Opoki

Opoki

W prześmiewczej koronie z tuzina gwiazd złotych

   na sprzedanej ziemi, po łokcie w pomyjach   

napinasz znów mięśnie by mieczem i młotem

wciąż miażdżyć opoki powszednich barykad

Sprzedany za stołki i obcą walutę

- nie tobie budować pomniki twej nacji

lecz sypiąc swój kurhan pić wino zatrute

ku własnych snów śmierci i obcych sił racji

Ty w wiecznej obawie przed wichrem ze Wschodu

uciekasz przed sierpa wciąż żywym wspomnieniem

i wprost do bezkresu wbiegasz korowodu

bezimiennych cieni, by sam zostać cieniem.

Więc z młotem tyrając, na obcy kapitał

zadajesz pytanie, gdy gonisz za chlebem

- wygnanym na zmywak ci Panem Cogito

być przyjdzie, czy bezrobotnym Winkelriedem.

Wnet z błękitu nieba, kompasowa róża

w sumienie cię kłuje, do miecza znów woła

byś szedł ciskać gromy w bratobójczej burzy

i wśród płaczu dzieci, w ich matek krwi konał.

Wiedz, to co zwą różą, prorocy z Zachodu

jest ci celownikiem, wprost w pierś wymierzonym

by grunt spod stóp zabrać twojego narodu

i w obcych usypać go sił poligony

Bo jeśli dołączysz do hord ich służalczych,

twe ciało przemielą chciwymi szczękami

a krwią twą napoją psubratów poddańczych

co zwą się twoimi reprezentantami

A jeśli odmówisz, zdradzieckie gargulce

rzygać będą brudem na twe dobre imię

i krzyk twój wieczystym im będzie budulcem

pod złote ich grzędy gdzie żrą swą padlinę.

Więc obnażaj prawdę, powszedni Rejtanie

marszcz posępnie czoło, Stańczyku wśród zdrajców

bo wiesz, że kamieniem rzuconym na szaniec

zostaniesz. Leć celnie , codzienny powstańcu


Aleksandra Radlak