W tym artykule chciałbym poruszyć kwestię, która irytuje mnie już od dłuższego czasu, a w pewnym sensie nawet przeraża, albo przynajmniej niepokoi.
Chodzi tu o tolerancję, ale nie o jej objawy w społeczeństwie lub też ich brak, a samą definicję tego słowa, jak bardzo zmieniła się ona pod wpływem współczesnej myśli filozoficznej zwanej postmodernizmem i jakie skutki może to mieć w społeczeństwie.
Zaczynając więc od rzeczy pierwszych, należy ustalić pierwotną definicję słowa „Tolerancja”. Słowo to pochodzi z łaciny i oznacza „Cierpliwa Wytrwałość”, a w swojej formie czasownikowej: „Wytrzymywać”, „znosić”, „Przecierpieć”. Zwróćmy uwagę na ostatnie z tych trzech znaczeń, ponieważ będzie ono niosło najważniejszy ładunek znaczeniowy dla tego, jak właściwie powinna objawiać się tolerancja rozumiana w swoim znaczeniu pierwotnym. Jako że słowo pochodzi z łaciny, postaramy się odnieść do Starożytnego Rzymu. Jak więc Rzymianin mógł rozumieć tolerancję? I jak mogła się ona objawiać?
Na podstawie powyższych znaczeń, można wywnioskować, że dla Rzymian tolerancja, w sensie społecznym, była postawą nie atakowania innych kultur czy poglądów. „Cierpliwie znosić” można było zarówno swojego pijanego kolegę, tępego polityka, narzekania żony, czy obcą kulturę. Ważne w tej definicji, co będzie widoczne dopiero dalej w tekście, jest stosunek jaki nadajemy rzeczą, które są przez nas „cierpliwie znoszone”. Jest to bowiem stosunek negatywny, musimy „przecierpieć” pewne rzeczy, ponieważ ich nie akceptujemy, są dla nas niemiłe, nieprzyjemne i niechciane przez nas. „Przecierpieć” możemy bezsensowny i wulgarny bełkot pijanego kolegi, a nie pasjonującą przemowę charyzmatycznego mówcy. Nie możemy „przecierpieć” czegoś, co nam się podoba, jest dla nas miłe i akceptujemy to, ponieważ nie ma wtedy kluczowego elementu, czyli „cierpienia” właśnie.
Podsumowując więc część pierwszą, tolerancja w znaczeniu pierwotnym ma charakter negatywny, tolerować możemy jedynie rzeczy, które się nam nie podobają, z którymi się nie zgadzamy, a które jedynie jesteśmy w stanie znieść. Ważne jest tu wyróżnienie swoistych „poziomów afirmacji”, które możemy określić jako poziomy naszego przyzwolenia na coś. Wyróżnić można by było na przykład: Antypatię, tolerancję, obojętność, akceptację, sympatię. Nasza tolerancja zajmuje tutaj miejscu niżej niż obojętność, czyli jako reakcja na coś niepożądanego.
Jak natomiast prezentuje się kwestia tolerancji we współczesnej dyskusji? Posłużmy się kilkoma przykładami z słowników Anglojęzycznych. Zacznijmy od chyba najwierniejszego oddania pierwotnego znaczenia jakie daje nam „Cambirge Dictionary”: „Willingness to accept behaviour and beliefs that are different from your own,although you might not agree with or approve of them” (W wolnym tłumaczeniu: Chęć do akceptacji zachowań i wierzeń sprzecznych z naszymi, pomimo możliwości do dezaprobaty i nie zgodzenia się z nimi). Jest tu wyrażona myśl przewodnia, ale nie można nie zauważyć, że mówi się tu już nie o „Cierpliwym znoszeniu”, a o „akceptacji” zachowań i poglądów, z którymi się nie zgadzamy. Różnica to może wydawać się mała i nieistotna, ale ma ogromne skutki na postrzeganie całego problemu, ponieważ charakter tolerowania czegoś zmienia się z negatywnego na pozytywny. Nie muszę już „Przecierpieć” zachowania mojego pijanego kolegi, a „akceptować” jego zachowanie, uważać, że nie jest patologiczne, a normalne.
Jeszcze ciekawsza rzecz dzieje się, kiedy sięgniemy po Amerykański słownik „Merriam-Webster”, jeden z najstarszych i najbardziej zaufanych słowników w USA. Tam dowiemy się, że Tolerancja to: „sympathy or indulgence for beliefs or practices differing from or conflicting with one's own” (Sympatia albo wyrozumiałość względem wierzeń lub praktyk odróżniających się od własnych). Tutaj jest już mowa o otwartej sympatii, jaką mamy mieć względem tego, co wcześniej mieliśmy cierpliwe znosić. To, co wcześniej było dla nas do zniesienia z grymasem niesmaku na twarzy, teraz ma być przez nas otwarcie lubiane, szanowane i akceptowane.
Szczyt szczytów osiąga tu słownik „Dictionary.com”, który twierdzi, że tolerancja to: „A fair, objective, and permissive attitude toward those whose opinions, beliefs, practices, racial or ethnic origins, etc., differ from one's own; freedom from bigotry.” (Uczciwe, obiektywne i przyzwalające nastawienie względem tych, których opinie, wierzenia, praktyki, rasowe lub etniczne korzenie, etc, różnią się od własnych; Wolność od bigoterii). Tutaj nasza tolerancja zyskuje nagle takie cechy jak uczciwość i obiektywność. Człowiek mógłby zaraz pomyśleć, że jest ona jakąś cnotą, jakimś ideałem, do którego każdy powinien dążyć, przecież jest obiektywna i sprawiedliwa zarazem, więc nie można się z nią nie zgodzić, nie można jej nie stosować, prawda?
Tolerancja przeszła więc daleką drogę, od bycia pewną oznaką dobrego wychowania, zachowania względem ludzi i rzeczy, które się nam nie podobają, które są dla nas uciążliwe i które znosimy ze względu na naszą wielkoduszność, wyrozumiałość i chęć dobrego życia w społeczeństwie, do autorytarnie narzuconego światopoglądu, i w pewnym sensie „stylu życia społecznego”, którego musi przestrzegać każdy, niezależnie od poglądów.
Ale czy to źle? Przecież wydawałoby się, że tolerancja jest jednak czymś dobrym, oznaką dobrego wychowania właśnie i drogą do pokojowego życia społecznego (Zawsze przecież będą ludzie o poglądach odmiennych od naszych). Otóż tak, jest ona dobra, ale pod warunkiem, że jest dobrowolna, wynika z niezależnej decyzji pewnego człowieka, którego własna moralność podpowiada mu, że nie warto się w coś wtrącać, że nie warto w tym przypadku interweniować, że może ktoś też ma rację. Sytuacja zmienia się jednak drastycznie, kiedy zamiast wypływać z postawy dobrowolnej i niezależnej (I całkowicie opcjonalnej), tolerancja staje się warunkiem koniecznym funkcjonowania w społeczeństwie, a to właśnie robi współczesny zachodni liberalizm, gdzie domniemany brak ich wypaczonej znaczeniowo tolerancji, jest równoznaczny z niechęcią społeczną, wykluczeniem z dyskusji politycznej, a w skrajnych przypadkach nawet sankcjami prawnymi. Kiedy pewne opcjonalne(dobrowolne) zachowania, które zawsze były mile widziane, były oznaką dobrych manier, nagle stają się prawnym obowiązkiem wymaganym od wszystkich członków społeczeństwa, tracą one cały swój sens. Przykładem może być zwyczaj częstowania jedzeniem gości w domu (Oferowanie herbaty i ciastek itp.). Gdyby prawo Polskie nakazywało „Częstować każdego podjętego gościa herbatą w ilości co najmniej 200 ml i ciastkami o masie minimalnej 10 dag”, to nikt nie widziałby poczęstunku jako oznaki dobrego wychowania i troski o gościa, a o uciążliwy i niechciany obowiązek, zarówno dla gospodarza, jak i gościa (Może przecież ciastek nie chcieć).
Kończąc ten tekst nieco prześmiewczym akcentem, można by powiedzieć, że według klasycznego znaczenia, jesteśmy tolerancyjni, kiedy cierpliwie znosimy bardzo nieprzyjemnie pachnącego kloszarda, który jedzie z nami komunikacją miejską (Oczywiście bez biletu). Według nowoczesnej koncepcji tego słowa, powinniśmy natomiast okazywać sympatię, zainteresowanie i cieszyć się z możliwości obcowania z przedstawicielem odmiennego sposobu życia, jaki prezentuje Pan Kloszard.
Wujek Zych