopolską strukturę bez potrzeby wchodzenia w sojusze z ludźmi często co najmniej dziwnymi. I dzisiaj szanse na przebicie progu 5% moim zdaniem.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedalekiej przyszłości, a co negatywnie?

 

Podstawową szansą dla Polski – ale i dla polskiego nacjonalizmu – jest zbliżony w czasie kryzys społeczny Niemiec i Francji pod ciężarem emigracji islamskiej a w Rosji – wobec niemożności udźwignięcia ciężaru kosztów własnego programu imperialnego. Nie wiemy czy nastąpi to w zbieżnym czasie (co byłoby dla nas optymalne) i czy jednak nie zostanie rozładowany. Ale na poziomie takiej obserwacji jaką można dokonać nie dysponując specjalnymi środkami – to trudno dostrzec jak taka Francja miałaby zrobić prawdziwych Francuzów z muzułmańskiej mniejszości.

Ten kryzys zwiększy możliwości Polski, a dla środowisk narodowych, nawet gdyby miały pozostać w obecnym stanie rozbicia, też będzie dobry – bo zmniejszy presję lewicowo-liberalnych struktur UE. Siła lewactwa w Polsce przecież nie bierze się z poparcia społecznego (co dowodnie pokazują choćby parady LGBT, w których biorą udział prawie ci sami ludzie dowożeni autokarami z miasta do miasta) ale głównie z zachodnich pieniędzy i trochę też wsparcia elit III RP. Zostawiając na boku to wsparcie (płynie ono raczej z chęci bycia „nowoczesnym”, niż z autentycznego przekonania, z owej „murzyńskości” Polaków – może nie wszystkich , ale „lemingów” na pewno) to pieniądze z zachodu są tu sprawą kluczową dla siły lewactwa w Polsce. Sławomir Sierakowski kiedyś przyznał że 90% środków które posiada środowisko „Krytyki Politycznej” to pieniądze z zachodu. No a jak tam będą mieli problemy to jasne, że mniej będą mieć środków i siły na wywieranie presji tutaj.

Poza tym kryzys jeszcze mocniej uświadomi dwie sprawy: 1.Że model społeczeństwa wielokulturowego jest błędny (co akurat jest dostrzegane już obecnie) 2. Że elity demoliberalne nie mają żadnego pomysłu (poza zbiorowym samobójstwem zachodu, jakim byłoby całkowite otwarcie się na emigrację). To będzie sprzyjać delegitymizacji systemu demoliberalnego, także jego krajowych zwolenników. Narodowcy po prostu dostaną dodatkowe argumenty. Kryzys ten może wprowadzić nas do głównego nurtu polityki polskiej. Zetknięcie się masy młodych ludzi z Zachodem sprawiło że został on trochę odczarowany. Im bardziej będzie postępował kryzys systemu demoliberalnego - a problem migracyjny będzie go rysował najbardziej bo dotyczy sprawy dla wszystkich ważnej bo bezpieczeństwa - tym bardziej autorytet zachodu zniknie. A to ważne bo podetnie jedną z podstaw siły obozu demoliberalnego jaką są kompleksy Polaków wobec zachodu. Im więcej sylwestrów jak ten w Kolonii, tym mniej murzyńskości w Polakach.

Oczywiście zagrożeniem jest możliwość osunięcia się ruchu nacjonalistycznego w szowinizm, raczej teoretyczna obecnie, bo środowiskom narodowym udaje się tego uniknąć pomimo pojedynczych raczej tego typu wypowiedzi.

Postrzegam jako zagrożenie przekonanie, że kontynuacja z naszej strony czegoś co w skrócie nazwę modelem sarmackim jest jedyną reakcja na kryzys zachodu. To przekonanie wyrażane jest różnie i nie tylko na poziomie politycznym. (Bo także w kulturze Jacek Kowalski, Andrzej Pilipiuk, niektórzy patriotyczni raperzy). Taka postawa jest wzmacniana tym uderzeniem na tradycję jakie widzimy w ciągu ostatnich lat przez skoordynowany obóz lewacko liberalny, ostatnio wykorzystujący środowiska LGBT jako swoją kolumnę szturmową. W moim najgłębszym przekonaniu fakt, że obóz ten doznał porażki a jego mocodawcy stoją przed problemami nie zwalnia polskich  narodowców od refleksji nad kształtem naszej kultury i jej wewnętrznymi słabościami. Pozostanie wyłącznie na poziomie obrony modelu sarmackiego wzmocnione poczuciem sukcesu, jakim jest pewne rozpowszechnienie się idei narodowych wśród młodego i średniego pokolenia (mylonych często zresztą ze zwykłym patriotyzmem) byłoby błędem. Kryzys demoliberalizmu jest naszą szansą, ale szansę można wykorzystać lub ją zmarnować.

Warszawa 12 IX 2019

 

Dr Tomasz Szczepański, prezes Stowarzyszenia na rzecz kultury i tradycji "Niklot", pracownik Muzeum Katyńskiego

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 22:02

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: "Polityka Narodowa"

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

Stan ten trudno oceniać pozytywnie, ale – czego młodszy czytelnik być może nie pamięta – jest on znacznie lepszy niż np. 10 lat temu. To zasługa społecznych zjawisk, jakimi były popularność Marszu Niepodległości, tzw. moda na patriotyzm. Mówi się czasem, że prawdziwą popularność mogliby zyskać narodowcy na zajmowaniu się „codziennymi” tematami, sprawami lokatorskimi, prawami pracowniczymi, może ekologią itd. – tymczasem prawda jest taka, że zdecydowana większość działaczy narodowych zainteresowała się ideą nacjonalizmu w wyniku oddziaływania właśnie wspomnianej mody na patriotyzm, fascynacji historią Polski albo ruchu narodowego.Jest to naturalne, i jeszcze zapewne długo tak będzie. Trudno więc nie oceniać tego zjawiska dodatnio – nawet jeśli pewne jej przejawy są godne piętnowania.

Co prawda, polityczna droga po jakiej szedł Ruch Narodowy póki co nie przyniosła wielkich efektów, ale odnotujmy jako pozytywny fakt, że ugrupowanie to jednak przetrwało, jego struktury rosną – za wcześnie więc by oceniać to doświadczenie krytycznie. W przyszłości może się on stać czynnikiem popularyzującym postulaty narodowe w społeczeństwie daleko efektywniejszym niż różne doraźne inicjatywy. Nie ma też wątpliwości, że ruch społeczno-ideowy, jeśli ma faktycznie mieć jakiekolwiek przełożenie na to, co dzieje się w państwie, musi zaistnieć na scenie politycznej. Czas pokaże jak RN się z tego zadania wywiąże.

To oczywiście tylko jedna z płaszczyzn działalności. W ogóle wydaje się, że jesteśmy w momencie dość istotnym. Powoli, ale systematycznie głowę podnosi lewica, i to już nie w starym, postkomunistycznym opakowaniu, ale nowoczesnym, groźniejszym dla wspólnoty. Z drugiej strony, wspomniana tożsamościowa moda jeśli się nie skończyła, to nie jest już w takiej ofensywie jak przed kilku laty. Od tego jak nacjonaliści zorganizują się dziś zależy to, czy w przyszłości będą brać udział w walce o rząd dusz w społeczeństwie.

Klucz tkwi w pytaniu, jakie narzędzia dobierzemy sobie w tej walce. O ile w przypadku wspomnianego RN, a także np. MW czy ONR, w nadchodzących latach trudno spodziewać się przełomowych zmian, to sytuacja w radykalnym, najbardziej „antysystemowym” nurcie ruchu narodowego przedstawia się trudniej – wystarczy porównać kondycję ruchu AN dziś i np. 5 lat temu. Trudności natury obiektywnej nie mogą prowadzić do zaniku jakiejkolwiek aktywności, a póki co, w przypadku części tych środowisk, tak to właśnie wygląda. Do grup tych należy znalezienie sobie takich form działania, które będą umożliwiały pracę na rzecz szerzenia postulatów narodowych. Pytanie jednak, czy okażą się one odpowiednio elastyczne, by znaleźć swoją drogę? Ernst Jünger mawiał, że „człowiek jest panem form” – paradoksalnie wystarczy jedynie umieć wyciągnąć z tego wnioski. Może należy zacząć się koncentrować wokół sprofilowanych inicjatyw (wydawniczych, sportowych, odzieżowych, charytatywnych, ekologicznych itd.), starając się z nimi docierać również do bardziej umiarkowanego, ale przecież znacznie liczniejszego nurtu polskiego nacjonalizmu? Wymagałoby to zarzucenia pewnego poczucia wyższości wobec niego. Oczywiście, do pewnego stopnia, działa to w obie strony.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

Wyjdźmy od truizmu: Celem nacjonalizmu w każdych warunkach powinno być działanie na rzecz narodu. Realne i efektywne – a nie w myśl zasady „sztuki dla sztuki”. Często dziś spotykamy ludzi uważających, że bycie nacjonalistą to słuchanie określonej muzyki, zainteresowanie postaciami czy ruchami nacjonalistycznymi, identyfikacja z tym czy innym zespołem postulatów. Tacy ludzie są w błędzie. Ktoś spełniający powyższe warunki ma zadatki na członka subkultury, a nie nacjonalistę. Nacjonalizm to nie tylko poglądy, ale i działanie. O to jak to działanie ma wyglądać można się spierać, ale bez próby wdrażania w życie idei nie ma mowy o nacjonalizmie. Ktoś, kto skazuje sam siebie na „wewnętrzną emigrację”, oddaje walkowerem pole, albo nawet – w najbardziej jaskrawych, ale nierzadkich przypadkach – deklaruje, że „dojrzał” czy „wyrósł z codziennej działalności”, nacjonalistą po prostu nie jest. Ktoś, kto swój „nacjonalizm” ogranicza do czytania, powiedzmy, „Szturmu” czy „Polityki Narodowej”, nie robiąc nic ponadto – nacjonalistą też nie jest. Jeśli nacjonalizm to uznawanie prymatu interesów narodu nad partykularnymi interesami jednostki, to – będąc w zgodzie z elementarną logiką – nie możemy za nacjonalistę uznać osoby, która z jakichś przyczyn stawia swoje cele (choćby takie jak wygoda, dążenie do zarobku) ponad celami narodowymi.

Należy się zastanowić, jak powinien działać ruch nacjonalistyczny w dzisiejszych czasach. Istotne jest, by działania były efektywne – prowadzone w celu uzyskania jakichś korzyści dla ruchu nacjonalistycznego, dla idei narodowej, a nie dla pogłębienia stanu zadowolenia działacza. W wymiarze ogólnym – celem musi być na dziś popularyzacja podstawowych założeń idei narodowej, ale i inicjatyw narodowych – pism, organizacji itd. Tam, gdzie jest to możliwe, trzeba próbować wpływać na rzeczywistość. Nieprawdą jest, że nacjonaliści są skazani na brak szans uzyskaniatego wpływu. Sztandarowa inicjatywa narodowców, jaką jest od 2010 r. Marsz Niepodległości, abstrahując od wszelkich niuansów z nim związanych, miał i chyba nadal ma duży udział w popularyzacji patriotyzmu na tym podstawowym, elementarnym poziomie. Nawet wyszydzane czasem inicjatywy polityczne mają pewne przełożenie na polską rzeczywistość, na to czym choć przez chwilę żyje przeciętny Polak. LPR, przy wszystkich swoich wadach i patologiach, przy całej swojej miałkości ideowej, spychała polską scenę polityczną „w prawo”, skłaniała polityków takich jak bracia Kaczyńscy do podejmowania retoryki suwerennościowej, katolickiej itd. W trakcie minionej kampanii wyborczej Konfederacja, mimo niestrawnego dla nacjonalistów liberalizmu, podnosząc hasła takie jak opór wobec ustawy 447, niejako „wymusiła” na obozie rządzącym odniesienie się do tego tematu, spopularyzowała zagadnienie w społeczeństwie. To wszystko jest istotniejsze z punktu widzenia narodu niż spór nacjonalistycznej organizacji X z nacjonalistycznym środowiskiem Y, toczący się o to, która grupa jest bardziej „nacjonalistyczna”.

Warto więc rozważyć, czy doraźne układy z siłami nienarodowymi zawsze muszą przynosić wyłącznie złe efekty – dogmatyzm nie jest dobrą drogą. Można i należy stawiać pytania o granice kompromisu w polityce, ale nie mogą być one jedynymi rozważanymi pytaniami. Jakie zresztą są alternatywy wobec współpracy z tymi siłami, które nacjonalistów łączą choćby tylko do pewnego stopnia? To efekty, zmienianie rzeczywistości, tworzenie nowych warunków, wpływ na społeczeństwo i debatę publiczną są tym, do czego w ostateczności trzeba dążyć. Nieraz jest tak, że staje się to osiągalne wyłącznie w kooperacji z siłami nienacjonalistycznymi (wspomnijmy np. akcje antyaborcyjne, anty-LGBT).

Istotnym zagadnieniem wartym podjęcia jest sprawa samej organizacji struktur narodowych. Doświadczenia ostatnich lat potwierdziły starą prawdę – bez w miarę jednolitych, mających scentralizowane kierownictwo organizacji trudno mówić o długofalowej i poważnej działalności grup narodowych, mających ambicję tworzyć szersze środowisko (a np. nie wąską, sprofilowaną na jeden, określony cel inicjatywę – tu sprawa wygląda, rzecz jasna, inaczej). Niepowodzenia, a w ostatnich latach wręcz zanik znaczącej większości lokalnych, autonomicznych inicjatyw są tylko jednym z wielu dowodów tego prawidła. Można zadać prowokacyjne pytanie, dlaczego część środowisk narodowych otwarcie deklarujących inspirowanie się lewicą, usilnie czerpie z metod anarchistów, którzy właściwie nigdy nigdzie do niczego nie doszli, a nie tych nurtów lewicy, które były w stanie sięgać po władzę w tylu krajach świata? Organizacja, trwałe i permanentnie aktywne struktury – oto droga każdego ruchu, który ma ambitne cele. Nie anarchia i samozadowolenie wynikające z faktu, że możemy być niezależni, autonomiczni.

Wpływ polityczny to jednak nie wszystko. Nie zmienia się oczywiście zagadnienie formacji, konieczności kształtowania ideowego kadr. To zawsze była i będzie podstawa. Nie będzie nic nowego również w stwierdzeniu, że należy szukać coraz to nowych, bardziej atrakcyjnych form, w które byłyby te treści ubrane.

Trudną do przyswojenia dla wielu jest prawda, że nie ma działalności bez pieniędzy. Bez stałego opłacania inicjatyw narodowych ciężko nawet o tym marzyć. Wie to z pewnością redakcja „Szturmu” wydająca coraz to nowe publikacje. Podobnie „Polityka Narodowa” rozpoczęła zbiórkę pieniędzy na wydanie nowego numeru – do udziału, w której gorąco zachęcamy. W dzisiejszych czasach nacjonalista musi przyjąć do wiadomości, że powinien przekazywać stałe, regularne – oczywiście dostosowane do indywidualnych możliwości – datki finansowe na działalność wybranych inicjatyw narodowych.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?

Pułapek jest wiele. Zapewne gdyby zapytano nas o to na łamach jakiegoś liberalno-narodowego periodyku, to mówilibyśmy o pokusach flirtu z demoliberalizmem albo o wypaczeniach, które niesie ze sobą bezrefleksyjny kult wolnego rynku. Z kolei w dyskusji ze środowiskami nacjonalizmu tradycjonalistycznego podnieślibyśmy nasze wątpliwości co do epatowania retoryką kontrrewolucyjną, podkreślilibyśmy, że nowoczesność wymaga od nas czegoś więcej niż rozważania o powrocie monarchii.

Tym razem jednak o zdanie pyta nas miesięcznik narodowo-radykalny, któremu nieobce były inspiracje np. nurtami antysystemowej lewicy. Wypada w tym momencie nawiązać do wątku podniesionego w odpowiedzi na pytanie poprzednie. Pułapką jest więc – naszym zdaniem – nie tylko sekciarstwo monarchistyczne czy koliberalne, tudzież uleganie wpływom demoliberalnej sceny politycznej. Równie błędne wydaje się: epatowanie rewolucjonizmem – kiedy nie umie się wydać broszury albo regularnie redagować portalu; krzyczenie o antysystemowości – kiedy nie potrafi się zorganizować trwale działającej struktury organizacyjnej; deklarowanie braterstwa z nacjonalistami z całej Europy – kiedy nie umie się utrzymywać choćby nawet poprawnych stosunków z narodowcami w samej Polsce, którym to co chwila zarzuca się zdradę.

Korzenie większości błędów tkwią – naszym zdaniem – w niezrozumieniu tego, czym właściwie jest nacjonalizm. A jest on służbą – której trzeba się nieraz podporządkować. Mówiąc za św. Maksymilianem Kolbe, w niektórych momentach nie pozostaje nic innego jak „złożyć ofiarę z własnej woli”. Tymczasem wielu ponad zasadą prymatu interesu narodowego stawia swoje osobiste emocje, uprzedzenia, zatargi. Często bierze tu górę nasz wrodzony polski indywidualizm, który wszelkie konstruktywne czynniki w polskiej historii były zmuszone poskramiać – a nie im hołdować.

Wielu innych, szukając dróg dla Polski, kieruje się jakąś formą estetyzmu – a tu przecież powinien zachodzić mechanizm dość chłodnej analizy. Uważamy, że należy stawiać pytanie: Co dokładnie dany nurt ma nam do zaproponowania dziś i jutro? Co z tego, że, dajmy na to, narodowy anarchizm wygląda pociągająco, że dobrze się o nim czyta, że ktoś powie, iż jest to „nurt inspirujący”? Jakie elementy tego nurtu mogą się narodowcom przysłużyć? Czy polski naród, który znaczną część swoich klęsk w ostatnich wiekach poniósł na skutek nieumiejętności należytego zorganizowania się, powinien spoglądać na wzorce tego typu? Nacjonalista szuka w zapoznanych nurtach, postaciach, ideologiach tego, co może się realnie przysłużyć wzrostowi jego narodu lub chociaż ruchowi narodowemu. Ambicje idą na bok.

Problem być może tkwi w tym, że wielu nacjonalistów, niezależnie od faktu, że powołuje się na inspiracje ideowe zupełnie nieliberalne, de facto jest mentalnymi liberałałami (!). Ktoś, kto ponad interes ruchu nacjonalistycznego ceni swoje indywidualistycznie rozumiane prawo do samorealizacji, kto z codziennego obowiązku rezygnuje na rzecz własnej wygody, ten  jest mentalnym liberałem – nie nacjonalistą. Nacjonalista myśli o innych, a dopiero potem o sobie.

 

Redakcja "Polityki Narodowej"

 

Zachęcamy jednocześnie do udziału w zrzutce "Polityki Narodowej" na nowy numer. "Polityka Narodowa" to z pewnością jeden z najważniejszych narodowych periodyków w kraju, i pomoc jego redakcji w trudzie wydania kolejnego tomu jest obowiązkiem każdego nacjonalisty.

Link do zrzutki

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:57

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Krzysztof Kubacki

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

    Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie do udziału w ankiecie. Ocena nacjonalizmu nie jest łatwa, ostatnie lata to sinusoida polskiej sceny narodowej. Przypomnijmy, że przełomowy 2010 rok, który przyniósł nam Marsz Niepodległości – został według mojej opinii zmarnowany. Przysłowiowy boom jaki wtedy nastąpił na ideę narodową, dawał nadzieję, na budowę silnych struktur ruchu społecznego, na naprawdę solidnie ideowych fundamentach bez naleciałości prawicowych czy centroprawicowych poglądów. Bez chęci przypodobania się komukolwiek. 2010 rok to przede wszystkim wielka nadzieja dla organizacji, które dostały wtedy wielu nowych ludzi i oczy dużej części społeczeństwa zaczęły patrzeć na nie wtedy, lepszym, przychylniejszym okiem. Oznaczało to również większy nabór do organizacji, czego wtedy oczywiście potrzebowały. Po 9 latach nie zostało z tego nic. Marsz Niepodległości przeinaczył się w bezideowy marsz, dla samego marszu. Ruch Narodowy czyli partia polityczna, której powstanie zostało ogłoszone parę lat temu na jednym z Marszów, skazana została na sojusze z przeróżnymi środowiskami koliberalnymi, Kukizami etc. A przecież zamiary miały być inne, stworzenie własnej narodowej partii, struktur, własnej siły, która byłaby wstanie startować samodzielnie w wyborach i osiągać w nich jakieś tam sukcesy. Jednak tak się nie stało, ani nie powstało nic na silnie ideowych fundamentach, a sama góra partii okazała się krucha, nie dotrzymując żadnego z danych nam obietnic. A sam chciałem wierzyć, że w końcu po latach siedzenia w lokalach po 3-5 osób, Ruch Narodowy będzie tworem, dzięki któremu, będziemy mogli walczyć o coś więcej, niż tylko głośnego darcia buzi z naszymi postulatami na przeróżnych manifestacjach. Przywódca Młodzieży Wszechpolskiej Andruszkiewicz zostawił nacjonalistów na rzecz władzy i doskoczył się aż do pozycji Ministra, na czele ONR-u i Marszu Niepodległości stanęli ludzie, którzy z ideą narodową nie mieli za dużo wspólnego, a na jej barkach wybili swoje nazwiska, zostawiając później swoich kolegów i koleżanki w tyle – vide Kalinowski, Bąkiewicz, Kowalski. Koniec końców takie działania mogą zniechęcić wielu ludzi, którzy pokładali w pewnych projektach nadzieję, wielu ludzi pewnie czuje jedno wielkie zdezorientowanie. Na czele RN zostali już tylko Winnicki i Bosak, którzy jednak np. w środowiskach narodowców zaczynają mieć chyba podzielone poparcie, a sami zostali skazani na wszelakie egzotycznie ideowe sojusze, żeby starać się utrzymać działalność sejmową. Podsumowując – co udało się zbudować? Na pewno pierwsze lata Marszu Niepodległości były największym głosem polskiego nacjonalizmu, sukcesem na pewno są różne portale informacyjne jak nacjonalista.pl czy kierunki.info, pisma jak „Szturm”, „Polityka Narodowa”, „Narodowy Horyzont”, „Wszechpolak”. I warto też wspomnieć o Robercie Winnickim zasiadającym w Sejmie. Wiem wiem, Kukiz 15 etc. biorąc pod uwagę słabość w pewnych aspektach, niektóre sytuacje, trzeba po prostu wykorzystywać. Czego się nie udało zrobić? Wciąż nie udało się zbudować silnej partii politycznej, z naszą ideą, idącej po władzę, żeby prawdziwie wpływać na życie Polaków. Nie udało się wciąż zbudować szerszej koalicji różnych organizacji dla wspólnego działania. Nie udało się powstrzymać dopuszczania do organizacji narodowych ludzi, którzy tylko na barkach zwykłych działaczy promują swoje nazwiska i budują swoje kariery.

  2. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?


    Największe wyzwanie to rządy PiS, które przez swoją realizację socjalnych postulatów oraz przejęcie retoryki narodowej w pewien sposób przejęły po części elektorat narodowy wśród społeczeństwa. To czego nacjonalizmowi obecnie potrzeba to wspólnego działania w czasach kryzysu frekwencji organizacyjnej, wspólnego prawnego działania przeciwko kłamstwom i kalumniom lewej strony, która znowu zaczęła każdego nazywać „nazistą” czy „faszystą” oraz planu budowy ideowej partii politycznej. Żeby znów nam nie zostało czytanie przedwojennych pozycji i wzdychanie do tego „jak kiedyś bywało pięknie”.


  3. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?


    Tu też będzie krótko i zwięźle. Szansą jest wspólne działania, wspólna propaganda na wszystkich płaszczyznach, wydawniczych, informacyjnych, portalach społecznościowych, akcjach społecznych, organizowanych wykładach, zjazdach, marszach. Tylko tak można ożywić uśpiony w ostatnich latach potencjał nacjonalizmu w naszym kraju i przede wszystkim odparcie skrajnie lewicowych organizacji, które pod rządami PiSu nabrały wiatru w żagle, w imię klasycznej walki z wyimaginowanym „faszyzmem”. Pułapki stale są te same – dobieranie kadr kierowniczych i ludzi odpowiedzialnych za zarządzanie organizacjami, jak bardzo źle się to może skończyć, pokazały nam dobitnie ostatnie 2-3 lata. Wspólnym trollowaniem się na portalach społecznościowych pójdziemy na śmietnik historii i nasza idea razem z nami. Tym bardziej, że większość z nas po tych wszystkich latach nie ma już 19-20-21 lat, więc chyba czas odstawić pewną dziecinadę na bok.

 

Krzysztof Kubacki (pierwszy redaktor naczelny "Szturmu" oraz jego założyciel)
 

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:53

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Bogusław Koniuch

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

 

Odp.: Po 30 latach udało się osiągnąć tyle, że nacjonalizm wszedł do powszechnego obiegu, lecz nie ten radykalno rewolucyjny, a jego pozbawiona pazura liberalna wersja   Nie dało się przekonać mas do idei narodowej i nie jest to wina samych nacjonalistów, lecz braków kadrowych, kanałów informacyjnych, rozbicia środowiska na wiele małych frakcji, często konkurujących ze sobą zamiast współpracować. Ogólnie sytuacja nie jest najlepsza i nie zanosi się na jakiś progres.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Odp.: Nacjonalizm jako idea rewolucyjna, radykalna musi wyjść do ludzi z programem społecznym. Przykład PIS daje pewną wskazówkę czego oczekują Polacy. I nie jest tu ważne, czy punktem wyjścia będzie jakaś forma socjalizmu, czy Katolicka Nauka Społeczna czy coś innego. Właśnie to powinno być promowane. Wyzwaniem zaś jest dotarcie z tym przekazem do mas i tu rodzi się problem braku kanałów informacyjnych, rozdrobnienia środowiska czy braku środków finansowych.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedaleki przyszłości, a co negatywnie?

 

Odp.: Szansą jest, wbrew pozorom, spore poparcie dla PIS, gdyż w powszechnej opinii ta partia kojarzona jest z patriotyzmem, dbaniem o polski interes narodowy. Oczywiście fani PIS to nie nacjonaliści, ale akurat w tych środowiskach można spotkać ludzi przychylnie patrzących na nacjonalizm. Niestety istnieje spore ryzyko uzależnienie się od środowiska PiSu – dotyczy to małych, lokalnych struktur. Rozwój idei narodowej jest możliwy tylko poprzez konsolidację wielu środowisk. Niekoniecznie tworzenie jednej struktury, ale współpraca i to szeroka. Bez tego jak zwykle skończy się na sztuce dla sztuki i dreptaniu w kółko oraz odpływem aktywnych ludzi.

 

Bogusław Koniuch (pierwszy wydawca "Szturmu")

poniedziałek, 30 wrzesień 2019 21:50

Ankieta "Szturmu" na 5-lecie: Adrianna Gąsiorek

  1. Jak ocenić można stan idei narodowej i nacjonalizmu jako takiego po 30 latach trwania 3 RP? Co udało się zrealizować polskiemu nacjonalizmowi, czego nie udało i jakie są tego przyczyny?

 

W mojej opinii stan naszego środowiska jest mizerny. I chociaż pewnie chcielibyśmy, aby było inaczej, to musimy sobie zdawać z tego sprawę. Ocenę tę możemy wystawić w aspekcie rozwoju myśli politycznej, która owszem, dzięki niektórym portalom i publicystom jest ożywiana, to jednak moglibyśmy w tej kwestii zrobić znacznie więcej. Kolejną sprawą jest również nasz poziom kardowo-strukturalny. Tu jednak nauczeni doświadczeniem, musimy bardziej skupiać się na jakości ludzi, których przyjmujemy do naszego środowiska. Myślę, że to, w jakim jesteśmy miejscu, jest również skutkiem zbytniego otwarcia się na ludzi, którzy nie mają z ideą nacjonalistyczną nic wspólnego. I chociaż jestem zdania, że musimy wychodzić z naszymi postulatami do Polaków, to jednak nasze kadry muszą składać się z ludzi odpowiednio uformowanych.

Oczywiście są i sukcesy, o których warto przypominać. Przede wszystkim to, że udało się przechować naszą Ideę do obecnych czasów, zarazić nią kolejne grona ludzi. Zorganizować wiele ciekawych inicjatyw czy konferencji. Otworzyliśmy się również na tematykę, której wcześniej nie poruszaliśmy - kwestie pracownicze, kulturalne czy ekologiczne. Właśnie t aką drogą powinniśmy podążać.

 

  1. Jakie są obecnie najważniejsze cele i wyzwania polskiego nacjonalizmu? Co, jako środowisko narodowe, musimy zrealizować w pierwszej kolejności? O jakie elementy trzeba wzbogacić ideę narodową i na czym powinniśmy się skupić w naszej działalności narodowej?

 

Największe wyzwania polskiego nacjonalizmu to przede wszystkim stworzenie myśli politycznej wychodzącej naprzeciw problemom współczesnej Polski, a jednocześnie zachowującej nacjonalistyczny kościec ideowy. W dalszej perspektywie podjęcie i wygranie walki o "zbiorową świadomość" Polaków i przekonanie społeczeństwa do naszej wizji. Ideę narodową należy wzbogacić o propozycje praktycznych rozwiązań problemów społeczno-ekonomicznych dotykających zwykłych Polaków. Uważam, że w działalności nacjonalistycznej należy skupić się na trzech obszarach: pracy formacyjnej (publicystyka, działalność wydawnicza, wykłady, konferencje), działalności społecznej oraz aktywności sportowo-ulicznej.

 

  1. Jakie są szanse i pułapki dla polskiego nacjonalizmu? Co może pozytywnie zdeterminować rozwój idei narodowej w niedalekiej przyszłości, a co negatywnie?

 

Naszą szansą na zmianę zaistniałej sytuacji jest ukazywanie Polakom negatywnych skutków, jakie niesie za sobą liberalna demokracja. Piętnowanie takich zjawisk jak wprowadzanie "kuchennymi drzwiami" coraz większych grup imigrantów spoza Europy, promowanie ruchu lgbt i innych niszczycielskich trendów. Znamienne jest to, że wspomniane powyżej szkodliwe zjawiska, mają w Polsce miejsce również pod rządami PiS, który buduje swoją narrację, udając wielkich patriotów i katolików. Ogromną szansą może być także przemyślana, długofalowa działalność, która nie będzie bazować na historii i sprawach bioetycznych, ale odnosić się będzie do dziedzin, które interesują przeciętnych Polaków. Natomiast pułapką dla polskiego nacjonalizmu jest flirt z liberalizmem i parlamentaryzmem. Zabieganie o jakieś ochłapy w demoliberalnym układzie sił, kosztem pryncypiów ideologicznych, wchodzenie w sojusze z libertarianami i środowiskami "szurowskimi", jak również transfer kadr do PiS-u - to wszystko uważam za haniebne i godzące w nacjonalizm, jak również szkodliwe dla Polski.

 

Adrianna Gąsiorek (sekretarz główny Obozu Narodowo-Radykalnego)