
Szturm1
Maksymilian Ratajski - Demokracja – taka jak my ją rozumiemy
Donald Trump po czteroletniej przerwie ponownie został wybrany na urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych, co prawda zostało jeszcze głosowanie elektorów, ale to już formalność. Wynik wyborów zaskoczył liberalne „elity”, które wpadły w histerię.
Doprawdy pięknie czyta się pełne paniki artykuły i wpisy na X/twitterze o „zagrożeniu demokracji” czy wręcz „faszyzmie”, a nawet Amerykanach decydujących się na emigrację (tak samo pisali po każdym zwycięstwie PiS-u w Polsce, niestety obietnice masowej ucieczki z kraju spełniali tak chętnie, jak pewien Donald 100 konkretów). Tomasz Lis odpalił się bardziej niż kiedykolwiek Mariusz Max Kolonko, zapewniając użytkownikom X/twittera bardzo dużą dawkę rozrywki.
Półtora tygodnia przed wyborami w portalu z żółtym kółeczkiem w logo pojawił się tekst jego naczelnego, pan Bartosz rozpaczał, że Washington Post nie poparł oficjalnie Kamali Harris bo Jeff Bezos wystraszył się Trumpa, a przez to demokracja w Ameryce będzie zagrożona, a wolne media będą prześladowane! Twitter już więcej nie zsanuje konta urzędującego prezydenta najpotężniejszego państwa na świecie! Nie będzie miał prawa! Przywołał tutaj przykład prześladowanych mediów i bohaterskich dziennikarzy, którzy przez osiem ciężkich lat walczyli z ABW wyrywającą laptopy ich naczelnym…. A nie wróć… to akurat było za czasów prawdziwej demokracji. Dyktatura chciała opodatkować reklamy, na szczęście dzielne media zaprotestowały i przez kilka godzin nie puszczały Pamiętników z wakacji i Trudnych spraw. Chciała też wprowadzić „lex TVN” pozbawiając podmioty spoza Europejskiego Obszaru Gospodarczego możliwości posiadania pakietu większościowego w polskich mediach, to jawny zamach na prawa koncernów z Rosji i zza Oceanu. Trump też jest do tego zdolny! Będzie prześladował wolne, niezależne media! Wszak Anne Applebaum napisała wprost, że nowy-stary prezydent USA mówi jak Hitler, Stalin i Mussolini. Swoją drogą cudowne teksty publikował portal na literkę o. w czasach rządów PiS-u, naprawdę można było pomyśleć, że żyjemy w pięknym państwie, którego Naczelnikiem jest Grzegorz Ćwik, a premierem Maksymilian Ratajski. Dwudziestego dziewiątego października dwoje dziennikarzy Gazety Wyborczej napisało artykuł zatytułowany – „Faszystowska gala Trumpa. Jak wygra chce wyprowadzić wojsko na ulice”. We wtorek widziałem urywek materiału w telewizji TVN/TVN24 – pokazywali przemówienie Donalda Trumpa i mądre głowy zabrały się za analizę, DT powiedział, że jeżeli przegra, a wybory będą uczciwe to pierwszy uzna ich wynik, więc oczywiście „wie, że przegra i szykuje sobie wymówkę na wypadek porażki, poza tym kto uzna, że wybory były uczciwe? On sam!”. Ostatecznie Trump wygrał, Gazeta Wyborcza nadała uraczyła czytelników poważna analizą zatytułowaną – „Biali, niewykształceni, katolicy i Latynosi. To im Trump zawdzięcza zwycięstwo” – wszystko jest winą białych, niewykształconych katolików! To oni wybrali „faszystę”! Jeszcze biednych Latynosów zmusili! Ku Klux Klany jedne! Ci ludzie naprawdę żyją we własnym świecie i zaczęli sami wierzyć w to, co wypisują.
Szanowna liberalna lewico! Demokracja naprawdę nie polega na tym, że wybory wygrywa popierana przez Was partia! Demokracja polega na tym, że ludzie wybierają, kto ich bardziej do siebie przekonał! Wiem, że teraz niczym Szef z filmu Chłopaki nie płaczą, zapytacie jacy ludzie wybierają. Ludzie w Stanach wybrali Trumpa, tak jak wcześniej Polacy wybrali Andrzeja Dudę i Prawo i Sprawiedliwość! Wybrali, bo na tym polega demokracja! Bo mieli do tego prawo. Nie WY decydujecie, na kogo wyborcy mogą, a na kogo nie mogą zagłosować! Może trochę więcej szacunku do ludzi, a mniej przekonania o własnej wyższości i elitarności. Tym bardziej, że kiedy czytam Wasze teksty i słucham wypowiedzi, bardzo często zastanawiam się, kto Was uczył języka polskiego, połowa polskich dziennikarzy posługuje się obowiązującym w naszym kraju językiem gorzej niż imigranci po roku pobytu – WSTYD! Elito pouczająca nas czym jest demokracja i na kogo mamy prawo głosować!
Ale jak to?! „Faszysta” poucza liberalnych demokratów czym jest demokracja? No cóż, za wyznawcę włoskiej ideologii się nie uważam, ale rozumiem, że obecnie to słowo oznacza każdego, kogo liberalna lewica nie lubi. Jakkolwiek by to nie zabrzmiało – jesteśmy bardziej tolerancyjni od liberalnej lewicy, ponieważ my rozumiemy, że nie każdy musi być narodowym radykałem, natomiast oni nie przyjmują do wiadomości, że ktoś może nie być liberalnym lewicowcem, a co gorsze, że w demokracji wybory może wygrać nielubiany przez nich kandydat. Wówczas kwestionują wszelkie instytucje państwa posuwając się nawet do wspierania wojny sterowanej przez obecnego cara inwazji „osób uchodźczych” atakujących naszą wschodnią granicę. Otóż tolerancja drodzy lewicowi liberałowie nie oznacza popierania tego z czym się zgadzacie! Nawet najsłynniejszy z akwarelistów tolerował poglądy grubasa tworzącego Luftwaffe, Rudolfa, który w 1987 powiesił się w Spandau, czy niskiego gościa, którego nazwisko stało się synonimem obrzydliwej propagandy, takiej, jaką możemy zaobserwować w mediach należących do pewnego niemieckiego koncernu. Dlaczego? Bo się z nimi zgadzał! Tolerancja jest wtedy, kiedy rozumiesz, że ktoś może myśleć inaczej niż Ty! Wiem, że trudno to pojąć ludziom, przekonanym o swojej światłości i elitarności, wyższości nad zaściankowymi katolikami i konserwatystami, ale cóż… Nic na to nie poradzę. Stąd też przemądrzałe teksty pisane przez „świadomych dziennikarzy”, a kierowane do „wyborczyń” Konfederacji… Ci ludzie nie rozumieją, że kobiety mogą być katoliczkami, albo po prostu mieć dość konserwatywne poglądy i nie uznawać aborcji za swoje podstawowe prawo i sens życia. Mogą również nie chcieć dalszej centralizacji Unii Europejskiej czy masowej imigracji (chociaż Konfederacja nie miałaby nic przeciwko, gdyby imigranci prowadzili budy z kebabem). Albo uważać budowę CPK za coś bardzo istotnego. Naprawdę, kobiety są mądrzejsze niż chcieliby je widzieć dziennikarze i żyją nie tylko piorunami i ośmioma gwiazdkami.
Liberalno-lewicowe media od lat piszą o „szczuciu” na gejów/uchodźców/sędziów/Żydów/Myszkę Mickey/Marsjan i kogo tam jeszcze chcecie. Tymczasem to ona powinna za swój hymn przyjąć utwór Honoru Pełni nienawiści, Konkwista już na wiecach KOD-u hulała (Szary człowiek i Wolność lub śmierć), czas na następny krok. Liberalne media od lat dehumanizują polityków i wyborów szeroko pojętej prawicy, ucząc czytelników/widzów/słuchaczy nienawiści. Ale nienawiści uśmiechniętej, tolerancyjnej! Takiej światłej nienawiści lepszego, świadomego, postępowego i uśmiechniętego! Osiem gwiazdek – bardzo fajne hasło u ludzi głoszących tolerancję i walczących z nienawiścią! No chyba, że ktoś ma inne poglądy i głosuje na nielubianą przez nich partię! Wtedy trzeba go nienawidzić! Trzeba wszem i wobec podkreślać nienawiść do tych, którzy na tolerancję nie zasługują! Bo są zacofani, zaściankowi i nie kochają demokracji walczącej. Są gorsi, głupsi, niewykształceni! Dlatego fajnie by było przyznać województwom głosy elektorskie jak w Stanach, albo podzielić kraj na dwie części, żeby odciąć się od zacofanego pisowskiego wschodu. Takie głosy pojawiały się bardzo często na Facebooku, ktoś stwierdził, że Andrzej Duda nie powinien zostać prezydentem, bo gdyby zrobić amerykańską ordynację… Demokracja! Taka jak my ją rozumiemy! Bo tylko światli, postępowi i europejscy (tak jak my to rozumiemy) mogą wybierać prezydenta.
Ludzie potrafili bez skrępowania mówić publicznie, że „szkoda, że Jarek nie poleciał Tupolewem razem z bratem”, czy wyrażać nadzieję na zbombardowanie pociągu, którym Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda pojechali do Kijowa na początku wojny. Mimo totalnego schamienia dyskusji o polityce, jakoś nigdy nie słyszałem życzeń śmierci kierowanych pod adresem Donalda Tuska, Szymona Hołowni czy Roberta Biedronia. Nienawiść do polityków to jedno, ale pogarda dla każdego, kto śmie mieć inne poglądy i nie głosować na inne partie niż chciałyby tego liberalne media… Dziennikarze sprawili, że Polacy się nawzajem nienawidzą, prowadzą plemienną wojnę o dwie partie, wywodzące się z dawnej koalicji AWS-UW. Dziennikarze sprawili, że ludzie w pracy/na uczelni codziennie rozmawiają o tym jak nienawidzą drugiej strony, przyklejają sobie na auta osiem gwiazdek. Nienawiść i plemienna wojenka najlepiej się klika! Dziennikarze już tego nie ukrywają! Powiedzieli to wprost. - Musiałem użyć języka nagłówków portalu z żółtym kółeczkiem, nie mogłem się powstrzymać
Ciekawostka – zwolennicy PiS-u są w tym wszystkim znacznie bardziej umiarkowani. Co zgadza się z amerykańskimi badaniami sprzed kilku lat – wyborcy Republikanów byli bardziej skłonni zrozumieć wyborców Demokratów.
Recenzowałem na łamach Szturmu Czarne słońce, książkę niewątpliwie bardzo zdolnego pisarza – Jakub Żulczyk jest też przecież autorem Ślepnąc od świateł – był to taki wysryw nienawiści, że nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego, ponieważ było to dzieło atakujące Kościół Katolicki i szeroko rozumianą prawicę, a w szczególności nacjonalistów, oczywiście widzianych oczami wyobraźni salonowego lewaka, to było zachwalane przez media. Gdyby ktokolwiek napisał coś w jednej setnej tak nienawistnego o jakiejś mniejszości, to nikt by tego nie opublikował, a sam autor zostałby zjedzony przez media jako neonazista i trafił na długie lata do więzienia (gdyby napisał o lekarzach i inżynierach imieniem Abdul, poniósłby bardzo bolesną śmierć, pamiętamy reakcje na rysunki w Charlie Hebdo).
Profesor Matczak (ojciec patobanana, marzącego o zostaniu patointeligentem), napisał po wyborach tekst, w którym przestrzegał swój obóz ideowo-polityczny, że PiS szybko wróci, z powodu obelg, jakie kierują pod adresem jego wyborców, stwierdził, że jego też obrażają, ale ani on, an jemu podobni nie zagłosują z tego powodu na dyktatora. No cóż, patrząc na „demokrację walczącą”, „praworządnosć taką jak my je rozumiemy”, oczekiwanie samokrytyki od sędziów, czy raczej „neosędziów”, „neo-KRS”, podważanie Trybunału Konstytucyjnego (i zapowiedź łamania Konstytucji w umowie koalicyjnej), przejęcie TVP… No to mam pewne wątpliwości. Nowa władza zachowuje się tak, jakby 15 października ubiegłego roku miały miejsce nie wybory, ale rewolucja, zamach stanu. Ale teraz to już jest praworządność i demokracja! Walcząca, ale demokracja. Taka jak my ją rozumiemy! Bo o tym czy coś jest demokracją czy nie, decyduje czy ma poparcie Onetu, TVN-u i Gazety Wyborczej. Trump go nie ma, tak jak nie miał go PiS! Dlatego właśnie stanowi zagrożenie dla demokracji!
Ciężko nazwać mnie fanem Trumpa (chociaż wiadomo, że Kamala Harris była o wiele gorszą kandydatką, coś jak z drugą turą wyborów prezydenckich w Polsce), niemniej jednak – paranoja, jaka ogarnęła liberalne media jest doprawdy przepiękna. Słychać wycie? ZNAKOMICIE!
Kamil Królik Antończak – Kosmetyczna zmiana dużej wagi
Mówi się o tym już od lat jednak od lat nic w tej kwestii się nie zmienia. Polacy pracują za dużo i za długo. Liczby nie kłamią – należymy do najbardziej zapracowanych narodów w Europie, Korzyści jakie mamy z tego tytułu to chroniczne zmęczenie, wypalenie zawodowe i lawinowo rosnąca liczba zwolnień lekarskich. To nasza rzeczywistość.
Czas powiedzieć to jasno: jeden dzień wolny w tygodniu lub dwa dni rozproszone na przestrzeni tygodnia to za mało. Pracownik po tygodniu ciężkiej harówki potrzebuje dwóch pełnych dni odpoczynku następujących po sobie, aby jego organizm i psychika mogły dojść do siebie. To nie jest fanaberia, to absolutna konieczność. Jeśli chcemy mieć zdrowe społeczeństwo i produktywną gospodarkę, zmiany w kodeksie pracy muszą być wprowadzone już teraz.
Obecne przepisy kodeksu pracy zakładają, że pracownikowi przysługuje co najmniej 35 godzin nieprzerwanego wypoczynku w tygodniu, który można „rozmieszczać” dowolnie. W praktyce oznacza to, że wolne dni potrafią przypadać w zupełnie przypadkowych momentach, na przykład w środę, a kolejny dopiero w niedzielę. Efekt? Pracownik nie ma realnych szans na regenerację zwłaszcza w przypadku pracy zmianowej w tym nocnej lub ciężkiej fizycznej pracy.
Myślę, że osoby pracujące w systemie trzy zmianowym doskonale rozumieją ten problem, kiedy ich wolne dzień zaczyna się od 6 rano, kiedy to opuszczają swoją pracę. Tak naprawdę to wolne od pracy jest poświęcone na odespanie poprzednich przepracowanych dni, które dodatkowo zaburzały normalny dla człowieka tryb funkcjonowania, by na następny dzień po wolnym znów przystąpić do pracy na inną zmianę... Kiedy więc w takiej sytuacji jest czas na realny odpoczynek? Kiedy czas na rodzinę? Taki tryb życia to prosta droga do wyniszczenia organizmu, problemów zdrowotnych i psychicznych. Dane są jednoznaczne. Według raportów WHO brak odpowiedniego odpoczynku prowadzi do wzrostu ryzyka chorób serca, depresji i wypalenia zawodowego. Czy naprawdę chcemy, aby Polacy nadal pracowali kosztem własnego zdrowia? W Polsce powoli zaczynamy debatować nad tym co powoli widać w innych krajach, czyli nad skróceniem czasu pracy. W krajach skandynawskich trwają już eksperymenty ze skracaniem tygodnia pracy – i wyniki są jednoznacznie pozytywne. Pracownicy są szczęśliwsi, bardziej efektywni i rzadziej korzystają z urlopów zdrowotnych. Jeszcze bardziej radykalne zmiany zaszły w Japonii, która przez lata była symbolem kultury przepracowania. Po licznych przypadkach „karoshi” – czyli śmierci z przepracowania – rząd i firmy wprowadziły programy promujące wydłużenie odpoczynku. Wynik? Mniej zwolnień lekarskich, lepsze zdrowie pracowników i większa efektywność.
A co na przykład z Hiszpanią? Eksperyment z czterodniowym tygodniem pracy pokazał, że pracownicy w krótszym czasie osiągają więcej. Liczba absencji spadła, a efektywność wzrosła o 20%. Dlaczego więc w Polsce nadal tkwimy w przestarzałym modelu pracy, który niszczy ludzi zamiast ich wspierać? Gdybyśmy zapytali właścicieli firm to od razu by pewnie odpowiedzieli, że Polacy nie chcą skróconego czasu pracy. Tak bowiem próbowały manipulować nami biznesowe portale mówiące o rzekomym lęku Polaków przed 4 dniowych tygodniem pracy. Nic oczywiście bardziej mylnego, bo któż zdrowy na umyśle i ciele wiedząc, że może dostawać tą samą pensję za mniej pracy by się nie zgodził?
Obecnie polskiemu pracownikowi przysługuje jeden pełny dzień wolny i jedenaście godzin odpoczynku dobowego zgodnie z art. 133 Kodeksu pracy, nowelizacja tego artykuły przez wprowadzenie dwóch pełnych dni wolnych jest doraźnym rozwiązaniem, które można wprowadzić już teraz bez wywracania wszystkiego do góry nogami. Polacy zasługują na prawo, które ich chroni, a nie eksploatuje. Wprowadzenie dwóch pełnych dni wolnych w tygodniu to rozwiązanie, które przyniesie korzyści nie tylko pracownikom, ale całemu społeczeństwu. To więcej czasu na życie rodzinne co jest szczególnie istotne w kontekście wspierania polityki prorodzinnej oraz wzmacniania więzi społecznych, hobby i odpoczynek. Taka zmiana mogłaby poprawić jakość życia milionów Polaków, a co za tym idzie – zwiększyć ich satysfakcję i zaangażowanie w pracy.
To co jest istotne dla pracodawców to to, że nie mówimy o wielkiej rewolucji skracania czasu pracy, Zwiększenie odpoczynku tygodniowego do dwóch dni nie wymaga skrócenia tygodniowego wymiaru czasu pracy (40 godzin), a jednocześnie poprawia warunki pracy i przyczynia się do lepszego funkcjonowania gospodarki. To ‘kosmetyczna” zmiana o dużym znaczeniu.
Dwa dni pełnego odpoczynku tygodniowego udzielone w sposób ciągły to nie fanaberia – to konieczność. W dobie globalnych dyskusji o skróceniu tygodnia pracy warto zacząć od małych kroków, które przyniosą wymierne korzyści. Pracownik to nie maszyna – potrzebuje czasu na regenerację, by móc działać na pełnych obrotach.
Jak pokazują doświadczenia innych krajów, odpowiedni wypoczynek to nie luksus, ale inwestycja w przyszłość. Może niebawem doczekamy się w końcu czterodniowego tygodnia pracy, ale na razie zróbmy pierwszy krok – dwa dni wolne udzielane w sposób ciągły w tygodniu. To nie tylko zmiana w prawie, ale też zmiana przede wszystkim w podejściu do człowieka.
Redaktor Fox - Ostatnie Ocipienie, czyli Wisła się pali!
Ostatnie Pokolenie to taki kult apokaliptyczny dla małolatów, którego członkowie wkurzają wszystkich (poza durnymi libkami) blokując ruchliwe ulice w godzinach szczytu czy rzucając puszkami z zupą w dzieła sztuki. Swoje idiotyczne ekscesy uzasadniają tym, że boją się końca świata.
Typowy członek Ostatniego Pokolenia płaczliwie i histerycznie deklaruje, że został zmuszony do robienia różnych idiotycznych akcji, bo „planeta płonie”. Ugasić jarającą się niczym ormiański grill planetę można jedynie spełniając postulaty tych skołowanych nastolatków, czyli: wprowadzić kosztujący 50 zł bilet miesięczny na transport publiczny obowiązujący w całym kraju oraz przestać budować autostrady. Wówczas planeta przestanie się palić, a kryzys klimatyczny zniknie jak za jednym ruchem czarodziejskiej różdżki.
Postulat wprowadzenia biletu miesięcznego za 50 zł brzmi nawet sensownie, ale jego realizacja sprawiłaby, że popłakałby się Trzaskowski oraz inni liberalni włodarze polskich miast. Nie po to bowiem libki każą w Warszawie bulić 110 zł za bilet miesięczny, by później im jakaś banda histerycznych gówniarzy kazała obniżać jego cenę. Zapewne 50-złotowy bilet na transport publiczny byłby też dobrym rozwiązaniem na prowincji – ale nie wszędzie. Po co bowiem komuś bilet, jeśli do jego miejscowości nie dojeżdża pociąg ani PKS? Albo dojeżdża, ale raz dziennie i trzeba się obudzić o 5 rano, by zdążyć na przystanek? Gdy wpisuje w Google Maps opcje dojazdu transportem publicznym z Łosic lub Siemiatycz do Warszawy, to uzyskuje odpowiedź „nie udało się przygotować wskazówek dojazdu transportem publicznym”. Podróż kolejowa z Zambrowa do Warszawy trwa z kilkoma przesiadkami 2 godziny 22 minuty, a prywatnym samochodem 1 godzinę 25 minut. Indywidualny transport samochodowy zdecydowanie wygrywa na tych i wielu innych trasach z transportem publicznym. Póki nie będziemy mieć sieci połączeń kolejowych rozwiniętej jak w Japonii czy Szwajcarii, transport samochodowy będzie królował na polskiej prowincji. I tu dochodzimy do ciekawego paradoksu, bo próba rozbudowy sieci kolejowych będzie budziła protesty różnych ekoterrorystów argumentujących, że np. nowa trasa zniszczy siedliska myszy polnych, zdziczałych psów czy gejowskich pająków.
Postulat dotyczący zaprzestania budowy autostrad jest również chybiony. Siatka autostrad jest już bowiem w Polsce z grubsza domknięta – brakuje tylko odcinków prowadzących ku granicom wschodnim. W ostatnich latach budowało się u nas głównie drogi szybkiego ruchu. Te inwestycje były impulsami rozwojowymi dla Polski lokalnej, a zwłaszcza dla wschodnich województw. Miały też często strategiczne znaczenie wojskowe. Blokada modernizacji polskiego systemu drogowego jest więc zarówno ciosem w gospodarkę jak i obronność. Ekodebile oczywiście takich argumentów nie słuchają. Wolą by mieszkańcy warmińsko-mazurskiego zabijali się na wąskich i krętych drogach obsadzonych obustronnie drzewami, niż by przemieszczali się po w miarę bezpiecznych trasach szybkiego ruchu. (Wyobraźmy sobie, co by się działo na tych zaniedbanych mazurskich drogach w sytuacji ataku wroga z Obwodu Królewieckiego i masowej ucieczki cywilów!). Ekoterroryści słuchają się jedynie swoich sponsorów z Berlina, Moskwy i z wielkich funduszów grających na obniżenie poziomu życia Europejczyków.
Protesty Ostatniego Pokolenia sprawiają wrażenie chybionej akcji PR-owej mającej wpędzić głupich Polaczków w poczucie winy za globalne ocieplenie. Tymczasem, wbrew temu co twierdzą różni ekopropagandziści, polityka prowadzona przez Polskę oraz indywidualne wybory konsumenckie Polaków nie mają żadnego znaczącego wpływu na kryzys klimatyczny. Polska odpowiada za jedynie 0,84 proc. całych emisji CO2 na świecie. Gdybyśmy wrócili do epoki kamienia łupanego i zmniejszyli emisje do zera, to w żaden sposób nie wpłynęłoby to na poziom temperatur na świecie. Gdybyśmy podwoili lub nawet potroili swoje emisje, to też miałoby znikomy wpływ na klimat. Co więcej, europejskie Zielone Łady mające na celu zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych również nie będą mieć żadnego znaczącego wpływu na klimat. Cała Unia Europejska odpowiadała w 2023 r. tylko za 6,64 proc. globalnych emisji CO2. Indie w tym czasie odpowiadały za 8,1 proc. emisji a Chiny za 31,5 proc.
Jeśli więc skołowane małolaty z Ostatniego Pokolenia chcą ratować klimat, to niech jadą protestować do Chin. Jeśli się boją, że trafią tam do łagrów, to niech jadą przyklejać się do dróg w Indiach i oblewać rosołem wołowym posągi hinduskich bogów. Powodzenia! Jeśli jednak nie chcą emitować CO2 w trakcie podróży zagranicznych, a rzeczywiście są przekonane, że Wisła...eeeee…. planeta się pali oraz, że są rzeczywiście ostatnim pokoleniem, to niech zaprotestują w kraju, w mroźną styczniową noc przyklejając sobie organy płciowe (męskie, żeńskie i niebinarne) do torów kolejowych. Wprowadzą w ten sposób swoją sektę na zupełnie nowy poziom.
Witomysł Myduj - Neuronauka naszym uniformem
„Zdrowie i choroba nie są w swej istocie przeciwieństwami, lecz innymi aspektami tej samej całości, składającymi się na nasze istnienie i naszą zdolność do myślenia”
(Dzieła zebrane, Friedrich Nietzsche)
Działacze starsi stażem z nienaganną formacją z pewnością skojarzą, że tytuł jest parafrazą myśli Ernsta Jungera, dotyczącą technologii, którą zawarł w "Robotnik: Władza i gest" (Der Arbeiter). Mają świadomość, że wiedza i nauka to podstawa dla nacjonalisty. Zwłaszcza ta twierdza wiedza, a nie rozwlekłe woluminy myślicieli, którym niektórzy poświęcili za dużo czasu i tkwią zgnuśniali na swoich fundamentalistycznych pozycjach stroniąc od cennej technologii (vide głosy: „a po co nam ten instagram jak można drukować (bez końca) ziny?”.
Osobiście uważam, że królową nauk o człowieku jest neuronauka, czyli szeroko rozumiane nauki związane z funkcjonowaniem ludzkiego mózgu, których pochodną jest sociobologia. Co najważniejsze, ta gałąź wiedzy gra z nami do jednej bramki, ponieważ w swojej prostocie możemy uznać ją za prawicową, tradycjonalistyczną, wręcz integralnie. Dzięki niej wiemy naprawdę sporo wartościowych rzeczy, przyjrzyjmy się temu dziś pokrótce zatem!
Wiemy, że substancje psychoaktywne agresywnie degenerują mózg, również niewinna „trawka”. Także ona może prowadzić do niemalże nieodwracalnych defektów w pracy naszego najcenniejszego organu. A może teoretycznie nietoksyczne grzyby, po których można dostać śmiertelnej w skutkach psychozy. Pamiętajmy, że modne ostatnio leczenie psychodelikami przebiega w sterylnych warunkach szpitalnych, do którego, w Szwajcarii czy Australii, kwalifikuje się jedynie wąskie grono pacjentów. Podsumowując, nie bierzemy jeńców, trzeba powiedzieć wprost - wszystkie używki są niebezpieczne i zbędne. Wyjątek stanowi kawka. Osobiście pochyliłbym się jednak nad nikotyną w plastrach oraz gumach- działa prokognitywnie, ot ciekawostka. Tu nie trzeba się rozwodzić wiele, wystarczy prosta maksyma „straight edge”.
Wiemy, że mikroplastik jest neurotoksyczny. Warto dopłacić do naturalnych tworzyw. Niech wizerunki orłów, tygrysów czy piękne indoeuropejskie symbole w postaci figur czy naszywek, dodające rozmachu i patosu naszym działaniom, nie będą robione z byle czego. Strzeżcie się podstępnych polimerów. Miał to być tani zamiennik cennych surowców, a wyszło jak zwykle. Nie przywiązujmy jednak nadmiernej uwagi do bajerów, zasoby środowiska są ograniczone.
Wiemy, że tłuszcze nasycone pochodzenia zwierzęcego „zapychają żyły”, również w mózgu. Odpowiedzią jest fleksitarianizm, z naciskiem na skrzydło wege. Warto poświęcić trochę czasu nad własnym jadłospisem, o paliwo energetyczne należy dbać nie mniej niż o V-power dla naszego ukochanego benzyniaka.
Wiemy, że mózg kobiety i mężczyzny różnie się diametrialnie. Co prawda budowa anatomiczna jest prawie identyczna, o tyle funkcjonalnie, co wynika z innej struktury połączeń i neuroprzekaźników, mózgi obu płci są totalnie odmiennie. Wynika, z tego fakt, że w społeczeństwie płcie mają odmienne posłannictwo cywilizacyjne.
Wiemy, że sport wyczynowy kobiet powoduje bardzo rozległe, niekorzystne zmiany hormonalne, które niszczą zdrowie długoterminowo oraz utrudniają założenie rodziny. Nadmiar testosteronu sprawia, że ich fenotyp staje się bardziej męski. Może stąd zaburzenia tożsamości LGBT? Nadkładanie kariery ponad życie społeczne kończy się kiepsko. Nie wspomnę o wydrenowanym układzie kostno-szkieletowym i osteoporozie na starość. Odpowiedzią jest postawienie na medycynę stylu życia promującą zróżnicowany i wyważony sport.
Wiemy, że antykoncepcja hormonalna wpływa holistycznie na całość organizmu kobiety. Pojawiają się pierwsze doniesienia w świecie psychiatrii, że zaburzenia depresyjno-lękowe, którym Odmiennie funkcjonuje również myślenie, ulega modyfikacjom osobowość, a przecież to właśnie jej zaburzenia takie jak borderline mnożą się na pęczki, również wśród młodych mężczyzn. Może tę epidemię da się zatem ograniczyć odpowiednimi decyzjami lekarzy ginekologów? Przepisywanie niepełnoletnim kobietom hormonów nie śniło się nawet hitlerowskim hochsztaplerom świata pseudomedycyny.
Podsumowując, wiemy wiele bardzo wiele. Mam nadzieję, że powyższa odezwa ułatwi przedzieranie się w gąszczu trudnych do zrozumienia artykułów naukowych. Czasem są tak skomplikowane, że można odnieść wrażenie że najcenniejsza wiedza jest z premedytacją ukrywana, podczas gdy to wszystko jest stosunkowo proste i przystępne.
Ku zwycięstwu, zdrowia, narodu i idei!
Witomysł Myduj
Maksymilian Ratajski - Jaka piękna katastrofa
Reprezentacja Polski spadła z dywizji A Ligi Narodów. Polscy zawodnicy zdobyli dziesięć medali na Igrzyskach Olimpijskich, w tym zaledwie jeden złoty (właściwie to osiem krążków zdobyły zawodniczki, panowie jedynie dwa). Skoczkowie narciarscy znaczą na świecie znacznie mniej niż kilka lat temu, a kadra wciąż opiera się na tych samych weteranach. Jest źle. A będzie jeszcze gorzej.
Oczywiście to, że mamy kiepską reprezentację piłkarską nie jest samo w sobie dramatem. Forma piłkarzy nie ma wpływu na problemy z imigracją, bezrobocie, inflację czy dramatycznie niską dzietność. Ale wyniki sportowców świadczą o ogólnej kondycji fizycznej społeczeństwa. Dlaczego czterdziestomilionowy naród nie umie wychować jedenastu facetów potrafiących kopać piłkę? Dlaczego mimo zwiększenia liczby konkurencji olimpijskich zdobywamy znacznie mniej medali niż w czasach PRL-u, czy w latach 90-tych? Z tych samych powodów, dla których coraz więcej Polaków ma nadwagę i wady postawy!
Sportowcy biorą się ze społeczeństwa, z masowego uprawiania sportu. Jeżeli tysiąc dzieciaków będzie trenować skoki narciarskie, to o wiele łatwiej będzie znaleźć wśród nich trzech wybitnych i dziesięciu solidnych seniorów, niż kiedy ćwiczyć zacznie jedynie setka dzieci. I tak jest w każdej dyscyplinie. A co dziećmi, które nie zrobią kariery? Też wygrają bardzo dużo! Nauczą się zdrowego trybu życia, zyskają koordynację ruchową, prawidłową postawę… Będą zdrowymi dorosłymi! Później przekażą dobre nawyki swoim dzieciom. Zapisując dziecko do szkółki piłkarskiej, klubu bokserskiego, lekkoatletycznego czy na lekcje tenisa, nie możemy marzyć o tym, że zrobi wielką karierę, i nakładać presji – inwestujemy w jego zdrowie i sprawność, a nie leczymy kompleksy, bo sami nigdy nie zagraliśmy w Realu czy innej Barcelonie.
Masowe uprawianie sportu! Dzisiaj mamy orliki, siłownie zewnętrzne, drogi rowerowe… Same piękne rzeczy. Tylko co z tego, skoro ludzie prowadzą coraz bardziej siedzący tryb życia? Coraz mniej drużyn gra w piłkarskiej A i B-klasie, bo brakuje chętnych, w wielu wsiach można to wytłumaczyć emigracją młodych ludzi do miast, ale w Poznaniu czy Wrocławiu sytuacja wcale nie jest lepsza. Ludzie, którzy dzieciństwo spędzili na boisku utracili nawyk aktywności fizycznej. Brakuje kultury powszechnej aktywności, przekazywania zamiłowania do ruchu dzieciom.
Kilka lat temu skończyłem trzydziestkę, jestem jednym z ostatnich roczników, który dzieciństwo spędzał na dworze – cały czas biegaliśmy za piłką, sporo jeździliśmy na rowerach, co prawda mieliśmy już komputery, ale jeszcze bez Internetu, poza tym rodzice pilnowali, żebyśmy nie psuli wzroku gapiąc się w monitor. Na pewno nie mieliśmy zbyt wielu alternatyw, więc piłka nożna była oczywistym sposobem spędzania wolnego czasu, ale to było naprawdę piękne, szczęśliwe i przede wszystkim zdrowe dzieciństwo. Dlaczego pokolenie, które wychowywało się na boisku, daje swoim dzieciom smartfony zamiast piłki? Wiem, że wiele dzieci chodzi na zajęcia do szkółek piłkarskich, na basen, czy na tenisa, często spełniając tym marzenia tatusia, który nie został piłkarzem, natomiast dwa treningi w tygodniu, nie wystarczą, dzieci potrzebują znacznie większej ilości ruchu zwłaszcza przy spędzaniu całej reszty wolnego czasu w Internecie. Oprócz zajęć z trenerem wypadałoby co drugi dzień pograć z kolegami na Orliku.
SZKOŁA. Zabrzmię teraz jak „boomer”, ale za moich czasów na lekcjach WF-u ćwiczyli wszyscy, zwolnienie było tragedią, teraz jest to plaga. Przedmiot, na który się nie tak dawno temu czekało, dzisiaj jest unikany. Polskie dzieci są coraz mniej sprawne, za to ważą coraz więcej. Co poszło nie tak? Warto zwiększyć ilość godzin wychowania fizycznego, walczyć z lewymi zwolnieniami, ale budując świadomość wagi tych zajęć wśród uczniów i rodziców, którzy muszą zrozumieć jak istotna jest aktywność fizyczna, dla zdrowia ich dzieci w przyszłości. Pokolenie się zmieniło i teraz rzucenie piłki ze słowami „macie i grajcie” nie jest już szczytem marzeń uczniów. Tymczasem dla wielu z tych dzieci WF w szkole to jedyny kontakt ze sportem. Tym bardziej trzeba zadbać, żeby chciały się ruszać, a nie siedziały na ławce bo „zwolnienie”, „żeby się nie spociły”, „a poza tym to nie lubią piłki”. W ten sposób wychowujemy pokolenie kalek!
Sukcesem nauczyciela WF-u nie powinno być to, że jeden z jego wychowanków zagrał w tak zwanej „ekstraklasie”, ale to, że 15 lat po maturze z jednej klasy dwóch biega półmaratony, jeden maraton, dwóch było na Orlej Perci, trzech gra rekreacyjnie w piłkę, sześciu chodzi na siłownię, dwóch biega na nartach… Wiadomo, że tu będą się te osoby powtarzać, ale widać to o najważniejsze – zaszczepienie w uczniach zamiłowania do aktywności fizycznej. Jeżeli nauczyciel jest pasjonatem jakiegoś sportu i po wielu latach jego uczniowie dalej poświęcają czas dyscyplinie, którą ich zaraził, to znaczy, że jest naprawdę świetnym nauczycielem! Nie chodzi o wychowywanie przyszłych zawodowców, żeby nauczyciel mógł udzielić kiedyś wywiadu dla jakiegoś portalu.
Następnym razem, kiedy piłkarze poniosą kompromitującą porażkę, a na Igrzyskach Olimpijskich zdobędziemy mniej medali niż znacznie mniejsze kraje, spójrzmy na ilość zwolnień z lekcji wychowania fizycznego i puste boiska, na których nie widać kopiących piłkę dzieciaków. Spójrzmy na spożycie chipsów, energetyków i alkoholu wśród młodzieży, na ilość godzin poświęcanych przez nią na gry komputerowe. To są przyczyny słabości polskiego sportu, a nie decyzje taktyczne Michała Probierza! Obojętnie czy selekcjoner zostanie zwolniony czy nie – to naprawdę niewiele zmieni. Natomiast kluczowe jest przywrócenie masowości uprawiania sportu – tak, żeby dla dwunastolatka oczywistą odpowiedzą na pytanie co lubi robić, była gra w piłkę. Żeby pasja do sportu zaszczepiona w dzieciństwie nie umierała wraz z pójściem na studia/do pracy/założeniem rodziny, tylko trzydziesto- czterdziestolatek czuł potrzebę pójścia po pracy na siłownię/piłkę/boks/ściankę/tenisa, albo po prostu pobiegać. Na urlop wyjechać w Tatry, czy na kilkudniową wyprawę rowerem, zimą zjeżdżać na nartach lub na nich biegać, albo chodzić po górach – ważne jest aktywne spędzania czasu. Sukcesy reprezentantów w różnych dyscyplinach są jedynie miłym skutkiem ubocznym ogólnego zdrowia Narodu.
Maksymilian Ratajski
WUEM TPN - wywiad
1. Cześć, cieszę się że wśród natłoku codziennych obowiązków znalazłeś czas na wywiad. Myślę, że specjalnie nie trzeba przedstawiać Twojej postaci i twórczości na łamach Szturmu, zapewne nawet ludzie ze środowiska nacjonalistów nie słuchający rapu kojarzą Twoją ksywę. Gdzieś znalazłem taki tytuł, który ktoś Ci nadał „weteran polskiej nacjo rap sceny”. Powiedz mi czujesz się już weteranem? Który to już rok leci jak możemy słuchać Cię na głośnikach?
W: Witam, dziękuję za zaproszenie do rozmowy. Zdaję sobie sprawę że moja przygoda już trochę trwa, będzie to jakieś 12-13 lat w klimacie, a samo tworzenie muzyki zaczynałem jeszcze wcześniej, także... kawał czasu. Nie czuję się tym całym weteranem, wchodzę niebawem w wiek "chrystusowy", czuję że jestem w kwiecie wieku oraz na właściwej ścieżce życia. Jest jeszcze wiele do zrobienia, a sam fakt z wykonywania ku temu pracy i stawiania sobie nowych celów, rodzi poczucie sensu i spełnienia.
2. Czy oprócz tworzenia słuchasz także polskiego rapu lub też amerykańskiego? Masz swoich ulubionych artystów i wykonawców tej muzyki?
W: Od jakiegoś czasu zdecydowanie ograniczyłem odsłuch rap muzyki. Aktualnie z naszego podwórka trafia do mnie Akash i Lukasyno, zdarza mi się że odpalam także numery Egona z Szokiem tworzących Toczka Crew, czy też projekt Nautilus. Znalazłyby się jeszcze jakieś pojedyncze utwory z tzw. klasyków polskiego rapu na moich playlistach, czasem powraca to do mnie, lecz nie słucham już tego tak intensywnie jak kiedyś. Był czas że odkryłem kilku wykonawców z Serbii jak THCF czy Beogradski Sindikat, a także Bombardir i Vista z Post Soviet Kids z Mołdawii. Czasem wracam do tych nagrań.
3. Kto spośród raperów lub wykonawców innych gatunków stanowi dla Ciebie największą inspirację?
W: Ci, których wymieniłem wcześniej, oraz ich producenci muzyczni, stanowią pewną gamę inspiracji. Słucham czasem także Mieczysława Fogga, jak również wyszukuję muzykę etniczną z naszych rejonów, a także z innych części Europy i Świata. Pochłonął mnie gatunek muzyki instrumentalnej jakim jest High Tech Minimal, i sam czynię pewne kroki by tworzyć w tym klimacie. Stanowi to dla mnie pewną odskocznie, wyraz myśli i obrazów poprzez wyłącznie dźwięk. Co z tego będzie dalej, czas pokaże.
4. Jak wygląda u Ciebie proces twórczy – jak długo piszesz tekst 1 kawałka, w jakich porach dnia, czy tekst dobierasz do bitu czy odwrotnie, jak długo nagrywasz wokale pod 1 kawałek?
W:Bardzo różnie to wygląda, lecz jedno jest niezmienne - mojemu procesowi twórczemu sprzyja samotność. Najlepsze teksty to takie, które nie pamiętam jak powstawały. Ciężko mi opisać ten twórczy trans, myślę że to co mam na myśli mogą zrozumieć nieliczni, wszak trzeba po prostu tego doświadczyć. Podchodzę do swojej twórczości poważnie i z szacunkiem. Najczęściej robię to wtedy kiedy mam po prostu na to czas, pora dnia nie ma tak naprawdę znaczenia. Muszę poczuć to "coś" żeby zacząć pisać czy produkować muzykę, czasem wpadnie mi do głowy jakaś prosta melodia którą zagram, rozwinę, czy też sampel który przerobię, dogram instrumenty, i w godzinę zrobię zarys bitu do którego wracam po jakimś czasie. Odkąd zacząłem w 100% sam produkować swoje utwory od podstaw, głównie trzymam się tej konwencji iż na początku powstaje bit, dopiero potem tekst, choć zdarzyła się czasem aberracja, polegająca na dopasowaniu nagranego już tekstu na pożyczonym podkładzie, pod mój własny, bądź innego producenta z którym na dany czas współpracowałem. Wiązało się to jednak niejednokrotnie z przerabianiem wersów do innego tempa, dostosowanie właściwej tonacji, dlatego wolę trzymać się pierwotnej zasady. Wracając do meritum, po wspominanych czynach, następnie skupiam się na aranżacji bitu pod tekst, później zajmuję się nagraniem wokali, a na koniec pozostaje całościowy miks i mastering. Samo nagranie to zmienna, zależna od długości utworu, ilości zwrotek, podbić, i masy innych kwestii, by brzmiało to tak jak chcę. Co do miksu i masteru, jest to najbardziej czasochłonne rzemiosło, tak pod względem teorii jak i praktyki. Aktualnie, 3-4 godziny spokojnie schodzi mi na miks, czyli pocięcie wszystkiego, wyrównanie wokali, zaaplikowanie filtrów, dostosowanie odpowiednich głośności. Na koniec zostaje finalny mastering, który robię przeważnie na drugi dzień, z uwagi iż po miksie danego dnia jestem "głuchy", i wolę do tego wrócić po chwilowej przerwie, z trochę „czyściejszą głową”. Łącznie, myślę że w 8-godzinnym dniu pracy, jestem w stanie zmieścić jeden konkretny utwór.
5.Powiedz mi czy muzycznie masz jakieś marzenie tudzież cel, który chciałbyś osiągnąć?
W: Chcę po prostu tworzyć, robić to co nadaje mojemu życiu sens, rodzi satysfakcję i poczucie wypełniania mojego przeznaczenia. Aktualnie takim małym celem jest budowa nowego kanału w serwisie YouTube, gdyż poprzedni, dość dobrze rozwinięty, administracja serwisu usunęła jednym kliknięciem myszy, notabene bez żadnych wcześniejszych ostrzeżeń czy naruszeń z mojej strony. Zapraszam wszystkich na mój nowo powstały kanał Trzeba Pozostać Normalnym, zostawcie subskrypcję, kliknijcie dzwonek i bądźcie na bieżąco.
6.W Twojej twórczości znajdziemy utwory o tematyce życiowej, ulicznej, patriotycznej znajdą też dla siebie coś na pewno kibice warszawskiej Legii, ale mam wrażenie, że ostatnio większy nacisk jest kładziony stricte na przekaz nacjonalistyczny, mam rację? I czy możemy się spodziewać większego natężenia kawałków z taką treścią w najbliższym czasie?
W: Wykonałem swoisty powrót do korzeni, nie tylko muzycznie, a również życiowo. Paradoksalnie, krok wstecz docelowo może wiązać się z milowym krokiem w przód. Po wielu perturbacjach, mój pociąg jedzie po właściwych torach. Dużo pracy jeszcze przede mną, lecz sam fakt roboty która jest do wykonania, cieszy mnie i rodzi poczucie sensu. W kwestii twórczości, na pewno nie będę zamykać się tylko w jeden schemat. Co mi w duszy będzie grać, to będzie powstawać.
7.To kiedy możemy się spodziewać nowej LP?
W: Wierzę że w 2025 roku uda mi się wydać materiał pt. Rodowód. Będzie to płyta mocno osadzona w klimacie słowiańskim, rodzimym i duchowym. Jest to pewien hołd w stronę naszych korzeni, które od pewnego czasu stały mi się bliższe niż wcześniej, a także będzie możliwość usłyszeć o często zapomnianych częściach siebie, w kierunku których warto patrzeć. Nie zabraknie również wątków czysto ideowych, jednakże nie aż w takim natężeniu jak choćby w ostatnich singlach. Dotychczasowe pojedyncze nagrania poza utworem „Kwiat”, nie są zwiastunem "Rodowodu", a bardziej kolejnego projektu.
8. Czy uważasz, że muzyka jest dobrym narzędziem do wyrażania skomplikowanych tematów politycznych?
W: Można próbować to uprościć w pewien sposób, tak by było to przystępne w przekazie. Myślę że niektóre wątki warto poruszać, jednak forma jest tu dość istotna. Czym innym jest utwór muzyczny, który trwa np. 3 minuty, mający określoną strukturę, będący też w pewien sposób hermetyczny, po za którego ramy ciężko wyjść (mam na myśli ograniczenia w postaci rytmiki, czy też rymów), a merytoryczny tekst na 3 strony. Na Waszej płaszczyźnie, pisząc artykuł czy felieton, macie większe pole manewru, natomiast tzw. „kawałek”, czysto w swojej konstrukcji, jednak bardziej ogranicza. Ja muszę to ująć bardziej w pigułkę, Wy możecie się trochę mocniej rozpisać, co w konsekwencji nie musi być przeszkodą.
9. Czy są tematy, których unikasz w swojej muzyce? Jeśli tak to dlaczego?
W: To zależy jak rozumieć to pytanie. Są tematy których nie poruszam, ponieważ nie są one częścią mojego życia czy jego filozofii. Zawsze pisałem i nagrywałem to co grało mi w duszy, co gdzieś było zgodne ze mną i moją aktualną myślą. Tak jest do dzisiaj, i tak będzie jutro. Paradoksalnie, z perspektywy czasu, nie zgadzam się z niektórymi swoimi wcześniejszymi tekstami i przemyśleniami. Biorę to na klatę z pokorą i zauważam w tym pozytyw płynący z kierunku mego rozwoju jako twórcy i człowieka.
10.Wracając do tego tytułu weterana, trochę lat już w tym siedzisz. W tym czasie niejeden zdążył się zakręcić w klimacie i usunąć w cień. Jak uważasz, czy dziś możemy mówić o deficycie raperów tożsamościowych i czy widzisz szanse na odrodzenie tego segmentu rapu w zalewie treści promujących ćpanie, imprezowanie i zaliczanie kolejnych panien?
W: Widziałem taką szansę parę lat temu, dość mocno spoglądałem w tym kierunku, w konsekwencji było to jednak myślenie życzeniowe. Pewne ruchy czy też zachowania co niektórych, uważam za niespójne z moim pojmowaniem rzeczywistości, czy też filozofią samego życia, tudzież tworzenia muzyki. Dzisiaj mnie już to kompletnie nie interesuje. Uważam że w tej chwili nie ma nic ciekawego na tej scenie, jak również nikt nowy z niczym konkretnym się nie pokazał. Zawsze czekam i sprawdzam nowości od Klipa, chciałbym powrotu Bujaka do nagrywek, lecz przede wszystkim skupiam się na sobie i swojej twórczości.
11. Odchodząc trochę od tematu muzyki. Wspomniałeś o powrocie do korzeni i nadchodzącej płycie osadzonej w bardziej słowiańskich i duchowych klimatach. Już wcześniej często nawiązywałeś do słowiańskiej tradycji i religii – czym jest dla Ciebie rodzimowierstwo słowiańskie i czy identyfikujesz się z tym wyznaniem?
W: Rodzimowierstwo jest naszą religią, nieodłącznym elementem naszej kultury, niesłusznie zakopanym na śmietniku polskiej historii. Dla mnie osobiście jest to temat, który nadal zgłębiam. Bardzo mnie to interesuje, sięgam po literaturę związaną ze Słowianami i chciałbym w przyszłości doświadczyć praktyki związanej z naszym pradawnym kultem. Jak najbardziej identyfikuję się z tym wyznaniem, przemawia to do mnie.
12. Czy Twoje polityczne i rodzimowiercze przekonania wpływają na relacje z innymi artystami? Czy zdarzyły się sytuacje, w których ktoś nie chciał współpracować ze względu na Twoje poglądy?
W: Myślę że mogło mieć to kiedyś jakiś wpływ, jednak głównie wyróżniłbym tu przekonania ideowe. Coś mi świta, zwłaszcza z początkowych czasów, ale dokładnie to tego nie pamiętam. Raczej nigdy nikt nie wyjechał z czymś bezpośrednio, mogła być to jakaś tzw. „mijanka”, ale dało się to odczuć. Swoją drogą, na mojej ścieżce spotkałem paru takich jegomości, którzy to proponowali mi bym np. zmieniał swoje teksty czy styl nagrywania, oferując mi dołączenie do ich tzw. labelu, także nie mam tu na myśli tylko samych kolegów po fachu nagrywających zwrotki. Wokół tego środowiska kręcili się różni, często dziwni ludzie, i myślę że nadal gdzieś tam się kręcą, obracają się tu i ówdzie, proponując różne rozwiązania ze swojej strony. Ja zostałem przy swoim, jestem z tego zadowolony, a ich "dziś już nie widzę", cytując Dixonów. Mimo wszystko, nie było to jakąś codziennością, w większości spotykałem się z aprobatą i dobrym słowem. Z perspektywy czasu, myślę jednak że tych gościnnych występów było za dużo, a niektóre uważam nawet za niepotrzebne. Doceniam zebrane doświadczenie.
13. Czy Twoim zdaniem Polacy są świadomi swojego słowiańskiego dziedzictwa? Jak oceniasz dzisiejsze podejście Polaków do własnych korzeni?
W:Myślę że to powoli wzrasta, problem polega na tym że nie łączy się to często z duchem narodowym, a wręcz zbacza w dość dziwnym kierunku. Moja przyszła żona zwróciła mi na to uwagę, bardzo słusznie z resztą, iż lewactwo ma chrapkę na etykietowanie się pogaństwem, opierając je na głównym przykazaniu w swoim dekalogu, pod tytułem: nienawiść do chrześcijaństwa. Nie o to w tym wszystkim chodzi, jednak to są lewacy, a z definicji wiąże się to ze stanem umysłu. Z ich strony to jest coś na zasadzie: wchodzimy w to, bo tak nienawidzimy chrześcijaństwa czy samego kościoła, że zrobimy wszystko aby tylko stać okoniem w ich kierunku. Dochodzi do tego, że biorą jakieś śluby tej samej płci, w tylko dla siebie znanym obrządku, który to mało ma wspólnego z klasyczną swaćbą. Myślę że trzeba uważać na różnych ludzi, grupy, czy też prowadzone przez nich strony, jak i pisane książki, gdyż dobrej treści to naprawdę jak ze świecą szukać. Także lewusy i inne dzieci kwiatów, robiące sobie często biznes na duchowości oraz naszych rodzimych wierzeniach i tradycjach, czy też wykorzystujące rodzimowierstwo i pogaństwo jako zwykły instrument lub narzędzie, krok wstecz, a nawet kilka.
14. Myślisz, że zmiana władzy w naszym kraju może spowodować wybudzenie się z marazmu naszego społeczeństwa i wzrost poparcia dla nacjonalistów?
W: Za czasów obecnej uśmiechniętej władzy, dobrych kilka lat wstecz, można było zauważyć naprawdę silny opór i duży wzrost idei w narodzie, graniczący wręcz z niebezpieczną moim zdaniem "modą na patriotyzm". Zauważyłem tylko jeden problem - bardzo wiele osób spogląda w stronę drugiego obozu trzęsącego co parę lat Polską, nie dostrzegając pewnych mechanizmów konstrukcyjnych owego tworu jako całości. Co do środowiska nacjo i idei, ci co mają w nim być i jej hołdować, będą w nim i będą to robić, niezależnie od wiejących wiatrów nad Polską.
15. Do jakich spraw i problemów dziś nacjonaliści przykładają zbyt małą wagę lub też zerową w Twoim odczuciu?
W: Myślę że warto mocniej zwrócić uwagę na postępującą cyfryzację naszej cywilizacji, mam na myśli między innymi sztuczną inteligencję, która to może stanowić poważne niebezpieczeństwo w długoterminowej skali czasu, głównie w sektorach rynku pracy. Nacisk położony na bankowość elektroniczną i wyparcie gotówki z obrotu jest kolejnym tematem, nad którym warto się pochylić. Uważam że trzeba też spojrzeć szerzej na aspekty związane z wyborem naszego stylu życia jak i zdrowia, oraz tego w jakim stopniu te wybory determinuje polityka dużych zagranicznych korporacji, reklamy mogące wpływać na podświadomość, oraz jakie mogą być tego konsekwencje.
16. Jak zmieniała się Twoja perspektywa co do nacjonalizmu na przestrzeni lat? Czy zauważasz ewolucję w swoich tekstach?
W: Dryfowałem po naprawdę wielu meandrach myśli, przemierzyłem sporo wzburzonych wód, ażeby znaleźć się dzisiaj tu w tym miejscu i z Wami porozmawiać. Z natury jestem takim trochę poszukiwaczem, lubię czytać, słuchać, szukać, myśleć, analizować, i przyznam że… czasem potrafiło mnie to gubić. Swego czasu wielu rzeczy czy spraw tak naprawdę nie rozumiałem i zbyt pochopnie wydawałem opinie na pewne tematy. Młodość rządzi się swoimi prawami, podczas której to zdarzyło mi się pomylić odwagę z odważnikiem, bywało że głowa była zbyt gorąca. Tak naprawdę to zaliczyłem wiele upadków na swoim szlaku, będąc w miejscach do których nie zamierzam wracać, jednakże każde doświadczenie było mi bardziej potrzebne niż mogłoby się wydawać. Dziękuję Bogom i naturze za przyczynek do powrotu na słuszną drogę, z jeszcze większą siłą, wiarą i energią. Spory wpływ wywarła na mnie nacjonalistyczna kolumna na Marszu Niepodległości w 2021 roku, był to solidny bodziec do jeszcze większych zmian i kop do przodu. Myślę że po tych wielu latach, dorosłem do nacjonalizmu. Przemawia do mnie jego nowoczesność, o której dużo pisze się i mówi w środowisku. Co do mojej twórczości, myślę że doskonale to w niej widać i słychać na przestrzeni czasu.
17. Bardziej boks czy bardziej piłka?
W: Mimo wszystko bardziej piłka nożna, później boks. Dołożę trzecie miejsce na podium, skoki narciarskie. Fascynująca dyscyplina, w której kryje się mistyczna tajemnica lotu, jak i tytaniczna indywidualna praca zawodnika. Jeden błąd w technice, np. wybicie z progu pod złym kątem, czy też inna pozycja najazdowa która zmniejsza prędkość, i jesteś kilka miejsc za tzw. czołówką, skaczesz parę metrów bliżej. Imponuje mi etos pracy sportowca.
18. Czy masz jakąś ulubioną książkę lub film, który poleciłbyś każdemu – niezależnie od zainteresowań?
W: Pierwsza książka Tysona Fury, tytuł "Bez maski". Uniwersalna lektura. Jeśli chodzi o film, "Wszyscy jesteśmy Chrystusami".
19. Jaką radę dałbyś młodym ludziom, którzy chcą tworzyć muzykę lub zaangażować się w działalność patriotyczną?
W: Konsekwentnie róbcie swoje, dążcie do obudzenia w sobie kreatywności, nie zapomnijcie o swoim wewnętrznym dziecku i nie wierzcie we wszystko co mówią Wam ludzie spotkani na Waszej drodze.
20. I ostatnie pytanie. Gdybyś nie zajmował się muzyką, co innego byś robił?
W: Nie lubię gdybać, ale niech Wam będzie. Na pewno chciałbym spróbować swoich sił w sporcie, z początku jako zawodnik, później być może realizowałbym się szkoleniowo, tudzież dążyłbym do tego by pracować jako komentator sportowy. Co dokładnie, to zależałoby od zdrowia i zajawki na daną dyscyplinę. Skoków bym raczej nie uprawiał, natomiast w pozostałych dwóch wspomnianych wcześniej dyscyplinach, chętnie bym się sprawdził. Nie wykluczałbym też tematów związanych z historią, teologią bądź psychologią, lecz na to akurat nigdy nie jest za późno. Pantha rei. :)
Wywiad przeprowadził Kamil Królik Antończak
Mścisław - Bogom świeczkę i Bogu ogarek - kwestia chrześcijaństwa we współczesnej doktrynie zadrużnej
Jedną (choć zdecydowanie nie jedyną) z bardziej kluczowych rzeczy, jakie odróżniały przedwojenną Zadrugę od bardziej „mainstreamowych” endeków czy narodowych radykałów był stosunek tego środowiska do religii katolickiej jak i samej instytucji Kościoła, który był zdecydowanie negatywny. Stachniuk zauważał, że religia oparta na wszechmiłości, wybaczeniu ponad wszystko i upatrywaniu głównego celu człowieka w życiu pozaziemskim de facto kastruje człowieka i robi z niego mentalnego i duchowego „kadłubka”. Ponadto, moim zdaniem słusznie, widział on kontrreformację jako jedną z głównych przyczyn upadku I RP. Każda idea ma jednak to do siebie, że aby wypracować doktrynę, którą następnie będziemy wcielać w życie, musimy dostosować je do współczesnych realiów. Jak więc mają się dziś interesy rodzimowierczych nacjonalistów i jaki stosunek winni mieć oni do swoich braci w poglądach, a niekoniecznie w wierze i do samego Kościoła Katolickiego?
Przede wszystkim, jak słusznie zauważył w swojej książce „Nowa Zadruga” Paweł Bielawski, II a III RP to dwie zupełnie inne rzeczywistości. W czasach Stachniuka nie było mowy o promocji homoseksualizmu, a o tym, że ktoś wymyśli coś takiego jak „tożsamość płciowa”, „zmiana płci” czy „niebinarność” nie śniło się nawet takim wizjonerom jak on. Z mordowania nienarodzonych dzieci nie próbowano zrobić „prawa kobiet” (zresztą same feministki pierwszej fali o aborcji miały często zgoła inne zdanie, widząc w niej furtkę dla nieodpowiedzialnych mężczyzn do ucieczki od obowiązku rodzicielskiego), a antysemityzm był dość mocno akceptowaną społecznie i aprobowaną postawą. W takiej sytuacji największym wrogiem i przeszkodą dla budowania heroicznej wspólnoty narodu był Kościół Katolicki. Jak to się ma do czasów dzisiejszych? Ano nijak. Świat stanął na głowie, a najdurniejsze wymysły lewackich aktywistów coraz szybciej przedostają się do mainstreamu na skrzydłach liberalnej finansjery. Obecnie ciężko nam mówić o jakimkolwiek pchaniu narodu do przodu w procesach twórczych, gdy zepchnięci zostajemy do pozycji defensywnej i musimy stawić opór współczesnej wspakulturze laickiej, dużo bardziej zaciekłej i niebezpiecznej niż dogorywająca już powoli w obecnym stuleciu (przynajmniej w świecie Zachodu) wspakulturze krzyża. Ponadto ta druga przeszła również od swego zarania dość dużą przemianę. Posłużę się tutaj myślą jednego z największych umysłów niechrześcijańskiej prawicy - Juliusza Evoli. Rozróżnił on „chrześcijaństwo” jako pierwotną ideę chrystusową od średniowiecznego „katolicyzmu”. Do tego pierwszego odnosił się on jednoznacznie negatywnie, natomiast drugie (zwłaszcza w powiązaniu z ideą krucjat) budziło u niego pewien rodzaj podziwu. Nic dziwnego. Późniejszy katolicyzm, poniekąd naturalnie poddany interpretacji Europejczyków, u których wciąż podświadomie zakorzeniona była pogańska mentalność a poniekąd dostosowany do świeżo schrystianizowanych mas, pomimo posiadania licznych ułomnych cech „oryginalnej” wspakultury krzyża nie był już tym samym. Również patrząc na historię najnowszą (czy to czasy komunizmu czy współczesne) znajdzie się wiele przykładów księży, którzy stawiali i stawiają opór marksistowskiej zarazie, czy to w czerwonym czy tęczowym wydaniu. Nie czas więc obecnie na wojny religijne pomiędzy nacjonalistami wyznającymi rodzime wierzenia naszych przodków, katolickimi czy niewierzącymi. Umacnianie się przez podział z wątpliwymi skutkami zostawmy lewicy. Jesteśmy na wojnie, której wynik przesądzi o istnieniu naszej cywilizacji.
Z drugiej jednak strony, konieczność pewnej współpracy czy przynajmniej wzajemnej tolerancji nie oznacza rezygnacji z naszych ideałów. My, zadrużanie, chcemy świeckiego państwa opartego na słowiańskich wartościach, w którym na pierwszym miejscu stawia się nie jakąkolwiek religię (tym bardziej obcego pochodzenia) a naród. To dobro wspólnoty narodowej jest dla nas celem, a nie koronacja Chrystusa czy dobrobyt Kościoła. Musimy pamiętać, że wszechmiłość, personalizm, moralizm, spirytualizm, nihilizm i hedonizm to elementy uwsteczniające człowieka i krępujące jego wolę tworzycielską, a gdy ktoś podniesie rękę na nasz kraj powinniśmy zgodnie z dewizą „Śmierć Wrogom Ojczyzny” jak najskuteczniej go unicestwić, zamiast „nadstawiać drugi policzek”. Nie powinniśmy również traktować Kościoła Katolickiego jako stałej ostoi konserwatywnych wartości, bo choć wielu kapłanów należy za to docenić, nawet w naszym kraju widać podział na księży bardziej „katolickich” i bardziej „chrześcijańskich”, otwartych i miłujących. Jeszcze gorzej sprawy mają się w samym Watykanie, gdzie obecny papież nawołuje do przyjmowania hord obcych kulturowo i etnicznie nachodźców czy otwiera Kościół na pary jednopłciowe. To jest to wielkie chrześcijaństwo, które zbudowało Europę? W takim razie tym bardziej wolę pozostać rodzimowiercą.
Kwestia dostosowania idei zadrużnej do dzisiejszych czasów nie jest prostą sprawą. Z racji, że format artykułu nie pozwala na jej szczegółowe zgłębienie, skupiłem się tu tylko na aspekcie podejścia do chrześcijaństwa (po bardziej dogłębną analizę całego tematu odsyłam do książki Bielawskiego). Myślę, że żadne skrajne podejście, niezależnie czy mówimy tu o radykalnym antyklerykalizmie czy całkowitym zlaniu się z opcją katolicką nie ma najmniejszej racji bytu. Atakując Kościół na wszelkie możliwe sposoby tylko przysporzymy sobie wrogów wśród ludzi, z którymi mamy wiele wspólnych celów. Żyjemy w kraju, w którym bądź co bądź większość narodu stanowią (przynajmniej deklaratywni) katolicy, a ateiści mają w przeważającej mierze lewicowe bądź liberalne poglądy i poza kwestią antyklerykalizmu nie znajdziemy z nimi za wiele płaszczyzn porozumienia. Idąc z kościelnym prądem sprzeniewierzymy się tradycji przodków i samym Bogom, grzebiąc nasze pogańskie dziedzictwo na zawsze. Najrozsądniej będzie na ten moment przyjąć postawę wzajemnej tolerancji i działania ponad podziałami w sprawach, gdzie nasze interesy pokrywają się z prawicą katolicką, a oddzielnie, gdzie są one rozbieżne. W kwestii religii, powinniśmy się skupić przede wszystkim na promocji rodzimych wierzeń i słowiańskiej kultury oraz edukować społeczeństwo w tej tematyce. Zamiast toczyć zaciekłą walkę po prostu pokażmy alternatywę. Nie czas dziś na konflikty w środowisku narodowym, musimy walczyć o wspólną sprawę jaką jest spójna etnicznie i kulturowo Polska i Europa oraz stawienie oporu liberalnej i marksistowskiej wspakulturze laickiej. Różnimy się, ale łączą nas zbieżne cele i to na nich na dzień dzisiejszy skupmy nasze wysiłki. Jeszcze przyjdzie czas by „Antychrysta sztandar w niebo wznieść”.
Bibliografia:
Paweł Bielawski „Nowa Zadruga”
Jan Stachniuk „Chrześcijaństwo a ludzkość”
Witomysł Myduj - Wspakultura oczytanego skryby, a życiodajna energia Vril
Krew bohaterów jest bliższa Bogu niż atrament filozofów i modlitwy wiernych
Julius Evola
Dziś kontrowersyjnie- odrzuć pióro i stosy książek, wybierz sztos aktywizmu.
Czy to introwertyzm czy może jednak poczucie komfortu zamyka Cię w czterech ścianach, gdzie bunkrujesz się ze swoją ideologią, wychodząc do ludzi co najwyżej na jakiejś wyszczekanej telegramowej grupce. Nie czyni Cię radykałem to, że przewertowałeś Evolę (zazwyczaj nie mając podstaw filozoficznych by to czytać, co wnioskuję po różnych polskich opiniach na temat tego metapolityka) czy innego zagranicznego edgystę.
Pogódźmy się z tym, że większość rzeczy została już napisana. Brakuje jednak dobrych polskich tłumaczeń. To wciąż mankament. Aczkolwiek jeśli nie masz nic nowatorskiego do powiedzenia, nie produkuj odtwórczego bajzlu, tracisz swój czas i innych.
Chcecie się zaczytywać w hermetycznych książkach historycznych podklepanych z antykwariatu? Dzielić środowisko wołając w obłędzie „Dmowski czy Piłsudski?”? Kłócić się na rympał która wersja narodowego solidaryzmu jest najbardziej cool? Jeśli tak to zważka na ruchy, hamuj bajerę i przełóż wajchę na twórcze działanie.
Zanurzasz się w różańcu, a na Mszy siedzisz w ostatnim rzędzie przykurczony? Tutaj też jest pole do zmiany. Bez aktywnego uczestnictwa w Życiu Kościoła Rzymsko-Katolickiego lub wspólnoty wyznania indoeuropejskiego, ogień Twej wiary ledwo się tli, a Twój pseudomistycyzm może go zgasić doszczętnie.
Jaką masz alternatywę? Wybierz wręcz nadprzyrodzoną moc życiową, nazywanej przez niektórych niekiedy „Vril”, poprzez, którą możesz mnożyć ziemskie talenty. Przekuwać wewnętrzny wigor na piękne owoce, wisienki na torcie naszego ruchu.
Rozmnażaj kontakty towarzyskie i damsko-męskie. Może zamiast kolejnego piwka „w klimacie” zaprosisz w końcu koleżankę na elegancką kawkę? Zamiast kolejnego kumaterskiego, archaicznego i pseudorekonstrukcjonistycznego ubioru postaw tym razem na elegancki „outfit”.
Od pasywnego aktywizmu rośnie garb i ciało wątleje, nie zapomnij więc o zrównoważonym sporcie i zdrowej diecie. Czytasz do późnego wieczora, aż Ci się oczy zamkną? Stop, zapomniałeś o serii pompek plus modlitwie czy medytacji przed snem.
Naucz się inwestować pasywnie, pomnażać swoje oszczędności, co zabezpieczy przyszłość Twoją i Twoich dzieci. Odkładaj, nawet symboliczne sumy, systematycznie i przemyśl następnym razem swoje zakupy. Może jednak nie przyda Ci się kolejny przypałowy gadżet, który i tak musisz cenzurować w internecie.
Zamiast jarać się entą przypałową akcją w stylu gaśnicy zastanów się co możesz zrobić na własnym podwórku. Zorganizuj festyn czy akcję charytatywną, która pomoże Ci poznać potrzeby lokalnej wspólnoty, a idąc dalej umożliwi udział w wyborach samorządowych, bo od tego należy zacząć politykę, a nie od geopolitycznych fikołków przy biurku z przetrąconą prawą nogą. Stać musimy równo, w szeregu, każdy na swoim miejscu, od dołów po „górę” hierarchii polskiego nacjonalizmu.
Biedny, samotny i zaczytany nacjonalizm będzie wciąż przegrywał. Zatem do dzieła, bo inaczej zjedzą nas mole! Pozostańmy wiecznie młodzi, aktywni, radykalni!
Grzegorz Ćwik - Postępująca likwidacja państwa
Rządzący od roku neoliberałowie obiecywali, że nauczyli się na błędach, już nie są tymi krwiożerczymi, darwinistycznymi i anglosaskimi neoliberałami, którzy w nieubłagany sposób podążają za Hayekiem i Friedmanem. Oczywiście tylko największy tuman mógł w to uwierzyć, zwłaszcza, że wszelka analiza wypowiedzi „drugiego szeregu” KO wykazywała, że to ciągle ci sami goście od prywatyzacji, liberalizacji, deregulacji i likwidacji. I bez specjalnego prószenia socjal-liberalną propagandą, obecnie rządząca koalicja taki właśnie program realizuje. „Pieniędzy nie ma i nie będzie” a państwo…też jakoś go coraz mniej. I nie chodzi mi tu o urzędników czy funkcjonariuszy, bo tych żaden rząd nie ruszy, ale o funkcjonalną i ekonomiczno-społeczno-naukową strukturę, którą obecny rząd radośnie puszcza z dymem.
Często nawet jeszcze zanim powstanie – chodzi oczywiście o CPK, ale także elektrownie jądrowe, rozbudowę portów i central przeładunkowych na północy Polski, inwestycje Intela we Wrocławiu, czy nawet hub technologiczny dla Koreańczyków, od których mamy kupić sporo sprzętu wojskowego.
Jedną z głównych inspiracji ideowych rządzącej koalicji jest z pewnością klasyczny polski „niedasizm”. CPK to oczywiście najbardziej sztandarowy przykład, pozostałe też zrobiły swoje zamieszanie w mediach, jednak coraz częściej widzimy, że państwo nasze przestaje działać tam, gdzie koszty tego są prawie żadne.
Przykład publicznej zbiórki na 250 tys. zł dla polskich archeologów w Egipcie to sztandarowy wręcz pokaz zapaści państwa, i to zapaści odgórnie sterowanej i zarządzanej. Przecież to nie jest tak, że nagle pieniądze znikły, czy faktycznie mamy ultra kryzys. Nie, przeciwnie, w 2023 jeszcze nasza ekonomia trzymała się całkiem nieźle. To po prostu przyjęcie zasad liberalizmu, i to tego anglosaskiego, w myśl zasad austriackiej szkoły (anty)ekonomii – a to lektury Hayeka i Friedmana są deklarowanymi przez obóz PO ulubionymi w okresie młodości – jest powodem takiego, a nie innego stosunku do państwa. Gdy na Zachodzie obywatele generalnie mogą cieszyć się państwem oferującym wysokiej jakości usługi publiczne, państwem, które tak czy inaczej stara się uczestniczyć w gospodarce lub regulować życie społeczne, u nas wygrywa myśl nie tyle państwa minimum, co państwa zanikającego. Nawet funkcja „stróża nocnego” zanika, gdy spojrzymy na sytuację policji i służb w mieście takim jak Warszawa – wakaty sięgają 40-50%, brakuje funduszy, mieszkań komunalnych, a całe dzielnice (jak choćby Praga) są oddawane w ręce mafii.
I wszystko to dzieje się za sprawą uśmiechniętego Rafałka, który lada chwila może zostać (o zgrozo!) prezydentem Polski. Taki liberalizm właściwie niczym nie różni się od anarchizmu – to skrajna nienawiść do instytucji państwa i wspólnoty. Nic więc dziwnego, że liberałowie w miastach takich jak Warszawa, Poznań, Wrocław, Trójmiasto i wielu innych współpracują z Antifą i ją finansują. Ludzie z koalicji rządzącej po prostu nie dopuszczają do siebie czegoś takiego jak państwo, które z jednej strony działa sprawczo, skutecznie i przyjaźnie, a z drugiej strony jest dla i przez obywateli. Dla liberała państwo to… No właśnie i tu dochodzimy do meritum. Dla liberała państwo to wróg, albowiem silne państwo „przeszkadza” w robieniu interesów, biznesów, dogadywaniu się z mafiami i patodeweloperami, silne państwo potrafi zmusić i zmusza do elementarnego przestrzegania prawa i reguł. Wreszcie silne państwo to poczucie sprawiedliwości u obywateli, którzy nie mają – tak jak współcześni Polacy - tolerancji dla korupcji, nepotyzmu, politycznej indolencji i niekompetencji. Z tego samego powodu, dla którego przestępcy wolą słabą i niedofinansowana policję, z tego samego powodu liberałowie rozciągają to pragnienie na całe państwo.
Idea liberalna, czyli postawienie na „ja, moje, mój” zamiast „my, nasze, dla nas” z definicji wyklucza działanie dla dobra ogółu – wbrew wszelkim ustawionym wywiadom, klipom, działaniom PR-owców. Polskie państwo jest słabe bo taka jest wola polityczna tych ludzi. Do tego z wiarą wręcz religijną zwracają się oni ku Berlinowi i Niemcom, uważając, że państwo takie jak Polska po prostu musi się im podporządkować. Nie dlatego nie powstanie CPK, bo jakieś tam procedury się przeciągają, czy rzekomy opór społeczny nie pozwala na to. Elektrownie atomowe nie powstaną nie dlatego, że są nieekologiczne (chociaż są) czy zbyt trudne do zbudowania (nieprawda). To wynika z tego, że taka jest wola i decyzja liberalnej elity, która do powyższych dodaje jeszcze tradycyjnie dla polskiej inteligencji funkcjonującą ojkofobię, kosmopolityzm i nienawiść klasową do „tych niżej”. W efekcie mamy masę prywatyzowanych za psi pieniądz przedsiębiorstw państwowych, przetargi ustawiane pod niemieckie firmy, blokowanie inwestycji konkurujących z niemieckimi projektami infrastrukturalnymi.
Jak się okazuje połączenie liberalnych elit, przestępczej mentalności, korupcji politycznej w ramach Unii Europejskiej oraz swoistego „błogosławieństwa” z dawna wynarodowionej inteligencji w efekcie daje mieszankę trującą, która stanowi zagrożenie dla elementarnego funkcjonowania tak państwa, jak i Narodu polskiego.
Grzegorz Ćwik
Maksymilian Ratajski - „Magia Świąt”? Chyba magia komercji
Drugiego listopada byłem zmuszony odwiedzić galerię handlową – w sklepach pojawiły się już pierwsze akcenty świąteczne! Pod koniec listopada galerie są już pełne świątecznych ozdób. Nie ma co się dziwić – tak zwana „Magia świąt” jest doskonałym sposobem na zachęcenie ludzi do zakupów.
Korporacje chcą, żebyśmy kupili jak najwięcej słodyczy, kiczowatych ozdób, jak najdroższych prezentów, poszli na jarmark wypić kosmicznie drogi napój grzańcopodobny, obejrzeli pięćdziesiąty film o „magii świąt”… Chcą nam wmówić, że właśnie tego potrzebujemy! Symbolem Świąt stał się przerośnięty krasnal z reklamy napoju gazowanego, w niczym nie przypominający mieszkającego na terenie dzisiejszej Turcji biskupa. Ów krasnal przynosi prezenty, więc idealnie nadaje się na centralną postać święta konsumpcji. Z okazji Świąt firmy sugerują swoim pracownikom ustawianie okolicznościowych grafik w stopkach mailowych, czy wysyłanie życzeń do klientów. No i naprawdę bardzo chciałbym wiedzieć o jakie święta chodzi, bo z treści ciężko cokolwiek wywnioskować. Już nawet nie piszą „Marry Christmas”, tylko „Happy Holidays”.
Najważniejszy jest zysk, stąd też wielkie oburzenie, kiedy ktoś chce dać pracownikom wolną Wigilię, albo niedzielę bez handlu! Ile było krzyku, o rzekomych stratach dla gospodarki! O prawie do świętowania z rodziną jakoś liberałowie zapominają. Im się należą zakupy! Pani kasjerka to gorszy sort. Wiele mówi się o roszczeniowości różnych grup społecznych, ale milczy się o tej najbardziej roszczeniowej, której „się wszystko należy” – liberałach i „klasie średniej, wyższej”, czy raczej ludziach chcących się za tę klasę uważać. Dziennikarzom i pracownikom agencji reklamowych (którzy sami do tej grupy należą), opłaca się kreować poczucie wyższości i potrzeby zakupowe swoich odbiorców, z tego żyją.
Takie „święta” są oczywiście pozbawione treści. Narodzenie Jezusa zostało zastąpione przez kult konsumpcji. Żyjemy w świecie postchrześcijańskim, ale to nie oznacza, że musimy się na to godzić, i brać udział w festiwalu zakupów. Za dwadzieścia lat, Twoje dzieci nie będą pamiętały, że znalazły pod choinką nowego smartfona, będą pamiętały, czy rodzice spędzali ten czas z nimi, czy poszli razem na Pasterkę i zaszczepili w nich Wiarę? Czy wychowywały się w prawdziwej rodzinie, czy rodzicie mieli dla nich czas, czy tylko kupowali drogie prezenty?
Moją ulubioną sceną w Ewangelii zawsze było, kiedy Jezus wyrzucił handlarzy ze Świątyni. Polecam ten fragment wszystkim wierzącym w brednie o cukierkowym „chrześcijaństwie”. Powiedzmy NIE komercyjnej karykaturze Świąt Bożego Narodzenia! Walczmy o to, aby przeżyć je prawdziwie! Przekazać naszym dzieciom, że Boże Narodzenie, to nie prezenty, suto zastawiony stół, wyjazd na narty czy maraton filmowy z Kevinem samym w domu i Karolakiem. Wigilia to dzień dla rodziny, dzień w naszej kulturze absolutnie wyjątkowy. Boże Narodzenie to uroczystość religijna, i tak należy te dni przeżywać – autentycznie. Nie pozwólmy, aby zakupy, prezenty, konsumpcja, przesłoniły nam to, co jest najważniejsze, co jest istotą tych Świąt.
Pierwszego grudnia zaczęliśmy Adwent – okres oczekiwania, przygotowania. Dobre przepracowanie tego czasu jest warunkiem dobrego przeżycia Świąt analogicznie jak z Wielkim Postem i Wielkanocą. Chcesz mieć udane Święta? To idź do Spowiedzi, wstawaj rano na Roraty, odmawiaj różaniec, idź na rekolekcje, pracuj nad swoją wiarą. Spędzaj czas z żoną, z dziećmi, rodzicami, rodzeństwem, dziadkami… Zrób coś dobrego dla drugiego człowieka wspierając Caritas czy Szlachetną Paczkę, oddając krew..
Życzę wszystkim Czytelnikom dobrze przepracowanego Adwentu i Prawdziwych Świąt Bożego Narodzenia.
Maksymilian Ratajski