Szturm

Szturm


Szturm miesięcznik narodowo-radykalny numer 15 2015 PDF MOBI EPUB

Przyczynek do Zadrugi XXI w.


Zadruga była przedwojenną polską organizacją narodową, antyklerykalną, odwołującą się do rodzimej, słowiańskiej kultury i wierzeń1. Była najbardziej prężnym ruchem neopogańskim w międzywojennej Polsce. Zadruga nie była organizacją rodzimowierczą w ścisłym sensie tego słowa. Odwoływała się do tradycji Słowian, natomiast do kwestii ewentualnego powrotu do dawnych wierzeń podchodziła z daleko idącym dystansem. Postulowała za to powrót do dawnego słowiańskiego-pogańskiego ducha i wartości, jak również zdecydowaną modernizację kraju.

Organizacja w latach 1937-1939, wydawała periodyk o nazwie „Zadruga”. Założycielem, i głównym ideologiem, Zadrugi był Jan „Stoigniew” Stachniuk, urodzony 13 stycznia 1905 r. w Kowlu na Wołyniu. Był autorem licznych książek m.in. „Dzieje bez dziejów”, „Chrześcijaństwo a ludzkość”, „Człowieczeństwo i kultura”, „Droga rewolucji kulturowej w Polsce”, „Zagadnienie totalizmu”, jak i również twórcą systemu filozoficznego zwanego kulturalizmem2.

W czasach II wojny Jan Stachniuk wziął udział w Powstaniu Warszawskim, za co został odznaczony Krzyżem Walecznych. Po wojnie podjął nieudaną próbę współpracy z reżimem komunistycznym, która zakończyła się jego uwięzieniem. Sama organizacja została oskarżona przez władze komunistyczne o faszyzm i zdelegalizowana. Podczas internowania Stachniuk był bity, torturowany i prawdopodobnie również truty. Po wyjściu z więzienia nie był już zdolny do żadnej pracy. Wkrótce po tym zmarł, 15 sierpnia 1964 roku. Został pochowany na Cmentarzu Powązkowskim. Środowisko zadrużne zostało przejęte przez Antoniego Wacyka, drugiego po Stachniuku. Funkcjonowało ono w PRL-u jako nieformalne środowisko intelektualne. Po 1989 r., do idei zadrużnej odwoływały się m.in. Wydawnictwo Toporzeł, ZW Rodzima Wiara, czy Stowarzyszenie na rzecz Tradycji i Kultury ‘Niklot’.

Od czasu Jana Stachniuka idea zadrużna stanęła w miejscu. Nikt po nim nie podjął się jej rozwijania. Dziś, na początku XXI w. konstelacja warunków zastanych uległa znacznej przemianie. Z tego względu konieczna jest rewizja doktryny zadrużnej, jej adekwatne przeformułowanie i dostosowanie do obecnych czasów.

Żeby trafnie przeformułować nurt Zadrugi, najpierw trzeba zdać sobie sprawę z różnic, jakie były w sytuacji społecznej i politycznej w Polsce w dwudziestoleciu międzywojennym i na początku XXI wieku. Głównymi siłami politycznymi w międzywojniu byli (z grubsza rzecz biorąc) socjaliści, ludowcy i endecy. Trzeba mieć na uwadze to, że „lewica” spod znaku PPS w niczym nie przypominała dzisiejszej, kawiorowej lewicy spod tęczowego sztandaru. Warto zacytować nestora polskiego socjalizmu, Bolesława Limanowskiego:

Patriotyzm więc i socjalizm nie tylko nie są przeciwnymi sobie, ale wzajemnie się potęgują. Prawdziwy patriotyzm zwraca się przede wszystkim ku temu, co stanowi podstawę i rzeczywistą siłę narodu, ku ludowi pracującemu, a więc musi być socjalistyczny; szczery zaś socjalizm, wypływając z miłości narodu, musi być patriotyczny.3

Z prawej strony zaś, byli narodowi demokraci, którzy (mimo modernizacyjnych, postępowych korzeni) w końcu oparli się na kręgach konserwatywno-katolickich. Późniejsze postacie tegoż ruchu (narodowy radykalizm) szły głębiej nie tyle w nacjonalizm, ile w katolicki fundamentalizm. Ponadto warto mieć na uwadze fakt, że były to czasy katolicyzmu „przedsoborowego”4.

Były to czasy, w których patriotyzm (czy wręcz nacjonalizm), czy tradycyjny model rodziny funkcjonowały niemal na prawach oczywistości, antysemityzm był w modzie (tak jak dziś „tolerancja” i „polityczna poprawność”), a zjawiska masowej nieeuropejskiej imigracji, czy tęczowej propagandy nie istniały. W takiej sytuacji, głównym politycznym oponentem był, z oczywistych powodów, Kościół Katolicki.

Obecnie, na początku XXI w., sytuacja społeczna, kulturalna i polityczna jest diametralnie inna. Świat dziś jest zglobalizowany i nie można mówić o sytuacji Polski w oderwaniu od sytuacji Europy. Ogólnie rzecz biorąc, w europejskiej polityce dominuje socjaldemokracja i chadecja – przy czym punkt ciężkości politycznej zdecydowanie przesunął się „na lewo”5 – nikogo już nie dziwi to np., że zachodnie partie konserwatywne akceptują fakt „małżeństw jednopłciowych” itp.

W związku z tymi przemianami, nonsensem jest traktowanie Zadrugi w sposób doktrynerski po to, by bezrefleksyjnie przenosić doktryny stworzonej przed II wojną światową na dzisiejsze realia. Pewne rzeczy pozostają aktualne, inne się zdezaktualizowały. Ciągle aktualne są m.in. kult sprawności fizycznej, apoteoza heroicznego życia i czynu, stawianie wspólnotowości wyżej niż indywidualizmu, entuzjazm wobec nauki i nowoczesnych technologii. Jeśli idzie zaś o aktualność, dajmy na to, gospodarki centralnie planowanej (wybór również podyktowany specyficznymi realiami) pisać chyba nie trzeba. Jak skończył się flirt Stachniuka z „lewą stroną” wspominać już chyba nie muszę.

Podstawowym zadaniem Zadrugi, na poziomie filozoficznym, jest potęgowanie procesu kultury6 i walka z wspakulturą7 (które może przejawiać różne formy, niekoniecznie religijne). Na poziomie socjologicznym – zachowanie, promowanie i rozwój słowiańskiej tożsamości Polaków (i wspieranie w tym innych narodów słowiańskich). Na poziomie politycznym – naród moralnie zdrowy, kulturowo silny, gospodarczo rozwinięty, technologicznie zaawansowany i świadomy swojej historycznej roli. Na poziomie geopolitycznym – Polska jako lider Europy Wschodniej.

Nie ulega wątpliwości, iż w Europie Zachodniej dominuje w tym momencie wspakultura laicka – która oprócz opustoszałych kościołów, spowodowała próżnię duchową na Zachodzie (i co za tym idzie – jego znaczne moralne osłabienie), z której skwapliwie i skutecznie korzystają fundamentaliści islamscy (znajdując coraz więcej konwertytów wśród rdzennych Europejczyków). III Rzeczpospolita – czarna porzeczka8 – jest państwem neokolonialnym9, którego plutokratyczne elity widzą siebie jako pas transmisyjny między „cywilizacją” (lub „metropolią”) a „dzikim krajem” i są de facto tubą propagandową dominującej na Zachodzie wspakultury laickiej. Świetnie obrazuje to cytat Leszka Millera: Coraz wyraźniej widać, że spór toczy się między Polską postępową i Polską zaściankową. Polska postępowa jest szansą, a Polska zaściankowa zagrożeniem10. Jakże łatwo niegdysiejsi komuniści przefarbowali się na postępowych, lewicowych liberałów…

 

I Główny wróg polityczny: (neo)liberalny/globalny kapitalizm i kulturowy marksizm

 W tej sytuacji głównym wrogiem politycznym staje się właśnie wspakultura laicka, której czołowym reprezentantem jest nieformalny sojusz neoliberalizmu (wielkiego biznesu) i kulturowego marksizmu (tęczowej lewicy – pożytecznych idiotów globalnego kapitału). Świetnie ukazuje to francuski filozof Alain de Benoist w artykule Imigracja – armia rezerwowa kapitału:

 Wielki biznes i Lewica: Święty Sojusz

 Na początku imigracja była fenomenem powiązanym z wielkim biznesem. Ten stan rzeczy nadal trwa. Ci, którzy gardłują za wciąż większą imigracją, to wielkie firmy. Ta imigracja jest zgodna z samym duchem kapitalizmu, który zmierza do wymazania granic («laissez faire, laissez passer»). „Podczas przestrzegania dumpingu socjalnego, wykreowany zostaje zatem „nisko-kosztowy” rynek pracy pełen „pozbawionych dokumentów” i „nisko wykwalifikowanych”, funkcjonujących jako prowizorka „gniazda wszystkich branż”. Tak więc wielki biznes wyciągnął rękę ku skrajnej lewicy, najpierw celując w demontaż państwa socjalnego, uznanego za zbyt kosztowne, a później zabijając państwo narodowe, uznane za zbyt archaiczne.” Oto jest powód, dla którego Francuska Partia Komunistyczna (PCF) i Francuski Związek Handlowy (CGT) (który zmienił się od tamtego czasu radykalnie), aż do 1981r. walczyły przeciwko liberalnej regule otwartych granic, w imię obrony interesów klasy robotniczej. (…)

 Ktokolwiek krytykuje kapitalizm, jednocześnie aprobując imigrację, której pierwszą ofiarą jest jego własna klasa robotnicza, powinien się lepiej zamknąć. Ktokolwiek krytykuje imigrację, jednocześnie milcząc na temat kapitalizmu, powinien zrobić to samo.11

 

 Linie politycznego frontu tworzą się na nowo. Z jednej strony mamy tęczowych multikulturalistów, liberalnych kosmopolitów, globalistycznych uniwersalistów i finansjerskich internacjonalistów, z drugiej strony – nacjonalistów, tradycjonalistów jak również lewicę socjalną12, alterglobalistów itp. Podział na lewicę i prawicę to totalny anachronizm. Realną osią podziału politycznego staje się internacjonalizm/nacjonalizm lub globalna centralizacja/ globalna decentralizacja albo jeszcze inaczej – jedna, globalna cywilizacja materialistyczno-liberalno-kapitalistyczno-konsumpcyjna (czym z grubsza rzecz biorąc stała się „cywilizacja zachodnia”, bazująca na rzekomo uniwersalnych „prawach człowieka”) kontra wielość suwerennych lokalnych/narodowych kultur i tożsamości; finansowo-kapitałowy imperializm kontra narodowo-wyzwoleńczy antyimperializm. Totalitarny liberalizm kontra pluralizm tradycji. Uniwersum kontra pluriwersum. Globalizm kontra lokalizm.

 

II Stosunek do katolicyzmu: koegzystencja w miejsce antyklerykalizmu

 Biorąc pod uwagę postępującą islamizację w Europie i dominacja zdegenerowanych moralnie liberalnych elit w biznesie, rządach i uniwersytetach, szyki muszą zewrzeć wszyscy, którzy opowiadają się za prawami narodu do jego istnienia i samostanowienia. W sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie Europa, w tym również Polska, walka Zadrugi z Kościołem (który stanowi pewną, choć ułomną, tamę przed wojującym wahhabickim/salafickim islamem i kulturową dekadencją „genderu”13 itp.) jest kompletnym nieporozumieniem.

 Warto mieć na uwadze fakt, iż chrześcijaństwo (podobnie zresztą jak islam) nie jest monolitem. W jego ramach są naprawdę spore różnice. Niejednemu narodowemu katolikowi jest de facto bliżej do rodzimowierstwa14 niż do protestantyzmu (mocno przeżartego kulturowym marksizmem), tak jak niejednemu liberalnemu chrześcijaninowi będzie bliżej do niewierzącego ateisty niż do tradycjonalisty katolickiego. Konserwatywnemu rodzimowiercy bliżej też będzie do konserwatywnego katolika niż do New Age’owskiego „pogańskiego” neohipisa.

 Należy zwrócić uwagę na pewien osobliwy fakt minionych lat. W czasie średniowiecza, pierwotne chrześcijaństwo przeszło, swego rodzaju, memetyczną mutację. Doskonale opisał to włoski filozof Julius Evola. Rozróżniał on pierwotne „chrześcijaństwo” (oceniane przez niego negatywnie) i średniowieczny „katolicyzm”15 (oceniany pozytywnie), przy czym:

 Evola traktuje owe dwa typy nie jako okresy w historii tej samej religii, ale jako formy fundamentalnie odmienne i wzajemnie przeciwstawne. Pierwotne chrześcijaństwo jawi się Włochowi jako wyraz duchowej degeneracji ludzi Orientu, przywleczony z czasem do Europy. W jego oczach wynosi ono wszystkie ludzkie słabości do rangi cnoty i w ten sposób je usprawiedliwia, zamiast zwalczać. Potępiając przemoc i odwracając się od władzy (a więc i hierarchii), pochwala ono tchórzostwo, a życiowy ideał robi z mięczaka, co nadstawia drugi policzek. Ucząc ludzi traktowania się nawzajem jak równych, chrześcijaństwo antycypuje (i inspiruje) wszelkie szkodliwe egalitarne ideologie przyszłości, łącznie z prawami człowieka i nowoczesnym ludowładztwem. Na przeciwnym biegunie sytuuje się średniowieczny katolicyzm: wojowniczy, zdobywczy, nietolerancyjny, krucjatowy, przepojony ascezą i etyką heroiczną, mieczem wznoszący gmach sakralnego, kunsztownie hierarchicznego porządku politycznego. Jeżeli w ciągu kilku wieków chrześcijaństwo przeszło tak dogłębne przeistoczenie, to niewątpliwie musiało inkorporować treści, które pierwotnie pozostawały mu obce. Zdaniem włoskiego filozofa chrześcijaństwo wchłonęło po prostu kluczowe elementy antycznego pogaństwa, tworzącego rdzenną tożsamość człowieka Zachodu i właściwą duchowość Europy (…). Początkowo chrześcijaństwo radykalnie przeczyło duchowi pogańskiemu, lecz po daremnej walce wprowadziło go tylnymi drzwiami do własnych nauk – i tylko to nadaje mu wartość. Chrześcijaństwo jako takie nie należy do europejskiego dziedzictwa duchowego, ale z czasem dostosowało się do niego, co pozwoliło mu przetrwać i odnosić zwycięstwa na całym globie.16

 

 Pogański pierwiastek rzymsko-germański odcisnął wyraźnie piętno na średniowiecznym katolicyzmie (właściwie konstytuując go). Wychodzi na to, że katolicyzm przechował w sobie pewne cechy europejskiego pogaństwa. Na tym polega jego wartość. Pierwotne chrześcijaństwo natomiast bliższe jest marksizmowi17. Można dopatrzeć się naprawdę sporo podobieństw między marksizmem a wczesnym chrześcijaństwem18. Jakie są to podobieństwa? Linearne i jednokierunkowe pojmowanie historii, pragnienie zbawienia świata i narzucania innym swojej doktryny, wiara w nieomylność i jedyną słuszność swojej doktryny, wiara w jedną możliwą prawdę, wiara w równość wszystkich ludzi itp.

 Dla wielu ludzi Oświecenie jest synonimem odchodzenia Europy od chrześcijaństwa. To tylko pozory. W istocie projekt Oświecenia nie był bynajmniej zaprzeczeniem chrześcijaństwa, ale jego świeckim przedłużeniem. Doskonałym tego przykładem jest świecki dogmat równości, mający swoją genezę w chrześcijańskiej „równości dusz przed Bogiem” albo ideologia postępu19, będąca wznowieniem chrześcijańskiej, liniowej koncepcji czasu i historii „ludzkości” pojmowanej globalnie. Tak naprawdę spór między oświeceniowcami a chrześcijanami to „kłótnia w rodzinie”. To nie jest spór na poziomie aksjologicznym. To spór jednych egalitarystycznych uniwersalistów z drugimi egalitarystycznymi uniwersalistami.

 Fakt, iż środowisko ateistyczno-laicko-wolnomyślicielskie zostały w dużej mierze zaanektowane przez kulturowy marksizm oznacza, że ruchowi zadrużnemu nie będzie po drodze z wojującymi „nowymi ateistami”, zwłaszcza że dla tych ostatnich nie ma wielkiej różnicy między katolickim czy słowiańskim „zabobonem”.

 
Stosunek do tradycji: Tradycjonalizm zamiast ideologii postępu

 Współczesny liberalny establishment europejski uważa, że to, co nazywają oni „postępem” społecznym jest jedynym możliwym modelem progresu społecznego, i że (implicite) o żadnym innym modelu nie może być mowy. Do złudzenia przypomina to determinizm historyczny ortodoksyjnych marksistów-komunistów. Kompradorskie elity liberalne w Polsce, rzecz jasna, bezrefleksyjnie przyjmują te wzorce. Rozumują oni ten sposób: Bruksela – metropolia, Polska – zaścianek. Wszystko to, co pochodzi z Brukseli czy Waszyngtonu (czy po prostu „Zachodu”) jest dobre. Polskość zaś „to nienormalność”, jak łaskaw był to ująć Donald Tusk (teraz już awansowany z „zaścianka” do „metropolii”). Skoro tak, no to trzeba uczyć tych ciemnych tubylców cywilizacji. Rzadko jednak przytacza się dalsze słowa Donalda Tuska, w których mówi tak:

 Więc staję się nienormalny, wypełniony do granic polskością, i tam, gdzie inni mówią człowiek, ja mówię Polak; gdzie inni mówią kultura, cywilizacja i pieniądz, ja krzyczę Bóg, Honor i Ojczyzna (wszystko koniecznie dużą literą); kiedy inni budują, kochają się i umierają, my walczymy, powstajemy i giniemy. I tylko w krótkich chwilach przerwy rozważamy nasz narodowy etos odrobinę krytyczniej, czytamy Brzozowskiego i Gombrowicza, stajemy się normalniejsi.20

Cóż, mam jednak wrażenie, że pan Tusk nie czytał dość uważnie ani Brzozowskiego:

 Powtarzając nieustannie frazesy o przynależności naszej do Zachodu, uwalniamy się od zastanowienia nad zagadnieniem, co się dzieje w nas z siłami psychicznemi, których wynikiem jest ta kultura. Pod powłoką pietyzmu dla „europejskości”, „kultury łacińskiej”, itp., pod powłoką pocieszającego przekonania, że jesteśmy zachodniem, konstrukcyjnem społeczeństwem – wylęga się w nas swoisty, sielankowy, sentymentalny, obłudny nihilizm – dojrzewa psychologia życiowej niedojrzałości, zanika samo pojmowanie mężnej, odpowiedzialnej woli, i rzecz najdziwniejsza, ta rozkładowa psyche, ta tafla zastoju – ukazuje się nam jako jakiś szczyt. Gdy się zanalizuje różne formy, jakie przybiera tak zwana postępowa myśl polska, odnajdziemy w niej zawsze tajną łączność z tą psychiką niemocy i niewoli. (…) żyjemy na tle kultury Zachodu – ale nie zdajemy sobie sprawy z tego twardego trudu zbiorowego, z jakiego ta kultura wyrasta. (…) Społeczeństwo nasze jest samoistną indywidualnością kulturalną: stworzyć musimy sobie to, co nam jest niezbędne. Wszystko, co wie i co ma człowiek, jest dziełem męstwa i wytrwałości. Każdy twór dziejowy był czymś niebywałym, zanim powstał. Nie na to mamy się oglądać, co istnieje, co istniało: lecz tworzyć niebywałe: wolną, niepodległą Polskę, kraj bohaterskiej tragicznej pracy, najgłębszej samo-wiedzy; musimy rozpłomienić taki ogień duchowy, aby wychodziły zeń dusze jedynego hartu, musimy wytworzyć świadomość, rozwiązującą zagadnienia, które świat rozdzierają, musimy uczynić przynależność do naszego narodu – przywilejem i godnością.21

… ani tym bardziej Gombrowicza:

 Jeden z wielkich problemów naszej kultury – to przeciwstawienie się Europie. Nie będziemy narodem prawdziwie europejskim, póki nie wyodrębnimy się z Europy, gdyż europejskość nie polega na zlaniu się z Europą, lecz na tym, aby być jej częścią składową – specyficzną i nie dającą się niczym zastąpić.22

 Żaden naród nie będzie nas Polaków szanował, jeżeli będziemy jedynie biernymi konsumentami kultury a nie twórcami kultury. Kto siebie nie szanuje, tego nikt nie szanuje. Zamiast bezmyślnie naśladować Anglików, Francuzów, Niemców czy Amerykanów (co z lubością robią „Młodzi, wykształceni z wielkich miast”), może warto by wyjść poza intelektualną lemingozę i przestać być „papugą cudzoziemszczyzny”. Rihanna czy Trebunie Tutki? Odpowiedźcie sobie sami.

 Polacy muszą zacząć widzieć we własnym kraju wartość, centrum cywilizacyjne i źródło wzorców. A jeśli nie ma jeszcze odpowiednich – to je stworzyć i aktywnie promować. Mamy własną kulturę i tradycję, z której możemy być dumni. Jeśli coś się zdezaktualizowało – to przeformułować. Nie musimy zachowywać się jak kulturowa kserokopiarka. Polacy nie gęsi…

 Zadrużanin Antoni Wacyk powiedział, że: „Międzynarodowe staje się tylko to, co jest narodowe”23. I miał rację. To, co staje się międzynarodowe zawsze jest tworzone w jakimś konkretnym miejscu i czasie, przez ludzi konkretnych narodowości. To, co nazywane jest „nowoczesnością” zostało stworzone na Zachodzie, bez specjalnego udziału Polaków.

 Obecnie nowoczesność jest przez niektórych sztucznie podtrzymywana przy życiu (o jej aktualności roją już tylko dinozaury typu Habermas), a na jego miejsce de facto już wkroczyła ponowoczesność, postmodernizm, baumanowska „płynna nowoczesność”, która – niczego nie budując – oferuje tylko chaos, skrajny relatywizm i rozmycie wszelkich granic: kulturowych, narodowych, etnicznych a nawet płciowych.

 Ortodoksyjna, XX-wieczna Zadruga była mocna osadzona w świecie modernistycznym. W momencie gdy postmodernizm przejął pałeczkę, recepty modernistyczne są niczym innym jak anachronizmem – straciły datę ważności. Modernizm nie jest odpowiedzią na postmodernizm. W świecie „płynnej nowoczesności”, to Tradycja24 jest buntem25.

 Za czym opowiada się w takim razie Zadruga tradycjonalistyczna? Za zahamowaniem zmian społecznych i powrót do społeczeństwa tradycyjnego, czy też „Nowego Średniowiecza”? Bynajmniej.

 Człowiek stoi obecnie w obliczu ruin konstruktu nowoczesności, totalnego relatywizmu i szerzącego się nihilizmu. Celem Zadrugi tradycjonalistycznej w takim układzie jest stworzenie nowej obiektywności – nowych form i instytucji, nowy porządek normatywny, który zapełniłby pustkę postmodernizmu. Na poziomie filozoficznym, jest to świat Tradycji przeciwko światu (po)nowoczesności. Na poziomie socjologicznym, ZT opowiada się za społeczeństwem archeofuturystycznym26, które łączy entuzjazm dla nauki i nowoczesnej technologii z oparciem się na antycznych wartościach pogańskich (symbolem mógłby być Achilles w egzoszkielecie27). Na poziomie estetycznym, doskonałe wzorce daje nam twórczość Stanisława Szukalskiego i Szczepu Rogate Serce28. Na poziomie religijnym:

 Zasadniczy kontrast panuje (…) nie pomiędzy chrześcijańskim Zachodem, a ufundowanymi na innych religiach cywilizacjami Wschodu, lecz pomiędzy światem tradycjonalistycznym w różnych religiach, a światem modernistycznym, który jest historyczną anomalią, objawem wykolejenia się Zachodu. Nowoczesnej cywilizacji europejskiej brakuje już „świętego cementu” religii, mistycznej symboliki i metafizyki, który spaja każde społeczeństwo tradycyjne. Poprzez nowożytne odseparowanie religii od polityki i lansowanie zasady równości zniszczona została w społeczeństwach zachodnich hierarchia duchowa, moralna i społeczna.29

 

Stosunek do rodzimowierstwa: „Bóg umarł. Niech żyją Bogowie!”

 Wszelacy przeciwnicy Stachniuka (zwłaszcza wśród samych rodzimowierców) chętnie wypominają mu jego „bałwany zostawmy bałwanom”. Trzeba mieć świadomość iż ten właśnie, modernistyczny sposób myślenia, jest przejawem świata nowoczesności – Zadruga XX-wieczna, jak już wspominałem, była jego dzieckiem (nie można też zapominać o protestanckich naleciałościach w myśli samego Stachniuka). Zadruga tradycjonalistyczna jest przejawem tradycjonalistyczno-pogańskiego sposobu myślenia. Wyrasta ze świata Tradycji.

 Nie każdy zadrużanin musi być rodzimowiercą, ale każdy zadrużanin musi odnosić się do rodzimowierstwa słowiańskiego z należytym szacunkiem i być mu przychylny, gdyż każda kultura, jaką wytworzył rodzaj ludzki miała swój początek w religii. Religia jest początkiem (i warunkiem koniecznym dla powstania) kultury. Jeśli ruch zadrużny chce promować słowiańską kulturę i tożsamość Polaków, potrzebuje rodzimowierstwa słowiańskiego.

 Fryderyk Nietzsche, w swoich słynnych słowach, stwierdził iż: „Bóg umarł”. Był to koniec pewnej epoki. Ale koniec zawsze jest początkiem czegoś nowego. Historia zatacza pełne koło. Europejczycy coraz liczniej wracają do religii swych przodków. Przyszedł czas na drugi renesans – Renesans Pogaństwa.

 

 Paweł Bielawski

1 Zadruga - Polski Ruch Narodowy – wykład Stanisława Potrzebowskiego: https://www.youtube.com/watch?v=ehZ7IxQOMWs
2 Paweł Bielawski, Kim jest człowiek i jaki jest człowiek? Kulturalizm Jana Stachniuka:

http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9696/q,Kim.jest.czlowiek.i.jaki.jest.czlowiek.Kulturalizm.Jana.Stachniuka
3 Bolesław Limanowski, Patriotyzm i socjalizm: http://lewicowo.pl/patriotyzm-i-socjalizm
4 Chodzi o II Sobór Watykański (1962-1965), który dość istotnie zmienił oblicze Kościoła Katolickiego.
5 Maj ’68 – rewolucja obyczajowa spod znaku „Marks, Marcuse, Mao”, inspirowana przez Szkołę Frankfurcką.
6 w terminologii zadrużnej termin „kultura” to „proces potęgowania władztwa człowieka nad przyrodą i nad żywiołami własnej jego natury”. Słowa kluczowe to: aktywność, twórczość, walka, rozwój
7 w terminologii zadrużnej termin „wspakultura” to „ustanie procesu kultury; bierne poddanie się prawom nagiej biologii i urokom czystej wegetacji”. Słowa kluczowe to: bierność, bezczynność, kwietyzm, inercja
8 Na zewnątrz czarna, w środku czerwona
9 Dla zainteresowanych kwestią neokolonialnego charakteru III Rzeczpospolitej, polecam wykład prof. Witolda Kieżuna – Patologia Transformacji: https://www.youtube.com/watch?v=GYKh8OJKrOc
10 http://polskiepiekielko.pl/2013/06/komunista-postepowiec-kolejny-raz-gani-zascianek.html
11 Alain de Benoist, Imigracja – armia rezerwowa kapitału:

http://www.nacjonalista.pl/2011/08/25/alain-de-benoist-imigracja-armia-rezerwowa-kapitalu/
12 Warto obejrzeć dyskusję między Marianem Kowalskim a Piotrem Ikonowiczem w programie „Tak czy Nie”. Ich punkty widzenia i ocena polskiej rzeczywistości tak bardzo się od siebie nie różniły.
https://www.youtube.com/watch?v=J6VTnU5h_dc
13 Pomada 5 - Narodziny Qurwy: https://www.youtube.com/watch?v=aZvWBFj8gVQ#t=208
14 Warto przytoczyć przykład łotewskiej partii politycznej „Wszystko dla Łotwy!”. Zaczynała jako grupa pogan. Stopniowo otworzyła się na katolików, przekształcając się w bardziej masową partię. Dziś jest w parlamencie łotewskim.
15 Dechrystianizacja średniowiecza wg Juliusa Evoli – wykład Adama Wielomskiego: https://www.youtube.com/watch?v=XTo6AEzUv-Y
16 Adam Danek, Pogańska nadinterpretacja chrześcijaństwa: http://www.legitymizm.org/mlodziez_imperium/MI0014/zasoby/37.html
17 Tomislav Sunić, Marx, Moses and the Pagans in the Secular City: http://home.alphalink.com.au/~radnat/tomsunic/sunic2.html
18 Zadeklarowany marksista-komunista Slavoj Zizek przyznaje się do ideowego pokrewieństwa z chrześcijaństwem i stwierdza wprost: „Jezus był Leninistą”
http://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/1,96856,6684176,Slavoj_Zizek__Jezus_byl_leninista.html
19 Alain de Benoist, A Brief History of the Idea of Progress:
http://www.counter-currents.com/2012/05/a-brief-history-of-the-idea-of-progress/
20 http://pl.wikiquote.org/wiki/Donald_Tusk
21 S. Brzozowski, Rozbrojenie duszy [w:] S. Brzozowski, Legenda Młodej Polski, Księgarnia Polska Bernarda Połonieckiego, Lwów 1910, s. 264-266
22 Witold Gombrowicz, Dzienniki: http://pl.wikiquote.org/wiki/Europa
23 Antoni Wacyk, Mit polski – Zadruga, Toporzeł, Wrocław 1991, s. 95
24 Aleksandr Dugin, O prawdziwej tradycji: https://www.youtube.com/watch?v=xsb39oTaOIE#t=216
25 Manifest Generation Identitaire: https://www.youtube.com/watch?v=ZdAoF6NEbzo
26 Archeofuturyzm to termin ukuty przez francuskiego filozofa Guillaume’a Faye’a i ksiażki pod tym samym tytułem. Przetłumaczona została na angielski pt. Archeofuturism: European Visions of the Post-Catastrophic Age
27 Mocowana na zewnątrz ciała powłoka, której celem jest wzmocnienie siły mięśni użytkownika
28 Stach z Warty Szukalski i Szczep Rogate Serce – wykład Lechosława Lameńskiego: https://www.youtube.com/watch?v=b5e41f5CDio
29 Jacek Bartyzel, Na skrzyżowaniu cywilizacji: http://www.legitymizm.org/na-skrzyzowaniu-cywilizacji

W dzisiejszych czasach, po latach ignorancji i stygmatyzowania nas jako wszelkiego rodzaju „nazistów”, „ksenofobów”, „rasistów”, „faszystów”, polski nacjonalizm przeżywa swoisty renesans ideowego odrodzenia, niespotykany od wielu lat. Wprawdzie proces który obecnie zachodzi na naszych oczach niezmiernie cieszy, to jednak zauważa się że współcześni polscy nacjonaliści (niezależnie od ich przynależności organizacyjnej bądź jej braku) popełniają mnóstwo błędów które powodują że nasza idea nie rozwija się, stoi w miejscu i ulega licznym zniekształceniom, które w rzeczywistości wypaczają jej sens i znaczenie. Dlatego chciałbym wskazać przynajmniej kilka kardynalnych błędów czynionych przez nasze środowisko, choć zdaje sobie doskonale sprawę z tego, że subiektywizm wynikający z mojej opinii na ten temat w niniejszym tekście może nie wyczerpać istoty problemu i być kontrowersyjny i niezgodny ze zdaniem wielu spośród nas, polskich nacjonalistów.

Brak jedności ideowej i środowiskowej – pomimo istnienia wielu organizacji i stowarzyszeń nacjonalistycznych w kraju nad Wisłą (co jest zrozumiałe, wszakże w Polsce mamy nie tylko nacjonalistów odwołujących się do szeroko rozumianej tradycji endeckiej, ale również zwolenników „trzeciej drogi”, autonomicznych nacjonalistów, nacjonalistów świeckich) i świadomości że zjednoczenie polskich nacjonalistów w jedną organizację nie jest możliwe ze względu na rozpiętość pojmowania samej idei jako takiej, to brakuje jedności pod względem ideowym. Często wśród polskich nacjonalistów brakuje pomysłu na stworzenie jednego, ogólnego systemu wartości i zasad nacjonalistycznych z którymi utożsamiałby się każdy z nas niezależnie od tego jaką formułę nacjonalizmu uznaje za słuszną, swoistego Dekalogu. Brakuje również dobrej woli do wspólnego działania na polu aktywności społecznej – przyczynami takiego stanu rzeczy jest głównie nieufność jednych nacjonalistów wobec drugich (na szczeblu organizacji), przeświadczenie o wyjątkowości swojej wizji idei nacjonalizmu jako jedynie prawdziwej w połączeniu z odrzuceniem pozostałych koncepcji jako „zdradliwych i niepełnowartościowych” a także pojmowania swojej działalności jako słusznej bez dostrzegania walorów działań innych grup i organizacji. Powodem jest także strach przed takim działaniem, strach wynikający z obawy o marginalizację, mimowolne utożsamianie ze zbyt „radykalnymi elementami” i działaniami które zdaniem niektórych mogłyby zaszkodzić wizerunkowi bądź też celom jakie mogą przyświecać danej strukturze nacjonalistycznej.
Doktrynerstwo i stosowanie się do utartych stereotypów i schematów – świat w którym dzisiaj żyjemy jest znacznie bardziej skomplikowany
i niejednoznaczny niż rzeczywistość w której wychowywali się i zaczynali swoje dorosłe życie choćby nasi dziadkowie i rodzice. Jednakże nadal w naszym środowisku pokutuje myślenie oparte na przeświadczeniu że tylko nasza, konkretna wizja tegoż świata jest prawdziwa i jako jedyni znamy receptę na wszystkie bolączki i problemy naszego narodu, odrzucając inne (niekoniecznie odmienne ideowo ale i wewnątrz naszego środowiska) jako szkodliwe, niewystarczające bądź niezgodne z ustalonym kanonem.
W związku z tym często dochodzi do groteskowych sytuacji kiedy to jesteśmy skłonni komuś odmówić racji tylko dlatego że znajduje się po przeciwnej stronie barykady bądź nie wpisuje się w naszą koncepcję ideową. Schematyczność poglądowa jest również szkodliwa z tego powodu, ponieważ powoduje coraz większe zamknięcie się wewnątrz grupy pobliskiej nam swoją wizją nacjonalizmu, niedostrzeganie procesów społecznych, gospodarczych i politycznych a w konsekwencji miałkość, zacietrzewienie i lenistwo intelektualne, tak jak np. każdy kto nie kocha „niewidzialnej ręki wolnego rynku”, krytycznie patrzy na pewne etapy polskiej historii (głównie chodzi tu o kwestie dotyczące II RP, PRL, Żołnierzy Wyklętych), podchodzi z głębszą refleksją do kłopotów naszej cywilizacji bez oczerniania za wszystko i wszystkich przysłowiowych „lewaków” (na przykład wobec islamizacji, liberalizmu obyczajowego, upadku wartości w Europie) lub nie jest szczerym, gorliwym i posłusznym chrześcijaninem (katolikiem) jest automatycznie nazywany jako ów „lewak”, „zdrajca narodu” itp. Błędne jest także pojmowanie pewnych zjawisk, sytuacji i grup ludzkich w sposób stereotypowy, bez ich zrozumienia złożoności tychże aspektów, co prowadzi do istnego braku wiedzy i tępoty umysłowej, jak np. kiedy to każdy Ukrainiec to potencjalny banderowiec, każdy Arab (muzułmanin) to terrorysta gotowy wysadzić nas w powietrze a Murzyni są mało inteligentni itp. Dlatego zadaniem każdego polskiego nacjonalisty jest dostosowywanie założeń ideowych do współczesności i prowadzenie refleksji nad nacjonalizmem i skutecznością jego wykładni
w naszym i współczesnym rozumieniu.
Brak formacji intelektualnej lub niedostateczne jej prowadzenie – współcześnie nacjonaliści w Polsce, mimo zauważalnego postępu w tej dziedzinie w ostatnich latach, nadal nie rozwijają (nie chcą) i nie ubogacają swoich poglądów na różnorakie tematy polityczne, społeczne itp. Nierzadko wielu spośród nas swą formację zaprzestaje na przeczytaniu kilku dzieł klasyków polskiej myśli nacjonalistycznej (takich jak Dmowski, Balicki, Mosdorf, Piasecki i inni) którzy tezy w nich zawarte przyjmują jako uświęcony paradygmat w postaci idealnego wzoru naszej idei i sposobu na zrozumienie i rozwiązanie większości dzisiejszych problemów Polaków, nie biorąc pod uwagę że dzieła te były pisane w innych uwarunkowaniach i czasach, a ich znajomość w zupełności wystarczy do zrozumienia konceptu nacjonalizmu i stania się jego zwolennikiem
a wobec dzieł przedstawicieli pozostałych polskich nurtów politycznych stosuje zazwyczaj przestarzałe historyczne kalki. Nacjonalistów polskich (niestety) wielokroć cechuje niechęć do sięgania i czytania dzieł (książek, artykułów, rozpraw) nacjonalistów z innych krajów europejskich
i pozostałych regionów świata, argumentując swoje lenistwo awersją do danej wersji nacjonalizmu, kraju lub narodu z którego pochodzi dany autor. Obejmuje to także dzieła współczesnych autorów piszących na różnorakie tematy polityczne, społeczne, ekonomiczne, obyczajowe, których przeciętny polski nacjonalista nie czyta z powodu odmienności ich poglądów lub wizji świata niezgodnej z jego codziennymi wyobrażeniami. Dotyczy to także nieufności wobec poznania świata geograficznie, kulturowo i cywilizacyjnie, w wyniku czego nie zawsze możemy znaleźć pomysłu na rozwiązanie pewnych zagadnień nurtujących nasze życie jako państwa i narodu.
Współpraca ze środowiskami odległymi ideowo i wrogimi wobec idei nacjonalizmu – współdziałanie z wieloma środowiskami które można uznać za patriotyczne (w końcu nacjonalizm jest dokładnym rozwinięciem patriotyzmu) w pewnych aspektach jest pożyteczne i słuszne, ponieważ pozwala polskim nacjonalistom na zaakcentowanie idei w przekazie medialno-społecznym, zapoznanie z nią zwykłego Kowalskiego jak również tworzenie pozytywnego wizerunku nacjonalizmu i zdobywanie doświadczeń natury organizacyjnej, aczkolwiek często duża część spośród naszego środowiska decyduje się ze względów „taktycznych” lub na bazie „wspólnoty idei” na alians z krańcowo różnymi od naszego środowiskami, głównie tzw. „prawicy”, zwykle liberałów lub konserwatystów, który reprezentują odmienny punkt widzenia na sprawy polityczne, społeczne, ekonomiczne, podejście do zagadnienia kształtu i wizji państwa i narodu (indywidualizm, przesadny tradycjonalizm, poprawność polityczna), a dla których tak naprawdę jesteśmy rywalami w walce o dzisiejszy „rząd dusz” wśród Polaków i którzy nas mówiąc dzisiejszym językiem, „nie trawią” (dla starej prawicy podobnie jak dla lewicy jesteśmy ksenofobami, rasistami, ślepymi fanatykami politycznymi zaś dla liberałów mitycznymi już „socjalistami” i „zwolennikami totalitaryzmu”). Zbyt ścisła współpraca w sytuacji istniejącej jeszcze słabości intelektualnej nacjonalizmu w Polsce dzisiejszej, może spowodować przenikanie szkodliwych dla nas idei politpoprawności, hedonizmu obyczajowego, skrajnego darwinizmu oraz indywidualizmu, które zwłaszcza w głowach młodych nacjonalistów mogą powodować zamieszanie pojęciowe, złudne utożsamianie się z klasycznym i nieaktualnym dziś podziałem na lewicę i prawicę (poza który nacjonalizm wykracza i musi wciąż wykraczać), rozdźwięk w rozumieniu nacjonalizmu pomiędzy samymi nacjonalistami a tym samym konflikty i wypchnięcie poza nawias naszej idei w dyskursie, czyniąc spustoszenie i zło dla jej rozwoju w zakresie aktywności społecznej dla narodu jak i dla niego samego.
Polityczna poprawność w nacjonalistycznych szeregach – dotyczy ona zarówno w zakresie rozumienia idei nacjonalistycznej i jej historii jak również w stosunku do obecnego systemu i przekazu nacjonalizmu
w mediach i społeczeństwie. Z jednej strony idealizowanie przeszłości nacjonalizmu w Polsce i ludzi go tworzących jako antycznych herosów lub pół-bogów którzy zawsze podejmowali właściwie decyzje i podążali słuszną drogą co prowadzi do niedostrzegania ich wad, błędów, podejmowanych przez nich kontrowersyjnych rozwiązań ideowych, politycznych, społecznych i gospodarczych a także konsekwencji z tego wynikających, co prowadzi do czarno – białego postrzegania świata, stereotypizacji przeszłości i posługiwaniem się schematami, których stosowanie w praktyce prowadzi do błędnych wniosków. Jednocześnie jest to też poprawność polityczna wyrażająca się w uleganiu medialnemu
i społecznemu naporowi wrogich nacjonalizmowi środowisk poprzez próby łagodzenia wydźwięku idei i jej dostosowywania do danego systemu
i uwarunkowań (klasyczny jest przykład zastępowania słowa „nacjonalizm” niewyraźnym i ogólnym określeniem „idea narodowa”, co prowadzi do zatarcia się tego pierwszego w świadomości społecznej czy też nazywaniem siebie „narodowcami”), unikanie określania ważnych i palących dla narodu tematów eufemistycznymi hasłami i wyrażeniami, co w ostateczności powoduje rozmywanie się idei nacjonalistycznej i jej niszczenie przez wrogie środowiska i systemy jak też negację wśród narodu.
Skupianie się tylko na wybranych i konkretnych aspektach działalności społecznej, często nie dających większych efektów – głównie chodzi tutaj o to że dzisiejsi nacjonaliści w Polsce zajmują się tymi działaniami, które chociaż są potrzebne i pożyteczne, w nie pozwalają dalej się rozwijać i sprawiają zamknięcie się błędnym kole działalności, co może wywoływać apatię, bierność, rozgoryczenie a na końcu znudzenie się i odejście od aktywizmu społecznego w duchu nacjonalizmu. Przede wszystkim idzie rzecz o zbytnie skupianie się aktywności na polu tzw. „nekrofilskiego nacjonalizmu”, czyli uczestniczeniu i organizowaniu akcji upamiętniania przeszłości poprzez sprzątanie grobów bohaterów, pikiet i manifestacji okolicznościowych, zbiórek pieniężnych z okazji świąt narodowych itp., które wprawdzie pozwalają podtrzymywać w narodzie pamięć i dumę z własnej historii ale w dalszej perspektywie nie przynoszą poza tym jakichkolwiek korzyści w postaci pobudzenia narodu i de facto izolują go od codziennych trosk i zmartwień narodu na rzecz „siedzenia w przeszłości”.
Niekonsekwencja w działaniu – ogólnie mówiąc realizacja kilku zadań naraz nie pozwala na dogłębne zbadanie problemu którym nacjonalista winien się zajmować (jako znawca, specjalista) oraz brak kontynuacji i wtłaczania „świeżej krwi” w pomysły już istniejące co prowadzi do marazmu ideowego, a często też organizacyjnego i społecznego.
Bojaźliwość i brak chęci względem wytyczania sobie nowych celów – często nacjonaliści w Polsce boją się lub nie chcą podejmować nowych wyzwań z obawy o powodzenie ich realizacji, ewentualnych represji, ostracyzmu politycznego i społecznego, braku wiary w siebie lub oskarżeń o zawłaszczanie przestrzeni publicznej ze strony środowisk lewicowych bądź prawicowych.
Brak spójnego programu na dziś – stosowanie ogólnikowych haseł oraz wyrażeń pod którymi często nic się nie kryje, zwykle nie noszące za sobą konkretnych treści i rozwiązań politycznych, społecznych, ekonomicznych itp. Prowadzi to do pustej sloganowości, która mimowolni staje się fałszywie rozumianą wykładnią nacjonalizmu a także pogłębia zapaść intelektualną polskich nacjonalistów.
Brak szerszej akcji propagandowej i wychowawczej oraz zbytnie eksponowanie kwestii nie obejmujących potrzeb narodu – propagowanie nacjonalizmu i jego założeń często ogranicza się tylko do kręgu samych nacjonalistów, a brak podejmowanych inicjatyw w postaci własnych środków przekazu powoduje doktrynalne zasklepienie się od wewnątrz a tym samym brak możliwości oddziaływania na cały naród i kształtowania go w duchu nowoczesnego nacjonalizmu i mimowolne oddawanie pola środowiskom niosącym niebezpieczne dla państwa i narodu idee. Ponadto przesadne akcentowanie konkretnej problematyki (głównie na styku idei i geopolityki) przyczynia się do oderwania się od rzeczywistych potrzeb narodu i oddala od ich zrozumienia i rozwiązania przez nacjonalistów w Polsce.
Wszystkie wymienione czynniki są przyczynami które piętrzą przed dzisiejszym polskim nacjonalizmem wiele trudności, przez co w przeszłości zazwyczaj stawały się źródłami jego marazmu i ideowej porażki. Jeżeli jako polscy nacjonaliści, skutecznie będziemy zwalczać wyżej wymienione wady i błędy w pojmowania dzisiejszego świata i nas samych, odrodzenie i zwycięstwo nacjonalizmu nad Wisłą stanie się faktem!

 


Maciej Mańkowski

środa, 30 grudzień 2015 21:31

Narodziny idei i hart ducha

Co jest celem i wytycznym naszego życia? Pytanie stare jak świat na które chyba jeszcze nikt nie znalazł jednoznacznej odpowiedzi. Do tej prawdy dochodzimy (albo i nie odkrywamy jej nigdy…) sami wędrując przez życie. Są to generalnie kwestie indywidualne, bo przecież każdy ma swoje cele, plany, ambicje… Niemniej jednak są, a przynajmniej być powinny punkty wspólne dla każdego człowieka.

Codzienna rzeczywistość i obserwacja otoczenia wpływa niewątpliwie na nasz światopogląd i zachowanie. Często przyjmujemy pewne postawy nieświadomie. Można by rzec, że człowiek uczy się całe życie, a i tak głupi umiera. Rzecz w tym, aby nasze życie było sterowane przez nas samych. Dążenie do poznania siebie i świata to piękna sprawa.

Niewątpliwie wielką rolę w kształtowaniu się moich poglądów, zachowań czy pewnych uczyć miał kontakt z przyrodą, który od dziecka był mi dany w głównej mierze dzięki bliskiemu kontaktowi z polska wsią. Mając najbliższą rodzinę na wsi, od małego miałem szczęście podglądać jak to wszystko wygląda od wewnątrz. Doświadczenie ciężkiej (w miarę rozwoju techniki i modernizacji pewne czynności odchodzą w zapomnienie, ale już inna sprawa), ale jakże satysfakcjonującej pracy dawało poczucie, że odwaliło się przysłowiowy kawał dobrej roboty (zwłaszcza kiedy efekty było widać gołym okiem) ponadto właśnie ta praca w dużym stopniu kształtowała mój charakter.

Nigdy nie zapomnę zapachu skoszonych zbóż na polu i traw na łące, świeżych owoców i warzyw z ogródka (i ich smaku rzecz jasna!). Nigdy nie zapomnę tej specyficznej aury, kiedy nadciąga wieczór, robi się chłodniej, w powietrzu unosi się specyficzna woń. W oddali słychać jeszcze pracujące maszyny, a dookoła koncertują świerszcze, żaby i inne nocne stwory, które zastępują teraz śpiew ptaków. Nigdy nie zapomnę spacerów po lesie i pracy w polu, widoku dzikich zwierząt, budowy kryjówek, baz, robienia wędek z kija, połowu traszek w okolicznych rowach (krzywda im się nie działa nigdy), wypadów rowerowych, licznych zabaw bez zabawek i wielu innych rzeczach, które pozwoliły, że przeżyłem wspaniałe dzieciństwo m.in. na bazie którego później mogłem budować swoje poglądy.

Myślę, że dziś kiedy dookoła czeka na nas tyle rozrywek i wszelakich ,,dupereli”, trudniej o refleksje dotyczące życia. Każdy potrzebuje czasu dla siebie i odpoczynku – to nie ulega wątpliwości. Jednak człowiek bez pasji, bez idei, bez bodźców pchających go ku rozwojowi łatwo może popaść w rutynę, która nie pozwala wyjść przed szereg ludzi będących już tylko robotami nastawionymi na zaspokajanie własnych potrzeb.

Cechą, która, myślę, jest bardzo pomocna w szerszym rozumieniu świata i procesów nas otaczających jest pokora. Dopiero kiedy posiądziemy tę wręcz cnotę, możemy w pełni świadomie kuć swój charakter i zmieniać otoczenie. Jest to o tyle pomocne, że ucząc się pokory uczymy się dystansu do pewnych spraw, które z czasem nabierają ładu i kształtu. Wtedy też można mówić o kształtowaniu się czegoś co jest najpiękniejsze w życiu... idei. Mocne słowo, zawierające w sobie ogrom ładunku emocjonalnego oraz różnych, wszelakich pojęć... Idee mogą być różne, wręcz antagonistyczne, ale sam fakt wysiłku, poświęcenia i pracy dla idei jest piękny i zasługuje na szacunek.

Chcąc nie chcąc, praca zawodowa mająca zapewnić człowiekowi środki do życia jest czymś nieuniknionym. Pomijając już fakt, że kształtuje ona charakter, o czym wcześniej wspomniałem, praca uszlachetnia i pozwala między innymi na samorealizację (choć nie samą pracą człowiek żyje...). Jakże wspanialsza jest ta praca, kiedy poza samym aspektem czysto materialnym wykonujemy ją ze świadomością realizacji wyższych celów. Kiedy wiemy, że ma ona właśnie wpływ na nasze całe życie i życie całego narodu. Pracując na lepsze życie własne budujemy otoczenie w którym codziennie funkcjonujemy. Sęk w tym, aby myśl, że jesteśmy częścią narodu budziła w nas świadomość pracy na jego rzecz. To dodaje pracy sensu, a dodatkowo ułatwia ją samą. Nie trzeba już traktować jej jak np. karę. Realizując czynnik materialny, który z kolei umożliwia np. spełnianie/rozwój pasji czy zainteresowań i szereg innych atrakcji pamiętajmy więc o jej społecznym aspekcie.

Oszukiwani przez szeroko pojęte media i szereg kłamców ludzie stają się zupełnie obojętni na powyższy aspekt pracy, nie dostrzegają go lub mają za coś archaicznego, niepotrzebnego w dzisiejszych czasach. We ,,wspaniałym” świecie Zachodu gdzie w rzeczywistości w tych krajach rządzi pieniądz mówi się o wolności. O wolności prasy, telewizji, wolności wypowiedzi, wyznania...

Wstręt wzbudza fakt, że stacje telewizyjne czy gazety trąbiące właśnie o tej wolności rządzone są przez pieniądz właścicieli, którzy najczęściej są sponsorami. Jaki daje to obraz rzeczywistości...?

Demokracja w naszym świecie, te wszystkie partie polityczne czy się to wszystko różni?

Niczym. Wszystko jest puste w środku. Pod różnymi hasłami potem wbija się człowiekowi do głowy rzeczy, które same go niszczą. Człowiek taki później śni o bogactwie i wolności jakby było to coś nienaturalnego, coś za czym musi gonić. Doskonałym przykładem jest tutaj Polska.

Europa straciła swój dawny blask i stała się państwem zarządzanym przez finansowe kliki dla których ludzie nie są w centrum uwagi.

Temat ten można by tutaj znacznie rozszerzyć, zagłębić się w niego, opisać nowy porządek świata lub po prostu uwypuklić działania międzynarodowej finansjery, niszczenie przemysłu/ gospodarki państw. Cicha wojna już trwa!

 

Droga do odkrycia i zrozumienia idei nie zawsze jest prosta. Obok wspomnianej pokory kolejnymi wyznacznikami sukcesu są żelazna wolna i dyscyplina. Pomagają one w każdej dziedzinie życia osiągnąć to czego naprawdę chcemy. Pisząc tych kilka luźnych refleksji zastanawiam się nadal nad tą drogą... a może nie tyle samą drogą co bardziej nad tym co na niej czeka.

Kiedy już obierzemy cel i wyznaczymy ścieżkę sztuką jest nią podążać (zwłaszcza kiedy pod nogami kłody...) i wracać kiedy z niej zboczymy.

Jak przekuć słowa w czyn? Właśnie poprzez pokorę i wolę działania. Jako jednostki jesteśmy tylko częścią wielkiej globalnej maszyny, maszyny mielącej wszystko i robiącej ludziom mniejszą lub większą papkę z mózgu, jesteśmy małymi trybikami XXI-wiecznego systemu popkultury. Jednak jako te jednostki jesteśmy również ludźmi świadomymi, ludźmi, którzy tę maszynę niszczą!

Wyrazem pracy na rzecz idei jest np. dążenie do antycznego kalos kagathos. To urzeczywistnianie wszystkiego co w człowieku najlepsze. Rozwój duchowy idący w parze w rozwojem fizycznym! Piękna sprawa...

Przeciwko siłom chaosu chcącymi strącić nas w czeluść i wpędzić w błędne koło niewolniczej pracy (oczywiście pod pięknymi przykrywkami) powinniśmy razem walczyć! Tutaj przekaz powinien być paneuropejski!

 

Sam zadaję sobie pytanie – jak? Pracuję, żyję uczciwie, staram się rozwijać duchowo i fizycznie (czasem chciałoby się też po prostu coś wysadzić w powietrze…), ale pomału to nie wystarcza. Patrząc chociażby na ostatnie wydarzenia w naszym środowisku narodowym mam wrażenie, że droga do stworzenia czegoś co skupiało by ludzi o różnych poglądach, ale połączonych ideą jest daleka. Narodowy demokrata, ktoś o poglądach liberalnych czy socjalnych? Kto ma rację i która droga wyrwie Polskę z marazmu i okowów UE, NATO, pozostałości komunizmu, syfu z Zachodu, ciągłej martyrologii i nieraz wręcz kultu porażek i innych plugastw niszczących nasz dom?

,,Jesteśmy różni, pochodzimy z różnych stron Polski, mamy różne zainteresowania, ale łączy nas jeden cel. Cel ten to Ojczyzna, dla której chcemy żyć i pracować”.

W bezkompromisowej walce o wartości dla nas najważniejsze warto mieć powyższe słowa na uwadze.

Myślę, że obecnie najtrudniejszym zadaniem budowy lepszego jutra rozumianego poprzez świadomy i wolny naród jest zmiana mentalności społeczeństwa jak również praca nad sobą.

Przychodzi mi tu na myśl fragment pewnego filmu (który pięknie został wykorzystany z kolei w pewnym utworze pewnego zespołu… Brothers, raise the fists of steel!)

God damn it, an entire generation pumping gas, waiting tables – slaves with white collars. Advertising has us chasing cars and clothes, working jobs we hate so we can buy shit we don't need. We're the middle children of history, man. No purpose or place. We have no Great War. No Great Depression. Our great war is a spiritual war. Our great depression is our lives. We've all been raised on television to believe that one day we'd all be millionaires, and movie gods, and rock stars, but we won't. And we're slowly learning that fact. And we're very, very pissed off!

 

XXI wiek niosący za sobą całą masę dobrodziejstwa dla ludzkości w postaci najróżniejszych technologii umożliwiających ludziom lepsze poznawanie naszego świata (i nie tylko), umożliwiających ratowanie zdrowia i życia czy też poprawiających jego komfort wlecze również zgubę tego co kiedyś było najistotniejsze, tego co naturalne i tego o czym zapomnieć nie można!

Wszystko za czym podążamy, do czego dążymy jest niczym jeśli motywem osiągnięcia szczęścia jest dobrobyt oparty na trywialnym haśle „skóra, fura i komóra”.

 


Jakie to szczęście kiedy w pewnym momencie tak naprawdę nie ma wokół nas ludzi mogących się z nami cieszyć. Rzecz w tym, aby w pogoni za luksusowym żywotem nie zapomnieć o braterstwie, lojalności, miłości i przyjaźni –fundamentach społeczeństwa, na których buduje się podstawowe relacje międzyludzkie i kształtuje się naród.

Nie można tego wymazywać z pamięci. To jest w każdym z nas! Pod płaszczem kłamstw i fałszywej zakłamanej tolerancji próbuje się dziś manipulować człowiekiem, wmawiać co tak naprawdę jest mu potrzebne do życia i szczęścia.

W świecie pełnym różnorodności warto, a wręcz trzeba być sobą i wiedzieć skąd się pochodzi.

Walka o świadomość trwa i mało kto chce ją podjąć. Walka jakkolwiek ją by tu rozumieć jest czymś naturalnym, czymś co towarzyszy człowiekowi od zalania dziejów.

 


Nihilistyczno-konsumpcyjny styl życia wyklucza walkę gdyż niesie ona za sobą zagrożenie dla spokojnego, wygodnego życia. I tak oto człowiek staje się niewolnikiem już nie tyle samego siebie co karmiącego go systemu, na który nota bene najlepiej jest narzekać. Obok walki zawsze w parze idzie strach, odczucie równie naturalne. O ile można bać się straty tego, na co ciężko zapracowaliśmy, o tyle nie można pozwolić, aby lęk wyznaczał ścieżkę życia.

Warto poświęcać się dla „rzeczy” dla nas ważnych.

 

„Jeśli człowiek nie jest w stanie podjąć pewnego ryzyka dla swoich idei, to albo te idee są pozbawione wartości, albo on jest bezwartościowy” (Ezra Pound).

 

Warto szukać własnej drogi, która pozwoli nam stać się ludźmi w pełni świadomymi swoich decyzji i wyborów, które przełożą się na szczęście nasze i przyszłych pokoleń.

Szukajmy w życiu bodźców, które będą nas ciągnęły w górę, szukajmy w sobie mocy, aby móc ciągnąć w górę tych, którzy sami jeszcze błądzą, szukajmy w życiu tego, dla czego warto żyć i umierać!

Czołem Wielkiej Polsce!

 

 Jacek Bosacki

środa, 30 grudzień 2015 21:29

Nacjonalizm a internacjonalizm

Drogą wstępu, internacjonalizm jest ideologia dążenia do równouprawnienia, współpracy i przyjaźni narodów. Jednak na gruncie marksistowskim przybrał on postać internacjonalizmu proletariackiego, wzywającego do jedności i solidarności klasy robotniczej całego świata przeciwko kapitalizmowi. Internacjonaliści chcieliby świat zjednoczyć i wprowadzić rząd ponadnarodowy, na przykład typu federalistycznego lub konfederacyjnego. My jako nacjonaliści się na to nie godzimy. Gdy my nako nacjonaliści w swojej ideologii rozwinęliśmy bogatą symbolikę, jak pieśni, flagi, hymny i szczególną literaturę narodową, internacjonaliści powołują się do słynnego zdania: ,,Proletariusze wszystkich krajów łącznie się” – napisanego przez Marksa i Engelsa – ideologów komunizmu.

Ciekawe podejście do kwestii internacjonalizmu prezentował Zygmunt Cybichowski, polski politolog i znawca prawa międzynarodowego, politycznie związany z Ruchem Narodowo-Radykalnym (Falangą). Dal niego ,,międzynarodowość” (internacjonalizm) uzupełniała ,,narodowość” (nacjonalizm). Lecz tylko on prezentował tak kontrowersyjne podejście do tego tematu.

Wiele mówi się jednak w naszym środowisku o współpracy między zaprzyjaźnionymi z nami narodami, takimi jak naród węgierski. Jednak podstawą działalności narodowej jest zadbanie o własne podwórko, a dopiero potem wsparcie innych narodów na podstawie naszego interesu narodowego. Dlatego nie może być mowy o internacjonalistycznych odchyłach w naszym środowisku. Tak nie może być, albowiem nacjonalizm a internacjonalizm to zupełnie przeciwne ideologie. Pomimo że prof. Zimmern uważa, iż droga do internacjonalizmu prowadzi przez nacjonalizm, nie przez równanie ludzi w dół do poziomu jakiegoś szarego kosmopolityzmu, lecz przez odwoływanie się do najlepszych czynników w zbiorowej spuściźnie każdego narodu. Ja się z tym nie zgadzam albowiem dla mnie internacjonalizm jest czymś złym, zwłaszcza w wykonaniu rządów poszczególnych państw.

To internacjonalizm był przyczyną powstania globalizacji. Nie można o tym zapominać. A my jako nacjonaliści z globalizacją walczymy na wszelkie możliwe sposoby. Dlatego też nie możemy pozwolić na propagowanie internacjonalizmu w naszym środowisku. Bo to będzie dla nas gwóźdź do trumny oraz zaprzeczenie naszym polskim dążeniom jakie zakłada polska idea narodowa.

Kacper Sikora

środa, 30 grudzień 2015 21:28

Wędrowiec

Wędrowiec ruin jest moim własnym, współcześnie rozwiniętym archetypem anarchy Jungera. Anarcha tego niemieckiego myśliciela jest tylko punktem wyjścia. Inspirowałem się również myślami takich postaci jak m.in.: Bakunin, Evola, Sorel, José Antonio Primo de Rivera, Gabriele D’Annunzio czy Yukio Mishima oraz ruchami polityczno-społecznymi, rosyjskimi XIX-wiecznymi narodnikami, ruchem rewolucji konserwatywnej w Niemczech w latach międzywojennych, RAF, Hamas, Hezbollah czy nawet w pewnych aspektach ISIS.

Anarchizm, faszyzm, socjalizm ̵ jak pokazała historia, ludzkość nie jest gotowa na te idee. To punkt wyjścia do archetypu Wędrowca. Jest to osobnik funkcjonujący w świecie, który uważa za błędny, jest to świat antytradycji. Punktem wyjścia dla niego jest tradycja pierwotna. Tylko myśl o rewolucji i powrócenie do świata przednowoczesnego daje mu sile życiową. Jest przykładem prawicowego nihilisty, którego myśl tradycjonalistyczna jest tak radykalna, że odrzuca całkowicie jakikolwiek związek z nowoczesnością. Chce on powrotu do czasu, kiedy człowiek oddawał cały swój byt w ręce Bogów, Natury. Był otoczony przez wierzenia i magię. Bał się i składał im dary za pomocą ludzi wybranych ̵ kapłanów, druidów, szamanów. Czuł wtedy swoje miejsce bądź rolę. Hierarchia w społeczeństwie była czymś naturalnym danym od Boga. Kiedy nie było podziału na sacrum oraz profanum. Czeka na jej przebudzenie. Odeszliśmy od wspólnoty i głosu natury w egoizm. Człowiek został wyrwany ze swojej roli. Teraz wydaje nam się, że możemy wszystko. Jest to kłamstwem, ponieważ nie każdy może być np. uczonym, jeśli jego przeznaczeniem jest być robotnikiem. Każdy z nas powinien być na swoim miejscu w życiu. Nie może być to powód do czucia się lepszym od innych, ponieważ każdy z nas jest równy bez względu na daną rolę.

Trzeba równocześnie uświadomić sobie, że ten świat nie jest naszym właściwym, jest uniwersum antytradycji. W tym monecie dochodzimy do wniosku, że tradycja prowadzi do nihilizmu w stosunku do obecnej rzeczywistości. Żyjemy w czasach, gdzie trudno nam uciec od materialnych rzeczy, które kuszą nas w telewizji, internecie, na ulicach. Dlatego trudno się nie skusić. Tym bardziej, że żyjemy w ciężkich czasach. Kapitalizm został stworzony w jednym celu ̵ całkowitego zniewolenia ludzi na rzecz kultu materii, gdzie nie liczy się nic innego niż zysk. Żyjemy w kulturze mieszczańskiej, w której obowiązuje tylko wartość pracy. Został nam narzucony monotonny tryb życia. Większość ludzi czas wolny spędza na oglądaniu telewizji lub na mało ambitnych, nierozwijających ducha zainteresowaniach. Musimy skupić się na rozwoju świadomości, nie popadając w skrajny ascetyzm, znaleźć złoty środek. Wędrowiec to osobnik, który odrzuca całą obecną rzeczywistość, która odrzuca tradycje. Stawia ponad wszystko na własną wolność. Jego wolność jest ostatnią oraz jedyną rzeczą, której nie mogą mu zabrać. Wędrowiec od nihilisty różni się tym, że ten drugi odrzuca jakikolwiek porządek, a Wędrowiec jest świadomy odwiecznego porządku zawartego w tradycji. Gardzi obecnymi zasadami moralnymi, demokracją, polityką, wartościami. Jednak nie oznacza to odcięcia się od świata i ludzi, żyje on w nim na własnych zasadach. Moda, styl życia jest jego świadomym wyborem. Jego walka ze światem ma głównie wymiar duchowy. Nawet jak gdzieś działa, to ma świadomość, że ludzie nie są gotowi zniszczenia tego świata.

Wszystkie ruchy antysystemowe są dla niego sposobem spotkania innych radykałów. Dzielnie w grupie ̵ to jak rzucaniem grochem o ścianę. Jedyna rewolucja może się odbyć jedynie w głowie. Wierzy on, że ludzie są podzieleni na kasty oraz cały czas się rozwija. Choć sam wielbi czyny heroizmu. Podziwia wszystkich radykałów, którzy poświęcili swoje życie dla idei bez znaczenia, jak sam ich ocenia: członków RAF-u, bojowników ISIS, Żelaznego Legionu Michała Archanioła Corneliu Zelea Codreanu. Nie istnieją dla niego żadne podziały na scenie politycznej. Gdy będzie widział cel, wstąpi do komunistów, ale zaraz może walczyć z nimi. Dobitnie to pokazuje, że jakiekolwiek podziały i nazwy dla niego nie maja żadnego znaczenia, ponieważ są elementem współczesności, która musi mieć na wszystko nazwy oraz definicje. Tradycja dla Niego jest ponadmaterialną oraz ponadczasowa wartością, mitem, jednością miedzy Światem, Człowiekiem oraz Bogiem, skrajnościami. Chce powrotu człowieka, który zamiast logiką, posługuje się instynktem. Samotny wśród tłumu wielkich miast, idzie zawsze swoją drogą. Jest żywym buntem, jego jedynym celem jest przyśpieszenie procesu upadku. Wędrowiec patrzy na nowy świat i tylko od niego zależny, jaki będzie jego kolejny krok...

Joachim Hajmat

środa, 30 grudzień 2015 21:26

Mur

 W czasie, gdy polski nacjonalizm przeobrażał się z ideologii dla skinów w coś bardziej powszechnego, mniej subkulturowego – byliśmy bardzo młodzi. Wtedy nawet pisanie blogu, stworzenie strony o tematyce autonomicznego nacjonalizmu uważaliśmy za konkretny aktywizm. Kiedy zaczęto organizować manifestacje, a szczególnie takie na nowe tematy (prócz upamiętniania dat) była to autentyczna nadzieja na lepsze jutro.

 

 Przełomem były lawinowo rosnące liczby manifestantów 11 listopada i pierwsze od czasu PRL-u uliczne awantury z policją bez związku z jakąś imprezą masową (najczęściej meczem). Co się stało potem, a więc teraz – sami widzicie; „Szturm” opisywał to wzdłuż i wszerz. Teraźniejszość prowokuje zarówno do wyciągania plusów – patrząc ogólniej, jak i minusów – jeśli patrzymy z pozycji nacjonalistów antykapitalistycznych. Świadomość rośnie, lecz jakby skręcała z pożądanego przez nas kierunku.

 

 W każdym razie, wyrośliśmy nieco i ze zdziwieniem przyjmujemy, że znaleźliśmy się tuż pod murem, którego nie umiemy przebić. Trudno nawet zorganizować spotkanie, a co jeszcze alternatywny program gospodarczy dla Polski, którą widzimy w naszych snach. Tylko czy śnimy podobnie?

 

 Jedni powiedzą, że nie ma już dla nas szans, inni nie bez słuszności skomentują łatwość takiego narzekania i równoczesnego nicnierobienia. Marazm trwa już jakiś czas. Mamy świetne portale, autonom.pl, nacjonalista.pl, czy też „Szturm”, mamy gazety typu „Polityka Narodowa”, ale to chyba wszystko, na co nas do tej pory stać, co jest refleksją dość smutną. Staramy się działać zgodnie z predyspozycjami – ktoś organizuje manifestacje (chwała mu za to, bo to branie odpowiedzialności na barki), ktoś działa prospołecznie, zawsze to radość, że się krzyczy, lub pomaga rodakom, ale robimy to bez wspólnego szyldu. Robimy dobre rzeczy, ale nie idą one na konto kogoś konkretnego, przekaz rozmywa się w zaśmieconej przestrzeni. Karmimy sumienia – tylko i aż tyle. Oczywiście my wiemy „kto jest kto”, ale czy wiedzą to ludzie do których mamy dotrzeć?

 

 Nasi ludzie chodzą na manifestacjach i coraz ciszej krzyczą podobne od lat hasła, narzekając pod nosem na patologię z piwami w rękach, a potem wygłaszamy przemówienia sami dla siebie. To się musiało znudzić i wielu osobom znudziło się, co nie znaczy, że są lepsi od tych, którzy te demonstracje organizują. Sami nie mamy bowiem pomysłu jak postawić krok dalej, a nawet jeśli coś kiełkuje (obecność na strajkach, blokady eksmisji), powątpiewamy w skuteczność mobilizacji. Zbyt dużo było mobilizacji, które nie wypaliły, które okazały się małym deszczem z dużej chmury.

 

 Jesteśmy w gotowości, ale jakby czekamy na impuls, na „to coś”. „Tym czymś” była ostatnio rosnąca frekwencja na 11 listopada w Warszawie (minęło już 4-5 lat od tych emocji), kiedy to pokazaliśmy swój gniew policji i mediom oraz pokazaliśmy lewakom kto rządzi na ulicach (późniejszy atak na squat). W czasie gdy kiełkowały pierwsze nacjonalistyczne strony, taki atak i frekwencja były naszym marzeniem. Dziś czujemy niedosyt, a lewaków nie traktuje zbyt poważnie niemal cała polska ulica. W naszych szeregach pojawiły się głosy, że trzeba czegoś więcej i nie interesuje nas, przynajmniej priorytetowo, banda brudasów ze squatów, tylko System. I właśnie tu stoi ten betonowy mur.

 

 Ruch Narodowy coraz bliżej jest rozmycia się w demoliberalnej rzeczywistości, podobnie jak inni „oficjalni narodowcy”. To stawia niekończące się, zapętlone pytania o sens brania udziału w wyborach jako nacjonaliści. Odpowiedzią byłaby partia z prawdziwie antysystemowym programem. Istnieje taka – NOP, ale tu pojawia się inny polski problem… Mówienie „NOP nie rozwija się tak jak powinien” itd. – wielu od niego odeszło, lub nie dołączy. Trzeba by tworzyć wszystko od nowa, ale czy czujecie, że komuś moglibyście zaufać? Odnoszę wrażenie, że nic i nikt nam nie pasuje, a co śmieszniejsze, znajduję też argumenty wskazujące na słuszność tego marudzenia! Typowe polskie piekiełko.

 

 Rok 2015 to postawienie ostatniej cegiełki muru przed tymi, którzy zaczynali działać kilka lat przed rokiem 2010. Przechodzimy okres znużenia, wrażenia, że nie ma wyjścia z tego naszego bagienka. Optymistyczne jest chyba tylko to, że tak przesiąkliśmy nacjonalizmem, że się stąd nie ruszymy. A trwać, robić coś i stale rozważać jest z pewnością próbą oparcia drabiny o ten wysoki mur. Czy uda nam się przez niego przeskoczyć? Dobre pytanie…

 

 Moja hipoteza jest zaś taka, że jesteśmy zbiorem samotnych wilków. Samotnych wilków, którzy zawsze będą chcieli próbować przeskoczyć mur tylko w pojedynkę. Marudzimy, bo wypada, ale ostatni jesteśmy do kompromisów i wchodzenia w nowe grupy. Ten typ tak chyba po prostu ma…

 

  Łukasz Grower/”Droga Legionisty”

 

 

 

 

 

 

 

środa, 30 grudzień 2015 21:24

Heroizm teraz

 Usilnych starań do wydobycia z duszy narodu polskiego najgłębszych jej pokładów arystokratyzmu dokonywano już od doby romantyzmu. Owa cecha, o którą zabiegali nasi przodkowie mówiący o odnowie duchowej Polaków, jest czymś w rodzaju substancji, która tworzy w nas wszystko to co fundamentalne – kolektywne umiłowanie wolności, szacunek do objawionej prawdy danej w wierze katolickiej, kierowanie się dobrem opartym na etyce chrześcijańskiej. Filozofowie polscy na przestrzeni wieków podobnie definiowali polskość. Czy więc dzieło zbliżenia duszy narodowej do naszego wnętrza jest bliższe zrealizowaniu? Wydaje się, że – pomimo usilnych starań – przywódcom Polaków na przełomie XIX i XX wieku nie udało się nakierować ich na całkowitą odnowę, choć poczyniono wielkie postępy definiując cele i podejmując realne starania ku temu.

 

 Czy potrzebne jest przedefiniowanie dotychczasowych ustaleń naszych ideowych praojców? Odpowiedź jest prosta i nie różni się znacznie od wcześniejszych deklaracji, które padały na łamach „Szturmu” – środki należy przystosować do naszych czasów, choć cel odnowy duchowej Polaków może pozostać w niezmienionej postaci ze względu na swą ogólność. Należy jednak zdefiniować ową duchową przemianę, która powinna się dokonać we wnętrzach naszych rodaków. Stojąc w obliczu zagrożeń kulturowych i cywilizacyjnych nie jest trudno dojść do wniosku, że problem nie leży jedynie na zewnątrz. Każdą sytuację kłopotliwą należy rozpatrywać wpierw patrząc na siebie. Czego więc brakuje Polakom? W tytule artykułu zawarta jest odpowiedź będąca konspektem idealnym – brakuje nam heroizmu na miarę naszych czasów. Lecz nim uda się dojść do satysfakcjonującego stopnia duchowego rozwoju, należy włożyć tytaniczną pracę u podstaw, która jako jedyna może przybliżyć nas do ideału. W tym zakresie i na tym poziomie ogólności również nic się nie zmieniło, ponieważ nadal faktem jest, że ruch narodowy nie może być hermetycznym kółkiem wzajemnej adoracji, bo powinien on wręcz nabrać charakteru masowego by masami kierować – przy zachowaniu oczywistej, hierarchicznej formuły.

  

 Pojęcie heroizmu pobudzało wyobraźnie filozofów od wieków. Jako pierwszy użył go Włoch – Giambattista Vico. Był przedstawicielem włoskiego Oświecenia i mianem „heroicznej” określał epokę herosów w dziejach. Nie o tę heroiczność powinniśmy zabiegać dzisiaj, choć z pewnością przywrócenie nam żywiołowego temperamentu i skłonności do walki o swoje mogłoby przynieść wielce pozytywne skutki. Heroizmem naszych czasów jest gotowość do odstawienia na bok własnych zachcianek na rzecz poświęcenia się wspólnocie. Dzisiaj, przy obecnym postępie technologicznym jesteśmy w stanie szybciej koordynować nasze działania oraz komunikować się. Stoi przed nami także wiele możliwości do udoskonalania naszego ciała. Dzięki dzisiejszej medycynie jesteśmy w stanie pokonać prawie każdą chorobę. Tych kilka przykładów ze stanu myśli technologicznej świadczy o tym, że powinniśmy większą uwagę przykuwać życiu aktywnemu – w myśl antycznej zasady głoszącej, że „Krew bohaterów bliższa jest Bogu, aniżeli inkaust uczonych i modlitwa kapłanów”. Nie oznacza ona konieczności rezygnacji z praktyk religijnych lub intelektualnych rozważań, ale podkreśla, że większą wartość od nich ma realne poświęcenie dla sprawy. Owa krew oznaczać powinna życie, a oddawanie go nie musi oznaczać ginięcia na polu walki. Dzisiaj Polska nie jest w stanie wojny, ale potrzebuje żołnierzy idei jak nigdy wcześniej.

 

 Bycie herosem XXI wieku opiera się przede wszystkim na bezkompromisowej pracy na rzecz wydobycia szlachetności duszy Polaków. Jako naród stojący na granicy Wschodu i Zachodu, jako lud, który nie został jeszcze dosięgnięty zarazą terroryzmu, jesteśmy zobligowani w sposób szczególny do zorganizowania się. O potrzebie przybrania nowej, kolektywnej i hierarchicznej formy mówili już przedwojenni narodowi radykałowie. Nie mylili się, ale dzisiaj mamy ku temu szczególną sposobność i szczególny obowiązek.

 


Michał Walkowski

środa, 30 grudzień 2015 21:22

Zapomniane kresy

Jadąc do Lwowa zdałem sobie sprawę z pewnego smutnego faktu. My – polscy nacjonaliści zupełnie zapomnieliśmy o Kresach; owszem lubimy mówić o straconych ziemiach, polskim Lwowie i Wilnie, ale nasze zainteresowanie tą tematyką ogranicza się do haseł na koszulkach.

 

Daleko mi do głupiego rewizjonizmu i snów o Dnieprze jako rzece granicznej. Nie możemy jednak zapominać, że na terenach Kresów ciągle żyje wielu Polaków, a Lwów i Wilno to jedne z najważniejszych miast dla polskiej kultury i historii, których znaczenie porównywalne jest z Poznaniem i Krakowem. Ponadto wielu z nas ma korzenie na Kresach, dlatego nie możemy dopuścić, aby wymarła tam polska kultura, a tutaj pamięć o tych ziemiach.

 

Generalnie uważam, że działalność na rzecz Kresów powinna być prowadzona dwutorowo, po pierwsze jako walka o obecność Lwowa i Wilna w sercach rodaków, po drugie wsparcie organizacji polskich na Wschodzie. Niestety oba fronty praktycznie nie istnieją.

 

Przyjrzyjmy się budowaniu świadomości Kresowej Polaków w kraju. Przykro mi to pisać, ale naród zapomniał o Wilnie i Lwowie, o ludziach tam mieszkających. Oczywiście winę za to ponosi państwo, ale zdrowy ruch nacjonalistyczny nie może usprawiedliwiać swoich zaniedbań błędami państwa; przeciwnie – im bardziej ono zawodzi tym bardziej mamy obowiązek zajęcia się tym kluczowym dla narodu tematem. Sprawa Kresów będzie oczywiście łatwiejsza do podnoszenia na terenach gdzie więcej mieszkańców ma korzenie w okolicach Wilna, Lwowa czy Grodna, siłą rzeczy na tak zwanych „Ziemiach Odzyskanych” również więcej działaczy narodowych jest tą tematyką osobiście zainteresowanych. Problem polega na tym, że nie mamy wizji tego co chcemy i powinniśmy robić, brakuje też prawdziwej chęci do pracy. Odbudowa pamięci o Kresach będzie ciężka, państwo nie robi nic od momentu ich utraty, a ruch nacjonalistyczny też nie przejawia na tym polu specjalnej aktywności. Pierwszym krokiem powinna być oczywiście inwestycja we własną formację, abyśmy zrozumieli jak ważną rolę odgrywają dla naszego narodu Kresy, następnie należy się zastanowić jak przekazać tę wiedzę społeczeństwu. Promocja kultury i historii Kresów powinna zacząć się od internetu i lokalnych mediów, można organizować spotkania z Kresowiakami, degustacje potraw, dni z historią czy literaturą. Kampania propagandowa w internecie musi być oczywiście przemyślana czyli żadnych mapek od Łaby aż za Dniepr, a pokazywanie kultury i historii, epatowanie postaciami Mickiewicza, Herberta czy Orzeszkowej. Odbudowa w Polakach przywiązania do Kresów to praca na lata, zwłaszcza kiedy mówimy o nadrobieniu 70 lat programowej niepamięci.

 

Muszę się przyznać, że trochę zazdroszczę Węgrom, którzy pamiętają o swoich Kresach. Prawie sto lat od Trianon ta tematyka jest u nich cały czas żywa, oczywiście możemy uważać ich szowinizm i rewizjonizm za przesadzony i siłą rzeczy szkodliwy, ale nie zmienia to faktu, że są lata świetlne przed nami. My Kresy straciliśmy stosunkowo niedawno, do tej pory na Wileńszczyźnie czy Grodzieńszczyźnie mamy bardzo liczną społeczność, a w ogóle o niej nie pamiętamy.

 

Działając na rzecz pamięci o Kresach w Polsce nie możemy zapominać o wspieraniu Polaków tam mieszkających. Zbiórki charytatywne są robione często, chociaż oczywiście cały czas jest ich zbyt mało. Brakuje za to wsparcia finansowego i organizacyjnego polskich stowarzyszeń, integracji z nimi. Dobrym pomysłem byłoby prowadzenie jak największej ilości wspólnych szkoleń na których Polacy z Kresów uczyliby się skutecznej działalności organizacyjnej, a my poznawali ich problemy i dowiadywali się jak powinna wyglądać nasza działalność kresowa. Zapominamy o promocji polskiej kultury i języka, żeby polskość była dla młodych ludzi na Kresach atrakcyjna bo inaczej wielu potomków Polaków poczuje się Rosjanami, Litwinami czy Ukraińcami i wina będzie leżała po polskiej stronie. Konieczne jest podejmowanie tematów ważnych dla Kresowej społeczności takich jak dwujęzyczne nazwy ulic czy szkolnictwo. Hańbą jest, że niedawny strajk w obronie polskiego szkolnictwa na Wileńszczyźnie przeszedł w naszym środowisku bez echa, a było to wydarzenie kluczowe dla tamtejszych Polaków, którzy naprawdę potrzebowali wsparcia z kraju. Wiadomo, że nie mogli liczyć na państwo, które w ogóle się nimi nie interesuje, ale naszym obowiązkiem było okazanie wsparcia choćby poprzez protesty pod litewską ambasadą.

 

Oczywiście istnieją różne akcje pomocy charytatywnej, ludzie z naszego środowiska jeżdżą dbać o groby, ale to kropla w morzu. Kilka paczek dla rodzin na Wileńszczyźnie to rzecz ważna i potrzebna, ale nie oszukujmy się, że dzięki nim przetrwa tam polska kultura. Tego co robimy nie można uznać nawet za 1% tego co robić musimy. Nikt już nie pamięta o naszych rodakach zamieszkałych na Zaolziu, a my godzimy się na depolonizację tego regionu. Jakiekolwiek samozadowolenie i twierdzenie, że zajmujemy się na poważnie tematyką kresową jest nieusprawiedliwione.

 

Osobiście też mam sobie dużo do zarzucenia, działam narodowo od lat i zawsze mało czasu poświęcałem tematyce kresowej, być może było to spowodowane brakiem powiązań rodzinnych z tamtymi terenami, dużą rolę odegrała też specjalizacja w działalności religijnej i okołosocjalnej czy propagandowej, przez co na inne rzeczy brakowało czasu. Oczywiście brałem udział w kilku zbiórkach charytatywnych, ale gdybym powiedział, że zrobiłem dla Kresów cokolwiek konstruktywnego byłbym hipokrytą.

 

Wrzuciłem kamyczek do ogródka naszego środowiska, politykę państwa pominąłem, bo musiałbym je zasypać całymi Himalajami. III RP zdradziła Polaków ze Wschodu i w ogóle o nich nie pamięta, ale to w żaden sposób nie zwalnia nas od obowiązku pracy dla narodu, który nie ogranicza się tylko do ludzi mieszkających między Odrą a Bugiem. Powiem więcej, skoro państwo nie wywiązuje się ze swoich obowiązków tym bardziej musimy pamiętać o Polakach ze Wschodu.

 

Często posługujemy się hasłem „jeden naród ponad granicami”, czas wcielić słowo w czyn!

 

Tomasz Dryjański

Ja, żołnierz Wojska Polskiego, przysięgam służyć wiernie Rzeczypospolitej Polskiej, bronić jej niepodległości i granic. Stać na straży Konstytucji, strzec honoru żołnierza polskiego, sztandaru wojskowego bronić. Za sprawę mojej Ojczyzny w potrzebie, krwi własnej ani życia nie szczędzić. Tak mi dopomóż Bóg – rota przysięgi Wojska Polskiego.

Siły zbrojne i potencjał militarny są ważnymi czynnikami determinującymi bezpieczeństwo i stabilność każdego państwa, a także obronę żywotnych interesów danego państwa w polityce zagranicznej. To w ich ramach żołnierze biorą udział w wojnach obronnych i zaczepnych oraz realizują inne ważne cele mające dbać o nasze życie, egzystencję narodu i swojego ojczystego kraju. Trzeba jednak pamiętać, iż armia ma występować w roli jednego z podmiotów niepodległego państwa, a nie przedmiotu polityki prowadzonej przez ponadnarodowe instytucje mające w praktyce realizować ekspansjonistyczne zapędy światowych mocarstw, więc w niniejszym tekście nie będzie żadnego rozpływu nad siłą, pięknem i tradycjami polskiego wojska, a usłyszycie tu bardzo głośny i dobitny sprzeciw wobec wykorzystywania WP w roli najemników USA-NATO oraz angażowania go w interwencje zbrojne, niezgodne z naszymi interesami oraz nieprzynoszące nam z tego tytułu żadnych korzyści.

Dzisiaj, kiedy słyszę o potrzebie zaangażowania się państw zachodnioeuropejskich w interwencję zbrojną w Syrii, tym razem pod pretekstem walki z Państwem Islamskim, to mnie się włos na głowie jeży, czy aby na pewno? I czy nie jest aby za późno na tak zdecydowane działania? Niestety i w pierwszym, i drugim przypadku trzeba potwierdzić te odpowiedzi słowem tak. Uważam, że o wiele za późno Zachód zabiera się do podjęcia działań militarnych przeciw ISIS w Syrii i Iraku, bowiem Państwo Islamskie posiada własne struktury państwowe (z symbolami, hymnem i stolicą), wojsko liczące do 80 tysięcy zdeterminowanych, fanatycznych i bezwzględnych żołnierzy, zasięg terytorialny obejmujący również komórki instalowane w różnych częściach świata (w chwili pisania artykułu dochodzi teraz do prób przemycania wahhabickiej propagandy do północno-zachodniej części Chin, gdzie mieszka społeczność Ujgurów licząca 11,5 miliona ludzi, głównie muzułmanów), wywiad, sieć propagandową, cele polityki zagranicznej oraz władze na czele z kalifem Abu Bakrem al-Baghdadim. Tym bardziej, iż do czerwca 2014 roku poprzez sporo lat rozwijały się na gruzach Iraku struktury dżihadystycznych ugrupowań związanych z Al-Kaidą, owe struktury dokonywały porwań, egzekucji na szyitach, chrześcijanach, zamachów bombowych na budynki rządowe, świątynie oraz bazary i bazy. Wszystko to nie miałoby z pewnością miejsca, gdyby nie prowadzona od 1917 roku imperialna polityka Stanów Zjednoczonych Ameryki, które są odpowiedzialne za udział w ponad 200 wojnach, zamachach stanu, przewrotach wojskowych, tłumieniach ruchów narodowo-wyzwoleńczych oraz licznych zbrodniach na cywilach (zarówno tych, co były dokonywane bezpośrednio przez jankeskich żołnierzy, jak i siły zbrojne czy szwadrony śmierci działające w ramach proamerykańskich, prawicowych dyktatur) – od Ameryki Łacińskiej po Półwysep Koreański, od środkowej Afryki i Wietnamu po Bałkany. W wyniku tej zbrodniczej polityki zginęło wiele milionów ludzi, natomiast ofiarami tzw. wojny z terroryzmem rozpoczętej w 2001 roku zostały ponad 2 miliony cywilów! Bombardowania Włoch, niemieckich i japońskich miast w 1944 i 45 roku, zbrodnie proamerykańskich dyktatur w Ameryce Łacińskiej w latach 70. I 80., masakra Wietnamczyków w My Lai z 1968 roku, bombardowania Jugosławii, Libii, Iraku, Syrii, zamordowanie 24 irackich kobiet, mężczyzn i dzieci w Al-Hadisie z 2005 roku, odstrzelenie w Kandaharze 16 osób przez amerykańskiego sierżanta Roberta Balesa, tortury na arabskich i irackich więźniach w okrytych złą sławą obozach Abu Ghraib, Kandahar i Guantanamo – to tylko część potworności dokonywanych przez naszych amerykańskich „sojuszników”, które do dziś nie zostały sprawiedliwie osądzone, a winni zbrodni nieukarani. Ci sami „sojusznicy” z Waszyngtonu, Tel-Awiwu, Paryża i Brukseli są bezpośrednio odpowiedzialni za postępującą destabilizację Bliskiego Wschodu oraz kryzys imigracyjny w Europie.

To powinno uzmysłowić skalę oderwanej od rzeczywistości polityki Waszyngtonu wobec reszty wolnego świata. Niestety od wstąpienia Polski w struktury NATO też mieliśmy swój udział w „wojnie z terroryzmem” rozpoczętej przez USA nie tyle dlatego, iż dwa porwane samoloty feralnego 11 września uderzyły w nowojorskie wieże WTC, ale przede wszystkim szukano pretekstu do kolejnej ingerencji w wewnętrzne sprawy Bliskiego Wschodu, w imię kapitalizmu, globalizmu i „american way of life”. Udział Wojska Polskiego w interwencjach zbrojnych w Afganistanie i Iraku pod pretekstem walki z Al-Kaidą jako awangardą międzynarodowego terroryzmu oraz chęcią ustanowienia tam rządów demokracji liberalnej powinny dla armii, rządzących naszą Ojczyzną i nas wszystkich być powodem do wstydu, nie do chwały. Dlaczego? Nie odnieśliśmy w praktyce żadnych korzyści z tytułu uczynienia z siebie w Europie Środkowej miniżandarma waszyngtońskiego buldoga, polskie firmy nie otrzymały obiecanych kontraktów, sił zbrojnych nie zmodernizowano, zniesienia wiz wjazdowych do USA nie otrzymaliśmy, za udział w tych dwóch wojnach w latach 2002 – 2008 łącznie zapłaciliśmy 780 milionów złotych, a w 2010 – koszty przekroczyły 2 miliardy złotych. W nagrodę za wierny sojusz natomiast jedyne, co Warszawa otrzymała, to pełne drwin uśmiechy Busha i Obamy, kilka starych samolotów i ponad 70 trumien z ciałami polskich żołnierzy (oprócz nich zginęło kilku pracowników wojska oraz ceniony przeze mnie polski korespondent wojenny, Waldemar Milewicz, on z kolei zginął 11 lat temu w drodze do Nadżafu w celu nakręcenia materiału na kolejny dokument poświęcony „stabilizacji” Iraku). USA-NATO dopuszcza się do dziś szeregu zbrodni wojennych na niewinnych ludziach, nadal ich morduje, wysiedla, bombarduje miasta i wsie, po czym wjeżdża na terytoria państw w celu instalacji rządów posłusznych Ameryce.

Nasz udział w tych wojnach nie był żadnym „sojuszniczym zobowiązaniem” do szerzenia wolności, demokracji liberalnej i czegokolwiek dobrego, co wykluł Zachód. Krew afgańskich i irackich cywilów, zabitych przez amerykańskich najeźdźców, mają na rękach nie tylko decydenci z Waszyngtonu, mają również polscy politycy, którzy w zdecydowanej większości popierali angażowanie się Wojska Polskiego w konflikty zbrojne, niepokrywające się z naszym interesem narodowym. To kolejny raz świadczy o tym, iż Polska nie ma niepodległości od transformacji ustrojowej w 1989 roku, zmienił się tylko układ sił, naszym sojusznikiem nie jest już nieistniejący Związek Sowiecki, tylko Stany Zjednoczone Ameryki, któremu posłuszeństwo ten rząd jest winien nawet za obecnej prezydentury, skoro nie widać żadnej woli dotyczącej jakiegokolwiek ograniczenia zależności Polski od NATO i waszyngtońskiego dyktatu. Nasze, narodowo-rewolucyjne stanowisko w tej sprawie jest krótkie i czytelne:

Nie dla wysyłania polskich żołnierzy na „misje stabilizacyjne” w imię interesów USA!

Żadnych obcych wojsk na terytorium Polski!

Żadnych wojen za USA i Izrael!

Adam Busse