Szturm1

Szturm1

poniedziałek, 04 kwiecień 2022 00:41

Michał Walkowski - Powrót wielkich narracji

W niekończącym się procesie przemijania życia i niezmiennie nagłej, brutalnej śmierci zawsze nadchodzi nowe – narodziny, czy też, jak chciałoby się rzec spoglądając na całość tego pięknego procesu... odrodzenie. Owe sformułowanie rzadko bywa używane w kontekście przemijania ludzkiego, choć mogłoby posłużyć do zobrazowania faktu bycia częścią całości branej z meta-perspektywy. Dobrze odzwierciedla je słuszne porzekadło ludowe głoszące, że ktoś musi umrzeć, by inny mógł żyć. Cykl to zamknięte koło. Z każdej jego tezy i antytezy powstaje synteza, która nie przeradza się finalnie w nic nowego, a jedynie miesza się z inną konfiguracją elementów należących do tej samej puli. Fizykalne zasady zachowania zasobów (energii, jak również pędu) nie istnieją przez przypadek i ich obiektywna racja posiada swoje ontologiczne odpowiedniki. Nie zawsze jesteśmy w stanie dostrzec analogie między teoriami naukowymi, ale w tym przypadku nie sposób się o to nie pokusić. Z szerokiej perspektywy bowiem, na poziomie metafizycznym wydaje się, że mówi nam o tym już znana, eleacka maksyma „Byt jest, niebytu nie ma.” Gdzie tutaj analogia? Należy dostrzec, że zarówno podstawowe teorie fizyczne, jak i tajemniczy na pozór cytat z Parmenidesa odwołują się do pewnej ograniczoności zasobów, którymi dysponujemy i wydaje się, że to właściwy kontekst odczytywania obu tych klasycznych przesłań.

 

Tytuł tekstu jak dotąd niewiele może korelować z treścią, ale tym przydługim wstępem należało osadzić i podtrzymać mocną tezę o tym, iż to co nas spotyka, jest tylko (i aż) zaledwie pozornie odmiennym stanem rzeczy. Oznacza to, że konfiguracja danych sytuacji (dziejowych, życiowych, biologicznych, czy chemicznych – każdych) jest zawsze skończona. Często przez własną ignorancję, ułomności ludzkiego poznania, czy poddawanie się emocjom ulegamy teoriom, które próbują zafałszować, czy nadmiernie skomplikować ten prosty stan rzeczy. Takim fikołkiem intelektualnym jest postmodernistyczne hasełko, wyświechtane do cna, które głosi kres dziejów, koniec historii, czy właśnie „koniec wielkich narracji”. Aż strach pomyśleć, że przynajmniej 50% prac „naukowych” musi zawierać odwołanie do tej wierutnej bzdury, żeby udowodnić w liberalnych kręgach uczelnianych swoje bycie na czasie. Ale nie o tym. Powrót wielkich narracji, który wieszczy tytuł nie jest zatem bynajmniej jakimkolwiek odrodzeniem faszyzmu, nazizmu, komunizmu, czy innych, popularnych „-izmów”, które przez fałszywe rozumienie są semantycznie wyprane w dyskursie ogólnospołecznym. Natomiast może się on wiązać z ponownym nadejściem pory zmian, co do której nie należy mieć oczekiwań, iż przyniesie ona cokolwiek nowego. Niewątpliwie w tej porze można się natomiast spodziewać przetasowania konfiguracji, a schodząc bardziej na ziemię, odwołując się do bieżącej sytuacji na świecie – wojna na Ukrainie i pandemia oraz ich odbiór, narracje wokół nich to ostateczne zaoranie postmodernizmu, na którego zgliszczach na pewno wyłoni się nowa epoka. I na koniec – osobiście życzyłbym sobie w niej jak najwięcej pozytywnych, klasycznych archetypów i toposów zamiast demoliberalnej papki, degrengolady, przez którą rzygać się chce idąc ulicą, jadąc tramwajem, czy przebywając, próbując żyć jakkolwiek z ludźmi pochłoniętymi całym tym kapitalistycznym wyścigiem szczurów.

 

 

 

Michał Walkowski

 

poniedziałek, 04 kwiecień 2022 00:34

Bartosz Tomczak - Szef Akcji Specjalnej z Gminy Rogoźno

Por. Leon Cybulski ps. „Znicz”, człowiek do zadań specjalnych w NSZ

 

               Leon Cybulski urodził się 24 marca 1915 roku w Parkowie, w rodzinie Józefai Marianny z domu Sołtysiak. W rodzinnej miejscowości w wieku 8 lat zaczął uczęszczać do szkoły powszechnej, w której w roku 1928 ukończył 5 klas. Ojciec Cybulskiego był z zawodu murarzem. Rodzina Cybulskich posiadała ponadto gospodarstwo w Parkowie, na którym po ukończeniu szkoły do 1930 r. pomagał młody Leon. W międzyczasie Cybulski po półrocznej praktyce zdobył przyuczenie jako uczeń kowala-maszynisty u mieszkańca Parkowa- Frąckowiaka, lecz w wyniku braku środków pieniężnych, postanowił porzucić to zajęcie. Następnie przez okres około roku pracował w różnych zawodach. Początkowo jako pomocnik rolny zatrudniał się u różnych gospodarzy, aby w końcu listopada 1930 roku wraz z ojcem nająć się przy wyrąbie drzewa w nadleśnictwie Wełna (gm. Rogoźno), gdzie z przerwami na pomoc w rodzimym gospodarstwie pracował do 1934 roku.

 

            W 1935 roku Leon Cybulski ochotniczo wstąpił do Wojska Polskiego i został wcielony do 61 pułku piechoty w Bydgoszczy. Stąd został skierowany na półroczną szkołę podoficerską, po której ukończeniu dostał  awans na starszego strzelca.  W maju 1936 roku z okazji święta pułkowego Leon Cybulski dostał awans do stopnia starszego kaprala. Równocześnie z okresem nauki w szkole podoficerskiej Cybulski uczęszczał na kursy wieczorowe, na zakończenie których wręczono mu świadectwo ukończenia szkoły siedmio-klasowej. W miesiącu czerwcu tego samego roku zdał także egzamin kończący szkołę ogólnokształcącą i 4 klasowe gimnazjum.

 

            We wrześniu 1936 roku Leon Cybulski został zwolniony ze służby wojskowej i powraca w rodzinne strony, gdzie ponownie podejmuje pracę w leśnictwie. Niespodziewanie po kilku miesiącach Cybulski dostał wezwanie do stawienia się w Warszawie w jednostce wojskowej, w której został przydzielony do rezerwy „A”, czyli tzw. Przysposobienia Policyjnego, jednostki, która stacjonowała w miejscowości Golędzinów pod Warszawą. Leon Cybulski przebywał w tejże jednostce do jesieni 1937 roku.

 

            W  końcu 1937 roku Cybulski został skierowany do Państwowej Szkoły Policji, która mieściła się w Wielkich Mostach w powiecie Żółkiew, w województwie Lwowskim. Służba w tym rejonie nie trwała jednak długo ponieważ już w lutym 1938 roku, po rozwiązaniu jednostki, Cybulski skierowany został do rezerwy przy komendzie głównej Policji Państwowej.  Będąc w grupie rezerwy w pierwszym swoim zadaniu, wyjeżdża na pogranicze polsko-niemieckie, w celu zapobieżenia rozprzestrzenieniu się groźnej epidemii wśród zwierząt- pryszczycy. W dalszym okresie służby policyjnej Cybulski został wysłany na tereny Śląska, gdzie pełnił funkcje prewencyjne mające na celu opanowanie napiętych nastrojów między Polską a Czechosłowacją podczas konfliktu o Zaolzie. Zadanie jego grupy polegało głównie na zapobieżeniu akcji sabotażu w fabrykach, oraz innych zakładach produkcyjnych. Z dalszej karty przebiegu służby w Policji Państwowej dowiadujemy się o przerzuceniu jego jednostki z terenów Śląska do koszar umiejscowionych w Żyrardowie, skąd z kolei 20 stycznia grupa, w której znajdował się Cybulski została przeniesiona na Ruś Podkarpacką w celu wzmocnienia posterunków przygranicznych. W wyniku napiętej sytuacji politycznej, oddział został w maju 1939 roku ponownie odesłany do koszar w Żyrardowie, skąd jeszcze w tym samym miesiącu skierowany został na tereny województwa poznańskiego aby zapobiec aktom sabotażu i dywersji jakich dopuszczali się miejscowi Niemcy.

 

            Od czerwca 1939 roku do wybuchu II wojny światowej Leon Cybulski służył w województwie wołyńskim, gdzie pełnił służbę prewencyjną w policji państwowej.

 

            Po wkroczeniu wojsk niemieckich na tereny województwa wołyńskiego, Cybulski wraz z oddziałami Wojska Polskiego przekroczył Bug i próbował przebić się na pomoc walczącej jeszcze Warszawie, lecz z powodu kapitulacji Wojska Polskiego do stolicy nie dotarł.  W wyniku zaistniałej sytuacji postanowił przebić się do Chełma, aby zabrać stamtąd pozostawione przez siebie rzeczy, lecz po drodze został zatrzymany przez niemiecki patrol i osadzony w twierdzy Dęblin. Z twierdzy tej udało mu się uciec po dwóch dniach wraz ze współwięźniami. Po udanej ucieczce postanowił przebić się w kierunku rodzinnego Parkowa, lecz we wsi Sokołów pod Kutnem  po raz kolejny na drodze stanęły mu oddziały niemieckie. Tym razem były to oddziały pancerne, które zmierzały na pacyfikację ostatnich oddziałów Wojska Polskiego walczącego jeszcze w okolicznych lasach. Cybulski został przez żołnierzy niemieckich brutalnie pobity, w wyniku czego został przewieziony do szpitala, w którym przebywał pod obserwacją lekarzy przez trzy tygodnie. Po wyjściu ze szpitala Cybulski ponownie podejmuje próbę przebicia się na zachód, tym razem jego celem była Bydgoszcz, gdzie mieszkali jego bracia, których niestety nie zastał na miejscu. Po krótkim pobycie w tym mieście, wystarał się o fikcyjne zaświadczenie z Magistratu świadczące o posiadaniu rodziny na terenach położonych za Bugiem. Zaświadczenie to miało mu ułatwić przedostanie się na tereny Węgier.  Właśnie z zamiarem przekroczenia granicy, Cybulski udał się ponownie do Chełma aby zabrać swoje rzeczy, po czym zatrzymał się w Rzeczycy, gdzie przez dwa tygodnie przebywał u znajomego- Stanisława Pietrzaka. Podczas pobytu u Pietrzaka, Cybulski spotkał swojego dawnego znajomego z policji- Jana Matysiaka, którego zaznajomił ze swoim planem ucieczki na Węgry. Matysiak zaakceptował plan, lecz zaproponował przeczekać początek okupacji i przekroczyć granicę dopiero na wiosnę 1940 r., jednocześnie złożył Cybulskiemu propozycję wstąpienia w szeregi policji granatowej, która została przez niego przyjęta.

 

Swoją pracę w szeregach policji Leon Cybulski rozpoczął w listopadzie na posterunku w Zakrzówku, gdzie pracował do maja 1940 roku. W międzyczasie w listopadzie 1939 roku Cybulski został zaprzysiężony na członka Związku Walki Zbrojnej (ZWZ). W konspirację zaangażowali go byli znajomi policjanci- Mikita, Pietura i Adamiec. W ZWZ Cybulski został zastępcą Komendanta Żandarmerii na teren Zakrzówek, tzw. Służby Bezpieczeństwa (SB). Działalność ZWZ nie pozostała niezauważona przez Niemców i w wyniku rozpracowania struktur ZWZ-SB, aresztowani zostali Pietura, Adamiec, Mikita, oraz inni. Leon Cybulski uniknął aresztowania, ponieważ w tamtym czasie znajdował się na terenie gminy Batorz. Po  powrocie dowiedział się od żony Adamca, że także i on jest poszukiwany przez Niemców. Od tego momentu Cybulski zaczyna ukrywać się na terenie gminy Zakrzówek. Po pewnym czasie nawiązał kontakt z dawnym kolegę z ZWZ- Zygfrydem Sekułą, który także ukrywał się przed Niemcami. To właśnie z nim Cybulski na jesieni 1941 roku ponownie przystąpił do organizacji struktur ZWZ na tym terenie. Mimo częściowej odbudowy siatki terenowej, praca organizacyjna nie układała się, narzekano szczególnie na brak prasy, ulotek, oraz pieniędzy na działalność. Na przełomie roku 41/42 Cybulski spotkał się z niejakim Sprawką działaczem Narodowej Organizacji Wojskowej (NOW) działającej na tym terenie, który zaproponował mu wstąpienie w szeregi tejże organizacji. Było to pierwsze spotkanie Cybulskiego z podziemną organizacją narodową, oraz ruchem narodowym.

 

 

 

Bartosz Tomczak 

niedziela, 03 kwiecień 2022 13:37

Sprzęt medyczny dla proobronnych

Wszyscy jasno widzimy, co dzieje się za wschodnią granicą naszego kraju i jak ważna w związku z tymi wydarzeniami jest postawa narodu. Musimy budować wśród naszego społeczeństwa, a zwłaszcza wśród ludzi młodych, postawy patriotyczne i gotowość na trudne czasy.

 

Dlatego od lat rozwijamy działalność Sekcji Sportowo-Obronnej Związku Żołnierzy Narodowych Sił Zbrojnych, której celem, oprócz wychowania patriotycznego, jest przygotowanie do działań proobronnych.

 

Podczas praktycznych szkoleń przekazujemy wiedzę i umiejętności w zakresie strzelectwa, ratownictwa medycznego i działań taktycznych.

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia, aby zakupić profesjonalne wyposażenie medyczne, dzięki któremu członkowie Sekcji Sportowo-Obronnej będą mogli udzielać realnej pomocy w chwilach zagrożenia.

 

Ważnym elementem szkoleń są umiejętności udzielania pierwszej pomocy.

 

Potrzebujemy Twojego wsparcia, aby zakupić profesjonalne wyposażenie medyczne, dzięki któremu członkowie Sekcji Sportowo-Obronnej będą mogli udzielać realnej pomocy w chwilach zagrożenia.

 

Celem zbiórki jest skompletowanie jednego pełnego zestawu sprzętu dla medyka grupy proobronnej. Koszt jednego takiego zestawu to 5 tysięcy złotych.

 

  

link do zbiórki:

 

https://twojazbiorka.pl/.../sprzet-medyczny-dla-proobronnych

 

#WsparcieMedyczne #SekcjaProobronna #NSZ

 

 

 

Autor: SSO ZŻ NSZ

 

"Umiem wiele pożytecznych rzeczy: żonglować, chodzić na rękach, ruszać uszami, językiem do nosa dostawać – z czego jestem strasznie dumny. Z mniej interesujących: szpiegować, uprawiać przemytnictwo i wiele innych, o których nie chcę z wrodzonej skromności wspominać. Nie robię teraz tego, bo władze sądowe w stosunku do mnie wykazały brak poczucia humoru. Za karę pozbawiłem je dobrego klienta. Dawniej interesowali się moją osobą: policja, wywiadowcy, sędziowie, prokuratorzy, strażnicy graniczni. A teraz tylko wydawcy i reportery..."

 

Często na łamach Szturmu polecamy wartościową literaturę, czynili to już wielokrotnie Ada Gąsiorek, Grzegorz Ćwik, Jarosław Ostrogniew, czy Patryk Płokita, ja również recenzowałem chociażby Obóz Świętych Raspailla. Tym razem chciałem polecić twórczość Autora opisującego Kresy sprzed równo stu lat. 

 

Postać Sergiusza Piaseckiego jest w kręgach narodowych dość dobrze znana. Autor Kochanka wielkiej niedźwiedzicy czy Zapisków oficera Armii Czerwonej, urodził się w 1901 roku jako nieślubny syn zubożałego szlachcica Michała Piaseckiego i białoruskiej wieśniaczki, pochodzącej ze schłopiałej szlachty. W domu ojca mówiło się wyłącznie po rosyjsku, późniejszy pisarz języka polskiego nauczył się dopiero w więzieniu.

 

Życiorys Kresowego pisarza odbiega od typowego “gryzipórka”, był on awanturnikiem, rodem z filmów lub Trylogii Sienkiewicza. Wyrzucony ze szkoły, znalazł się w rewolucyjnej Moskwie, gdzie nabrał odrazy do bolszewików. W Mińsku związał się ze światem przestępczym, następnie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Zdemobilizowany znalazł się na marginesie społeczeństwa, bez środków do życia, zajął się szulerką, fałszowaniem czeków, uczestniczył w produkcji pornografii. Ten etap życia opisał w Żywocie człowieka rozbrojonego. Następnie związał się z polskim wywiadem wojskowym, znajomość języków rosyjskiego i białoruskiego, oraz pogranicza, czyniły z niego bardzo cenny nabytek dla Dwójki. Dosłużył się stopnia podporucznika. Jednak nadużywanie kokainy, oraz awanturniczy charakter, sprawiły, że musiał pożegnać się z Dwójką. Trudnił się także przemytem. Za bandyckie napady został skazany na karę śmierci, którą jednak zamieniono na więzienie z powodu wcześniejszych szpiegowskich zasług. Piętnastoletni wyrok, odmienił życie Sergiusza, który nauczył się języka polskiego i zaczął pisać. Kochanek wielkiej niedźwiedzicy został bestsellerem, a dla autora stanowił przepustkę na wolność. Tak były złodziej, żołnierz, szuler, przemytnik, oficer wywiadu i pospolity bandyta, został słynnym pisarzem. Życiorys Sergiusza Piaseckiego wydaje się nierealny, mało który reżyser, zdecydowałby się nakręcić równie absurdalną historię. Pierwszego września 1939 roku wybuchła wojna, którą pisarz spędził w okupowanym przez Sowietów, a następnie Niemców, Wilnie, tam współpracował z ZWZ-AK, włamując się do ochranianego przez gestapo urzędu, z którego wyniósł niezmiernie istotne dokumenty. Po wojnie znalazł się na emigracji.

 

Sergiusz Piasecki pisał o rzeczach, które doskonale znał, co zdecydowanie odróżniało go od innych pisarzy. Jeżeli Kochanek wielkiej niedźwiedzicy nie stanowi dokładnego opisu życia i działań przemytników na granicy polsko-radzieckiej, a Bogom nocy równi pracy agentów polskiego wywiadu w rządzonym przez bolszewików Mińsku, jest to celowy zabieg autora, który z różnych powodów nie mógł napisać wszystkiego, zwłaszcza o działalności szpiegowskiej, a także  bardzo mocno wybielał siebie i swoich kolegów, co widać w Kochanku… i Trylogii złodziejskiej.

 

Trylogia złodziejska, którą aktualnie czytam, przedstawia świat zawodowych przestępców w sposób romantyczny, usprawiedliwiając ich postępowanie, czytamy o przygodzie, sposobie na życie… Przychodzą na myśl ostatnie rozdziały Kochanka wielkiej niedźwiedzicy, gdzie widzieliśmy usprawiedliwianie napadania na “nieprzestrzegających kodeksu przemytnika”, co zastąpiło narratorowi i jego dwóm kolegom zwyczajną działalność przemytniczą.

 

Pierwszy raz z twórczością Piaseckiego zetknąłem się dziesięć lat temu, do lokalu Młodzieży Wszechpolskiej dostaliśmy całkiem przyjemnie wyposażoną biblioteczkę, a w niej Kochanka wielkiej niedźwiedzicy, lekturę zdecydowanie porywającą, z jednej strony świetna historia awanturnicza, a z drugiej opis pogranicza polsko-sowieckiego pierwszej połowy lat dwudziestych ubiegłego wieku.

 

Zapiski oficera Armii Czerwonej to najbardziej znana książka Piaseckiego, napisany z genialnym poczuciem humoru pamiętnik sowieckiego lejtnanta ukazuje prymitywizm krasnoarmiejców, i szok, jaki przeżyli, kiedy zobaczyli cywilizację, Wilno i białoruska wieś zaskakują oficera z Kraju Rad, który widzi ile można kupić chleba, masła, zegarków… Były oficer Dwójki Sowietami gardził, głównie dlatego, że ich doskonale znał, widział Rewolucję, uczestniczył w wojnie polsko-bolszewickiej, a także przebywał bardzo długo w ZSRR jako przemytnik i szpieg. Znał Mińsk za cara i okupacji niemieckiej, a potem bolszewików, mieszkał w okupowanym Wilnie. Tę pogardę widać w książce, ale nie umniejsza to jej wartości. 

 

Piąty etap i Bogom nocy równi nie stanowią podręcznika dla agentów wywiadu, również dla stalinowskiej bezpieki był bezwartościowe, o co Autor zadbał, natomiast, żadna inna powieść nie stanowi tak dobrego opisu działań szpiegów, ponieważ Piasecki opisywał to co naprawdę znał, przeżył, doświadczył, oczywiście mocno cenzurując z wiadomych powodów. Doskonale za to opisuje obraz rządzonego przez bolszewików Mińska. Kontrastuje on z tym samym miastem, opisanym w Trylogii złodziejskiej, która portretuje przecież niziny społeczne, dodatkowo dziejąc się w czasie wojennym, widzimy tu więc, jak bardzo Lenin zniszczył życie zwykłych Rosjan, Białorusinów i Polaków. Oprócz mocno wybielonego obrazu świata przestępczego, mamy tutaj historię dorastania młodego chłopca ze zubożałej rodziny inteligenckiej, który przechodzi kolejne szczeble wtajemniczenia złodziejskiego. Kochanek wielkiej niedźwiedzicy to historia byłego żołnierza, który zostaje przemytnikiem, widzimy tu obraz Kresów i ludzi żyjących poza prawem, prowadzących życie wielce ryzykowne, ale pełne przygód i o wiele zamożniejsze niż praworządni mieszkańcy białoruskiej wsi, po obu stronach granicy. To jednak historia człowieka coraz bardziej osamotnionego. Na motywach powieści został zrealizowany beznadziejny film, którego zdecydowanie nie polecam, bardzo niewiele mający wspólnego z książką. Bezjajeczny Barciś w roli bandyty Szczura, to chyba najgorszy pomysł obsadowy w historii polskiej kinematografii.

 

Sergiusz Piasecki opisywał także swoją działalność w czasie wojny, ale lektura Człowieka przemienionego w wilka i Dla honoru organizacji jeszcze przede mną. Podobnie jak Siedmiu pigułek Lucyfera czy Żywotu człowieka rozbrojonego.

 

Trylogia złodziejska zawiera bardzo dużo refleksji, o losie ludzi, skazanych na przestępcze życie, już na samym początku poznajemy historię matki Aleksandra Barana, i to w jakich warunkach dorastał on, a w jakich jego przyrodni brat, który miał wszystko. Mimo wybielania świata przestępczego, bardzo ciekawej akcji awanturniczej powieści i świetnego humoru, jest to książka gorzka i pełna refleksji. To zresztą typowe dla Piaseckiego, którego nie możemy traktować tylko jako autora awanturniczych historii i pełnych humoru cytatów.

 

Twórczość Sergiusza Piaseckiego to świadectwo epoki, w której żył i Kresów, których już nie ma. Opis życia ludzi, którzy z różnych przyczyn znaleźli się na marginesie normalnego życia - złodziei, przemytników i szpiegów. To także porywająca literatura, dzięki wartkiej akcji i świetnemu humorowi, bardzo dobrze się dzieła byłego szpiega i przemytnika czyta. 

 

Maksymilian Ratajski

niedziela, 03 kwiecień 2022 13:07

Polegli w obronie Ukrainy

Od czasu Rewolucji Godności na kijowskim Majdanie i potem w czasie wojny na wschodzie Ukrainy – to ukraińscy nacjonaliści stoją w pierwszym szeregu walczących o niepodległość swojej ojczyzny i wolność narodu ukraińskiego. Tak samo jest w czasie trwającej wojny Rosji z Ukrainą. Wśród poległych na froncie jest wielu ukraińskich nacjonalistów, którym poświęcony jest ten tekst.

Mykoła Krawczenko „Kruk”



Mykoła Krawczenko „Kruk” był jedną z najważniejszych postaci współczesnego ukraińskiego nacjonalizmu. Pochodził z Charkowa i był jednym z przedstawicieli tzw. ukraińskiego rosyjskojęzycznego nacjonalizmu. Kruk był bliskim współpracownikiem Andrija Bileckiego, z którym tworzył organizację Patriot Ukrainy, brał udział w Rewolucji Godności w szeregach Prawego Sektora, następnie włączył się w działalność Batalionu Azow i stał się jedną z kluczowych postaci Ruchu Azowskiego. Z wykształcenia historyk, był jednym z twórców wydawnictwa Orientyr, pierwszego wydawnictwa założonego przez weteranów wojny na wschodzie Ukrainy.

Kruk poległ w boju z rosyjskimi wojskami 14.03.2022 – w ukraiński Dzień Ochotnika (święto ochotników walczących za Ukrainę). Razem z Krukiem poległ jego adiutant – Sierhij Maszowiec „Wanczyk” – ukraiński nacjonalista również związany z wydawnictwem Orientyr. Obaj walczyli w Azowskim oddziale Obrony Terytorialnej, który następnie został włączony do Sił Zbrojnych Ukrainy. Dwa tygodnie przed śmiercią Kruka w walkach o Charków zginął jego ojciec.

Serhij Zajkowskij „Deimos”



Serhij Zajkowskij „Deimos” był jednym z najciekawszych i najważniejszych przedstawicieli najmłodszego pokolenia ukraińskich nacjonalistów. Prawdziwy intelektualista i erudyta, którego zainteresowanie obejmowały tradycjonalizm integralny, ruch legionowy, nacjonalistyczną kontrkulturę, indoeuropeistykę, francuską Nową Prawicę, rewolucję konserwatywną – i wiele innych tematów. Autor licznych artykułów i przekładów, utalentowany redaktor i świetny mówca. Jeden z twórców i sił napędowych wydawnictw Plomin i Nuovi Arditi oraz Stowarzyszenia Kulturowego Awangarda.

Sierhij był prawdziwym idealistą – który żył i zginął dla naszej idei. Nie tylko jego artykuły i wykłady były niezwykle inspirujące, ale także zwykłe rozmowy z nim, podczas których swobodnie można było przechodzić przez wszystkie ważne dla nas tematy i dowiedzieć się czegoś nowego. W „Szturmie” opublikowaliśmy wywiad z Sierhijem: https://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/1055-bez-przekladow-literatury-daleko-nie-zajedziesz-wywiad-z-serhiyem-zaikovskim-z-inicjatywy-plomin oraz przekład jego eseju: https://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/1054-serhiy-zayikovskiy-dlaczego-trzeba-czytac-dumezila

Sierhij od pierwszego dnia wojny walczył w ramach utworzonego przez członków Stowarzyszenia Awangarda zwiadu przeciwpancernego batalionu OPSP ZSU Azow. Poległ w boju razem ze swoim towarzyszem Denisem „Szkiperem” 24.03.2022. W czasie wojny z Rosją zginęła również siostra Sierhija – sanitariuszka wojskowa.

Denis Kotenko „Szkiper”



Denis Kotenko „Szkiper” był młodym ukraińskim nacjonalistą związanym z Ruchem Azowskim, przed wojną pełnił funkcję sekretarza prasowego Andrija Bileckiego. Był również liderem dnieprowskiego oddziału Korpusu Narodowego. Służył w  zwiadzie przeciwpancernym batalionu OPSP ZSU Azow. Poległ 24.03.2022 (razem z Sierhijem Deimosem) w czasie kontrataku wojsk ukraińskich w Łukianowce (pod Kijowem). Jego oddział wspierał w walce ukraiński czołg wiążący ogniem czołgi rosyjskie. To między innymi dzięki poświęceniu Denisa i Sierhija walka zakończyła się zwycięstwem Ukraińców.

Artem Murachowskij „Muracha”/„Isus”



Artem Murachowskij „Muracha”/„Isus” był ukraińskim artystą i twórcą projektu Olifant – jednego z ciekawszych projektów graficznych tworzących nacjonalistyczną kontrkulturę. Isus był nie tylko artystą, ale też aktywistą nacjonalistycznym, biorącym najpierw udział w walkach na Majdanie, a następnie w wojnie na wschodzie Ukrainy w ramach batalionu Azow. Poegł w szeregach 25. Brygady Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Ukrainy.


Kiryło Babencow „Kobra”

 


Kiryło Babencow „Kobra” był żyjącą legendą ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego. Związany był ze słynnym ruchem Karpacka Sicz, który zdołał zdominować zarówno kulturowo jak i politycznie Użhorod i całe Zakarpacie. Kobra był całym sercem oddany ruchowi i wierzył w jego nadchodzące zwycięstwo – gdy rozpoczęła się rosyjska inwazja został dowódcą grupy bojowej Karpackiej Siczy. Poległ podczas obrony Kijowa.

Sierhij Stribnyj „Iksi”



Sierhij Stribnyj „Iksi” był związany z ruchem Centuria i projektem Nord Storm. Propagował i praktykował ideę NSXE. Pochodził z Charkowa i od początku rosyjskiej inwazji walczył o obronie swojego miasta i swojego kraju. Poległ 25.03.2022 w Olchowce pod Charkowem.

Hieorhij Tarasenko



Hieorhij Tarasenko był dowódcą oddziału ochotników z ukraińskiej inicjatywy „Freikorps”. Hieorhij był aktywnym nacjonalistą jeszcze przed Rewolucją Godności. W czasie Majdanu brał udział w walce z „rosyjską wiosną” w Charkowie, w 2014 wyruszył po raz pierwszy na front, aby walczyć z separatystami. W 2017 stworzył oddział ochotników i inicjatywę „Freikorps” – pod jego dowództwem oddział przeszedł siedem rotacji na froncie w Donbasie. Od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji bronił Charkowa. Hieorhij poległ 25.03.2022 w boju z rosyjskimi najeźdźcami, idąc do kontrataku na czele swojego oddziału.

Jurij Ruf



Jurij Ruf był jednym z najważniejszych postaci młodego pokolenia ukraińskiej kultury, nacjonalistą, poetą, naukowcem i działaczem obywatelskim. Był twórcą projektu literackiego „Duch Nacji” i festiwalu patriotycznego „Chołodnyj Jar”. Jurij dążył do odnowienia ukraińskiej poezji – uważał, że należy przekroczyć melancholijne i fatalistyczne nurty. Dlatego jego poezja była inna: heroiczna i epicka. Niektóre wiersze Jurija stały się tekstami ukraińskich pieśni patriotycznych. Pierwszego dnia wojny Jurij jako ochotnik stawił się do walki. Poległ 1.04.2022 w szeregach lwowskiej 24 Samodzielnej Brygady Zmechanizowanej.

Roman i Leonid Butusinowie



Roman i Leonid byli synami rosyjskiego nacjonalisty Olega Butusina. Wraz z ojcem i trzecim bratem walczyli po stronie Ukrainy przeciw bolszewickiej hordzie Putina – o wolność Ukrainy i Rosji od bolszewizmu. Oleg Butusin jest jednym z rosyjskich nacjonalistów, którzy od 2014 walczą razem z Ukraińcami przeciw neosowieckiemu reżimowi. Roman i Leonid polegli, broniąc małej ukraińskiej wsi przed liczniejszym oddziałem najeźdźców. Bracia walczyli i zginęli pod sztandarem ROA, kontynuując ponadstuletnią walkę narodu rosyjskiego z bolszewizmem.

 

Opracował: Jarosław Ostrogniew 

 

niedziela, 03 kwiecień 2022 12:59

Patryk Płokita - Bateria umiera

Bateria umiera, zaraz jej nie ma.

Czerwony pasek, powoli tu zdycha.

Każdy to zna, każdy też pyta.

"Sory mordo, masz może kabla?"

 

Kilka procent do końca agonii.

Zaraz, za chwilę, aby odłączony.

Nie ma ratunku, nie ma sumienia.

Co za Tragedia, pierwszego świata...

 

"Ja chcę tu lajka, wejść na tiktoka!

I na fejsbunia! i Instagrama!"

Zaraz skończy się ta istna fama, bo

Mały brat w kieszeni im zdycha.

 

Dlaczego zrzędzisz, że jesteś odcięty?

Zajmij się offline, swym własnym życiem.

Pójdź na spacer, oddychaj powietrzem.

Przejmij kontrolę, nad losem wreszcie?

 

Patryk Płokita

niedziela, 03 kwiecień 2022 12:57

Jarosław Ostrogniew - Denazyfikacja Ukrainy

Denazyfikacja została wymieniona przez Władimira Putina jako jeden z głównych powodów inwazji Rosji na Ukrainę. W niniejszym eseju zastanowimy się nad tym, co właściwie denazyfikacja oznacza, jak wpisuje się ona w paradygmat neosowiecki (a więc obowiązującą matrycę ideologiczną współczesnej Rosji), a także co z tego wszystkiego wynika dla nacjonalistów.

Jak właściwie rozumiany jest termin denazyfikacja? Oznacza on usunięcie wszystkiego co nazistowskie. Jak jednak rozumiane lub wyznaczane jest to, co nazistowskie? Pokrótce można powiedzieć, że nazistowskie jest wszystko, co nie jest na rękę klice rządzącej współczesną Rosję. Należy jednak przyjrzeć się temu neosowieckiemu punktowi widzenia, aby rzeczywiście zrozumieć, co i dlaczego jest uznawane za nazizm.

Zacznijmy od tego, że skupiając się na degeneracji i błędach kapitalizmu, wielu ludzi zapomina o tym, jakim bagnem (ekonomicznym, społecznym, kulturowym, czy wreszcie ideologicznym) był komunizm, a konkretnie sowiecki komunizm. Jak możemy dowiedzieć się z poważnych źródeł (czyli z memów), rzeczywisty sowiecki komunista przez współczesnych kapitalistycznych lewaków postrzegany byłby jako faszysta, a z kolei w ZSRR cała zachodnia tęczowa lewica trafiłaby z marszu do łagrów. Do pewnego stopnia jest to prawdą. Jednak wbrew pozorom wiele wątków myślenia czy percepcji świata przez współczesną zachodnią tęczową lewicę ma swoje źródło w sowieckim komunizmie.

Jedną z aberracji umysłowych, które swoje źródło mają właśnie w sowieckim komunizmie, jest postrzeganie wszystkiego (co nie jest lewicowe) jako nazizmu – a konkretnie mniej lub bardziej zaawansowanej formy nazizmu. I tak: tradycyjna rodzina = nazizm, heteroseksualizm = nazizm, religia = nazizm, nacjonalizm = nazizm, monarchia = nazizm, czy wreszcie narodowy socjalizm = nazizm. Oczywiście są to różne stadia i formy nazizmu, z nazizmem właściwym jako stadium końcowym i formą najbardziej jawną, a na przykład monarchią jako stadium niezaawansowanym, czy demokracją jako formą ukrytą. Właśnie tak postrzegali świat sowieccy komuniści, gdzie kraje kapitalistyczne były uznawane za kraje w zakamuflowany sposób nazistowskie lub zmierzające w stronę nazizmu. Warto przypomnieć, że sowieccy komuniści za formę nazizmu uważali nawet socjaldemokrację, czy nie-leninowskie odmiany komunizmu.

Takie absurdalne i konspirologiczne myślenie jest bardzo charakterystyczne dla wszystkich neo-, quasi- i post-sowietów. Niech przykładem będzie jeden z największych fałszerzy historii Eurazji Lew Gumilow (główny nauczyciel szarlatana i mitomana Aleksandra Dugina), który całkowicie dosłownie (nie w sensie metaforycznym) uważał katolicyzm za satanizm. Tak, według Gumilowa katoliccy papieże czy biskupi, gdy nikt nie patrzy, odprawiają czarne msze i modlą się do diabła. Według tego „historyka” zachodni monarchowie również brali udział w satanistycznych obrzędach, a cała historia Europy i Rosji może być postrzegana jako próba zniszczenia przez satanistów (Europejczyków) chrześcijaństwa (Rosji).

Zatem według rosyjskich neosowietów (podobnie jak według sowieckich komunistów i według zachodniej lewicy) cała tradycja Zachodu (czy Europy) jest kolejnymi stadiami rozwoju zła – nazizmu, którego ukoronowanie stanowi nazizm właściwy. W tradycji europejskiej nie ma nic dobrego, jest tylko wieczne dążenie do prześladowania i ostatecznej eksterminacji mniejszości narodowych (według sowieckich komunistów i zachodniej lewicy) czy mniejszości seksualnych (według zachodniej lewicy).

Temu złu należy się oczywiście przeciwstawić. Jak to zrobić? Według zachodniej lewicy najlepiej temu służą działania powolne i miękkie – przejmowanie władzy kulturowej, infiltracja instytucji władzy, promowanie hedonizmu i dewiacji oraz sprowadzanie kolorowych imigrantów. Według neosowietów najlepsze są działania szybkie i twarde – uzależnienie ekonomiczne od kontrolowanych przez siebie surowców oraz operacje militarne, czy to pod postacią tworzenia długotrwałych konfliktów wewnętrznych z różnymi „separatystami” czy poprzez zwykłą inwazję militarną – fizyczne zniszczenie narodów europejskich, zasiedlenie Europy kolorowymi narodami z głębi ZSRR lub Rosji, a następnie przejęcie pełnej politycznej kontroli nad europejskimi krajami.

Wbrew temu, co bredzą zachodnie media, Putin nie jest nowym Hitlerem. Putin jest nowym Stalinem (czego wcale nie kryje), który dąży do odbudowania sowieckiej kontroli najpierw nad byłymi krajami ZSRR i sowieckiej strefy wpływów, a następnie nad pozostałymi krajami Europy. Robi to właśnie po to, aby pokonać nazizm (a więc wszystkie formy zachodniej tradycji), który postrzega jako największe zagrożenie dla swojej autorskiej, odnowionej wersji sowieckiego komunizmu.

Zatem gdy Putin mówi o denazyfikacji Ukrainy, jest w tym całkowicie szczery. Głównym celem wojny Rosji z Ukrainy jest denazyfikacja – a więc fizyczna likwidacja wszystkiego, co związane z Europą (czyli z nazizmem). Oczywiście nazizm na Ukrainie przybiera według Putina różne formy. Formą łagodną i zakamuflowaną są na przykład ukraińscy liberałowie. Formą bardziej agresywną są ukraińscy patrioci. Natomiast formą najbardziej agresywną, najgorszą są oczywiście ukraińscy nacjonaliści – a może nawet nie ukraińscy, a rosyjscy i białoruscy nacjonaliści, który  stanęli po stronie ukraińskiej, wzięli do ręki broń i aktywnie walczą z neosowieckim reżimem Putina.

Co ciekawe, Putin udowodnił, że to ukraińscy nacjonaliści mieli rację. Ukraińscy nacjonaliści już od samego momentu odzyskania przez Ukrainę niepodległości po rozpadzie ZSRR mówili, że Rosja będzie głównym wrogiem Ukrainy – że w końcu odrodzi się w nowej formie sowiecki komunizm i będzie dążył do całkowitego podporządkowania Ukrainy. Z punktu widzenia neosowieckiej Rosji niezależna Ukraina jest całkowicie nie do zaakceptowania i należy ją zniszczyć. I żadne opowieści o bratnich narodach i bliskości kulturowej nic tutaj nie pomogą Ukraińscy nacjonaliści mentalnie, kulturowo, fizycznie i organizacyjnie szykowali się do wojny z Rosją – byli oczywiście oskarżani o szurostwo, ale okazało się, że to oni mieli rację i to oni wykazali się trzeźwym osądem sytuacji. (Warto jednak nadmienić, że cześć środowiska ukraińskich nacjonalistów myliła się całkowicie  w kwestii oceny Polski, zakładając że Polska będzie co najmniej chciała uczestniczyć w nowym rozbiorze Ukrainy – jak pokazały ostatnie dni, to jednak Polska najbardziej ze wszystkich krajów UE podziela ukraiński punkt widzenia na relacje Ukrainy z Rosją.)

Co to wszystko oznacza dla innych narodów Europy i europejskich nacjonalistów? Neosowiecka Rosja w równym stopniu nienawidzi Europy, co znana nam bliżej zachodnia lewica. Zarówno zachodnia lewica jak i neosowieci uważają całą tradycję zachodnią za zło – a za najgorsze wcielenie tego zła europejskie ruchy nacjonalistyczne. Celem neosowieckiej Rosji jest fizyczna likwidacja nacjonalistów, fizyczna likwidacja elity europejskich narodów i wciągnięcie zniszczonych europejskich krajów do putinowskiego wieloetnicznego imperium. W tej chwili neosowieckiej denazyfikacji poddawana jest Ukraina – jednak Putin i jego klika nie idą dalej nie dlatego, że nie chcą, ale dlatego że na razie nie mogą.

 

Jarosław Ostrogniew

 

niedziela, 03 kwiecień 2022 12:55

Adrianna Gąsiorek - Edukacja w czasach wojny

Zakładam, że obecne wydanie będzie poświęcone głównie sytuacji, z jaką mamy do czynienia za naszą wschodnią granicą. Ja również pochylę się nad tą kwestią. Nie będę jednak skupiać się na wielu płaszczyznach, których dotknęły konsekwencje wojenne. Poniższy tekst odniosę tylko i wyłącznie do zagadnienia mi najbliższego, czyli edukacji… edukacji w czasach wojny.

 

Przed polskimi przedszkolami i szkołami postawiono bardzo trudne zadanie. Czegoś takiego jeszcze nie było w historii polskiej oświaty. W trzy tygodnie w szkołach i przedszkolach przybyło kilkadziesiąt tysięcy dzieci – uchodźców z Ukrainy. I wciąż ich przybywa. Według pedagogów: „Brak pieniędzy, nauczycieli z odpowiednimi kwalifikacjami i znajomością języka ukraińskiego, trudności z organizacją tegorocznego i przyszłego roku szkolnego – to główne problemy, z jakimi borykają się samorządowe placówki oświatowe”.

 

Pamiętajmy, że planując subwencję oświatową, nikt nie zakładał, że liczba ta wskutek wojny na Ukrainie może nagle wzrosnąć. Samorządy, dyrektorzy szkół i przedszkoli głowią się, jak zapewnić naukę uchodźcom. Wszyscy się zgadzają, że do tego potrzebne są pieniądze i specjaliści. W zamian resort edukacji stara się łagodzić wymagania dotyczące warunków nauki i limitów uczniów w poszczególnych oddziałach. Nauczyciele również mogą pracować więcej niż wcześniej, bo mogą mieć 1,5 etatu. Niejasne są jeszcze warunki dotyczące zatrudniania nauczycieli, którzy przyjechali z Ukrainy - nie ma w zasadzie takich przepisów.

 

Samorządy myślą też już o nowym roku szkolnym. Tym bardziej że już w kwietniu rozpocznie się proces jego planowania i tworzenia arkuszy organizacyjnych (na ich podstawie jest planowany budżet). Tymczasem sytuacja jest tak dynamiczna, że dyrektorzy nie wiedzą, ile dzieci mają w nich uwzględniać.

 

Warto zaznaczyć, że informacja, jaką udzielał Minister Czarnek jest błędna. Nieprawdą jest fakt, iż rodzice sami mogą zdecydować, kiedy i czy w ogóle ich dziecko pójdzie do szkoły. Ukraińskie dzieci podlegają pod takie samo prawo – mają zatem obowiązek edukacyjny:

 

Każde dziecko w wieku od 7 do 18 lat przebywające w Polsce jest objęte obowiązkiem szkolnym lub obowiązkiem nauki. Oznacza to, że musi ono chodzić do szkoły pod rygorem sankcji wobec rodziców. Obowiązek ten dotyczy także dzieci niemających obywatelstwa polskiego bez względu na status prawny ich rodziców w Polsce.

 

O jakich sankcjach mowa? Jak wyjaśnia Stowarzyszenie Interwencji Prawnej:  rodzice dziecka podlegającego obowiązkowi szkolnemu są obowiązani do dopełnienia czynności związanych ze zgłoszeniem dziecka do szkoły. Kontrolę spełniania obowiązku szkolnego prowadzi dyrektor szkoły i gmina. W przypadku niezapisania dziecka do szkoły, pomimo iż podlega ono obowiązkowi szkolnemu, na rodzica może zostać nałożona grzywna w wysokości do 10 000 złotych. Grzywna może być nakładana wielokrotnie, ale jej wysokość nie może przekroczyć łącznie 50 000 złotych.

 

Dzieci, które przekroczyły granicę po 24 lutego, podlegają obowiązkowi szkolnemu. Mamy tutaj zastosowanie Konwencji Praw Dziecka, jak i Dyrektywy Rady Unii z 2001 roku plus decyzji wykonawczej Rady z 4 marca 2022, a także nasza specustawa zapewnia tym dzieciom możliwość pobierania edukacji w tym czasie, w którym nie mogą jej pobierać na terenie Ukrainy. Dodatkowo obowiązek nauki wynika z przepisów prawa oświatowego i Konstytucji.

 

Nieprawdziwe informacje, jakie podawali rządzący, sprawiły, że część Ukraińców musiała bardzo szybko posłać swoje pociechy do polskich szkół, aby uniknąć kar. Jestem w stanie zrozumieć, że w pierwszych dniach wojny sytuacja zaskoczyła wszystkich i nikt nie zastanawiał się nad systemem oświaty. Natomiast obecnie naprawdę można byłoby już zacząć działać i wprowadzać nadzwyczajne rozwiązania, bo i sytuacja jest nadzwyczajna.

 

Osobiście uważam, że wysyłanie dzieci uciekających z terenów wojennych do obcej szkoły to fatalny pomysł, podobnie zresztą, jak straszenie ich rodziców karami pieniężnymi. Dlaczego? Postaram się Wam przedstawić kilka historii z własnych doświadczeń (imiona celowo zmienione).

 

Alina – I klasa szkoły podstawowej

Dziewczynka przyjechała z Ukrainy w sobotę wieczorem wraz z mamą i babcią. Reszta rodziny została w ojczyźnie. W poniedziałek Alina została zapisana do szkoły, we wtorek dostała już polskie podręczniki (które zresztą też się już kończą, w późniejszym czasie zostaną tylko kserówki). Oczywiście nauczyciele nie wymagają na razie za wiele, ponieważ problemem, póki co jest komunikacja. Dziękujemy za Translatora w komórce, który obecnie jest najczęściej używaną aplikacją w oświacie. Alina jest jak się domyślacie zagubiona i mimo obecności ukraińskich dzieci posługujących się oboma językami, które już kilka lat są w Polsce, nie chce z nikim rozmawiać. W związku z tym, że jej mama i babcia poszły do pracy, dziewczynka po zajęciach szkolnych, przebywa w świetlicy. Mniej więcej po godzinie zaczyna płakać i czekać przy oknie na to aż ktoś ją odbierze.

 

Maksym – III klasa szkoły podstawowej

Maksym podobnie, jak jego koleżanka trafił już po kilku dniach do szkoły. W przeciwieństwie do Aliny jest dość otwarty i próbuje dogadywać się z rówieśnikami. Zarówno polskimi, jak i ukraińskimi. Wszystko byłoby całkiem w porządku, gdyby nie pewne zachowania, które sprawiają, że bardziej niż szkoły, dziecko potrzebuje terapii. Maksym słysząc odgłos samolotów (blisko nas znajduje się prywatne lotnisko), czy ogólnie głośniejsze dźwięki z pobliskiej budowy, ucieka i chowa się pod ławki. Po rozmowie z rodzicami dowiedzieliśmy się, że z ich miasta zostały tylko gruzy, a przed wybuchami wspólnie chowali się pod rodzinny stół. Wspomnienie Maksyma, jakie przywiózł ze sobą do Polski? Miasto – gruzowisko i kilkanaście psów chodzących po zniszczonych ulicach, które nie miały tyle szczęścia, żeby znaleźć się w Polsce.

 

Denis – VIII klasa szkoły podstawowej

Denis w zależności od dnia czasami jest uśmiechnięty i ciekawy tego, co będzie się działo w szkole, a czasami nie odzywa się w ogóle. Również jest „szczęśliwcem”, który dostał polskie podręczniki, a w kwietniu będzie pisał egzamin ósmoklasisty – po polsku, do dyspozycji będzie miał słownik polsko-ukraiński. Póki prawo się nie zmieni w tej kwestii, taka sytuacja spotka każdego ósmoklasistę.

 

Taki przypadków w każdej polskiej szkole obecnie jest bardzo dużo. Od dwóch tygodni takich Alin i Maksymów mamy już kilkadziesiąt, każdy z własną historią i w większości bez znajomości języka polskiego czy angielskiego. Według przepisów, jeśli miejsc w klasie już nie będzie – dyrektorzy mają pisać podanie o stworzenie nowych ukraińskich klas w szkołach. Wszystko zależy od finansów, a tych po prostu nie ma. Nie wierzcie również w tzw. opiekunów, którzy mają pomagać ukraińskim uczniom – większość samorządów na to nie stać.

 

Jak zatem rozwiązać ten problem?

Przede wszystkim o tym, czy ukraińskie dziecko ma chodzić i kiedy do szkoły powinno należeć do decyzji jego rodziców, a nie urzędników, którzy nie zdają sobie sprawy, z jakimi traumami muszą sobie radzić te rodziny. Czy naprawdę dwa dni po ucieczce z kraju dotkniętego wojną, najważniejsze jest to, żeby taki młody człowiek uczył się matematyki w obcej szkole, w obcym języku? Czy nie lepiej byłoby zorganizować faktycznie jakieś dodatkowe klasy nawet w salkach niemieszczących się w szkołach, ułatwić ukraińskim nauczycielom podjęcie takiej dodatkowej pracy i zacząć od zabaw, spotkań z psychologiem itd.? Wtłaczanie tych ludzi w nasz system edukacyjny jest kuriozalnym rozwiązaniem zarówno dla nich, jak i dla nas. Jeśli z punktu psychologicznego odpowiednie dla tych dzieci będą spotykania z innymi i chwilowe zapomnienie o tym, co ich spotkało, niech faktycznie uczą się podstaw języka polskiego. Pomału i stopniowo, a nie wrzucanie ich na gorącą wodę. Bez rozsądnego podejścia opartego na wiedzy terapeutów, ale i osób zajmujących się oświatą, nie uda się rozsądnie podejść do tej kwestii. Jeśli nic więcej nie mamy do zaoferowania w tej sprawie, to dojdziemy do sytuacji, w której polska edukacja nie będzie miała szans funkcjonowania. Klasy się wypełnią, nauczycieli więcej nie będzie, za to będzie więcej młodych, zagubionych ludzi zarówno nas, jak i naszych sąsiadów. Zrzucanie wszystkiego na samorządy w tej sprawie to już norma, ale tym razem jednak rząd musi wziąć się do roboty. Inaczej te wielkie słowa o niesieniu pomocy są zwykłą utopią i absurdem podobnie jak przymusowe lekcje języka ukraińskiego dla nauczycieli – w ten sposób niczego nie zyskacie. Pomagajmy, ale rozsądnie, twórzmy przestrzeń i sensowne akty prawne. Zarówno w edukacji, jak i w innych dziedzinach.

 

Adrianna Gąsiorek 

niedziela, 03 kwiecień 2022 12:51

Monika Dębek - O koncentracji

Wielokrotnie, zapewne w pracy, w nauce, czy nawet podczas zwykłych czynności dnia codziennego mieliśmy okazję zorientować się, jak bardzo ważna jest koncentracja.

 

Jest ona pojęciem zaczerpniętym z psychologii, która dla mnie osobiście jest jedną z najważniejszych nauk. Jest ona zjawiskiem, polegającym na skupieniu oraz skierowaniu swojej uwagi na konkretną myśl, wydarzenia, sytuacje itd.

 

Może ona nastąpić na dwa różne sposoby: 1 sposób – świadomy wpływ człowieka, który chce rozwiązać dany problem, wykonać powierzoną mu pracę. Osoba świadomie kieruje całą uwagę na dane zagadnienie, oddziela się całkowicie od innych zjawisk i w ostateczności zaczyna je nawet całkowicie ignorować.

 

Koncentracja może pojawić się także samoistnie, często bez świadomości danej jednostki ludzkiej, podczas prowadzonego działania.

 

W dzisiejszym świecie, gdzie dni płyną bardzo szybko, a ilość obowiązków pochłania nasz cały dzień, często zaczyna nam go brakować, koncentracja zostaje często pominięta. Niestety brak jej wpływa na jakość wykonywanych przez nas działań, zdarza się, że robione są one byle jak, tylko po to, aby były zrobione lub na ilość.

 

Na szczęście istnieją jednak metody wpływające na jej poprawę.

Jedną z nich jest muzyka, która jest lekarstwem na wszystko i dla nas nacjonalistów bardzo ważna. Każdy z nas ma swoje ulubione gatunki muzyczne. Muzyka może ona czasami rozpraszać, jednak często np. powolna sprawia, że łatwiej jest nam się skupić. Pozwala się zrelaksować i odprężyć.

 

Sposobem na poprawę koncentracji jest także aromaterapia. Zapachy, które lubimy, sprawiają, że jest nam łatwiej myśleć, w efekcie czego poprawia się nasza pamięć.

W aromaterapii niezwykle ważna jest natura, odpoczynek na łonie natury. Zapach kwiatów czy ziół może sprawić, że nasz humor w bardzo szybkim tempie się poprawi, nasze emocje stają się coraz to bardziej pozytywne.

Jeśli nie mamy możliwości kontaktu z naturą, możemy pocieszyć się zapachami w naszym miejscu zamieszkania.

 

Bardzo pomocne w ćwiczeniu koncentracji jest zrobienie sobie listy zadań, jakie mamy do wykonania. Już samo tworzenie listy, pomaga nam skupić się na danych działaniach. Po każdym zakończonym działaniu zaznaczamy jego koniec.

Ważny przy zjawisku koncentracji jest także nasz stan emocjonalny. Jeśli będziemy smutni, poirytowani, rozdrażnieni, istnieje mała szansa, że nasze zadanie zakończy się w pozytywny sposób. Jeśli brakuje nam motywacji, pomyślmy jakie uczucia mogą pojawić się, gdy nasza zadanie się sukcesem.

Aby móc się poprawnie skoncentrować, konieczne jest wyeliminowanie rozpraszaczy. W trakcie tego działania nie odpisujemy na SMS, nie przeglądamy mediów społecznościowych. W czasie działalności wykonujemy tylko niezbędne czynności.

 

Musimy pamiętać, że nauka koncentracji nie jest łatwa i proces jej nauki, może zająć bardzo długi czas. Nie możemy w trakcie tej edukacji spoczywać na laurach, czy też zrażać się porażkami, jakie mogą na nas czekać.

 

Umiejętność koncentracji w życiu może nam bardzo pomóc, dzięki niej możemy wykorzystać nasz cały, intelektualny potencjał, możemy odnosić sukcesy, w wieli dziedzinach życia.

Pomyślność będzie sprawiać, że będzie chciało się nam jeszcze bardziej.

 

Szybkie tempo i byle jakość życia, wśród wielu ludzi, nie musi oznaczać, że my także poddamy się tendencjom dzisiejszego świata. Skupiajmy się na tym, co najważniejsze, starajmy się wykonywać nasze zadania i żyć najlepiej jak potrafimy.

 

Monika Dębek

niedziela, 03 kwiecień 2022 12:27

Grzegorz Ćwik - Wojna się nie zmienia

Ta wojna zmienia wszystko. Kończy epokę półśrodków, tolerancji wobec zdrady, umizgów i buforowania. Wobec zbrodniczej i nieludzkiej agresji Rosji Putina na Ukrainę stanąć musimy jako Naród zjednoczeni, zmobilizowani, wyzbyci strachu i złudzeń. Historia nie skończyła się, a wręcz można coraz mocniej odnieść wrażenie, że powtarza się w wielu aspektach. Znów moskiewska barbaria przepełniona bredniami o „wyzwalaniu” i walce z „faszyzmem” morduje cywili, bombarduje szpitale, dokonuje czynów, które naród ten wykluczają z grona cywilizowanych i zasługujących na szacunek. Znów nad rosyjskimi tankami powiewają czerwone, komunistyczne flagi, znów porywani i mordowani są wszelcy „bandyci”, a wojska zaporowe, w postaci czeczeńskich terrorystów i psychopatów, pilnują by rosyjscy „żołnierze” nie wpadli na pomysł wycofania się. Lepiej umrzeć dla cara, bez względu czy jest biały, czerwony czy jakikolwiek inny, niż poddać się. Znów słyszymy, że Rosja niesie bratnią pomoc, która objawia się głównie w celowym bombardowaniu obiektów cywilnych i osiedli mieszkalnych. Doprawdy kainowe braterstwo.

 

Znów słyszymy z różnych stron, że to nie „nasza wojna”. Co ciekawe ci sami ludzie, którzy to mówią, mają mordy zaplute od ciągłego powoływania się na przykład naszych sojuszników w roku 1939. Toć oni przecież tak samo sądzili, że to nie ich wojna – do czasu aż hitlerowskie bomby nie zaczęły spadać na Paryż, Amsterdam i Londyn.

 

Rosja zawsze była naszym wrogiem. Zauważył to już sto lat temu Komendant, mówiąc, że Rosja bez względu kto będzie nią rządził, zawsze będzie imperialna. I znów się to potwierdza. Co więcej, Rosja otwarcie stwierdziła, tak przed jak i w trakcie swej agresji, że zamierza powrócić do stanu geopolitycznego sprzed 1991 roku, dąży do rozerwania więzi NATO z Polską czy krajami bałtyckimi, a w jednej wypowiedzi znalazły się nawet stwierdzenia, że Ziemie Zachodnie odzyskane w 1945 roku są „odwiecznie niemieckie”. Walą się kretyńskie twierdzenia nie tylko Engelgardów, Wielomskich i innych zwolenników „ruskiego mira”, ale przede wszystkim wszelkie koncepcje wskazujące Rosję jako normalne państwo, z którym można handlować czy współpracować.

 

To jest nasza wojna. Toczy się tuż za naszymi granicami, toczy się w naszym interesie, nasz odwieczny wróg rozpętał ją wobec naszego bratniego, ukraińskiego narodu. Jeśli wszelkiej maści prawactwo i konfederaccy zaprzańcy mają rację i Rosja to „tradycja”, to niech żyje postęp. Co to za tradycja, która morduje tysiącami cywili, bombarduje domy starców, domy dziecka, gwałci, rabuje i dokonuje najohydniejszych zbrodni.

 

Rosja próbuje odbudować swe imperium. My znamy dobrze to imperium, to imperium naznaczone rzezią Pragi, zsyłkami na Sybir, 17 września, Katyniem, mordami NKWD, sojuszem z Hitlerem i rusyfikacją polskiego Narodu. Dlatego oczywistym jest, że musimy wspierać Ukrainę, bo to, że ich walka jest także w naszej obronie nie jest pustym frazesem, ale czymś wysoce oczywistym.

 

„Razem jest nas 90 milionów” powiedział prezydent Ukrainy w przemowie do polskich polityków i parlamentarzystów. Jakkolwiek Zełenski to delikatnie mówiąc nie do końca nasza bajka, to świetnie ujął istotę problemu. Rosja od zawsze potrafiła napadać tylko na dużo słabsze kraje, i zwyciężała tylko te mające poważne problemy wewnętrzne i znajdujące się w stanie rozkładu moralnego. Zauważył to już przed wojną polski sowietolog Włodzimierz Bączkowski. Dlatego właśnie to co powiedział Zełenski jest tak istotne – Międzymorze jest aktualne jak być może nigdy wcześniej. Dziś Ukraina dzieli los, który jutro może dzielić Polska. Wiemy to z historii, z wypowiedzi Putina i jego ześwinionej kamaryli, z analiz polityki rosyjskiej. Wojna narzucona nam przez Moskwę to wojna, która uwidacznia jak bardzo los Ukrainy, Polski, Białorusi i Litwy są ze sobą zespolone i połączone. Rosja nie może nas rozgrywać i najeżdżać po kolei, a jedynym wyjściem jest tu twardy sojusz obronny. Moskwa wykazała jasno, że nie zmieni się i zawsze będzie podchodziła do geopolityki w klasyczny, XIX-wieczny sposób. A skoro tak, to droga jest tylko jedna: twarda tama dla moskiewskiego imperializmu, derusyfikacja ekonomii i przestrzeni publicznej, jak najmniej związków ekonomicznych i infrastrukturalnych z Rosją. Ani oni nie mają nam nic do zaoferowania, ani my nie chcemy z nimi się bratać. Wszelkie kontakty handlowe czy kulturalne Rosja wykorzystuje i wykorzysta wyłącznie do szantażu i drenowania naszej suwerenności. Im mniej Moskwy w naszym życiu, tym lepiej.

 

Tyczy się to także agentury rosyjskiej. I szczerze mówiąc gdzieś mam czy ten albo ów jest faktycznie szmatą, która podpisała lojalkę, czy tylko pożytecznym a jednocześnie upośledzonym idiotą. Liczy się skutek waszej chorej działalności, a tym jest wzmacnianie rosyjskiej polityki i moskiewskiej wizji w polskim społeczeństwie. Do tego obowiązkowa dezinformacja, schizofreniczne zachwalanie „osiągnięć rosyjskiej cywilizacji” i propagowanie nienawiści do wszystkiego co antyrosyjskie. Nieważne bowiem czy onuca jest spod znaku „narodowo-robotniczego”, duginistycznego, klasycznie endeckiego, komunistycznego, czy jakkolwiek inaczej się definiującego. Zawsze mamy tą samą nienawiść do własnej historii, tradycji i do każdego, kto śmiał nie zgadzać się w historii i obecnie na rosyjski dyktat. Powstańcy, legioniści, NSZ, Wyklęci, Solidarność, Piłsudski i polscy generałowie – agentura propaguje jednakowo nienawiść wobec nich. Starczy spojrzeć co wypisuje w sieci niejaki towarzysz Adam Wielomski, który chciałby pewnie, aby jego deklaracje o możliwości jawnej zdrady Polski sprzed kilku lat zostały zapomniane, podobnie jak enuncjacje jakoby bycie Polakiem dla niego nie miało żadnego znaczenia. Niedoczekanie towarzyszu, grillujemy Michnika, będziemy i jego imiennika z drugiej strony tej samej, antynarodowej monety.

 

Z drugiej strony trwająca już miesiąc „3-dniowa” agresja Rosji wykazuje, że równie niebezpieczni są liberałowie, a ich antypaństwowe i wrogie tożsamości nastawienie jest elementem stałym. Wystarczy spojrzeć na wyniki głosowania w Brukseli na temat sankcji wobec Polski z powodu rzekomego łamania „praworządności”. Buzki, Spurki, Cimoszewicze, Millery, Biedronie – wszystko przeciw Polsce, byleby tylko przypodobać się niemieckiemu panu, który… w tym samym czasie dzień w dzień płaci Rosji 600 mln euro w ramach „wymiany handlowej”. W końcu zbrodnie przeciw Ukrainie też kosztują.

 

Przykład Ukrainy pokazuje też jak istotne są morale, wola walki i świadomość narodowa. Same liczby posiadanych czołgów czy rakiet to nie wszystko, czego ruscy orkowie są najlepszym przykładem. Jest coś doprawdy żałosnego w fakcie, że najwyższe morale po stronie rosyjskiej mają…jednostki czeczeńskie. Swoją drogą jak tam narodowi zwolennicy Putina, jak wytłumaczycie fakt, że Rosja oficjalnie napuszcza islamskich terrorystów i oprawców na ukraińską, czyli europejską ludność cywilną? A zresztą, kogo obchodzi zdanie onuc.

 

Tak czy inaczej kwestia odpowiedniego wychowania Narodu, kształtowania w nim zdrowych postaw a z drugiej strony karczowania wszystkiego co propaguje pacyfizm, rozkład, indywidualizm i negację wspólnoty oraz państwa. Bycie członkiem Narodu i społeczeństwa to nie tylko prawa, to także obowiązki. Dlatego śmieszą wszelkie brednie o „trans kobietach” uciekających z Ukrainy. Raz, że na lewo i prawo rzucane są przez lewicę hasła o konieczności równouprawnienia, ale okazuje się, że kwestii służby w armii to nie dotyczy. Dwa, że to świetna metoda dla wszelkich maruderów i zdrajców do wyłgania się od obowiązku obrony Ojczyzny. No cóż, Historia osądzi to, a i pewnie państwo ukraińskie dorzuci tu swoje pięć groszy.

 

Tu też warto stwierdzić, że co by się nie działo, liberał pozostaje liberałem, czyli osobnikiem moralnie, intelektualnie i politycznie wybrakowanym. Wspominałem o sankcjach nakładanych na Polskę i poparciu ich przez sporą część polskich eurodeputowanych. Inna sprawa to krajowa scena polityczna. Wypowiedzi Lisa czy Giertycha były tak skandaliczne i łajdackie, że na wszelki wypadek powinien się nimi zainteresować kontrwywiad wojskowy, mało co bowiem ostatnimi czasy na krajowej scenie tak mocno wsparło rosyjską narrację. Z publicznych enuncjacji o rzekomym zjednoczeniu narodowym i zawieszeniu walk politycznych też już wiele nie zostało. Nagle okazuje się, że Ukraina walczy z tym samym, co… PiS rzekomo wprowadza w Polsce. Czyli oczywiście z łamaniem konstytucji, praworządności i niezależności kasty elity sędziowskiej. Bo gdybyście nie wiedzieli to właśnie z tym walczy Ukraina. Nie z rosyjskim imperializmem podlewanym latami francuskimi i niemieckimi pieniędzmi, ale właśnie z łamaniem konstytucji. Przynajmniej tak twierdzą liberałowie. Ciężko tu o jakiś mądry komentarz, w każdym razie polityczne odrealnienie i skaza na umyśle są tu niezwykle wyraźne i sprawiają, że liberalnej retoryki i wizji świata nikt normalny nie będzie brał na poważnie.

 

Wojna się nie zmienia – to wiemy z nieśmiertelnego klasyka autorstwa Black Isle i Interplay. Rządzą nią odwieczne zasady i reguły, zwykle głuche na nasze etykiety ideologiczne, kłótnie o atlantyzm i duginizm, szukanie kto popełnił więcej zbrodni i czyje jest Kosowo. Geopolityka jak powiadają klasycy tej dziedziny jest antyaksjologiczna i może faktycznie warto trochę zdrowego rozsądku wtłoczyć do dyskusji o naszym regionie. Wrogiem jest dla nas Rosja i jej imperializm, więc wszystko co w nią uderza jest dla nas słuszne, podobnie jak wszystko co nas wzmacnia, a tak, bycie w NATO nas jednoznacznie wzmacnia w kontekście planowanej rosyjskiej agresji na nasz kraj. Polityka jako taka jest dość brudnym i nieciekawym zajęciem, jednak kieruje się, podobnie jak wojna, tymi samymi co zawsze zasadami. Nie bez powodu Clausewitz pisał, że wojna to „polityka prowadzona innymi metodami”. I w polityce ponad wszystko liczy się siła i możliwości. Będąc obecnie w NATO nasze możliwości, także militarne, są dużo większe niż, gdybyśmy byli poza NATO – tak jak Ukraina. I to właściwie powinno zakończyć dyskusję.

 

W obliczu sytuacji jaka nastąpiła po 24 lutego nie ma już miejsca na zbędne dyskusje, jałowe i przeidelogizowane awantury, rusofilię i liberalne spaczenie. Historia się nie skończyła, a więc i kierować się musimy w swej polityce pozbawioną złudzeń analizą rzeczywistości i świadomością położenia oraz dziejowych konieczności. Wojna bowiem się nie zmienia, Rosja jak się okazało także. Tak więc jeśli dojdzie do najgorszego, niech znów wstąpi w nas duch roku 1920.

 

 

 

Grzegorz Ćwik