
Szturm
Witold Dobrowolski - „Rozważania nad totalizmem”
„Zanim stanie się ustrojem, totalizm jest prądem ideowym, dynamicznym, porywającym masy do heroicznych wysiłków, zespalającym je w jedną wielką duszę zbiorową, ukazującym narodowi gigantyczne cele na wewnątrz i fascynującym go wizją wielkiej misji dziejowej nazewnątrz, jest ruchem wszechogarniającym, płonącym, stapiającym w żarze rozpalonej woli zbiorowej wszelkie małe, przyziemne, nikczemne sprzeciwy egoizmów jednostek małych i małych grup, czyniącym to w imię dobra wyższego rzędu, dobra narodu jako najwyższej wartości doczesnej i, co najważniejsza, dysponującym niespotykaną dotąd w dziejach siłą realizacyjną”.
Ks Jerzy Pawski, Pro Christo nr.10 1937 rok
Kwestia przyszłego ustroju Polski w oczach nacjonalistów w przeważającej większości tego środowiska jest usilnie pomijana, lub ogranicza się do kilku pojęć jak: „narodowa demokracja”, „Wielka Polska”, czy po prostu „ustrój narodowo-radykalny”, jednak za tymi pojęciami nie stoją żadne konkretne systemy polityczne. Taka sytuacja jest oczywiście wywołana przez niespójność ideologiczną w środowisku i największych organizacjach obarczonych odpowiedzialnością za wizerunek nacjonalistów w Polsce. Polski historyczny nacjonalizm charakteryzuje się bardzo bogatym dorobkiem ideologicznym. Charakterystyczną rzeczą dla przedwojennej polityki było posiadanie programu ideologicznego, czy wizji przyszłego ustroju przez najbardziej marginalne organizacje i partie, nawet w czasie II wojny światowej mniejsze organizacje podziemne mimo poświęcania się walce z okupantem niemieckim znajdowały czas, by kreślić przewidzianą przez siebie przyszłość Polski. Całkowite zaprzeczenie postawy znanej z Rumunii, gdzie przywódca mesjańskiego Legionu Michała Archanioła Corneliu Zelea Codreanu jako priorytet wyznaczał wykucie silnego duchem Nowego Człowieka, który dopiero będzie zdolny do rządów i kreślenia programu politycznego i ideologicznego, jednakże to był fenomen w tamtym okresie. Ostatecznie droga nacjonalizmów europejskich była podobna: od XIX-wiecznej inteligencji zorientowanej demokratycznie, po coraz to autorytarne systemy co ostatecznie rozwinęło się w stronę otwartych totalizmów i totalitaryzmu.
Według Stachniuka, ideologa neopogańskiej Zadrugi czas totalizmów był wykolejeniem historii, jednak osobiście postawiłbym tutaj inną tezę w przypadku totalizmów narodowych. Był to po prostu kolejny etap ewolucji, w Europie rozdartej między socjalizmem, a demoliberalizmem przeżywających kryzys i charakteryzujących się antywartościami musiała pojawić się trzecia siła i zdominować resztę.Wykolejeniem historii na pewno można nazwać upadek starego ładu po Rewolucji Francuskiej, z którego pojawiły się idee liberalizmu, socjalizmu i nacjonalizmu. Tą siłą były zhierarchizowane, antykomunistyczne i antyliberalne w rozumieniu społecznym i gospodarczym państwa narodowe z systemem wodzowskim. Ten etap rozwoju cywilizacji europejskiej jednak został wstrzymany i w oczach większości skompromitowany. Powodem była ekspansywność i imperializm państw rządzonych przez nacjonalistów, oraz szowinizm dzielący białe narody Europy na lepsze i gorsze. Oczywiście głównym winowajcą był Adolf Hitler, wywołując konflikt światowy, który doprowadził z jednej strony do rządów totalnych w Norwegii, Danii, Belgii, Holandii, itd., z drugiej strony rządy te sprawowano dzięki agresorowi i jego bagnetom ( oczywiście były wyjątki, jak Republika Słowacka), co sprawiało, że nie było tam jedności narodu, co jest bardzo ważnym elementem w takich systemach sprawowania władzy. Nie miałoby to zapewne znaczenia zapewne dzięki aparatowi bezpieczeństwa, gdyby nie przegrana wojna przez te państwa Osi i całkowita dominacja demoliberalizmu i socjalizmu w Europie, za co obarczyć można właśnie III Rzeszę, która się do tego walnie przyczyniła, co de facto cofnęło Europę do wieku XIX. Totalizm został przeklęty i nie miał możliwości się w pełni rozwinąć, stanąć wobec wyzwań nowej epoki i rozwijać się w nowych kierunkach, a ideał Nowego Człowieka w koncepcjach faszystowskich, neopogańskich i chrześcijańskich szybko został zapomniany. Inne formy państw narodowych w formie demokratycznej czy autorytarnej, jak przykładowo w Hiszpanii Franco nie zdały egzaminu i dziś Hiszpanie to jeden z kilku narodów Zachodniej Europy będących w agonii. Czy to oznacza, że współcześni nacjonaliści powinni wrócić do tych radykalnych form rządów, będących w opozycji do demokracji i liberalizmu, ucząc się na błędach i odrzucając imperializm oraz szowinizm? Czy po doświadczeniach II wojny światowej jest to możliwe i czy ma sens?
Żeby odpowiedzieć na te pytania trzeba najpierw ustalić, czym dokładnie jest totalizm. Ostatecznie w literaturze przyjmuje się, że jest to system głoszący konieczność kontroli przez wspólnotę polityczną każdego aspektu egzystencji ludzkiej (od poczęcia do śmierci) w celu stworzenia opartego na naukowych zasadach Nowego Człowieka i homogenicznego, nowoczesnego społeczeństwa kierowanego przez jednostkę lub elitę. Teoretycznie z góry można uznać, że może być tu mowa o ideologiach nacjonalistycznych, socjalistycznych, jednak już przed wojną krytycy demoliberalizmu uznawali także tę ideologię za totalizm. Tu pozwolę sobie na małą dygresję, dzisiejsze systemy demoliberalne na tzw. Zachodzie teoretycznie też można podciągnąć pod ten termin. Demoliberalizm głosi konieczność kontroli egzystencji ludzkiej (aborcja, eutanazja, narzucanie nowej moralności, wychowywanie kolejnych pokoleń w duchu neoliberalnym, marginalizowanie i prześladowanie myślących inaczej).
Rozwinięciem totalizmu jest totalitaryzm. Tutaj najczęściej przyjmowaną wyjaśnieniem tego ustroju jest definicja Carla.J.Friedricha i Zbigniewa Brzezińskiego. By była mowa o ustroju totalitarnym musi on posiadać większość poniższych cech:
a) monopol ideologiczny (jedna ideologia) roszczący pretensje do określenia;
wszystkich aspektow egzystencji obywatela;
b) istnienie masowej, zhierarchizowanej i wodzowskiej monopartii;
c) monopol na stosowanie przemocy;
d) monopol w zakresie informacji;
e) istnieje represyjnego systemu kontroli nad społeczeństwem;
f) centralne sterowanie gospodarką.
Tutaj można złośliwie zwrócić uwagę, że w demoliberalizmie także występują niektóre z powyższych cech. Powszechnie uważa się, że geneza totalitaryzmu wywodzi się z Włoch (totalitario), sam Mussolini stwierdził: „Dla faszysty wszystko mieści się w państwie, i poza państwem nie istnieje nic ludzkiego, ani duchowego ani tym bardziej nie posiada jakiejkolwiek wartości.W takim pojęciu faszyzm jest totalitarny, a państwo faszystowskie jako synteza
i zjednoczenie wszelkich wartości, daje sens właściwy całemu życiu narodu, rozwija je i potęguje”.
Nacjonalistyczne ruchy totalne powstawały dynamicznie od Wielkiej Brytani (Czarne Koszule Mosleya), przez Mandżukuo (Rosyjska Partia Faszystowska), po USA (Srebrny Legion Ameryki), poza wyjątkami zawsze było to wynikiem kryzysu idei demokratycznych i liberalnych. Ich słabość wobec współczesnych wyzwań ostro krytykowano. Jak słusznie zauważył Bolesław Piasecki, system demokratyczny neguje idee absolutne i ustala prawdy na polu negocjacji każdego z każdym. Taka sytuacja powoduje „rozproszkowanie” społeczeństwa, które zostało pozbawione wiążącej je ideologii, a w dalszej mierze prowadziła do anarchii. O powszechnych wyborach uważał, iż legitymację do sprawowania władzy uzyskiwały miernoty, bądź ludzie posiadający pieniądze, kosztem jednostek najbardziej wartościowych dla narodu. Pradziwa narodowa elita, w systemie demokratycznym gnębiona, była zmuszona podporządkować się większości niszczącej wyznawane przez nią wartości jak honor Polaka, czy sumienie katolika. Jeszcze mocniej uderzał w demokrację Corneliu Zelea Codreanu: „Demokracja niszczy naszą jedność narodową, dzieli Rumunów na stronnictwa partyjne, a potem stawia nas rozbitych przeciwko zjednoczonemu blokowi żydostwa w tak ciężkich dla niego czasach. Ten argument sam jeden powinien prowadzić do zamiany demokracji na jakąkolwiek formę rządów, która gwarantuje jedność narodu. Nasza jedność to nasze przetrwanie, a jej brak przyniesie naszą śmierć”. Twierdził on, że ciągłość wysiłku i pracy jest niemożliwa, partie rządzące rok, dwa, trzy uniemożliwiają realizacje dalekosiężnych planów, co zrealizowane było jednego dnia, kolejnego zostanie zniszczone. Demokracja ma uniemożliwać wywiązanie się polityka z obowiązku służby wobec narodu. Polityk z czystymi intencjami i tak staje się niewolnikiem swoich popleczników. Albo zaspokajać będzie ich rządze, albo straci poparcie. Wtedy taki polityk nie kosztem swoim, lecz kosztem narodu stara się usatysfakcjonować mocodawców. „Partia w strachu przed stratą swoich popleczników, nie stosuje sankcji wobec tych, którzy utrzymują się ze skandalicznych interesów sięgających milionom, z defraudacji, malwersacji, z kradzieży, nie stosuje też sankcji wobec przeciwników politycznych w obawie aby nie ujawnić własnych ciemnych interesów, nieprawidłowości”. Zwraca też uwagę na służbę demokracji wielkiemu kapitałowi. Kosztowny system i rywalizacja między stronnictwami potrzebuje więcej pieniędzy. Marian Reutt, bliski współpracownik Piaseckiego, krytykował demokrację za utratę organicznego związku jednostki ze społeczeństwem na rzecz skrajnego indywidualizmu, a także za decydowanie o losach państwa przez przypadkową większość obywateli. Przybliżę krótki przykład tej patologii demokratycznej na gruncie polskim: zaledwie kilka lat po utracie władzy przez partię PZPR, drogą wyborów do władzy dochodzi partia postkomunistyczna, będąca jej kontynunacją, która doprowadzała do oligarchizacji, przekrętów i afer w gospodarce, wprowadziła Polskę w konflikty na Bliskim Wschodzie, rozprawiała się totalitarnymi metodami z nacjonalistami itd.
Odrzucano także wraz z demokracją kapitalizm. Reutt krytykował go za bezgraniczną wiarę liberałów w samoregulujący się mechanizm rynku doprowadzając do zapaści gospodarczej, oraz kult pieniądza i kierowanie się wyłącznie względami materialnymi.Zwracał uwagę na narażanie gospodarki na wpływy obcego kapitału (dobrze ukazuje to dzisiejsza Polska), oraz na sprzyjanie powstawania systemu monopolowego poprzez zawieranie przez przedsiębiorstwa niechcące tracić zysków, zmów kartelowych. Tym samym gospodarka byłaby uzależniona od małej grupy osób będących właścicielami największych przedsiębiorstw.
W Polsce ideologia totalistyczna została stworzona na renesansie katolickim w polskim młodym pokoleniu skupionym w Ruchu Narodowo-Radykalnym Falanga. Było to najbardziej świadomie totalitarne ugrupowanie międzywojna, dziś już legendarne, składające się z młodych katolickich radykałów, którzy stawiali na pierwszym miejscu cele duchowe. Zakładali, że ustrój totalistyczny może być zły lub dobry (Bolesław Piasecki), Marian Reutt pisał: „Totalizm nie jest zły przez sam przez się. Złym może być jego zastosowanie w imię fałszywej prawdy lub wykonanie niewłaściwą metodą rządzenia”.W „Zielonym Programie” przedstawili oni swoją wizje przyszłego ustroju Polski. Różnił się on od totalizmu hitlerowskiego i włoskiego oparciem na wartościach katolickich, sama nazwa „Katolickie Państwo Narodu Polskiego” wskazuje, że chodziło o świeckie ramię Kościoła Katolickiego, która organizowało i mobilizowało naród w taki sposób, by zapewnić duszom obywateli zbawienie w jedynej prawdziwej wierze. Równocześnie zakładało to jednowyznaniowość narodu polskiego. Falanga była ściśle zhierarchizowana, oparta na modelu wodzowskim. Bolesław Piasecki przywódca formacji miał być autorytetem nie tyle intelektualnym, a moralnym, ideałem człowieka, a według niego każdy naród miał swoją misję dziejową, a w przypadku Polski jest tą misją budowa państwa na silnym fundamencie katolickim i obrona tychże wartości. Odrzucano równość i idee posiadania takich samych praw przez obywateli. Osoby będące wyżej w hierarchi posiadały coraz większą odpowiedzialność co równało się z coraz surowszymi karami w przypadku przestępstwa, bądź zaniedbania (a nawet karami za przęstepstwo, które by było w przypadku zwykłego obywatela niekarane). Zasady odpowiedzialności miał sankcjonować Kodeks Polityczny. Również z równości rezygnowano na rzecz podziału wedle przydatności dla narodu.
Zakładano powstanie dobrowolnej, masowej, hierarchicznej Organizacji Politycznej Narodu będącej masową organizacją w duchu narodowo-radykalnym będącą jedyną formacją dającą nie tyle co „przepustkę” do polityki, a co dającą pełnię praw obywatelskich. Miała ona formować ideologicznie, jak również prowadzić działalność polityczną. Obok OPN miała powstać POW, Polska Organizacja Wychowacza, podobna masowa formacja dla dzieci i młodzieży będąca przepustką do pierwszego stopnia w OPN. Wszelkie partie polityczne byłyby nielegalne. Awansem do drugiego stopnia w OPN miała być nienaganna służba przez 10 lat, zaś do trzeciego wykształcenie wyższe lub 10 lat pracy w ramach OPN. Ostatecznie do czwartego stopnia na awans mogli liczyć nacjonaliści z wyższym wykształceniem, wzorową postawą, czy posiadający szczególne osiągnięcia. Z tego stopnia rekrutowała się elita rządząca. Wszelkie partie polityczne i ugrupowania poza OPN byłyby zakazane. System rządów miał być scentralizowany, odrzucono monsteskiuszowski podział władzy. Najwyższym stanowskiem miał być prezydent, którego funkcję pełniłby wódz narodu, siłą charakteru i pracy miał wywyższać się nad innych. Stanowisko to miał objąć Bolesław Piasecki. Prezydent miał powoływać rząd spośród członków Senatu, który liczyłby około 200 osób. W przyszłości Senat miał się składać z członków czwartego stopnia OPN nominowanych przez prezydenta, tak jak i Senat miał wybierać prezydenta, prócz tego pełnić funkcje legislacyjne. W przypadku różnicy stanowisk przekraczającej 2/5 organizowane miało być powszechne referendum. Inną sprawą były samorządy, obywatele mogli się zrzeszać w samorządach zawodowych, pod warunkiem, że decyzyjny głos w nich mieli działacze OPN i cele samorządu miały być zbieżne z celami OPN. W ramach OPN miała także działać Narodowa Organizacja Pracy będąca hierarchiczną i krajową alternatywą dla zwiazków zawodowych. Odrzucano prawa publiczne i prywatne, gdyż tak daleko miała iść ingerencja państwa, że prywatne prawo nie byłoby potrzebne.Wzorem miało być średniowiecze, gdzie przywileje miały decydować o kształtowaniu pozycji jednostki. Władza miała określać zakres swobody i uprawnień obywateli, posiadanie przywileji miało także zwiększać odpowidzialność jednostki. Także sądownictwo, ze względu na odrzucenie trójpodziału władzy, stać się miało realizatorem państwa narodowego, a rekrutować się miało z OPN. Zakładano nacjonalizację przemysłu, pozostawiając tylko część gospodarki w rękach prywatnych, zakładano masową industrializację co wskazuje, że nacjonalizm „Falangi” był ruchem bardzo nowoczesnym na owe czasy. Gospodarka miała być nastawiona nie na zysk, ale na zaspokajanie potrzeb.
W środowisku „Falangi” aktywne były środowiska katolickie, które propagowały taką wizję państwa totalnego zgodnego z wiarą. Kościół Katolicki akceptuje w zasadzie wszystkie formy ustrojowe, pod warunkiem ich zgodności z zasadami etyki chrzescijańskiej. Ksiądz Jerzy Pawski, związany blisko z liderem Falangi pisał, że sam katolicyzm jest religią totalną, żądającą od człowieka, żeby od rana do wieczora służył Bogu, nawet w chwilach prywatnych, nawet w czasie wypoczynku, czy rozrywki. „Czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bogu czynicie” (św. Paweł, I Kor. 10,31). A przecież taki katolicyzm nie krępował wolności osobistej człowieka. Totalizm katolicki wiódłby członków narodu do zbawienia, umundurowanie dusz uważał za realizację zasady św. Tomasza, skoro prawo miało na celu dobro powszechne, to prawodawca miał obowiązek nakazać pewne działania w celu jego realizacji. O społeczności bez przymusu decyduje sankcja moralna własnego sumienia. Zwracał uwagę, że przymus popierał już św. Augustyn, gdyż wielkich idei nie da sie osiagnąć bez zaciekłej walki. A idea musiała być wielka i spójna, żeby nasycić narody dynamizmem. Inaczej stwierdza o. Innocenty Maria Bocheński, także blisko związany z „Falangą”. Stwierdzał on, że totalizm umiarkowany, nie wkraczający do wszystkich dziedzin życia osobistego i rodzinnego, mógłby być akceptowany przez Kościół nie gwałcąc praw osoby ludzkiej. Bocheński powoływał się na tomizm tłumacząc, że chodziło o taki kształt ustroju w którym państwo nie jest biernym widzem walki światopoglądów, ale sam światopogląd katolicki wyznaje i stara się wszystkimi zgodnymi z etyką środkami ten światopogląd popierać. Dlatego może stosować przymus w sprawach wiary, broniąc jedynej prawdziwej chrześcijańskiej kultury. Rownież odpowiada on ostro przeciwnikom totalizmu katolickiego, że są neoliberałami teolgicznymi, ulegającymi wpływom francuskiej myśli katolickiej. Ci katolicy nie rozumieli jego zdaniem potrzeby stanowczej obrony chrześcijaństwa przed jego wrogami za pomocą państwa. Taka postawa rozbrajała naród moralnie. Jego zdaniem Kościół Katolicki potepia pełne totalizmy, jak neoliberalizm, z tym ostatnim trzeba ostro walczyć w Polsce, bo we Francji dokonał strasznych spustoszeń. Warto w tym miejscu zatrzymać się i zwrócić uwagę na dzisiejszy stan katolicyzmu we Francji.
Totalizm był jednak w Polsce szeroko potępiany, zarówno przez środowiska katolickie i hierarchów kościelnych, którzy intepretowali błędnie, że papieska encyklika „Mit brennender Sorge” potępia wszelkie totalizmy. Również endecy bardzo ostro wypowiadali się na jego temat (co ciekawe, polscy narodowi socjaliści też potępiali takie rozwiązania ustrojowe). Pozwolę sobie wymienić kilka takich zarzutów i je skomentować. Przykładowo, Roman Rybarski piętnował totalizm jako monopartyjny. Nie podobała mu się władza zamkniętej grupy rządzącej, przejęcie przez nią kontroli nad życiem gospodarczym. Uważał, że przymus łamie wartości moralne i prowadzi do zautomatyzowania, bierności narodu. W efekcie następowało pranie mózgów i niszczenie osobowości człowieka, co odbywa sie pod hasłem kreacji jednostki, wyzwolonej z tradycyjnej moralności chrześcijanskiej rodziny, a jest w pełni oddana państwu. Monopol partii ma pozornie wieść do uniformizacji, w praktyce tylko zewnętrznej, bowiem trudno uznać, by wszyscy myśleli tak samo. Lansowanie według niego w totalizmie hasła jedności narodu to fikcja, a rywalizacje partii politycznych zastąpi walka grup i stronnictw w ramach monopartii. Każda władza demoralizuje, szczegolnie bez żadnej kontroli. Wódz eliminuje wszystkich, którzy mu zagrażają i otacza sie miernotami posłusznymi, przeciwnikow niszczy się terrorem. Także Stanisław Grabski i Jędrzej Giertych krytykowali już sam RNR „|Falanga” za ustrój materialistyczny, daleki od katolicyzmu (!).
Odnosząc się kontekście RNR „Falangi” w praktyce na zarzut niemoralności, przymusu, oraz „kreacji jednostki wyzwolonej z tradycyjnej moralności chrześcijanskiej rodziny”, odpowiedział już wcześniej ksiądz Jerzy Pawski, zwłaszcza odnosząc się do ówczesnej przedsoborowej moralności katolickiej. Do zarzutu o ograniczeniu do zewnętrznej uniformizacji, rywalizacji grup w ramach monopartii, oraz demoralizacji władzy, odniosę się w dalszej części tekstu pisząc o czynniku ludzkim. Ostatni zarzut Rybarskiego o paranoi wodzowskiej w przypadku realizacji RNR-owskiej wizji ustrojowej byłby nietrafny, gdyby zakładano z góry stałą wymianę na wysokich stanowiskach z prezydentem na czele, opartą na przykładowo jednorazowych kadencjach i realizowano to w praktyce. Zarzuty Grabskiego i Giertycha to typowy konflikt światopoglądowy, bowiem w kwestii materializmu falangiści wypowiadali się otwarcie wrogo, jednakże zarzucanie oddalenia od katolicyzmu falangistom za błędny, to był właśnie ten romantyczny katolicyzm wojujący, duch średniowiecza, który bronił wiary wszędzie tam, gdzie była zagrożona.
Inny przykład zarzutu wobec totalizmu wysunięty przez profesora UJ i posła na Sejm z ramienia Obozu Zjednoczenia Narodowego, Macieja Starzewskiego, to realizowanie ideologii przez wyraźną mniejszość społeczeństwa. Uważał on, że w państwie totalnym do współdziałania społeczeństwa z władzą potrzebny jest aparat terroru, jednak utrzymanie władzy poprzez to jest niemożliwe, a więc konieczne jest kreowanie sztucznych potrzeb społeczeństwa i ich realizacja. Również jest w jego rozumieniu problem z narzucaną przez monopartię ideologią, którą muszą przyjąć wszyscy bez wyjątku, a osoby inaczej myślące stają się wrogami narodu i piętnowane.
Zarzut w kwestii dyktatu wyraźniej mniejszości społeczeństwa jest o tyle słuszny, że rzeczywiście takie państwa totalne funkcjonowały w czasie II wojny swiatowej, jak przykładowo Norwegia, rządzona przez Zjednoczenie Narodowe, które nie miało nigdy podczas swoich rządów szerokiego poparcia w społeczeństwie, do władzy dotarło dzięki inwazji hitlerowskiej i przy wsparciu hitlerowców się utrzymywało; dowodem słabości tych rządów może ukazać sposób w jaki się skończyły. Po upadku III Rzeszy kontrolę nad Norwegią przejął norweski ruch oporu, nie doszło do wojny domowej czy gwałtownego zażartego oporu ze strony narodowych socjalistów. Trudno jednak zarzucać brak wsparcia społeczeństwa dla systemów totalnych we Włoszech, Niemczech, czy Słowacji, także oddziaływanie ich ideologii na społeczeństwo, zwłaszcza w drugim przypadku było ogromne. Równocześnie warto przypomnieć, na co zwracają uwagę w Polsce dzisiaj głównie demoliberałowie po wyborach parlamentarnych w 2015 roku, wygranych przez Prawo i Sprawiedliwość. Demokracja także jest dyktatem mniejszości, połowa nie bierze udziału w wyborach, druga połowa dzieli się na cztery, pięć grup zwolenników różnych partii, do tej pory ani razu w III RP nie można było mówić o rządach popieranych w praktyce przez większość Polaków. Co ciekawe, w kontekście II RP, OZN, do którego należał Starzewski, miał szerokie poparcie (spowodowane działaniami hitlerowskich Niemiec w Europie i wojennym zagrożeniem; w wyborach 1935 r. o poparciu większości polskich obywateli dla sanacji nie może być mowy), równocześnie to ugrupowanie kierowało się również w stronę monopartyjnego systemu, w konsekwencji do totalizmu, co przerwała wojna. A sama sanacja w kwesti używania aparatu terroru nie miała wątpliwości, również wobec nacjonalistów. Jednak już sami niemieccy intelektualiści zauważyli, że owszem, samym aparatem terroru utrzymanie władzy w dłuższej perspektywie jest niemożliwe (dziś przykład Majdanu), Niemcy zauważyli, że niekoniecznie potrzebne jest kreowanie fałszywych potrzeb, a ciągła interakcja ze społeczeństwem i stworzenie pewnej więzi oraz reagowanie na wszelkie przemiany. W pierwszym okresie rządów III Rzeszy realizowano to w praktyce, nawet zorganizowano w kilku przypadkach referendum, badano potrzeby Niemców, którzy w większości nie odczuwali żadnego zagrożenia ze strony aparatu terroru. W totalizmie RNR „Falangi” czy rumuńskim legionowym, uważano, że rozwiązanie przymusu fizycznego należy zastąpić nie tyle przymusem, a obowiązkiem moralnym, zaś terror formacją ideową i duchową, budową Nowego Człowieka.
Jeśli mowa o osobach myślących inaczej, które miałyby zostać wykluczone ze społeczeństwa, to warto przybliżyć współczesne przykłady. Osoba uważająca się z nacjonalistę np. w narodowo-radykalnym ujęciu tego słowa, bądź innym; antydemoliberalnym, antysyjonistycznym jest z góry piętnowana przez media, polityków, czy „elity”,związani z liberalnym światopoglądem wykładowcy, filmowcy, aktorzy itd. W III RP za poglądy nacjonalistyczne skazywano na więzienie, prześladowano służbami, wykluczano z uroczystości państwowych, wyrzucano z pracy, ciągano po sądach, napadano fizycznie, chciano za wszelką cenę zamykać usta. Wiele z wymionych represji ma dalej miejsce. W Stanach Zjednoczonych programista Brendan Eich został prezesem firmy Mozilla; gdy wyszła na jaw informacja, że przekazał zgodnie z katolickim sumieniem małą sumę na kampanię przeciwko małżeństwom homoseksualnym, presja publiczna była tak wielka, że zrezygnował ze stanowiska. To tylko jeden przypadek z wielu, gdy niezgoda na propagowanie zboczenia w krajach Zachodu jest tak silnie piętnowana, niektóre państwa odbierają rodzicom dzieci ze względu na wychowywanie w moralności katolickiej, co równa się niezgodzie na pewne narzucane w demoliberalnych systemach fałszywe wartości. Wracając do Polski, szereg partii politycznych, reprezentujących środowiska lewicowe, neoliberalne, poprzez Sojusz Lewicy Demokratycznej, Razem, przez Platformę Obywatelską, aż po Nowoczesną, domagają się, bądź domagały się delegalizacji organizacji nacjonalistycznych w Polsce, radykalizacji represji wobec narodowców, czy wymazania nas z przestrzeni publicznej. Pojawia się pytanie: co ma w takiej sytuacji powstrzymywać nacjonalistów w przyszłości przed delegalizacją tych środowisk i wymazaniem ich z przestrzeni publicznej? Tym bardziej, że w przeciwieństwie do nacjonalistów te środowiska otwarcie zagrażają katolickiej moralności, tradycji, jedności etnicznej, tożsamości, czy po prostu europejskim wartościom, bynajmniej nie w rozumieniu Unii Europejskiej. Odpowiedź pozostawiam czytelnikowi.
Starzewski jednak mimo krytyki i wywyższania demokracji nad totalizmem, dostrzegał także jego zalety. Główną jaką wymieniał było zorganizowanie i zmobilizowanie całego narodu w czasie wojny, dyktaturę totalistyczną uważą za pozytywną w czasie trwania konfliktu zbrojnego, lecz w okresie pokojowym jego zdaniem system ten nie miał racji bytu.
Wracając do krytyki totalizmu, ważny, według mojej osoby, byłby zarzut wprowadzania takiego systemu jaki proponowała RNR Falanga w państwie wieloetnicznym, jakim była II RP. W międzywojniu ten problem różni ideologowie nacjonalistyczni chcieli rozwiązywać poprzez wysiedlenie, wchłonięcie, czy inną działalność, rzucającą trwający do dziś cień na podobne idee. Dziś, gdy nowocześni nacjonaliści odrzucają szowinizm wobec innych narodów Europy, tego typu metody byłyby po prostu nie tyle fundamentalnym błędem, a zaprzeczeniem nauki na błędach z lat 30. i 40.
Pojawiały się wielokrotnie w prasowej publicystyce zarzuty, iż ustrój totalny falangistów byłby w praktyce takim PRL z jedyną różnicą w tym, że zamiast portretów Stalina wisiałby Dmowski. Podobieństwo kreowanego komunistycznego państwa na ziemiach polskich z wizją Piaseckiego mieli dostrzec sowieccy dygnitarze, którzy zaproponowali mu współpracę, gdy był w niewoli. Na propozycję Piasecki przystał, co sprawiło, że wielu rozpatruje dziś to jednoznacznie jako zdradę. Z drugiej strony, dzięki tej współpracy uratował setki istnień ludzkich, księży, narodowców, po prostu patriotów. Trzeba zwrócić tu jednak uwagę, że PRL był systemem stworzonym przez okupanta, wprowadzonym na bagnetach, zaś ustrój RNR „Falang” miał być stworzony w oparciu o szerokie poparcie społeczne, przez nacjonalistów nie będących zależnymi od innych państw, czy grup interesów. Dodatkowo było to państwo, które na potrzeby ludności reagowało terrorem, głodujących robotników mordowano na ulicach, na strajkujących wysyłano czołgi i wojsko. Nie była to droga postępowania nacjonalistów, zaś w krajach bloku wschodniego, czy w historii samego Związku Sowieckiego mordy na klasie robotniczej, podobno tej najbardziej uprzywilejowanej klasie, były częste.
Dobrze jest się przyjrzeć się błędom jakie popełniały państwa totalne na przykładzie Austrii w latach 1934-1938, gdzie panował austrofaszystowski Front Ojczyźniany. W teorii system ten oparty na korporacjonizmie i katolickiej nauce społecznej wydawał się rozsądny, ale popełniono cztery fundamentalne błędy, która doprowadziły Austrię do osłabienia i w konsekwencji wchłonięcia do III Rzeszy:
Nie wytworzono więzi między społeczeństwem, a rządzącymi elitami i ich ideologią państwa.
Nie zrodził się duch wspólnoty między grupami, gdyż nie wygasły konflikty między kapitałem i pracą, a społeczne interesy zwolenników partii rządzącej były sprzeczne.
Chrześcijańskie związki zawodowe nie zdobyły wpływu w kręgu przemysłowców i finansjery.
Restryktywna polityka budżetowa rolna i socjalna (obniżki pensji, emerytur, zasiłków dla bezrobotnych) stała w sprzeczności z postulatami katolickiej nauki społecznej. Profity z niej czerpały: wielki przemysł, wielka finansjera i arystokracja ziemska, co prowadziło do pogłębienia podziałów społecznych.
Sama zaś partia rządząca, która miała jednoczyć środowiska patriotyczne nie spełniła nadziei społecznych pozostając luźnym związkiem kół konserwatywnych.
Obecnie organizacje nacjonalistyczne w Polsce nie posiadają konkretnego poglądu na ustrój przyszłej Polski co wspominałem wcześniej jest skutkiem braku spójności ideologicznej. Jedynym przykładem na jaki można się powołać, jest Narodowe Odrodzenie Polski, kiedyś czołowe ugrupowanie nacjonalistyczne w Polsce, teraz działające na marginesie. NOP stworzyło współczesną koncepcję państwa narodowo-radykalnego jak i posiadało fundament ideologiczny. Zadziwiające, że współcześni narodowi radykałowie, chcący nowoczesnego nacjonalizmu nie inspirują się ideologią tej formacji, a był to jeden z pierwszych nacjonalizmów odrzucający szowinizm wobec innych europejskich nacji, szukający kontaktów z nacjonalistami z innych państw, by dzielić się doświadczeniami, uczyć od siebie, czy po prostu rozwijać przyjaźń między narodami. Narodowy radykalizm NOP opierał się na zasadach Trzeciej Pozycji, z którymi w niemal każdym aspekcie może się zgodzić każdy nacjonalista. Inspiracje tradycjonalizmem integralnym, legionaryzmem rumuńskim, idea politycznego żołnierza, wszystko oparte na fundamencie przedwojennego narodowego radykalizmu i moralności chrześcijańskiej, zaś nacjonalizm jako nie zwykła ideologia, lecz światopogląd wyrażający Prawdę Absolutną. Tak zbudowana mogłą by być współczesna ideologia polskich nacjonalistów dostosowana odpowiednio do dzisiejszych realiów.
Narodowe Odrodzenie Polski na podstawie swojej publicystyki proponuje system rządów powszechnych, decentralizacji życia politycznego i gospodarczego (jeden z punktów deklaracji Trzeciej Pozycji). Odrzucano wszechobecność państwa w życiu społecznym. To społeczeństwo w oparciu na Prawdę Obiektywną i Prawdę Bożą ma decydować o swoich losach, a nie skorumpowani politycy czy inne grupy interesów. Odrzuca totalitaryzm i głównie inspiruje się ONR „ABC”, aniżeli „Falangą”. Państwo miało być zorganizowane hierarchiczne, odrzucać z góry miało komunizm, socjalizm czy liberalizm, władze miała posiadać nacjonalistyczna elita wyznaczająca kierunek woli narodu. Pojawia się tutaj ponownie Organizacja Polityczna Narodu jako formacja hierarchiczna i zbudowana na konkretnej ideologii narodowo-radykalnej, jako stopień wyższy, będący tworem skupiającym elitę polityczną, sprawującą najwyższą władzę oraz stopień niższy, lokalny, elita administracyjna. Upowszechniana miała być idea władzy i własności, ograniczenie zakresu działania państwa do ściśle wyznaczonych kompetencji związanych z bezpieczeństwem wewnętrznym i zewnętrznym oraz wyznaczania polityki zagranicznej, rozwój samorządności terytorialnej i zawodowej. Zakładano wzmocnienie władzy państwa w przynależnych mu kompetencjach,zrównoważenie decentralizacji, ograniczenia zakresu działania organów władzy państwa ich wzmocnieniem w jego właściwych sferach aktywności. NOP-owcy dostrzegali, że samorządy terytorialne w III RP są patologią, zwracali uwagę na kampanie wyborcze jako jeden z tego przejawów (słusznie), samorządy funkcjonują mieszając kompetencje, uprawnienia między organami państwa a nimi. NOP uznaje ten system za centralistyczny, bowiem nie dostrzega się w nim potrzeby zapewnienia koniecznych warunków do samodzielnego organizowania, własnego życia danej społeczności lokalnej np. w sferze własnej odrębności kulturowej, poszanowania lokalnej świadomości. A same samorządy mają kompetencje będące wyłącznie domeną państwa. Ostatni zarzut o którym wspomnę wobec samorządów w III RP to upartyjnienie i wytwarzanie swoistych zepsutych lokalnych „elit”.
Na pewno nie można, myśląc o państwie tworzonym przez nacjonalistów w Polsce, odrzucać wszystkich powyższych cech ustrojowych.. Polsce jest potrzebny system polityczny, który nie pozwoli na zniszczenie tradycyjnych wartości, narzucenia nowej „humanitarną” moralności liberałów, zabezpieczy chrześcijańską wiarę, który nie będzie niszczony przez grupy wpływów trzymające oligarchicznie władzę. System, który będzie niwelował kryzys demograficzny nie poprzez masową imigrację, a poprzez narzędzia socjalne zapewniać będzie polskim rodzinom i narodowi przyszłość. Totalizm w pozytywnym rozumieniu tego słowa jest w pewnością takim systemem, który może postawić opór wobec globalizacji stosunków międzynarodowych, procesów tzw. integracji europejskiej, ideologii społeczeństw otwartych (która przejawia się głównie powstawaniem społeczności wielokulturowych i rasowych).
Kwestia religijna jest kwestią, o której należy dziś dyskutować w środowisku narodowym. Katolicyzm przeżywa straszliwy kryzys, a katolików w Polsce jest coraz mniej. Kopiowanie fanatyzmu, katolickiego fanatyzmu przedwojennego w ideologii nacjonalistycznej byłoby błędem, bowiem wykluczałoby z niego wiele wartościowych jednostek, co za tym idzie chęć wprowadzania Katolickiego Państwa Narodu Polskiego czy innej formy państwa wyznaniowego powinno być odrzucane, bowiem nawet hierarchowie katoliccy tego typu ustrój odrzucają. Kościół Katolicki jeśli nie stał się już, to jest na dobrej drodze do stania się wrogiem europejskich narodów i państw narodowych, dlatego też wszelkie próby szukania na siłę porozumień z nim są skazane na porażkę. Nie należy jednak, budując nowy ustrój państwowy, odrzucać moralności katolickiej czy katolickiej nauki społecznej (chociaż dzisiaj Kościół Katolicki przeciw temu nie protestuje), bowiem nie wyklucza się ona z innymi poglądami religijnymi, czy światopoglądowymi wśród nacjonalistów, a jako jeden z fundamentów Europy jest wręcz jednym pierścieni bezpieczeństwa wokół narodu i jego tożsamości.
Jeśli mówić o dojściu nacjonalistów do władzy, należy zwrócić uwagę, że nawet jeśli to by miało miejsce teraz, dzisiaj przy poparciu większości społeczeństwa skończyłoby się w różnych przypadkach sankcjami ekonomicznymi, które sprawiłyby, że Polska albo musiałaby popaść w zależność od innych państw, albo by doszło do przewrotu, bowiem nacjonaliści nie mogliby zapewnić rodakom odpowiedniego poziomu życia, a opór liberałów byłby ogromny i wspierany zagranicznymi środkami. Dlatego należy opracować na taki scenariusz ustrój przejściowy, w którym nacjonaliści będą wprowadzać zmiany powoli czekając na podobne kryzysy demokracji liberalnej w innych krajach, gdy na Zachodzie, ufając tendencjom, dojdą do władzy ruchy narodowe, bądź konserwatywne to nie będzie takiego zagrożenia jak jest dzisiaj, gdzie umiarkowana prawica w Polsce jest celem ataków europjeskich elit demoliberalnych. Ewentualnie pozostawać poza polityką, wybrać drogę formacji, by uderzyć w system w odpowiednim momencie, jednak z każdym rokiem system demoliberalny w Polsce coraz mocniej degeneruje i dewastuje wspólnotę narodową.
Rząd nacjonalistyczny, nie muszący się obawiać destabilizacji przez strony trzecie, przy szerokim poparciu społeczeństwa, rozpocząłby budowę państwa narodowego, całkowicie odcinając się od dorobku PRL i III RP, jako systemów antynarodowych, zmieniając prawo i konstytucję. Nawet jeśli zakładać budowę na dłuższą metę rządów zdecentralizowanych, inspurując się poglądami NOP-u, należy wcześniej przeprowadzić wszelkie konieczne reformy i realizacji ustroju narodowo-radykalnego. Należy z góry uznać, że system wodzowski i autorytarny w rozumieniu władzy, grupy stałych person jest szkodliwy, a na wysokich stanowiskach powinien być ciągły ruch. Ideologia i ustrój muszą zrehabilitować pojęcie polityki i przywrócić idealizm w pełnym tego słowa znaczeniu. Politycy mają służyć narodowi, dziś w III RP parlamentarzysta otrzymuje jako pensję pięciokrotność minimalnej krajowej oraz różne immunitety, co jest ciosem w policzek każdego członka narodu. W ustroju nacjonalistycznym, czerpiąc wprost z myśli falangistów, powinna być rosnąca odpowiedzialność w hierachii. Tutaj sprawdzała by się koncepcja Organizacji Politycznej Narodu mogąca rozwijać się w kierunku elitarnym, bądź masowym. Odrzucić należałoby idee liberalne, demokratyczne w rozumieniu „europejskich elit” i kapitalistyczne.
Kwestia sądownictwa jest ważnym aspektem ustrojowym, niezawisłe sądy w systemie demokracji liberalnej mają wiele wad. Dobrym przykładem może być tu ostatnia głośna sprawa obyczajowa. Uznając, że mają w Polsce miejsce rządy większościowe partii, udającej pronarodową, to równocześnie w niezawisłym sądownictwie wydaje się wyrok uderzający w tradycję, moralność katolicką, cofający do lat ateizacji w Polsce Ludowej. Otóż jedna nauczycielka zdjęła krzyż w szkole, za co spotkał ją słuszny ostracyzm ze strony innych nauczycieli i krzyż wrócił na miejsce, znów jednak go zdejmowała. Ostatecznie sąd uznał, że była dyskryminowana za względu na bezwyznaniowość, drugą stronę całkowicie zignorowano. Oczywiście jest też sprawa kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego, ciągnąca się od miesięcy między rządem a liberalnymi elitami, przy czym obie strony ignorują niewygodne dla siebie aspekty prawne i są zainteresowane przedłużaniem owego kryzysu, by zwalczać siebie nawzajem kosztem obywateli. Na marginesie warto przypomnieć słowa legendy Solidarności Walczącej, Kornela Morawieckiego: „Nad prawem jest dobro narodu. Jeżeli prawo to dobro zaburza, to nie wolno nam uważać tego za coś, czego nie możemy naruszyć”. Słowa te spotkały się z ostrą reakcją liberałów, którzy zresztą w praktyce je popierali innych przypadkach. Rzekoma niezawisłość i apolityczność sądów jest w demokracji liberalnej często mrzonką, biorąc pod uwagę, że sądownictwo i tak skupia się wokół pewnych elit politycznych. W Polsce ma miejsce sytuacja, gdy rządzi prawicowy rząd, a sędziowie są związani poglądowo z poprzednim rządem, Platformy Obywatelskiej i skazują osoby za udział w protestach antyrządowych za czasów PO na bezwględne więzienie, mimo oczywistych dowodów i świadków potwierdzających niewinność. Oczywiście to tylko pojedyncze przykłady sądowej patologii, można wymienić ich setki. Biorąc pod uwagę ogólnie system sądownictwa i podejście do niego, stan społeczeństwa wygląda bardzo źle, zaś jego rzetelność w oczach większości Polaków jest kpiną. Dodatkowo sędziowie chronieni są immunitetem, który gwarantuje im w praktyce bezkarność. Nawiązując do idei Piaseckiego, to jest to totalna odwrotność; obywatel wraz z awansem społecznym w ramach skorumpowanego systemu staje się coraz bardziej bezkarny w III RP. Środowisko sądownicze w Polsce jest oderwane od rzeczywistości społecznej i od jego norm oraz tożsamości. W praktyce budowy systemu narodowego w Polsce konieczna będzie oczywista wymiana skorumpowanych, czy skompromitowanych elit w środowisku prawniczym i przez wdrożenie władzy sądowniczej w budowę państwa narodowego. Jest też ogrom innych rzeczy na których się trzeba skupić jak konkretne postulaty gospodarcze, kwestie kulturowe (pielęgnacja polskiej kultury i doprowadzenie do renesansu sztuki ludowej, podobnie jak w innych państwach Europy), edukacyjne, administracyjne, skarbowe, polityka zagraniczna, służby itd. jednak nie chciałbym poświęcać na ich poszczególne opisy w tym tekście, ze względu na obszerność tekstu, jak i cel, którym jest przede wszystkim wywołanie dyskusji na ten temat w środowisku.
Kończąc tekst należy jednak powiedzieć o czynniku ludzkim. Jest on decydujący w każdy ustroju politycznym, od niego zależy czy idea będzie wypaczona, czy wręcz odwrotnie. Formacja elit nacjonalistycznych jest więc fundamentalną koniecznością, której nie można ignorować. Ruch nacjonalistyczny powinien być swoistym zakonem duchowym z etosem rycerskim, wykuwać właśnie tego Nowego Człowieka, który byłby przykładem dla przyszłych, formujących się w ramach partii, organizacji, czy państwa, którego fanatyzm i wzór przywracałby siłę członkom narodu, którzy dzisiaj nie widzą żadnych wzorców. Formacja taka jest bardzo trudna i stawia nowe wyzwania, jednak nie jest niemożliwa, o czym świadczył kiedyś rumuński Legion Michała Archanioła. Jednak nawet tam w Legionie, mimo tej drogi legionisty, która sprawiała, że karierowicze, egoiści, ludzie słabi i niedostatecznie poświęcający się dla narodu byli odrzucani, pojawiały się rozczarowania. Po dostaniu się do parlamentu, legioniści wierni idei legionu, żyli według surowych zasad, nie dając się wmanewrować w polityczne gierki, pokazując radykalną bezkompromisowość, nie utrzymując nawet prywatnych kontaktów z innymi posłami, jednak jeden z nich szybko zdradził i popadł w politykierstwo (długo potem zdrada jego urosła do dużej rangi, za co zapłacił życiem). Tak więc nawet w legionie Codreanu pojawiały się czarne owce, ale od tego będą rządy powszechne i stała wymiana na stanowiskach, jeśli poprzez okres formacji jednostka egoistyczna przetrwała. Może się pojawić zarzut, że idea Nowego Człowieka, przestrzegającego praw moralnych, etycznych oraz służącego narodowi jest niemożliwa, bowiem jest ona wbrew ludzkiej naturze i dlatego czynnik ludzki zawsze będzie dążył do władzy, egoizmu, zysku. Ciekawym przykładem, jaki można tu wspomnieć, jest naród japoński, w którym poczucie obowiązku, kolektywna świadomość i znalezienie roli w spoleczeństwie wcale nie wymarło, mimo upadku Cesarstwa Japonii, a w czasie jego trwania była przykładem dla nacjonalistów z całego świata. Idąc dalej, jeśli przyznać zarzutowi rację, to jednak także parcie jednostki do doskonałości jest w ludzkiej naturze, co za tym idzie, jest to windowanie narodu na wyższy poziom cywilizacyjny, zaś rozwijanie się w narodowej i duchowej formie zawsze będzie przeważało nad koncepcjami neoliberalnymi.
Ostatecznie jednak, żeby nacjonaliści mogli tworzyć z powodzeniem system polityczny w Polsce, muszą się formować, ciągle pracować i rozwijać się. A spośród siebie odsiewać te negatywne jednostki, zaś wszelkie brudne powiązania całkowicie odrzucić. To nie jest mowa o traktowaniu nacjonalizmu jak hobby i czynem poprzez niesienie flagi na jakimś upamiętniajacym kolejną rocznicę marszu, ani posiadaniu znajomych o podobnych poglądach, to musi być idea politycznego żołnierza, bezkompromisowego i nie tłumaczącego się nikomu ze swoich poglądów, wzorów i życia duchowego oraz aktywnego, dającego przykład każdego dnia. Rewolucja czy przełom narodowy to nie jest obalenie rządu i systemu, to jest rewolucja ducha i mentalności nas jako nacjonalistów, rewolucja czynu, karności, ascetyzmu i umysłu. Doprowadzenie do dominacji transcendencji nad materią.
Ze względu na rozwinięty globalizm czy konsumpcjonizm, trudno dziś mówić o systemie totalnym, który kontrolowałby każdy aspekt życia obywatela. Taki system byłby szkodliwy, pozostałby w strefie marzeń marginesu, człowiek który doznał swobód demoliberalizmu niełatwo z nich zrezygnuje, i jeśli trudno rezygnować z tego nacjonalistom, to co dopiero zwykłym Polakom. Jednak jeśli mówić o umiarkowanym totalizmie, rządach powszechnych, spełniają one obowiązek obrony narodu, kultury i etniczności, demoliberalizm ma tylko jedną drogę, państwa narodowe znikną i zastąpi nas mieszanina kultur i powstanie Nowa Europa, w najgorszym rozumieniu tego słowa. Tekst powyższy ma za zadanie wzmocnić dyskusję w środowisku nacjonalistycznym na temat ideologii i ustroju państwowego. Również zwracam uwagę, że nie ma żadnego sensu marsz po władzę, dopóki sami nacjonaliści nie staną się zdyscyplinowaną, duchową elitą i nie zerwą z kompromisami. Nie bez powodu Codreanu dał przykład lat formacji legionowej przed wkroczeniem w świat polityki. Inne drogi będą dla nacjonalizmu wyłącznie kompromitacją.
Witold Jan Dobrowolski
Michał Szymański - „Narodowy radykalizm XXI wieku”
Napisanie tego tekstu wydaje mi się pewną powinnością, choć z pewnością łatwe nie będzie – kim bowiem ja jestem, by podejmować się definiowania jak wyglądać powinna idea, która przed wojną pociągnęła za sobą tysiące najznamienitszych polskich nacjonalistów, którzy stali się dla nas niedoścignionymi ideałami? Gdzież mi do takich osób jak Bolesław Piasecki, Stanisław Piasecki, Jan Mosdorf, Henryk Rossman, Tadeusz Gluziński czy Wojciech Wasiutyński? Czyż to wyzwanie nie jest z góry skazane na porażkę, ewentualnie nie świadczy o megalomanii, wybujałych ambicjach i przerośniętym ego autora tekstu?
Niestety, jest kilka kwestii, które popychają mnie ku temu. Po pierwsze, w redakcji przez pewien czas zastanawialiśmy się nad tym, czy nie powinniśmy zrezygnować z przymiotnika „narodowo-radykalny”. Ostatecznie pomysł upadł, jednak takowy zaistniał. Warto zauważyć, że wiele osób postępuje zupełnie odwrotnie i do przesady utożsamia się z dziedzictwem Obozu Narodowo-Radykalnego – jest to o tyle zabawne, że mimo wszystko to chyba nam bliżej ideowo do przedwojennych spadkobierców; nam, ludziom, którzy powtarzają tak często o konieczności spoglądania w przyszłość, a nie oglądania się za siebie, niż przeróżnym narodowcom, którzy tylko rozpamiętują przeszłość, ale programowo bliżsi są czasem, chociażby, ugrupowaniom konserwatywno-liberalnym, co zapewne niejednego falangistę przyprawiłoby o zawał serca. Po drugie, wiele moich tekstów było krytyką polskiego środowiska narodowego, a w szczególności jego zwolenników, również za płytkość ideową – pewna intelektualna uczciwość wymaga, w moim odczuciu, by wreszcie wyjść z czymś „pozytywnym” i zaproponować pewnego rodzaju alternatywę, rozwiązanie problemów. Kolejnym problemem jest traumatyczne doznanie, jakie czas jakiś temu przeżyłem czytając wywiad przeprowadzony przez dziennikarkę bardzo popularnej, mainstreamowej, liberalno-lewicowej gazety z rzecznikiem prasowym struktur jednej z organizacji narodowych (przez litość i tradycyjny „szturmowy” pluralizm, zakładający nieatakowanie wprost żadnej z formacji, nie wymienię nazwy, choć z pewnością można domyślić się, o którą chodzi), w którym pani przeprowadzająca wywiad zjadła na śniadanie swego rozmówcę i wykazała pewien smutny fakt, a mianowicie poważne intelektualne braki w środowiskach narodowych. Uświadomiło mi to, że o ile z prostymi okrzykami jesteśmy w stanie dotrzeć na blokowiska i stadiony, o tyle, jeśli nie uda nam się zaproponować ciekawej idei i jakiegokolwiek zaplecza intelektualnego, to „idea narodowa” (nie powiem „narodowy radykalizm” bo nie chcę, by ta osoba utożsamiała się z tym dziedzictwem, w moim odczuciu ona na to po prostu nie zasługuje) nie dotrze na salony, uniwersytety, na przedmieścia – a przecież narodowy radykalizm powinien dotrzeć do całego narodu, a nie tylko jego części, młodych, gniewnych nastolatków słuchających patriotycznego rapu.
Czy w ogóle warto mówić o narodowym radykalizmie?
Pierwsze pytanie, które w ogóle powinniśmy sobie postawić brzmi właśnie w ten sposób – czy nie byłoby łatwiej porzucić ten sztandar jako niepotrzebny, wadzący, zostawić go w muzeum, podziwiać i szanować przedwojennych radykałów, ale zastąpić go czymś innym, świeższym?
Staje mi przed oczyma scena z filmu dokumentalnego „Europa – odrodzenie faszyzmu” („arcydzieło” z 2008 roku, straszące widza, że „źli faszyści” na całym kontynencie maszerują po władzę i wkrótce znów zapanuje totalitarna dyktatura, będą mieć miejsca pogromy i rzezie, a każdy obywatel zmuszony będzie modlić się do Hitlera), w której prelegent zaproszony przez CasaPound do słynnego squatu Area 19 wygłasza podczas wykładu myśl, że „dzięki Bogu albo jakiejkolwiek innej sile faszyzm cały czas się przekształca”. Myślę, że pewna ewolucja, dostosowywanie doktryny do realiów współczesnego nam świata, przy jednoczesnym zachowaniu rdzenia idei, dotyczyć może nie tylko włoskich faszystów, ale również radykałów z innych państw europejskich.
Czy narodowy radykał ma obowiązek talmudycznie wierzyć, na przykład, w „Zielony program” Falangi? Gdybyśmy odpowiedzieli na to pytanie w sposób pozytywny to mielibyśmy spory problem, bo automatycznie wykluczałoby to chociażby członków ONR-ABC. Nie zgadzam się z tymi, którzy uważają, że narodowy radykalizm można sprowadzić do „patriotyzmu”, „antykomunizmu” i dorzucić do tego liberalizm, ale nie można ortodoksyjnie trzymać się absolutnie wszystkich założeń, na przykład, w sferze gospodarczej czy geopolitycznej. Sami narodowi radykałowie z lat 30., siłą rzeczy, musieli dostosowywać swoje poglądy w okresie II wojny światowej bądź po jej zakończeniu, ortodoksyjne trzymanie się „co powiedział Piasecki” jest równie śmieszne, co endecja w wariancie „co powiedział 100 lat temu Dmowski, to jest święte”.
Osobiście nie jestem wielkim zwolennikiem trzymania się starych form i wskrzeszania starych organizacji bądź czasopism, gdyż zazwyczaj (nie mówię, że zawsze! – i nie twierdzę wcale tak dlatego, że ostatnimi czasy reaktywowano „Wszechpolaka” i choć nie należę do Młodzieży Wszechpolskiej to bardzo chętnie dołączyłem do redakcji, gdyż nie mam w zwyczaju dostosowywać koniunkturalnie poglądów do tego, co akurat będzie dla mnie wygodne) wychodzi to bardzo kiepsko – dość wspomnieć tylko pewien legendarny miesięcznik narodowo-radykalny, którego nazwa została, w moim odczuciu, czas jakiś temu wręcz sprofanowana. Jest jednak pewien wyjątek – i tyczy się on właśnie nazw oryginalnych koncepcji nacjonalistycznych, które narodziły się w danym państwie. Jest to swoiste podkreślenie łączności ideowej pomiędzy naszymi poprzednikami, a naszym pokoleniem.
2. Rdzeń ideowy narodowego radykalizmu
Zanim zaczniemy rozważać, jak powinien wyglądać dzisiejszy narodowy radykalizm zastanówmy się jakie są jego podstawowe założenia. Czym on w ogóle jest, a czym nie jest?
Swego czasu natrafiłem na bardzo ciekawą uwagę autorstwa Ronalda Laseckiego, w której podkreślał on, że „narodowy radykalizm”, nawet z językowego punktu widzenia, nie jest tożsamy z „radykalnym nacjonalizmem”. Z pozoru tak byłoby w końcu najłatwiej – jeśli ONR głosił bardziej ekstremistyczne poglądy niż endecy, to znaczy, że byli od nich bardziej nacjonalistyczni, czyż nie? Należy jednak zauważyć, że takie rozumowanie jest dość płytkie.
Radykalizm w nazwie ma trojakie znaczenie. Pierwsze z nich to radykalizm czynu – nie ulega żadnej wątpliwości, że polski ruch narodowo-radykalny (pisany od małych liter, gdyż nie chodzi mi wyłącznie o organizację Bolesława Piaseckiego) zaliczany jest do formacji narodowo-rewolucyjnych, takich jak hiszpańska Falanga, belgijski Christus Rex czy rumuński Legion Michała Archanioła, a wynikało to właśnie z założenia, bliskiego wszystkim tym formacjom, że musi dojść do rewolucji, przewrotu, wielkiej zmiany która nastąpić może w wyniku nagłej zmiany systemu politycznego. Dla narodowych radykałów radykalne środki były czymś całkowicie naturalnym – oenerowcy zasłynęli z działalności bojówkarskiej i choć była ona stosowana przez wszystkie środowiska polityczne w okresie międzywojennym, a endekom przemoc fizyczna obca nie była, to narodowi radykałowie byli o wiele bardziej skłonni ku używaniu pięści i kastetów. Nie wynikało to bynajmniej z tego, że był to „margines” społeczny, wszak ogromną część organizacji narodowo-radykalnych stanowili studenci (a były to czasy gdy samą maturą mało kto mógł się pochwalić), była to konsekwencja radykalizmu nałożonego na realia brutalnej polityki lat 30. XX wieku. Nie znaczy to jednak wcale, że takowe środki uważano za jedyne słuszne – narodowi radykałowie maszerowali, pikietowali, wydawali pisma i książki, a zatem prowadzili także bardziej „spokojną” działalność. Nie zapominajmy również, że falangiści dopuszczali myśl o współpracy z reżimem sanacyjnym (co zresztą było źle postrzegane przez znaczną część środowiska narodowego), argumentując, że rewolucja antydemokratyczna dokonała się w roku 1926, teraz pozostaje ją tylko „unarodowić”. Zresztą, jeśli wierzyć legendzie, ostateczne „unarodowienie” miało dokonać się w sposób bardzo radykalny, czyli w wyniku wspólnego zamachu stanu Ruchu Narodowo-Radykalnego i sanacyjnego Obozu Zjednoczenia Narodowego (niedoszła „polska noc długich noży”).
Oczywiście radykalizm narodowego radykalizmu to także radykalizm idei. To konsekwentny platonizm, gdyż wizja świata ma tu charakter hierarchiczny i podporządkowany obiektywnie istniejącym, acz nienamacalnym ideom. Najwyższym dobrem dla narodowych radykałów zawsze był Bóg i Jego Prawa, które w pełni możemy poznać tylko za pośrednictwem wiary katolickiej strzeżonej przez Kościół. W świecie doczesnym podkreślano ogromną rangę wspólnoty – przede wszystkim narodowej – oraz społecznego solidaryzmu. Antydemokratyzm, antyliberalizm i antykomunizm wynikał z odrzucenia chorych wizji na temat równości i nieograniczonej niczym swobody. Z drugiej strony nie należy zapominać też i o bardziej prozaicznych przyczynach niechęci wobec przeróżnych wywrotowych idei – najlepszym przykładem jest tu oczywiście, po dziś dzień podkreślana, wrogość do „czerwonych”, która brała się też z zagrożenia potencjalną inwazją Związku Sowieckiego na Europę.
Narodowy radykalizm ma w nazwie „narodowy”, jednak nie skupiał się nigdy tylko na narodzie. Owszem, był konsekwentnym nacjonalizmem, podkreślał konieczność stawiania dobra narodu polskiego ponad inne ziemskie wartości, jednak akcentowano również inne, także ważne, wspólnoty ludzkie. Przymiotnik „narodowy” nie zawsze musi oznaczać skupienie wyłącznie na kwestiach narodowych, warto przywołać tu tylko narodowy socjalizm z jego obsesją na punkcie rasy, narodowy bolszewizm propagujący wizję wielonarodowego imperium czy narodowy anarchizm Troya Southgate’a z jego trybalizmem. W przypadku ruchów narodowo-rewolucyjnych, w tym polskiego narodowego radykalizmu, bardzo silne było przywiązanie do wspólnoty religijnej oraz kontynentalnej. Nacjonaliści z całej Europy udali się by walczyć w Hiszpanii po stronie wojsk frankistowskich, a w okresie II wojny światowej (rzecz jasna, nie polscy) na front wschodni gdyż podkreślano współodpowiedzialność za losy całej Europy.
Narodowy radykalizm nie jest komunizmem. Jakkolwiek słynna jest legenda, jakoby Bolesław Piasecki narzekał na nazwę „Obóz Narodowo-Radykalny”, twierdząc, że bardziej odpowiadałaby mu „Obóz Narodowo-Komunistyczny”, to nie można nie dostrzec, że w narodowym radykalizmie „walka klas” jest odrzucona, mowa co prawda o godności robotnika, ale nie o wynoszeniu go na piedestał. Myślę, że warto o tym wspomnieć, gdyż niektórzy nastawieni socjalnie nacjonaliści chcieliby wręcz deifikować niższe klasy społeczne oraz całkowicie pognębić te bardziej zamożne. Tymczasem solidaryzm społeczny (w przypadku przedwojennego ruchu przejawiający się w koncepcji korporacjonizmu, który na trzy lata przed powstaniem ONR-u został w encyklice papieskiej poparty przez papieża Piusa XI) ma za zadanie nie dokonać całkowitego zrównania w społeczeństwie, ale pogodzić interesy różnych grup społecznych.
Narodowy radykalizm nie jest też konserwatyzmem. Owszem, podobnie jak poczciwi konserwatyści wierzymy w istnienie Tradycji, ma wręcz ona dla nas charakter metafizyczny, jest czymś w rodzaju platońskiej idei. Chcemy świata hierarchicznego, solarnego, opartego o wielowiekowe prawa – jednak różnica między nami jest taka, że my nie chcemy „umierać, ale powoli”, jest to akt tchórzostwa. Przede wszystkim nie czujemy większego przywiązania do zewnętrznych form, gdyż człowiek – mówiąc słynnym cytatem z Ernsta Jungera – jest ich panem, zdajemy sobie też sprawę z tego, że czasem wszystkiego uratować się nie da. Narodowy radykalizm jest jednak czynną obroną Tradycji, konserwatyzm – popłakiwaniem nad tym, że cywilizacja umiera.
Nacjonalizm w realiach globalnej wioski
Dzisiejszy świat, z bardzo wielu względów, zdaje się na wszelki sposób przeszkodzić nam w zbudowaniu państwa narodowego. Podstawowym problemem jest kwestia suwerenności – czy jest możliwe, ażeby w globalnym świecie takowe w ogóle istniały?
Nie da się uniknąć trendu, który panuje w świecie, zakładający przynależność państw do organizacji międzynarodowych. Walka z tym byłaby walką z wiatrakami. Żyjemy w o wiele bardziej skomplikowanych realiach politycznych niż nasi duchowi poprzednicy. To, o co musimy dbać, to by państwo polskie, przyłączając się do takowych organizacji, nigdy nie utraciło swojej podmiotowości i możliwości ostatecznego pokierowania swoim losem. Mowa tu nie tylko o zagadnieniach natury prawnej, ale i politycznej. Wbrew pewnej narracji panującej w kręgach sceptycznych Unii Europejskiej Polska ani w momencie akcesji do Wspólnoty, ani nawet po ratyfikacji traktatu lizbońskiego, nie utraciła niepodległości – w każdej chwili może z tej organizacji wystąpić, konstytucja jest naczelnym aktem prawnym, a naród polski suwerenem. To nie unijne rozporządzenia i dyrektywy są dla nas zagrożeniem, lecz serwilizm rządzących, którzy w Brukseli przytakują i godzą się na niekorzystne dla nas rozwiązania. Kwoty uchodźców nie wzięły się znikąd – to polscy rządzący, licząc po cichu na lepszą przyszłość na unijnych stanowiskach oraz poklepywanie po plecach przez polityków niemieckich czy francuskich, przyjmują z entuzjazmem te skandaliczne ustalenia. To jest prawdziwe zagrożenie dla naszej niezależności.
Oczywiście przynależność Polski do organizacji międzynarodowych musi podlegać ogólnej zasadzie, że w momencie, w której nasza niezależność faktycznie stała się zagrożona, to wówczas takowe struktury należy opuścić. Z nacjonalistycznego punktu widzenia należy pamiętać również o innych aksjomatach. Nie możemy dać sobie odebrać naszej tożsamości, tradycji i kultury. Wszelkie unijne akty prawne, pseudowartości oraz wynurzenia euro-parlamentarzystów które uderzają w nasze duchowe dziedzictwo muszą być bezwzględnie negowane i odrzucane. Również za cenę odejścia z takiej organizacji. Podobnie Polska z całą stanowczością powinna odrzucić wizję w której staje się jednym z wielu państw demoliberalnego porządku który w interesie zachodniego kapitału oraz ideologii praw człowieka przeprowadza „interwencje pokojowe” w państwach, które nie chcą podporządkować się blokowi euro-atlantyckiemu i przyjąć jego „wartości”. Narodowi radykałowie z sympatią powinni myśleć o takich państwach jak Iran, Syria, Liban czy Wenezuela, które nie chcą podporządkować się liberalnej dyktaturze.
Totalna izolacja nie jest możliwa, byłaby dla nas jedynie szkodliwa. Pamiętać należy o tym, że żeby coś zyskać, trzeba często również coś oddać. Nie możemy jednak nigdy utracić kontroli nad naszym państwem i naszą polityką.
Polityka w realiach globalnej wioski cały czas się zmienia. Widać wyraźnie, że orientacja jednobiegunowa zmierza ku przeszłości. Musimy cały czas być gotowi do zmiany, przygotowani na alternatywne niż dzisiejszy światowy porządek. Dotyczy to zarówno wielkich mocarstw, takich jak Chiny czy Indie, jak i mniejszych państw, chociażby wracającego na światowe salony Iranu. Możliwość współpracy z państwem, które mówi twarde „nie” amerykanizmowi, syjonizmowi i liberalizmowi powinna być przez nas traktowana jako wyjątkowa okazja.
Tożsamość zamiast szowinizmu
Ogromnym nieszczęściem, które dotknęło nacjonalizm, było wzięcie go na sztandary przez narodowosocjalistyczne Niemcy, których ludobójcza polityka doprowadziła nie tylko do zniszczenia i okupacji Europy przez Stany Zjednoczone, Wielką Brytanię i Związek Sowiecki, ale także kompromitacji idei narodowej. Zwycięstwo koalicji antyhitlerowskiej i udowodnienie, że w imię narodu dokonywano masowych mordów skompromitowało nacjonalizm na kilkadziesiąt lat. Dodatkowo III Rzesza wywołała swoistą europejską wojnę domową, atakując państwa europejskie i prowadząc w części z nich politykę eksterminacji (najlepszym przykładem jest oczywiście Polska), a także umożliwiając innym ruchom narodowym dokonywanie analogicznych działań (wystarczy tu tylko przywołać zbrodnie ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu czy ociekające krwią Bałkany). Po 45 latach nacjonalizm znów pojawił się w Europie i znów zaprezentował od najgorszej możliwej strony – rozpad Jugosławii i towarzyszące mu wojny oraz czystki etniczne stały się kolejnym straszakiem w rękach demoliberałów przeciw złej „skrajnej prawicy”.
Nieszczęścia te wynikały z faktu, że wielokrotnie nacjonalizm przyjmował zdegenerowaną postać – szowinizmu. Jeśli nacjonalizm jest miłością do własnego narodu, to szowinizm w znacznej mierze polega na nienawiści do „innego”. To również bezkrytyczne spojrzenie na własny naród, przeświadczenie, że nie ma w nim żadnych wad.
Choć to przewrotne, nadzwyczaj zdrowe podeście do kwestii narodowej miał faszyzm. Czarnym koszulom po przejęciu władzy udało się odbudować w Włochach to, co dawno utracili – narodową dumę i gotowość do czynienia rzeczy wielkich. Naród upodlony przez dekadencję znów miał stać się narodem wojowniczym, spadkobiercą rzymskiego imperium. Faszyzm nie zakładał istnienia państwa narodowego, dążył do odbudowania państwa, które dwa tysiące lat temu było źródłem cywilizacji. Na zajętych przez królewską armię i milicję faszystowską terenach nie prowadzono polityki ludobójstwa, uważano, że każdy mieszkaniec nowopowstającego imperium ma prawo utożsamiać się, przynależeć i korzystać z dobrodziejstw wzrastającego państwa, a tych – będąc obiektywnym – nie można dyktaturze Mussoliniego odmówić, w szczególności w zakresie kultury, która, tak jak przed wiekami, miała stać się chlubą Italii.
Jeśli skonfrontujemy tę postawę z działalnością nazistowskich Niemiec, nie będziemy mieli chyba cienia wątpliwości, która z nich była prawidłowa.
Polski narodowy radykalizm w okresie przedwojennym również opierał się na dumie z własnej historii i kultury, przy jednoczesnym poszanowaniu innych narodów. Realia II RP były zupełnie inne niż nasze – było to państwo wielonarodowe. W pismach narodowych radykałów, wbrew temu, co mogłaby potocznie sugerować nazwa, brak jest jednak fanatycznego nacjonalizmu rozumianego jako gotowość do bezrefleksyjnego gnębienia osób o innym niż polskie pochodzeniu. Wprost mówiono o tym, że takim grupom narodowym jak Rusini czy Tatarzy w Katolickim Państwie Narodu Polskiego przysługiwać powinny dokładnie te same prawa, co rdzennie polskiej ludności. Takiej życzliwości nie okazywano już względem Żydów, co wynikało nie z szowinizmu, lecz względów religijnych, kulturowych i ekonomicznych. Rzeklibyśmy – tej samej nieumiejętności w asymilowaniu się, którą dziś wykazują imigranci z państw afrykańskich.
Przykład włoski został przeze mnie przedstawiony nieprzypadkowo. Nie ulega dla mnie żadnej wątpliwości, że środowiska włoskiej prawicy o wiele lepiej bronią tożsamości swego narodu oraz europejskiej cywilizacji niż zapijaczeni, wykrzykujący durnowate hasła, wywodzący się z Anglii neonaziści. Warto zresztą zauważyć, że hitleryzm gotowość do poniżania innych narodowości zaczerpnął właśnie z angielskiego rasizmu, również podpierającego się rzekomo udowodnioną naukowo wyższością jednej rasy nad innymi. Anglia, rak na zdrowym ciele Europy, a w istocie jej kulturowe zaprzeczenie, zniszczyła na kilka dekad europejski nacjonalizm.
Nie możemy zgodzić się na stworzenie świata, w którym tożsamość narodowa zostaje zatarta, a wręcz unicestwiona. Oderwanie człowieka od jego korzeni i kultury jest aktem barbarzyństwa, eksperymentem socjologicznym, który nie ma prawa działać. Zgodzić należy się z Martinem Heideggerem, że tylko odkrywając własną tożsamość jesteśmy w stanie podążać właściwą drogą, właściwie rozumieć świat, który nas otacza, technikę i przyrodę. Nie da się odrzucić tego, co w nas już tkwi. Przywiązanie do własnej kultury jest naturalną potrzebą psychiczną każdego człowieka. W związku z tym musimy zarówno walczyć przeciw demoliberalnemu niszczeniu poczucia przynależności do narodu i spłycaniu narodowej dumy do piłkarskich zmagań podczas komercyjnych rozgrywek, jak i trwającej obecnie tendencji do wielomilionowych migracji między kulturami gdyż różnice zachodzące między nimi są nieprzezwyciężalne. Doskonałym przykładem jest ideologia islamizmu – wbrew potocznemu określeniu nie jest to wcale synonim dla fanatycznego islamu lecz zbudowanie swojej tożsamości na przynależności do cywilizacji arabskiej i dążenie do zniszczenia demoliberalnej kultury zachodniej. Jej entuzjastami są bardzo często potomkowie arabskich imigrantów, mieszkańcy Zachodu, często pochodzący z liberalnych, zeświecczonych rodzin (najlepszym przykładem są sprawcy zamachów na WTC). Zagubieni w świecie konsumpcjonizmu i kosmopolityzmu odnaleźli swoją prawdziwą tożsamość, swoje korzenie – a następnie postanowili zemścić się na tych, którzy chcieli je im odebrać. Choć może zabrzmieć to przerażająco i dla niejednego polskiego narodowca w sposób niepojęty, lecz do pewnego stopnia my, Polacy, my, Europejczycy, poddawani praniu mózgów które ma na celu odebrać nam nasze poczucie tożsamości, jesteśmy w tym samym miejscu co oni.
Nacjonalizm polski, nacjonalizm europejski
Nacjonalizm polegać ma na miłości do Polski i Polaków, a nie na nienawiści wobec innych. Należy sobie jednak postawić pytanie – jaka ma być ta nasza tożsamość?
Ogromnym problemem naszego społeczeństwa jest wieczny kult słabości i porażek. Wiecznie rozpamiętujemy klęski i opłakujemy naszych poległych bohaterów. Jest to naturalną konsekwencją naszej historii – nie można jednak wiecznie żyć w żałobie.
Japończycy w okresie militaryzmu wychowywani byli w przeświadczeniu, że bez względu na pochodzenie klasowe są spadkobiercami tradycji samurajów. Współczesny ukraiński ruch azowski stale odwołuje się do wojowniczej przeszłości swych przodków, do Światosława, rycerstwa i Kozaków.
W polskiej historii znaleźć możemy wiele przykładów bohaterstwa, do którego można się odwoływać. Należy zaprzestać jedynie opłakiwać poległych i pomordowanych. Nie jest też bynajmniej najwspanialszą i najbardziej godną podziwu tradycja ziemiańska – niestety, ale polska szlachta zajmując się głównie rolą zapomniała w pewnym momencie o tym, do czego służy szabla a jeśli była ona używana, to częściej w pojedynkach niż na wojnie. Czyimi jesteśmy potomkami? Jesteśmy potomkami wojów Mieszka I oraz Bolesława Chrobrego, dzielnych mieszczan z Głogowa i śląskich rycerzy broniących Polski przed tatarską nawałą, wreszcie tej armii, która pod Grunwaldem odniosła zwycięstwo zarówno militarne, jak i moralne. Etos polskiego rycerza, na czele ze słynnym Zawiszą Czarnym, powinien stać się nam bliski, a pojęcie honoru wiązać się z średniowieczem, a nie politykiem, który w imię angielskich i francuskich interesów rzucił nas w wir wojny z Niemcami.
Wiązać to powinno się również z odrzuceniem endeckiej krytyki romantyzmu. Romantyzm jest częścią polskiej duszy i nie da się go z niej wyrugować. Można jedynie podkreślać, że bohaterstwo powstańców listopadowych czy warszawskich dowodzi tego, że jesteśmy narodem niezdolnym do życia na kolanach, a nasz fanatyzm – tak samo jak fanatyzm Japończyków rzucających się szaleńczo na Amerykanów, rozrywających się granatami oraz siadającymi za sterami Zero celem przeprowadzenia ataku kamikadze – jest czymś, co przerazi każdego wroga.
Z drugiej strony nie powinniśmy zapominać też o tym, że zdecydowana większość polskiego społeczeństwa to potomkowie chłopstwa. To również są nasze korzenie – i nie ma w tym niczego wstydliwego. Przeciwnie, polskie tradycje związane z wsią powinny być pielęgnowane i przedstawiane jako coś wyjątkowego w skali europejskiej. Etos polskiego chłopa troszczącego się o swoją ziemię, kochającego Boga i stającego w razie konieczności do walki w obronie polskości zasługuje na pochwałę, a nie wyśmianie. Wieś zawsze była bastionem świata Tradycji – kto nie potrafi pokochać wsi, ten nie potrafi pokochać swojej własnej tożsamości, docenić piękna przyrody i spokojnego życia, innego niż to szaleństwo, w którym pogrążają się korporacyjne szczury i brukselscy urzędnicy.
Nasza tożsamość, jako Polaków, nie może być oderwana od tożsamości lokalnej, od przywiązania i miłości do swojej wsi, miasta czy regionu, lokalnej gwary czy parafialnego kościoła. Z drugiej strony nie może być ona też oderwana od innej, szerszej perspektywy – polskość to słowiańskość, a przede wszystkim europejskość. Dziedzictwo Greków i Rzymian, ale także plemion barbarzyńskich, średniowieczny uniwersalizm z jego rycerską kulturą i katedrami czy piękno renesansowej sztuki – to wszystko jest naszym dziedzictwem. Możemy szukać sprzymierzeńców w różnych częściach świata, jest to naturalną naturą rzeczy w polityce, jednak fakt jest taki, że naszymi braćmi są inni Europejczycy. Wszyscy jesteśmy zobowiązani do tego by Matkę Europę bronić przed grożącymi jej niebezpieczeństwami.
Nacjonalizm katolicki
Polski narodowy radykalizm był i musi pozostać ruchem o charakterze katolickim. Nie jest to uwarunkowane wyłącznie względami kulturowymi, bo gdyby tak było, to wówczas mógłby mieć równie dobrze charakter neopogański, nie tylko sprzeciwem wobec „nowoczesności” manifestującej się w wszechobecnym ateizmie, ale przede wszystkim tym, że jest to ścieżka prawdziwa, wiodąca nas ku Bogu i zbawieniu.
Musimy być ruchem katolickim, a zatem musimy przyjmować jako własną katolicką etykę. Musimy dążyć do stworzenia państwa, które jak najpełniej odzwierciedlać będzie naukę Kościoła oraz współpracować z hierarchią na polu społecznym. Do takiego ideału powinniśmy dążyć. Niestety, wielu spośród duchownych skażonych jest trucizną liberalizmu, która jest zagrożeniem nie tylko dla naszego narodu, ale przede wszystkim dla samego Kościoła. Czy oznacza to, że powinniśmy odrzucić naszą wiarę? Nie, tak jak nie odrzucamy naszych rodaków tylko dlatego, że wielu z nich zaczadzonych jest ideologią demo-liberalną, tak i w przypadku Kościoła musimy walczyć o to, by nasi pasterze szanowali Tradycję i katolicką doktrynę. Głosy mówiące o tym, że nacjonalizm jest „herezją” uznać należy za przykre i absurdalne, my jednak nadal będziemy walczyć zarówno o godność narodu polskiego, jak i o poszanowanie Prawa Bożego w naszej ojczyźnie.
Nasze głębokie przywiązanie do katolicyzmu sprawia, że możemy stawiać pytania na temat tego, czy w rządzonym przez nas państwie religia ta nie stałaby się wyznaniem państwowym. Bez względu na to jaką udzielimy odpowiedź pamiętać powinniśmy jednak o tym, że tolerancja religijna względem innowierców jest czymś, co sam Kościół dopuszcza. Należy oczywiście pamiętać o różnicy pomiędzy wierzeniami tradycyjnymi, a różnorakimi sekciarskimi wymysłami w duchu New Age. W szczególności w naszym polskim kontekście powinniśmy pamiętać o tym, że nie każdy muzułmanin to terrorysta, a Tatarzy od setek lat pokojowo współtworzą koloryt polskiego społeczeństwa.
Wreszcie, przez szacunek dla naszych przodków, na pewien kulturowy szacunek zasługuje rodzimowierstwo – nie mówię tu o powracaniu do dawnych wierzeń, ale o traktowaniu mitologii słowiańskiej z należytym szacunkiem, podobnym do tego, z jakim każdy Europejczyk traktuje mity greckie.
Narodowe Państwo Pracy – czyli jakie?
Postulat ten bardzo często podnoszony jest przez różnych zwolenników socjalnego modelu przyszłego państwa narodowego. Nie ulega żadnej wątpliwości, że powinniśmy odrzucić dzisiejszy model gospodarczy zakładający traktowanie pracowników jak bydło, panoszenie się wielkich, międzynarodowych korporacji na naszym rynku będących poza jakąkolwiek kontrolą państwa i obraz korponiewolnika jako człowieka spełnionego.
Naszym zadaniem jest walka o to, by polscy pracownicy byli traktowani w Polsce w sposób godny, by praca była kojarzona nie tylko jako coś niezbędnego do przeżycia (względnie – „dorobienia się”) ale jako forma samorealizacji oraz służby względem społeczeństwa. Odrzucić jednak moim zdaniem należy pewną, nieprzystającą do dzisiejszych realiów, wizję nacjonalizmu „robotniczego”, w którym przez wszystkie przypadki odmienia się robotnika, zaś „kapitalistę” (rozumianego tu jako, przykładowo, właściciela zakładu pracy czy przedsiębiorcę) niemalże wyrzuca poza wspólnotę narodową. Przede wszystkim ciężko wyobrazić mi sobie powrót do czasów, gdy własność znajdowała się niemalże wyłącznie w rękach państwa – ten model gospodarki zdecydowanie poniósł klęskę. Co jednak ważniejsze to fakt, że żyjemy w świecie, w którym co raz mniej jest „robotników”. Ta narracja jest już nieaktualna od ładnych kilku lat, a nawet dekad.
Naszym zadaniem powinno być doprowadzenie do sytuacji, w której polski kapitał ma szansę rywalizować zarówno na arenie międzynarodowej, a w Polsce nie musi obawiać się wyniszczenia przez ponadnarodowe korporacje. Ochrona małego i średniego biznesu, ułatwianie jego rozwoju, wspieranie młodych Polaków w wchodzeniu na rynek pracy, a do pewnego stopnia autarkia – na tym powinno polegać narodowe państwo pracy. Społeczny solidaryzm, godzenie sprzecznych interesów pracowników i pracodawców poprzez mądrą politykę społeczną i ochronę zatrudnionych z jednej strony, a z drugiej ułatwianie rozwoju polskiemu biznesowi – to jest poprawna droga do rozwoju naszego kraju, a nie neoliberalne herezje oraz może i szlachetne, ale już przeterminowane hasła o „templariuszach proletariatu”.
Z tego faktu powinien wypływać również oczywisty dla nas fakt, że postulat egalitarnego społeczeństwa, które chyba niektórym się marzy, jest czymś totalnie absurdalnym i sprzecznym z tym, czym zawsze był narodowy radykalizm.
Przeciw demokracji liberalnej
Wreszcie powinniśmy moim zdaniem podjąć debatę na temat tego, jaki powinien być ustrój państwa. Część ruchów narodowo-radykalnych głosiła hasła republikańskie, część z nich monarchistyczne. Osobiście jako tradycjonalista z sympatią myślę o instytucji monarchii, oczywiście o ile ta ma charakter autentycznie tradycyjny i nie jest tylko kolejnym elementem świata demoliberalnej burżuazji i celebrytów. To jednakże należy zostawić pod dyskusję, która – mam nadzieję – na naszych łamach się z czasem pojawi.
Z całą stanowczością należy odrzucić wizję świata w której wszyscy są „równi” i wszyscy mają same prawa i przywileje. To niedorzeczność, chory wymysł lewicowych intelektualistów. Wszyscy jesteśmy zobowiązani do tego by, jako naród, służyć dobru wspólnemu jakim jest nasza ojczyzna i nasza przyszłość, ale stawianie znaku równości to zakłamywanie rzeczywistości.
Podsumowanie
Niniejszy tekst nie ma na celu stworzyć „programu” narodowego radykalizmu ani go „odświeżać”. Jest tylko pewnym sygnałem, że musimy wreszcie zacząć zastanawiać się nad tym, jakie będą konkretne nasze postulaty. Znamiennym jest, że gdy lider jednej z narodowych organizacji kilka lat temu został zapytany o to, co zrobiłby gdyby przejął władzę w Polsce, to zestresowany odparł, że najpierw zaznajomiłby się z rozkładem Sejmu i budynków rządowych. Nie możemy już tylko głosić prostych hasełek. „Śmierć wrogom ojczyzny” to za mało. Atmosfera polityczna jest już inna niż lat temu pięć czy dziesięć – a zatem i my musimy wreszcie zacząć myśleć i mówić inaczej, mądrzej, niż dotychczas.
Michał Szymański
Krzysztof Kubacki - „Jestem szturmowcem”
Dwa lata temu powstał mój tekst „Jestem nacjonalistą”. Czytając go ponownie parę dni temu, przekonałem się jak w ciągu dwóch lat można ideowo dojrzeć, zmienić się i jak idea we mnie ewoluuje. Postanowiłem więc napisać ponownie tekst o podobnych zagadnieniach jak tamten, tym razem z bardziej zimną i dojrzalszą głową, z bardziej chłodnym, ale nie mniej idealistycznym spojrzeniem na świat. Dwa lata „Szturmu” zleciały nam jak jeden dzień, pismo i niesiona przez nie idea zmieniła każdego z nas. Widzę to po ludziach podsyłających mi swoje artykuły i po tym, jak one zmieniały się na przestrzeni tego okresu. Z numeru na numer staramy się, aby te teksty były lepsze, aby dzięki nim polski nacjonalizm wychodził na jeszcze bardziej utwardzoną drogę. Bez pustych frazesów, ale z większą ilością konkretów. Bycie redaktorem naczelnym „Szturmu” oraz tworzenie pisma z, jak to nas określono ostatnio w komentarzu, „inteligentami”, to wielki zaszczyt, ale także ogromna odpowiedzialność. Odpowiedzialność za to, co przekazujemy ludziom, ale także za tworzenie idei nacjonalizmu szturmowego i tego jakie przesłanie za sobą niesie oraz co po sobie pozostawi. W czasach, kiedy wielu ludzi woli odwrócić głowę od problemów, pocieszając się, że nie jest tak źle. W czasach, kiedy młodzi ludzie wolą uciekać od polityki, starając się o niej nie myśleć. W czasach panowania demokracji liberalnej, która niszczy moralność i upadla człowieka do cna. My wybraliśmy drogę walki. Mamy nadzieję, że ten rocznicowy numer, który właśnie przed sobą macie, przybliży Wam drogę, którą obraliśmy i z całym swoim przekonaniem do nas w tej drodze dołączycie.
Walka przeciw demoliberalizmowi
Demokracji liberalnej, której nie udało się zapanować po pierwszej wojnie światowej, udało się po tej drugiej. Demokraci liberalni, od końca drugiej wojny światowej, powoli, ale z pełną stanowczością przejęli kontynent dla siebie, ogłaszając koniec historii i pełnię szczęścia pod kuratelą swojego systemu politycznego. Rządy demoliberałów to tak naprawdę rządy ponadnarodowych mafii, ukrytych pod pięknymi frazesami i ponadnarodowymi organizacjami.
Jedyne co za tym przyszło, to chęć zabicia narodowych tradycji, poczucia, że to co narodowe, że tradycje, historia to już nic nie warte relikty przeszłości, że żadne wartości nie istnieją, poza pełnym brzuchem i pogonią za portfelem. Demoliberalizm to rządy parlamentarnych pasibrzuchów, dających się pociąć dla swoich partyjnych interesów, przekładających je ponad dobro narodu. To rządy oszustów, którzy przy okazji każdych wyborów kłamią na temat wszystkiego i są w stanie obiecać swoje życie dla chęci zdobycia władzy. Demoliberalizm to rządy ludzi pozostawiających rodziny na pastwy losu, biednych pracowników, pracujących za głodowe stawki, to dramaty ludzi nie radzących sobie z demoliberalnym rajem i jego szarą rzeczywistością. Demoliberalizm to mechanizm państwowego bezprawia, z którym chcący żyć normalnie obywatel nigdy nie jest w stanie wygrać. To dlatego demoliberalizm pomimo swojej wielkiej pewności siebie i pychy, przegra.
Rzeczpospolita Szturmowa
Nie zmieniam swojego zdania co do prezydenta. To osoba prezydenta, naczelnika państwa czy jak go tam nazwiemy, w przyszłości powinna mieć większą i szerszą władzę, a jego kadencja powinna zostać wydłużona do 7 lat. Partie staną się jedynie politycznym folklorem, działającym gdzieś tam na uboczu, wstydliwym reliktem przeszłości. Prezydent, oprócz swoich doradców, do pomocy będzie miał przedstawicieli społeczności lokalnych, związków zawodowych, przedstawicieli pracodawców i pracowników, składających raporty o stanie życia ludzi, problemach i sposobach ich rozwiązania, reagowania państwa na potrzeby ludzi. To prezydent jako głowa państwa powinien dawać świadectwo i stać na straży tradycji oraz wlewać dumę narodową w serca swoich rodaków. To z jego inicjatywy powinna wychodzić walka z patologiami, które przesiąknęły ludzkie ciała i umysły pod rządami demokracji liberalnej. Wykluczenie partii politycznych, a przekazanie władzy w ręce prezydenta, wybranych przez niego specjalistów i ministrów, pozwoli skupić się na prawdziwym realizowaniu interesu narodowego, osiąganiu konkretnych postulatów i wyznaczonych celów, zamiast wiecznych kłótni partyjnych pasibrzuchów i rządzenia przez puste słowa i frazesy, zamiast konkretów. Państwo ma być silne, a nie być wiecznie skazane na widzimisię partyjniaków, bimbających od wyborów do wyborów i przypominających sobie o narodzie jedynie w czasie kampanii wyborczych.
Kwestia wychowania militarnego
Na temat militaryzmu też napisałem już dwa artykuły. Ten podtytuł będzie jedynie podsumowaniem, ale także dodaniem pewnych kwestii do tej tematyki. Wychowanie w duchu militaryzmu ma za zadanie przede wszystkim zahartować młode charaktery i przygotować je na dorosłe życie, a także nauczyć dyscypliny. Nauka obsługi broni oraz posiadanie choć podstawowego przeszkolenia wojskowego czyni państwo bezpieczniejszym w razie jakichkolwiek wstrząsów regionalnych i światowych. Lekcje przysposobienia obronnego powinny zwiększyć się o ilość godzin, a także powinno powstać więcej inicjatyw pozalekcyjnych, związanych z tematyką militarną. Lekcje historii muszą obowiązkowo skupić się na przedstawianiu zwycięskich kampanii polskiej armii, przedstawiać nawet jej bolesną historię, wszystko po to, żeby zżyć młodego człowieka z armią własnego kraju. Takie lekcje powinny być prowadzone przez obecnych lub byłych wojskowych, aby: po pierwsze, młodzież była w rękach specjalisty, a po drugie, trwałoby ciągłe budowanie relacji i wspólnoty na linii naród-armia. Trzeba zmienić w końcu podejście do samego służenia w armii i powrócić do dobrych, przedwojennych tradycji. Żołnierz ma prawo nosić mundur 24 godziny, a nie tylko od 7 do 15. Służba ma trwać całą dobę, nie tylko 8 godzin. Bycie żołnierzem, oficerem to coś więcej niż zwykła praca.
Polityka zagraniczna
Polityka zagraniczna naszego państwa musi się opierać na zupełnie innych podstawach niż polityka państw demoliberalnych. Nie będziemy już więcej mięsem armatnim ani pieskiem latającym z wystawionym jęzorem za większymi. Nasza polityka zagraniczna obowiązkowo opierać się musi na dobrych stosunkach z naszymi sąsiadami. Wzmocnienie Grupy Wyszehradzkiej, a także stworzenie szerszego sojuszu Międzymorza powinno być obowiązkiem państwa polskiego. Załatwienie bolesnych dla nas wszystkich kwestii historycznych oraz skupienie się na teraźniejszości i przyszłości naszych narodów może wzmocnić nie tylko nas, ale także inne państwa Europy Wschodniej. Powstaje bardzo dużo artykułów o Europie Zachodniej; że trzeba jej bronić przed imigrantami, przed utratą kultury i tradycji. Moje zdanie na ten temat bardzo się zmieniło. Nie oszukujmy się; Europa Zachodnia ma nas, narody Wschodu, głęboko w czterech literach. Oni nie kiwnęliby dla nas palcem, a jedynie sprzedali po jakiejś przystępnej dla siebie cenie. Interesy interesami, ale nic więcej. Jeżeli mamy budować gdziekolwiek więź i trwałe sojusze to jedynie tu, na Wschodzie. Jeżeli Zachód ma zostać zgubiony na własne życzenie, jest to wyłącznie ich problem. Byleby wszystko to co złe ich dotknęło, nie przeniknęło do naszych państw. Polska musi stać ramie w ramie ze swoimi wschodnimi sojusznikami, tu budować sojusze, tu budować interesy i swoją pozycję.
Idealizm
Pomimo twardej i brutalnej szarej rzeczywistości powinniśmy pozostać idealistami. Każdy ma momenty zawahania, zwątpienia – najważniejsze jest to, żeby zawsze wierzyć w swoje ideały. Choć może się wydawać, że do spełnienia naszych postulatów i marzeń ogromnie daleka droga, to należy z takim myśleniem walczyć. To co dziś wydaje się niemożliwe, jutro może być na wyciągnięcie ręki. Jesteśmy tylko małą cząstką w historii ludzkości i idei politycznych. Patrząc w tył możemy zobaczyć wiele wstrząsów i rewolucji, które zmieniały epoki. Przeobrażanie się społeczeństw, państw, upadanie jednych imperiów i powstawanie nowych. Nic nie działo się bez przyczyny, bez wcześniejszej formacji, działalności nawet małych grupek, wywierania wpływów, mocnej propagandy. Historia nie lubi nudy i lubi się zmieniać, bardzo często odrzucając to co złe za siebie. Dzisiaj jest jeszcze jak jest, ale spójrzmy, jaki ogromny krok do przodu zrobiliśmy. Dalej stawiajmy na formację, na własną, choć jeszcze mocno ograniczoną propagandę, szerzmy gdzie można nasze postulaty. Choć będą nam szeptać, że jest to nie do spełnienia, my musimy w nie wierzyć. System demokracji liberalnej postawił na niszczenie wszelkich mitów, uznając je za niepotrzebne. My musimy brać przykład z tych największych ludzi, reprezentujących w przeszłości naszą ideę. I choć zapewne oni mieli, tak jak my, chwile zwątpienia, nigdy formalnie się nie cofnęli i nie powiedzieli „dość”. Pamiętajmy, że byli takimi samymi ludźmi jak my, jeżeli oni potrafili, to nas również stać na wielkie czyny i danie przykładu kolejnym pokoleniom nacjonalistów.
Nie jesteśmy więźniami historii
Warto mieć przykłady w historii, jak wcześniej wspomniałem, ludzi nieugiętych jak stal, których należy podziwiać i starać się w swoim życiu postępować podobnie. Dotyczy to jednak danych postaw i stania przy swoich wartościach. Nie dotyczy to jednak kalkowania postulatów. Nie mamy ich nazwisk, nazw, symboli. Bo po prostu nie jesteśmy nimi. Nie możemy mieć poczucia niższej wartości czy jedynie wzdychać „bo dobrze to już było”. Dobrze jest, a będzie jeszcze lepiej. Tworzymy własną historię, własne postulaty, nazwy, symbole, prowadzimy własną walkę. Jak już gdzieś kiedyś napisałem – nasze czasy są najlepsze, bo są właśnie, po prostu, nasze! To my na chwilę obecną tworzymy przyszłe książki o historii, każdy nasz krok, zachowanie, ruch, postulat, wszystko będzie miało swoje odbicie w przyszłości. Nie możemy być pokoleniem straconym, które dało się zabić demoliberalnemu molochowi. Musimy spojrzeć w te książki historyczne inaczej, w duchu podziękować naszym poprzednikom i powiedzieć głośno: dzięki, daliście z siebie wszystko i my zrobimy tak samo, bo osiągniemy jeszcze więcej niż Wy. Nie jesteśmy więźniami historii, bo to teraz my ją tworzymy i zapisujemy swoje imiona na jej kartach.
Tworząc „Szturm”, zaczęliśmy pisać własną historię; wierzymy w nasze postulaty i jesteśmy przekonani o tym, że to nie żaden koniec historii, a dopiero początek. Wierzymy, że nowa epoka jest możliwa i to my będziemy jej twórcami. Wielu w tych czasach się odwraca, twierdzi, że trzeba działać w tym systemie jaki jest, bo nic innego nas nie czeka. Wielu daje się pochłonąć w stare określenia i szaty tzw. lewicowo-prawicowych bzdur. Skrajna lewica, skrajna prawica, ta zwykła prawica i ta zwykła lewica, śmieszne centrum etc. nie interesuje mnie to. Po prostu czas iść własną drogą, a określenia te zostawić historii. Ot tak, po prostu. Jestem szturmowcem.
Krzysztof Kubacki
Słowo o najwyższej prawdzie
Wszelka zbieżność przypadkowa. Utwór jest wyrazem literackiej ekspresji. Nie ma na celu nawoływania do łamania prawa.
Kochana siostrzyczko!
Co u Ciebie? Bo u mnie, jak pisałem, sprawa ma się ku końcowi. Dziś badał mnie lekarz sądowy. Musiałem kawał czasu odstać, nim mnie przywołali. Pytano mnie, oczywiście, o moją zbrodnię. Czy pamiętam? Jak to zrobiłem? Czy byłem pod wpływem narkotyków? Czy żałuję? Czy zrobię coś podobnego w przyszłości? Na pierwsze pytanie odpowiedziałem (zgodnie z prawdą), że pamiętam. Pod wpływem środków odurzających mogłem być, ale najbardziej odurzyło mnie złamane serce. Czy żałuję? Ciężko być dumnym lub żałować czegoś, co prędzej czy później musiało nastąpić. „Ale żałuję teraz, że naraziłem niewinne istoty ludzkie na niebezpieczeństwo. Łamanie prawa jest złe i niedobre”. Co jeszcze chciały wiedzieć doktorki? „Czy ma pan dalej radykalne poglądy i niebezpieczne zainteresowania?” Niech spier***ą. Nawet własna matka szuka u mnie myślozbrodni.
Wiem, że Ty także nie podzielasz moich poglądów. Chyba. Bo dawno nie jestem typowym kato-nacjo-prawiczkiem. Pamiętasz, co mi pisałaś o anarchii? Doskonale to rozumiem. Żadne współczesne państwo nie podoła problemom, z jakimi się mierzą zbiorowości i jednostki. Trzeba zniszczyć wszystko, co nazywają „porządkiem”. Bowiem pradawny, kosmiczny Porządek został dawno obalony. Panuje jedynie mieszczański ordnung, konserwujący najgorsze. Potrzeba anarchii, a nawet więcej - KOŃCA ŚWIATA. Dopiero potem można budować cokolwiek.
Pojęli to Japończycy z Najwyższej Prawdy. Ich mistrz wytrwale zgłębiał nauki chrześcijańskie, hinduistyczne, buddyjskie. Przyciągał do siebie młodych, wykształconych obywateli: studentów, prawników, chemików, lekarzy, biologów, fizyków, informatyków. Na spotkaniach grupy, gdzie wszyscy odziani byli w jednakowe, białe kimono, guru tłumaczył:
- Społeczeństwo, w którym żyjecie nie przywiązuje żadnej wagi do duchowości. Liczy się praca, liczy się konsumpcja, dla samej wyłącznie konsumpcji. Szkoły produkują tępych niewolników, o kupieckiej mentalności. Aby "osiągnąć sukces", trzeba włożyć wiele wysiłku: skończyć szkołę, iść na studia, sprzedać się pracodawcy, wygryźc konkurencję. A co dostaje się w zamian? Mieszkanie w zatłoczonym mieście. Nowy sprzęt wideo. Czy te rzeczy sprawią, że będziesz szczęśliwy?
Innym razem padały słowa:
- Mędrcy ze Wschodu i Zachodu od wieków zapowiadali Koniec Świata. Przyjdzie on, gdy zgaśnie wszelkie światło, a ludzie pogrążą się w beznadziejnej rozpuście. Wówczas nastanie kataklizm, który zniszczy wszelką cywilizację. Ten czas nadchodzi...
Któregoś razu mistrz przywołał do siebie młodego naukowca, jednego ze swoich uczniów. Zapytał o jego wiedzę i rozwój duchowy. Doczekawszy się odpowiedzi, rzekł:
- Chcemy powierzyć Ci ważne zadanie. Wyjedziesz za granicę, gdzie będziesz wytwarzał substancję, na których się znasz. Dostaniesz wszystko, co będzie potrzebne.
Zgodzić się? Co za pytanie! Kilka dni później, nad ranem, znajdował się na lotnisku w Tokio. Miał ze sobą tylko jedną, lekką walizkę. Samolot w parę godzin przetransportował uczonego do Władywostoku. Tam czekali nań inni wyznawcy - zarówno z Rosji, jak i z Japonii. Zapewnili go o braku zastrzeżeń ze strony władz. Zjadłszy obiad, pojechali do laboratorium pod miastem.
Była to filia miejscowej uczelni. Pośród tajgi wznosiły się niskie bloki. Mieściły się tam pracownie. Wyposażono je w sprzęt laboratoryjny wszelkich rozmiarów. Szafy zamykane na kod kryły odczynniki oraz stroje ochronne. Baraki z drewna służyły za sypialnie, zaś ceglasty budynek w środku krył bibliotekę, stołówkę oraz gabinet administracji (chwilowo nieczynny). Na tyłach kompleksu jezioro zapewniało kąpiel.
Naukowiec kilka miesięcy pracował dla sekty. Parę razy w tygodniu odbywały się wykłady. "Musimy przyłożyć rękę do zniszczenia świata, w którym rządzi Szatan z Ameryki." Na co dzień godziny upływały w laboratorium. Zaczęto od produkcji w małych probówkach, aby po tygodniu przejść na dziesięciolitrowe kolby. Metanol, fosfor i fluor reagowały, tworząc difluorek metylofosforowy. Po dodaniu alkoholu izopropylowego powstawała bezbarwna ciecz. Parę litrów wystarczyło do unicestwienia całej ludzkości. Ekstrakt śmierci, łatwo uchodzący w powietrze, czyniący je sobie podobnym. Pięć liter: S A R I N. Do tej pory żadna "grupa terrorystyczna" nie mogła liczyć na broń chemiczną. Teraz miało się to zmienić.
Kolby z sarinem załadowano na kuter rybacki. Pod stertą ryb przepłynęły od rosyjskiego wybrzeża do wysp Japonii. Ciężarówka zawiozła je do ośrodka Najwyższej Prawdy. Po paru miesiącach ludzie w strojach ochronnych napełnili cieczą ampułki, które włożyli do... śniadaniówek. Śniadaniówki trafiły do Tokio. Tam wyznawcy, młodzi mężczyźni, wyposażeni w strzykawki z antidotum, wzięli towar w swoje ręce. Jak gdyby nigdy nic, wsiedli rano do metra. W wagonach zostawili pudełka, uprzednio przebiwszy je parasolkami.
- Co to za zapach?
- Jakby spalone opony...
- Ojej!
Ludzie padali na ziemię, taplając się we własnych wymiotach. Modnie ubrane kobiety, mężczyzn pracujących w korpo powaliła niewidzialna siła. Płyny ustrojowe wypływały na zewnątrz, jak gdyby wszystkie brudy społeczeństwa wypełzały. Nikt nie wiedział, co się dzieje.
W ataku na tokijskie metro zginęło dwanaście osób, a ponad trzy tysiące zostało rannych. Po raz pierwszy w historii "terroryści" użyli broni chemicznej. Po raz drugi w dziejach wykorzystano sarin w celach bojowych. Choć sprawcy zostali ujęci i skazani, widmo zagłady ciąży nad konsumpcyjnym, kapitalistycznym światem.
Taki będzie początek światowej anarchii. Broń masowej zagłady zniszczy zepsutą cywilizację. Dla lubiących ciepłą wodę w kranie oraz ciepłe kapcie na nogach, nastanie Armagedon. Co będzie potem? Oddajmy głos uczonym w sprawach religii i polityki. Obecnie muszą zadziałać kapłani zniszczenia. Z pewnością porozmawiamy jeszcze o tym i o innych sprawach. Na żywo.
Pozdrawiam
Thor, bóg piorunów
autor: Leon Drzewczyk
Wywiad z rosyjskim nacjonalistą, tradycjonalistą Alexeyem Levkinem – rozmawiał Witold Dobrowolski
Wywiad z rosyjskim nacjonalistą, tradycjonalistą Alexeyem Levkinem, założycielem słynnego Wotan Jugend, jednym z liderów Rosyjskiego Centrum skupiającego rosyjskich nacjonalistów na uchodźstwie, oraz wokalistą zespołu M8L8TH. Ze względu na represje ze strony rosyjskiego aparatu bezpieczeństwa Alexey przebywa aktualnie na Ukrainie.
Czy mógłbyś opowiedzieć co sprawiło, że zostałeś nacjonalistą?
Pytanie oczywiście skomplikowane. Chociaż raczej nie tak skomplikowane, jak długa będzie moja odpowiedź. Rosyjskim nacjonalistą stałem się około 15 lat temu. Można byłoby zrobić osobny wywiad o moim życiu. Stosowne jest, aby powiedzieć o tym, jak przyjechałem na Ukrainę. Byłem jednym z założycieli dużego projektu propagandowego (Wotan Jugend), który specjalizował się w obalaniu mitów współczesnej pseudo-Rosji. Pracowałem z młodzieżą. Kiedy doszło do konfliktu na Ukrainie i zostały utworzone tak zwane Republiki Ludowe na wschodniej Ukrainie, nasz projekt popierał obiektywną pozycję, mówiąc o faktach wokół konfliktu i jaka powinna być wobec niego postawa rosyjskich nacjonalistów. A nacjonalista to przede wszystkim osoba, która dba o dobro swoich ludzi. Byliśmy poddawani represjom ze strony Służby Bezpieczeństwa, która zabrała nasz projekt i używała go do prowokacji. Mieliśmy otwartą sprawę karną, a sami zostaliśmy zmuszeni do opuszczenia terytorium naszego kraju. Powtórzę, że Federacja Rosyjska nie jest naszym domem, jest chimerą, która występuje na terenie wygubionej naszej historycznej ojczyzny – Rosji.
Republikanin, rewolucjonista, deista, bohater narodowy - Tadeusz Kościuszko
Andrzej Tadeusz Bonawentura Kościuszko jest znany szerszemu gronu przez swój wkład w walkę o niepodległość Polski w tzw. Insurekcji Kościuszkowskiej. I na tym wiedza na temat tego bohatera narodowego najczęściej się kończy. Mało kto jest świadom poglądów Tadeusza Kościuszki. Warto je tutaj odświeżyć. W końcu trudno sobie uświadomić i wyobrazić, że polski bohater narodowy mógł być deistą, antyklerykałem i mieć za przyjaciół masonów? Dla niektórych może być to szokiem.
Poniższy tekst będzie próbą obiektywnego opisania osobowości omawianej postaci historycznej. Z racji tego warstwa tekstowa składać się będzie z dwóch części. Pierwsza będzie formą krótkiej biografii, druga składać się będzie z poglądów Tadeusza Kościuszki.
Zanim zaczniemy typową biografię, warto poświęcić jeden akapit dotyczący rodu Kościuszków. Uważa się, że Tadeusz Kościuszko wychowywany był w duchu tolerancji religijnej. Wywodził się on z białoruskiej szlachty, która zamieszkiwała tereny tzw. Rusi Litewskiej. Początkowo przodkowie Tadeusza porzucili prawosławie na rzecz protestantyzmu. Jeden z nich, niejaki Jan Kościuszko, na początku XVII w., będąc już ewangelikiem, wziął ślub z arianką i sam przeszedł na wierzenie braci polskich. W 1658 r. arian zmuszono do przyjęcia katolicyzmu albo do opuszczenia kraju (wpływ na to miała kolaboracja dużej liczby arian na rzecz Szwedów podczas II wojny północnej). Wspomniany ród szlachecki wybrał w tym przypadku katolicyzm i tak już pozostało. Z autopsji znał on katolików, prawosławnych, unitów, protestantów oraz żydów. Podwaliny tej tolerancji mogły mieć wpływ na rozwój deizmu jako idei oświeceniowej u omawianej postaci, o czym szerzej później.
Wychowanie miało duży wpływ na uformowanie poglądów Tadeusza. W wieku 9 lat rozpoczął on edukację jako uczeń kolegium pijarskiego w Lubieszowie koło Pińska. Edukację prowadziły osoby duchowne. W oświeceniowym typie kształcenia, m.in. oprócz łaciny uczono języka polskiego, matematyki oraz nauk przyrodniczych. Ponadto pedagodzy przekazywali wzorzec „oświeconego obywatela patrioty”, zaktywizowanego dla dobra swojej ojczyzny, co także udzieliło się w późniejszym życiu Tadeusza. Warto wspomnieć, iż opisywaną szkołę zreformował Stanisław Konarski - pijar, katolicki zakonnik wdrażający idee oświeceniowe w szkolnictwie. Wróćmy jednak do Tadeusza Kościuszki. Przerwał on naukę w 1760 r., ze względu na śmierć ojca. Los jednak się do niego uśmiechnął - otrzymał rekomendację lokalnej szlachty oraz władz kościelnych z terenów rodzimego Polesia. Dzięki znajomościom, stał się kandydatem do podjęcia studiów w Szkole Rycerskiej. Stypendium ufundował mu Adam Kazimierz Czartoryski, widząc potencjał w młodej osobie. Kościuszkę przyjęto do szkoły, gdy miał 19 lat. Wspomniana placówka stanowiła kondominium polskiego oświecenia w edukacji w tamtym czasie, m.in. sprowadzano do niej wybitnych zagranicznych wykładowców. Oprócz tego Tadeusz za dobre wyniki w szkole został wysłany na stypendium do Francji. Oficjalnie studiował w Akademii Malarstwa i rzeźby, a na prywatnych lekcjach poszerzał wiedzę na temat wojskowości. (Powodem takiego stanu rzeczy był fakt, iż w tamtym czasie cudzoziemcy nie mogli legalnie wstąpić do francuskiej akademii wojskowej). Wspomniane nauki miały miejsce w latach 1769-1774. Uznaje się, iż ten wyjazd do przedrewolucyjnej Francji miał wpływ na rozwój poglądów Tadeusza Kościuszki. Podczas tej podróży zwiedził również Holandie, Anglię, Szwajcarię, Saksonię oraz Półwysep Apeniński. Warto podkreślić na koniec tego akapitu, iż sam mecenas Szkoły Rycerskiej, Adam Kazimierz Czartoryski, ubiegał się o przywilej wyjazdu za granicę Tadeusza Kościuszki u króla Polski - Stanisława Augusta Poniatowskiego.
Po skończeniu szkoły i po powrocie z zagranicznej podróży, Kościuszko nie odnalazł się, dzisiaj byśmy to określili - „na rynku pracy”. Jego umiejętności nie zostały docenione w kraju, pomimo tego, że był np. w stopniu kapitana. Wpływ na to miała m.in. redukcja w armii Rzeczpospolitej, wymuszona przez zaborców. (Pamiętać trzeba, iż kiedy Tadeusz był we Francji doszło do I rozbioru Polski). W tym samym czasie przeżył on zawód miłosny. Dorabiając jako nauczyciel córek hetmana Józefa Sosnowskiego, zakochał się w jednej z nich - Ludwice, z wzajemnością. Nie posiadał stosownego majątku, dlatego też miał nikłe szanse na oficjalne zaręczyny. Po nieudanych zaręczynach, porwał on ukochaną, jednak służba powiedziała hetmanowi, do czego doszło. W konsekwencji Tadeusz Kościuszko został pobity przez Józefa Sosnowskiego dając nauczkę, że takie zachowanie nie będzie tolerowane. Niespełniona ukochana - Ludwika Sosnowska, ostatecznie została wydana za księcia Stanisława Lubomirskiego. (Jej ojciec przegrał jej rękę w grze w karty ze wcześniej wspomnianym księciem). W konsekwencji tych doświadczeń, młody polski oficer, niepotrafiący odnaleźć się w realiach i uciekając przed zemstą ojca ukochanej, wyruszył w kolejną podróż.
Tadeusz Kościuszko przybył w 1775 r. do Saksonii. Poszukiwał tam pracy - bezskutecznie. Trafił następnie do Paryża. To właśnie tu dowiedział się o wojnie koloni w Ameryce Północnej z Wielką Brytanią. W czerwcu 1776 r. znalazł się w jednym z francuskich fortów i wyruszył przez ocean. Po dwóch miesiącach podróży znalazł się w Filadelfii. Wziął udział w Rewolucji Amerykańskiej jako ochotnik. Zajmował się głównie budowaniem fortyfikacji. To właśnie podczas tego konfliktu, Tadeusz Kościuszko zetknął się z realizowanymi w praktyce ideałami republikańskimi. Jego przyjacielem stał się m.in. Thomas Jefferson. Uzyskał w tej wojnie stopień generała brygady armii amerykańskiej.
Kościuszko wrócił do kraju w 1784 r. i ujrzał ojczyznę w rozkładzie. Osiadł w rodzinnym majątku w Siechnowiczach. W związku z reformą zwiększenia liczebności wojska do 100 tyś. w ramach obrad Sejmu Czteroletniego, Tadeusz Kościuszko 12 października 1789 r. otrzymał od króla nominację na generała majora wojsk koronnych. Rozpoczęła się wojna polsko-rosyjska w 1792 r., w obronie Konstytucji 3 maja. Głównym punktem zapalnym tej wojny było zawiązanie Konfederacji Targowickiej. Tadeusz dostał dowództwo nad dywizją w tym konflikcie. Za dokonania podczas tego konfliktu odznaczony został orderem Virtuti Militarii, oraz Orderem Orła Białego. Po zdradzie króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, który przeszedł na stronę Targowiczan, Tadeusz Kościuszko wyemigrował za granicę, do Drezna. Już w 1793 roku z innymi konspiratorami planował powstanie.
.
Warto w tym akapicie przejść do najważniejszych kwestii z powstania z 1794 roku, przez które Tadeusz Kościuszko stał się najbardziej rozpoznawalny w obecnych czasach. Owa Insurekcja, nazwana później przez historyków - Kościuszkowska - stała się nie tylko polem bitewnym w walce z Rosjanami, ale też poligonem doświadczalnym wprowadzania nowych reform wojskowych w duchu republikanizmu i oświecenia, m.in. do armii polskiej trafili mieszczanie i chłopi. Ci ostatni najczęściej uzbrojeni w kosy bojowe tworzyli tzw. oddziały Kosynierów. Pomimo początkowych sukcesów zrywu, w ostateczności powstanie zakończyło się klęską. W trakcie przegranej bitwy pod Maciejowicami, ranny Kościuszko trafił do niewoli carskiej.
Generał Kościuszko był więźniem rosyjskim do grudnia 1796 r. Jego kondycja fizyczna i psychiczna nie miewała się dobrze. Ponadto ten stan pogłębił upokarzający akt wierności poddańczej - chodzi dokładnie o przysięgę wobec cara Pawła I. Cena tak wysoka była pragmatycznym wyborem uwolnienia powstańców polskich, znajdujących się w niewoli tak jak ich dowódca. Oswobodzony, wraz ze swoim najbliższym przyjacielem - Janem Ursynem Niemcewiczem, wyruszyli do USA. Gościł ich sam Jerzy Waszyngton. Tadeusz Kościuszko odwiedził w tym czasie też Thomasa Jeffersona. Oprócz sentymentalnych wspomnień z okresu Rewolucji Amerykańskiej podczas biesiad i pogawędek, wyprawa Kościuszki do Ameryki miała także pragmatyczny cel. Dokładnie chciał on odzyskać zaległe płatności. W końcu jakby nie patrzeć był najemnikiem w czasie wojny o niepodległość USA, a ówczesna sytuacja materialna Kościuszki nie kreśliła się w kolorowych barwach.
Wciągnięty znów do polityki wyruszył do Francji w 1797 roku. Na prośbę Jeffersona, Tadeusz podjął się roli mediatora i pod koniec czerwca przybył do Francji. Misję wobec USA wypełnił z powodzeniem, jednakże w kwestii polskiej nie zdziałał nic. Polscy konspiratorzy przyjęli Kościuszkę z mieszanymi uczuciami. Tadeusz jednak angażował się dalej dla sprawy Polski. Sam brał udział w zawiązywaniu Legionów Polskich we Włoszech oraz w tworzeniu struktur organizacji o nazwie „Towarzystwo Republikanów Polskich”. Nie podzielał on jednak nadziei na odzyskanie niepodległości dla Rzeczypospolitej u boku Napoleona Bonaparte, którego szczerze nie lubił. (Choć Cesarz Francuzów określał go mianem „Bohaterem Północy”). Symbolicznym pozostaje fakt, iż Kościuszko nie przybył do utworzonego w 1807 r. Księstwa Warszawskiego. Tadeusz Kościuszko w 1815 r. osiadł w Szwajcarii, w mieście Solura, u zaprzyjaźnionego Franciszka Ksawerego Zeltnera. Wycofał się z życia publicznego. Czuł się też wyalienowany z polskiego środowiska emigracyjnego. Tadeusz Kościuszko zmarł 15 października 1817 r.
Po przedstawieniu najważniejszych wątków biograficznych omawianej postaci, warto w tym akapicie przejść do drugiej części tego artykułu, jakim będą jej poglądy. Na początek rozwinąć trzeba czytelnikowi kwestie deizmu wyznawanego przez Tadeusza Kościuszkę i jego poglądy na temat religii, zwłaszcza antyklerykalizm. Następnie zostaną przedstawione poglądy na temat człowieka, kwestia równości wszystkich ludzi wobec prawa oraz wdrażanie ideałów republikańskiego oświecenia w życie.
Teoretyczna koncepcja oświeceniowa deizmu zakładała m.in., że człowiek powinien samodzielnie kształtować swoje poglądy religijne zgodnie z wytycznymi rozumu i zasadami współżycia społecznego. Deiści odrzucali tradycyjne dogmaty oraz instytucję Kościoła, traktując je jako ucisk wobec jednostki, ludów i narodów. (Deizm traktowali jako „lek” na „negatywne wpływy instytucji religijnych” na społeczeństwo). Religia pojmowana w sposób deistyczny określano terminem „religii natury”, a Boga określano jako „Istotę Najwyższą” lub „Absolutem”. Jednakże Tadeusz Kościuszko inaczej rozumiał deizm - w jego pojmowaniu więcej było podejścia emocjonalnego niż racjonalnego w tej koncepcji.
Kościuszko uważał, że państwo nie powinno mieć innej religii niż naturalna. Religia, według niego, wykorzystywana była przez kapłanów do utrwalania dominacji nad ciemnym ludem, głównie do zaspokajania materialnych potrzeb oraz wzmocnienia władzy tyranów. Z racji tego potępiał nie tylko kościół katolicki, ale np. też kościół prawosławny czy unicki oraz zapewne protestanckie zbory. Tutaj pojawia się interesująca koncepcja kwestii religia, a państwo - zdaniem Kościuszki wyznania religijne powinny być podporządkowane strukturom państwowym, które w konsekwencji zapewniałyby obywatelom swobodę wyznania w granicach obowiązującego prawa. Najbardziej widoczne jest to w pewnym źródle historycznym. Chodzi dokładnie o tzw. „Memoriał Kościuszki” z 1814 roku, zaadresowany do A.J. Czartoryskiego - tego samego, który przyjął Tadeusza Kościuszkę do szkoły Rycerskiej. (Jest kilka tłumaczeń tego dokumentu z języka francuskiego, ja posłużę się z portalu racjonalista.pl) W dokumencie tym Tadeusz Kościuszko surowo oceniał kler katolicki, ale i nie tylko, bo i tzw. „prywatę”, cytując:
„Jeśli jednak, na odwrót rozpoczniecie od oświecania Księży, dacie im /tym samym/ więcej środków, by zniewalali Lud i trzymali go w jeszcze silniejszym uzależnieniu, bowiem każde wydzielone ciało w Narodzie będzie mieć zawsze swój własny interes, przeciwny do interesu Państwa, bądź będzie występować przeciwko działaniom rządu, bądź będą miały miejsce potajemne bunty i konspiracje, w które niestety obfituje historia. Nie można mieć nadziei, że zmieni się ich zachowanie, gdyż w ich podstawowym interesie leży mamienie ludu kłamstwami, strachem przed piekłem, dziwacznymi dogmatami oraz abstrakcyjnymi i niezrozumiałymi ideami teologicznymi. Księża będą zawsze wykorzystywać ignorancję i przesądy Ludu, posługiwać się (proszę w to nie wątpić) religią jako maską przykrywającą ich hipokryzję i niecne uczynki. (…)”
W innym fragmentach tego memoriału czytamy, kolejne uwagi wobec kleru, m.in.:
„Widzieliśmy Rządy Despotyczne, które posługiwały się zasłoną religii w przekonaniu, że to będzie najmocniejsza podpora ich władzy, wyposażano więc Księży w największe możliwe bogactwa kosztem nędzy ludu, nadawano im najbardziej oburzające przywileje aż po miejsce u Tronu, jednym słowem, tak mnożono względy, dobra i bogactwa Duchownych, że połowa Narodu cierpiała i jęczała z biedy, podczas gdy oni, nie robiąc nic, opływali wszelkie dostatki.”
Tadeusz Kościuszko wdrażał w życie deizm, np. świadomie nie wykonywał praktyk religijnych, co odbierane było negatywnie i z napomnieniem m.in. ze strony biskupa Turskiego. Usilnie namawiał on Kościuszkę do obowiązkowej dla każdego katolika spowiedzi wielkanocnej, a Tadeusz… „miał to gdzieś”. Dojść można do wniosku, iż Tadeusz Kościuszko czcił Boga, jako istotę wyższą, ale nie brał udziału w mszach świętych, obrzędach i życiu religijnym. Tezę tą postawił polski historyk, uczestnik Powstania Styczniowego -Tadeusz Korzon.
Drugą mocną cechą światopoglądową Tadeusza Kościuszki w kwestii religii było potępienie fanatyzmu religijnego, np. twierdził on, że:
„Fanatyzm dodaje wprawdzie mocy duszy, ale napełnia człowieka ślepotą i tamuje wzrost myśli, dlatego nigdy nie zrówna bohaterstwu wolności”.
Przelewanie krwi w imię „istot wyższych”, także było potępiane przez Tadeusza Kościuszkę, cytując:
„Bywały czasy, kiedy dla różnych bogów, jakich sobie natworzyli ludzie, wzajemnie się zabijali, ale dziś Europa jest przekonana, że Bóg natury nie potrzebuje, aby lały dla niego krew stworzenia, co nie są zdatne ogarnąć jego istoty”.
Z racji tego Tadeusz Kościuszko nieprzychylnie obserwował Konfederację Barską oraz zamieszki i bunty Rusińskiego chłopstwa prawosławnego na Wołyniu i Podolu w latach 1788-1789. Warto poruszyć dla czytelnika to drugie wydarzenie szerzej, aby w pełni zobrazować rozumowanie i podejście Kościuszki do kwestii fanatyzmu i obrony chłopstwa. (Kwestia podejścia Tadeusza Kościuszki do chłopstwa zostanie poruszona szerzej w dalszej części artykułu).
Przyczyną sytuacji w latach 1788-1789 na Wołyniu i Podolu była prorosyjska propaganda prawosławnego duchowieństwa, która miała rozsadzić ład i porządek w Rzeczypospolitej. Kościuszko nie przyłączył się do dominującej opinii, aby ukarać zbrojnie prawosławne rusińskie chłopstwo. Padały m.in. propozycje wobec tego problemu, aby wysłać pospolite ruszenie szlachty, które dokonałoby pacyfikacji buntowników. W maju 1789 r. Tadeusz Kościuszko pisał w tej kwestii do Michała Zaleskiego. Ten ostatni był posłem na Sejm Czteroletni oraz członkiem ówczesnej sejmowej komisji śledczej w sprawie oskarżonych o bunty. Warto tu zacytować Tadeusza Kościuszkę w całości, aby w pełni zrozumieć jego stanowisko w potępianiu fanatyzmu religijnego oraz obronę chłopów, cytując:
„(…) Fanatyzm pochodzący z nieświadomości zawsze najokropniejsze zwykł wydawać skutki. Zapobiec nie(ś)wiadomości długa jest droga. Trzeba wieków, aby oświecić ludzi, a trudniej u nas, gdzie ludzie oddychają niemal z woli swych panów, nie mają żadnego po sobie prawa, nawet odmienić miejsce zabroniono im, uchylić się od okrucieństwa lub uciemiężenia, pomijam od niesprawiedliwości, bo tej zawsze doznają. Wiem, co nieludzkość odpowiedzieć może - mogą uciec. A gdzie? Pytam się, do Moskwy chyba? Bo wszędzie pozwala prawo ścigać poddanego. (Poddanego - słowo przeklęte być powinno w oświeconych narodach). To my zaludniać inne kraje naszym nierządem będziemy? Zmniejszyć fanatyzm jest krótszy sposób i nie widzę, jak jeden pewny i najłagodniejszy, łącząc święta wszystkie ich z naszymi, jeden niech będzie kalendarz. Postarać się, aby popi msze mogli mówić po polsku. Nieoświeconym ludziom powierzchowności potrzeba, widocznej różnicy, gdyż żadnej nie czynią między religią grecką nieunitów, to jest moskiewską, a swoją (unicką), jedna jest to dla nich, a nasza jest odmienna dla nich. Przyzwyczajać ich potrzeba do polskiego języka, niech w polskim języku wszystkie ich nabożeństwa będą. Z czasem duch polski w nich wejdzie”.
Brać trzeba pod uwagę jednak fakt, iż przy takim zaściankowym myśleniu większości szlachty w ówczesnym czasie, pomysły takie, jakie dawał Tadeusz Kościuszko, były w większości zapewne niezrozumiałe.
Ostatnia kwestia w temacie religii to rozdzielenie kościoła od instytucji państwowych. Tadeusz Kościuszko chciał typologicznie świeckiego państwa. W kwestii edukacji przeciwstawiał się on powierzaniu jej klerowi. Mowa tutaj nie tylko o klerze katolickim, ale także prawosławnym i unickim. Negatywny stosunek Tadeusza Kościuszki do Kościoła widoczny był oprócz teorii także w pragmatycznych działaniach. Przykładem Insurekcja, kiedy jako Naczelnik wydawał rozkazy konfiskaty dóbr m.in. dzwonów kościelnych na rzecz powstania.
Kolejnym szerszym tematem, w związku ze światopoglądem Tadeusza Kościuszki, pozostaje wizja człowieka. Główny bohater tego artykułu głęboko interesował się ideami oświeceniowymi, które w jakiś sposób mogły poprawić żywot uciskanych przedstawicieli ówczesnego polskiego społeczeństwa - chłopów, ale i nie tylko, np. będąc w Ameryce, po wojnie przeznaczył część zdobytych funduszy na edukację murzyńskich niewolników.
Według Kościuszki, pierwszym krokiem w „uwolnieniu chłopstwa” powinno być wyzwolenie osobiste chłopa, a potem edukacja, cytując:
„Mniemają niektórzy, iż potrzeba pierwej oświecić lud, zanim mu dać wolność. Ja rozumiem przeciwnie, że chcąc oświecić lud trzeba go uwolnić. Wieleż narodów historii znamy, co nie umiały czytać, a byli wolnymi?”.
Tadeusz akceptował bez zastrzeżeń naturalną zasadę równości wszystkich ludzi wobec prawa. Trzeba pamiętać, że w tamtych czasach pogląd taki był rewolucyjny, czy to w absolutystycznej Francji czy szlacheckiej Rzeczypospolitej. W jednej i drugiej, każdy człowiek miał ustanowione miejsce, którego nie mógł zmienić. Tutaj najbardziej ubolewała Kościuszkę sytuacja polskich chłopów, m.in. po powrocie z wojny ze Stanów, zmniejszył pańszczyznę swoich poddanych do 2 dni. Ponadto, wdrażanie zasady równości dobitnie widać w dokumencie o nazwie „Uniwersał Połaniecki” z okresu Insurekcji. Według tego dokumentu, tereny objęte powstaniem zwolnione były z poddaństwa chłopów oraz otaczały ich państwową opieką prawną i zmniejszoną pańszczyzną. Podczas tego powstania Najbardziej znanym cytatem w tej materii pozostaje ten:
„Za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności całego narodu i dla niej tylko wystawię swe życie”.
Oznacza to, iż za naród Tadeusz Kościuszko uznawał nie tylko szlachtę (naród szlachecki), ale także wszystkich tych, którzy zamieszkiwali tereny Rzeczypospolitej posługującym się językiem polskim. Mowa tu o mieszczanach i chłopach o różnym pochodzeniu etnicznym. Potwierdzeniem tego odwołania się do „etosu polskości” widać chociażby w liście do Michała Zaleskiego, gdzie padają stwierdzenia dotyczące łączenia kalendarzy, modlitwy popów w języku polskim, przyzwyczajaniu do polskiego języka oraz o „wchodzeniu polskiego ducha” w prawosławne serca.
Podczas Insurekcji, w kwestii chłopskiej i wdrażania republikańskich ideałów oświeceniowych, ważna pozostaje również bitwa pod Racławicami, a raczej sytuacja po niej. Za odniesione zwycięstwo Tadeusz Kościuszko mianował chłopa - Wojciecha Bartosza - chorążym Granadierów Krakowskich. Nadał mu również nazwisko - Głowacki. Oprócz tego Tadeusz Kościuszko, ubrał się w chłopską sukmanę. Wynikało to jednocześnie z ówczesnej tradycji wojskowej (dowódca zakładał mundur oddziału, który najbardziej wyróżnił się w walce), ale też jak wcześniej wspomniano - wprowadzaniu republikańskich wartości.
Warto na sam koniec przejść do podsumowania przedstawionych treści. Z biografii i poglądów Tadeusza Kościuszki wysnuwa się według niego obraz państwa świeckiego, w którym każdy obywatel wyznaje religię taką, jaką chcę. Jest w tym tylko jeden warunek - instytucje kościelne i religijne podlegają bezapelacyjnie państwu. Edukacją powinno zająć się państwo, a nie kler, bez względu na to czy będzie to np. katolicki ksiądz, czy prawosławny lub unicki pop. Z wizji Kościuszki wyłania się też jeden naród, posługujący się językiem polskim, jako językiem państwowym, ale o różnym pochodzeniu regionalnym i etnicznym. Na temat funkcjonowania systemu czy ustroju wiemy za mało, aby szerzej przedstawić. Zapewne wizja ustroju według Tadeusza Kościuszki byłaby republiką na wzór ideałów wyniesionych ze wczesnego funkcjonowania USA. W końcu tam ujrzał on ideały republikańskie wdrażane w życie. To tam ujrzał jak angielski chłop wysłany do kolonii uzyskuje pełną wolność podczas Rewolucji Amerykańskiej. Szerzej przebadać trzeba w tym przypadku organizację „Towarzystwo Republikanów Polskich”, a może uzyska się odpowiedzi na to pytanie. Czy może byłby to jednak model ustroju wprowadzony na wzór Jakobiński, z Rewolucyjnej Francji? Trudno to jednoznacznie określić, bo Insurekcja nie została wygrana. Intrygującym faktem jednak pozostaje, że kościół mógłby być prześladowany w takim ustroju państwowym. W końcu Tadeusz Kościuszko przetapiał m.in. dzwony na produkty potrzebne do walki z Rosjanami, co daje do myślenia, iż takie działania mogłyby być realizowane np. w polepszeniu funkcjonowania państwa albo np. na budowanie publicznych szkół. Kwestia ta pozostaje na chwilę obecną w formie przypuszczeń.
Patryk Płokita
Bibliografia:
Dokumenty źródłowe:
Kościuszko T., O Kościele, religii i wolnej myśli”, Memoriał 1814, [w:] http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,5498
Pozycje książkowe:
Korzon T., „Kościuszko - biografia z dokumentów wysnuta”, Kraków 1894. [w:] http://www.dbc.wroc.pl/dlibra/doccontent?id=8653
Koźmiński K., „Tadeusz Kościuszko 1746-1817”, Warszawa 1969;
Strony internetowe:
Komitet Kopca Kościuszki w Krakowie ustanowiony w 1820 r., „Biografia” [w:] http://www.kopieckosciuszki.pl/pl/tadeusz-kosciuszko
Potomski P., „Gen. Tadeusz Kościuszko. Rycerz wolności, równości i braterstwa”; [w:] http://www.dziennik.com/publicystyka/artykul/gen.-tadeusz-kosciuszko.-rycerz-wolnosci-rownosci-i-braterstwa
Romanowicz T., „Oświeceniowy myśliciel i humanista” [w:] http://humanizm.net.pl/tadeuszk.html
Skrzypek M., „Kościuszko o religii” [w:] http://www.tygodnikprzeglad.pl/kosciuszko-o-religii/
„Tadeusz Kościuszko (1746-1817)”, [w:] http://dzieje.pl/postacie/tadeusz-kosciuszko-1746-1817
Zuziak J., „Bitwa Pod Racławicami, 4 kwietnia 1794”, [w:] http://www.ipsb.nina.gov.pl/index.php/a/bitwa-pod-raclawicami-4-kwietnia-1794-r
Audycje radiowe:
„Tadeusz Kościuszko - nieskazitelny symbol polskości?” [w:] http://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1038164,Tadeusz-Kosciuszko-%E2%80%93-nieskazitelny-symbol-polskosci
Programy edukacyjne:
„Ciacho i bestia. Tadeusz Kościuszko”, „Historia bez cenzury”, [w] https://www.youtube.com/watch?v=KpuKIUVmUiY
Odezwa do młodzieży polskiej
Wiek XX był świadkiem dwóch wojen światowych, w wyniku których tymi, którzy ponieśli największą klęskę były nasze kraje, kraje kontynentu europejskiego.
W trakcie przygotowań do „traktatu pokojowego” bez udziału krajów pokonanych, Marszałek Foch z wyjątkową jasnością umysłu pozwolił sobie na stwierdzenie: „to nie jest pokój, to jest rozejm na dwadzieścia lat”.
Te dwie wojny światowe mogą, a nawet muszą zostać uznane za kolejną wojnę trzydziestoletnią (1914-1945). Od siebie dodam, że była to domowa i bratobójcza wojna europejska. Traktaty podpisane w 1920 r. zniszczyły cztery imperia: Cesarstwo Niemieckie, Austro-Węgry, Imperium Rosyjskie i Osmańskie. Po zakończeniu drugiego konfliktu przestały również istnieć dwa kolejne imperia: Francji i Wielkiej Brytanii. W 1945 roku prawdziwymi zwycięzcami były dwa pozaeuropejskie supermocarstwa: USA i ZSRS. Zauważmy, że oficjalne nazwy tych dwóch krajów nie wskazują na przynależność narodową ich mieszkańców. Mówią po prostu: Ameryka - Republiki sowieckie.
Po straszliwych zniszczeniach Europa była przez pół wieku okupowana i militarnie podporządkowana przez te dwie „anonimowe spółki akcyjne”. Nasz kontynent stracił w ten sposób na długo, może na zawsze, swoją światową supremację.
Głębokie i narzucone zmiany radykalnie zmieniły moralnie i gospodarczo nasze kraje Europy Środkowej. Połączono 28 krajów europejskich - czy tego chciały, czy nie. Pamiętajmy o referendum z roku 2005 w sprawie Konstytucji Europejskiej, którą 55% Francuzów odrzuciło. Realna władza nie jest już sprawowana przez stolice poszczególnych krajów ale przez niewybranych przez nikogo urzędników w Brukseli oraz przez zglobalizowane superbanki.
Jaka przyszłość więc dla naszych narodów Europy Środkowej? Co jest obowiązkiem polskiej i węgierskiej młodzieży? Dziś wybór jest dziecinnie prosty. Czy chcemy żyć w wolnych i niepodległych państwach, czy też mamy dać się rozpuścić w globalnej magmie bez granic i bez wolności zaprojektowanej przez tajne oficyny, przez bezpaństwowe organizacje i przez potwornych ideologów? Wiatr historii jest tylko marksistowskim wynalazkiem. Zresztą, gdzie jest ten sowiecki raj obiecywany jako najwyższa nadzieja? Ten ohydny raj wbrew naturze zawalił się jak domek z kart i to bynajmniej nie w wyniku zbieżnych działań Wall Street i MFW ale dzięki zdecydowanemu oporowi naszych narodów. Czy wiara w Boga i uczucie dumy z przynależności do naszych narodów mają zostać wyrwane z naszych serc? Nigdy!
Tysiącletnia Polska, podobnie jak Węgry należy do cywilizacji chrześcijańskiej. To nasze prawo, nawet nasz święty obowiązek, żebyśmy żyli podług naszych przyrodzonych praw. W Polsce jest młodzież, która może pokonać wszystkie trudności i pokonać wrogów zewnętrznych i wewnętrznych.
Nasz świat cały jest dziś na rozdrożu. Nasza przyszłość nie jest zapisana w jakimś tam miejscu - zależy od nas i patrioci Europy Środkowej muszą obudzić się i sprostać wyzwaniu rzuconemu przez wrogów wszelkiego rodzaju. Nikt nie zrobi tego za nas - nasze pokolenie może liczyć tylko na siebie i na solidarność kilku przyjaznych narodów.
Życzę polskiej młodzieży czujnego ducha w tej walce pod chwalebnym sztandarem przykładu naszych przodków, naszych bohaterów i naszych męczenników.
Zjednoczeni - zwyciężymy!
Między naszymi dwoma narodami w ciągu wieków utrwaliła się głęboka i szczera przyjaźń. Pozdrawiam polską młodzież i zapewniam ją o mojej wiernej przyjaźni.
Niech żyje wielki naród polski!
Niech żyje przyjaźń polsko-węgierska!
Kawaler Zakonu Witezów Węgierskich
Generał Brygady Gwardii Narodowej 1956
Bojownik OAS i weteran z Petit-Clamart
/ - / Lajos Marton
Okolice Paryża, 29 kwietnia 2015
Lajos Marton - Całe życie w walce
Lajos Marton urodził się 29 kwietnia 1931 roku w Posfie, niewielkiej wsi przy granicy z Austrią. Od dziecka marzył o karierze oficera i konsekwentnie dążył do wyznaczonego celu. Zakończenie II wojny światowej, a wraz z nim wejście Węgier do obozu państw sowieckich rozbudziło w Martonie antykomunistyczne powołanie. Po stłumionej rewolucji węgierskiej Marton udał się do Francji. Postanowił zostać tajnym współpracownikiem NATO – jedynej realnej siły mogącej przeciwstawić się .
Po przybyciu do tego kraju, którego język znał od wczesnej młodości, postanowił kontynuować działalność wojskową, jednak szybko naocznie przekonał się o tym, czym jest „polityka dezercji i dekadencji” osłabiającą armię francuską. Postawę ówczesnych władz Francji w Algierii uznał za tchórzostwo. W związku z tym dołączył do Organisation de l'Armée Secrète (OAS –Organizacja Tajnej Armii, założonej w 1961 roku). Powstałej w reakcji na referendum dotyczące samostanowienia Algierii. Po podpisaniu uznanych za zdradę stanu porozumień w Evian – les Bains członkowie ugrupowania wierzyli, że wywołają nowy konflikt zbrojny w Algierii. Bezskutecznie, postanowiono przenieść działalność OAS do Europy.
22 sierpnia 1962 roku członkowie grupy bojowej „Charlotte Corday” przeprowadzili nieudany zamach na prezydenta Republiki Francuskiej Charles’a de Gaulle’a. Jednym z żyjących bohaterów tamtych wydarzeń jest Lajos Marton - człowiek, który ulokował najwięcej kul w prezydenckim samochodzie. Zamach w Petit – Clamart to jeden z największych aktów poświęcenia dla idei, którego dokonał Marton. Został za to skazany na 20 lat pozbawienia wolności. Odbywał karę w kilku więzieniach, m.in. na słynnej wyspie Ré. W 1968 r. skorzystał z amnestii i odzyskał wolność. Powrócił do działalności wojskowej.
Na początku lat 80. XX w. brał udział w ryzykownej akcji dywersyjnej w Czadzie. Pod koniec tego dziesięciolecia otrzymał upragnione pozwolenie na wjazd do Węgier. Po dziś dzień współpracuje z administracją węgierską, a także bierze udział w konsultacjach prowadzonych przez węgierskie ministerstwo obrony.
Lajos Marton to postać niezwykle barwna. Idealista, żołnierz, antykomunista, a przede wszystkim człowiek honoru. Człowiek, którego całe życie pochłonęła walka z komunizmem i jego następstwami. To węgierski i francuski patriota, wielki przyjaciel Polski, który do dzisiaj wspomaga młodzież swoim doświadczeniem i autorytetem. Postać niezwykle ważna dla ruchów narodowych zarówno na Węgrzech, jak i we Francji.
W 2015 roku dzięki wydawnictwu Arte ukazała się polska edycja biografii Lajosa Martona pt. Moje życie dla Ojczyzny! Powinien przeczytać ją każdy, kogo interesują losy współcześnie żyjących wojowników – idealistów, żołnierzy niezłomnych XX wieku. To również wyśmienita analiza historii powojennych Węgier i Francji widzianych oczami uczestnika najważniejszych wydarzeń w historii tych państw w drugiej połowie ubiegłego stulecia.
Tomasz Kosiński
„Czy ja miałem szczęście? Czy szczęściem jest pozostanie przy życiu po dwóch wyrokach
śmierci (zaocznych), jednym na Węgrzech, drugim we Francji? Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa powinienem był przejść przez życie jako skromny chłop węgierski w malutkiej wiosce w pobliżu granicy austriackiej, lecz Los zadecydował inaczej. Nigdy nie miałem wyboru w ważnych decyzjach. Nie wierzę w predestynację jako pogląd, zgodnie z którym wszystko zostało zadecydowane wcześniej i wszystko jest zapisane w gwiazdach. Myślę, że to człowiek decyduje o swoim losie. A przynajmniej zawsze może powiedzieć nie.”
Lajos Marton
Marksizm kulturowy i jego owoce
W polskim ruchu nacjonalistycznym wiele się mówi o zagrożeniach dla naszego narodu płynących między innymi z lobby ruchów LGBT, źle pojętego feminizmu, propagowania aborcji (jako „wykorzystania wolności do wyboru”), czy zrzeszeń antyreligijnych. Co łączy te wszystkie zjawiska? W znacznej mierze są one owocami pracy reprezentantów nurtu marksistowskiego zwanego marksizmem kulturowym. Tekst ten będzie miał za zadanie przedstawić ich działalność wraz z jej owocami.
Marksizm kulturowy jest nierozłącznie związany ze środowiskiem naukowym powstałego już w 1923 roku Instytutu Badań Społecznych we Frankfurcie nad Menem, które przyjęło, od nazwy miasta w którym powstało, miano szkoły frankfurckiej. To tam po objęciu stanowiska dyrektora przez Maxa Horkheimera powstała „teoria krytyczna”, która stanowiła ideę-pomost dla rozwinięcia się wspomnianych we wstępie zjawisk społecznych. Jak sama jej nazwa wskazuje – kluczowym elementem z nią związanym była krytyka. Czego? Przede wszystkim tradycyjnej kultury i jej zasad oraz norm. Przedstawiciele szkoły frankfurckiej za twórcę „teorii tradycyjnej” (idei opozycyjnej wobec „teorii krytycznej”) uznali Kartezjusza, który to ustalił klasyczną metodologię nauki opartej na rozdzieleniu przedmiotu oraz podmiotu i niezmienności obu tych czynników, co skutkowało obiektywnością badań. Natomiast „teoria krytyczna” zakładała odnajdywanie podmiotu w przedmiocie, które oznacza próbę subiektywnego rozpatrywania podmiotu w różnych kontekstach. Zasady „teorii tradycyjnej” były na wskroś naukowe. Z kolei „teorię krytyczną” identyfikowano z filozofią. Co oznaczają te różnice? Otóż fakt budowania przez reprezentantów szkoły frankfurckiej (kolejnej w dziejach) „nowej filozofii” wiązał się z chęcią radykalnej rewolucji na łamach kultury. Głównym objawem tego przewrotu miało być zburzenie tożsamości, tradycyjnych wartości, wzorców oraz moralności opartej na religii i zastąpienie ich tym, co można dziś powszechnie zaobserwować jako poprawność polityczną, otwartość, czy tolerancję. Wszystkie te rzekome alternatywy do tradycyjnej kultury są wciąż szeroko forsowane. Warto jednak wspomnieć, że kulturowi marksiści dostrzegali w przedmiocie swoich badań autentyczne problemy takie jak obniżenie gustów, czy komercjalizacja kultury. Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo spostrzeżenia i trafnego opisu między innymi wspomnianych zjawisk, szkołę frankfurcką można określić jako think-tank nowej lewicy oraz neomarksizmu. Rolę proletariatu w rozumieniu jej ideologów zastąpiły uciskane przez zwolenników tradycyjnej kultury mniejszości, które „nie pasują” do świata pełnego tożsamości o jasnych granicach oraz obiektywistycznych wartości. Do owych mniejszości należą między innymi homoseksualiści, transwestyci, feministki, czy nawet wojujący ateiści.
Zasady marksizmu kulturowego zostały więc oparte na typowo marksistowskim podziale na „dobrych” i „złych” obywateli. Ponadto warto zauważyć, że marksiści kulturowi również chcieli dokonać w społeczeństwie przemian poprzez konstrukt ideologiczny, który nazywali filozofią. Należy jednak pamiętać, że „stary marksizm” mimo wszystko był odmienny od tego opisywanego w tym tekście. Pierwotne marksistowskie założenia skupiały się na rozmaitych zależnościach i przekształceniach materii, które miały być zdeterminowane prawami mającymi w swym społecznym wymiarze polegać na nieustannej walce klas. Istotnym jego elementem było również przekonanie o konieczności rewolucji w imię postępu, która miała doprowadzić społeczeństwa do stanu bezklasowego. Natomiast w marksizmie kulturowym przyjmowano ideę zaczerpniętą od włoskiego marksisty, Antoniego Gramsciego, który mówił o potrzebie przeprowadzenia „długiego marszu” lub „marszu przez instytucje”. Pewnie wielu polskich nacjonalistów kojarzy to pojęcie z niespełnionymi, zaprzepaszczonymi założeniami Ruchu Narodowego, ale nie o tym ma traktować tekst. Ów „długi marsz” miał prowadzić do zaprowadzenia przez daną klasę społeczną hegemonii kulturowej – totalnej zmiany dominującej w danym społeczeństwie ideologii.
Na tym etapie warto zadać pytanie o zakres oraz skalę oddziaływania marksizmu kulturowego na świat Zachodu. Nie da się ukryć, że najczęściej forsowane wzorce kulturowe różnią się obecnie radykalnie od tych tradycyjnych. Wspomnieć warto jako chociażby przymusową tolerancję, która wynika bezpośrednio z Queer Theory. Co stoi za tym angielskim pojęciem? Stara się ono wyjaśnić różnice społeczne – ze szczególnym uwzględnieniem różnic płciowych. To właśnie ta teoria (wraz z jej nowomową) zapoczątkowała trwającą wciąż próbę oszukania natury poprzez kontestację utartych norm związanych z płciowością człowieka. Dzięki Queer Theory ruch LGBT i feministki mają otwarte drzwi do manifestowania swoich coraz dalej idących roszczeń. Nie da się ukryć, że pojęcie to jest ściśle związane z teorią krytyczną.
Również wojujący ateizm wynika często z kulturowego marksizmu. Chrześcijański system wartości już wiele razy budził sprzeciw, często był na celowniku szkodliwych ideologii. Współcześnie znów mamy do czynienia z próbą zdeprecjonowania znaczenia chrześcijaństwa. Co łączy to zjawisko z marksizmem kulturowym? Otóż według reprezentantów szkoły frankfurckiej i jej pochodnych, a szczególnie czołowego ideologa, Theodora Adorno, który skonstruował pojęcie „osobowości autorytarnej”, religia chrześcijańska oraz wynikające z niej normy takie jak tradycyjnie pojęta rodzina prowadzą do... faszyzmu, czy – jak to częściej ujmuje się w Ameryce – rasizmu. Dziać się tak miało ze względu na rzekomo opresyjny charakter chrześcijaństwa, od którego – według teoretyków marksizmu kulturowego – należało uwolnić społeczeństwa. Skutkiem dekonstrukcji wartości chrześcijańskich jest powszechny relatywizm moralny, zanik obiektywistycznej teorii moralności.
Wielu nacjonalistycznych publicystów w Polsce i – w większym wymiarze – poza nią podejmowało temat dyktatu politycznej poprawności. Z tego tekstu jasno wynika, że jest ona wynikiem świadomych działań pewnych kręgów intelektualnych. Narracja zapoczątkowana przez przedstawicieli szkoły frankfurckiej trwa na wielu uniwersytetach, czy innych środowiskach naukowych po dziś dzień. Należy zaznaczyć, że zagrożenie płynące wciąż z dekonstrukcji tradycyjnych wartości, czy zideologizowanego relatywizmu reprezentowanego przez zwolenników teorii krytycznej jest szczególnie silne nie tylko ze względu na przyjmowanie niektórych postulatów marksistów kulturowych przez kręgi polityczne, ale przede wszystkim ze względu na wspomnianą obecność ich ideologii w kręgach intelektualnych – nie tylko filozoficznych, ale również socjologicznych, czy psychologicznych (na teorię tej odmiany marksizmu miała znaczny wpływ psychoanaliza).
Wielkim zadaniem dla ludzi, którzy wierzą w słuszność tradycyjnych ideałów oraz klasycznie rozumianej tożsamości, jest walka z marksistowską hydrą. Należy przede wszystkim skupić się na przyczynach współczesnych, niepokojących zjawisk kulturowych oraz społecznych, a nie tylko – jak to ma miejsce w przypadku większości powstających między innymi w polskim obozie narodowym inicjatyw – na niwelowaniu ich objawów. To skupienie powinno się przejawiać w nieustannej formacji intelektualnej oraz osobowościowej i musi być również przekładane na obecność ludzi, którym zależy na przetrwaniu naszej cywilizacji, w przestrzeni publicznej – nade wszystko na aktywności akademickiej.
Michał Walkowski
Bronię patriotyzmu czyli liberalnym dziennikarzom w odpowiedzi
Ostatnimi czasy można poczuć się niemalże jak w okresie międzywojennym, kiedy to na każdym uniwersytecie działała Młodzież Wszechpolska, a Obóz Narodowo-Radykalny codziennie budził przerażenie jakiegoś postępowego publicysty. Szalone lata 30. wracają – przynajmniej jeśli wierzyć prasie – szczególnie w Warszawie, gdzie podobno udało się zmonopolizować nacjonalistom dyskurs na temat powstania, a także w sklepach odzieżowych, gdyż polskiej młodzieży znudził się „Che” na rzecz swojskiego Pileckiego.
No dobrze, pożartowaliśmy a teraz na poważnie.
Nigdy nie spodziewałem się, że takowy tekst popełnię, a już zwłaszcza do „Szturmu”, gdyż nie ukrywam, że traktując nasz miesięcznik jako swoistą awangardę polskiego nacjonalizmu, kuźnię idei, miejsce, gdzie można też przy okazji swobodnie skrytykować nie tylko lewaka i masona, ale także pewne błędy tkwiące w naszym środowisku, uważałem łamy tegoż czasopisma za idealne by piętnować to, co moim zdaniem w naszym ruchu jest błędne. A są nimi, między innymi, infantylizm i przesadne spłycenie idei do roli „patriotyzmu”. No i ten nieszczęsny biznes koszulkowy… No, ale tak się śmiesznie złożyło, że ostatnimi czasy tuzy polskiego dziennikarstwa na łamach przeróżnych liberalnych mediów, a już zwłaszcza liberalno-„katolickiego” „Tygodnika Powszechnego” (poświęciły na to aż DWA numery, w tym jedną okładkę!) postanowiły ponarzekać na „brunatnych” (chyba wprost pada tam takie określenie) oraz ponarzekać na to, że złe firmy odzieżowe wykorzystują symbol Polski Walczącej i to jest takie nadużycie, i takie nieestetyczne, i takie nadużycie, a w ogóle powstańcy to walczyli przeciwko nietolerancji! (No tak, w końcu jedna pani naukowiec orzekła już, że „Zośka” był gejem, więc w sumie to czemu by tak nie uznać powstania warszawskiego za zryw tęczowego miasta przeciw homofobom z SS?) I tak wczytując się w ten cały ból, żal, jad i przerażenie naszych gryzipiórków tak pomyślałem sobie, że ja im bym bardzo chętnie kilka rzeczy wyjaśnił a ponieważ stale zjawiska ochrzczone mianem „gimbo-patriotyzmu” oraz „mody na patriotyzm” spotykały się z mojej strony z pewnymi złośliwościami, to gwoli pewnej sprawiedliwości dziś stanę w ich obronie.
Otóż, pozwolę zwrócić się do was, moi liberalni przyjaciele z najróżniejszych redakcji, generalnie to ja się z wami… zgadzam. Wybaczcie mi język, niestety wzorem Szczepana Twardocha uważam, że wulgaryzmy czasem są wielkim skarbem i warto z nich skorzystać, niemniej jednak ja się z wami w stu procentach zgadzam. Faktycznie, to nie nacjonaliści powinni uczyć polską młodzież patriotyzmu. Cały problem na tym polega, że to właśnie nie my, kurwa, powinniśmy to robić, tylko przez ostatnie „25 lat wolności”, które jest według was takim osiągnięciem, nie robił tego nikt inny.
W normalnym kraju konserwatyści mówią o obronie tradycyjnych wartości, liberałowie o wolnościach obywatelskich, socjaliści organizują strajki broniąc praw pracowniczych, a nacjonaliści starają się kreować politykę w duchu interesu narodowego. Nie jest zadaniem żadnego ugrupowania politycznego prowadzić edukację patriotyczną. To, że schrzaniono (a i to delikatnie powiedziane) totalnie wpajanie dzieciakom miłości do ojczyzny, a wręcz starano się wmówić społeczeństwu, że jest jakimś gorszym rodzajem człowieka, jakimś plemieniem które powinno wstydzić się swojego kraju za granicą, to zasługa III RP i elit – tak politycznych, jak i intelektualnych.
Mówicie, że ktoś kradnie wam patriotyzm? Pogięło was? W kraju, w którym przez kilkanaście lat od upadku komunizmu członkowie antykomunistycznego podziemia mordowani tysiącami w katowniach UB nie mogli doczekać się należytego upamiętnienia bo przecież wśród nich zdarzały się czarne owce, a co gorsza niektórzy poczuwali się do nacjonalizmu (możecie odmieniać demokrację w kontekście wyklętych przez wszystkie przypadki ale chyba nikt nie ma wątpliwości, że znaczna część tych ludzi przed wojną należała do ugrupowań endeckich albo ONR, a podczas okupacji do NSZ) więc lepiej było tego nie ruszać. Legendarny jest już tekst opublikowany w „Gazecie Wyborczej” o wszystko mówiącym tytule „Patriotyzm jest jak rasizm” gdzie już na samym początku fundowano czytelnikowi takie rewelacyjne przemyślenia jak to, że „patriotyzm nie ma żadnego uzasadnienia moralnego – jest zbędnym reliktem przeszłości, pozostałością po czasach, gdy hordy plemienne wiodły wojny o terytorium, żywność i kobiety”. Nagonka ma Marsz Niepodległości zorganizowana przez tę samą redakcję, próby wygwizdania i blokowania, rewelacyjne przemyślenia anarchisty do kamery TVN-u na „kontrze” w 2010 roku, że sprzeciwia się takim prymitywnym wartościom jak „naród, krew czy rasa” (czyli odrzuca pojęcie konstytucyjnego suwerena) czy wreszcie sprowadzenie przez Krytykę Polityczną do naszego kraju lewackich bojówkarzy po to, by tłuczono nie żadnych neonazistowskich skinheadów, ale przypadkowych ludzi z biało-czerwonymi flagami – to wszystko sprawiło, że zarysował się jasny podział. Po jednej stronie byli ludzie, którzy odwoływali się do najróżniejszych doktryn i ideologii, byli i nacjonaliści, i monarchiści, i wolnościowcy, chadecy i konserwatyści miłośnicy Dmowskiego i Piłsudskiego (te dwie trumny dzielące polską politykę nagle miały okazać się, pomimo różnic, jedną stroną barykady) ale wszyscy dzierżący dumnie narodowy sztandar będący a po drugiej ci, którzy postanowili sprowadzić patriotyzm do „płacenia podatków”. Nie zapomnę jak jeszcze kilka lat temu, chyba przy okazji Marszu Niepodległości (i chyba w roku 2011, bo na nim nie byłem a oglądałem to na żywo) pan ekspert w studiu deklarował, że taki zachodni, a może powiedział – anglosaski, model patriotyzmu ma przyszłość, a nie jakieś krzyki o Bogu, honorze i ojczyźnie. Hasło – przypomnijmy – zakwalifikowane przez dziennikarkę TVN24 jako nawołujące do nienawiści.
Mówicie, że zawłaszczamy pojęcie patriotyzmu? Nieprawda, osobiście uważam, że patriotą może być konserwatysta, ludowiec, socjalista… patriotyzm to uczucie, nacjonalizm to ideologia, jedno nie wyklucza drugiego, a wręcz się doskonale uzupełniają, ale nie muszą wcale występować łącznie. Z wami, moi przyjaciele z wielkich redakcji i postępowych środowisk, z wami problem jest taki, że wy się po prostu tego pojęcia i uczucia wyrzekliście. Zachowujecie się jak człowiek, który odrzucił w całości testament a potem ma pretensje, że nic nie dostał.
Opowiem wam coś, może dzięki temu się lepiej zrozumiemy. Otóż w roku 2008 wydana została przez środowiska narodowe składanka pod tytułem „Twardzi jak stal – muzyczny hołd dla NSZ”. Zacznijmy może od cytatu z jednej piosenki (pod tytułem „Żołnierzom NSZ”) w której słyszymy „nasz naród, który jak Pawłowa pies tu wszystkie winy zwala na Sowietów, a wciąż mu nie chce wejść do pustych serc szacunek dla żołnierzy NSZ-u”. I to nie jest wcale żadne nadużycie, tak się śmiesznie składa, że polityką interesuję się od dzieciaka i również dość szybko zacząłem deklarować się jako nacjonalista, i pamiętam, że jeszcze dekadę temu powszechne było przeświadczenie wśród ludzi, że NSZ (o ile ktoś w ogóle wiedział o istnieniu takiej formacji) to byli przede wszystkim hitlerowscy kolaboranci. Kto był odpowiedzialny za tak rewelacyjny poziom społecznej świadomości? Osobiście nie mam złudzeń.
O tym, jak było kiepsko z społeczną świadomością niech świadczy fakt, że wydanie tej płyty, a w zasadzie postawienie strony internetowej i wrzucenie tych kilkunastu utworów do sieci, uznawane było za WIELKI SUKCES (ona sama zresztą chyba na swój sposób po dziś dzień jest kultowa, a piosenkę niejakiego Schmaltza po dziś dzień puszcza się w jednym z krakowskich barów). Czy dociera do was ten poziom absurdu? To już nie chodzi o to, że nacjonalistyczne manifestacje to było dziesięć osób na krzyż (młodszym czytelnikom i towarzyszom w idei polecam poszukać na YouTubie jak to wyglądało kiedyś. Będziecie zszokowani), bo to były nasze kłopoty i nasze sprawy, tu chodzi o to, że nie dało się w tym kraju porządnie wydać płyty CD poświęconej jednej z trzech największych formacji partyzanckich walczących o wolność Polski podczas wojny.
Dlatego, łaskawie, nie udawajcie, że coś wam zabieramy, bo wy tego po prostu nie chcieliście. Przez kilkanaście lat dominowaliście w dyskursie, nas spychaliście… chyba nawet nie do ideowego getta a jak ktoś mówił o miłości do Polski, to zabijano go śmiechem.
W sumie dość wymowny jest fakt, że człowiek, którego kiedyś miałem okazję znać i który kilka lat temu pragnąc mi ubliżyć szydził z biało-czerwonej flagi i gardził swoimi rodakami, dzisiaj jest członkiem… a, nieważne której organizacji. Dzisiaj jest gorliwym patriotą. Nacjonalistą raczej nie jest, nacjonalizm to idea a zatem wytwór rozumu, a on był na to za głupi. Jedno jest pewne – kocha Polskę. Teraz jest to modne, kiedyś nie było. Podobnie traktowano mnie jak nieszkodliwego wariata gdy wyrażałem swoje zażenowanie koszulkami z „Che”. Dzisiaj ciężko kogoś w niej spotkać. Znak czasu.
Tak, dokonaliśmy tego, choć jako osoba krytycznie podchodząca do naszych osiągnięć uważam, że w znacznej mierze to wasze osiągnięcie. Tak jak zeświecczeni muzułmanie na Zachodzie żyjąc w świecie demoliberalnym, kastrującym z jakiejkolwiek przynależności kulturowej, nagle odkrywają swoją arabską tożsamość i zostają od razu islamskimi ekstremistami, tak polska młodzież analogicznie powróciła do swych korzeni w wyniku tego, że po prostu przegięliście.
Nie jestem fanem polskiego przemysłu tiszertowego. Wynika to z faktu, że – w moim odczuciu – jest on w jakiś sposób związany z naszym środowiskiem lecz przekaz ten jest „ugrzeczniony”, nie jest nacjonalistyczny a jedynie patriotyczny. Ideę można promować w ten sposób doskonale – pokazuje to przykład kilku zagranicznych firm, których marki są mniej lub bardziej znane a których produkty wprost mówią o cywilizacji rzymskiej, plemionach germańskich, Słowiańszczyźnie, europejskiej solidarności (ale nie takiej, o jakiej wy mówiliście latami), czy (w przypadku naszego wschodniego sąsiada) członkach radykalnych formacji walczących przeciw separatystom. Nie zmienia to jednak faktu, że nasze marki zrobiły dobrą robotę. Może z wielu milionów Polaków nacjonalistów nie zrobimy, ale gorących patriotów – pewnie tak. Można oczywiście się śmiać z kolejnych marek i kolejnych wzorów, często infantylnych, wreszcie z czasem wręcz groteskowych pomysłów typu napój energetyczny poświęcony żołnierzom wyklętym – sam trend jednak jest czymś bardzo pozytywnym. Oczywiście dopuszczam też do głowy myśl, że, przykładowo, niektórym powstańcom może się nie podobać nadmierne używanie symboliki powstańczej na różnego rodzaju gadżetach – dopóki jednak znajdują się na koszulkach, a nie tylnej części majtek, to wszystko jest moim zdaniem okej. Powstańców powinien cieszyć fakt, że ktoś pamięta o ich walce i poświęceniu – i zapewne wielu to cieszy. A samo powstanie nie miało charakteru ideowego tylko narodowo-wyzwoleńczy. To historia Polski, a nie obrony praw człowieka. Zryw był przeciw niemieckiej okupacji – to, jaką siedzący w garnizonach żołnierze wyznawali ideologię, miało charakter drugorzędny.
Najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że przeciw koszulkom z kotwicą protestuje podmiot, który w swojej ofercie miał (a pewnie ma nadal – nie chce mi się sprawdzać) gadżety z taką właśnie symboliką. Konkurencja boli?
A wam, drodzy dziennikarze, życzę więcej pokory. Pamiętajcie, że każdy kraj i każda epoka musi mieć swojego Talleyranda – zachowajcie jednak chociaż na tyle przyzwoitości i nie udawajcie, że od zawsze byliście gorliwymi patriotami. Nie byliście. Wystarczy przejść się do biblioteki i sięgnąć do archiwalnych numerów waszych pism by się o tym przekonać.
Michał Szymański