
Szturm
Dziecięcy przewrót
Leon Drzewczyk
Dziecięcy przewrót
Utwór ten dedykuję pewnej artystce, która znana jest szerzej ze swej zbrodni. Zauważyłem w niej emanację Ducha Zniszczenia, bardziej doskonałą niż u bohatera tej historii. Wymienione emanacje nie były dość dojrzałe, by wzbudzić powszechny szacunek. Wkrótce nadejdzie ta najwłaściwsza, co sięgnie po władzę nad upadłą Europą.
Zaduszki
Beztroskie lato zastępuje surowa jesień. Drzewa zrzucają liście, żółkną trawy, niebo blednie. Nad ziemią unosi się mgła. Przyroda żegna się z upojnym życiem i woła: „Niech żyje śmierć!”. Według Tradycji w owym czasie duszy zmarłych zstępują do świata żywych. Przypominają o tym do dziś płomienie zniczy. Rodziny odwiedzają krewnych. Naród czci poległych. Kościół modli się do męczenników. Czasem zdarza się, że duchy wchodzą z ludźmi w bliższe relacje.
Pewna rodzina zawitała właśnie na cmentarz. Znajdował się on w małym miasteczku, niedaleko ich leśnej działki. Przyjechali z wielkiego miasta z wizytą do nieżyjących dziadków. Postawili znicze, odmówili modlitwy, po czym wysłali jedenastoletniego syna, aby wyrzucił zwiędłe kwiaty. Szedł w zadumie, patrząc na ciemną linię lasu, płomienie pod krzyżami, nadchodzący zmierzch. Po paru metrach doszedł do altany śmietnikowej. Wyrzucił śmieci. Już miał wracać, gdy coś go zatrzymało. Było to pudełko od zapałek. Otworzył – jedna sztuka. Znalezisko powędrowało do kieszeni.
Poniedziałek
W szkole od początku roku panowały złe nastroje. Wtedy funkcję ministra edukacji pełnił Roman Giertych. Jego zarządzenia budziły kontrowersje: obowiązek noszenia mundurków, monitoring, program „zero tolerancji – maksimum strachu”. Praktycznie wszyscy narzekali na nowe porządki.
Nasz bohater od pierwszej klasy interesował się historią. W szczególności imponował mu Napoleon. Pragnął podbijać świat, a wcześniej wywołać rewolucję. W przeciwieństwie do innych dziecięcych marzeń, to nie chciało ani na chwilę przeminąć. Uciskanych kolegów postanowił poprowadzić do buntu.
Wszedł do męskiej łazienki. Na szczęście nie było nikogo. Przerwa trwała w najlepsze. Nabrał papieru toaletowego tyle, ile mieściło się do muszli. Wrzucił wszystko, a na to płonącą zapałkę. Razem z pudełkiem
- Proszę pani! Pali się!
- Żartujesz...
- Chodź, zobacz! Pani zobaczy!
Weszli do łazienki. Uczeń wskazał kabinę. Nauczycielka, z wyrazem niedowierzania na twarzy, spojrzała tam. Sedes wypełniał czarny stos. Żar ogarniał kawałki papieru. Do góry szedł dym. Piekielny swąd wypełniał pomieszczenie.
- Boże... Boże, ugaście to!
W jednej chwili zebrał się tłum. „Szkoła się pali! Szkoła się pali” Czy pedagodzy panowali nad sytuacją? Co płonęło bardziej: papier czy dziecięce umysły? Wszyscy zadawali sobie pytanie, kto to zrobił.
Nadeszła odsiecz. Kadra szkolna przyglądała się zjawisku. Kobieta spuściła wodę, po czym spojrzała groźnie na tłum:
- KTO PODPALIŁ TOALETĘ?
Zwykle ze strachu sprawca się szybko przyznawał. Tym razem tak się nie stało. Osiągnął taką determinację, by zapanować nad sobą. Przeczekał do końca przerwy. Słuchał rozmów, plotek, apeli. Delektował się atmosferą. Atmosferą upragnionej rewolucji.
Czwartek
Przez najbliższe dni w szkole nic się nie działo. Nikt nie obalił dyrekcji, mimo obrywania punktów z zachowania za brak mundurka. Krążyły pogłoski o rychłej instalacji monitoringu, a nawet o czipowaniu. Należało zaciskać pętlę terroru, aby w szkole reżim się tak zaostrzył, że wybuchłaby rebelia. Rewolucjoniści aresztują dyrekcję, przejmą władzę nad społecznością, po czym zarządzą marsz na pałac Giertycha.
Buntownik bez trudu wygrzebał z oszczędności srebrną złotówkę. We czwartek zjawił się z pełnym pudełkiem. Po pierwszej lekcji postanowił powtórzyć atak. Tym razem zniszczenia miały być bardziej dotkliwe.
- Pali się!
Znów zebrał się tłum. Wezwano pedagoga. „Ktoś chce podpalić szkołę!”. Od następnej przerwy toaleta męska miała być zamknięta. Chłopcy będą z niej korzystać tylko pod nadzorem pani woźnej. „O to chodzi! O to chodzi!” Istny stan wojenny.
Nauczyciele wiedzieli, że mają do czynienia z psychopatą. Wszak to szkoła integracyjna! Jednak do tej pory nie spotkali się z czymś podobnym.
Kolejne podpalenie! Tym razem w damskiej toalecie. Zajął się cały składzik. Czarny, gryzący dym pożerał szmatki. Obok stały środki chemiczne.
- Odsunąć się! Wszyscy! Trujące!
Woźna chwyciła wiadro. Napełniła wodą. Kilka ruchów i po kłopocie. Wszystkiemu przyglądała się dyrekcja.
- Mógł wybuchnąć pożar.
- Zamknąć tę łazienkę!
Na lekcji w-f chłopcy nie opuścili przebieralni. Wszyscy rozmawiali o podpaleniach. Uczniowie z ekscytacją, nauczyciele próbowali dojść do sprawcy. Wzywano do przyznania się, grożono konsekwencjami. W pewnym momencie do drzwi zapukało dwóch szóstoklasistów.
- Proszę pana, jutro nas nie będzie na zajęciach.
- Co się stało?
- Idziemy na komendę. Podpalano kible.
- To znaczy nie my podpalaliśmy. Ale myślą, że to my. Gimnazjaliści już byli przeszukiwani.
Podpalacz schował pudełko w skarpetę.
- To ty podpalałeś? – szepnął mu kolega.
- Nie, to nie ja.
- Ale dobry przypał.
Ledwo zabrzmiał dzwonek na przerwę, na piętrze maluchów zabrzmiał krzyk.
- O fu! Fuj! Śmierdzi spaloną gumą!
Zza drzwi sączył się dym. Toalet dla klas I-III nikt nie sprawdzał. Teraz zaatakowano im śmietnik. Żar pożerał folię. Będzie mniej śmieci do wynoszenia.
Akurat przechodziła wychowawczyni z grupą pierwszaków. Na oczach przestraszonych dzieci nabierała wody w ręce, by zalać ogień. Zbiegli się reprezentanci starszych klas, gimnazjum, nauczyciele.
Chwilę później w klasie czwartej zabrzmiała komenda:
- Proszę wyjąć z plecaków wszystko, co macie.
- Przeszukanie?
- W szkole?
- Tak nie można!
- Cisza! To nie jest przeszukanie. Po szkole grasuje podpalacz. Nie wiemy, kim jest ta osoba. Jeśli ktoś nie otworzy plecaka, będzie podejrzany.
- A jeśli go złapią?
- Prawdopodobnie zostanie mu, albo jej bardzo obniżone zachowanie. Nie wiem, czy zostanie w naszej szkole.
Sprawca razem z innymi opróżnił plecak. Modlił się w duchu, żeby rewizja na tym się skończyła, a już na pewno nie szukali po nogach.
- Słyszałam – zaczęła koleżanka – że w starszych klasach byli przeszukiwani.
- Podpalenie – ciągnęła wychowawczyni. – To poważna sprawa. Ten ktoś naraża na niebezpieczeństwo całą szkołę. Nie wiem, kim jest ta osoba. Sprawdzamy was profilaktycznie. Są głosy, aby wezwać policję.
Po lekcji toczyła się rozmowa rodziców podpalacza z rehabilitantką. Był bardzo chwalony za grzeczność, inteligencję, obowiązkowość. Wszystkiego słuchał z uśmiechem. Nagle poprosił o możliwość pójścia do toalety.
- Oczywiście.
Skierował się do łazienki. Nauczycielka rozejrzała się. Westchnęła. Niemal na palcach poszła za uczniem. Ten stał przed kabiną, z porcją papieru. W ręku miał zapałki.
Epilog
Rozprawa małego rewolucjonisty odbyła się za zamkniętymi drzwiami dyrekcji. Jeszcze następnego dnia uczniowie spodziewali się podpaleń. Sprawcy nie wydalono ze szkoły. Zachował nawet stanowisko przewodniczącego klasy. Poza obniżeniem sprawowania, wykluczono go z wigilii klasowej. W szkole jeszcze długo pamiętano o tych wydarzeniach.
Istnienie od egzystencji odróżnia działanie. Czasem aktywność ujawnia się w nieodpowiednim miejscu lub czasie. Mimo to lepiej przesadzić, niż niedopatrzeć.
W przeddzień wojny
W przeddzień wojny
Budzisz się, krzycząc, nad zwęglonym truchłem
a dłoń twoja płonie tętniącą czerwienią
Powieki ciążą, klejące, opuchłe
ktoś wrzeszczy : „odwrót!”
nie słyszysz…
ogłuchłeś.
Nie możesz oddychać, i dusisz się wrzaskiem
kurz, biały popiół, i spalona skóra
Dłoń kamienieje, nakryta piachem
ktoś ciągnie za rękaw
ktoś zniknął
ktoś umarł.
Pamiętasz swój sen, gdzie pochód wspaniałych
żołnierzy przeszedł przez miasto w mundurach
błyskali zębami, obcymi flagami
flesz świecił w szarość
Kobiety
płakały
Ktoś relacjonował, ktoś rzucał kwiatami
sojusznik zza morza pozował do zdjęcia
gdy głaskał ulice obcymi czołgami
i wymachiwał
gwarancją
zwycięstwa
„Oj, nie rób nam wstydu” – matka syczała
i fabryczną skazę biało-czerwoną
ścierała ci z kurtki mokrymi palcami
‘”Podziękuj, bo oni
tu przyszli
na pomoc”
Budzisz się, krzycząc, nad spalonym truchłem
a dłoń twoja płonie tętniącą czerwienią
Powieki ciążą, klejące, opuchłe
ktoś wrzeszczy : „odwrót!”
nie słyszysz…
ogłuchłeś.
Spod zwęglonych powiek, jasnymi oczyma
pyta cię truchło : „dlaczego ja, bracie?”
Sojusznik od tyłu ci gardło podrzyna…
przelicza niemo
monety
i akcje.
Aleksandra Radlak
Opoki
Opoki
W prześmiewczej koronie z tuzina gwiazd złotych
na sprzedanej ziemi, po łokcie w pomyjach
napinasz znów mięśnie by mieczem i młotem
wciąż miażdżyć opoki powszednich barykad
Sprzedany za stołki i obcą walutę
- nie tobie budować pomniki twej nacji
lecz sypiąc swój kurhan pić wino zatrute
ku własnych snów śmierci i obcych sił racji
Ty w wiecznej obawie przed wichrem ze Wschodu
uciekasz przed sierpa wciąż żywym wspomnieniem
i wprost do bezkresu wbiegasz korowodu
bezimiennych cieni, by sam zostać cieniem.
Więc z młotem tyrając, na obcy kapitał
zadajesz pytanie, gdy gonisz za chlebem
- wygnanym na zmywak ci Panem Cogito
być przyjdzie, czy bezrobotnym Winkelriedem.
Wnet z błękitu nieba, kompasowa róża
w sumienie cię kłuje, do miecza znów woła
byś szedł ciskać gromy w bratobójczej burzy
i wśród płaczu dzieci, w ich matek krwi konał.
Wiedz, to co zwą różą, prorocy z Zachodu
jest ci celownikiem, wprost w pierś wymierzonym
by grunt spod stóp zabrać twojego narodu
i w obcych usypać go sił poligony
Bo jeśli dołączysz do hord ich służalczych,
twe ciało przemielą chciwymi szczękami
a krwią twą napoją psubratów poddańczych
co zwą się twoimi reprezentantami
A jeśli odmówisz, zdradzieckie gargulce
rzygać będą brudem na twe dobre imię
i krzyk twój wieczystym im będzie budulcem
pod złote ich grzędy gdzie żrą swą padlinę.
Więc obnażaj prawdę, powszedni Rejtanie
marszcz posępnie czoło, Stańczyku wśród zdrajców
bo wiesz, że kamieniem rzuconym na szaniec
zostaniesz. Leć celnie , codzienny powstańcu
Aleksandra Radlak
Kwestia obchodzenia świąt i rocznic
W II Rzeczpospolitej już rok po jej powstaniu, ustanowiono Święto Narodowe Trzeciego Maja, które miało charakter dnia wolnego od pracy. Drugie państwowe święto jakie wdrożono w okresie międzywojennym, było obchodzone 11 listopada, Święto Niepodległości, utworzone w 1937 roku.
Po II Wojnie Światowej, nowe władze Polskiej Republiki Ludowej zmieniały katalog świąt państwowych. Już w 1945 roku ustanowiono Narodowe Święto Zwycięstwa i Wolności, obchodzone 9 maja, na cześć zakończenia II wojny światowej, oraz Narodowe Święto Odrodzenia Polski, obchodzone w dniu 22 lipca, na pamiątkę ogłoszenia Manifestu PKWN, jednocześnie uchylając ustawę z 1937 r. o Święcie Niepodległości. Święto 3 Maja nie zostało formalnie zniesione, lecz urzędowe uroczystości były ograniczone lub znikome. Natomiast w 1950 roku ustanowiono ponadto święto państwowe w dniu 1 maja .
W związku z powstaniem III Rzeczpospolitej , w 1989 roku przywrócono święto 11 Listopada oraz zniesiono Narodowe Święto Odrodzenia Polski. W 1990 roku przywrócono Święto Narodowe Trzeciego Maja. Kolejne święto ustanowiono dopiero po kilkunastu latach, albowiem w 2005 roku uchwalono ustawę ustanawiającą Dzień Solidarności i Wolności, a cztery lata później 2009 roku ustanowiono Narodowy Dzień Pamięci Powstania Warszawskiego. Listę świąt państwowych zamyka jak na razie ostatecznie Narodowy Dzień Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”, ustanowiony w 2011 roku.
Pokrótce przedstawiona przeze mnie historia naszych przyjmowanych, uchylanych, kasowanych oraz przywracanych świąt państwowych, wprowadza w temat kwestii świętowania owych świąt przez nasz naród i czy ma szanse on się zmienić.
Dziś to wygląda fatalnie. Większość naszego narodu, po symbolicznych obchodach, jeśli o nich pamiętają lub zdecydują się w nich uczestniczyć, kończą je nieumiarkowanym obżarstwem, piciem alkoholu czy paleniem tytoniu. Warto sobie zadać pytanie. Czemu tak się dzieje?
Po pierwsze są to wydarzenia emocjonalne. W przypadku obecnych polskich świąt określenie ich jasno jako pozytywne czy negatywne. Trudno czuć na przykład radość z powodu Święta Niepodległości, skoro dziś nie mamy niepodległego kraju ale też przez szacunek i uczczenie pamięci wobec tych, którzy walczyli o to, by Polska ponownie pojawiła się na mapie Europy trzeba zachować powagę. Podobna sprawa tyczy się Święta Konstytucji 3 maja , która mimo swojego ustanowienia, nie została wprowadzona w życie. Powstanie Warszawskie pomimo szczytnych celów poniosło porażkę, przez źle wybrany moment jego rozpoczęcia, ale znowu pozostaje kwestia pamięci prostych żołnierzy i ludności cywilnej, która przez to ucierpiała, to samo tyczy się Żołnierzy Wyklętych, dzielnie walczących z wrogimi władzami PRL. Jedynie kwestia Święta Wojska Polskiego i jednoczesnego obchodzenia rocznicy Bitwy Warszawskiej, jest dla mnie zrozumiała i jasno określona jako pozytywna. Wobec innych sądzę iż są jak gombrowiczowski Juliusz Słowacki – mają zachwycać, choć tego nie robią. Dla większości narodu są one jedynie kolejnymi wolnymi dniami od pracy.
Uważam zatem że, aby sprawić iż Polacy, na pewno nie od razu ,ale zaczną zmieniać sposób obchodzenia świąt państwowych, trzeba wybrać jednoznaczne, zwycięskie daty w historii Polski. Wtedy bowiem pomału odbuduje się duma narodowa Polaków i przekonanie iż ,,nie tylko przegrywaliśmy lecz i wygrywaliśmy”. Dlatego kultywowanie porażek powinno zostać zniesione i zastąpione kultywowaniem zwycięstw. Tym, co mnie jeszcze zadziwia, jest jak kultywuje się Powstanie Warszawskie, a nie jedyne cztery w pełni zakończone sukcesem powstania : Powstanie Wielkopolskie z 1806 roku , Powstanie Sejneńskie z 1919 roku, Powstanie Wielkopolskie z lat 1918-1919 oraz II Powstanie Śląskie. Jeśli już upamiętniać jakiekolwiek powstania to tylko takie.
Tak samo sposób obchodzenia tych świat powinien byś jednoznaczny, nie powinny być to libacje, których pretekstem jest owa rocznica, lecz poważne potraktowanie sprawy, czyli uczczenie pamięci poległych, pójście do kościoła, spędzenie czasu z rodziną, oglądając dla przykładu filmy dotyczące danej rocznicy. Dając tym postępowaniem przykład, że alkohol nie jest potrzebny by godnie świętować.
Kacper Sikora
Globalizacja kulturowa oraz jej wpływ na nasz naród
Obecny, ciągle postępujący rozwój procesów globalizacji, doprowadził do tego iż, rozpoczął się i nie zanika globalizacja kulturowa. Ów proces należy głównie rozumieć poprzez wskazanie na konkretne skutki, jakie wywiera kompresja czasoprzestrzenna oraz rozejście się dwóch elementów: kultury i lokalności. Pierwszy element czyli lokalność rozumie się przede wszystkim w kategoriach ulokowania w przestrzeni, przypisania do konkretnego miejsca, które składa się na swoistą enklawę kulturowych i społecznych partykularyzmów, definiuje zakres doświadczeń życiowych jednostki oraz ma znaczenie przy konstruowaniu jej tożsamości[1]. Drugim elementem jest kultura a raczej precyzując kultura regionalna, która z racji swej nazwy odnosi się do poszczególnego regionu, będąc przy tym częścią składową kultury narodowej. W wyniku opisywanego przeze mnie procesu, owe kultury ludowe ulegają zapomnieniu i są zastępowane przez kulturę globalną.
Ów proces wytworzył w lokalnych społecznościach silniejszą potrzebę „odzyskania domu”, poczucia bezpieczeństwa, ponownego usytuowania w konkretnej przestrzeni lokalnej. Potrzeba ta znajduje wyraz w działaniach ukierunkowanych na poszukiwanie podstaw własnej odrębności oraz budowania lokalnej tożsamości i powtórnego zakorzenienia w danym środowisku.
W Polsce występuje mnóstwo regionalnych kultur, ale to nie czas do ich osobnego omówienia. Wpływ jaki wywarła na nie globalizacja kulturowa jest znaczny. Albowiem zjawisko reterytorializacji dotknęło terenów Warmii i Mazur, Śląska Opolskiego, Bieszczadów i innych rejonów pogranicznych. Na tych obszarach również da się odczuć przejawy inicjatyw, mających na celu nadanie własnej przestrzeni lokalnej szczególnych znaczeń i wartości. Dokonuje się to m.in. za sprawą takich działań, jak odnoszenie się do przeszłości i tradycji (np. poprzez organizację festiwali czy tworzenie różnego rodzaju towarzystw), wiązanie własnej miejscowości z charakterystyczną dla niej działalnością artystyczną czy też uczynienie z jakiejś postaci bohatera danej społeczności. Te działania pokazują że z globalizacją kulturową nie tylko można walczyć skutecznie, a wręcz trzeba. Gdyż nasza kultura narodowa tylko straci, jeśli zaniknie w narodzie pamięć o kulturach ludowych ze wszystkich regionów Polski. Tym bardziej, że za najbardziej niekorzystne skutki globalizacji w sferze kultury uznaje się m.in. unifikację przekazywanych przez elektroniczne media treści i wzorów stylów życia oraz zmniejszające się występowanie bezpośrednich kontaktów między ludźmi. Dlatego nasz naród powinien być dalej zmotywowany i zwycięsko zwalczać globalizacje kulturową, która na szczęście negatywnego wpływu jak na razie nie wywarła. Mam tu na myśli wpływ na polskie regionalne kultury. Choć niepokojące jest to, iż kultura globalna wdziera się coraz skuteczniej do świadomości młodych Polaków, którzy używają dal przykładu angielskich odpowiedników polskich słów w codziennych sytuacjach. Tę tendencję trzeba zlikwidować prostą drogą. Poprzez poprawne używanie polszczyzny, stosując często synonimy prostych słów, aby pokazać dzisiejszemu pokoleniu, że polski język jest atrakcyjniejszy od języka angielskiego czy amerykańskiego, które od dawna są językami kultury uniwersalnej.
Kacper Sikora
[1] Popularna Encyklopedia Mass Mediów, red. J. Skrzypczak, Poznań: Wydawnictwo Kurpisz 2000, s. 162.
Georges Valois – Sorel i architektura społeczna
W obecnym numerze „Szturmu” chciałbym kontynuować prezentację myśli grupy Cercle Proudhon. Wybrałem tekst Georgesa Valois, postaci, która w dalszym ciągu odgrywa bardzo duże znaczenie w myśli francuskiego narodowego-rewolucjonizmu. Tekst poświęcony Georgesowi Sorelowi doskonale oddaje radykalizm myśli działacza oraz pozwala zapoznać się z panującymi w tym czasie trendami w myśli nacjonalistycznej.
Georges Valois (właściwie Alfred-Georges Gressent) to osoba, która nie zamykała się w ścisłych ramach doktryn, łączył idee, szukał własnej drogi. Można powiedzieć, że był żywym przykładem bakuninowskiej sentencji: Doktryna zabija życie, zabija żywą spontaniczność działania.
Valois urodził się w 1878 roku w Montrouge w robotniczej rodzinie o tradycjach republikańskich i antyklerykalnych. Od młodości był wrogiem kapitalizmu i mieszczaństwa. Szybko włączył się w działania o charakterze syndykalistycznym i anarchistycznym. Osobiście poznał Georgesa Sorela. Pierwszą zmianę poglądów Valois przeszedł po odbyciu służby wojskowej i spotkaniu zegarmistrzów genewskich. Po tych doświadczeniach zaczął rozważać zalety dyscypliny i monarchii. Następnie spotkał lidera Action Francaise Charlesa Maurrasa, postanowił dołączyć do jego ruchu. To właśnie po przystąpieniu do AF Gressent zaczyna podpisywać się „Valois”. Jest to hołd oddany dynastii Walezjuszy.
W 1911 roku powstaje Cercle Proudhon, następnie po kilku latach nieodnajdywania się w strukturach Action Francaise Valois tworzy Faisceu(11 XI 1925). Organizację o charakterze faszyzującym, której celem miało być skupienie w sobie wszystkich sił antyliberalnych, antymieszczańskich, hołdujących rewolucyjnym ideom społecznym. Do grupy dołączyli nie tylko nacjonaliści, ale również komuniści. Organizacja nie przetrwała jednak zbyt długo, kłótnie programowe oraz brak większej aktywności doprowadziły do jej upadku w 1928 roku. Kolejny projektem Valois było utworzenie Parti Républicain Syndicaliste. Po kryzysie 6 II 1934 roku[1] skupił się na działalności publicystycznej, ponownie włączył się w działania syndykalistyczne. W czasie II wojny światowej działał w ruchu oporu, został aresztowany w 18 V 1944 roku, zmarł w obozie w Bergen-Belsen na tyfus w lutym 1945 roku.
Sorel i architektura społeczna
Czytelnicy!
Kilka miesięcy temu mieliśmy zaszczyt wytłumaczyć Wam powody, które kierowały nami przy założeniu Koła (Cercle Proudhon – przyp. tłum.) oraz, dlaczego na swojego patrona wybraliśmy Pierre-Josepha Proudhona. Henri Lagrange przypomniał Wam w skrócie idee i sentymenty, które włączyliśmy do naszej doktryny przez lata pracy. Chcę tylko ukazać naszą główną myśl: stoimy na służbie, zdeterminowani aby służyć naszej francuskiej ojczyźnie. Główne założenie naszej idei to zniszczenie zasad, które rządzą nowoczesną gospodarką, która narzuciła narodom reżim kapitalistyczny i podporządkowała wszystkie ludzkie wartości złotu. Chcemy ustanowienia nowej doktryny gospodarczej, którą będzie gospodarka narodowa, gdzie wszystkie instytucje finansowe będą funkcjonować zgodnie z gwarancjami udzielonymi francuskiej krwi.
Nic więcej nie dodam na ten temat. Mam dzisiaj inne zadanie, które wyznaczyli mi moi przyjaciele. Chcę zwrócić Waszą uwagę na tych, których twórczość pozwala nam dzisiaj rozwijać naszą ideę i poprosić Was, abyście razem z nami oddali im sprawiedliwość, uznając ich i pozdrawiając. Ich, których idee przewodniczą naszej pracy, umożliwiając spotkanie dwóch francuskich tradycji, które sprzeciwiały się sobie w XIX wieku, a które dzisiaj są prezentowane i zjednoczone w naszym działaniu.
Na początku naszych działań oddaliśmy cześć i pamięć wielkiemu Proudhonowi. Dziś zapraszam do oddania hołdu mistrzowi, którego nazwisko jest tak często powtarzane, iż wszyscy doskonale wiedzą, że mówię o Georgesu Sorelu, wielkim filozofie.
Szanowni Państwo!
Sorel nie chciał mieć uczniów. Możliwe, że miał rację. Nie skonstruował spójnego system filozoficznego; nie skonstruował nawet teorii systemu społecznego. Nie możemy nawet powiedzieć, że narzucał tym, którzy za nim podążają jakieś metody i doktryny. Jego wielbiciele są rozproszeni. Niektórzy z nich są katolikami, inni są z dala od Kościoła. Inni - a jest ich wielu - przystąpili do Charlesa Maurrasa w Action Française. Jego wpływ (Sorela – przyp. tlum.), choć nie dogmatyczny, jest jednak bardzo głęboki i szeroki. Mimo to, że nie znalazł uczniów, takich, którzy byliby do niego przywiązani, wielu patrzyło na niego jak na prawdziwego nauczyciela.
Ten wielki nauczyciel bez uczniów słuchany jest przez wielkie i żarliwe masy. Tłumaczy się to tym, że dał masom dokładne wskazówki. Dla tej masy jest osobą, intelektualistą, który ujawnił ducha, który daje siłę do działania. Wierzę, że jest to jedna z głównych tajemnic mistrzostwa Sorela: pobudził naszą świadomość, rozpalił ogień, dał nam go; nie wskazał kierunku, ale nowe sposoby rozumienia świata; przemknął przez jego najbardziej mroczne zakątki, nauczył łączenia zjawisk, które występują osobno, które stale nas wzbogacają i wzmacniają wraz z każdym odkryciem. Ci, którzy znają Sorela wiedzą, że budzi silne emocje - są ludzie, którzy urodzili się po to aby stać się odkrywcami. Apeluję do ludzi z mojego pokolenia, którzy, po przejściu przez zimną pustynię rue Saint-Guillaume lub przez bagna rue Tournin gdzie Żyd Dyck założył darmowy Collège Nauk Społecznych, mieli szczęście spotkać Mistrza z Boulogne (Sorela – przyp. tłum.) i przyłączyli się do jego twórczości. Z każdym krokiem przy jego boku dokonali nowych odkryć. Twórczość Sorela rzuciła nowe spojrzenie na "niejasny świat gospodarki", gdzie absurdalne kalkulacje ludzi przeszkolonych przez Anatole Leroy-Beaulieu ukazywały dobrobyt narodów zgodnie z zasadami arytmetyki i mogły pokazać nam tylko ponure tabele numeryczne. Sorel tchnął w nie życie! Cóż za widok! Potężne spektakle organizowane przez najsilniejsze z pasji! To właśnie w tym świecie, w którym ekonomiści widzą tylko zimne mechanizmy niezwiązane z duszą religijną lub polityką miasta, Sorel zaprosił nas do odkrycia planu wielkich wydarzeń historycznych, wyjaśnił pewne konflikty religijne, przybliżył pola bitewne z wojen, dzięki którym żyje demokracja, w miejscu, gdzie los cywilizacji jest przesądzony. Stworzony w ten sposób mechanizm badania gospodarki staje się tak ożywiony, fascynuje jak badania historyczne i polityczne - to znaczy, tak jak badania faktów społecznych, w których rządzą ludzkie namiętności. Historia gospodarcza, zamiast być zdominowana przez wynalazki, staje się przedmiotem tych samych praw, jakie zdominowały życie polityczne i w których bije ludzkie serce. W Cercle Proudhon mówimy, przypominając pierwsze nauki otrzymane od Sorela, że te zasady podlegają prawu krwi. Jednym słowem, ponownie wraca do życia to, co zostało wypędzone przez ekonomistów.
To wystarczy, aby wyjaśnić niezwykły wpływ Sorela na tak wielu twórców. Te godne podziwu sukcesy dały nowe życie nauce. Ponieważ twórczość Sorela jest o wiele bardziej bogata niż inne, które wymieniłem - powinna zapewnić mu prestiż na jaki zasługuje.
René de Marans pokazał Wam kilka zasad, które są fundamentem. Chcę zakończyć te rozważania przypominając jeden z aspektów twórczości Sorela, do którego przywiązujemy największą wagę ponieważ określa on jedną z naszych postaw. Uważam, że jednym z największych osiągnięć w doktrynie Sorela w stosunku do organizacji społecznej jest to, że konstrukcje społeczne muszą się narodzić i rozwijać same z siebie; nic nie jest bardziej niebezpieczne i bardziej szalone niż określenie ich struktury z góry, tworzenie ich sztucznie, zgodnie z czyjąś fantazją. Nie ma nic bardziej tradycyjnego niż ta idea; nic nie jest bardziej zgodne z instytucjami dawnej Francji. I to jest ta droga , którą uznają Ci z nas należący do Action Française. W ten sposób wyobrażamy sobie organizację francuskiej monarchii.
W związku z tym należy pamiętać o jednej z zasad przedstawionej przez Maurrasa: „Wolności nikt nam nie daje, sami ją bierzemy”. Ta sama zasada kierowała mną, kiedy prowadziłem badania nad monarchią i klasą robotniczą. Sorel przyznawał nadzwyczajne wartości tej zasadzie. Krytykował utopistów, budowniczych i architektów, którzy przez ostanie 50 lat tworzyli nowe teorie przebudowy wszystkich grup społecznych, gdy w tym samym czasie zrujnowano fundament, piękne, tradycyjne domy, w którym wciąż wznosiła się boska łaska. Żyjemy w czasach pogrzebu tego całego świata - podążając śladami Sorela. Żeby było weselej, to nie tylko architekci społeczni, to również ich wspólnicy, filantropowie i „ludzie obowiązku”. Mam na myśli tych uroczych komików, którzy zobowiązali się przeciwstawić swoje dobre uczucia woli robotników. Tych, którzy chcą moralizować burżuazję i klasy pracujące, głosząc dobroć i cierpliwość, aby ci ostatni, dobrze i hojnie oddawali pieniądze; odpowiedzieli na żądania podwyżek płac przez skandaliczne interpretowanie słów biblijnych, będące skutkiem pustych rozmów na konferencjach, z których żyją ci oszuści. Wreszcie reformatorzy z salonów , którzy uczynili akcję społeczną środkiem zarobku, drogą do krzesła uniwersyteckiego lub bogatego małżeństwa. To ci, których wszystkie działania są wyrażone w literaturze, otrzymujący nagrody na spotkaniach naukowych i społecznych, na których członkowie „elity klasy robotniczej” są niekiedy zapraszani. Mamy na myśli dobrze wychowanych pracowników, łagodnych i uprzejmych w stosunku do tych z wyższych klas, którzy najczęściej są brani z nizin, którzy chcą wyjść z warsztatu lub biurowych podłości hipokryzji albo piszczenia. Marzycieli, społecznych utopistów i intelektualistów. Przyjaciele ludu, twórcy mechanizmów społecznych, hierarchowie Sorbony, wyzyskiwacze impulsu krwi i ludzkich marzeń : to są potwory, które zniszczył Sorel. Jego potężny dorobek. I pomyśleć , że ta masa larw wypełniała ulice naszych miast. I pomyśleć, że już od 20 lat naród francuski przyznaje temu upadkowi ludzkości znaczny prestiż. Dziś to wszystko się skończy. Wszystkie ich drukowane prace , gdzie spisali swoje dywagacje o architekturze społecznej zostaną umieszczone w archiwach. Będą one teraz wykorzystywane jedynie do prac badawczych. Nie mają prawa kierować ludzkim życiem.
Do myśli Sorela odwołują się intelektualiści, którzy chcą odrzucić pretensje przeszłości. Wyobrażają sobie bez większego trudu, że ostatecznie zniszczą prestiż, który ich poprzednicy niesłusznie nabyli. Między tym lojalnym ruchem inteligencji inspirującym się Sorelem i ruchem krwi inspirowanym syndykalizmem, stworzenie intelektualnej partii nie dojdzie do skutku, oznacza to agonię. Życie publiczne posiada zasady swojego oczyszczania. Miasta można zorganizować zgodnie z ich prawem wewnętrznym.
Czytelnicy! Podziękujmy Sorelowi za wybitną część tej pracy, której celem jest zbawienie narodu, któremu służył.
Pozwólcie nam oddać hołd Georgesowi Sorelowi, duchowemu ojcu Republiki Francuskiej.
G. Valois Cahiers du Cercle Proudhon, nr 3/4, Maj-Sierpień 1912
Tłumaczenie : Tomasz Kosiński
[1] Seria demonstracji sił rojalistyczno-nacjonalistycznych wymierzonych w lewicowy rząd Francji. Skutkiem wydarzeń była dymisja rządu. W wyniku starć śmierć poniosło kilkunastu uczestników, kilka tysięcy zostało rannych.
Regnabit – na pograniczu katolicyzmu i ezoteryzmu
Kult Najświętszego Serca Jezusowego, oparty na objawieniach św. Małgorzaty Marii Alacoque, jest dość powszechnie znany w świecie. Mniej znane są losy pewnego środowiska, które poczyniło spore kroki w propagowaniu tegoż kultu. Mowa tu o czasopiśmie „Regnabit”, wydawanym w latach 1921-1929.
Magazyn ten kojarzony jest współcześnie – przynajmniej w kręgach co bardziej „poszukującej” prawicy – z postacią Rene Guenona (1886-1951), który rzeczywiście z pismem tym przez kilka lat współpracował. Guenon, jak wiadomo, nie był katolikiem, jakkolwiek w pewnych okresach swego życia był chyba za takiego uważany. Wziął m.in. ślub kościelny, publikował w pismach prawicy katolickiej („La France anti-maçonnique”), przychylnie wyrażał się o chrystianizmie. W istocie jednak, w czasach swej aktywności na łamach „Regnabit”, myśliciel ów był już inicjowany w ezoteryzm islamski (sufizm), a także w tradycję Wedanty.
O renowację filozofii narodowej (przyczynek do odnowy fundamentów)
Każdy naród, jeśli chce przetrwać, jeśli chce istnieć, zobligowany jest do tworzenia własnej kultury. To ona jest źródłem i fundamentem tożsamości każdego Polaka, Węgra, czy Francuza. Kulturą każdy z nas posługuje się codziennie. Wbrew pozorom – nie tyczy się ona jedynie sztuki, czy muzyki. Możemy do niej zaliczyć niemalże każdą przestrzeń życia codziennego człowieka. Język, historia, przedmioty materialne, czy nawet obyczaje i normy – to wszystko jest właśnie wytworem kultury. Najprościej rzecz ujmując, kultura jest zbiorem elementów stworzonych dzięki myśli ludzkiej. Stoi ona w opozycji do natury, która jest związana ze stanami nienaruszonymi przez człowieka. Stany te funkcjonują swoim własnym rytmem odkąd powołał je Bóg i nie mają wpływu na własny los – są zdeterminowane prawami natury. Co ten wstęp ma wspólnego z tematem tego artykułu? Otóż najwyższym dokonaniem – dokonaniem, od którego pochodzą wszystkie inne obszary kultury – jest myśl ludzka i jej owoce. Wiąże się z nią wszystko, co dobre i złe w zachowaniu, inicjatywach oraz pomysłach człowieka. Dzięki myśli właśnie możemy mówić o wielkich dokonaniach techniki, sztuki, czy wielkich czynach wybitnych tego świata. Dlaczego tak się dzieje? To myśl jest zależna od woli ludzkiej i z niej – nie z jakichś deterministycznych praw – wynika nasza kreatywność oraz jej efekt w postaci twórczości. Istnieje wiele przesłanek, żeby twierdzić, iż to właśnie wokół mędrców, którzy byli biegli w myśleniu, czasem szaleni, oświeceni przez Boga, koncentrowało się życie społeczeństw istniejących przed starożytnością, przed historią. Jest to informacja o tyle ważna, że obecnie jesteśmy w stanie wiedzieć, iż Bóg wpływa na nasz los właśnie przez drugiego człowieka. Po Chrystusie to święci kierują losem świata i są osobowymi archetypami. Nie jest tak, że każdy z nich już od urodzenia jest swoiście „nadzwyczajny”. Do świętości jest powołany każdy z nas – chrześcijan – i tylko od nas zależy, czy wybierzemy drogę, która najbardziej będzie podobała się Bogu. Jest rzeczą pewną, że każdy święty niesie ze sobą jakieś przesłanie, że każdy jest jedyny w swoim rodzaju. Nie może być inaczej. Ludzie, co do których mamy pewność, że znaleźli się już u boku Pana, musieli być narzędziami w jego rękach, którymi On posługiwał się, żeby nieść światu Dobrą Nowinę. W jaki sposób człowiek może się upodobnić do tych wyjątkowych na przestrzeni dziejów osób? Poprzez religię, poprzez zbożny czyn, zbożne słowo, ale – nade wszystko – zbożną myśl. To właśnie dzięki nieustannej koncentracji na Bogu, ciągłym, myślowym trwaniu przy tym, żeby każdy krok poświęcać większej chwale Boga, mistycy tacy jak ojciec Pio osiągali krystalicznie czysty stan ducha zapisując się w historii na stałe. Jednak nie tylko wśród osób duchownych możemy zaobserwować wielkie poświęcenie obiektywnie najwyższym celom. Wśród wielkich świeckich w wielu narodach prym wiodą żołnierze idei. Polska ma swojego Jana Mosdorfa, Rumunia Corneliu Codreanu, Japonia Yukio Mishimę. Jest też wielu niezapisanych, niezapamiętanych wybitnych ludzi, którzy poświęceniem ideałom dowiedli swej wielkości. W tej kategorii idealistów niepodważalnie ważną rolę odgrywają filozofowie. Każdy powinien wiedzieć choćby ze szkoły, iż filozofia („umiłowanie mądrości”) jako największa, najbardziej podstawowa z nauk, z której wynikają wszystkie nauki szczegółowe, nabrała kształtu dopiero dzięki swojemu męczennikowi i wybitnemu nauczycielowi pokoleń – Sokratesowi. Właśnie dzięki ludziom jego pokroju możemy mówić o wadze filozofii, o tym że może być ona sposobem na życie, o tym że można wręcz za nią umierać. Niektórzy porównują tę postać do samego Pana Jezusa określając go mianem Chrystusa filozofii. Postać Sokratesa jest jedyna w swoim rodzaju, ale ludzi wiernych do kresu swoich dni własnym ideałom i poświęcającym im swoją wolność jest znacznie więcej. Z historii XX wieku moglibyśmy wypisywać ich w nieskończoność, bo wojny światowe przyniosły ich nieprzebrane ilości. Przecież bohaterowie ginący za własny kraj też mogą być do nich zaliczani. Skąd brała się wiara milionów Europejczyków ginących w bratnich walkach? Z czego wynikała ich determinacja do walki za własne rodziny, narody i państwa? Otóż każdy człowiek będąc świadomym dziedzictwa, które ma za sobą i wiedząc, iż przyszły los, przetrwanie społeczeństwa, do którego on się zalicza, leży w jego rękach, ma dwa wyjścia – uciec lub walczyć. Ci, którzy wybierają bezkompromisową walkę, przechodzą do historii własnych narodów. Nie od dziś wiemy, że nie istnieje naród Europejczyków. Europa złożona jest z wielu mniejszych lub większych grup etnicznych. Każda z nich wyróżniać się powinna własnym językiem, historią i zajmowanym terenem. To podstawowe determinanty narodowe. Język i przynależny teren są rzeczami oczywistymi, ale do historii nie zaliczamy jedynie losów danej społeczności. Historia to pamięć, to dzieje i dziedzictwo – kultura narodu. Powrót do punktu wyjścia tego artykułu jest nieprzypadkowy, ponieważ dopiero w tym momencie rozważania o kulturze nabierają sensu. Jeden człowiek nie tworzy kultury. Tworzą ją społeczeństwa, etnosy i – co najważniejsze – narody. Nie ulega wątpliwości, że Polacy wytworzyli niezwykle bogatą kulturę narodową. Czy mamy jednak czym się szczycić w najdonioślejszej z jej dziedzin – filozofii? Tak, filozofia jest obecna na ziemiach polskich już od czasów pełnego średniowiecza. Pierwszym filozofem-Polakiem określa się Witelona. Był on mnichem, fizykiem i matematykiem, który zajmował się również filozofią. Co ważne, zachowywał on oryginalność myśli względem europejskich gigantów intelektu takich jak święty Tomasz z Akwinu, czy święty Bonawentura. W swej filozofii bazował przede wszystkim na filozofach muzułmańskich, dzięki którym prawdopodobnie mógł inspirować się Arystotelesem. Ta postać dowodzi tego, że już od niepamiętnych czasów Polacy wyróżniali się oryginalnością myśli i myli się ten, kto twierdzi, że filozofia polska stanowi tylko nieudaną kopię większych nurtów europejskich. Poza naszym filozoficznym pionierem wystarczy wspomnieć postacie, które powinien znać każdy Polak, takie jak: żyjący w epoce średniowiecza Paweł Włodkowic będący jednym z twórców polskiej szkoły prawa międzynarodowego; Mikołaj Kopernik, dzięki któremu świat uznał heliocentryczną wizję Wszechświata, czy inni polscy myśliciele renesansowi mający swoje zasługi dla filozofii polityki tacy jak Andrzej Frycz Modrzewski, Wawrzyniec Goślicki, dzięki któremu ideały wolnościowe przeniknęły do Anglii, żeby przybyć następnie do Stanów Zjednoczonych; barokowy polityk i filozof Andrzej Maksymilian Fredro, nazywany przez niektórych polskim Tacytem; wielcy filozofowie doby Oświecenia pokroju Stanisławawa Staszica, duchownego, publicysty i działacza społecznego, pioniera spółdzielczości, czy Hugo Kołłątaja mającego spory wkład w kształt Konstytucji 3 maja; Kazimierz Twardowski, uczeń Brentany, wychowawca wielu pokoleń logików i filozofów, z których powstała szkoła lwowsko-warszawska, do której należeli między innymi Jan Łukasiewicz, autor logiki trójwartościowej będącej pierwszym nieklasycznym rachunkiem logicznym, Tadeusz Kotarbiński, twórca etyki niezależnej, Władysław Tatarkiewicz, wielki polski historyk filozofii, którego prace służą do dziś licznym adeptom „umiłowania mądrości”, czy wreszcie Alfred Tarski, uważany za jednego z najwybitniejszych logików wszech czasów, twórca semantycznej definicji prawdy i teorii modeli; Roman Ingarden, polski fenomenolog i uczeń samego twórcy tego nurtu filozoficznego – Edmunda Husserla; Edward Abramowski, teoretyk kooperatyzmu i inspirator wielu lewicowców będący przyjacielem samego Stefana Żeromskiego i pierwowzorem postaci Szymona Gajowca z „Przedwiośnia”; Stanisław Brzozowski, wspominany na łamach „Szturmu” filozof będący w stanie łączyć syndykalistyczne koncepcje Sorela z nietzscheanizmem, który wprowadził na dobre marksizm do polskiej filozofii oraz stworzył „filozofię pracy”; słynny „Witkacy” – Stanisław Ignacy Witkiewicz zajmujący się również sztuką, pisarstwem filozof o nietuzinkowym charakterze, z którego wynikło wiele oryginalnych koncepcji; wreszcie znany i lubiany w polskim środowisku narodowym Feliks Koneczny, który przysporzył sobie popularności w Polsce dzięki swoim oryginalnym koncepcjom historiozoficznym i teorii cywilizacji. Tylu mamy wielkich myślicieli. Ciekawe, czy przeciętny Polak zna chociaż połowę z nich? Jest to kwestia co najmniej wątpliwa, bo przez beznadziejny system edukacji, Polacy nie mają szansy, żeby być dumnym z dokonań swoich przodków. Jest to jednak temat na oddzielny, może jeszcze obszerniejszy artykuł. Ważnym elementem polskiej filozofii jest również obecność na naszych ziemiach międzynarodowych autorytetów filozoficznych innych narodowości takich jak Immanuel Kant, który żył, pracował i tworzył w Królewcu, czy Arthur Schopenhauer – rodowity Gdańszczanin. Współcześnie również można wyróżnić licznych polskich naukowców zajmujących się filozofią i mających międzynarodowe uznanie. Są nimi między innymi: Zygmunt Bauman, człowiek o niechlubnej przeszłości komunistycznego zbrodniarza, któremu nie można jednak odmówić tęgiego umysłu, ponieważ jest on jednym z głównych teoretyków postmodernizmu, który – chcemy, czy nie – odgrywa ważną rolę we współczesnej filozofii; filozofowie analityczni jak Jan Woleński, kontynuator tradycji szkoły lwowsko-warszawskiej będący obecnym profesorem Uniwersytetu Jagiellońskiego, czy Bohdan Chwadeńczuk pracujący na Uniwersytecie Warszawskim i mający w swoim dorobku mnóstwo przetłumaczonych pism filozoficznych; przedstawiciele warszawskiej szkoły historyków idei – odznaczona Orderem Orła Białego, Barbara Skarga, czy największy współczesny popularyzator filozofii i wybitny myśliciel będący związany przez pewien czas z marksizmem, Leszek Kołakowski; wszyscy reprezentanci Lubelskiej Szkoły Filozoficznej – od o. Mieczysława Krąpca, wieloletniego rektora KUL, przez postaci takie jak Stefan Swieżawski, który był jednym z najwybitniejszych współczesnych neotomistów, czy święty Jan Paweł II, aż po pokolenie obecnych wykładowców KUL takich jak Henryk Kiereś, Paweł Tarasiewicz, czy Andrzej Maryniarczyk, którzy oddani są zgłębianiu i aktualizowaniu myśli tomistycznej, chrześcijańskiej, klasycznej. Autentycznie Polacy mają być z czego dumni – filozofia jako jedna z obecnie mniej popularnych, choć wciąż najważniejszych dziedzin nauki obrała sobie Polskę jako prawdziwy bastion poszukiwaczy prawdy, kreatorów myśli. Jak wyróżnieni myśliciele mogą mieć się do polskiego nacjonalizmu i z których z nich narodowcy mogą zaczerpnąć najwięcej? To powinno interesować nas najbardziej. Chcąc tworzyć nowoczesną, czysto polską myśl narodową musimy mieć do niej podwaliny filozoficzne. Celowo dotychczas nie został wspomniany nurt, co do którego użyteczności wielu realistycznie zorientowanych współczesnych narodowców może mieć wielkie wątpliwości. Nurt ten powszechnie jest kojarzony bardzo jednoznacznie, choć w swej istocie stanowi niezwykle rozbudowaną, dotykającą wielu filozoficznych dziedzin myśl, która w swych zamiarach zawsze pretendowała do bycia wyróżnikiem filozofii związanej z Polską na tle tych z innych krajów. W zasadzie właśnie dzięki niemu można używać określenia takiego jak „filozofia polska”. Mowa oczywiście o mesjanizmie polskim, zwanym inaczej filozofią narodową. Pierwowzorem tego czysto polskiego nurtu filozoficznego był sarmatyzm. Nie może on być – podobnie jak mesjanizm – traktowany zupełnie jednowymiarowo, ponieważ zawiera w sobie nie tylko naukowo zasadną teorię o pochodzeniu Polaków, ale również – może przede wszystkim – zbiór norm, obyczajów, przekonań religijnych i politycznych, więc konstruktów myślowych będących determinantami życia naszego narodu od pokoleń. Jednym z prominentnych „ideologów sarmatyzmu” był wspominany już Andrzej Maksymilian Fredro, który w swoim oryginalnym dziele „Monita politico-moralia” kładzie nacisk na konieczność kultywowania sarmackiej wolności, obyczajów oraz zachęca do odcięcia się od wpływów Europy Zachodniej. Niepodobna sprostać w ramach tego artykułu ze szczegółowym opisem zjawiska sarmatyzmu i nie o nim wyłącznie ma traktować tekst. Jest ono jednak istotne do zrozumienia o wiele szerszego, bardziej kompletnego nurtu w myśli polskiej, którym jest mesjanizm. Właśnie w polskim, sarmackim baroku pojawiały się pierwsze wypowiedzi literackie mogące uchodzić za mesjanistyczne. Można je zaobserwować nawet u najbardziej typowego przedstawiciela sarmatyzmu, którym był Wespazjan Hieronim Kochowski – poety, historyka i szlachcica z Małopolski. Oto jego utwór „O wolności polskiej”:
„Wieleć mamy swobód w tej naszej koronie
Cóż gdy się nie staramy i nie dbamy o nie
Przeważa prywatnych pożytków chciwości
Bardziej dbamy o włości, a nie o wolności
Słobody niż swobody głowę nam mozolą
Niż złotą wolność bardziej złoto wolą”
W utworze obserwujemy pochwałę szlacheckich swobód, które mają przeważać nad prywatą. Biorąc pod uwagę powszechne, stereotypowe spojrzenie na sarmatyzm, jest ona również dość oryginalna, ponieważ odnosi się zarówno do narodowych przywar Sarmatów, jak i do ich cnót. Nie jest więc zwyczajem sarmackich autorów – wbrew utartej opinii – podejście bezkrytyczne do charakteru Polaków. Wojciech Dębołecki, kolejny z sarmackich autorów, który należał do zakonu franciszkanów konwentualnych, popełnił dzieło „Wywód jedynowłasnego świata”, w którym stara się udowodnić, że nasz naród wywodzi się od starożytnego, irańskiego plemienia Scytów, które było spokrewnione z Sarmatami. Ponadto zakłada, że językiem słowiańskim posługiwali się już Adam i Ewa w Raju i że wywodzą się od niego łacina, greka oraz wszystkie późniejsze języki narodowe. Dzieło Dębołeckiego jest wyrazem silnej megalomanii narodowej, ale czy ma ono coś wspólnego z mesjanizmem? Owszem, ponieważ u licznych mesjanistów jeden z jego aspektów polega właśnie na kulcie narodu i przekonaniu o szczególnym powołaniu, szczególnej misji dziejowej Polaków. Z pozoru niemożliwe do połączenia lub bardzo odmienne koncepcje Dębołeckiego i Kochowskiego dzięki mesjanizmowi nabierają nowego wymiaru. Obie przecież – w różnym stopniu – zakładają wyjątkową rolę narodu polskiego, jego szczególny charakter na tle pozostałych społeczeństw. Idąc dalej, sięgając do epoki Oświecenia, ludzi, których można byłoby uznać za mesjanistów lub narodowych filozofów, można dostrzec chociażby wśród członków przedrozbiorowych ugrupowań politycznych – Familii i całego Stronnictwa Patriotycznego. Były to porozumienia w społeczeństwie polskim zawiązywane w celu poprawienia stanu Rzeczypospolitej. Familia zrzeszała Polaków zorientowanych wokół magnackich rodów Czartoryskich i Poniatowskich, którzy przejawiali szczególny patriotyzm z gotowością do poświęceń i wystąpieniu przeciwko władzy. Łatwo domyślić się, że to stronnictwo musiało mieć swoich twórców, którzy rozwijali je światopoglądowo. Byli nimi między innymi: Michał Fryderyk Czartoryski, będący mistrzem sztuki politycznej, o którym Władysław Konopczyński, historyk-narodowiec II RP pisał „Kadził Radziwiłłom, zyskiwał Sapiehów i Ogińskich, zaprawiał Sosnowskich i Przeździeckich; znał jakoby z imienia i nazwiska sto tysięcy szlachty, jej interesy i aspiracje; uparcie rekomendował królowi zdolnych do wakansów, o sobie niewiele pamiętając”; Andrzej Hieronim Zamoyski, który swoim światopoglądem wpływał nawet na dzieła Stanisława Staszica; Stanisław August Poniatowski, ostatni król Polski i piewca Oświecenia. Każdy z tych polskich patriotów z pewnością był przekonany o tym, że nasz kraj musi istnieć, że wiele ma jeszcze do powiedzenia w dziejach. W końcu wszyscy swoje życie poświęcali na to, żeby tak było. Taka postawa mogłaby świadczyć o ich nieuświadomionym mesjanizmie. Jeszcze szerszym ruchem – ruchem, który można byłoby uznać za inicjatywę prawdziwie narodową – było Stronnictwo Patriotyczne, do którego należał cały przekrój ówczesnego społeczeństwa polskiego, a które było powołane w związku z Sejmem Wielkim. Prawicę i szlachtę reprezentowali Ignacy i Stanisław Kostka Potoccy oraz Adam Kazimierz Czartoryski. Centrum zorientowane było wokół marszałka Sejmu – Stanisława Małachowskiego. Lewica natomiast to przede wszystkim zwolennicy księdza Hugona Kołłątaja, wśród których byli nawet rewolucyjnie zorientowani jakobini polscy. Warto dostrzec, że w tamtym okresie trójpodział sceny politycznej miał sens, ponieważ wynikał on z dużych różnic społecznych, więc biorąc pod uwagę obecny, niestanowy podział społeczeństwa, dzisiejszy nacisk na absurdalność dzielenia politycznego spektrum na lewicę, prawicę i centrum jest rzeczywiście zasadny. Wracając do Stronnictwa Patriotycznego – jemu również trudno odmówić patriotyzmu oraz można zaryzykować stwierdzenie o mesjanizmie jego liderów. Uprzedzając posądzenia o nadużywanie pojęcia mesjanizmu, warto dostrzec, iż nie jest ono zarezerwowane jedynie dla stanowisk, które wybijają Polaków ponad inne narody. Mesjanizm jest niejednolitym ruchem myślowym, o którego fundamentach stanowią dobierane w różnych konfiguracjach kwestie metafizyczne – nie polityczne, czy zwyczajnie szowinistyczne. Jakie? Dla większości z przedstawicieli jest to teizm, wiara w wieczność duszy oraz jej prym względem materii, wizja obrania określonego czynnika (przeważnie filozofii lub narodu) jako narzędzia do zbawienia ludzkości, nacisk na metafizyczność narodu, który jest obcowaniem duchów i tylko w nim człowiek może realizować się w pełni oraz historiozoficzny pogląd o decydującej roli narodów w dziejach ludzkości. Te na wskroś nacjonalistyczne tezy są częścią wspólną większości z idei filozofów mesjanistycznych. Powinien je wyznawać każdy współczesny polski narodowiec. Należałoby jednak powrócić do przeszłych Polaków. Postacią kluczową spośród nich, będącą jednym z twórców dojrzałej myśli mesjanistycznej, jest Józef Hoene-Wroński. To on wprowadził bowiem pojęcie mesjanizm, którym później posługiwali się jego następcy. Inspirował się on w swoich rozważaniach przede wszystkim Heglem. Podobnie jak on, Hoene-Wroński chciał stworzyć kompleksowy system filozoficzny obejmujący całość obszarów rzeczywistości. Natomiast w przeciwieństwie do swojego autorytetu uznał absolut za źródło bytu oraz wiedzy. Wartość politycznych koncepcji Heglowskich dostrzega w swoim artykule „Czy filozofię Hegla należy zrehabilitować?”, kolega Michał Kowalczyk z tygodnika „Polska Niepodległa”. Warto jednak zachęcać polskich narodowców do skłonienia się bardziej ku naszym rodzimym filozofom. Jak już zostało podkreślone – jest z czego czerpać. Nie wolno nam zamykać się na inspiracje z zewnątrz, ale bez zgłębienia własnych myślicieli, nie mając porównania niewiele jesteśmy w stanie stwierdzić o tym, w czym myśl polska jest lepsza lub gorsza od obcej, a to wydaje się kluczowe, jeśli chce się do kogoś odwoływać. Jednym z Polaków, którego powinien znać każdy jego rodak i każdy wykształcony Europejczyk i który swą wielkością dorasta bez wątpienia postacią pokroju króla Jana III Sobieskiego, czy bliższych naszym czasom krystalicznym osobom takim jak Witold Pilecki lub święty Jan Paweł II, jest Adam Mickiewicz. Wspomnienie o nim w kontekście mesjanizmu jest sprawą konieczną. Niestety ze szkoły mało znamy go od strony politycznej, czy filozoficznej. To właśnie Bard Słowian zasługuje na miano propagatora mesjanizmu polskiego i – tym samym – polskiego interesu narodowego w największych ośrodkach naukowych Europy. Dzięki niemu mesjanizm jest filozofią narodową – przede wszystkim przez wzgląd na dołączenie do niego czynnika narodowej historii oraz mistyki religijnej. Program, który nasz wieszcz zawarł w „Księgach narodu polskiego i pielgrzymstwa polskiego”, stał się kanwą zmian narodowo-wyzwoleńczych w Niemczech, Włoszech, Irlandii, na Ukrainie, czy na Węgrzech. Jeśli mamy poznawać ludzi po owocach, to właśnie skuteczność Adama Mickiewicza i jego koncepcje powinny być fundamentem nowoczesnego polskiego nacjonalizmu. Szczególnie dzisiaj, w dobie zapotrzebowania na narodową rewolucję powinniśmy uważnie go czytać inspirując się głębią jego myśli. Również on jednak nie był jednostką bez inspiracji. Ciągłość idei mesjanistycznej trwa. Mickiewicz nie jest samodzielnym jej twórcą. Mesjanizm wynika z narodu, działa poprzez naród i dla narodu jest kreowany. Prekursor romantyzmu w Polsce – Józef Gołuchowski – postawił kres epoce Oświecenia wprowadzając do Polski typowe dla epoki romantyzmu idee prymu uczucia, intuicji, wzniosłości oraz konieczności walki i poświęcenia dla szczytnych celów. Ponadto głosił koncepcję zhierarchizowanego i boskiego tworu państwa-narodu. Swoim nowatorstwem przetarł szlak dla kolejnych pokoleń mesjanistów. Przyjacielem Gołuchowskiego był jeden z trzech wielkich niemieckich idealistów – Friedrich Schelling. Niemiec wywarł duży wpływ na polskiego mesjanistę. Inspiracją dla polskich filozofów narodowych mógł być również Johann Herder – niemiecki teoretyk idei narodu. Nie sposób pominąć w tych rozważaniach inicjatywę mesjanistyczną Andrzeja Towiańskiego – Koło Sprawy Bożej. Ta sekta moralno-religijna skupiała wielu wybitnych polskich mesjanistów. Sam Towiański był radykalnym zwolennikiem połączenia mistycyzmu z ideami politycznymi. Można rzec, że jego dualistyczna wizja świata – podział na jasne i ciemne „kolumny” będące odpowiednikami dobrych i złych społeczeństw – była podobna do manicheizmu. Towiańczycy (członkowie Koła Sprawy Bożej) idealizowali Napoleona twierdząc, że był pierwszym piewcą demokratyzacji świata. Uznawali przy tym, iż są kontynuatorami jego posłannictwa. Do członków tej sekty należeli między innymi Adam Mickiewicz, Juliusz Słowacki i Seweryn Goszczyński. Ta osobliwa organizacja potrafiła łączyć w sobie nawet zażartych wrogów w postaci dwóch wspomnianych wieszczów narodowych. Właśnie Słowacki, wraz z mniej znanym pisarzem Kazimierzem Brodzińskim, staje – jak nietrudno się domyślić – w opozycji do Mickiewicza poprzez tworzenie koncepcji mesjanistycznego winkelriedyzmu narodowego Polaków. Ta idea jest przez niektórych stawiana w opozycji do całego mesjanizmu, ale w szerokim jego traktowaniu nie można sobie na to pozwolić. Zakłada ona, że Polska ma poprzez własne poświęcenie, poprzez narażenie się na stratę bytu (w domyśle państwowego) przetrzeć szlak do wolności Europy. Brodziński nie używa w swoich dziełach postaci Winkelrieda, ale opowiada się za tą samą, cierpiętniczą wersją mesjanizmu co Słowacki. Zupełnie innym mesjanistą jest Seweryn Goszczyński. Poeta ten był zwolennikiem rewolucji, ale cały romantyczny irracjonalizm ukierunkował dla określenia spraw swojej małej ojczyzny – Ukrainy. Przeciwnie robił Mickiewicz wykorzystując perspektywę lokalną do określenia kwestii romantycznych. Goszczyński jest zaliczany do „szkoły ukraińskiej” polskiego romantyzmu. Kolejnym mesjanistą, który nie może pozostać bez wzmianki, jest Ludwik Królikowski. To nader interesujący Polak, który był głęboko uduchowionym komunistą. Jego myśl była nasycona podkreślaniem wagi religii. Polska według niego miała stać się kamieniem węgielnym świata, który ma nadejść – Królestwa Bożego. Mesjanistą, u którego można było zaobserwować elementy nacjonalizmu, był August Cieszkowski. W jego przypadku można mówić już o dozach nacjonalizmu, ponieważ był jednym z założycieli Ligi Narodowej Polskiej – organizacji solidarystycznej działającej na terenie Wielkopolski i Pomorza w latach 1848-1856. W sferze ideowej Cieszkowski podkreślał rolę Kościoła katolickiego dla Polski, wierzył, że Polacy są powołani do wpływu na rzeczywistość, na jej społeczno-moralny wymiar oraz pisał o szczególnej roli dziejowej Słowian. Przebywając w Paryżu wywierał silny wpływ na ojca anarchizmu, Proudhona oraz na samego Karola Marksa. Ostatnim przedstawicielem tego przeglądu pierwszych dojrzałych mesjanistów żyjących w XIX wieku jest kobieta – Eleonora Ziemięcka. Jest ona uznawana przez wielu za pierwszą polską kobietę-filozofa. U podstaw jej myśli filozoficznej leży chęć pogodzenia samodzielności myślowej człowieka z chrześcijańską wiarą – rozumu z wiarą. Filozofia narodowa nie kończy się jednak wraz z XIX wiekiem – później jest kontynuowana przede wszystkim przez przedwojennych narodowców. Najważniejszym z nich był Wincenty Lutosławski. Wyróżnił się on oryginalnością swoich koncepcji, które zakładały syntezę idealizmu platońskiego z mesjanizmem. Elementy mesjanistyczne można dostrzec również u Mariana Reutta w jego idei militaryzacji narodu oraz samego Romana Dmowskiego, którego słynny cytat o stosunku katolicyzmu do polskości, czy chęć zdefiniowania metody ukształtowania Polaków, wyciągnięcia ich z marazmu wpisują się idealnie w mesjanizm. Czy dzisiaj istnieje szansa na odnowę tego, co przez wieki budowały pokolenia myślicieli polskich? Po przejrzeniu historycznego spektrum filozofii polskiej uznać trzeba, że nie tylko stoimy przed taką szansą, ale mamy moralny obowiązek, żeby nie sprzeniewierzyć naszego dziedzictwa, żeby kultura Polski mogła stanąć na nogi oraz żeby wywiodła naszą cywilizację z letargu. Wniosek ten nasuwać się powinien naturalnie po ujrzeniu tak imponującego dorobku myślowego jak ten, który nosi w sobie naród polski. Tylko ponowne zwrócenie się ku własnym, narodowym dążeniom do doskonałości, do ideału, może przywrócić Polsce podmiotowość na arenie międzynarodowej oraz podnieść ją z moralnego upodlenia. Rola współczesnych filozofów jest w tym kluczowa. Nie tylko poeci i artyści są odpowiedzialni za morale, czy stan kulturowy danego społeczeństwa. Równą im lub nawet większą rolę zajmują filozofowie i wszelkiej maści konstruktorzy idei. Często ich role wzajemnie się przeplatają. Najważniejszą kwestią dla przyszłości Polaków są więc zdolności ideotwórcze naszych ówczesnych wychowawców i autorytetów intelektualnych. Poszerzając myśl Stanisława Staszica o zależności kształtu Rzeczypospolitych od wychowania młodzieży, można postawić tezę o konieczności uznania za kluczowe dla losów Polski wychowania całego narodu. Polacy są bowiem rządem dusz, zbiorem pokoleń przeszłych, teraźniejszych i przyszłych, który powinien być kształtowany do swej najwyższej narodowej aspiracji – Zbawienia. Można to osiągnąć tylko poprzez nieustanną pracę twórczą.
Michał Walkowski
Zmierzch ludu Krzyża - widmo islamu nad Europą
Kalifat Islamski wygrywa obecnie dziejową walkę z Zachodem. W ciągu ostatnich zaledwie dwóch lat Kalifat dał o sobie znać bardzo brutalnie nie tylko w Tunezji, Egipcie, Kuwejcie, Jemenie, Libii, ale także w państwach określających się cywilizacją Zachodu: Francji, Belgii, Australii. Zdobywa on dynamicznie wpływy w Afganistanie zwalczając Talibów, rośnie w siłę w Somalii, Strefie Gazy, gdzie ściera się z działaczami Hamasu. Jeszcze kilka lat temu wielu myślało, że szczytem dla wojującego radykalnego islamu była Al-Kaida organizująca zamachy w USA i tocząca partyzanckie walki z wojskami NATO.
W ostatnim czasie radykałowie islamscy byli w stanie się tak przeorganizować, że zdołali stworzyć własne państwo będące rajem i utopią dla wszystkich radykałów islamskich, a także zagrozić Zachodowi, który de facto dokonując inwazji na Irak i obalając Saddama Husajna, bombardując wojska zielonej Libii Kadafiego, czy wspierając czynnie opozycję syryjską doprowadził do takiej sytuacji jaką obecnie obserwujemy. Cytując syryjskiego prezydenta Bashara al-Asada: „Zachód walczy z potworem, którego sam stworzył”. Trudno się z tym nie zgodzić patrząc na zdestabilizowane właśnie przez destrukcyjną działalność Zachodu regiony Bliskiego Wschodu i Afryki. Ten radykalny fanatyzm religijny obcej kultury, oraz wbrew pozorom silny duchowo i kulturowo umiarkowany islam przenikają do laickiej Europy, która jak wspominałem we wcześniejszym artykule wyrzekła się tożsamości, dziedzictwa i głębokiej duchowości na rzecz tolerancji, neoliberalizmu i pustki duchowej, która biorąc pod uwagę powyższe nie pozostanie pustką wiecznie.
Sama wiara katolicka w Europie jest marginalizowana, tradycjonalistom zamykane są usta, a następnie są piętnowani przez liberałów, czy lewicę jako „talibowie” (ciekawym jest, że w tym przypadku lewica potrafi używać pojęcia jakiejś nacji w znaczeniu tylko negatywnym, a w przypadku innych doskonale znanych staje brutalnie wręcz w obronie). Duchowość chrześcijańska wśród Europejczyków ma się coraz gorzej, a wśród muzułmanów, zwłaszcza tych radykalnych wręcz przeciwnie. Można się śmiało pokusić o stwierdzenie, że już w tej chwili nie tylko bojownik Kalifatu duchowo stoi wyżej, niż przeciętny Europejczyk nasiąknięty materialistycznym bezideowym systemem, ale również większość muzułmanów.
Amerykański generał major Micheal K. Nagata dowódca operacji specjalnych Amerykańskiego Centrum Dowodzenia stwierdził: „Nie rozumiemy tego ruchu (Państwa Islamskiego) i dopóki go nie zrozumiemy, nie pokonamy go.” Na temat ideologii Kalifatu rzekł: „Nie pokonaliśmy ich idei. Nawet jej nie rozumiemy.” Faktem jest, że inwazja na Irak i nieudolna okupacja tego państwa były podstawą do powstania Kalifatu. Faworyzowanie Szyitów, wraz z całkowitym odrzuceniem wszelkiej współpracy z działaczami obalonej partii Baas, którzy mogli by utrzymać stabilizację w kraju doprowadziły do powstania irackiej Al Kaidy pod dowództwem az-Zarkawiego, która po jego śmierci w wyniku bombardowania już w 2006 ogłosiła powstanie Kalifatu. Był to jednak Kalifat istniejący tylko na papierze. Dopiero Arabska Wiosna, która dotarła do Syrii miała zmienić ten stan rzeczy.
W czasie ciągnących się walk z siłami Bashara al-Asada opozycja ogłosiła międzynarodowy dżihad, który okazał się śmiertelnym błędem. Z całego świata poczęli się zbierać radykałowie, którzy często do tej pory walczyli z amerykańskimi siłami pozostającymi w Afganistanie. Te osoby szybko stały się problemem dla bardziej liberalnych opozycjonistów, a z czasem okazali się wręcz śmiertelnym wrogiem. Wtedy to właśnie jako Kalifat Islamski Iraku i Lewantu (ISIL) zaczął zyskiwać popularność i odnosić sukcesy zdobywając koniec końców ogromną przestrzeń na terenie Iraku i Syrii. Ogłaszając Kalifat Islamski pod wodzą Abu Bakra al-Baghdadiego sunnickiego duchownego z Iraku bojownicy Kalifatu dali się poznać Zachodowi jako fanatyczni wojownicy o swoją sprawę i wiarę, bezkompromisowi i bezlitośni dla wrogów, a w praktyce dla tysięcy ludzi, których masowo mordowano za apostazję (np. sunnitów w armii syryjskiej), kolaborację, bycie niewiernymi (chrześcijanie, szyici), czy łamanie praw szariatu.
Właśnie Szariat jako według wojowników Kalifatu doskonały system sprawowania rządów nierozerwalnych z kanonem wiary należy wprowadzić na całym terenie, do którego roszczą sobie radykałowie prawa. Jest to przykład najczystszego wahhabizmu, idei zjednoczenia muzułmanów pod jednym sztandarem bez znaczenia na kolor skóry i narodowość. Patriotyzm, nacjonalizm, komunizm, kapitalizm są bezwzględnie odrzucane. Powrót do źródeł islamu: prostoty i surowości obyczajów. Jedyny dozwolony sport to ten, który uprawiał prorok Mahomet. Łucznictwo, pływactwo, jazda konna. Zakaz słuchania muzyki, prócz tzw. nasheedów jako jedynych prawdziwie islamskich dozwolonych utworów muzycznych. Nie zdobyliby oni jednak takiej popularności bez działalności społecznej, która co ciekawe wyróżniała radykalniejsze grupy walczące z wojskami rządu syryjskiego. Zarówno bojownicy Frontu Al-Nustra, jak i ISIL organizowali żywność i leki dla cywili, dopytując się o potrzeby ludności i organizując pomoc zdobyli serca wielu muzułmanów w strefie walk. Dodatkowo stworzenie państwa jakie miało spełniać zadanie utopii dla islamskich radykałów, które na dodatek jest państwem funkcjonującym, posiadającym własne struktury, gospodarkę, walutę, wydającym nawet w stanie wojny akty urodzenia.
Warto wspomnieć, że są także rzeczy, o których mówią liderzy Kalifatu, a są bliskie europejskim nacjonalistom. Głoszenie śmierci kapitalizmu i uwolnienie ducha od choroby konsumpcjonizmu przez radykałów, czy walka z syjonizmem i amerykańską pop-kulturą, a do tego militarystyczne wychowanie młodzieży. Kalifat charakteryzuje wyjątkowo profesjonalna propaganda. Wydawane są czasopisma wielojęzyczne, poradniki, klipy filmowe, z których jedne są promocją Kalifatu i idei dżihadu, a drugie brutalnymi egzekucjami pojedynczych osób lub całych grup. Kalifat swoich zbrodni nie boi się ujawniać w przeciwieństwie do rządów, czy organizacji odpowiedzialnych za ludobójstwa współcześnie, a wręcz się nimi szczyci jako wykonaniem słusznych wyroków na niewiernych. Prócz tych mordów jedną z rzeczy, które najbardziej szokuje europejczyków jest niszczenie starożytnego dziedzictwa Bliskiego Wschodu. Rygorystyczna wersja sunnizmu jaką jest wahhabizm absolutnie zabrania odwiedzania miejsc historycznych, religijnych (po za Mekką i Medyną), ponieważ kojarzy to z bałwochwalstwem. Propaganda Kalifatu jest także skierowana do białych Europejczyków z przesłaniem o nawrócenie lub groźbą śmierci w innym przypadku. Co ciekawe wielu takie radykalne podejście nie zraża. Tysiące muzułmanów z Europy, a łącznie wręcz dziesiątki tysięcy wstępują w szeregi Państwa Islamskiego. Jest tzw. III pokolenie dżihadu. Możliwości przez potencjalnymi radykałami po ustanowieniu Kalifatu otworzyły się szeroko. Nawiązanie kontaktu z dżihadystami i zorganizowanie podróży na miejsce walk z „niewiernymi” nigdy nie było łatwiejsze, niż dzisiaj. A główni ochotnicy z Europy są pokoleniem urodzonym już w krajach europejskich, często z rodzin umiarkowanych religijnie. Wracając do wyboru nawrócenia, bądź śmierci, też nie jest to do końca przedstawiane przez Kalifat w sposób jednoznaczny. Często wspomina się o kontraktach dla chrześcijan na terenie Kalifatu, gdzie płacąc dodatkowy podatek i posiadając ograniczone prawa w kwestii swojej wiary posiadaliby oni ochronę i nie byliby krzywdzeni.
Spójrzmy teraz na dzisiejszą Europę. Kościoły stoją puste, w niektórych miejscach Msze Św. odprawia się w najlepszym razie raz na miesiąc, gdy obok stoją meczety wypełnione po brzegi muzułmanami. Promowanie Islamu w Europie stoi na najwyższym poziomie nawet wyłączając radykałów, darmowe materiały promocyjne, teologiczne, czy profesjonalne nagrania promujące Islam, bądź byt muzułmanów w Europie. Warto zauważyć, że sporo innych religii uprawia taką silną propagandę np. buddyści, czy zielonoświątkowcy, ale już katolicy niestety nie. W Europie spadek wierzących i duchownych można zauważyć we wszystkich kościołach chrześcijańskich, jednak u muzułmanów tendencje są wzrostowe. I nie wynika to tylko z imigracji do Europy kolejnych osób z Bliskiego Wschodu i Afryki chociaż w tym należy doszukiwać się podstawy problemu.
Mnóstwo białych Europejczyków przechodzi z własnej woli na islam, czując pustkę duchową, widząc upadający katolicyzm na Zachodzie nie potrafiący sprostać wrogiemu demoliberalizmowi, szukając akceptacji wśród kolegów, sąsiadów. Na manifestacjach radykałów islamskich w Wielkiej Brytanii zaskakującą rzeczą mogą być liczni biali uczestnicy. Na dodatek muzułmanie dołączają do walki w obronie tradycyjnego modelu rodziny, przeciwko homoseksualistom organizując marsze, pikiety. Podobnie jak żydzi organizujący się w paramilitarnej milicji Shomrim w USA i krajach europejskich, muzułmanie zaczęli się organizować z ramach policji obyczajowej i próbować wdrażać w rożnych dzielnicach miast prawo szariatu. W praktyce oznacza to: zakaz prostytucji i pornografii, zakaz stosowania narkotyków, zakaz hazardu, zakaz spożywania alkoholu, zakaz koncertów i słuchania muzyki. Co ciekawe, pomijając to ostatnie, zapewne znalazłoby się wielu zwolenników podobnych zasad wśród nacjonalistów.
Muzułmanie nie wyrzekają się swojej kultury i tożsamości duchowej w przeciwieństwie do Europejczyków. Zauważył to prezes węgierskiego Jobbiku Gabor Vona: „Warunkiem przetrwania świata jest zachowanie tradycyjnej kultury. Istnieje tylko jedna kultura, która trzyma się swoich tradycji. Jest nią świat islamu. Ostatnim bastionem tradycyjnej kultury, tej, która umiejętnie łączy to co transcendentne i codzienne, jest islam. Jeśli islam upadnie, wtedy zaniknie prawie całe światło i nic nie powstrzyma już ciemności globalizmu, a historia prawdziwie dobiegnie końca.”
Czy my, chrześcijanie europejscy, w tym nacjonaliści, możemy coś zmienić? Obserwując z punktu widzenia osoby niewierzącej, bądź nie traktującej wiary katolickiej jako absolutu możemy dojść do wniosku, że katolicyzm przeminie jak kolejna z wielu religii, przynajmniej w Europie takie są tendencje i takie są doświadczenia historyczne ludzkości. Oczywiście, katolik takiego ciągu zdarzeń nie będzie sobie mógł wyobrazić i powinno go to zmusić do działania na rzecz obrony swojej cywilizacji i kultury. Jednak zarówno postawa większości katolików jak i Kościoła Katolickiego tego nie ułatwia. Od czasu II Soboru Watykańskiego następuje dramatyczne odejście od tradycji, w stronę liberalizmu tak ostro kiedyś przez Kościół przecież zwalczanego. Niemieccy hierarchowie kościelni w ostatnich miesiącach stworzyli wręcz antyrodzinne lobby idące ku liberalizacji podejścia Kościoła do tradycyjnej formy małżeństwa, a nawet do in vitro, czy aborcji. We Francji brak podstawowej ofiary dla Boga w postaci piątkowego postu, który został odwołany przez tamtejszy Kościół. W Polsce dozwolono przez hierarchów huczne imprezy w piątek, uważany za dzień śmierci Chrystusa na krzyżu. We Włoszech diecezja w elitarnej jednostce wojskowej zakazała liczącej 80 lat modlitwy, w której padają takie słowa: „Uczyń nas najsilniejszą bronią przeciwko tym, którzy zagrażają naszemu krajowi, fladze i tysiącletniej cywilizacji chrześcijańskiej.” Słowa te mogłyby bowiem obrazić imigrantów. Takich przypadków jest więcej.
Julius Evola też zwracał uwagę na problem odrzucania w Europie własnej tożsamości, w tym odchodzenia KK od swojej tradycji. Dla niego wzorem Kościoła, był ten z czasów krucjat. Gdy duchowość rycerzy idących na Świętą Wojnę była ogromna. Ówczesną walkę z islamem traktowano jaką transcendentną już założenia wygraną (gdyż katolicyzm może tylko i wyłącznie triumfować nad „niewiernymi”). Heroizm, ascetyzm i fanatyzm charakteryzował ówczesnych krzyżowców. W niczym nie ustępowali oni swym arabskim wrogom. Krucjatę uważano za pewien rodzaj czyśćca przed śmiercią, a sama śmierć miała być owiana wieczną chwałą. Pogardę dla śmierci pokazali między innymi rycerze w niewoli po słynnej bitwie pod Hittin w 1187 roku, gdy zaproponowano im ocalenie życia pod warunkiem wyparcia się Chrystusa. Nie tylko każdy z nich odmówił, a wręcz mieli rzekomo się przepychać w kierunku kata, bowiem każdy z nich chciał iść pierwszy na śmierć. Evola zauważył, że krzyżowcy i muzułmanie ścierający się na krucjatach posiadają pewne podobieństwa w etyce, zwyczajach, nawet symbolach i mimo różnicy, jak różne są ich wiary to przypisali świętej wojnie podobne, jeśli nie identyczne znaczenie sakralne.
Trzeba wspomnieć, że jeszcze wśród nacjonalistów polskich młodego pokolenia w latach 30. doszło wręcz do renesansu katolicyzmu, gdyż starzy endecy podchodzili do niego, czy samej wiary nawet z dystansem jak między innymi Dmowski podczas większej części życia. Nie dotyczy to tylko polskich nacjonalistów, w tamtym okresie Żelazna Gwardia Codreanu, Rex Leona Degrelle'a, czy Verdinaso Van Severena stawiały sobie Boga jako najwyższy cel. Wielu nacjonalistów dzisiaj w Europie nie jest wierzącymi chrześcijanami. Czy więc Europie jest możliwy taki renesans wiary?
Bojownicy Kalifatu w swojej propagandzie nazywają amerykańską armię „krzyżowcami”. Można dyskutować na temat roli wiary chrześcijańskiej w historii armii USA, jednak dziś porównanie żołnierza tak bezbożnej armii do uduchowionych rycerzy tamtych czasów może wydawać się śmieszne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w ramach programów równościowych na tle orientacji kazano żołnierzom tej armii nosić szpilki. A jak wygląda sama walka NATO i jego sojuszników z Kalifatem? Poza sporadycznymi operacjami specjalnymi, czy bombardowaniami jej nie ma. Za to siły powietrzne Turcji zabiły ponad 700 kurdyjskich bojowników, wśród których mogli być chrześcijańscy ochotnicy walczący z Kalifatem, Izrael dokonuje nalotów na siły wierne prezydentowi Syrii, sunnickie państwa w rejonie wspierają Kalifat po kryjomu, zaś rząd Iraku zamiast jednoczyć naród pogłębia podziały religijne.
W starożytnym Rzymie podczas męczeństwa chrześcijan, wielu dawało ogromne świadectwa wiary, które sprawiły następnie, że obywatele rzymscy mimo grożącej kary okrutnej śmierci przechodzili na chrześcijaństwo. W XXI wieku jesteśmy świadkami okrutnych prześladowań chrześcijan w Afryce, Bliskim i Dalekim Wschodzie. Jednak chrześcijanie wcale nie są bezbronni. W Afryce od dawna istnieją chrześcijańskie milicje ścierające się z muzułmanami. W Libanie działała chrześcijańska, nacjonalistyczna Falanga. Obecnie wobec zagrożenia chrześcijan przez Kalifat Islamski powstała milicja Dwekh Nawsha, która rekrutuje także w Europie. Do tego dochodzą kolejne formacje chrześcijańskie walczące pod sztandarami Syrii, bądź Iraku. Problem jest niestety bardzo małe wsparcie dla takich wojujących chrześcijan, którzy na pomoc Watykanu nie mogą liczyć, gdy nawet sam papież potrafi stwierdzić, iż nie można być chrześcijaninem i zakupić broń palną, ponieważ wiąże się to ze wspieraniem przemysłu broni. O jakiejkolwiek krucjacie nie wspominając.
Próżno liczyć w Kościele na wsparcie takich chrześcijan . Co innego możemy zaobserwować w przypadku wojny na Ukrainie, gdzie fundacja Otwarty Dialog profesjonalnie zbiera sprzęt od hełmów, kamizelek kuloodpornych do podstawowych produktów dla batalionów ochotniczych, czy identyczne fundacje w Rosji wspierające separatystów. Kościół, który powinien być wzorem wydaje się ignorować takie sytuacje, a także wprawia swoją obecną ścieżką w zakłopotanie katolików sprzeciwiających się liberalizmowi. Trzeba jednak pamiętać, że Kościół jest wspólnotą wszystkich wierzących w obrządek rzymski i każdy z należący do niego powinien mieć świadomość, że jego wpływ może być realny na kształt całego Kościoła. Dlatego właśnie nacjonaliści chrześcijańscy wydają się siłą, która może zacząć organizować tradycyjnych katolików.
Dziś Europa odcięła się od korzeni, tożsamości i swojego sacrum. Fanatykiem religijnym (oczywiście w negatywnym sensie) określa się dziś w mediach wręcz każdego pobożnego katolika. Piętnuje się wiarę jak zabobon, ciemnogród, coś na co nie ma miejsca w XXI wieku, równocześnie zaczyna się faworyzować w Europie wiary Europie obce kulturowo. Pustkę duchową po katolikach uzupełnia islam. Czy Kościół dziś będzie w stanie sprostać temu wyzwaniu? Czy jako Europejczycy zdecydujemy się znów walczyć? Wielu już to robi. Z zagrożeniem Kalifatu walczy wielu zachodnich ochotników. Greccy nacjonaliści walczyli z radykalnym islamem w Syrii jeszcze przed powstaniem Kalifatu. Potem dołączyło wielu weteranów z Iraku i Afganistanu z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii, a ostatnio można było usłyszeć nawet o antyfaszystach z Europy. Czy europejscy nacjonaliści powinni także do nich dołączyć i walczyć z Państwem Islamskim, które zaczęło zagrażać Europie, oraz dać europejskim chrześcijanom prawdziwe świadectwo? Czy może powinni jednak pozostać i zmieniać Europę od wewnątrz zwalczając destrukcyjny demoliberalizm i wrogów, którzy nie przestają niszczyć cywilizacji łacińskiej? Który z tych wyborów może zmienić obecne tendencje? To pytanie pozostawię otwarte.
Witold Jan Dobrowolski
Nowa, Wielka Europa Środkowa
Jako narodowi radykałowie często zastanawiamy się nad kształtem naszego kraju w aspekcie pożądanego obrazu stosunków międzynarodowych. Powoli przełamuje się dawny pogląd o nieustającej walce żywiołów narodowych czy chęci zbudowania Rzeczypospolitej od bieguna do bieguna, na rzecz mniej lub bardziej entuzjastycznych postulatów współpracy narodów europejskich we wspólnej walce z globalną hegemonią. Oczywistym wydaje się fakt, że przemiana, dokonana choćby i w pełni, w jednym kraju nie powiedzie się. Los takiego państwa byłby przesądzony a jego upadek dokonałby się bardzo szybko. Samotna wyspa otoczona przez nieprzyjazne siły, zarówno w skali lokalnej jak i globalnej wymarłaby, zabita przez izolację a może nawet „demokratyczną interwencję” monopolarnego świata. Wolność jednego z narodów nie mogłaby nie drażnić eugenicznego biznesu, monopolistycznych korporacji, międzynarodowych instytucji finansowych czy „niezależnych organizacji pozarządowych” dbających odpowiednio o zidiocenie Europejczyków w popieraniu globalnego okupanta. Mało roztropnym posunięciem byłby również zwrot ku Federacji Rosyjskiej. Warto zaznaczyć, że posiadające imperialne ambicje byłe mocarstwo nie jest, jak życzyliby sobie niektórzy radykałowie piewcą konserwatywno-społecznej rewolucji, a źródłem korupcji w państwach postsowieckich i jednym z graczy globalnej dominacji. Jego chwilowy lub dłuższy antagonizm z Zachodem wcale nie przesądza jeszcze o anty-postmodernistycznym charakterze toczonej przezeń walki. Z drugiej strony, czekając na ogólnoeuropejski zryw, prawdopodobnie Ojczyzna mogłaby przeczekać życia dziesiątek pokoleń i mimo tego szanse byłyby znikome. Degeneracja trawiąca Zachód może być w tym momencie już nieodwracalna. Nie dość, że rdzenna ludność państw Okcydentu zaczyna przegrywać z nomadami we własnych krajach na polu demograficznym, to większość tamtejszej białej młodzieży będącej jedyną realną siłą zdolną dokonać zmiany, toleruje lub wyznaje kulturowy marksizm i bezkarność międzynarodowej oligarchii finansowej. Nie lepiej sytuacja ma się na wschodzie Europy będącym w zasadzie rajem alkoholizmu i aborcji. Jedyną szansą na budowę imperium wolności wydaję się być zatem Europa Środkowa.
Utworzenie centralnoeuropejskiego bloku współpracy staje się być może jedyną szansą realną szansą na postawienie się nowoczesnemu światu. To właśnie Europa Środkowa jest miejscem, w skali kontynentu najbardziej tradycyjnym, patriotycznym oraz przewrotowym. Można domniemywać, że nie ma innej alternatywy na utworzenie przymierza narodowo-chrześcijańskiej awangardy. To właśnie tutaj społeczeństwo najbardziej żywiołowo reaguje na kolejne próby zaszczepiania przez zachód swoich kulturowych eksperymentów. W gruncie rzeczy, jedynie ta część naszej większej ojczyzny potrafi od czasu do czasu zapłonąć patriotycznym entuzjazmem. Nie zamierzam tworzyć przy tym laurki narodom Europy Środkowej. Przeciwnie, rozumiem i tak trudną sytuację regionu. Nawet po naszym kraju widać dobitnie, jak głęboko wbiły się macki postmodernistycznej degeneracji. Trzeba przyznać ze smutkiem, że to właśnie u nas swobodnie panoszy się kult indywidualizmu, podsycany zarówno przez globalny układ jak i środowiska liberalno-neokonserwatywne próbujące nazywać się patriotycznymi. A to przecież śmierć ducha wspólnotowości jest pierwszym krokiem do zniewolenia. Nic dziwnego, że większość liberałów hołduje pacyfizmowi, skoro ich wizja społeczeństwa nie przewiduje wspólnego działania ku wyższym celom jak chociażby obrona rodzinnego kraju czy ideałów. Podobna sytuacja rysuje się w kwestii konsumpcjonizmu. Dziesiątki galerii handlowych oraz morze bilbordów z napisami „SALE!” zdominowały krajobraz większości polskich dużych i średnich miast. Konsumpcjonizm nigdy nie może iść w parze z tradycyjnym światopoglądem. Wszakże to degeneracja najlepiej nakręca spiralę szału zakupów, dlatego to właśnie ku niej skłaniać będą kuszące rozwiązłym trybem życia reklamy czy sprytne kampanie marketingowe wielkich firm. Dostrzeżenie takiego stanu rzeczy powinno raz na zawsze wyleczyć niektórych nacjonalistów z pomysłów na taktyczny sojusz ze środowiskami „koliberalnymi”, kapitalistycznymi w rzeczywistości będącymi niczym innym jak częścią Kalijugi. Budowa Wielkiej Europy Środkowej byłaby zadaniem ogromnie trudnym. Kolejnym powodem, po wkraczającej powoli zachodniej degeneracji jest korupcja i zaściankowość pozostawiona regionowi po tzw. „realnym socjalizmie”. Zazdrość, społeczna nieufność, bezkarność urzędów i niejasne prawo są typowymi wadami państw i narodów postkomunistycznych, a zatem Europy Środkowej. Znacznie gorszym czynnikiem są jednak pozostałości po konfliktach etnicznych, które wstrząsnęły regionem. Skutki tych walk oglądać można po dzień dzisiejszy. O ile z punktu widzenia prawdy historycznej trudne mogą wydawać się stosunki polsko-ukraińskie, o tyle relacje między narodami bałkańskimi czy nimi a Węgrami zdają się być jeszcze bardziej skomplikowane a rany znacznie świeższe. A przecież nie można odebrać nikomu prawa do historii czy pamięci. Mimo to należy ponieść trud przełamania barier i podjęcia wspólnej walki. Odrodzenie albo śmierć.
Niezależnie od ciężaru wyrzeczeń i przeciwstawienia się własnym fobiom, jaki trzeba byłoby ponieść jest to jedyna szansa na prawdziwą wolność. Przekonanie do opuszczenia struktur NATO czy UE nie będzie możliwe, gdy zwykłych ludzi trawić będzie strach o braku realnej alternatywy. Miejsca, w którym znalazłby się nasz naród po wystąpieniu z szeregu niewolników globalnej hegemonii. I chociaż dla niektórych to trudne do przełknięcia, potrzebujemy współpracy z Ukrainą, naszego wspólnego potencjału gospodarczego i demograficznego. Potrzebujemy państw wyszehradzkich, Półwyspu Bałkańskiego, krajów bałtyckich, Rumunii, Grecji a nawet Białorusi. Potrzebujemy połączonej siły militarnej, ekonomicznej, a także wspólnego stanowiska w obronie suwerenności i tradycji. Potrzebujemy, aby stworzyć siłę lokalną i uzyskać głos globalnie. Warto tutaj jednak zaznaczyć, że utworzenie federacji pozostaje centralistyczną mrzonką, niezgodną z charakterem narodów naszego regionu. Mimo to, obszerna współpraca Międzymorza stanowi jedyną alternatywę, zdolną przeciwstawić się globalizmowi. Kształt takiego przymierza musiałby odznaczać się zarówno w sferze militarnej, gospodarczej i politycznej ale również kulturowej. Należałoby przedsięwziąć pracę odwrotną do tej, którą popełniają kulturowi marksiści. Pracę programową na rzecz tożsamości lokalnej, narodowej i europejskiej. Wiem, że istnienie tożsamości innej niż narodowa pozostaje tematem tabu dla części nacjonalistów. Należy jednak spojrzeć, że wychowujemy się w rodzinach, często z własnymi tradycjami, podobnie sprawa ma się też do miast i regionów w kraju czy samej Europy lub identyfikacji słowiańskiej. Istota tożsamości złożonej doskonale dopełnia narodowy radykalizm, tworząc nową jakość nowoczesnego nacjonalizmu. Zrozumienie swojego związku z małą ojczyzną i pobudzenie do pracy na jej rzecz jest przecież jednocześnie pracą na rzecz Polski jako całości. Promocja własnego regionu i dbanie o lokalne tradycje wzbogaca kraj w zdrową, świeżą różnorodność. Kluczem pozostaje jednak zamknięcie mniejszych tożsamości w idei narodowej. Jestem Pomorzaninem, Słowianinem, Europejczykiem dlatego, że jestem Polakiem, nie zamiast tego, nie przeciw temu. Rewolucja środkowoeuropejska musiałaby być przewrotem tożsamościowym, pobudzającym do działania na rzecz małej ojczyzny, narodu i regionu, musiałaby również być zwrotem solidarnościowym. Zwrotem, mogącym przełamać indywidualistyczne tendencje na rzecz zdrowej współpracy i idei miłosierdzia. Musiałaby być... pełną: narodową, tożsamościową, społeczną i chrześcijańską rewolucją.
Podsumowując, odrodzenie, chociaż trudne jest możliwe. Wymaga ono jednak pokonania przeciwności panującej i tak w mniejszym stopniu niż na zachodzie, dekadencji, zażegnania dawnych antagonizmów między narodami oraz wyzwolenia z międzynarodowej zależności. Konflikty, które wstrząsnęły Półwyspem Bałkańskim na długo powiązały swoich uczestników w zależności od Zachodu jak w wypadku Chorwacji czy Bośni i Hercegowiny albo Wschodu jak chociażby Serbii. Wielkie starania należy również włożyć w obronę Ukraińców przed uzależnieniem od układu unijno-atlantyckiego, w które może wtrącić ten naród konieczność zdobycia środków na obronę granic. Dzisiejszym celem ostatecznym jest zawiązanie współpracy centralnoeuropejskiej mogącej przeciwstawić się zarówno imperializmowi kapitalistycznemu jak i postsowieckiemu. Jedynej drogi ku wielkości i wyzwoleniu.
Leon Zawada