
Szturm
Szturm miesięcznik narodowo-radykalny numer 36 2017 PDF MOBI EPUB
Nasze stanowisko w sprawie ukraińskiej ustawy o szkolnictwie
Jako redakcja „Szturmu” jesteśmy żywo zainteresowani losem naszych rodaków na dawnych Kresach Rzeczpospolitej. Nasze zaniepokojenie budzi wprowadzona ostatnio na Ukrainie ustawa o szkolnictwie, której zapisy mogą skutkować ograniczeniem nauczania w naszym języku w polskich szkołach w tym kraju.
"List od czytelnika w kwestii ukraińskiej" - Mateusz Iwański
Kiedyś, gdy po raz pierwszy przeczytałem o Rzezi Wołyńskiej, nienawidziłem Ukraińców. Później miałem etap, kiedy uważałem, że nie ma żadnych racji, co do tego, by Ukraina istniała, a Lwów natomiast powinien wrócić w granice Polski. Na szczęście, po latach zmądrzałem, przestałem nienawidzić Ukraińców, a ich kraj wiele zyskał w moich oczach. Oczywiście nadal pamiętam i staram się kultywować pamięć o Wołyniu, ale nie patrzę już na to z perspektywy czystej gimbo-nienawiści, a raczej chłodnym, analitycznym umysłem. Niestety, jak się przekonacie, to, co dla mnie, jak i wielu mi podobnych stało się oczywiste - bo wyrośliśmy z tych szowinistycznych bredni - dla niektórych nie jest wcale takie jasne. Ostatnio moja klasa wybrała się na wykład pani doktor Lucyny Kulińskiej. Trzeba przyznać, pani Kulińska robi kawał dobrej roboty uświadamiając społeczeństwo o Zbrodni Wołyńskiej. Niestety, mówię to z czystym sumieniem, pani doktor zbłądziła w swoim myśleniu i propaguje treści, które straciły rację bytu w XXI wieku.
Po pierwsze, zarzuca ukraińskiej młodzieży coraz większą fascynację OUN i jej zbrojnym ramieniem, UPA. Tu, niestety, muszę panią zmartwić. Zainteresowanie OUN i UPA nie jest skierowane w naród, ani państwo polskie. Fascynacja ta ma podłoże anty-rosyjskie. Oczywiście, Ukraińcy kultywują pamięć o UPA, ale nie w kontekście zbrodniczej formacji, mordującej wszystkich, którzy im nie pasowali, ale jako bojowników o wolność i niepodległość Ukrainy. Nie zabronimy im tego - to tak, jakby zabronić polskiej młodzieży gloryfikacji Żołnierzy Wyklętych. W końcu oni też nie byli w aureole ubierani. Poza tym, pragnę przypomnieć, że w wielu krajach dochodzi do gloryfikacji organizacji i oddziałów nacjonalistycznych. Z naszego podwórka jest NSZ. Estończycy mają swój marsz na cześć swoich oddziałów Waffen SS. Francuscy nacjonaliści kultywują pamięć 33. Dywizji Grandierów Pancernych. Podobnie postępują Walończycy, Brytyjczycy, Norwegowie, Hiszpanie... Dlaczego nie zarzuci pani tamtej młodzieży, że fascynują się nacjonalistycznymi organizacjami?
Pani doktor twierdzi, że nacjonalizm ukraiński jest z natury antypolski. Nie powiem, tu miałem już dłuższą kontemplację - śmiać się, czy płakać? Tak, to prawda, przed wojną ukraińscy nacjonaliści byli antypolscy. Wiązało się to z narzucaniem przez Polaków polonizacji, dyskryminacji Ukraińców w szkolnictwie i ogólnemu przeświadczeniu, że Ukraińcy nadają się tylko do wypasu bydła, albo sprzątania klozetów. Nie wzięło się to z dnia na dzień. Polacy już od Rzeczpospolitej Obojga Narodów uważali, że są nadrzędną siłą tego państwa, że że są najlepsi, a cała reszta może im buty lizać. Odnosiło się to do Kozaków - przodków Ukraińców. Do dziś możemy spotkać takich ludzi. Gdyby do nas wtedy dotarło, że powinna to być Rzeczpospolita Trojga a nie Dwojga Narodów historia naszego kraju mogłaby się potoczyć inaczej. A tak, w XVII wieku doszło do oderwania Ukrainy i wcielenia jej do Rosji. Ale to było kiedyś, dziś ukraińscy nacjonaliści z Korpusu Narodowego działają razem z Polskimi Szturmowcami, na rzecz przyjaźni Polsko-Ukraińskiej, pamiętając przy tym, co było i ucząc się na tej podstawie próbują stworzyć coś lepszego.
Następnie pani doktor stwierdziła, że ukraiński nacjonalizm to coś złego, że trzeba to wyplenić. Ale z jej wypowiedzi można było wyczytać też, że polski nacjonalizm jest wspaniały. Zrobiło mi się naprawdę przykro, że są nadal ludzie, którzy uważają, że inne narody są od nich gorsze. Tą wypowiedzią pani doktor pokazała, jak blisko jej do poglądów szowinistycznych i tym samym upodobniła się do, tak bardzo przez siebie hejtowanych, OUN i UPA. Każdy szanujący się nacjonalista, ale i inny normalny człowiek, gardzi i pluje na szowinizm i wszystkich, którzy głoszą takie poglądy. Pragnę też zauważyć, że szowinizm nigdy nie skończył się dobrze dla nikogo. Ale pani Kulińska dobrze wpasowała się tym w przekonanie ONR o naszym zawyżonym narodowym ego, które każe nam myśleć, że to my jesteśmy lepsi od innych. Na końcu wykładu padło stwierdzenie, że powinno się odrodzić Polskę murem od Ukrainy. Jak niektórzy ludzie kończą podstawówkę - pozostaje dla mnie zagadką.
Na sam już koniec zacytuję panią doktor: "Przyjaźń Polsko- Ukraińską dzieli kilkaset tysięcy wymordowanych". Otóż, według mnie, nie dzieli, a zbliża. Możemy się na tej podstawie nauczyć prawdy, że bratobójcze wojny prowadzą tylko do nieszczęścia i pogorszenia sytuacji, na której zysk odnoszą tylko wrogowie. Da Bóg - doczekamy się Federacji Polski i Ukrainy.
Mateusz Iwański
"Naród i jego wrogowie. Deklaracja narodowego realizmu" - Jeremiasz Toporczyk
I.
Narodowiec wierzy w Naród. Ale co to jest naród?
Naród jest przede wszystkim – wbrew temu co twierdzą postmoderniści – bytem realnym, a nie wyimaginowanym. Przejawia się w sieci więzi społecznych łączących konkretną zbiorowość; jego obraz w naszych umysłach stanowi tylko odzwierciedlenie tych więzi.
Naród ma wszakże skomplikowaną naturę. Wytwarza się w oparciu o czynniki obiektywne, niezależne od naszej woli – to może być terytorium, historia, język, państwo, religia, wspólne pochodzenie. Ale wszystkie te czynniki mają charakter tylko potencjalny – naród nie zaistnieje bez czynnika subiektywnego tj. świadomości narodowej. Po prostu pewna grupa ludzi musi poczuć się wspólnotą. O ile biologiczna masa narodu stanowi jego „ciało”, to świadomość narodowa jest umysłem, „duszą narodu”. Masę bez świadomości można porównać do człowieka-warzywa, masę częściowo uświadomioną do niewładnego człowieka po wylewie.
Dlatego świadomość narodową należy upowszechniać i podtrzymywać z całych sił wśród wszystkich, którzy spełniają obiektywne kryterium przynależności do narodu. To niesie bardzo ważną konsekwencję, przez wielu zapominaną: nie wolno nikogo nie odrzucać od narodu. Naród nie może się skurczyć, skarleć do elektoratu jednej partii politycznej. Musimy pogodzić się z tym, że pełnoprawnymi członami narodu są również ludzie, z którymi głęboko się nie zgadzamy. Musimy zrozumieć, że wszelakie kwestie światopoglądowe, historyczne, społeczno-gospodarcze, geopolityczne – są drugorzędne. Musimy zaakceptować fakt, że istnieją różne warianty patriotyzmu.
Kto o tym nie pamięta ten działa na szkodę Narodu.
Adam Mickiewicz pisał: „Są z Was niektórzy, którzy mówią: niech lepiej Polska leży w niewoli, niż gdyby miała się zbudzić według arystokracji; a drudzy: Niech lepiej leży, niż gdyby zbudzić się miała według demokracji; a inni: Niech lepiej leży, niż gdyby miała granice takie, a inni owakie. Ci wszyscy są lekarzami, nie synami, i nie kochają matki Ojczyzny”.
Podobnie mawiał Roman Dmowski: „macie z jednej strony obrońców kapitalizmu, /.../ a z drugiej strony macie zawziętych przeciwników tego kapitalizmu /.../. A pośrodku, między temi dwoma żywiołami, macie żywioł narodowy, któremu nie chodzi ani o kapitalizm, ani o obalenie kapitalizmu, tylko chodzi o to, ażeby ojczyzna była”.
II.
Według Carla Schmitta podział „wróg” – „sojusznik” stanowi o istocie polityki: „Polityczność można zrozumieć tylko przez antagonizm, przez odniesienie się go do realnej możliwości i jednoczenia się ludzi według różnicy między przyjacielem i wrogiem”. Naród, jeśli ma być czymś więcej niż kategorią etnograficzną, zredukowaną do podręczników historii i festiwali folklorystycznych, musi więc mieć wroga.
Kto jest wobec tego wrogiem narodu polskiego? Lewacy? Ruscy? Islamiści? Żydzi? Niemcy? Banderowcy?
Stop, stop! Tu nie chodzi o tworzenie mitów, których niewolnikami sami się staniemy. Tu nie chodzi o podniecanie się kukłą skarykaturowanego nieprzyjaciela. Tu chodzi o realną ocenę sytuacji.
Nie ma wiecznych wrogów. Każdy może być wrogiem i każdy może być sojusznikiem – w zależności od sytuacji. Do tego należy podchodzić elastycznie, wciąż modyfikując ocenę zmieniającego się otoczenia.
Stały pozostaje tylko interes wspólnoty narodowej.
Co jest tym interesem? Wymieńmy interesy narodowe w kolejności znaczenia (interes wyższy jest warunkiem realizacji niższego):
Po pierwsze – przetrwanie biologiczne. Naród musi się reprodukować (i nie chodzi tu o pulę genów ale przede wszystkim o więź pokoleniową zapewniającą przekazanie kodu kulturowego). Dziś naszemu przetrwaniu nie zagraża możliwość eksterminacji przez wroga ale zwyczajne wymieranie.
Po drugie – zachowanie tożsamości. Jeśli ta zbiorowość nie zachowa swojej odmienności kulturowej w języku czy zwyczaju, to nie utrzyma świadomości narodowej. Jeśli nie utrzyma świadomości to też przestanie istnieć – rozpłynie się wśród obcych.
Po trzecie – suwerenność polityczna. Naród musi być bytem autonomicznym, samodzielnie ustalającym swoje cele i decydującym o sposobach ich realizacji. Nikt nie zadba o nas lepiej od nas samych. Naród musi więc mieć własne państwo, w którym jest suwerenem i którego charakter określa. W naszym zglobalizowanym, współzależnym świecie sprawdzianem suwerenności jest możliwość swobodnego wyboru i dowolnej zmiany sojuszy.
Po czwarte – integralność terytorialna: państwo narodowe powinno obejmować wszystkie obszary zamieszkałe zwarcie przez członków narodu; zarazem terytorium to powinno zapewniać możliwość sprawnego funkcjonowania państwa i jego gospodarki, nie może być zbyt małe ani zbyt rozczłonkowane.
Po piąte – suwerenność ekonomiczna: naród musi kontrolować zasoby i środki niezbędne dla jego rozwoju.
Po szóste – możliwość rozwoju zapewniającego członkom narodu wolność, bezpieczeństwo, dostatek, możliwość samorealizacji i w ogóle wysoką jakość życia.
Po siódme – potęga. Tu nie chodzi o jakieś „mocarstwowe” uniesienia, odklejone od realiów pajacowanie; po prostu państwo narodowe musi być na tyle silne, by nikt nie zagroził realizacji wyżej wymienionych celów.
Nacjonalista, mając w pamięci hierarchię ważności tych interesów, powinien na bieżąco oceniać, kto w danym momencie stwarza największe zagrożenie dla interesów narodu.
III.
Nacjonalista nie musi (i nie powinien!) być prymitywnym egoistą narodowym – to postawa tępa i krótkowzroczna. Mądry nacjonalista rozumie, że siłę narodu wzmacnia się przez sojusze – im ich więcej, tym lepiej. Świadom swej kultury nacjonalista szanuje kultury i dzieje innych narodów.
Ale narodowiec nie może być naiwnym pięknoduchem, który w imię wiary w „niezłomne sojusze” i „wieczne przyjaźnie” poświęca interes narodowy. Akurat my Polacy nazbyt często przekonaliśmy się na własnej skórze o wątpliwej wartości różnych „sojuszy” i „przyjaźni”. Kto losem innego narodu przejmuje się bardziej (czy choćby tak samo) jak własnego nie zasługuje na miano nacjonalisty.
Nacjonalista nie może być internacjonalistą. Nie może stawiać interesu jakiegoś bytu ponadnarodowego ponad interesem narodu. „Cywilizacja łacińska” czy „judeochrześcijańska”, „Słowiańszczyzna”, „wspólna Europa”, „biała rasa” – to wszystko abstrakcje.
Bytem realnym jest Naród.
Jeremiasz Toporczyk
"Trzecia Siła" - Ronald Lasecki
Nacjonalizm mógłby odegrać w Polsce pozytywną i znaczącą rolę, gdyby dążył do stania się "trzecią siłą", poza binarnym układem PiS i PO, która stworzyłaby w naszym kraju warunki do rozwinięcia się bardziej organicznych form społecznych i politycznych. Nacjonaliści deklarują co prawda takie ambicje, w praktyce jednak ich realizacja wychodzi im wyjątkowo marnie. Zwycięstwo wyborcze i rządy PiS wyraźnie stępiły przekaz polityczny polskiego ruchu nacjonalistycznego, który nie zaznacza już tak mocno jak w czasach rządów PO swojego rewolucyjnego charakteru. Widać to najlepiej na przykładzie kolejnych Marszów Niepodległości, od czasu odsunięcia od władzy PO jakby bardziej "ugrzecznionych".
Te bardziej radykalne ze środowisk nacjonalistycznych, zajmują się kwestiami trzeciorzędnymi, jak próby przywrócenia dobrego imienia faszyzmowi, egzaltowanie się tradycją "żołnierzy wyklętych", lub też "walka" z nieistniejącym w naszym kraju "zagrożeniem islamskim". Obranie sobie takich właśnie kierunków "działalności" jest bardzo wygodne dla aktualnej ekipy rządzącej, ponieważ rozbraja politycznie nacjonalizm, a nawet angażuje go jako narzędzie wzmocnienia jej władzy. PiS jest partią kadrową, przystąpić do niego jest bardzo trudno, a jego szeregi są dość wąskie. PiS nie stworzył też żadnej własnej masowej organizacji młodzieżowej, nie kontroluje zatem bezpośrednio politycznie młodego pokolenia, ono zaś właśnie jest tym czynnikiem, o który w przyszłości mogłyby się wywrócić rządy partii Jarosława Kaczyńskiego.
Z powodów pokoleniowych generacja weteranów "Solidarności" będzie bowiem na przeciągu najbliższej dekady stopniowo zastępowana jako wiodąca w życiu politycznym, intelektualnym i gospodarczym kraju przez generację ludzi urodzonych i wychowanych w latach 1980. i 1990., która w przybliżeniu pokrywa się w jakimś stopniu z "pokoleniem Marszu Niepodległości", wyznającym poglądy zdecydowanie bardziej "prawicowe" (nacjonalistyczne, katolickie, konserwatywne), niż tworzące rdzeń kadr i elektoratu PiS "pokolenie styropianu".
PiS ma szansę ominąć tę rafę, stosując wobec środowisk nacjonalistycznych zarządzanie refleksyjne, tak więc infekując je korzystnymi ze swojego punktu widzenia ideami i postawami, ewentualnie zniekształcając ich własne idee w taki sposób, by odpowiadało to jego interesom. Tą drogą można politycznie zneutralizować nacjonalistów jako potencjalnego konkurenta do władzy, przekierowując ich aktywność na kwestie politycznie nieistotne, odwracając zaś ich uwagę od tego, co mogłoby stać się dla nich ośrodkiem krystalizacji i wzmocnienia jako alternatywy dla PiS i dla całego systemu atlantyckiego w Polsce. Spróbujmy poniżej wskazać kilka takich kwestii, na które nacjonaliści powinni zwrócić uwagę, prezentując tam stanowisko odmienne niż rządzący dziś neokonserwatyści:
1. Polityka bezpieczeństwa
Rząd PiS przejdzie do historii jako ten rząd RP, który sprowadził do Polski obce wojska. Jest w tym oczywiście popierany przez wszystkie pozostałe partie demoliberalnego kartelu rządzącego, jednak bezpośrednia odpowiedzialność za rozlokowanie w Polsce amerykańskich baz wojskowych spada na PiS, podobnie jak bezpośrednia odpowiedzialność za niegdysiejszą obecność w naszym kraju katowni CIA obciąża SLD. W kilkanaście lat po wycofaniu z terytorium naszego kraju wojsk sowieckich, Polska znów stała się wojskowym protektoratem - tym razem demoliberalnego, a nie komunistycznego hegemona, zza Atlantyku, a nie zza wschodniej granicy.
Bierność środowisk nacjonalistycznych wobec tego faktu była uderzająca. W programie Ruchu Narodowego znalazło się jedynie stwierdzenie, że bezpieczeństwo Polski nie może się opierać przede wszystkim na stacjonowaniu obcych wojsk w naszym państwie. Innymi słowy, Ruch Narodowy akceptuje rozmieszczenie w Polsce baz i oddziałów wojskowych oraz uzbrojenia USA (tak więc obcego państwa), traktując je jako możliwy pomocniczy środek polskiej strategii bezpieczeństwa.
Nie lepiej jest z innymi środowiskami nacjonalistycznymi, bo pomimo dyslokacji w Polsce wojsk amerykańskich i tworzenia ich kolejnych baz, a także rajdów urządzanych przez żołnierzy armii USA przez Polskę, co już zresztą doprowadziło do pierwszych wypadków drogowych, nie było przeciw temu ani jednego wystąpienia nacjonalistów, ani jednej demonstracji, ani jednej blokady drogi czy bazy. A przecież mamy tu do czynienia z demontażem przez rządzących neokonserwatystów z PiS podstawowych atrybutów podmiotowego państwa.
Polska posiada dostatecznie duży potencjał względny, by prowadzić efektywną samodzielną politykę bezpieczeństwa, w oparciu o swe własne siły. Nacjonaliści powinni taką politykę postulować, domagając się natychmiastowego opuszczenia przez Polskę NATO, wycofania z naszego kraju obcych wojsk i instalacji wojskowych, zaprzestania przez polskie władze i organa bezpieczeństwa przekazywania poufnych informacji USA i NATO, upaństwowienia przemysłu obronnego, przywrócenia zasadniczej służby wojskowej, i wysuwając szereg powiązanych postulatów, jednak zamiast to robić, bawią się w grupach rekonstrukcji historycznej i urządzają "patriotyczne turnieje paintballowe".
2. Polityka ekologiczna
W ostatnich latach modne wśród nacjonalistów stało się obnoszenie z postawami ekologicznymi. Nie tylko polscy nacjonaliści powtarzają bardzo często, że "są zieloni". Niektórzy nawet chadzają do lasu, by tam zbierać śmieci, lub wyprowadzają psy ze schroniska na spacery. To oczywiście bardzo sympatyczne i szlachetne, bo nacjonalizm powinien wychowywać swoich adherentów do konstruktywnego zaangażowania obywatelskiego i socjalnego.
Nie mamy tu jednak do czynienia z postawą polityczną, ponieważ zbieranie śmieci w lesie nie jest działaniem politycznym. W sferze politycznej zaś, nacjonaliści albo w istotnych kwestiach nie zajmują stanowiska, albo gdy już je zajmują, to ma ono charakter systemowy i polega na powtarzaniu opinii rządzącej demoliberalnej oligarchii. Przypadkiem tego pierwszego jest sprawa TTIP/CETA i towarzyszące im zagrożenie naszego kraju przez GMO.
W dyskusjach na Facebooku nacjonaliści oczywiście wypowiadali się przeciwko temu porozumieniu, ile jednak odbyło się przeciw niemu nacjonalistycznych demonstracji? Porównajmy sobie tą bierność z masowymi wystąpieniami przeciw dość jednak abstrakcyjnemu "zagrożeniu islamskiemu", a uświadomimy sobie, jak bardzo zniekształcona w zestawieniu z rzeczywistymi problemami Polski jest aktywność środowisk nacjonalistycznych.
Kolejny nabrzmiały w ostatnich latach problem dotyczy Puszczy Białowieskiej, gdzie minister neokonserwatywnego rządu, w porozumieniu z lobby leśników i miejscowych przedsiębiorców żyjących z pozyskiwania i przetwórstwa drewna, sankcjonuje wyrąb będącego narodowym dziedzictwem przyrodniczym lasu. Ten sam minister sankcjonował wcześniej w zasadzie niekontrolowany wyrąb drzew na posesjach prywatnych i wycofał się z tego dopiero pod presją protestów społecznych. Czy protesty te jednak organizowali nacjonaliści? Bynajmniej, bo nacjonaliści zazwyczaj popierają politykę (anty)ekologiczną rządu, jedna z organizacji nacjonalistycznych (1) zapowiedziała zaś nawet "patrole" w Puszczy Białowieskiej, by zgłaszać służbom leśnym przypadki, gdy ktoś próbowałby dokumentować lub protestować przeciwko wyrębowi drzew.
Samo deklarowanie że "jest się proekologicznym" nie wystarczy, by nim rzeczywiście być. Polityka ekologiczna i polityka ochrony naturalnego krajobrazu są w naszym kraju tematem niekontrowersyjnym i hasła takie cieszą się w społeczeństwie sporą sympatią. Jan Szyszko jest jednym z najgorzej ocenianych ministrów rządu PiS a oburzenie rabunkową gospodarką leśną rządu i forsowaniem przezeń przedmiotowego stosunku do przyrody są w społeczeństwie polskim powszechne. Naturalne więc wydaje się, by nacjonaliści stanęli po stronie społeczeństwa i w trosce o własny kraj organizowali sprzeciw wobec szkodliwych działań wysługującego się grupom interesów ministra. A jednak tego nie robią.
3. Polityka oświatowa
Likwidacja gimnazjów i powrót do dwustopniowego systemu nauczania (podstawówka-liceum) są oczywiście decyzją dobrą, którą należy popierać. Inaczej jest już z dobieraniem listy lektur, gdzie zarówno liberałowie, jak i demoliberalna prawica stosują zasadę "teraz kurwa my!", czyli po zdobyciu władzy, w miejsce naprawy systemu kształcenia (2), narzucają za jego pośrednictwem własną indoktrynację ideologiczną. Jej ofiarą, na marginesie mówiąc, padł również Roman Dmowski, wiedzę na temat myśli i zasług którego, PiS usunął z podstawy nauczania. Nacjonaliści i tym razem zachowali się biernie, nie protestując przeciwko rugowaniu tyleż własnej tradycji politycznej, co po prostu zastępowania ideologią i polityczną prywatą kształcenia obywateli w myśleniu politycznym, którego akurat Dmowski był jednym z największych w Polsce mistrzów.
Tymczasem to zadanie wychowania dojrzałych intelektualnie obywateli powinna stawiać przed sobą polska oświata państwowa. Takiej oświaty powinni domagać się nacjonaliści. Środowiska nacjonalistyczne, zamiast jednak wykazać się zdolnością do samodzielnej refleksji i samodzielnego wyciągania wniosków, dały się ponieść entuzjazmowi z tytułu "rządów prawicy", która "przejmuje" i podporządkowuje sobie aparat państwowy. Tymczasem w miejsce przyklaskiwania PiS, nacjonaliści powinni domagać się od rządzącej ekipy naprawy państwa, w tym również systemu oświatowego, a nie jego zawłaszczania dla celów partyjnych lub ideologicznych. Powinni przedstawiać własną koncepcję takiej naprawy państwa, jako alternatywy dla obecnego partyjniactwa i prywaty.
4. Polityka historyczna
Ten obszar jest bodaj najbardziej emblematyczny dla ideologicznej iniekcji i "zarządzania refleksyjnego", które wobec młodzieżowych środowisk nacjonalistycznych stosuje PiS. Posługując się nacjonalistyczną frazeologią, zaszczepiono im bowiem skutecznie krytykowany tradycyjnie przez środowiska narodowe "insurekcjonizm" i nienawiść do Rosji. "Opakowaniem" w którym przemycono te idee, są kult "żołnierzy wyklętych" i "antykomunizm". Są to nurty formalnie bliskie tradycji polskiego nacjonalizmu, PiS jednak wypełnia je dziś, niepostrzeżenie dla nacjonalistów, zupełnie obcą tradycji narodowej treścią. Wspomniany "antykomunizm" w trzydzieści lat po upadku komunizmu jest jedynie pretekstem dla antyrosyjskiej polityki historycznej. Podobnie rzecz się ma z partyzancką epopeją powojennego podziemia antykomunistycznego.
Polityka historyczna rządzącej ekipy domaga się też polemiki z powodów merytorycznych. Propaganda uprawiana między innymi za pośrednictwem IPN tworzy społeczne przeświadczenie o nielegalności i przestępczym charakterze powojennego państwa polskiego, któremu tym samym odbiera miano państwowości polskiej. Dla nacjonalistów państwo polskie powinno mieć tymczasem znaczenie kluczowe, niezależnie czy w danym okresie historycznym podoba nam się jego oblicze klasowe, geopolityczne, ustrojowe, wyznaniowe lub ideologiczne. Państwo i instytucje polityczne są instrumentem realizacji podmiotowości wspólnoty politycznej, tak więc odżegnywanie się od nich z powodów ideologicznych nie ma nic wspólnego z ideowością, będąc w istocie dowodem zideologizowania, czyli ideologicznego zaślepienia.
Polityka historyczna i symboliczna polskich środowisk nacjonalistycznych powinna być oczywiście antykomunistyczna, ale też na tyle refleksyjna, by w formach politycznych i państwowych okresu dominacji sowieckiej widzieć nie tylko ich oficjalny "komunizm", ale też przebijające spod niego przebłyski polskości. Dla polskiego nacjonalisty ojczyzną powinna być zawsze Polska, tak więc kraj położony w swych powojennych granicach pomiędzy Odrą a Bugiem, a także ziemie odebrane nam na wschodzie i wciąż zamieszkane przez naszych rodaków. Ojczyzną polskiego nacjonalisty nie jest zatem Waszyngton, Londyn, ani nawet Rzym. Jest nim Polska i to o Polskę oraz o państwo polskie powinien się on na poziomie politycznym przede wszystkim troszczyć.
Walka nacjonalistów ma być prowadzona o państwo polskie, a nie przeciwko państwu polskiemu - jakkolwiek kalekie lub zwyrodniałe by ono w danym momencie naszych dziejów nie było. Takiej postawy powinna uczyć polityka historyczna, nie kryminalizując w zaślepieniu ideologicznym wszystkiego, co działo się w naszym kraju w latach 1944-1989, ani każdego kto wówczas udzielał się publicznie. Nacjonaliści powinni zatem wszcząć dyskusję nad dalszym istnieniem IPN w obecnej jego formule. Z IPN nie wyjdzie nigdy krytyczne opracowanie na temat "Solidarności" (np. jej powiązań z wywiadami zachodnimi), ani opracowanie wskazujące na strategiczny bezsens powojennej partyzantki.
IPN wpisuje za to na listy prześladowanych z powodów politycznych w PRL partyzantów UPA zwalczających państwowość polską i Polaków w Bieszczadach, w przypadkach takich jak zbrodnia w Jedwabnem zaś, powiela interpretacje i stosuje się do nakazów dyktowanych stronie polskiej przez amerykańskie środowiska żydowskie. Najlepszym rozwiązaniem leżącej u źródeł utworzenia IPN kwestii teczek PRL-owskich służb bezpieczeństwa byłoby zaś udostępnienie wszystkim chętnym zawartości tych wszystkich z nich, których jawność nie zagrażałaby bezpieczeństwu dzisiejszego państwa polskiego. Taki właśnie postulat powinny zgłaszać środowiska nacjonalistyczne, zarazem nie zniekształcając na podobieństwo demoliberalnej prawicy antykomunizmu tak, by stawał się on uzasadnieniem wasalizacji Polski przez USA (np. przez narzucenie rehabilitacji Ryszarda Kuklińskiego) drogą podsycania w naszym kraju antyrosyjskiej histerii.
Podsumowanie
Przedstawione tu cztery obszary, w których nacjonaliści zaznaczyć powinni, że różnią się od demoliberalnej centroprawicy z PiS są oczywiście jedynie przykładowe, choć najbardziej bodaj dziś się narzucające. Można do tej listy dopisać kolejne punkty, lub recepty zawarte w niektórych z wymienionych ująć inaczej. Nie w tym jednak rzecz, ale w samej metodzie. By bądź to stworzyć antyliberalną konkurencję dla PiS, bądź to nawet zbudować grupę nacisku, która kiedyś mogłaby zostać dokooptowana do obozu władzy i wzmocnić go, korygując jednocześnie jego oblicze polityczne i ideologiczne, nacjonaliści musieliby wykształcić doktrynalną, a może nawet programową, wyrazistą własną tożsamość.
Dziś tymczasem, wydają się iść śladem LPR Romana Giertycha z lat 2005-2007, w której myślano że samo podklejenie się pod PiS i kopiowanie jego narracji w nieco bardziej "narodowej" otoczce wystarczy zamiast własnej polityki. Nie wystarczyło i wiemy, jak skończyła LPR. Mając do wyboru oryginał lub kopię, nie tylko wyborcy ale również sami działacze i sympatycy danego środowiska politycznego wybiorą oryginał. Nikt nie potrzebuje podróbek. Również nacjonalistycznych podróbek neokonserwatyzmu.
Odpowiedzialna, konstruktywna i patriotyczna opozycja powinna oczywiście rząd krytykować za błędy i braki, ale również wspierać go w tym, co w jego polityce słuszne. Nie chodzi zatem o to, by nacjonaliści stali się "opozycją totalną" spod znaku "PiS-PO - jedno zło!". Chodzi o to, by rodzime środowiska nacjonalistyczne były samodzielną i podmiotową siłą polityczną, świadomą problemów dzisiejszej Polski i mającą do zaproponowania plan ich rozwiązania, który byłyby w stanie uzasadnić, argumentować go, bronić przed zarzutami, dokonywać w razie potrzeby jego korekt i aktualizacji, wreszcie zaś, wykazać jego wyższość nad obecnie realizowaną polityką neokonserwatywną. Dzisiaj jednak, środowiska nacjonalistyczne w Polsce bliższe niż byciu "trzecią siłą" doktrynalną i polityczną, są byciu "tituszkami" PiS do umacniania w Polsce antypolskich porządków atlantyckich i demoliberalnych. Stan ten powinien ulec zmianie.
Ronald Lasecki
1. Chodzi o "Narodową Hajnówkę", znaną również z epatowania społeczności polskich Białorusinów postacią "Burego", zapisanego w pamięci tej społeczności jako winny masakr i krwawych pacyfikacji.
2. Zasady takiej naprawy zaproponowano w tekście Kanon lektur i wychowanie patriotyczne http://xportal.pl/?p=30512 (03.09.2017).
"Relacja „Szturmu” z wyjazdu na manifestację węgierskich identytarystów „Szabadság Napja” 2 IX 2017 r." - Redakcja
2 września br. w Budapeszcie odbyła się manifestacja węgierskich identytarystów z organizacji „Identitas Generacio”. Tematem demonstracji było upamiętnienie wyzwolenia Budy przez oddziały europejskie 2 września 1686 roku.
"Halo, Baza!" - Bogusław Wagner
Ostatnio wiele się pisze i mówi o oderwaniu lewicy od swojej bazy na rzecz nadbudowy. O tym m.in. pisał dr hab. Jarosław Tomasiewicz na łamach Nowego Obywatela w artykule „Nowy Nowy Wspaniał Świat"*. Można tam było przeczytać, że:
„Klasa robotnicza, zdziesiątkowana i zepchnięta do głębokiej defensywy, nie jest już obiektem zainteresowania nowej lewicy. Nawet jeśli post lewica od święta zadeklamuje mantrę o „prawach pracowniczych” wepchniętych gdzieś między prawa mniejszości a prawa zwierząt, to jej bohaterem stał się „prekariusz”, którym może być zarówno sprzątaczka na śmieciówce, student dorabiający jako barista, dziennikarz freelancer, samozatrudniający się informatyk, artysta z bohemy3. Transformacja ekonomiczna znalazła swe odzwierciedlenie w psychologii społecznej. Nowa baza nowej lewicy to zblazowani hipsterzy i zdemoralizowani lumpenproletariusze – przebodźcowane, powierzchowne, egocentryczne, histeryczne dzieci cywilizacji high tech, niestabilne tyleż społecznie, co emocjonalnie, ogarnięte manią zabawy i rozrywki, traktujące pracę jako w najlepszym razie zło konieczne. Oni nie chcą wyzwolenia pracy, bo nie potrafią sobie wyobrazić takiej, która by ich wciągała. W końcu każda praca zajmuje czas, który można poświęcić na rozrywkę czy lenistwo! ”.
Gdy dobrze się zastanowić, to oderwanie od swojej bazy można zaobserwować również w środowisku polskich nacjonalistów, bo czym zajmują się dziś polscy nacjonaliści? Z chlubnymi wyjątkami skupili się na „walce” internetowej z często bzdurnymi rzeczami typu zdjęcie kogoś z murzynem na prywatnym koncie, czy tropieniem spisków banderowców, Ruskich, Niemców i innych „wrogich” nam elementów. Wychodzi przy tym brak głębszej Idei, lub błędne postrzeganie tego czym jest ta Idea, o czym pisał Bartosz Biernat na łamach portalu 3droga w artykule „Idea, głupcze”**.
Brak kontaktu ze narodem - bazą - skutkuje realnym brakiem nacjonalistów w życiu swoich lokalnych społeczności, realnym brakiem nacjonalistów w ruchach na rzecz lokatorów poszkodowanych w ramach np. dzikiej reprywatyzacji. Nie ma ludzi ogarniających prawa lokatorskie i potrafiących napisać konkretne wnioski do urzędów czy sądów. To właśnie skutek utraty kontakt z bazą, z lokalnym środowiskiem, utraty na rzecz „działania” w internecie. Brak aktywistów wychodzących poza deklaracje, ludzi, którzy postawą i czynem realizują to co powinni robić nacjonaliści – pracę na rzecz narodu i to narodu najczęściej defaworyzowanego przez wielki kapitał dla którego człowiek to tylko zasób.
Wpajana przez lata przez liberalną prawicę wypaczona wizja tego czym jest komuna, socjalizm etc. skutecznie powstrzymują działania na rzecz „ bo to lewactwo”. Aktywność społeczna na rzecz ochrony środowiska, to lewactwo, aktywność w ruchach lokatorskich – lewactwo, aktywność na rzecz bezdomnych czy bezrobotnych – lewactwo. Itd. itp. Doszło nawet do takich kuriozalnych sytuacji, że gdy władze Białegostoku chciały zniszczyć znajdujący się w mieście rezerwat leśny, to niektórzy narodowcy twierdzili, że to w sumie dobrze, bo będzie czysto i bezpiecznie.
Oddanie raz na jakiś czas krwi w RCKiK czy zbiórka żywności, ubrań i zabawek na rzecz jakiegoś schroniska to jednak nie jest tą aktywnością, która powinna zajmować czołowe miejsce w działalności. To można robić jako dodatek, ważny, ale jednak dodatek.
Praca nad sobą i poszerzanie swojej wiedzy przełożona na aktywność w różnych dziedzinach to podstawa podstaw. Zaistnienie wśród lokalnej społeczności, pokazanie się z innej strony niż jako organizatorzy setnego marszu przeciw ….. ( przeciwników nie brakuje) wymaga dużo pracy i poświęcenia, ale musi przynieść pozytywny rezultat. Inaczej pozostanie tylko przypięta „gęba” faszystów (jeśli nawet tak, to co z tego?) i służenie prawactwu za chłopców od brudnej roboty, a lewactwu za straszak, którym ta straszy przeciętnych zjadaczy papki medialnej. Zmarnowano już dosyć czasu i stracono kilka doskonałych okazji, a żaden kolejny wielki marsz nie będzie marszem przełomu. Trzeba to jasno powiedzieć – nie będzie żadnego marszu przełomu bez aktywistów zdolnych zrobić ten przełom, aktywistów, a nie politykierów, karierowiczów czy poszukiwaczy okultystycznych spisków w nazwach pociągów PKP.
Bogusław Wagner
* https://nowyobywatel.pl/2017/09/21/nowy-nowy-wspanialy-swiat/
** http://3droga.pl/idea/bartosz-biernat-idea-glupcze/
"Legion Twierdzy Wrocław – dwie płyty jak lustrzane odbicia" - Kacper Sikora
W zeszłym roku, jeden z czołowych przedstawicieli polskiej sceny muzyki tożsamościowej, uraczył fanów aż dwiema płytami Defenders of Europe oraz Druga Twarz. Jeśli chcecie poznać moje wrażenia dotyczące tych obu krążków – zapraszam.
Defendes of Europe oraz Druga Twarz od samego początku skutecznie przykuwają uwagę słuchaczy, a zwłaszcza fanów zespołu. Dlaczego? Powodem jest moim zdaniem znacznie lepsze brzmienie gitar. Słychać riffy thrash metalowe (Skinheads) oraz nie hardcorowe lecz deathcorowe. Nastąpił również ewidentny rozwój partii perkusyjnych, plus wyraźniejszy wokal, dzięki wielokrotnemu wsparciu drugiej gitary oraz wokalu i użyciu deklamacyjnych fragmentów. Tak, czy inaczej na płycie usłyszymy też liczne ballady (Świętosław, Ojczysta Ziemio, Powiedz Mi). W tej drugiej gościnnie usłyszeliśmy Agatę Przychodzką – duet wyszedł średnio, ale klimat stworzył najlepszy.
Jeśli chodzi o kwestię tekstów, to wielokrotnie przewija się motyw walki, nadziei na zwycięstwo. Sama walka występuje jako bunt przeciw liberalnemu systemowi, muzułmanom oraz w nawiązaniu historycznym przeciw czerwonej zarazie (Wotan Mit Uns, Stalingrad). Znalazły się jednak dwa utwory, mowa tu o numerach Wilkołak i Odyn, których treść nijak ma się do motywu przewodniego obu płyt. Ciekawym utworem jest Angela, która oczywiście swoim przekazem odnosi się do kanclerz Niemiec. Jedynym i bardzo dobrze zagranym coverem na albumie Druga twarz jest utwór Hu ha, dobry technicznie jak i lirycznie.
Krótko mówiąc te dwie płyty nie są dwoma odbiciami jednego lustra, lecz jednym odbiciem, które dostarcza dobrej, ciężkiej muzyki oraz przekazu. Dzieło godne polecenia, pomimo swoich niedociągnięć, o których wspomniałem powyżej.
Kacper Sikora
"Love Animals – Hate Antifa Praca schroniska i adopcja psa" - Patryk Płokita
Wstęp
Gdy nacjonalizm wkracza na ekologiczne stepy to musi to robić rozważnie, konkretnie i stanowczo. Lewacka strona barykady „przykleiła się” i próbuje kreować siebie jako tą jedyną, która będzie bronić „natury”. Tej „natury” w ironicznym duchu, chociażby na przykład, gdy „lewczur” za pieniądze korporacji będzie przywiązywał się do drzewa… Tylko po to, aby spełnić zachcianki biznesowej kasty panów traktujących rynek, zysk, mamonę i pieniądz jako nowego stwórcę – fałszywego boga.
Tematem wyjścia w tym numerze Szturmu stał się aktywizm. Proponuje temat funkcjonowania schronisk dla bezdomnych zwierząt w Polsce, wolontariat w nim oraz adopcje futrzaków. Skupimy się w tym tekście głównie na adopcji psa – sam ostatnio przygarnąłem ze schroniska pupila. Dzielenie się wiedzą na ten temat staje się dla mnie w pewnym stopniu obowiązkiem. Wierzę, że taka forma aktywizmu pośród nacjonalistów znajdzie posłuch. Możliwe też, że po przeczytaniu tego tekstu część naszych czytelników stanie się wolontariuszami w schronisku? Nacjonaliści muszą w końcu szerzej pomagać „braciom mniejszym”.
Schronisko
Schronisko dla bezdomnych zwierząt wydaje się być instytucją ważną w Polsce. Zyskuje poparcie w rozmowach międzyludzkich, ale to najczęściej „czcze gadanie”. Oczywiście znajdą się dobrzy ludzie, którzy kupią np. karmę dla schroniska. Znajdą się także wolontariusze, ale najczęściej w ramach chociażby „odklepania praktyk” w ramach studiów związanych z szeroko pojmowanym środowiskiem. Takich „zapaleńców”, typowych fanatyków wydaje mi się, że można policzyć na palcach jednej ręki.
Adopcja zwierzęcia to „cięższa sprawą”. Gdyby ludzie adoptowali zwierzęta częściej, to nie byłoby ich tak dużo w tego typu ośrodkach. Opisywany czyn w polskiej świadomości narodowej wydaje się być elementem tzw. odwagi społecznej. Nie każdego w końcu stać na poświęcenie czasu dla futrzaka. Najgorzej mają zwierzęta stare, okaleczone, których nikt nie przygarnie na stałe. Wynikiem takiej postawy pozostaje m.in. strach, że człowiek się przywiąże i zaraz zwierzę straci.
Wpływ na brak adopcji pośród ludzi ma również współczesny świat konsumpcji. Zagonione jednostki w kapitalistycznym śnie, pożarte przez indywidualizm i fałszywy ferwor walki szczurów napędzany przez korporacje, o byciu najlepszym… Taka jednostka nie ma czasu na kontakt zwłaszcza z naturą, a tym bardziej dla zwierząt. To dodatkowy obowiązek – trzeba zrezygnować. Nie warto o tym nawet myśleć. Czas to najwyższy zmienić własną postawą! W pierwszym szeregu w ramach szturmu dla braci mniejszych powinni stać nacjonaliści.
Jak funkcjonują schroniska dla bezdomnych zwierząt w Polsce? Jak wygląda ich podział? Najczęściej tworzone są z funduszy gmin, osób prywatnych lub fundacji charytatywnych. Ta działalność to podstawowa forma rozwiązania problemu bezpańskich zwierząt na ulicach polskich miast i wsi. Istnieją w Polsce również tzw. „azyle dla zwierząt”. W przeciwieństwie do schronisk dla bezdomnych zwierząt, azyle nie walczą o to, aby wszystkie zwierzęta znalazły właściciela. W zamienniku utrzymują każde zwierzę do jego naturalnej śmierci. Przykładem w Polsce jest Przytulisko Fundacji Bernardyn w Anielinie. (Pełna nazwa to „Bernardyn Fundacja zwierząt skrzywdzonych”.) W Polsce funkcjonują także tzw. „schroniska komercyjne”. Możemy się spotkać też z nazwą „hoteli dla zwierząt” – nie ma tam miejsca dla bezdomnych futrzaków. Te instytucje w tym tekście nas nie interesują. Powstały z wygodnictwa i lenistwa dla pochłoniętych beznadzieją i brakiem czasu ludzi. Osobiście nie wysłałbym zwierzęcia w obce ręce do takiego przybytku. Byłoby mi głupio przed samym sobą spojrzeć w lustro.
Gdy mowa o schroniskach dla bezdomnych zwierząt pamiętać trzeba, że każde z nich funkcjonuje na swoich własnych zasadach opierając się na obecnym polskim prawie. Dokładnie jest to „Ustawa o ochronie zwierząt” z 21 sierpnia 1997 r. Nowelizowana wielokrotnie m.in. w 2012 r., 2014 r., 2016 r. Przykładem podlegania prawa – obowiązek opieki weterynaryjnej. W regulaminach poszczególnych schronisk istnieją informacje dotyczące interpretacji podlegania pod „ustawę o ochronie zwierząt”. I tutaj zaczynają się schody. Rzeczy przykre, które mają miejsce. Pierwszy to kwestia sterylizacji zwierząt. Wynika ona niestety z pragmatycznej praktyki, aby zwierzęta w kojcach się nie rozmnażały oraz by nie dostawały „szału” i nie stwarzały zagrożenia, kiedy suczka ma cieczkę. Inna rzecz to uniknięcie wykorzystywania „adopciaków” do haniebnej pseudo-hodowli. Druga kwestia to usypianie zwierząt. Głównie są to ślepe mioty, agresywne psy i koty stanowiące zagrożenie dla personelu ośrodka, oraz chore i ranne zwierzęta bez rokowań na przyszłość. Te ostatnie usypia się po to, żeby nie cierpiały. Tyczy się to na przykład psów poturbowanych po wypadku w wyniku potrącenia, psów chorych na nieuleczalne choroby, psy stare, które nie mogą np. przyjmować pokarmu lub się samoczynnie wypróżniać.
Niektórzy dyrektorzy takich placówek „naginają to prawo” i takie schronisko zmienia się w „zwierzęcy obóz zagłady”. Pies lekko zachoruje – do uśpienia. Pies bojaźliwy – brak rokowań, na druczku wpisane „zagrożenie” – do uśpienia. Powód takiej praktyki? Przepełnione miejsca w schronisku i brak funduszy na przyszłość od gminy. To kolejne pole walki dla ekologicznego aktywizmu nacjonalistycznego, aby zaniechać takich haniebnych praktyk w przyszłości. Ponadto robiąc rekonesans w tematyce schronisk i adopcji psów natknąłem się na informacje, w których roiło się od historii np.: „Właścicielowi zaginął pies. Odnalazł się w schronisku. Został uśpiony, bo stwarzał zagrożenie albo był chory”. Ile jest w tym prawdy? Czy traktować te informacje poważnie? Trudno jednoznacznie mi odpowiedzieć na te pytania. Wydaje mi się, iż w każdej nawet podkoloryzowanej historii tego typu jest jakieś źródło prawdy.
Funkcjonowanie schronisk dla bezdomnych zwierząt ukazuje się przeważnie w negatywnym świetle. Na dobrą sprawę wszystko zależy od personelu danej placówki, a zwłaszcza zarządu. (Sam będąc w schronisku po mojego pupila odniosłem zupełnie inne wrażenie – pozytywne. Odbiegało ono od tego, które uzyskałem w ramach „przebadania” do podjętej tematyki). Nie zmienia to faktu, czy popieramy politykę prowadzoną w schroniskach dla bezdomnych zwierząt czy też nie – takie ośrodki są potrzebne w Polsce. Podam przykład z własnego doświadczenia, aby uzmysłowić ten problem.
Druga połowa lat 90. Byłem we wczesnej klasie podstawówki. Błąkał się po osiedlu bezpański pies. Rzucał się bez powodu na pędzące samochody i ludzi. Stwarzał zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Sam miałem spotkanie z tym tzw. osiedlowym „Bandziorem” – starym psem porzuconym przez kogoś z samochodu. Obronił mnie przed nim ojciec rzucając w jego stronę pękiem kluczy w pysk. Pies uciekał piszcząc. (Mój ojciec zrobił to w ostateczności, bo inaczej zostalibyśmy pogryzieni przez rozwścieczoną bestię. Gryzł już mojemu tacie nogawkę). Co do dalszych losów psa to mu się poszczęściło. Przygarnęła go sąsiadka. Dokładnie była to stara babuszka mieszkająca na końcu ulicy. O dziwo jako jedynej ta bestia się usłuchała. Dożył sędziwej starości na jej podwórku.
Historia wydaje się głupkowata i naiwna, ale wydarzyła się naprawdę. Ponadto została opisana w konkretnym celu – zobrazować czytelnikowi, jakim zagrożeniem mogą być bezpańskie psy i też to, że do każdego zwierzęcia konkretny człowiek może mieć to słynne „dobre podejście” zmieniając diametralnie jego zachowanie. Taki agresywny bezpański pies stwarza zagrożenie dla każdego. Ja miałem to szczęście i był ze mną ojciec, ale kto obroni bezbronne dziecko z podstawówki wracające same do domu? Uzmysłowienie tego problemu daje mocno myślenia. Oprócz tego nie każdy pies jak wspomniany „Bandzior” będzie miał tyle szczęścia jak on. Ktoś inny z zemsty mógłby go np. zabić lub otruć. Dlatego właśnie schroniska dla bezdomnych zwierząt są potrzebne, aby zmniejszyć zagrożenie dla ludzi i dla samych zwierząt.
Skąd pojawiają się bezpańskie psy w schronisku? Podrzucają je niedobrzy właściciele. Powody? Może być ich wiele. Pies jest rozszczekany i drażni właściciela, więc ten go porzuca. Zwierzę może być pełne energii (tzw. potoczny „pies z ADHD”), czym też może zdenerwować właściciela i w konsekwencji dochodzi znowu do oddania do schroniska. Kolejna kwestia to znudzenie się zwierzęciem, bo traktuje się go jako zabawkę, a nie jako członka rodziny. Szczeniaczek kupiony na święta dorasta, nie jest dobrze wychowywany, tresura olana w kąt i nagle pies zaczyna dziczeć i wariować – trzeba oddać, bo nie da się z nim wytrzymać. Inną kwestią pozostaje, kiedy ktoś kupuje na święta zwierzę pod choinkę, a osoba dostająca prezent nie chce go. (Brak uzgodnienia, uczulenie, alergia, brak chęci zajęcia się zwierzęciem itp.) Inną kwestią jest praktyka, kiedy niechciane psy lądują często przy drodze podczas podróży. W gorszych wypadkach futrzak wyrzucony jest przez okno... Oprócz tego może dojść do zdarzenia podczas interwencji i wtedy też pies trafi do schroniska. Przykładem człowiek, który widzi jak jego sąsiad znęca się nad psem m.in. obcina mu uszy, bije go kijem, trzyma go na łańcuchu albo głodzi. Ostatnie zdarzenie jakie przychodzi mi na myśl to traumatyczna historia, kiedy to pies ma starego właściciela i on umiera. Stary człowiek nie ma rodziny, więc pies zostaje sam. Trzeba go wtedy oddać do schroniska.
Istnieją też najgorsze sytuacje, kiedy ludzie mordują psy. Z zawiści, zabawy, psychicznego niezrównoważenia… Ci bardziej brutalni topią przybłędy i trują psy po osiedlach trutką na szczury. Zdarzają się też takie sytuacje, kiedy ktoś rozrzuca po osiedlu mięso z kawałkami gwoździ. Ostatnio widziałem również brutalny film krążący po sieci, jak powieszony owczarek niemiecki „dyndał” z tyłu na traktorze, dotykając ledwo łapami podłoża… Nie wiem co tacy ludzie mają w głowach, ale interweniować jako nacjonaliści również na tym polu możemy bardzo mocno.
Adopcja
Każde ze schronisk rządzi się swoimi zasadami. Wydawanie psów do adopcji może wyglądać różnie w każdej z tego typu placówek. Opiszę teraz jak to wyglądało w moim przypadku. W mieście Lublin, gdy dochodziło do adopcji przyszłego pupila wystarczyło wyjść ze zwierzęciem na spacer i zobaczyć jak reaguje. Pracownicy ośrodka obserwowali jak pies się zachowywał, czy dobrze chodził przy nodze, nie warczał, nie szczekał itd. Miałem to szczęście, że pies ładnie się zachowywał. Początkowo miałem obawy, że pies będzie zlękniony. W końcu przed wyjściem na spacer ze mną był pełen strachu, kiedy siedział w boksie z innymi towarzyszami niedoli. Po udanym spacerze została podpisana tzw. umowa adopcyjna ze schroniskiem. Ważne było też to, aby posiadać kupioną przez przyszłego właściciela obrożę i smycz. Bez tego nie byłoby możliwości odebrania futrzaka. Ta zasada funkcjonuje w każdym ze schronisk.
Proces adaptacji i wybierania psa w każdym schronisku wygląda inaczej. Najlepiej w tym wypadku zadzwonić przed wyjazdem do schroniska i zrobić rekonesans, jak wygląda adopcja psa krok po kroku w danym konkretnym schronisku. (Przeważnie takie placówki posiadają swoje strony internetowe, gdzie podają numer telefonu). Pomoże nam to w uniknięciu niedomówień. Pamiętać trzeba, iż pracownikom tych ośrodków zależy, (zabrzmi to paskudnie), na „pozbyciu się psa”, aby mieć dodatkowe miejsca dla innych zwierząt trafiających do ośrodka.
Gdy mamy psa ze schroniska to jest on przebadany, wysterylizowany i zaszczepiony, np. przeciwko wściekliźnie. Posiada on w sobie czip. Pomaga on w odnalezieniu psa, jeśli by nam uciekł. Podpisując umowę adopcyjną bierzemy odpowiedzialność za zwierzę. Nie można dla przykładu puszczać psów ze schroniska na tzw. „wolny wybieg”. (Inna kwestia, kiedy mamy szczelne podwórko – wtedy można). Z czego wynika ten zakaz? Te zwierzęta przeżyły traumę porzucenia, były dotykane i dokarmiane przez wielu ludzi w schronisku. Wypuszczenie zaadoptowanego psa na ulicy wiąże się z konsekwencją zabłąkania. Taki futrzak mógłby np. za kimś pójść i mógłby do nas już nie wrócić.
Kolejną ważną kwestią jest tzw. „książeczka psa”. Dostaje się ją podczas odbioru zwierzęcia. Znajdują się w niej przeprowadzone badania i szczepienia. Tutaj ważna informacja dla przyszłych właścicieli – jeśli jesteście na spacerze trzeba mieć ten dokument przy sobie. Jest to swoisty „dowód osobisty” pupila. Na ulicy możemy zostać poproszeni przez straż miejską albo policję o książeczkę psa, np. czy jest zaszczepiony przeciwko wściekliźnie. Bardziej chamscy funkcjonariusze mogą zabrać nam psa, jeśli nie posiadamy tego dokumentu i zawieść zwierzę do schroniska. Mają niestety do tego prawo. Ponadto, gdy wchodzimy do autobusu kierowca również może poprosić o taki dokument. Jeśli nie będziemy posiadać książeczki psa to może on nas nie wpuścić do autobusu. W gorszym przypadku zatrzymać pojazd i po prostu nas wyprosić.
Imiona psów zostają przydzielone przez pracowników schroniska. Zdarza się, że takie imię pada do tego psa dwa albo trzy razy podczas przebywania w schronisku. Z racji tego mając psa ze schroniska można go nauczyć nowego imienia, aczkolwiek potrzeba na to czasu i cierpliwości. Młode psy tak mniej więcej do trzeciego czy czwartego roku życia „łapią” to szybciej, starsze natomiast wolniej. Nie jest to jednak jakąś sztywną regułą w tym wypadku. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji zwierzęcia.
Warto zastanowić się podczas wyboru psa do adopcji. Nie każdy nada się do konkretnych warunków, jakie posiada przyszły właściciel. W schroniskach znajdują się oprócz kundelków także rasowe psy bez rodowodu. Z mojego doświadczenia widziałem m.in. malamuta, amstafy, labradora, boksera oraz długowłosego owczarka niemieckiego. Sam adoptowałem psa w typie teriera walijskiego. Przy wyborze naszego przyszłego towarzysza trzeba kierować się jedną główną zasadą: duże psy potrzebują dużo ruchu, miejsca i podwórka, natomiast małe psiaki mogą funkcjonować w blokach. Po co adoptować futrzaka do złych warunków bytowych, skoro mu nie pomożemy, a tylko utrudnimy przyszłe życie?
Innym tematem pozostają alergicy. Jeśli mamy alergię np. na sierść to futrzak nie może przebywać razem z nami w domu. (W najgorszym wypadku w pokoju, w którym najczęściej przebywamy). Dobra za to informacja dla alergików jest taka, że istnieją takie rasy psów, które mają wyjątkową sierść niewywołującą alergii. Potocznie określa się je mianem „psów z włosami”, co nie jest do końca prawdą. Po prostu ten rodzaj sierści nie wydziela enzymów na skórze, które powodują alergię u ludzi. Piszę o tym, bo sam mam alergię na psią sierść. Myślałem, że takich psów jest mało. Gdy zacząłem szukać informacji na ten temat mocno się zdziwiłem. Przykładami rasowych psów niewywołujących alergii są: Maltańczyk, Sznaucer, Irlandzki Spaniel Wodny, Pudel, Irish Soft Coated Wheaten Terrier, Grzywacz Chiński, Nagi Pies Meksykański (Xoloitzcuintli), West Highland White Terrier, Welsh Terrier (Terier Walijski), Terier Szkocki, Terier Irlandzki, Yorkshire Terrier (potocznie zwane „Yorkami”), Australian Silky Terrier, Czarny Terrier Rosyjski, Hawańczyk, Komondor, Lwi Piesek, Polski Owczarek Nizinny, Shih Tzu.
Jako nowi właściciele nie wiemy, jaką nasz pupil miał historię i przeszłość. W schronisku dla zwierząt istnieje niepisana zasada, że pracownicy nie powiedzą, gdzie pies wcześniej przebywał i co się z nim stało. W tym wypadku sami musimy obserwować psa. Czego się boi? Co lubi jeść? Jak chodzi przy nodze? Czy szczeka na coś? Albo wcale i jest tzw. psem mało rozszczekanym? Czy jest lękliwy, bojaźliwy lub w drugą stronę – agresywny i pewny siebie? Do kogo podchodzi? Czy są to starsze osoby czy dzieci? Na jakiego typu ludzi negatywnie reaguje? Warczy na nich lub szczeka? Co wącha? Po obserwacji jako właściciele dochodzimy do konkretnych wniosków. Przykłady? „Pies podchodzi do starszych ludzi – musiał mieć wcześniej starszego właściciela. Najprawdopodobniej umarł i dlatego trafił do schroniska”. „Gdy wracamy ze spaceru pies siedzi u sąsiada na wycieraczce. Zapewne wcześniej też musiał mieszkać w bloku, tylko że na pierwszym piętrze.” „Pies nie lubi innych psów – musiał mieć ciężko i przeżył straszną traumę przebywając w schronisku”.
Kolejna kwestia to poświęcenie futrzakowi czasu m.in. na głaskanie lub wychodzenie na spacery na załatwienie fizjologicznych potrzeb. Warto nauczyć psa wychodzenia na spacery o konkretnych porach, które sami możemy ustalić jako właściciele. Początkowo pies może narobić w mieszkaniu. Na pewno muszą być to minimalnie trzy spacery: rano po południu i wieczorem. Gdy załatwiamy się z psem musimy po nim posprzątać. Funkcjonują w sklepach dla zwierząt specjalne woreczki do sprzątania po nich. Zawartość owej siatki wyrzucamy do specjalnych koszy do tego przeznaczonych na „psie odchody”. Niedawną nowością są tzw. potocznie nazywane „psie pampersy”. Wtedy nasz pupil nie zaśmieca środowiska, a właściciele są zadowoleni, że nie muszą po nim sprzątać.
Zdarzy się też tak, że będziemy musieli pupila zostawić na chwilę w domu. Ze schroniska od weterynarza dowiedziałem się, iż jest na to specjalna metoda. Okazała się w moim przypadku bardzo skuteczna. Polega ona na tym, że po pierwsze pod żadnym pozorem nie wolno z psem się żegnać jak z człowiekiem. To karygodny błąd w wychowywaniu psa, zwłaszcza ze schroniska, który ma spaczoną psychikę. (W ten sposób krzywdzimy naszego futrzaka. On rozumie w swoim „psim języku” coś zupełnie innego, niż to co „my po ludzku” chcemy mu przekazać). W tym przypadku, co powinniśmy zrobić? Po prostu wyjść bez słowa z mieszkania. Początkowo na 5 minut. Potem wracamy. Siedzimy godzinę albo dwie. Znów wychodzimy tym razem na 10 minut. Podwajamy później dawki czasu, kiedy nas nie ma w domu. Pies wtedy się przyzwyczaja i traktuje takie zachowanie jako coś zupełnie normalnego.
Gdy mowa o opiece, trzeba pamiętać też o wydatkach na psa. Pierwsza kwestia to wyżywienie. Na początku na pewno będzie trzeba psa oduczyć karmy ze schroniska, dlatego też zaleca się karmienie inną karmą z dobrej półki. Potem raz na miesiąc można ugotować kaszę z jakimś mięsem lub kością. Nie polecam dawać na samym początku kości, z racji tego, że psu będą ropieć oczy. W najgorszym stanie może dojść do sklejenia się oka i będzie trzeba je przemywać kroplami do oczu. Odradza się dawania kości z kurczaka. Mogą one stanąć w gardle. Zwierzę w tym wypadku może się udusić. Najlepszym w tym przypadku byłaby jedna duża kość do obgryzania na dłuższy czas. Dobrym rozwiązaniem są w tym wypadku tzw. „sprasowane kości” do kupienia w sklepie dla zwierząt. Kosztują one grosze, a składają się z kości, które wcześniej przyrządzono i sprasowano w jedną zbitą całość. Taka kość starczy na bardzo długo. Nie karmi się psa ziemniakami i czekoladą. Są one trucizną dla niego!
Drugą kwestią w wydatkach pozostają pieniądze na wizytę u weterynarza. Trzeba liczyć się z tym, że co jakiś czas trzeba psa zaszczepić, jeśli szczepionka straci datę ważności. Psy to biologiczne istoty, więc mogą chorować. Mogą też złapać kleszcza na spacerze i będzie trzeba go „wykręcić”. Innym przykładem pójścia do weterynarza z futrzakiem jest tzw. „saneczkowanie”. Polega to na tym, że pies trze tylną częścią ciała po podłodze. W większości przypadków ludzie uważają, że wpływ na to mają robaki, co nie jest do końca prawdą. Objawy tego mogą być różne. To zachowanie najczęściej wywołują tzw. potocznie gruczoły odbytowe u psów. Po każdym wypróżnieniu zbiera się im „w tym” miejscu ciała. Zwierzak wyczuwa wtedy dyskomfort, pieczenie, a nawet ból. Psy ze schroniska są bardziej narażone na tą przypadłość, ze względu na to, że są wysterylizowane.
Podsumowanie
Koniec tego artykułu to dla mnie najgorsza rzecz w tym tekście. Mógłbym opisać jeszcze wiele kwestii w tematyce adopcji i samych psów. Z racji tego, prawdopodobnym jest, iż pociągnę ten temat i będzie kontynuacja tego artykułu. Będzie on dotyczył „języka psów”, aby je jeszcze lepiej zrozumieć. Myślę, iż w sporym stopniu zachęciłem czytelnika do pracy w schronisku albo do adopcji psa. Jako nacjonaliści powinniśmy coraz szerzej walczyć o losy „braci mniejszych”, a psy traktować jako członków naszego stada – naszej rodziny. Love Animals – Hate Antifa!
Bibliografia:
„Bernardyn Fundacja zwierząt skrzywdzonych”, strona internetowa [w:] <http://bernardyn.org.pl/> (dostęp 19 września 2017 r.)
„Dz.U.1997 nr 111 poz. 724”, „Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt”, „Internetowy System Aktów Prawnych”, [w:] <http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19971110724> (dostęp 19 września 2017 r.);
„Dz.U.2016 poz. 2102”, „Ustawa z dnia 15 listopada 2016 r. o zmianie ustawy o ochronie zwierząt”, „Internetowy System Aktów Prawnych”, [w:] <http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20160002102> (dostęp 19 września 2017 r.);
„Pies trze tyłkiem po podłodze. WTF?!” „Nie zadzieraj z weterynarzem. Okołoweterynaryjne przemyślenia lekarza weterynarii”. Blog [w:] <http://nzzw.blogspot.com/2015/10/pies-trze-tykiem-po-pododze-wtf.html?m=1> (dostęp 19 września 2017 r.)
Patryk Płokita
"Miasto jest nasze!" - Tomasz Dryjański
Próbując scharakteryzować polski nacjonalizm drugiej dekady XXI wieku trzeba zacząć od jednego spostrzeżenia – jesteśmy ruchem młodych mieszkańców miast, zdecydowana większość z nas ciągle uczy się lub studiuje. To właśnie wielkomiejskość, młody wiek i poczucie buntu przeciwko zastanemu porządkowi są głównymi czynnikami kształtującymi nacjonalizm epoki Marszów Niepodległości. Młody wiek działaczy powoduje olbrzymią powierzchowność Ruchu i brak głębszej wizji.
Mieszkamy w miastach, jednak pozostają one poza obszarem naszych zainteresowań. Żyjemy historią, uchodźcami, wojną na Ukrainie i wielką polityką. Przypomnijmy sobie jakie zainteresowanie wzbudziły wśród narodowców wybory do Europarlamentu, a jakie samorządówka, owszem między majem, a listopadem 2014 wuchta wiary zdążyła zatracić entuzjazm, ale później była kampania prezydencka pewnego uchodźcy intelektualnego, w którą z entuzjazmem zaangażowało się wielu narodowców (czego nie zrozumiem nigdy, bo od zawsze było widać, że rzeczony osobnik nie umie czytać, a z jakimkolwiek nacjonalizmem ma tyle wspólnego co buddysta ze schabowym). Wracając do wyborów samorządowych, które potraktowane zostały totalnie po macoszemu, RN skupił się na sejmikach województw totalnie odpuszczając rady miast, gmin czy powiatów. Interesuje nas wielka polityka, zapominamy, że codzienne życie Narodu toczy się na poziomie miasta, gminy czy dzielnicy. Miasto jest dla współczesnego narodowca miejscem zamieszkania, często elementem tożsamości, ale bardzo rzadko interesuje nas jako pole działalności. Nie umiemy realnie działać na rzecz małej ojczyzny i jej mieszkańców.
Tymczasem poważny ruch społeczny musi być zaangażowany w życie lokalnej społeczności. Zróbmy rachunek sumienia, ile razy zaangażowaliśmy się w konsultacje społeczne w naszych miastach? Czy zwróciliśmy uwagę na częstotliwość autobusów dojeżdżających do peryferyjnych osiedli? Czy zainteresowały nas problemy lokatorów czyszczonych kamienic, podwyżki cen biletów? Ile zgłosiliśmy projektów do budżetu obywatelskiego? A może miasto liczące 600 tysięcy mieszkańców ma osiedle gdzie asfaltu nie ma prawie wcale? Niestety, ale tematyka miejska interesuje narodowców wyłącznie kiedy trzeba zdekomunizować nazwę ulicy, albo nadać imię nowemu rondu.
Ważnym elementem miejskiego aktywizmu musi być dbałość o lokalną tożsamość. Punktem zdecydowanie najbliższym zainteresowaniom współczesnych narodowców, bo wiążącym się z historią i promocją patriotyzmu. Chcąc uczyć najmłodszych patriotyzmu wykorzystujmy to co im najbliższe, dziecko z Jeżyc czy Łazarza z chęcią posłucha o Powstaniu, którego walki toczyły się na znanych mu ulicach, możliwe nawet, że w rodzinie żywa jest pamięć o walczącym pradziadku, Czerwiec jest już zdecydowanie bardziej współczesny, praktycznie na każdym osiedlu żyją jeszcze uczestnicy tamtych wydarzeń. Nie sposób mówić o lokalnym patriotyzmie bez podkreślania roli gwary, a także kuchni lokalnej, powodem do dumy powinien być fakt, że to właśnie w Poznaniu i okolicach zaczęła się historia naszego Narodu. Tematyka lokalnej tożsamości i popularyzacji gwary jest tym ważniejsza, że od czasów PRL-u mamy do czynienia z masową migracją ludności i tracimy poczucie wspólnoty mieszkańców miasta. Zasadniczo jedynym miejscem gdzie ważna jest lokalna tożsamość są stadiony piłkarskie.
Kolejne pola aktywizmu lokalnego są już znacznie bardziej odległe od codziennych zainteresowań współczesnych narodowców. Nie dostrzegamy problemów, z którymi borykają się mieszkańcy, a przecież sami nimi jesteśmy! Istnieje wuchta dziedzin wymagających naszego zaangażowania. Rady osiedli mają bardzo ograniczone kompetencje, niemniej jednak warto się w nich znaleźć, tak samo jak wskazane jest zgłaszanie projektów do budżetu obywatelskiego. Ważna jest animacja sportowa i kulturalna, zwłaszcza dla najmłodszych mieszkańców naszych fyrtli, zajmijmy się problemami transportu publicznego na obrzeżach miasta, sytuacją najuboższych mieszkańców, zapomnianych przez Jaśkowiaka i jego kolegów, warto zainteresować się spółdzielczością. Patrzmy na ręce lokalnym władzom i reagujmy na wszelkie marnotrawstwo publicznych środków i finansowanie z budżetu miasta podejrzanych inicjatyw.
Pisząc ten tekst jestem dumny z własnego miasta, w Poznaniu środowiska narodowe od lat poruszają tematy lokalne – MW zaangażowała się w problem zatrutej Warty, w Reducie promuje się lokalnych artystów, w środowisku często rozmawia się na lokalne tematy. Pamięć o Powstaniu i Czerwcu jest należycie pielęgnowana, Nocna Droga Krzyżowa szlakiem Chrztu Polski oprócz funkcji religijnej, ukazuje także Poznań i Wielkopolskę jako kolebkę polskości, a nacjonalizm organizatorów pozwala uznać to za zasługę naszego Ruchu. Przed poznańskimi nacjonalistami oczywiście wiele pracy, niemniej jednak wyróżniamy się na tle innych miast.
Jestem zwolennikiem nadania dzielnicom wielkich miast uprawnień podobnych do tych, które mają gminy. Obecne jednostki pomocnicze nie posiadają żadnych realnych uprawnień, o tym, że nikt nie traktuje ich poważnie niech świadczy fakt, że w Poznaniu oficjalnie liczą one od 1700 do ponad 40 000 mieszkańców, przy czym te największe często przyciągają studentów, co oznacza jeszcze większe zaludnienie, w przypadku małych, peryferyjnych osiedli takich jak Krzyżowniki-Smochowice oficjalne dane należy uznać za wiarygodne. Nadanie realnych uprawnień dzielnicom (powrót do podziału sprzed roku ’90, z przyłączeniem Ostrowa Tumskiego do Starego Miasta i „niepodległością” dla Piątkowa, wraz z Winogradami, Naramowicami i Moraskiem), ułatwi zarządzanie zdecentralizowanym miastem. Jednostki pomocnicze wspierałyby dzielnice. Jednocześnie ułatwiono by dostanie się do samorządu lokalnym społecznikom, do rady miasta głosuje się na listy partyjne i radny w żaden sposób nie reprezentuje mieszkańców Starołęki czy Chwaliszewa. Rady dzielnicy byłyby bardziej otwarte dla stowarzyszeń typu Nasza Śródka, Jeżycjanie czy Społeczne Rataje (nazwy wymyślone na potrzeby artykułu). Postulowana reforma ułatwiłaby także poszerzenie granic miasta o gminy pasożytnicze, mieszkańcom Plewisk, Komornik, Lubonia, Koziegłów, a docelowo także Swarzędza czy Tarnowa Podgórnego zdecydowanie bardziej opłacałoby się przyłączyć do Poznania, gdyby część ich podatków zostawałaby w dzielnicy, Poznaniacy zyskaliby ponieważ dzisiaj mieszkańcy i kapitał uciekają z miasta, hamując jego rozwój, a dalej korzystają z miejskiej infrastruktury.
Możliwości działań w mieście jest wuchta, ważne, żebyśmy zaczęli traktować je jako żywy organizm i miejsce, w którym toczy się życie Narodu.
Tomasz Dryjański