"Autonomiczni nacjonaliści to pełne nienawiści machiny, bezwzględne, pozbawione jakichkolwiek hamulców jednostki. [...]Żadnego cackania się, to są apatyczne, gotowe na wszystko dranie, które nie będą się wahać nad tym, czy nie huknąć Ci pałką teleskopową w twarz." ~ 161crew, "Naziści XXI wieku", 2017 r.
Brzmi znajomo?
"Zaprawdę, nie masz nic wstrętniejszego ponad monstra owe, naturze przeciwne, wiedźminami zwane, bo są to płody plugawego czarostwa i diabelstwa. Są to łotry bez cnoty, sumienia i skrupułu, istne stwory piekielne, do zabijania jedynie zdatne. Nie masz dla takich jak oni między ludźmi poczciwymi miejsca. (...)" ~ Andrzej Sapkowski, "Krew Elfów", 1994 r.
Na sam początek chciałbym podziękować portalowi 161crew za darmową reklamę, jaką zapewnili radykalnym ekipom nacjonalistycznym, w tym także samym Szturmowcom. A także za docenienie naszego wkładu w niszczenie waszej wizji Polski jako multikulturowego i tęczowo-toleranckiego grajdołka. Jesteście naprawdę bardzo troskliwi, a mi jest bardzo przykro, że musicie się na swoich stronach otwarcie użalać nad swoją przegraną w walce o polską młodzież, do tego stopnia, że zastanawiacie się, czy może dopiero Wasze kolorowe dzieci będą mogły żyć w "Polsce wolnej od faszyzmu". Dziękujemy za wasze oddanie, dziękujemy za zabawny artykuł "Naziści XXI wieku". Nie kończąc słowa wstępu, również chciałbym pochwalić takie autonomiczne ekipy jak właśnie te wymienione w gorzkich żalach lewackiej sekty - możecie być z siebie faktycznie dumni, nie tylko z racji uwzględnienia w wypocinach jakiegoś Grafomana. Przede wszystkim dlatego, że realizujecie czynem te idee, o których od kilku lat redaktorzy Szturmu piszą na jego łamach: bezkompromisowość, radykalizm, antyliberalizm, antyimperializm, aktywizm społeczny, czy wreszcie... wspólne działanie z innymi organizacjami w słusznych sprawach. Dzisiaj jest to nam naprawdę potrzebne, o czym w dużej mierze będzie traktować dalsza część mojego tekstu. Tak czy inaczej - należy się Wam prawdziwe morze salutów z naszej strony.
Aby nie być stronniczym i utożsamianym ze środowiskiem AN (ja jestem raczej tylko jego uważnym i zaciekawionym obserwatorem), pochwalę w tym miejscu również ONR za doprowadzanie medialnych prostytutek oraz lewicowych bojowników o miłość i równość do prawdziwie szewskiej pasji. Do tego stopnia, że co bardziej wyszczekani zaczynają opowiadać jakieś nonsensy o delegalizacji w przypadku, gdy Obóz Narodowo-Radykalny zupełnie nie kwalifikuje się pod żaden paragraf. To jest tylko i wyłącznie oznaka strachu, strachu przed zmianami zachodzącymi - także dzięki Waszym aktywistom - w polskim społeczeństwie. Na koniec pochwalę również trzecie wyróżniające się środowisko narodowe, za co być może spadnie na mnie mniejsza lub większa fala krytyki, ale nie o to chodzi w publicystyce, by ciągle głaskać się nawzajem po głowach. Salut oddaję również w kierunku środowiska Falangi / Xportalu, bowiem pomimo skrajnie odmiennych wizji polskiej "nacjonalistycznej geopolityki', jesteście chyba najbardziej cenionym przeze mnie (obok mojego macierzystego pisma) ośrodkiem intelektualnym polskich ruchów antysystemowych, radykalnych. Z artykułami na Xportalu (czy oenerowskich Kierunkach, o ile nie będą w większym stopniu partycypować w komizmie "Mediów Narodowych") można naprawdę polemizować, urządzać wspólne debaty środowiskowe, prowadzić dyskusje. Prorosyjskość prorosyjskości nierówna - zupełnie inne i mniej godne uwagi stanowisko prezentuje np. pewna znana szkoła filozofii wolnej narodowo-polskiej i jej czołowi myśliciele, wliczając w to Ostatniego Żołnierza Wyklętego poruszającego się na "rowerze kawaleryjskim".
Tytuł mojego artykułu jest być może zbyt przesadzony w sytuacji, gdy niektórzy w naszym środowisku wolą określać się jako "patrioci" czy już trochę radykalniej - "narodowcy". Mniejsza o to - ma on po prostu uwidocznić płaczkom z 161crew, że nie potrzebujemy żadnych niemieckich/włoskich rekomendacji i etykietek. Jesteśmy po prostu polskimi nacjonalistami, czy Wam się to podoba, czy nie (choć rozumiem, że ciężko jest przepuścić przez usta/klawiaturę stwierdzenie, że takie potwory jak my są Polakami). Nazywamy się nacjonalistami tym bardziej dlatego, że w odniesieniu do całości teatru europejskich ruchów nacjonalistycznych ubiegłego wieku, przyjęcie lewicowej retoryki zbiorczego określania wszelkich narodowych "-izmów" od Lizbony po Ural ruchami faszystowskimi, lub "faszyzującymi", byłoby po prostu wielkim zaniedbaniem tej interesującej, doktrynalnej gałęzi historii. Mamy tu przecież całe morze różnych idei, więc etykietowanie wszystkich "nazizmem" jest po prostu głupie i typowe dla naćpanych niedouków z Antify. Celem mojej pracy jest natomiast raczej niekoniecznie odwoływanie się do historii XX wieku (choć i takich fragmentów pewnie w niej nie zabraknie), a raczej przedstawienie obiektywnym okiem kondycji dzisiejszych formacji spadkobierczych tamtych wielkich idei (a także wysnucie wizji ich dalszej przyszłości). Postaram się poddać krytyce prądy myślowe i działania szkodzące ideom nacjonalistycznym na terenie mej ukochanej Polski, a także przypomnieć o pomysłach i przedsięwzięciach dla polskiego nacjonalizmu XXI wieku pozytywnych.
Jeżeli przyjrzeć się polskiej "scenie narodowej", to naszym oczom ukazuje się prawdziwe multum aktorów, z których jednak żaden raczej nie zasłużył na objęcie władzy i zrealizowanie swoich ambitnych wizji. Zdecydowanie w Polsce widać zupełnie odwrotną sytuację niż np. na Węgrzech, czy w Grecji. Tam doszło do konsolidacji mniejszych ciał nacjonalistycznych w jeden silny korpus, który uzyskał ogromną rozpoznawalność i posłuch tłumów. W naszej ojczyźnie natomiast żaden szerszy front nacjonalistyczny raczej możliwy póki co nie jest - kategoria "skrajna prawica" na osi ideologii politycznych w Polsce jest podzielona na przynajmniej kilkanaście niezależnych od siebie i wywołujących niewielki wpływ na społeczeństwo ugrupowań, także kategoria ta pozostaje raczej niewielkim zagrożeniem dla (nie)miłościwie nam panującego Systemu. Dlaczego jednak to właśnie w kraju nad Wisłą zjednoczenie się nacjonalistów jest (zdawałoby się) nierealne? Otóż istnieją trzy główne przyczyny tego problemu: po pierwsze występują zbyt liczne tarcia doktrynalne pomiędzy poszczególnymi ruchami / stronnictwami / organizacjami. Po drugie działacze danych ruchów / stronnictw / organizacji żywią czasami (a może raczej często?) wzajemną niechęć względem siebie, są do siebie totalnie uprzedzeni oraz kierują się postawami raczej nieprzystojącymi nacjonalistom... jak np. zawiść i pycha. Po trzecie - polscy nacjonaliści nie wiedzieć czemu poświęcają swą uwagę problemom być może bardzo istotnym dla polityków na szczeblu rządowym, ale raczej zupełnie nieistotnym dla aktywistów z tzw. marginesu. Co mam na myśli dokładnie przez te trzy punkty?
Po pierwsze - każda część środowiska nacjonalistycznego w naszej ojczyźnie stara się być co bardziej oryginalna, prawdziwa i radykalna w swych poglądach od pozostałych jego części. Największe, ogólnopolskie organizacje raczej pozostają przy klasyce myśli endeckiej, czy (już na szczęście coraz częściej) oenerowskiej, mniejsze i autonomiczne ugrupowania to prawdziwa plejada różnych idei: mamy tu zarówno klasyczny nacjonalizm chrześcijański i narodowy radykalizm, jak i filozofię międzywojennej Zadrugi, bardziej socjalne i rewolucyjne nurty, czy nawet zaimportowany do nas z Niemiec (!) tzw. strasseryzm (lewicowy odłam niemieckiego narodowego socjalizmu). Nie krytykując żadnej z tych ideologii, nie umniejszając żadnemu nacjonalizmowi w jakikolwiek sposób, ani nie wskazując na słuszność któregokolwiek z nich... chciałbym po prostu zapytać: jak do jasnej cholery mamy budować ruch polityczny/społeczny, który miałby zaangażować masy ludzkie i faktycznie oddziaływać na polskie społeczeństwo, jeżeli jesteśmy po prostu (powiedzmy sobie szczerze) zbieraniną kilkunastu różnych, różniących się od siebie (pomimo członu "narodowy" w nazwie) poglądów na świat? Taki chaos doktrynalny w obrębie jednego środowiska (który chyba najlepiej oddają marsze narodowe, na których powiewają dziesiątki różnych organizacyjnych flag w różnych kolorach i o różnej symbolice) nie służy dobrze ani idei, ani Polsce, która w XXI wieku potrzebuje nacjonalizmu niczym lekarstwa w gorączce. Pomijając już sam fakt nie dających się pogodzić różnic światopoglądowych, to należy jeszcze pamiętać o tym, że większość stowarzyszeń / organizacji / stronnictw patrzy na pozostałe w najlepszym wypadku w nieufny sposób. W rezultacie daje nam to kilkaset rywalizujących ze sobą osób o poglądach rzeczywiście nacjonalistycznych, przeciwko całemu oceanowi jedynie pozornie skłóconych ze sobą (a de facto zgodny w kluczowych kwestiach dla dalszych losów naszego narodu) liberałów.
Drugiej kwestii raczej nie warto nawet dłużej komentować - wielu nacjonalistów traktuje swoją ideę i rolę w organizacji po prostu jako... hobby, zabawę w rewolucję, subkulturę. Co za tym idzie - gdy ruch narodowy staje się subkulturą, to pojawiają się też w nim postawy cechujące subkultury właśnie. A więc z ideologii masowej staje się zamkniętym kołem wzajemnej adoracji, do którego za żadną cenę nie można wpuścić pozerów i innych przybłędów. Pozerzy to rzecz jasna w tym wypadku młodzi nacjonaliści, którzy zdążyli dopiero zapoznać się z "Myślami nowoczesnego Polaka", ale przecież nie słyszeli o "Księciu piechoty", więc są gorsi, "mało ogarnięci" i ogółem to chyba jacyś gimbo-patrioci po prostu są. Wszak koszulka z podobiznami Żołnierzy Wyklętych to nie to samo, co modne ubrania w stylu casual, a człowieka powinno się przede wszystkim oceniać właśnie powierzchownie, prawda? Otóż nie - ludzi "wstępujących w ruch" starsi nacjonaliści powinni szykować na swoich następców, zamiast ich poniżać i zniechęcać, udowadniając im na siłę ich domniemaną niższość. Mało tego - bywa dość często w naszym środowisku, że młody narodowiec wpatrzony w Dmowskiego jak w obrazek i bezkrytyczny wobec niewypałów takich jak Ruch Narodowy (lub Endecja), jest bardziej aktywnym i wytrwałym działaczem (który z czasem stanie się też zapewne działaczem bardziej "ogarniętym") niż stary, wieczny "narzekacz" o oryginalnych i bardzo radykalnych poglądach na otaczającą go rzeczywistość. I po co wzajemnie podcinać sobie nogi? Czy to w jakikolwiek sposób przybliża nas do mitycznej Wielkiej Polski?
Trzecia sprawa jest zdecydowanie zasadnicza i fundamentalna dla polepszenia kondycji polskiego nacjonalizmu - nie powinniśmy (może poza kawiarnianymi, czy browarnymi dyskusjami w gronie dobrych znajomych) zajmować się opracowywaniem programów "uzdrowienia państwa polskiego". Jest to zajęcie zupełnie absurdalne i bezcelowe w momencie, gdy pozostajemy rozbici na dziesiątki grupek, z których żadna nie może nawet marzyć o stałym miejscu w parlamencie (i co za tym idzie - o możliwości realnego wpływania na kształt polskiej polityki). Zupełnie bezcelowym jest wykłócanie się między sobą o wizje "narodowej Polski", gdy polski nacjonalizm pozostaje w stadium kilku dużych organizacji i dziesiątek małych kolektywów, które może i przeprowadzają fajne akcje społeczne (chwała im za to!), ale o decydowaniu o przyszłości naszego narodu, mogą sobie póki co pomarzyć. Nie jest to bynajmniej cecha wyłącznie polskich narodowców XXI wieku - już w 1936 roku w międzywojennym "Prosto z Mostu" ukazał się artykuł pt. "Żelazna Gwardja działa", z którego wynika jasno, że "... istotnie programu dokładnego [rumuńscy nacjonaliści] nie posiadają. To jest może specjalnie ciekawe w porównaniu z naszymi stosunkami, gdzie każda, nawet najdrobniejsza grupa, zaczyna od opracowywania najdokładniejszego programu ratowania Rzeczypospolitej - po objęciu, oczywiście, władzy. I najczęściej pozostają one stekiem frazesów". Dzisiaj mamy 2017 rok i naprawdę apeluję do nas wszystkich - idźmy śladem Legionu Michała Archanioła, zdaje się najbardziej wzorowej organizacji młodzieżowej Międzywojnia. Budujmy nowy typ człowieka, dbajmy o osobistą formację, pracujmy dla naszych rodaków, hartujmy nasze charaktery, zwalczajmy zagrożenia dla narodu gwoli naszych możliwości... zamiast brodzić w rynsztokowych wyzwiskach na internetowych grupach, czy realnych forach dyskusyjnych. Naprawdę nie jest dla mnie istotne to, czy jako nacjonalista polski sympatyzujesz z Ukrainą, czy z Rosją. Bo jakie ma to znaczenie w tym momencie? Mielibyśmy rzucić się na pomoc naszym "brunatnym sojusznikom", kiedy nie umiemy nawet zmobilizować się do wspólnego działania w obrębie własnych granic?
Podsumowując - lewica zdecydowanie przecenia współczesny polski ruch narodowy, wrzucając go do jednego worka z przedwojennym ONR, rumuńską Żelazną Gwardią, czy wreszcie Czarnymi Koszulami. Tamci ludzie byli zbudowani jakby z zupełnie innego materiału, byli bardziej skorzy do poświęceń w imię swoich ideałów, nie traktowali ich wybiórczo, czy hobbystycznie. A przede wszystkim - szli ramię w ramię, wiedząc, że podzieleni są tylko łatwiejszym łupem dla podbijającego świat globalizmu (czy to w wersji korporacyjnej, czy kołchozowej). Jakiś czas w temu w mieście Bydgoszcz kilka grupek podzielonych nacjonalistów pozornie razem (ale jednak każda z nich miała wyraźnie inny plan działania) usiłowały stawić czoła licznym i zjednoczonym anarchistycznym pajacom. Przedsięwzięcie zakończyło się - jakże by inaczej - katastrofą, co powinno być wyraźną lekcją dla naszego środowiska. Liberałowie umieją się ze sobą dogadać, by nas niszczyć. Komuniści i anarchiści również. Dlaczego my więc dzielimy się na narodowych radykałów jednych, narodowych radykałów drugich, narodowych demokratów, narodowych socjalistów, "socjal-nacjonalistów", nacjonalistów "zadrużnych", narodowych komunistów itd. itd.? Nie mówię, że wszyscy teraz powinniśmy zrzec się naszej autonomiczności na rzecz jednego, ponad-organizacyjnego podmiotu. Ruch Narodowy przecież był totalnym niewypałem, jeśli spojrzeć chociażby na posła Andruszkiewicza, który poprzez swe zachowanie nie jest godny już nawet podania mu ręki. Ale działajmy wspólnie, debatujmy w rzeczywistości, integrujmy się. W końcu cel jest w większości wypadków ten sam, różnimy się tylko drogami, którymi do niego zmierzamy. Być może wówczas kiedyś znowu powstanie jakaś szansa na organizm polityczny, który mógłby walczyć z dużymi i dobrze finansowymi partiami, także na polu parlamentarnym. Celem, który przyświeca pismu Szturm, jak i powinien przyświecać wszystkim czynnym, narodowym aktywistom w Polsce, jest nowy ruch narodowy. Taki, w którym nikt nie wykłóca się o kwestie nie mające obecnie żadnego znaczenia. Taki, który po prostu z całą swą mocą i liczebnością stanie w obliczu "garbatego zagrożenia", dzisiaj silniejszego niż kiedykolwiek. Niechaj taki właśnie będzie polski nacjonalizm XXI wieku!
Nie da się też wykluczyć możliwości budowy szerszego frontu przeciw globalizmowi i "nowoczesnemu światu" - w obliczu tak potężnego zagrożenia zamykanie się i trwanie w doktrynerskim amoku byłoby totalnie absurdalne. Być może w przyszłości konieczna będzie konsolidacja nie tylko brunatnych, ale wszystkich sił negujących obecny, globalny porządek i "Pax Americana" - to już jest jednak gdybanie i marzenia o przyszłości, o którego unikanie apelowałem dwa akapity wyżej. Skupmy się na pracy, czy to intelektualnej, czy kulturalnej, czy fizycznej, czy duchowej, czy społecznej, czy właśnie politycznej. Nigdy żaden system nie będzie prowadzony wyłącznie mieczem, czy wyłącznie mądrą księgą. Europa potrzebuje nas wszystkich. I to właśnie jest dziejowa misja białej młodzieży naszego pokolenia. Chwała Zwycięstwu!
Jan Kuśmierczyk