Nie chcę być złym prorokiem, ale rok 2025 z kilku względów jawi się jako ten, w którym liberalizm objawi swój totalitarny charakter rodem z Orwella w pełny już i niespecjalnie skrępowany sposób. Tyczy się to tak sceny politycznej w Polsce, jak i w Unii Europejskiej. Okazuje się, że w końcu unijni biurokraci oraz ich namiestnicy w szeregu krajów zrozumieli, jaką szansę dał im Putin i jego agresja na Ukrainę. Oto każdego, kto sprzeciwia się temu choremu i antyludzkiemu systemowi można ozdobić łatką „ruskiej onucy” i człowieka będącego pod wpływem Moskwy. Wniosek? Ludzie tacy nie mogą przecież zaburzać demokratycznych procesów, wyborów i generalnie życia społecznego. Wroga publicznego należy tępić aż do ostatecznego zwycięstwa.
Unieważnienie wyników wyborów w Rumunii stanowi przedsmak tego, co lada chwila stać się może powszechną praktyką na terenie Unii. Oto bowiem okazuje się, że wystarczy stwierdzenie, że określony kandydat czy środowisko ma poglądy odbiegające od jedynych słusznych, a automatycznie zarówno staje się człowiekiem Kremla, jak i okazuje się, że owo posiadanie poglądów nieakceptowalnych przez unijnych politruków staje się „rosyjską ingerencją”. Podobnie było przy wyborach w Gruzji. Tam też zwycięstwo rządzącej partii ochrzczono „rosyjskim wpływem”, choć po prawdzie, to zagraniczni obserwatorzy przyznawali, że nie zauważyli żadnych określonych nieprawidłowości czy budzących zagrożenie wpływów z Rosji. Jednocześnie ze zgrozą zauważali, że poglądy Gruzińskiego Marzenia są inne niż poglądy prounijnych i antynarodowych liberałów i LGBT-owców. A jak wiemy – w liberalizmie możesz mieć dowolne poglądy, o ile tylko są one liberalne i akceptowalne przez liberalne elity.
Daleki jestem od zachwytów nad Trumpem, a zwłaszcza jego naczelnym przydupasem Muskiem (a może układ jest tu odwrotny?), jednak gdy słyszę całkiem na serio rzucane propozycje, aby na okres wyborów wyłączyć portal X, bo są tam dostępne poglądy, które nie współgrają z uśmiechniętą Polską spod znaku „für Deutschland”, to nie widzę w tym nic innego, jak zwykłej cenzury. Ironicznie zresztą jest to, że poglądy prorosyjskie imputują swym przeciwnikom dokładnie ci, którzy przez ostatnie 30 lat najbardziej wspierali Rosję, Putina i ich finansowali. Tusk i Sikorski jako twarze antyrosyjskiego frontu? Toż to ludzie, którzy za rządów pierwszego Tuska podpisali umowę o współpracy z rosyjskim wywiadem i zatrzymywali na polecenie wschodnich despotów ich przeciwników politycznych – z Czeczenii chociażby, a władzom w Mińsku przekazywały dane o białoruskich opozycjonistach. Kwestie współpracy zresztą świetnie opisał prof. Cenckiewicz w książce „Zgoda”, która stanowi straszliwy zapis jednej wielkiej zbrodni Tuska i Sikorskiego na polskiej suwerenności, niepodległości i honorze.
Cała obecna propaganda nie tylko ukazuje siły prawicowe czy konserwatywne jako umaczane w kontakty i agenturalność względem Rosji, ale przede wszystkim ich poglądy jako wynik rosyjskiej działalności. Unia Europejska i rzekoma wolność na jej obszarze to prawdziwi bogowie nowego liberalnego panteonu, więc wszystko co im zagraża jest nie poglądem czy opinią, ale herezją. A herezja najlepiej jeśli jest wymyślona i realizowana przez wroga zewnętrznego – czyli Rosję. Można by naprawdę długą książkę napisać o tym, jak serio wszyscy poza PiS-em czy litewską prawica narodową w ramach Parlamentu Europejskiego współpracowali i wspierali Rosję. Książkę taką zresztą popełnił poseł Płażyński i lektura „Wszystkich pionków Putina” pokazuje jak prawdziwe jest przysłowie o szukaniu u kogoś drzazgi w oku, samemu mając tam belkę. Niemiecka, francuska, włoska, hiszpańska czy nawet w dużej mierze szwedzka scena polityczna od 20, a w wypadku Niemców 30 lat konsekwentnie i systematycznie wspierała Rosję, jej zbrojenia, nie zwracała uwagi na przygotowania do agresji i przywrócenia status quo ante 1997. Co więcej, to właśnie polska prawica parlamentarna była tak w krajowych, jak i zagranicznych mediach ukazywana jako „rusofobiczna” i żyjąca wyłącznie historią. A przecież Rosja się zmieniła, Putin może zabija ale nie hurtowo (cytat żywcem wyjęty z ust Sikorskiego), a w ogóle to prezydent Miedwiediew to gwarant demokratyzacji wschodniego imperium (teza podawana wielokrotnie w oficjalnych dokumentach polskiej dyplomacji z okresu rządów pierwszego Tuska).
Mniejsza już zresztą o prawdę, bo ta w liberalizmie liczy się najmniej. Ważna jest linia programowa i to, co propaguje się w systemowych mediach. Sam fakt, że mówi się już oficjalnie o cenzurze (na razie określonych portali – X oraz Facebook), znaczy, że plany takie nie tylko istnieją, ale ich podawanie na razie jako pomysły pewnych osób w życiu publicznym to nic innego jak sprawdzenie niczym papierkiem lakmusowym, czy już uśmiechnięte społeczeństwo jest gotowe to zaakceptować. A spora część jest na pewno, bo żarty żartami, ale są ludzie, którzy zamiast własnych opinii wolą odpalić plik tvn.exe i to, co tam usłyszą, traktować jako prawdę objawioną. Dołączamy do tego klasyczne podziały między zwolennikami normalności i suwerenności a europejskimi Europejczykami (podziały te zresztą z grubsza są obecne w całej Unii), i okaże ze się, że spora część naszego społeczeństwa wręcz ucieszy się, że wprowadza się oficjalnie cenzurę, zakazuje określonym osobom prowadzić kampanię wyborczą, mówić jaki mają program, krytykować pewnych zjawisk i organizacji, a zapewne także w razie wygrania wyborów, ich wyniki będą anulowane. Wszystko w imię walki z rosyjskimi wpływami.
Pytanie jak szybko i przede wszystkim jak głęboko będzie realizowana polityka uciszania opinii publicznej i wprowadzania liber-terroru? Niestety, sądzę, ze tu nie ma co spodziewać się półśrodków ze strony władców rzeczywistości, bo mówiąc kolokwialnie szeregi wrogów unijnego szaleństwa, biurokracji, korupcji i zielonego ładu rosną z każdym tygodniem, wiec system, by utrzymać się, będzie musiał działać odpowiednio szybko i twardo. Na szczęście każda dyktatura i terror, prędzej czy później upadają, a sądzę, że pokłady niezadowolenia społecznego w Europie są większe, niż można sądzić. Nie mówię tu może o Polsce, bo Polacy chętnie akceptują każdą, najbardziej antyludzką politykę i nie zdobędą się na żaden głos sprzeciwu. Ale społeczeństwa zachodnie, przyzwyczajone do wysokiego standardu życia, a obecnie UE gwarantuje coraz szybszy upadek tegoż, są sporym argumentem za tym, że pewne rzeczy nie potrwają długo. I taką mam też nadzieje, podobnie jak na to, że jednak przesadzam i z przyzwyczajenia widząc świat w czarnych barwach spodziewam się najgorszego. Niestety – wszelakie sygnały z krajów Unii, tworzenie oficjalnie już mechanizmów „walki z rosyjskimi wpływami” na poziomie Unii, czy chociażby na krajowym podwórku obserwując bezpardonowość Bodnara w demontażu państwa prawa, każe to wszystko sądzić, że logika działań prowadzi do jawnej dyktatury.
Grzegorz Ćwik