Wstęp
Gdy nacjonalizm wkracza na ekologiczne stepy to musi to robić rozważnie, konkretnie i stanowczo. Lewacka strona barykady „przykleiła się” i próbuje kreować siebie jako tą jedyną, która będzie bronić „natury”. Tej „natury” w ironicznym duchu, chociażby na przykład, gdy „lewczur” za pieniądze korporacji będzie przywiązywał się do drzewa… Tylko po to, aby spełnić zachcianki biznesowej kasty panów traktujących rynek, zysk, mamonę i pieniądz jako nowego stwórcę – fałszywego boga.
Tematem wyjścia w tym numerze Szturmu stał się aktywizm. Proponuje temat funkcjonowania schronisk dla bezdomnych zwierząt w Polsce, wolontariat w nim oraz adopcje futrzaków. Skupimy się w tym tekście głównie na adopcji psa – sam ostatnio przygarnąłem ze schroniska pupila. Dzielenie się wiedzą na ten temat staje się dla mnie w pewnym stopniu obowiązkiem. Wierzę, że taka forma aktywizmu pośród nacjonalistów znajdzie posłuch. Możliwe też, że po przeczytaniu tego tekstu część naszych czytelników stanie się wolontariuszami w schronisku? Nacjonaliści muszą w końcu szerzej pomagać „braciom mniejszym”.
Schronisko
Schronisko dla bezdomnych zwierząt wydaje się być instytucją ważną w Polsce. Zyskuje poparcie w rozmowach międzyludzkich, ale to najczęściej „czcze gadanie”. Oczywiście znajdą się dobrzy ludzie, którzy kupią np. karmę dla schroniska. Znajdą się także wolontariusze, ale najczęściej w ramach chociażby „odklepania praktyk” w ramach studiów związanych z szeroko pojmowanym środowiskiem. Takich „zapaleńców”, typowych fanatyków wydaje mi się, że można policzyć na palcach jednej ręki.
Adopcja zwierzęcia to „cięższa sprawą”. Gdyby ludzie adoptowali zwierzęta częściej, to nie byłoby ich tak dużo w tego typu ośrodkach. Opisywany czyn w polskiej świadomości narodowej wydaje się być elementem tzw. odwagi społecznej. Nie każdego w końcu stać na poświęcenie czasu dla futrzaka. Najgorzej mają zwierzęta stare, okaleczone, których nikt nie przygarnie na stałe. Wynikiem takiej postawy pozostaje m.in. strach, że człowiek się przywiąże i zaraz zwierzę straci.
Wpływ na brak adopcji pośród ludzi ma również współczesny świat konsumpcji. Zagonione jednostki w kapitalistycznym śnie, pożarte przez indywidualizm i fałszywy ferwor walki szczurów napędzany przez korporacje, o byciu najlepszym… Taka jednostka nie ma czasu na kontakt zwłaszcza z naturą, a tym bardziej dla zwierząt. To dodatkowy obowiązek – trzeba zrezygnować. Nie warto o tym nawet myśleć. Czas to najwyższy zmienić własną postawą! W pierwszym szeregu w ramach szturmu dla braci mniejszych powinni stać nacjonaliści.
Jak funkcjonują schroniska dla bezdomnych zwierząt w Polsce? Jak wygląda ich podział? Najczęściej tworzone są z funduszy gmin, osób prywatnych lub fundacji charytatywnych. Ta działalność to podstawowa forma rozwiązania problemu bezpańskich zwierząt na ulicach polskich miast i wsi. Istnieją w Polsce również tzw. „azyle dla zwierząt”. W przeciwieństwie do schronisk dla bezdomnych zwierząt, azyle nie walczą o to, aby wszystkie zwierzęta znalazły właściciela. W zamienniku utrzymują każde zwierzę do jego naturalnej śmierci. Przykładem w Polsce jest Przytulisko Fundacji Bernardyn w Anielinie. (Pełna nazwa to „Bernardyn Fundacja zwierząt skrzywdzonych”.) W Polsce funkcjonują także tzw. „schroniska komercyjne”. Możemy się spotkać też z nazwą „hoteli dla zwierząt” – nie ma tam miejsca dla bezdomnych futrzaków. Te instytucje w tym tekście nas nie interesują. Powstały z wygodnictwa i lenistwa dla pochłoniętych beznadzieją i brakiem czasu ludzi. Osobiście nie wysłałbym zwierzęcia w obce ręce do takiego przybytku. Byłoby mi głupio przed samym sobą spojrzeć w lustro.
Gdy mowa o schroniskach dla bezdomnych zwierząt pamiętać trzeba, że każde z nich funkcjonuje na swoich własnych zasadach opierając się na obecnym polskim prawie. Dokładnie jest to „Ustawa o ochronie zwierząt” z 21 sierpnia 1997 r. Nowelizowana wielokrotnie m.in. w 2012 r., 2014 r., 2016 r. Przykładem podlegania prawa – obowiązek opieki weterynaryjnej. W regulaminach poszczególnych schronisk istnieją informacje dotyczące interpretacji podlegania pod „ustawę o ochronie zwierząt”. I tutaj zaczynają się schody. Rzeczy przykre, które mają miejsce. Pierwszy to kwestia sterylizacji zwierząt. Wynika ona niestety z pragmatycznej praktyki, aby zwierzęta w kojcach się nie rozmnażały oraz by nie dostawały „szału” i nie stwarzały zagrożenia, kiedy suczka ma cieczkę. Inna rzecz to uniknięcie wykorzystywania „adopciaków” do haniebnej pseudo-hodowli. Druga kwestia to usypianie zwierząt. Głównie są to ślepe mioty, agresywne psy i koty stanowiące zagrożenie dla personelu ośrodka, oraz chore i ranne zwierzęta bez rokowań na przyszłość. Te ostatnie usypia się po to, żeby nie cierpiały. Tyczy się to na przykład psów poturbowanych po wypadku w wyniku potrącenia, psów chorych na nieuleczalne choroby, psy stare, które nie mogą np. przyjmować pokarmu lub się samoczynnie wypróżniać.
Niektórzy dyrektorzy takich placówek „naginają to prawo” i takie schronisko zmienia się w „zwierzęcy obóz zagłady”. Pies lekko zachoruje – do uśpienia. Pies bojaźliwy – brak rokowań, na druczku wpisane „zagrożenie” – do uśpienia. Powód takiej praktyki? Przepełnione miejsca w schronisku i brak funduszy na przyszłość od gminy. To kolejne pole walki dla ekologicznego aktywizmu nacjonalistycznego, aby zaniechać takich haniebnych praktyk w przyszłości. Ponadto robiąc rekonesans w tematyce schronisk i adopcji psów natknąłem się na informacje, w których roiło się od historii np.: „Właścicielowi zaginął pies. Odnalazł się w schronisku. Został uśpiony, bo stwarzał zagrożenie albo był chory”. Ile jest w tym prawdy? Czy traktować te informacje poważnie? Trudno jednoznacznie mi odpowiedzieć na te pytania. Wydaje mi się, iż w każdej nawet podkoloryzowanej historii tego typu jest jakieś źródło prawdy.
Funkcjonowanie schronisk dla bezdomnych zwierząt ukazuje się przeważnie w negatywnym świetle. Na dobrą sprawę wszystko zależy od personelu danej placówki, a zwłaszcza zarządu. (Sam będąc w schronisku po mojego pupila odniosłem zupełnie inne wrażenie – pozytywne. Odbiegało ono od tego, które uzyskałem w ramach „przebadania” do podjętej tematyki). Nie zmienia to faktu, czy popieramy politykę prowadzoną w schroniskach dla bezdomnych zwierząt czy też nie – takie ośrodki są potrzebne w Polsce. Podam przykład z własnego doświadczenia, aby uzmysłowić ten problem.
Druga połowa lat 90. Byłem we wczesnej klasie podstawówki. Błąkał się po osiedlu bezpański pies. Rzucał się bez powodu na pędzące samochody i ludzi. Stwarzał zagrożenie dla siebie i dla otoczenia. Sam miałem spotkanie z tym tzw. osiedlowym „Bandziorem” – starym psem porzuconym przez kogoś z samochodu. Obronił mnie przed nim ojciec rzucając w jego stronę pękiem kluczy w pysk. Pies uciekał piszcząc. (Mój ojciec zrobił to w ostateczności, bo inaczej zostalibyśmy pogryzieni przez rozwścieczoną bestię. Gryzł już mojemu tacie nogawkę). Co do dalszych losów psa to mu się poszczęściło. Przygarnęła go sąsiadka. Dokładnie była to stara babuszka mieszkająca na końcu ulicy. O dziwo jako jedynej ta bestia się usłuchała. Dożył sędziwej starości na jej podwórku.
Historia wydaje się głupkowata i naiwna, ale wydarzyła się naprawdę. Ponadto została opisana w konkretnym celu – zobrazować czytelnikowi, jakim zagrożeniem mogą być bezpańskie psy i też to, że do każdego zwierzęcia konkretny człowiek może mieć to słynne „dobre podejście” zmieniając diametralnie jego zachowanie. Taki agresywny bezpański pies stwarza zagrożenie dla każdego. Ja miałem to szczęście i był ze mną ojciec, ale kto obroni bezbronne dziecko z podstawówki wracające same do domu? Uzmysłowienie tego problemu daje mocno myślenia. Oprócz tego nie każdy pies jak wspomniany „Bandzior” będzie miał tyle szczęścia jak on. Ktoś inny z zemsty mógłby go np. zabić lub otruć. Dlatego właśnie schroniska dla bezdomnych zwierząt są potrzebne, aby zmniejszyć zagrożenie dla ludzi i dla samych zwierząt.
Skąd pojawiają się bezpańskie psy w schronisku? Podrzucają je niedobrzy właściciele. Powody? Może być ich wiele. Pies jest rozszczekany i drażni właściciela, więc ten go porzuca. Zwierzę może być pełne energii (tzw. potoczny „pies z ADHD”), czym też może zdenerwować właściciela i w konsekwencji dochodzi znowu do oddania do schroniska. Kolejna kwestia to znudzenie się zwierzęciem, bo traktuje się go jako zabawkę, a nie jako członka rodziny. Szczeniaczek kupiony na święta dorasta, nie jest dobrze wychowywany, tresura olana w kąt i nagle pies zaczyna dziczeć i wariować – trzeba oddać, bo nie da się z nim wytrzymać. Inną kwestią pozostaje, kiedy ktoś kupuje na święta zwierzę pod choinkę, a osoba dostająca prezent nie chce go. (Brak uzgodnienia, uczulenie, alergia, brak chęci zajęcia się zwierzęciem itp.) Inną kwestią jest praktyka, kiedy niechciane psy lądują często przy drodze podczas podróży. W gorszych wypadkach futrzak wyrzucony jest przez okno... Oprócz tego może dojść do zdarzenia podczas interwencji i wtedy też pies trafi do schroniska. Przykładem człowiek, który widzi jak jego sąsiad znęca się nad psem m.in. obcina mu uszy, bije go kijem, trzyma go na łańcuchu albo głodzi. Ostatnie zdarzenie jakie przychodzi mi na myśl to traumatyczna historia, kiedy to pies ma starego właściciela i on umiera. Stary człowiek nie ma rodziny, więc pies zostaje sam. Trzeba go wtedy oddać do schroniska.
Istnieją też najgorsze sytuacje, kiedy ludzie mordują psy. Z zawiści, zabawy, psychicznego niezrównoważenia… Ci bardziej brutalni topią przybłędy i trują psy po osiedlach trutką na szczury. Zdarzają się też takie sytuacje, kiedy ktoś rozrzuca po osiedlu mięso z kawałkami gwoździ. Ostatnio widziałem również brutalny film krążący po sieci, jak powieszony owczarek niemiecki „dyndał” z tyłu na traktorze, dotykając ledwo łapami podłoża… Nie wiem co tacy ludzie mają w głowach, ale interweniować jako nacjonaliści również na tym polu możemy bardzo mocno.
Adopcja
Każde ze schronisk rządzi się swoimi zasadami. Wydawanie psów do adopcji może wyglądać różnie w każdej z tego typu placówek. Opiszę teraz jak to wyglądało w moim przypadku. W mieście Lublin, gdy dochodziło do adopcji przyszłego pupila wystarczyło wyjść ze zwierzęciem na spacer i zobaczyć jak reaguje. Pracownicy ośrodka obserwowali jak pies się zachowywał, czy dobrze chodził przy nodze, nie warczał, nie szczekał itd. Miałem to szczęście, że pies ładnie się zachowywał. Początkowo miałem obawy, że pies będzie zlękniony. W końcu przed wyjściem na spacer ze mną był pełen strachu, kiedy siedział w boksie z innymi towarzyszami niedoli. Po udanym spacerze została podpisana tzw. umowa adopcyjna ze schroniskiem. Ważne było też to, aby posiadać kupioną przez przyszłego właściciela obrożę i smycz. Bez tego nie byłoby możliwości odebrania futrzaka. Ta zasada funkcjonuje w każdym ze schronisk.
Proces adaptacji i wybierania psa w każdym schronisku wygląda inaczej. Najlepiej w tym wypadku zadzwonić przed wyjazdem do schroniska i zrobić rekonesans, jak wygląda adopcja psa krok po kroku w danym konkretnym schronisku. (Przeważnie takie placówki posiadają swoje strony internetowe, gdzie podają numer telefonu). Pomoże nam to w uniknięciu niedomówień. Pamiętać trzeba, iż pracownikom tych ośrodków zależy, (zabrzmi to paskudnie), na „pozbyciu się psa”, aby mieć dodatkowe miejsca dla innych zwierząt trafiających do ośrodka.
Gdy mamy psa ze schroniska to jest on przebadany, wysterylizowany i zaszczepiony, np. przeciwko wściekliźnie. Posiada on w sobie czip. Pomaga on w odnalezieniu psa, jeśli by nam uciekł. Podpisując umowę adopcyjną bierzemy odpowiedzialność za zwierzę. Nie można dla przykładu puszczać psów ze schroniska na tzw. „wolny wybieg”. (Inna kwestia, kiedy mamy szczelne podwórko – wtedy można). Z czego wynika ten zakaz? Te zwierzęta przeżyły traumę porzucenia, były dotykane i dokarmiane przez wielu ludzi w schronisku. Wypuszczenie zaadoptowanego psa na ulicy wiąże się z konsekwencją zabłąkania. Taki futrzak mógłby np. za kimś pójść i mógłby do nas już nie wrócić.
Kolejną ważną kwestią jest tzw. „książeczka psa”. Dostaje się ją podczas odbioru zwierzęcia. Znajdują się w niej przeprowadzone badania i szczepienia. Tutaj ważna informacja dla przyszłych właścicieli – jeśli jesteście na spacerze trzeba mieć ten dokument przy sobie. Jest to swoisty „dowód osobisty” pupila. Na ulicy możemy zostać poproszeni przez straż miejską albo policję o książeczkę psa, np. czy jest zaszczepiony przeciwko wściekliźnie. Bardziej chamscy funkcjonariusze mogą zabrać nam psa, jeśli nie posiadamy tego dokumentu i zawieść zwierzę do schroniska. Mają niestety do tego prawo. Ponadto, gdy wchodzimy do autobusu kierowca również może poprosić o taki dokument. Jeśli nie będziemy posiadać książeczki psa to może on nas nie wpuścić do autobusu. W gorszym przypadku zatrzymać pojazd i po prostu nas wyprosić.
Imiona psów zostają przydzielone przez pracowników schroniska. Zdarza się, że takie imię pada do tego psa dwa albo trzy razy podczas przebywania w schronisku. Z racji tego mając psa ze schroniska można go nauczyć nowego imienia, aczkolwiek potrzeba na to czasu i cierpliwości. Młode psy tak mniej więcej do trzeciego czy czwartego roku życia „łapią” to szybciej, starsze natomiast wolniej. Nie jest to jednak jakąś sztywną regułą w tym wypadku. Wszystko zależy od indywidualnych preferencji zwierzęcia.
Warto zastanowić się podczas wyboru psa do adopcji. Nie każdy nada się do konkretnych warunków, jakie posiada przyszły właściciel. W schroniskach znajdują się oprócz kundelków także rasowe psy bez rodowodu. Z mojego doświadczenia widziałem m.in. malamuta, amstafy, labradora, boksera oraz długowłosego owczarka niemieckiego. Sam adoptowałem psa w typie teriera walijskiego. Przy wyborze naszego przyszłego towarzysza trzeba kierować się jedną główną zasadą: duże psy potrzebują dużo ruchu, miejsca i podwórka, natomiast małe psiaki mogą funkcjonować w blokach. Po co adoptować futrzaka do złych warunków bytowych, skoro mu nie pomożemy, a tylko utrudnimy przyszłe życie?
Innym tematem pozostają alergicy. Jeśli mamy alergię np. na sierść to futrzak nie może przebywać razem z nami w domu. (W najgorszym wypadku w pokoju, w którym najczęściej przebywamy). Dobra za to informacja dla alergików jest taka, że istnieją takie rasy psów, które mają wyjątkową sierść niewywołującą alergii. Potocznie określa się je mianem „psów z włosami”, co nie jest do końca prawdą. Po prostu ten rodzaj sierści nie wydziela enzymów na skórze, które powodują alergię u ludzi. Piszę o tym, bo sam mam alergię na psią sierść. Myślałem, że takich psów jest mało. Gdy zacząłem szukać informacji na ten temat mocno się zdziwiłem. Przykładami rasowych psów niewywołujących alergii są: Maltańczyk, Sznaucer, Irlandzki Spaniel Wodny, Pudel, Irish Soft Coated Wheaten Terrier, Grzywacz Chiński, Nagi Pies Meksykański (Xoloitzcuintli), West Highland White Terrier, Welsh Terrier (Terier Walijski), Terier Szkocki, Terier Irlandzki, Yorkshire Terrier (potocznie zwane „Yorkami”), Australian Silky Terrier, Czarny Terrier Rosyjski, Hawańczyk, Komondor, Lwi Piesek, Polski Owczarek Nizinny, Shih Tzu.
Jako nowi właściciele nie wiemy, jaką nasz pupil miał historię i przeszłość. W schronisku dla zwierząt istnieje niepisana zasada, że pracownicy nie powiedzą, gdzie pies wcześniej przebywał i co się z nim stało. W tym wypadku sami musimy obserwować psa. Czego się boi? Co lubi jeść? Jak chodzi przy nodze? Czy szczeka na coś? Albo wcale i jest tzw. psem mało rozszczekanym? Czy jest lękliwy, bojaźliwy lub w drugą stronę – agresywny i pewny siebie? Do kogo podchodzi? Czy są to starsze osoby czy dzieci? Na jakiego typu ludzi negatywnie reaguje? Warczy na nich lub szczeka? Co wącha? Po obserwacji jako właściciele dochodzimy do konkretnych wniosków. Przykłady? „Pies podchodzi do starszych ludzi – musiał mieć wcześniej starszego właściciela. Najprawdopodobniej umarł i dlatego trafił do schroniska”. „Gdy wracamy ze spaceru pies siedzi u sąsiada na wycieraczce. Zapewne wcześniej też musiał mieszkać w bloku, tylko że na pierwszym piętrze.” „Pies nie lubi innych psów – musiał mieć ciężko i przeżył straszną traumę przebywając w schronisku”.
Kolejna kwestia to poświęcenie futrzakowi czasu m.in. na głaskanie lub wychodzenie na spacery na załatwienie fizjologicznych potrzeb. Warto nauczyć psa wychodzenia na spacery o konkretnych porach, które sami możemy ustalić jako właściciele. Początkowo pies może narobić w mieszkaniu. Na pewno muszą być to minimalnie trzy spacery: rano po południu i wieczorem. Gdy załatwiamy się z psem musimy po nim posprzątać. Funkcjonują w sklepach dla zwierząt specjalne woreczki do sprzątania po nich. Zawartość owej siatki wyrzucamy do specjalnych koszy do tego przeznaczonych na „psie odchody”. Niedawną nowością są tzw. potocznie nazywane „psie pampersy”. Wtedy nasz pupil nie zaśmieca środowiska, a właściciele są zadowoleni, że nie muszą po nim sprzątać.
Zdarzy się też tak, że będziemy musieli pupila zostawić na chwilę w domu. Ze schroniska od weterynarza dowiedziałem się, iż jest na to specjalna metoda. Okazała się w moim przypadku bardzo skuteczna. Polega ona na tym, że po pierwsze pod żadnym pozorem nie wolno z psem się żegnać jak z człowiekiem. To karygodny błąd w wychowywaniu psa, zwłaszcza ze schroniska, który ma spaczoną psychikę. (W ten sposób krzywdzimy naszego futrzaka. On rozumie w swoim „psim języku” coś zupełnie innego, niż to co „my po ludzku” chcemy mu przekazać). W tym przypadku, co powinniśmy zrobić? Po prostu wyjść bez słowa z mieszkania. Początkowo na 5 minut. Potem wracamy. Siedzimy godzinę albo dwie. Znów wychodzimy tym razem na 10 minut. Podwajamy później dawki czasu, kiedy nas nie ma w domu. Pies wtedy się przyzwyczaja i traktuje takie zachowanie jako coś zupełnie normalnego.
Gdy mowa o opiece, trzeba pamiętać też o wydatkach na psa. Pierwsza kwestia to wyżywienie. Na początku na pewno będzie trzeba psa oduczyć karmy ze schroniska, dlatego też zaleca się karmienie inną karmą z dobrej półki. Potem raz na miesiąc można ugotować kaszę z jakimś mięsem lub kością. Nie polecam dawać na samym początku kości, z racji tego, że psu będą ropieć oczy. W najgorszym stanie może dojść do sklejenia się oka i będzie trzeba je przemywać kroplami do oczu. Odradza się dawania kości z kurczaka. Mogą one stanąć w gardle. Zwierzę w tym wypadku może się udusić. Najlepszym w tym przypadku byłaby jedna duża kość do obgryzania na dłuższy czas. Dobrym rozwiązaniem są w tym wypadku tzw. „sprasowane kości” do kupienia w sklepie dla zwierząt. Kosztują one grosze, a składają się z kości, które wcześniej przyrządzono i sprasowano w jedną zbitą całość. Taka kość starczy na bardzo długo. Nie karmi się psa ziemniakami i czekoladą. Są one trucizną dla niego!
Drugą kwestią w wydatkach pozostają pieniądze na wizytę u weterynarza. Trzeba liczyć się z tym, że co jakiś czas trzeba psa zaszczepić, jeśli szczepionka straci datę ważności. Psy to biologiczne istoty, więc mogą chorować. Mogą też złapać kleszcza na spacerze i będzie trzeba go „wykręcić”. Innym przykładem pójścia do weterynarza z futrzakiem jest tzw. „saneczkowanie”. Polega to na tym, że pies trze tylną częścią ciała po podłodze. W większości przypadków ludzie uważają, że wpływ na to mają robaki, co nie jest do końca prawdą. Objawy tego mogą być różne. To zachowanie najczęściej wywołują tzw. potocznie gruczoły odbytowe u psów. Po każdym wypróżnieniu zbiera się im „w tym” miejscu ciała. Zwierzak wyczuwa wtedy dyskomfort, pieczenie, a nawet ból. Psy ze schroniska są bardziej narażone na tą przypadłość, ze względu na to, że są wysterylizowane.
Podsumowanie
Koniec tego artykułu to dla mnie najgorsza rzecz w tym tekście. Mógłbym opisać jeszcze wiele kwestii w tematyce adopcji i samych psów. Z racji tego, prawdopodobnym jest, iż pociągnę ten temat i będzie kontynuacja tego artykułu. Będzie on dotyczył „języka psów”, aby je jeszcze lepiej zrozumieć. Myślę, iż w sporym stopniu zachęciłem czytelnika do pracy w schronisku albo do adopcji psa. Jako nacjonaliści powinniśmy coraz szerzej walczyć o losy „braci mniejszych”, a psy traktować jako członków naszego stada – naszej rodziny. Love Animals – Hate Antifa!
Bibliografia:
„Bernardyn Fundacja zwierząt skrzywdzonych”, strona internetowa [w:] <http://bernardyn.org.pl/> (dostęp 19 września 2017 r.)
„Dz.U.1997 nr 111 poz. 724”, „Ustawa z dnia 21 sierpnia 1997 r. o ochronie zwierząt”, „Internetowy System Aktów Prawnych”, [w:] <http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU19971110724> (dostęp 19 września 2017 r.);
„Dz.U.2016 poz. 2102”, „Ustawa z dnia 15 listopada 2016 r. o zmianie ustawy o ochronie zwierząt”, „Internetowy System Aktów Prawnych”, [w:] <http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20160002102> (dostęp 19 września 2017 r.);
„Pies trze tyłkiem po podłodze. WTF?!” „Nie zadzieraj z weterynarzem. Okołoweterynaryjne przemyślenia lekarza weterynarii”. Blog [w:] <http://nzzw.blogspot.com/2015/10/pies-trze-tykiem-po-pododze-wtf.html?m=1> (dostęp 19 września 2017 r.)
Patryk Płokita