Szturm

Szturm

Przedstawiam pierwsze tłumaczenie fragmentów artykułu autorstwa Michaela Collinsa w ramach Szturmu. Powyższe tekst wydany został pośmiertnie w 1922 roku, w zbiorowej publikacji pt.: „Path to freedom”. (Tłumacząc na polski: „Droga do wolności” lub „Ścieżka do wolności”). Myślę, iż ten tekst zobrazuje czytelnikowi mocno jak wyglądała irlandzka ścieżka do odzyskania niepodległości i jak rozwijał się irlandzki republikanizm i nacjonalizm w latach 1914-1921, zwłaszcza z perspektywy irlandzkiego bohatera narodowego. W końcu tekst napisał weteran Powstania Wielkanocnego (1916) oraz twórca Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) z okresu konfliktu anglo-irlandzkiego (1919-1921). Chciałbym również zakomunikować, iż przedstawione są najważniejsze fragmenty tekstu. Niepotrzebne lub niezrozumiałe części usunięto za pomocą „(…)”, natomiast sam tekst w nawiasie kwadratowym „[]” to przypis redaktora. Zapraszam do poniższego tłumaczenia.

Tłumaczenie

Lata 1914-1918 są ważne w walce o niepodległość Irlandii. Był to przejściowy etap dziejów. Nadeszło wtedy zdrowe i jednocześnie niezbędne odejście od idei jak i metod przyjętych przez wcześniejsze dekady. Jest to okres, który jest mylnie odczytywany przez sporą część ludzi z naszego pokolenia. Nawet przez tych, co pomagali temu wyłomowi [chodzi tu M. Collinsowi o walkę z Brytyjczykami z jego okresu, p. red.] i którzy pomogli doprowadzić do tego sukcesu, który osiągnęliśmy.

Rzeczywiste znaczenie Powstania z 1916 nie było tak ważne aż do 1918 r. Niepoprawnym jest teraz napisać, że wytworzone republikańskie wartości, stworzone przez liderów insurekcji, w przyszłości zostaną utrzymane w mocy jako swoista narodowa polisa. [Podczas Rebelii 1916 nie było 100% pewności czy założenia polityczne przetrwają w niedalekiej przyszłości, p. red.] Deklaracja Republiki pozostawała naprawdę od początku znamienną częścią myśli narodowej i dopiero po upływie dwóch lat agitacji rzeczywiście byliśmy w stanie pojąć ideę solidaryzmu.

Europejska wojna, która rozpoczęła się w 1914 roku jest obecnie powszechnie uznawana jako wojna między dwoma rywalizującymi imperiami. (…) Niemcy mówili szczerze o swoich potrzebach ekspansji i nowych dziedzinach biznesu dla nadwyżki swojej populacji w kraju. Anglia, która lubi walczyć pod sztandarem górnolotnych haseł, dostała swoją szansę w incydencie agresji Niemiec na Belgię. Dołączyła ona do wojny w imię "obrony wolności małych narodów". Ameryka, która z początku tylko się przyglądała, zaakceptowała motyw w imieniu dobrej wiary i ostatecznie dołączyła jako czempion słabych przeciwko silnym. Skupiła swoją uwagę na zasadzie samostanowienia i rządach prawa w oparciu o zgody rządzonych.

„Czy potęga wojskowa jakiegokolwiek narodu lub grupy narodów winna jest bólu, ustalając losy narodów, nad którymi nie ma prawa do orzekania, z wyjątkiem prawa do życia?” pytał Prezydent Wilson.

Tutaj najbardziej rażący przykład naruszenia tej zasady nie wbijał się w wyobrażenia prezydenta Wilsona, który prowadził naród Amerykański (zaludniony w dużej mierze przez irlandzkich mężczyzn i irlandzkie kobiety, którzy uciekli z brytyjskiej opresji) do walki i do boku tego narodu, który przez setki lat określał losy Irlandczyków i rządził nimi wbrew ich woli.

Mocarstwa Aliantów wykreowały pół tuzina nowych republik jako sprzeciw ku przestrzeganiu ustalonych zasad. W tym samym czasie, podległość Irlandii wobec potęgi wojsk angielskich wzrastała. Irlandia była nacją z roszczeniami, które wykraczały znacznie dalej niż te, które prezentowały inne mniejsze nacje.

Fakt, iż naród [irlandzki, p. red.] był narodem podległym wobec Wielkiej Brytanii, w/w zasady były częstokroć obiektem drwin. [Głównie na arenie międzynarodowej, p. red.]. Mimo to wyraziliśmy nasze roszczenia głośno na światowym forum, mówiąc o nich jak p pryncypiach, dla których wielkie nacje były chętne przelewać krew i poświęcać największe bogactwa. Dało nam to możliwość do podniesienia znów naszej flagi wolności i skupienia na sobie uwagi świata.

Podczas wojny [chodzi tu o pierwszą wojnę światową, p. red.] nie byliśmy bardziej proniemieccy, probułgarscy, protureccy czy wreszcie antyfrancuscy. Byliśmy anty brytyjscy, realizowaliśmy naszą długowieczną politykę przeciwko wspólnemu wrogowi. Nie była to tylko nasza polityka. To były działania, które mogłyby równie dobrze być urzeczywistniane przez każdą inną mniejszą nację w tych samych warunkach. My byliśmy słabym narodem utrzymywanym w stanie podległości przez silniejszy naród i w stosunku do tego faktu formowaliśmy nasze kroki. Pamiętaliśmy doskonale, że problemem dla Anglii było to, że znaleźliśmy okazję i skorzystaliśmy z niej. (…) Nasza wrogość skierowana na Anglię była czynnikiem jednoczącym nas w pewien sposób z Niemcami. Stworzyliśmy wspólny front z Francją, gdy Francja walczyła przeciw Anglii. Walczyliśmy u boki Hiszpanii, gdy ta walczyła przeciwko Anglii. To samo z Duńczykami, gdy wystąpili oni przeciwko Anglii.

Tak się złożyło, że przy tej okazji Anglia włożyła broń w nasze ręce i skierowała ją przeciwko samej sobie. Świat postrzegało się wówczas przez pryzmat wielkiej wojny w Europie. Mogliśmy przyciągnąć uwagę do fałszywości jaką miał w sobie angielski system wartości i uwidocznić światu, jakie praktyki wobec nas stosowano. Znaleźliśmy się na pozycji, z której byliśmy w stanie zmusić Anglię do uznania naszej wolności lub zadręczać samych siebie pokojowym proklamowaniem tak podstawowego prawa.

To była nasza stara strategia. Mieliśmy ten sam stary cel, a naszą intencją była po prostu obrona wolności, niezależności od angielskiej okupacji i tego wszystkiego, co było jej udziałem.

Powstanie zbrojne [chodzi tu o Powstanie Wielkanocne z 1916 r., p. red.] było wyrazem naszego prawa do wolności. Wyraziło naszą determinację w dążeniu do zdobycia możliwości wolnego wyboru. Sami chcieliśmy decydować o naszym losie. Chcieliśmy przeprowadzić takie powstania, jakie miały miejsce w Polsce lub Czecho-Słowacji [sic!], lub każdym innym kraju, którego przebudzenie było powodem nowo-głoszonych idei. Republika, która została utworzona podczas Powstania Wielkanocnego w 1916 roku była irlandzkim wyrazem wolności jakiej oczekiwano. To był nasz sposób wypowiedzi i wystawienia na próbę Wielkiej Brytanii czy ma prawo nad nami dominować.

Irlandia chciała przedstawić to jasno, że była tak samo wolnym krajem jak wszystkie inne. Pozostałe nacje domagały się wolności i ich postulaty były akceptowane. Roszczenia Irlandii nie były przecież słabsze od upomnień innych nacji. Mieliśmy równe prawa do uznania nas jako wolnego narodu, tak samo jak wówczas Polska. Taki stan rzeczy nie akceptował Rząd Brytyjski, zwłaszcza stanowisko, które w tej chwili przyjęliśmy.

Brytyjską formą rządów była monarchia. Ażeby jasno określić nasze pragnienie zerwania wszelkich związków z Wielką Brytanią, ogłosiliśmy republikę. Odrzuciliśmy brytyjską formę rządów, nie dlatego, że była monarchią, ale dlatego że była brytyjska. (…) Celem pozostała obrona samych siebie, jako manifestacja formy rządów, która była odpowiedzią na brytyjskie oszczerstwa, jako by Irlandia miała być kwestią wewnętrzną i państwową. To miało być ze strony Wielkiej Brytanii gwarancją ze strony świata, ażeby ten nie przejmował się jakimikolwiek głosem ze strony Irlandii. Nasza manifestacja figurowała zatem jako podkreślenie naszej odrębności narodowej. Stała się deklaracją z naszej strony, że naszym ostatecznym celem jest osiągnięcie całkowitej niepodległości.

To wyraziło nasze odsunięcie się od strategii polityki parlamentarnej z Westminster’u. [Chodzi tutaj o istniejące siły polityczne dążące do autonomii i zasady Home Rule - Rządy Krajowe, p. red.]. Ta polityka upadła. (…) To miało bardzo zły wpływ, powodując, że ludzie szukali w Anglii lepszego, bardziej progresywnego rządu (…) liczyli na sprezentowanie im wolności na raty, daleko od ich własnego kraju, od samych siebie. A to właśnie oni sami mogli dać sobie to, czego poszukiwali. W tym okresie zatopiliśmy się (…) w (…) stanie podległości. Trudniejszym (…) okazało się ponowne budzenie świadomości narodowej.

Mieliśmy się nauczyć, że trzeba wypróbować różne sposoby, aby móc zabezpieczyć swoją niezależność. Zamiast dać Anglii możliwość okazania nam łaski w postaci prezentu (za pomocą podpisania lub niepodpisania traktatu) musieliśmy walczyć z jej obecnością, która zaprzeczała naszemu istnieniu. Postanowiliśmy, że musimy postawić jedno zasadnicze pytanie - na jaki warunkach wycofają się z naszego terenu i czy wyeliminują wszelkie możliwe drogi ingerencji w nasze państwo?

(…) zaczęliśmy podążać (…) nową ścieżką. (…) Na początku (…) niepewnie, powątpiewając w sukces (…). Wiedzieliśmy, czym są kamienie milowe, które byliśmy w stanie dźwignąć i przenieść z jednego miejsca na drugie.

Powstanie Tygodnia Wielkanocnego wyznaczyło nam drogę. Jednak po zadeklarowaniu Republiki i wszystkiego tego, co oznaczało odcięcie się od Wielkiej Brytanii, spowodowało, że popadliśmy znów w stare przyzwyczajenia i bardzo niepewnie kroczyliśmy nową ścieżką (…) pierwsze po Powstaniu wybory (…) w 1917r., [wyglądały tak, że, p. red.] zapomniano całkowicie o Republice Wielkiego Tygodnia. (…) powodami, dla których można było kandydować była (…) chęć stania w opozycji do kandydatów Irlandzkiej Partii Parlamentarnej. [Dążyła ona do autonomii, p. red.] (…) Na scenie politycznej (…) formowała się opozycja. Opozycja, która jednoczyła się przeciwko ugrupowaniu Redmonde’a. (…) [lider wspomnianej Irlandzkiej Partii Parlamentarnej, tą opozycją było Sinn Fein p. red.].

Powstrzymanie się od aktywności w Parlamencie Brytyjskim stało się integralną częścią republikańskiego ideału – odrzucenie obcego rządu. (…) Starano się zjednoczyć cała opozycję, ale różnice w zdaniach (…) były tak duże, że aby oddalić groźbę rozłamu zadeklarowano, iż nie będzie to wielka [zintegrowana, p. red.] unia, ale raczej luźna współpraca.

Wybory (…) odbywały się zgodnie z tym porozumieniem i nie było jednej obowiązującej polityki do momentu zjednoczenia wszystkich regionalnych komórek z Sinn Fein, co stało się akurat przed generalnym zgromadzeniem w 1917. (…) ludzie zaczęli wierzyć w nową politykę i uwierzyli, że ludzie, którzy się z nią zgadzali dadzą z siebie wszystko dla poprawienia losu Irlandii. Podczas wyborów w 1918, przeprowadzonych na zasadzie samostanowienia, dali z siebie wszystko.

Źródło: M Collins., The Path to Freedom, wyd. The Talbot Press, Dublin 1922, s. 67-75.

Patryk Płokita

Group Union Defense to francuska organizacja narodowo-rewolucyjna, która obrosła swoistą legendą w europejskiej historii ruchów Trzeciej Pozycji. Jej początek sięga końca lat sześćdziesiątych. Mówiąc jednak o historii GUD nie sposób nie wspomnieć o Organisation de l'Armee Secrete, z której wywodzi się współczesny francuski nacjonalizm. Organizacja Tajnej Armii (OAS) działała w latach 1961-62. Głównym celem OAS była walka o utrzymanie Algierii w granicach państwa francuskiego. Właśnie ta grupa składająca się głównie z oficerów i osadników z zamorskich kolonii jest korzeniem, z którego wyrosły nowoczesne ruchy radykalnej prawicy we Francji. Część weteranów OAS oraz aktywistów Mouvement National Francais zakłada w 1964 roku organizację pod nazwą Occident. Nowo powstała grupa za swój symbol przyjmuje krzyż celtycki, a następnie staje się jednym z katalizatorów studenckiej rewolty roku 1968. W przeciwieństwie jednak do działających w tym czasie organizacji anarchistycznych i komunistycznych, bojownicy Occidentu występują pod hasłami nacjonalistycznymi oraz konserwatywnymi. Efektem nieporozumienia między protestującymi studentami staje się spirala przemocy, której stronami są nacjonaliści, lewacy i policja. W tym samym roku Occident zostaje zdelegalizowany, a rok później na jego gruzach powstaje nowa organizacja – Ordre Noveau. Założona w 1969 roku przez Alaina Roberta grupastara się łączyć uliczny aktywizm z działalnością kulturową i tworzeniem specyficznej narodowo-radykalnej estetyki. Pod koniec lat sześćdziesiątych francuskie władze wprowadzają możliwość startowania do wyborów samorządowych na uczelniach rozmaitym komitetom akademickim. Szybko okazuje się, że w efekcie rewolucji roku 1968 na uniwersytetach zaczyna dominować skrajna lewica. Odpowiedzią na zastaną sytuację staje się studencka Groupe Union Defense.

 

Domem nacjonalistów z GUD zostaje wydział prawa przy ulicy Assas Uniwersytetu Pantheon-Assas w Paryżu. Nowa studencka organizacja przyjmuje nazwę „Union Droit” i obiera dość wyważony, prawicowy program. Powstanie grupy studenckiej o profilu ideowym innym niż skrajnie lewicowy rodzi histerię lewactwa, które zaczyna nazywać ugrupowanie „Groupe Union Droit”, dając tym samym początek dla skrótu GUD. Nie był to pierwszy przypadek, kiedy nacjonaliści zaadoptowali symbolikę nadaną im przez środowiska lewicowo-liberalne. Pod koniec lat pięćdziesiątych belgijski rysownik Raymond Macherot stworzył komiks wymierzony w środowiska narodowo-radykalne, jego bohaterami były czarne szczury żyjące w anarchistycznej komunie pod wodzą despotycznego króla Antracyta. Nie bez powodu zatem, prawie od początku istnienia, GUD posługuje się czarnym szczurem jako znakiem rozpoznawczym swojej grupy. Wracając do kwestii wyborów studenckich. Pierwsze elekcje z udziałem bojowników z Assas odbywają się 25 lutego 1969 roku. Grupa zdobywa w nich 16%, co przypieczętowane zostaje kilkudniowymi zamieszkami na terenie uczelni. Od tego momentu obecność nacjonalistów na uniwersytecie stała się niepomijalna. Sukcesy napędzają bojowników do podejmowania działań również poza Uniwersytetem. Nawiązują kontakty (m.in. z zamordowanym później francuskim nacjonalista Francois Dupratem) i organizują spotkania pod szyldem Ordre Noveau. W miejscach planowanych konferencji wybuchają bomby, a kolejne wydarzenia szybko zostają zdelegalizowane. Jedyną korzyścią pozostaje przekazanie francuskim masom wiadomości o konsolidacji nowej narodowo-radykalnej siły politycznej. Największe spotkanie, które udaje się zorganizować działaczom Nowego Porządku odbywa się 13 maja 1969 roku. Data ta nie była wybrana przypadkowo, miała stanowić odniesienie do gaullistowskiego 13 maja 1958 roku i lewackiego 13 maja 1968 roku. W sali gromadzi się około 4000 osób, głównie młodzieży akademickiej. Ponadto, Ordre Noveau organizuje manifestację poparcia dla polskich robotników i antykomunistów w grudniu 1970 roku. Polityczni żołnierze GUD oraz działacze ON nie stronią od przemocy, zmusza ich do tego uliczna dominacja lewicy oraz jej agresywne nastawienie do wszelkich przejawów odmienności światopoglądowej. Aktywiści uzbrajają się w kaski, metalowe pałki oraz tarcze i biorą udział w wielu ulicznych bitwach, często z przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Ogromną bijatyką skończyło się m.in. spotkanie z 9 marca 1971 roku. W tym czasie czarne szczury przybierają funkcjonująca do dziś nazwę „Groupe Union Defense” i rozpoczynają ekspansję na pozostałe uniwersytety Paryża. Plany Ordre Noveau znajdują swoje ujście w roku 1972, kiedy to ruch postanawia stworzyć szerszą platformę, mogącą stanąć do wyścigu wyborczego we Francji. W ten sposób powstaje istniejący do dziś Front Narodowy. Nie wszystkim działaczom podoba się jednak bratanie się z konserwatystami i nacjonalistami o ambicjach parlamentarnych. Następstwem staje się rozłam między w GUD między frakcją lojalną wobec Ordre Noveau, a nonkonformistami z Groupe Action Jeaunesse. Niezależnie od tego w roku 1973 dochodzi do delegalizacji Nowego Porządku, usunięcia jego członków z szeregów organizacji Le Pena oraz faktycznej utraty wpływów przez radykałów w tworzącej się partii narodowej.

 

Upadek niezależnej i radykalnej platformy politycznej jaką był Ordre Noveau nie spowodował zakończenia działalności bojowników spod znaku krzyża celtyckiego. Kolejne polityczne niepowodzenia decydują ostatecznie o całkowitej samodzielności Czarnych Szczurów i braku związków ze wszelkimi oficjalnymi ruchami narodowymi we Francji. GUD kontynuuje swój szlak bojowy bawiąc się stylem, prowokacją i przemocą. W roku 1981 ma mieć miejsce reforma egzaminacyjna na Uniwersytecie Assas. Przeciwko niej protestują organizacje nacjonalistyczne z Czarnymi Szczurami na czele. Manifestacje i rozruchy trwały do wieczora, aż przybyła policja, wtedy to walki przeniosły się na ulice i trwały kolejne kilka godzin. 27 kwietnia 1983 wybuchają kilkutysięczne protesty przeciwko socjalistycznej, egalitarnej reformie szkolnictwa wyższego. W ulicznych walkach prym wiodą oczywiście bojownicy z Assas. Ostatnią dużą bitwą z udziałem Czarnych Szczurów była akcja, która odbyła się 21 listopada 1986 roku. Związana była ona z protestami środowisk lewicowych przeciwko zniesieniu wspomnianej uprzednio socjalistycznej reformy. Działacze GUD wywiesili transparent na froncie wydziału prawa Assas „Nie strajkowi!”. Całe zdarzenie skończyło się kilkugodzinną bitwą przy użyciu pałek, kasków motocyklowych, rac, kamieni i koktajli Mołotowa. Sportowe wydarzenia Czarnych Szczurów w późniejszych latach opisał w swojej kronice William Gerles, jeden z działaczy GUD. Przykładowo, 8 października 1998 przy ulicy Vanguard odbywał się dzień otwarty ze stoiskami wszelkich organizacji studenckich działających na Uniwersytecie Assas. W okolicy wydarzenia znajdowało się jednak liceum słynne z anarchistycznych i trockistowskich sympatii uczniów i kadry nauczycielskiej (dyrektorem tego liceum był Gabriel Cohn-Bendit, brat znanego europejskiego lewaka i pedofila). Symbolika czerni oraz krzyż celtycki wywołały wściekłość grupie lewaków z powyższego liceum, która następnie postanowiła zaatakować znacznie mniej liczebnych GUD-owców broniących swojego stoiska. Trzydziestu uzbrojonych Czarnych Szczurów z łatwością przegnało czerwoną hołotę z powrotem do swoich piwnic wznosząc przy tym dumnie swoje hasło „Europa! Młodość! Rewolucja!”.
Takich akcji było zresztą znacznie więcej i zazwyczaj kończyły się bardzo niefortunnie dla bojówek lewicowych, anarchistycznych i syjonistycznych. Bojownicy GUD często wkraczali na teren trockistowskiego liceum, na spotkania lewackich grup studenckich, organizowali spontaniczne rajdy w poszukiwaniu pełzających ze swoimi plakatami anarchistów czy bronili nacjonalistycznych manifestacji przed atakami sfrustrowanych czerwonych. Działalność antykomunistyczna nie należy jednak do wyłącznego celu istnienia GUD. Bojownicy zwalczają również syjonizm oraz amerykański imperializm, a na ich szlaku bojowym znalazły się również kina puszczające wojenne filmy propagandowe jankesów czy libertariańskie księgarnie. Co ciekawe, w filmie hołdującym działalności lewackich bojówek „Antifa – Chasseurs de skins” nie znalazło się ani jedno wspomnienie o udanej konfrontacji anarchokomunistów z Czarnymi Szczurami.

 

Opisując historie Groupe Union Defense nie można pominąć ideologii przyświecającej bojownikom spod znaku krzyża celtyckiego. Czarne Szczury to organizacja młodzieżowa składająca się głównie z licealistów i studentów. W związku z tym nieodłącznymi jej elementami są cechy odpowiadające typowo duchowi młodości. Bojownicy GUD często określają się mianem „prawicowych anarchistów”. Wynika to z przyjęcia rewolucyjnej symboliki skrajnej lewicy – tj. koloru czarnego, zasłoniętych twarzy czy specyfiki działalności ulicznej oraz narodowo-radykalnej ideologii. Jednocześnie GUD jest organizacją o charakterze autonomicznym. Nie posiada oficjalnej hierarchii ani struktur. Jego aktywiści działają spontanicznie i bez podporządkowania kierownictwu politycznemu. Jak pisze Adam Gwiazda: Czarne Szczury nie posiadają jednolitego programu, stawiając przede wszystkim na aktywizm. Ich podstawowe hasła to „Europa! Młodość! Rewolucja!”, „Przyszłość należy do nas!”, „Rewolucja narodowa i socjalna!”, „Syjoniści mordercy – Amerykanie wspólnicy!”, a bojownicy GUD spytani o swoje inspiracje ideowe wskażą Evitę Peron, Che Guevare z krzyżem celtyckim na berecie, komunę paryską, Generała Pinocheta i jego stadiony, nacjonalizm arabski, Irlandzką Armię Republikańską, palestyńską Intifadę czy europejską krucjatę przeciwko bolszewizmowi. Dodatkowo, podstawowym aspektem w działalności GUD jest przemoc, która wynika z rewolucyjnego charakteru grupy. W trakcie swojego istnienia Czarne Szczury przeszły swoistą ewolucję ideową. Początkowo, grupa skupiała się głównie na oporowi wobec polityce centroprawicy, lewicowym akcjom ulicznym czy syjonizmowi i amerykańskiemu imperializmowi. Z czasem organizacja wykształciła złożoną ideologię zbliżoną do pozostałych grup europejskiej sceny narodowo-radykalnej, a do jej podstawowych pryncypiów należy rewolucyjny nacjonalizm, narodowy solidaryzm, antyglobalizm, sprzeciw wobec masowej imigracji oraz etnopluralizm. Ruch Czarnych Szczurów nie ma charakteru religijnego, w jego szeregach znajdują się katolicy, poganie i ateiści. Nie przeszkadza to jednak bojownikom uczestniczyć razem z katolickimi nacjonalistami w obchodach dnia Św. Joanny D'arc czy marszach broniących tradycyjnej rodziny. Pomimo indyferentnego charakteru religijnego grupa określa się jako broniąca chrześcijańskiego dziedzictwa swojego kraju. Przykładem reprezentowania takiego stanowiska były manifestacji przeciwko legalizacji homomałżeństw, w trakcie których ekshibicjonistki z Femenu postanowiły zaatakować uczestników marszu. Na ich nieszczęście chłopcy w czarnych kurtkach wzięli dosłownie ich skrajnie egalitarystyczne hasła i potraktowali je tak jak obchodzą się z anarchistami płci męskiej. Bardzo ważnym aspektem działalności GUD jest cykliczna manifestacja organizowana 9 maja każdego roku. Ma ona na celu upamiętnienie Sebastiena Deyzieu, zamordowanego przez policję bojownika Czarnych Szczurów, który zginął 7 maja 1994 w trakcie antyamerykańskiej manifestacji. Istotną role pełnią również akcje społeczne na rzecz ubogich Francuzów, których zwieńczeniem było założenie wzorowanego na włoskim Casa Pound centrum społecznego „Bastion Social”.

 

Groupe Union Defense, pomimo tego, że jest organizacją wyłamującą się schematom oraz rewolucyjną, posiada sztywny kanon stylu, który jest najważniejszym wyróżnikiem organizacji od pozostałych ruchów narodowo-radykalnych. Jednolity styl ma spajać ruch w duchu klanowym oraz podkreślać przynależność do awangardy francuskiego nacjonalizmu. Bojownicy GUD noszą czarne lub brązowe skórzane kurtki w stylu lotniczym i dżinsy. Sporadycznie pojawiają się również flyersy czy harringtonki. Dodatkowo, aby podkreślić rewolucyjny dandyzm pod kurtkami skryte są koszule eleganckich marek, koszulki polo lub czarne golfy. Na skórzanych pasach wiszą pałki teleskopowe oraz inne argumenty służące do debaty z lewactwem. Ogolone w stylu wojskowym głowy często ozdobione są motocyklowymi kaskami, szczególnie na manifestacjach i akcjach bezpośrednich, a twarze przykryte chustami w kolorze czarnym lub białym, czasem są to arafatki noszone na znak solidarności z palestyńskimi rewolucjonistami. Czarne Szczury na dłoniach noszą skórzane rękawiczki, zdarza się, że wzmacniane piachem albo innymi materiałami. W słoneczne dni bojownicy oglądają rzeczywistość zza przyciemnionych szkieł okularów marki Ray-ban, a na torsach pojawiają się koszulki z nacjonalistycznymi motywami. Rewolucyjna estetyka Groupe Union Defense to nie tylko ubiór. Podstawowym symbolem obok krzyża celtyckiego jest znak czarnego szczura, który gości na wszelkich grafikach czy plakatach organizacji oraz charakterystyczna czcionka i symbolika czerni. Wszystkie powyższe czynniki złożyły się na pewną subkulturę Czarnych Szczurów, która następnie zaadoptowana została przez inne grupy nacjonalistyczne we Francji, a także we Włoszech i Hiszpanii. Trudno nie dostrzec inspiracji GUD-owskich w CasaPoundItalia czy grupach autonomicznych nacjonalistów w całej Europie.

 

Współcześnie Groupe Union Defense funkcjonuje nadal i ma się dobrze, o czym świadczy jego obecność na wielu akcjach organizowanych przez francuskich nacjonalistów oraz podejmowanie własnych inicjatyw. Dziś GUD jest organizacją hierarchiczną posiadającą lokalnych liderów odpowiedzialnych za poszczególne działania. Aktywnie działa on przede wszystkim w Paryżu i Lyonie. Bojownicy tworzą periodyk „Le Rat Qui Rit” (fr. szczur się śmieje), organizują koncerty oraz akcje propagandowe. 27 sierpnia 2014 Czarne Szczury wydały komunikat solidaryzujący się z narodem ukraińskim przeciwko imperialnej agresji, wskazując przy tym na ważną rolę wspólnoty europejskiej rodziny narodów. Na początku października, wzorem włoskich ruchów nacjonalistycznych (co zrelacjonowałem w tekście podsumowującym pobyt w Rzymie, który ukazał się w Szturmie pt. „Szturmowiec w wiecznym mieście”) Czarne Szczury otworzyły lokal w Lyonie. Centrum społeczne pod nazwą „Le Pavillon Noir” w założeniu jest miejscem spotkań i wymiany poglądów francuskich nacjonalistów. W lokalu znajduje się bar z piwem, sala konferencyjna oraz miejsce na treningi sportowe. Największym rozmachem było jednak założenie „Bastion Social” - wzorowanego na CasaPound centrum społecznego w Lyonie. Podobnie jak pierwowzór, nacjonalistyczny skłot GUD ma służyć przede wszystkim solidaryzmowi społecznemu. Niestety, o utrzymanie lokalu toczy się walka z policją, która podejmuje próby trwałego usunięcia nacjonalistów z budynku. Nam pozostaje obserwacja sytuacji oraz nadzieja, że podobnie jak w wypadku włoskich kolegów, Francuzi utrzymają lokal, pomimo policyjnych inwazji.

 

Leon Zawada

 

Bibliografia:

1. Bogdan Kozieł: Radykalna Prawica we Francji (1958-1993). Nurt narodowo-rewolucyjny, http://www.nacjonalista.pl/2013/10/16/bogdan-koziel-radykalna-prawica-we-francji-1958-1993-nurt-narodowo-rewolucyjny/

2. Adam Gwiazda: Europa, Młodość, Rewolucja,

http://www.nacjonalista.pl/2010/05/17/europa-mlodosc-rewolucja/

3. Wiliam Gerles: GUD – kronika bojowa francuskich NR,

http://www.nacjonalista.pl/2016/04/13/william-gerles-gud-kronika-bojowa-francuskich-nr/

4. Film „Antifa – Chasseurs de skins”,

https://www.youtube.com/watch?v=EfDbTgb6uyc

5. Adam Gwiazda: GUD czyli krótki traktat o Czarnych Szczurach

http://www.nacjonalista.pl/2010/05/20/gud-czyli-krotki-traktat-o-czarnych-szczurach/

6. GUD – francuscy narodowi rewolucjoniści

http://www.nacjonalista.pl/2016/08/18/gud-francuscy-narodowi-rewolucjonisci/

7. GUD: Sebastien Deyzieu – Present!

http://www.nacjonalista.pl/2017/05/11/gud-sebastien-deyzieu-present/

8. Nacjonaliści na wielkiej manifestacji katolików w obronie rodziny

http://www.nacjonalista.pl/2013/01/17/nacjonalisci-na-wielkiej-manifestacji-katolikow-w-obronie-rodziny/

9. „Jesteśmy przedstawicielami młodzieży, która czerpie przyjemność z działania” – wywiad z Groupe Union Défense

http://autonom.pl/?p=1422

10. Francuscy nacjonaliści z GUD solidarni z Ukrainą

http://autonom.pl/?p=9585

11. „Le Pavillon Noir” - lokal narodowych rewolucjonistów z GUD

http://www.nacjonalista.pl/2016/10/20/le-pavillon-noir-lokal-narodowych-rewolucjonistow-z-gud/

12. Bastion Social: Nacjonaliści z GUD zajęli budynek na cele społeczne

http://www.nacjonalista.pl/2017/06/02/bastion-social-nacjonalisci-z-gud-zajeli-budynek-na-cele-spoleczne/

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:17

Miłosz Jezierski - "Festung Europa?"

Internet obiegła fala owacji dla Polski. Prawica europejska, amerykańska, nacjonaliści... nagle okazało się, ze nawet za Oceanem wszyscy wiedza gdzież leży kraj Polaków i jakie ma zasługi w historii. Chodzi oczywiście o odsiecz Wiedeńska. Polska jest na ustach wszystkich za sprawą powiedzenia STOP szaleńczej polityce migracyjnej zachodnich elit. YouTube obiegają migawki z Marszu Niepodległości, który bierze się mylnie za marsze antyimigracyjne, youtuberzy, a także i użytkownicy nie szczędzą komentarzy, deklarują... wyjazd i osiedlenie się Polsce, tudzież zarzekają się iż te wszystkie polish jokes to jakieś bzdury. Takiej polonomanii światowej, podobieństwa do młodopolskiej ludomanii wyraźne,nie obserwowano od dawna, a na pewno w erze internetu nigdy. Już nie jesteśmy jakimś tam postsowieckim kraikiem, nagle internauci odkryli, że Polska to kraj piękny, dość dobrze się rozwijający, a nawet zamieszkały przez ludność całkiem spokojnych, ciężko pracujących ”prawdziwych Europejczyków” i co najważniejsze... biały. Niebywałe!

Przemowa premier Szydło okrążyła kilkukrotnie internet, media głównego nurtu , wywołała kontrowersje w liberalnym światku, ale... setki tysięcy, a może i nawet miliony głosów zachwytu. Alt Right, dla którego Polska czy Węgry były jakimiś egzotycznymi punktami na mapie oporu wobec globalistów stała się nagle liderem regionu, ba nawet Twierdzą Europa. Co ważniejsze ten zachwyt zaczął udzielać się również u nas. O w końcu nas dostrzeżono, nasz trud, wysiłek, odwagę, nasz opór! I nie napisze, ze to złe zjawisko, dodam nawet, ze owszem wiatry wieją w dobrą stronę, jednak ten statek może obrać zły kurs i rozpędzony rozbić się o skały. Wraku raczej dzisiejsi kibice ratować nie będą, a od rozbitków odwrócą wzrok. Może czas na wiadro zimnej wody wylane na rozgrzane głowy.

 

Prawo wahadła

 

Wahadło ideowe, które odpowiada za przewagę jednej bądź drugiej strony sporu wyraźnie wychyliło się w nasza stronę za rządów PO i błędów popełnianych prze obóz liberalny, wolnorynkowy i proeuropejski. Aspirujący do odnalezienia swego miejsca jak i umocowania swych karier na europejskich salonach. Podczas gdy elity owe coraz bardziej odrywały się od suwerena i jego potrzeb, opór wobec ich pomysłów i idei narastał. Zrodził się tak naprawdę z buntu, ale skanalizował po prawej stronie. Duży wpływ miało na to środowisko nacjonalistyczne, ale meta-polityczny, prawdziwy potencjał wykorzystał kto inny. Jednak nie będę się w to wgłębiał. Tak czy siak na fali niezadowolenia wahadło owe przylepiło się jak na razie do prawej ściany, wręcz się w nią wbiło.

Środowisko narodowe natomiast nie kwapiło się do zdecydowanego ruchu by wahadło owe tam zabetonować, zatrzymać. Czasem odnosiło się wrażenie , iż liderzy zaczęli bać się narastającego radykalizmu i zasłaniając się realizmem, prawidłami politycznymi poczęto odpuszczać na rzecz umiarkowanych opcji. To samo dotyczyło kwestii imigrantów, pojawiły się dywagacje czy przypadkiem nie powinniśmy przyjąć np chrześcijan syryjskich. Gdy jednak w środowisku nacjonalistycznym zaczęło się wrzenie wokół etniczności przyjmowanych znalazły się tez głosy proponujące inkorporacyjny nacjonalizm obywatelski. Oś sporu podzieliła środowisko na etno i obywatelskich nacjonalistów. Ci drudzy zasłaniając się często historią i tradycją ruchu narodowego oraz a jakżeby inaczej katolicyzmem (choć i po drugiej stronie stoją twardo katolicy z okrzykiem Deus Vult na ustach, propagujący separatyzm rasowy) wpisanym w polskość i pojęcie narodu zdefiniowane kulturowo. Zupełnie omijając aspekt biologiczny. Stosując cytaty może i autorytetów, ale wyjęte z innej epoki, realiów geopolitycznych i kontekstu istniejących ówcześnie problemów, a tak w ogóle to kto powiedział, ze ci ludzie byli nieomylni w osądach?

Problem w tym, ze linia sporu nie jest proporcjonalna, zwolenników etnocentrycznego nacjonalizmu, łączącego w sobie zarówno aspekt rasowy jak i kulturowy jest zwyczajnie mniej. Za to pozytywni nacjonaliści, jak sami się nazywaja, idealnie trafiają w hasła umiarkowanej liberalnej prawicy. Tej fajnej, atrakcyjnej dla kazdego bezrefleksyjnego proprawicowego leminga. I czesto w narracje hierarchów kościelnych, którym powoli nie po drodze z 2000 letnim przesżło nauczaniem Kościoła. Tu dochodzimy do punktu smutnej refleksji iż... sytuacja w Polsce nie jest niczym nowym. Zachwyt publiczności internetowej może być krótkotrwały gdy okaże się, ze polska prawica równie dobrze będzie rozdawać paszporty kolorowym przybyszom, którzy nauczą swe dzieci wierszyka „Polak mały”, a do tego wykonają gest krzyża, a i jeszcze dobrze pokopią piłkę czy obija ryj jakiemuś zawodnikowi MMA, boksu pod biało-czerwoną.

Smutna konstatacja polskiego ruchu nacjonalistycznego jest taka, iż stoi on w tym momencie z rozpakowanym potencjałem, na rozdrożu, nie wiedząc, w którą stronę pójść, ani tym bardziej jak do poruszania się po tej drodze ów paliwo z tegoż potencjału wykorzystać. Podobnie jak kraje Europy zachodniej w l 70 i 80. Przypomnę, iż w UK również robiono wielkie antyimigracyjne marsze, we Włoszech ołowiem koszono przeciwników politycznych, w Irlandii wybuchały bomby, a kolorowy przybysz w Szwecji mógł spodziewać się rychłego podłożenia ognia pod centrum azylowe i pobicia przez skinheadów. Brzmi znajomo? No co prawda u nas polski nacjonalista bomb nie podkłada, do lewaków nie strzela, ale już ktoś o ciemniejszym pigmencie może poczuć się zagrożony. Problem w tym, ze tych ciemniejszych przybywa z dnia na dzień i to wcale nie uchodźców z Syrii, ale zwyczajnie studentów, sportowców, czeczeńskich migrantów. W centrach dużych miast spotkanie w Polsce kogoś z krajów MENA też nie wydaje się wielka egzotyka. I tu uwaga.... Europa Zachodnia też zaczynała od jednostek, małych grup, rodzin pracowników. Nic wielkiego. Argumentowano to niską populacja i oczywiście zapotrzebowaniem na tania siłę robocza, którą na szczęście bądź nie, zastąpili na jakiś czas w Polsce Ukraińcy.

Pragnę przypomnieć, że autostrady jednak budowane były przy udziale pracowników z Zakaukazia, albo i dalszej części Azji. Apetyt polskich, mało innowacyjnych przedsiębiorców na tania siłę robocza jest nienasycony. Z chwila gdy Ukraińcy dostali wizy do UE można spodziewać się odpływu i to rychłego tych, którzy poznali polski rynek, zdobyli tu jakieś doświadczenie i kwalifikacje oraz stosowne papiery na wykonywanie tego czy innego zawodu tak bardzo potrzebnego w krajach bogatszych. Co wtedy zrobią przedsiębiorcy gdy UE wciska nam uchodźców, których trzeba zagospodarować? Tylko czekać na fundusze pomocowe i granty dla biznesmenów, którzy będą kuszeni nimi w zamian za zatrudnienie uchodźców i ich dostosowywanie do europejskich norm. Jak wtedy zachowa się ich silne przecież lobby w Polsce? Mam wątpliwości co do „stania na straży Rzeczpospolitej do samego końca, ich lub jej”.

 

Wahadło drży

 

Wracając do wbitego w prawą ścianę sceny politycznej naszego wahadełka, odczuwa już lekkie drgania. O ile przetrwało samo-ośmieszający się KOD i opozycje totalną, której w sumie nie trzeba pomagać w kompromitacji, to wyrosło na lewicy nowe zagrożenie. Partia Razem, RSS, inicjatywy anarchistyczne. Jednak największym zagrożeniem jest to pierwsze. Lewica po klęsce mainstreamu zaczęła i to z powodzeniem budować ruch oddolny. Oczywiście nadal ma kupę sponsorów i grantów mimo odcięcia od rządowej kroplówki. Jest przez to dla nas groźna. Owszem można cieszyć się ze zwycięstw z osłabiona na ulicach Antifa, jednak to nie oni są niebezpieczni. Anarchiści w Polsce to pomyłka. To zero. Przyszłość może, a i pewnie będzie należeć do młodych wilków lewicy.

Zandberg i spółka nie próżnują, odpuścili sobie na dłuższą metę, mimo iż okazyjnie akcentują, tematy obyczajowe. Co prawda stopowani są też przez próby forsowania polityki pro imigracyjnej. Jeżeli jednak zrozumieją , iż ten akcent można odłożyć w czasie to zdobędą przewagę. Już dziś mówią o zagrożeniu radykalnym islamem, próbując dzielić jak i prawica imigrantów na dobrych i złych, czyli wpisują się sprytnie w narracje umiarkowanych konserwatystów, co może trafiać do mas. Oprócz kilku historycznych czy pro imigracyjnych prowokacji wykonują świetną robotę prospołeczna. Nie zapominajmy, ze Polacy oprócz emocji glosują tez portfelem, a że te pierwsze wynikają często z braku kotleta... PiS zdobył władze na tym samym. Póki programy socjalne Kaczyńskiego się sprawdzają dopóty Razem będzie budować sobie front. I punktować rząd przy innych okazjach w gruncie rzeczy podmywając tradycjonalistyczny przekaz, który zresztą strona rzadową skutecznie de-konstruuje. W końcu zostaniemy na polu przerzucania się argumentami czysto ekonomicznymi, a te po klęsce neoliberalnych rozwiązań, która już oficjalnie zauważamy staną się dominujące.

Co zostanie po rozbiciu miałkich i skompromitowanych przez rząd postulatów obyczajowych i zrekonstruowanych oraz przemielonych przez lewicowa narracje, która z czasem zacznie narastać? Nic. A na polu rozwiązań prospołecznych w państwie, które zaczyna właśnie swój marsz do wyrównania poziomu życia swych obywateli Razem ni będzie miało sobie równych. Zresztą już dziś zbierają sympatie prostych ludzi działając społecznie, wspierając i nagłaśniając strajki oraz eksmisje. A co robią nacjonaliści? Jak zwykle w głębokiej defensywie, gdy ktoś rzuci pomysł dołączenia do strajku zaraz znajda miliony powodów, dlaczego się to nie uda i czemu należy zrobić kolejny marsz ku czci Wyklętych.
Polska lewica znajduje się również w l 60 ubiegłego wieku. Rządy prawicy doprowadziły w końcu do rewolucji studenckich. A gdzie indziej jak nie na uniwersytetach działa Razem? Podobnie jak tam narastały napięcia kulturowo-ekonomiczne. Szczęściem te drugie, jak na razie, ale tylko na razie zostały zażegnane. Na jak długo? Nie wiadomo, ale wahadełko zaczęło drżeć i wysuwać ze ściany.

 

Teoria upadku

 

Polscy nacjonaliści w większości uważają, iż upadek Zachodu będzie na rękę centralnej i wschodniej Europie. Snują wszelakie fantastyczne wizje takowej katastrofy od postapookaliptycznych miraży rodem z filmowego Mad Maxa do powstania olbrzymiego kalifatu, albo zapaści ekonomiczno-społecznej i sprowadzenie tych krajów do poziomu afrykańskiego Trzeciego Świata. Z plemionami murzyńskimi biegającymi w ruinach metropolii wyrzynającymi się nawzajem. Co prawda można brać pod uwagę takie warianty, jednak „upadek” będzie zapewne mniej spektakularny, ale za to groźniejszy w skutkach.
Otóż wszelkie resentymenty narodowe, tradycjonalistyczne i inne będące spoiwem zachodnich społeczeństw przez setki lat, albo i dłużej znikną. Zniknie tama dla sączącego się zewsząd liberalnego jadu. Zniknie wewnętrzny opór, znikną wątpliwości i wątpiący. Liberalizm i kulturowy marksizm ustanawiając hegemonię ideową w sojuszu z wielkim kapitałem posiadającym już wtedy nieograniczona władze i marionetkowy rząd dokona ekspansji z pełną mocą, wszelkimi środkami i surowcami na kraje, które uznawano za naturalne kolonie podwykonawcze. Jak Polska właśnie, które wraz z innymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej się buntuje.
Elity zachodnie schowane w bezpiecznych strefach, odcięte od gett, w których może i rzeczywiście warunki multikulti raju zejdą do trzecioświatowych nadal będą potężne, a i pewnie znaczniej niż teraz. W tym momencie przykład Polski jest dla nich pewnym niebezpiecznym precedensem. Ludzie zachodu widząc, iż kraje Wschodu się buntują mogą poczuć się pewniejsi w swoich przekonaniach. Oczywiście mówimy o szeroko pojętej prawicy i nacjonalistach. Zresztą widząc przepychanki internetowe i role jaką w tym pełni Polska, Węgry et consortes można odczytać , iż dla elit Zachodu i ich paranoicznych reakcji jesteśmy zagrożeniem.

Zastanówmy się więc kogo będą wspierać, jaka opcja może liczyć na finansowanie, jakie media i jakie potęgi staną po stronie przyszłych polskich proeuropejskich „antyfaszystów”? Partii razem, pozostałości po KOD, jakiejś hybrydzie liberalnych partii? Marazm opozycji nie potrwa długo. Ktoś w końcu wykorzysta i skonsoliduje to środowisko. Ja stawiam na Razem.

W każdym razie czekanie na upadek Zachodu, równa się z oddaniem pola dla sił, które będą wspierać wewnętrznego wroga. Liberałowie i lewica mają większą zdolność do międzynarodowej konsolidacji. W tym przypadku szowinizm, budowanie międzynarodowych napięć i życzenia śmierci krajom i narodom Zachodnim jawi się jako dziecinna i prostacka krótkowzroczność, a nie „endecki realizm”, tak bardzo omawiany w przysłowiowych barach mlecznych.

 

Co robić?

 

Nie zasiedzieć się w miejscu, dynamizm sytuacji, tykanie wahadła ideowego, nie działa na naszą korzyśc. PO wygranej PiS mamy możliwość szerszej działalności, system stał się mniej uciążliwy. Po pierwsze akcje bezpośrednie. Przemoc polityczna nie jest zła, jesteśmy w sytuacji, gdy to młode pokolenie jest zafascynowane sztukami walki, przywiązane do tradycyjnych wartości, a wobec problemu uchodźców nastawione konfrontacyjnie. Często słyszy się głosy w środowisku, że dla ofiar opinia publiczna jest bardziej wyrozumiała. Tak, ale nie w młodym skorym do buntu pokoleniu. A one jest celem naszych starań. Stworzenie nowego człowieka, wojowniczego i gotowego do poświeceń, a nie tchórza, który chce płakać do kamery, ze każdy go bije. Ofiary losu. Tak więc szerzenie strachu w szeregach przeciwnika, który może być zagrożeniem dla nas i kolejnych pokoleń oraz zwalczanie jego aktywności na ulicy jest czymś zwyczajnie... realistycznym. Oni muszą się bać działać.

Łatka chuligana i troglodyty może być łatwo przypięta przy stosowaniu powyższych metod. Musimy dać alternatywę. Lewica daje ją w postaci działalności prospołecznej. Same akcje charytatywne nie wystarczą. Robimy je z doskoku, nie am w tym rutyny i powtarzalności. Partyzantka. Proponowałem kiedyś otworzenie małego lokalu, albo zorganizowanie spotkań z prawnikiem obeznanym w prawie pracy, cywilnym z ludźmi wykluczonymi, mającymi problemy w zakładach, z komornikiem, wynajętym lub komunalnym mieszkaniem. Nie musi to być stałe biuro, nie stać nas na to, ale takie spotkanie raz w miesiącu dla kilku osób na początek, plus akcja ulotkowa pod zakładami pracy np. informująca o takim spotkaniu może przynieść ciekawe efekty. Poszerzenie wiedzy o rynku pracy, prawach pracowniczych i wejście w świat ludzi z realnymi problemami o wiele głębiej niż tylko teoretycznie.

Współpraca z nacjonalistami z innych krajów, konsolidacja przy zwalczaniu lewactwa, nie od dziś wiadomo, ze nasi przeciwnicy ze sobą ściśle współpracują. Informują służby o wydarzeniach, koncertach, siebie nawzajem o przemieszczających się grupach nacjonalistów. W czasach zglobalizowanego porządku paneuropejskie ruchy są zwyczajną ewolucja poglądów nacjonalistycznych. Nie pisze o identytarystycznym koncepcie Imperivum i wyparciu się tożsamości narodowej, zwłaszcza, ze nie jesteśmy popychani do tego jak narody Zachodu. Jednak o szerokim międzynarodowym froncie zwalczania liberalnego wirusa. Wspólne treningi, marsze, wspieranie się w akcjach i wymiana doświadczeń. Owszem nie będzie to w smak oldskulowym nacjonalistom szukającym zwady o historię, pamiętajmy jednak, ze nasi przeciwnicy takowych nie prowadzą.

Zamiast tępej propagandy doby kryzysu imigracyjnego musimy zacząć sprzedawać skonkretyzowana i oczywiście przeznaczona dla mas narrację. Islamizacja Europy to dobry straszak na początek, ale też pułapka, gdyż Polacy zaczną robić wyjątek animistom, chrześcijanom z Konga, Nigerii, hindusom itd. Zalewa nas fala nie islamska, ale trzecioświatowa. Obcych etnosów, obcej identyfikacji cywilizacyjnej. Idzie po wypracowane przez nas bogactwo. To nie ekspansja religii Proroka, to wędrówka ludów. Ludów całkowicie nam obcych, które nie posiadają z nami żadnych wspólnych więzi, a interesują ich kwestie materialne. Czy mamy coś do Bośniaków, którzy mimo iż są muzułmanami nadal są jednak Europejczykami, Słowianami w pełnym tego słowa znaczeniu. To nie religia pełni tu role, ale rasowa autoidentyfikacji nowych przybyszy, zmiana populacji i zbarbaryzowanie naszego świata oraz surowcowe i materialne wyniszczenie, nie mówiąc o kulturowym. Musimy przestawiać tor propagandy z antyislamskiego na... antytrzecioświatowy. To nie meczety są zagrożeniem, ale getta i masa kolorowej biedoty gotowej do radykalizacji, rozszerzania się stref kryminogennych i wyjałowienia kulturowego. Europy nie trzeba ubogacać kulturowo, za to można ja w ten sposób wyniszczyć.
To jest dobry okres na wypracowanie systemu immunologicznego dotyczącego imigracji i reakcji na obcych. Zrozumiałe są napiecia co do imigracji ukraińskiej. Kwestie ekonomiczne są bezsporne, w większość zjawisko jest dla Polaków negatywne. Jednak nacjonaliści ukraińscy są w tej kwestii z nami zgodni. Kolejna sprawa to porównanie Ukraińców do trzecioświatowej kolorowej hordy. To się po prostu nie klei. I nie sprzedaje. Jest również intelektualnym oszustwem. O ile w kwestii ukraińskiej należy podnosić kwestie ekonomiczne jak np. żądanie wyrównania płac i dostarczania umów, o tyle w kwestii kolorowych najeźdźców należy mówić stop i.. proponować każdy akt zdecydowanego oporu i gwałtownych reakcji czego przykład mieliśmy po incydencie w Ełku. Wiele można zarzucić tzw Sebixom niszczącym kebab, ale to iż system immunologiczny zadziałał jak powinien nie negujmy. Takie sytuacje są pożądane. Nagłaśnianie ich sprawi, iż przybysze może zaczną unikać naszego kraju, a tez i młodzież stanie się odważniejsza przy próbie konfrontacji i zdecydowana stawić opór nie tylko w internecie, jak czynią to np. Szwedzi, ale na ulicy co już jest groźniejszym pomrukiem i oznaka społecznego gniewu.
Paradoksalnie po klęsce RN nadal istnieje silny potencjał do zbudowania radykalnej siły nacjonalistycznej, kryzys uchodźczy, rządy bez Lewicy w parlamencie i moda na ganianie lewaków mimo iż powierzchowna dają szerokie pole do popisu. Nadal należy wykorzystać Marsz Niepodległości do stworzenia swojego bloku i propagowania nacjonalizmu bezkompromisowego w odróżnieniu od |nacjonalizmu pozytywnego”.. Musimy też wyjść z piwnicy „kumaterskości” i zacząć oswajać ze sobą normików, uprościć przekaz, stworzyć nawet jakieś pismo ABC radykała, rozdawane na Marszu i wpływać metapolitycznie. Tu dobrymi inicjatywami są Projekt Wypad, First to Fight itd. Promowanie swoich sportowców, blogów podróżniczych i inicjatyw społecznych wychodzących ze środowiska, ale nie będących ściśle politycznymi mogą wywrzeć niezły rezonans wśród normików prawicowców. W Polsce mamy modę na sport, podróżowanie, sporty ekstremalne. Zal tego nie wykorzystać, jeżeli nie zrobimy tego my to z pewnością nasi przeciwnicy się za to wezmą. I to może być nasz koniec. Gdy obecny rząd się skompromituje jak PO, pewnie w następnej kadencji a wahadło odbije to może być koniec naszego ruchu, gdyż nasi przeciwnicy mogą powrócić do władzy w zradykalizowanej formie, a nieudacznicy z ABW za wujaszka Tuska okażą się tylko drobna zawadą…

 

Miłosz Jezierski

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:17

Michał Walkowski - "Szturmowcy idą pierwsi"

Mając wieść nacjonalistów do intelektualnych (czasem nie tylko) starć z naszymi oponentami, a przynajmniej w jakiejś mierze roszcząc sobie do tego prawo, nasze pismo musi mieć solidne fundamenty ideologiczne. Wątpię, by znalazł się ktoś poważny, kto zaprzeczy, iż nasze starania do budowy owego gruntu są marne. Nie mam jednak na celu przytaczać tutaj szczegółów dotyczących naszych dotychczasowych osiągnięć, bo przypominają o nich często w razie różnorodnych potrzeb nasi redaktorzy. Zawsze staramy się patrzeć w kierunku przyszłości. Myśląc o tym wiedzeniu należy pamiętać, że powinno mieć ono charakter teoretyczny, choć nie bez przełożenia na sferę działań. Niektórzy wobec zagadnienia roli filozofów w myśli Marksa stawiają tezę, iż to on ufundował podwaliny pod teorię o konieczności zaangażowania myślicieli w kwestie polityczno-społeczne. O ile owa teoria faktycznie może mieć sens, tak marksiści (szczególnie ci kulturowi) mylą się w swoich sądach. Źródła koncepcji „aktywnych ideologów” sięgają aż starożytności. Już Platon, jeśli nie wcześniejsi filozofowie, których pisma zachowały się w szczątkach, twierdzili, że takie zaangażowanie jest wybitnie pożądane. Teoria ustroju państwowego z podziałem na trzy główne klasy – wytwórców, żołnierzy oraz rządzących filozofów – może i była utopią, ale można ją traktować w sposób symboliczny lub przynajmniej jako niedościgniony ideał. Z pewnością najwybitniejszy z uczniów Sokratesa tym sposobem wykazał, iż zaangażowanie osób kompetentnych w swoich dziedzinach musi być łączone z odpowiednim miejscem w hierarchii społecznej. W tym szerokim kontekście nawet teorie ustrojowe polskiego RNR „Falanga” zaczynają przypominać w jakiejś mierze platońskie państwo idealne. Zaangażowanie ideologów jest więc bardzo pożądane i stanowi – jak mniemam – jeden z filozoficznych fundamentów Europy. Żeby zdać sobie sprawę z tego faktu wystarczy rozejrzeć się dookoła i zaobserwować, że w obecnej rzeczywistości wyrosłej na kanwie ideologii liberalnych – szczególnie w debacie publicznej – brakuje osób z kompetencjami, które są w stanie dokonywać trafnych analiz, a nie posługują się spłyconymi ogólnikami, czy hasłami oraz tych krytycznych w zdrowym sensie, więc takich które swoją krytykę popierają stosownie dobranymi racjami i argumentami, a nie zajmują się krytykowaniem wszystkiego, co nie jest zgodne z ich światopoglądem. Chcemy być ludźmi kompetentnymi. Nacjonalista musi być kompetentny. Szturmowiec musi być kompetentny. Na koniec tej części warto dodać, iż pojęcia „filozof”, „myśliciel” oraz „ideolog” traktuję jako ze sobą tożsame. Miłośnik mądrości powinien być osobą refleksyjną i potrafiącą coś ze swoją wiedzą zrobić (powinien być myślicielem), a jeśli chce coś z nią czynić, to tylko poprzez porządkowanie idei, którym to zajęciem trudni się ideolog.

Mamy więc wieść. W jakim sensie? Pragniemy – jak to już zostało zaznaczone w poprzedniej części – budować solidne podwaliny intelektualne dla ruchu nacjonalistycznego w Polsce. Oznacza to, że będziemy wykonywać swoją pracę jeszcze staranniej i dzięki temu – miejmy nadzieję – jeszcze skuteczniej. Wiąże się to przede wszystkim z tym, iż chcielibyśmy poszerzyć zakres swojego oddziaływania poprawiając jeszcze bardziej jakość tego, co proponujemy Czytelnikom, zaznaczając swoją obecność w jeszcze większej ilości mediów, czy nawet angażując nowe osoby w nasze dzieło. Walka toczy się nieustannie. My chcemy być do niej przygotowani i pomagać w przygotowaniach innym. Nie jest to jednak niezdrowy patos, ani nawet płytkie, wyświechtane hasełko. To stwierdzenie faktu – jakkolwiek pysznie by to nie brzmiało. Od początków historii mamy do czynienia ze starciami wrogich obozów politycznych. Z tego rodzaju starć dialektycznych zawsze wychodził tylko jeden wygrany. Jesteśmy przekonani, że przyszłość Polski i Europy wciąż pozostaje w rękach nacjonalistów. Musimy wykorzystać tę szansę. Nasi przeciwnicy twierdzą obserwując nas, iż „budzą się dawne demony”. My jednak stoimy na straży tożsamości zbiorowych – tożsamości rodziny, narodu, czy wspólnoty narodów w obrębie cywilizacji europejskiej. Należy również dostrzec, iż to dzięki ich działalności Europa gnije, a owe zepsucie zaczyna docierać również do Polski. Są tego świadomi. Zgnuśnienie społeczeństw, ich degeneracja moralna, czy upadek wartości – te zjawiska nie mają miejsca przez przypadek. Teorie spiskowe w dużej mierze warto pozostawić tzw. szurom. Wiele pisano w obrębie środowiska narodowego na temat przyczyn, czy charakteru powyższych procesów, które trawią Europę. Nie mniej – warto o tym przypominać. Równie ważnym elementem tego boju jest identyfikacja oraz poznanie wrogów. Zdaje się, że oni zdają sobie z tego sprawę. Tworzą strony i wiadomości skierowane bezpośrednio przeciwko nam (niekiedy fabrykując lub naciągając fakty) i dochodzi do coraz częstszych starć, konfrontacji, ale nie można zapomnieć też o rzeczy kluczowej – oni w dużej mierze swoją pracę ideologiczną wykonują skuteczniej od nas. Ubierają straszne idee w pojęcia, które pierwotnie znaczyły coś zupełnie odmiennego. Są też dobrze zorganizowani. Kim oni są? KOD, „Krytyka Polityczna”, „Gazeta Wyborcza”? Te szyldy nie wyczerpują nawet w połowie zakresu ich oddziaływań. Osobom z naszego środowiska, które próbują rozważać „Kto za tym wszystkim stoi?” życzę powodzenia. Ten fragment nie miał charakteru oświecenia Czytelników odnośnie masońskich korzeni zła, które serwują nam liberalne media, organizacje antyfaszystowskie, czy inne grupy stojące w opozycji do nas – nacjonalistów. Ukazuje on jedynie pewien niewielki względem całości zakres wpływów środowisk przeciwnych polskiemu, czy – szerzej – ruchowi narodowemu. Jest kilka kwestii, które powinny nas przeciwko nim jednoczyć. Wymienię i opiszę jedynie tę, którą uznaję za najbardziej kluczową. Jest nią brak negacji obiektywności prawdy. Dlaczego to takie istotne? Nie znam środowiska nacjonalistycznego, które by tej wartości zaprzeczało. Jest ona równocześnie fundamentalną regułą europejskiej filozofii. Relatywizacja prawdy lub zaprzeczanie jej prowadzi do wielu wybitnie negatywnych konsekwencji – nie tylko ontologicznych, logicznych lub epistemologicznych. Przede wszystkim – społeczno-politycznym. Bo skoro nie wiemy lub nie jesteśmy w stanie poznać to, czym jest prawda, to na jakiej podstawie mielibyśmy budować systemy ustrojowe? Na jakiej podstawie moglibyśmy oddzielić dobro od zła? Nasze przekonanie o istnieniu prawdy (i to – co ważne – prawdy obiektywnej) nie prowadzi nas bynajmniej do tego, że tylko my ją znamy. Przynajmniej tak być nie powinno. Nacjonalistyczny filozof musi zachowywać pokorę wobec wiedzy drugiego człowieka, ale przede wszystkim wobec złożoności rzeczywistości. Wydaje się, że wiele współczesnych autorytetów (nawet tych naukowych) niestety nie podąża tą drogą. Czas to zmienić.

Musimy wieść, bo kto to zrobi za nas? Jako osoby starające się zachowywać wysoką świadomość nie możemy dopuścić do dalszej dekonstrukcji Europy i Polski. Zachowajmy wiarę w to, że przyszłość należy do nas. To quasi-wezwanie do boju, epicka oraz wzniosła momentami deklaracja dalszej wojny niech nas tylko motywuje. Będziemy dalej brnąć w bój kierowani duchem estetyki nacjonalistycznej, rewolucyjnej, szturmowej!

 

Michał Walkowski

Arthur Griffith wydaje się być zapomnianą postacią w irlandzkiej historii najnowszej. Wpisuje się on nie tylko w nurt irlandzkiego nacjonalizmu i republikanizmu, ale również tradycjonalizmu oraz monarchizmu. Początkowo był sympatykiem autonomii dla Irlandii w ramach monarchii brytyjskiej (tzw. zasada „Home Rule” - „Rządy Krajowe”). Na przestrzeni lat wyznawane przez niego wartości „dojrzewały”. Jego idee polityczne ewoluowały w stronę irlandzkiego republikanizmu, nacjonalizmu i dążeniu do niepodległości dla swojej ojczyzny. W tym podejściu widać życiowy pragmatyzm, jednak zawsze na rzecz Irlandii. Życiorys tego człowieka podzielić trzeba na dwa główne okresy. Pierwszy z nich związany będzie z wcześniej wspomnianą ideą monarchizmu i autonomii (1871-1917), natomiast drugi z republikanizmem i walką o suwerenność ojczyzny (1917-1922).

A. Griffith przyszedł na świat dnia 31 marca 1871 r., w Dublinie. Uznaje się, że jego start w polityce rozpoczął się od przynależności do Ligii Gaelickiej. Działalność naszego bohatera przed utworzeniem partii Sinn Fein („My Sami”) charakteryzowała się np. bojkotowaniem produktów brytyjskich i konsumentów kupujących „obce rzeczy”. Oprócz tego szykanował on osoby, które nie kupowały irlandzkich wytworów rzemieślniczych i rolniczych. Obydwa te zachowania można określić mianem biernego oporu o wartości narodowe. A. Griffith w tym okresie nawoływał również do kulturowego powrotu do „spuścizny przodków”. Chodzi dokładnie o posługiwanie się językiem irlandzkim w codziennej mowie i w sztuce. Podobny pogląd wyznawał wspomniany w ramach Szturmu - Patrick Pearse.

W 1905 r. A. Griffith założył partię Sinn Fein. Wdrażała ona jego program polityczny. Główny z postulatów polegał na utworzeniu monarchistycznej unii personalnej pomiędzy Irlandią, a Wielką Brytanią. Irlandia według tych planów miała posiadać autonomię i stać się równorzędną prawną częścią w ramach Imperium Brytyjskiego. Powstałaby tzw. „monarchia brytyjsko-irlandzka”. Skąd zaczerpnięto pomysł? A. Griffith interesował się uzyskaniem autonomii przez Węgrów w ramach habsburskiej CK-monarchii. Podobnej autonomii chciał w Irlandii. Poglądy na ten temat spisał w publikacji „Resurrection of Hungary”. A. Griffith wdrożył też drugi postulat partii - wycofanie irlandzkich posłów z Westminsteru i utworzenie tzw. Irlandzkiej Rady Narodowej.

Przed pierwszą wojną światową A. Griffith przeciwstawiał się wszelkim aktom rewolucyjnym w Irlandii. Potępił on m.in. robotniczy Lokaut z 1913 r. Odrzucał też zrywy narodowe. Uważał takie metody za złe ku uzyskania niepodległości. (Dla porównania - przed pierwszą wojną światową, ten sam pogląd „anty-rewolucyjny” i „anty-powstańczy” widać było np. pośród polskiej endecji z Królestwa Polskiego z Romanem Dmowskim na czele). A. Griffith pomagał również w tworzeniu innych organizacji pro-narodowych i pro-patriotycznych. Wymienić tu warto dwie: organizacje kobiet „Córy Irlandii” i harcerstwo „Na Fianna”. (Kierowała nimi wspomniana w ramach Szturmu - Konstancja Markiewicz). Nasz bohater stał się również wydawcą tygodnika „United Irishman” w latach 1899-1906.

Podczas I wojny światowej doszło do Powstania Wielkanocnego. (24-30 kwietnia 1916 r.). A. Griffith oficjalnie je potępiał. Negatywny stosunek do zrywu nie pomógł mu podczas aresztowania. Brytyjczycy argumentowali to tym, iż jako przewodniczący partii Sinn Fein miał wpływ na owe „wypadki”. Mało tego brytyjska generalicja w rozkazach błędnie określała „buntowników” wymiennym sformułowaniem „Sinn Feinersi”. A. Griffith z rebelią nie miał nic wspólnego. Nie wspierał jej ani ideowo ani finansowo. Dlaczego doszło do jego aresztowania? Trzeba w tym miejscu sprostowania dla czytelnika. Brytyjczycy źle zanalizowali sytuację. Sinn Fein nie wspierało insurekcji finansowo, zbrojnie ani ideowo. W tym czasie owa partia walczyła o autonomię i utworzenie monarchii brytyjsko-irlandzkiej, a powstańcy walczyli o pełną suwerenność w imię wartości republikańskich. Widać tutaj ideologiczną sprzeczność. Oprócz tego Powstanie Wielkanocne wywołało dobrze zakonspirowane i nierozpracowane, działające w ukryciu, Irlandzkie Bractwo Republikańskie.

Po Powstaniu Wielkanocnym A. Griffith został osadzony w obozie przejściowym. Znaleźli się w nim także walczący podczas wspomnianej rebelii np. Michael Collins i Eamon de Valera. Najprawdopodobniej ten okres więzienia wpłynął na zmianę światopoglądową A. Griffith’a. Chodzi dokładnie o zmianę ideologiczną z monarchizmu i autonomii ku republikanizmowi irlandzkiemu i pełnej niepodległości dla swojej ojczyzny. Widząc niedolę swoich pobratymców w pewnym stopniu się radykalizował. Tą nową postawę widać było w jego zachowaniu. Podam dwa przykłady. Pierwszy to potępienie rozstrzeliwań liderów Powstania Wielkanocnego. (Maj 1916 r.) Drugi to przeciwstawienie się przymusowemu wcielaniu Irlandczyków do armii brytyjskiej (wcześniej wstępowali oni jako ochotnicy), którzy mieli być wykorzystani do wojny przeciw państwom centralnym. (Marzec 1918 r.).

Sytuacja w latach 1916-1918 była znamienna w skutkach, a najbardziej dosadny w tych zmianach był rok 1917. W wyniku głosowania partyjnego A. Griffith stracił przewodnictwo w Sinn Fein. Przywództwo przejął E. de Valera. W konsekwencji spowodowało to zbudowanie nowego zaplecza politycznego i świeżości w szeregach partii na nadchodzące wybory. Sinn Fein i sam A. Griffith przestali żądać od Wielkiej Brytanii autonomii, rządów krajowych i tworzenie monarchii brytyjsko-irlandzkiej na wzór CK monarchii. Poglądy te przeszły do lamusa i śmietnika historii. Liczyła się już niepodległość Irlandii w formie republiki. Nie zmienił się jednak pogląd Sinn Fein w kwestii wycofania irlandzkich posłów z Westminsteru i utworzenia tzw. Irlandzkiej Rady Narodowej. Zrealizowano go 21 stycznia 1919 r. Tego dnia, 25-ciu członków Sinn Fein, wybranych w demokratycznych brytyjskich wyborach do Westminsteru, przeniosło się do Dublina i utworzyło „Dail Eireann” - pierwszy niezależny irlandzki parlament. Z irlandzkiego niezależnego sejmu powstał Rząd Narodowy, w którym A. Griffith zyskał stanowisko wiceprezydenta oraz ministra spraw wewnętrznych. Podczas nieobecności przewodniczącego rządu E. de Valery, faktyczną władzę przejmował A. Griffith i M. Collins. Trwało tak praktycznie przez cały okres wojny anglo-irlandzkiej. (1919-1921).

Na czym polegała praca A. Griffith’a w tym rządzie? Dla przykładu jako minister spraw wewnętrznych utworzył on eksperymentalnie „podziemne republikańskie sądownictwo” ze specjalną „podziemną policją”. Nie był on do końca przekonany do tego pomysłu. Siły te działały od 15 kwietnia do 8 czerwca 1920 r. Szacuje się, że w wyniku tej działalności aresztowano 84 osoby. Warto wspomnieć, że doszło też do aresztowania A. Griffith’a . (Listopad 1920 r.) Pomimo tego pracował on dalej zza więziennych brytyjskich krat. Wysyłał on drogą konspiracji polecenia dla rządu Podziemnej Republiki Irlandzkiej.

A. Griffith odegrał ważną rolę w rozmowach dyplomatycznych po wojnie anglo-irlandzkiej. Został on wysłany do Londynu w delegację dyplomatyczną wraz z wcześniej wspomnianym M. Collins’em. 6 grudnia 1921 r. podpisali oni dokument, który przeszedł do historii jako „Treaty 1921”. Tak jak opisywałem to w „Dziejach Irlandzkiego nacjonalizmu cz. 3” delegacja irlandzka została przymuszona do podpisania dokumentu przez brytyjczyków. Grożono Irlandii wojną o charakterze totalnym, jeśli wysłannicy Dail Eireann nie zgodzą się na ustalone warunki czyli m.in. na: podział kraju na część północną i południową; państwowość w formie dominium jaką miała np. Kanada. Swoje postępowanie argumentowali tym, że trzeba było pójść na ugodę, podpisać traktat, wykorzystać najbliższe lata na odbudowę kraju, aby mieć w przyszłości zaplecze zbrojne do kontynuowania walki o pełną suwerenność kraju. Ponadto A. Griffith wierzył w to, iż utworzona komisja graniczna uzna Ulsterskie państewko w Północnej Irlandii za nierealne do utrzymania w przyszłości. Niestety intencje A. Griffith’a i M. Collins’a zostały źle odebrane w ojczyźnie, co w konsekwencji wywołało wojnę domową w Irlandii w latach 1922-1923. Za jej początek uznać trzeba zdarzenia, które miały miejsce podczas głosowania za przyjęciem/nie przyjęciem „Treaty 1921” w irlandzkim parlamencie. (Styczeń 1922 r.). Gdy wynik głosowania wygrała strona za przyjęciem dokumentu, E. de Valera z mównicy przekazał, że nie będzie pełnił roli prezydenta „Wolnego Państwa Irlandzkiego” i ze swoimi zwolennikami opuścił Dail Eireann. Prezydenturę przejął A. Griffith, choć nie na długo, bo zmarł on 12 sierpnia 1922 r. W kwestii zgonu sprawa jest niewyjaśniona. Jedne źródła podają, że był to zawał serca, inne, że wylew.

Idea A. Griffith’a ewoluowała od monarchizmu i autonomii do republikanizmu i niepodległości. To on był twórcą partii Sinn Fein. To on był pomysłodawcą programu, aby opuścić Westminsterski brytyjski parlament i utworzyć pierwszy niezależny irlandzki sejm, którym stał się Dail Eireann. A. Griffith’a określić trzeba mianem irlandzkiego męża stanu. To określenie pasuje najbardziej do okresu lat 1919-1921, kiedy to nawet z za więziennych krat, jako minister spraw wewnętrznych, działał na rzecz swojego narodu i kraju. Co do podpisania przez niego „Treaty 1921” kwestia zostaje sporna, czy była to dobra, czy zła decyzja.

Patryk Płokita

 


Bibliografia:

Cottrell P., „The war for Ireland 1913-1923”, wyd. Osprey Publishing, New York 2009.
Donnelly J., „
Encyklopedia of Irish History & Culture”, wyd. Thomson Gale 2004.

Griffith A., „Resurrection of Hungary”, Third edition, 1918, [w:] http://www.askaboutireland.ie/reading-room/digital-book-collection/digital-books-by-subject/history-of-ireland/griffith-the-resurrection/
Grzybowski S., „
Historia Irlandii, wyd. zakład narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 2003.
Klimkiewicz S., „Republika Irlandii”, wyd. KAW, 1979.

Płokita P., Dzieje irlandzkiego nacjonalizmu cz. 3” [w:] „Szturm” nr 26, listopad 2016.

Swoboda G., „Dublin 1916”,Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2006.

Zgodnie z zapowiedzią, którą poczyniłem w ostatnim tekście poświęconym poglądom i biografii Herdera, pragnę zaprezentować odbiór myśli tego niemieckiego filozofa na ziemiach polskich. Samą skalę jego oddziaływań na różnej maści Polaków można rozpoznać już na podstawie wymienionych we wspomnianym, poprzednim artykule postaci, które inspirowały się nim. Wśród tych person pojawiły się osoby tak ważne dla polskiej kultury jak chociażby Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki, Julian Ursyn Niemcewicz, Stanisław Staszic, Joachim Lelewel, Ignacy Krasicki, Zygmunt Krasiński, Józef Ignacy Kraszewski, Karol Libelt, czy Bronisław Ferdynand Trentowski. Nie sposób byłoby przedstawić w ramach jednego tekstu związki z Herderem samych tych podanych jako przykład literatów. Podjąć się więc należy wyboru. Nie należy on do najłatwiejszych. Powinien być możliwy do zreferowania w ramach jednego artykułu oraz równocześnie pokazywać skalę oddziaływań Herdera na wielkich Polaków. W tym zbiorze na pewno powinny się znaleźć trzy postacie Stanisław Staszic (jako osoba reprezentująca środowisko Warszawskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauki i będącą ważną personą polskiego oświecenia), Adam Mickiewicz i Juliusz Słowacki (jako dwaj przedstawiciele opozycyjnych nurtów literackich polskiego romantyzmu). Ponadto – należałoby zawrzeć w podsumowaniu próbę odpowiedzi na pytanie „Czy Johann Herder może inspirować dzisiaj?”

 

Pierwszą postacią, której myśl (nieświadomie) była częściowo zbliżona do herderyzmu, był Stanisław Staszic. Odnaleźć można u niego ideę „czucia ludzkiego”, której herderowskim odpowiednikiem był „Menschheit Humanitat”. Staszic w swoim dziele „Ród ludzki” zawiera tezy, pod którymi bez oporu mógłby podpisać się Herder. Mowa przede wszystkim o oświeceniowym przekonaniu o wielkości ludzi oraz ich możliwościach (głównie tych związanych z naszym intelektem, rozumem). Był to co prawda wyraz tendencji obecnych w wielu miejscach, u wielu myślicieli europejskiego oświecenia, ale nie zmienia to faktu, że obaj filozofowie byli ze sobą nieświadomie związani. Poza podkreślaniu szczególnej roli i mocy człowieczeństwa, zarówno Herder, jak i Staszic byli wielkimi orędownikami istotności tożsamości narodowych. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, że idea narodu jest czymś więcej niż tymczasową modą, czy wytworem oświeceniowym. Oboje jej bronili zaciekle.

 

Drugim z wybranych polskich myślicieli powiązanych z Herderem był Adam Mickiewicz. Warto zaznaczyć, że pierwszy spośród naszych wieszczów narodowych odwołuje się do herderyzmu już w sposób zupełnie świadomy. Co ciekawe – robi to w bardzo szerokim wymiarze. Te odwołania dotyczą niemal każdego aspektu myśli Johanna Herdera. Mickiewicz nie tylko był spadkobiercą ideałów późno-oświeceniowych, ale odnajdywał w herderyzmie gro inspiracji, które stały się kamieniem węgielnym polskiego romantyzmu. Może i powiedzieć, że polski romantyzm jest ufundowany na ideałach Herdera, to zbyt wiele, ale mimo wszystko można zaryzykować stwierdzenie, iż oba nurty tej epoki (romantycy i klasycyści) w dużej mierze nawiązują do myśli herderowskiej i odgrywa to sporą rolę dla ich finalnego ukształtowania. Wracając do samego Mickiewicza, uznawał on (nieco inaczej niż Staszic), że z emanacją ideału ludzkości obcujemy poznając jej cząstki w poszczególnych ludziach. Ponadto wieszcz ten – podobnie jak Herder – uznawał szczególną rolę Słowiańszczyzny wraz z jej orientalnym (indyjskim) rodowodem. Co więcej – był on zwolennikiem zapoczątkowanego przez herderyzm kulturowego rozumienia narodu (ze szczególnym uwzględnieniem roli języka). Dlatego też można przeprowadzić analogię między herderowskim „Naturpoesie”, a mickiewiczowską pieśnią gminną. Jak widać – wiele jest elementów wspólnych między teoriami Mickiewicza, a preromantyzmem Herdera.

 

Trzecim przykładem powiązania poglądów niemieckiego filozofa narodu ze znaczącymi polskimi myślicielami jest Juliusz Słowacki. Drugiego wieszcza łączy z Herderem przede wszystkim wielkie zainteresowanie sprawami historiozofii. Słowacki jest znany głównie z idei winkelriedyzmu, która była de facto krytyką teorii mesjanistycznych Mickiewicza. Polegała w dużym uproszczeniu na przeświadczeniu o bezsensie podejmowania znacznych krwawych ofiar w imię wyższych celów. Słowacki był również żywo zainteresowany sprawami Słowiańszczyzny, którą to Herder także się zajmował i jej schlebiał. Ponadto – istotną płaszczyzną wspólną obu tych myślicieli była symbolika. W dziełach ich wielką rolę odgrywały symbole, które były szeroko identyfikowane z różnymi zjawiskami. Zaznaczyć należy, że owa identyfikacja następowała w wyniku utartych przez stulecia w ludowych podaniach, pieśniach i innych tekstach kultury wzorcach.

 

To skromne i wybiórcze przybliżenie związków Johanna Herdera z polskimi elitami, które kształtowały naszą kulturę, dobiega końca. Trzy postacie i krótkie opisy ich relacji z niemieckim filozofem z pewnością nie są wyczerpujące, ale mogą już być pewnym obrazem przestrzeni, którą zatacza polski herderyzm. Ponadto żywię nadzieję, że będą one stanowiły punkt wyjścia do zainteresowania tematem. Niestety nie dysponuję wystarczającymi materiałami naukowymi, które mogłyby mi pozwolić na jakąś monografię poświęconą zagadnieniu recepcji Herdera przez Polaków. Nie mniej – warto mieć świadomość, że skala jego oddziaływań na Polaków jest spora. Przedstawiłem pokrótce trzy wielkie osobistości polskiej kultury będące w różnym stopniu związane z postacią Johanna Herdera. Staszic reprezentuje pokolenie współczesnych Niemców. Natomiast Mickiewicz i Słowacki pokolenie jego bezpośrednich następców. Można byłoby przywołać jeszcze wielu późniejszych myślicieli (choćby kilku spośród tych wymienionych) polskich, ale wybór tych trzech wiązał się z chęcią ukazania aktualności Herdera podczas jego życia, niedługo po jego śmierci oraz – pośrednio – jeszcze później. Niektórzy polscy filologowie twierdzą, że nasza literatura wciąż tkwi w romantyzmie. Jeśli to choćby po części prawda, to owoce herderyzmu w dużej mierze są obecne nawet dzisiaj. Odpowiedź na pytanie postawione we wstępie jest pozytywna – twierdzę, iż Herder wiele nam dał i nadal możemy z niego czerpać. Elementy godne uwagi w jego myśli dzisiaj to przede wszystkim: badania nad narodowotwórczą rolą języka, analiza kulturowych aspektów narodu oraz sposób realizacji jednostki oraz społeczeństw w rodzaju ludzkim.

 

Michał Walkowski

Prezentuję Czytelnikom odpowiedź Oswalda Mosleya z czerwca 1954 roku zamieszczoną w piśmie The European na tekst Ottona Strassera pt. Rola Europy zamieszczony w tym samym piśmie na przełomie 1953 i 1954 roku. Warto zwrócić uwagę, że obaj czołowi przedstawicieli nacjonalistycznego zjednoczenia Europy prezentują różne wizje swojej polityki. Pozwala to dostrzec różnice między idealistyczną, niemiecką koncepcją Strassera oraz charakterystyczną, realistyczną, brytyjską wizją Mosleya.

Tomasz Kosiński

 

Oswald Mosley „Odpowiedź dr. Strasserowi”

The European vol 16 june 1954

Dr Strasser i ja prezentujemy różne wizje. On marzy o Europie Narodów, pozostałych w swych formach, w których żyją od stuleci. Ja chcę stworzyć „Europę – Naród”. Zintegrowaną Europę taką jak Wielka Brytania po unii Anglii, Walii i Szkocji lub jak Niemcy po działaniach Bismarcka. Chyba, że źle zrozumiałem dr Strassera i jest to po prostu kwestia sporu między nami. Jednak im szybciej stanie się to kwestią intelektualnego sporu tym lepiej. Nie jest to kwestia sporu między tymi, którzy kochają bogato zróżnicowaną kulturę Europy i tymi, którzy pragną zredukować ją do amerykańskiej lub rosyjskiej „kolonii”. Nie jest to spór między tymi, którzy cenią sobie poszczególne gałęzie przemysłu, rzemiosło Europy a tymi, którzy pragną doprowadzić system bankructwa i stać się robotami „banku światowego”. Jest to dyskusja między ludźmi, którzy są przesiąknięci narodowymi tradycjami Europy i są pewni, że charakter, kultura i siła materialna naszego kontynentu zostały zaatakowane przez obce wpływy i pozostają pod kontrolą sił zewnętrznych. Różnie podchodzimy do metody zapewniającej budowę silnej i niezależnej Europy, inaczej definiujemy strukturę Europy, którą chcemy zabezpieczyć.

Doktor Strasser pragnie przekonać nas, abyśmy myśleli narodowo tak, jak Niemcy, Francuzi czy Anglicy. Będę starał się zobowiązać go do sposobu myślenia Anglika, mimo tego, iż ostatnie kilka lat poświęciłem na myślenie jako Europejczyk. To nawyk angielski, by tylko myśleć praktycznie i pozostawić teorię Niemcom. Anglicy zdobyli świat ze względu na swoje umiejętności polityczne a później utracili go na skutek swojej niezdolności do stanowczej, konsekwentnej i systematycznej organizacji. Niemcy rożnymi sposobami a w kilku przypadkach prawie zdobyli świat swoim geniuszem organizacyjnym, jednak przegrali z powodu braku umiejętności politycznych, które spowodowały złączenie reszty ludzkości przeciwko nim. Od dawna wydaje mi się, że synteza angielskich i niemieckich cech może przynieść korzyść Europie i całej ludzkości, zwłaszcza jeśli Francuzi dodadzą do konsekwentnej stabilności jakąś wiedzę na temat tego, jak żyć, której potrzebujemy w różnym stopniu.

Zacznijmy od angielskiego praktycznego pytania dotyczącego faktycznej sytuacji, która nas poróżniła. Angielski zwyczaj ignorowania przeszłości ułatwia fakt, że nie jesteśmy za nią odpowiedzialni. Spędziłem kilka lat w więzieniu za moją polityczną działalność wobec serii przestępstw i błędów, które są stygmatyzowane przez dr. Strassera, w dziwnej komitywie z panem Bevanem i gen. de Gaullem, którzy chcą pozbyć się amerykańskiej potęgi z Europy. Pan Bevan uważa, że ​​amerykańskie pieniądze będą nadal dostępne do wsparcia swoich przyjaciół z Azji i dla utrzymania partii pracy przy władzy, podczas gdy on okłada Amerykę zniewagami. Generał de Gaulle cierpi na podobne złudzenia, ​​może nadal używać Amerykanów do własnych celów, zaprzeczając ich polityce, jeśli „uśmiechnie się” do nich (to musi być bardziej uwodzicielski uśmiech od Mona Lisy). Doktor Strasser ulega takim iluzjom. Chce pozbyć się Ameryki i zastąpić ją niemiecką armią - obrońcą Europy. To w każdym razie jest nadal zrozumiałe i praktyczne. (Uważa się, że możliwe jest podejście do tego tematu bez uszczerbku, ponieważ nie ma wielu Europejczyków, którzy mieli tak wielu przyjaciół wśród niemieckich żołnierzy i bardziej realistycznych polityków).

Istnieją dwie proste, ale niemożliwe do zaakceptowania propozycje dr. Strassera. Niemiecka armia powinna być obrońcą Europy po wycofaniu się Stanów Zjednoczonych. Po pierwsze, reszta Europy nie wytrzyma tego - pomyślą, że oznaczałoby to niemiecką hegemonię. Po drugie, armia niemiecka w obecnych warunkach nie może sprostać zadaniu obrony Europy. Idea niemieckiej armii, która powinna zastąpić Amerykę w roli obrońcy Europy wykazuje niezwykły brak realizmu. Jest to surowe powtórzenie tej przewlekłej niezdolności do zrozumienia tego, co inni ludzie czują i myślą, co było najbardziej karygodnym błędem w starym, niemieckim braku umiejętności politycznych. Musimy zdać sobie sprawę, że ta propozycja po prostu nie zadziała. Nie tylko jest to dość niewykonalne po dwóch wojnach światowych w ciągu życia jednego pokolenia. Jest to najgorsza zagłada dla sprawy niemieckiej. Każda sugestia niemieckiej hegemonii jest obecnie najlepszym sposobem na podważenie prawa Niemiec do zajęcia miejsca wśród rodziny Europy, która ma wpływ na ich charakter i umiejętności. Wewnątrz Niemcy potrafią wszystko. Na zewnątrz, nic. Uświadomienie sobie tego faktu jest fundamentem działań politycznych.

Twierdzenie, że armia niemiecka może obronić Europę we współczesnych warunkach, jest trudne do zrozumienia nie zwracając uwagi na politykę rosyjską i rozwój nowoczesnej nauki. Czy ktoś wyobraża sobie, że armia rosyjska będzie stać bezczynnie, gdy niemiecka armia zostanie przeszkolona w celu obrony Europy po amerykańskim wycofaniu się? Rosja musiałaby nieuchronnie myśleć, że ta armia zaatakuje ją bezpośrednio. Będzie gotowa, aby odzyskać utracone niemieckie terytoria. Rosja natychmiast podjęłaby działania, aby zapobiec zorganizowaniu takiej armii, gdyby Amerykanie z ich dostawami bomb wodorowych opuścili Europę. W końcu powrócimy na utracone regiony Europy, ale nie poprzez marsze starodawnych armii czy też za pomocą nowoczesnych bomb, ale poprzez opracowanie nowej techniki politycznej, którą opisałem już w innych pismach. Najpewniejszą drogą do zniszczenia wszystkich planów na rzecz odbudowy Europy byłoby pozwolenie na rosyjską inwazję na kontynent, który stał się bezbronny.

Dr Strasser pisze, że ogłoszenie amerykańskiego wyjścia (z Europy – przyp. tłum.) byłoby „ożywieniem muzyki ku uszom prawdziwej Europy”. W smutnej praktyce nie jest to muzyka, którą można by się zachwycać.

Przypuśćmy jednak, że pierwszy etap tej fantastyki przełoży się na rzeczywistość. Przypuśćmy, że potężna armia niemiecka może być wyszkolona i zostałaby powołana oraz obyłoby się bez rosyjskiej interwencji. Jaka byłaby skuteczna siła tej armii przy stanie liczebnym z 1939 r. w obecnych warunkach? Czy ta armia mogłaby maszerować w obronie Europy, jeśli wszystkie miasta w Niemczech zostałyby zniszczone przez bomby typu H? Zanim armia mogłaby wejść na pole, Niemcy i ich europejscy sojusznicy musieliby wyprodukować wystarczającą ilość bomb typu H, aby zahamować użycie tej broni przez Rosjan. Konieczne byłoby również opracowanie i udoskonalenie artylerii atomowej, która prawdopodobnie wkrótce stanie się decydującą armią lądową. Może to być również trudne zadanie dla wielu Niemców, ale być może wkrótce stanie się faktem, że stare armie są całkowicie nieaktualne, przyszłość polityki energetycznej może spoczywać na ziemi niczyjej między polityczną sferą militarną, na którą z pewnością Rosjanie będą pierwsi wchodzić.

Niezależnie od tego, czy obecne czynniki równowagi sił pozostaną takie same lub zmienią się radykalnie, jedno jest pewne: szaleństwa z przeszłości nałożyły tak fatalne, niekorzystne skutki dla Europy, a zwłaszcza dla europejskiej nauki, że upłynie trochę czasu, nim można by odpowiedzieć Rosjanom w każdej dziedzinie, zwłaszcza po wycofaniu się Amerykanów. Nie pozostałoby nic, aby powstrzymać marsz wszechmocnej armii rosyjskiej do wybrzeży kanału (La Manche – przyp. tłum.) i nic nie zatrzymałoby kapitulacji Anglii. Kto jest w stanie ich powstrzymać, jeśli nie Amerykanie? Odpowiedź jest jedna -nikt - i cała Europa wie o tym.

Dr Strasser i ci, którzy myślą tak jak on żyją w świecie prostych złudzeń. My się im przeciwstawiamy, nie dlatego, że pragniemy amerykańskiego panowania, ale dlatego, że jesteśmy zdecydowani, żeby Europa odżyła. Obecnie żyjemy pod protektoratem Ameryki, bez niej powinniśmy żyć pod panowaniem rosyjskim. Różnica polega na tym, że w Ameryce Europa nadal żyje, a pod Rosją nie żyłaby. Dzięki temu możemy myśleć nie tylko o życiu, ale o wolności. Czym oni są?

Pierwszą koniecznością jest zjednoczenie Europy pod przykrywką istniejącej siły amerykańskiej, czyli polityka, której Strasser sprzeciwia się. Nie mamy na to czasu, ponieważ Rosjanie dogonili USA w produkcji bomb typu H, armia rosyjska ponownie będzie w stanie zapobiec tworzeniu zjednoczonej Europy i jej uzbrojeniu. W chwili obecnej Europejczycy mogą zjednoczyć się i bronić nasz kontynent. Im więcej Niemców jest zintegrowanych z resztą Europy, tym więcej siły niemieckiej można wykorzystać do tej obrony bez obaw a jednocześnie zwiększy się przyszła rola Niemiec w Europie. To, co dr Strasser traktuje jako największe zagrożenie z Ameryki, jest naszym największym powodzeniem - Ameryka chce nas zjednoczyć. W tym względzie jesteśmy lepsi niż Bismarck, którego zjednoczenie z Niemcami było utrudnione, nie było chronione przez zewnętrzne potęgi. W rzeczywistości miałoby niewielką szansę powodzenia, gdyby nie armia pruska, która - jak już powiedziano - nie może obecnie być do dyspozycji Europy. Nie ma znaczenia dlaczego Ameryka chce nas zjednoczyć. Może to być z powodów idealistycznych lub materialistycznych - pytanie jest nieistotne dla praktycznego wyniku, chociaż wierzę, że większość Amerykanów jest idealistami w tej materii. Kiedy dwieście siedemdziesiąt milionów Europejczyków połączy się siłą zjednoczonego narodu, będziemy potężni, nie będziemy zarządzani przez żaden blok, czy też zagrożeni barbarzyńską inwazją ze wschodnich stepów. Jeśli poddamy się albo Ameryce, albo Rosji, to będzie nasza wina. Umyślne samobójstwo. Dlaczego musimy być uzależnieni od finansów amerykańskich, gdy dysponujemy potęgą produkcyjną całej Europy, surowcami Afryki, które posiadamy, a także Ameryki Południowej, którą nieuchronnie przyciągniemy? Jeśli zaakceptujemy amerykańską pomoc w celu odtworzenia Europy, odbyłoby się to na określonych warunkach i za konkretną nagrodą, którą powinniśmy rozstrzygnąć w drodze negocjacji pomiędzy równymi partnerami. W tej sytuacji padnie strach na sto siedemdziesiąt milionów Rosjan, dwieście siedemdziesiąt milionów Europejczyków wyjdzie ze sfery dzisiejszego koszmaru, aby ożywić martwe wspomnienie Czyngis-chana.

Dr Strasser jest obsesyjnie naiwny myśląc, że zjednoczona Europa będzie kontynuować politykę sir Winstona Churchilla i dr. Adenauera. Powinniśmy porzucić ideę europejskiej unii. Można argumentować, że powinniśmy zrezygnować z Anglii i Niemiec, ponieważ nasze kraje są obecnie dowodzone przez politykę tych dwóch dżentelmenów. W zjednoczonej Europie początkowo istniało wiele sprzecznych strategii, między którymi muszą decydować Europejczycy. W końcu wygramy przez logikę wydarzeń, większą siłę i żywotność naszych idei (w rzeczywistości mamy pomysł, oni nie mają), zjednoczenie Europy i to, co im się przynosi, nie należy do tych panów. Na długo jesteśmy przed nimi w naszej idei oraz wciąż wyprzedzamy ich w rozwoju (np. Mój esej w The World Alternative opublikowany w 1936 r. w kwartalniku faszystowskim i w Geopolitics, a także moje powojenne pisma, bezpośrednio po wydostaniu się z więzienia Churchilla. Również warto docenić duży wkład w ideę unii europejskiej wielu Europejczyków).

Nasza aktualna wizja polityki europejskiego zjednoczenia różnią się zupełnie od ich. Na przykład moja ostatnia definicja europejskiego socjalizmu. Dlaczego warto założyć, że będąc dużym i silnym, sprawi, że będziemy podobni do Ameryki i Rosji? Z pewnością jest to paradoks, mówiący o tym, że silny utraci tożsamość. Dr Strasser obawia się, że nowoczesne metody przemysłowe mogą zmienić charakter Europy. Stara się przekonać swoich bliźnich, Europejczyków do życia w takim społeczeństwie, które dąży do utrzymania przemysłu na małą skalę, jeśli tylko może. Ze swojej strony powinienem polecić, aby podstawowe gałęzie przemysłu były prowadzone metodami produkcji masowej i że na tej solidnej podstawie należy zbudować superstrukturę o nieskończonej różnorodności. Ale jest to droga dla Europy, którą może wybrać, gdy osiągnie jedność i niezależność.

Dlaczego też moglibyśmy zatracić nasze narodowe kultury w większej całości? Szkockie cechy i kultura nie są bardziej zagubione w Wielkiej Brytanii, niż bawarska charakterystyka i kultura zatraciła się w Niemczech. Przeciwnie, są one najtrwalej utrzymane. Sekretarzem naszego ruchu jest Szkot, który współpracuje ze mną i rozmawia na wszystkie zagadnienia brytyjskie i europejskie. Podczas „Burns night” (szkockie święto – przyp. tłum.) i zjada haggis, nie chce tłumić swojej lokalnej kultury, a ja z pewnością nie chcę tego zakazywać. Jako Anglik jestem mu zupełnie obcy, zarówno mój umysł, jak i mój żołądek - niezrozumiały i niestrawny. W każdej sympatii znajduję się znacznie bliżej Goethego niż Burnsa. Co najmniej tak blisko Goethego jak Szekspira. Podczas wielu okazji obserwowałem ducha pruskiego, który ma mniejsze pokrewieństwo z Anglikiem niż z Austriakiem, a któż zaprzeczy, że Austriacy czasami mają więcej angielskich sentymentów niż Prusacy? To wstępne zdefiniowane podziałów narodowych nie jest tak zdecydowane i surowe, jak może się wydawać na pierwszy rzut oka. Pasma europejskiego życia są ze sobą dziwnie splątane.

Barierami między nami są język oraz wspomnienia z przeszłych wojen. Obie, w różnym stopniu, są tymczasowe. Nawet w moim życiu wrogość pamięci przesunęła się w angielskim umyśle z Francji do Niemiec i teraz zmierza ku Rosji. Bez barier językowych i wspomnień o wojnie każdy z wiedzą o Europie może wątpić, czy normański Francuz czułby się bardziej związany z Niemcem z północnych równin, czy z Anglikiem, bardziej niż z Marsylczykiem? Wspomnienia o polityce władzy szybko giną wraz ze świeżą potrzebą. Bariery językowe czekają na rozbiórki, ale i one przepadną. Już nie istnieją dla każdego wykształconego Europejczyka z odpowiednią znajomością co najmniej trzech głównych języków.

Decydujące znaczenie ma sprawa robotnicza. Jednym z największych mitów jest podział na język i tradycję narodową. Zagwarantuję, że przemówienia we Wschodnim Londynie w imieniu robotników Wschodniego Berlina podczas niedawnej walki z rosyjskim uciskiem wywołały co najmniej tak silną odpowiedź, jak przemówienie w tym samym miejscu w imieniu pracowników z Durham i Lanarkshire w czasie brytyjskiego strajku generalnego. Większość robotników ze Wschodniego Londynu nie spotkała się i nie zna osobiście robotników z Berlina Wschodniego. Jednak w obu przypadkach doświadczali praktycznego i idealistycznego poczucia solidarności z ludźmi tego samego rodzaju i gatunku w obliczu ucisku. Kiedy mówimy o Wschodnim Berlinie we Wschodnim Londynie wspólna sprawa wywołuje poczucie ducha europejskiego, w praktyce osiągamy „rozszerzenie patriotyzmu”, o którym pisałem w 1947 roku. W obliczu wielkich sporów, a wciąż niesprzyjających warunków, nowy ruch postępuje powoli - ale żyje. Nie przejmujmy się pesymistami, którzy mówią, że te rzeczy są niemożliwe. Prawdziwa Europa istnieje od trzech tysięcy lat, a te przenoszące się barykady, które nas ograniczają, wiążą się z różnymi zawiłościami losu. Gdyby nie to zamieszanie po śmierci Karola Wielkiego, zjednoczona Europa mogła być wystarczająco silna, aby przeszkodzić sąsiedzkiej wyspie w zdobyciu większość świata. Doświadczenie Anglii może być pomocne Europie (której jesteśmy częścią pomimo wszelkich przestępstw i głupstw naszych obecnych rządzących) aby zachować prawie wszystko, co wciąż trwa na świecie. Nie myślmy w kategoriach Edena i Adenauera o powojennych doświadczeniach francuskich i włoskich. Nie myślmy nawet w kategoriach 1914, 1939 lub XIX w. Nie myślmy w kategoriach małej historii, ale wielkiej historii. Nie bójmy się nawet myśleć biologicznie i historycznie. Nawet jeśli określamy tych, którzy nie widzą żadnej różnicy między wyścigiem ogierów a osłów. Trzy tysiące lat geniuszu - europejskiego umysłu i ducha - należy do nas wszystkich. Tak jak kochamy nasze kraje, zrozumiemy, że najszczersze słowa wypowiedziane na ziemi od czasu Civis Romanus Sum zabrzmią „Jestem Europejczykiem”.

Oswald Mosley