
Szturm
Adam Busse - Recenzja najnowszej "Polityki Narodowej"
Najnowszy numer kwartalnika „Polityka Narodowa”, na jesień 2017 roku, poświęcony jest szeroko rozumianej tematyce związanej z Chińską Republiką Ludową. Faktem jest, iż to oprócz Stanów Zjednoczonych Ameryki oraz Federacji Rosyjskiej bardzo silne i liczące się supermocarstwo. Kraj, który powraca do potęgi i stopniowo rozdaje karty w geopolityce. Tematyka chińska w ujęciu „Polityki Narodowej” z pewnością będzie bardzo ważnym głosem w dyskusji nad tym, jaki kurs wobec tego państwa powinna obrać Polska i jakie kroki w tę stronę już są czynione przez Warszawę. Warto tym zagadnieniem się zainteresować m.in. w kontekście popularnej koncepcji Nowego Jedwabnego Szlaku (którym to zagadnieniem zajmuje się m.in. Jacek Bartosiak). Redakcja tego pisma cztery lata wcześniej podejmowała się na swoich łamach studiów nad rosnącymi w siłę krajami Azji (temat numeru 13 brzmiał „Azjatyckie przebudzenie” i w jego ramach zajmowano się m.in. polityką zagraniczną Islamskiej Republiki Iranu, syntezą islamu z nacjonalizmem w wykonaniu Ali Szariatiego, tureckim nacjonalizmem, Azją Centralną, mniejszością wietnamską w Polsce czy Chinami), stąd warto zainteresować się wyżej podanymi numerami tego kwartalnika.
Adam Busse - Konsumpcja zrównoważona - alternatywa dla konsumpcjonizmu
Za niecały miesiąc będziemy obchodzić Święta Bożego Narodzenia. Pomimo tego na ulicach Warszawy można było już w połowie listopada zaobserwować charakterystyczne iluminacje świąteczne na latarniach głównych ulic. W hipermarketach i sieciowych sklepach (m.in. Empik) wystawione były bombki choinkowe, czekolady, notesy i inne produkty ozdobione motywami świątecznymi, oczywiście w promocyjnych cenach, co przyciągnęło uwagę potencjalnych klientów. W ostatni piątek listopada z kolei miał miejsce #BlackFriday, czyli dzień promocji i wyprzedaży produktów rozmaitego asortymentu (odzież, obuwie, kosmetyki etc.) w hipermarketach, sklepach sieciowych i centrach handlowych. Jest on dniem zakupowego szaleństwa dla wielu klientów. Jednym z problemów XXI wieku, przeciwko któremu występuje nowoczesny nacjonalizm, jest konsumpcjonizm. Istnieje bardzo wiele definicji tego problemu społecznego, jednak tytułem wstępu po prostu przybliżę, czym on jest i w czym się przejawia. Konsumpcjonizm jest postawą, która charakteryzuje się nadmiernym przywiązaniem i dążeniem do kupowania nowych dóbr materialnych (nawet, kiedy kupiony produkt w dalszej przyszłości okaże się bezużyteczny), niepopartym realnymi potrzebami i mającym zaspokoić wszelkie potrzeby wtórne. Z tym zjawiskiem związane są globalizacja i makdonaldyzacja, szkodliwe dla środowiska naturalnego i ekosystemu poprzez próbę ujednolicenia otoczenia, dehumanizację jednostki ludzkiej w myśl klienta masowego oraz powodujące m.in. wyjaławianie innych Narodów z ich tożsamości narodowej (opartej na lokalnych kulturach, historii, języku czy obyczajowości) na rzecz wprowadzenia na ich gruncie amerykańskiego wzorca życia.
Konsumpcjonizm był krytykowany zarówno przez św. Franciszka z Asyżu za życie ponad stan i nadmierną potrzebę posiadania, jak i papieży katolickich – m.in. Jana Pawła II, Benedykta XVI i Franciszka. Kościół Katolicki piętnuje konsumpcjonizm jako zjawisko prowadzące do niewłaściwego korzystania z dóbr materialnych i egoistycznego stylu życia, nastawionego na zdobywanie coraz większej ilości dóbr (nawet kosztem drugiego człowieka). Zawężenie perspektyw życiowych tylko do spraw materialnych powoduje osłabienie ludzkiej wrażliwości na moralność i wartości religijne. Za „Najnowszą historią Kościoła” wskazano, że „Nowy materializm pochodzący z Zachodu jest mniej idealistyczny od wcześniejszego, socjalistycznego, ale jest w pewnym sensie bardziej niebezpieczny, ponieważ od dawna upragniony i ponieważ pozornie zaspokaja najbardziej naturalne potrzeby.” Jan Paweł II skrytykował konsumpcjonizm (nazwany „konsumizmem”), którym jest „styl życia, który wyżej stawia dążenie do tego, by mieć, aniżeli być, i chce więcej mieć nie po to, aby bardziej być, lecz by doznać w życiu jak najwięcej przyjemności.” Człowiek zaś „wikła się w sieć fałszywych i powierzchownych satysfakcji, podczas gdy powinien spotkać się z pomocą autentycznej i konkretnej realizacji swojej osobowości.” Konsumizm powoduje degradację godności ludzkiej oraz marnotrawienie dóbr kupionych, które powinny stworzyć człowiekowi warunki jego harmonijnego rozwoju. Innymi następstwami są liczne zagrożenia o charakterze społecznym, tj. niesprawiedliwy podział dóbr i duża dysproporcja zamożności pomiędzy poszczególnymi warstwami społecznymi i całymi narodami, zniszczenie środowiska naturalnego, uzależnienia, kryzys rodziny czy pornografia i prostytucja. Benedykt XVI wskazał z kolei w wypowiedzi z 2012 roku na spotkaniu z uczestnikami sesji plenarnej Papieskiej Rady „Iustitia et Pax”, że: „Wprawdzie z jednej strony nadal głosi się godność osoby, jednak z drugiej są nowe ideologie, takie jak hedonistyczna i egoistyczna ideologia praw seksualnych i reprodukcyjnych czy rozpasanego kapitalizmu finansowego, który nadużywa polityki i rozbija strukturę realnej gospodarki. Przyczyniają się one do uważania zatrudnionego pracownika i jego pracy za dobra „mniejszej wagi” i podważania naturalnych podstaw społeczeństwa, zwłaszcza rodziny. W rzeczywistości człowiek ma realny prymat, co czyni go odpowiedzialnym za siebie samego i stworzenie. Konkretnie dla chrześcijaństwa praca jest podstawowym dobrem dla człowieka ze względu na jego personalizację, socjalizację, tworzenie rodziny, wkład w dobro wspólne i w pokój. Dlatego dostęp wszystkich do pracy jest zawsze celem priorytetowym, także w okresach recesji ekonomicznej. Z nowej ewangelizacji życia społecznego mogą wyniknąć nowy humanizm i odnowione zaangażowanie kulturalne. Pomaga ona zdetronizować współczesnych idoli, zastąpić indywidualizm, materialistyczny konsumpcjonizm i technokrację kulturą braterstwa i bezinteresowności, miłości solidarnej.” Papież Franciszek podjął zaś krytykę konsumpcjonizmu m.in. dwa lata temu w trakcie Pasterki. Wskazał, że dzisiejsze społeczeństwa są upojone konsumpcjonizmem, luksusem, narcyzmem i troską o wygląd, zaś ludzie powinni być wstrzemięźliwi, prości i mieć silne poczucie sprawiedliwości, które nie powinno pozostawiać człowieka obojętnego na los drugiego człowieka.
Ideą alternatywną wobec konsumpcjonizmu jest koncepcja zrównoważonego rozwoju. Ideę tę streszcza pierwsze zdanie raportu WCED (z ang. The World Commission on Environment and Development) z 1987 roku: „Na obecnym poziomie cywilizacyjnym możliwy jest rozwój zrównoważony, to jest taki rozwój, w którym potrzeby obecnego pokolenia mogą być zaspokojone bez umniejszania szans przyszłych pokoleń na ich zaspokojenie.” Anna Kurzak definiuje tę koncepcję jako „holistyczne podejście, ukierunkowane na zmniejszenie negatywnego wpływu społecznych systemów produkcyjno-konsumpcyjnych na środowisko.” Zrównoważona konsumpcja ma na celu „zmaksymalizowanie wydajności i efektywności produktów, usług, jak również inwestycji tak, aby zaspokoić dzisiejsze potrzeby społeczeństwa, bez narażania zdolności przyszłych pokoleń do zaspokajania ich potrzeb.” Natomiast po raz pierwszy koncepcja zrównoważonego rozwoju pojawiła się na konferencji ONZ w Rio de Janeiro w 1992 roku, poświęconej sprawom środowiska i rozwoju. Koncepcja zakładała m.in. zachowanie możliwości odtwarzania zasobów naturalnych i ich efektywne użytkowanie, systematyczną eliminację niebezpiecznych substancji z procesów gospodarczych, tworzenie firmom warunków uczciwej konkurencji, uspołecznienie podejmowania decyzji czy dążenie do zapewnienia ludziom poczucia bezpieczeństwa ekologicznego.
Bezpośrednio związane z ideą zrównoważonego rozwoju jest pojęcie konsumpcji zrównoważonej. Grupa robocza ds. zrównoważonej konsumpcji jednej z grup wspierających prace Zespołu ds. Społecznej Odpowiedzialności Przedsiębiorców (organu pomocniczego Rady Ministrów) definiuje konsumpcję zrównoważoną jako „optymalne, świadome i odpowiedzialne korzystanie z dostępnych zasobów naturalnych, dóbr i usług na poziomie jednostek, gospodarstw domowych, wspólnot i społeczności lokalnych, środowisk biznesowych, samorządów terytorialnych, rządów krajowych i struktur międzynarodowych, zgodnie z zasadami zrównoważonego rozwoju. Ma ona na celu zaspokojenie potrzeb i podniesienie jakości życia dla wszystkich w wymiarze lokalnym i globalnym, przy przestrzeganiu praw człowieka i praw pracowniczych, uwzględnianiu możliwości zaspokojenia potrzeb innych ludzi, w tym przyszłych pokoleń, oraz zachowaniu i odtworzeniu dla nich kapitału przyrodniczego. Postawa zrównoważonej konsumpcji uwzględnia ograniczenie marnotrawstwa, produkcji odpadów i zanieczyszczeń oraz wybór towarów i usług, które w największym stopniu spełniają określone kryteria etyczne, społeczne i środowiskowe.”
Konsumpcję zrównoważoną ujmuje się na kilka sposobów w literaturze przedmiotu. Ujmuje się ją jako: alternatywny styl życia, ekokonsumpcję bądź holistyczne jej ujęcie (najbardziej rozpowszechnione w Polsce), które rozszerza pojęcie konsumpcji zrównoważonej na kwestie gospodarcze i społeczne. Idea ta wiąże się z umiejętnością gospodarowania, które oznacza „racjonalizację bezpośredniego (przez ludzi) i pośredniego (w procesach gospodarczych) korzystania z zasobów, walorów, sił i procesów przyrodniczych, racjonalizację (i efektywność) wytwarzania i dystrybucji antropogennych dóbr i procesów wytwórczych oraz wykorzystanie ludzkiej wiedzy, umiejętności i zdolności do zaspokajania potrzeb bytu i rozwoju wielu pokoleń (przyjmuje się perspektywę co najmniej dwupokoleniową, maksymalnie czteropokoleniową).” Wg Eugeniusza Kośmickiego najważniejszą cechą odróżniającą zrównoważony rozwój od tradycyjnego jest myślenie długotrwałe w zakresie procesów rozwojowych. Przyjęcie myślenia długofalowego pozwoli uwzględnić zmiany gospodarcze, społeczne i naturalne na przestrzeni lat oraz ich konsekwencje. Dzięki temu zrównoważona konsumpcja będzie miała charakter długofalowy, nie zaś doraźny.
Konsumpcja zrównoważona powoduje wykorzystywanie produktów i usług do realizacji podstawowych potrzeb przy jednoczesnym zmniejszaniu wykorzystania zasobów naturalnych i materiałów toksycznych, ograniczeniu emisji odpadów w procesie produkcyjnym i w cyklu życia produktu tak, aby nie narazić na niebezpieczeństwo możliwości zaspokojenia potrzeb przyszłych pokoleń. Idea zrównoważonego rozwoju łączy „rozwój gospodarczy, ochronę środowiska i sprawiedliwość społeczną w skali lokalnej, regionalnej oraz globalnej, przeciwstawiając się jednocześnie dążeniu do nieustannego osiągania wzrostu gospodarczego, bez względu na poniesione koszty społeczne i środowiskowe.”
Jak podaje Katarzyna Wasiluk (za publikacją Dariusza Kiełczewskiego pt. „Konsumpcja a perspektywy zrównoważonego rozwoju”), trwała i zrównoważona konsumpcja jest równoważona w następujących aspektach:
„- ekonomicznym (ustalenie takich proporcji między bieżącą a przyszłą konsumpcją, które nie przyczyniają się do zaburzeń równowagi psychicznej),
- ekologicznym (maksymalizacja użyteczności konsumpcji przy zachowaniu użyteczności i jakości zasobów naturalnych i środowiska przyrodniczego),
- społecznym (względnie równe rozłożenie konsumpcji, czyli dostępność dla ludzi niezależnie od czasu i przestrzeni oraz preferowanie form konsumpcji nie powodujących problemów społecznych),
- psychologicznym (konsumpcja przyczyniająca się do wzrostu jakości życia),
- demograficznym (uwarunkowania demograficzne nie stanowią trwałej bariery wzrostu konsumpcji),
- przestrzennym (sposoby zaspokajania potrzeb nie naruszają zasad ładu przestrzennego),
- intertemporalnym (powyższe założenia są możliwe do zrealizowania w nieograniczonej perspektywie czasowej.”
Konsumpcja zrównoważona jest efektywną formą procesu konsumpcji. Prowadzi ona do faktycznej poprawy warunków życia oraz jest zrównoważona pod względem środowiskowym (gdy producenci przekazują konsumentom odpowiednie informacje, a działania w tej kwestii podejmują władze). Dzięki rzetelnym i czytelnym informacjom od producentów na temat produktu oraz producenta konsument jest w stanie bardziej świadomie i precyzyjnie nabyć dany produkt bądź usługę oraz będzie mógł informować pozostałych uczestników rynku o zaletach idei zrównoważonej konsumpcji. Konsument świadomy to „osoba, która zbiera informacje o produkcie i w momencie zakupu posiada dużą wiedzę o nim. To osoba dociekająca, pytająca o pochodzenie nabywanego produktu, jego skład, metody produkcji czy społeczną odpowiedzialność producenta. Konsument świadomy to również osoba rozsądna, mająca szacunek do środowiska naturalnego. Rosnąca świadomość przyczyniła się do stworzenia nowego profilu konsumenta, który jest wymagający, racjonalny z punktu widzenia optymalizacji zakupów i bardziej mobilny, zarówno w realnym jak i wirtualnym świecie. Wpływa to na jego decyzje zakupowe, co w dłuższym okresie kształtuje popyt, jak również generuje zmiany na rynku.” W dalszej perspektywie, choć nie brakuje sceptycznych głosów na ten temat, może przynieść korzyści tak dla konsumenta, jak i producenta. Wielu sceptycznie nastawionych konsumentów uważa, że idea zrównoważonego rozwoju może zbliżać się do stanu, w którym przekształci się w działanie marketingowe podejmowane przez firmy, a nie działanie mające podnieść jakość i standardy życia obecnemu pokoleniu i później – następnym pokoleniom. Jednak Anna Kurzak trafnie wskazuje, że: „W ostatnich latach odnotowano wzrost poziomu jakości życia polskiego społeczeństwa, dzięki czemu podczas dokonywania zakupów polscy konsumenci przestali zwracać uwagę jedynie na cenę produktu, gdyż ważne stały się dla nich również inne aspekty, np. jakość, polegająca na wysokich standardach społecznych i ekologicznych produktu. Z roku na rok wzrasta wśród polskich konsumentów znajomość certyfikacji żywności i produktów ekologicznych, co widoczne jest przez zwiększenie się ofert liczby sieci handlowych.” Istnieją rozszerzone możliwości edukowania obywateli w zakresie zrównoważonej konsumpcji (dzięki coraz większej ilości stron internetowych, zamieszczaniu oznaczeń i informacji na produktach, przeprowadzaniu kampanii społecznych czy przygotowywaniu i dystrybucji cyklicznych raportów na ten temat).
Idea zrównoważonego rozwoju skłania każdego konsumenta do analizy „wartości wyborów konsumpcyjnych, wymuszając odpowiedzialność za ich dokonywanie.” Konsument świadomy powinien znać i odpowiednio egzekwować swoje prawa, ma świadomość swojej siły na rynku i w odpowiedni sposób może nią zarządzać. Odpowiedzialność konsumenta ma na celu m.in. kształtowanie zachowań przedsiębiorców oraz rynku produktu. Konsument poprzez zakup określonego produktu wpływa na popyt na ten produkt, co przekłada się później na wielkość podaży. Wzrost popytu spowoduje wzrost podaży, a ograniczenie bądź nie kupienie określonego produktu może spowodować zmniejszenie lub likwidację produkcji. Konsument, mając na względzie odpowiedzialność konsumencką, może „starać się ograniczyć ilość kupowanych produktów wytwarzanych przez firmy, których działań nie akceptuje, na rzecz firm, których działania postrzega jako etyczne.” Jak wskazała Anna Lewicka-Strzałecka, konsumencka odpowiedzialność „nie musi sprowadzać się jednak tylko do odpowiednich decyzji konsumpcyjnych. Przejawem takiej odpowiedzialności może być również czynne uczestnictwo w dyskusjach na temat działalności różnych firm, czy wykorzystywanie oficjalnych kanałów komunikowania się w celu oddziaływania na politykę tych firm.”
Koncepcja zrównoważonego rozwoju, a wraz z nią i idea zrównoważonej konsumpcji, jest interesującą alternatywą wobec konsumpcjonizmu. Tekst jest jedynie przedstawieniem w zarysie tejże koncepcji, nad którą warto się zastanowić. Ze względu na długofalowość idei zrównoważonego rozwoju nie zmieni się podejścia społecznego do tego zagadnienia od razu, na to potrzeba dużej ilości czasu. Dobrym znakiem jest rosnąca świadomość konsumencka wśród obywateli, znajomość certyfikacji żywności i produktów pochodzenia ekologicznego oraz coraz więcej możliwości zdobywania wiedzy na ten temat.
Adam Busse
Wybrana bibliografia:
W. Adamczyk, Współczesne problemy zrównoważonej produkcji i zrównoważonej konsumpcji, „Zarządzanie i Finanse” 2012, nr 3/2.
J. Berdo, Zrównoważony rozwój w stronę życia w harmonii z przyrodą, Sopot 2006.
A. Dąbrowska, Postawy polskich konsumentów – od konsumpcjonizmu do zrównoważonej konsumpcji, „Handel Wewnętrzny” 2015, nr 2 (355).
D. Kiełczewski, Konsumpcja a perspektywy zrównoważonego rozwoju, Białystok 2008.
A. Kurzak, Determinanty współczesnego konsumpcjonizmu, „Społeczeństwo i ekonomia” 2016, nr 1 (5).
A. Lewicka-Strzałecka, Odpowiedzialność moralna w życiu gospodarczym, Warszawa 2006.
W. Łuczka, Zrównoważona konsumpcja i uwarunkowania jej rozwoju, „Handel Wewnętrzny” 2016, nr 6 (365).
A. Neale, Zrównoważona konsumpcja. Źródła koncepcji i jej zastosowanie, „Prace Geograficzne”, z. 1, Kraków 2015.
K. Wasilik, Trendy w zachowaniach współczesnych konsumentów – konsumpcjonizm a konsumpcja zrównoważona, „Konsumpcja i Rozwój” 2014, nr 1 (6).
Centessimus annus (encyklika Jana Pawła II), Rzym 1991.
Najnowsza historia Kościoła. Katolicy i kościoły chrześcijańskie w czasie pontyfikatu Jana Pawła II, red. E. Guerriero i M. Impagliazzo, tł. J. Partyka, Kraków 2006.
Michał Walkowski - Lojalność to rzecz święta
Każdy nacjonalista jest mniej lub bardziej przywiązany do swoich przełożonych, czy – szerzej – kolegów z formacji lub ekipy, którą reprezentuje. Wydaje się jednak, że wiąże nas często coś więcej niż zwykłe koleżeństwo. Przyjaźń? Braterstwo? Podstawą i punktem wyjścia obu tych postaw jest w moim przekonaniu lojalność. Czy jest ona wartością? Jeśli tak, to czy nadrzędną względem prawdomówności lub honoru? Na te dwa pytania ma za zadanie odpowiedzieć ten artykuł. Ponadto w podsumowaniu znajdzie się odniesienie do kondycji współczesnej lojalności nacjonalistów polskich.
Rozważania nad pytaniem o to, czy lojalność jest wartością, musi zostać poprzedzone zdefiniowaniem, określeniem tego, co w tym przypadku określamy jako wartość. Mamy bowiem co najmniej kilka różnych koncepcji tego, czym ona być może. Otóż w tym konkretnym przypadku będziemy myśleć o lojalności jako wartości będącej cnotą. Tutaj potrzebne jest kolejne wyjaśnienie. Intuicyjnie zdajemy sobie sprawę, czym jest ten czynnik, ale powinniśmy w tym momencie poczynić uściślenie, które pozwoli na to, żeby każdy czytelnik podobnie identyfikował to pojęcie. Współczesna etyka i teoria cnót nadal odgrywa ważną rolę i zajmuje istotną oraz wysoką pozycję pośród systemów etycznych. Co je charakteryzuje? Stawiają one na piedestale pojęcie cnoty, która to jest zazwyczaj rozumiana jako pewna stała i – co ważne – wypracowana dyspozycja do czynienia dobra. Cechuje ją także to, że jej dyspozycyjność wpływa na możliwość korzystania z władz, którymi dysponuje każdy z nas. Mowa o rozumie, woli i zmysłach. Można zatem bez trudu dojść do wniosku, że jeśli lojalność jest cnotą, to można nad nią pracować, zwiększać, modyfikować, ale także jest sama w sobie moralnie dobra oraz realizujemy ją poprzez używanie trzech podstawowych władz ludzkich.
Kolejnym problemem zawartym we wstępnych pytaniach jest kwestia, czy lojalność możemy przedkładać nad honor lub prawdomówność. Te dwie wartości należy traktować tutaj oddzielnie. Dlaczego? Lojalność może być honorowa i nie zawsze obowiązuje w jej przypadku prawdomówność. Kiedy chcemy chronić brata, czy przyjaciela w różnych sytuacjach granicznych, to nie można mówienia nieprawdy poczytywać jako kłamstwa. Wiąże się to z faktem, iż kłamstwo jest aktem moralnie nagannym, który polega na celowym, umyślnym i bezpodstawnym wprowadzeniu fałszu – najczęściej, żeby realizować własne interesy. Natomiast ochrona bliskich ma poważne podstawy, żeby ewentualną nieprawdę przedstawić. Dlaczego jednak możemy równocześnie mówić, że lojalność jest honorowa lub nawet, że jest honorem? Honor jest wartością nie tylko indywidualną, ale również społeczną. Śmiem stwierdzić, że nawet przede wszystkim społeczną. Oznacza to, że nie możemy go osiągnąć, zdobyć bez funkcjonowania w jakimś społeczeństwie. Często utożsamia się honor z wiernością zasadom. Niemniej – owe zasady nie wzięły się znikąd. Należy mieć świadomość, że odnoszą się one w dużej mierze do pewnych uwarunkowań społecznych, do konwencji, czy swoistych kanonów aksjologicznych. W związku z powyższym należy honor odczytywać jako twór specyficzny dla danego społeczeństwa, czy nawet grupy społecznej. Honorowość nacjonalistów wiąże się ściśle z lojalnością. Nie sposób być narodowcem bez przywiązywania wielkiej wagi do tworzenia bliskich relacji ze swoimi braćmi w idei. Nie mowa tutaj tylko o pewnych paneuropejskich koncepcjach, ale również o szczególnej roli solidarności na poziomie organizacyjnym, czy środowiskowym. Należy pamiętać, że pryncypia i priorytety mamy wspólne. Przynajmniej na poziomie organizacji. Oczywiście nie zawsze. Punktów wspólnych jest o wiele mniej na poziomie środowiska, choć i tutaj warto pamiętać o tak podstawowych zasadach jak pranie brudów we własnym gronie, czy ganienie wewnątrz, a chwalenie na zewnątrz. Tutaj nie potrzeba jakiejś wielkiej lojalności. Zaledwie odrobiny zdrowego rozsądku i poszanowania dla współziomków, którzy również chcą, żeby naród polski był wielki.
Niestety w polskim środowisku honorowość i lojalność często kończą się na deklaracjach. Ostatnim przykładem było odcięcie się od rzecznika Młodzieży Wszechpolskiej przez cały szereg rozpoznawalnych osób ze środowiska narodowego. To karygodne. Jak zostało wspomniane wyżej – „brudy” pierze się we własnym gronie. Nie uważam rzecz jasna, że Mateusz Pławski popełnił jakikolwiek błąd tą wypowiedzią. Popełnili go natomiast wszyscy krytykanci z jego organizacji oraz kilku innych. Akcja solidarnościowa zapoczątkowana przez Szturmowców zatoczyła szeroki krąg, ale przykre jest, że to oni musieli tę solidarność wyrażać, kiedy jego koledzy w mediach oraz dyskusjach prezentowali swoją wylewną dezaprobatę wobec jego wypowiedzi. Lojalność jest rzeczą świętą. Śmiało można ją stawiać obok takich cnót jak umiarkowanie, męstwo, czy roztropność. Szokujący jest fakt, że tak niewiele osób we współczesnym, polskim środowisku nacjonalistycznym o tym pamięta. To osoby, które nie potrafią zachować tego rodzaju standardów, które są ekspertami w biciu się w nieswoją pierś oraz które kierują się swoistą prywatą, należy poddawać ostracyzmowi. Jak bowiem wyjaśnić sytuację, w której taki Winnicki po swoim spotkaniu w Poznaniu w rozmowie z reprezentantami środowiska szturmowego, które licznie przybyło, żeby m. in. nie dopuścić do zakłócenia spotkania z nim, składa deklarację o wydaniu oświadczenia, w którym podkreślać będzie istotną rolę czynnika etnicznego w polskiej myśli narodowej oraz równocześnie przyznaje się, że popełnił błąd krytykując Pławskiego, parę dni po tej rozmowie wypuszcza oświadczenie niezgodne z duchem jego wcześniejszych słów oraz nie przyznaje się publicznie do błędu w postaci krzywdy, którą wyrządził rzecznikowi Młodzieży Wszechpolskiej? Miejmy nadzieję, że kiedyś środowisko przejrzy na oczy i zacznie wykluczać nie osoby wierne oraz kompetentne, a te które prezentują wartości odwrotne – które stawiają na populizm i własne interesy, politykierstwo.
Michał Walkowski
Szturm miesięcznik narodowo-radykalny numer 37 2017 PDF MOBI EPUB
Wujek Zych - "O tym jak liberalizm wyprał pojęcie tolerancji"
W tym artykule chciałbym poruszyć kwestię, która irytuje mnie już od dłuższego czasu, a w pewnym sensie nawet przeraża, albo przynajmniej niepokoi.
Chodzi tu o tolerancję, ale nie o jej objawy w społeczeństwie lub też ich brak, a samą definicję tego słowa, jak bardzo zmieniła się ona pod wpływem współczesnej myśli filozoficznej zwanej postmodernizmem i jakie skutki może to mieć w społeczeństwie.
Zaczynając więc od rzeczy pierwszych, należy ustalić pierwotną definicję słowa „Tolerancja”. Słowo to pochodzi z łaciny i oznacza „Cierpliwa Wytrwałość”, a w swojej formie czasownikowej: „Wytrzymywać”, „znosić”, „Przecierpieć”. Zwróćmy uwagę na ostatnie z tych trzech znaczeń, ponieważ będzie ono niosło najważniejszy ładunek znaczeniowy dla tego, jak właściwie powinna objawiać się tolerancja rozumiana w swoim znaczeniu pierwotnym. Jako że słowo pochodzi z łaciny, postaramy się odnieść do Starożytnego Rzymu. Jak więc Rzymianin mógł rozumieć tolerancję? I jak mogła się ona objawiać?
Na podstawie powyższych znaczeń, można wywnioskować, że dla Rzymian tolerancja, w sensie społecznym, była postawą nie atakowania innych kultur czy poglądów. „Cierpliwie znosić” można było zarówno swojego pijanego kolegę, tępego polityka, narzekania żony, czy obcą kulturę. Ważne w tej definicji, co będzie widoczne dopiero dalej w tekście, jest stosunek jaki nadajemy rzeczą, które są przez nas „cierpliwie znoszone”. Jest to bowiem stosunek negatywny, musimy „przecierpieć” pewne rzeczy, ponieważ ich nie akceptujemy, są dla nas niemiłe, nieprzyjemne i niechciane przez nas. „Przecierpieć” możemy bezsensowny i wulgarny bełkot pijanego kolegi, a nie pasjonującą przemowę charyzmatycznego mówcy. Nie możemy „przecierpieć” czegoś, co nam się podoba, jest dla nas miłe i akceptujemy to, ponieważ nie ma wtedy kluczowego elementu, czyli „cierpienia” właśnie.
Podsumowując więc część pierwszą, tolerancja w znaczeniu pierwotnym ma charakter negatywny, tolerować możemy jedynie rzeczy, które się nam nie podobają, z którymi się nie zgadzamy, a które jedynie jesteśmy w stanie znieść. Ważne jest tu wyróżnienie swoistych „poziomów afirmacji”, które możemy określić jako poziomy naszego przyzwolenia na coś. Wyróżnić można by było na przykład: Antypatię, tolerancję, obojętność, akceptację, sympatię. Nasza tolerancja zajmuje tutaj miejscu niżej niż obojętność, czyli jako reakcja na coś niepożądanego.
Jak natomiast prezentuje się kwestia tolerancji we współczesnej dyskusji? Posłużmy się kilkoma przykładami z słowników Anglojęzycznych. Zacznijmy od chyba najwierniejszego oddania pierwotnego znaczenia jakie daje nam „Cambirge Dictionary”: „Willingness to accept behaviour and beliefs that are different from your own,although you might not agree with or approve of them” (W wolnym tłumaczeniu: Chęć do akceptacji zachowań i wierzeń sprzecznych z naszymi, pomimo możliwości do dezaprobaty i nie zgodzenia się z nimi). Jest tu wyrażona myśl przewodnia, ale nie można nie zauważyć, że mówi się tu już nie o „Cierpliwym znoszeniu”, a o „akceptacji” zachowań i poglądów, z którymi się nie zgadzamy. Różnica to może wydawać się mała i nieistotna, ale ma ogromne skutki na postrzeganie całego problemu, ponieważ charakter tolerowania czegoś zmienia się z negatywnego na pozytywny. Nie muszę już „Przecierpieć” zachowania mojego pijanego kolegi, a „akceptować” jego zachowanie, uważać, że nie jest patologiczne, a normalne.
Jeszcze ciekawsza rzecz dzieje się, kiedy sięgniemy po Amerykański słownik „Merriam-Webster”, jeden z najstarszych i najbardziej zaufanych słowników w USA. Tam dowiemy się, że Tolerancja to: „sympathy or indulgence for beliefs or practices differing from or conflicting with one's own” (Sympatia albo wyrozumiałość względem wierzeń lub praktyk odróżniających się od własnych). Tutaj jest już mowa o otwartej sympatii, jaką mamy mieć względem tego, co wcześniej mieliśmy cierpliwe znosić. To, co wcześniej było dla nas do zniesienia z grymasem niesmaku na twarzy, teraz ma być przez nas otwarcie lubiane, szanowane i akceptowane.
Szczyt szczytów osiąga tu słownik „Dictionary.com”, który twierdzi, że tolerancja to: „A fair, objective, and permissive attitude toward those whose opinions, beliefs, practices, racial or ethnic origins, etc., differ from one's own; freedom from bigotry.” (Uczciwe, obiektywne i przyzwalające nastawienie względem tych, których opinie, wierzenia, praktyki, rasowe lub etniczne korzenie, etc, różnią się od własnych; Wolność od bigoterii). Tutaj nasza tolerancja zyskuje nagle takie cechy jak uczciwość i obiektywność. Człowiek mógłby zaraz pomyśleć, że jest ona jakąś cnotą, jakimś ideałem, do którego każdy powinien dążyć, przecież jest obiektywna i sprawiedliwa zarazem, więc nie można się z nią nie zgodzić, nie można jej nie stosować, prawda?
Tolerancja przeszła więc daleką drogę, od bycia pewną oznaką dobrego wychowania, zachowania względem ludzi i rzeczy, które się nam nie podobają, które są dla nas uciążliwe i które znosimy ze względu na naszą wielkoduszność, wyrozumiałość i chęć dobrego życia w społeczeństwie, do autorytarnie narzuconego światopoglądu, i w pewnym sensie „stylu życia społecznego”, którego musi przestrzegać każdy, niezależnie od poglądów.
Ale czy to źle? Przecież wydawałoby się, że tolerancja jest jednak czymś dobrym, oznaką dobrego wychowania właśnie i drogą do pokojowego życia społecznego (Zawsze przecież będą ludzie o poglądach odmiennych od naszych). Otóż tak, jest ona dobra, ale pod warunkiem, że jest dobrowolna, wynika z niezależnej decyzji pewnego człowieka, którego własna moralność podpowiada mu, że nie warto się w coś wtrącać, że nie warto w tym przypadku interweniować, że może ktoś też ma rację. Sytuacja zmienia się jednak drastycznie, kiedy zamiast wypływać z postawy dobrowolnej i niezależnej (I całkowicie opcjonalnej), tolerancja staje się warunkiem koniecznym funkcjonowania w społeczeństwie, a to właśnie robi współczesny zachodni liberalizm, gdzie domniemany brak ich wypaczonej znaczeniowo tolerancji, jest równoznaczny z niechęcią społeczną, wykluczeniem z dyskusji politycznej, a w skrajnych przypadkach nawet sankcjami prawnymi. Kiedy pewne opcjonalne(dobrowolne) zachowania, które zawsze były mile widziane, były oznaką dobrych manier, nagle stają się prawnym obowiązkiem wymaganym od wszystkich członków społeczeństwa, tracą one cały swój sens. Przykładem może być zwyczaj częstowania jedzeniem gości w domu (Oferowanie herbaty i ciastek itp.). Gdyby prawo Polskie nakazywało „Częstować każdego podjętego gościa herbatą w ilości co najmniej 200 ml i ciastkami o masie minimalnej 10 dag”, to nikt nie widziałby poczęstunku jako oznaki dobrego wychowania i troski o gościa, a o uciążliwy i niechciany obowiązek, zarówno dla gospodarza, jak i gościa (Może przecież ciastek nie chcieć).
Kończąc ten tekst nieco prześmiewczym akcentem, można by powiedzieć, że według klasycznego znaczenia, jesteśmy tolerancyjni, kiedy cierpliwie znosimy bardzo nieprzyjemnie pachnącego kloszarda, który jedzie z nami komunikacją miejską (Oczywiście bez biletu). Według nowoczesnej koncepcji tego słowa, powinniśmy natomiast okazywać sympatię, zainteresowanie i cieszyć się z możliwości obcowania z przedstawicielem odmiennego sposobu życia, jaki prezentuje Pan Kloszard.
Wujek Zych
Sebastian Jaksan - "Protestanccy narodowcy w Polsce"
Zanim doszło do ewolucji polskiego nacjonalizmu w kierunku katolickiego państwa narodu polskiego, ruch narodowy był raczej indyferentny religijnie. Kościół postrzegano raczej jako instytucję, która jest pewnego rodzaju spoiwem łączącym naród oraz mająca szczególne znaczenie w wychowaniu młodego pokolenia. Doceniano rolę jaką kościół rzymski odegrał w kształtowaniu się państwowości polskiej, jednak zdecydowanie krytykowano politykę Watykanu względem Polski, jak też inne antynarodowe występki dokonane przez niektórych hierarchów kościoła rzymsko-katolickiego.
W niektórych publikacjach Narodowej Demokracji można było też znaleźć postulaty unarodowienia kościoła, dlatego też w tamtym okresie była znacznie większa różnorodność jeżeli chodzi o wyznanie wśród członków i sympatyków ruchu nacjonalistycznego. Oczywiście w późniejszym czasie po ewolucji w stronę katolickiego totalizmu zajdziemy informacje o innowiercach w ruchu narodowym, nawet w takiej organizacji jak RNR ,,Falanga”. [1] Istniały również mniejsze ugrupowania narodowe które podobnie jak wczesna endecja, postulowały unarodowienie kościoła np. Polska Partia Narodowo - Socjalistyczna, której sztandar został poświęcony w kościele narodowym (dzisiejszy kościół Polsko - katolicki) w Łodzi, [2] jednak były to jedynie wyjątki. Natomiast we wczesnej fazie działalności w Narodowej Demokracji akceptowano jako pełnoprawnych Polaków np. grekokatolików na Chełmszczyźnie czy protestantów na Śląsku Cieszyńskim gdzie członkami było wielu działaczy ewangelickich w tym także pastorów. W Polsce od zwycięstwa kontrreformacji protestanci stanowią zdecydowana mniejszość wyznaniową co wbrew twierdzeniu wielu dzisiejszych narodowców nie znaczy, że nie mieli swojego udziału w walce o niepodległość. Szczególne skupienie ewangelickich narodowców było na Śląsku Cieszyńskim gdzie funkcjonował inny nieco schemat identyfikacji polskości. Tutaj Polakami byli protestanci, natomiast wśród katolików był znaczny odsetek elementu obcego [3]. Protestanccy narodowcy zapisali się w historii jako wybitni działacze nie ustępujący w zasługach dla naszego kraju, tym wyznania rzymsko - katolickiego.
Jednym z najwybitniejszych działaczy był ur 3 października 1848 w Olbrachcicach pastor
ewangelicko – augsburski Franciszek Michejda pseudonim Stożek. [4] Był najstarszym z 6 synów Franciszka Michejdy (1822-1875), który był członkiem rady gminnej i opieki społecznej, a także brał udział w delegacji do Wiednia w sprawie równouprawnienia języka polskiego na
Śląsku Cieszyńskim. Młody Franciszek Michejda uczył się w szkole ludowej w Olbrachcicach,
a gimnazjum ewangelickie ukończył w Cieszynie w 1867. Był jednym z założycieli koła studenckiego „wzajemność”, utworzonego w celu nauki języka polskiego. Studiował teologie ewangelicką w Wiedniu, dalsze studia odbywał w Lipsku i Jenie.
W r. 1874 powrócił na Śląsk Cieszyński i jako pastor podjął pracę w Kościele w Nawsiu koło Jabłonkowa. Franciszek Michejda rozpoczął aktywną działalność narodową i publicystyczną. Jego celem podobnie jak ks. Leopolda Marcina Otto (z którego Michejda czerpał inspirację), było unarodowienie Kościoła ewangelickiego i ścisłe związanie go z polskością. Pastor Michejda brał czynny udział we wszelkich inicjatywach społecznych, politycznych i narodowych na Śląsku Cieszyńskim. Wraz ze swoim bratem Janem działał w wielu organizacjach i stowarzyszeniach jak np. Czytelnia Ludowa w Cieszynie, Towarzystwo Rolnicze czy Towarzystwo Oszczędności i Zaliczek. Jedną z jego inicjatyw było utworzenie Towarzystwa Ewangelickiej Oświaty Ludowej, którego celem było wydawanie polskich książek. W r. 1881 Michejda brał również udział w delegacji do Wiednia w sprawie Równouprawnienia Polaków na Śląsku.
F. Michejda był członkiem Ligi Narodowej a także członkiem Stronnictwa Demokratyczno – Narodowego, które w r. 1906 przyjęło na śląsku Cieszyńskim nazwę Polskie Stronnictwo Narodowe. Utrzymywał kontakty z oddziałami myśli narodowej z całego kraju. Wielu znanych działaczy narodowych przebywało u niego na plebani w Nawsiu jak Antoni Osuchowski czy Henryk Sienkiewicz. Jeden z synów Michejdy Władysław był członkiem rady naczelnej Narodowej Demokracji w Rosji. [5]
Po pewnym czasie doszło do fuzji PSN (zwolenników Michejdy) z PSL i powstania Polskiego Zjednoczenia Narodowego o dwóch odmiennych nurtach ludowym i narodowym. Dochodziło niestety też do rozłamów na tle wyznaniowym, gdzie nurt narodowo - klerykalny prezentował Związek Śląskich Katolików. Natomiast Polityczne Tow. Ludowe, przy tworzeniu którego Franciszek Michejda był jednym z inicjatorów (złożony w większości z ewangelików) miał charakter narodowy. Program ideowo - polityczny Michejdy, przedstawiony w broszurze „Polscy ewangelicy” stanowił podstawę ideologiczną Cieszyńskiego obozu narodowego. Dążeniem Michejdy było wzmocnienie inteligencji protestanckiej w Królestwie Polskim w oparciu o polskich ewangelików na Śląsku i na Mazurach. Dzięki zaletom osobistym takim jak: pracowitość, bezinteresowność i gorący patriotyzm F. Michejda cieszył się ogromnym uznaniem i autorytetem w sprawach narodowych jak i wyznaniowych.
Po pierwszej wojnie światowej walczył o pozostawienie całego Śląska Cieszyńskiego przy Polsce. Pomimo jego wysiłków Śląsk został rozgraniczony, przez co on sam podupadł na zdrowiu.
Zmarł 12 lutego 1921 w Nawsiu, gdzie został pochowany. Jego pogrzeb zgromadził tysiące Polaków i stał się wielką manifestacją narodową. Franciszek Michejda jest porównywany do innego Śląskiego działacza Wojciecha Korfantego, gdyż obaj mieli swój udział w organizacjach oświatowych, obaj również działali w obozie narodowym.
W 2013 wicewojewoda śląski Piotr Spyra stwierdził: „Taką rolę, jak dla górnego śląska pod panowaniem pruskim odgrywał Wojciech Korfanty, taką dla Śląska Cieszyńskiego odegrał ks. Michejda”.
Innym ewangelickim działaczem patriotycznym był już wyżej wspomniany, pochodzący z francuskiej rodziny osiadłej najpierw w Saksonii a później w Polsce ur. 2 listopada 1819 r. Leopold Marcin Otto. [6] Członkowie rodziny ks. Leopolda brali udział jako wojskowi w powstaniu Kościuszkowskim oraz w powstaniu listopadowym. Leopold Otto po ukończeniu studiów teologicznych w Berlinie był pastorem w Piotrkowie a następnie w Warszawie. Na krótki okres został przeniesiony na Śląsk Cieszyński, skąd następnie powrócił do Warszawy. Zajmował się działalnością społeczną i oświatową. Wydawał jedyne pismo ewangelickie na ziemiach polskich, w którym dążył do wzmocnienia więzi między protestantami a resztą polskiego społeczeństwa.
L. Otto wspierał ruch patriotyczny i polonizacje luteranizmu przez co naraził się władzom swojego konsystorza, które lojalne były zaborcy. Przez zorganizowanie w swoim zborze nabożeństw patriotycznych został aresztowany i osadzony w cytadeli. Wyszedł na wolność dzięki staraniom rodziny. Po wyjściu na wolność nadal sympatyzował z ruchem narodowym.
Ks. Otto bronił tradycyjnego luteranizmu i stanowczo zwalczał tendencje liberalne, a także proniemieckie. Zwalczał również wpływy innych wyznań szczególnie katolickiego, mimo to opowiadał się za współpracą ze środowiskami katolickimi w imię wspólnego interesu narodowego. Wizja Polski ks. Otto to wizja Polski Protestanckiej. Zdawał sobie jednak sprawę, że była to wizja utopijna. Był to pewnego rodzaju rezultat młodości w erze romantyzmu gdzie często, głównie przez poetów wysuwano utopijne wizje Polski. W swych pismach jednak widział Polskę protestancką jako silne, nowoczesne państwo. Dzięki działalności ks. Otto w polskim protestantyzmie rozwinęło i umocniło się poczucie więzi ewangelików z polskością.
Leopold Otto zmarł 22 października 1882 r. Pochowany został na miejscowym cmentarzu augsbursko - ewangelickim. Jego pogrzeb przemienił się w manifestację patriotyczną warszawskich protestantów.
Przedstawione tutaj informacje na temat tych dwóch wybitnych działaczy narodowych są bardzo ogólne, gdyż możliwości dostępu do obszerniejszych źródeł były mocno ograniczone więc tekst należy traktować jako pewnego rodzaju ogólny zarys orientacyjny, który będzie również i zachętą do szerszego zapoznania się z tym rozdziałem w historii naszego ruchu. Chciałem też zwrócić uwagę na to, że polski nacjonalizm nie tylko był związany z katolicyzmem, ale miał też korelacje z polskim protestantyzmem. Smutnym jest jednak fakt że w naszym ruchu dużo mówi się o pamięci dla bohaterów walczących o nasz kraj, a w praktyce odnosi się to tylko do wybranych postaci. Szkoda, że wielu narodowców, nie chce przyjąć do wiadomości że nie tylko katolicy, ale także i ewangelicy mieli swój istotny wkład w tworzeniu polskiej myśli narodowej i w budowaniu niepodległej Polski.
Nacjonalizm to nie tylko idea to także pewna więź, która powinna łączyć członków danego narodu bez względu na klasę czy wyznanie. To idea która wskazuje cel wspólnej pracy i do
osiągnięcia wspólnego celu jakim jest interes narodowy. Mając na myśli postacie takie jak Franciszek Michejda i Leopold Otto, ciężko jest mi uznać za prawdziwe stwierdzenie padające dziś z ust wielu narodowców (w tym także tych bardziej znanych), że ”prawdziwy Polak to tylko katolik”. Stwierdzenie to zawsze uważałem za jedno z najbardziej niefortunnych w naszym ruchu, zwyczajnie nijak mającego się do rzeczywistości, a także, co wielu wyda się zapewne kontrowersyjne, lekceważących pamięć wymienionych w tym tekście (i nie tylko tych) postaci. Pastor Otto, Ks. Michejda stanowią wzór Polaka, a także wzór do naśladowania szczególnie dla nas, nacjonalistów! I kiedy czytam w gazetach wypowiedzi choćby obecnego prymasa Polski, a także wielu hierarchów kościoła rzymsko - katolickiego, potępiających nacjonalizm czy też romansującymi ze wszelkiej maści zdradziecką hołotą, utwierdzam się jedynie w moich przekonaniach na ten temat.
Sebastian Jaksan
[1] Marek J. Chodakiewicz, Jolanta Mysiakowska – Muszyńska, Wojciech J. Muszyński,
Polska dla Polaków, wydanie I, s. 39
[2] Olgierd Grott, Faszyści i narodowi socjaliści w Polsce, Kraków 2007, s.135, 180
[3] Marek J. Chodakiewicz, Jolanta Mysiakowska – Muszyńska, Wojciech J. Muszyński,
Polska dla Polaków, wydanie I, s. 28
[4] Internetowy Polski Słownik Biograficzny
[5] Wikipedia
[6] www.historiaposzukaj.pl
Otto Auslegen - "Wpływ internetu na ludzką świadomość"
Chciałbym podjąć dyskusję z niedawno opublikowanym przez pana Patryka Płokitę artykułem wydanym na łamach Szturmu, dotyczącym seksualizacji dzieci. Mógłbym się podpisać pod nim niemal w 100%, lecz nie mogę się w pełni zgodzić co do przyczyn tejże seksualizacji, czy mówiąc wprost – degeneracji dzieci oraz nieletnich, ale dorosłych ciałem, nastolatków. Autor słusznie zauważył, że nadrzędnym i najważniejszym powodem jest liberalizm wygenerowany przez marksizm kulturowy, lecz zrzucił całość winy na, cytując „walkę o konsumenta”.
Mam to szczęście (lub nieszczęście), że jestem młodym człowiekiem, 23 letnim zaledwie, dorastałem więc będąc otoczony propagandą marksistowskiej agendy. Można powiedzieć, że znam ją od środka – stąd także moja krytyka. W moim mniemaniu, bezpośrednimi powodami seksualizacji dzieci są treści emanujące, wylewające się na nas z każdego środka masowego przekazu, ze szczególnym uwzględnieniem internetu. Pragnę zauważyć, że młodzież w dzisiejszych czasach nie słucha powołanego przez pana Płokitę radia, rzadko kiedy ogląda także telewizję. Co więcej, dzisiejsza młodzież staje się coraz bardziej samodzielna, już nie musi wiecznie prosić rodziców o kupno danej rzeczy, jest bardziej niezależnym pokoleniem niż swoje starsze rodzeństwo czy rodzice, uważając je jednocześnie za skołtuniałe, najprawdopodobniej ze względu właśnie na niską umiejętność poruszania się w przestrzeni internetowej.
Z powodu tego „drugiego” życia, życia w sieci, młodzież jest bardzo sprawnie kontrolowana przez zdegenerowaną muzykę, blogerki modowe, czy nawet bogatszych rówieśników. Dzięki platformom takim jak instagram, youtube czy facebook, „sprzedawany” jest im styl życia. Nie konkretne produkty, nie materialne dobra, bo te są jedyne efektem ubocznym mindsetu wpojonego im przy pomocy ich idoli. Nastolatek widząc zachowania swoich gwiazd, nie tylko chce ich naśladować poprzez wygląd, ale przede wszystkim prowadzić taki sam styl życia. Innymi słowy, błędnym jest myślenie, że jeśli kupię sobie bluzę popularnej marki, sam stanę się bardziej atrakcyjny dla rówieśników, czy bardziej pociągający, tu chodzi o styl bycia jaki reprezentuję.
Stare subkultury punków, skinów czy metali powoli zaczynają wymierać, jeśli już nie wymarły. Zostały zastąpione stworzonymi w internecie innymi wzorami zachowania, innym ubiorem, inną muzyką etc, etc. I tak jak wtedy, ogolenie sobie głowy i założenie glanów nie czyniło kogoś groźnym skinheadem, tak teraz kupienie bluzy z kapturem i drogiego żelu do włosów nie uczyni kogoś daną meta-subkulturą (bo tak chyba mógłbym je nazywać). Seksualizacja dzieci wynika z kolejnej meta-subkultury młodych dziewczyn, wzorujących się na modelkach z tumblr, czy instagrama, noszących koszulki z napisami w stylu „I need daddy” - naturalnie, w ten sposób reklamują daną markę, lecz większą reklamę robią danemu stylowi życia, wypełnionego w tym przypadku filtrami ze snapchata i seksem z wiele starszymi mężczyznami (nawet nie żartuję).
Pogląd na sprawę zaproponowany przez pana Płokitę wynika prawie że na pewno z racji różnicy wiekowej pomiędzy nami, i choć jest tylko parę lat starszy, to wystarczy aby przepaść pokoleniowa była widoczna. Podobnym, nieco przestarzałym sposobem na walkę z taką, a nie inną sytuacją, zaproponowanym przez pana Płokitę jest „np. graffiti”, dzisiaj rzadko kiedy młodsi ludzie spoglądają na mury, bo i tak przyzwyczaili się do nic nie znaczących, szarych bohomazów (nie umniejszam oczywiście w tym momencie takim artystom jak Banksy, lecz jest to też druga strona barykady). Autor nie wie o nowoczesnych trendach internetu, jak np. fashwave.
Parafrazując Oswalda Mosleya - nie chciałbym nigdy urodzić się w innych czasach, w których ludzkość stoi przed tyloma możliwościami i wyborami, które albo doprowadzą nas do tragedii, albo do wiecznej chwały. Nie możemy obwiniać więc mediów społecznościowych jako powód problemu, gdyż może być to miecz obosieczny! Przykładów na potęgę wpływu internetu na sposób myślenia mas jest od groma, lecz najbliższą nam taką sytuacją jest oczywiście okres kampanii prezydenckiej w USA – okazało się, że prawicowa młodzież wyrosła jak grzyby po deszczu, i wyszli na ulicę rechocząc niczym żaby, aby pokazać, że nie mogą zostać zakrzyczani ni przez bany na facebooku, ni przez marksistów z obozu Berniego Sandersa. To nie liberalizm gospodarczy per se jest rakiem toczącym organizm zwany naszą cywilizacją, a marksizm kulturowy we własnej osobie.
Otto Auslegen
Michał Szymański - "Wszystko, czego nie wiecie o listopadowej konferencji, a boicie się zapytać"
Dawno w mediach i Internecie tak wiele nie mówiono oraz nie pisano o polskich nacjonalistach, w dodatku w takim duchu jak właśnie to obserwujemy. Powodem zamieszania jest organizowana przez Kongres Narodowo-Społeczny konferencja poprzedzająca dzień niepodległości, oraz niejako, marsz (choć, oczywiście, są to zupełnie odrębne projekty) który po raz kolejny przejdzie ulicami stolicy. „Europa przyszłości” wzbudza kontrowersje, przede wszystkim z racji na osobę gościa, jakim ma być Richard Spencer, jeden z liderów ruchu alternatywnej prawicy (alt-right). Niestety, ilość bzdur, jakie można przeczytać w związku z niniejszym wydarzeniem doprowadziła do sytuacji w której wypadałoby chyba wytłumaczyć jasno i wyraźnie kilka podstawowych faktów oraz poobalać parę mitów, którymi karmi się Polaków.
Mit #1 - Spencer krzyczał „heil Nazi!”…
…a lider partii razem nosi koszulki ze Stalinem. Co prawda tak naprawdę to z Marksem, ale to przecież niemal to samo, prawda?
Bzdura, którą jako pierwsza wypuściła w swoim artykule (jeśli mnie pamięć nie zwodzi) Gazeta Wyborcza, jest wyjątkowo absurdalna a przy okazji doskonale ilustruje jak łatwo mass-media potrafią manipulować umysłami odbiorców. Wystarczy co prawda kilka sekund by na YouTube znaleźć materiały, np. CNN, poświęcone słynnej mowie Spencera wygłoszonej po wygranych przez Donalda Trumpa wyborach, nie mniej jednak nie sądzę, by większość odbiorców tego typu bzdur weryfikowała treści, z którymi się styka.
Spencer w swym przemówieniu użył sformułowania „hail Trump, hail our people, hail Victory”. Podstawowym faktem który warto przypomnieć jest fakt, że słowo „hail” w języku angielskim jest normalnie funkcjonującym wyrazem o czym najłatwiej jest się przekonać włączając anglojęzyczną, chrześcijańską rozgłośnię radiową w trakcie transmisji z odmawiania różańca. „Ave Maria”, czyli polskie „Zdrowaś Mario” w języku angielskim brzmi… tak, „hail Mary”. Jest to zwykły wyraz oznaczający tyle, co „chwała”, „niech żyje”.
Nie ulega wątpliwości jednak, że nawet w świecie anglosaskim skojarzenia z hitlerowskim pozdrowieniem nasunąć się musiały. Pewną charakterystyczną cechą ruchu alt-right jest prowokowanie, szokowanie odbiorców, co jest czynione z premedytacją podobną do tych, które ukochały sobie środowiska lewicowe obrażając wszystkie możliwe tradycyjne wartości (np. poprzez bluźniercze sztuki teatralne które potem określane są mianem „performance’u” artystycznego którego obskurancka prawica nie jest w stanie, przez swe ciasne horyzonty, pojąć). Alt-right nie robi niczego innego jak używa oręża przeciwnika – skoro lewica może szokować nas, to alt-right szokuje lewicę. To się nazywa wolność słowa.
Co więcej, jeśli poważnie dziennikarze w naszym kraju zamierzają potraktować „nazistowskie” zapędy Spencera w przemówieniu na cześć Trumpa, to uprzejmie donoszę, że alt-right, w formie trollingu, oddaje cześć aryjskiej monarchini, władczyni wszystkich białych… Taylor Swift. Wygooglujcie sobie, będziecie mieli jeszcze więcej materiału.
Mit #2 Konferencja jest organizowana przez środowiska pro-kremlowskie
Pierwszym, podstawowym faktem, jaki należałoby odnotować, jest to, że nawet środowiska kochające Putina mogą w tym kraju korzystać z konstytucyjnej gwarancji wolności słowa (rzecz jasna, w granicach obowiązującego prawa). To tak na marginesie.
Cały problem polega jednak na tym, że jest to totalna, wierutna bzdura. Wystarczy spojrzeć na plakat by zaobserwować jak absurdalną jest ta teza. Zarówno miesięcznik „Szturm”, jak i „Polityka Narodowa”, które objęły patronatem „kontrowersyjne” wydarzenie, dalekie są od pro-rosyjskości. W obydwu tych pismach wielokrotnie z sympatią czy szacunkiem opisywano rewolucję na Majdanie oraz walkę ukraińskich nacjonalistów na froncie przeciw separatystom. Redaktorzy nie tylko brali udział w walce przeciw rządowi Janukowycza, ale również widzieli na własne oczy konflikt na wschodzie, który opisany został przez jednego z redaktorów w „Polityce Narodowej”. Osoby związane ze „Szturmem” wielokrotnie podejmowali wspólne inicjatywy wraz z środowiskiem wywodzącym się z pułku „Azow”, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że kocha Putina.
Wreszcie, warto chyba odnotować fakt, że jednym z gości będzie filozof współtworząca myśl polityczną ruchu azowskiego. Spencer został zaproszony na konferencję nie z racji na swoje pro-rosyjskie poglądy lecz pomimo ich posiadania.
Mit #3 Organizatorzy konferencji kochają Aleksandra Dugina
Pogląd ten jest, niejako, rozszerzeniem zarzutu o pro-rosyjskość. Nie ulega wątpliwości, że dla pewnej części pro-rosyjsko nastawionej prawicy Dugin jest autorytetem. Istotnie, jest to niezmiernie inteligentny myśliciel, problem w tym, że… raczej za nim nie przepadamy.
Na łamach „Szturmu” i „PN” wielokrotnie pojawiały się materiały poświęcone tzw. etnonacjonalistom czyli rosyjskim radykałom którzy za swoją opozycyjną, antyputinowską działalność setkami, jeśli nie tysiącami, przebywają w rosyjskich więzieniach, a których kolejne organizacje są delegalizowane przez państwo bądź rozbijane przez Federalną Służbę Bezpieczeństwa. Nawet na vkontakte, określanym mianem „rosyjskiego Facebooka”, FSB blokuje strony rosyjskiej radykalnej prawicy, a serwis ten słynie z o wiele bardziej liberalnej (w porównaniu do serwisu Marka Zuckenberga) polityki. Rosyjski geopolityk będący na usługach putinowskiego reżimu (zostawiając już nawet na boku jego poglądy – ostatecznie w Polsce wiedza na temat Dugina sprowadza się do wywiadu którego udzielił „Frondzie” w latach 90. XX wieku) raczej nie budzi w takiej sytuacji sympatii.
Mit #4 Obowiązkiem jest blokada konferencji gdyż będzie propagowany faszyzm!
Zabawnym jest, że takie postulaty wygłaszane są zazwyczaj w mediach, które bronią wszelakich „Klątw”, „Golgot Picnic”, „Pasji” (polskiej, nie amerykańskiej, rzecz jasna) i innych obrzydliwości. Wolność słowa dla wszystkich – z wyjątkiem nacjonalistów.
Pomijając fakt, że wątpliwym jest, by na konferencji poświęconej przyszłości Starego Kontynentu (co ciekawe, również jej temat został uznany za przejaw miłości do Rosji – skoro mowa o „upadku Zachodu” to z pewnością autorzy kochają Putina… cóż, Oswald Spengler najprawdopodobniej był agentem FSB) zajmowano się kwestiami natury ustrojowej i to akurat w taki sposób, który wiązałby się z propagowaniem treści prawnie zakazanych, to przeciwnicy konferencji chyba niespecjalnie dobrze znają polskie prawo karne. Na chwilę obecną, reakcja prawno-karna polega w naszym kraju na karaniu przestępstw dokonanych w przeszłości, a nie zapobieganiu im niczym w słynnym sci-fi „Raport mniejszości”.
Jeśli dojdzie do realizacji wszystkich znamion czynu zabronionego, wówczas stosowne organy będą miały obowiązek podjąć stosowne postępowanie. Po pierwsze, wątpię by było to potrzebne, po drugie – żyjemy w kraju, w którym cenzura prewencyjna od dłuższego czasu nie obowiązuje.
Przerażającym jest wreszcie fakt, że żyjemy w świecie, w którym poważnie proponuje się zakaz wjazdu na teren RP człowiekowi, który chce podjąć naukową dyskusję o przyszłości Europy, a jednocześnie postuluje się politykę otwartych drzwi dla tych, którzy istotnie stanowią zagrożenie dla polskiego społeczeństwa.
Mit #5 Organizatorzy wydarzenia to neonaziści, robią zły wizerunek Marszowi Niepodległości!
Większość osób, które mniej lub bardziej zaangażowane są w organizację konferencji, brało udział w Marszach Niepodległości oraz było członkami organizacji, które traktowane są jako te „dobre” formacje narodowe, i to w czasach, gdy angażowanie się w nacjonalistyczną działalność wiązało się z ryzykiem wielu nieprzyjemności.
Drodzy „grzeczni” patrioci idący na Marsz Niepodległości – być może gdyby nie osoby, które dziś organizują tę konferencję, wy wcale byście na 11-ego do Warszawy nie jechali bo nie byłoby na co jechać. Drodzy dziennikarze (mówię tu o dziennikarzach związanych z „centroprawicą”, do tych lewicowych pretensji niejako nie mam), którzy przedstawiacie tę konferencję jako „neonazistowską” – używacie dokładnie tego samego obrzydliwego języka, którym szczuto przez lata na uczestników Marszu Niepodległości i organizacji narodowych. Nie pamiętacie? Zaledwie kilka lat temu nacjonalizm i nazizm traktowano wręcz jako synonimy. Tworzenie dychotomii i mówienie o „dobrych” narodowcach i „złych” rasistach spotykających się z alt-rightami jest absurdem – bo to wielu z organizatorów konferencji pamięta czasy, gdy środowisko narodowe było chłopcem do bicia. Dosłownie – przecież pamiętacie chyba doskonale, jak pałowano uczestników marszu.
Temat konferencji jest zaś niezmiernie ważny, podejmuje tematykę, która od lat zastanawia europejską prawicę – co uczynić z problemami, które narastają i jaka czeka nas przyszłość. Dlatego, w miarę możliwości, z największą chęcią udam się na konferencję by zobaczyć, jak wielu z moich kolegów po raz kolejny odwaliło kawał dobrej roboty.
Kacper Sikora - "Obłęd – Podróż poprzez Obłęd (2016)"
To już 6 lat od kiedy powstał w 2011 roku polski zespół Obłęd. Rok temu zespół wydał kolejny, bo już 5 album zatytułowany Podróż poprzez Obłęd. Zespół przez sześć lat grania na polskiej scenie muzyki tożsamościowej, konsekwentnie zbudował sobie opinię ,,najlepszego zespołu” od czasów Konkwisty 88 oraz Honoru. Grając koncerty zarówno w Polsce jak i wiele zagranicą.
Patryk Płokita - "Love Animals – Hate Antifa vol.2 - Jak zrozumieć język psa?"
Pies to jedno ze zwierząt, które człowiek udomowił najwcześniej. Stało się ono nieodłącznym jego towarzyszem. Często nieświadomie nie rozumiemy tych futrzaków w pełni. Źle rozumiemy ich język, który opiera się głównie na mowie ciała. Przykładem sytuacja, kiedy myślimy, że pies macha ogonem i uważamy, że się cieszy. Owszem jest to prawdą, jeśli pies jest rozluźniony. Jednakże w sytuacji, kiedy pies macha ogonem i jednocześnie ma „najeżoną” sierść, napięte wszystkie mięśnie, to postawa ta w „psim języku” oznacza coś zupełnie innego – chęć dominacji i gotowość do walki. W tym miejscu skupimy się na lepszym zrozumieniu tych zwierząt. Tekst ten to zapowiedziana kontynuacja „Love Animals – Hate Antifa. Praca schroniska i adopcja psa”.
Podstawową rzeczą, jaką musi otrzymać nasz czworonóg to ojcowskie lub matczyne ciepło. Traktowanie go jak członka rodziny. Druga kwestia to poświęcenie czasu dla naszego futrzaka. Jeśli pies będzie tylko od np. „pilnowania podwórka”, a nie będziemy z nim chodzić na spacery to po prostu stanie się jednostką aspołeczną. Trzecia rzecz to poznanie „psiej psychiki”. Konieczne jest odszukanie takich sposobów przekazu informacji, aby pies je bez problemu rozumiał. Pozostaje to kwestią indywidualną każdego z właścicieli. Psy na pewno posiadają samodzielne myślenie, jednak nie myślą one tak jak człowiek. Większość zachowań czworonogów opiera się na dzikim, nieposkromionym instynkcie.
W zrozumieniu języka psów musimy odrzucić ludzką logikę, a skupić się na jego instynktach. Pies będzie posłuszny, kiedy będzie świadomy tego, że wykonanie polecenie „Pana” zapewni mu nagrodę w postaci pogłaskania albo jedzenia. Druga rzecz to świadomość, że psy instynktownie przystosowane są do życia w stadzie. Takim stadem dla udomowionego psa jest ludzka rodzina. Dzięki temu stwarza on swoją zastępczą watahę. Szybko zżywa się on z osobą, z którą przebywa najwięcej. Ta osoba staje się dla niego „samcem Alfą” i jest jemu posłuszny. Innych domowników traktuje na równi. Czasem może zdarzyć się tak, że będzie próbował wybić się w hierarchii ponad innych. Ponadto pies traktuje dzieci zupełnie inaczej. W swojej „psiej hierarchii” stoi on ponad nimi. Nie oznacza to, że będzie się nad nimi pastwił, gryzł, znęcał. Dziecko dla niego to jednostka słaba, potrzebująca opieki. Dba o takiego osobnika, ponieważ odczuwa obowiązek protekcji przed zagrożeniem.
Opiszę swoją sytuację z życia, aby bardziej zobrazować jak to może wyglądać w praktyce. Gdy rodził się mój brat, mój pies - kundel o imieniu Sonia - pilnował łóżeczka. Dopuszczała ona do brata tylko moją mamę. Na innych domowników warczała i szczekała. Podkreślała w ten sposób, że nie może dopuścić wszystkich do dziecka. Sytuacja wyglądała inaczej, gdzie „alfa” – mama – wraz z innymi domownikami pojawiał się przy dziecku. Wtedy suczka odpuszczała i nie wyczuwała zagrożenia.
Aby komunikować się z psem wykorzystujemy mowę werbalną i niewerbalną. Przykładem mowy werbalnej jest ludzka mowa. Bez względu na język pies zrozumie ludzką mowę. Dla niego najważniejszy jest ton głosu, jakim do niego mówimy. Odkrywa on w ten sposób nasze zamiary. Gdy mówimy niskim tonem albo krzyczymy, to wie, że źle zrobił. Jeśli mówimy normalnie to znaczy, że dostaje jakieś polecenie. Przykładem mowy niewerbalnej będzie w tym wypadku pogłaskanie go. Głaskanie psa po głowie oznacza dominacje nad nim. Głaskanie go po bokach pyska oznacza przyjaźń. Podczas uczenia nowych rzeczy nie powinniśmy ich robić w sytuacji, kiedy jesteśmy przygnębieni, zmęczeni i mamy tzw. typowy „zły dzień”. Psy są wrażliwe na nastrój właściciela. W takiej sytuacji nie nauczymy zwierzęcia nowych rzeczy. Gdy chcemy uczyć psa czegoś nowego powinniśmy mieć dobry humor i być zadowoleni.
Pies również może przekazywać nam informacje niewerbalne. W tym akapicie skupimy się na psiej pozycji uległości. Jak ona dokładnie wygląda? Kiedy pies kładzie się na plecach i odsłania brzuch oraz podgardle. Są to najbardziej czułe na urazy miejsca. Oczywiście odsłanianie brzucha to nie tylko postawa uległości. Może to być po prostu chęć pieszczot w postaci głaskania. Wracając do postawy uległości – wywodzi się ona z czasów, kiedy pies był jeszcze dziki. Widać to czasami, kiedy dwa psy spotykają się na spacerze. Przyjmują wtedy najczęściej postawę bojową – napięte mięśnie, merdanie ogonem, przygotowanie do ataku. Gdy jeden z tych psów stwierdzi, że jest zbyt słaby do konfrontacji to przyjmie wspomnianą postawę – położy się na plecach i przyjmie postawę skruszonego. Pokaże w ten sposób, że się poddaje. Drugi pies nigdy w tym wypadku nie zaatakuje. Odejdzie z satysfakcją uzyskania wyższej pozycji w hierarchii.
Pies podobnie jak człowiek doświadcza przyjaźni, strachu, nienawiści. Są one nabywane. Pielęgnowane stopniowo dojrzewają w psiej psychice. Zwierze to nie pokocha nas po przebywaniu z nami dwóch dni. Tak samo nie znienawidzi nas, gdy krzykniemy na niego parę razy. Zasada jest tu prosta. Jeśli psa obdarzysz miłością i będziesz go traktował jak członka rodziny, to on obdarzy cię tym samym, na swój „psi sposób”. Oczywiście nie oznacza to, że masz mu pozwalać na wszystko – pies to zwierzę stadne. On musi wiedzieć, na co może sobie pozwolić, a na co nie. Gdy psa obdarzysz zbyt surowym rygorem, głodzeniem, maltretowaniem, biciem, osamotnieniem, przywiązaniem do łańcucha na podwórku, to on CIĘ znienawidzi. Będzie gryzł. Będzie aspołeczny. Będzie „pół-dziki”.
Obawę psa powoduje głównie czekanie na „nieprzyjemną sytuację” – w tym wypadku będzie to wymierzenie kary. Jeśli pies dla przykładu został skarcony za załatwienie spraw fizjologicznych w domu i zrobił to jeszcze raz to doskonale wie, że będzie czekać go „Sajgon”. W ten sposób będzie próbował „udobruchać” właściciela m. in.: tulić się, skakać koło człowieka, ukazywać uległość. Powinniśmy w tym wypadku nie karać psa tak jak poprzednim razem. Jeżeli nasz futrzak ukazuje uległość wobec właściciela to oznacza, iż zdaje sobie sprawę za złe postępowanie. Chce on nas w ten sposób przeprosić. Gdy widzimy, że pies zrobił coś złego kolejny raz to najlepiej jest stanąć nad nim, popatrzeć ze złą miną i powiedzieć odpowiednio stonowanym głosem: „źle zrobiłeś”. Brak reakcji właściciela na zachowanie futrzaka jest złe. W ten sposób rozpieszczamy czworonoga. Pies wtedy nabierze pewności siebie. Oznaczałoby to dla niego, że skoro nie ma żadnej kary to może takie sytuacje powtarzać w nieskończoność, bo jego pozycja w stadzie wzrosła, bo „wódz” odpuścił.
Oprócz tego „psi strach” wzbudza najczęściej nagłe, niespodziewane wydarzenie. Przykładem może być hałas lub nieskoordynowany ruch. Dlatego też psy bardzo boją się fajerwerków w sylwestra. Natomiast „psie zmęczenie” niewerbalnie wygląda przez tzw. „ziajanie”. Wygląda to tak jakby pies „sapał” i jednocześnie „uśmiechał się”. W tym momencie widać też jego zęby. Często też psy przy tej postawie „wywalają na wierzch” język. Z drugiej jednak strony „ziajanie” to także oznaka tzw. „psiego uśmiechu”. Musimy umieć wyczuć w tym wypadku, kiedy pies jest zmęczony, a kiedy zadowolony. Dla przykładu, kiedy pies „ziaja”, gdy robimy obiad, to oznaka zadowolenia. Natomiast, kiedy pies „ziaja” po godzinnym spacerze, to oznaka zmęczenia i wychłodzenia organizmu.
Mówi się, że psy mają ludzkie oczy. Wydaje mi się, iż z ich głębi możemy dużo się nauczyć. Ale żeby to uczynić powinniśmy lepiej zrozumieć język psa. Nie wydaje się on bardzo trudny do opanowania. Myślę, że to jeden z kolejnych pierwszych kroków nowego typu nacjonalizmu w zrozumieniu braci mniejszych. W następnej trzeciej części tekstu skupimy się na przedstawieniu podstawowych technik w wychowaniu czworonoga.
Bibliografia:
Fisher J., „okiem psa. Poradnik psiej psychologii”, wyd. PWRiL, 2015.
Szymański W., „Jak wychować psa”, e-book.