"Trzecia Siła" - Ronald Lasecki

 Nacjonalizm mógłby odegrać w Polsce pozytywną i znaczącą rolę, gdyby dążył do stania się "trzecią siłą", poza binarnym układem PiS i PO, która stworzyłaby w naszym kraju warunki do rozwinięcia się bardziej organicznych form społecznych i politycznych. Nacjonaliści deklarują co prawda takie ambicje, w praktyce jednak ich realizacja wychodzi im wyjątkowo marnie. Zwycięstwo wyborcze i rządy PiS wyraźnie stępiły przekaz polityczny polskiego ruchu nacjonalistycznego, który nie zaznacza już tak mocno jak w czasach rządów PO swojego rewolucyjnego charakteru. Widać to najlepiej na przykładzie kolejnych Marszów Niepodległości, od czasu odsunięcia od władzy PO jakby bardziej "ugrzecznionych".

 

Te bardziej radykalne ze środowisk nacjonalistycznych, zajmują się kwestiami trzeciorzędnymi, jak próby przywrócenia dobrego imienia faszyzmowi, egzaltowanie się tradycją "żołnierzy wyklętych", lub też "walka" z nieistniejącym w naszym kraju "zagrożeniem islamskim". Obranie sobie takich właśnie kierunków "działalności" jest bardzo wygodne dla aktualnej ekipy rządzącej, ponieważ rozbraja politycznie nacjonalizm, a nawet angażuje go jako narzędzie wzmocnienia jej władzy. PiS jest partią kadrową, przystąpić do niego jest bardzo trudno, a jego szeregi są dość wąskie. PiS nie stworzył też żadnej własnej masowej organizacji młodzieżowej, nie kontroluje zatem bezpośrednio politycznie młodego pokolenia, ono zaś właśnie jest tym czynnikiem, o który w przyszłości mogłyby się wywrócić rządy partii Jarosława Kaczyńskiego.

 

Z powodów pokoleniowych generacja weteranów "Solidarności" będzie bowiem na przeciągu najbliższej dekady stopniowo zastępowana jako wiodąca w życiu politycznym, intelektualnym i gospodarczym kraju przez generację ludzi urodzonych i wychowanych w latach 1980. i 1990., która w przybliżeniu pokrywa się w jakimś stopniu z "pokoleniem Marszu Niepodległości", wyznającym poglądy zdecydowanie bardziej "prawicowe" (nacjonalistyczne, katolickie, konserwatywne), niż tworzące rdzeń kadr i elektoratu PiS "pokolenie styropianu".

 

PiS ma szansę ominąć tę rafę, stosując wobec środowisk nacjonalistycznych zarządzanie refleksyjne, tak więc infekując je korzystnymi ze swojego punktu widzenia ideami i postawami, ewentualnie zniekształcając ich własne idee w taki sposób, by odpowiadało to jego interesom. Tą drogą można politycznie zneutralizować nacjonalistów jako potencjalnego konkurenta do władzy, przekierowując ich aktywność na kwestie politycznie nieistotne, odwracając zaś ich uwagę od tego, co mogłoby stać się dla nich ośrodkiem krystalizacji i wzmocnienia jako alternatywy dla PiS i dla całego systemu atlantyckiego w Polsce. Spróbujmy poniżej wskazać kilka takich kwestii, na które nacjonaliści powinni zwrócić uwagę, prezentując tam stanowisko odmienne niż rządzący dziś neokonserwatyści:

 

1. Polityka bezpieczeństwa

 

Rząd PiS przejdzie do historii jako ten rząd RP, który sprowadził do Polski obce wojska. Jest w tym oczywiście popierany przez wszystkie pozostałe partie demoliberalnego kartelu rządzącego, jednak bezpośrednia odpowiedzialność za rozlokowanie w Polsce amerykańskich baz wojskowych spada na PiS, podobnie jak bezpośrednia odpowiedzialność za niegdysiejszą obecność w naszym kraju katowni CIA obciąża SLD. W kilkanaście lat po wycofaniu z terytorium naszego kraju wojsk sowieckich, Polska znów stała się wojskowym protektoratem - tym razem demoliberalnego, a nie komunistycznego hegemona, zza Atlantyku, a nie zza wschodniej granicy.

 

Bierność środowisk nacjonalistycznych wobec tego faktu była uderzająca. W programie Ruchu Narodowego znalazło się jedynie stwierdzenie, że bezpieczeństwo Polski nie może się opierać przede wszystkim na stacjonowaniu obcych wojsk w naszym państwie. Innymi słowy, Ruch Narodowy akceptuje rozmieszczenie w Polsce baz i oddziałów wojskowych oraz uzbrojenia USA (tak więc obcego państwa), traktując je jako możliwy pomocniczy środek polskiej strategii bezpieczeństwa.

 

Nie lepiej jest z innymi środowiskami nacjonalistycznymi, bo pomimo dyslokacji w Polsce wojsk amerykańskich i tworzenia ich kolejnych baz, a także rajdów urządzanych przez żołnierzy armii USA przez Polskę, co już zresztą doprowadziło do pierwszych wypadków drogowych, nie było przeciw temu ani jednego wystąpienia nacjonalistów, ani jednej demonstracji, ani jednej blokady drogi czy bazy. A przecież mamy tu do czynienia z demontażem przez rządzących neokonserwatystów z PiS podstawowych atrybutów podmiotowego państwa.

 

Polska posiada dostatecznie duży potencjał względny, by prowadzić efektywną samodzielną politykę bezpieczeństwa, w oparciu o swe własne siły. Nacjonaliści powinni taką politykę postulować, domagając się natychmiastowego opuszczenia przez Polskę NATO, wycofania z naszego kraju obcych wojsk i instalacji wojskowych, zaprzestania przez polskie władze i organa bezpieczeństwa przekazywania poufnych informacji USA i NATO, upaństwowienia przemysłu obronnego, przywrócenia zasadniczej służby wojskowej, i wysuwając szereg powiązanych postulatów, jednak zamiast to robić, bawią się w grupach rekonstrukcji historycznej i urządzają "patriotyczne turnieje paintballowe".

 

2. Polityka ekologiczna

 

W ostatnich latach modne wśród nacjonalistów stało się obnoszenie z postawami ekologicznymi. Nie tylko polscy nacjonaliści powtarzają bardzo często, że "są zieloni". Niektórzy nawet chadzają do lasu, by tam zbierać śmieci, lub wyprowadzają psy ze schroniska na spacery. To oczywiście bardzo sympatyczne i szlachetne, bo nacjonalizm powinien wychowywać swoich adherentów do konstruktywnego zaangażowania obywatelskiego i socjalnego.

 

Nie mamy tu jednak do czynienia z postawą polityczną, ponieważ zbieranie śmieci w lesie nie jest działaniem politycznym. W sferze politycznej zaś, nacjonaliści albo w istotnych kwestiach nie zajmują stanowiska, albo gdy już je zajmują, to ma ono charakter systemowy i polega na powtarzaniu opinii rządzącej demoliberalnej oligarchii. Przypadkiem tego pierwszego jest sprawa TTIP/CETA i towarzyszące im zagrożenie naszego kraju przez GMO.

 

W dyskusjach na Facebooku nacjonaliści oczywiście wypowiadali się przeciwko temu porozumieniu, ile jednak odbyło się przeciw niemu nacjonalistycznych demonstracji? Porównajmy sobie tą bierność z masowymi wystąpieniami przeciw dość jednak abstrakcyjnemu "zagrożeniu islamskiemu", a uświadomimy sobie, jak bardzo zniekształcona w zestawieniu z rzeczywistymi problemami Polski jest aktywność środowisk nacjonalistycznych.

 

Kolejny nabrzmiały w ostatnich latach problem dotyczy Puszczy Białowieskiej, gdzie minister neokonserwatywnego rządu, w porozumieniu z lobby leśników i miejscowych przedsiębiorców żyjących z pozyskiwania i przetwórstwa drewna, sankcjonuje wyrąb będącego narodowym dziedzictwem przyrodniczym lasu. Ten sam minister sankcjonował wcześniej w zasadzie niekontrolowany wyrąb drzew na posesjach prywatnych i wycofał się z tego dopiero pod presją protestów społecznych. Czy protesty te jednak organizowali nacjonaliści? Bynajmniej, bo nacjonaliści zazwyczaj popierają politykę (anty)ekologiczną rządu, jedna z organizacji nacjonalistycznych (1) zapowiedziała zaś nawet "patrole" w Puszczy Białowieskiej, by zgłaszać służbom leśnym przypadki, gdy ktoś próbowałby dokumentować lub protestować przeciwko wyrębowi drzew.

 

Samo deklarowanie że "jest się proekologicznym" nie wystarczy, by nim rzeczywiście być. Polityka ekologiczna i polityka ochrony naturalnego krajobrazu są w naszym kraju tematem niekontrowersyjnym i hasła takie cieszą się w społeczeństwie sporą sympatią. Jan Szyszko jest jednym z najgorzej ocenianych ministrów rządu PiS a oburzenie rabunkową gospodarką leśną rządu i forsowaniem przezeń przedmiotowego stosunku do przyrody są w społeczeństwie polskim powszechne. Naturalne więc wydaje się, by nacjonaliści stanęli po stronie społeczeństwa i w trosce o własny kraj organizowali sprzeciw wobec szkodliwych działań wysługującego się grupom interesów ministra. A jednak tego nie robią.

 

3. Polityka oświatowa

 

Likwidacja gimnazjów i powrót do dwustopniowego systemu nauczania (podstawówka-liceum) są oczywiście decyzją dobrą, którą należy popierać. Inaczej jest już z dobieraniem listy lektur, gdzie zarówno liberałowie, jak i demoliberalna prawica stosują zasadę "teraz kurwa my!", czyli po zdobyciu władzy, w miejsce naprawy systemu kształcenia (2), narzucają za jego pośrednictwem własną indoktrynację ideologiczną. Jej ofiarą, na marginesie mówiąc, padł również Roman Dmowski, wiedzę na temat myśli i zasług którego, PiS usunął z podstawy nauczania. Nacjonaliści i tym razem zachowali się biernie, nie protestując przeciwko rugowaniu tyleż własnej tradycji politycznej, co po prostu zastępowania ideologią i polityczną prywatą kształcenia obywateli w myśleniu politycznym, którego akurat Dmowski był jednym z największych w Polsce mistrzów.

 

Tymczasem to zadanie wychowania dojrzałych intelektualnie obywateli powinna stawiać przed sobą polska oświata państwowa. Takiej oświaty powinni domagać się nacjonaliści. Środowiska nacjonalistyczne, zamiast jednak wykazać się zdolnością do samodzielnej refleksji i samodzielnego wyciągania wniosków, dały się ponieść entuzjazmowi z tytułu "rządów prawicy", która "przejmuje" i podporządkowuje sobie aparat państwowy. Tymczasem w miejsce przyklaskiwania PiS, nacjonaliści powinni domagać się od rządzącej ekipy naprawy państwa, w tym również systemu oświatowego, a nie jego zawłaszczania dla celów partyjnych lub ideologicznych. Powinni przedstawiać własną koncepcję takiej naprawy państwa, jako alternatywy dla obecnego partyjniactwa i prywaty.

 

4. Polityka historyczna

 

Ten obszar jest bodaj najbardziej emblematyczny dla ideologicznej iniekcji i "zarządzania refleksyjnego", które wobec młodzieżowych środowisk nacjonalistycznych stosuje PiS. Posługując się nacjonalistyczną frazeologią, zaszczepiono im bowiem skutecznie krytykowany tradycyjnie przez środowiska narodowe "insurekcjonizm" i nienawiść do Rosji. "Opakowaniem" w którym przemycono te idee, są kult "żołnierzy wyklętych" i "antykomunizm". Są to nurty formalnie bliskie tradycji polskiego nacjonalizmu, PiS jednak wypełnia je dziś, niepostrzeżenie dla nacjonalistów, zupełnie obcą tradycji narodowej treścią. Wspomniany "antykomunizm" w trzydzieści lat po upadku komunizmu jest jedynie pretekstem dla antyrosyjskiej polityki historycznej. Podobnie rzecz się ma z partyzancką epopeją powojennego podziemia antykomunistycznego.

 

Polityka historyczna rządzącej ekipy domaga się też polemiki z powodów merytorycznych. Propaganda uprawiana między innymi za pośrednictwem IPN tworzy społeczne przeświadczenie o nielegalności i przestępczym charakterze powojennego państwa polskiego, któremu tym samym odbiera miano państwowości polskiej. Dla nacjonalistów państwo polskie powinno mieć tymczasem znaczenie kluczowe, niezależnie czy w danym okresie historycznym podoba nam się jego oblicze klasowe, geopolityczne, ustrojowe, wyznaniowe lub ideologiczne. Państwo i instytucje polityczne są instrumentem realizacji podmiotowości wspólnoty politycznej, tak więc odżegnywanie się od nich z powodów ideologicznych nie ma nic wspólnego z ideowością, będąc w istocie dowodem zideologizowania, czyli ideologicznego zaślepienia.

 

Polityka historyczna i symboliczna polskich środowisk nacjonalistycznych powinna być oczywiście antykomunistyczna, ale też na tyle refleksyjna, by w formach politycznych i państwowych okresu dominacji sowieckiej widzieć nie tylko ich oficjalny "komunizm", ale też przebijające spod niego przebłyski polskości. Dla polskiego nacjonalisty ojczyzną powinna być zawsze Polska, tak więc kraj położony w swych powojennych granicach pomiędzy Odrą a Bugiem, a także ziemie odebrane nam na wschodzie i wciąż zamieszkane przez naszych rodaków. Ojczyzną polskiego nacjonalisty nie jest zatem Waszyngton, Londyn, ani nawet Rzym. Jest nim Polska i to o Polskę oraz o państwo polskie powinien się on na poziomie politycznym przede wszystkim troszczyć.

 

Walka nacjonalistów ma być prowadzona o państwo polskie, a nie przeciwko państwu polskiemu - jakkolwiek kalekie lub zwyrodniałe by ono w danym momencie naszych dziejów nie było. Takiej postawy powinna uczyć polityka historyczna, nie kryminalizując w zaślepieniu ideologicznym wszystkiego, co działo się w naszym kraju w latach 1944-1989, ani każdego kto wówczas udzielał się publicznie. Nacjonaliści powinni zatem wszcząć dyskusję nad dalszym istnieniem IPN w obecnej jego formule. Z IPN nie wyjdzie nigdy krytyczne opracowanie na temat "Solidarności" (np. jej powiązań z wywiadami zachodnimi), ani opracowanie wskazujące na strategiczny bezsens powojennej partyzantki.

 

IPN wpisuje za to na listy prześladowanych z powodów politycznych w PRL partyzantów UPA zwalczających państwowość polską i Polaków w Bieszczadach, w przypadkach takich jak zbrodnia w Jedwabnem zaś, powiela interpretacje i stosuje się do nakazów dyktowanych stronie polskiej przez amerykańskie środowiska żydowskie. Najlepszym rozwiązaniem leżącej u źródeł utworzenia IPN kwestii teczek PRL-owskich służb bezpieczeństwa byłoby zaś udostępnienie wszystkim chętnym zawartości tych wszystkich z nich, których jawność nie zagrażałaby bezpieczeństwu dzisiejszego państwa polskiego. Taki właśnie postulat powinny zgłaszać środowiska nacjonalistyczne, zarazem nie zniekształcając na podobieństwo demoliberalnej prawicy antykomunizmu tak, by stawał się on uzasadnieniem wasalizacji Polski przez USA (np. przez narzucenie rehabilitacji Ryszarda Kuklińskiego) drogą podsycania w naszym kraju antyrosyjskiej histerii.

 

Podsumowanie

 

 

Przedstawione tu cztery obszary, w których nacjonaliści zaznaczyć powinni, że różnią się od demoliberalnej centroprawicy z PiS są oczywiście jedynie przykładowe, choć najbardziej bodaj dziś się narzucające. Można do tej listy dopisać kolejne punkty, lub recepty zawarte w niektórych z wymienionych ująć inaczej. Nie w tym jednak rzecz, ale w samej metodzie. By bądź to stworzyć antyliberalną konkurencję dla PiS, bądź to nawet zbudować grupę nacisku, która kiedyś mogłaby zostać dokooptowana do obozu władzy i wzmocnić go, korygując jednocześnie jego oblicze polityczne i ideologiczne, nacjonaliści musieliby wykształcić doktrynalną, a może nawet programową, wyrazistą własną tożsamość.

 

Dziś tymczasem, wydają się iść śladem LPR Romana Giertycha z lat 2005-2007, w której myślano że samo podklejenie się pod PiS i kopiowanie jego narracji w nieco bardziej "narodowej" otoczce wystarczy zamiast własnej polityki. Nie wystarczyło i wiemy, jak skończyła LPR. Mając do wyboru oryginał lub kopię, nie tylko wyborcy ale również sami działacze i sympatycy danego środowiska politycznego wybiorą oryginał. Nikt nie potrzebuje podróbek. Również nacjonalistycznych podróbek neokonserwatyzmu.

 

Odpowiedzialna, konstruktywna i patriotyczna opozycja powinna oczywiście rząd krytykować za błędy i braki, ale również wspierać go w tym, co w jego polityce słuszne. Nie chodzi zatem o to, by nacjonaliści stali się "opozycją totalną" spod znaku "PiS-PO - jedno zło!". Chodzi o to, by rodzime środowiska nacjonalistyczne były samodzielną i podmiotową siłą polityczną, świadomą problemów dzisiejszej Polski i mającą do zaproponowania plan ich rozwiązania, który byłyby w stanie uzasadnić, argumentować go, bronić przed zarzutami, dokonywać w razie potrzeby jego korekt i aktualizacji, wreszcie zaś, wykazać jego wyższość nad obecnie realizowaną polityką neokonserwatywną. Dzisiaj jednak, środowiska nacjonalistyczne w Polsce bliższe niż byciu "trzecią siłą" doktrynalną i polityczną, są byciu "tituszkami" PiS do umacniania w Polsce antypolskich porządków atlantyckich i demoliberalnych. Stan ten powinien ulec zmianie.

 

Ronald Lasecki

 

1. Chodzi o "Narodową Hajnówkę", znaną również z epatowania społeczności polskich Białorusinów postacią "Burego", zapisanego w pamięci tej społeczności jako winny masakr i krwawych pacyfikacji.

2. Zasady takiej naprawy zaproponowano w tekście Kanon lektur i wychowanie patriotyczne http://xportal.pl/?p=30512 (03.09.2017).