Szturm1

Szturm1

Jednym z najbardziej rozpowszechnionych mitów o socjalizmie jest to, że jest on przede wszystkim i głównie doktryną o nacjonalizacji własności prywatnej. Jest to mit, który jest stale i rozmyślnie rozpowszechniany przez klasę rządzącą oraz liberałów, aby zdyskredytować socjalistów. Wiedząc o tym, że niemal wszyscy nie lubią i boją się biurokracji państwowej neoliberałowie pragną przekonać, że socjaliści chcą rozszerzyć władzę tej biurokracji do tego stopnia, aby kontrolowała wszystko - tak jak było to w Europie Wschodniej przed 1989 rokiem.

Jest to niestety przekonanie, które wyznają i rozpowszechniają niektóre z osób uważających się za „nacjonalistów”. Są to przeważnie ludzie, którzy nazywali takie kraje jak Rosja i Polska socjalistycznymi, dlatego że ich gospodarka była upaństwowiona. A przecież w krajach tych nie było ani odrobiny własności pracowniczej. Totalna władza, jak i majątek narodowy skupione były w rękach państwowej burżuazji. Odnosi się to także do ludzi, którzy uważają, że socjaldemokraci wprowadzą w przyszłości ludowy socjalizm przez upaństwowienie szczytów przemysłu lub "200 głównych monopoli", jak je czasem nazywają.

Tymczasem główną ideą socjalnacjonalistów nie jest upaństwowienie, ale rewolucja narodowa. Rewolucja polegająca na zjednoczonej walce wszystkich klas o samoemancypację, która doprowadzi do zniszczenia podziału ludzi na klasy i do uzdrowienia państwa jako narzędzia w rękach ludu.

Oczywiście narodowi rewolucjoniści są za nacjonalizacją, ale nie będącą celem samym w sobie, ale za środkiem, dzięki któremu społeczeństwo może przejąć zbiorową kontrolę. Naszym celem zatem nie jest upaństwowienie przez istniejące państwo kapitalistyczne, ale przez państwo narodowe, przy kompletnej pracowniczej kontroli.

Bez władzy pracowników i pracowniczej kontroli, nacjonalizacja nie prowadzi do socjalizmu, ale do kapitalizmu państwowego, czyli do dalszej koncentracji kapitału w coraz większe jednostki. "Im bardziej państwo dąży do przejęcia sił wytwórczych – twierdzi Fryderyk Engels - tym bardziej staje się czołowym kapitalistą.” Kapitalistyczne stosunki nie zanikają przez to, lecz raczej dochodzą do najwyższego napięcia.

Jasnym dowodem na to jest słynne postępowanie upaństwowionych hut stalowych w Wielkiej Brytanii (British Steel), transportu kolejowego (British Rail) i produkcji węgla (National Coal Board). Nie są one bynajmniej wyspami socjalizmu na kapitalistycznym morzu. Wyzyskują bezlitośnie swych robotników dla zwiększenia zysków, tak jak każde inne kapitalistyczne przedsiębiorstwo. We wczesnych latach osiemdziesiątych właśnie tam miały miejsce główne ataki klasy rządzącej na zarobki, organizację związków zawodowych i ilość pracujących. W naszym kraju upaństwowienie nigdy nie należało do zadań żadnego z rządów po 1989 roku. Natomiast co roku słychać o protestach pracowników budżetowych, których pensje często nie przekraczają minimalnej państwowej.

Są ludzie, którzy sugerują, że dzieje się tak dlatego, że tylko cząstka przemysłu jest upaństwowiona, a jego większość znajduje się w rękach prywatnych. Lecz w Rosji, gdzie państwo było właścicielem niemal wszystkich środków produkcji, pracownicy byli także wyzyskiwani i nękani, a produkcja nadal służyła akumulacji kapitału, nie zaś ludzkim potrzebom. Tylko w połączeniu z władzą pracowniczą upaństwowienie oznacza zerwanie z kapitalizmem.

Czy wynika z tego, że powinniśmy powinni patrzeć obojętnie na dążenie do prywatyzacji? Bynajmniej. Po pierwsze prywatyzacja idzie rękę w rękę ze zwolnieniami i pogorszeniem warunków pracy, i z tego powodu powinna być zwalczana. Po drugie wywołuje ataki na jakość wykonania przez daną gałąź przemysłu, czemu również należy się opierać. Poziom państwowej opieki nad zdrowiem i państwowej oświaty stanowi także istotną sprawę w życiu pracujących ludzi. Obrona tych instytucji jest istotną troską socjalistów. Również żądanie upaństwowienia spółki, która jest bliska bankructwa, może być ważną bronią w walce o ocalenie ludzi przed bezrobociem. (Na pewno jest to o wiele bardziej skuteczne niż tworzenie spółdzielni pracowniczej.)

Jednakże wszystkie omówione tutaj przypadki stanowią reformowanie kapitalizmu, a nie sposoby obalenia go. Socjalnacjonaliści uznający myśl Karola Marksa za ponadczasową, są najbardziej zdeterminowani do walki o zmiany. Świadomi jesteśmy potrzeby walki o klasę pracowniczą i reform, o jakie nasz kraj woła. Lecz nie można mylić tych reform z socjalizmem, którego celem jest i musi być zawsze, uzyskanie władzy przez naród, czyli pracowników.

Paweł Doliński

Zanim przejdziemy do głównej obranej tematyki, to warto we wstępie przedstawić preludium omawianych wydarzeń. W końcowej fazie działań wojennych I wojny światowej, w 1918 roku, na wschodzie, wojska „Ober-Ost” są w odwrocie. (Pod pojęciem „Ober-Ost” kryje się po pierwsze Naczelne Dowództwo Armii Cesarstwa Niemieckiego na froncie wschodnim w czasie I wojny światowej, po drugie jednostka administracyjna utworzona przez Cesarstwo Niemieckie na części okupowanego w latach 1915-1918 terytorium Imperium Rosyjskiego). Opuszczane tereny zajmują posuwający się w kierunku zachodnim bolszewicy. Po podpisaniu kapitulacji przez Austro-Węgry i Niemcy w Compiegne, odbudowuje się państwo polskie. Na terenach dawnej Kongresówki powstają polskie oddziały wojskowe, które otrzymują broń i wyposażenie od opuszczających te tereny armii państw centralnych.

Wojska bolszewickie prą naprzód według założeń operacji „Cel Wisła” – dokładne rozpoznanie w głąb do rzek Niemna, Szczary aż po Bug. Równolegle, naprzeciw sowietom, sukcesywnie zmierzają oddziały polskie. Ich celem jest osiągniecie granic, jakie Rzeczypospolita posiadała w XVIII wieku. Do czołowego spotkania obu armii dochodzi 14 lutego 1919 roku, w miejscowości Mosty, niedaleko Szczuczyna. Dochodzi do niewypowiedzianego nigdy konfliktu, który przeszedł do historii, jako wojna polsko-bolszewicka. (Warto tu dodać, że badacze konflikt z lat 1919-1921 określają też mianem wojny polsko-sowieckiej oraz wojny polsko-rosyjskiej). Następuje chwilowe zatrzymanie natarcia Frontu Zachodniego Armii Czerwonej.

W kwietniu 1920 roku Józef Piłsudski wyrusza z ofensywą na Kijów. Polska zyskuje sojusznika: Ukraińską Republikę Ludową (URL) z Semenem Petlurą na czele. Niestety ofensywa na Kijów zostaje skutecznie zatrzymana przez bolszewików. Armia polska jest w odwrocie. Front działań wojennych cofa się na zachód. Dnia 4 lipca 1920 roku, w okolicy Równego, 7 Pułk Ułanów Lubelskich, stoczył całodzienną bitwę z częścią 1 Armii Konnej Siemiona Budionnego. Na przełomie lipca i sierpnia tegoż roku, pułk walczył pod Styrem. Wspomnianych „Lubelskich Ułanów” skierowano później do wsparcia odwrotu za Bug. Dokładnie chodzi o wspomożenie południowego skrzydła 1 Dywizji Piechoty Legionów. Na początku sierpnia sytuacja była napięta. Dnia 1 sierpnia 1920 roku oddziały bolszewickie zdobyły Brześć Litewski. Pośpiesznie zorganizowana obrona na linii Bugu, w pasie od Włodawy po Brody, siłami 3 Armii, będącej pod dowództwem gen. Zygmunta Zielińskiego, próbowała powstrzymać natarcie 12 Armii sowieckiej pod dowództwem gen. Waskanowa. (Wspomniane formacje rosyjskie wchodziły w skład Frontu Południowo-Zachodniego).

Chełm także przystąpił do organizowania obrony przed bolszewickim zagrożeniem. W kwietniu 1920 roku ogłoszono w mieście stan wyjątkowy. W wyniku docierających informacji o posuwającej się w stronę miasta nawale sowieckiej, sympatyzujące z komunistami grupy Ukraińców i Żydów siały ferment w mieście. (Warto dodać, że jest to często zapominany i wypierany fakt w świadomości historycznej). Natychmiast zorganizowano „Straż Bezpieczeństwa”, która działając pod jurysdykcją policji, wspomogła ją w aresztowaniach prowodyrów i uczestników akcji antypaństwowych. Uczestników zamieszek postawiono przed „Sądami Doraźnymi”. Ponadto powołany zostaje „Powiatowy Komitet Obrony Narodowej”. Oprócz tego, dnia 3 sierpnia 1920 roku do Chełma dociera dowództwo 3 Armii Polskiej. W obronie miasta staje 8 Brygada 7 Dywizji Piechoty Legionów. Dowodził nią ppor. Karol Schubert. Dodatkowo w akcję obrony Chełma włączają się także wcześniej wspomniani chełmscy policjanci wraz z członkami zorganizowanej Straży Bezpieczeństwa, a także liczna rzesza ochotników, która zgłosiła się spośród mieszkańców.

Pierwsza z bitew na ziemi chełmskiej miała miejsce pod Świerżami, dnia 6 sierpnia 1920 roku. W trakcie owej potyczki udało się odeprzeć atak bolszewików. Próbowali oni przełamać obronę na linii Bugu. Następnego dnia zdobyto most w Dorohusku, którego obrony podjęła się 7 Dywizja Piechoty Legionów. W wyniku postępującego natarcia sił bolszewickich, gen. Z. Zieliński zarządził odwrót i skoncentrowanie obrony na linii Wieprza. Dywizja opuściła swe pozycje obrony dnia 8 sierpnia 1920 roku. Natomiast 11 sierpnia 1920 roku, o godzinie 16.00, Sowiecki 223 Pułk Strzelecki zaatakował przedpola i stację kolejowa w Chełmie. 7 Dywizja Piechoty Legionów odparła atak i ruszyła z kontruderzeniem wzdłuż linii kolejowej Chełm-Dorohusk.

Do ciekawej sytuacji doszło dnia 12 sierpnia 1920 roku. Owego dnia udało się podsłuchać rozmowy telefoniczne bolszewików, dotyczące planów kolejnego ataku na Chełm. Dotyczyły one ataku z dnia 13 sierpnia, w sile dwóch brygad 25 Dywizji Strzeleckiej. W tej sytuacji postanowiono uprzedzić natarcie Rosjan. Dokładnie o godzinie 3.00 rano, 13 sierpnia, 7 Dywizja Piechoty Legionów przypuściła atak w kierunku pozycji bolszewickich. Rozbito podczas tej operacji 4 pułki sowieckie (224, 225, 223, 222). Pozycje bolszewików z Sielca zaatakowała 6 Dywizja Ukraińska, a z Sawina 13 Brygada Piechoty Legionów. Warto dodać w tym miejscu, że 6 Dywizja Ukraińska, inaczej określana „6 Siczowa Dywizja Strzelców”, była siłami sojuszniczymi Polski, z ramienia Ukraińskiej Republiki Ludowej pod wodzą Semena Petlury. (Dowódcą owej dywizji był gen. Marko Bezruczko). W konsekwencji spowodowało to całkowite wyparcie wroga z Chełmszczyzny. Chodzi tutaj dokładnie o 172 Brygadę Strzelecką. Do niewoli wzięto 700 jeńców.

W tym samym czasie, 7 Pułk Ułanów Lubelskich, w dniach 13-15 sierpnia 1920 roku, zostaje rozlokowany w Rejowcu, gdzie przygotowuje się, by wyruszyć do walki z nacierającymi na Warszawę z północnego-wschodu oddziałami armii Tuchaczewskiego. W dniach 15-16 sierpnia 7 Pułk starł się pod Cycowem z prącą na Lublin bolszewicką Brygadą Strzelecką. Ta ostatnia wchodziła w skład 58 Dywizji Strzeleckiej z Grupy Mozyrskiej gen. Dotola. Owa brygada Rosjan liczyła 1550 bagnetów oraz posiadała 40 ckm-ów. Oprócz tego dodatkowo wsparci byli przez oddział kawalerii (235 szabel) i baterie artylerii. Warto tu podkreślić, iż siły polskie 7 Pułku były dwukrotnie mniejsze liczebnie w stosunku do sił przeciwnika. Dowodzone przez kpt. Zygmunta Lajchowskiego oddziały starły się z bolszewikami w okolicy Garbatówki, Cycowa, Świerszczowa, Wólki Cycowskiej oraz Głębokiego. Natarcie szarżą z zaskoczenia 1 szwadronu 7 Pułku Ułanów Lubelskich na oddziały bolszewickie pod Cycowem przesądziły o zwycięstwie w bitwie po stronie polskiej. Oddziały sowieckie zostały wyparte z omawianych terenów.

Bolszewicy nie dali za wygraną. Dnia 17 sierpnia 1920 roku obronę na Bugu przełamują oddziały grupy Golikowa, które docierają aż pod Chełm. Bolszewicy zajmują przy tym Sielec i Rejowiec. Oddziały artyleryjskie, operujące na południowych rubieżach Chełma, przeprowadzały ostrzał z baterii na wspomniane miasto. Nie trwało to jednak długo. Polacy natychmiast odpowiedzieli ogniem z dział kalibru 155 mm i doszczętnie zniszczyli pozycje sowieckie. Miastu udało się odeprzeć natarcie wrogiej artylerii, której celem było utorowanie drogi oddziałom 1 Armii Konnej Budionnego. W konsekwencji wspomnianych wydarzeń, Budionny podjął inną drogę ataku, ruszając na Tyszowice. Dodatkowo na południe od Krasnegostawu pociąg pancerny „Mściciel” stawił opór Armii Konnej Budionnego. Definitywnie jednak w wojnie polsko-bolszewickiej jego oddziały zostały rozbite w bitwie pod Komarowem. Miała ona miejsce 31 sierpnia 1920 roku.

Wojna polsko-bolszewicka trwała nadal. Dnia 3 września 1920 roku,22 Siedlecki Pułk Piechoty toczy zwycięskie bitwy w okolicach Chełma i Hrubieszowa. Dnia 11 września 1920 roku rusza ofensywa wojsk polskich w obronie granic Rzeczypospolitej, która finalnie zakończy się podpisaniem Traktatu Ryskiego. (Dokument ten podpisano dokładnie dnia 18 marca 1921 r.) Zanim jednak do tego doszło, dnia 28 września 1920 roku 22 Pułk Piechoty i 1 Pułk Szwoleżerów toczą z Sowietami walkę w pobliżu Uhruska, gdzie ginie sześciu żołnierzy. Pochowano ich na cmentarzu parafialnym. Następuje odwrót armii rosyjskiej na całej linii frontu.

Po zakończeniu działań wojennych, w późniejszych latach, miasto Chełm oddało hołd i pamięć tamtym wydarzeniom. Dla przykładu 11 listopada 1930 roku odsłonięto pomnik ku czci poległych Chełmian w wojnie bolszewickiej. Ponadto 24 września 1933 roku w obecności prezydenta Ignacego Mościckiego i gen. Sławoja Składkowskiego poświęcono pomnik poległych żołnierzy 7 Pułku Piechoty Legionów biorących udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Monument został umiejscowiony na terenie koszar wojskowych przy ul. Lubelskiej. Stał tam do czasu przybycia Armii Czerwonej w lipcu 1944 roku. Warto dodać, że po zajęciu koszar przez Sowietów, podczas Drugiej Wojny Światowej, owy pomnik został natychmiast zdemontowany, zniszczony i rozbity. Oprócz tego jego części zostały ukryte. Współcześnie, odnalezione fragmenty wspomnianego monumentu znajdują się w Muzeum Ziemi Chełmskiej im. Wiktora Ambroziewicza. (Znajduje się ono przy współczesnej chełmskiej ulicy Podwalnej).

Bibliografia:
1. „Express Chełmski”, nr. 33, dr. Kiernikowski P., „Lance do boju! Szable w dłoń! Bolszewika goń, goń, goń! Walki na ziemi chełmskiej latem 1920 roku”, 2014;

2. Odziemkowski J., „Bitwy polskie, Cyców 1920”, „Bellona”, Warszawa 1992;
3. Sioma M., „Działania wojenne na Chełmszczyźnie w okresie bitwy warszawskiej” [w:] Rocznik Chełmski  T. 8, Chełmska Biblioteka Publiczna, Zarząd Okręgu Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. Polskie Towarzystwo Historyczne Oddział w Chełmie, Chełm 2002;
4. „Super Tydzień Chełmski” nr. 41, Lubaszewski Z. „ Bolszewicy na przedpolach Chełma”, 2004;
5. „Zaczęło się od bitwy 1920 r. 7 Pułk Ułanów Lubelskich w historii Cycowa”, Wschodnie Centrum Poligraficzne „Korzan”, Cyców 2012;

Sporządził:
magister historii regionalnej
Andrzej Dąbrowski

W różnego rodzaju ruchach i organizacjach nacjonalistycznych, słyszy się wielokrotnie, że rozwój osobisty jest tym, na co dana organizacja czy grupa stawia nacisk. Jak to wygląda w praktyce, a jak wyglądać powinno i co konkretnie oznacza “rozwój osobisty”?

Nacjonalizm jest ideą, której podstawę stanowi dążenie do dobra narodu. Jak wiemy, nie bez znaczenia jest to jakimi ludźmi są reprezentanci owej idei. Z całą pewnością można stwierdzić, że stanowi to zarówno o skuteczności jak i jakości działań podejmowanych przez aktywistów. Choć na przestrzeni lat zmieniło się wiele i są to raczej pozytywne zmiany, sytuacja niestety nie prezentuje się wybitnie dobrze. Największym problemem nacjonalistów w Polsce poczynając od lat 90 była ideowa płytkość wynikająca w dużej mierze z lekceważenia potrzeby czytania, błądzenie po manowcach obcych, zgubnych wzorców nacjonalizmu czy wręcz szowinizmu, marginalizacja poprzez ograniczenie się do subkultury Skinheads oraz niestety alkohol. Na dzień dzisiejszy większość z tych kwestii została już zażegnana, jednak nie wszystkie.

Rozwój osobisty

Każdy z nas jako nacjonalista zobowiązany jest do walki przede wszystkim z samym sobą a mianowicie ze swoimi słabościami. Nie mam bynajmniej tutaj na myśli jakiejś ascezy czy czegoś w tym rodzaju. Zmaganie się z problemami narodu wymaga tak naprawdę ogromnego zaangażowania i stalowej dyscypliny którą sami powinniśmy sobie narzucać w rytmie dnia codziennego. Stając się coraz lepszymi na każdym możliwym polu poprzez pokonywane swoich własnych barier a tym samym wznoszenie się na wyżyny naszego człowieczeństwa.


Afirmacja pracy i aktywizm

Kult pracy jest czymś co stanowi jedno z narzędzi do walki o siebie i naród. Mam tutaj na myśli wkładanie ogromnego wysiłku w szeroko rozumiany aktywizm, ale również pracę zarobkową. Nacjonaliście najzwyczajniej nie przystoi być hedonistycznym, leniwym nierobem, który jeżeli już pracuje, szuka na każdym etapie tej pracy okazji do tego by sobie pofolgować, czy też “zbytnio się nie przepracowywać”. Zachowanie to łatwo przełożyć na działanie ideowe, kiedy to koledzy się organizują, dzielą obowiązkami czy też robią burzę mózgów w poszukiwaniu pomysłów bądź środków do ich realizacji, podczas gdy jeden bądź kilku pozostałych nie wkłada od siebie żadnego wysiłku lub konieczne minimum, tak aby móc jedynie “należeć” i zbierać ewentualne laury za swój rzekomy aktywizm. W tych najbardziej znanych organizacjach panuje hierarchiczna budowa, co za tym idzie “góra” decyduje, jednak tworząc niezależne struktury, każdy “szeregowy” ma spore pole do popisu, jedynym ograniczeniem jest w zasadzie potencjał inicjatywy oraz pomysłowości. Mając świadomość ciężaru zadania jakie na nas ciąży, musimy dawać z siebie możliwie jak najwięcej. Wyobraźmy sobie grupę działaczy narodowych o takim nastawieniu. Grupa składająca się z takich jednostek tworzy szalenie silny, prężny i aktywny kolektyw nawet przy niewielkiej liczebności. Jeśli zaś poszerzy swe szeregi o kolejnych im podobnych... Mamy już konkretną drużynę gotową do walki i pracy. W kwestiach pracy zarobkowej często wygląda to nie najlepiej. Czasem słychać podnoszone głosy twierdzące, że “nic z tego nie mam(wysiłku włożonego w starania), dlaczego swoją pracą mam dorabiać kolejną cyfrę na koncie kapitalisty”. Poniekąd można się z takim twierdzeniem zgodzić, zwłaszcza w sytuacji kiedy pracujemy u „Janusza biznesu”, który naszymi prawami podciera sobie cztery litery. Jednak nie do końca jest to wytłumaczenie. Możemy i musimy walczyć z wyzyskiem, jednak swoje obowiązki powinniśmy wykonywać z zaangażowaniem i sumiennością. Zapewne większość z nas ma w poważaniu opinie innych na nasz temat, jednak pamiętać musimy, że de facto wystawiamy sobą wizytówkę idei. Jako jej reprezentanci nie możemy tworzyć obrazu nacjonalisty jako lenia i nieroba. Poza tym nie każdy pracodawca jest wyzyskiwaczem. Nie bądźmy roszczeniowymi, hedonistycznymi świniami, które najchętniej żyłyby tylko z socjalu (czytaj z pracy swoich rodaków), nie dając zupełnie nic od siebie dla wspólnoty. Motywacja w tych aspektach wynikać powinna zarówno z samej idei, jednak z pomocą zjawia się tutaj również rodzima tradycja i wiara. Archetypy Bogów Swaroga- Stwórcy świata, kowala, rzemieślnika i tytana pracy jak również Peruna- Boga wojny, strażnika piorunów, męstwa, siły, honoru i odwagi, analogicznie można z powodzeniem przenieść na walkę z własnymi słabościami, jak również faktyczną wojnę prowadzoną na polu ideowym, zarówno ideologiczną jak i (w szczególności) bezpośrednią, fizyczną. Wartości jakie reprezentują, są tymi które powinniśmy celebrować głównie poprzez wcielanie ich w nasze codzienne życie [1][2][3]. Tego rodzaju postawa nie jest zapewne obca nacjonalistom kierującym się w życiu Stachniukową filozofią Kulturalizmu, którą bliżej Stoigniew przytoczył w pracach pt. „Heroiczna Wspólnota Narodu” [4] oraz „Człowieczeństwo i Kultura” [5]. Temat ten równie dobrze został nakreślony w “Politycznym Żołnierzu” Dereka Hollanda [6}. Kulturalizm to droga. Zwycięstwo nacjonalizmu to cel. 

 

Rozwój Intelektualny

 

Kwestia ta jest niestety jednym z największych problemów, jeżeli chodzi o nacjonalistów. Od dłuższego już czasu portale i pisma nacjonalistyczne pracują nad tym aby zachęcać do lektury i poszerzania horyzontów. Bynajmniej nie chodzi o samo pismo „Szturm”, lecz o różne pisane źródła wiedzy. Jako naród czytamy bardzo mało, ze zrozumieniem jeszcze mniej. W naszym środowisku również uważam, że czyta się nadal zbyt mało. Rozwój poprzez naukę historii, psychologii, socjobiologii, kultury etc. jest szalenie ważnym elementem rozwoju nacjonalisty a przynajmniej być powinien. Tak naprawdę wszystko co czytamy bez względu na tematykę może nas rozwijać, ponieważ stale chłoniemy nową wiedzę, może z wyjątkiem fantastyki, choć paradoksalnie ta również czasem może przyczynić się do budowania motywacji w działaniu. Nacjonaliści czyli ci najbardziej wrażliwi na sprawy ojczyzny i rasy wykazują dużą dozę “instynktu samozachowawczego” w kwestiach dotyczących tych dwóch aspektów i działają często instynktownie. Niejednokrotnie potrafimy ustosunkować się do pewnych kwestii na “tak” lub “nie” bez zasięgnięcia wiedzy na ten temat. Bynajmniej nie jest to nic złego (zjawisko to szerzej w kontekście socjobiologicznym wyjaśnia Lech Obodrzycki w swoim artykule pt. Aksjomaty[7]) i wynika to z pewnych uwarunkowań, jednak nie możemy bazować jedynie na tym. Zajmowane przez nas stanowisko musi być zawsze argumentowane i uzasadnione. Zdaję sobie sprawę, że jest to trywialne stwierdzenie jednak realia pokazują, że niejednokrotnie na tym polu napotykamy problemy. Wiedza jest ogromną bronią, naszą tarczą przeciwko wszechobecnej wspakulturze a jednocześnie orężem do walki z nią i ze wszystkim co godzi w odwieczne prawa natury, w krew i ziemię. Moc umysłu jest tym co warunkuje tak naprawdę wszystkie nasze poczynania, jest naszym komputerem centralnym z którego wypływa każde nasze działanie. Dbajmy więc o własny umysł, dając mu najlepszy sprzęt i oprogramowanie w postaci wiedzy i pamiętajmy, że tak jak ciało nie ćwiczone karleje, tak jak duch nie hartowany upada tak i umysł nie stymulowany staje się zwykłym nieużytkiem a co za tym idzie “cofamy się”. W kontekście powyższego wywodu warto dodać, że skrajnie rzadkim zjawiskiem jest zapoznawanie się nacjonalistów ze słowem pisanym naszych wrogów. Paradoksalnie czytając artykuły, prasę czy książki na których bazują nasi oponenci możemy zrozumieć ich motywację oraz sposób działania. Staje się to naprawdę mocarnym orężem i źródłem motywacji do walki, gdy znamy pobudki kierujące stojącymi po drugiej strony barykady, dociera do nas tym bardziej jak zgubnymi są hasła przez nich głoszone, do czego prowadzą i w jaki sposób niszczą to co dla nas najważniejsze. W kwestii poruszonej już rodzimej Kultury mamy tutaj bóstwo między innymi bogactwa i mądrości- Welesa, Boga świata umarłych który cechuje się właśnie patronatem nad ludzką siłą umysłu. Zagadnieniem, któremu warto się przyjrzeć jest również inteligencja emocjonalna [8][9], innymi słowy kontrola własnych emocji i umiejętność ich odczytywania w innych, świadomego ich wywoływania bądź pozbywania się przede wszystkich w nas samych ale również w innych. Zagadnienie to jest bardzo szerokie i nie będę go tutaj rozwijał, jednak uważam, że warto zgłębić ten temat nie tylko ze względu na poprawę jakości naszego życia jaką można za pomocą tego narzędzia osiągnąć w postaci lepszego zdrowia, poprawy relacji z najbliższymi. Z punktu widzenia nacjonalisty jest to coś co może nam bardzo pomóc mając na uwadze ogromną emocjonalność w działaniach ruchów nacjonalistycznych. O ile jest ona do pewnego stopnia zrozumiała i wynika z wiary w wyznawane ideały oraz utożsamianie się z nimi o tyle często brakuje nam trzeźwego, opanowanego spojrzenia bądź reakcji.

Rozwój fizyczny i Straight Edge

Hasło”Sport-Zdrowie-Nacjonalizm” od kilku lat coraz mocniej zakorzenia się w środowisku radykalnych nacjonalistów, co jest zjawiskiem ze wszech stron pożądanym i konstruktywnym. Mniej znaną postawą jest Straight Edge [10] [11], aczkolwiek coraz bardziej gruntującą swoją pozycję w narodowych szeregach. Ludowe porzekadło mówi “w zdrowym ciele zdrowy duch” i w zasadzie wyczerpuje to cały temat, jednak dla wielu zdaje się to być niezrozumiałym. Praca nad własnym ciałem, kondycją czy umiejętnościami walki wręcz są absolutną podstawą funkcjonowania nacjonalisty w dzisiejszym zdegenerowanym świecie, pełnym alkoholu, prochów, dopalaczy i innego ścierwa. Ciało pozostające w dobrej kondycji jest podstawą, punktem wyjścia do działania a w mojej ocenie powinno również nim być w kwestii utożsamiania się z ideą narodową. Skrajną ignorancją, nihilizmem i personalizmem wegetacyjnym jest luźne czy olewkowe podejście do tego tematu w środowisku. W prostej linii z naszej idei wynika, iż kolejne pokolenie powinno dostać od nas w spadku wszystko co najlepsze. Nie są tutaj wyjątkiem geny, a wręcz powinny być podstawą. Zastanówcie się nad tym wy wszyscy z nadwagą, ci którzy właśnie odpalacie papierosa czytając ten tekst, pijący alkohol czy mający zadyszkę wchodząc po schodach. Dziedzictwo które przekazujemy potomnym jest szalenie ważnym zadaniem w kontekście budowania tożsamości i świadomości narodowej. Wielu jednak zapomina o dziedzictwie biologicznym które to de facto jest najważniejszym, gdyż najbardziej “kruchym”. Zniszczony system można obudować, zniszczoną religię również, struktury czy język i wiele innych można naprawić. Raz zniszczonej krwi, DNA nie naprawi już nikt i nic. Każdy z nas kto bywa na różnego rodzaju imprezach tożsamościowych wie o czym mowa. Niejednokrotnie możemy zaobserwować upadek i zdegenerowanie środowiska, które chce i powinno uchodzić za “światłych narodu”. Jasnym jest, że każdy z nas czasem wypije lampkę wina podczas randki, kieliszek szampana w sylwestrową noc czy łyk miodu z rogu przy obrzędowej watrze. Choć zdarzają się i tacy którzy stronią nawet od śladowych ilości. Rzecz w tym by pozostać świadomym i kontrolować własne życie, mając stale z tyłu głowy to co dzieje się z naszym ciałem i umysłem gdy wypijamy kolejne dawki trucizny. Trening fizyczny oraz SxE muszą stać się absolutną podstawą funkcjonowania narodowych radykałów.

Arystokracja Ciała i Ducha

Idea narodowa zobowiązuje. Każdy mieniący się nacjonalistą powinien a wręcz w mojej ocenie musi stale przeć do przodu wznosząc się na wyżyny człowieczeństwa, pokonując swoje słabości i lenistwo. Musimy dążyć do wzbijania się coraz wyżej niczym orły. Nie po to by patrzeć z góry na innych, lecz po to by ciągnąć w górę naszych rodaków. Dopiero kiedy, każdy/da jeden/na z nas uświadomi sobie, że tylko stając się kimś więcej, narzucając sobie samemu stal dyscypliny i wymagania co do swojej osoby jesteśmy w stanie osiągnąć więcej niż nam się wydaje. Ta praca potrwa, i nie będzie łatwa. Gdy przekracza się pewien wiek i obowiązki zaczynają się piętrzyć nie jest łatwo o aktywizm i rozwój, jednak w tym czasie powinniśmy wymagać od siebie jeszcze więcej. Plony, które zbierzemy my sami lub kolejni po nas będą tym czego dziś pragniemy ponad wszystko. Plonami są wolność narodu i kontynentu. Nacjonalizm musi się stać ideą wielkich ludzi. Nacjonaliści muszą stać się ludźmi wyjątkowymi. Nacjonalizm to Arystokracja ciała i ducha.

Sława Zwycięstwu!                              

 

Miecław Biały

 

Ekspansja Mocy, szlak szlachetnej krwi, pragnienie losu,

Etos półbogów, powstaliśmy z matni heroizmu,

(...)Naszego ducha hartowała wola zwycięstwa(...)w zwycięstwie odnaleźliśmy wspaniałomyślność

(...)Nasz świat jest polem bitwy pełnym wyzwań i patosu

Gardzimy duchem zwątpienia... [12]

 

 

[1] Etyka Słowiańska Rafał Merski, Wrocław 2013

[2] Wiara, Ziemia, Rodzina Ziemisław Grzegorzewic Olsztyn 2014

[3] Mitologia Słowian Aleksander Gieysztor , Warszawa 2006

[4] Heroiczna Wspólnota Narodu-Kapitalizm Epoki Imperjalizmu a Polska Jan Stachniuk, Poznań 1935

[5] Człowieczeństwo i Kultura, Jan Stachniuk, Wrocław 1996

[6] Polityczny Żołnierz-Podręcznik narodowego radykała, Gmurczyk, Holland, Doboszyński, Warszawa 2013

[7] http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/794-lech-obodrzycki-aksjomaty

[8] Inteligencja Emocjonalna jak panować nad uczuciami Justyna Tomczyk, Warszawa 2014

[9] Inteligencja Emocjonalna Daniel Goleman, Poznań 2012

[10] http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/513-grzegorz-cwik-nacjonalistyczny-straight-edge-przeciwko-temu-co-niewoli-narod

[11] http://autonom.pl/?p=142

[12] Gontyna Kry-Pogański Monumentalizm

 

Nowe czasy wymagają nowych form dla idei narodowej. Podziw i szacunek żywiony przez nas dla bohaterów i klasyków nacjonalizmu polskiego i europejskiego są oczywiście ważne, jednak w ujęciu dziejowym najważniejsza zawsze jest przyszłość. Nie możemy więc w dalszym ciągu konserwować dawnych form, analiz i konstatacji. Dynamicznie zmieniająca się sytuacja w Polsce jak i poza nią zmuszają nas do wytworzenia adekwatnych do tego postulatów i rozwiązań. Nacjonalizm Szturmowy z pewnością jest ideą, która w obecnej chwili wysforowała się na prowadzenie w swej awangardowości i bezpardonowym skoku w przyszłość. Nasze archeofuturystyczne podejście zakłada z jednej strony wierność wartościom narodowym i radykalizm działań, poglądów oraz uczuć, a z drugiej strony odrzucenie wszystkiego co zaprzeszłe, wsteczne i minione. Nie jesteśmy epigonami. Chcemy takich programów i postulatów nacjonalistycznych, które będą nie doktrynerstwem ale autentyczną propozycją zmian położenia Narodu na lepsze.

Zagadnienia społeczne, ekonomiczne czy samorządowe są z pewnością polami, na których bez kompleksów i obciążeń musimy wypracować pomysły na rewolucyjne zmiany. Punktem wyjścia, z jakiego analizować możemy te zagadnienia jest konstatacja podstawowych warunków, w jakich funkcjonuje społeczeństwo i ekonomia:

  • Polska, jak i inne państwa Europy, jest państwem kapitalistycznym.

  • Obecny system społeczno-ekonomiczny opiera się na wszechwładzy kapitału, oligarchii i międzynarodowych korporacji.

  • Stosunki pracy w obecnym kształcie warunkują wyzysk pracownika i walkę klas

  • Czynnik duchowy jest całkowicie wyparty przez materializm i konsumpcjonizm

  • System polityczny w obecnym kształcie nie jest demokratyczny i uniemożliwia prawdziwy udział Narodu w rządzeniu

  • Ten sam system uniemożliwia kontrolę nad władzą zarówno na poziomie samorządowym, jak i ogólnopaństwowym

Wychodząc z tych obserwacji uznać trzeba, że próba stworzenia narodowo-radykalnej przeciwwagi oparta musi być o solidaryzm, antykapitalizm, sprawiedliwość społeczną i socjalną, jak również szeroki program faktycznej demokratyzacji. Ta ostatnią rozumieć trzeba nie przez parlamentarno-przedstawicielski model funkcjonujący obecnie, ale przez faktyczną możliwość wpływania na politykę i aktywnego uczestnictwa w niej przez ogół Narodu. Zwłaszcza na poziomie lokalnym, samorządowym jest to szczególnie ważne, aby Polacy mogli realnie kształtować swoją rzeczywistość i móc kontrolować aparat państwowy, urzędników i rozliczenie finansów. Nie możemy również pominąć konieczności przywrócenia ponadmaterialnego sensu pracy i życia człowieka. Wzniesienie tego na poziom heroizmu i autentycznej duchowości to wyzwanie dla wszystkich nacjonalistów w tych bezdusznych czasach.

Jak sądzę istnieją dwa nurty, które możemy postarać się zaadaptować i włączyć integralnie do polskiej idei narodowej, tak by zrealizować powyższe postulaty. Oczywiście podejść do nich trzeba jako do inspiracji i natchnienia, a nie epigońsko starać się implementować każdy ich element. Te dwa nurty to:

  • Narodowy syndykalizm, oraz

  • Demokracja uczestnicząca (partycypacyjna)

Narodowy syndykalizm rozumiem w kwestii pojęciowej i aksjologicznej przede wszystkim jako nurt wypracowany przez Falangę JONS. Demokrację uczestniczącą zaś postrzegać należy przede wszystkim w kontekście rozwiązań samorządowych i lokalnych funkcjonujących przez kilkanaście lat w Porto Alegre. Narodowy syndykalizm należy więc traktować jako system przeciwstawiający się kapitalizmowi jak i materializmowi marksistowskiemu, stawiający na samorządność pracowniczą wyrażającą się poprzez syndykaty i związki zawodowe. Demokracja uczestnicząca zaś to przede wszystkim model funkcjonowania samorządności, gdzie wszelkie decyzje podejmuje się kolektywnie na drodze partycypacji obywatelskiej. Te wypracowywane są na drodze kilkustopniowych form prowadzenia dyskusji i rozmów na konkretne tematy w komitetach i wspólnotach lokalnych (osiedlowych, dzielnicowych). Integralny i niezbywalnym elementem tego rozwiązania jest obecność instrukcji przedstawicielskich, możliwość odwołania swoich reprezentantów w każdej chwili, pełna transparentność działań publicznych, kontrola urzędników oraz gwarancja wysłuchania każdego obywatela i uwzględniania w modelu partycypacyjnym interesów także mniejszości. Gwarantować to ma zabezpieczenie się przed dyktatura większości.

W myśli Nacjonalizmu Szturmowego elementy tych idei obecne były już wcześniej, jednak istnieje potrzeba całościowego uwzględnienia tych postulatów i wyłożenia ich w formie manifestu. Jak sądzę narodowy syndykalizm i demokracja partycypacyjna stanowią nurty, które możemy twórczo zespolić i tym samym włączyć w Szturmowy projekt przebudowy życia naszego Narodu. Dlatego też podjąłem się dzieła spisania niniejszego Manifestu Narodowo-Syndykalistycznego. Ma on stanowić w zamyśle podstawę programową do dalszej dyskusji nad nacjonalistycznymi propozycjami w kwestii reorganizacji kwestii samorządowych, pracowniczych i ekonomicznych. Ścisłe powiązanie tych zagadnień, jak również fakt, że w moim rozumieniu zaimplementować możne do nich bardzo podobne rozwiązania, sprawiło że czynnik syndykalistyczny w Manifeście traktować należy szeroko, nie zawężając go wyłącznie do kwestii pracowniczych.

Manifest Narodowo-Syndykalistyczny

 

Cele i definicje

  1. Najwyższą doczesną wartością jest dla nas Naród, jego dobro, rozwój i dobrobyt wszystkich jego członków.

  2. Uznajemy, że Naród jako wspólnota etniczno-kulturowa musi posiadać prawo do faktycznego rządzenia i kierowania swoimi losami, z możliwie najpełniejszą reprezentacją wszystkich klas i grup, które składają się na Naród.

  3. Podstawową komórką funkcjonowania Narodu na płaszczyźnie pracowniczej oraz samorządowej (lokalnej) upatrujemy w syndykatach.

  4. Syndykat to organizacyjna forma zrzeszająca pracowników w ramach zakładu pracy lub obywateli w ramach ich wspólnoty samorządowej (lokalnej).

  5. Celem syndykatów jest zapewnienie możliwości aktywnego uczestnictwa w podejmowaniu decyzji, kontroli nad aparatem urzędniczym i wykonaniem podjętych decyzji, kolektywne wypracowywanie i podejmowanie decyzji dotyczących spraw samorządowych i pracowniczych.

  6. Syndykaty są organem faktycznego uczestnictwa Narodu w rządzeniu, rozwoju i sprawiedliwym podziale dóbr.

  7. Członkiem syndykatu może być każdy członek zakładu pracy lub lokalnej społeczności (osiedla, dzielnicy, miasta, gminy).

  8. Syndykaty dzielą się na dwa podstawowe rodzaje: pracownicze i samorządowe. Nie wykluczamy oczywiście możliwości stworzenia kolejnych rodzajów syndykatów, w razie potrzeby ich powołania

  9. W syndykacie każdy członek ma prawo do wypowiedzenia się i zaprezentowania swojej opinii.

  10. Syndykat nie może opierać się o zasadę dyktatury większości, ale ukierunkowywać się na godzenie interesów różnych grup. Na drodze consensusu wypracowane musi być stanowisko godzące interesy różnych grup i klas.

  11. Syndykaty w szerszym rozumieniu mają na celu wykształcenie nowej mentalności dla Narodu. Materialistyczny indywidualizm zastąpiony zostać musi przez kolektywną solidarność i wspólnotę walki i pracy.

  12. System narodowo-syndykalistyczny przeciwstawia się zarówno kapitalizmowi, jako systemowi opartemu na wyzysku i rządzie kapitału, jak i marksizmowi, który jest nie tylko systemem materialistycznym, ale także przedkłada walkę klas nad wspólnotę narodową. Zamiast tego narodowy syndykalizm ma na celu wypracowanie postawy arystokracji ducha, która objawiać powinna się przede wszystkim w heroicznej gotowości do twórczej pracy dla Narodu.

  13. Zdecydowanie opowiadamy się przeciw walce klas, jako zjawisku obecnemu zarówno w kapitalizmie, jak i systemie marksistowskim. Celem narodowego syndykalizmu musi być przekucie antagonizmu klasowego w kooperację różnych klas społecznych.

  14. Nie uważamy za właściwe i możliwe likwidację klas społecznych.

  15. Syndykaty, zarówno samorządowe jak i pracownicze, uważamy także za jedno z narzędzi sprawiedliwej redystrybucji dóbr.

Praca, ekonomia, klasy

  1. Syndykat pracowniczy w myśl idei narodowo-syndykalistycznej stanowi organ wspólnego zarządzania i organizowania zakładu pracy. Celem nadrzędnym jest pogodzenie interesów pracowników i pracodawców, oraz zespolenie ich we wspólnym froncie pracy.

  2. Syndykaty funkcjonować będą zarówno w przedsiębiorstwach prywatnych, jak i państwowych.

  3. Syndykat pracowniczy stanowić musi nadrzędny organ decyzyjny, gdyż tylko w takim wypadku będzie on w stanie właściwie realizować swoje zadania.

  4. Syndykat pracowniczy ma za zadanie łagodzenie, a w ostateczności likwidację walki klas.

  5. W wypadku pojawienia się sytuacji konfliktowych syndykat spełnia funkcje mediacyjne i arbitrażowe, starając się pogodzić różne stanowiska (pracowników, pracodawców, etc.).

  6. Zakład pracy jest miejscem, gdzie wszyscy powinni ze sobą kooperować, a nie walczyć i realizować indywidualne i egoistyczne cele. Stąd długofalowym celem syndykatu jest wprowadzenie wspólnoty celów i zadań.

  7. Praca jest obowiązkiem każdego obywatela i członka Narodu. Syndykat pracowniczy ma pomóc w przywróceniu społecznego i narodowego znaczenia pracy. W pracy przejawia się inicjatywa, energia, wola, zdolności twórcze i wytrwałość jednostki, oraz stopień jej ofiarności na rzecz Narodu.

  8. Bogactwo i kapitał nie mogą pochodzić z tytułu urodzenia, spekulacji czy dziedziczenia. Kapitał stanowić musi pochodną pracy, gdyż tylko w takim układzie Naród może się prawidłowo rozwijać. Syndykaty pracownicze stanowić muszą jeden z elementów nowego porządku, który urzeczywistni tą prawdę

  9. Sprawiedliwość społeczna to niezbędny element prawidłowego funkcjonowania Narodu. Ustrój narodowo-syndykalistyczny musi być tego gwarantem. Tak więc syndykaty pracownicze także muszą być elementem zabezpieczającym nie tylko minimalny poziom egzystencji pracownika, czyli właściwe wynagrodzenie. Muszą też być gwarantem adekwatnego do znaczenia wykonywanej pracy wynagrodzenia dla pracownika.

  10. Syndykat pracowniczy powinien mieć szerokie uprawnienia i możliwości zarządzania zakładem pracy, jednak władza ta nie może być nieograniczona. Ograniczeniem jest tu bariera interesu narodowego. Tak więc zasadniczo niedopuszczalnym jest, aby syndykat podjął decyzję masowych zwolnień, masowego zmniejszenia wynagrodzenia czy też sprzedaży zakładu pracy w ręce obcego kapitału. W wypadku państwowych firm także niedopuszczalne jest podjęcie decyzji o prywatyzacji zakładu pracy.

  11. W wypadku dużych i bardzo dużych firm, które posiadają wiele oddziałów i filii, konieczne będzie, aby syndykaty posiadały kilkupoziomowa strukturę. Wówczas poziom niższy wyłania reprezentantów, wyposażonych w instrukcje i prerogatywy do reprezentowania na wyższym szczeblu. Tak samo jak w wypadku samorządu lokalnego reprezentanci ci będą mogli zostać natychmiast odwołani, jeśli sprzeniewierzą się otrzymanym instrukcjom. Syndykaty w takich wypadkach przypominać będą w ogólnym kształcie związki zawodowe.

  12. Syndykat pracy jest nie tylko organem współrządzenia zakładem pracy, ale także współwłasności. Pracownik oraz pracodawca muszą tak samo brać odpowiedzialność za swoją pracę i jej społeczno-ekonomiczne znaczenie. Współwłasność w połączeniu ze wspólnym zarządzaniem jest do tego najlepszą drogą.

  13. Praca w ujęciu narodowym i społecznym nie może być tylko obowiązkiem wynikającym z konieczności utrzymania się. Celem narodowo syndykalizmu musi być przywrócenie heroizmu pracy i przeniesienie jej na pułap duchowy.

Samorząd, demokracja partycypacyjna

  1. Uznajemy obecny model funkcjonowania samorządu w Polsce za dalece nieadekwatny do faktycznych wymogów właściwego rozwoju Narodu. W obecnym kształcie sprzyja on wzrostowi wpływów oligarchii i urzędników, powoduje korupcję i rozminięcie się państwa ze społeczeństwem, ponadto powoduje wytworzenie się szerokiej grupy osób wykluczonych z jakiegokolwiek procesu decyzyjnego. Obecne samorządy to domena przede wszystkim demoliberalnego partyjniactwa i lokalnych grup wpływów.

  2. Nie uznajemy obecnego modelu samorządności w Polsce za model demokratyczny. Demokracja bowiem w ujęciu Nacjonalizmu Szturmowego to faktyczna możliwość wpływania i decydowania o sprawach lokalnych. Ponadto model demokratyczny zakłada kontrolę nad aparatem urzędniczym, jawność procesów administracyjnych i wielopoziomowy proces konsultacyjny.

  3. Postulatem naszym jest wprowadzenie demokracji partycypacyjnej (uczestniczącej), gdzie podstawową komórka organizacji społeczeństwa będzie syndykat lokalny (samorządowy).

  4. Syndykat taki zrzeszał będzie wszystkich obywateli zamieszkujących określony obszar samorządowy (osiedle, dzielnica, kwartał, etc.)

  5. Celem syndykatu jest zapewnienie reprezentacji i faktycznego udziału w podejmowaniu decyzji związanych ze sprawami lokalnymi. Ponadto za pomocą syndykatów prowadzić będzie można skuteczną kontrolę aparatu administracyjnego.

  6. Syndykaty takie stanowić będą część kilkustopniowego procesu decyzyjnego. Zasadą jest podejmowania decyzji „wzwyż”, to jest od syndykatu najniższego stopnia do coraz wyższych etapów funkcjonowania samorządu lokalnego. Wszelkie decyzje wypracowywane są na drodze dyskusji i rozmów, a następnie głosowań.

  7. Elementem łączącym syndykaty różnych poziomów będą przedstawiciele, którzy wyłonieni zostaną w danym syndykacie do reprezentacji w syndykacie wyższego poziomu. Zadaniem ich będzie przedstawienie stanowiska swojego syndykatu (wspólnoty) oraz realizacja przekazanych im instrukcji wyborczych (instrukcji do głosowania).

  8. Instrukcje te stanowią ważny element i zobowiązują reprezentantów do realizacji konkretnych działań i postulatów.

  9. W razie niewypełnienia lub sprzeniewierzenia się instrukcjom przedstawiciele mogą zostać odwołani. Odwołanie ich możliwe jest w dowolnej chwili na wniosek członka danego syndykatu, który zostaje poddany pod głosowanie.

  10. Także w wypadku syndykatów samorządowych zabezpieczony musi być interes mniejszości, tak by grupa posiadająca większość głosów nie narzuciła arbitralnie swojego głosu.

  11. Najważniejszym zagadnieniem, jakie omawiane i decydowane będzie przez syndykaty samorządowe, to budżet lokalny. Ten oddany powinien zostać w ich ręce w całości, tak by Naród mógł przejąć od urzędników władzę i kontrolę nad swoją społecznością. Pozostałe kwestie, jakie muszą być przekazane do procesu decyzyjnego syndykatów to: podatki, polityka mieszkaniowa, pomoc społeczna i socjalna, budownictwo i planowanie przestrzenne, ochrona środowiska, sprawność funkcjonowania urzędów.

  12. Bezwzględnie opowiadamy się za tym, aby syndykaty stanowiły narzędzie kontroli urzędników i administracji. W razie stwierdzenia niewykonania decyzji podjętych przez syndykaty, korupcji, nepotyzmu syndykaty będą mogły natychmiast odwołać konkretne osoby z aparatu państwowego.

  13. System narodowo-syndykalistyczny warunkować musi pełną jawność polityki samorządowej i sposobu działania urzędników. Dotyczy to szczególnie wszelkich przetargów i wydatków oraz innych sytuacji, gdy realizowane są wydatki budżetowe.

 

 

Grzegorz Ćwik

niedziela, 30 grudzień 2018 17:45

Tomasz Dryjański - Oni byli tacy jak my

Historia Polski w ostatnich dwustu latach pełna jest powstań, większość z nich kończyła się klęską. Dwudziestego siódmego grudnia obchodziliśmy setną rocznicę wybuchu Powstania Wielkopolskiego, dzień później prawie cały Poznań był już wolny, ostatnimi punktami niemieckiego oporu były koszary na Wildzie- zdobyte 3-4 stycznia i lotnisko na Ławicy (włączonej w granice miasta dopiero w 1940) opanowane dwa dni później. Powstanie bardzo szybko objęło cały region, szesnastego lutego 1919 podpisano rozejm w Trewirze – Poznań, Bydgoszcz, Gniezno znalazły się w granicach II Rzeczypospolitej.

Powstanie Wielkopolskie nie doczekało się zbyt dużego zainteresowania filmowców, należy jednak wspomnieć serial Pogranicze w ogniu (początek wielkich karier Cezarego Pazury i Olafa Lubaszenki), którego pierwsze odcinki opowiadają o przygotowaniach do Powstania i samych walkach. Dzieło Andrzeja Konica zdecydowanie polecam, nie należy go jednak traktować jako podręcznika historii, wydarzenia popołudniu 27 grudnia miały charakter mocno spontaniczny, w dużej mierze były sprowokowane agresywną postawą Niemców (zarówno cywilów, jak i żołnierzy szóstego pułku grenadierów), ale już wieczorem wszystko zaczęło wyglądać w sposób zorganizowany – za sprawą żołnierzy Straży Ludowej i Służby Straży i Bezpieczeństwa (obie nazwy nie padają w serialu). W serialu pominięte są zamieszki poprzedzające wybuch właściwych walk, wszystko zaczyna się od ataku na kluczowe punkty miasta o godzinie 15 – na dwie godziny przed marszem kompanii SSiB ze Świętego Marcina w kierunku Bazaru, sama stacja na Garbarach, którą zdobywają Powstańcy dowodzeni przez Czarka Adamskiego (świetna rola Pazury) stała się areną walk dopiero dwa dni po wybuchu Powstania.

Historię zostawiam jednak historykom. Dla mnie symbolem Powstania jest tablica na murze kościoła św. Rocha – upamiętniająca żołnierzy z prawobrzeżnej części miasta. Patrząc na nią zdałem sobie sprawę, że to byli ludzie w moim wieku, lub młodsi, mieszkający na tym samym fyrtlu co ja dzisiaj. Któregoś dnia spojrzałem na tę tablicę, którą znam od lat i zacząłem rozmyślać -  czy byli pod Bazarem? Czy zdobywali Dworzec Główny? A może Garbary? Pocztę? A może dołączyli do walk później i bili się gdzieś w Wielkopolsce?

Powstanie Wielkopolskie nie wzięło się znikąd – było efektem wieloletniej pracy setek poznańskich społeczników, którzy w czasach szalejącej germanizacji nie przestali marzyć o wolnej Polsce, rozumieli, że zwycięstwo jest możliwe tylko wtedy, kiedy naród będzie świadomy i gotowy do walki w sprzyjających okolicznościach – te okoliczności nadeszły i dzięki grupie młodych działaczy, którzy nie zawahali się podjąć decyzji o rozpoczęciu walk Powstanie się udało. Dwudziesty siódmy grudnia to dzień wielkiego zwycięstwa społecznego – oto wyzwanie państwu rzuciła ludność cywilna, Polacy nie dysponowali praktycznie kadrą oficerską – było ledwie kilku poruczników, nawet mianowany 28 XII dowódcą Powstania Stanisław Taczak był wówczas zaledwie kapitanem. Nic dziwnego, że Naczelna Rada Ludowa z takimi postaciami jak Korfanty, ks. Adamski czy Poszwiński była przeciwna eskalacji walk, historia pokazała jednak, że rację mieli Ci, którzy najbardziej dążyli do zbrojnego przywrócenia wolności kolebce naszego narodu – Mieczysław Paluch i Bohdan Hulewicz to oni, a także Nieżychowski, Zakrzewski, Kalinowski czy Różański odegrali największą rolę jako dowódcy walk w Poznaniu. Bardzo powszechnym błędem jest przeciwstawianie zrywu Wielkopolan polskiej tradycji insurekcyjnej! Wydarzenia z końca 1918  jak najbardziej były romantycznym zrywem. Powstańcy się przygotowywali, ale sam wybuch był spontaniczną reakcją na to co się działo na ulicach, a także wcześniej w całym regionie. Do walki ruszyli mieszkańcy chcący odzyskać narodową wolność, udział w walkach wzięło sto tysięcy Polaków- w większości zwykłych młodych ludzi.

Powstanie zwyciężyło, ale walki trwały dalej, już wkrótce wyzwoliciele Poznania, Gniezna, Mogilna, Bydgoszczy, Inowrocławia czy Żnina musieli walczyć z bolszewicką nawałą, wielu wzięło również udział w powstańczych walkach na Śląsku. Dwadzieścia lat później Niemcy wrócili, wielu weteranów z osiemnastego wzięło udział w obronie II Rzeczpospolitej. Hitlerowski okupant z wielką gorliwością mścił się za wypędzenie Prusaków z Poznania mordując żołnierzy Armii Wielkopolskiej. Również Katyń był miejscem w którym ginęli bohaterowie Wielkopolski.

Dzisiaj żyją jeszcze nieliczni Wyklęci czy Powstańcy Warszawscy, umierają ostatni kombatanci Września, nie ma już na tym świecie nikogo kto walczył o wyzwolenie Wielkopolski – Powstanie było sto lat temu, jego uczestnicy nie mieli szansy dożyć dzisiejszego boomu na patriotyzm. Ludzie, którzy walczyli o wolną Polskę sto lat temu byli w dużej mierze wychowani na Micie Listopada i Stycznia, dzisiaj najważniejsze jest, aby w tożsamości narodowej Polaków, a zwłąszcza Wielkopolan należne miejsce zajęli Ci, którzy umieli przez lata pracować, przechowywać polskość, a 27 grudnia chwycić za broń.

Tomasz Dryjański

Gdybym chciał przedstawić na konkretnym przykładzie, na czym właściwie polega Spenglerowski „faustowski duch”, przywołałbym festiwal „Asgardsrei”. Dlaczego? Pomyślcie tylko – co może być najbardziej ekstremalnym i trudnym do organizacji wydarzeniem? Festiwal NSBM byłby wysoko na liście odpowiedzi. Gdy już go zorganizowałeś i trafiłeś pod ostrzał systemu w swoim kraju, stałeś się persona non grata we własnej ojczyźnie – co robisz? Przeprowadzasz się do innego kraju i działasz dalej. Festiwal staje się największym wydarzeniem tego typu w nowym miejscu. Co jeszcze możesz zrobić? Oczywiście robisz z tego największe wydarzenie tego typu w całej Europie i tworzysz całą sieć inicjatyw wokół tego wydarzenia. A gdy w 2017 festiwal zostaje uznany za największe i najbardziej radykalne wydarzenie związane ze sceną black metalową na świecie – co właściwie możesz jeszcze zrobić? No cóż – możesz zrobić jeszcze większe, jeszcze bardziej radykalne, dwudniowe wydarzenie, z całym dniem dodatkowych inicjatyw. Trzeba przyznać, że organizatorzy festiwalu Asgardsrei ustawiają poprzeczkę coraz wyżej i od dawna nie biorą jeńców.

Piątek: Pact of Steel i Kabaret Peste Noire

Wszystko zaczęło się w piątek, 14.12, trzecią edycją corocznej konferencji Pact of Steel. Konferencja ta związana jest blisko z festiwalem „Asgardsrei” i jej celem jest nadanie wymiaru metapolitycznego i teoretycznego całemu wydarzeniu. Konferencja odbyła się w klubie Reconquista, który jest miejscem prowadzonym przez ludzi związanych z ruchem Azowskim. Reconquista łączy w sobie restaurację i bar, ma miejsce do walk, gdzie regularnie odbywają się walki MMA, ale także konkursy pole dance i imprezy stand-up. Klub ma nowoczesny, nacjonalistyczny oraz militarny wystrój i skutecznie przyciąga młodych ludzi (zwłaszcza mężczyzn) do ruchu nacjonalistycznego. Jest to jedno z tych miejsc, które prowadzą nasi ludzie dla naszych ludzi, dobry przykład tego, w którą stronę powinny iść ruchy nacjonalistyczne w swojej działalności w całej Europie.

Konferencja rozpoczęła się z opóźnieniem. Głównym organizatorem i moderatorem samej konferencji była dobrze znana Olena Semenyaka – oddana nacjonalistka, jedna z najważniejszych intelektualistek we współczesnej Europie, której ciężka praca i oczytanie mogą zawstydzić niejednego mężczyznę zaangażowanego w nasz ruch. Olena otwarła konferencję, nakreślając ideę zarówno Asgardsrei jak i Pact of Steel, a także przedstawiła prelegentów. Pierwsza część konferencji poświęcona była „Metapolityce i kontrkulturze” i stanowiła ją prelekcja  Fróðiego Midjorda (pochodzącego z Wysp Owczych), znanego intelektualistę i aktywistę, organizatora Scandza Forum. Fróði mówił o nacjonalistycznej czy tradycjonalistycznej koncepcji człowieka – w oparciu o myśl Heideggera, przedstawił ideę wrzucenia w świat oraz Dasein. W tym rozumieniu człowiek nie jest czystą kartką (jak utrzymują lewicowcy). Człowiek przychodzi na świat z określonym dziedzictwem, którego nie powinien odrzucać, tylko zaakceptować – człowiek nie powinien dążyć do jakiejś abstrakcyjnej wolności, tylko wypełnić swoje przeznaczenie, które odziedziczył po swoich przodkach. Powrót do takiej koncepcji życia może być antidotum na materializm i nihilizm współczesnego człowieka Zachodu. Prelekcja skończyła się serią ciekawych pytań od publiczności, w większości dotyczących określonych szczegółów wystąpienia czy kwestii wprowadzenia tych idei w życie.

Druga część konferencji poświęcona była „Europejskiej Rekonkwiście” i składała się na nią prelekcja pochodzącego z Niemiec Hendrika Möbusa, postaci znanej na scenie black metalowej jako jednego z twórców zespołu Absurd, od samego początku zaangażowanego także w pracę także nad ideologiczną stroną black metalu. Wystąpienie Hendrika poświęcone było niesławnemu baronowi Romanowi Ungernowi von Sternbergowi, który poprowadził jedną z białych armii przeciw bolszewikom w Mongolii podczas wojny domowej w Imperium Rosyjskim po Rewolucji Październikowej. Ungern von Sternberg jest bardzo „black metalową” postacią – opętany ideą wojny totalnej, zanurzony w mistycyzmie, oddany fanatyk poszukujący nowych sposobów osiągnięcia swoich celów, dążący do zjednoczenia Wschodu i Zachodu w walce przeciw wspólnemu wrogowi. Szczerze przyznaję, że wysłuchałem tylko pierwszej części wystąpienia, ponieważ musiałem wyjść wcześniej, ale obejrzałem resztę na kanale organizatorów. Pierwsza część wystąpienia była poświęcona biografii Ungerna von Sternberga i musiała być ciekawa dla ludzi, którzy niewiele wiedzą o tej postaci, ale jeśli ktoś przeczytał dostępną literaturę (której nie ma zbyt wiele), nie dowiedział się z tej części zbyt wiele nowego. Jednak druga część wystąpienia była o wiele ciekawsza, jako że poświęcona była próbom interpretacji działań Ungerna von Sternberga w ramach paradygmatów współczesnego nacjonalizmu i tradycjonalizmu.

Po konferencji miała miejsce pierwsza część muzycznych wydarzeń festiwalu – Kabaret Peste Noire. Peste Noire to jeden z najważniejszych współczesnych zespołów black metalowych, który od samego początku nastawiony jest na eksperymentowanie z muzyką i tekstami – to duży plus dla naszego ruchu, że tak interesujący i nietypowy projekt otwarcie popiera naszą stronę. Tym razem Peste Noire przygotowali specjalny set złożony z akustycznych wersji swoich utworów. Organizatorzy nie spodziewali się aż takiego zainteresowania koncertem, zatem ostatecznie przed klubem ustawiła się naprawdę długa kolejna, następnie długa kolejka do szatni, potem długa kolejka do baru, a sama publiczność ledwo zmieściła się w klubie. Jednak samo miejsce (klub Monteray w centrum Kijowa) było bardzo dobre, brzmienie było klarowne i – co najważniejsze – sam występ był świetny. KPN zagrało z sekcją rytmiczną Molotha, sesyjnym akordeonistą oraz Faminem na gitarze akustycznej i wokalu. Kabaret Peste Noire to pomysł, który mógł zaskoczyć, ale równie dobrze mógł okazać się całkowitą porażką. Jednak zespół zagrał z takim talentem i energią, że publiczność od razu przyjęła ich entuzjastycznie. Wielu uczestników mówiło potem, że to właśnie była najbardziej szalona i nietypowa część festiwalu. Famine podczas występu miał na głowie czarny beret z totenkopfem, żeby nikt nie miał wątpliwości, który europejski kraj reprezentuje ta specyficzna ekipa. Zagrali takie utwory Peste Noire jak: „Dueil angoisseus”, „Amour ne m'amoit ne je li”, „Casse, pêches, fractures et traditions”, czy „Quand je bois du vin”. Przed ostatnim utworem Famine zniknął na chwilę, po czym powrócił na scenę ubrany w żółtą kamizelkę. Zagrali „La Commune” francuskiego Vae Victis, a publiczność z miejsca podchwyciła ducha Francji, która właśnie teraz pokazuje swoje rewolucyjne oblicze. Na bis zespół zagrał jeszcze raz kilka wcześniej wykonanych utworów, włączając w to wspomniany cover. I był to świetny pomysł, bo to właśnie podczas bisów publiczność reagowała najbardziej żywo, a energia wypełniła całą salę. Po koncercie w klubie Reconquista odbył się jeszcze wieczór walk MMA, ale większość uczestników postanowiła zostać w centrum, albo odpocząć przed sobotą.

Asgardsrei 2018

Festiwal w tym roku odbył się w klubie Bingo – duże miejsce, zbudowane w betonowym sowieckim stylu, kawałek od centrum miasta. Klub ma dużą scenę, a widownia podzielona jest na mniejsze sektory, choć zaraz pod sceną jest dużo wolnej przestrzeni. W klubie była też część dla VIP-ów – wydzielony sektor nad audytorium. Szczerze mówiąc, bardziej podobał mi się klub Sentrum, w którym festiwal odbył się w 2017. Ale Bingo to zdecydowanie większy klub ze sceną widoczną z każdego miejsca na widowni. Podobnie jak w poprzednim roku, pomimo tego że pracowały dwa bary, kolejkami momentami była niesamowicie długa.

Pierwszy dzień festiwalu (sobota) otwarł koncert Wehrwolfa – przedstawicieli białoruskiej sceny NS. Był to świetny wybór na pierwszy zespół. Wehrwolf gra bardzo energetyczny, choć dość oczywisty, NSBM z elementami hatecore’u. Muzycy zagrali bardzo profesjonalnie, a do tego wiedzieli, jak zrobić dobry występ, więc pomimo że był to pierwszy koncert, zostali bardzo dobrze przyjęci przez zbierającą się publiczność.

Drugim zespołem w sobotę było polskie Dark Fury. Ci przedstawiciele drugiej fali polskiego black metalu ze swoim agresywnym i ciężkim brzemieniem doskonale pasowali do całego festiwalu. Dark Fury zagrali bardzo dobrze pokazując przekrój swojej twórczości, zaczynając od starych numerów (łącznie z utworem legendarnego Thor’s Hammer) przechodząc aż do najnowszego materiału. Konsekwencja, wyrazistość ideowa, charakterystyczne brzmienie, upór w dążeniu do celu i oddanie idei radykalnego black metalu – te wszystkie czynniki sprawiają, że Dark Fury jest godnym reprezentantem polskiego black metalu.

Kolejnym zespołem tego wieczoru było Baise Ma Hache – objawienie francuskiej sceny black metalowej. Mają bardzo oryginalny i spójny styl – pod względem muzyki, tekstów oraz estetyki. Zaczynając od „Breviaire du Chaos” ich muzyka reprezentuje najwyższy poziom współczesnego black metalu. BMH zagrało w pełnym składzie, wliczając w to basistę (dotychczas grali tylko z gitarami) i dwóch wokalistów, którzy sprawiają, że ich muzyka jest na żywo jeszcze mocniejsza. Poza swoimi własnymi kompozycjami (kto nie lubi takich przebojów jak „Edelweiss Noir” czy „Kali Yuga Jugend”?) powrócili do korzeni sceny i zagrali „Under a Funeral Moon” Darkthrone. Był to mocny i wbijający się w pamięć koncert, którym BMH potwierdzili swój status nowego pokolenia radykalnego black metalu.

Następnie na scenę wkroczył Moloth. Niewtajemniczonym warto przypomnieć, że ten z początku rosyjski, a obecnie rosyjsko-ukraiński projekt tworzą ludzie, którzy stoją za festiwalem Asgardsrei oraz Militant Zone, a także za Wotajugend, czy Ruskim Centrum, oraz innym inicjatywami powiązanymi z black metalem i nacjonalizmem. Moloth mają wyjątkowe, niezwykle agresywne brzmienie, a ich podwójny wokal (czysty śpiew oraz krzyk) doskonale sprawdza się podczas występów na żywo. W 2017 był to jeden z najmocniejszych koncertów, ale w tym roku było jeszcze lepiej. Energia na scenie doskonale łączyła się z wizualizacjami w tle (najbardziej spodobała mi się część poświęcona rosyjskiej walce z komunizmem) i entuzjazmem publiczności. Moloth zagrał zarówno swoje klasyczne utwory jak „Rodny Moj Kraj” czy „Tears of Autumn”, ale również nowy utwór „Coup de Grace” z gościnnym udziałem Famina z Peste Noire.

Następnym zespołem był grecki Acherontas. Akurat ten projekt mógł wydawać się dziwnym wyborem, jako że ich teksty związane z okultyzmem, nie z wojną czy ideologią, ale jeśli ktoś pamięta, że korzenie tego zespołu sięgają projektu Stutthof, ich występ na Asgardsrei nabiera więcej sensu. Acherontasowi (liderowi Acherontas) należy się szczególne uznanie za to, że nie odcina się od radykalnej sceny i nie ustępuje czy nie przeprasza, żeby zyskać uznanie lewaków. Wprost przeciwnie – gdy niektórzy fani zaczęli narzekać na jego udział w Asgardsrei, publicznie nakazał im „wyjść” i przestać interesować się Acherontas. Nie widziałem pierwszej części występu, ale Acherontas zagrał profesjonalnie i energetycznie i został dobrze przyjęty nawet przez ludzi, którzy nie są zwolennikami tej odmiany black metalu.

Szóstym zespołem wieczoru był fiński Goatmoon. W zeszłym roku zagrali najlepszy koncert całego festiwalu. I w tym roku znów to zrobili. Muzyka Goatmoon jest idealna na koncerty – łączy w sobie agresję z melodią, bezpośredniość prostych rozwiązań z bardziej wyrafinowanymi partiami. Ale należy podkreślić, że Goatmoon to bardzo utalentowani muzycy, którzy nie tylko bezbłędnie grają, ale także wiedzą, jak zrobić dobry koncert. Zwłaszcza wokalista, ze swoim naprawdę mocnym głosem jak i charyzmą, potrafi zaangażować wszystkich uczestników do udziału w koncercie. I trudno jest nie reagować entuzjastycznie podczas takich utworów jak „Finnish Steel Storm”, „Alone”, „Aryan Beauty”, „Storming Through White Light” czy „Kunnia, Armageddon”. Goatmoon zagrali dość długi koncert, ale gdyby grali dwa razy dłużej, uczestnicy reagowaliby entuzjastycznie aż do ostatniego utworu.

Sobotni wieczór zakończył występ legendy ukraińskiego black metalu: Nokturnal Mortum. To zespół najwyższej klasy, który łączy profesjonalizm grania ze szczerą i pierwotną mocą. Ich znakiem rozpoznawczym jest połączenie mocnych riffów z symfonicznymi aranżacjami – to oni zainspirowali całą wschodniosłowiańską szkołę black metalu. Nokturnal Mortum zagrali długi koncert, na którym przedstawili przede wszystkim nowy materiał, ale zagrali też kilka starszych, najbardziej znanych utworów.

Drugi dzień festiwalu (niedziela) rozpoczął występ niemieckiego Nordglanz. Kolejny raz wybór zespołu otwierającego był bardzo trafny – Nordglanz gra bardzo melodyjny black metal z elementami heavy metalu i RAC. Były pewne problemy z dźwiękiem – nie udało się nagłośnić skrzypiec i skrzypaczka opuśćiła scenę. Momentami nie było słychać klawiszy, a te grają ważną rolę w muzyce Nordglanz. Pomimo tych kwestii było to dobre otwarcie kolejnej części festiwalu, choć bardzo żałowałem, że nie zagrali „Töten für Wotan”.

Następnym zespołem był drugi reprezentant Polski – reaktywowany Sunwheel, projekt wywodzący się z kultowego Kataxu. Sunwheel gra agresywny, zorientowany na riffy, black metal z wyraźnymi elementami death metalu. Jako że perkusista zrezygnował z grania zaraz przed festiwalem, postanowili wystąpić z nagranymi ścieżkami perkusji. Zawsze trudno jest grać bez żywego perkusisty i podczas pierwszego utworu całość brzmiała dość chaotycznie, ale przy kolejnych kawałkach było lepiej, a ścieżki perkusji dodawały całości nieludzkiego i zimnego brzmienia. Na koniec koncertu muzycy założyli płaszcze z kapturami i zagrali utwory Kataxu – jednego z najciekawszych polskich projektów black metalowych, co stanowiło doskonałe zwieńczenie całego występu.

Trzecim zespołem wieczoru była austriacka  Terrosphära. Był to jedyny nie black metalowy projekt na całym festiwalu, ale doskonale wpisali się w klimat i byli świetnym uzupełnieniem całego wydarzenia. Terrosphära gra energiczny hatecore z licznymi ciężkimi zwolnieniami. Przez cały festiwal publiczność bardzo żywiołowo reagowała na muzykę, ale podczas występu Austriaków reakcja była najbardziej brutalne, z dużym moshpitem przez cały koncert.

Czwartym zespołem był włoski Frangar. W swojej muzyce łączą black metal z elementami hatecore’a oraz RAC i wypadają szczególnie mocno na żywo. Niestety były pewne problemy z brzmieniem, zwłaszcza z nagłośnieniem wokali, ale Colonello jest na tyle charyzmatycznym frontmanem, że byłby w stanie zrobić dobry występ, nawet gdyby nagle wyłączono prąd. Takie kawałki jak „Gioventu di Ferro” czy „Trieste Chiama” to czysta moc zainspirowana futurystycznym dynamizmem włoskiego faszyzmu. Występ zakończył zbiorowo odśpiewany „Avanti Ragazzi di Buda” - prawdziwy hymn dedykowany wszystkim europejskim nacjonalistom walczącym z anty-białym systemem.

Następnym zespołem drugiego dnia festiwalu był grecki Der Stürmer. Ten projekt to definicja NSBM – pod względem muzyki, tekstów i ideologii. Jeśli kiedykolwiek pojawiają się wątpliwości, czy jakiś zespół można uznać za NSBM, wystarczy porównać ich z Der Stürmer niczym z wzorcem z Sevres. Der Stürmer gra dwa typy utworów: klasyczne black metalowe blasty i wolniejsze inspirowane RAC kawałki. Z obu typów utworów stworzyli świetną przekrojową setlistę: „Der Stürmer”, „When Totenkopf Rises”, „Forces of Tradition”, „Those Who Lived and Died Like Heroes”, „The Hammer Falls on Zion”, „Himmelstürmer” - każdy fan radykalnego black metalu zna te kawałki na pamięć i po samym entuzjazmie publiczności można było stwierdzić, jak dobry i mocny był to koncert.

Następnie na scenę wkroczył niemiecki Stahlfront – i było to bardzo mocne wejście: muzycy oraz dodatkowa ekipa ubrani byli w futurystyczne narodowo-socjalistyczne mundury, połączone z black metalowym corpsepaintem i okultystyczną symboliką. Przemaszerowali przez środek widowni i rozpoczęli występ, przemyślany i zaplanowany pod względem estetycznym oraz pełen wystudiowanych gestów i rekwizytów. Osobiście uważam, że ich muzyka jest momentami zbyt typowa, to sam koncert był naprawdę rewelacyjny, wielu osób na widowni uznało go za najlepszy występ całego festiwalu. Stahlfront miał też dobrze dobrane wizualizacje – proste i mocne, takie jak czarne słońce, runy, czy nawet pojazd kosmiczny rodem z książek Miguela Serrano. Nie było ani jednej osoby na widowni, która nie wpatrywałaby się z podziwem na ich występ.

Ostatnim zespołem festiwalu był niemiecki Absurd. Był to najbardziej kontrowersyjny występ poprzedniej edycji  - oczekiwania były wówczas bardzo duże, a niektórzy narzekali potem, że sam koncert był zbyt surowy. Tym razem skład był nieco inny, ale oczekiwania znów były bardzo wysokie. Absurd zaczęli od „Asgardsrei” - i można było się przekonać, że brzmienie wciąż jest surowe. Jednak rozgrzewali się z każdym kolejnym utworem. Jednak narzekać, że Absurd brzmi surowo to trochę tak jak narzekać, że  Der Stürmer ma teksty w klimacie NS. Absurd ma tak wiele dobrze znanych utworów, że chyba niemożliwe byłoby zagranie takiego, którego publiczność by nie znała. Wszyscy śpiewali razem z wokalistą, a występ zakończyło wykonanie „Wen Walkürien Reiten” razem z muzykami innych zespołów.

Black metal – nowe pokolenie

Wizyta w Kijowie i udział w Asgardrei były dla mnie kolejny raz bodźcem do licznych refleksji nad europejskim ruchem nacjonalistycznym. Po pierwsze – jestem zaskoczony tym, jak bardzo radykalny black metal, który w końcu jest raczej mało przystępny zarówno jako muzyka jak i jako pewien nurt estetyczny, może stać się popularny. Z rozmów z uczestnikami wynikało, że niektórzy z nich nie są jakimiś wielkimi miłośnikami sceny NSBM czy w ogóle BM, ale samo wydarzenie na tyle ich zaintrygowało, że postanowili wziąć w nim udział. Nie ukrywam, że sam jestem entuzjastą black metalu, ale uważałem, że jego zasięg jest mocno ograniczony. I jest to jeden z tych przypadków, gdy dobrze jest być w błędzie. Sam black metal nabrał na Wschodzie całkiem nowego oblicza – połączony z ideą NSXE, bez autodestrukcyjnych tendencji, o wiele mniej indywidualistyczny, połączony z wprowadzaniem haseł o wojnie w życie. I to nowe oblicze stało się wartościową częścią współczesnego ruchu nacjonalistycznego.

Po drugie – w Asgardsrei biorą udział ludzie chyba ze wszystkich europejskich narodów. Spotkałem ludzi z całej Europy, Stanów Zjednoczonych, ale wiem, że inne kraje obu Ameryk były reprezentowane, pojawili się też po raz pierwszy uczestnicy z RPA. Kolejny raz dało też odczuć się ducha europejskiego braterstwa. Nikt oczywiście nie udawał, że nic nas nie różni, w pewnych kwestiach zwłaszcza historycznych nie uda nam się ustalić wspólnej wersji. Ale łączy nas przyszłość i walka o przetrwanie naszych narodów – w takiej perspektywie możemy przejść do porządku dziennego nad pewnymi sprawami z przeszłości. W budowaniu ducha jedności europejskich narodów sprawdza się odwoływanie do najbardziej pierwotnych symboli. O ile barwy pewnych formacji zbrojnych czy organizacji zawsze będą budzić kontrowersje wśród osób z różnych krajów, to symbole takie jak krzyż solarny czy czarne słońce są bliskie każdemu świadomemu Europejczykowi. Co ciekawe, również bardziej marginalne czy ezoteryczne postacie, jak chociażby Roman Ungern von Sternberg, są łatwiejsze do zaakceptowania przez przedstawicieli różnych narodów niż bardziej znani bohaterowie.

Kolejną ciekawą kwestią jest udział kobiet w ruchu nacjonalistycznym. Nie oszukujmy się – black metal czy nacjonalizm zawsze bardziej przyciągał mężczyzn. Kobiety zawsze mniej interesowały się marginalnymi czy radykalnymi ruchami. Wynika to z tego, że kobiety bardziej przejmują się opinią innych i gorzej znoszą stygmatyzację społeczną, a także z tego, że w mniejszym stopniu są one skłonne walczyć o zmianę istniejącej sytuacji (mniej chętne biorą udział w zawodach niż czekają na mecie na zwycięzców). Pamiętajmy jednak o tym, że większość mężczyzn niestety ma gdzieś ideały i najchętniej mieszkaliby z mamą i grali w gry albo oglądali porno. W każdym razie – na Asgardsrei większość uczestników stanowią mężczyźni, ale jest całkiem sporo kobiet. Świadczy to o tym, że nacjonalizm zaczyna wygrywać i staje się coraz silniejszym ruchem. Bardzo pozytywne są też spotkania z ukraińskimi nacjonalistkami, których jest coraz więcej i które rzeczywiście utożsamiają się z ruchem i działają na jego rzecz.

Ostatnim ciekawym faktem jest to, że w festiwalu uczestniczą nie tylko nacjonaliści. Część ludzi po prostu przychodzi posłuchać muzyki. Być może nie utożsamiają się z całością przekazu występujących zespołów czy organizatorów, ale co najmniej częściowo go akceptują. Na Ukrainie radykalne środowiska black metalowe zdołały narzucić swoje poglądy całej szerszej subkulturze. Tak jak w latach 90-tych w Polsce większość ludzi słuchających rocka lub metalu skręcało na lewo, często nosiła naszywki z Che Guevarą, niekoniecznie będąc szczególnie zaangażowanymi w jakieś lewackie inicjatywy, tak samo na Ukrainie wielu fanów ciężkiej muzyki po prostu słucha radykalnych zespołów czy nosi naszywki z nacjonalistyczną symboliką. Być może w przyszłości nic większego z tego nie wyniknie, ale skręcanie całej subkultury w stronę nacjonalizmu jest na Ukrainie faktem.

Asgardsrei 2019?

Po zakończeniu festiwalu żartowaliśmy że znajomymi, że żeby przebić AF 2018, w 2019 organizatorzy będą musieli przywołać ostatni awatar - Kalkina - i zakończyć Kali Jugę. Ale mówiąc całkiem poważnie jest kilka pomysłów na to, jak uczynić festiwal jeszcze lepszym.

Po pierwsze – w zeszłym roku część metapolityczna była równie atrakcyjna co część muzyczna. W tym roku trudno byłoby konkurować z takim zestawem zespołów. Jednak konferencja wypadła dość blado przy samym festiwalu. Przydałoby się więcej prelekcji, więcej czasu na dyskusję i przede wszystkim większa dyscyplina czasowa. Przy takiej ilości nachodzących na siebie wydarzeń każde opóźnienie robi się problematyczna.

Po drugie – Kozacki Dom, w którym mieści się Militant Store, klub Plomin, wydawnictwo Orientyr, czy studio Dürer staje się inicjatywą równie ważną i znaną co modelowy przykład tego typu działalności czyli CasaPound. Dobrym pomysłem byłoby pokazanie gościom z różnych krajów wszystkich inicjatyw ukraińskich nacjonalistów, a także przedyskutowanie strony technicznej i organizacyjnej, co mogłoby stanowić dużą inspirację dla nacjonalistów z innych krajów.

Na Asgardsrei 2017 bardzo pozytywne wrażenie robiły flagi krajów i organizacji, które reprezentowali uczestnicy, wywieszone na barierkach nad audytorium w części dla VIP-ów. Tym razem tego niestety nie było. Dobrym pomysłem byłoby, gdyby organizatorzy zapowiedzieli, że jest możliwość przywiezienia flagi i wywieszenia jej nad audytorium czy nad sceną – ilość inicjatyw z całego świata reprezentowanych na Asgardsrei jest naprawdę duża i robi to bardzo duże wrażenie również w materiałach wizualnych po festiwalu.

Kolejna sprawa to drobne kwestie organizacyjne związane z koncertami. O ile na samym festiwalu były jedynie drobne problemy z dźwiękiem na dosłownie kilku zespołach, to na Peste Noire kolejka do klubu i potem do szatni była problematyczna. To bardzo drobna kwestia, ale jeśli miałoby być jeszcze lepiej, to takie drobne sprawy można też wyeliminować.

Skoro już mowa o Kabaret Peste Noire – pomysł na taki akustyczny koncert był strzałem w dziesiątkę. Może w następnym roku należałoby to powtórzyć? Żeby nie szukać daleko – Goatmoon także ma akustyczny set. Stormheit, który gra w Goatmoonie na basie, ma świetny projekt Stormheit, z którym gra również akustyczne koncerty. Na pewno znalazłyby się jeszcze jakieś folkowe czy neofolkowe zespoły, które mogłyby wtedy też wystąpić.

Z tego co widzę w internecie, działa coraz więcej drobnych przedsiębiorstw i rzemieślników, którzy wytwarzają biżuterię czy ubrania inspirowane europejską tradycją. Być może dobrym pomysłem byłoby namówienie ich do wystawienia swoich stoisk na festiwalu. To jest okres świąteczny i wiele osób byłoby zainteresowanych kupieniem prezentu dla siebie czy kogoś bliskiego bez czekania na dostawę. Na festiwalu były stoiska Militant Zone, Svastone, Plominia, czy innych wytwórni płytowych i cieszyły się bardzo dużym zainteresowaniem.

O ile sam klub był bardzo dobrym miejscem na tego typu festiwal (pomieścił wszystkich uczestników, było w nim miejsce na stoiska, scena była widoczna z każdego miejsca w audytorium, nagłośnienie było dobre), to jeszcze lepiej byłoby, gdyby organizatorzy po prostu mieli swój klub, w którym tego typu wydarzenia mogły się odbywać. Brzmi nierealnie? Ale czy jeszcze pięć lat temu pomysł na to, żeby zorganizować dwudniowy radykalny black metalowy festiwal na Ukrainie nie wydawał się nierealny? Im więcej pieniędzy trafia do swoich ludzi, pozostaje w wewnętrznym obiegu, im bardziej scena staje się niezależna – tym lepiej.

Należy jednak podkreślić, że to są naprawdę drobne kwestie i pomysły na to, jak uczynić świetne jeszcze lepszym. Po Asgardsrei 2017 napisałem, że było to nie tylko najlepsze wydarzenie tamtego roku, ale najlepsze wydarzenie, w którym w ogóle brałem udział. W tym roku muszę napisać to samo: Asgardsrei 2018 było nie tylko najlepszym wydarzeniem 2018 roku, ale najlepszym wydarzeniem, w którym dotychczas brałem udział.

Jarosław Ostrogniew

Stanisław Szukalski to zapomniana postać w świadomości historycznej. Netflix spróbował odświeżyć szerzej pamięć o tej osobie (producentem filmu jest aktor Leonardo DiCaprio, który znał S. Szukalskiego osobiście, w ostatnim etapie jego życia). Duże grono polskich nacjonalistów ceni tego artystę za jego wkład w sztukę. Jego dzieła „uderzają w odbiorcę” oryginalną formą. Oprócz tego emanują dużą ilością dynamizmu oraz naturalizmu. Ponadto, dzieła S. Szukalskiego cechują się monumentalizmem. Zauważalna jest  inspiracja i zainteresowanie szeroko pojętym etnosem słowiańskim i ludowością. Oprócz tego postać S. Szukalskiego wpisuje się w szeroko pojmowany polski ruch narodowy 20-lecia międzywojennego, pomimo tego, że większość życia spędził w USA.

Film został stworzony w konwencji dokumentu. Zawarte są w nim rozmowy z S. Szukalskim, jego znajomymi i innymi ludźmi, którzy mieli doświadczenie go poznać (głównie są to materiały zebrane z późniejszego okresu życia artysty. Chodzi tu dokładnie o lata 80-te XX w.). Oprócz wspomnianych wywiadów występują m.in. komputerowe makiety rzeźb. Oczywiście nie zapomniano poruszyć miejsca narodzin artysty, jego edukacji, życia prywatnego oraz okoliczności śmierci.

W filmie występuje narrator, który w pewien sposób „dopowiada” resztę historii. Działa on na zasadzie „uzupełnienia”, pewnego swoistego „dopowiedzenia”. Głos narratora skupia się nie tylko na działalności artystycznej S. Szukalskiego. Wplecione zostają także np. poglądy na świat bohatera filmu. Autor tego tekstu podczas seansu przeżył szok, kiedy dowiedział się, że np. S. Szukalski potępia imperializm i uznaje Imperium Brytyjskie za jednego z najgorszych „pasożytów” na świecie. Już w tym momencie można zauważyć typową amerykańską narrację. Chodzi dokładnie o niechęć historyczną Amerykanów do Wielkiej Brytanii i wykorzystywanie jej w filmach dokumentalnych. Ta „amerykańska narracja” będzie dominować przez cały film. Występuje jeden moment, w którym została poprowadzona w złym kierunku. Chodzi w tym przypadku o poprawność polityczną, o czym więcej w następnym akapicie.

Na warsztat filmowy podniesiono kwestię antysemityzmu ekonomicznego S. Szukalskiego w 20-leciu międzywojennym. Oprócz tego ukazani są w tym wypadku współcześni polscy nacjonaliści, w formie uzupełnienia, i przedstawieni za pomocą obrazu, jako „największe zagrożenie społeczne” we współczesnym świecie. Bardzo interesującym pozostaje fakt, iż podczas uzupełnień z przemarszów polskich nacjonalistów ukazana została symbolika na  banerach, na których pojawia się m.in. „Toporzeł”. W tym momencie pojawił się uśmiech na twarzy oglądającego. Czym jest Toporzeł? Dla niewtajemniczonych jest to symbol stworzony przez S. Szukalskiego w 20-leciu międzywojennym. Współcześnie posługują się nim głównie polscy nacjonaliści związani z ruchem rodzimowierczym, ale i nie tylko. Symbol ten stworzony przez artystę symbolizuje:
po pierwsze walkę ducha narodu; po drugie jednoczesne zerwanie z tradycją i inspiracje nią, aby stworzyć nowy ład; po trzecie inspiracje ludowością; po czwarte archetyp „wielkości słowiańskiej polskiej siły”; po piąte niezależność polskiej sztuki odrywającej się od zachodnich wzorców. W filmie wpleciona została jego historia. Symbol ten ukazano w dobrym świetle, pomimo „nagonki na faszystów” w imię poprawności politycznej.

Seans filmowy był przyjemny dla odbiorcy, pomimo tego, że film trwał ponad półtorej godziny. Prowadzona amerykańska narracja w netflixowskiej produkcji przeważnie prowadzona jest dobrze. Na dobrą sprawę „kuleje” w jednym wątku, kiedy pojawia się poprawność polityczna. Ważnym pozostaje fakt, iż ukazane zostały wątki polskie: miejsce narodzin, edukacja i śmierć artysty. Nie zapomniano o poglądach na świat S. Szukalskiego. Autor tej recenzji stawia duże 7.5 na 10. Oprócz tego zachęca do obejrzenia filmu o zapomnianym artyście, który stworzył symbol toporła oraz był swoistym fenomenem w stylistyce rzeźby. S. Szukalski walczył o niezależność polskiej sztuki, aby odrzuciła zachodnie wzorce i powróciła do swoich korzeni.

Patryk Płokita

niedziela, 30 grudzień 2018 00:47

Leon Zawada - Bunt przeciwko metropolii

Chłopstwo zrodziło niegdyś targ, miasto prowincjonalne, i żywiło je swą najlepszą krwią. Teraz ogromne miasto wysysa nienasycenie wieś, domagając się ciągle nowych rzesz ludzi i połykając je, aż na koniec w środku prawie wyludnionej pustyni słabnie i umiera.”  - Oswald Spengler

XXI wiek to epoka, w której głównym zagrożeniem dla etnicznej unikatowości oraz narodowej suwerenności są procesy globalizacyjne. Są one bezpośrednio związane z destrukcją wszystkich wartości istotnych dla Szturmowego Nacjonalizmu. Planeta okupowana przez międzynarodowy kapitalizm uniformizuje się, co sprawia że etnosy tracą swoją oryginalność, zaciera się związek człowieka z jego ziemią, tradycją i rodziną oraz postępuje degradacja środowiska naturalnego. W ten sposób dochodzi się do punktu, w którym identyfikacja głównego zagrożenia zmusza nas do poszukiwania dróg skutecznego powstrzymania i zawrócenia rozpędzonych kół historii.

Jednym z elementów składających się na globalizację jest metropolizacja. Polega ona na co najmniej kilku aspektach, które sprowadzają się do postępującej koncentracji życia gospodarczego, kulturalnego i społecznego w wielkich miastach przy jednoczesnym zastępowaniu więzi między metropolią a otaczającym ją regionem na rzecz transnarodowych połączeń z innymi wielkimi miastami. Powyższemu procesowi towarzyszy powstanie tzw. gospodarki archipelagowej. Zjawisko to polega na powstawaniu wyraźnej dysproporcji w poziomie życia i rozwoju gospodarczego pomiędzy prowincją a metropolią.  Powyższe efekty możemy zaobserwować zarówno na płaszczyźnie globalnej jak i narodowej. O ile pierwsze z powyższych zagadnień – tj. metropolizacja i peryferyzacja poszczególnych państw - zostało dostatecznie opisane na łamach Szturmu przez Pawła Bielawskiego (Ekonomia poza lewicą i prawicą cz. 1 i 2), o tyle problem rozpatrywany w skali lokalnej pozostaje novum dla polskiego nacjonalizmu.

Utrwalanie dysproporcji pomiędzy metropoliami a peryferiami ukazują jednoznacznie badania Głównego Urzędu Statystycznego, zgodnie z którymi z roku na roku sukcesywnie wzrasta skala migracji wewnętrznych ze wsi do miast i z miast do miast (możemy założyć, że chodzi o transfer ludności z mniejszych miast do większych). Największego rozpędu powyższy proces nabrał po roku 2004, kiedy to Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Powyższa statystyka wskazuje również, że nasilenie migracji wewnętrznych nasiliło się w roku 2007. Rok podpisania przez Lecha Kaczyńskiego Traktatu Lizbońskiego jest również rokiem, w którym powyższe transfery ludności były najsilniejsze. W ten sposób zbierają się kolejne przesłanki łączące jednoznacznie wzmożenie procesów globalizacyjnych z drenażem ludności na niekorzyść wsi i mniejszych miast.

Skutkiem migracji wewnętrznych jest następowanie procesu wchłaniania peryferii przez metropolie. Całemu zjawisku towarzyszy obserwowane od lat niszczenie lokalnych zakładów pracy w mniejszych miejscowościach przy jednoczesnym braku perspektyw na nowe inwestycje. Nietrudno zaobserwować jak nieudolnie spożytkowane są środki Funduszy Europejskich czy te przeznaczane na rozwój regionalny. Niejednokrotnie władza centralna dofinansowywała konstrukcje miejsc rekreacji (tj. Aquaparki czy kina) w miejscowościach, w których przede wszystkim brakowało miejsc pracy głównie dla ludzi młodych. Tym samym, osoby wchodzące na rynek pracy, które urodziły się poza metropoliami, postawione zostały przed wyborem pomiędzy bezrobociem (lub kiepską pracą) a wyjazdem do jednego z miast wojewódzkich „Polski A”. W następstwie dochodzi do powstawania cmentarnych miasteczek i wsi, w których na co dzień żyją jedynie ludzie starsi i młodzi bezrobotni.

W ten sposób następuje, przewidziane i dokładnie opisane przez Oswalda Spenglera w jego dziele „Zmierzch Zachodu”, wchłanianie peryferii przez metropolię, która na koniec pochłania samą siebie. Demograficzna regresja w mniejszych miejscowościach w połączeniu z nasilonymi migracjami wewnętrznymi, których celem są większe miasta, prowadzi do powstania nie tylko gospodarki archipelagowej ale również do powolnego starzenia i wymierania całych regionów. Ponadto, skutków powyższego zjawiska nie należy jednak zamykać w problematyce stricte gospodarczej, generuje ono bowiem szereg problemów społecznych. Wielkie miasta, co do zasady, pozostają forpocztą liberalizmu i kosmopolityzmu. Odzwierciedlają to m.in. mapy wyborcze w większości państw europejskich, gdzie metropolie najczęściej stawały się twierdzami partii liberalnych.

Swoista liberalizacja metropolii wynika z faktu, że wielkie miasta stają się miejscami zaniku naturalnych więzi z rodzimą ziemią oraz etnosem. Człowiek żyjący na prowincji znacznie częściej kupuje towary wyprodukowane przez swoją rodzinę lub sąsiadów (np. jajka, mleko, miód czy owoce). W ten sposób tworzą się relacje, które są w stanie przechodzić na następne pokolenia. Nie pozostaje to bez znaczenia dla rozwoju patriotyzmu i poczucia wspólnoty. W wielkich miastach sytuacja ma się odwrotnie. Konsumpcja i przepływ towarów są całkowicie anonimowe. Podobnie zresztą jak człowiek – atom w masie tłumu. Sprzedaż odbywa się w większości w galeriach handlowych lub bezosobowych dyskontach. W ten sposób dla nabywcy pochodzenie konkretnego dobra pozostaje irrelewantne. Analogia występuje również w kwestiach obyczajowych. Prowincja konserwuje tradycyjną religijność oraz określone modele zachowania z racji na wielopokoleniowy i rodzinny (klanowy) charakter lokalnych społeczności, w których więzi międzyludzkie pozwalają na dyscyplinowanie osobowości poszczególnych członków wspólnoty.

Wielkomiejskie oderwanie od rodzimej ziemi przyczynia się również do ekologicznej znieczulicy, która przekłada się na przyzwolenie do niszczenia środowiska naturalnego przez państwo i międzynarodowe korporacje. Osobiście uważam, że do prezerwacji ekosystemu znacznie bardziej przyczyniają się odruchowe postawy ludzi, którzy w danym krajobrazie żyli od pokoleń, niż działania modnych, lewicowych „zielonych” stowarzyszeń i fundacji. Czynnikiem łączącym degradacje środowiska naturalnego, zanik więzi lokalnych oraz gospodarczą archipelagizację jest wspólny interes wielkiego kapitału. Zauważmy, że oderwanie człowieka od ojcowizny pozwala na łatwiejsze przerzucanie go z miejsca na miejsce, tam gdzie akurat kapitalizm potrzebuje siły roboczej. Człowiek taki po odseparowaniu go od krajobrazu, w którym się wychowywał przyjmuje bierniejszą postawę względem anihilacji lokalnej tożsamości oraz środowiska naturalnego. W ten sposób kapitalizm piecze kilka pieczeni na jednym ogniu.

Zgłębienie tematu prowadzi do konkluzji, że idea Szturmowego Nacjonalizmu to całkowity opór przeciwko duchowi metropolii. Powyższy antagonizm opiera się w zasadzie na buntowi przeciwko wszelkim wpływom jakie wielkie miasto ma na ludzi. Kosmopolityczna, anonimowa masa to ostatni punkt społecznej degeneracji polegającej na rozerwaniu więzi społecznych i etnicznych. W ten sposób naszym marzeniem pozostaje idea wielkiego powrotu człowieka do jego naturalnej ojczyzny. Pragniemy uwolnić naszych braci i siostry z pułapki wielkomiejskiej masy. Tłum zastąpić wspólnotą, społeczeństwo społecznością a samotność rodziną wielopokoleniową. Zdajemy sobie sprawę, że dokonanie tego typu zmian to praca, która zajmie lata i nie boimy się tego.

Istnieją bowiem dwie równoległe płaszczyzny, którymi należy się kierować. Pierwsza to sfera marzenia, którym należy zarażać i które na każdym kroku należy propagować. To wspomniana wcześniej idea wielkiego powrotu. W tym miejscu, komplementarnie polecam zapoznać się z dwoma tekstami, która uzupełniają obecny wywód. Pierwszy z nich to „Ziemia jako jako element Narodu” Grzegorza Ćwika, drugi to mój tekst „Antykapitalizm, gmina  spółdzielnia”. Lektura powyższych pozycji dopełnia idei wielkiego powrotu do lokalnych, gminnych społeczności i pozwala postawić w tym miejscu kropkę, aby nie powielać tego, co już na łamach Szturmu zostało napisane.

Drugą płaszczyzną, którą należy wdrożyć w szereg naszych działań jest stworzenie katalogu realnych postulatów, które mogłyby mieć zastosowanie w bieżącej polityce. Chodzi przede wszystkim o szerszą i kompetentniejszą, opartą o zasadę ograniczonego interwencjonizmu, ochronę środowiska naturalnego. Oprócz tego, Szturmowy Nacjonalizm powinien zostać uzupełniony o postulaty decentralizacyjne i regionalistyczne, a także wyczulić się na kwestię obrony lokalnych zakładów pracy w mniejszych miejscowościach. Istotne pozostaje również zwiększenie aktywności samorządów w pomocy rodzinom wielodzietnym i aktywizacji zawodowej seniorów. Kolejną ważną kwestią jest rozproszenie handlu i usługi. Zauważmy, że procesy centralizacyjne zachodzą nawet w samych miastach. Zanikają lokalne targowiska i sklepiki, stopniowo wchłaniane przez galerie handlowe. Tym samym dochodzi do tego, że nawet w metropolii powstaje handlowo-usługowe wyspy sprzyjające zanikowi więzi choćby z własnym osiedlem czy dzielnicą.

Świat, w którym chcemy żyć i chować dzieci, nie jest światem banków, galerii handlowych i wielkich miast. Nie jest światem metropolitarnej, anonimowej masy, w której człowiek ginie w pozbawionym tożsamości tłumie. Marzymy o wielkim powrocie i dla wielkiego powrotu oddajemy nasze serca na ołtarze lokalnych tradycji, naturalnego krajobrazu i miłości rodzinnej.

Leon Zawada

Źródło:
Główny Urząd Statystyczny - Migracje wewnętrzne ludności na pobyt stały według województw w latach 1974-2016

niedziela, 30 grudzień 2018 00:45

Wywiad z greckimi nacjonalistami z ProPatria

Poniżej prezentujemy rozmowę z greckimi nacjonalistami z organizacji ProPatria, którzy byli naszymi gośćmi na Czarnym Bloku 2018.

Opowiedzcie nam co nieco o Waszej organizacji, jej pochodzeniu, misji i głównych działaniach.
ProPatria oparta jest na działaniach metapolitycznych, które mają na celu stworzenie społeczeństwa równoległego - bazującego na nacjonalistycznym modelu życia. Mając te wizję w głowach, 5 lat temu powstała nasza organizacja. Większość z nas jest byłymi członkami innych nacjonalistycznych ugrupowań i partii, niemniej wszystkie z nich były częścią szerokopojętej autonomiczno-nacjonalistycznej sceny greckiej. Sport i sztuki walki są dla nas kluczem do dyscypliny i jedności, których potrzebujemy do czystości umysłu. Głównie skupiamy się na wydarzeniach sportowych oraz działalności na rzecz społeczeństwa, aczkolwiek aktualnie staramy się zaangażować również w działania stricte polityczne.

Jakie są Wasze korzenie ideologiczne? Postaci, które Was inspirują i są kluczowe dla Waszej organizacji?
Jako społeczność wierzymy w nacjonalizm trzeciego tysiąclecia. Nie oglądamy się w tył i próbujemy trzymać się z daleka od błędów przeszłości. Przede wszystkim inspiruje nas ruch nacjonalistyczny ukształtowany przez włoski CasaPound. Oczywiście, wśród nas współistnieje mnóstwo poglądów, od radykalnego patriotyzmu po socjal-nacjonalizm, jednak różnice ideologiczne są niewielkie.  W ciągu ostatniego wieku w Grecji nie pojawiło się zbyt wiele postaci, które możemy uznać za filozofów nacjonalizmu. Jednakże bylibyśmy niesprawiedliwi, gdybyśmy pominęli takie persony jak Ion Dragoumis, Periklis Giannopoulos, Ioannis Sikoutris, Petros Vlastos, czy bardziej współczesnych myślicieli, jak Gerogalas i Dendrinos. Niemniej do dwóch ostatnich odwołujemy się tylko po części. Nasz nacjonalizm utożsamiamy jako kontynuację greckiej cywilizacji antycznej, głównie nawiązujemy do czasów Sparty i Macedonii, chociaż znajdziecie u nas niezliczenie wiele odniesień do różnych greckich filozofów antyku.

 Jaka jest Wasza opinia na temat Reżimu 4 Sierpnia? Czy osoba Joanisa Metaksasa również jest dla Was wzorem?
W zasadzie żadna nacjonalistyczna partia polityczna w Grecji nie może pod względem ideologicznym odrzucić wpływu i elementów nacjonalistycznych Reżimu 4 Sierpnia, który biorąc pod uwagę sytuację polityczną w tamtym okresie, niewątpliwie miał tego ogromne naleciałości. Jednakże mamy sporo obiekcji wobec metod, którymi Metaksas zarządzał ówczesną sytuacją polityczną. Wszyscy doskonale wiedzieli, że Metaksas został zamordowany przez swoich sojuszników, ponieważ pragnął zachować neutralność podczas II wojny światowej, co było solą w oku aliantów. Tak czy inaczej, nacjonalistyczna polityka była zawsze przestrzegana. Możemy rozmawiać godzinami o tym, co Metaksas zrobił dobrze, a co źle.

Jakie są główne problemy współczesnej Grecji i w jaki sposób mogą zostać rozwiązane?
Uważamy, że Grecja posiada takie same problemy, jak reszta Europy: apatia, hipokryzja, bezrobocie, nielegalna imigracja, wymiana populacji, korupcja i mentalność greckiego społeczeństwa. Wszystkie te rzeczy pochodzą z jednego źródła, którym jest panujący w Europie marksizm kulturowy. Szkoły czy rząd, tak naprawdę każda część struktury naszego społeczeństwa jest albo przesiąknięta, albo pod wpływem tegoż zjawiska, oczywiście z paroma różnicami między nimi, szczególnie w kwestii zarządzania gospodarką.

Jak wyglądają realia greckich ruchów nacjonalistycznych?
Nie wiemy, jaki obraz macie w Polsce, ale ruch nacjonalistyczny w Grecji bardzo różni się od reszty podobnych ruchów w Europie. Greckie społeczeństwo jest głęboko konserwatywne i emocjonalne, nie "akceptuje", jednak raczej popiera większość radykalnych opinii.  Ponadto, biorąc pod uwagę naszą historię z państwami-miastami, ciągle trwamy w "konflikcie".  Aktualnie trzecią siłą polityczną jest Złoty Świt, z szacowanym 7 procentowym poparciem, jednak poza odsetkiem parlamentarnym, nie funkcjonuje żadna nacjonalistyczna struktura. W związku z tym, reszta nacjonalistycznych ugrupowań politycznych została uformowana z byłych członków Złotego Świtu, którzy nie zgadzali się z jego działaniami i metodami postępowania. Biorąc pod uwagę spór o nazewnictwo Macedonii oraz ogólny zwrot ku prawicowemu skrzydłu, tradycjonalistycznym oraz konserwatywnym ideom (co jest równie powszechne w Europie), w chwili obecnej widzimy ogromny  potencjał w nowej, kształtującej się nacjonalistycznej fali.

Porozmawiajmy o Czarnym Bloku, który stanowił część tegorocznego Marszu Niepodległości w Warszawie. Dlaczego zdecydowaliście się przyjechać do Polski?
Przyjechaliśmy do Polski, aby uczcić setną rocznicę odzyskania niepodległości. Otrzymaliśmy również zaproszenie jako prelegenci na konferencję "Europa Przyszłości", która niestety nie doszła do skutku. Jak powiedzieliśmy wcześniej, uważamy, że europejskie narody mają wspólne problemy, poszukujemy kontaktu i współpracy z europejskimi ugrupowaniami. Wierzymy w  Europę Zjednoczonych Narodów.

Jakie wrażenia wywarł na Was Czarny Blok?
Biorąc pod uwagę okoliczności, które napotkały Was (m. in. w dniu samego Marszu), wierzymy, że sama obecność Czarnego Bloku na ulicach była ogromnym sukcesem. Mając na karku policję, udało Wam się stawić opór i pokazać Wasze stanowisko, a to wiele znaczy. Czasy, w których przyszło nam żyć wymagają radykalnych działań i akcje takie jak Czarny Blok naprawdę wiele wnoszą. Koniec końców, musicie walczyć, by istnieć, i właśnie o to chodzi w Bloku!

Czy doświadczyliście, bądź byliście świadkami policyjnych represji wobec organizatorów i uczestników Czarnego Bloku, które miały miejsce przed Marszem?
Tak, doświadczyliśmy tych prześladowań oraz polowania na radykalnych nacjonalistów przez policję i państwo. Wielu nacjonalistów z Europy postrzega rządy PiS jako przyjazne nacjonalizmowi, co jest mylnym przeświadczeniem. Policja i antyterroryści byli ciągle za Wami, gdziekolwiek byście nie poszli. Nawiedzali nad ranem w domach, aresztując pod fałszywymi zarzutami. Ścigali Was nawet w opuszczonych miejscach i mniejszych miejscowościach niedaleko Warszawy, pokazując jednocześnie kogo naprawdę obawia się system.

Czy planujecie współpracować w przyszłości z polskimi nacjonalistami?
Oczywiście. Mamy zamiar działać z naszymi europejskimi pobratymcami,  również i z Wami. Całokształt, nasze dobre stosunki, zrozumienie są dostatecznym powodem do współpracy. Wierzymy, że europejscy nacjonaliści muszą być zjednoczeni w walce, jako że mamy zbliżone problemy oraz wrogów. Z tego powodu, współpraca jest wręcz konieczna.

Ostatnie słowa należą  do Was.
Społeczność ProPatrii chciałaby podziękować polskim braciom i siostrom za ich niesamowitą gościnność i wsparcie. Nasza obecność na listopadowych obchodach w Polsce była wyjątkowym i wiele wnoszącym do naszego ruchu doświadczeniem. Mimo trudności wszystko wyszło bardzo dobrze, a my czujemy się jeszcze mocniej zjednoczeni z polskimi nacjonalistami. Od Aten po Warszawę, walka z Unią Europejską, państwem, antyfaszystami oraz policją nadal trwa. Europa Zjednoczonych Narodów zatriumfuje po raz kolejny. Przyszłość należy do nas.

Z ProPatria rozmawiał Leon Zawada

Na kongresie w 1907 roku Henri Vaugeois stwierdził „nie jesteśmy rojalistami sentymentalnymi, jesteśmy rojalistami rewolucyjnymi”[i]. Mimo stwierdzenia przez Maurrasa, iż naród nie jest słowem rewolucyjnym. Według niego naród to tradycja[ii]. Pamiętał on jednak, by zaznaczyć w późniejszych pracach, że „nie wszyscy nasi mistrzowie byli na prawicy” oraz, że celem AF było „połączenie synów jakobinów z synami szuanów”[iii].

Charles Maurras był pierwszym nacjonalistą, który odrzucił wszystkie idee Rewolucji Francuskiej. Jednak odrzucenie werbalne tych idei nie oznaczało wyzwolenia się z tej intelektualnej tradycji. Doceniał patriotyzm Dantona i Carnota oraz dostrzegał zasługi Rewolucji dla upowszechnienia się patriotyzmu w szerokich masach[iv].

Z perspektywy czasu identyfikujemy Action Francaise jako organizację skrajnie prawicową. Sprawa jest jednak bardziej złożona. Początki organizacji nie były prawicowe, jej założyciele wyszli ze skrajnej lewicy i przeszli na prawą stronę sceny politycznej. Zachowując przy tym istotne elementy myślenia i mentalności lewicy. W momencie powstania AF, spośród dwunastu założycieli jedynie Maurras był monarchistą. Oficjalnie chciano jedynie „odnowić Francję republikańską”[v]. Maurice Pujo wyraźnie nawiązuje do tradycji jakobińskiej. Uważa, że esencją Rewolucji Francuskiej jest pojęcie narodu, jej ideologią miał być nie liberalizm, lecz lewicowy nacjonalizm[vi]. Jacques Paugam, doszedł do wniosku, że z prawicą tradycyjną łączyły AF hasła patriotyczne, obrona armii, niechęć do parlamentaryzmu, jednak Henri Vaugeois i Maurice Pujo nie należeli do starej prawicy. Action Francaise miało wizję nowego państwa opartego na nowej interpretacji idei Rewolucji Francuskiej , postrzeganej jako dzieło nacjonalistyczne, które trzeba dokończyć likwidując liberalny system. AF interpretuje dziedzictwo Rewolucji Francuskiej w duchu nacjonalizmu, postrzegając to dziedzictwo jako połączenie skrajnej lewicy i prawicy, idei socjalnych i silnego państwa, przeciwko liberalnemu centrum, które wynaturzyło rewolucyjne idee[vii].

Równie charakterystyczne były koncepcje społeczno-ekonomiczne młodej AF. Postrzegana była  ona jako romantyczny ruch przeciwko kapitalizmowi[viii]. Maurras pisał, że AF jest to organizacja „nacjonalistyczna z pewną skłonnością do socjalizmu”[ix]. Dochodziło nawet do cytowania Marksa na łamach Action francaise jako poparcie dla idei antykapitalistycznych[x]. Zdaniem Jeana Rivaina w socjalizmie błędna nie jest idea egalitaryzmu, lecz reformistyczna zasada parlamentaryzmu[xi]. AF chciała przejąć robotników z rąk socjalistów i zaproponować im integrację ze wspólnotą narodową za pomocą socjalnej i korporacyjnej monarchii[xii]. Warto wspomnieć, że AF chętnie nawiązywało współpracę ze środowiskami „żółtych” związków zawodowych(Jaunes), gdzie promowali socjalizm samorządowy[xiii]. Współpracowali również z syndykalistami, czego owocem miało być wspólne pismo, jednak pomysł upadł w wyniku konfliktów personalnych[xiv]. W środowisku AF zaczyna pojawiać się ideologia monarchistyczno-socjalna. Ruch ten na początku XX wieku prowadzi długie kampanie przeciwko społecznemu konserwatyzmowi, liberalizmowi i kapitalizmowi[xv].

Kluczową kwestią jest jednak sprawa monarchizmu. Zwrot ku rojalizmowi wynikał z kwestii klęski Deroulede’a, z klęski wiary, że naród  powstanie aby rozpędzić zdrajców-dreyfusardów. Widząc tę klęskę nawet najbardziej zagorzały republikanin Vaugeois zrozumiał, że Francja potrzebuję silnego i prawdziwego przywódcy. Nie był to wtedy jeszcze król, co najwyżej dyktator.[xvi]. Na przeszkodzie monarchizmu stały lewicowe korzenie AF. Monarchizm wydawał się negacją idei rewolucyjnej, monarchia wydawała się nienacjonalistyczna. Problemem byli również Bourboni. Nawet Maurrasmiał wątpliwości czy można ich nazwać dynastią francuską, poza tym nacjonalizm stał w opozycji do ich władzy. Trudno było sobie wyobrazić monarchię nieszlachecką i nieklerykalną, spełniającą interesy klasy średniej i proletariatu[xvii]. Ideologia jakobińskiego i socjalnego nacjonalizmu była działaczom AF bliska. Zaznaczano, że monarchizm jest wymogiem politycznym, a nie kwestią sentymentu oraz, że postulowana monarchia nie ma nic wspólnego z „rządem szlachty i księży”[xviii]. Działaczom AF zarzucano wręcz ignorancję w kwestiach rojalistycznych. Podobno przywódcom AF zdarzały się takie lapsusy, jak tytułowanie w korespondencji Pretendenta mianem „Jego Eminencja”(Monseigneur) zamiast „Wasza Wysokość”(Monsieur). Można to jednak poczytać jako pewną formę sympatii, mogli pójść drogą swoich ideologicznych poprzedników i stosować formę analogiczną do „obywatel Capet”[xix]. Maurras stwierdził wprost „królestwo jest rzeczą ludzką, a nie boską”[xx]. Żadna ideologia i religia nie leżą u źródeł monarchizmu AF, to nacjonalizm jest źródłem monarchizmu. Nacjonaliści żyjący przez tyle lat w nienawiści do monarchizmu, nie są monarchistami z serca i uczucia lecz z powodów utylitarnych[xxi]. Formuła monarchistyczna została uznana za najlepszą dla kraju i tylko dlatego ci nacjonaliści są rojalistami.

Wraz z pojawieniem się AF na scenie politycznej nastało przewartościowanie pojęć. Pojawił się nowy ruch kontrrewolucyjny i nacjonalistyczny zarazem. Tradycja monarchistyczna i jakobińska zawarły syntezę. Idea skrajnej lewicy połączyła się z ideą tradycjonalistyczną.

Antoni Tkaczyk

 

[i] Cyt. za:J. Paugam: L’aged’ordumaurrassisme, Paris 1971, s.343.

[ii] Ch. Maurras: Leschefssocialistes pendant la guerre, Paris 1918, s. 30.

[iii]Idem: La contre-revolutionspontanee, Lyon 1943, s. 57.

[iv] A. Wielomski: Nacjonalizm francuski 1886-1940. Geneza, przemiany i istota filozofii politycznej, Warszawa 2007, s. 203.

[v] Ch. Maurras: Au signe de Flore, Paris 1931, s. 91.

[vi]A. Wielomski: Nacjonalizm francuski 1886-1940…, s. 186.

[vii]J. Paugam: L’aged’or…, s.19-22.

[viii] G. Guy-Grand: La PhilosophieNationaliste, Paris 1911, s. 183.

[ix] M. Barres, Ch. Maurras: Republiqueou le roi. CorrespondanceinediteentreBarres et Maurras(1888-1923), Paris 1970, s.207.

[x]A. Wielomski: Nacjonalizm francuski 1886-1940…, s. 188.

[xi] J. Rivain: Lessocialistesantidemocrats, „AF”, 01.03.1907.

[xii]A. Wielomski: Nacjonalizm francuski 1886-1940…, s. 189.

[xiii] Ibidem, s. 191.

[xiv] Ibidem, s. 193.

[xv] Ibidem, s. 194.

[xvi] Ibidem, s. 196.

[xvii]J. Paugam: L’aged’or…, s.112-113.

[xviii]A. Wielomski: Nacjonalizm francuski 1886-1940…, s. 199.

[xix] Ibidem, s. 201.

[xx] Ibidem, s. 475.

[xxi] Ibidem, s. 477.