BFG_358 - Liberalny ściek pacyfizmów i feminizmów, a putinowska inwazja

W związku z wojną na Ukrainie, do głosu dochodzą wszelkiej maści „pacyfizmy” i „feminizmy”. Dla przykładu, Pani Staśko twierdzi, że „gdyby Putin był feministą nie doszłoby do wojny”. Czyżby? Naprawdę? W takim bądź razie, dlaczego zadeklarowany postępowiec, w tym tego złego słowa znaczeniu, feminista, premier Kanady, rozkazał walkę ze swoimi obywatelami, w ramach pandemicznej zawieruchy? Jakoś ta teza kupy się nie trzyma, iż „feminista nie wywołuje wojen”, „feminista nie jest przychylny wojnie”, „feminista nie jest radykalny w swoich działaniach, aby osiągnąć swój cel”. W przypadku premiera Kanady te słowa nie pasują. Dlaczego? Skoro postępowiec i feminista wysyła służby porządkowe do walki ze swoimi obywatelami, zamraża się konta bankowe osób protestujących, to czy czasem to nie są formy działań wojny hybrydowej?


Zaślepienie ideologiczne na wysokim poziomie występuje u Pani Staśko. W poprzednich wiekach istniał „patriarchat”, gdzie to „mężczyźni przewodzili prym w „społeczeństwie”, w wielu aspektach życia, ale to się zmieniło i zmienia nadal, niestety, w złym kierunku. Przykład? Odnieść można wrażenie, iż fala nowego feminizmu powoduje sytuacje kuriozalną, gdzie polskie sądy nie są obiektywne w kwestii dania opieki nad dzieckiem ojcu, problem często jest spłycany do szufladkowania „jak to ojciec, to najgorszy na świecie”.


Często skład sędziowski stanowią kobiety, więc ironizując, „sojusz jajników”. Niestety do przepracowania jest „aspekt biologiczny”, niż racjonalne i obiektywne przyznanie racji, kiedy to „madka” ewidentnie szuka „frajera” na alimenty, inna utrudnia badania genetyczne, a jeszcze inna insynuuje chorobę alkoholową, psychiczną, cukrzycę, wymień co chcesz, aby wygrać w sądzie i mieć „za darmo” pieniądze. Apogeum wredoty. Czy chcemy drugiej Hiszpanii w tej materii?


Oczywiście to nie jest tak, iż nie ma przypadków, gdzie ojciec naprawdę znęca się nad dziećmi, bije je, a matkę maltretuje. Raczej chodzi mi o to, że są też przypadki z drugiej strony barykady, na które warto zwrócić uwagę. Na dobrą sprawę, jeśli tego nie zrobimy, to kolejna rzesza mężczyzn będzie skazana na brak kontaktów ze swoimi dziećmi, tylko dlatego, że system jest „przychylny” w rozprawach tego typu wobec kobiet, a nie wobec mężczyzn. W tym konkretnym przypadku powinno panować równouprawnienie dosłowne, o którym „trajkoczą jak buddyjską mantrę” współczesne lewicowe, nowo-falowe, feministki.

 

Kiedy na dobrą sprawę kwestie równouprawnienia kobiet wyszły na światło dzienne, z tego „mrocznego, okrutnego i najgorszego patriarchatu”? „Patriarchat”, według współczesnych feministek, liczyć można od czasów starożytnych do pierwszej wojny światowej. Wojna z lat 1914-1918 przyczyniła się do radykalnych zmian społecznych, zwłaszcza na starym kontynencie. Pod koniec konfliktu, oraz po jego zakończeniu, do głosu doszły sufrażystki walczące o prawa wyborcze dla kobiet. Druga wojna światowa ten proces przyśpieszyła, a rewolucja seksualna roku 1968 domknęła w taki sposób, że feminizm dzisiaj i walka o prawa kobiet, w większości przypadków, jest karykaturą walki z poprzednich dwóch wieków.

 

Jako osoby związane z czasopismem Szturm jesteśmy zdania, iż dobrze się stało, kiedy kobiety zaczęły walczyć o siebie w dziejach. W naszej polskiej historii jakoś tak wyszło, że przyszedł jednocześnie czas z walką o niepodległość. Za przykład niech posłuży Emilia Plater z Powstania Listopadowego.

 

Dobrze, ale co z dalej z tym Putinem, który wywołał wojnę. Naprawdę, gdyby wspierał ruch równouprawnienia kobiet, to nie wywołałby wojny? A co jeśli ta kwestia nie jest zależna od płci, albo od poglądów na temat tego, czy „kobiety powinny mieć większe prawa lub nie”? Za przykład posłużę się spuścizną przodków w tej materii, w formie „telegraficznego skrótu”, kiedy to kobiety w „patriarchacie” wywoływały wojny, składały krwawe ofiary, w niektórych społecznościach miały „równouprawnienie”, a inne walczyły o swoją niepodległość i niezależność społeczną oraz państwową.

Zapomina się o tym, iż w tych podłych „patriarchalnych czasach”, gdzie kobieta „nie miała nic do powiedzenia”, istniały kobiety, które traktowano na równi, tylko musiały się wykazać siłą, honorem, sprytem i intelektem. Wiele też zależało od konkretnego systemu, oraz samej budowy społeczeństwa.

Przykładem ze starożytności niech będzie Kleopatra czy Boudika, w kwestii  jednostkowych przykładów siły i honoru. W kwestii innego, społecznego równouprawnienia, ze starożytności, warto tu wymienić Spartę, gdzie spartańskie kobiety traktowano na równi ze spartiatami. Za inny przykład kobiet, które były szanowane w hellenistycznym świecie posłużyć mogą „hetery”, wykształcone damy do towarzystwa, za które greccy filozofowie, wojskowi, politycy, płacili srogie ceny, aby móc być przy takiej kobiecie przy jakiejś ważnej uczcie, w ramach prestiżu. Czy to jest traktowanie przedmiotowe, czy kwestia usługi, może pracy? Pstryczek w nos, niech głowią się nad tym dzisiaj feministki jak to odbierać. Ja tylko podaję przykłady z przeszłości. (Gejsze z Japonii także wpisują się w podobny schemat społeczny jak hetery).


W czasie późnego antyku, wczesnego średniowiecza, za przykład społeczeństwa, gdzie istniał „matriarchat” (sic!) niech posłużą Celtowie w Irlandii, przed przyjęciem chrześcijaństwa. Przykłady? Wiele rodzajów ślubów, jeden z nich „na próbę”, gdzie młodzież przyjmowała go na rok, lub dwa lata. Jeśli relacja się zawiązała, to ślub był ważny do końca życia, jeśli dochodziło do zgrzytów między parą to dochodziło do rozstania. Bardzo ciekawym z tego okresu było prawo, kiedy żona, która nakryła męża z kochanką, mogła prawnie zabić ją i męża, przy odpowiednich okolicznościach.


Polecam w tym temacie „legendy O Cuchulainn”, gdzie pewien heros, pół-bóg, potrafił być kokietowany przez kobiety, wręcz siłą zaciągany do łóżka! Z dzisiejszej perspektywy wygląda to jak gwałt kobiety na mężczyźnie! Ciekaw jestem jak Pani Staśko odniesie się do tych zapisków z dziejów. Czekam z niecierpliwością na odpowiedź, jak to się ma do obecnego feminizmu?

 

Idąc dalej w rozważania, iż „feminista nie może wywołać wojny” albo „feminista nie jest przychylny wojnie”, zobaczmy jak to wyglądało w czasach późniejszych w dziejach. Spójrzmy na kobiety u sterów władzy, i nie chodzi o to, aby „ubliżać” w jakikolwiek sposób Płci Pięknej. Bez względu na płeć, ludzie wywołują wojny, przytakują na to, składają krwawe ofiary.

 

Przejdźmy do Wielkiej Brytanii w tym temacie. Elżbieta I toczyła wojny chociażby z Hiszpanią. Krwawa Mary, w imię religijnych poglądów skazywała innowierców na śmierć, gdzie dla przykładu w tym samym czasie w Rzeczypospolitej Obojga Narodów istniała tolerancja religijna, i takich praktyk nie stosowano. Era Wiktoriańska to właśnie wtedy Imperium Brytyjskie osiągnęło swój największy rozmiar. Czy ci wszyscy admirałowie, wojskowi, politycy, robili to tylko i wyłącznie dla swoich celów, czy w imię swojej monarchini? Pierwsza wojna burska? Druga wojna burska? Pierwsze obozy koncentracyjne w nowożytnej historii?

 

Oczywiście, są też i „dobre aspekty władzy kobiecej” w „czasach patriarchatu”. (Specjalnie te cudzysłowy, w formie ironii dla współczesnego feministycznego bełkotu, abym nie został odebrany w sposób niefrasobliwy w prowadzonej narracji w tym tekście. Nie jestem żadnym mizoginistą. Bliżej mi do idei „red pill”). Przykładem Jadwiga na tronie polskim, z węgierskiego rodu Andegawenów, która przyczyniła się do zawiązania Unii polsko-litewskiej. Inny przykład to wcześniej wspomniana Emilia Plater z Powstania Listopadowego.


Idąc dalej, na stary kontynent, Irlandia, ruch sufrażystek walczących o swoje racje w sposób społeczny i polityczny. Córy Irlandii, Liga kobiet, warto poczytać o tym. W tych strukturach działała Konstancja Markiewicz. Kobieta z polskim nazwiskiem po mężu, walcząca o niepodległość dla swojego narodu, oraz pierwsza pani minister w historii dziejów.

 

Uważam, iż wyczerpałem temat na ten krótki tekst, aby obalić tezę: „gdyby Putin był feministą to by nie wywołał wojny”. Płeć nie ma nic do tego. Wojny wywoływały mężczyźni i kobiety w dziejach. Na dobrą sprawę, to czy jesteś „feministą”, czy też nie, nie ma wpływu na to, jeśli chcesz walczyć o status quo, biorąc pod uwagę obecną sytuację Putina czy premiera Kanady. Dosyć ideologicznej papki, może Pani Staśko spróbuje przepracować temat i odpisać na ten krótki tekst? Bardzo jestem ciekaw, jak się do tego odniesie.

 

BFG_358