
Szturm1
Miłosz Jezierski - Radykalny Sojusz i Miecz Europy: wieści z Użgorodu
Europa i nasza cywilizacja się degraduje, nie jest to twierdzenie nowe. Globalizacja, prądy nowo-lewicowe i agresywny neoliberalny kapitalizm dokonały dewastacyjnych zmian społecznych na naszym kontynencie i w naszej cywilizacji. Urbanizacja spowodowana zmianami rynkowymi oderwała Europejczyka od ziemi i rodziny, stworzyła automat pracujący na rzecz wielkiego kapitału, zamiast tożsamości krwi nadano mu prawa i obowiązki klienta i konsumenta. Egalitaryzm moralny w sprzężeniu z rosnącymi nierównościami społecznymi wypłukał jakiekolwiek poczuwanie si do wyższych wartości. Właściwe uwstecznił nas moralnie.
Zamiast postępu duchowości i cywilizacji człowiek dziś zachłannie walczy o zasoby niczym we wspólnocie pierwotnej. Skupia się na socjalnym przetrwaniu, na społecznym dostosowaniu i akceptacji. Na wizerunku w social mediach, klubach i życiu towarzyskim śród ludzi, których właściwie nie zna. Próbuje zdobywać popularność, która w realnym świecie nie znaczy zbyt wiele. Wykorzystuje do tego liche zasoby, które spadają mu ze stołu wielkich tego świata. Jak samotne zwierze słuchające się instynktu. Nie jest to jednak „instynkt” naturalny a wyuczone zachowanie wykreowane przez macherów reklamy. Dzisiejszy człowiek jest prymitywnym produktem neoliberalnego postępu i postmodernistycznej pustki moralnej.
Degeneracja dotknęła również mainstreamowych „obrońców” tradycyjnych wartości. Konserwatyście nie konserwują już nic. Właściwe to są tylko lekkim hamulcem liberalnej lawiny, a czasem nawet potrafią nadać jej pęd. Dziś usuwają czasem zbrojnie ostatnie przeszkody, które stoją tej lawinie na drodze. Są zainfekowani. Prawicowi populiści to druga strona tego samego medalu. Fałszywi przyjaciele i judasze. Czasem gorsi od naszych otwartych wrogów. Wszędzie gdzie doszli do władzy na bazie społecznego niezadowolenia, która obudziła iskierkę tożsamości w biernym społeczeństwie tam skanalizowano nastroje, wykorzystano patriotyzm jako chwyt marketingowy dla liber;lanych zmian i zamiast pojęcia multikulturowości wprowadzono „patriotyczne” pojęcie nacjonalizmu obywatelskiego. Tym samym ukrywając materializm i pustkę ideową w praktyce czyniąc to samo spustoszenie. Sprowadzając masy imigrantów z Trzeciego Świata i wycofując się z walki o Tradycje oraz ustępując pola na płaszczyźnie obyczajowej Nowej Lewicy. Polityczna poprawność zainfekowała umysły obozów patriotycznych i poza kosmetycznymi zmianami oraz deklaracjami nie zatrzymano pochodu liberalnego chaosu. Wręcz przeciwnie wydano wojnę nacjonalistom i tradycjonalistom uznając ich za element ekstremistyczny. We wszystkich krajach z tzw prawicowym lub konserwatywnym rządem wbrew idącej narracji rożnych konserwatywnych lub narodowych ugrupowań bojownicy o Wolne Narody europejskie doświadczyli represji. Rosja, Węgry, Polska, Włochy. Ani Putin, ani Kaczyński ani Savini czy Trump nie są nie byli i nie będą naszymi sojusznikami ani nawet bliskimi ideologicznie potencjalnymi życzliwymi obserwatorami. To nasi wrogowie. Czas mówić to głośno.
W tym trudnym dla Europy czasie, zalewanej przez hordy koczowniczych łupieżców z Trzeciego Świata oraz ich płytką ideologie i religię, gnębioną przez wrogów wewnętrznych, którzy szerząc relatywizm moralny doprowadzili do utraty systemu immunologicznego Narodów europejskich jak wirus HIV nie ma innej możliwości niż współpraca międzynarodowa ugrupowań, które widzą kres naszej cywilizacji oraz wspólne zagrożenia. Nasi wrogowie współpracują świetnie na tej płaszczyźnie, jeżeli nie zwalczymy szowinizmów i podziałów w naszym ruchu Rekonkwista Europy będzie niemożliwa. I z taką myślą Karpacka Sicz będąca gospodarzem wydarzeń w Użgorodzie powołała Radykalny Sojusz i zorganizowała konferencję pt. Miecz Europy.
Sicz
Wypadałoby przedstawić gospodarzy. Karpacka Sicz (KS) sama w sobie jest interesującym tworem na scenie ukraińskiej i umyka schematom dotykającym tradycyjne nacjonalistyczne organizacje. Już sama nazwa wskazuje na kozackie inspiracje . I tak w istocie jest.
Polityka
Nacjonaliści z Siczy skupiają się głównie na terytorium Zakarpacia. Istnieje tu inna mentalność od reszty Ukrainy, większość członków organizacji jest związana genetycznie z regionem, co za tym idzie mają korzenie węgierskie lub w istocie poczuwają się ku tej tożsamości. Istnieją także sympatycy Siczy rozsiani po całej Ukrainie, ale trzon stanowią mieszkańcy Karpat. Dwa największe centra ich działalności to Iwano-Frankowsk i Użgorod. W samym Użgorodzie jest ich ok 60 osób co na tak mała mieścinie daje p[potężne pole do działania i wręcz władze na ulicach. Antifa została „wyproszona” z miasta już jakiś czas temu więc nacjonaliści mają czyste pole do działań.
Sami o sobie mówią jak o „rasowym i duchowym bractwie” lub „rodzinie” fanatycznych aktywistów. W polityce rekrutacyjnej przekładają jakość nad ilość i co za tym idzie członkiem Siczy zostać trudno. Po otrzymaniu członkostwa również rygorystycznie podchodzi się do oceny czynnego udziału w akcjach grupy. I przy owej taktyce organizacja ma duże możliwości mobilizacyjne swoich członków. Na uliczny regionalny aktywizm wystarczy w zupełności, zwłaszcza gdy najczęściej są to akcje bezpośrednie. Zapewne czynnikiem wpływającym pozytywnie na to są doświadczenia frontowe dużej części Siczy.
Członkowie Siczy są rewolucjonistami. Nie wierzą w żadne „demokratyczne rozwiązania” pochodzące z glosowań, nie wierzą w zaklęcia demokracji parlamentarnej i uważają, że każda partia kupuje głosy pustymi obietnicami. Są otwartymi przeciwnikami każdej partii na scenie ukraińskiej. Nie wierzą w „marsz przez instytucje” i nie kooperują z żadnymi władzami. A jednak udaje im się, co widać po efektach pracy, zdobywać poparcie lokalnej ludności i robić masę akcji w sposób legalny czy to edukacyjnie w szkołach, czy nawet konferencje na użgorodzkim zamku. Lokalną społeczność w ostatnich wyborach prezydenckich namawiali czynnie do bojkotu wyborów oraz atakowali biura lokalnych partii i polityków, palono billboardy i zrywano wyborcze plakaty oraz przerywano spotkania z politykami. Efektem na Zakarpaciu była najniższa frekwencja na Ukrainie. Same wybory uważają za grę oligarchów a patriotyzm, silny w narodzie ukraińskim zwłaszcza po Majdanie za wykorzystywany w grze politycznej. Podobnie jak zresztą w Polsce środowiska kombatanckie są rozgrywane przez liberalnych i oligarchicznych macherów politycznych w ich wielkich machlojach. Przykładem jest obóz „patriotyczny” ex-prezydenta Poroszenki. Udało im się wreszcie zaszczepić w lokalnej społeczności przekonanie, że prawdziwa zmiana nigdy nie nastąpi drogą demokratyczną i pokojową. To w biernym społeczeństwie ukraińskim, typowym dla postsowieckiego kapitalizmu ogromny sukces.
Wojna
Członkowie KS brali udział w rewolucji na Majdanie jako cześć bojówki zwanej Prawy Sektor[1]. PO wybuchu wojny wielu z nich wyjechało na front. Od 2015 roku tworzyli ochotniczą kompanię[2] Karpacka Sicz wewnątrz batalionu Donbas. Po około półtora roku zdecydowali powrócić jednak do Zakarpacia gdyż uznali, ze wojna nie toczy się wcale w interesie narodu ukraińskiego. Wygranie wojny jest niemożliwe ze skorumpowanym rządem, który prowadził interesy z separatystami. Z militarnego punktu widzenia i pomocą Rosji konflikt może zostać nierozstrzygnięty przez wiele lat. Nacjonaliści na froncie oddalali więc zagrożenie dla władzy liberalnej. Front stał się wentylem bezpieczeństwa dla radykalnych nastrojów. Sicz zauważyła tą zależność i postanowiła zmienić rodzaj organizacji z paramilitarno-bojówkarskiej na posiadającą charakter uliczny, ale wpływającą metapolitycznie i głoszącą hasła etnonacjonalistyczne w swoim regionie. Za cel wzięto aktywistów separatystycznych i lewackich. Skutecznie zaczęto zwalczać prądy liberalne i wpływy oligarchów. Podczas gdy wielu nacjonalistów walczyło za ojczyznę owe wirusy miały swobodę działania. Dziś małe grupy KS nadal jeżdżą na front. Realistycznie uważają, ze wojna jest nie do wygrania, albo została przegrana, ale front daje im możliwości szkoleniowe. Chcą być przygotowani na wiele sytuacji i zwyczajnie nie wypaść z formy. Ukraiński rząd i tak rozwiązał „nielegalne” oddziały ochotników,zresztą Rosja zrobiła podobnie z oddziałami separatystów i po stronie DNR walczy już dziś profesjonalna armia.
Populiści
Sicz nie współpracuje z żadną populistyczną partią na Ukrainie, jak wcześniej zostero wspomniane mają wrogi stosunek do polityki uprawianej w taki sposób. Jedynie z ruchem azowskim posiadają relacje neutralne i zdystansowane. Uważają, że to najpotężniejszy ruch narodowy na Ukrainie a co za tym idzie posiada wiele podejrzanych kontaktów z władzami, służbami i oligarchami. Swoboda uważana jest za otwartego wroga głównie przez skrajnie szowinistyczne nastawieni wobec Węgrów i Polaków, podejrzewani o bycie wtyką bezpieki albo nawet Rosji. Swoboda wykonała cały szereg akcji przeciwko nacjonalistom z Zakarpacia, nawet prowokacyjnie nazywając swój oddział frontowy Sicz Karpacka. W odpowiedzi dokonano zniszczenia biura Swobody, a podczas antywęgierskich prowokacji swobodowców w Użgorodzie obie organizacje starły się na ulicy przy czym Swoboda prosiła policję o pomoc przeciwko krewkim zakarpackim nacjonalistom. Szowiniści ze Swobody mają zakaz pojawiania się w Użgorodzie, a ich działalność w regionie jest nikła lub nie istnieje. Sicz kontroluje całkowicie region.
Prawicowe ugrupowania populistów w Europie uznano za wrogów ideowych, nie istnieje tu przekonanie o wspieraniu obozu „sił konserwatywnych”. Po to właśnie zainicjowano ideę Radykalnego Sojuszu by w duchu paneuropejskim zbudowac ruch warty międzynarodowego wsparcia.
Struktura
Karpacka Sicz skoncentrowana jest w dwóch miastach, Użgorodzie i Iwano-Frankowsku. Ma strukturę ściśle hierarchiczną typu wodzowskiego. Pozycję zdobywa się poprzez aktywizm i poświecenie idei co uważają za działanie „organiczne” gdyż każdy członek sprawdzany jest pod kątem słabych i mocnych stron oraz zainteresowań. Jego rola w organizacji będzie od tego zależeć. Formacja ideologiczna jest również elementem selekcji członków jak i dalszego wtajemniczania w plany i struktury działania. Zachęcają więc mocno do rozwoju intelektualnego jak i fizycznego swoich członków, ściśle trzymając się zasady jakości ponad ilość. Głównym założeniem organizacji ulicznej są akcje bezpośrednie. Największą wartością spajającą organizację obok idei narodowej jest „braterstwo” Każdy aktywista musi być gotowy w ciągu 24 godzin na taką akcję być gotowy. Najważniejszy staje się „czyn”. Organizacja wychodzi z założenia: „Jeżeli jesteś biały, posiadasz siłę woli by to zrobić”. Jednym z przykładów takich mobilizacji były „rajdy” na posterunki policji. Na wieść o aresztowaniu lub nękaniu jednego lub więcej członków Siczy, aktywiści mobilizowali się bardzo szybko i w ciągu nawet godziny lokalni smutni panowie mieli problem z zamaskowaną ekipą, która weszła na teren posterunku gotowa uczynić większego psikusa. Niejednokrotnie ratowało to skórę aktywistom Siczy a lokalna policja raczej odpuszcza sobie problemy wynikające z zadzierania z nacjonalistami. Widząc stan owych stróżów porządku nie jest to zresztą nic dziwnego.
Projekty
KS słusznie uznając meta-politykę za najważniejszą broń ideową dzisiejszych czasów stworzyła kilka projektów do regionalnego „kulturkampfu” jak też społecznych, które pomagają potrzebującym na Zakarpaciu. Posiadają organizację dawców krwi, które regularnie przeprowadza akcję krwiodawstwa. Prowadzi ją absolwent szkoły medycznej, członek Siczy. Przy okazji prowadzą też szkolenia pierwszej pomocy w lokalnych szkołach. Innym projektem pobocznym jest grupa organizująca zajęcia z literatury i sztuki. Raz w miesiącu organizują wydarzenia, w które angażują się lokalne szkoły. Są to zarówno wydarzenia edukacyjne lub kulturowe zależnie od konwencji. Skupiają się w tym na młodych ludziach lub dzieciach.
Zakarpacie to region górzysty, idealnie pasował do założenia inicjatywy związanej ze wspinaczką lub trekkingiem. KS taką sytuację wykorzystała. Założono grupę ekspedycyjną „Edelweiss”. Jest to inicjatywa szkoleniowa z zakresu wspinaczki. Ludzie, których zrzesza posiadają różne poziomy w zakresie tej dyscypliny. Celem projektu jest popularyzacja i szkolenie wspinaczkowe. Organizowane są wycieczki, na które przyjeżdżają goście z całej Ukrainy, w tym „normiki” co daje duże pole do met-apolitycznego popisu, a KS należycie to wykorzystuje. Wielu młodych ludzi zainteresowało się organizacja bywając na wycieczkach Edelweiss.
Innym projektem jest grupa ASG prowadzona przez KS. Jest to już legalny biznes. Aktywiści KS posiadając doświadczenie frontowe prowadzą szkolenia dla młodzieży jak i osób dorosłych, odpłatnie wynajmując im swój sprzęt i przygotowując gry. Przy okazji organizują tez gry dla młodych jako akcje społeczne, tym samym trenując własnych członków w zakresie taktyki, militariów i przysposobienia obronnego. Dzięki tym aktywnościom chcą trzymać młodzież z daleka od telefonów i komputerów.
Posiadają fundację pomocy weteranom o nazwie Narodowy Renesans. Organizowane są spotkania z frontowymi weteranami jak i pomoc we wszelkim zakresie. Organizacja kombatancka jest wręcz niezbędna na Ukrainie jako, ze często byli żołnierze zmagają się z problemami natury psychicznej i fizycznej a ukraińskie państwo niesie im lichą pomoc.
W lato rusza nowy projekt szkoły walki nożem. Oprócz technik walki ostrzem klub zapewnia także szkolenie z innych sztuk zadawania cierpienia bliźnim. Poza tym KS organizuje na lokalną skalę turnieje walk.
Użgorod
Na miejsce dotarliśmy noc przed konferencją. Gospodarze, po załatwieniu wszystkich formalności z miejscem noclegowym, zabrali nas na integracje zresztą zagranicznych gości. Tam mogliśmy również poznać przywódcę Siczy Tarasa oraz kamratów z Serbii i Szwajcarii.
Miecz Europy
Konferencja odbyła się na użgorodzkim starym węgierskim zamku, który powstał w XII wieku, ale okres świetności przypadł na XVI i XVII. W środku czuć było ducha Tradycji i dawnej Europy. Miejsce konferencji samo w sobie było pewną emanacja myśli zawartych w postanowieniach Radykalnego Sojuszu. Stary węgierski zamek, znajdujący się na terytorium Ukrainy, będący siedzibą kongresu, na który przyjechali Węgrzy niegdyś z Ukraińcami toczący krwawe boje o ten region. Dziś rozmawiający wraz z Serbami i Polakami o przyszłości Europy bez wrogości i udawanej przyjaźni. Każdy wiedział, że chodzi o coś więcej niż dawne historyczne konflikty, które dziś owszem budują naszą tożsamość, ale nie nasze cele.
Sala konferencyjna była ciasna toteż jako widzowie uczestniczyli w niej zaangażowani aktywiści zaproszonych ruchów. Przy stole do debaty zasiadły delegacje z Serbii, Polski, Czech – Narodni a Socialni Fronta, Rosji – Ruskie Centrum i Węgier- Legio Hungaria. Konferencję podzielono na dwie części, w każdej omawiano po dwa zagadnienia, które wcześniej zostały rozesłane do zaproszonych gości z prośbą o przygotowanie prelekcji w oparciu o 4 punkty.
Pierwszym zagadnieniem było przedstawienie profilu swojej organizacji/ruchu. Naszym zdaniem najlepiej wypadło Ruskie Centrum przygotowując wcześniej ulotki po angielsku dla nierosyjskojęzycznych gości i obszernie opisując swoją organizację. Ciekawym zwrotem na scenie węgierskiej jest pojawienie się Legio Hungaria. Aktywiści tej organizacji odeszli od HVIM gdyż nie odpowiadał im dryf w stronę szowinizmu i coraz większego odpływania od rzeczywistości do tego doszła totalna liberalizacja dawnej partii narodowej Jobbik co skłoniło węgierskich braci do szukania alternatywy. W drodze intelektualno-ideowej doszli do wnisoku, że cała nasza cywilziacja zmaga się z podobnymi problemami, a dawne szowinistyczne spory są pieśnią przeszłosci, stąd przejście na bliskie paneuropejskim nacjonalistom pozycje i obecnośc na ukraińskiej konferencji. Wszystkie organizacje cechował: anty-kapitalizm, antyliberalizm, anty-szowinizm, chęć współpracy w walce z globalizacją i głęboka niechęć do populistycznej centroprawicy oraz uliczny charakter i aktywizm prospołeczny.
Drugi punkt konferencji dotyczył sytuacji politycznej w naszych krajach. Punktem wspólnym większości były represje stosowane przez prawicowe rządy wobec nacjonalistów. Od najgorszego natężenia jakim są rządy Putina w Rosji, tu scharakteryzowane jako podwójna gra na potrzeby polityki wewnętrznej i zewnętrznej. Otóż polityka zewnętrzna to miód dla uszu zachodnich konserwatystów a często niestety nacjonalistów. Zakaz homoparad, imperialne zadufanie, kreowanie prezydenta Federacji Rosyjskiej na carskiego awatara czy też fałszywa pogarda dla polityki multikulturalizmu w Europie oraz wsparcie Assada i pozorowana anty-amerykańskość powodują rząd westchnień antyestablishmentowej zachodniej prawicy. Polityka wewnętrzna jest zgoła inna. Jest to siermiężny neobolszewizm wraz z mutacją oligarchicznego kapitalizmu. Ściąganie taniej siły roboczej z rejonów zakaukaskich ma o wiele większy rozmiar niż europejski kryzys migracyjny. Przestępczość i koru8pcja w dużych miastach rośnie. Ruch nacjonalistyczny został rozbity, większość aktywistów musiała ratować się ucieczką z własnego kraju lub skoczyła w więzieniach z zarzutami o szerzenie ekstremizmu. Putina i jego rząd określono jako państwo mafijne, popierające wszelakie patologie jak aborcja, narkomania, alkoholizm i masowy napływ taniej siły roboczej oraz wspierający ruchy komunistyczne w przestrzeni publiczne. Resentyment do imperializmu zarówno carskiego jak i czerwonego jest fasadą na której rząd buduje popularność jednocześnie otumaniając białą część rosyjskiego społeczeństwa, tzw ruską.
Polska delegacja również opowiedziała o represjach polskiego rządu wobec nacjonalistów co spotkało się ze zdziwieniem wielu uczestników konferencji gdyż za pośrednictwem prawicowych fejkniusów jak i populistycznej propagandy uznawano nasz rząd za narodowy. Wyprowadziliśmy z błędu słuchaczy. Przedstawiliśmy sytuację jaka zaistniała około Marszu Niepodlełości i podaliśmy szereg innych przykładów nękania i represjonowania. Rosjanie potwierdzili nasza wersję jako, że jeden z nich był naocznym świadkiem zdarzeń i porównał to do represji putinowskich. Okazało się, ze węgierscy nacjonaliści co prawda mają dziś lepszą sytuację jeżeli chodzi o organizowanie własnych zdarzeń w kraju , ale także są pod lupą służb i spotykają ich coraz częściej nieprzyjemności ze strony rządu Orbana. Kwestią czasu jest gdy Orban upora się z mainstreamową opozycją i przerzuci ciężar walki z opozycją antysystemową na nich. Serbowie podjęli temat rozruchów antyrządowych w swoim kraju. Mają zamiar dołączyć do co prawda liberalnych pokojowych manifestacji, ale tylko po to by rozpocząć podobną do Majdanu rewoltę. Korupcja i stagnacja to jedna strona medalu rządu w Serbii inna jest homoseksualny premier, który dokonuje powolnej rewolty seksualnej społeczeństwa. Serbowie uważają, ze należy wykorzystać moment by poprzez uliczne agresywne demonstracje zyskać wpływ na społeczeństwo.
Po około godzinnej przerwie na kawę wróciliśmy do obrad. Kolejnym punktem było ważne pytanie na czym głównie chcemy oprzeć swą tożsamość? Rasie, religii, historii, kulturze, języku.. W większości doszliśmy do wniosku, ze rasa jest fundamentem niezbywalnym dla etnoinacjonalizmu, tym którego nie da się zrelatywizować jak np. kultury. Od kwestii rasowych genetycznie bierze się cała lwia część kolejnych przymiotów kulturotwórczych, język jest jednym z nich. Religia nie budzi już sporów wśród nowoczesnych nacjonalistów. Obecni byli prawosławni, rodzimowiercy, katolicy. Wniosek był wspólny dla większości. Wyznanie w określaniu tożsamości europejskiej i jej obrony nie ma znaczenia o ile wyrasta z indoeuropejskiego pnia i jest cywilizacyjnie związane z białą Europą. Wszystkie te elementy nieodłącznie tworzą narodowość, ale to kwestie genetyczne i biologiczne są elementem niezbędnym do funkcjonowania prawidłowego systemu immunologicznego społeczeństw. Przy mieszaniu się ras element ten zanika a relatywizacja kultury przez prądy nowo-lewicowe otwierają Narody na społeczny AIDS jakim jest najazd i kolonizacja przez trzecioświatową ludność, atomizacja społeczne, egalitarna bierność i otępiałość moralna oraz degeneracja i w końcu upadek, który uczyni z kolejnych pokoleń otumanionych niewolników konsumpcji oraz kapitału zamieszkujacych coraz gorsze mieszane getta wielkich metropolii. Postępująca urbanizacja wywołana neoliberalnymi zmianami i niszczenie organicznie działającej wsi i prowincji odrywa ludzi od duchowego związku z krwią i ziemią, a zatem z ojczyzną i przywiązuje do narzędzi produkcji i konsumpcji. Pomagają w tym zasoby państw,. Które już poddały się dyktatowi nowo lewicowej ideologii i funduszom wielkiego kapitału. Politycy tych państw, często mocarstw wykorzystują media, zasoby oraz siły soft i hard power do wprowadzania liberalnego wirusa do zdrowych jeszcze organizmów. Innym zagrożeniem jest neobolszewicki imperializm, który także wyniszcza swój naród w mniej subtelny , ale podobny sposób, natomiast w białych rękawiczkach rozgrywa ruchy prawicowe, narodowe i tradycjonalistyczne na zachodzie. Osobnym problemem jeszcze jest dominacja ekonomiczna Chin.
Ostatni punkt to konkretne postulaty i pomysły, które zainicjowane zostaną przez Radykalny Sojusz by walczyć z globalizacją i jej negatywnymi dla naszych narodów skutkami.
Pierwszym pomysłem jest założenie wielojęzykowej strony internetowej, której głównym językiem będzie angielski, ale publikować będą tam osoby z rożnych organizacji. Najważniejszym punktem jest docieranie z informacjami do szerokiego grona nacjonalistów w Europie i walka z fakenewsami. Chociażby na temat rzekomo narodowych rządów w Polsce czy Rosji. Poza tym stworzenie bazy informacji i newsów dla wielu odbiorców narodowych na świecie. Oraz stworzenie swego rodzaju blogosfery. Dalszym następstwem owej strony ma być rozwijanie alternatywnych social mediów. W drodze cenzury internetu musimy wypracować system komunikacji zrozumiały dla nas jak i naszych zwolenników oraz potencjalnych odbiorców wśród normików. Walka z cenzurą zapoczątkowaną przez ogromne koncerny jest ważnym priorytetem i intelektualnym wyzwaniem
Drugim postulatem jest stworzenie ruchu kontrkulturowego o nazwie roboczej Riot and Travel (R.A.T). W założeniu jest to organizacja grup chętnych wesprzeć europejskich braci w walce ze szkodliwymi trendami na demonstracjach, protestach czy tez zamieszkach. Podobnie gdy polska ekipa wzięła udział w protestach Żółtych Kamizelek. Nasi wrogowie jak antifa w Hamburgu podczas szczytów kapitalistycznych mobilizują rzesze zwolenników z całego świata. W naszej walce powinniśmy robić to samo. Sam projekt ma mieć wydźwięk metapolityczny i propagandowy oraz zaistnieć na social mediach w formie na tyle atrakcyjnej by zachęcić do podróżowania i szukania wrażeń nie tylko nacjonalistów, ale także osoby lekko związane z ruchem lub poszukiwaczy adrenaliny. Sporządzone zostaną poradniki prawne dotyczące zgromadzeń wraz z zarysem sytuacji polityczne w krajach docelowych. Za symbol roboczo przyjęto czarnego gudowskiego szczura z workiem podróżnym zawieszonym na kiju bejsbolowym.
Punktem dość istotnym był postulat o założeniu wspólnego konta, które ma być funduszem pomocowym dla ofiar represji w różnych krajach. Ma także służyć finansowaniu międzynarodowych zawodów sportowych, które ostatnio przygasły ze względu zresztą na represje. Do tego doszły pomysły wspólnych obozów i klubów trekkingowych albo górskich co pogłębiłoby integrację między aktywistami z różnych krajów i pomogło rozwinąć meta-polityczną sieć wpływu na lokalne społeczności oraz dużą wymianę doświadczeń.
Dzień konferencji zakończono uroczysta kolacją gdzie podano regionalne specjały a gospodarze otrzymali od polskiej delegacji ciekawy upominek. Wieczorem czekała nas integracja w szerszym gronie.
Marsz Radykalnego Sojuszu
Niedzielny poranek był miłym oderwaniem się od rzeczywistość na szkoleniu przeprowadzonym przez weteranów walk w Donbasie. Po instruktażu „sklejaniu modeli” i innych gier i zabaw Ukraińcy zabrali nas na grę ASG. Trzeba przyznać, ze Ukraina to raj dla zwolenników urban exploringu, opuszczonych kompleksów przemysłowych jest tam pełno i mimo, ze każdego wyobraźnia rozpalana jest przez elektrownię w Czarnobylu tak i w innych regionach znaleźć można wielkie przemysłowe kompleksy, które dziś leżą w ruinie i ich miejsce powoli przejmuje Matka Natura. W jednym z takich postsowieckich konglomeratów przemysłowych odbywają się gry ASG organizowane przez Sicz. Na umówioną godzinę przyjeżdżają kolejne grupy, wypożyczają sprzęt i instruktorów czym utrzymują jedną z inicjatyw nacjonalistów. Zabawa zajęła nam czas do południa, po czym udaliśmy się na krótki odpoczynek i przygotować się do demonstracji.
Marsz ruszył o 17 w niedzielę spod Hotelu Zakarpacie, ogromnej postsowieckiej budowli przypominającej jako żywo słusznie minione czasy. Lokalna policja wyglądała raczej na ochroniarzy znanych z naszych biedronek, a sam stan fizyczny funkcjonariuszy, trzeźwość niektórych również można poddać wątpliwości, wskazywał na to, że nie szukają kłopotów z uczestnikami marszu i wykonywali polecenia przywódcy Siczy gdy kazał im się ustawiać podczas przemarszu. Co było dość zabawnym widokiem.
Przed samym marszem zidentyfikowano lewicowo liberalnego reportera z Wielkiej Brytanii i w kilku dosadnych przaśnych słowiańskich słowach podziękowano mu za udział i kazano trzymać się z daleka, na co roztropnie przystał. Przy okazji wyselekcjonowano uczestników marszu i tych ze znamionami subkultury jak skinów czy rzucających się w oczy metalowców z kupą naszywek ustawiono w grupie z tyłu, by nie psuli estetyki. Resztę ustawiono w szyku: flaga organizacji w środku, flagi narodowe po bokach. Następna kolumna niosła flagi z symbolami europejskich nacjonalizmów, czarnymi słońcami i krzyżami celtyckimi. Jeden z celtyków był postrzępiony i podziurawiony. Okazało się, że jeden z weteranów walk miał go od czasów majdanu. Woził ze sobą na front i tam flaga doznała uszczerbku, w boju co dla Ukraińca nosiło już znamię relikwii.
Marsz ruszył na odgłos bębna nadającego ton krokom i utrzymującego niejako ład przy nadawanym tempie. Nie było żadnych okrzyków oprócz przemowy Tarasa wygłaszanej całą trasę, wprowadzało to uczestników w pewnego rodzaju trans. Powaga i jednocześnie uliczna ale dopasowana estetyka zlały się w emanację naszej woli. Przed marszem żartowaliśmy sobie ze wszystkiego, jednak w kilka minut wszystko spoważniało. Był to inny charakter czarnego bloku z jakim mieliśmy do czynienia na Marszach Niepodległości. Uporządkowany, ale jednocześnie płynący z ulicy i niewymuszony, mimo że czuć było dyscyplinę i pewien rodzaj naturalnej hierarchii. Treść przemówienia dotyczyła zwalczania szowinizmu, walki o wolną Europe białych narodów, miała wyraz antyunijny i potępiała neobolszewicki imperializm putinowski. Podczas marsz spłonęła flaga UE jak i bolszewicka. Okoliczna ludność nie okazywała wrogości, nie było słychać żadnych okrzyków dezaprobaty. Nikt z tym nie dyskutował. Wyrażano raczej zaciekawienie lub życzliwość.
Marsz skończył się po około godzinie pod zamkiem. Na zamkowym dziedzińcu odbyły się przemówienia przedstawicieli delegacji i przywódcy Siczy Karpackiej. Przemowy nie były długie, nie kazano nam stać i czekać na lanie wody. Krótkie konkretne inspirujące duchowo przemówienia dotyczące sytuacji Europy teraz i w przyszłości, dające wiele nadziei. Można je podsumować znanym i lubianym hasłem: Jutro należy do nas!
Przemówienie wygłoszone przez polskich nacjonalistów:
All of our heroes are dead. We are the generation of revenge.
We are standing here before the Ukrainian nation, Polish nation, Hungarian, Czech, Russian, Swedish and Serbian nations, we are standing here before our forefathers, before our kind, before Europe!
We chose fight as our destiny. We chose to live and die for our future on the frontline of Donbas, or on the streets of Paris. But we cannot do this alone, we cannot stand alone against the Russian imperialism, we cannot stand alone against the liberal West, we cannot stand alone against cosmopolitical oligarchy in our countries.
This black column today is the call for European youth to unite, to stand and fight for eternal values. To defend our homes and our way of life, our culture, our tradition, our kind and future of our children. We cannot fail, we cannot fail anymore. We will build white Europe of free nations or we will leave only ashes.
When you will get back to your homes, tell your friends, your comrades, your families, what you have witnessed here. That in the small city in Carpathian Ruthenia the new generation of nationalists took responsibility to be the elite of European youth that will accomplish the most important of all tasks.
Remember! Tomorrow belongs to us! The new European youth!
Sława Europie!
Miłosz Jezierski
[1] Był to konglomerat różnych organizacji nacjonalistycznych połaczonych podczas rewolucji na Majdanie w jedną bojówke, organizacja powstała na jego fundamencie szybko się rozpadła na czesto dziś nawet zwalczające się organizacje.
[2] Ok 50 ludzi
Witold Dobrorowlski - Okiem Szturmowca
Mam ogromną przyjemność napisać kilka krótkich słów wstępu do poniższego artykułu. Artykuł ten to zbiór komentarzy mojego redakcyjnego kolegi, Witka Dobrowolskiego, które publikuje on od pewnego czasu w kanałach social-media. Wspólnie postanowiliśmy zebrać je i wydać pod wspólnym tytułem "Okiem Szturmowca". Komentarze dotyczą spraw bieżących - międzynarodowych (głównie Ukraina), polskich, ideologicznych, publicystycznych. Pisane były z myślą o trochę innym odbiorcy, niż przeciętny czytelnik "Szturmu", stąd niektórych zdziwić może powtarzanie pewnych oczywistych dla nas prawd. Jednak poza tym komentarze Witka to błyskotliwe, dogłębne i bezpardonowe rozprawienie się z wszelkimi przejawami kłamstwa, hipokryzji i obłudy - tej liberalnej, lewicowej, neomarksistowskiej i szowinistycznej. Witek zawsze stara się wydobyć na wierzch to, co stanowi najważniejszy budulec naszej idei - Prawdę. Zapraszam więc wszystkich serdecznie do lektury komentarzy, które ułożone zostały chronologicznie, od najstarszego do najnowszego. Oczywiście mam świadomość, że niektóre ze stwierdzeń tu się pojawiających mogą zdziwić, bulwersować czy oburzać - jednak w świecie kłamstwa odwagą jest nieść pochodnię prawdy. Tylko bowiem prawda jest ciekawa - cała reszta to ściek.
Grzegorz Ćwik, redaktor naczelny "Szturmu"
------
Bohater czy zbrodniarz-przypadek „Burego”
Państwowy kult żołnierzy podziemia antykomunistycznego to dowód na osiągnięcie pewnego etapu dojrzałości społeczeństwa na obszarze postkomunistycznej Europy. Przez dziesięciolecia wyklęci, dziś znajdują się na oficjalnym panteonie bohaterów narodu polskiego. Jednak niektórzy z nich są uważani za „podwójnie wyklętych” co wynika z kontrowersji otaczającej te postacie. Tematyka ta jest niezwykle wrażliwa, a uniknięcie w czasie wojny partyzanckiej, a więc tej najbardziej okrutnej kontrowersyjnych czynów i rozkazów jest praktycznie niemożliwe. Czysty jak łza nikt z tego nie wychodzi, nie ma tu miejsca na honorowe pojedynki i rycerskie podejście do wojaczki. Liczy się przetrwanie.
Romuald Rajs „Bury” jest przypadkiem specyficznym. Jednoznaczne stwierdzenie, że był zbrodniarzem i z tego powodu przekreślenie całego jego życiorysu i dokonań byłoby niezwykle prymitywne. Równie naiwne byłoby uznanie go bohaterem bez skazy, a wszelkie zarzuty wobec jego osoby nazwać „komunistycznymi” kłamstwami.
Oto fakty: oddział „Burego” dokonał pacyfikacji białoruskiej wsi kolaborującej z komunistyczną władzą. W jej wyniku zginęło 16 osób, w tym kobiety i dzieci. Tu zaczynają się schody. Pojawia się ze strony Białorusinów oskarżenie, że był to akt ludobójstwa, Białorusini mieli zginąć ze względu na narodowość bądź wyznawaną religię. Jest to łatwy do obalenia zarzut, pośród pacyfikujących wieś polskich żołnierzy byli również prawosławni Białorusini, także oficerowie. Znane są badaczom ich nazwiska i życiorysy.
Problem pojawia się w momencie, gdy obrońcy „Burego” starają się za wszelką cenę usprawiedliwić zabijanie cywilów, w tym dzieci. Pojawia się argumentacja jaką znam z rozmów z Ukraińcami na temat Wołynia tzn. na wojnie zawsze giną cywile. Posługiwanie się taką samą retoryką jak Wiatrowycz z ukraińskiego IPN przez Polaków, którzy zaraz potem zaatakują „kłamcę wołyńskiego” za podobny ton jest skrajnie głupie i prowadzi wyłącznie do spięć w polityce historycznej, a nie służy prawdzie. Jest to o tyle skomplikowane, że bardzo łatwo próbując usprawiedliwiać Hajnówkę można nadziać się na podobne argumenty w zbrodniach na Polakach. Przykład: Huta Pieniacka spłonęła za kolaboracje z komunistami itd.
Zbrodnia miała miejsce, nie powinna ona przekreślać postaci „Burego” jednoznacznie. Jest w kanonie polskich bohaterów, równocześnie pozostawałby on zbrodniarzem dla grupy Białorusinów żyjącej na Podlasiu. Tu jednak pojawiają się dwie kontrowersje, które komplikują sprawę.
W Hajnówce organizowany jest przez środowiska „narodowe” Marsz Żołnierzy Wyklętych. „Narodowe” napisałem w cudzysłowie, bowiem obserwując marsz, który w rzeczywistości jest cyrkiem narodowej szurii, widzę idącego na czele salutującego Piotra Rybaka. Jedynym celem marszu jest kontrowersja i prymitywny populizm, a nie żadne upamiętnienie. Bo jak inaczej wytłumaczyć udaną próbę stworzenia sztucznego konfliktu i problemu tam, gdzie go nie było? Czczenie „Burego” dokładnie w miejscu, gdzie doszło do zbrodni? Zaraz podłapie to jakiś ukraiński szowinista i zorganizuje na Wołyniu marsz zwycięstwa 1943 (chodzi tu o logikę, a nie zestawianie obok siebie masowej rzezi i pojedynczej pacyfikacji). Marsz ten szkodzi nacjonalizmowi, a jego organizatorzy również niestety nie znają historii Burego i jego oddziału, kompromitując w ten sposób idee upamiętniania Wyklętych. Może być to o tyle zabawne, że sam „Bury” niewiele z ideą narodową miał wspólnego, a pochodzących z ONR oficerów skazał w swoim czasie na 20 batów za „mieszanie się narodowców do wojska”.
Cień na postać Burego pada, gdy zostaje aresztowany przez komunistów i poddany przesłuchaniom. Wydaje wtedy swoich podkomendnych i zrzuca na nich winę za Zaleszany. Czy był torturowany i czy zmanipulowano go dezinformacją w więzieniu zapewne nigdy się nie dowiemy. Istnieją jednak grypsy jego podkomendnego, Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”, który otwarcie pisze o pełnej współpracy „Burego” ze śledczymi wydającego swoich żołnierzy jednego po drugim, nie ma tam słowa o przemocy śledczych wobec Rajsa. Ten epizod jest często pomijany w tym temacie i sprawia, że „Bury” nie jest postacią jednoznaczną. „Rekin” pozostający w cieniu dowódcy, który doprowadził do jego zatrzymania, a ostatecznie do śmierci od ubeckiej kuli w potylicę to podwójnie tragiczna postać o której należy szczególnie pamiętać.
Ps. Można zaryzykować teorię, że z racji wielonarodowego charakteru oddziału „Burego”, gdyby nie śmierć cywili w Zaleszanach, a wyłącznie kolaborantów to „Bury” byłby dziś jednoznacznie wspólnym bohaterem dla Polaków jak i Białorusinów.
------
Komu zależy na odwołaniu spotkania o agresji rosyjskiej na Ukrainie
Zdążyliście zauważyć, że spotkanie z moją osobą dotyczące promocji książki o wojnie w Donbasie na Uniwersytecie Warszawskim zostało odwołane. Stało się tak ze względu na naciski skrajnej lewicy, której wydaje się, że należałoby mnie wykluczyć z przestrzeni publicznej za poglądy polityczne.
Spotkanie miało mieć charakter edukacyjny, skupiając się na tematyce moich wspomnień z Rewolucji Godności, oraz konfliktu w Donbasie. Jako fotoreporter znalazłem się na Majdanie w lutym 2014 roku, gdy w Kijowie zwyciężyła rewolucja. Obserwowałem zgryzotę i płacz za poległymi z Niebiańskiej Sotni zmieszany z poczuciem zwycięstwa zwykłych Ukraińców, którzy obalili reżim Janukowycza. Gdy na Krymie pojawiły się tzw. „zielone ludziki” i Ukraina stanęła przed groźbą otwartej wojny z Rosją obiecałem sobie, że tam wrócę. Wróciłem. Był gorący maj, a celem wyjazdu był Donbas pogrążony w „dziwnej wojnie”. Mogłem na własne oczy zobaczyć i poczuć ruski mir w wykonaniu separatystów wspieranych przez Kreml. Potem jeszcze trzykrotnie udałem się na front po stronie ukraińskiej. W książce „Krew i Ziemia- wojna na Ukrainie oczyma polskiego nacjonalisty” wydanej na Ukrainie spisałem wspomnienia z wyjazdów na Ukrainę w latach 2014-2015 i dotyczą one stricte tej tematyki. Sama książka została wydana w wersji dwujęzycznej i miała służyć wsparciu polsko-ukraińskiego dialogu.
Jestem nacjonalistą. To wystarczyło jako pretekst do zaatakowania spotkania przez środowisko Krytyki Politycznej. Dr Przemysław Witkowski w mailu do Jego Magnificencji rektora Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał, że próbowano relegować moją osobę z uczelni. Rzeczywiście to miało miejsce. Za udział w legalnej manifestacji część wykładowców UW (głównie Wydział Filozofii) postanowiła oskarżyć moją osobę o neonazizm i zażądać wydalenia mnie i dwóch innych osób. Oczywiście do takiej absurdalnej sytuacji nie doszło, a ja podjąłem kroki prawne w sprawie zniesławienia.
Następnie w sposób manipulacyjny Dr Witkowski przeprowadził wyliczankę artykułów z pisma SZTURM, którego jestem członkiem redakcji. Była to zwykła kopia jego postu z tablicy na facebook’u, którym sugerował pokaźny artykuł na temat nacjonalistów dla Krytyki Politycznej. Dlaczego piszę manipulacyjny? Dr Witkowski twierdzi, że w SZTURM-ie chwali się RONA. Chwalenie jednostki, która zasłynęła okrucieństwem w czasie pacyfikacji Powstania Warszawskiego biorąc udział w eksterminacji Polaków w piśmie polskich nacjonalistów? Przecież to absurd, który trudno skomentować.
Tekst o RONA: http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/401-panstwo-narodu-rosyjskiego-roch-witczak-przypadki-derniere-volonte
Co ciekawe również w mailu zawarł artykuł mojego autorstwa, gdzie wprost krytykuję Hitlera i III Rzeszę za ludobójczą politykę wobec innych narodów, lecz wolał skupić się jedynie na tytule, którego zadaniem było zwrócić uwagę czytelnika: http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/538-witold-dobrowolski-dzien-hanby
Czym jest pismo SZTURM? To platforma wymiany myśli i poglądów przez osoby utożsamiające się z nacjonalizmem, konserwatyzmem, tradycjonalizmem. Wśród autorów tekstów są katolicy, rodzimowiercy, agnostycy jak i ateiści. Niektórzy skłaniają się ku bardziej radykalnym poglądom, niektórzy ku bardziej umiarkowanym. Jedni wprost nazwaliby się socjalistami ekonomicznymi inni zadeklarowaliby związek z ideą wolnościową. SZTURM za zadanie miał i ma nadal tzw. intelektualny ferment. Zmianę sztampowego myślenia polskich narodowców i polskiej prawicy, a natchnienie jej świeżością i dynamizmem. Nic dziwnego że redakcja odrzuciła pojmowanie nacjonalizmu jako szowinizmu i stała się przyczynkiem do dialogu między polskimi i ukraińskimi narodowcami. Tutaj z dumą mogę przywołać dwa wydarzenia, które w mojej opinii można uznać za historyczne, a na które jako redaktor SZTURM-u miałem wpływ:
Wspólny list polskich i ukraińskich nacjonalistów w obronie pomników lwów na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
http://szturm.com.pl/index.php/oswiadczenia/item/312-list-do-radnych-miasta-lwowa Upamiętnienie ofiar Rzezi Wołyńskiej przez ukraińskich nacjonalistów: https://niezalezna.pl/102092-czlonkowie-pulku-azow-oddali-czesc-ofiarom-rzezi-wolynskiej-zdjecia
Treść części artykułów może budzić kontrowersje i dotykać ciężkich tematów, ale również taka właśnie była ich funkcja. Stworzyć intelektualny ferment w środowisku narodowym, otworzyć je na pluralizm. Również jednak pragnę zwrócić uwagę na fakt, że jeśli jakiś artykuł ukazał się w piśmie nie oznacza, przecież że redakcja się z nim utożsamia. Należy rozróżnić stanowisko redakcji od platformy wymiany myśli dla środowiska narodowego.
Pozostaje mi dodać że SZTURM jest legalnie zarejestrowanym miesięcznikiem funkcjonującym w ramach polskiego prawa, a żaden z redaktorów nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej za swoją działalność w ramach miesięcznika. Czy to samo można powiedzieć o Krytyce Politycznej?
Powiedzmy sobie szczerze. Jest to środowisko bardzo kontrowersyjne. Oskarża się je o krycie bojówkarzy antyfaszystowskich z Niemiec, którzy przyjechali blokować Marsz Niepodległości w 2011 roku i zaatakowali grupę rekonstruktorów wojen napoleońskich https://www.rp.pl/artykul/751891-Krytyka-Polityczna-krytykowana-za-Antife.html
Jako młoda, intelektualna lewica starają się być blisko prekariatu i podejmują tematy praw pracowniczych. W praktyce wygląda to różnie, anarchiści oskarżyli w swoim czasie KP o wyzysk pracowników:https://cia.media.pl/krytyka_politycznej_neoliberalizacji. Krytyka Polityczna głośno mówi o prawach kobiet i walce z molestowaniem seksualnym. W praktyce publicysta KP zostaje oskarżony o molestowanie https://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/michal-wybieralski-jakub-dymek-oskarzeni-o-molestowanie-seksualne/hr7q72b Jan Kapela, publicysta Krytyki Politycznej został skazany za znieważenie hymnu Polski: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1738310,1,wyrok-w-sprawie-jasia-kapeli-moze-sie-okazac-niebezpieczny.read
Sam autor maila dr Witkowski próbujący odwołać wydarzenie z moją osobą na UW w momencie, gdy polski Internet żył tragedią zmarłego dziecka w Wielkiej Brytanii określił je mianem "biednego bezmózga z Anglii” za co spotkał się z ogromną krytyką i wystosowano petycję wobec władz Uniwersytetu Wrocławskiego o jego ukaranie.
https://www.o2.pl/artykul/biedny-bezmozg-z-anglii-skandaliczne-slowa-wykladowcy-jest-petycja-6247375921281153a Dr Witkowski w swoich artykułach o nacjonalizmie zresztą popełnia wiele przeinaczeń i błędów. Wykładowcę Studium Europy Wschodniej dr Mariusza Kowalskiego zaliczył do „nacjonalistów neopogan” i uznał za współpracownika prezesa stowarzyszenia Niklot, co nie miało nic wspólnego z prawdą.https://krytykapolityczna.pl/kraj/wielka-aryjska-lechia-czyli-nacjonalisci-neopoganie/
I tak jak to „skrajny prawak” mogę sobie razem ze „skrajnymi lewakami” wyliczać wzajemnie coraz to kolejne grzeszki, mogę nazywać ich „komunistami", oni mnie „faszystą”. Ale jaki to ma sens? Nie ma żadnego, to zwykła piaskownica. Problem gdy ta piaskownica narusza autonomię Uniwersytetu Warszawskiego i miejsce które służy wymianie myśli zmienia w dyktat jedynej słusznej (lewicowej/antyfaszystowskiej/) prawdy.
Przypominam, że spotkanie na temat wojny w Donbasie nie miało mieć charakteru agitacji politycznej. Jestem dobrej myśli, że wydarzenie nawet jeśli w innej formie się jednak odbędzie. A wszystkim przyjaciołom, kolegom i koleżankom z Uniwersytetu Warszawskiego dziękuję serdecznie za wsparcie i dobre słowo.
------
"Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi"
Bardzo mocny cytat obecnie przywołany, ze względu na głośne spalenie przez katolickiego księdza w Polsce kilkunastu książek. Natychmiast lewicowi i liberalni komentatorzy zaczęli używać przykładu palenia nieprawomyślnej literatury przez hitlerowców. Jednak żeby coś krytykować w mojej opinii najpierw trzeba zbadać przyczyny, które do takiego czynu doprowadziły.
Z perspektywy katolickiej, która ponad materializm podnosi kwestie metafizyczne spalenie literatury ezoterycznej, magicznej, satanistycznej byłoby słuszne ze względu za idące wedle religii katolickiej zagrożenia duchowe z tych tekstów. Z tego też powodu oficjalne komunikaty Kościoła w tej sprawie nie potępiają idei tej inicjatywy.
Z drugiej strony znalezienie się wśród tych książek sagi "Harrego Pottera", czy „Zmierzchu" kompromituje i księdza i stojącą za nim instytucję i wiernych w sposób poważny. Jest rok 2019, a przecież już ponad dziesięć lat temu cała polska młodzież wyśmiewała absurdalne kazania ks. Natanka atakujące między innymi właśnie "Harrego Pottera", czy grę studia Blizzard „Diablo”. Zapewne nie doszłoby do nagłośnienia tego, gdyby kapłan specjalnie nie chciał się pochwalić taką akcją nagraniem w Internecie.
Kolejnym absurdem stała się reakcja lewicowych i liberalnych komentatorów przywołujących sugestywne obrazy palenia książek w III Rzeszy. Jest to krzywdzące porównanie ze względu relacji polskiego Kościoła z III Rzeszą (tysiące polskich duchownych mordowanych w obozach zagłady). Z perspektywy historycznej przywołanie tego przykładu jest prymitywnym uproszczeniem. W ramach wojny kulturowej w III Rzeszy studenci i aktywiści narodowo-socjalistyczni palili masowo książki uznane za komunistyczne, żydowskie i antyniemieckie. Jeśli jednak powiedziało się „A”, trzeba również powiedzieć „B”. Po upadku III Rzeszy amerykańskie siły okupacyjne sporządziły listę 30 tysięcy tytułów książek o charakterze nacjonalistycznym i militarystycznym, które zaczęto poddawać destrukcji. Za posiadanie takiej literatury groziła kara. W 1946 rzecznik Dyrektoratu Wojskowego przyznał, że akcja ta niczym nie różniła się od praktyk hitlerowskich. W Norwegii palono książki Knuta Hamsuna, norweskiego noblisty ze względu na jego poparcie dla III Rzeszy w czasie wojny.
Nie przypominam sobie żeby tak łatwo przywołujący przykłady hitlerowskie komentatorzy potępili wokalistę zespołu Behemoth, gdy publicznie podarł Pismo Święte. W USA też nie potępiano aktu spalenia książek związanych z Donaldem Trumpem przez środowiska antyfaszystowskie. Czy rezygnacja z hipokryzji przez środowiska polityczne to zbyt dużo żeby wymagać?
------
"Tu się uczy i hajluje"
Dzisiaj środowiska utożsamiane z szeroko pojmowaną prawicą w ramach projektu Uniwersytety Wolne od Marksizmu przeprowadziły manifestację rozpoczynającą się pod bramą główną Uniwersytetu Warszawskiego. Miała się rozpocząć na terenie kampusu, ale jego magnificencja rektor działając zapewne w ramach pluralizmu politycznego zakazał jej. Dosyć mocno pokazało to dlaczego manifestacja jest potrzebna.
Uniwersytet jest zdominowany przez dyskurs liberalny i lewicowy tworzący swoistą hegemonię kulturową na uczelni. Pamiętam wiele wydarzeń związanych ze środowiskami konserwatywnymi, katolickimi, narodowymi, które były odwoływane ze względu na presje lewicy. Wiem że koło naukowe im. Romana Dmowskiego nie było w stanie funkcjonować na uczelni ze względu na presje polityczne. Gdy odbyła się na UW debata na temat faszyzmu (oczywiście odnosząc się do nacjonalizmu w Polsce, a nie stricte faszyzmu), na panelu wypowiadały się tylko osoby będące zadeklarowanymi antyfaszystami. Za skrytykowanie publicznie obchodów święta Chanuki na UW próbowano relegować studenta wydziału historii. Za udział w legalnej manifestacji próbowano relegować z uczelni czterech innych studentów, w tym moją osobę.
Równocześnie ofensywa polityczna lewicy na uczelni trwa w najlepsze, kierunki i koła naukowe gender promujące określoną opcję polityczną, inicjatywy pokazy filmów LGBT promujących adopcję dzieci przez pary homoseksualne działają bez problemu. Dwa razy gdy nacjonalistyczni studenci zjawili się na tych inicjatywach wypowiedzieć swój sprzeciw następnego dnia wielkie media pisały o odradzającym się faszyzmie na UW wywierającym presję na biednych mniejszościach.
Zastanawia mnie dlaczego przekraczanie kolejnych granic dobrego smaku nie budzi sprzeciwu wśród władz uczelni? Mam na myśli otwarte obnoszenie się z symboliką komunistyczną: sierpem i młotem, czy podobizną Lenina przez antyfaszystów aktywnych na UW. Z jednej strony nawet moi lewicowi czy liberalni znajomi przyznają, że te osoby przynoszą w ten sposób tylko wstyd i szkodę lewicy. Ale z drugiej strony brak reakcji na to zmusza do zastanowienia. Czy tak ma wyglądać ta liberalna demokracja, że jedyną "skrajnością" jaką się toleruje jest komunizując lewica? W Polsce w 2019 roku zaledwie parę dni po kolejnej rocznicy Katynia? Jedyna nadzieja w tym że taka hipokryzja na uczelni i w środowiskach intelektualnych będzie otwierać oczy większej liczbie młodych ludzi i budzić ich sprzeciw. Bowiem gdy nie ma miejsca na dyskusję jedyną opcją jest tworzenie alternatywy kulturowej na uczelniach.
Manifestacja nacjonalistów ostatecznie zgromadziła około 80 warszawskich aktywistów prawicowych i nacjonalistycznych. Kontrmanifestacja antyfaszystów około 150 osób przy ogólnopolskiej mobilizacji i wsparciu mediów i fundacji posiadających wysokie finansowanie.
Na zdjęciu warszawscy aktywiści środowiska nacjonalistycznego z flagą pisma „Szturm - miesięcznik narodowo – radykalny” i Krzyżem Celtyckim pod bramą Uniwersytet Warszawski po zakończeniu Manifestacja: Uniwersytety wolne od marksizmu. Podobno manifestacja Tu się uczy, nie heiluje – nie dla nacjonalizmu na UW ogłosiła sukces, że zablokowała nazistów. Nie zablokowała, marsz się odbył w sposób planowy, próba blokady została udaremniona. Czy da się obejść czasem bez wyjątkowo otwartych kłamstw w propagandzie?
Na koniec zabawny cytat z Gazety Wyborczej:
"Antynacjonaliści: - Znajdzie się kij na faszystowski ryj!
Antymarksiści: - Na marksistowski ryj!
Antynacjonaliści: - Narodowcy, szmalcownicy, wypie***ać ze stolicy!
Antymarksiści: - Zapraszamy do stolicy!
Antynacjonaliści: - Tu się uczy, nie heiluje!
Antymarksiści zamieniali słowo "nie" na "i".
Trwało to kilkanaście minut, aż jeden z uczestników manifestacji antynacjonalistycznej krzyknął do mikrofonu: "UW wolne od marksizmu". Tę pomyłkę antymarksiści przyjęli brawami."
------
Żydowscy "faszyści" w powstaniu w getcie
Abstrahując od sensu powstania w getcie warszawskim w 1943 roku zastanawiające jest, że obchody rocznicy tego wydarzenia zdominowały przede wszystkim środowiska liberalne i lewicowe. Środowiska tak bardzo nienawidzące nacjonalizmu, tak chętnie stygmatyzujące prawicę. Bardzo silnie podkreślają one udział w powstaniu środowisk komunistycznych i socjalistycznych. Przemilczają zazwyczaj udział żydowskich radykałów z Żydowskiego Związku Wojskowego, który współtworzył Betar.
Czym był Betar? Organizacją syjonistyczną, w której działacze nosili brunatne koszule i posługiwali się salutem rzymskim. Organizacją otwarcie inspirującą się włoskim faszyzmem i niemieckim narodowym socjalizmem. W końcu organizacją otwarcie współpracującą z rządem Mussoliniego, negocjującą wysiedlenia Żydów z III Rzeszy, które uważała za słuszne na popieraniu gett ławkowych w Polsce kończąc. Znienawidzona przez antyfaszystów organizacja polskich katolickich radykałów RNR-Falanga miała współpracować z Betarem i wspólnie rozbijać manifestacje żydowskiego, socjalistycznego Bundu na ulicach polskich miast.
Większość biorących udział w powstaniu betarowców zginęła, a ich los był przemilczany. Pilnował tego również Marek Edelman znajdujący wszelkie sposobności by umniejszyć udział ŻZW w powstaniu.
Tym którzy chcą uprawiać jednostronną politykę historyczną z powodów ideologicznych warto przypomnieć betarowców. Bez względu na stosunek do nich pozytywny czy negatywny, bo swoim istnieniem burzą budowaną w dzisiejszym dniu ścianę fałszu
------
Ukraińscy nacjonaliści podzieleni w obliczu wyborów prezydenckich
Polaryzacja społeczeństwa przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie dotknęła również nacjonalistów. Część z nich pójdzie głosować na dotychczasowego prezydenta Petro Poroszenkę, oficjalnie wsparła go organizacja UNA-UNSO oraz Bractwo Dmytro Korczyńskiego. Jednak większość organizacji nie zadeklarowała poparcia dla żadnego kandydata, choć ostatecznie wielu aktywistów takich organizacji jak C14 czy Tradycja i Porządek deklaruje oddać swój głos na obecnego prezydenta.
Jeden z członków zarządu partii Swoboda, Jurij Nojewij, stwierdził na portalu społecznościowym, że aby Poroszenko otrzymał głosy nacjonalistów powinien wpierw ukorzyć się i błagać o przebaczenie za błędy swojej polityki zarówno w Donbasie, jak i w stosunku do nacjonalistów. Sami aktywiści Swobody są w tej kwestii podzieleni. Wielu uważa Poroszenkę za „bardziej patriotycznego”.
Stanowczo przeciwko Poroszence występuje Ruch Azowski, który wszedł z nim w otwarty konflikt polityczny ostro krytykując bezczynność wobec masowej korupcji w przemyśle zbrojeniowym. Protesty przeciwko Poroszence kilkukrotnie zmieniały się w starcie aktywistów Nacdrużyn i Nackorpusu z policją, jak i tituszkami wynajętymi do obrony prezydenta w czasie wieców wyborczych. W wyniku wojny informacyjnej z prezydentem, Ruch Azowski utracił większość profili partyjnych i organizacyjnych po seriach zgłoszeń przez tzw. „porochboty”, czyli wynajętych trolli przez wyborczy sztab Poroszenki. Obecnie liderzy Korpusu Narodowego otwarcie deklarują, że dotychczasowy prezydent musi odejść bez względu kto przyjdzie na jego miejsce. Najpewniej wynika taka postawa z tego, że dla Ruchu Azowskiego te wybory oznaczają być albo nie być po konflikcie z Poroszenką.
Już 21 kwietnia druga tura wyborów, a program polityczny komika żydowskiego pochodzenia, Wołodymyra Zełeńskiego nie jest znany, jak również nie są znane jego poglądy geopolityczne. Do tej pory wymijająco zadeklarował, że jest przeciw nadaniu specjalnego statusu Donbasowi, a wojnę z Rosją skomentował słowami „trzeba przestać strzelać”. W przypadku wojny obronnej taka postawa może prowadzić wyłącznie do przegranej.
Środowisko nacjonalistyczne niepokoi również główny sponsor finansowy i organizator kampanii Zełeńskiego, żydowski oligarcha Ihor Kołomojski, przebywający obecnie w Szwajcarii w wyniku przegranego konfliktu o wpływy z Poroszenką. Sam Kołomojski w wywiadzie dla izraelskiej telewizji stwierdził, że na Ukrainie toczy się wojna domowa, a w Donbasie „nie ma Putina”. Taka retoryka na obecnej Ukrainie toczącej wojnę cywilizacyjną z Rosją wydaje się niedopuszczalna.
Kilka dni temu sąd unieważnił też decyzję Poroszenki o nacjonalizacji Privatbanku należącego do Kołomojskiego. Niektórzy komentatorzy stwierdzają, że skorumpowane sądy przewidują powrót Kołomojskiego po wygranej Zełeńskiego, więc podejmują wyprzedzające decyzję. W Privatbanku posiada konta 20 milionów Ukraińców, co wpływa na zaniepokojenie społeczeństwa grą polityczną w tym kontekście. Warto zauważyć również liczne i aktywne środowiska weteranów wojny w Donbasie otwarcie wyrażają nienawiść do Zełeńskiego, który jawi się im jako marionetka Kołomojskiego.
W ostatnim czasie na wschodzie Ukrainy ma dochodzić również do aktywizacji do tej pory uśpionych politycznie i społecznie obywateli jawnie prorosyjskich.
------
Ukrainiec z Obywateli RP działa w interesie Kremla?
Na Ukrainie toczy się konflikt zbrojny, prawie każdego dnia na froncie oddaje życie ukraiński żołnierz.
14 kwietnia w szpitalu umiera po postrzale snajperskim w głowę 20 letni Mykoła Wołkow. Nacjonalista, aktywista Korpusu Narodowego, ochotnik Ukraińskiej Ochotniczej Armii.
Poza najwyższym poświęceniem jakim jest oddanie życia za swój naród, ukraińscy nacjonaliści walczą o swój kraj i społeczeństwo każdego dnia. Abstrahując od konfliktów politycznych, kwestii czy nacjonalizm rozpatrujemy negatywnie, czy pozytywnie to nie jest możliwe zaprzeczenie faktom. A fakty dotyczące ukraińskich nacjonalistów wyglądają tak, że tworzą oni najbardziej aktywne obywatelskie organizacje na Ukrainie, realizują projekty ekologiczne, prorodzinne, wsparcia dla weteranów wojennych, wsparcia Ukraińców w codziennych zmaganiach, wspierają edukację dzieci i młodzieży w szkołach.
Krótko mówiąc w oligarchicznym państwie rozwijają świadomość obywatelską. Idąc dalej bez nacjonalistów Odessa, Charków, czy Mariupol nie należałyby dziś do Ukrainy.
Nawet Anne Applebaum z którą ideologicznie mi całkowicie nie jest po drodze zauważa, że Ukraina potrzebuje nacjonalizmu.
Według niej znacznej części Ukraińców brakuje obecnie wiary we własne państwo, „ducha publicznego”, przez co na wschodzie kraju triumfuje obojętność wobec działań kierowanych przez Moskwę separatystów.
Bez zaangażowania obywateli, jak podkreśliła publicystka, nie da się także budować demokracji.
Tymczasem gdy nacjonaliści oddają życie na froncie w Donbasie w Polsce żyje na emigracji Ukrainiec Igor Isajew, który walczy o demokrację w Polsce!
W Polsce broni on konstytucji i walczy z „faszyzmem”.
Skąd to znamy jako Polacy i Ukraińcy, gdy nasze ojczyzny okupowano właśnie pod tym samym pretekstem: walką z faszyzmem. Z tym hasłem separatyści zajęli budynki rządowe w Doniecku i Ługańsku.
„Faszyzm nie przejdzie” wołali opłaceni manifestanci na ulicach, a z głośników grały radzieckie pieśni. To samo woła dzisiaj w Polsce Isajew.
Gdy w Użhorodzie, czy Kijowie organizowane są konferencje i wspólne spotkania nacjonalistów tak bardzo walczących z szowinizmem między Polakami, a Ukraińcami Isajew donosi do Ambasady Ukrainy o wyjeździe „nazistów” z Polski na Ukrainę, oraz nawołuje do odwołania manifestacji, która przecież wymierzona jest w szowinizm i podkreśla różnorodność etniczną w regionie Zakarpacia (sic!).
Mamy więc do czynienia z retoryką bliźniaczą do Kremla, który w swojej polityce wewnętrznej i zagranicznej prowadzi wojnę z faszyzmem kontynuując tradycje stalinowskie, równocześnie doprowadzając do prawnych absurdów, gdy za historyczne zdjęcie związane z III Rzeszą na portalu społecznościowym trafiają do aresztów.
Czy takiego rosyjskiego totalitaryzmu chce Isajew w Polsce i na Ukrainie?
Dalej: w czyim interesie są blokady marszów narodowców i nacjonalistów walczących z szowinizmem przez Isajewa?
Dlaczego zależy jemu i jemu podobnym do marginalizowania środowisk chcących prowadzić dialog historyczny i międzynarodowy jednocząc się przeciw imperializmowi rosyjskiemu?
Przecież oczywistym wynikiem takiego działania jest wzrost popularności populistycznej prawicy grającej na konfliktach etnicznych i to właśnie taką prawicę widzi chętnie w Europie Kreml. Najwyraźniej Isajew też.
Warto również wspomnieć, że mimo prób grania kwestią Rzezi Wołyńskiej zarówno przez część populistów polskich jak i również lekceważącym do tej kwestii podejściem ukraińskich elit politycznych zarówno polscy i ukraińscy nacjonaliści zdołali realizować dialog historyczny.
Prowadził on do dwukrotnych apeli ukraińskich nacjonalistów o pozostawienie rzeź lwów na Cmentarzu Łyczakowskim jak również hołdu na pomordowanych polskich cywili przez UPA jak i ukraińskich cywili przez polskie podziemie. O takich sytuacjach Isajew nie raczył wspomnieć.
W czyim imieniu więc działa Isajew?
Czy swoim działaniem działa świadomie w interesie Kremla?
Trudno na to odpowiedzieć jednak jego działania w postaci blokowania Marszów Żołnierzy Wyklętych i radykalny udział w konflikcie politycznym w Polsce w mojej opinii na pewno szkodzi polsko-ukraińskim relacjom i tworzy kolejne stereotypy zniechęcające do siebie nasze narody.
Bo czy istnieje polski dziennikarz blokujący marsz UPA w Kijowie nazywając jego uczestników faszystami i jest radykalnie włączony w polityczny konflikt wewnętrzny na Ukrainie? Mam nadzieję że nie.
Ps. Niedawno odbyła się również rocznica śmierci aktywisty Patrioty Ukrainy Maksyma Czajki zamordowanego przez antifę. Gdyby nie śmierć najpewniej tworzyłby postmajdanową elitę narodową odbudowującą świadomość narodową na Ukrainie. To właśnie z bojówką antify mającej komunistyczne korzenie Obywatele RP współpracują przeprowadzając medialne prowokacje i blokady wymierzone w środowiska patriotyczne i narodowe w Polsce.
------
Spłonął symbol „białej supremacji”
W Notre -Dame, jednej z najważniejszych świątyń Europy miałem szansę być dzień po Acte3, czyli trzeciej odsłonie masowych protestów Żółtych Kamizelek wymierzonych w kosmopolityczną oligarchię rządzącą Francją. Nie chodzi o to czy robiła wrażenie swoją architekturą, estetyką, dziełami sztuki, historią spisaną w przewodnikach czy innymi rzeczami, na które zwracają uwagę zazwyczaj turyści. Stulecia mijały, Francja się zmieniła, a katedra stała nienaruszona. Nastał jednak czas, że ona jak również inne wspaniałe paryskie zabytki zaczęły się jawić jako pomniki czasu, który przeminął. Francji ii Europy której nie ma, monumenty tonące w multikulturowym, kosmopolitycznym społeczeństwie oderwanym od duchowości i korzeni.
To właśnie przed głównym ołtarzem w Notre-Dame odebrał sobie życie Dominique Venner, znany historyk, eseista, ważna postać dla francuskiej prawicy. W liście pożegnalnym napisał:
"Buntuję się przeciwko losowi. Protestuję przeciwko duchowym truciznom i dążeniom do zniszczenia podpór naszej tożsamości w tym rodziny, fundamentu naszej liczącej wiele tysiącleci cywilizacji. Broniąc tożsamości wszystkich pozostających w swych ojczyznach ludów, nie zgadzam się na zbrodnicze wypieranie naszego ludu z jego domu.”
Nie wydaje mi się ważne, czy ktoś podpalił katedrę, czy zrobili to imigranci, antyfaszyści, sataniści, sam rząd wedle różnych teorii spiskowych. Ważne są reakcje. Tzw. „Nowi Francuzi” wyrazili w mediach społecznościowych masowo wesołość z doniesień o płonącym symbolu Starej Europy. Pojawiające się zdjęcia śniadych mężczyzn na tle pożaru uśmiechających się nie są raczej dziełem przypadku, a wpisują się w to zjawisko socjologiczne. Kolejne pokolenia imigrantów we Francji nie utożsamiają się z nią, odrzucają jej system, szukają alternatyw. Tysiące znalazły ją dopiero w szeregach Państwa Islamskiego. Wartości europejskie i jej fundament cywilizacyjny jest im nie tylko obcy, jest im po prostu wrogi. Z satysfakcją będą obserwować, gdy elity polityczne i bezwładne masy Europejczyków sami sobie kopią groby. I nie powinno to dziwić, jest to normalne. Szaleństwem jest jedynie zachowanie i bierność gospodarzy.
We Francji trwa fala ataków i podpaleń na kościoły i kapłanów. Mój dobry kolega Lucien z Francji, który wielokrotnie mi dowiódł, że znajomość politycznych i społecznych realiów opanował na poziomie mistrzowskim sugeruje, że za atakami tymi stoją w rzeczywistości imigranci, a nie jak uważa rząd francuski kryjąc sprawców sataniści. Gdyby ktoś inny to powiedział mógłbym uznać, że to jakaś teoria spiskowa, ale nie w tym przypadku. Dodatkowo niedawno jeszcze dochodziło do zamachów Państwa Islamskiego na chrześcijańskie świątynie we Francji.
Ostatni pobyt w Paryżu na protestach pokazał mi ogromne podziały w społeczeństwie, które nie radzi sobie z ciężarem obdarcia go z podstawowych wartości i duchowości, oraz z napięciami etnicznymi. Biali Francuzi protestowali przeciw liberalnej oligarchii, tymczasem lewica i antyfaszyści wprowadzili do protestów imigrantów, którzy natychmiast zaczęli rabować sklepy i palić samochody. Gdy protestujący starali się ich powstrzymać byli atakowani przez antifę. To nie jest generalizowanie, obszedłem wtedy cały Paryż i obserwowałem od rana do wieczora protesty w różnych miejscach. Sytuacja powtarzała się wszędzie. Etniczność ma znaczenie.
W Polsce skrajna lewica i antyfaszyści wyrazili zadowolenie z pożaru Notre-Dame otwarcie. Zrobił to dziennikarz Krytyki Politycznej, tej samej grupy która usiłuje cenzurować prawicę na Uniwersytecie Warszawskim pod zarzutem faszyzmu. Nie ma w tym przypadku. Deklarują się wrogami Europy i jej fundamentów cywilizacyjnych. Mimo to są nie tyko tolerowani w przestrzeni publicznej, ale również mają na nią istotny wpływ czego ostatnie wydarzenia na Uniwersytecie Warszawskim dowodzą.
Natomiast nacjonaliści we Francji, Polsce, Niemczech, Włoszech, Ukrainie i każdym innym państwie europejskim są prześladowani i marginalizowani, mimo że ich wyłączną winą jest chęć obrony wydaje się oczywistych rzeczy jak tradycja, fundamenty cywilizacyjne, kultura, homogeniczność i duch Europy. To wszystko odbywa się przy bierności Europejczyków, że aż się chce użyć kontrowersyjnego porównania, zachowują się biernie jak Żydzi w obliczu Holocaustu.
Tragedia Notre-Dame jest tylko pretekstem do zadumy i zadania sobie pytania: w jakim kierunku prowadzi nas historia?
Witold Dobrowolski
Miecław Biały - Narodowy Syndykalizm: Mieszkanie prawem nie towarem!
Ogromnym problemem obecnej gospodarki oraz społeczeństwa jest kwestia mieszkań. Posiadanie mieszkania własnościowego czy też miejskiego jest dziś przywilejem, na który nie każdy może sobie pozwolić. Przyjrzyjmy się temu jak wygląda sytuacja mieszkań w Polsce, po to by znaleźć należyte, narodowo-syndykalistyczne rozwiązanie.
Kapitalistyczne perpetuum mobile
Kapitalistyczny system stwarza ogromną patologię w kwestii mieszkaniowej. Budownictwo osiedli mieszkaniowych jest niemal całkowicie zdominowane przez deweloperów. W wielu miastach, szczególnie tych większych możemy zaobserwować działania "świętej trójcy kapitalizmu": Urząd miasta-Deweloper-Bankster. Urzędy miast a konkretnie miejscy decydenci często utrzymują bliskie kontakty z opływającymi w przepychu deweloperami. Niejednokrotnie wypływają na światło dzienne sytuacje, gdzie grunty miejskie przeznaczone pierwotnie pod daną inwestycję nagle trafiają w ręce dewelopera, który postanowił postawić tam osiedle a plan zagospodarowania przestrzennego w trybie ultra szybkim ulega zmianie. Bardzo często cierpią na tym zarówno mniejsze podmioty gospodarcze jak i zwykli ludzie. Sytuacje w których wyburza się domy stojące na miejscu, w którym mają stanąć bloki nie są niestety obrazem z dramatu kinowego. Takich sytuacji jest bardzo wiele. Eksmisje z domów czasem nawet bez przydzielenia jakiegokolwiek lokalu zastępczego, "przypadkowe" serie pożarów w domach opornych mieszkańców czy też niezamieszkałych budynków, których z różnych prawnych przyczyn usunąć nie można a przynajmniej nie na tyle szybko by nowy inwestor mógł rozpocząć prace w zamierzonym czasie – to wszystko codzienność polskiego rynku budowlanego. Wiele różnych patologii związanych z tego rodzaju praktykami miało miejsce w Gdańsku, Białymstoku czy Warszawie. Biorąc pod uwagę dominację budownictwa deweloperskiego i prawie nieistniejące już budownictwo komunalne, większość z nas jest skazana na zakup właśnie takiego mieszkania. Wiąże się to z zaciągnięciem ogromnego kredytu na 30-35 lat. Należy tutaj zaznaczyć, że takowy produkt bankowy nie pokrywa całości wartości mieszkania a co za tym idzie pozostaje jeszcze problem wkładu własnego. Rządowy program Mieszkanie dla Młodych (kolejny hołd w stronę banksterów i deweloperów) pokrywa jedynie środki, które musi uiścić nabywca. Tak więc chcąc zaciągnąć taki kredyt musimy po pierwsze mieć bardzo duże oszczędności bądź pomoc finansową ze strony najbliższych, po drugie zarabiać na tyle dużo by spełnić wymagania banku odnośnie zdolności kredytowej, po trzecie mieć w zanadrzu kolejnych kilkadziesiąt tysięcy na wykończenie mieszkania oraz świadomość tego, że niemal dożywotnie zostajemy dłużnikami banku. Brak pewności jutra jaki wiąże się z zaciągnięciem kredytu mieszkaniowego związany jest również z możliwością zmiany kwoty spłacanych rat. Wysokość raty uzależniona jest od wskaźnika WIBOR (kurs Złotego oraz stan gospodarki ogółem w stosunku do innych krajów) co powoduje sytuację niepewności jutra kredytobiorcy. Według danych Eurostatu ceny mieszkań w Polsce od początku 2013 roku do IV kwartału 2018 roku wzrosły o 19%, tendencja ta według szacunków ma zostać rosnąca. Podwyżka ta jest również związana z corocznymi zwyżkami cen materiałów budowlanych, które drożeją nawet o 30% z roku na rok. Opisana machina jest swoistym młotem kapitalizmu. Mechanizm ten legitymizuje i umacnia system bardzo silnie. Miejscy decydenci otrzymują swoiste granty za przychylność deweloperom, deweloperzy zyskają kolejne setki tysięcy na koncie, banki zaś mają stałe źródło dochodu z horrendalnym oprocentowaniem. Człowiek niestety pomimo tego, że zyskuje własny kąt, staje się niewolnikiem na długie lata. Warto zaznaczyć, że jest to również swego rodzaju "rozbrojenie". Człowiek obciążony kredytem w trosce o przyszłość najbliższych przestaje się buntować. Kiedy sytuacja w zakładzie pracy wymaga reakcji, odpowiedzi na wyzysk-człowiek z balastem kredytu drżący na myśl o utracie źródła dochodu chyli głowę i zaciska zęby dając sobą pomiatać, co z kolei rodzi przyzwolenie na niecne praktyki ze strony posiadaczy środków produkcji. Powstaje precedens, poprzez który bezduszni wyzyskiwacze obrastają w piórka. Podobnie sytuacja wygląda w kwestii narodowej. Polak niepewny jutra najczęściej wybierze spokój i dach nad głową rodziny aniżeli udział w marszu, strajku czy jakimkolwiek nieprawomyślnym dla systemu działaniu. Powstaje matnia z której trudno się wydostać. Swoisty kaganiec systemu, cytując klasyka-„...bez więzień i krat na łańcuchu demokracji...”
Mieszkania Komunalne
Alternatywą dla bieżącego stanu rzeczy mogłyby być mieszkania komunalne. Abstrahując od oceniania PRL-u, błędem byłoby stwierdzenie, że polityka mieszkaniowa poprzedniego ustroju była zła. Takie mieszkania w poprzednim ustroju były ogólnodostępne, mógł dostać je w zasadzie każdy pracujący obywatel bez większego problemu. Lokale komunalne były wynajmowane początkowo na podstawie umowy zajęcia lokalu na okres kilku lat, po których taką umowę przedłużano bezterminowo. Mieszkanie takie po śmierci najemcy głównego zostawało przekazywane kolejnemu, najczęściej zamieszkującym i zameldowanym pod tym adresem członkom rodziny zmarłego. Takie mieszkania można również nabyć na własność. W początkowym okresie najmu za cenę rynkową, po upływie 10-15 lat zajmowania lokalu cena ta spadała o połowę a często nawet o dwie trzecie. Na dzień dzisiejszy mieszkań tego rodzaju prawie się nie buduje. Zasadniczym problemem ze zdobyciem takiego mieszania obecnie są wymagania odnośnie warunków najmu. Warunki oraz zasady przydziału lokali komunalnych są różne dla każdego z miast. Wspólnymi punktami takich warunków są
- uzyskiwany dochód dzielony na członków rodziny
- posiadanie/wynajem innych lokali mieszkalnych
- ilość osób w gospodarstwie
- sytuacja życiowa (samotna matka/ opuszczający dom dziecka/ azylant/ repatriant/ bezdomny)
Warto udać się do najbliższego zarządu mienia komunalnego i sprawdzić listę przydzielonych mieszkań. Zazwyczaj pięć do dwudziestu pierwszych pozycji ogłoszonych najemców to ludzie, których to za Polaków uznaliby jedynie nasi wrogowie oraz piewcy kulturowych nacjonalizmów. Bardzo dużym problemem stwarzającym absurdalne sytuacje jest tutaj kwestia dochodów. W niektórych miastach wymagane kwoty przychodów są bardzo wysokie w innych zaś szalenie niskie. Wydawało by się że w tym drugim przypadku to świetnie, jednak fakty wyglądają inaczej. Sytuacja w której wymagany dochód to maksymalnie 800 zł na osobę jest delikatnie mówiąc nienormalna. Wyobraźmy sobie małżeństwo w którym mężczyzna i kobieta pracują. Nawet jeżeli we dwoje zarabiają najniższą krajową są już "za bogaci" by takie mieszkanie otrzymać. Są też zbyt ubodzy by otrzymać kredyt hipoteczny/mieszkaniowy.
Mieszkanie dla każdego
Niedopuszczalnym jest stan państwa, w którym Polak by móc zapewnić rodzinie własny kąt musi zarabiać na mieszkanie za granicą, do tego wziąć lichwiarski kredyt lub tułać się od stancji do stancji bez jakiejkolwiek pewności jutra. Ustrój narodowo-syndykalistyczny zakłada powrót budownictwa komunalnego na ogromną skalę. Udział prywatnego kapitału zostaje tutaj bardzo mocno ograniczony, tak by zniwelować powstałą patologię. Gospodarka kraju zgodnie z założeniami solidaryzmu narodowego ma za zadanie zaspokojenie potrzeb Narodu, nie zaś kumulację kapitału wąskiej grupy posiadaczy. System przydzielania mieszkań również należałoby usprawnić i przyśpieszyć, gdyż na dzień dzisiejszy czas oczekiwania to nawet pięć lat. O kolejności przydziałów decydowały by miejskie syndykaty za konsultacją z osiedlowymi. Cały proces przydzielania spoczywałby na syndykatach a wykonaniem postanowień zajmowałyby się organy administracyjne. Dokładniejszy obraz zarządzania tego rodzaju przedsięwzięciami opisałem w poprzednim numerze Szturmu w tekście dotyczącym funkcjonowania administracji. Polityka mieszkaniowa tego rodzaju zakłada również powstanie znacjonalizowanych zakładów pracy, zajmujących się budownictwem oraz produkcją materiałów budowlanych a co za tym idzie stworzenie kolejnych miejsc pracy. Mieszkanie we własnym kraju jest i musi się stać normalnym zjawiskiem, nie przywilejem.
Miecław Biały
Grzegorz Ćwik - Skryta mentalność liberalna
Ostatnie tygodnie i miesiące upływają w Polsce w dużej mierze pod znakiem strajków lub zapowiedzi strajków szeregu rozmaitych zawodów. Strajkują nauczyciele i rolnicy, zapowiadają strajki pracownicy służby zdrowa, urzędów pocztowych i innych profesji. Zjawiska te wywołują szeroki rezonans w polskim społeczeństwie i prawdziwą lawinę komentarzy. Oprócz niewielkiej ilości komentarzy merytorycznych i choć trochę zahaczających o całościową analizę, pojawiają się głównie populistyczne głosy mediów rządowych i opozycyjnych oraz ogrom wypowiedzi tzw. „zwykłych ludzi”. Te ostatnie oczywiście są wartościowym materiałem źródłowym pod względem socjologicznym. Stanowią bowiem możliwość wejrzenia w dusze przeciętnego polskiego obywatela i zastanowienia się czy oraz jakie skutki dla naszego postrzegania rzeczywistości ma 30 lat liberalnej oraz kapitalistycznej okupacji. Chodzi o analizę i stwierdzenie tego jakimi kategoriami poznawczymi i wyobrażeniami posługuje się spora część Polaków i Polek. Wspomniane strajki to klasyczny „wyzwalacz”, który pozwala nam zrozumieć jak widzą świat, czego pragną i czego się boją nasi rodacy. To pozwala nam określić pewien mentalny i socjologiczny konstrukt, który jest dla nas przeszkodą w walce o uświadomienie i wyzwolenie Narodu. Dla wszelkie działalności publicystycznej, propagandowej i metapolitycznej stanowić to może wyłącznie pożytek, ułatwiający nam znalezienie drogi nie do innych nacjonalistów, którzy posługują się tym samym kodem kulturowym co my, ale właśnie do zwykłych obywateli.
Podświadoma ideologiczność
Ludzi takich jak my, nacjonalistów jest w gruncie rzeczy w Polsce (i Europie) niewielu. Mam tu na myśli świadome i afirmatywne podejście do określonego nurtu ideologicznego, w tym wypadku narodowego radykalizmu. Przeciętny Polak boi się i wystrzega wszelkich „-izmów”, bez względu na to czy jest to nacjonalizm, liberalizm, socjalizm czy cokolwiek innego. Nie chodzi tu o to, że Polacy nie mają poglądów politycznych i ideowych, ale o stwierdzenie, że nie uważają się za „wyznawców” tych prądów ideologicznych. Prędzej już linia podziału przebiega między lewicą a prawicą, czy dużo częściej między popieraniem określonej partii czy obozu politycznego. Ale czy to znaczy, że polski Naród jest nieideologiczny? Absolutnie nie! Jak najbardziej określone ideologie i ich elementy składowe są obecne w naszym życiu, ale z powyższych względów nie są one świadome. A więc paradoksalnie można mieć jak najbardziej liberalne i kapitalistyczne przekonania, a jednocześnie do tych idei podchodzić obojętnie lub wręcz negatywnie. Wynika to z faktu, że generalnie nowoczesnych społeczeństw nie interesują ideologie, doktryny czy podziały światopoglądowe. To my czy nasi wrogowie ideowi (liberałowie, kapitaliści, marksiści, anarchiści – cały szeroki sojusz wrogów Tradycji i Narodu) lubujemy się w lekturze klasycznej i nowej literatury ideowej, w roztrząsaniu problemów z tym związanych i tworzeniem programów i polemik. Przeciętny człowiek dystansuje się całkowicie od tego. Jednak jak wiemy, żyjemy w czasach ideologicznych, a więc de facto życie każdego człowieka jest przesiąknięte ideologią. Przeważająca większość społeczeństwa nie zdaje sobie z tego sprawy, stąd najsensowniej jest mówić o podświadomej ideologiczności. Znaczy to tyle, że ludzie jak najbardziej posiadają poglądy i reprezentują postawy wynikające z zainfekowania liberalizmem, jednak kompletnie nie zdają sobie z tego sprawy. Ich kategorie postrzegania stają się dla nich nie ideologiczne, a „racjonalne”, „życiowe” czy po prostu „powszechne”.
Poniżej postaram się zaprezentować codzienne postawy Polaków, w których ta podświadoma ideologiczność jest doskonale widoczna. Sensem tego jest zrozumienie charakteru złych i antynarodowych postaw, jakie prezentuje społeczeństwo, zazwyczaj nie zdając sobie z tego sprawy.
Patologia i 500+
Jak powszechnie wiadomo 500+ i generalnie wszelkie możliwe osłony socjalne dostaje wyłącznie „patologia”, „rodziny pijaków” czy „pasożyty”. Gdyby było to prawdą, oznaczałoby to naprawdę tragiczny stan polskiego Narodu. Bowiem tylko ten jeden program dociera do prawie 2,5 mln rodzin. Jeśli faktycznie te rodziny to wyłącznie pijacy, nieudacznicy, „patusy” to rzeczywiście nie mamy zbyt dobrych prognoz na przyszłość.
Oczywiście wszyscy doskonale wiemy, że prawda jest zupełnie inna. Program można oceniać różnie, jednak ciężko kłócić się z tym, że umożliwił on w dużej mierze likwidację ubóstwa, zmniejszenie różnic klasowych i majątkowych. Oczywiście, musimy pamiętać stale przy omawianym zagadnieniu, że wyrażane opinie i podzielane sądy nie wynikają z jakiegokolwiek merytorycznego analizowania zagadnienia, nie są podparte jakimikolwiek danymi, źródłami etc. To jedynie przedstawienie pewnych wyobrażeń, strachów i lęków czy dążeń i aspiracji. To fundamentalne stwierdzenie, o którym nie możemy zapominać.
Tak więc wszelkie programy społeczne i socjalne trafiają do niezaradnych, głupich, biednych, ale nade wszystko nie zasługujących na pomoc ludzi. Dlaczego nie zasługują? Ponieważ są „patologią”, a środki na pomoc „to nasze pieniądze”. Tu docieramy do kolejnej charakterystycznej sfery poglądowej. Otóż w polskim społeczeństwie właściwie nie istnieje pojęcie solidaryzmu czy kolektywnego współdziałania. Społeczeństwo przesiąknięte jest indywidualizacją i personalizmem, przez co na każde zagadnienie patrzy przeciętny obywatel, jakby liczył się tylko on i jakby był jedynym człowiekiem w Narodzie. Społeczne i redystrybucyjne znaczenie podatków? Wydatki społeczne, służba zdrowia, edukacja? Zapomnijcie. Najważniejsze jest, że „to za moje pieniądze wygodnie żyją złodzieje!”. To oczywisty efekt funkcjonowania liberalnego terroru w sferze pojęciowej, które z każdego tworzymy świadomie lub podświadomie „self-made-mana”. Efektem tego jest m.in. skrajna nienawiść klasowa, ale o tym kilka słów więcej w dalszej części artykułu.
Liberalne paradygmaty
W skład liberalnego sposobu myślenia, który nolens volens reprezentuje ogromna (być może przeważająca) część polskiego społeczeństwa wchodzi także szereg innych paradygmatów, które składają się całościowo na dość konsekwentny, wewnętrznie logiczny i prosty sposób widzenia świata. Oraz fałszywy. Sądzę, że pora już je wymienić i omówić, abyśmy dobrze zrozumieli problem, który musimy zdiagnozować.
„Złodzieje, to moje pieniądze!”
Pojęcie własności w ujęciu egoistycznym, skrajnie zarażonym personalizmem, stoi w centrum rozumowania człowieka liberalnego, nawet jeśli na zewnątrz nie uważa on się za liberała. Liberalizm to bowiem ideologia zarówno wroga wszelkiej wspólnocie, oparta na indywidualizmie, ale także na wartościach materialnych, gdyż drogą do indywidualizmu jest zanegowanie wszelkich wartości jak religia, Naród, kultura i cywilizacja. Człowiek liberalny pojmuje więc wszystko przez pryzmat własności, w tym oczywiście kwestie podatkowe, socjalne, redystrybucję. Wszelkie wydatki socjalne jawią się jako zamach na „święte prawo własności prawnej” bo przecież „ja na to zapracowałem, a tamci [ci gorsi, mniej zaradni] mi kradną”. Poczucie solidarności po prostu nie ma tu pola do zaistnienia, a państwo powinno pomagać oczywiście tylko tym zaradnym, pracowitym, tym co sami dochodzą do wszystkiego, np. rodzinie Kulczyka, Solorza czy Krauzego. Oczywiście myślący w ten sposób ma na myśli samego siebie przede wszystkim. To nic innego jak przeniesione na najniższy poziom mit „państwa minimum” lub „państwa nocnego stróża”, który to był dość żywy przed 1914 rokiem, i któremu to obie wojny światowe położyły ostatecznie kres. Jak widać liberalna prawica spod znaku Korwina, Gwiazdowskiego czy Petru operuje dość ogranymi motywami.
„Mam więc jestem [kimś]”
Materialny świat liberalizmu i kapitalizmu zasadza się na takich samych wartościach. A więc to majątek, pieniądze, posiadany kapitał określają wartość człowieka. Ludzie majętni i posiadający „wpływy”, „możliwości” są kimś wartym, aby być w ich kręgu przyjaciół. Oczywiście ci biedniejsi, gorsi są traktowani autentycznie jak powietrze. Nie chodzi tu oczywiście o przyjaźń. W świecie liberałów nie ma takich pojęć. Relacje utrzymuje się z kimś, by móc zrealizować określone cele, np. dostać lepsza pracę, mieć coś „załatwionego”, dostać „cynk, że jest dobra opcja”. Klasyczne ludzkie relacje, także w ujęciu społecznym, nie pokrywają się z aksjologicznym polem wartości człowieka liberalnego. Ludzkie talenty, wiedza, umiejętności, nie wspominając już o przymiotach moralnych, duchowych „nie są w cenie” – i traktować to należy bardzo dosłownie.
Wojna klas wciąż trwa
Wspominaliśmy na początku artykułu o wszelkich komentarzach, jako materiale źródłowym do badania światopoglądu ludzi liberalnych. Komentarze takie szczególnie ciekawie oddają ta materię w kontekście programów socjalnych z 500+ na czele. Pomijając wcześniejsze konstatacje trzeba zaznaczyć jeszcze jedno – całość wylewającej się z Polaków nienawiści wobec pobierających to świadczenie ma podłoże także klasowe. Chodzi tu o poczucie zagrożenia ze strony ludzi, którzy sami uważają się za tzw. „klasę średnią”. Ludzie ci doskonale mają świadomość, że w kontekście uśrednionych wielkości europejskiej gospodarki, różnice między klasa średnią a tą niższą są tak naprawdę niewielkie. Mówimy to o kwotach miesięcznych zarobków różniących się właściwie o kilkaset euro, czyli tak naprawdę bardzo niewiele. Tyle wystarcza by móc wyjechać na wakacje za granicę, regularnie chodzić do kina czy teatru, posłać dzieci na dodatkowe zajęcia z angielskiego czy tenisa. I tyle wystarczy by tak strasznie nienawidzić ludzi pobierających świadczenia socjalne – gdyż klasa średnia doskonale rozumie, że dzięki 500+ i innym osłonom ludzi z klasy niższej nagle dostają szeroki dostęp do dóbr i usług dotychczas dla nich niedostępnych. A przecież nie po to się pracuje po 12 godzin w zagranicznym korpo, nie po to się poświęca weekendy i życie rodzinne, żeby „nieudacznicy i patologia” też to mieli. Traci wówczas klasa średnia swój nimb elitarności i znaczenia. Traci w myśl liberalnego postrzegania świata swoje znaczenie i sens istnienia. Dlatego tak bardzo tak wielu Polaków nienawidzi tych, którzy są beneficjentami tych programów – nie samych programów, ale właśnie ich adresatów.
Praca w korpo marzeniem milionów
Liberalny światopogląd ma również bardzo konkretny sposób postrzegania pracy. Otóż są zawody „fajne, prestiżowe, potrzebne” oraz zawody przeznaczone dla „nieudaczników, leni, nierobów”. Te pierwsze związane są przede wszystkim z pracą w mitycznych korporacjach, realizowaniem „projektów”, pracą ponad siły i możliwości. Te drugie to wszelkie zawody przed 1989 rokiem uważane za uprzywilejowane: górnicy, rolnicy, hutnicy, nauczyciele, pracownicy fizyczni. Praca, która często absolutnie nic nie wnosi i nie wytwarza dziwnym trafem staje się czymś wartym największych poświeceń, gdy prace z tej drugiej grupy traktowane są jako zawody drugiej kategorii. Przecież bez edukacji, górnictwa, rolnictwa Polska się obędzie, natomiast żadnym sposobem nie możemy pozbawić się kolejnej akcji marketingowej nowego modelu telefonu, promocji „cool” wydarzenia (o pardon – eventu!) czy premiery najnowszego gadżetu, który zresztą kupujemy tylko po to, by za rok zmienić na nowszy model, wyprodukowany tylko po to, by… zastąpił poprzedni. Społeczne i narodowe znaczenie wykonywanej pracy nie mają absolutnie żadnego znaczenia, gdyż człowiek liberalny nie rozumuje takimi pojęciami. Punktem odniesienia jest świat wartości czysto materialnych oraz najbliższa grupa osób o podobnych poglądach i zbieżnych interesach.
„Załóż firmę i dopiero porozmawiamy!”
W kapitalistycznej niewoli w jakiej tkwimy etos przedsiębiorczości niestety został całkowicie wykoślawiony i zniekształcony. Dzięki propagandzie biedy jaką w swej istocie jest promowanie małych i średnich przedsiębiorstw, przeciętny liberalny człowiek marzy i dąży do tego, by wreszcie mieć swoją firmę. Oczywiście wiemy, że każdemu uda się zbudować międzynarodowe konsorcjum, które zatrudni tysiące pracowników. A samemu liberalnemu człowiekowi pozwoli to… poczuć władzę. Bo tak naprawdę to o to chodzi. System liberalny pod względem stosunków ludzkich jest identyczny z sowieckim komunizmem – jesteś kimś, „panem i władcą”, albo nikim, zwykłym kundlem. Dlatego przeciętny liberalny człowiek pracujący ponad siły, biorący raz po raz darmowe nadgodziny, cierpiący permanentny wyzysk marzy o tym, by wreszcie samemu zasmakować tej władzy. Już nie być pomiatanym, ale samemu pomiatać i pokazać tym „leniom i nierobom” (dawniej: pracownikom) gdzie ich miejsce i co o nich sądzi. To logiczny skutek funkcjonowania systemu ideologicznego, któremu głównym wymiernym elementem jest pieniądz. Ale nie pieniądz który ma zrealizować określone zadanie, ale po prostu pieniądz jako środek władzy. Stąd mit przedsiębiorczości (znowu wraca nasz dobry znajomy zza wielkiej wody – „self-made-man”) tak mocno jest zaszczepiony w naszej wyobraźni. Oczywiście tak rozumiana przedsiębiorczość, która nie służy Narodowi, społeczeństwu, nawet ekonomii, ale tylko egoistycznemu interesowi właściciela, ma tak wielu „wrogów”. Ci wrogowie to państwo (które skądinąd faktycznie działa tragicznie na wielu polach), bezrobotni wyciągający ręce po pieniądze na zasiłki, pracownicy, którzy bezczelni oczekują uczciwej – i co gorsza – i terminowej zapłaty etc. Firma to w dzisiejszym liberalnym ujęciu nic innego jak nowoczesne wcielenie w życie archetypu szlacheckiego folwarku.
„Pojedź na Kubę albo do Korei”
To jeden z najpopularniejszych argumentów liberałów w dyskusji o kwestach ekonomicznych czy socjalnych. Wszelkie propozycje rozwiązań związanych z szeroko rozumianym solidaryzmem, społecznością, antykapitalizmem kończą się niezmiennie argumentum ad PRLum. A więc przyrównanie do Polski ludowej i ZSRS, do partii PZPR oraz standardowe życzenia wyjechania do Korei Północnej czy Kuby. Ostatnio jeszcze u liberalnych ludzi modna jest Wenezuela. W tym rozumieniu Kaczyński i PiS mogą faktycznie jawić się jako bolszewicy, bo przecież „zabierają nam pieniądze jak komuniści”. Wprawdzie na zachodzie Europy programy socjalne są i dużo większe i zapewniają większe wsparcie, to oczywiście jednak nie jest komunizmem. Komunizm występuje przede wszystkim w Polsce, co jest logiczne – tylko tu bowiem dotyczy bezpośrednio konkretnego człowieka liberalnego, a więc tylko w Polsce będzie on widział przygotowania do drugiego Katynia. Nienawiść wobec rozwiązań socjalnych i społecznych wynika z już wspomnianego wcześniej uznania wartości materialnych za najważniejsze oraz ze skrajnie indywidualnego sposobu funkcjonowania ludzi liberalnych. „Komunizm, komunista, bolszewia” stają się wyobrażeniami wszystkich tych, którzy znajdują się w opozycji do człowieka liberalnego. A ze względu na ogromną atomizację obecnego społeczeństwa mówimy tu o przeważającej części ludzi. Komuniści to ci, co chcą „ukraść, zabrać” i przekazać to „nierobom i patologii, która ich popiera”. Jak widzimy kolejne mity i prezencje nakładają się na siebie i tworzą określony sposób widzenia świata.
Liberalny światopogląd
Liberalny światopogląd to dość konsekwentna, zamknięta i wewnętrznie logiczna struktura. Nie jest ona ideologiczna sensu stricte, to jest wyznające ją osoby nie uważają się zwykle za liberałów, jednak w praktyce jest ona pełną emanacją liberalnej trucizny, która toczy nasz kontynent i świat. Aby skutecznie tworzyć i propagować kontrnarrację, musimy ją (tj. postawę człowieka liberalnego) wewnętrznie zrozumieć i dokonać analizy jak jest zbudowana i na jakich wyobrażeniach się opiera. Nie mówimy tu o kwestii merytorycznej (póki co przynajmniej), faktograficznej czy ideologicznej. Celem naszym jest wniknięcie w środek umysłu człowieka liberalnego i zrozumienie na jakich podstawach aksjologicznych, na jakich paradygmatach i wartościach opiera się jego świat, by móc w sposób skuteczny przeciwstawić temu określone metody i sposoby przekazu.
Nacjonaliści mają tendencje do przypisywania wszystkim wyznawania w sposób świadomy określonych światopoglądów. Tymczasem jest to kłamstwo, większość ludzi wręcz od tego stroni, co jednak nie znaczy, że ich umysły pozbawione są ideologizacji. Jeśli jednak chcemy być skutecznymi żołnierzami politycznymi to musimy być realistami – w dobrym i właściwym tego słowa rozumieniu. Nie możemy rzucać się do walki z wiatrakami i to nieistniejącymi, gdyż mija się to z celem naszej walki. Jeśli faktycznie chcemy prowadzić skuteczną metapolitykę, to koniecznym elementem jest poznanie wroga i wrogiego nam sposobu myślenia. Temu też służyć ma w zamyśle niniejszy artykuł. Oczywiście jestem otwarty na wszelkie kontynuacje, repliki i głosy w dyskusji nad tym tematem, gdyż oczywiście nie został on wyczerpany jednym tekstem. Z pewnością dyskusja taka może wyjść nam tylko na plus, gdyż już Sun Zi pisał, że podstawą do wejścia do walki jest poznanie swego przeciwnika.
Grzegorz Ćwik
Grzegorz Ćwik - O rewolucję narodowo-syndykalistyczną
Od kilku numerów rozwijamy na łamach „Szturmu” ideę narodowego syndykalizmu, jako integralnego elementu Nacjonalizmu Szturmowego. Nie chcemy w tym tylko nawiązywać w sposób rekonstrukcyjny do idei przedwojennej Falangi JONS, ale przede wszystkim tworzyć określoną ideologię, która będzie autentyczną alternatywą dla nieludzkiego kapitalizmu, jak i wszelkich form tyranii oligarchii i państwa. Wychodząc z prostego założenia, że nie możemy spoglądać się ani na jedną ani na drugą stronę materialistycznej monety, odrzuciliśmy więc i liberalny wolny rynek, jak i skostniały państwowy socjalizm. Naszą trzecią drogą w kwestii zagadnień pracowniczych, społecznych i przede wszystkim ekonomiczno-gospodarczych jest narodowy syndykalizm. Najbardziej podstawowe jego zasady wyłożyłem niedawno w Manifeście Narodowo-Syndykalistycznym, a w ostatnim numerze rozwinął je twórczo kolega Miecław Biały. Nie oznacza to w żadnym razie, że nurt ten w naszej ideologii jest uformowany ostatecznie i nie potrzeba go dalej szlifować. Wręcz przeciwnie! Nacjonalizm Szturmowy to twór żywy i cały czas się kształtujący, stąd uważamy, że konkretne jego elementy składowe nie tylko mogą być dalej rozwijane, ale wręcz muszą. Niniejszy tekst poświęcony będzie narodowemu syndykalizmowi. Stanowić ma w zamyśle rozwinięcie poprzednich tekstów, jakie na łamach „Szturmu” traktowały o tym aspekcie. Po moim „Manifeście Narodowo-Syndykalistycznym” oraz tekście Miecława Białego z ostatniego numeru, pora poruszyć szereg kwestii i zagadnień, jakie wynikają z naszych konstatacji i propozycji. Chodzi mi zarówno o rozwinięcie tych aspektów, które dotąd potraktowano skrótowo lub hasłowo, jak i o nawiązanie do wątpliwości i pytań, jakie pojawiły się odnośnie narodowo syndykalizmu.
Praca i jej sens
Praca w kapitalistycznym i liberalnym świecie ma przede wszystkim materialny i finansowy charakter, jak również klasowy. Wykonujemy swoje obowiązki głównie z chęci i konieczności zdobycia środków na utrzymanie. Wbrew kreowanym mitom o „self-made-manach” większość ludzi ma niechętny lub obojętny stosunek do wykonywanej pracy, a zaangażowanie się w nią skorelowane jest głównie z wymogami pracodawcy oraz wysokością pensji. Przede wszystkim jednak wykonujemy swoje prace bo musimy, i tak to odczuwa przeciętny obywatel, bez względu generalnie na status społeczny czy wykształcenie. Odczucie takie jest jak najbardziej zbieżne z ideą kapitalizmu i jej źródłem w rewolucji przemysłowej XIX wieku. Oderwany od swej społeczności człowiek stać się miał tylko trybikiem w wielkiej machinie, której celem było w pierwszej kolejności pomnażanie zysku. Pominięcie duchowego, społecznego i narodowego sensu pracy było jednym z istotniejszych elementów tej zmiany. W wiekach wcześniejszych, przed wszystkim w okresie pełnego średniowiecza oraz jesieni średniowiecza określony człowiek związany z pracą był nie tylko poprzez konieczność uzyskania środków na utrzymanie. Praca ta znaczenie religijne, silny związek ze społecznością lokalną (wsią lub miastem), poczuciem obowiązku danej jednostki. Wbrew temu co można by sądzić, związki cechowe nie miały wiele wspólnego z obecnymi związkami przedsiębiorców, pracodawców i innymi lewiatanami wyzyskiwaczy. Sens ich było dużo głębszy, co wynikało z zupełnie innego sensu pracy w ówczesnym świecie. Wprowadzenie syndykalizmu wraz z jego główną formą organizacyjną – z syndykatem pracowniczym, ma doprowadzić do przełamania tej chorej sytuacji. Chcemy przywrócić duchowy sens pracy, który pozwoli każdemu pracownikowi rozwijać się i z dnia na dzień żyć coraz bardziej świadomie i twórczo. Powolna atomizacja i zniszczenie człowieka w kapitalistycznym świecie to logiczne skutki funkcjonowania wolnorynkowych reguł. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że w świecie, którego jedynymi wartościami są pieniądze i materia, pracownik będzie podchodził do pracy także myśląc o takich pryncypiach. Cierpi na tym oczywiście Naród, gdyż powoduje to, że znaczna część Polaków de facto zostaje wyłączona z historycznego procesu rozwoju Narodu i Europy, stając się wyłącznie wyrobnikiem „odbębniającym” jak najszybciej i bez zaangażowania swoje obowiązki.
Podobnie sytuacja wyglądała także przed wojną, jak i w ogóle na przestrzeni kilku wieków następujących po kontrreformacji, kiedy to – jak słusznie zauważył Stachniuk – całe pokolenia funkcjonowały poza historycznym procesem rozwoju Narodu. Na taką sytuację nie możemy sobie dalej pozwolić. Jedną z głównych idei narodowego syndykalizmu jest zamienienie powszechnego egoizmu i braku odpowiedzialności przez solidaryzm i kolektywność. Utworzenie pracowniczych syndykatów w obrębie zakładów pracy stanowić ma narzędzie do dziejowego przełamania sytuacji, jaka ma miejsce nieprzerwanie po 1989 roku.
Praca w naszym rozumieniu jest obowiązkiem i powinnością, do której dostęp powinien być powszechnie zagwarantowany, wbrew wszelkim bredniom o „zapasowej armii bezrobotnych”.
Walka klas
Jakiekolwiek analizowanie ekonomii czy społeczeństwa pod kątem klasowym niezmiennie kojarzy się z epoką słusznie minioną. Propaganda kapitalizmu bowiem twierdzi, że każdy kto „bardzo tego chce” i jest „zdeterminowany oraz gotów do wyrzeczeń” jest w stanie być tym, kim zechce. To oczywiście kłamstwo, a klasowość to jak najbardziej wartościowa kategoria oceny sytuacji. W systemie liberalnym walka klas, nawet jeśli w trochę innym rozumieniu niż kiedyś, niezmiennie funkcjonuje. To stwierdzenie niejako trywialne, jednak właśnie najbardziej podstawowe prawdy stają dziś wobec groźby całkowitego pominięcia i wyparcia z publicznego dyskursu. Walkę klas dziś należy analizować nie tylko pod kątem autentycznego wyzysku klas niższych przez niewielką elitę posiadaczy ogromnego kapitału. Walka klas jawi się nam w kontekście idei narodowego syndykalizmu jako całkowity brak korelacji celów poszczególnych grup. Nie jest to rywalizacja sensu stricte, choć i taka często występuje, ale wynikający z kapitalistycznego ustroje całkowity rozdźwięk między celami klas wyższych i klas niższych. W obu wypadkach warunkowane są one znowuż głównie czynnikami materialnymi i o ile klasy niższe przede wszystkim walczą o codzienne przeżycie, o tyle klasy wyższe o gromadzenie dóbr materialnych i kapitału oraz ich konsumpcję. W bardo niewielkim stopniu znajdują tu swój wyraz cele jak rozwój Narodu, zapewnienie mu zrównoważonego rozwoju i dobrobytu, harmonijna współpraca poszczególnych grup społecznych czy zwiększanie faktycznego poziomu wiedzy, technologii i poziomu gospodarowania. Te ostatnie jeśli faktycznie w pewnych aspektach się rozwijają, to przede wszystkim dzieje się to w imię interesów bardzo wąskiej elity oligarchicznej.
Ten rozdźwięk wyraża się w fakcie, że pracownik pracuje obecnie dla pracodawcy i ma tego doskonale świadomość. Celem narodowego syndykalizmu i jego narzędzi – syndykatów pracowniczych, jest rewolucyjne odwrócenie tego modelu. Praca w kolektywie, syndykacie, gdzie każdy ponosi taką samą odpowiedzialność, ma moc współdecydowania, współposiadania i ponoszenia skutków każdej decyzji powoduje, że wykształca się zupełnie inny typ mentalny pracownika. Następuje powolne zatarcie wspomnianego antagonizmu klasowego na rzecz wspólnej, kolektywnej i solidarnej pracy. Celem tu jest także wdrożenie procesu uświadomienia ludzi pracy jaki jest jej prawdziwy, zapomniany sens. Automatycznie rzutowałoby to na jej skuteczność, wydajność i rozwój duchowy i społeczny poszczególnych jednostek, bo sadzę, że oczywiste jest, że zwiększenie odpowiedzialności i decyzyjności szerokich mas obecnych pracowników, przełoży się na ich analogiczny rozwój na niwie społecznej, rodzinnej, lojalnej czy narodowej. W likwidacji skrajnej personalizacji, atomizacji i braku jakiegokolwiek właściwego i wspólnego celu widzimy sens rewolucji narodowo-syndykalistycznej.
Inwestycje zamiast hedonizmu
Zwiększenie świadomości oraz kolektywne, syndykalistyczne podejmowanie decyzji i zarządzanie praca oraz zakładem pracy będą miały pozytywne skutki dla sposobu i kierunku rozwoju ekonomicznego. Jednym z problemów polskiej gospodarki, jakie już przed wojną widział Zaleski (vide jego „Narodowy program gospodarczy”) było zapóźnienie pod względem narzędzi wytwórczości. Obecnie wyraża się to między innymi brakiem portfela wysokich technologii, niewielką ilością średnich oraz brakiem większych rodzimych środków inwestycyjnych, co wynika m.in. z przerostu konsumpcji i to tej często zupełnie zbytecznej. Nie ulega wątpliwości, że nadprodukcja, pogoń za gadżetami, ogromny udział sektora usług (w tym rozrywkowych) to oczywiste cechy gospodarek państw bogatej Północy. Tkwi w tym jednak pułapka, szczególnie dla państw postsowieckich jak Polska.
Dlatego też narodowy syndykalizm poza celami oddolnymi, związanymi z perspektywą zakładów pracy, musi także posiadać jasne cele i wytyczne w kontekście całej gospodarki narodowej. Zwiększanie środków wytwórczości, rozumianych zarówno jako infrastruktura, jak i technologie, know-how i zaplecze kadrowe (specjaliści, naukowcy) musi być nieodłącznym elementem naszej ideologii, jeśli faktycznie ma umożliwić zauważalny progres w życiu ekonomicznym i poziomie powszechnego dobrobytu w Narodzie. Zmiany wymagają także sposoby myślenia, tak na poziomie pracowniczym jak i indywidualnym. Zaleski postulował bardzo radykalne ograniczenie konsumpcji na rzecz oszczędzania, które pozwoli w układzie pokoleniowym na zwiększenie środków produkcji i kapitału na inwestycje. Sama myśl jest tu jak najbardziej warta odnotowania – chodzi o jak najbardziej optymalne wykorzystane skromnych środków, aby pozwoliły na faktyczny rozwój Narodu i jego powszechnej zamożności. Dla dużych firm i przedsiębiorstw to może oznaczać chociażby w warunkach nowoczesnego narodowego syndykalizmu obowiązek inwestycji krajowych czy prac rozwojowych, zwłaszcza rozumianych jako poszukiwanie i wdrażanie nowych technologii. Elementem, który musi potęgować takie perspektywiczne i rozwojowe podejście do zagadnień ekonomicznych musi być właśnie rewolucja mentalna, jako czynnik rozwijający poczucie odpowiedzialności, świadomość narodowych celów i kierunków rozwoju w gospodarce i konieczność niejednokrotnie poświęcenia jednych dziedzin dla innych.
Rewindykacja gospodarki
Wszelkie wskaźniki udziału zagranicznego kapitału są dla Polski wysoce niekorzystne i znamionują neokolonialny charakter naszego państwa. Abstrahując od przewidywanego modelu ekonomiczno-społecznego, nadrzędnym celem polskiej polityki musi być wdrożenie procesu zastępowania kapitału zagranicznego tym krajowym. Narodowy syndykalizm musi zarówno wspierać, jak i być narzędziem takiego procesu. Syndykat bowiem złożony z polskich, świadomych swych praw i obowiązków pracowników powinien ex definitione wpływać pozytywnie na stopień kontroli Narodu nad gospodarką. Czynnik zagraniczny zawsze w mniejszym lub większym stopniu nastawiony będzie na drenaż naszego kapitału, wyzysk pracownika, wyprowadzenie zysku poza granice kraju. Tamę temu postawić mogą właśnie syndykaty jako formy organizacji, które wyrażają i reprezentują środowisko mające zupełnie odmienne i przeciwstawne interesy. W sposób prawny i ustawowy musi zostać w ramach narodowego syndykalizmu zagwarantowana przewaga i uprzywilejowanie polskiego kapitału i inicjatywy. Polskie firmy, szczególnie te z perspektywicznych branż wysoko rozwiniętych technologii muszą otrzymać wreszcie systemową pomoc ze strony państwa – finansową, podatkową, technologiczną, infrastrukturalną i jakąkolwiek inną. Gwarantem właściwego wykorzystania takich środków i rozwoju firm bez sprzedaży ich obcemu kapitałowi będą właśnie syndykaty. Zrzeszeni w nich wszyscy pracujący w danym zakładzie czy firmie będą zainteresowani przede wszystkim w niezależności i samodzielnym rozwoju. Partykularne interesy poszczególnych przedsiębiorców, którzy chcieliby sprzedać firmę czy technologię za granicę nie byłyby brane pod uwagę, a nawet wręcz przeciwnie, byłyby prawnie zakazane.
Tak ustanowiony porządek ekonomiczny i społeczny dałby duży asumpt do rozwoju innowacyjności i konkurencyjności. Świadomość wsparcia państwa, jak i tego, że rozwój nie zostanie przerwany nagłym sprzedaniem firmy obcemu inwestorowi pozytywnie wpłynie na zwiększenie się autorskich technologii hi-tech, etc. Już teraz pojedyncze polskie firmy w dziedzinach jak IT, elektronika czy bio-technologia są w stanie wytworzyć produkty i technologie konkurencyjne z zachodem. To co nas cały czas hamuje to zarówno brak wsparcia państwa, jak i brak pewności przetrwania określonych projektów. Narodowy syndykalizm stanowi odpowiedź na ten stan rzeczy.
Wytrwać na stanowisku
Jedną z licznych patologii kapitalizmu jest brak poczucia związania z pracą i miejscem jej wykonywania. Nie chodzi mi tu o quasi niewolnicze podejście rodem z najgorszych wzorców korporacyjnych, ale znane ze średniowiecza czy choćby 2 RP poczucie związku z zakładem pracy i ludźmi go tworzącymi. Obecnie pracę zmienia się co kilka lat, traktując każdą kolejną posadę jako w ten czy inny sposób „tymczasową”. Ciężko w takim wypadku zarówno o wytworzenie duchowych i społecznych przymiotów pracy (o jakich już wspomnieliśmy wcześniej) jak i faktycznie świadomy i twórczy wkład w wykonywaną pracę. Wprowadzenie syndykatu może i na to zaradzić. Jak pamiętamy syndykaty oznaczają także pracownicza współwłasność. Znowuż jednak za Zaleskim podajmy, że nie wydaje się właściwe, aby poziom udziału w danym zakładzie pracy był identyczny dla pracownika o krótkim i długim stażu. Należałoby to raczej zastąpić stopniowym zwiększaniem współwłasności wraz z biegiem czasu i stażu w danym miejscu. Wówczas pracownik nie będzie miał po prostu interesu w ciągłym zmienianiu pracodawcy, a także czując odpowiedzialność i związek już nie z własnością „prywaciarza”, ale z czymś co należy także do niego, wykaże dużo większa inicjatywę i gotowość do realizacji zadań na swoim odcinku pracy. Nawiązany zostaje w takim układzie stosunek osobisty każdego pracownika oraz świadomość, że praca i jej staż faktycznie przekładają się na określone „profity”. Świadomość, zaangażowanie oraz chęć rozwijania siebie i pracy nie tylko dla zdobycia środków utrzymania się, ale także dla Narodu będą z pewnością skutkami konsekwentnie wprowadzonego narodowego syndykalizmu.
Jeden za wszystkich
Syndykalizm to idea społeczna, oddolna i w dużej mierze lokalna. I właśnie dla społeczności lokalnych syndykalizm może stanowić także formę współpracy. Po pierwsze – jak pamiętamy, naszym postulatem jest utworzenie dwóch rodzajów syndykatów: pracowniczych i lokalnych (samorządowych), a każdy obywatel należeć będzie do obu, przynależnych do jego miejsca pracy i zamieszkania. Już przez sam fakt, że ten sam człowiek obracać będzie się w dwóch różnych ciałach oddolnych, zacznie wykształcać się sieć różnego rodzaju powiązań lokalnych pomiędzy poszczególnymi podmiotami ekonomicznymi, społecznymi i lokalnymi. Może to tylko pozytywnie wpłynąć na lokalne społeczności, ich siłę i spoistość, także w kontekście postulatu wypierania z kraju gospodarczych wpływów obcych naszemu Narodowi. Sądzę, że wręcz wszelkie formy współpracy pomiędzy lokalnymi firmami, organami samorządowymi etc. powinny być gratyfikowane, np. poprzez zwolnienia podatkowe czy inne formy premiujące taki kierunek rozwoju społeczeństwa. Także dla zwalczania coraz skrajniejszej atomizacji, która objawia się na wielu płaszczyznach, takie funkcjonowanie syndykatów będzie pozytywne. Ucząc się kolektywnego współdziałania na jednym polu (zakład pracy) automatycznie będziemy takie dobre zwyczaje przenosić na inne (sprawy lokalne, społeczne). Narodowy syndykalizm to jedno z narzędzi na odtworzenie społeczeństwa organicznego i prawdziwie obywatelskiego.
Praca jako źródło kapitału
Moralne wypaczenie kapitalizmu wynika między innymi z faktu, że w systemie kapitał nie stanowi pochodnej i wyniku pracy. Widzimy to doskonale na przykładzie niezliczonych spekulacji, malwersacji i afer bankowych czy finansowych. Obecnie to kapitał bardzo często rodzi kolejny kapitał, natomiast zasadniczym problemem z tym związanym jest to, że proces ten absolutnie nic nie wytwarza i nie produkuje ergo nie pojawia się żadna wartość dodana. I z etycznego punktu widzenia, i z ekonomiczno-finansowego jest to absolutnie niedopuszczalne. Jednym z filarów rewolucji narodowo-syndykalistycznej musi być takie przemodelowanie ekonomii, aby to praca stanowiła źródło kapitału. W ogromnych firmach i korporacjach najwyższy szczebel zarządzający potrafi obracać ogromnymi sumami pieniędzy i tak nimi manipulować, aby wytworzyły one kolejne pieniądze. Pogłębia to rozwarstwienie klasowe, nierówności społeczne i warunkuje wyzysk, gdyż coraz większe różnice majątkowe powodują coraz większą dysproporcję w dysponowaniu środkami produkcji i kapitałem. Sytuacja taka normalna w optyce kapitalizmu i liberalizmu, dla nas, Nacjonalistów Szturmowych jest nie do zaakceptowania. W zdrowym społeczeństwie bogactwo i kapitał pochodzą przede wszystkim od pracy. I nie chodzi tylko o to jaki zawód się wykonuje, bo niestety w obecnej rzeczywistości wiele przydatnych społecznie zawodów jest pogardzanymi i wyszydzanymi, szczególnie myślę tu o wszelkich pracach fizycznych. Tymczasem jeśli chcemy dokonać faktycznej rewolucji i zrealizować fundamentalny postulat tego, aby pozycja jaką się zajmuje w Narodzie wynikała wyłącznie z reprezentowanych przymiotów moralnych, poświęcenia i wykonywanej pracy, to postulat ten jest jednym z najważniejszych. Jednym z najbardziej podstawowych jego gwarantów będą właśnie syndykaty, które w obrębie każdego zakładu pracy będą posiadały także zadanie zagwarantowania połączenia kapitału i pracy oraz wyrugowania wszelkiej spekulacji, malwersacji i wyprowadzania środków. Łączyć się to musi z pełną kontrolą i nadzorem nad wszelkimi procesami w firmie, jakie sprawować musi właśnie syndykat. Oczywiście istnieje wiele innych możliwości, aby kapitał tworzył dalszy kapitał, jak chociażby spekulacje giełdowe, jednak jest to już temat na inny artykuł. W kontekście idei narodowego syndykalizmu skupiamy się na konstatacji, że syndykaty pracownicze stanowić muszą gwarant rewolucyjnej zmiany, w której nie tylko podniesiony zostanie prestiż pracy, ale zostanie ona trwale powiązana ze statusem materialnym i społecznym. Nie dobre urodzenie, bogaci rodzice i koneksje, ale faktyczne cechy osobowe, poświęcenie i rozwój muszą decydować o tym, kto jak wysoko jest w hierarchii narodowej.
Odpowiedzialność to świadomość i wolność
Niezwykle ważnym skutkiem wprowadzenia narodowego syndykalizmu będzie ogromne zwiększenie poczucia odpowiedzialności w społeczeństwie. Jedną z cech bowiem ustroju kapitalistycznego i liberalnego jest rosnąca atomizacja, indywidualizacja i personalizacja. Oznacza to, że tak uspołeczniona i kolektywna wartość jak odpowiedzialność jest dziś stanowczo pomijana. Nie chcemy brać odpowiedzialności w dowolnej dziedzinie swego życia, odsuwamy to od siebie i staramy się zrzucić na innych. Nie inaczej jest w świecie pracy i inaczej być nie może, skoro jak już ustaliliśmy głównym imperatywem pracy zarobkowej jest utrzymanie się. W takim układzie ludzie funkcjonują „po linii najmniejszego oporu”. Do tego klasowy układ i częsty wyzysk powodują, że pracownicy nawet jeśli by nie chcieli, to po prostu nie mają możliwości wziąć odpowiedzialności, gdyż wyłączeni są z jakiegokolwiek procesu decyzyjnego. Syndykalizm ma odwrócić ten stan rzeczy. Ustrój ten bowiem nie tylko ma wprowadzić szereg określonych profitów i korzyści dla szerokiego kręgu osób, ale także obowiązki. Jednym z najważniejszych jest właśnie odpowiedzialność – skoro bowiem syndykat pracowniczy posiada współwłasność, kontrolę i pieczę nad zakładem pracy oraz jest organem decyzyjnym, to jasne, że odpowiedzialność za podjęte decyzje i działania spadają nie tylko na wąskie grono właścicieli czy prezesów, ale absolutnie na wszystkich zrzeszonych w syndykacie. Odpowiedzialność ta rozumiana zarówno jako zagadnienie finansowe czy prawne ma doprowadzić to zupełnego i nieodwracalnego zamieniania egoistycznego indywidualisty na uspołecznionego robotnika w rozumieniu myśli Jüngera i jego fundamentalnej pracy „Robotnik”. Mierny i mizerny świat drobnomieszczańskich błahostek zastąpiony musi zostać przez świat heroicznej pracy, walki, poświęcenia i gotowości do brania właśnie odpowiedzialności za swoje i swej grupy postępowanie. Taka forma działania syndykatów będzie także swoistą szkoła edukowania i uspołeczniania naszego Narodu, gdyż wspomniane problemy (jak personalizacja, egoizm) są obecne także w życiu rodzinnym, lokalnym i jakimkolwiek innym. Liberalizm to bowiem choroba totalitarna, obejmuje więc wszystkie aspekty życia.
Drogi wprowadzenia
Rewolucja narodowo-syndykalistyczna musi iść w parze, lub wręcz być poprzedzona rewolucją moralną. Dlaczego? Otóż jak sądzę każdy po lekturze powyższego tekstu dojdzie do prostych wniosków, że postulowany przez nas szereg zmian stanowi tak diametralnie inny obraz rzeczywistości, że postać zarażonego liberalną wspakulturą Polaka dzisiejszych czasów, typowego sarmackiego warchoła, po prostu jest niekompatybilna ze światem narodowego syndykalizmu. Polak pozbawiony poczucia odpowiedzialności, gotowości do rozwoju, chęci poświęcenia i wzbicia się ponad płytki konsumpcjonizm byłby największą chyba zawadą w takim ujęciu ustroju syndykalistycznego. A więc sednem nie jest wprowadzeniem tylko pewnych form ustrojowych, samorządowych etc. ale całkowita przebudowa naszej polskiej duszy. Wykarczować musimy tego straszliwie polskiego ducha niezgody, kłótni i prywaty na rzecz narodzin ducha nowej epoki – epoki prawa, obowiązku i pracy. Oraz świadomości – świadomości, że każdy i każda z nas należy do określonych zbiorowości – Narodu, społeczeństwa, rodziny, zakładu pracy i społeczności lokalnej. I na rzecz każdej z nich musimy wykonywać określone prace, jak również możemy oczekiwać współpracy, pomocy i solidarności. Bez takiej rewolucji moralnej postulaty narodowego syndykalizmu nie będą mogły być spełnione. Czy rewolucja moralna ma poprzedzić tą narodowo-syndykalną czy być jej skutkiem? Nie sposób chyba dać teraz na to satysfakcjonującą odpowiedź, i jak możemy wnioskować to obie te rewolucje pozostaną w momencie wprowadzenia w swoistym sprzężeniu zwrotnym, wpływając na siebie nawzajem.
Ku rewolucji narodowo-syndykalistycznej
Mam nadzieję, że powyższy tekst stanowić będzie kolejny krok w rozwoju idei syndykalizmu w obrębie ideologii Nacjonalizmu Szturmowego. Oczywiście nie wyczerpuje on jakichkolwiek zagadnień z tym związanych i w kolejnych numerach pojawią się z pewnością kolejne artykuły dokładające coraz to nowe cegły do konstrukcji, jaką tworzymy od szeregu lat.
Jako, że numer ukaże się w przededniu Narodowego Święta Pracy, to pozwolę sobie wznieść okrzyk wszystkich socjal-nacjonalistów:
Wolni!
Socjalni!
Narodowi!
Grzegorz Ćwik
Wotan Jugend - Prometeusz
Buntownik i odkrywca, spiskowiec i uczony, bóg i mędrzec w jednym, gaszący pragnienie tysięcy ludzi. On jest kwintesencją płynnego ruchu na osi czasu, on jest archetypem Człowieka Czynu. Twarz zdrajcy jest odrażająca, ale nie twarz Prometeusza - jak wrogi Europie jest każdy rewolucjonista, jeśli nie ma w nim ognia wewnętrznego altruizmu wobec naszego plemienia, który płonął gorącym płomieniem w sercu Prometeusza.
Niech stanie się światło!
Podszedł do ognistego źródła, cienkie palce złapały mocnym chwytem pochodnię, przez chwilę dotykając języków płomieni. Jego serce zaczęło bić szybciej, a rozum w tej samej chwili przestał być posłuszny; zatrzymał się czas, jak stanął w miejscu sam Prometeusz, zdawało się, że czeka na dalszego rozwiązania. To było zabójstwo – zabójstwo samego siebie. Ale zdecydował się na to wcześniej, było już za późno na odwrót, a nogi same poniosły jego ciało po wietrze, w chłodzie którego pochodnia błysnęła ogniem. Po kwitnących polach Hellady, wzdłuż bałkańskich brzegów i germańskich lasów biegł wysoki i szczupły mężczyzna. Promienie słońca połyskiwały na jego złotych włosach, na wysokim czole błyszczały krople potu, a na błękitne oczy spadały iskry płomieni. Już od dawna zmęczony, biegł dniem i nocą, dopóki nie dotarł do jaskini wśród dalekich śniegów. W niej, ściśnięci razem i szczękający zębami z zimna, siedzieli ludzie. Przykucnięci i nie będący już w stanie wypowiedzieć ani słowa, już tylko upór i mocne zdrowie łagodziły cierpienie niektórych spośród nich. Nagle do jaskini wtargnął Prometeusz, trzymając w ręce ogień.
On pomoże wam się ogrzać! - oświadczył.
Ale ludzie tylko spojrzeli na niego przestraszeni. Wtedy on sam zbudował ognisko z gałęzi i je rozpalił. Czerwone języki płomieni wesoło zatańczyły, a płatki śniegu topniały nad ogniskiem, ale ludzie jeszcze bardziej odsunęli się od ognia. Byli nieświadomi i przestraszeni, wszystko co nowe i nieznane przerażało ich. Tylko dzieci, jeszcze nierozsądne i nieskute kajdanami starości, wyciągnęły swoje rączki ku ciepłu. Zaśmiały się, życie wróciło w ich ciała, a dorośli – widząc to – także stanęli wokół ogniska. Ciepło wsączało się w ich ciała. Śmiali się i płakali z radości. A Prometeusz śmiał się razem z nimi.
I tak zaczął pomagać ludziom. Było im wciąż zimno w jaskini, więc Prometeusz nauczył ich budować domy. Ostatecznie, prometejski rozum zacznie wznosić ogromne pałace i zamki. Ludzie gubili się i nie potrafili rachować czasu, dlatego objaśnił im ruch ciał niebieskich związany ze zmieniającymi się porami roku. W końcu z tego plemienia wyjdą najwięksi Prometeusze – astronomowie i fizycy. Ludzie mieli krótką pamięć, dlatego Prometeusz nauczył ich sztuki czytania i pisania, aby mogli przekazywać swoją wiedzę potomkom. W końcu to plemię da światu Homera i Osjana, Dantego i Szekspira… To on ujarzmi i zaprzęgnie dla nich dzikiego górskiego byka i miłującego wolność konia w rydwan. On zbuduje dla tych ludzi statek, aby odkrywali Ziemię, niosąc prometejski ogień – brzemię białego człowieka innym plemionom. Wszystkie osiągnięcia naszej cywilizacji – największej cywilizacji na świecie, wykuł swoimi rękami i rozumem Prometeusz – wysoki atleta z lodowymi oczami, niosący rozwój w swojej ręce.
Ale bogowie rozgniewali się na niego. Zeus nakazał przykuć Prometeusza do skały na samym szczycie gór Kaukazu. W palącym słońcu, dręczony pragnieniem, jego wątrobę wciąż wyszarpuje orzeł. Ale on nie może umrzeć – ona wciąż odrasta, a orzeł wciąż nie jest syty. Krzyk bólu, dziki wrzask dochodzi ze szczytów, echem odbijając się aż w Szkocji i na Gibraltarze...
Dopiero za sto lat Herakles uwolni go, zabiwszy orła. Ustąpi gniew bogów, Prometeusz pojedna się z Zeusem, ale nieugaszone pragnienie wiecznie biegnącego siłacza nie zginie, dopóki na Ziemi żyje ostatni Prometeusz.
„Osobliwością nordyckiego postrzegania świata jest doświadczanie radości z ciężaru ludzkiego losu. Los jest niezbędny, aby móc go pokonać. I zginąć dumnie, jeśli okaże się silniejszy od woli jednostki”. Oswald Spengler
Prometeusz – określenie i treść Człowieka Czynu. W jego rycerskiej wierności i arystokratycznej ofiarności, wyrażającej się w Tristanie i Zygfrydzie. W jego wszechogarniającym dążeniu do poznania, wyrażającym się w Wotanie, gotowym oddać swoje oko za mądrość. Wyraża się ono także w Herodocie i jego rodakach. Na pytanie Herodota o przyczyny rozlewów Nilu Egipcjanie niczego nie potrafili odpowiedzieć, pomimo tego że przecież powinno ich interesować to, co ma wpływ na ich życie (a od Nilu zależał los całego Egiptu). A tymczasem Hellenowie, dla których Nil nie był tak bliski, postawili trzy hipotezy o nim i – dokonując ich krytyki – Herodot przedstawił czwartą. Subtelny, wiecznie poszukujący samego siebie i tajemnic otaczającego go świata, rozum Człowieka Czynu – oto pochodnia Prometeusza.
Niech stanie się światło!
My – światło Ziemi w błękitnych oczach
I w skórze białej niczym śnieg.
A w tajemnicach każdej runy -
Na sznurze zawisł ludzki trup.
Czas nie ugasi w naszych rękach
Ognia, który syci głód.
Ja krwawe runy światła sławię,
choć wyją wilki w groźną noc.
Smutek, mrok, osamotnienie…
Z żalu tęsknoty jęczy Wilk.
Poprzez brzozowych łez zasłonę,
Poprzez stawianie się i ból -
Mój wzrok w wiosennej dali lasu,
Niesiony ponad świata zgiełk...
I rwą na mnie skórę diabły,
Gdy otrzymuję nowy znak.
Wilk i Kruk moimi dłońmi
Męczony pazurami trup,
Ponownie chwałę będą piły:
Wojenną rosę z chłodnych ust.
My – światło Baldra, krew Kwasira,
Płonący na tej ziemi duch...
A w naszych duszach – drug Ymira,
Któremu życie daje bój!
Objaśnienie: „Człowiek Czynu” - termin zapożyczony z pracy „Rasa i dusza” Ludwiga Ferdinanada Klaussa.
Tłumaczenie: Jarosław Ostrogniew
Oryginalna wersja tekstu:
Michał Walkowski - O środkach walki
Na wygraną w wojnie nie ma gotowych recept, czy przepisów. Istnieje jednak wiele różnych „szkół” taktyk oraz strategii, które wykorzystane w odpowiedni sposób, wpisane w odpowiedni, rzeczywisty kontekst mogą być efektywne. Jednym z najważniejszych wyróżników takich czynników są przyjmowane w ich ramach środki używane do walki. Jak to może się mieć do realiów przestrzeni społeczno-politycznej? W zasadzie te struktury taktyczne da się przełożyć na wiele różnych płaszczyzn. Dzisiaj używa się ich nawet w marketingu, czy sprzedaży. Naprawdę. Machiavelli, czy Sun Tzu okazali się być prekursorami wielu niezwykle uniwersalnych strategii. Wydaje się jednak, że ich propozycje są stosowalne i niezmiernie efektywne także w obrębie polityki, czy – szerzej – życia społecznego. Należy zaznaczyć, że obie te przestrzenie są w swoisty sposób spowite permanentną wojną. Oznacza to między innymi, że cele w ich obrębie przeważnie uświęcają środki. Czym jednak są wspomniane sposoby działania i jak można je podzielić? Ten tekst ma za zadanie odpowiedzieć na oba te pytania. Nim jednak przejdziemy do ich podziału i określenia, należałoby przedstawić główne cele przyświecające aktywizmowi nacjonalistycznemu. Należą do nich przede wszystkim:
- poszerzanie i uefektywnianie oddziaływania społecznego projektów nacjonalistycznych;
- rozszerzanie struktur organizacyjnych;
- formacja aktywistów;
- rozwój ideologiczny myśli nacjonalistycznej.
Aktywizm społeczny (poziom walki politycznej)
Pierwszym z obszarów działalności nacjonalistycznej, który warto byłoby przytoczyć, obejmuje dość szeroką przestrzeń. Rozciąga się od zbiórek charytatywnych, poprzez wspieranie wykluczonych grup społecznych, akcje upamiętniające ważne wydarzenia historyczne, czy chociażby kampanie społeczne uderzające w konkretne problemy w rodzaju korzystania z lichwy, plagi alkoholizmu, narkotyków, aż po demonstracje polityczne oraz nawet udział w wyborach. Ponadto dodać należy na pewno „działalność anty-”, która opiera się na zwalczaniu opozycyjnych lub wymierzonych w nas działań, czy ugrupowań. Co łączy te wszystkie środki walki? Każdy z nich ukierunkowany jest „do zewnątrz”. Oznacza to, że jest wyjściem danej organizacji, czy ugrupowania, ekipy do społeczeństwa w celu wywarcia nań wpływu. Jest to więc poziom walki stricte politycznej. Zaznaczyć należy, że tę polityczność należy tutaj rozumieć szeroko. Ten obszar określiłbym także jako docelowy. Jak to rozumieć? Otóż nie można się nim zajmować bez uprzedniego rozpoczęcia efektywnych działań, które opiszę w kolejnych dwóch akapitach.
Ideologia, kultura i propaganda (poziom metapolityczny)
Poziom metapolityczny obejmuje przestrzeń działań ideologicznych, kulturalnych i propagandowych. Przedrostek meta- oznacza, że obszar ten jest niejako polityczno-twórczy lub „ponadpolityczny”. Nietrudno domyślić się, co starałem się zaznaczyć już w poprzednim akapicie, że każda akcja polityczna powinna być poprzedzona odpowiednim przygotowaniem w tej materii. Jakiego typu konkretnych działań możemy się spodziewać na niwie poziomu metapolitycznego? Poczynając od publicystyki, poprzez organizowanie debat, konferencji, czy spektakli, aż po sianie propagandowego fermentu. Wszystko to tworzy otoczkę i fundament pod dane działania poziomu walki politycznej.
Praca organizacyjna i formacyjna (poziom wewnętrzny)
Nie byłoby dwóch wcześniej wymienionych obszarów działania bez poziomu wewnętrznego. W jego obręb zalicza się wszelki aktywizm mający na celu rozwój struktur, ich formowanie (osobowościowe, fizyczne, intelektualne) oraz lepszą organizację. Mowa tutaj o działaniach takich jak ustanawianie pionów zarządzania, organizowanie wspólnych treningów i spotkań dyskusyjnych, czy prowadzenie rekrutacji. Tego rodzaju aktywizm to rzecz absolutnie fundamentalna i niezbędna do jakichkolwiek dalszych działań. Jeśli dana organizacja nie ma porządku wewnętrznego, to trudno spodziewać się go podczas jakiejkolwiek akcji zewnętrznej, czy metapolitycznej.
Podsumowanie
W ramach podsumowania pragnę przypomnieć to, o czym już pewnie niejednokrotnie pisałem – należy zachowywać ład w aktywizmie. Ma on szansę zajść, gdy trzymamy się określonych reguł. Jedną z kluczowych jest tutaj zasada kolejności działalności: Organizacja – Formacja – Akcja. Zaczynamy zawsze od nas samych. Przechodzimy później do poziomu metaideologicznego, metapolitycznego. Dopiero na koniec powinniśmy wychodzić z akcjami „do zewnątrz”.
Michał Walkowski
Filip Waligórski - W świecie chrześcijańskiego rapu
Jest to już mój kolejny artykuł orbitujący wokół tematu hip-hopu i pozytywnych wartości, które można za jego pomocą propagować. Pisałem już o nacjonalistycznych wykonawcach, analizowałem też kondycję meinstreamowej sceny hip-hop. Moim zdaniem, jeśli mówimy o promowaniu wartości za pomocą rapu nie sposób pominąć opisania wykonawców identyfikujących się z jego katolickim odłamem. Bez względu na to czy jesteśmy katolikami, rodzimowiercami, czy nawet osobami niewierzącymi, musimy dostrzec po pierwsze głębokie zakorzenienie naszego narodu w wierze katolickiej, po drugie fakt że wiara ta patrząc z obiektywnego i nazwijmy to „neutralnego” religijnie punktu widzenia niesie ze sobą wiele pozytywnych treści, jak najbardziej zgodnych z poglądami nacjonalistycznymi. Scena chrześcijańskiego hip-hopu w Polsce rozwija się bardzo prężnie, kawałki najpopularniejszego z twórców omawianego nurtu-Tau docierają średnio do kilku milionów odbiorców (czyli naprawdę dużego procentu Polaków). Z chrześcijańskim hip-hopem utożsamia się na chwilę obecną ponad 50 wykonawców (zdecydowanie godni polecenia moim zdaniem to Tau, Heres WZN, Augustyn czy Muode Koty) wśród których znajduję się kilku księży, zdecydowanie większość to jednak oczywiście osoby świeckie, osoby o różnych historiach. Z pewnością najczęstszy jest jednak wśród nich wątek nawrócenia połączonego z porzuceniem dawnego stylu życia- hedonistycznego i przepełnionego w wielu przypadku z nich alkoholem i narkotykami. Swoją twórczością więc naturalnie pragną dotrzeć do tych, którzy trwają w stanie z którego im udało się wyjść. Oprócz oczywiście wątków stricte religijnych to właśnie temat bycia lepszym człowiekiem- moralnego samodoskonalenia, przewija się najczęściej. Czyż celem nacjonalistów także nie jest ocalenie najmłodszej tkanki narodu przed popadnięciem w szkodliwe nałogi? Inne ciekawiących nas wątki przewijające się w twórczości chrześcijańskich to choćby krytyka wyniszczającej europejskie narody aborcji (Heres WZN „Iskierka) a nawet wątki antysystemowe (także Heres WZN „Obudź się Polsko”). Niemal wszyscy wykonawcy mniej lub bardziej dobitnie krytykują kulturową lewicę, a także muzułmańską imigrację, co wynika z naturalnego powiązanie kwestii religijnych z opcjami „prawicowymi” i narodowymi. Podsumowując moim zdaniem tak jak już wspomniałem zjawisko chrześcijańskiego hip-hopu powinien docenić (a przede wszystkim zapoznać się z nim) każdy nacjonalista bez względu na wyznanie, ponieważ jest ono krzykiem młodego pokolenia Polaków, którzy upominają się o swoją mordowaną tożsamość.
Filip Waligórski
Antoni Tkaczyk - Maximilien Robespierre – wierność idei
„Śmierć jest początkiem nieśmiertelności”
Maximilien Robespierre jest postacią znaną w Polsce i przynajmniej, nazywając to delikatnie, kontrowersyjną. W tym artykule chciałbym się skupić na przedstawieniu jego poglądów oraz odpowiedzeniu na pytanie, czy możemy nazywać Robespierra i jakobinów nacjonalistami.
Krótki życiorys
Przyszły przywódca jakobinów urodził się 6 maja 1758 roku w Arras[i]. Pochodził z rodziny o prawniczych tradycjach, jego dziad oraz ojciec byli adwokatami[ii]. Młody Robespierre uczył się dwanaście lat w liceum Ludwika Wielkiego w Paryżu. Następnie studiował na fakultecie prawa na paryskiej Sorbonie. W 1780 roku otrzymał tytuł bakałarza praw[iii]. Rok później był już licencjatem praw[iv].
Ideowa postawa Robespierra kształtowała się już w latach pobierania nauki w liceum Ludwika Wielkiego. Bezsprzecznie wielki wpływ na jego poglądy miały dzieła Jana Jakuba Rousseau. Dzieła tego autora głęboko oddziaływały na jego egalitarny i demokratyczny temperament[v].
Zawód adwokacki zaczął wykonywać w Arras w listopadzie 1781 roku. Po pięciu latach dość banalnej praktyki adwokackiej zaczęły się psuć stosunki Robesspiera ze środowiskiem prawniczym oraz notablami miasta Arras. W lutym 1787 roku za podważanie autorytetu prawa i obrazę sądu udzielono mu nagany. Został również odsunięty od dyskusji nad reformą prawa zwyczajowego w prowincji[vi]. Te lokalne konflikty zaczęły wtapiać się w wielki nurt społecznego niezadowolenia. Rząd królewski zagrożony bankructwem nie umiał zreformować państwa. Na maj 1789 roku zwołano Stany Generalne[vii].
Młody adwokat włącza się do walki wyborczej. Szybko wydaje broszurę o konieczności gruntownej reformy stanów prowincji Artois. Broszura ta odniosła wielki sukces, przysparzając zarazem Robespierrowi wielu wrogów urażonych jej tekstem[viii]. Dnia 26 kwietnia 1789 roku Maksymilian Robespierre wygłosił przemówienie, które przyniosło mu spore poparcie chłopstwa. Tego samego dnia został wybrany deputowanym do Stanów Generalnych[ix].
Robespierre od początku należał do lewicy zgromadzenia. Wypowiadał się często, jednak spotykał się z niezrozumieniem. Początkowo należał do drugoplanowych działaczy klubu jakobińskiego. Dopiero rok 1791 przyniósł Robespierrowi czołową rolę jakobińskiego przywódcy. Jego autorytet był budowany głównie poprzez jego rolę w Konstytuancie. 10 sierpnia 1792 roku doszło do obalenia monarchii[x].Niedługo potem zostaje wybrany do Konwentu Narodowego. Brał czynny udział w procesie króla, wygłosił mowę za skazaniem go na śmierć. W lipcu tego roku wszedł do Komitetu Ocalenia Publicznego. Kierował niepodzielnie polityką do 27 lipca 1794 roku, kiedy to został aresztowany. Następnego dnia został stracony po zwykłym sprawdzeniu tożsamości[xi].
Poglądy polityczne
Robespierre mimo zadeklarowanych sympatii do idei republikańskich odrzucał alternatywę: monarchia czy republika. „Oskarżono mnie w Zgromadzeniu, że jestem republikaninem. To zbyt duży honor: nie jestem nim. Gdyby mnie oskarżono, że jestem monarchistą, byłaby to dla mnie zniewaga: także nim nie jestem”[xii]. Tłumaczył, że republika oznacza ustrój oparty na suwerenności narodu, forma rządu jest przy tym obojętna. „Można być wolnym i z monarchą, i z senatem. Obecna konstytucja Francji to republika z rządem monarchy”[xiii]. Stał przy stanowisku samowystarczalności narodu. „Czyż naród, by stworzyć swą konstytucję, potrzebuje woli innej niż jego własna?[xiv]”
Pokazuje to ewidentnie, że Robespierrowi zależało na ustroju, który będzie ustrojem narodowym. Ustroju w którym to naród jest suwerenem i wszelka władza od niego pochodzi. Jest to całkowite przeciwieństwo przedrewolucyjnego pojmowania legitymizacji władzy monarchy, który wywodził swoje uprawomocnienie z praw bożych i historycznych. Istotą tego nacjonalizmu jakobińskiego jest zastąpienie suwerenności króla suwerennością narodu.
Poglądy społeczne
Jedną z najważniejszych rzeczy, jeśli chodzi o poglądy społeczne Robespierra, jest zdefiniowanie narodu. Naród według jego definicji to wszyscy ludzie urodzeni i zamieszkali we Francji[xv]. Jest to dość prosta definicja, jednak rewolucyjna ze względu na swój ogólny charakter. Narodem przestał być tylko naród polityczny, który zawężał się do wąskiej grupy szlachty i arystokracji. Narodem stało się całe społeczeństwo francuskie.
Ważnym poglądem była również rola państwa. Państwo powinno „osuszać źródła nędzy i zapobiegać, o ile jest to w jego mocy, samemu istnieniu ludzi nieszczęśliwych”[xvi]. Uważa, że rolą państwa jest likwidacja nierówności społecznych. Winną za wyżej wspomniane nierówności społeczne obarcza przedrewolucyjny ustrój polityczny. „Ta mała liczba ludzi nadmiernie bogatych, to niezliczone mnóstwo nędzarzy, czyż nie są w wielkiej mierze zbrodniczym rezultatem tyrańskich praw i zepsutych rządów?”[xvii].
W rozumieniu Robespierra społeczeństwo jest zobowiązane do zapewnienia wszystkim tego, co najniezbędniejsze, a także środki utrzymania się dzięki własnej pracy. Podobnie podchodzi do własności prywatnej. „Własność istnieje przede wszystkim dla życia. Wszystko co jest niezbędne dla życia ludzi, stanowi własność całego społeczeństwa, jedynie nadwyżka jest własnością indywidualną”[xviii]. Robespierre nie uznawał własności za prawo natury, lecz za wynik umowy społecznej[xix].
Stanowisko Robespierra wobec eksportowania rewolucji do innych krajów oraz wyzwalania ich siłą jest jasne: „Francuzi nie są w żadnym razie dotknięci manią uszczęśliwiania innych narodów i czynienia ich wolnymi wbrew ich własnej woli. Wszyscy królowie mogliby wegetować lub umrzeć bezkarnie na swych spływających krwią tronach, jeśli tylko byliby w stanie uszanować niezawisłość ludu francuskiego”[xx]. Pokazuje to pierwszeństwo narodu francuskiego przed innymi narodami w myśli Robespierra.
Podsumowanie
Odpowiadając na pytanie zadane na początku artykułu, można stwierdzić, że Maximiliena Robespierra jak najbardziej możemy nazywać nacjonalistą. Co prawda nacjonalizm jakobiński jest mocno lewicowy, wręcz można nazwać go krwistoczerwonym, jednak moim zdaniem to właśnie podczas Rewolucji Francuskiej powinniśmy, jako nacjonaliści, szukać swoich ideologicznych korzeni. Przywołam tutaj słowa innego francuskiego nacjonalisty, Charlesa Maurassa, który napisał „nie wszyscy nasi mistrzowie byli na prawicy”[xxi]. Zakończyć chciałbym cytatem z jednej z przemów Robespierra: „Moje życie należy do Ojczyzny; moje serce jest wolne od strachu, a gdybym miał zginąć, zrobiłbym to bez skargi i hańby”[xxii].
[i] J. Baszkiewicz, Robespierre, Wrocław 1976, s 6.
[ii] A. Manfred, Rousseau, Mirabeau, Robespierre. Trzy portrety z epoki Wielkiej Rewolucji Francuskiej, Warszawa 1988, s. 305.
[iii] Ibidem, 306
[iv] J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 7.
[v] A. Manfred, Rousseau…, s. 307.
[vi]J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 9.
[vii] Ibidem, s. 10.
[viii]A. Manfred, Rousseau…, s. 313.
[ix]J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 13.
[x]J. Baszkiewicz, Historia Francji, Wrocław 1995, s. 343.
[xi]Ibidem, s. 362.
[xii]Cyt. za: J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 79.
[xiii]Cyt. za: ibidem, s. 79.
[xiv]Cyt. za: ibidem, s. 22.
[xv]M. Robespierre, Texteschoisies, t.I, Paris 1974, s. 67.
[xvi]Cyt. za: J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 37.
[xvii]Cyt. za: ibidem, s. 40.
[xviii]Cyt. za: ibidem, s. 158.
[xix]M. Robespierre, Texteschoisies, t. I, s. 70.
[xx]S. Žižek, Robespierre, czyli boska przemoc Terroru, „Krytyka Polityczna” 13/2007, s. 246.
[xxi]Ch. Maurras, La contre-revolutionspontanee, Lyon 1943, s. 57.
[xxii] Cyt. za: J. Baszkiewicz, Robespierre, s. 262.
Aleksander Szczygłowski - Recenzja „Wojny memowej” A. Stigermark
Anton Stigermark, szwedzki politolog z licencjatem z uniwersytetu w Lund obecnie studiuje na uniwersytecie w Uppsali. Karierę publicystyczną zaczął już w 2011 roku i pracował m.in jako redaktor przy książce „Att förstå alternativhögern” („By zrozumieć Alternatywną Prawicę”). Recenzowana książka została wydana w roku 2018 i stanowi jego najbardziej rozpoznawalną pracę. Celem książki Stigermarka było opisanie stosunku między kulturą a polityką, jakie czynniki dyktują ten stosunek i jakie prawa je obejmują oraz jak można je wykorzystać w celu walki politycznej. Książka ta ma charakter akademicki oraz krytyczny, akademicko określa problematykę podjętej kwestii a następnie krytycznie podchodzi do opisywanego rozwoju politycznego i przedstawia alternatywy. Książka składa się z sześciu rozdziałów, aczkolwiek można ją podzielić na dwie części. Pierwsza część opisuje strukturę problematyki, teorię a dopiero piąty i szósty rozdział skupiają się na proponowanej metodologii rozwiązania opisanej powyżej tezy. Anton Stigermark w bardzo ciekawy sposób opisuje związek między kulturą, polityką czy prądami ideowymi, tę relację określa mianem teorii zależności (nie należy mylić z gospodarczą teorią zależności). Zależność przejawia się przede wszystkim w wymiarze metapolitycznym, czyli środkiem między kulturą a polityką. Politykę natomiast w świetle nauki Alexandra Wendta uznaje za anty-formalistyczną (określenie, które będzie często stosowane) czyli jako nieustanną walkę o władzę. Tej walce nadaje się charakter niezmienny czyli nie-skonstruowany społecznie. Na bazie tak zarysowanego konceptu można zatem uznać dzieje naszej cywilizacji jako anty-formalistycznie pojętą walkę o władzę, która dyktowana jest prądami intelektualnymi tzw. polityką ideową. Metapolityka w tym rozumieniu jest zatem bronią.
Stigermark rozpoczyna swoją książkę w bardzo ciekawy sposób, mianowicie stawia czytelnikowi tezę, na pierwszy rzut oka, jednoznaczną: „ludność szwedzka maleje”, natomiast autor stwierdza, iż interpretacja jest zależna od uprzedniego stosunku do tej kwestii. Dla niektórych ludność szwedzka wzrasta, gdyż napływa do kraju znaczna ilość imigrantów, dla jeszcze innych nie ma to jakiegokolwiek znaczenia, gdyż jednostka skutecznie została zatomizowana umysłowo i nie poczuwa się do zbiorowego bytu narodowego. Konkluzja jest jednak taka, iż interes i fakty można zrelatywizować zależnie od pewnych kulturowych norm. Anton Stigermark, przyznaje na końcu książki, iż najbardziej kontrowersyjnym wnioskiem jaki wysunął było zrelatywizowanie szeroko pojętego interesu. Interes narodowy jakim powinien być zachowany demograficzny stan uzupełnienia został zastąpiony nowym interesem jakim jest nowa tożsamość Szwecji jako narodu, który ma humanitarny obowiązek wspomagać ludom trzeciego świata. Stigermark pisze, iż szwedzka scena polityczna już od początku XIX wieku była pod wielkim wpływem obyczajowej lewicy, która zdominowała kwestie kulturowe. W tym samym czasie prawica skompromitowała się na tej płaszczyźnie, kładąc wyłączny nacisk na kwestie gospodarcze. W świetle opisywanego konceptu anty-formalistycznego, ideologią hegemoniczną stała się obyczajowa lewica, która nadała Szwecji charakter narodu humanitarnego. Globalny humanitaryzm stoi w sprzeczności z interesem demograficznym Szwedów, lecz interes ten nie jest zauważalny. Jest jednocześnie represjonowany a nad-ideologia liberalna go neguje. Anton Stigermark przytoczył w tym kontekście przykład włoskiego filozofa komunistycznego Antionio Gramsci, który siedząc w celi po nieudanej rewolucji pisał, że mimo, iż interes robotniczy i rewolta przeciw klasie arystokratycznej powinna być naturalną kontynuacją pragmatycznej samorealizacji interesu robotniczego, to robotnicy nie zdobyli we Włoszech władzy, co wynika z faktu iż polityka jest zależna od kultury i ukulturowienia ludności a robotnicy nadal znajdowali się pod butem burżuazji w sferze kulturowej co przełożyło się na sferę polityczną. Czyli interes nie zawsze przewodzi losem dziejowym a bardzo często ów los jest dyktowany kulturowymi fenomenami, które nadają zbiorowości taki a nie inny charakter. Z czystego pragmatyzmu komunistycznego można przewidzieć, że rewolucja komunistyczna jest po prostu historyczną koniecznością, lecz taka perspektywa neguje potężne wpływy kultury. Gramsci przyznał, że rewolucja komunistyczna nastanie dopiero po rewolucji ducha. W przypadku Szwecji, charakter i tożsamość które naród obecnie obrał przejawia się on jako humanitarne mocarstwo, które ma dziejowe przeznaczenie przyjąć w obręb swoich granic całe hordy obcej ludności etnicznej. Stigermark uważa, że nowa humanitarna tożsamość Szwecji wynika z nieudolności prawicy, która w przeciwieństwie do lewicy nie podkreślała istotności obyczajowej a zamknęła się w kwestiach gospodarczych. Co jest obecnie widoczne w szwedzkim parlamencie, opozycja prawicowa jest tożsamościowo lewicowa a siły skupia się wokół reform podatkowych i zasiłkowych. W trzecim rozdziale autor zagłębia się w tematykę stosunku między tożsamością a interesem, przyglądając się teoriom myśliciela Alexandra Wendta. Wendt opisywał tzw. internalizacje czyli proces, gdy przyjmujemy pewne prawdy, dogmaty lub ideologie do tego stopnia, że determinują naszymi czynami. Powyższą koncepcję, autor porównuje do samorealizacji nadanej nowej tożsamości szwedzkiej. Dla kontrastu przytacza XVII-wieczne mocarstwo szwedzkie za rządów Gustawa II Adolfa, które również z radykalnym impetem realizowało pewną tożsamość, tylko w przeciwieństwie do humanitarnych mokrych snów były to ambicje imperialne, komplementarne z interesem narodowym.
Tylko w jednym z rozdziałów autor przyjrzał się tzw. memom. Memy to internetowe obrazki, które nadają humorystyczny charakter wszelkim sytuacjom. Są one o tyle skuteczne, iż mogą być stosowane do celów politycznych, czyli w zarysowanym koncepcie anty-formalistycznym są narzędziem metapolitycznym, gdyż wyśmiewają drugą stronę barykady, przeciwnika ideowego i politycznego. Fenomen memowy został uwyraźniony w Stanach Zjednoczonych podczas kampanii prezydenckiej w 2016 roku. Stigermark zaznaczył przewagę metapolitycznego rozwiązania, który zarysował Gramsci nad reakcyjnością konserwatystów. Hegemonia kulturowa i metapolityczna powinna ustanowić nacjonalizm jako dominującą ideologię, tzw. “överideologi”- nad-ideologia. Obecną nad-ideologią jest demokracja, która po drugiej wojnie światowej zyskała pewien status nietykalności, dominacja nacjonalizmu ma się przejawiać, według autora książki jako zbieżność między demograficznym przetrwaniem Europejczyków a tożsamością Europejczyków, która niestety obecnie poprzez liberalizm obyczajowy jest rozbieżna.
Szwedzki politolog przytaczając Nietzschego przedstawia dwa typy rywali o władzę cywilizacyjną: lwa i lisa. Czerpiąc z antyku widzimy, iż lwem była Sparta a lisem były Ateny, gdy ci pierwsi kurczowo trzymali się starej metodologii ci drudzy otwarci na nowe sposoby zarządzania zyskali ostatecznie przewagę, tak samo można powiedzieć o sporze konserwatywno-liberalnym ubiegłego wieku: lis przechytrzył lwa. Obecnie w grze o władzę to lis rozdaje karty, tak więc na przykładzie Szwecji można skrytykować metody parlamentarne. Stigermark otwarcie tego nie czyni, mimo iż podaje tego przykład w początkowej fazie książki. Jednak czy nie słusznie można stwierdzić, że partie parlamentarne w szwedzkim riksdagu są tak obciążone hegemonią obyczajowej lewicy, iż tzw. niebieska opozycja, która ma de facto być prawicą, dawno stoi w szeregu z liberałami w paradzie równości i nie forsuje żadnych realnych zmian, które zachowałyby dominację etniczną Szwedów w Szwecji. Tak więc koncept prowadzenia polityki Stigermarka można określić jako politykę ideową. Internalizacja jej elementów na nasz grunt okazałaby się owocna. Sytuacja kulturowa w Polsce wygląda coraz gorzej, z roku na rok przybywa uczestników parad równości, poparcie dla aborcji jest większe niż się może -zewnętrznemu adoratorowi rzekomego bastionu Europy -wydawać a dewiacyjne nauki wdarły się na przedszkolny grunt. Paralela obyczajowej porażki zaczyna coraz bardziej uwidaczniać się także w Polsce, internalizacja liberalizmu dotyka sedna naszej tożsamości w postaci młodego pokolenia, które jest bez transcendentalnego charakteru życia, o czym pisze Evola, dzieląc dzieje cywilizacji na tradycyjne i nowoczesne. Procesy szwedzkie nie powinny być wyłącznie ograniczone do tego narodu, mimo specyfiki każdej nacji, można zarysować pewne wspólne cechy cywilizacji europejskiej. Metody parlamentarne zawodzą, gdyż nie jest prowadzona internalizacja czyli praca obyczajowa, która stworzyłaby tożsamość nie tylko elektoratu ale całego pokolenia. Metody humorystyczne są bardzo efektywnym środkiem, ponieważ wyśmiewając rywala, czynią to z perspektywy wyższości co szczerbi wizerunek liberalnego światopoglądu. Stigermark podniósł trzy rzeczy w swojej książce: opisał rolę metapolityki w sferach politycznych, wyjaśnił koncept interesu i udowodnił czemu narody mogą działać wbrew swoim interesom (powód ten jest szeroko pojęty, przyczyn pomniejszych jest o wiele więcej, co zostało opisane w “Pokłosie…” Szturm nr 50) a ostatecznie określając politykę jako walkę o władzę poprzez idee, podał argument przeciw wszelkim środkom politycznym bez internalizacji w formie pracy obyczajowej. Książka ta nie jest wiekowym odkryciem i nie miała też takiego zamiaru, jej celem był opis, także pewne uporządkowanie wiedzy, natomiast jej obecność na szwedzkiej scenie nacjonalistycznej świadczy o tym, że Szwedzi mają większą wiedzę na temat metapolityki niż niektóre środowiska w Polsce, które odnoszą porażkę za porażką a młodzież naszego narodu z dnia na dzień przyswaja liberalizm. Bez czystego rozsądku, który tak prominentnie emanuje ze słów Stigermarka pewnego dnia obudzimy się i nie będziemy w stanie poznać własnego Narodu.
Aleksander Szczygłowski