Internet obiegła fala owacji dla Polski. Prawica europejska, amerykańska, nacjonaliści... nagle okazało się, ze nawet za Oceanem wszyscy wiedza gdzież leży kraj Polaków i jakie ma zasługi w historii. Chodzi oczywiście o odsiecz Wiedeńska. Polska jest na ustach wszystkich za sprawą powiedzenia STOP szaleńczej polityce migracyjnej zachodnich elit. YouTube obiegają migawki z Marszu Niepodległości, który bierze się mylnie za marsze antyimigracyjne, youtuberzy, a także i użytkownicy nie szczędzą komentarzy, deklarują... wyjazd i osiedlenie się Polsce, tudzież zarzekają się iż te wszystkie polish jokes to jakieś bzdury. Takiej polonomanii światowej, podobieństwa do młodopolskiej ludomanii wyraźne,nie obserwowano od dawna, a na pewno w erze internetu nigdy. Już nie jesteśmy jakimś tam postsowieckim kraikiem, nagle internauci odkryli, że Polska to kraj piękny, dość dobrze się rozwijający, a nawet zamieszkały przez ludność całkiem spokojnych, ciężko pracujących ”prawdziwych Europejczyków” i co najważniejsze... biały. Niebywałe!
Przemowa premier Szydło okrążyła kilkukrotnie internet, media głównego nurtu , wywołała kontrowersje w liberalnym światku, ale... setki tysięcy, a może i nawet miliony głosów zachwytu. Alt Right, dla którego Polska czy Węgry były jakimiś egzotycznymi punktami na mapie oporu wobec globalistów stała się nagle liderem regionu, ba nawet Twierdzą Europa. Co ważniejsze ten zachwyt zaczął udzielać się również u nas. O w końcu nas dostrzeżono, nasz trud, wysiłek, odwagę, nasz opór! I nie napisze, ze to złe zjawisko, dodam nawet, ze owszem wiatry wieją w dobrą stronę, jednak ten statek może obrać zły kurs i rozpędzony rozbić się o skały. Wraku raczej dzisiejsi kibice ratować nie będą, a od rozbitków odwrócą wzrok. Może czas na wiadro zimnej wody wylane na rozgrzane głowy.
Prawo wahadła
Wahadło ideowe, które odpowiada za przewagę jednej bądź drugiej strony sporu wyraźnie wychyliło się w nasza stronę za rządów PO i błędów popełnianych prze obóz liberalny, wolnorynkowy i proeuropejski. Aspirujący do odnalezienia swego miejsca jak i umocowania swych karier na europejskich salonach. Podczas gdy elity owe coraz bardziej odrywały się od suwerena i jego potrzeb, opór wobec ich pomysłów i idei narastał. Zrodził się tak naprawdę z buntu, ale skanalizował po prawej stronie. Duży wpływ miało na to środowisko nacjonalistyczne, ale meta-polityczny, prawdziwy potencjał wykorzystał kto inny. Jednak nie będę się w to wgłębiał. Tak czy siak na fali niezadowolenia wahadło owe przylepiło się jak na razie do prawej ściany, wręcz się w nią wbiło.
Środowisko narodowe natomiast nie kwapiło się do zdecydowanego ruchu by wahadło owe tam zabetonować, zatrzymać. Czasem odnosiło się wrażenie , iż liderzy zaczęli bać się narastającego radykalizmu i zasłaniając się realizmem, prawidłami politycznymi poczęto odpuszczać na rzecz umiarkowanych opcji. To samo dotyczyło kwestii imigrantów, pojawiły się dywagacje czy przypadkiem nie powinniśmy przyjąć np chrześcijan syryjskich. Gdy jednak w środowisku nacjonalistycznym zaczęło się wrzenie wokół etniczności przyjmowanych znalazły się tez głosy proponujące inkorporacyjny nacjonalizm obywatelski. Oś sporu podzieliła środowisko na etno i obywatelskich nacjonalistów. Ci drudzy zasłaniając się często historią i tradycją ruchu narodowego oraz a jakżeby inaczej katolicyzmem (choć i po drugiej stronie stoją twardo katolicy z okrzykiem Deus Vult na ustach, propagujący separatyzm rasowy) wpisanym w polskość i pojęcie narodu zdefiniowane kulturowo. Zupełnie omijając aspekt biologiczny. Stosując cytaty może i autorytetów, ale wyjęte z innej epoki, realiów geopolitycznych i kontekstu istniejących ówcześnie problemów, a tak w ogóle to kto powiedział, ze ci ludzie byli nieomylni w osądach?
Problem w tym, ze linia sporu nie jest proporcjonalna, zwolenników etnocentrycznego nacjonalizmu, łączącego w sobie zarówno aspekt rasowy jak i kulturowy jest zwyczajnie mniej. Za to pozytywni nacjonaliści, jak sami się nazywaja, idealnie trafiają w hasła umiarkowanej liberalnej prawicy. Tej fajnej, atrakcyjnej dla kazdego bezrefleksyjnego proprawicowego leminga. I czesto w narracje hierarchów kościelnych, którym powoli nie po drodze z 2000 letnim przesżło nauczaniem Kościoła. Tu dochodzimy do punktu smutnej refleksji iż... sytuacja w Polsce nie jest niczym nowym. Zachwyt publiczności internetowej może być krótkotrwały gdy okaże się, ze polska prawica równie dobrze będzie rozdawać paszporty kolorowym przybyszom, którzy nauczą swe dzieci wierszyka „Polak mały”, a do tego wykonają gest krzyża, a i jeszcze dobrze pokopią piłkę czy obija ryj jakiemuś zawodnikowi MMA, boksu pod biało-czerwoną.
Smutna konstatacja polskiego ruchu nacjonalistycznego jest taka, iż stoi on w tym momencie z rozpakowanym potencjałem, na rozdrożu, nie wiedząc, w którą stronę pójść, ani tym bardziej jak do poruszania się po tej drodze ów paliwo z tegoż potencjału wykorzystać. Podobnie jak kraje Europy zachodniej w l 70 i 80. Przypomnę, iż w UK również robiono wielkie antyimigracyjne marsze, we Włoszech ołowiem koszono przeciwników politycznych, w Irlandii wybuchały bomby, a kolorowy przybysz w Szwecji mógł spodziewać się rychłego podłożenia ognia pod centrum azylowe i pobicia przez skinheadów. Brzmi znajomo? No co prawda u nas polski nacjonalista bomb nie podkłada, do lewaków nie strzela, ale już ktoś o ciemniejszym pigmencie może poczuć się zagrożony. Problem w tym, ze tych ciemniejszych przybywa z dnia na dzień i to wcale nie uchodźców z Syrii, ale zwyczajnie studentów, sportowców, czeczeńskich migrantów. W centrach dużych miast spotkanie w Polsce kogoś z krajów MENA też nie wydaje się wielka egzotyka. I tu uwaga.... Europa Zachodnia też zaczynała od jednostek, małych grup, rodzin pracowników. Nic wielkiego. Argumentowano to niską populacja i oczywiście zapotrzebowaniem na tania siłę robocza, którą na szczęście bądź nie, zastąpili na jakiś czas w Polsce Ukraińcy.
Pragnę przypomnieć, że autostrady jednak budowane były przy udziale pracowników z Zakaukazia, albo i dalszej części Azji. Apetyt polskich, mało innowacyjnych przedsiębiorców na tania siłę robocza jest nienasycony. Z chwila gdy Ukraińcy dostali wizy do UE można spodziewać się odpływu i to rychłego tych, którzy poznali polski rynek, zdobyli tu jakieś doświadczenie i kwalifikacje oraz stosowne papiery na wykonywanie tego czy innego zawodu tak bardzo potrzebnego w krajach bogatszych. Co wtedy zrobią przedsiębiorcy gdy UE wciska nam uchodźców, których trzeba zagospodarować? Tylko czekać na fundusze pomocowe i granty dla biznesmenów, którzy będą kuszeni nimi w zamian za zatrudnienie uchodźców i ich dostosowywanie do europejskich norm. Jak wtedy zachowa się ich silne przecież lobby w Polsce? Mam wątpliwości co do „stania na straży Rzeczpospolitej do samego końca, ich lub jej”.
Wahadło drży
Wracając do wbitego w prawą ścianę sceny politycznej naszego wahadełka, odczuwa już lekkie drgania. O ile przetrwało samo-ośmieszający się KOD i opozycje totalną, której w sumie nie trzeba pomagać w kompromitacji, to wyrosło na lewicy nowe zagrożenie. Partia Razem, RSS, inicjatywy anarchistyczne. Jednak największym zagrożeniem jest to pierwsze. Lewica po klęsce mainstreamu zaczęła i to z powodzeniem budować ruch oddolny. Oczywiście nadal ma kupę sponsorów i grantów mimo odcięcia od rządowej kroplówki. Jest przez to dla nas groźna. Owszem można cieszyć się ze zwycięstw z osłabiona na ulicach Antifa, jednak to nie oni są niebezpieczni. Anarchiści w Polsce to pomyłka. To zero. Przyszłość może, a i pewnie będzie należeć do młodych wilków lewicy.
Zandberg i spółka nie próżnują, odpuścili sobie na dłuższą metę, mimo iż okazyjnie akcentują, tematy obyczajowe. Co prawda stopowani są też przez próby forsowania polityki pro imigracyjnej. Jeżeli jednak zrozumieją , iż ten akcent można odłożyć w czasie to zdobędą przewagę. Już dziś mówią o zagrożeniu radykalnym islamem, próbując dzielić jak i prawica imigrantów na dobrych i złych, czyli wpisują się sprytnie w narracje umiarkowanych konserwatystów, co może trafiać do mas. Oprócz kilku historycznych czy pro imigracyjnych prowokacji wykonują świetną robotę prospołeczna. Nie zapominajmy, ze Polacy oprócz emocji glosują tez portfelem, a że te pierwsze wynikają często z braku kotleta... PiS zdobył władze na tym samym. Póki programy socjalne Kaczyńskiego się sprawdzają dopóty Razem będzie budować sobie front. I punktować rząd przy innych okazjach w gruncie rzeczy podmywając tradycjonalistyczny przekaz, który zresztą strona rzadową skutecznie de-konstruuje. W końcu zostaniemy na polu przerzucania się argumentami czysto ekonomicznymi, a te po klęsce neoliberalnych rozwiązań, która już oficjalnie zauważamy staną się dominujące.
Co zostanie po rozbiciu miałkich i skompromitowanych przez rząd postulatów obyczajowych i zrekonstruowanych oraz przemielonych przez lewicowa narracje, która z czasem zacznie narastać? Nic. A na polu rozwiązań prospołecznych w państwie, które zaczyna właśnie swój marsz do wyrównania poziomu życia swych obywateli Razem ni będzie miało sobie równych. Zresztą już dziś zbierają sympatie prostych ludzi działając społecznie, wspierając i nagłaśniając strajki oraz eksmisje. A co robią nacjonaliści? Jak zwykle w głębokiej defensywie, gdy ktoś rzuci pomysł dołączenia do strajku zaraz znajda miliony powodów, dlaczego się to nie uda i czemu należy zrobić kolejny marsz ku czci Wyklętych.
Polska lewica znajduje się również w l 60 ubiegłego wieku. Rządy prawicy doprowadziły w końcu do rewolucji studenckich. A gdzie indziej jak nie na uniwersytetach działa Razem? Podobnie jak tam narastały napięcia kulturowo-ekonomiczne. Szczęściem te drugie, jak na razie, ale tylko na razie zostały zażegnane. Na jak długo? Nie wiadomo, ale wahadełko zaczęło drżeć i wysuwać ze ściany.
Teoria upadku
Polscy nacjonaliści w większości uważają, iż upadek Zachodu będzie na rękę centralnej i wschodniej Europie. Snują wszelakie fantastyczne wizje takowej katastrofy od postapookaliptycznych miraży rodem z filmowego Mad Maxa do powstania olbrzymiego kalifatu, albo zapaści ekonomiczno-społecznej i sprowadzenie tych krajów do poziomu afrykańskiego Trzeciego Świata. Z plemionami murzyńskimi biegającymi w ruinach metropolii wyrzynającymi się nawzajem. Co prawda można brać pod uwagę takie warianty, jednak „upadek” będzie zapewne mniej spektakularny, ale za to groźniejszy w skutkach.
Otóż wszelkie resentymenty narodowe, tradycjonalistyczne i inne będące spoiwem zachodnich społeczeństw przez setki lat, albo i dłużej znikną. Zniknie tama dla sączącego się zewsząd liberalnego jadu. Zniknie wewnętrzny opór, znikną wątpliwości i wątpiący. Liberalizm i kulturowy marksizm ustanawiając hegemonię ideową w sojuszu z wielkim kapitałem posiadającym już wtedy nieograniczona władze i marionetkowy rząd dokona ekspansji z pełną mocą, wszelkimi środkami i surowcami na kraje, które uznawano za naturalne kolonie podwykonawcze. Jak Polska właśnie, które wraz z innymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej się buntuje.
Elity zachodnie schowane w bezpiecznych strefach, odcięte od gett, w których może i rzeczywiście warunki multikulti raju zejdą do trzecioświatowych nadal będą potężne, a i pewnie znaczniej niż teraz. W tym momencie przykład Polski jest dla nich pewnym niebezpiecznym precedensem. Ludzie zachodu widząc, iż kraje Wschodu się buntują mogą poczuć się pewniejsi w swoich przekonaniach. Oczywiście mówimy o szeroko pojętej prawicy i nacjonalistach. Zresztą widząc przepychanki internetowe i role jaką w tym pełni Polska, Węgry et consortes można odczytać , iż dla elit Zachodu i ich paranoicznych reakcji jesteśmy zagrożeniem.
Zastanówmy się więc kogo będą wspierać, jaka opcja może liczyć na finansowanie, jakie media i jakie potęgi staną po stronie przyszłych polskich proeuropejskich „antyfaszystów”? Partii razem, pozostałości po KOD, jakiejś hybrydzie liberalnych partii? Marazm opozycji nie potrwa długo. Ktoś w końcu wykorzysta i skonsoliduje to środowisko. Ja stawiam na Razem.
W każdym razie czekanie na upadek Zachodu, równa się z oddaniem pola dla sił, które będą wspierać wewnętrznego wroga. Liberałowie i lewica mają większą zdolność do międzynarodowej konsolidacji. W tym przypadku szowinizm, budowanie międzynarodowych napięć i życzenia śmierci krajom i narodom Zachodnim jawi się jako dziecinna i prostacka krótkowzroczność, a nie „endecki realizm”, tak bardzo omawiany w przysłowiowych barach mlecznych.
Co robić?
Nie zasiedzieć się w miejscu, dynamizm sytuacji, tykanie wahadła ideowego, nie działa na naszą korzyśc. PO wygranej PiS mamy możliwość szerszej działalności, system stał się mniej uciążliwy. Po pierwsze akcje bezpośrednie. Przemoc polityczna nie jest zła, jesteśmy w sytuacji, gdy to młode pokolenie jest zafascynowane sztukami walki, przywiązane do tradycyjnych wartości, a wobec problemu uchodźców nastawione konfrontacyjnie. Często słyszy się głosy w środowisku, że dla ofiar opinia publiczna jest bardziej wyrozumiała. Tak, ale nie w młodym skorym do buntu pokoleniu. A one jest celem naszych starań. Stworzenie nowego człowieka, wojowniczego i gotowego do poświeceń, a nie tchórza, który chce płakać do kamery, ze każdy go bije. Ofiary losu. Tak więc szerzenie strachu w szeregach przeciwnika, który może być zagrożeniem dla nas i kolejnych pokoleń oraz zwalczanie jego aktywności na ulicy jest czymś zwyczajnie... realistycznym. Oni muszą się bać działać.
Łatka chuligana i troglodyty może być łatwo przypięta przy stosowaniu powyższych metod. Musimy dać alternatywę. Lewica daje ją w postaci działalności prospołecznej. Same akcje charytatywne nie wystarczą. Robimy je z doskoku, nie am w tym rutyny i powtarzalności. Partyzantka. Proponowałem kiedyś otworzenie małego lokalu, albo zorganizowanie spotkań z prawnikiem obeznanym w prawie pracy, cywilnym z ludźmi wykluczonymi, mającymi problemy w zakładach, z komornikiem, wynajętym lub komunalnym mieszkaniem. Nie musi to być stałe biuro, nie stać nas na to, ale takie spotkanie raz w miesiącu dla kilku osób na początek, plus akcja ulotkowa pod zakładami pracy np. informująca o takim spotkaniu może przynieść ciekawe efekty. Poszerzenie wiedzy o rynku pracy, prawach pracowniczych i wejście w świat ludzi z realnymi problemami o wiele głębiej niż tylko teoretycznie.
Współpraca z nacjonalistami z innych krajów, konsolidacja przy zwalczaniu lewactwa, nie od dziś wiadomo, ze nasi przeciwnicy ze sobą ściśle współpracują. Informują służby o wydarzeniach, koncertach, siebie nawzajem o przemieszczających się grupach nacjonalistów. W czasach zglobalizowanego porządku paneuropejskie ruchy są zwyczajną ewolucja poglądów nacjonalistycznych. Nie pisze o identytarystycznym koncepcie Imperivum i wyparciu się tożsamości narodowej, zwłaszcza, ze nie jesteśmy popychani do tego jak narody Zachodu. Jednak o szerokim międzynarodowym froncie zwalczania liberalnego wirusa. Wspólne treningi, marsze, wspieranie się w akcjach i wymiana doświadczeń. Owszem nie będzie to w smak oldskulowym nacjonalistom szukającym zwady o historię, pamiętajmy jednak, ze nasi przeciwnicy takowych nie prowadzą.
Zamiast tępej propagandy doby kryzysu imigracyjnego musimy zacząć sprzedawać skonkretyzowana i oczywiście przeznaczona dla mas narrację. Islamizacja Europy to dobry straszak na początek, ale też pułapka, gdyż Polacy zaczną robić wyjątek animistom, chrześcijanom z Konga, Nigerii, hindusom itd. Zalewa nas fala nie islamska, ale trzecioświatowa. Obcych etnosów, obcej identyfikacji cywilizacyjnej. Idzie po wypracowane przez nas bogactwo. To nie ekspansja religii Proroka, to wędrówka ludów. Ludów całkowicie nam obcych, które nie posiadają z nami żadnych wspólnych więzi, a interesują ich kwestie materialne. Czy mamy coś do Bośniaków, którzy mimo iż są muzułmanami nadal są jednak Europejczykami, Słowianami w pełnym tego słowa znaczeniu. To nie religia pełni tu role, ale rasowa autoidentyfikacji nowych przybyszy, zmiana populacji i zbarbaryzowanie naszego świata oraz surowcowe i materialne wyniszczenie, nie mówiąc o kulturowym. Musimy przestawiać tor propagandy z antyislamskiego na... antytrzecioświatowy. To nie meczety są zagrożeniem, ale getta i masa kolorowej biedoty gotowej do radykalizacji, rozszerzania się stref kryminogennych i wyjałowienia kulturowego. Europy nie trzeba ubogacać kulturowo, za to można ja w ten sposób wyniszczyć.
To jest dobry okres na wypracowanie systemu immunologicznego dotyczącego imigracji i reakcji na obcych. Zrozumiałe są napiecia co do imigracji ukraińskiej. Kwestie ekonomiczne są bezsporne, w większość zjawisko jest dla Polaków negatywne. Jednak nacjonaliści ukraińscy są w tej kwestii z nami zgodni. Kolejna sprawa to porównanie Ukraińców do trzecioświatowej kolorowej hordy. To się po prostu nie klei. I nie sprzedaje. Jest również intelektualnym oszustwem. O ile w kwestii ukraińskiej należy podnosić kwestie ekonomiczne jak np. żądanie wyrównania płac i dostarczania umów, o tyle w kwestii kolorowych najeźdźców należy mówić stop i.. proponować każdy akt zdecydowanego oporu i gwałtownych reakcji czego przykład mieliśmy po incydencie w Ełku. Wiele można zarzucić tzw Sebixom niszczącym kebab, ale to iż system immunologiczny zadziałał jak powinien nie negujmy. Takie sytuacje są pożądane. Nagłaśnianie ich sprawi, iż przybysze może zaczną unikać naszego kraju, a tez i młodzież stanie się odważniejsza przy próbie konfrontacji i zdecydowana stawić opór nie tylko w internecie, jak czynią to np. Szwedzi, ale na ulicy co już jest groźniejszym pomrukiem i oznaka społecznego gniewu.
Paradoksalnie po klęsce RN nadal istnieje silny potencjał do zbudowania radykalnej siły nacjonalistycznej, kryzys uchodźczy, rządy bez Lewicy w parlamencie i moda na ganianie lewaków mimo iż powierzchowna dają szerokie pole do popisu. Nadal należy wykorzystać Marsz Niepodległości do stworzenia swojego bloku i propagowania nacjonalizmu bezkompromisowego w odróżnieniu od |nacjonalizmu pozytywnego”.. Musimy też wyjść z piwnicy „kumaterskości” i zacząć oswajać ze sobą normików, uprościć przekaz, stworzyć nawet jakieś pismo ABC radykała, rozdawane na Marszu i wpływać metapolitycznie. Tu dobrymi inicjatywami są Projekt Wypad, First to Fight itd. Promowanie swoich sportowców, blogów podróżniczych i inicjatyw społecznych wychodzących ze środowiska, ale nie będących ściśle politycznymi mogą wywrzeć niezły rezonans wśród normików prawicowców. W Polsce mamy modę na sport, podróżowanie, sporty ekstremalne. Zal tego nie wykorzystać, jeżeli nie zrobimy tego my to z pewnością nasi przeciwnicy się za to wezmą. I to może być nasz koniec. Gdy obecny rząd się skompromituje jak PO, pewnie w następnej kadencji a wahadło odbije to może być koniec naszego ruchu, gdyż nasi przeciwnicy mogą powrócić do władzy w zradykalizowanej formie, a nieudacznicy z ABW za wujaszka Tuska okażą się tylko drobna zawadą…
Miłosz Jezierski