Szturm

Szturm

  17 czerwca 2017 roku wybraliśmy się do Berlina aby wraz z Identytarystami z całej Europy wziąć udział w manifestacji Zukunft Europa- Bewegen und Verändern organizowanej przez Identitäre Bewegung Deutschland, której początek został wyznaczony przy dworcu kolejowym Berlin – Gesundbrunner. Manifestacja miała odbyć się w dzielnicy zamieszkałej w 85% przez ludzi obcego pochodzenia. Po licznych przygodach przed i w samym Berlinie dotarliśmy na miejsce zbiórki nieco spóźnieni i spotkało nas rozczarowanie. Policja niemiecka odgrodziła specjalnymi barierkami planowaną trasę manifestacji. Postanowiła nie wpuszczać dodatkowych osób. Mimo pierwszej nieudanej próby postanowiliśmy dostać się na manifestację w innym miejscu. Cała trasa marszu została zablokowana i odgrodzona przez policję, a w niektórych jej punktach ustawiła się tzw. niemiecka „antifa”. Robiliśmy podchody w wielu uliczkach i zaułkach aby dostać się na marsz. W tym czasie nasi koledzy zostali zablokowani przez lewicowców. Gdy w końcu udało nam się przedostać w okolice Volkspark Humboldthain i wydawało się nam, że jakoś dotrzemy do manifestacji natrafiliśmy na policyjne wilczury(!), które wydawały się bardzo głodne i po raz kolejny musieliśmy się wycofać.

Alt-Right, jako prawicowy ruch ideologiczny, którego początki sięgają około 2009 roku powstał jako efekt niezadowolenia ze stanu ówczesnej amerykańskiej prawicy. Termin alt-right (ang. alternatywna prawica) w chwili jego promowania miał na celu podkreślenie odrębności tego ruchu od establishmentu ówczesnego konserwatyzmu, któremu zarzucał odejście od prawicowych wartości i przeistoczenie się w prawicę jedynie z nazwy. Od lat 60-tych lewicowe ideologie zagarniały coraz większą część przestrzeni społecznej spychając konserwatywną prawicę na margines, przez co musiała ona coraz bardziej ulegać lewicowej ofensywie, oddając pola i stając się z czasem jedynie mniej radykalną wersją lewicy. W takiej sytuacji ruch alt-right jest w zasadzie w opozycji zarówno do jednej jak i drugiej strony tradycyjnego spektrum politycznego. Embrion realnej opozycji zaczął powoli rozwijać się w mrocznych zakątkach Internetu takich jak 4chan, których niszowość osłaniała go przed destrukcyjnym wpływem poprawności politycznej. Z owych mrocznych zakątków został wyrwany w 2016 roku przez Hillary Clinton, która próbowała użyć poparcia tego ruchu dla Donalda Trumpa do zdyskredytowania swojego przeciwnika. Przy okazji robiąc im reklamę i zwracając uwagę świata na ich istnienie. Czym zatem jest alt-right?

Ponieważ alternatywna prawica nie jest centralnie zarządzaną organizacją, tylko oddolnie tworzonym ruchem, nie posiada żadnego statutu, spisu założeń ideologicznych. Powoduje to, że jakiekolwiek ramy ideowe, w których można by zawrzeć jej postulaty, nie będą wyraźnie zaznaczone. Część osób może się powoływać na stanowisko ruchu, jednocześnie będąc piętnowanym przez inne osoby z alternatywnej prawicy za nazbyt odstające przekonania lub nie dość radykalne zerwanie z polityczną poprawnością. Takie zamieszanie, które trwało już odpewnego czasu, spowodowało utworzenie dodatkowego odłamu „ alt-lite” (lite od angielskiego słowa lekki, lżejszy) w roku 2016. Obecnie podział na alt-right i alt-lite wykrystalizował się już na dobre. Kluczowe różnice między nimi opisane zostaną wskazane na końcu artykułu. Alt-right ma swoją genezę w Ameryce, jednak jego ideologiczna treść ma swoich zwolenników także po drugiej stronie Atlantyku. Można do niego zaliczyć nawet Nową Prawicę Alaina De Benoit i powiązany z nią nurt identytaryzmu. Wspomniany termin nabrał już uniwersalnego charakteru określającego nową ideologiczną jakość.

Mimo iż granice ideologiczne alt-right są płynne, można wyszczególnić w nim kilka punktów, co do których panuje zgoda większości środowiska. Centralnym punktem ideologii jest etniczny nacjonalizm oparty o rasowy realizm. Odrzucany został pomysł rasy jako tylko społecznego konstruktu. Jako fundament do budowy narodu wskazuje się biologiczne uwarunkowania człowieka. Duży nacisk położony jest na kwestii korelacji współczynnika IQ i rasy człowieka. Pomiary IQ wykonywane w różnych krajach, a także IQ mierzone dla przedstawicieli różnych ras, żyjących w tym samym społeczeństwie, wykazują istotny związek między inteligencją, a grupą etniczną do jakiej człowiek należy. Wykazuje się wpływ średniego ilorazu inteligencji populacji na kształt społeczeństwa jakie ta populacja tworzy. W szczególności na jego dobrobyt i skalę przestępczości.

 

 

Panuje przy tym pogląd, że nie tylko inteligencja jest cechą zależną od rasy.[1]Ewolucja, która przystosowywała rasy ludzkie do różnych środowisk, odcisnęła na nich piętno nie tylko w postaci różnic IQ, ale także w postaci różnic w niektórych cechach fizycznych i psychicznych.[2]Dodatkowo nawet gdyby nie brać tych rasowych różnic pod uwagę, ludzie globalnie mają naturalną tendencję do myślenia w kategoriach plemiennych i porządkują świat na zasadzie dychotomii swój-obcy. Dlatego kwestii rasy nie można zamieść pod dywan, udając, że nie ma ona na nic wpływu. Napięcia na tle rasowym są naturalną konsekwencją wielorasowego społeczeństwa. W samych tylko Stanach Zjednoczonych, mimo kilkudziesięciu lat prób integracji i walki z rasizmem, tego typu tarcia są na porządku dziennym. Nawet jeśli sami biali w dużym stopniu wyzbyli się patrzenia na innych poprzez pryzmat rasy, to inne rasy bynajmniej się tym nie odwzajemniły. To w momencie gdy biała populacja przestanie być większością na terenie Europy pociągnie za sobą dramatyczne konsekwencje.

 

Wszystkie powyższe kwestie podsumowane są w ideologii etnicznego nacjonalizmu, według którego naród jest nie tylko wspólnotą tej samej kultury i języka, ale także wspólnotą pokrewnych sobie ludzi tej samej rasy. Z racji swojej historii amerykańska alt-prawica buduje etniczny nacjonalizm na idei pokrewieństwa ludzi rasy białej. W Europie sprawa jest trochę bardziej złożona z racji istnienia różnych narodów. Jednocześnie nie należy mylić ideologii alt-right z białą supremacją - chęcią dominacji białej rasy nad resztą ludzkości. Ideologia ogranicza się do białego etnicznego nacjonalizmu, który uznaje za istotne istnienie jednolitych etnicznie państw, przyznając to prawo także innym rasom na swoich rdzennych ziemiach.

 

Kolejnym istotnym punktem myśli alt-right jest podejście do kwestii żydowskiej. Ruch zauważa, że Żydzi sami uznają siebie za odrębną grupę etniczną, odmienną od białych mieszkańców Ameryki i Europy. Pociąga to za sobą konflikt interesów pomiędzy niesemicką ludnością a społecznością żydowską, zwłaszcza, że Żydzi posiadają znaczne wpływy w państwach cywilizacji zachodniej. Z racji swojego etnocentryzmu część diaspory żydowskiej będzie miała tendencje do stawiania interesów społeczności żydowskiej ponad interesem państw, których są mieszkańcami. Do takich przykładów zalicza się promowanie multikulturalizmu przez żydowską elitę w Europie i Ameryce lub wykorzystywanie Stanów Zjednoczonych do rozgrywania interesów Izraela – takich jak podtrzymywanie wojny w Syrii.

 

W kwestiach obyczajowych ruch reprezentuje tradycyjne wartości. Uznaje rodzinę za fundament społeczeństwa, generalnie sprzeciwia się wielu aspektom rewolucji seksualnej, takich jakpropaganda mniejszości seksualnych, hiperseksualizacji kultury, promuje klasyczny model rodziny, itd. Uznaje naturalne różnice między płciami za rzecz pozytywną i wartą kultywowania. Spektrum poglądów w tej kwestii jest jednak dość szerokie i nie można wskazać jakiegoś kanonu, który mógłby reprezentować cały ruch. Warto też odnotować, że tradycyjne wartości raczej uzasadnianie są argumentami niereligijnymi, czyli inaczej niż miało to miejsce w ruchach konserwatywnych z poprzednich dekad. Alt-right podkreśla konieczność wzrostu dzietności (zwłaszcza wśród inteligencji) jako warunek konieczny przetrwania białej rasy.

 

Alt-right jest ruchem cywilizacyjnym, to znaczy takim, który za swój docelowy zasięg uznaje całą cywilizację zachodnią, cywilizację białego człowieka. W przeciwieństwie do powszechnie panującej idei, nie uznaje naszej cywilizacji za coś uniwersalnego, co może być przeszczepione na inne rasy i dalej funkcjonować jak dobrze naoliwiony mechanizm. Zgodnie z tą myślą społeczeństwa są konstruktami rasowymi, są przejawem biologicznej unikalności danej ludzkiej populacji. Cywilizacja zachodnia jest więc specyficzna dla nas i właściwa tylko białym ludziom i jako taka stanowi wartość, o którą należy walczyć.

 

Alternatywna prawica jest ruchem metapolitycznym. Oznacza to, że celem jego działań jest dokonanie zmian w ludzkiej świadomości, zmiana kultury, wytworzenie nowego paradygmatu, który zastąpi ustępujący paradygmat wszechobecnego egalitaryzmu, jaki zakorzenił się w naszej cywilizacji przy końcu lat 60 XX wieku. Polem działania jest kultura, a zmiana polityczna jest następstwem zmian dokonywanych na tym polu, nie odwrotnie. Można powiedzieć, że pod względem sposobu działania alternatywna prawica jest odbiciem kulturowego marksizmu, tylko działającym w innym kierunku. Jeśli walka na polu kultury zakończy się w przyszłości sukcesem, obecny paradygmat multikulturalizmu i rasowego egalitaryzmu zostanie zastąpiony uznaniem biologicznej unikalności różnych ludzkich populacji oraz ich prawa do posiadania, właściwych jedynie sobie państw etnicznych. Ochrona zarówno dziedzictwa kulturowego jak i dziedzictwa biologicznego będzie uznana za coś oczywistego i koniecznego.

 

Jeśli chodzi o kwestię religii w ruchu alt-right to należy podkreślić, że sam ruch nie jest ruchem religijnym, gdyż centralną częścią samej idei jest etniczny nacjonalizm, który nie determinuje jednoznacznie podejścia religijnego. Jednakże sama religia bywa uznawana za praktykę jednoczącą ludzi i będącą spoiwem kultury oraz stanowiącą jeden z fundamentów organizacji życia społecznego. W praktyce dominujące religie to różne odłamy chrześcijaństwa i różne odłamy etnicznego pogaństwa oraz ateizm i agnostycyzm.

 

Przykładowe portale internetowe związane i propagujące ideologię alt-right to portal AltRight.com[3], Red IceCreations[4], American Renaissance[5], organizacja Identity Evropa[6], wydawnictwo Arktos[7]

W kontekście ideologii alt-right w internecie można natknąć się na różne zwroty i skróty, których znaczenie może nie być oczywiste. Oto wyjaśnienie kilku z nich:

- Alt-lite – Lżejsza wersja ideologii alt-right. Alt-lite nie wyznaje etnicznego nacjonalizmu, raczej nacjonalizm kulturowy, nie zajmuje się kwestią różnic rasowych oraz kwestią wpływu Żydów. Uznaje tradycyjne wartości rodzinne, głosi konieczność walki o zachowanie zachodniej kultury i cywilizacji, występuje przeciwko islamizacji Europy i Ameryki oraz zwalcza polityczną poprawność i skrajną lewicę.

- Red pill – czerwona pigułka – Nawiązanie do filmu Matrix. Neo połyka czerwoną pigułkę i dowiaduje się o istnieniu Matrixa, udaje mu się wyjrzeć poza kurtynę i dojrzeć rzeczywistość taką, jaką jest ona naprawdę, wyzbywając się przy tym złudzeń, w których tkwił do tej pory. Analogiczne znaczenie ma to w kontekście ideologii alt-right. Zwrot używany jest także przez ludzi z alt-light, tylko w odpowiednio zmienionym znaczeniu.

- SJW (SocialJustice Warrior) – wojownik sprawiedliwości społecznej, oznacza skrajnie lewicowego aktywistę. Pod to pojęcie podpadają ludzie forsujący poprawność polityczną, feministki, marksiści kulturowi, piewcy multikulturalizmu, miłośnicy islamu itd.

- JQ (JewishQuestion) – kwestia żydowska.

- (((*))) – Zapisanie słowa w potrójnych nawiasach jest sugestią, że tak naprawdę odnosi się ono do Żydów.

- Cuck (Rogacz) – Oryginalnie, mężczyzna zdradzany przez żonę, wychowujący owoce tej zdrady jako własne dzieci i niewidzący w tym żadnego problemu. Znaczenie memu jest podobne do znaczenia oryginalnego, używane tylko w kolektywnym kontekście białej rasy. Pejoratywne określenie na tych, którzy nie wykazują tożsamości rasowej, pozwalają na wydziedziczenie białych ludzi z ich własnych państw.

- Cuckservative – Zbitka słów cuck i conservative, termin ukazujący stosunek alt-right to tradycyjnej prawicy w Ameryce, którzy mimo nazywanie się konserwatystami, nie byli w stanie zachować tego, co cenne dla przyszłych pokoleń, pozwalając na wypieranie białych ludzi ze swoich własnych państw.

- Pepe – kreskówkowa żaba, która stała się internetowym memem wykorzystywanym często przez osoby identyfikujące się z alt-right. Liga Przeciwko Zniesławieniu (Anti-DefamationLegue) uznała tę żabę za symbol propagujący nienawiść, rasizm i antysemityzm.

- Kek – egipski bóg z głową żaby. Po tym jak żaba Pepe zaczęła być wykorzystywana powszechnie, jako symbol poparcia Trumpa i symbol idei niepoprawnych politycznie, egipski bóg Kek doczekał się powiązania go z podobną symboliką. Na bazie tego słowa powstało humorystyczne (ale nie prześmiewcze)określenie Kekistan, będące symbolem przyszłego, etnicznego państwa białej rasy.

 

 

Bartłomiej Samborski

 

[1] Jared Taylor, Race Differences in Intelligence, https://www.youtube.com/watch?v=6SJNVb0GnPI

[2] Kevin MacDonald, The Origins of the White Man, https://www.youtube.com/watch?v=7ZLD31C3cdE&t=184s

[3] Altright.com, https://altright.com/

[4] Red Ice Creations, https://redice.tv/

[5] American Renaissance, https://www.amren.com/

[6] Identity Evropa, https://www.identityevropa.com/

[7] Wydawnictwo Arktos, https://arktos.com/

 Tegoroczny czerwiec jest pełen ciekawych wydarzeń dla politycznych obserwatorów. Opozycja nazywana obecnie popularnie „totalną” w imię swoich liberalnych wartości zablokowała pochód zorganizowany z okazji kolejnej miesięcznicy smoleńskiej.

Na podstawie tego wydarzenia można wyciągnąć kilka wniosków:

 

1. Fizyczne blokady manifestacji i inicjatyw niezgodnych z poglądami demoliberalnymi są zdaniem szeroko pojętej opozycji słuszne.

2. Część opozycji wraz z jej autorytetami pokroju Władysława Frasyniuka uważa, że wróciły czasy tłumienia wolności rodem z Polski Ludowej.

3. Ruch „Obywatele RP” zaczynający od małej grupy byłych pacyfistycznych aktywistów z czasów PRL, w poprzednim roku jeszcze powszechnie uznawany za niepoważny lub zbyt radykalny, wysuwa się na czołówkę opozycyjnych formacji, mobilizując do swoich akcji z łatwością nie tylko zwykłych opozycjonistów, ale także popularnych polityków.

4. Blokujący, między innymi w imię wolności słowa, tuż obok blokady zbierali podpisy za delegalizacją ONR-u.

 

Pierwszy punkt każdemu szturmowemu czytelnikowi będzie się kojarzyć z hipokryzją, a gdyby można było ją stopniować, to z jej najniższą formą. Fizyczna blokada miesięcznicy smoleńskiej jest słuszna, blokada Parady Równości przez nacjonalistów już nie. Blokada marszu rocznicowego ONR jest słuszna, blokada sztuki teatralnej przez między innymi ONR-owców już nie. To ostatnie skomentowała aktorka Maja Ostaszewska, pretendująca do jednego z czołowych autorytetów opozycji: „Pod Teatrem Powszechnym zdarzyło się coś co miało znamiona terroryzmu.”. Co ciekawe, dwójka byłych przewodniczących partii Zieloni wytknęła tę hipokryzję blokującym miesięcznicę. Agnieszka Grzybek podejmując temat Parady Równości i bicia brawo przez maszerujących policji, która pacyfikowała blokadę została na portalu społecznościowym zalana negatywnymi komentarzami. Odpowiadał na nie Adam Ostolski, który wytknął opozycji projekt zaostrzenia prawa o zgromadzeniach, który podpisał Bronisław Komorowski będąc prezydentem.

 

Na temat drugiej kwestii można napisać wielostronne wypracowanie, a i ono nie wyczerpałoby tego tematu. Sposób usunięcia blokady przez policję wielu opozycjonistom miał kojarzyć się ze scenami z czasów Polski Ludowej. Reprezentuję pokolenie urodzone już w czasach III RP, jednak wedle mojej wiedzy trudno nawet wyobrazić sobie, żeby Milicja Obywatelska traktowała opozycję tak delikatnie i to mimo popychania funkcjonariuszy (Frasyniuk). Mógłbym za to po raz kolejny do znudzenia opowiadać i pisać na temat wykorzystywania resortu siłowego w czasach rządów obecnej opozycji, co już na łamach SZTURM-mu wielokrotnie podejmowałem. Internauci jednak opozycję w ten sposób wykpili, publikując montaże filmowe z czerwcowej blokady Obywateli RP i pacyfikacji demonstracji z czasów rządów Platformy. Idąc dalej: gdy opozycja tak chętnie szafuje hasłami o dyktaturze, totalitaryzmie, faszyzmie i nacjonalizmie w stosunku do obecnego rządu, jest to zwyczajnie zabawne. Jednak gdy bez konsekwencji robią to osoby z tytułami profesorskimi, można zacząć sobie zadawać pytanie, czy już niski poziom polskiej mentalności politycznej może być jeszcze niższy?

 

Środowiska demoliberalne rzadko kiedy posuwały się do fizycznych blokad, bądź akcji bezpośrednich. Dziś jesteśmy świadkami takiej rzadkiej chwili. Ruch „Obywatele RP” sumiennie przeprowadza kontrowersyjne akcje, starając się radykalizować opozycję. W czasie ostatniego Marszu Niepodległości otwarcie starali się wywołać zamieszki, próbując udowodnić, iż tradycyjne rozruchy z poprzednich lat będą mieć miejsce także za rządów PiS. W kwietniu przeprowadzili blokadę marszu ONR zapraszając formacje antyfaszystowskie. Jak ocenić radykalizację dyskursu politycznego pośród środowiska demoliberalnego? Z perspektywy nacjonalistów oczywiście pozytywnie. Organizacje narodowe były przez znaczną część społeczeństwa kojarzone z działaniami bojówkarskimi, które były wręcz niemożliwe do wybronienia medialnie, co było jedną z przyczyn szeroko rozumianego „ugrzeczniania” się ruchu, czy odcinania się od przemocy w poprzednich latach. Zradykalizowanie się opozycji daje więc środowisku nacjonalistycznemu obecnie cały szereg argumentów, by jednak odrzucono ten kierunek. Można dojść do wniosku, na podstawie znacznego wzrostu akcji bezpośrednich wymierzonych w środowiska demoliberalne i lewicowe w tym roku, że tak się już dzieje. Zapewne ta sytuacja będzie trwać do końca rządów PiS, a nacjonalistom będzie przybywać argumentów za radykalnymi działaniami.

 

Hipokryzja w postaci głoszenia wolności słowa z równoczesnym jej odbieraniem przeciwnikom politycznym przez środowiska demoliberalne jest powszechnie znana. W kontekście ONR trudno nie zauważyć, że organizacja stała się dla opozycji pewnym symbolem radykalizmu z drugiej strony, który należy zwalczać i delegalizować. Powodem takiej sytuacji jest medialność tej organizacji oraz historyczne dziedzictwo. Młodzież Wszechpolska której działalność niewiele się różni od tej pierwszej formacji, nie jest już tak kontrowersyjna dla mediów i polityków, o radykalniejszych organizacjach i grupach nacjonalistycznych nie wspominając. ONR nosi „piętno” działalności bojówkarskiej lat 30-tych demonizowanej przez media i środowiska lewicowe i liberalne, z naszej perspektywy ta działalność historycznie jest postrzegana słusznie w sposób pozytywny. Jednak fakt tej radykalnej działalności (nie ma znaczenia dla liberalnego środowiska, że większość stronnictw politycznych ówcześnie stosowała bezpośrednią przemoc uliczną powszechnie na świecie) oraz delegalizacji ONR (przez władze autorytarne zwalczające przeciwników politycznych!) ma świadczyć o „faszyzmie” co ma być bezpośrednim powodem delegalizacji.

 

Bardzo znaczącą kwestią dla nacjonalistów w Polsce jest odpowiedź na pytanie, czy po rządach PiS (możemy mieć pewność, że jeśli nie PiS to Platforma obejmie władzę) prześladowanie nacjonalistycznego środowiska będziesz większe, niż w latach 2007-2015? Deklaracje delegalizacji ONR padają ze strony wszystkich stronnictw i partii należących do tzw. totalnej opozycji. Jednak takie deklaracje biorąc pod uwagę wiele obietnic ze strony Platformy, raczej nie należy traktować poważnie. Przykładem może być choćby obecny populistyczny sprzeciw wobec przyjmowania imigrantów, mimo zaakceptowania ilości „uchodźców” przez rząd Ewy Kopacz.. W przypadku rzeczywistej delegalizacji, która miałaby głównie charakter symboliczny, strukturom ONR niewiele by ona zaszkodziła, bowiem organizacja działałaby dalej. Biorąc pod uwagę, że to za rządów PO organizacje nacjonalistyczne przeżyły w Polsce renesans, można zaryzykować stwierdzenie, że zdelegalizowany ONR urósłby jeszcze w siłę. Właśnie za rządów demoliberalnej, skorumpowanej kasty nacjonalistom przybywa zwolenników, sprzeciwiających się takiemu stanu rzeczy. Delegalizacja ONR byłaby z góry bezprawna, a jej fakt stałby się kolejnym argumentem do walki z systemem. Nawet jeśli do tej delegalizacji nie dojdzie, nacjonaliści muszą być przygotowani na to, że wrócą represje znane z poprzednich rządów. Jest to niestety kwestia czasu.

 

 

Witold Jan Dobrowolski

 

 

 

 

 

 

Do momentu, w którym zapoznałem się z twórczością Daniela Friberga, uważałem współczesną Szwecję za nic innego jak tylko kumulację wszystkiego, co najgorsze we współczesnej Europie. Oczywiście każdy szanujący się nacjonalista słyszał zapewne o jakiś tam Nordyckich Młodzieżach czy innych Nordyckich Ruchach Oporu albo o czyniących więcej medialnego szumu niż faktycznie działających Żołnierzach Odyna. Są to jednak, zdawałoby się, jedynie wyjątki potwierdzające regułę. O tytuł najbardziej liberalnego państwa świata mogłaby rywalizować ewentualnie Kanada, jednak nie jest celem tekstu wyłonienie zwycięzcy tych zapasów w szambie. Chciałbym za to, pozostając w stanie zaskoczenia tym, że to właśnie Szwecja posiada jedno z najbardziej aktywnych środowisk Nowej Prawicy w Europie, przyjrzeć się publikacji, która niejednemu człowiekowi Europy przywróci wiarę w zwycięstwo sił tradycji nad siłami chaosu. Zapraszam do lektury recenzji ,,Powrotu Prawdziwej Prawicy” wydanego przez wydawnictwo Capital.

Dzisiejszy świat stawia na rozwój, na nowości. Coś, co jest tradycyjne, nie jest już w modzie. Często wydaje się, że ludzie z nudów, szukając nowych wrażeń sięgają po to, co jest awangardowe. Kiedyś rodzina duża, w której był ojciec, matka i kilkoro dzieci, była naturalnym i normalnym zjawiskiem. Dziś, dla wielu ludzi, zwyczajnym wydają się być małżeństwa typu „2+1” (coraz częściej tym trzecim jest kot czy pies), związki partnerskie, związki na odległość, rodziny zrekonstruowane, konkubinaty czy też bycie po prostu singlem z wyboru. Ludzie dokonują tych wyborów z własnej wygody, nie skupiają się na tym jakie będą tego konsekwencje dla przyszłych pokoleń.

W dzisiejszych czasach coraz więcej małżeństw dochodzi do wniosku, że posiadanie dzieci nie jest dla nich. Nie mają pieniędzy, nie widzą się w roli rodziców, chcą pożyć własnym życiem, skupić się tylko na małżonku czy rozwoju kariery zawodowej – argumentów jest tyle, ile samych małżeństw. Coraz więcej młodych ludzi pragnie żyć wygodnie, bez wchodzenia w odpowiedzialne role. Świat nie stoi w miejscu, cały czas trzeba się rozwijać. Wydaje się, że posiadanie dzieci przeszkadza w ciągłym samorozwoju. Warto się zastanowić - czy w tej pogoni za pieniądzem, niespełnionymi marzeniami, nie warto skupić się na rodzinie, która da nam więcej szczęścia niż pieniądze czy sława? Jak mawia mądrość ludowa: Życie jest lżejsze, gdy obok masz kochająca rodzinę”. Zdarza się, że jednak takie małżeństwa decydują się na rodzinę nowoczesną, odrzucając zarazem te tradycyjną. Warto zastanowić się i przybliżyć czym różnią się te dwa typy rodzin. W tradycyjnej rodzinie jej członkowie starają się jak najwięcej czasu spędzać razem, ważne dla nich są także stosunki ze starszym pokoleniem. Matka zajmuje się domem, ojciec pracuje. W rodzinie nowoczesnej oboje rodziców pracuje, dzieci natomiast są oddawane do żłobków i przedszkoli. Nie ma w niej czasu na wspólne spędzanie czasu, każdy zajmuje się swoimi sprawami, przebywa ze swoimi znajomymi. W rodzinie tradycyjnej mamy do czynienie z większą ilością dzieci. Nowoczesna stawia na góra dwójkę, ponieważ na więcej nie stać, bądź rodzice nie mają czasu ani ochoty mieć większej ilości potomstwa. Bardzo negatywnym aspektem, który od kilkunastu lat zaczął się pojawiać, są związki homoseksualne, które pragną mieć dzieci, dlatego też je adoptują. Zdania na temat zgody na to w społeczeństwie są podzielone. Ci, którzy są za tradycją i rzeczywiście skupiają się na dobru dziecka, są przeciwni temu. Dlaczego? Dziecko do prawidłowego rozwoju psychicznego i społecznego potrzebuje obu wzorców płciowych. W wychowaniu dziewczynki np. matka przekazuje jej te normy postępowania, które są zgodne z płcią żeńską. Przygotowuje córkę do przyszłej roli kobiety, żony i matki. Wbrew pozorom, ojciec pełni bardzo ważną rolę w życiu dziewczynki. Jego zadaniem jest zadbanie o jej poczucie własnej wartości, a także wykształcić u niej odpowiednią postawę wobec mężczyzn. W rodzinie homoseksualnej nie byłoby to możliwe. Kobieta nie jest w stanie zastąpić mężczyzny, ponieważ jej psychika istotnie różni się od psychiki mężczyzny. Podobnie jest na odwrót. Ojciec nie potrafi przekazać tego, co potrafi tylko kobieta, choćby nie wiem jak był zniewieściały. Dlatego też wychowanie w rodzinie tradycyjnej jest tak znaczące. Myślę, że mało kto z nas chciałby być wychowywany przez dwie mamusie, albo dwóch tatusiów.

Po co tradycja?

Często nawet nie zastanawiamy się, czemu służyć ma wychowanie w rodzinie tradycyjnej. Taka rodzina ma za zadanie wychowywać zgodnie z tradycjami, czyli tym, co było przekazywane z pokolenia na pokolenia od wieków. „W jakim celu?” zapytamy. Z łaciny samo słowo „traditio” oznacza „przekazywanie”. Przekazywanie treści kulturowych, czyli tego, co jest dorobkiem danej kultury. Są to normy, zwyczaje, poglądy. Dlatego zadaniem rodziny tradycyjnej jest wychowywanie w imię tych norm postępowania, które obowiązują w społeczeństwie od dawien dawna. Jeśli nie zadbamy o przekazywania wartości, które obowiązują w naszej kulturze od wieków, to co zostanie nam? Wychowywanie w rodzinie, w której jest mama, tata i kilkoro dzieci, jest jak najbardziej zgodne z tradycją polską. Normalny proces socjalizacji (proces nabywania przez jednostkę systemu wartości, norm oraz wzorów zachowań, obowiązujących w danej zbiorowości) tylko wtedy może mieć miejsce. Dzieci czerpią wzorce postępowania od obojga rodziców. Matka dba o ciepło „ogniska rodzinnego”, jest wzorem kobiety, jest czuła i opiekuńcza. Ojciec troszczy się natomiast o dobra materialne, jest wcieleniem męstwa, odwagi, a zarazem troski. Jaka jest rola rodzeństwa? Jesteśmy istotami stworzonymi do życia w grupie. Dlatego od najmłodszych lat powinniśmy uczyć się tego, jak żyć i funkcjonować w społeczeństwie. Mamy do tego lepsze warunki, kiedy mamy rodzeństwo i wychowujemy się z nim. Od małego uczymy się dzielić z innymi, opiekować, dbać. Wychowywanie dwójki czy trójki dzieci to skomplikowany i wielowątkowy proces. Jednocześnie jednak jest to ogromna szansa, aby dzieci szybciej i sprawniej nauczyły się radzić sobie z problemami, wykształciły własną osobowość i charakter, co bez wątpienia przyda się im w ich przyszłym życiu. Ponadto, posiadanie brata czy siostry to również zupełnie nowy zakres obowiązków i doskonała okazja na ćwiczenie umiejętności społecznych, jak współpraca, a nawet walka o swoje. Najważniejsze jest jednak to, że rodzeństwo najczęściej łączy mocna więź, która pozwala im czuć się bezpiecznie i kształtuje w dzieciach przekonanie, że cokolwiek by się nie działo zawsze będzie ktoś do kogo będą się mogły zwrócić.

Istotną kwestią w rodzinie tradycyjnej pełni chrześcijaństwo, choć pewne ,,najważniejsze wartości” jak szacunek do starszych, miłość do najbliższych oraz troska o nich, były wpajane dzieciom jeszcze na długo przed chrztem Polski. Jednak to chrześcijaństwo od prawie tysiąclecia, jako element naszej kultury, wzywa do wychowywania w tradycyjnym modelu rodziny.

Wychowanie ku patriotyzmowi

Wychowanie w zgodzie z tradycją narodu ma za zadanie wychowywać patriotów. W polskiej kulturze od wieków wychowywano ku patriotyzmowi. Patrząc wstecz możemy dostrzec miłość do ojczyzny naszych rodaków, którzy ginęli za naszą ojczyznę. Często były to dzieciaki, które nie bały się poświęcić swojego życia dla ukochanej Polski. Dzieciaki, które cierpiały, abyśmy my mogli żyć w wolnej Polsce. Mieli często po kilka, kilkanaście lat. Wychowanie powinno zawierać w sobie wychowanie do patriotyzmu. Patriotyzmu, czyli miłości do swojej ojczyzny, a także patrzenia w teraźniejszość i przyszłość. Jeśli nasze dzieci nie będą wychowywane w duchu tej miłość, to kto będzie dbał o nasz kraj? Skoro nie będą czuły one potrzeby, aby walczyć o dobro swoje i swoich rodaków, to kto wie, czy Polska będzie istniała na mapach świata za kilkadziesiąt lat, skoro mało kto będzie stawał do walki o nią? Patriotyzm to także walka o przetrwanie wartości zakorzenionych w narodowej tożsamości. Każda miłość powinna być wyrażana w czynach. Tak samo jest z miłością do ojczyzny. Jest ona bowiem miejscem, które jest „nasze”, nie jesteśmy gośćmi, przybyszami, ale jesteśmy u siebie. Jestem i chcę tu być. Ale z tego tytułu płyną także obowiązki wobec tego Miejsca. Wielu Polaków rozumie pojęcie „patriotyzm” jako gotowość walki za Ojczyznę. Jednakże, także w czasach pokoju należy dbać o Nią. Istotnym przejawem patriotyzmu jest interesowanie się tym, co dzieje się w naszym kraju. Ważna jest dobra znajomość jej historii i kultury, tradycji i wartości, a także obecnych uwarunkowań i potrzeb, o co starają się, zadbać program nauki szkolnej. Jednakże, duże znaczenie pełnią w tej sytuacji także rodzice, którzy to jako pierwsi powinni zaszczepić w swoich dzieciach chęć do poznawania dziejów oraz tradycji Ojczyzny. To zachęcanie do czytania mądrych publikacji na ten temat, rozmowy o tradycjach i zwyczajach, znajomość wysiłku i dorobku poprzednich pokoleń Polaków, poznawanie życiorysów wyjątkowych rodaków, a wreszcie respektowanie świąt narodowych, znajomość dat i wydarzeń istotnych dla losów ojczyzny to postawy, bez których patriotyzm nie byłby możliwy. Dlaczego rodzina ma takie znaczenie w wychowywaniu patriotów? Ponieważ to w niej wzrastamy, rozwijamy się, przygotowujemy do funkcjonowania w społeczeństwie. Jeśli rodzina nas nie wychowa to kto? Rodzina, jako główna i najmniejsza grupa społeczna, ma za zadanie przygotować nas do tego. Dzieci, w których wszczepiana jest miłość do Ojczyzny, w przyszłości same założą własną rodzinę i będą w niej przekazywać wartości, które miały wpajane we własnej rodzinie. Tylko tradycyjna, pełna rodzina może stanowić siłę narodu. Przykład Niemiec, w których sami Niemcy w przyszłości być może (jak wskazują prognozy) będą stanowili mniejszość, ukazuje do czego mogą doprowadzić związki czy małżeństwa homoseksualne, które jak wiadomo, nie mają funkcji prokreacyjnej. Mądre wychowanie jest podstawą patriotyzmu rodzin. Madre wychowanie, czyli wychowanie do rozwoju. To zadbanie o wszechstronny rozwój przyszłych, pełnoprawowitych obywateli. Należy przygotowywać dzieci do rozwoju fizycznego, psychicznego, duchowego. Tylko świadomi obywatele mogą coś zrobić dla własnego kraju i nie dadzą sobie „w kaszę dmuchać”. Biedna jest ojczyzna, jeśli większość jej mieszkańców to ludzie, którzy są naiwni i bezkrytyczni, którzy żyją w świecie kłamstwa i oszukują samych siebie. Nie potrafią, lub też nie chcą poszukiwać prawdy. Silna jest natomiast ta ojczyzna, w której większość obywateli to ludzie zdolni do trzeźwego myślenia, do krytycznego obserwowania rzeczywistości, do wyciągania logicznych wniosków z obserwacji życia czy do uczenia się na błędach popełnianych przez samych siebie czy przez innych ludzi. Właśnie takich obywateli wychowuje rodzina tradycyjna. Tylko taka rodzina ma szansę ukształtować człowieka, dla którego dobro drugiej osoby, a co za tym idzie, społeczeństwa i całego narodu, jest najważniejsze?

Niestety, coraz częściej nasza własna wygoda, wpływ innych, brak wiary we własne możliwości doprowadza, że zapominamy o tym, co ważne. Tradycja ma służyć przyszłości, łączy czasy przeszłe z tym, co dopiero nastąpi. Kto jak nie my powinniśmy o to zadbać. Skutki teraźniejszych naszych uczynków odczują przyszłe pokolenia. Sama rodzina spełnia pewne obowiązki wobec państwa i narodu. Najlepsze warunki ku temu ma rodzina tradycyjna, w której przekazywanie wartości i norm kulturowych jest naturalnym zjawiskiem. Rodzina tradycyjna już samą strukturą spełnia obowiązek wobec ojczyzny, ponieważ w niej rodzą się przyszli obywatele. Kraj, w którym rodzi się coraz mniej dzieci, niewątpliwie w przyszłości będzie miał problem, gdyż nastąpi śmierć naturalna naszego narodu. Rodzina tradycyjna stawia nie tylko na ilość, ale także na jakość, ponieważ wychowuje do patriotyzmu. Dlatego więc uważam że, rodziny wielodzietne a przy tym tradycyjne, powinny być promowane, a jak moim zdaniem powinno się to odbywać , oraz jak państwo powinno je wspierać, tego dowiecie się w kolejnej części mojego artykułu.

Kacper Sikora

Naprzód! Przed nami cały dzień,

A w sercach gra odwaga!

Nędzarzem jest, kto się nie zmaga,

I kto się trwożnie walczyć wzdraga…

Do szturmu! Jeszcze dzień!

Rozwiniemy na wietrze sztandary,

Niech jak orły nam załopocą!

Skona dzień, to pójdziemy nocą,

To się zorze nad nami wyzłocą!

Do szturmu! Jeszcze dzień!

- „Szturm”, utwór zespołu Tormentia

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:19

Grzegorz Ćwik - O przyszły ustrój dla Polski

Obecnie funkcjonujący w Polsce nacjonalizm, rozumiany jako prąd przede wszystkim narodowo-radykalny, dąży niewątpliwie do kompleksowego i całościowego przebudowania warunków życia Narodu; politycznych, społecznych, ekonomicznych, kulturowych. Taki zamysł śmiało można nazwać rewolucyjnym. Składają się na to trzy składniki, które determinują takie nazewnictwo: kompleksowość i komplementarność planowanych zmian, planowany poziom zmiany względem obecnego stanu oraz generalnie całościowe zanegowanie stanu Państwa i Narodu na dzień dzisiejszy, jako patologicznych i w długiej perspektywie śmiertelnych dla substancji narodowej.
Tak rozumiana rewolucja narodowa, biorąc pod uwagę jej całościowy zamiar, powinna być realizowana wedle konkretnej i określonej wizji. Sama negacja obecnej sytuacji to stanowczo za mało, tym bardziej, że nie tylko nacjonaliści krytykują demoliberalny kapitalizm, ale też liczne inne środowiska (anarchiści, marksiści, socjaldemokraci, etc.). Krótko mówiąc; dysponować musimy przynajmniej twardym szkieletem programu pozytywnego, a więc podstawowymi propozycjami zmian i transformacji, jakie chcemy przeprowadzić w Polsce. Jednym z najczęściej przez nas krytykowanych elementów jest ustrój polityczny naszego państwa, który istnieje od 1989 roku, a ostatecznie usankcjonowany został konstytucją z 1997 roku. Demokracja parlamentarna w wydaniu partyjnym i liberalno-kapitalistycznym jest traktowana przez nacjonalistów jako wcielenie najgorszego zła, przyczynę niezliczonych patologii i postępującego powoli upadku Narodu. Oczywiście, pogląd taki jest w gruncie rzeczy bardzo słuszny. Jednak podstawowe pytanie jakie się nasuwa przy tak silnym negowaniu obecnego systemu, jest to jakim ustrojem go zastąpić. Niestety, tutaj pojawia się ogromny rozdźwięk – między bardzo ostrą i kompleksową retoryką wymierzoną w obecny system parlamentarny, a właściwe brakiem jakichkolwiek konkretnych propozycji zmiany. Słyszeliśmy oczywiście z ust wielu polityków narodowych (lub za takowych chcących uchodzić), że celem jest „demokracja narodowa”, „ustrój służący Narodowi”, etc. Co to oznacza w praktyce? Tak naprawdę kompletnie nic, przeciętny obywatel nie widzi w tym żadnej alternatywy, bo i widzieć jej nie może.
Postuluję więc abyśmy my, nacjonaliści, jako środowisko aspirujące do prawdziwie rewolucyjnej przemiany całości życia Narodu, wypracowali przynajmniej zarys projektu przyszłego ustroju politycznego naszego państwa.
Żeby była jasność – poniższe rozważania nie są w żadnym stopniu propozycją takiego projektu. Moim celem jest przede wszystkim znalezienie odpowiedzi na pytania o to jakie cele ma realizować taki narodowy ustrój, co zabezpieczać, jakim celom służyć, jakim wymogom musi sprostać i jakie warunki musi spełniać. Oczywiście odpowiedzi mam zamiar udzielić z punktu widzenia interesu Narodu, jego rozwoju i niezbywalnych praw. Z tak utworzonej podstawy mam nadzieję, że będziemy mogli w przyszłości przejść do prawnych i ustrojowych konkretów.


Dwie kwestie chciałem poruszyć na wstępie. Pierwsza to krótka analiza obecnego systemu politycznego Polski. Jak już wspomniałem, w Polsce w okresie 1989-1997 doszło do ustanowienia ustroju demokracji parlamentarnej typu przedstawicielskiego, opartego o partie polityczne. Te, poza jednym wyjątkiem (KPN), dzieliły się przez długi okres na czas obóz postkomunistyczny (przede wszystkim SLD) oraz postsolidarnościowy (ZChN, PC, AWS, UW, PiS, PO – żeby wymienić największych tylko graczy). Ustrój ten w teorii miał być, po 45 latach totalitaryzmu komunistycznego, sposobem na praktyczne wprowadzenie postulatów demokratycznych, wolnościowych, niepodległościowych, jak również obywatelskich i społecznych. Wybierani w regularnych wyborach przedstawiciele mieli reprezentować interesy swojego elektoratu i tym samym system miał zapewniać wpływ Narodu na całokształt polityki. Tyle teoria, przynajmniej ta przedstawiana w celach propagandowych i w oficjalnych wypowiedziach. Jak wiemy w praktyce obecny ustrój nigdy nawet nie zahaczył o próbę faktycznego realizowania postulatu przedstawicielstwa i wpływu zwykłych obywateli na państwo i jego aparat administracyjny. Wynika to z wielu przyczyn: konstytucja zakłada, że wybierani politycy nie mogą być zobowiązani żadnymi instrukcjami wyborczymi; politycy i urzędnicy de facto nie odpowiadają karnie i administracyjnie, jak również swoim majątkiem, za skutki podejmowanych decyzji; całość polityki i politycznego dyskursu opiera się o media, które zajmują się przede wszystkim manipulacją i kreowaniem wizji swojego obozu politycznego; partie polityczne są przede wszystkim sposobem realizacji interesów swojego środowiska i grup lobbystycznych a nie interesów ludzi, którzy popierają te partie. Oczywiście, przyczyn jest takich z pewnością dużo więcej, jednak sądzę, że powyższe w kontekście instytucji naszej demokracji są najważniejsze.
Skutkiem funkcjonowania od ponad ćwierć wieku tego chorego ustroju jest szereg patologii i zjawisk, jakie niszczą narodową spoistość Polaków. Korupcja, nepotyzm, generalnie brak realizowania długofalowych i systematycznych planów (na różnych płaszczyznach – ekonomia, edukacja, etc.) – żeby wymienić tylko kilka najważniejszych. Według mnie podstawowe najważniejsze problemy to: brak realizowania polityki będącej funkcją celów i interesów narodowych, oraz brak realnego wpływu Narodu na to co robią politycy. W efekcie obecny ustrój służy przede wszystkim rozlicznym grupom wpływu – postkomunistycznym elitom oraz postsolidarnościowym działaczom. Do tego dochodzą wpływy zachodniego kapitału oraz międzynarodowych korporacji. Całkowicie zatraca się podstawowy dla nas, jako nacjonalistów, cel polityki – rozwój Narodu i realizacja jego interesów.


Drugim aspektem jaki chciałem poruszyć jest prawicowy dyskurs na temat reformy ustroju politycznego Polski. Otóż większość pomysłów i planów wywodzących się od nacjonalistów w tej materii oscyluje wokół ustroju autorytarnego lub „prezydenckiego”, przy czym zazwyczaj nie różnią się one niczym od siebie, poza nazwą – „ustrój prezydencki” to po prostu termin używany przez osoby, które boją się oskarżeń o zbytni radykalizm. Wydaje się jednak, że ustrój autorytarny przeciwstawiany demokracji, w optyce narodowej funkcjonuje trochę jako mit dobrego cara-batiuszki. Oto bowiem wedle tej wiary parlament pełen złych i skorumpowanych polityków zastąpiony zostanie przez prawdziwego „ojca Narodu”, który posiadając kompetencje w każdej dziedzinie życia, doprowadzi do natychmiastowej poprawy stanu państwa i Narodu. Dyktator vel prezydent oczywiście będzie miał na widoku jedynie dobro Narodu, otoczony zostanie tyko przez najlepszych doradców i ministrów, a dzięki obaleniu demokracji proces decyzyjny będzie szybszy i sprawniejszy. Gwarantem tego zaś będzie… No właśnie. Tak naprawdę to wyłącznie projekcja i nadzieja osób popierających rozwiązania autorytarne, że taki model ustrojowy nie stanie się jeszcze większym i bardziej skorumpowanym bagnem niż jest obecnie. Wiele osób nie dostrzega podstawowego problemu takiego wariantu. Otóż zakładana skuteczność, uczciwość i nacjonalizm ustroju autorytarnego zasadzać może się właściwie jedynie na nieskazitelnej postawie ludzi, którzy w takim ustroju byliby rządzącymi. Żadne inne formalne, prawne czy proceduralne obostrzenia nie gwarantowałyby należytego poziomu kontroli Narodu nad klasą rządzącą. Niestety, zarówno doświadczenie ostatnich 30 lat naszej historii, jak i w szczególności tego w jaki sposób w parlamencie funkcjonują rzekomo „narodowi” posłowie (vide afera związana z Adamem Andruszkiewiczem i jego wojażami samochodem na nasz koszt, w sytuacji gdy nie legitymuje się on posiadaniem prawa jazdy czy nawet kierowcy) każe z całą pewnością stwierdzić, że po politykach w żaden sposób nie możemy spodziewać się ideowości, uczciwości i działania w duchu narodowym.


Ponadto pamiętajmy, że jesteśmy nacjonalistami, a więc Naród dla nas jest podmiotem, a nie stadem biernych wyborców. Skoro chcemy aktywizować Polaków, pragniemy ich uświadomienia, dążymy do ustroju i polityki prawdziwie narodowej, to niezwykle nielogiczne byłoby dążenie do wprowadzenia rozwiązania, które pozwoli wąskiej grupie stać się zarządcami naszego kraju, przy jednocześnie pełnej izolacji tak samo od Narodu jak i od możliwości rozliczenia i odpowiadania za swoje czyny.
Pytanie jakie dodatkowo powinniśmy zadać brzmi, czy faktycznie można realizować autorytarnie politykę i jednocześnie oczekiwać, że będzie ona faktyczną odpowiedzią na oczekiwania, potrzeby i problemy społeczeństwa. Moim zdaniem praktycznie wszystkie przykłady historyczne i współczesne każą odpowiedzieć negatywnie. Polityka autorytarna de facto zawsze będzie wyizolowana od ogółu ludności, a proces jej korupcji i nepotyzmu postępować będzie szybciej niż w systemach demoliberalnych.
Rzeczą jaką poruszyć trzeba jeszcze, zanim przejdziemy do odpowiedzi na postawione we wstępie pytania, to kwestia ustalenia tego czego w żaden sposób nie możemy tolerować w nowym ustroju Polski i na co nie możemy sobie pozwolić.
Podstawowa sprawa to element, który obecnie jest chyba jeszcze silniej zarysowany niż w PRL-u: bardzo ostry podział na rządzących i rządzonych, przy czym obie te grupy funkcjonują w całkowitej izolacji. Ani społeczeństwo nie ma praktycznie możliwości na wpływanie na klasę rządzącą, ani ci ostatni nie czują potrzeby ani chęci aby w ogóle wysłuchać Narodu. W efekcie klasa polityczna realizuje cele przede wszystkim swoich stronnictw, grup poparcia i zagranicznych ośrodków.
Ogromnym problemem jest to, że całość opracowywania i realizowania polityki koncentruje się de facto w parlamencie. Tutaj arbitralnie, bez łączności z szerokimi masami społecznymi, opracowywane są przed odseparowanych od Narodu urzędników, ustawy i prawa. Wiemy doskonale jak często są one zwykłym bublem lub wręcz pisane są na zamówienie.
Ponadto obecny ustrój oparty o tradycyjne partie polityczne umożliwia na funkcjonowanie wielu patologii życia politycznego: nepotyzm, korupcję, zwykłe złodziejstwo, jak również partactwo i niekompetencje.
Reasumując powyższe dwa zastrzeżenia: po pierwsze z rozlicznych, stricte nacjonalistycznych, pobudek uznać musimy, że ustrój autorytarny nie jest dobrym rozwiązaniem dla Narodu, a po drugie, że obecny ustrój jest przykładem tego, czego Polska musi się wystrzegać i wyplenić z całą mocą. Ponadto warto na marginesie zauważyć, że te właśnie patologie w ustroju autorytarnym-prezydencki najprawdopodobniej byłyby jeszcze nasilone i powszechniejsze.

Narodowy ustrój polityczny

Przechodząc do meritum tekstu, najpierw powinniśmy ustalić jakie cele realizować powinien nowy ustrój polityczny, a także co musi zabezpieczać.
Podstawowym celem ustroju politycznego jest sprawne funkcjonowanie państwa. Jednak jako nacjonaliści państwo rozumiemy przede wszystkim jako formalno-administracyjną emanację Narodu, które zabezpieczać musi przede wszystkim bezpieczeństwo oraz właściwy, zdrowy rozwój Narodu. I właśnie te dwa cele to kwestie jakie powinny być punktem wyjścia do ustalenia konkretnych metod i procedur ustrojowo-prawnych. Prawdziwie narodowe państwo to takie, które zorganizowano wedle zasad nie tyko umożliwiających, ale wręcz nakazujących realizację postulatu bezpieczeństwa oraz należytego rozwoju. Rozwój ten należy rozumieć szeroko: ekonomiczny (wzrost poziomu zamożności całego Narodu i walka z bieda oraz pauperyzacją), społeczny (likwidacja różnic społecznych i wszelkich patologii, społeczeństwo obywatelskie i świadome praw i obowiązków), geopolityczny (zapewnienie odpowiednich warunków do współpracy z bliskimi nam państwami i blokami państw, realizacja polskiej racji stanu w polityce zagranicznej).
Polacy w takim ujęciu powinni posiadać możliwość wpływania, lub wręcz wymagania na rządzących takich posunięć i decyzji, którym przyświecać będą te cele. Także w konkretnych dokumentach regulujących całość ustroju - przede wszystkim powinny być one zapisane w Konstytucji.
Novum w stosunku do sytuacji obecnej to możliwość natychmiastowego odwołania dowolnego urzędnika, jeśli zostanie stwierdzone, że sprzeniewierzył się on tym celom.
Na tej płaszczyźnie niezwykle ważna jest też rodzina. Jej interesy i znaczenie muszą być czymś, co konkretny ustrój, jeśli ma być uznany za narodowy, musi koniecznie uważać za niepodważalne wartości, których obronę musi zapewnić. Rodzina w naszym nacjonalistycznym ujęciu to nie jest dodatek, czy zbędny balast. To jeden z najważniejszych elementów całokształtu naszego życia, jednocześnie zaś mamy doskonale świadomość, że cały obecny zachód przesiąknięty jest ideami z gruntu wrogimi rodzinie. Tak więc ustrój, który w sposób podmiotowy traktuje rodzinę i zabezpiecza jej bezpieczeństwo to nasz cel.


Kwestią, która (jak dalej jeszcze wspomnę) jest dla nas kluczowa to edukacja. To w niej kryje się klucz do stworzenia Nowej, Wielkiej Polski, jak również do budowy Nowego Polaka. Kwestia świadomości, znajomości narodowych praw i obowiązków, gotowości do poświęcenia jak i walki o swoje prawa – to wszystko nasze cele na przyszłość. Są one na tyle ważne, że nowy ustrój polityczny musi w sposób jednoznaczny je zabezpieczyć. A gdy uda nam się je zrealizować, to osiągnięcie to także będzie musiało być odpowiednio usankcjonowane w sposób ustrojowy.
Patrząc na całość zagadnienia ustrojowego bardziej metapolitycznie i nawiązując do wcześniejszego podpunktu – musimy doprowadzić do dyskusji i wykształcenia praktycznych sposobów, które sprawią, że wprowadzony przez nas ustrój Polski będzie zabezpieczał swoisty stan świadomości. Jaki to stan? Narodowy, radykalny, kolektywny, pro-społeczny, a nade wszystko – odporny na wszelką truciznę ideową: kapitalistyczną, neoliberalną, marksistowską. Słowem, ustrój Polski musi być bastionem przed wszelakim relatywizmem i poglądem, który podważa nadrzędność interesów narodowych.
Oczywiście, są także dużo konkretniejsze, acz wynikające z powyższego, kwestie jakie musimy odpowiednio zabezpieczyć.
Kwestia geopolityczna i międzynarodowa wiążą się w polskim przypadku z ogromnym drenażem państwa przez obce siły. Mam na myśli zarówno obce mocarstwa, jak choćby USA, Rosję, Niemcy, jak i struktury ponadpaństwowe: Unię Europejską, Bank Światowy oraz wszelkie międzynarodowe korporacje. Ustrój prawdziwie narodowy musi nie tylko zabezpieczyć formalnie Polskie Państwo przed takim wpływem, ale także utrudnić, lub w miarę możliwości uniemożliwić, udział samych Polaków w takich działaniach. Znamy wszyscy liczne
casusy rozmaitych fundacji, stowarzyszeń etc., które finansowane z zagranicznych źródeł, de facto działają w obcym interesie, przeciwko Polsce i Polakom. Sytuacja taka jest anormalna i nie tylko należy temu przeciwdziałać i zachowania takie piętnować, ale przede wszystkim zastosować rozwiązania, które zwyczajnie to uniemożliwią.
Ponadto przy omówieniu kwestii Polski na mapie Europy i świata warto zastanowić się czy i w jaki sposób zabezpieczyć ustrojowe kwestie, które ułatwią utrzymanie należytej pozycji w układzie międzynarodowym. Krótko mówiąc – jakie rozwiązania najłatwiej pomogą Polsce w wzmacnianiu swej państwowości i znaczenia wobec potężnych sąsiadów.


Ważną kwestią jest całość zagadnień społecznych. Obecnie społeczny aspekt funkcjonowania naszego Narodu pozostawia bardzo dużo do życzenia. Podstawowe kwestie jakie zabezpieczone muszą być w sposób ustrojowy to zapewnienie każdemu Polakowi dostępu do mieszkania, pracy, usług medycznych, ubezpieczenia emerytalnego, pomocy w wypadku utraty samodzielności. Druga kwestia to walka z różnicami społecznymi rozumianymi przede wszystkim jako faworyzowanie przez system konkretnych grup społecznych kosztem innych. Oczywiście to wiąże się z kwestią zwalczania kapitalizmu. Krótko mówiąc „na starcie” wszyscy młodzi Polacy muszą mieć te same szanse, tak by o miejscu konkretnego człowieka w Narodzie decydowały tylko i wyłącznie jego walory, praca i wkład w życie Narodu i społeczeństwa.
Napomniałem już o kwestiach ekonomicznych. Te bowiem są jednymi z najważniejszych przy dyskusji o konkretnych rozwiązaniach i modelach ustrojowych. Wychodząc ze stanowiska
stricte narodowo-radykalnego odrzucamy oczywiście liberalny kapitalizm i mit niewidzialnej ręki wolnego rynku. Oczywistym jest więc, że na najbardziej podstawowej płaszczyźnie ekonomia realizowana w sposób społeczny, narodowy i kolektywny zabezpieczona musi być właśnie ustrojowo. Samo stwierdzenie w tym czym innym podpunkcie Konstytucji nie wystarczy, muszą za tym iść takie obostrzenia, które nie pozwolą w żaden sposób na wyzysk, celową pauperyzację części Narodu, ograniczanie praw pracowniczych.


Ustrój narodowy – jakie warunki powinien spełniać? Jakie wymogi mamy mu postawić?

Jako nacjonaliści odpowiedzieć musimy na powyższe pytania z punktu widzenia przebudowy Narodu i jego transformacji do nowego typu człowieka – świadomego swych praw i obowiązków.
Skoro z jednej strony odrzucamy ustroje dyktatorskie, a z drugiej traktujemy Naród podmiotowo, za oczywisty uznać musimy ten najbardziej podstawowy postulat, aby ustrój polityczny przede wszystkim zakładał udział Narodu w rządzeniu i funkcjonowaniu Państwa Polskiego. Rozdział na dwie kasty – rządzących i rządzonych, prowadzi do rzeczywistego uwstecznienia cywilizacyjnego, a przede wszystkim zamienia państwo narodowe w narzędzie do realizacji celów partii politycznych, wszelakich grup wpływu, ale na pewno nie Narodu. Powiedzieć to musimy sobie w sposób jednoznaczny: tylko udział Narodu jako całości w całościowym procesie rządzenia zapewni to, że Państwo faktycznie będzie opierało się o realizację interesów narodowych. Polacy nie mogą ograniczać się do pójścia raz na kilka lat do urn wyborczych i postawienia krzyżyka przy tym czy innym polityku. To nie jest rządzenie i aktywny w nim udział. W jednym z poprzednich swoich tekstów pisałem o tym, że warto nawiązać do przykładu Porto Allegre i funkcjonującej tam przez kilkanaście lat demokracji partycypacyjnej. Generalnym założeniem demokracji uczestniczącej jest kolektywne podejmowanie decyzji dotyczących najważniejszych kwestii związanych głównie z kwestiami lokalnymi. Te wypracowywane są na drodze kilkustopniowych form prowadzenia dyskusji i rozmów na konkretne tematy – tzn. dyskusje i rozmowy realizowane są najpierw na poziomie lokalnym, następnie zaś koordynowane i konsultowane są „wzwyż”, a więc w szerszym, ponad-lokalnym zakresie. Decyzje podejmowane są poprzez głosowania. Bardzo ważne jest funkcjonowanie elementów przedstawicielstwa – tutaj zazwyczaj pojawia zapomniana w Polsce instytucja instrukcji „wyborczych” (trafniejsza nazwa to instrukcja do glosowania czy instrukcja do reprezentacji). Najważniejsze w tych formach działania kwestie, jakie są omawiane a następnie decydowane to: podatki, budżety i ich przeznaczenie, prace budowlane, funkcjonowanie lokalnych społeczności, kontrola władzy i urzędników, pomoc społeczna i socjalna.
I taki właśnie sposób udziału Narodu w rządzeniu proponuję za punkt wyjścia do dalszej dyskusji nad modelem ustrojowym.
Oczywiście, sam udział i uczestnictwo to jeszcze nie wszystko, w końcu obecnie także Naród może uczestniczyć we władzy – przynajmniej teoretycznie. Poza tym niezbędne są elementy takie jak: kontrola i nadzór Narodu nad klasą rządzącą oraz możliwość natychmiastowego odwołania osób, które sprzeniewierzą się interesowi narodowemu. Wiąże się z tym także mój postulat jawności życia politycznego, co rozumiem jako funkcjonowanie wszelkich procesów politycznych i ustrojowych pod nadzorem Narodu. Wszelkie przetargi, umowy, negocjacje, sprawozdania etc. – jeśli Polacy nie będą mieli nad tym należytej pieczy, rozwój korupcji i partyjniactwa jest li tylko kwestią czasu.

Zagrożenia


We wszelkich kwestiach związanych z tak fundamentalnymi zagadnieniami musimy być realistami. Tak więc nie ma co się łudzić - przy opisywaniu ustroju opartego na powyższych postulatach, musimy zastanowić się jakie są dla niego największe zagrożenia.
Otóż na obecną chwilę śmiem twierdzić, że ogromnym zagrożeniem jest łatwość manipulacji naszego Narodu. Ze względu na bardzo niski poziom polskiej edukacji, jaki utrzymuje się od kilku dekad, jak również przez zgubny wpływ liberalnych i lewicowych mediów i propagandystów, na obecną chwilę Polacy są łatwo podatni na wszelkie antynarodowe wpływy, a przede wszystkim na różne odmiany liberalizmu. Z tego też powodu w powyższych rozważaniach wspominałem o konieczności zapewniania na poziomie ustrojowym odpowiedniej edukacji. Przy czym nie chodzi tu tylko o jej poziom merytoryczny – tak w treści, jak i realizującej to kadrze. Chodzi przede wszystkim o to, by młodych Polaków nauczyć samodzielnego myślenia opartego na świadomości narodowej oraz by uzbroić ich w swoisty repertuar środków, które uodpornią umysły na manipulację i drenaż. Łatwo bowiem sobie wyobrazić sytuację, gdy w ustroju politycznym opartym o moje propozycje nawet niewielka grupa agentów wpływu związanych z państwami zachodnimi, w stosunkowo prosty sposób postara się zdezorganizować należyte (czyli narodowe) działanie procedur państwowych. Z tego też punktu widzenia wychodziłem, stawiając takie a nie inne obostrzenia i warunki dla nowego ustroju Polski.

 

Podsumowując: wprowadzenie nowego ustroju politycznego dla Polski iść musi w parze z radykalnym, wręcz rewolucyjnym poprawieniem poziomu kształcenia na wszystkich szczeblach edukacji. Jako, że działaniami tymi nie zostaną z przyczyn oczywistych objęci ci, którzy edukację już zakończyli, zastanowić się powinniśmy jakimi środkami wychowawczymi, propagandowymi i innymi musimy się posłużyć, aby także tą grupę przynajmniej na najbardziej podstawowej płaszczyźnie uświadomić w duchu narodowym oraz antyliberalnym.
Takie działania pozwolą nam na stworzenia społeczeństwa prawdziwie obywatelskiego. Oczywiście nie mam tu na myśli tego, co demoliberalni politycy i intelektualiści zwykli rozumieć pod tym terminem, a więc zatomizowane, rozbite na niewielkie grupki i pojedyncze jednostki społeczeństwo, które miłuje się w ciągłej obronie praw człowieka, relatywizowaniu wszelkich prawd i wartości i wyszukiwaniu kolejnych grup, które doświadczają nietolerancji i dyskryminacji. Społeczeństwo obywatelskie, w rozumieniu narodowym, to formacja moralna oraz konkretny poziom świadomości. To zrozumienie tego, że jest się częścią Narodu, co z jednej strony pociąga za sobą wachlarz praw jak i obowiązków, a z drugiej strony wymusza aktywny udział w życiu tegoż Narodu, co umożliwić z kolei musi konkretny model ustrojowy. Udział ten zresztą jest jednocześnie prawem każdego obywatela, jak również jego obowiązkiem. Tak rozumiane społeczeństwo obywatelskie stanowić powinno formację Narodu w kontekście jego funkcjonowania w rządzeniu państwem (tak lokalnie jak i w skali kraju), jak również być sposobem na artykułowanie i realizację potrzeb i celów Narodu.

Nowy ustrój polityczny – cel dla nacjonalistów

Tekst mój nie jest ani ostatecznym i skończonym projektem nowego ustroju dla Polski, ani nie ucina w żaden sposób dyskusji nad tym arcyważnym zagadnieniem. Wręcz przeciwnie, chciałbym by stanowił przyczynek do szerszej debaty nad tym, jak powinien zostać przebudowany model ustrojowy naszego państwa w duchu nacjonalistycznym. Zanim odpowiemy sobie na te pytanie i zaczniemy układać konkretne, formalne propozycje, sugeruję aby odpowiedzieć sobie na pytania o cel ustroju, o to co powinien on zabezpieczyć, jakim wymogom sprostać i jakie ma spełniać warunki. Wtedy ułożenie konkretnych propozycji zmian powinno być nie tylko prostsze, ale też przede wszystkim dużo skuteczniejsze i ­zdrowsze z punktu widzenia Narodu i jego interesów. Na koniec chcę tylko wyrazić głęboką wiarę w to, że jako środowisko narodowo-radykalne nie tylko jesteśmy zdolni do sformułowania takiego projektu, ale ze względu na ideową nadrzędność interesu narodowego dla nas, jesteśmy wręcz predestynowani do takiego wysiłku.

 

Grzegorz Ćwik

 

 

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:19

Jan Kuśmierczyk - "Nacjonaliści XXI wieku"

"Autonomiczni nacjonaliści to pełne nienawiści machiny, bezwzględne, pozbawione jakichkolwiek hamulców jednostki. [...]Żadnego cackania się, to są apatyczne, gotowe na wszystko dranie, które nie będą się wahać nad tym, czy nie huknąć Ci pałką teleskopową w twarz." ~ 161crew, "Naziści XXI wieku", 2017 r.

Brzmi znajomo?

"Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego ponad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego czarostwa i diabelstwa. Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabijania jedynie zdatne. Nie masz dla takich jak oni między ludźmi poczciwymi miejsca. (...)" ~ Andrzej Sapkowski, "Krew Elfów", 1994 r.

Na sam początek chciałbym podziękować portalowi 161crew za darmową reklamę, jaką zapewnili radykalnym ekipom nacjonalistycznym, w tym także samym Szturmowcom. A także za docenienie naszego wkładu w niszczenie waszej wizji Polski jako multikulturowego i tęczowo-toleranckiego grajdołka. Jesteście naprawdę bardzo troskliwi, a mi jest bardzo przykro, że musicie się na swoich stronach otwarcie użalać nad swoją przegraną w walce o polską młodzież, do tego stopnia, że zastanawiacie się, czy może dopiero Wasze kolorowe dzieci będą mogły żyć w "Polsce wolnej od faszyzmu". Dziękujemy za wasze oddanie, dziękujemy za zabawny artykuł "Naziści XXI wieku". Nie kończąc słowa wstępu, również chciałbym pochwalić takie autonomiczne ekipy jak właśnie te wymienione w gorzkich żalach lewackiej sekty - możecie być z siebie faktycznie dumni, nie tylko z racji uwzględnienia w wypocinach jakiegoś Grafomana. Przede wszystkim dlatego, że realizujecie czynem te idee, o których od kilku lat redaktorzy Szturmu piszą na jego łamach: bezkompromisowość, radykalizm, antyliberalizm, antyimperializm, aktywizm społeczny, czy wreszcie... wspólne działanie z innymi organizacjami w słusznych sprawach. Dzisiaj jest to nam naprawdę potrzebne, o czym w dużej mierze będzie traktować dalsza część mojego tekstu. Tak czy inaczej - należy się Wam prawdziwe morze salutów z naszej strony.

Aby nie być stronniczym i utożsamianym ze środowiskiem AN (ja jestem raczej tylko jego uważnym i zaciekawionym obserwatorem), pochwalę w tym miejscu również ONR za doprowadzanie medialnych prostytutek oraz lewicowych bojowników o miłość i równość do prawdziwie szewskiej pasji. Do tego stopnia, że co bardziej wyszczekani zaczynają opowiadać jakieś nonsensy o delegalizacji w przypadku, gdy Obóz Narodowo-Radykalny zupełnie nie kwalifikuje się pod żaden paragraf. To jest tylko i wyłącznie oznaka strachu, strachu przed zmianami zachodzącymi - także dzięki Waszym aktywistom - w polskim społeczeństwie. Na koniec pochwalę również trzecie wyróżniające się środowisko narodowe, za co być może spadnie na mnie mniejsza lub większa fala krytyki, ale nie o to chodzi w publicystyce, by ciągle głaskać się nawzajem po głowach. Salut oddaję również w kierunku środowiska Falangi / Xportalu, bowiem pomimo skrajnie odmiennych wizji polskiej "nacjonalistycznej geopolityki', jesteście chyba najbardziej cenionym przeze mnie (obok mojego macierzystego pisma) ośrodkiem intelektualnym polskich ruchów antysystemowych, radykalnych. Z artykułami na Xportalu (czy oenerowskich Kierunkach, o ile nie będą w większym stopniu partycypować w komizmie "Mediów Narodowych") można naprawdę polemizować, urządzać wspólne debaty środowiskowe, prowadzić dyskusje. Prorosyjskość prorosyjskości nierówna - zupełnie inne i mniej godne uwagi stanowisko prezentuje np. pewna znana szkoła filozofii wolnej narodowo-polskiej i jej czołowi myśliciele, wliczając w to Ostatniego Żołnierza Wyklętego poruszającego się na "rowerze kawaleryjskim".

Tytuł mojego artykułu jest być może zbyt przesadzony w sytuacji, gdy niektórzy w naszym środowisku wolą określać się jako "patrioci" czy już trochę radykalniej - "narodowcy". Mniejsza o to - ma on po prostu uwidocznić płaczkom z 161crew, że nie potrzebujemy żadnych niemieckich/włoskich rekomendacji i etykietek. Jesteśmy po prostu polskimi nacjonalistami, czy Wam się to podoba, czy nie (choć rozumiem, że ciężko jest przepuścić przez usta/klawiaturę stwierdzenie, że takie potwory jak my są Polakami). Nazywamy się nacjonalistami tym bardziej dlatego, że w odniesieniu do całości teatru europejskich ruchów nacjonalistycznych ubiegłego wieku, przyjęcie lewicowej retoryki zbiorczego określania wszelkich narodowych "-izmów" od Lizbony po Ural ruchami faszystowskimi, lub "faszyzującymi", byłoby po prostu wielkim zaniedbaniem tej interesującej, doktrynalnej gałęzi historii. Mamy tu przecież całe morze różnych idei, więc etykietowanie wszystkich "nazizmem" jest po prostu głupie i typowe dla naćpanych niedouków z Antify. Celem mojej pracy jest natomiast raczej niekoniecznie odwoływanie się do historii XX wieku (choć i takich fragmentów pewnie w niej nie zabraknie), a raczej przedstawienie obiektywnym okiem kondycji dzisiejszych formacji spadkobierczych tamtych wielkich idei (a także wysnucie wizji ich dalszej przyszłości). Postaram się poddać krytyce prądy myślowe i działania szkodzące ideom nacjonalistycznym na terenie mej ukochanej Polski, a także przypomnieć o pomysłach i przedsięwzięciach dla polskiego nacjonalizmu XXI wieku pozytywnych.

Jeżeli przyjrzeć się polskiej "scenie narodowej", to naszym oczom ukazuje się prawdziwe multum aktorów, z których jednak żaden raczej nie zasłużył na objęcie władzy i zrealizowanie swoich ambitnych wizji. Zdecydowanie w Polsce widać zupełnie odwrotną sytuację niż np. na Węgrzech, czy w Grecji. Tam doszło do konsolidacji mniejszych ciał nacjonalistycznych w jeden silny korpus, który uzyskał ogromną rozpoznawalność i posłuch tłumów. W naszej ojczyźnie natomiast żaden szerszy front nacjonalistyczny raczej możliwy póki co nie jest - kategoria "skrajna prawica" na osi ideologii politycznych w Polsce jest podzielona na przynajmniej kilkanaście niezależnych od siebie i wywołujących niewielki wpływ na społeczeństwo ugrupowań, także kategoria ta pozostaje raczej niewielkim zagrożeniem dla (nie)miłościwie nam panującego Systemu. Dlaczego jednak to właśnie w kraju nad Wisłą zjednoczenie się nacjonalistów jest (zdawałoby się) nierealne? Otóż istnieją trzy główne przyczyny tego problemu: po pierwsze występują zbyt liczne tarcia doktrynalne pomiędzy poszczególnymi ruchami / stronnictwami / organizacjami. Po drugie działacze danych ruchów / stronnictw / organizacji żywią czasami (a może raczej często?) wzajemną niechęć względem siebie, są do siebie totalnie uprzedzeni oraz kierują się postawami raczej nieprzystojącymi nacjonalistom... jak np. zawiść i pycha. Po trzecie - polscy nacjonaliści nie wiedzieć czemu poświęcają swą uwagę problemom być może bardzo istotnym dla polityków na szczeblu rządowym, ale raczej zupełnie nieistotnym dla aktywistów z tzw. marginesu. Co mam na myśli dokładnie przez te trzy punkty?

Po pierwsze - każda część środowiska nacjonalistycznego w naszej ojczyźnie stara się być co bardziej oryginalna, prawdziwa i radykalna w swych poglądach od pozostałych jego części. Największe, ogólnopolskie organizacje raczej pozostają przy klasyce myśli endeckiej, czy (już na szczęście coraz częściej) oenerowskiej, mniejsze i autonomiczne ugrupowania to prawdziwa plejada różnych idei: mamy tu zarówno klasyczny nacjonalizm chrześcijański i narodowy radykalizm, jak i filozofię międzywojennej Zadrugi, bardziej socjalne i rewolucyjne nurty, czy nawet zaimportowany do nas z Niemiec (!) tzw. strasseryzm (lewicowy odłam niemieckiego narodowego socjalizmu). Nie krytykując żadnej z tych ideologii, nie umniejszając żadnemu nacjonalizmowi w jakikolwiek sposób, ani nie wskazując na słuszność któregokolwiek z nich... chciałbym po prostu zapytać: jak do jasnej cholery mamy budować ruch polityczny/społeczny, który miałby zaangażować masy ludzkie i faktycznie oddziaływać na polskie społeczeństwo, jeżeli jesteśmy po prostu (powiedzmy sobie szczerze) zbieraniną kilkunastu różnych, różniących się od siebie (pomimo członu "narodowy" w nazwie) poglądów na świat? Taki chaos doktrynalny w obrębie jednego środowiska (który chyba najlepiej oddają marsze narodowe, na których powiewają dziesiątki różnych organizacyjnych flag w różnych kolorach i o różnej symbolice) nie służy dobrze ani idei, ani Polsce, która w XXI wieku potrzebuje nacjonalizmu niczym lekarstwa w gorączce. Pomijając już sam fakt nie dających się pogodzić różnic światopoglądowych, to należy jeszcze pamiętać o tym, że większość stowarzyszeń / organizacji / stronnictw patrzy na pozostałe w najlepszym wypadku w nieufny sposób. W rezultacie daje nam to kilkaset rywalizujących ze sobą osób o poglądach rzeczywiście nacjonalistycznych, przeciwko całemu oceanowi jedynie pozornie skłóconych ze sobą (a de facto zgodny w kluczowych kwestiach dla dalszych losów naszego narodu) liberałów.

Drugiej kwestii raczej nie warto nawet dłużej komentować - wielu nacjonalistów traktuje swoją ideę i rolę w organizacji po prostu jako... hobby, zabawę w rewolucję, subkulturę. Co za tym idzie - gdy ruch narodowy staje się subkulturą, to pojawiają się też w nim postawy cechujące subkultury właśnie. A więc z ideologii masowej staje się zamkniętym kołem wzajemnej adoracji, do którego za żadną cenę nie można wpuścić pozerów i innych przybłędów. Pozerzy to rzecz jasna w tym wypadku młodzi nacjonaliści, którzy zdążyli dopiero zapoznać się z "Myślami nowoczesnego Polaka", ale przecież nie słyszeli o "Księciu piechoty", więc są gorsi, "mało ogarnięci" i ogółem to chyba jacyś gimbo-patrioci po prostu są. Wszak koszulka z podobiznami Żołnierzy Wyklętych to nie to samo, co modne ubrania w stylu casual, a człowieka powinno się przede wszystkim oceniać właśnie powierzchownie, prawda? Otóż nie - ludzi "wstępujących w ruch" starsi nacjonaliści powinni szykować na swoich następców, zamiast ich poniżać i zniechęcać, udowadniając im na siłę ich domniemaną niższość. Mało tego - bywa dość często w naszym środowisku, że młody narodowiec wpatrzony w Dmowskiego jak w obrazek i bezkrytyczny wobec niewypałów takich jak Ruch Narodowy (lub Endecja), jest bardziej aktywnym i wytrwałym działaczem (który z czasem stanie się też zapewne działaczem bardziej "ogarniętym") niż stary, wieczny "narzekacz" o oryginalnych i bardzo radykalnych poglądach na otaczającą go rzeczywistość. I po co wzajemnie podcinać sobie nogi? Czy to w jakikolwiek sposób przybliża nas do mitycznej Wielkiej Polski?

Trzecia sprawa jest zdecydowanie zasadnicza i fundamentalna dla polepszenia kondycji polskiego nacjonalizmu - nie powinniśmy (może poza kawiarnianymi, czy browarnymi dyskusjami w gronie dobrych znajomych) zajmować się opracowywaniem programów "uzdrowienia państwa polskiego". Jest to zajęcie zupełnie absurdalne i bezcelowe w momencie, gdy pozostajemy rozbici na dziesiątki grupek, z których żadna nie może nawet marzyć o stałym miejscu w parlamencie (i co za tym idzie - o możliwości realnego wpływania na kształt polskiej polityki). Zupełnie bezcelowym jest wykłócanie się między sobą o wizje "narodowej Polski", gdy polski nacjonalizm pozostaje w stadium kilku dużych organizacji i dziesiątek małych kolektywów, które może i przeprowadzają fajne akcje społeczne (chwała im za to!), ale o decydowaniu o przyszłości naszego narodu, mogą sobie póki co pomarzyć. Nie jest to bynajmniej cecha wyłącznie polskich narodowców XXI wieku - już w 1936 roku w międzywojennym "Prosto z Mostu" ukazał się artykuł pt. "Żelazna Gwardja działa", z którego wynika jasno, że "... istotnie programu dokładnego [rumuńscy nacjonaliści] nie posiadają. To jest może specjalnie ciekawe w porównaniu z naszymi stosunkami, gdzie każda, nawet najdrobniejsza grupa, zaczyna od opracowywania najdokładniejszego programu ratowania Rzeczypospolitej - po objęciu, oczywiście, władzy. I najczęściej pozostają one stekiem frazesów". Dzisiaj mamy 2017 rok i naprawdę apeluję do nas wszystkich - idźmy śladem Legionu Michała Archanioła, zdaje się najbardziej wzorowej organizacji młodzieżowej Międzywojnia. Budujmy nowy typ człowieka, dbajmy o osobistą formację, pracujmy dla naszych rodaków, hartujmy nasze charaktery, zwalczajmy zagrożenia dla narodu gwoli naszych możliwości... zamiast brodzić w rynsztokowych wyzwiskach na internetowych grupach, czy realnych forach dyskusyjnych. Naprawdę nie jest dla mnie istotne to, czy jako nacjonalista polski sympatyzujesz z Ukrainą, czy z Rosją. Bo jakie ma to znaczenie w tym momencie? Mielibyśmy rzucić się na pomoc naszym "brunatnym sojusznikom", kiedy nie umiemy nawet zmobilizować się do wspólnego działania w obrębie własnych granic?

Podsumowując - lewica zdecydowanie przecenia współczesny polski ruch narodowy, wrzucając go do jednego worka z przedwojennym ONR, rumuńską Żelazną Gwardią, czy wreszcie Czarnymi Koszulami. Tamci ludzie byli zbudowani jakby z zupełnie innego materiału, byli bardziej skorzy do poświęceń w imię swoich ideałów, nie traktowali ich wybiórczo, czy hobbystycznie. A przede wszystkim - szli ramię w ramię, wiedząc, że podzieleni są tylko łatwiejszym łupem dla podbijającego świat globalizmu (czy to w wersji korporacyjnej, czy kołchozowej). Jakiś czas w temu w mieście Bydgoszcz kilka grupek podzielonych nacjonalistów pozornie razem (ale jednak każda z nich miała wyraźnie inny plan działania) usiłowały stawić czoła licznym i zjednoczonym anarchistycznym pajacom. Przedsięwzięcie zakończyło się - jakże by inaczej - katastrofą, co powinno być wyraźną lekcją dla naszego środowiska. Liberałowie umieją się ze sobą dogadać, by nas niszczyć. Komuniści i anarchiści również. Dlaczego my więc dzielimy się na narodowych radykałów jednych, narodowych radykałów drugich, narodowych demokratów, narodowych socjalistów, "socjal-nacjonalistów", nacjonalistów "zadrużnych", narodowych komunistów itd. itd.? Nie mówię, że wszyscy teraz powinniśmy zrzec się naszej autonomiczności na rzecz jednego, ponad-organizacyjnego podmiotu. Ruch Narodowy przecież był totalnym niewypałem, jeśli spojrzeć chociażby na posła Andruszkiewicza, który poprzez swe zachowanie nie jest godny już nawet podania mu ręki. Ale działajmy wspólnie, debatujmy w rzeczywistości, integrujmy się. W końcu cel jest w większości wypadków ten sam, różnimy się tylko drogami, którymi do niego zmierzamy. Być może wówczas kiedyś znowu powstanie jakaś szansa na organizm polityczny, który mógłby walczyć z dużymi i dobrze finansowymi partiami, także na polu parlamentarnym. Celem, który przyświeca pismu Szturm, jak i powinien przyświecać wszystkim czynnym, narodowym aktywistom w Polsce, jest nowy ruch narodowy. Taki, w którym nikt nie wykłóca się o kwestie nie mające obecnie żadnego znaczenia. Taki, który po prostu z całą swą mocą i liczebnością stanie w obliczu "garbatego zagrożenia", dzisiaj silniejszego niż kiedykolwiek. Niechaj taki właśnie będzie polski nacjonalizm XXI wieku!

Nie da się też wykluczyć możliwości budowy szerszego frontu przeciw globalizmowi i "nowoczesnemu światu" - w obliczu tak potężnego zagrożenia zamykanie się i trwanie w doktrynerskim amoku byłoby totalnie absurdalne. Być może w przyszłości konieczna będzie konsolidacja nie tylko brunatnych, ale wszystkich sił negujących obecny, globalny porządek i "Pax Americana" - to już jest jednak gdybanie i marzenia o przyszłości, o którego unikanie apelowałem dwa akapity wyżej. Skupmy się na pracy, czy to intelektualnej, czy kulturalnej, czy fizycznej, czy duchowej, czy społecznej, czy właśnie politycznej. Nigdy żaden system nie będzie prowadzony wyłącznie mieczem, czy wyłącznie mądrą księgą. Europa potrzebuje nas wszystkich. I to właśnie jest dziejowa misja białej młodzieży naszego pokolenia. Chwała Zwycięstwu!

Jan Kuśmierczyk

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:19

Tomasz Dryjański - "Nacjonalizm czy biznes?"

Moda na patriotyzm sprawiła, że wielu młodych ludzi chce zamanifestować swoją dumę z polskości nosząc koszulki NSZ. Nic dziwnego, że jak grzyby po deszczu wyrosły różne patriotyczne biznesy odpowiadające na potrzeby rynku. Firm oferujących odzież z motywami Polski Walczącej, Wyklętych czy przekreślonymi sierpem i młotem jest dużo. Częstą reakcją różnych ”nadkumatych” jest święte oburzenie - „jak to jakiś niekumaty Seba nosi koszulkę z Wyklętymi? Powinni robić tylko ciuchy z celtykami w limitowanych edycjach po 14 sztuk”.

 

Można zarzucać zjawisku gimbopatriotyzmu powierzchowność - koszulka z Polską Walczącą, niechęć do imigrantów i pedałów łączą się z jaraniem zielska i głosowaniem na Korwina czy innego Kukiza. Mody niestety mają to do siebie, że z natury są powierzchowne. Jednak pamiętam czasy sprzed Marszu Niepodległości, kiedy w ogóle nie widywało się ludzi afiszujących się z patriotyzmem. Wielokrotnie na łamach Szturmu nazywałem zjawisko gimbopatriotyzmu największym powojennym sukcesem polskiego nacjonalizmu i zdanie podtrzymuję, nagle całe pokolenie poczuło dumę z polskości. To jest piękne i jeszcze kilka lat temu nie śmieliśmy o tym nawet marzyć. Czy bez Marszu Niepodległości i zapoczątkowanej dzięki niemu mody na patriotyzm Polacy dzisiaj byliby tak zdecydowanie przeciwni przyjmowaniu tzw. „uchodźców”? Czy PiS tak ochoczo szermowałby bliskimi nam hasłami? Śmiem wątpić. Oczywiście wiele spieprzyliśmy – nie umieliśmy nadać tej modzie bardziej radykalnego i prospołecznego charakteru, gimbopatrioci są strasznie prawicowo-liberalni, również polityczne kariery Korwina i Kukiza to efekt tej właśnie mody, a raczej naszych zaniedbań, dostosowywania przekazu do gimbopatriotów, a nie gimbopatriotów do przekazu.

 

Częstym zarzutem wobec firm zajmujących się produkcją i sprzedażą patriotycznych gadżetów jest ich nastawienie na zysk i brak ideowości. Faktycznie dwie największe marki z nacjonalizmem mają niewiele wspólnego, jedna z nich wręcz promuje wrogi nam korwinizm, ale trzeba jej przyznać, że stworzyła fundację, która pomaga Wyklętym. Oczywiście niewiele jest firm prowadzonych przez zaangażowanych nacjonalistów, na których wsparcie zawsze można liczyć. Jeżeli sklep z odzieżą patriotyczną prowadzi człowiek od lat aktywnie działający to chętnie dam mu zarobić, podobnie właścicielowi pubu, który staje się idealnym miejsce do działalności kulturalnej. Jest jeszcze wydawnictwo i księgarnia internetowa prowadzone przez ideowca na którego zawsze można liczyć.

Jeżeli firma istnieje wyłącznie po to, żeby zarabiać, a połowę asortymentu stanowią koszulki z przekreślonym sierpem i młotem, ponadto wyzyskuje pracowników nigdy nie zrobię tam zakupów. Skoro handlujesz gadżetami ideowymi wymagamy dwa razy więcej – realnej nacjonalistycznej prospołecznej postawy.

 

Chcemy rozwoju Ruchu, ale na to potrzeba pieniędzy i ludzi niezależnych finansowo, tym bardziej powinno nam zależeć, żeby rynek patriotyczny był zdominowany przez firmy należące do nacjonalistów, którzy wspierają nas zarówno czynem jak i przelewem. Lokale na wydarzenia, wydawanie książek, wsparcie finansowe nacjonalistycznych imprez... wspierajmy swoich! I cieszmy się kiedy „gimbopatrioci” kupują książki i koszulki o naszych ludzi, a piwo piją w lokalu należącym do nacjonalisty.

 

Tomasz Dryjański

 

 

 

 

czwartek, 29 czerwiec 2017 10:18

Marta Niemczyk - "Miejski (bez)ruch"

Warszawa miastem nacjonalizmu!”, „Nie czerwony, nie tęczowy, Wrocław tylko narodowy!”, „Narodowe miasto wschodu, Lublin wzorem dla narodu!”, „Skończyła się lewacka Łódź!”. Poważnie? Przecież „lewacka Łódź” ma się dobrze: zakłada fundacje i spółdzielnie, otwiera bary i restauracje, maluje murale, zgłasza projekty w ramach budżetu partycypacyjnego. Prawica dekomunizuje ulice i walczy o rondo Żołnierzy Wyklętych. Być może obie siły są miastu równie potrzebne, tylko co, gdy komunizm zniknie już z polskich ulic, a podstawówki będą nosić imiona „Inki” i Pileckiego?

 

Szeroko pojęta prawica żyje tym co ogólnopolskie i międzynarodowe: kłótnią w Sejmie, wyborami w USA, teczkami w IPN, wojną na Bliskim Wschodzie... Wszystko to JEST ważne – szkoda tylko, że poza naszym zasięgiem. Podczas gdy jej przedstawiciele spierają się o wizję Polski (najczęściej widzianej z Warszawy i to od razu w całości), niewykonalnym pozostaje budowa osiedlowego placu zabaw albo latami odkładany przez władze lokalne remont dróg, o ile w ogóle przyjąć, że znajduje się na liście priorytetów. Samorząd jawi się wyłącznie jako wyborczy przystanek na drodze do Sejmu, czyli do tej „prawdziwej” polityki.

 

W 1996 roku, wśród maturzystów 26 szkół z całej Polski przeprowadzono badanie świadomości terytorialnej. W jednym z pytań, uczniowie mieli określić swój stopień przywiązania do czterech obszarów: miasta, regionu, Polski i Europy. W skali całego kraju, uczestnicy badania okazali się być najsilniej przywiązani do kraju, zaraz po nim wskazywano rodzinne miasto. W dalszej kolejności maturzyści wymieniali Europę, region zajął ostatnie miejsce[1]. Wyniki różniły się oczywiście w zależności od poszczególnych województw. Najbardziej przywiązani do swoich miast okazali się mieszkańcy Krakowa i Wrocławia, najsłabiej – Łodzi i Warszawy. Poznaniacy, choć relatywnie mniej przywiązani do kraju, silnie utożsamiali się ze swoim regionem. Najsilniejszą identyfikację narodową zaobserwowano w Małopolsce, najsłabszą na Opolszczyźnie, najbardziej „europejscy” okazali się być maturzyści z Wrocławia (Jałowiecki 1996). Tak było 20 lat temu.

 

O mieście zaczęto w Polsce dyskutować stosunkowo niedawno. Dyskusję zdominowali „młodzi, wykształceni z wielkich ośrodków”, co może dodatkowo zniechęcać już i tak zniechęconą prawicę. Zaczęto przywoływać hasło „prawo do miasta” - slogan ukuty przez francuskiego filozofa Henri Lefebvre na fali zachodnich protestów 1968 roku - dziś „grzecznie” tłumaczony jako prawo wszystkich mieszkańców do samostanowienia i użytkowania miasta oraz jego zasobów zgodnie z zasadami równości, demokracji, sprawiedliwości społecznej i zrównoważonego rozwoju. Koncepcję rozwinął niedawno brytyjski antropolog David Harvey. W swojej książce „Bunt miast: Prawo do miasta i miejska rewolucja” (2012), Harvey stwierdza jasno: „Żądanie prawa do miasta (…) oznacza żądanie pewnego rodzaju władzy nad kształtowaniem procesów urbanizacyjnych, nad sposobami, w jakie nasze miasta są tworzone i przekształcane, i zrobienie tego w fundamentalny i radykalny sposób.”[2] Tym samym miasto i kształtowanie procesów urbanizacyjnych stają się wyłączną domeną Nowej Lewicy.

 

Zaczęły wyłaniać się tzw. ruchy miejskie, definiowane jako mniej lub bardziej sformalizowane ruchy obywateli dążących do zwiększenia udziału mieszkańców we współdecydowaniu o mieście i działaniach podejmowanych przez władze lokalne[3], mieszkańców pragnących uzyskać określony stopień kontroli nad działaniem władz oraz wpływ na kształtowanie przestrzeni miejskiej[4]. Z zasady nie są częścią struktury partyjnej, co wcale nie oznacza, że są apolityczne – daje im to jednak przewagę w sytuacji, gdy partie polityczne tracą zaufanie wyborców. Awangardą polskich ruchów miejskich okazało się stowarzyszenie My-Poznaniacy założone w 2007 roku. W broszurze „Anty-bezradnik przestrzenny. Prawo do miasta w działaniu”, aktywiści określili się jako organizację sytuującą się pomiędzy organizacją pozarządową a partią polityczną[5]. Z ich inicjatywy, w 2011 roku w Poznaniu odbył się pierwszy Kongres Ruchów Miejskich, którego owocem było opracowanie tzw. Tez Miejskich[6]. Dotyczyły one m.in. budżetu partycypacyjnego, rewitalizacji historycznych obszarów jako istotnych dla tożsamości miasta, rozmieszczania instytucji państwowych w różnych polskich miastach (nie tylko w Warszawie), czy konieczności przeciwdziałania suburbanizacji. Od tamtego czasu Kongres Ruchów Miejskich odbywa się co roku w kolejnych polskich miastach m.in. w Łodzi, Białymstoku, Gorzowie Wielkopolskim i Dąbrowie Górniczej. Największy rozgłos wśród miejskich aktywistów zdobyli jednak warszawiacy ze Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, dzięki którym doszło do ujawnienia głośnej afery reprywatyzacyjnej z Hanną Gronkiewicz-Waltz w roli głównej. Należy również wspomnieć poznańską inicjatywę Prawo do Miasta, łódzką fundację Normalne Miasto FENOMEN, czy Fundację Zrównoważonego Rozwoju działająca w Toruniu i Bydgoszczy.

 

Oto jeden z przykładów zideologizowania kwestii miejskiej. Na łamach Magazynu Miasta, w jednym z numerów kwartalnika (wyd. Respublica oraz Instytutu Badań Przestrzeni Publicznej), tematem przewodnim numeru była „miejska polityka migracyjna” – ponad połowę treści poświęcono korzyściom płynącym z przyjęcia uchodźców na przykładzie miast Zachodniej Europy. „(...) tylko dzięki systemowemu wypracowaniu warunków do godnego życia cudzoziemców w naszych gminach możemy minimalizować skutki nasilających się konfliktów na tle etnicznym i nastrojów ksenofobicznych.”[7] – stwierdza na pierwszych stronach Magazynu redaktor naczelna, Marta Żakowska. Za przykład stawiane są miasta niemieckie i fińskie, z polskich zaś Raszyn i Gdańsk, oceniane pod względem polityki proimigracyjnej (np. mieszkania komunalne dla uchodźców). Równie jednostronne podejście dominuje choćby w kwestii infrastruktury drogowej i stosunku do środków transportu (rowerzyści kontra kierowcy).

 

Czy „miejskim aktywistą” może być wyłącznie zapatrzony na Zachód, antyklerykalny zwolennik multikulti i małżeństw homoseksualnych oraz „jedynie słusznego” kierunku rozwoju wszystkich ośrodków miejskich na świecie, bez względu na ich narodową specyfikę, ani wolę samych mieszkańców? Tu pojawia się przestrzeń dla nacjonalizmu, niesłusznie kojarzonego z centralizmem. Przykładem może być białostockie stowarzyszenie Miasto Mieszkańców[8], inspiracją – tematy podejmowane przez lewicę: ruchy lokatorskie, społeczna kontrola działań władz lokalnych, poczynania deweloperów, przebieg reprywatyzacji, komunikacja miejska, infrastruktura drogowa, obszary zielone, czy miejska polityka historyczna, czyli miejscowi bohaterowie. Niech to będą nawet lokalni Wyklęci. Do tego potrzeba jednak zmiany myślenia o działalności oraz hierarchii priorytetów, a najtrudniej zacząć od siebie, czy jak w tym wypadku – od własnego podwórka.

 

Marta Niemczyk

 

1. Bohdan Jałowiecki, Marek S. Szczepański, Miasto i przestrzeń w perspektywie socjologicznej, Wydawnictwo Naukowe SCHOLAR, Warszawa 2002, s.308-309

2. David Harvey, Bunt miast. Prawo do miasta i miejska rewolucja, Fundacja Bęc Zmiana, Warszawa 2012, s. 22

3. Piotr Micuła, Rewolucja zaczęła się w mieście, Pressje 40-41 2015, s.118

4. Maria Środoń, Aktywiści i miejska polityka – ruchy miejskie w wyborach samorządowych w 2014 roku w Warszawie, w: Trzeci Sektor nr 37 (4/2015), s.86

5. Piotr Micuła, Rewolucja…, s.119

6. http://kongresruchowmiejskich.pl/tezy-miejskie/ [dostęp 30.06.2016]

7. Magazyn Miasta 3 (11)/2015, s.5

8. http://miastomieszkancow.pl/o-nas.html [dost. 26.06.2017]