Szturm1

Szturm1

poniedziałek, 29 październik 2018 23:15

Lech Obodrzycki - Aksjomaty

Obserwując bieżące wydarzenia społeczno polityczne nie sposób zaprzeczyć, iż dotychczasowy świat - nasza  indoeuropejska populacja i cywilizacja, bezpowrotnie upada. Wielu z nas potrafi dokładnie wskazać przyczynę tego procesu, którą bez wątpienia jest kulturowy marksizm[1]. W środowisku narodowym nikt nie kwestionuje konstatacji, że za powstaniem wszystkich składowych tego prądu intelektualnego (szkoła frankfurcka, boasowska szkoła antropologii, ruch psychoanalityczny), stoi  konkretna mniejszość etniczna. Dziwić mogą jedynie reakcje na zastaną rzeczywistość: emocjonalne deklaracje wrogości, wytykanie fałszu, hipokryzji itp. jakkolwiek słuszne i szlachetne, nie wnoszą wiele do odwrócenia i poprawy sytuacji. Nie dają również odpowiedzi na najważniejsze pytanie: jak to się stało, że ten konkretny etnos wykazał się taką porażającą skutecznością. Błędem jest bowiem oburzanie się na zachowanie wroga i jego intencje, kiedy wynikają one z jego wrodzonej natury. Tak samo, jak nie można mieć pretensji do wilka lub jakiegokolwiek innego drapieżnika, że zjada swoją ofiarę - taka jest po prostu jego wodzona natura jako drapieżnika. Analogicznie nie możemy mieć pretensji do jakiejkolwiek zorganizowanej  mniejszości, że dąży do uzyskania maksymalnego wpływu, jak najmniejszym kosztem na większość, wśród której żyje i że osiąga z tego wpływu maksymalne korzyści. To leży w jej naturze, wynika z praw rządzących  światem organicznym, jest jej ewolucyjną strategią grupową[2].

W dobie pojawienia się „kulturowego nacjonalizmu” czy też „narodowego feminizmu” i tym podobnych ideologicznych nowotworów, bardziej zasadniczym i naglącym odpowiedzi pytaniem jest, dlaczego tak wielu ludzi formalnie należących do naszego obozu, których chcielibyśmy uważać za towarzyszy walki i sojuszników w zmaganiach o zachowanie wszystkiego co rodzime, przyjmują postawy wpisujące się w światopogląd narzucany nam przez wrogów? Wyjaśnieniem może być  tylko porzucenie bądź nieznajomość podstawowych aksjomatów, tworzących fundament naszego światopoglądu. Aksjomaty tworzą bowiem sferę kognitywną człowieka, są azymutem, wyznaczającym drogę i zapewniającym orientacje w codziennej walce. Nie jest to bynajmniej jedyny  powód, dla którego nie można pozwolić na podważenie tych podstawowych prawd. Osobiście przekonałem się, że przywoływanie tych podstawowych prawd w polemikach z wrogiem jest skutecznym orężem  niszczącym cały jego publiczny dyskurs. Dzieje się tak dlatego, że za naszym stanowiskiem stoi cała współczesna nauka, która mimo lewicowej presji,  mimowolnie, z każdym nowym odkryciem w obszarze genetyki behawioralnej, etologii, socjobiologii, mikrobiologii, psychologii ewolucyjnej    a także innych nauk, potwierdza nasze aksjomaty.

            Pierwszą podstawową zasadą naszego światopoglądu jest ontologiczna prawda, że tym wszechświatem rządzą prawa natury. Prawa te wytworzyły życie na naszej planecie, a jego główny imperatyw brzmi „przetrwaj aż do rozmnożenia”[3]. Z działania tych praw na ziemi powstało życie, które spełniając swój cel, rozwinęło się w niezliczone bogactwo form. A stało się to, dzięki procesowi ewolucji a także zależało od stopnia organizacji życia i miejsca  jego występowania na planecie.  Głównym czynnikiem ewolucji jest przetrwanie i rozmnożenie, w drodze doboru naturalnego i selekcji  najdoskonalszych ras (podgatunków) danego gatunku[4], czyli takich form życia, które najlepiej przystosowały się do warunków panujących w danym ekosystemie. Człowiek jako organizm żywy jest także efektem procesu ewolucji, podlega jej prawom i nie ma możliwości odseparowania go od tych praw i od związków z otaczającą go przyroda i ekologicznymi zależnościami[5]. Naszym ideałem jest życie w zgodzie z tymi prawami, ciągłe ich poznawanie i zgłębianie. Przeciwstawianie się tym prawom natury oznacza regres człowieka a w dalszej kolejności regres cech podgatunkowych. Oznaczać to musi upadek narodu, bądź całego podgatunku.

            Drugą naczelną zasadą naszej ontologii jest dalsza konsekwencja, wynikająca z naszego związku i zależności wobec praw rządzących światem. Człowiek jako jednostka a także jako wspólnota, w postaci całego podgatunku, lub poszczególnych narodów jest organiczną częścią rodzimego temu podgatunkowi ekosystemu, wraz z wszystkimi tego konsekwencjami. Nicolai Hartmann ujął to zagadnienie następująco: „W punkcie tym przypada ontologii bardzo poważne zadanie. Skoro człowieka - również jako istoty duchowej nie można zrozumieć bez świata, w którym się on stale znajduje, to trzeba go rozumieć wychodząc od jego powiązania z całościową struktura świata, co więcej, trzeba też na tej podstawie określić na nowo jego istotę. W dawnej ontologii tendencja była odwrotna: widzieć cały świat poprzez człowieka, wszystkie formy i związki w królestwie szczebli świata traktować jako ułożone ze względu na człowieka, jak gdyby stanowił on ostateczny cel porządku świata.  Wygląda to zupełnie inaczej, gdy wychodzimy od rzeczywistych cudów życia organicznego, od genetycznego powiązania form pokrewnych i od powszechnego przystosowania funkcji organicznych do warunków życiowych w otaczającym świecie.  Pokazuje się wtedy coś przeciwnego: to nie świat jest ułożony ze względu na człowieka, lecz człowiek ze względu na świat, wszystko w nim jest relatywne w stosunku do świata i daje się zrozumieć jako przystosowanie do ogólnej, całościowej sytuacji, w jakiej człowiek musi siebie przeforsować”[6].Z takiego podejścia wynikają żywotne obowiązki dla każdego podgatunku, aby chronić wieź z ekosystemem oraz zabezpieczać jego istnienie gdyż „świat organiczny[...] jest warunkiem jego egzystencji, ponieważ zaś tak samo warunkiem dla świata organicznego jest świat nie organiczny to należy w efekcie stwierdzić: cala przyroda od dołu do góry, aż po pokrewne mu istoty żywe jest warunkiem jego egzystencji”[7]. Poza prawami odnoszącymi się bezpośrednio do naszego podgatunku i jego relacji z ekosystemem, nasza ojczyźniana ekologia  ma także drugi wymiar, polegający na uznaniu człowieka wraz z jego mikro-biotą jako ekosystem sam w sobie[8]. W tym ujęciu cały ekosystem człowieka (wewnętrzny i zewnętrzny) traktujemy jako część podgatunkowego dziedzictwa którego ochronę każda społeczność powinna uwzględnić w swoim postępowaniu. Wszystko co pochodzi z natury jest dobrem, a wszystko co jest z nią sprzeczne jest złem. Podstawą ochrony naszego ekosystemu nie jest więc, jak chcieliby lewaccy obrońcy zwierząt wspakulturowa wszechmiłość[9], objawiająca się chęcią ocalenia wszelkiego życia i uznania go za wartość samą w sobie. Istotą naszego stanowiska jest zachowanie naturalnej równowagi i powiązań pomiędzy wszystkimi formami życia w całym ekosystemie.

            My indoeuropejczycy, dzięki związkom z naszym ekosystemem, uzyskaliśmy unikalne cechy, które odróżniają nas od innych podgatunków. Nie chodzi tu tylko o cechy antropologiczne, chodzi o całą biologię, instynkty, uwarunkowania endokrynologiczne, czy mikrobiotę, które to cechy, choć podlegają powolnym zmianom pod wpływem ewolucji, są najbardziej niezmiennym elementem naszej egzystencji.

            W tym miejscu można przejść do trzeciego aksjomatu, którym jest podstawowy wpływ genetycznego dziedziczenia na naszą podgatunkową i narodową unikalność.  Człowiek w chwili narodzin nie jest „czystą tablicą” jak chcieliby lewicowi propagandyści. Poza ekologicznym dziedzictwem, o którym była mowa wyżej , wynikającym z urodzenia w danym ekosystemie, nasza podgatunkowa, narodowa i indywidualna odrębność jest zdeterminowana genetycznie i podlega dziedziczeniu[10]. Ustalenia naukowe z zakresu neurobiologii ukazują, że wszystkie nasze myśli i uczucia, radości i cierpienia, marzenia i pragnienia, są wynikiem fizjologicznej aktywności mózgu, a konkretnie jego poszczególnych części, takich jak kora mózgowa ,płaty mózgowe czy jądra mózgu[11]. Dzięki neuroanatomii wiemy zaś, że wielkość i kształt płatów mózgu, ich połączenia z jądrami mózgu, oraz podstawowy układ kory mózgowej – jest w dużej mierze uwarunkowana genetycznie, podlega dziedziczeniu i kształtuje się w trakcie rozwoju prenatalnego. Wreszcie genetyka behawioralna, ukazując wpływ genów na nasze zachowanie wykazuje, że wszystkie pięć głównych wymiarów osobowości jest dziedzicznych.

Oczywiście lewicowi przedstawiciele „radykalnego ruchu naukowego”, jak choćby Lewontin wciąż usilnie propagują kluczowy wpływ kultury  na odmienności między podgatunkami , argumentując między innymi, że różnice w genomie w poszczególnych podgatunków człowieka „są niewielkie”. Jest to jednak czysta sofistyka, która udowodnić można, porównując dwa podgatunki szympansów - zwykłe i bonobo.  Różnią się one jeszcze mniej niż ludzkie podgatunki (jedynie kilkoma tysięcznymi częściami dna), natomiast ich zachowania są całkowicie odmiennie[12]. Niewielkie różnice genetyczne mogą prowadzić do znacznych różnic w zachowaniu. Mogą wpływać na wielkość i kształt poszczególnych części mózgu, na ich neuronowe „okablowanie” a także na nanotechnologię uwalniania, wiązania i przetwarzania hormonów oraz neuroprzekaźników.

Stoimy więc na stoisku, że wszystkie nasze instynkty, popędy, zachowania  są obok cech anatomicznych i endokrynologicznych dziedzicznymi adaptacjami, czyli takimi cechami, które naszym przodkom zapewniły przetrwanie i rozmnożenie w naszym rodzimym europejskim ekosystemie.

Pojęcie piękna, jako atrakcyjności pewnych konkretnych proporcji ciała u płci przeciwnej (zwane także ,bardziej wymownie, urodą), skłonność do altruizmu wobec współplemieńców, szczególnie kobiet i dzieci a także zdolności językowe i tożsamość grupowa, nie są nabytymi cechami kulturowymi, tylko cechami wynikającymi z dziedzictwa genetycznego naszego podgatunku.  

            W naturze człowieka, której powstanie zawdzięczamy głównie ewolucji  leży kolejna cecha, szczególnie atakowana przez kapitalistycznych  liberałów, mianowicie społeczność. Człowiek jest gatunkiem społecznym, przy czym wrodzony instynkt społeczny nigdy nie rozciąga się na wszystkich osobników tego samego gatunku. Naturalną cechą, odziedziczoną jeszcze od prymatów jest nietolerancja dla odmienności, terytorialność [13], zdolności łowieckie oraz życie grupowe. D.G.Freedman już 1974r wykazał istotne różnice rasowe, dotyczące m.in. poruszania się, postawy, napięcia mięśni a także istotnych różnic w usposobieniu pomiędzy chińskimi noworodkami w Ameryce a ich białymi rówieśnikami. Irenaus Eibl- Eibesfeldt wykazał natomiast, że we wszystkich społecznościach niemowlę zaczyna się bać obcych kiedy ma ok. 6 miesięcy. Ta dziecięca „ksenofobia” jest wg tego etologa pierwszą oznaką wrodzonej predyspozycji do widzenia świata w kategoriach „my” i „oni”. Przypadek Kaspara Hausera, eksperyment Wintropa Kelloga, czy też przypadek Williama Jaemesa Sidisa, ukazują nam, że socjalizacja dokonuje się głównie wewnątrz homogenicznej grupy a rozpad więzi społecznych pociąga za sobą biologiczną degeneracje populacji.

Wrodzony charakter i cech skłonności społecznych oznacza, że ich pochodzenie jest ewolucyjne. Rozwinęły się one w wyniku procesu optymalizacji ewolucyjnej, podczas którego część uzyskanej, dodatkowej wartości przystosowawczej przypadła w udziale osobnikom skłonnym do współpracy z innymi krewnymi[14]. W tym podstawowym znaczeniu miłość do własnego narodu, oznaczająca  wysuniecie interesów tej biologicznej wspólnot ponad osobiste pragnienia i interesy ma paradoksalnie egoistyczne korzenie. Naród jest bowiem organizmem, który obdarowujemy altruistycznym poświęceniem, gdyż nawet w skrajnym przypadku, kiedy będzie to kosztowało nas życie, uratujemy życie naszych rodaków, którzy w swoim genotypie mają sporą ilość naszych własnych genów[15]. W kapitalistycznym „zekonomizowanym” podejściu do darwinizmu jest to oczywiście strategia samobójcza, gdyż im więcej się poświęcamy innym, tym bardziej zmniejszamy własną możliwość rozmnożenia kopii swoich genów w kolejnych generacjach. Poza oczywistymi faktami biologicznymi, podważającymi narrację liberalizmu (np. nieuwzględnienie korzyści zachowań altruistycznych osób w wieku post prokreacyjnym np. dziadków ) ostateczny kłam tej teorii zadały prace Wiliama D.Hamiltona. Podstawowe pojęcie wyłaniające się z jego analizy to całkowita wartość przystosowawcza (inclusive fitness) czyli suma własnej wartości przystosowawczej osobnika i wszystkich wywołanych przez nią efektów w odpowiednich częściach wartości przystosowawczych jego krewnych[16]. Mimo iż najbardziej sugestywne jest odnoszenie tej zasady do najbliższych krewnych (oddałbym życie za dwóch braci, ich czwórkę dzieci lub ośmiu wnuków) istnieją wrodzone mechanizmy rozpoznawania pokrewieństwa, takie jak mechanizm bliskości( jeśli jest blisko pomóż mu) mechanizm znajomości (jeśli go znasz, pomóż mu) oraz mechanizm podobieństwa, nazywany inaczej mechanizmem dopasowania fenotypów (pomagaj podobnemu do siebie)[17].

Biorąc powyższe pod uwagę widzimy wyraźnie dlaczego kulturowi marksiści, propagujący tolerancję i altruizm wobec wszelkich (podgatunkowych, seksualnych, religijnych) odmienności, tak mocno zwalczają świadomość biologicznego podłoża naszych społecznych zachowań. Jeżeli zamiast propagowanego przez tych wrogów natury ideału sukcesu, jako zdolności pojedynczych jednostek do dożywania sędziwego wieku, postawimy nasz ideał sukcesu ewolucyjnego jako zdolności  puli genów danej populacji do przenoszenia się z pokolenia na pokolenie, cały lewicowy dyskurs traci grunt.

            Kolejnym aksjomatem, który dzięki feministycznej propagandzie budzi ogromne kontrowersje jest wynikający z ludzkiej biologii dymorfizm płciowy. Istotą dymorfizmu jest stan, w którym obydwie płcie w obrębie gatunku różnią się czymś więcej, niż tylko narządami płciowymi. W oparciu o tę definicje możemy stwierdzić, że u człowieka mężczyzna i kobieta różnią się każdą komórką swojego ciała. Oczywiście nie oznacza to, jak chcieliby lewicowcy w swojej sofistyce, że można na tej podstawie wartościować którąś z płci jako „lepszą” lub „gorszą”. Patrząc przez pryzmat biologicznych i ewolucyjnych uwarunkowań na to zagadnienie, należy odrzucić zarówno wynikający z obcej nam tradycji semickiej, postulat podległości kobiety wobec mężczyzny.  Ma on źródło w biblijnym „stworzeniu niewiasty z żebra Adama”[18]. W  rzeczywistości jest to tylko błąd literacki, powstały podczas kopiowania przez Semitów pradawnego mitu sumeryjskiego o Enki i Nin-ti[19].

Jak również odrzucić, wynikający z neomarksistowskiej aksjologii, postulat zanegowania własnej kobiecej natury na rzecz tzw. „gender” czyli niezwiązanej z biologią całkowicie abstrakcyjnej „płci kulturowej”. Ta głęboko niehonorowa zdrada i zaprzeczenie własnej naturze, własnej kobiecości winna być szczególnie mocno napiętnowana.

W naturze nie występuje bowiem ani matriarchat ani patriarchat, szczególnie u ssaków gdzie nie ma klonowania  podczas reprodukcji, płcie po prostu dzielą się zadaniami koegzystując i tworząc wspólnie jedna całość[20]. Obie te postawy w ujęciu biologicznym oznaczają patologiczne wychylenie od stanu naturalnej równowagi pomiędzy płciami, opartego na podziale ról społecznych według biologicznych predyspozycji. Taka anormalność zawsze prowadzi do społecznego upadku populacji. Jeżeli rola kobiety zostaje zmniejszona poprzez presję ekologiczną  np. w poligamii u Semitów dymorfizm płciowy narasta do patologicznych rozmiarów, co powoduje że mężczyźni stają się więksi, agresywniejsi i zaczynają mieć problemy z integracją z reszta społeczeństwa złożonego z dzieci i kobiet. W starożytnej Grecji, gdzie mimo braku poligamii, kobieta została praktycznie całkowicie usunięta z życia politycznego i społecznego, doszło do takich samych patologii jak w społeczeństwach semickich, stąd – zarówno w starym testamencie jak i w historii Hellady roi się od przypadków homoseksualizmu i zalegalizowanej prostytucji[21]. Skutków odchylenia w drugą stronę nie trzeba opisywać można je zaobserwować wokół siebie, szczególnie jeżeli żyje się w którymś z krajów , będących w „awangardzie postępu” (ciekawą  prognozą tego co nas czeka w sfeminizowanym, odciętym od wpływu natury społeczeństwie post dobrobytu, są eksperymenty na gryzoniach Christiana, Kerbsa i Calhouna - do tego ostatniego postaram się odnieść w konkluzji).

Kobieta dla mężczyzny i mężczyźni dla kobiet są dopełniającymi się kategoriami w zadaniu stworzenia i zapewnienia bezpieczeństwa potomstwu. Dlatego płcie nie powinny czynić zarzutu sobie nawzajem z cech wynikających z ewolucyjnego doboru podgatunkowego.  Na przykład,  jeżeli u kobiet ewolucyjna adaptacją jest skłonność do emocjonalnego angażowania się w związek z mężczyzną posiadającym zasoby i status (materialne, społeczne, fizyczne) to nie wolno tego krytykować jako materializmu czy  niewierności itp., gdyż ma to głęboki ewolucyjny sens. Kobieta po prostu, poświęcając nieporównywalnie więcej czasu i energii w wydanie na świat potomstwa, ma naturalne prawo do dokonania materialistycznego wyboru partnera, zamiast kierowania się emocjami.  „miłością” jak to jest jej narzucane w zdominowanej przez lewicę pop-kulturowej narracji. Na tej samej ewolucyjnej podstawie, kobiety nie mogą czynić mężczyznom zarzutu, że potrafią oni oddzielać sferę uczuć ze sferą seksualną, gdyż wynika to z ich neurobiologii. U mężczyzn pobudzenie seksualne jest skorelowane z impulsami wizualnymi – to wrodzone bodźce wzrokowe polegające na określonych proporcjach poszczególnych części ciała, koloru skóry, włosów pozwalają ocenić daną kobietę , jako posiadającą cechy zapewniające płodność oraz gwarantujące dobry wkład własny do  materiału  genetycznego wspólnego potomstwa[22].

Opisanie wszystkich różnic anatomicznych, endokrynologicznych, neurobiologicznych itp. pomiędzy płciami człowieka, wykracza zdecydowanie swoim ogromem poza ramy tego eseju. Tym bardziej może dziwić, nie tyle istnienie bardzo silnych ruchów społeczno-politycznych uporczywie zaprzeczających tej biologicznej rzeczywistości (wziąwszy pod uwagę wsparcie metapolityczno-finansowe udzielone tym prądom, zarówno przez lewicowe instytucje polityczne, jak i kapitalizm. dla którego zerwanie z tradycją jest okolicznością ułatwiającym wyzysk) co przenikanie elementów tego absurdalnego w swej istocie prądu intelektualnego do ruchów nacjonalistycznych. świadczyć to może tak jak napisałem we wstępie artykułu o oderwaniu od podstawowych aksjomatów, tworzących nasz światopogląd i będących jednocześnie osnowami naszej umierającej cywilizacji.

            Skoro doszliśmy tutaj do tematu cywilizacji  (rozumianej w tym przypadku według terminologii F. Konecznego jako „metoda życia zbiorowego”[23])oraz kultury definiowanej w duchu Stachniukowego  kulturalizmu jako „uprawa człowieczeństwa”[24] należy przedstawić ostatni aksjomat związany z tymi dwoma pojęciami - Tradycję.

            Tradycja, w swojej najbardziej pierwotnej i podstawowej ewolucyjnej postaci jest najwyższą formą  dostosowania się populacji do konkretnego środowiska (ekosystemu). Polega ona na tworzeniu przez populację specyficznych reguł zachowania i przekazywaniu ich z pokolenia na pokolenie w procesie uczenia się[25].

Każde zachowanie naszych przodków zwiększające wartość przystosowawczą populacji (szczepu, plemienia, etnosu, podgatunku) upowszechniało się w niej a z czasem zostawało uświęcone poprzez mity i rytuały[26]. Dlatego właśnie tradycja jest tak istotna dla przetrwania naszej cywilizacji. Jest ona jej zalążkiem. Tradycja w tym znaczeniu jawi się jako kluczowy aksjomat – łączący w sobie wszystkie pozostałe, opisane powyżej. Wynikając z socjobiologii i ekologii behawioralnej[27] łączy (używając terminologii Stachniuka)[28] sferę biologiczną człowieka ze sferą tworzycielską. Będąc z jednej strony zapisem Wedy – wiedzy o zachowaniach niezbędnych do przetrwania i rozmnożenia w danym ekosystemie, stwarza oraz eugenicznie ulepsza podgatunek, będący biologicznym fundamentem narodu. Z drugiej zaś strony będąc zaczynem cywilizacji poprzez pozabiologiczne formy adaptacji ekologicznych (lub wzmacniając dziedziczne adaptacje) tworzy kulturę – świadomą uprawę człowieczeństwa. Patrząc z tej perspektywy możemy zrozumieć to ,czego nie pojęli ,odrzucający czynniki materialne J. Evola i F. Koneczny. Dlaczego spośród trzech kast w naszej indoeuropejskiej tradycji , to kapłanie określani są jako „budowniczy pomostów” - pontifex. Co ważniejsze, dopiero to spojrzenie pozwala zrozumieć, jakim absurdem jest postawa „obywatelskiego” nacjonalizmu, odrzucającego najbardziej unikalne a jednocześnie najbardziej trwałe, konserwatywne biologicznie cechy jednostek , narodów i podgatunków. Nie rozumieją oni, że naród będąc niekwestionowaną wspólnotą duchową o specyficznej kulturze i charakterze, zawdzięcza tę swoją unikalność właśnie tradycji , odpowiadającej za dobór naturalny tych specyficznych cech charakteru[29]. Cechy te, nazywane przez wielu nacjonalistów duchowymi , mają jednak ekologiczne i biologiczne podłoże, przekazywane z generacji na generację w drodze dziedziczenia genetycznego .To jest właśnie ta wspólnota umarłych, żywych i nienarodzonych, łańcuch pokoleń, ciągnący się od zamierzchłej przeszłości, ku odległej przyszłości. Dlatego mieszanie tego podłoża , tych podgatunkowych podstaw narodu, poprzez akceptację mieszania naszego dziedzictwa biologicznego z innymi podgatunkami, niszczy rozmaitości i różnice u podstaw, w swoich pierwotnych formach. Siłą rzeczy, nie ma więc możliwości, aby naród, pozbawiony swojej wyjątkowości na podstawowym biologicznym poziomie, zachował ją na poziomach wyższych – kulturowym, cywilizacyjnym i polityczno państwowym. Aby zachował tym samym swoje istnienie - zawsze w końcu okaże się, że z pierwotną formą ( jak to jest obecnie w przypadku np. Macedonii a wkrótce również RPA) łączy go jedynie nazwa.

Historycznie rzecz ujmując, rodzimość i jednolitość tradycji, jest także gwarancją dla zabezpieczenia całego ekosystemu. Przeważnie możemy zaobserwować negatywny wpływ na ekosystem obcej tradycji, przyniesionej na jego obszar , przez obcy etnos (bez znaczenia czy to wskutek podboju, kolonizacji czy innego procesu). Przerwana wskutek tego, jedność krwi i gleby, rujnuje nie tylko rodzimy podgatunek, ale także przyrodę, wraz z krajobrazem.

Wystarczy tutaj przywołać historię Chorezmu, który ze swoim zaawansowanym rolnictwem, będąc w starożytności spichlerzem dla indoeuropejskich ludów Eurazji, po kilku inwazjach turańskich koczowników ,uległ całkowitemu upadkowi ,zostając na koniec zamienionym z rozkazu Tamerlana w pastwisko dla bydła. Nie było to jednak, jak się okazuje najgorsze, co mogło się przytrafić tej kolebce indoeuropejskiego rolnictwa  – komuniści, w swojej pogardzie dla natury zmieniając koryta miejscowych rzek zamienili step w pustynię z wysychającym Jeziorem Aralskim. Europejczycy podczas swoich kolonizacji mają także wiele niechlubnych epizodów, świadczących o braku ekologicznej świadomości. Przykładem niech będzie indukowanie do Australii europejskich królików, czy amerykańskich żab, które do dziś niszczą ten specyficzny ekosystem.

Pouczająca może być również opowieść rosyjskiego geopolityka L. Gumilowa  (podzielającego naszą definicję tradycji )[30]o Chaldejczykach ( kolejnych po Akadyjczykach  semitach władających pierwotnie sumeryjską Mezopotamią) i ich ingerencji w rodzimy ekosystem. Żona Nabuchodonozora, jako Egipcjanka doradziła mu „ulepszenie istniejącego od wieków systemu irygacyjnego, przez co system działający 1,5 tysiąca lat przestał istnieć, rolnictwo upadło a wraz z nim Babilon „gdyby królem był mieszkaniec tych ziem, zrozumiałby jakie zgubne skutki niesie ze sobą nieprzemyślana melioracja, albo by się poradził u miejscowych […] ale król był Chaldejczykiem, wojsko było z Arabów, doradcami byli Żydzi”. Wszyscy ci obcy nie wzięli pod uwagę groźby zasolenia gruntów, bo w Egipcie takiego niebezpieczeństwa nie ma. „Najtragiczniejsze było to, że migranci wchodzili w sprzężenie zwrotne z miejscowymi. Pouczali ich, wnosili udoskonalenia techniczne, dobre dla ojczystych krajobrazów migrantów, a nie dla miejsc, do których je mechanicznie wprowadzali”[31].

            Ostatni przykład zgubnego wpływu obcej tradycji na ekosystem, to nasze rodzime ziemie, przed wiekami podbijane ogniem i krzyżem przez Niemców, wspartych rzymską techniką. Na zajętych ziemiach Pomorza i Mazur, Germanie w pogardzie dla natury i gleby, którą desakralizowało wcześniej chrześcijaństwo zniszczyli dla krótkotrwałego zysku pierwotne puszcze bukowo-dębowe. Zastąpienie rodzimych gatunków drzew sprowadzonymi ze Skandynawii sosnami i świerkami, zniszczyło krajobraz, zmieniło klimat, zakwasiło gleby a także pozbawiło naszych przodków  ważnego awaryjnego źródła pokarmu[32].

            Gdy przeanalizujemy historyczne przykłady upadku wielkich potęg, opisywane przez największych historiozofów, takich jak Arnold Toynbee, Oswald Spengler czy Feliks Koneczny rzuca się w oczy ta sama prawidłowość. Odejście od opisanych powyżej aksjomatów, będących biologicznym fundamentem każdego ludzkiego organizmu społecznego, zawsze prowadzi do upadku. Jeżeli weźmiemy pod uwagę eksperymenty na gryzoniach prowadzone przez Calhouna, Christiana, Krebsa[33] możemy rozciągnąć to twierdzenie na wszystkie ssaki, określane jako gatunki społeczne. Chociaż w historii powszechnej przyczyny porzucenia podstaw i źródeł własnej potęgi cywilizacyjnej były różnorodne dla nas nie ma to większego znaczenia. Dziś upada nasza cywilizacja, a przyczyną tego jest biologiczna degeneracja jej podgatunkowych i ekologicznych fundamentów, spowodowana uporczywym narzucaniem nam wszechobecnego sceptycyzmu co do źródeł i znaczenia naszej tradycji oraz pozostałych aksjomatów[34].

Największym paradoksem tej sytuacji jest fakt, że mniejszość etniczna która stworzyła ten nihilistyczny prąd intelektualny, sama nigdy go nie przyjęła wewnątrz własnej społeczności, pozostając wierna własnej tradycji oraz aksjomatom, relatywizowanym na zewnątrz swojej grupy. Ten fałszywy mesjanizm (podobnie jak w przypadku chrześcijaństwa, którego semici ostatecznie nie przyjęli, pozostając wierni pierwotnemu judaizmowi jako ekskluzywnej religii plemiennej) jest ostatecznym argumentem przemawiającym za tym abyśmy do końca bronili podstaw naszej wyjątkowej genetycznej i cywilizacyjnej egzystencji. Nie bacząc na zarzuty o redukcjonizm tego stanowiska,  formułowane przez wyznawców romantycznego „ czucia i wiary”, czy też wcześniejszego skażenia naszej tradycji koncepcjami „życia wiecznego” poza światem doczesnym , podlegającym „mocy niegodziwca”[35], musimy być do końca wierni naszym aksjomatom jak ów Spenglerowski żołnierz z Pompei[36].

            Cała współczesna nauka, skłania do konkluzji, że utrata państwowości, kultury, cywilizacji czy nawet części tradycji, nie jest procesem nieodwracalnym, dopóki nie nastąpi zniszczenie, degeneracja bądź wymieszanie własnego biologicznego dziedzictwa. Jednak zniszczenie specyfiki własnego podgatunkowego dziedzictwa, uczyni proces odrodzenia się tradycji, a w dalszej kolejności kultury i cywilizacji niemożliwym. Musimy mieć świadomość, że jeżeli zniszczymy podstawy naszej egzystencji zawarte w opisanych uprzednio aksjomatach, staniemy się obcy sami sobie a w naszym domu – ziemi, będącej od tysięcy lat rodzimym ekosystemem, będziemy się czuć jak intruzi tracąc na zawsze szczęście i harmonię egzystencji.


Lech Obodrzycki

 

[1]          Rola jaką ten prąd  odegrał w unicestwieniu naszej cywilizacji  opisana została min u K. Mac Donalda w pracy „Kultura  krytyki „  i Arnolda Gehlena w „ Moralność i Hipertrofia moralności „O ile pierwszy ,za praprzyczynę sukcesu neomarksizmu uznał odejście od paradygmatu darwinowskiego w naukach społecznych  , przez F. Boasa i jego uczniów .przy czym nie było to spowodowane pojawieniem się jakichkolwiek nowych faktów w nauce ,a było efektem zakulisowych intryg w środowisku akademickim ,które wywołały zmianę ideologiczną za którą odpowiedzialni byli intelektualiści żydowscy.”Boas przez całe życie zwalczał ideę głoszącą że pierwotnym źródłem różnic dzielących grupy ludzkie pod względem umysłowym jest rasa. Zadanie to realizował przede wszystkim za pomocą nieustannego ,żeby nie powiedzieć niepohamowanego narzucania kategorii kultury „ K. Mac Donald „kultura krytyki „Warszawa 2012 s.133 Arnold Gehlen natomiast ,przyrównał neomarksizm do starożytnej szkoły filozoficznej cyników ,która odchodząc w swojej filozofii od powiązania państwowości z konkretnym etnosem ,stworzyła pojęcie kosmopolityzmu  aby konformistycznie wejść w łaski nowych ,postaleksandryjskich  władców multietnicznego świata hellenistycznego.

[2]          Mac. Donald. „Kultura krytyki” Warszawa 2015 str.435

[3]          John Freeslow „Fizyka życia” Warszawa 2009 str.94. Zob. także August Vogl „Zur Evolution der  Pflanzen”  Neue Anthropologie 2/3 1989 s.37

[4]          Karol Darwin, o pochodzeniu gatunków drogą doboru naturalnego 1846 podtytuł tego dzieła brzmi „ Pochodzenie gatunków poprzez naturalną selekcje lub ochronę najdoskonalszych ras w walce o życie” zob. również „Najdoskonalsze rasy” Securius nr.5 1999r. str.67.

[5]          E.Wilson „O naturze ludzkiej” Warszawa 1988 s.7.

[6]          Nicolai Hartmann „Nowe drogi ontologii” Toruń 98 s.33-34.

[7]          Tamże s.34.

[8]          Fizyka życia s.211.

[9]          Silva rerum Kraków 1998 s.13.

[10]        „Przełomową pod tym względem stała się więc w naszych czasach nowa teoria człowieka, skoro zdobyła się na zrozumienie daleko idącego uwarunkowania narodowego życia duchowego poprzez dziedziczne czynniki biologiczne. Pod pewnym względem fenomeny zróżnicowania rasowego mogą się dziś wydawać niepewne, nadzieje jednostronnie biologistycznie umysłów na rozwiązanie przy pomocy tego materiału problemów kulturowych mogą być przesadne. Nie można jednak wątpić w rozszczepienie rodzaju ludzkiego na linie o bardzo określonym i względnie trwale dziedziczonym typie predyspozycji z charakterystycznymi zdolnościami i skłonnościami.” Nicolai Hartmann „Nowe drogi” str.35.

[11]        Przypadek Phineasa Gage’a, już 100 lat temu potwierdzający ten fakt do dziś jest atakowany przez  lewicowych wyznawców „plastelinowego” mózgu ludzkiego na Wikipedii. Mimo że neurobiolodzy Steven Anderson, Hannah i Antonio Damasio badali w 99r. podobny przypadek dwojga młodych pacjentów z uszkodzeniami przyśrodkowej  i przedniej kory przed czołowej. S.Anderson „Impraiment on social and moral behavior related to early damage in human prefrontal cortex” Nature neuroscjence str.1032-1037. Cyt.za S.Pinker The blank slate. (wyd.polskie) „Tabula Rasa spory o naturę ludzką”  Gdańsk 2005r str.152.  

[12]        Pinker Tabuła Rasa s.75 Zwykłe szympansy są jednymi z najbardziej agresywnych ssaków znanych zoologom, natomiast szympansy bonobo należą do najbardziej łagodnych .Wśród zwykłych szympansów, samce dominują nad samicami, u szympansów bonbo, to samice grają pierwsze skrzypce. Zwykłe szympansy uprawiają seks w celach prokreacyjnych, szympansy bonobo robią to dla przyjemności.

[13]        „Bodźcem najsilniej wzbudzającym agresje wśród zwierząt jest widok obcego osobnika, szczególnie gdy narusza on ich terytorium. To ksenofobiczne zachowanie, zostało udokumentowane prawie w każdej grupie zwierząt prezentujących wyższe formy organizacji społecznej” - te słowa Edwarda Wilsona zamieszczone w jego socjobiologii ściągnęły na niego wściekłe ataki neomarksistów. Bezpośrednim powodem był ostatni rozdział tego dzieła,  w którym także człowieka określił jako zwierzę społeczne.

[14]        E.O.Wilson Socjobiologia, Poznań 2000 str.16.

[15]        Socjobiologia geny a zachowania społeczne. Securius nr.6 2001r str. 51

[16]        E.O. Wilson Socjobiologia Poznań 2000 str.72.

[17]        Tadeusz Bielicki „Pojęcie natury ludzkiej w świetle biologicznej teorii zachowań społecznych”  w  „Dylematy współczesnej cywilizacji a natura człowieka” . Poznań 97, str.17 

[18]        Księga Rodzaju 2.22.

[19]        W języku Sumerów słowo Ti oznacza i „ żebro” i „życie”. Dlatego bogini stworzona po to aby uśmierzyć ból żebra  u wielkiego sumeryjskiego boga wody Enki nazywała się Nin-ti. Co oznaczało pani żebra i pani dająca życie. Wg biblii natomiast imię Ewa oznacza „ta co daje życie” a żebro to już zupełnie inne słowo. A. Kondratow Zaginione cywilizacje Warszawa 1973r. Str.70.

[20]        Varg Vikernes i Marie Cachet „The cult of mithra and hymiskvida” 2018 str. 9

[21]        S.Koper „ Miłość, seks i polityka w starożytnej Grecji i Rzymie.  Str.6

[22]        Nacy Etcoff „Przetrwają najpiękniejsi” str.86. Boleśnie się o tym przekonał magazyn dla kobiet Viva który w lewackim szaleństwie równouprawnienia, rozpoczął publikowanie rozkładówek z nagimi mężczyznami ale zaprzestał tego kiedy nie wzrosła sprzedaż, kiedy Play Girl po podobnej klapie zrobiło badanie, okazało się, że dzięki męskiej goliżnie , w międzyczasie z pisma żeńskiego stało się pismem męskich sodomitów.

[23]        F. Koneczny „O wielości Cywilizacji” Warszawa 2002 s.183

[24]        Z. Unibor Słowiński „ Koczownik i rolnik” Securius nr.5 1999r. s.54

[25]        E.O.Wilson Socjobiologia s.102

[26]        Cała współczesna nauka ma swoje korzenie w starej indoeuropejskiej tradycji sakralnej, jest jej zlaicyzowaną ze świadczoną formą - chemia pierwotnie była alchemią, antropologia antropozofią, astronomia astrologią, a geografia geografią sakralna itp. A. Fiedelkiewicz  Wielka wojna kontynentów rozważania o konflikcie żywiołów, euroazjatyzmie i antantyzmie Stańczyk 1(32) 1998 s.24.

[27]        W tym znaczeniu, biorąc pod uwagę wpływ czynników środowiskowych na populacje zamieszkująca dany ekosystem, możemy zrozumieć takie tradycje jak pustynna poligamia semitów, czy niektórych plemion sacharyjskich lub Indian Shipboo. Ekstremalnie ciężkie warunki środowiskowe wymusiły posiadanie kilku żon - dzięki temu mogły one rodzić na zmianę zamiast co roku a odstęp między ciążami pozwalał na zachowanie energii przez organizm kobiety  która byłaby zużyta na kolejną ciąże do wykarmienia przez dłuższy czas noworodka zwiększając tym samym jego szanse na przeżycie. Ekologia behawioralna podobnie tłumaczy przeciwstawną poligyniczną tradycję tybetańską i nepalską, gdzie ubogie gleby w górskich dolinach wymuszają małżeństwa wielu mężczyzn z jedną kobietą aby nie rozdrabniać stanu posiadania rodziny. Źródło Wikipedia.

[28]        Jan Stachniuk Człowieczeństwo i kultura Wrocław 1996  s.19-21

[29]        Przyznaje to również twórca „biologii dialektycznej „ R. Levontin stwierdzając „dobór naturalny cech charakteru to kwintesencja darwinizmu”

[30]        L.  Gumilow choć był geografem i historykiem, w swojej teorii pasjonarnej etnogenezy zdefiniował tradycję w kategoriach przyrodniczych, jako psychofizjologiczny mechanizm odruchu warunkowego, przekazywany poprzez wychowanie z pokolenia na pokolenie „dzięki czemu stereotyp zachowania staje się wyższą formą adaptacji”. L .N. Gumilow  Etnosfiera  Moskwa 1993 s. 102.

[31]        Cyt.za Ryszard Paradowski „Eurazjatyckie Imperium Rosji” Toruń 2001 s.72

[32]        Popiół drzewny z buka stanowił podstawowy składnik w produkcji szkła. Na jedną partię wyrobu, huta zużywała 3 metry sześcienne drewna, dalsze 100 metrów zużywano do wytopienia szkła ( Buk jest także najbardziej kalorycznym drewnem opałowym). W Niemczech, powstałe w wyniku tej rabunkowej gospodarki lasy świerkowe, nazywano szklanymi. Słowianie, podczas wyjątkowo trudnych zim i na przednówku wedle tradycji, wykorzystywali do przetrwania mąkę ze zmielonych orzechów buczyny. U. Stumpf „Mityczne drzewa” Warszawa 2018 s.38-40.

[33]        Według tych badaczy, paradoksalnie, umożliwiając rozwój populacji z pominięciem wszystkich czynników selekcji ,które gatunek spotyka w naturze, zamiast rozwoju populacji, dochodzi do załamania behawioralnego, polegającego na tym że większość osobników zaczyna zachowywać się nie normalnie przez co nie osiągają sukcesu reprodukcyjnego.  Dotyczy to również  zindustralizowanych społeczeństw  ludzkich np. szwedzkiego lub japońskiego. http://www.physicsoflife.pl/dict/eksperyment_calhouna.html#single_pasozyty

[34]        „ Zasadnicze rozpoznanie przyświecające zarówno szkole frankfurckiej i jej współczesnym odroślom postmodernistycznym jak i antropologii boasowskiej i wszystkim krytykom podejść biologicznych i ewolucjonistycznych w naukach społecznych polega na tym, że niczym nie ograniczony sceptycyzm i powodowane przezeń rozczłonkowanie dyskursu w społeczeństwie jako  całości jest znakomitym sposobem na zapewnienie ciągłości kolektywistycznych strategii grup mniejszościowych. Największe zagrożenie ze strony świata intelektualnego dla kolektywistycznych strategii grup mniejszościowych polega na tym, że nauka jako przedsięwzięcie indywidualistyczne prowadzone w atomistycznym uniwersum dyskursu mogłaby rzeczywiście skrystalizować się wokół systemu uniwersalistycznych twierdzeń na temat postępowania człowieka- twierdzeń, które poddały by w wątpliwość zasadność moralną takich kolektywistycznych strategii grup mniejszościowych jak strategia żydowska.  Jednym ze sposobów zapobieżenia temu jest postawienie pod znakiem zapytania nauki jako takiej i zastąpienie jej uporczywym sceptycyzmem co do struktury wszelkiej rzeczywistości.

            Zamierzonym celem tych prądów jest narzucenie współczesnemu światu intelektualnemu swego rodzaju średniowiecznej ortodoksji antynaukowej. W odróżnieniu od średniowiecznej ortodoksji chrześcijańskiej, która była zasadniczo antysemicka, ta nowa ortodoksja jednocześnie ułatwia kontynuacje żydowskiej ewolucyjnej żydowskiej strategii grupowej, bagatelizuje jej znaczenie jako kategorii intelektualnej i społecznej i dekonstruuje intelektualne podstawy rozwoju większościowych nie żydowskich strategii grupowych”. Kevin MacDonald „Kultura Krytyki” W-wa 2012 s.427.

[35]        1 Jana 5.1

[36]        „ Urodziliśmy się w tej epoce i musimy dzielnie iść do końca drogą nam wyznaczoną. Nie pozostaje nam nic innego. Jest naszym obowiązkiem wytrwać na straconej pozycji bez nadziei i bez ratunku. Wytrwać jak ów rzymski żołnierz, którego znaleziono  przez bramą w Pompei, a który zginął, ponieważ podczas wybuchu Wezuwiusza zapomniano odwołać go z posterunku. Oto wielkość, to się nazywa być rasowym. Ten honorowy koniec jest jedyną rzeczą której nie można ludziom odebrać.” Oswald Spengler „Historia, kultura, polityka”  Warszawa 1990 s.82. 

Pod względem ekonomicznym socjalizm to rzeczywisty ruch znoszenia prywatnej własności środków produkcji, rozwijania społecznej własności samych wytwórców ku jej pełnej dominacji. W tym sensie socjalizm to nowa ekonomiczna formacja społeczeństwa. Socjalizm to wyjście w ekonomice poza kapitalizm, a nie "okiełznanie" czy "oswojenie" kapitalizmu przez wymuszenie w jego ramach sprawiedliwego podziału (i ograniczanie uspołecznionej własności do instytucji sfery socjalnej, powszechnych usług socjalnych -”Jak wyobraża to sobie "demokratyczny socjalizm").
Znoszenie własności prywatnej ma jednak szanse trwałości tylko wtedy i tam, gdzie globalnie i w poszczególnych dziedzinach przynosi ona wyższą wydajność i lepsze zaspokojenie społecznych potrzeb niż przy funkcjonowaniu własności prywatnej. Musi następować w warunkach narodowej gospodarki, narodowego podziału pracy, pogłębiając, a nie cofając w tej skali uspołecznienie procesów produkcji i wymiany. Dokonywać się więc musi stopniowo, w warunkach konkurencji nie tylko z własnością prywatną, ale i konkurencji między różnymi formami własności uspołecznionej. Zwyciężanie nie w drodze apriopriacji, lecz właśnie w konkurencji, to gwarancja faktycznego uzyskiwania wyższej efektywności. Dokonywać się więc musi w gospodarce mieszanej, w ramach stosunków rynkowych, w warunkach równoprawność i w ekonomicznym współzawodnictwie "sektorów" i form własności.

Socjaldemokracja uznaje dogmatycznie i ahistorycznie gospodarkę mieszaną za ideał socjalizmu. Dla socjalnacjonalisty nie jest ona celem, lecz historycznym środkiem rzeczywistego przezwyciężania własności" prywatnej. Socjalizm nie może opowiadać się za "równością szans" sektorów i form własności. Pociągałoby to obowiązek reanimowania tych, które przegrają w konkurencji. Ale też nie przesądzamy dogmatycznie, które formy są wyższe. Jeśli uspołecznione formy nie będą w stanie zwyciężać w "sprawiedliwej" konkurencji, to nici z socjalizmu, nie będziemy go nasadzać na siłę.

Proces uspołeczniania własności dokonywać się musi przez rozwijanie inicjatywy i z inicjatyw samych wytwórców. To oni muszą akumulować środki na ten cel, organizować wspólne przedsiębiorstwa, uczestniczyć w ich zarządzaniu i współzarządzaniu nimi na wszystkich szczeblach, traktować je jak własne. Jesteśmy za różnorodnością form własności uspołecznionej, od międzynarodowej do drobnej. Jesteśmy przeciw doktrynerskim koncepcjom nie tylko docelowego globalnego upaństwowienia własności, ale i globalnego jej uspółdzielczenia czy powszechnego przekształcenia 'poszczególnych przedsiębiorstw w kolektywną własność ich załóg pracowniczych itp. Nie proklamujemy dogmatycznie: te formy są ex definitione wyższe, tamte - niższe. Kapitalizm wytworzył wielość form własności, nie ma podstaw, żeby socjalizm sprowadził wszystkie formy do jednej. Bogactwo jego form będzie niewątpliwie historycznie zmienne, określone będą zwyciężać w konkurencji w poszczególnych dziedzinach i uzyskiwać dominację w przedsiębiorstwach o określonej skali produkcji.    ’

Proces uspołecznienia własności produkcji nie musi, a w dzisiejszych warunkach nie może, przebiegać z rozmachem dopiero po obaleniu politycznej władzy kapitału przez narodowy ruch polityczny. Może i musi być rozwijany w warunkach i ramach burżuazyjnego demokratycznego porządku prawno-politycznego. W tych ramach wywalczyć można równoprawność sektorów. Nawet przy uzyskaniu większości parlamentarnej trzeba w interesie zdrowego rozwoju gospodarki uspołecznionej zachować równoprawność, nie dawać gospodarce -uspołecznionej administracyjnych przywilejów, nie wyrywać jej sztucznie ze świata, z rynku pieniężnego i kapitałowego. Jedyny przywilej uspołecznionej własności to wyłączenie jej z dziedziczenia i z podatku spadkowego. Prywatna własność musi podlegać dziedziczeniu, ale obciążona wysokim progresywnym podatkiem spadkowym.

Taka koncepcja wymaga "zrewidowania" dogmatu o dyktaturze „proletariatu” jako niezbędnym wstępie do efektywnego uspołeczniania własności na znaczącą skalę. Oczywiście rząd socjalistycznej większości jest pożądany dla prawnego zagwarantowania i efektywnego respektowania równoprawności "sektorów", eliminacji prawnych i budżetowych przywilejów dla własności prywatnej.

Rozwiązanie w perspektywie sprzeczności kapitalizmu może być uzyskane tylko w drodze rozbudowy uspołecznionej własności, bardziej efektywnej niż prywatna. Jednakże i doraźnie uspołeczniona własność musi być broniona i uzdrawiana, jako zdobycz ludzi pracy, a nie trwoniona i niszczona. Przemawiają za tym ważkie racje:

a) Po pierwsze - nieakumulowana część wartości dodatkowej w jej ramach wytwarzanej jest przeznaczana na zaspokojenie indywidualnych i zbiorowych potrzeb ludzi pracy, a nie prywatnych właścicieli (różnymi kanałami: poprzez fundusze socjalne przedsiębiorstw, poprzez budżety państwa i terytorialnych społeczności itp.). Stanowi gwarancję stabilności funduszu spożycia zbiorowego, realizacji praw socjalnych obywateli.

b)Po drugie - gwarantuje (w różnych formach,- zależnych od form społecznej własności) udział załóg i współwłaścicieli przedsiębiorstw w zarządzaniu i zysku przedsiębiorstwa, w decyzjach ekonomicznych, uczy gospodarowania, czyni dostępnym aktywne uczestnictwo w konkurencji, współzawodnictwie ogółowi wytwórców, niezależnie od kapitału (w spółdzielczości wyraża to zasada: jeden członek - jeden głos; w spółdzielczość i pracy - niezatrudnianie pracowników nie będących członkami spółdzielni itp).

c)Po trzecie - w b. krajach socjalistycznych wielka własność uspołeczniona jest, jako wielka własność, jedynie zdolna przeciwstawić się w toku włączania .gospodarki w międzynarodowy podział pracy, w światowy rynek, dominacji wielkiego kapitału obcego, bronić ludzi, pracy i naród przed zepchnięciem do III. świata, ekonomiczną i kulturalną degradacją.

W byłych krajach socjalistycznych podstawowym wyróżnikiem sił opowiadających się za socjalizmem jest stosunek do hasła i polityki prywatyzacji' i reprywatyzacji. Kto opowiada się za ta polityka, ten porzuca ruch ku socjalizmowi, opowiada się faktycznie za aktywną, programową polityką restauracji kapitalizmu. Prywatyzacja oznacza bowiem politykę świadomego, doktrynalnego przekazywania własności uspołecznionej ludzi pracy prywatnym właścicielom, w tym głównie kapitałowi zagranicznemu; przekazywania za wszelką cenę, za pół darmo. Oznacza prowadzenie polityki podatkowej stawiającej uspołecznione przedsiębiorstwa w sytuacji wymuszającej ich upadłości, a dającej przywileje własności prywatnej. Oznacza ustawodawstwo wywłaszczające na rzecz państwa własność spółdzielczą, by ją następnie "sprywatyzować”. Oznacza odbieranie załogom przedsiębiorstw praw współdecydowania o swym przedsiębiorstwie.
Cały światowy socjalizm, łącznie z socjaldemokratycznym, zwalcza prywatyzację jako hasło i praktykę torysów, neokonserwatyzmu. W całej tradycji polskiego socjalizmu postulowano i wspierano rozbudowę, a nie destrukcję społecznej własności. Nawet w opracowanym przez "fraków"(D programie PPS z 1920 roku domagano się komunalizacji aptek i piekarń.) Doświadczenie kontrrewolucji dowodzi, że prywatyzacja uspołecznionych przedsiębiorstw, przekazanie ich prywatnemu kapitałowi, naga zmiana formy własności nic nie daje pod względem efektywności gospodarki.

Socjalizm musi natomiast opowiedzieć się zdecydowanie za powszechną komercjalizacją wszelkich produkcyjnych, usługowych i handlowych przedsiębiorstw uspołecznionych - państwowych, spółdzielczych, komunalnych, mieszanych. Przez komercjalizację rozumiemy zdecydowane zerwanie z nakazowo-rozdzielczym, centralistycznym systemem zarządzania uspołecznionymi przedsiębiorstwami, wykroczenie poza wąski zakres działania na gruncie "rozrachunku gospodarczego", „jednorocznego zysku” itp., a pełne włączenie każdego z nich w rynek kapitałowy. Stają się one przedmiotem obrotu - kupna/sprzedaży - dla wszystkich podmiotów, uspołecznionych i prywatnych, bez przywilejów dla prywatnych. Gdy okazują się nieefektywne mogą być, a gdy bankrutują - muszą być, sprzedawane w ramach ogólnej procedury rynkowej, z reguły w drodze publicznego przetargu. Jednakże środki uzyskane z takich transakcji muszą być obligatoryjnie kierowane na modernizację, na nowe inwestycje sektora uspołecznionego, a nie na łatanie dziur w budżecie podmiotów-właścicieli w sferze pozaprodukcyjnej (i, oczywiście, nie mogą być trwonione na opłacanie kosztów prywatyzacji firmom obcego kapitału). Komercjalizacja dokonywana być musi pod kątem zachowania i pomnażania substancji uspołecznionej własność i w warunkach równoprawnej konkurencji, a nie pod kątem doktrynalnego niszczenia tej własności.

Czy takie stanowisko nie staje w sprzeczności z uznaniem "gospodarki mieszanej", nie wyklucza równoprawność i własności prywatnej? Nie. Lecz własność prywatna powstawać i działać ma z własnych funduszy, a nie w drodze zaboru uspołecznionej. Z własnych funduszy zarówno krajowych, jak i zagranicznych. W szczególności z "oszczędności" gromadzonych przez ludzi pracy (nawet w warunkach podziału wg pracy takie oszczędności nieuchronnie powstają i musi być otwarta droga swobodnego ich przekształcania w kapitał prywatny różnych form: tworzenia indywidualnych -czy rodzinnych przedsiębiorstw, lokowania ich w akcje itp.). Przeciwstawiać się należy natomiast wszelkim programom określania z góry wielkości docelowego udziału poszczególnych form własności w całościowej strukturze gospodarki narodowej, a co za tym idzie - wyznaczania kwot, branż, wielkości przedsiębiorstw, które należy przekazać prywatnej własności krajowej, "dużym inwestorom zagranicznym" i - obłudnie, na otarcie łez - akcjonariatowi pracowniczemu czy "obywatelskiemu" (obłudnie, bo zwolennicy tych koncepcji są świadomi, że oznacza to pośredni sposób koncentracji tych akcji u dużych akcjonariuszy, wykupywania ich po niskiej cenie wobec masowości podaży). Głoszenie programu, iż należy zmierzać do "normalnej" struktury globalnej gospodarki mieszanej jest zakamuflowaną opcją za prywatyzacją, za restauracją kapitalizmu, bowiem za ową "normalność" otwarcie ogłasza się strukturę rozwiniętych krajów kapitalistycznych (i to najczęściej EWG, a nie np. Szwecji).

Socjalistyczna opcja wymaga zwłaszcza zdecydowanego przeciwstawienia się prywatyzacji bankowości. Tylko przez zachowanie przewagi banków uspołecznionych (państwowych, spółdzielczych, komunalnych) i mocnego państwowego nadzoru nad całością bankowości państwowego banku centralnego można skutecznie zagwarantować równoprawność kredytowania gospodarki uspołecznionej, eliminować uprzywilejowanie prywatnej. Ruch socjalistyczny musi w szczególności występować przeciwko brutalnej ingerencji obcego kapitału zachodniego, w tym – międzynarodowego,w postaci udzielania kredytów wyłącznie dla sektora prywatnego i to pod warunkiem, że rządy w b. krajach socjalistycznych dołożą z własnego budżetu odpowiednie kwoty przeznaczone wyłącznie dla tego sektora (a na dodatek, że kredyty zagraniczne będą gwarantowane przez państwowe uspołecznione banki, a nie udzielane na ryzyko zagranicznego kredytodawcy). Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby: dary i kredyty dla sektora prywatnego trzeba przyjmować, ale nie na ryzyko państwa. Gwarantowane przez państwo - tylko dla państwowych i komunalnych przedsiębiorstw, i to nie uniwersalnie, a w ramach własnej polityki przemysłowej.
Nie domagamy się wyłączności finansowanie przez uspołecznione banki przedsiębiorstw uspołecznionych, a przez prywatne - prywatnych. I tu obowiązuje komercjalizacja, równoprawność sektorów w uzyskiwaniu kredytu. Przywileje należy stosować na gruncie polityki przemysłowej dla modernizacyjnych przedsięwzięć, dla określonych branż - niezależnie od form własności. Obrona przed prywatyzacją własności uspołecznionej - to defensywne i doraźne zadanie ruchu socjalistycznego, zadanie zastopowania kontrrewolucji. Podstawowy program nowoczesnego socjalizmu - to rozwijanie i umacnianie własności uspołecznionej - nowoczesnej i efektywnej.
Konieczne jest teoretyczne przezwyciężenie ideologicznej koncepcji, iż państwowa własność - to własność niczyja (rozciąganej na wszelką społeczną własność). Nie była ona, nie jest i nie będzie "niczyja". Od strony teoretycznej to absurd, contradictio in adiecto, to prymitywny psychologizm, utożsamiający własność z poczuciem własności, a nie z obiektywnym stosunkiem ekonomicznym. Na gruncie takiej teorii równie dobrze jako "niczyja" może pojawiać się własność komunalna, spółdzielcza, ale i akcjonariatu pracowniczego, akcyjnego kapitału drobnych akcjonariuszy. Z drugiej strony troska o "firmę", o jej efektywność i rozwój pojawia się nierzadko i szeroko u robotników, pracowników najemnych w prywatnych firmach kapitalistycznych, i to nie tylko w małych firmach, lecz i-w kolosach, zatrudniających dziesiątki tysięcy ludzi.

Nie "niczyjość" była słabością gospodarki uspołecznionej w realnym socjalizmie, nie państwowa forma własności jako taka., lecz nakazowy system zarządzania nią, centralistyczna rozdzielczość. Świadczą o tym liczne przykłady doskonale funkcjonujących przedsiębiorstw państwowych w kapitalizmie. Nie uzależnianie człowieka od państwa, lecz alienacja państwa w realnym socjalizmie, biurokratyczny centralizm, który prowadził do traktowania państwa nie jako państwa swojego, lecz jako agresora. Jednakże pamięć o tych wadach gospodarki realnego socjalizmu sprzyja chwytliwości ideologii "niczyjości" u ludzi pracy, sprzyja temu, że ulegają mitom prywatyzacji, nie bronią swoich zakładów przed wywłaszczeniem.

Socjalizm musi przeciwstawiać się zdecydowanie rozdawaniu własności państwowej (i wszelkiej społecznej) jako „niczyjej” nie tylko prywatnym właścicielom krajowym i zagranicznym, ale i załogom pracowniczym za darmo, czy ogółowi obywateli. Za darmo przekazywać ją, decentralizując gestię, lokalnym władzom komunalnym - tak. Dzierżawić załogom czy pojedyńczym ajentom w różnych formach, umożliwiać załogom wykupienie zakładu na długoterminowy kredyt na zasadach czy to akcjonariatu pracowniczego, czy spółdzielczych - tak. Ale i pozostawiać jej przedsiębiorstwa Jako skomercjalizowane jednostki w gestii Skarbu Państwa, dopuszczać nie tylko ich podział na mniejsze jednostki, ale i fuzje przedsiębiorstw państwowych; dopuszczać do powiększania kapitału przez te przedsiębiorstwa w drodze emisji akcji i przekształcanie ich w ten sposób we własność mieszaną z podmiotami prywatnymi i uspołecznionymi; wchodzić w międzynarodowe uspołecznione przedsiębiorstwa, lokować państwowe kapitały w zagraniczne przedsiębiorstwa uspołecznione i prywatne. Tworzenie nowych państwowych przedsiębiorstw, wchodzenie z kapitałem państwowym w modernizację przedsiębiorstw istniejących w newralgicznych strukturalnie dziedzinach, strategiczne lokowanie kapitału państwowego także zagranicą- to wszystko ważne formy i środki aktywnej polityki przemysłowej.

Zadaniem socjalnacjonalizmu jest odrodzenie ruchu spółdzielczego jego 150-letniej tradycji. Należy bronić spółdzielczej własności przed kontrrewolucyjnym rozgrabianiem, przed sankcjonującym to antyspółdzielczym ustawodawstwem (w tym przed upaństwowianiem tej własności, by następnie rozdać ją jako “niczyją"), przed likwidacją spółdzielczości w drodze przymusowego ich przekształcenia w spółki akcyjne.Wyeliminować trzeba centralistyczno -nakazowy system własności spółdzielczej, obligatoryjną podległość spółdzielni ich centralom - związkom. Wyeliminować pseudospółdzielnie osób prawnych jednakże o własności tych central i pseudospółdzielni decydować powinni sami spółdzielcy. Nie wolno też odbierać im prawa swobodnego zrzeszania się, tworzenia wspólnych przedsiębiorstw, wspólnych inwestycji.- i tutaj trzeba walczyć o zasadę, że kapitał spółdzielczy nie może być przejadany przy podziałach, sprzedaży i fuzjach spółdzielczych przedsiębiorstw, lecz stanowić niepodzielny kapitał produkcyjny spółdzielni- członków lub ich związków. Może być z woli spółdzielców lokowany w akcyjne przedsiębiorstwa. Jednakże podstawą spółdzielczości musi być ruch od dołu: spółdzielnie pracy, handlowe, mieszkaniowe, kredytowe zarządzane przez członków - osoby fizyczne.

Ruch socjalistyczny musi zdecydowanie demaskować wykorzystywanie antymonopolistycznej demagogii w celach rozbijania własności państwowej i spółdzielczej. Monopolistyczne ich położenie było hamulcem rozwoju w warunkach zamkniętej gospodarki nakazowo-rozdzielczej. W warunkach "otwarcia na świat", wewnętrznej konkurencji prywatnych i uspołecznionych przedsiębiorstw, groźba ta generalnie rzecz biorąc odpada. Ruch socjalistyczny musi być promotorem obrony i rozwoju samorządu pracowniczego w przedsiębiorstwach wszystkich form własność i domagać się jego udziału w zarządzaniu przedsiębiorstwami, jawności gospodarki przedsiębiorstw dla organów samorządu. We wszystkich zakładach obowiązywać powinny jednakowe odpisy z zysku na fundusze socjalne zarządzane - wobec pluralizmu związkowego - wyłącznie przez samorząd wybrany-przez ogół zatrudnionych. W wielkich przedsiębiorstwach akcyjnych przedstawiciele samorządu zasiadać muszą obligatoryjnie w ich radach nadzorczych, a w uspołecznionych dysponować w tych radach możliwością blokowania węzłowych decyzji dotyczących powiększania kapitału, emisji akcji, podziałów i. fuzji, sprzedaży części majątku przedsiębiorstwa, przeprowadzania przetargów i określania ich warunków. Komercjalizacja i prywatyzacja nie mogą być wykorzystywane Jako narzędzie likwidacji samorządów pracowniczych i ich uprawnień.

Należy zwalczać politykę masowego bezrobocia, ideologię, iż jest ono koniecznym następstwem rewolucji naukowo-technicznej i narzędziem forsowania jej rozwoju. Opowiadamy się za regulowaniem ruchu siły roboczej przez rynek pracy, na którym podaż ma przewagę nad popytem, przeciwko gospodarce niedoboru siły roboczej. Lecz jednocześnie - za nałożeniem na państwo obowiązku prowadzenia polityki pełnego zatrudnienia. Masowe bezrobocie jest marnotrawieniem sił twórczych narodu, obciążaniem tych, którzy pracują, haraczem na utrzymanie bezrobotnych, a jednocześnie naruszeniem godności człowieka. Postęp naukowo-techniczny produkcji powinien prowadzić do racjonalnego skracania czasu pracy, a nie podziału społeczeństwa na uprzywilejowanych pracujących i żyjących na ich koszt milionów pracy pozbawionych. Doświadczenie wskazuje, że - zwłaszcza w warunkach recesji - bezrobocie bynajmniej nie staje się biczem wymuszającym większą wydajność pracy,a często,związane z niewykorzystaniem istniejących mocy wytwórczych, prowadzi do obniżenia wydajności.

Jeśli opowiadamy się za gospodarką otwartą na świat, to - rzecz prosta - nie za obłędnym leseferyzmem, lecz za połączeniem tej gospodarki z aktywną polityką przemysłową, rolną, celną państwa, która nie wyklucza doraźnych elementów "protekcjonizmu" na wewnątrz i na zewnątrz. Polityką jednakową dla wszystkich form własności, ale nie dla branż gospodarki. Polityką, która zakłada osłonę perspektywicznych gałęzi gospodarki przed dumpingiem, przed dominacją obcego kapitału, osłonę wybranych działów wytwórczości i inwestowanie w te działy, włącznie z ich przejściowym dotowaniem itp. A jednocześnie polityką zagradzającą drogę tworzeniu się monopolistycznych pozycji na rynku krajowym, konserwatywnym zmowom, krajowych i zagranicznych producentów. Monopole zwalczać jednak trzeba (i trwale tylko to jest skuteczne) głównie metodami "ekonomicznymi". Podobnie, jeśli wypowiadamy się przeciwko ustalaniu z góry proporcji udziału w mieszanej gospodarce poszczególnych sektorów i typów własności, nie oznacza to wyrzeczenia się prowadzenia określonej polityki kształtowania tych proporcji. Chodzi o to, by nie była to polityka doktrynerska. Określenie trafnej polityki strukturalnej w dziedzinie własności wymaga jednak rzetelnych badań, obiektywnych, rozpraszających mity. Mamy wiele faktów, że wiodącą rolę w rozwoju efektywności i wydajności produkcji w przemyśle, usługach i handlu odgrywa wielka własność, wielkie przedsiębiorstwa, w tym - międzynarodowe. Lecz jednocześnie wiele mistyki o tym, że rzekomo rośnie rola przedsiębiorstw małych i od ich rozwoju zależy przyszłość, że "małe jest piękne", że zwalczać trzeba giganty, dzielić je na drobne itp. Potrzebne są rzeczowe badania roli drobnych akcjonariuszy w rozwiniętej gospodarce kapitalistycznej, roli kapitałów gromadzonych przez fundusze emerytalne, ubezpieczeniowe itp. Wydaje się, iż nawet jeśli małe przedsiębiorstwa odgrywają rosnącą rolę we współczesnej gospodarce, to nie ma podstaw, by utożsamiać tę rolę wyłącznie z przedsiębiorstwami stanowiącymi własność prywatną. Przecież istnieją wydajne*małe przedsiębiorstwa uspołecznione - spółdzielcze, komunalne i państwowe. A więc i tu w polityce kształtowania struktury przedsiębiorstw główny nacisk położyć trzeba nie na forsowanie z góry założonej proporcji sektorów własności, lecz na sprzyjanie rozwojowi przedsiębiorstw o określonej wielkości w określonych branżach, rodzajach wytwórczości, na modernizację określonych gałęzi produkcji, wdrażanie określonych technologii itp.

Paweł Doliński

poniedziałek, 29 październik 2018 20:37

Grzegorz Ćwik - Ziemia jako element Narodu

Nacjonalizm Szturmowy aby stanowić skuteczną broń przeciw liberalizmowi musi ewoluować do komplementarnej ideologii, która objawia się zarówno w teorii politycznej, jak i całościowym zbiorze wyobrażeń i wartości o charakterze historyczno-filozoficznym. W ciągu ostatnich miesięcy z pewnością wiele zrobiono w kwestii rozwoju tej idei, jednak cały czas pozostaje przed nami ogrom pracy. Nacjonalizm Szturmowy, jakkolwiek jest ideologią i futurystyczną i niezwykle świeżą, to jednak jak każda idea narodowa skupia się właśnie na Narodzie, jako najdoskonalszej zbiorowości, która określa w najwyższym stopniu  naszą świadomość i tożsamość. W ostatnim okresie w publicystyce dotyczącej Nacjonalizmu Szturmowego i jego definicji Narodu stawiano głównie akcent na czynnik etniczny. Wiązało się to, i wiąże nadal, z trwającą dyskusją w naszym środowisku (i nie tylko nim) nad kwestią definicji Narodu. O ile i piszący te słowa i szereg innych autorów rozwinęło i bardzo mocno ugruntowało etniczne pojmowanie narodowości, o tyle cały czas pozostają inne składowe, które warto poruszyć. W niniejszym tekście mam zamiar opisać znaczenie aspektu, który w całej publicystyce narodowej jest obecnie mocno zapomniany i właściwie nieobecny. Chodzi mi mianowicie o ziemię i jej znaczenie dla nas jako ludzi jak i Narodu.

Podstawy

W powyższym wstępie wprowadziłem dwa pojęcia, które dla naszej idei są podstawowe: tożsamość i świadomość. Zarówno prądy wspólnotowe, tradycjonalistyczne jak i liberalne odwołują się do tożsamości – czy będzie to tożsamość narodowa, kulturowa, płciowa czy inna, to aspekt ten jest nie do przecenienia. Tożsamość zaś rzutuje w prosty sposób na świadomość. Wyjaśnię pokrótce co rozumiem przez oba te terminy, aby następnie przejść do dalszych rozważań.

Tożsamość jest to grupa obiektywnych jak i subiektywnych czynników, które tworzą zbiór elementów budujących nas jako ludzi w rozumieniu wspólnotowym jak i personalnym. Człowiek bowiem posiada naturalną potrzebę identyfikacji z jakąś grupą. Jedynie część swojej osobowości jesteśmy w stanie wytworzyć sami, resztę zaś „przejmujemy” od innych ludzi. Na tożsamość składa się wszystko do czego może odwołać się dana wspólnota jak i pojedynczy człowiek, gdy zadaje sobie pytanie „kim jesteśmy, kim jestem?”. Tak więc tożsamość jest tworzona przez pochodzenie etniczne, narodowe, regionalne, wyznawaną wiarę, wspólną historię, język, kulturę , tradycję, klasę społeczną. Ponadto elementy jakie wpływają na tożsamość to także wykształcenie, grupa zawodowa, społeczna etc.

Świadomość z kolei to element, który rozpatrywać będziemy niekoniecznie w jego „podręcznikowej” definicji, ale jako swoisty sposób funkcjonowania człowieka. Choć i ta może być nam pomocna. Wedle niej świadomość to stan, kiedy jednostka rozumie i zdaje sobie sprawę z wewnętrznych zjawisk zachodzących w niej samej, jak i tych zewnętrznych. Dla nas świadomość będzie to przede wszystkim sposób rozumienia siebie i zewnętrznego świata, a więc tu nie ma generalnie sprzeczności czy różnicy z ogólnie przyjęta definicją. Oczywiście pamiętać musimy, że świadomość występuje w różnych „odmianach”, zależnych od regionu świata, narodowości, etniczności , rasy, języka i wielu innych, zmiennych czynników. Czemu tak jest? Otóż dlatego, że świadomość to prosta pochodna tożsamości, to jest te elementy, które „tworzą” nas jako ludzi i jako część określonych wspólnot, wpływają na to, jaką mamy świadomość. A skoro składowe tożsamości są tak różne, to świadomość nasza także się różni. Tu dochodzimy do miejsca, gdzie rozwinąć trzeba pojęcie świadomości, jakie używać będziemy na potrzeby tego tekstu, jak i następnych rozwijających Nacjonalizm Szturmowy. Tak więc świadomość to sposób w jaki postrzegamy świat, to kategorie poznawcze, przez pryzmat których analizujemy i wartościujemy to co nas otacza i to co jest wewnątrz nas. Świadomość to swoista nakładka na naszą jaźń, która pozwala w uwarunkowany przez tożsamość sposób funkcjonować jako wolny i świadomy człowiek.

Oba te terminy, choć już wcześniej wprowadziłem je do Nacjonalizmu Szturmowego, są główną osią i punktem wyjścia do dalszych rozważań nad rozwojem idei. Ponadto takie a nie inne ich definiowanie z założenia stawia nas w całkowitej opozycji do liberalizmu i nowoczesności. Gdy bowiem liberalizm stawia na całkowitą unifikację ludzi na świecie, destrukcję wszelkich odrębności i dekonstrukcję każdej wspólnotowości, my przeciwstawiamy te dwa aspekty – tożsamość i świadomość – jako oś, na której opieramy nasze myślenie. Jak najbardziej wpisuje się to w walkę globalizmu z lokalizmem. Odrzucamy ontologiczne podstawy ideologii liberalnej, a więc dlatego też definiując tożsamość stawiamy na elementy różne dla różnych ludów, narodów, etnosów i ras. A także dla ziem. Ziemia bowiem jest także elementem składowym naszej tożsamości, oraz etnosu.

Ojczysta ziemio, najważniejsza sprawo

O ile o kulturze, etniczności, mowie mówimy często jako elementach naszej narodowej tożsamości, o tyle ziemia pozostaje w cieniu. Tymczasem czynnik ten ma ogromne znaczenie. Pochodzenie i kraj ojczysty to dwa naturalne elementy naszej narodowości. Jeśli jednak etniczność podlega takim czy innym przesunięciom czy fluktuacjom, to ziemia jako taka pozostaje ciągle ta sama. Oczywiście człowiek przez wieki przekształca ją na swą modłę, to jednak zasadniczy charakter ziemi pozostaje bez zmian.

Wbrew pozorom ziemia nie jest czynnikiem tylko materialnym. To aspekt w najwyższym stopniu duchowy i metafizyczny. Każdy lud, który z czasem stał się Narodem, w pewnym momencie dziejowym objął określoną ziemię we władanie. Stało się to na drodze pełnej krwi, potu, łez i ogromu wyrzeczeń. W całej Europie ludy germańskie, nordyckie czy słowiańskie dokonały swoistego aktu założycielskiego swej linii historycznej właśnie poprzez objęcie we władanie ziemi. Ta stała się ich ojczyzną, żywicielką, matką i twierdzą przez wrogami. Charakter tej ziemi w sposób oczywisty zaczął kształtować kolejne pokolenia, a dla naszych przodków wierność swej ziemi, aż do śmierci, była nieodłącznym aspektem życiowej drogi. Ziemia to dom, który wybudowany został dzięki duchowemu złączeniu się krwi z krajem ojczystym. Przyrównując to do mitologii, możemy uznać, że moment połączenia tych dwóch elementów jest na wpół legendarnym początkiem każdego Narodu. Ten zaś w sposób nierozłączny powiązany jest ze swą Ojczyzną.

Duch Ziemi

Zabrzmi to może dziwnie, ale każda ziemia ma swego ducha. Oznacza to, że przez unikalny zestaw swych cech i warunków wyraża się w niepowtarzalnym „duchu”, czyli tym jak wpływa i warunkuje ludzi mieszkających na danym terenie. Ziemia bowiem dla nas to nie tylko powierzchnia liczona jako określona liczba kilometrów kwadratowych. Tak myśleć mogą liberałowie. To nie są także sztywne granice będące efektem procesu historycznego (jakkolwiek jesteśmy twardymi przeciwnikami rewizjonizmu). Takie myślenie z kolei przystoi głównie konserwatystom. Ziemia to nade wszystko żywy duch! Ukształtowanie ziemi, panujące na niej warunki klimatyczne, ilość rzek, wybrzeże, góry, mineralne i wegetatywne cechy ziemi – wszystko to tworzy jej ducha. Inaczej ukształtuje się tożsamość Narodu górskiego, który żyje wysoko pośród ostrych grani i wielkich wąwozów. Inaczej rozwijać będzie się Naród nadmorski, który zmagać się musi ze sztormami i wysokimi falami. Inaczej jeszcze będą podążały swą dziejową ścieżką Narody żyjące na ziemi urodzajnej czy na pustyni.

Tutaj warto odwołać się do poglądów Legionu Michała Archanioła i jego założyciela – Corneliu Codreanu. W centralnym punkcie jego ideologii stał kult trzech elementów: krwi, przodków oraz właśnie ziemi. Swoistym artefaktem dla członków Legionu i Żelaznej Gwardii była ziemia z pól bitewnych, gdzie przelewali krew synowie Rumunii, jaką noszono w specjalnych skórzanych woreczkach na szyi. Związek z ziemią Codreanu uważał za mistyczny w najwyższym stopniu, jak również ludowy i związany z Tradycją, która stanowiła przeciwieństwo liberalizmu i demokracji parlamentarnej.

Żyjemy w czasach, kiedy ludzie tracą jakikolwiek związek ze swą ziemią, nawet jeśli na niej mieszkają. Przestrzenią życia społeczeństw Zachodu są miasta – wielkie, bezduszne twierdze kapitalizmu i liberalizmu, a także multikulturalizmu. W nich Duch Ziemi właściwie nie jest odczuwany, za to wielki tygiel ras, kultur i języków każe sądzić, że nowoczesność już wygrała i mit „globalnej wioski” urzeczywistnił się. Możliwe, że przejaskrawiam wizję nowoczesnego miasta, jednak w kontekście naszych rozważań o ziemi konstatacje te są do bólu prawdziwe. Człowiek współczesny, mimowolny obywatel świata traci swą tożsamość – etniczną, językową, kulturową. Oraz właśnie tożsamość ziemi. Tak samo rozerwanie się więzi między miastem a wsią skutkuje zapomnieniem ile zawdzięczamy ziemi, która pozwoliła naszemu Narodowi żyć na niej.

Konkretne cechy charakteru, kultury, języka są bardzo często pochodnymi tego, gdzie żyjemy. Wspominamy etniczność w dyskusji nad Narodem, tymczasem pokrewieństwo ziemi jest bardzo podobnym zagadnieniem. Ziemi bowiem nie posiadamy, z ziemią czujemy pokrewieństwo, jest ona naszą duchową matką. Nasi przodkowie obejmując nad nią władzę, często na drodze zbrojnej, weszli w prawdziwie duchowy i nierozerwalny związek z naszą ziemią. Od tej chwili wyraża się ona przez nas, a nasza praca i życie są zależne od niej. Prawdy te jakkolwiek są fundamentalne, to niestety w obecnych czasach dość zapomniane.

Ziemia jako przestrzeń

Ziemia to przestrzeń, a przestrzeń jest żywa. Wynika to z faktu, że element składowy Narodu, czyli żywej wspólnoty, nie może być martwy. Przestrzeń nie ogranicza się do elementów składowych jak drogi, miasta, granice. To przede wszystkim wpływ na to jak postrzegamy nasz kraj i Naród, jego rolę w regionie i Europie, jak definiujemy najbardziej elementarne kwestie geopolityczne i metapolityczne. Nie da się uciec od dziedzictwa ziemi, podobnie jak nie da się uciec od dziedzictwa krwi, historii, kultury czy języka.

Przestrzeń określa także kierunek rozwoju naszego Narodu, jego możliwości i horyzonty. To czym może być nasza nacja, czym jest i w jakim kierunku podąży w dużej mierze warunkuje ziemia. Zarówno na poziomie materialnym – poprzez określone ukształtowanie, bogactwa naturalne, klimat, jak i na poziomie duchowym warunkując nasze dusze.

Człowiek nowoczesny a ziemia

Jak już wspomniałem w czasach obecnych nasz związek z ziemią osłabł w znacznym stopniu. Dotyczy to zresztą wielu innych elementów, które składają się na nasza tożsamość – języka, kultury, tradycji etc. Wśród nich jednak ziemia jest szczególna, ze względu właśnie na swoją przestrzenność, wiekowość, ponad-historyczność. Jeśli faktycznie chcemy ochronić nasz Naród i to w etnonacjonalistycznym rozumieniu, zadbać musimy także o przywrócenie związku między człowiekiem a ziemią.

Nie mam tu prostych recept ani tym bardziej gotowych projektów ustaw, praw i reform. Chcę raczej zarysować kilka punktów zaczepienia dla zrozumienia sensu tego wywodu i przedstawić pewien zarys stanu idealnego.  Jakkolwiek stanowić on może rodzaj utopii, jednak istnienie mitu wywodzącego się z przyszłości a nie przeszłości nie jest niczym złym, a wręcz przeciwnie – towarzyszy europejskiej cywilizacji od bardzo dawna.

W układzie dla nas idealnym większość ludzi i to przeważająca powinna nie tylko odczuwać związek z ziemią, ale poprzez miejsce życia i pracy po prostu przebywać na swej ziemi. Jak pisałem już miasto jest miejscem z gruntu pozbawionym prędzej czy później ducha ziemi. Jako konglomerat przypadkowych ludzi, wielkich interesów i kapitałów, szaleńczej rozbudowy i ciągłego życia w biegu nie ma po prostu w mieście miejsca na wyższe stany świadomości i duchowości. Oczywiście są wyjątki od tego, jednak w analizie mas miejskich obserwacja powyższa jest więcej niż słuszna. Tak więc zunifikowane i odczłowieczone miasto nie może w stopniu nawet elementarnym podtrzymać związku człowieka ze swą ziemią, podobnie jak z wieloma innymi składowymi naszej tożsamości. Jednocześnie obserwujemy procesy powiększenia się kilku największych aglomeracji kosztem miast małych i średnich, a więc tendencja jest wysoce niekorzystna.

Co robić? Przede wszystkim zastanowić się musimy nad modelem edukacji i tego jakie wartości kreujemy w przestrzeni publicznej. Być może konkretne rozwiązania zostaną dopiero opracowane przez ludzi, którzy obecnie są jeszcze dziećmi. Lub może nawet przez ludzi, którzy jeszcze się nie urodzili. Tu sojusznikiem stać może się paradoksalnie technologia. Otóż rozwój jej, zwłaszcza technik komunikacyjnych i przepływu danych może sprawić, że możliwe stanie się doprowadzenie do odpływu szerokich mas ludzi z miast na tereny miejskie lub po prostu wiejskie bez najmniejszego uszczerbku dla ekonomii. Po prostu ludzie będą swe obowiązki zawodowe wykonywać w dużo ciekawszych i lepszych „okolicznościach przyrody”. Wychowanie ludzi w szacunku dla swej ziemi i świadomości jej znaczenia to pierwszy krok w kierunku przełamania określonego impasu w tej materii. Ta sytuacja dotyczy zresztą większości społeczeństw świata Zachodu. Człowiek traci kontakt ze swym etnosem, kulturą, ziemią na rzecz stania się trybikiem w internacjonalnym wyścigu szczurów. Pracuje po to by kupować, kupuje by zaspokoić swe materialistyczne pobudki, a te rzutują znowuż na jego karierę i pracę. Nie wsłuchując się w to co mówi nam duch ziemi, tracimy jakikolwiek udział w wielkim, ponadpokoleniowym procesie rozwoju naszego Narodu. Ten bowiem jest realizacją wielkich celów a nie podbijaniem słupków na wykresie. Nie jest przypadkiem a raczej jest oczywistością, że kapitalizm powstał na wyspach brytyjskich – najbardziej zurbanizowanym chyba kraju w czasach, kiedy opracowana została ta antyludzka doktryna. Także liberałowie czy twórcy szkoły frankfurckiej byli do bólu mieszczuchami. Oczywiście – nie zamierzam tu tworzyć wizji miasta jako objawu upadku cywilizacji. Miasta są oczywiście niezbędnym elementem naszego życia, jednak nie o same miasta idzie, a o ich obraz, znaczenie i rozmiar procesu urbanizacji. Ten zaś warunkowany jest przede wszystkim przez szaleńczy kapitalizm, który w oderwaniu od faktycznych potrzeb ludzi, stawia na maksymalizację pracy, zysku i produkcji (a więc spodziewanego zysku). Do tego wszystkiego zaś potrzeba skupienia odpowiednio dużych ilości ludzi na terenie miejskim. To pozwala zrozumieć znaczenie miasta w obecnym świecie.

Dążyć powinniśmy przede wszystkim do sytuacji, kiedy możliwie najwięcej ludzi ma stały i regularny kontakt ze swą ziemią i jej duchem – w miejsce kontaktu z martwym betonem, asfaltem, szkłem i marmurem. Zrozumieć ducha ziemi to zrozumieć siebie i swój Naród. To zrozumieć drogę jaką powinniśmy podążać i wymogi koniecznie do tego by w najpełniejszy sposób objawiła się nasza wielkość.

Podsumowanie

Mam świadomość, że w obecnej sytuacji postulat zastopowania urbanizacji i wdrożenia procesu odwrotnego brzmi fantastycznie, jednak jak wspomniałem – na takich utopijnych mitach oparta jest nasza cywilizacji. Wskazują nam cel i stan idealny, do którego dążymy, a więc nie ma w nich nic złego. Podstawowymi celami, jakie powinny przyświecać są zatem:

- Przywrócenie szacunku do ziemi i świadomości jej znaczenia
- Zwiększenie duchowego i praktycznego związania ludzi z ich ziemią
- Potraktowanie aspektu ziemi jako czynnika antyliberalnego i antykapitalistycznego
- Zrozumienie, że przestrzeń to także element określający nasze aspiracje, cele i kierunki rozwoju

Do tego dodam aspekt niejako praktyczny – ochronę ziemi. I nie mówię tu o epatowaniu napuszonym patriotyzmem, co w epoce wolnej (póki co) od wojen jest chwilami dość śmieszne. Nie mówię też o postulatach ograniczenia możliwości wykupu ziemi przez obcokrajowców, choć te są skądinąd słuszne i oczywiste. Mówię tu o ochronie ziemi przed nadmierną eksploatacją, przekształceniem na industrialną modłę i przed zwykłym zniszczeniem. Wypadki kiedy dokonano tego czy innego aktu ingerencji w przestrzeń tylko dla zysku, zaspokojenia czyjegoś kaprysu czy niskiej pobudki są aż nazbyt częste. Tymczasem jak już wiemy ingerencja w ziemię to ingerencja w żywą istotę, w nas samych de facto  i w ducha, który wyraża się poprzez wpływ na nas wszystkich. Tak więc dobrze pojęta ekologia, zwłaszcza w odniesieniu do całych ekosystemów i zbiorowych elementów krajobrazu to nie kaprys awangardy intelektualnej, ale  zwyczajna konieczność. Nie możemy dalej pozwalać by na zachodnią, liberalną modłę przedkładać zysk nad wartości duchowe i metafizyczne. Nie chodzi oczywiście o całkowite wycofanie się z określonych projektów przestrzennych i generalnie wiązanych z ziemią. Chodzi o gradację wartości i odpowiedni punkt widzenia, który nie jest przyćmiony materialistyczną i nihilistyczną zaćmą.

Wszyscy nasi Przodkowie byli gotowi walczyć za swą ojczyznę, rodzinę, Naród – oraz także za ziemię, gdyż traktowali ją jako integralny element siebie i swego świata. Każdy lud powinien posiadać ziemię, którą obejmuje we władanie – dopiero wówczas staje się Narodem kompletnym. Duch ziemi, jakkolwiek jest pojęciem abstrakcyjnym, to jego oddziaływanie jest jak najbardziej praktyczne i rzeczywiste. Dlatego też sądzę, że prowadząc dalsze rozważania o rozwoju idei Nacjonalizmu Szturmowego pamiętać powinniśmy także i o tym aspekcie, jako integralnym elemencie naszego światopoglądu.

Grzegorz Ćwik

niedziela, 30 wrzesień 2018 17:23

Igor Pietrzykowski - Fortissimum superesse

Męskość. Czym jest w dzisiejszym świecie? Czym się objawia i jakie zachowania, uważane są za męskie? Odbijając od liberalnej wersji zniewieściałego "mężczyzny", cóż uważamy za męskie? Przede wszystkim jest to odpowiedzialność za siebie i swoje czyny, silna wola, zdolność obrony siebie i ludzi za których czujemy się odpowiedzialni, czy też radzenie sobie w każdej sytuacji. No właśnie - radzenie sobie w każdej sytuacji. W dzisiejszych czasach, nawet zapomniana przez Bogów wieś na krańcu świata jest mocno zmechanizowana i nie odstaje technologicznie od największych miast w Polsce. Nie oszukujmy się, jesteśmy uzależnieni od technologii. Od Internetu, telefonów i komputerów, przez co jedna z najważniejszych męskich spraw pozostaje wewnętrznie uśpiona. Jaka? Jak wyżej napisałem: instynkt i zdolność przetrwania. Choćbyśmy wzbraniali się, to niestety tak jest. Pierwszy raz jadąc nową trasą, lub w nowe miejsce co pierwsze włączasz? Nawigację. Kiedy ruszamy w dłuższą wyprawę, gdzie sprawdzamy pogodę? W Internecie oczywiście. I owszem jest to wygodne, ale co w momencie, gdy rozładuje nam się telefon w szczerym polu, gdy nie mamy pod ręką ładowarki? Kto z nas umie korzystać z mapy i prawidłowo określić kierunek w jakim się poruszamy? Za pomocą linijki określić odległość na mapie? Zapewne większość osób z pokolenia lat 70-tych czy 80-tych dałoby sobie z tym radę. Ale czy nasze nowe pokolenie lat 90-tych wie jak wyznaczać azymut? Właśnie te umiejętności są jak najbardziej męskie. Owszem są inne atrybuty męskości, bardzo dobrze gdy mężczyzna czynnie uprawia sport, zwłaszcza sporty walki lub siłowe. Ale co w sytuacji, gdy na spływie kajakowym wpadniemy do wody i wszystko zalejemy? Czy będziemy umieli rozpalić dobre ogniska, przygotować jedzenie, osuszyć się i rozłożyć bezpieczne ciepłe posłanie? Ilu z nas zdaje sobie sprawę z tego, że w takich sytuacjach lepiej rozpalić dwa mniejsze ogniska, niż jedno duże? Jedne do osuszenia, drugie do przygotowania jedzenia. Ilu z nas wie którymi roślinami można się pożywić, a które nam zaszkodzą? Ilu zrobi to w prawidłowej kolejności, bez narażenia siebie lub innych, na hipotermię, głód czy odwodnienie.

Świetna jest sytuacja, gdy mężczyzna może stanąć do konkursy w przeciąganiu liny i wygrać. Ale ilu z nas zna inne sposoby wiązania niż supeł? Co w sytuacji, gdy musimy zejść stromym zboczem, lub wejść do rzeki o dużym nurcie. Jak zawiążemy linę ubezpieczającą? Na supeł czy węzeł ratowniczy? Jak zrobimy jedna długą linę z dwóch krótkich, tak aby pod wpływem ciężaru nie zerwała się? Na kokardkę, czy podwójny węzeł szotowy?

Każdy z nas zdaje sobie sprawę, że w sytuacji zagrożenia życia przez urazy, czy choroby wystarczy wykręcić numer 112 lub 999 i postępować zgodnie z instrukcjami dyspozytora. Ale co w sytuacji, gdy w odległym terenie nasz kolega skręci kostkę, lub na skutek urazu dostanie krwotoku?

Kończąc krótki tekst chciałbym nakłonić nielicznych czytelników tego tekstu do interesowani się sprawami przetrwania, czy ogólnie pojętego survivalu. Każdy z nas w tych niestabilnych czasach musi być wojownikiem, ale co w sytuacji, gdy nie będzie siły żywej przeciwnika, a walkę musimy przeprowadzić z siłami natury i przede wszystkim samym sobą?

Pamiętajmy, w lesie czy innych cudach natury jesteśmy tylko gośćmi i tylko od naszej męskości zależy, czy wyjdziemy z nich cało. Czy w ogóle nie wyjdziemy.

Myśl polityczna każdych czasów stoi przed wyzwaniem zakreślenia pożądanych dla siebie celów społeczno-gospodarczych. Obecnie nasz ruch intelektualny pada ofiarą zamieszania pojęć i błądzenia przy tworzeniu konkretnego programu pozytywnego. Oczywiście, żyjemy w czasach kapitalizmu, co wynika z prostego faktu, że rynek na naszym kontynencie zdominowany jest przez podmioty prywatne. Z drugiej strony, nie mamy już do czynienia z kapitalizmem w rozumieniu leseferystycznym. Działalność gospodarcza nie opiera się bowiem na nieskrępowanej wolności jednostki (co oczywiście jest utopią), lecz zasadach narzuconych przez skartelizowane korporacje. Niezasadne przy tym stają się argumenty gospodarczych liberałów, jakoby działalność państwa była bezpośrednią przyczyną dla oligopolizacji rynku. Niezależnie od tego czy badaniu poddalibyśmy branżę ubezpieczeniową, bankową, komunikacyjną czy producentów elektroniki, szybko doszlibyśmy do wniosku, że wybór danego produktu lub usługo opiera się na ofertach kilku międzynarodowych korporacji. Kapitalizm doszedł do fazy rozwoju, w której przestaje być zależny od polityki, lecz uzależnia politykę od siebie. Jednocześnie trudno jest twierdzić, że problem można rozwiązać przez stosowanie tylko metod legislacyjnych. Sam socjalizm porzucił postulat wprowadzenia gospodarki centralnie sterowanej na rzecz różnego rodzaju form państwa opiekuńczego. Tym samym, dochodzimy do konkluzji, że zarówno socjaliści jak i kapitaliści akceptują status quo jakim jest monopolizacja rynku przez podmioty transnarodowe. Co potwierdza fakt, że ani z kapitalizmem, ani socjalizmem w rozumieniu pierwotnym nie mamy już do czynienia. Pomimo tego wiemy, że postulaty władzy narodu oraz sprawiedliwości gospodarczej wymuszają kwestionowanie obecnej sytuacji. Mamy świadomość przeciwko czemu występujemy, czy wiemy jednak czego chcemy w zamian?

Dywagacje na temat programu pozytywnego powinny wychodzić od zakreślenia fundamentalnych ram postulowanej rzeczywistości. Sprzeciwiamy się kapitalizmowi, który dyktuje ceny i wartość pracy na podstawie oderwanych od realnego wysiłku praw konsumpcji. Wiemy też, że XXI wieczny socjalizm, który próbuje reformować kapitalizm nie jest alternatywą dla narodu i człowieka pracy. Zwiększenie uprawnień pracowniczych prekariusza, o ile chwilowo poprawia jego sytuację materialną, o tyle w praktyce nie dokonuje systemowej rewolucji. Pracownik nadal pozostaje prekariuszem, a dziwna komitywa korporacji i organizacji międzynarodowych utrzymuje promocję konsumpcjonistycznego stylu życia, jako silnika kapitalistycznej gospodarki. Zmiany takie w praktyce są niewystarczające. Nie zapewniają odbudowy europejskiej demografii ani utrwalenia zasad sprawiedliwości gospodarczej. Tym samym, dochodzimy do wniosku, że porzucić należy myślenie o ekonomii w kategoriach politycznych. Typowe przykłady ekonomii politycznej jak kapitalizm, socjalizm czy nawet korporacjonizm, pozostały terminami, których forma właściwa nie przetrwała ducha czasu. Oczywiście, system, oparty na konsumpcji, agresywnej reklamie i nieskrępowanych prawach korporacji transnarodowych, jest kapitalizmem. Nie jest to jednak kapitalizm w rozumieniu pierwotnym. Oznacza to też, że dezaktualizują się lekarstwa jakie proponowano wobec jego oryginalnej formy. Zaostrzenie prawa pracy, wprowadzenie programów socjalnych, uproszczenie zasad prowadzenia drobnej działalności gospodarczej oraz szczelniejsze opodatkowanie zagranicznego i międzynarodowego kapitału to rozwiązanie słuszne, aczkolwiek niewystarczające. Ich celem jest jedynie nadanie „ludzkiej twarzy” kapitalizmowi, co w ostatecznym rozrachunku nie doprowadzi do przełomu narodowego. Trzeba postawić sprawę jasno, kapitalizm, niezależnie od formy i skali kompromisów na jakie się zgodzi, jest systemem wymuszającym niezdrową konsumpcję, wielkomiejski centralizm i skrajny indywidualizm. Tym samym, o ile przedstawione wyżej rozwiązania poprawią byt narodu, o tyle nie doprowadzą do ostatecznego demontażu systemu. „Tym samym historia miasta dobiega kresu. Wyrósłszy z pierwotnego centrum targowego do rangi miasta kultury, a wreszcie metropolii, składa ono krew i duszę swych twórców w ofierze temu imponującemu procesowi rozwoju z jego końcową fazą rozkwitu, duchowi cywilizacji, niszcząc w ten sposób na koniec i siebie.” - O. Spengler.

Schemat działania systemu w okresie schyłku cywilizacji, jak zauważył O. Spengler, pozostaje następujący: gospodarka wymaga wzmożonej konsumpcji, więc instytucje publiczne rozpoczynają promocję indywidualistycznego stylu życia, przyroda i wieś ulegają rozbiorowi na rzecz miast, następnie miasta ulegają marginalizacji na rzecz metropolii. Ta ostateczna forma organizacji zbiorowości pożera otaczające ją wsie, lasy i miasteczka, aż w końcu zaczyna niszczeć od środka. Człowiek metropolii nie tworzy wielopokoleniowych więzi społecznych. Pozostaje zatem niezwiązany z rodziną (krwią) i rodzinną miejscowością (ziemią), jest człowiekiem kosmopolitycznym. W ten sposób, jeśli chcemy odrzucić przyczyny upadku i dokonać narodowego przełomu musimy stworzyć realną alternatywę dla metropolitarnego centralizmu. Historia zakreśla pewien schemat, zgodnie z którym, w okresie rozkwitu kultury ludzkość zorganizowana jest w drobne, wspólnoty połączone więzami krwi i życia na jednej ziemi. Wspólnota taka jest gminą. Jej wzorem są pierwsze społeczności chrześcijańskie, słowiańskie wiece czy stowarzyszenia rolników z okresu przedfeudalnego. Nawet w dzisiejszej terminologii systemu prawa administracyjnego, gmina pozostaje najdrobniejszą formą jednostki samorządu terytorialnego. Można przyjąć, że istnieje  pewna zgoda, co do definicji gminy, jako wspólnoty o charakterze lokalnym, samodzielnym i samorządnym. Docelowo, powinna ona być zgrupowaniem ludności ograniczonej do wspólnoty naturalnej (ludzi znających się) oraz rozprzestrzeniać się na niewielkim zakresie terytorialnym. W utopijnej i finalnej wersji, wyrażonej w formie tolkienowskiego Shire czy jungerowskich marmurowych skał, zakładalibyśmy lokalne stowarzyszenia rodzin, wspólnie dbając o sąsiedzką ziemię i parafię, podejmowali decyzje w ramach zgromadzeń społeczności naturalnej oraz delegowali swoich przedstawicieli do wyższych, państwowych instancji władzy. W ten sposób  cały system opierałby się o więzy krwi i ziemi, a także lokalizmu i samorządności. A przecież to fundamenty systemu determinują wychowanie narodu. Zauważmy, że XXI kapitalizm wymaga wzmożonej konsumpcji, żeby istnieć zatem konsumpcjonizm wkracza nawet do sfery małżeństwa i relacji międzyludzkich. Pojmowanie państwa i organizacji władzy jako stowarzyszenia stowarzyszeń wymusza zacieśnianie więzi lokalnych, szacunek dla natury i dbałość o ziemię wspólną. Ponadto, system taki zakłada istnienie zbiorowej odpowiedzialności za wspólny byt i możliwość samostanowienia samorządu.

Nie ma wątpliwości, że postulowanie tak daleko idących zmian nie jest pozbawione domieszki utopijności, zwłaszcza jeżeli miałoby się dokonać w niedługim lub najbliższym czasie. I dobrze. Determinantem każdego idealizmu jest posiadanie abstrakcyjnego wzorca, do którego należy dążyć realnymi środkami. Taki rodzaj faustowskiego sposobu myślenia zakorzeniony jest w podstawach kulturowych Europy, chociażby w archetypie chrześcijańskiego świętego. A jego wzorem jest dążenie do czegoś, co nie jest w pełni osiągalne, lecz pozostaje słuszne w samym dążeniu. Jakie środki powinniśmy podejmować dążąc do narodowej (europejskiej?) federacji gmin? Przede wszystkim, uzależniając środki od potrzeb konkretnych czasów przy jednoczesnym kierunkowaniu działań na idealistyczne cele naturalnej samorządności. Pierwszym ze środków jest poszerzenie roli rodziny, jej praw i znaczenia w społeczeństwie. Dążyć do tego należy zarówno na poziomie państwowym (polityka prorodzinna) jak i kulturowym (teatr, książka, film). Kolejnym środkiem torującym drogę do federacji gmin jest ekologizm. Dewastacja krajobrazu nie wpływa korzystnie na umacnianie psychologicznej więzi człowieka z jego rodzinną ziemią, a zatem dbałość o środowisko naturalne nabiera kontekstu narodowego. Walka z kosmopolityczną metropolią, w dzisiejszych czasach powinna opierać się na poprawieniu bytu mieszkańców wsi i mniejszych miast, pozostawiając im realną alternatywę w stosunku do wewnętrznych migracji. Przy tym wszystkim, szalenie ważna pozostaje promocja spółdzielczości. Forma życia gospodarczego, w której pracownicy aktywnie partycypują w podejmowaniu decyzji oraz podziale zysku (lub przynajmniej nadwyżki kapitałowej)  należy do marginesu wśród podmiotów rynkowych. A nie powinna! Stanowi bowiem trzecią drogę względem obu patologii ekonomii politycznej. Spółdzielnia jest wzorem zarówno dla katolickiej nauki społecznej jak i prasłowiańskiej idylli. Z jednej strony nie dopuszcza ona do koncentracji aktywów u monopolisty (co zapobiega kartelizacji), a z drugiej strony promuje redystrybucję własności. W obecnych czasach, dobie globalnego kapitalizmu, 5% ludności gromadzi środki równe temu, co posiada cała reszta. Czy taki stan rzeczy odpowiada zasadom sprawiedliwości? Czy ziemia jest własnością mniejszości? Człowiek nie powinien posiadać więcej niż jest w stanie zużyć oraz potrzebować do zabezpieczenia godności bytu. Postulat redystrybucji własności nie jest żadnym urojonym lewactwem, ani „komunizmem”. Wynika on wprost z etyki chrześcijańskiej: "Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego. Jeszcze raz wam powiadam: łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego. Gdy uczniowie to usłyszeli, przerazili się bardzo i pytali: Któż więc może się zbawić? Jezus spojrzał na nich i rzekł: U ludzi to niemożliwe, lecz u Boga wszystko jest możliwe." (Mt 19,23-26). Tym samym, powinniśmy dążyć do rozpowszechnienia drobnej własności, zgodnie z zasadą, że rodzina musi posiadać odpowiednie środki na wychowanie dzieci oraz własny godny byt, lecz nie powinna gromadzić środków zbędnych dla zabezpieczenia swojego życia. Gromadzenie kapitału dla samego podkreślenia własnego statusu społecznego jest bowiem niezgodne z utrwalonymi w naszej kulturze zasadami etycznymi.

Podsumowując, nacjonalizm musi wypracować środki, które będą przybliżały kraj do realizacji idealistycznej wizji społeczeństwa. Proponowaną przeze mnie formą takiej idylli jest federacja gmin, rozumianych jako lokalne stowarzyszenia rodzin, mieszkańców jednej ziemi oraz pracowniczych spółdzielni. Tym samym, państwo byłoby związkiem związków, a jego legitymacją więzi krwi i ziemi. Być może, wielu z nas jest do tego stopnia przyspawanych do metropolitarnego konsumpcjonizmu, że taka wizja zdawać będzie się intelektualną mrzonką. Pamiętajmy jednak, że „Słusznie uważa się wątpliwość za znak końca epoki i zapowiedź upadku” - E. Junger.

Leon Zawada

niedziela, 30 wrzesień 2018 03:12

Michał Walkowski - Szturmowy ferment

Zbliża się kolejna, czwarta rocznica istnienia naszego pisma. W związku z tym chciałbym spróbować przybliżyć Wam, jakiego rodzaju treści poruszane w obrębie „Szturmu” były w mojej ocenie najbardziej wpływowe względem polskiego środowiska nacjonalistycznego i jakie miały swój oddźwięk poza nim. Zaznaczyć należy, że owa wpływowość nie zakłada zawsze oryginalności, choć przeważnie dzieje się tak, że w przypadku treści powtarzanych przez nas są one pogłębiane, przedstawiane z nowej, znacznie szerszej perspektywy.

Nim przejdę jednak do otwarcia tej listy, pragnę również podkreślić, że ma ona charakter subiektywny, a kolejność wymienianych tematów jest bez znaczenia.

Idealizm

Narodowy radykalizm XXI wieku od samego początku istnienia naszego pisma był odczytywany jako idealistyczny. Co nietrudno wywnioskować – stawiamy się tym samym w opozycji do realizmu, który przez wszystkie przypadki odmieniają współcześni endecy. Oznacza to tyle, że nie chcemy liczyć się z żadnymi „chłodnymi kalkulacjami”, które często prowadzą do wykolejeń ideologicznych. Zawsze twardo i bezwzględnie podążamy ścieżką wierności ideałom, która jest istotą naszego honoru. Bez kompromisów oraz bez rachunków zysków i strat. Nacjonalistyczny idealizm dzisiaj jest jedynym ratunkiem i jedyną drogą, które mogą doprowadzić narody Europy do Rekonkwisty. Istotne w obieraniu takiej, a nie innej ścieżki życia jest także to, że szeregi idealistów nie mogą zasilać na dłuższą metę ludzie z przypadku, jak może to mieć miejsce u naszych ideologicznych, wewnątrzśrodowiskowych oponentów. Nie tolerujemy bowiem powszechnego wśród realistów modelu „BMW” (Bierny, Mierny, ale Wierny), lecz oczekujemy od naszych współbraci (a wpierw zawsze od siebie samych) pełnego poświęcenia, lojalności względem Idei.

Artykuły:

Jakub Siemiątkowski – Dlaczego potrzebujemy narodowego idealizmu?

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/3-dlaczego-potrzebujemy-narodowego-idealizmu

Jakub Siemiątkowski – Realizm czy idealizm?

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/58-racjonalizm-czy-idealizm

Antysystemowość

Drugim elementem charakterystycznym dla nacjonalizmu serwowanego przez pismo „Szturm” była zawsze antysystemowość. Zdarzało się, że postawa „anty-” z naszej strony bywała traktowana wręcz jako jedyny element światopoglądowy. W pewnej mierze osoby zarzucające nam taki charakter patrzenia na świat miały rację, ponieważ to właśnie w kontestowaniu i – nade wszystko – w postawie buntu, gniewu oraz zemsty należy upatrywać źródeł wielu z naszych postaw. Wracając jednak stricte do kwestii sprzeciwiania się systemowi – należałoby wpierw przedstawić to, jak rozpoznajemy, czym jest ów system. Otóż w naszej opinii jest to struktura wysysająca życie z narodów Europy, której to hydry dwiema głowami jest demoliberalizm i marksizm kulturowy. Zauważamy konieczność walki z nimi, ponieważ widzimy konsekwencję ich żerowania na naszej cywilizacji (a raczej tym co po niej zostało). Owymi skutkami rozsiania demoliberalnej i marksistowskiej plagi jest społeczna apatia, powszechna degrengolada moralna i relatywizowanie norm, dyktatura politycznej poprawności, czy chociażby wypieranie znaczeń kolejnych ważnych pojęć-kluczy (vide: „tolerancja” i „tożsamość”). Nie ma naszej zgody na dalsze rozprzestrzenianie się tych szkodliwych procesów. Radykalnie sprzeciwiamy się im oraz – przede wszystkim – ich twórcom. Stąd wynika także nasza niechęć do jakiejkolwiek partycypacji w tym systemie.

Artykuł:

Tomasz Dryjański – Prawdziwa antysystemowość

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/505-tomasz-dryjanski-prawdziwa-antysystemowosc

Stanowisko:

http://www.szturm.com.pl/index.php/oswiadczenia/item/338-antysystemowcy-przeciwko-nato

Antyliberalizm

Liberalizm jako ideologia indywidualistyczna o charakterze materialistycznym nigdy nie był, nie jest i nie będzie do pogodzenia z nacjonalistyczną wizją świata. Nacjonalizm powiem rozpatruje wszystkie kategorie społeczno-polityczne z perspektywy narodowej i – tym samym – kolektywnej. Stąd wciąż bawią nas różnego rodzaju próby tworzenia fałszywych konstruktów w rodzaju „wolnorynkowych narodowców”. Sama ideologia demoliberalna jest jednak wyjątkowo groźna i powodem do żartów być nie powinna. Wroga nie tylko należy znać, ale również nie powinno się go lekceważyć. Liberałowie potrafią pod płaszczykiem wzniosłych idei wolności, własności, czy tolerancji przemycać do rzeczywistości społecznej prawdziwe konie trojańskie. To przede wszystkim oni są odpowiedzialni za zepsucie narodów Europy.

Artykuły:

Krzysztof Kubacki – Demoliberalizm jest śmiercią

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/379-demoliberalizm-jest-smiercia

Paweł Bielawski - Narodowy radykalizm kontra liberalny kapitalizm – idea Tradycji kontra idea Zysku

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/492-pawel-bielawski-narodowy-radykalizm-kontra-liberalny-kapitalizm-idea-tradycji-kontra-idea-zysku

Grzegorz Ćwik – Herezja narodowego liberalizmu

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/493-grzegorz-cwik-herezja-narodowego-liberalizmu

Przeciwko marksizmowi kulturowemu

Inną tkanką, która podstępnie plugawi Europę, jest marksizm kulturowy. Jest to w gruncie rzeczy wieloletni, wielopłaszczyznowy projekt ideologicznego podporządkowania społeczeństw. Nie da się ukryć, że wiele z jego założeń niestety doszło już do skutku. Obserwujemy dzisiaj bowiem schyłkowe stadium rozkładu naszej cywilizacji. Dzieje się to za sprawą marksistowskiego marszu przez instytucje i sukcesywnego narzucania dyktatu politycznej poprawności.

Artykuły:

Michał Walkowski – Marksizm kulturowy i jego owoce

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/419-marksizm-kulturowy-i-jego-owoce

Adam Busse – Rzecz o marksistowskiej walce o uniwersyteckie dusze

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/722-adam-busse-rzecz-o-marksistowskiej-walce-o-uniwersyteckie-dusze

Etniczna koncepcja narodu

Jedną z naszych większych zasług był na pewno powrót do refleksji nad tym, czym tak właściwie jest naród i jakie kryteria należy przyjmować względem uczestnictwa w nim. Opowiadamy się za etnonacjonalizmem, który zakłada, że elementy składające się na przynależność do danego narodu są względem siebie komplementarne i wynikają z aspektu biologicznego, duchowego oraz kulturowego. Nasza jednoznaczna postawa w tym temacie odbiła się szerokim echem – zarówno w środowisku nacjonalistycznym, jak i poza nim. Mowa oczywiście o tym, że był to punkt kluczowy przekazu, który wnieśliśmy w zeszłoroczny Marsz Niepodległości. Wierzymy, że coraz więcej nacjonalistów zacznie dostrzegać wartość komplementarnego podejścia do tożsamości narodowej i skończą się wykolejenia naszej ideologii w rodzaju uznawania przez niektórych z nas osób innej rasy za mogących należeć do narodu polskiego.

Artykuł:

Grzegorz Ćwik – Co to jest naród?

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/754-grzegorz-cwik-co-to-jest-narod

Stosunek do historii

Innym ważnym elementem, który udało nam się wprowadzić w obieg i debatę środowiska narodowego w Polsce, była kwestia stosunku do historii. W zasadzie już na początku naszego istnienia odwoływaliśmy się do niesztampowych tradycji narodowych, do fragmentów historii, które nie były zazwyczaj kojarzone z naszym środowiskiem. Przypomnieć warto chociażby nasz pozytywny stosunek do powstańców, czy Józefa Piłsudskiego. Wydaje się, że do dziś niektórzy zamiast zająć się realną działalnością społeczną, narodową, wolą debatować nad trumnami Dmowskiego i Marszałka. Te spory wśród aktywistów powinny wzbudzać co najwyżej śmiech i politowanie. Mamy jednak głęboką nadzieję, że dzięki naszym staraniom ilość tych rekonstruktorów historycznych z pępowiną podpiętą pod międzywojnie jest już ograniczona do minimum. Świadomość radykalnej różnicy skali i rodzaju wyzwań, które stały przed Romanem Dmowskim, czy Marszałkiem Piłsudskim, a tymi, które stoją przed nami, wydaje się być rosnąca. Ten fakt cieszy, choć nie powinien powodować końca starań ku wspólnemu spojrzeniu naprzód.

Artykuły:

Krzysztof Kubacki – Obrażeni na historię, obrażeni na rzeczywistość

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/313-obrazeni-na-historie-obrazeni-na-rzeczywistosc

Tomasz Dryjański- W pułapce historyzmu

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/349-w-pulapce-historyzmu

Daniel Dorociński – Parę słów na obronę Marszałka

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/19-pare-slow-na-obrone-marszalka

Adam Busse – Romuald Traugutt – Ostatni dyktator Powstania Styczniowego

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/41-romuald-traugutt-ostatni-dyktator-powstania-styczniowego

Korzenie nacjonalizmu

Zwracaliśmy także niejednokrotnie uwagę na fakt, że nacjonalizmu nie sposób usytuować po żadnej ze stron osi lewica-prawica. Nie przystaje w związku z tym do niego określenie mianem skrajnej prawicy. Nasze rozumienie nacjonalizmu wiąże się raczej z charakterem rewolucyjnym i radykalnym. Ma swoje źródła między innymi w Wielkiej Rewolucji Francuskiej.

Artykuły:

Jakub Siemiątkowski – Jeszcze o Rewolucji Francuskiej

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/193-jeszcze-o-rewolucji-francuskiej

Patryk Płokita – Zapomniane dziedzictwo ideowe nacjonalizmu – Wielka Rewolucja Francuska

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/390-zapomniane-dziedzictwo-ideowe-nacjonalizmu-wielka-rewolucja-francuska

Międzymorze i paneuropeizm

W sferze stosunków międzynarodowych zawsze opowiadaliśmy się przeciwko Unii Europejskiej, za Wielką Europą Narodów i – w wymiarze naszego regionu – koncepcją Międzymorza. Nasz paneuropeizm wywodzimy z głębokiego przekonania o tym, że tylko wzajemna współpraca białych narodów Europy może przywrócić nam podmiotowość na arenie międzynarodowej. Natomiast Międzymorze uznajemy za najbardziej korzystny i naturalny projekt do zrealizowania w naszym regionie świata. Miałoby być ono alternatywą dla naszego wiernopoddaństwa względem UE, czy NATO i mogłoby podnieść w sposób znaczny naszą rangę.

Artykuły:

Miłosz Jezierski – Paneuropeizm w szturmowym ujęciu etnonacjonalizmu

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/644-milosz-jezierski-paneuropeizm-w-szturmowym-ujeciu-etnonacjonalizmu

Michał Szymański – Precz z eurosceptycyzmem! Niech żyje Wielka Europa!

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/57-precz-z-eurosceptycyzmem-niech-zyje-wielka-europa

Krzysztof Kubacki – Europa nacjonalizmu

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/56-europa-nacjonalizmu

Relacja:

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/402-miedzymorze-jako-alternatywa-geopolityczna-przyszlosc-narodow-europejskich-relacja-z-kongresu

Antyszowinizm

Jesteśmy przeciwnikami szowinizmu w relacjach międzynarodowych. Sami nie kierujemy się uprzedzeniami opartymi na fałszywych przekonaniach, ale tego samego oczekujemy także od innych. Równocześnie zdajemy sobie sprawę, że nacjonalizm w pewnej mierze oparty jest na koncepcji różnic, a nie tylko tego, co wspólne między narodami, więc w sposób oczywisty wnioskujemy o możliwości konfliktów między narodami, czy nawet antypatii.

Artykuł:

Jakub Siemiątkowski – Zdrowy i chory antyszowinizm

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/181-zdrowy-i-chory-antyszowinizm

Kwestia ukraińska

Bodaj najbardziej sztandarowym i budzącym najgorętszy sprzeciw oraz negatywne emocje wśród szowinistycznej części polskiego środowisko narodowego jest nasz stosunek do współpracy z nacjonalistami z Ukrainy. Podczas gdy znaczna część środowisk społeczno-politycznych (nie tylko nacjonalistycznych) odrzuca jakąkolwiek współpracę z naszymi południowo-wschodnimi sąsiadami, tak my już niejednokrotnie udowodniliśmy, że warto jednak wznieść się ponad historyczne niesnaski i uprzedzenia. Współpraca, którą my przez dłuższy czas prowadziliśmy, przyniosła bowiem kilka ważnych efektów i doprowadziła do zrobienia przez środowiska narodowe po obu stronach ważnych kroków naprzód.

List:

http://szturm.com.pl/index.php/oswiadczenia/item/312-list-do-radnych-miasta-lwowa

Nowe/stare formy aktywizmu

Mówienie wprost o tym, co konstytuuje charakter naszych działań, także jest nam właściwe. Pisząc o „nowych/starych formach aktywizmu” mam na myśli działalność bezpośrednią, której oficjalnie aprobować niektórzy nie chcą… zazwyczaj wiedząc jedynie do kogo się zgłosić w razie kłopotów.

Artykuły:

Witold Dobrowolski - Przemoc

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/500-witold-dobrowolski-przemoc

Jan Sobański – Chorągiew wznieś!

http://www.szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/771-jan-sobanski-choragiew-wznies

Straight edge

Ostatnim z elementów, które bywają z nami kojarzone, jest trzeźwość i odwoływanie się do zasad subkultury straight edge. Może i wszyscy nie jesteśmy abstynentami, ale na pewno znamy wartość trzeźwego umysłu i czystej krwi.

Artykuły:

Grzegorz Ćwik – Nacjonalistyczny Straight Edge: przeciwko temu co niewoli Naród

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/513-grzegorz-cwik-nacjonalistyczny-straight-edge-przeciwko-temu-co-niewoli-narod

Adam Busse - Straight Edge i sport jako alternatywa wobec nałogów współczesnego świata

http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/73-straight-edge-i-sport-jako-alternatywa-wobec-nalogow-wspolczesnego-swiata

Podsumowanie

Wybrane przeze mnie elementy wskazują na to, że nasza czteroletnia praca była owocna. Na każdą z tych treści składa się co najmniej jeden solidny artykuł pogłębiający daną kwestię, problematyzujący ją i proponujący jakieś jej rozwiązanie. Liczę na dalszy rozwój naszych starań. Sam nie byłem świadom tego, na jak wiele ważnych kwestii nasze środowisko się wypowiedziało.

 

Michał Walkowski

Na warsztat autor wziął temat z historii regionu. Chodzi dokładnie o bohatera związanego głównie z dziejami regionu radomskiego. Tematyka tzw. „pierwszej solidarności” nie była poruszana na łamach Szturmu. Opozycjonista omawianego okresu, Jacek Jerz, wydaje się być osobą zapomnianą przez historię. Odnieść można wrażenie, że nowe pokolenie kompletnie o nim zapomniało. Jacek Jerz był twórcą „Solidarności” w regionie radomskim. Ponadto miał najbardziej radykalne poglądy w latach 80 XX w., w czasach tzw. „Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej” (PRL), pośród „Solidarnościowców”. To właśnie on współtworzył Konfederację Polski Niepodległej (w skrócie KPN). Ta ostatnia organizacja była swoistym „politycznym multi-kulti” radykalnego ruchu anty-komunistycznego. Powstała dokładnie w 1979 roku. Jak to było, że wszelkiej maści prawicowcy, monarchiści, nacjonaliści czy piłsudczycy stali w jednym szeregu przeciwko wspólnemu komunistycznemu wrogowi? W obecnych zatomizowanych czasach jednostki to nierealne…

Do dzisiaj śmierć Jacka Jerza jest niejasna. Istnieje duże prawdopodobieństwo, iż został otruty przez komunistyczne Służby Bezpieczeństwa. (SB). W końcu był jedną z najbardziej niewygodnych osób czasu „Pierwszej Solidarności” i Stanu Wojennego, a jego teczki lądowały m.in. na biurko największych „szych systemu”, jaką był np. Czesław Kiszczak. Autor tego artykułu, jako historyk, ma obowiązek odświeżyć pamięć o tej zapomnianej osobie w ramach czasopisma Szturm. Nie chodzi tutaj też o samą historię, ale także o radykalizm opisywanego człowieka. Jacek Jerz dla współczesnych nacjonalistów może być doskonałym wzorem do naśladowania w działaniach i aktywizmie ideowym. W końcu za swojego życia określano go „radykalnym solidarnościowcem z Radomia”. Te słowa nie powstały po jego śmierci, tylko podczas działalności Jacka Jerza. Jego walka dla niepodległości Polski, bezkompromisowość, opór wobec komunizmu, oraz praca dla poprawienia losu dla zwykłego szarego człowieka, zasługuje na uwagę.

Jacek Jerz urodził się 11-go października 1944 roku, w Radomiu. Z wykształcenia był elektronikiem. Tak jak wspominał autor we wstępie, był współzałożycielem radomskiej odnogi „Solidarności” jak i KPN-u. Warto wspomnieć, iż tworzył inne organizacje o charakterze opozycyjnym. Przykładem tutaj Komitet Obrony Więzionych za Przekonania (KOWzP). Ponadto Jacek Jerz posiadał status wiceprzewodniczącego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” (w skrócie MKZ NSZZ „Solidarność”), a potem stał się członkiem Zarządu Regionu (Komisja Rewizyjna). Oprócz tego przewodniczył radomskiej KPN. Po aresztowaniu przywódców KPN działał w konspiracji. Dokładnie chodzi o kierownictwo ogólnopolskie, potocznie określane jako „Siódemka”. Warto dodać, iż będąc członkiem władz krajowych KOWzP, uznany został na swój wniosek przez I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność” za oficjalną agendę praworządności „Solidarności” w ówczesnym czasie.

Jacek Jerz to osoba związana z najważniejszymi działaniami opozycyjnymi i niepodległościowymi w regionie radomskim czasu tzw. „Pierwszej Solidarności”. Wiesław Mizerski, radomski działacz Solidarności, kolega Jacka Jerza, wspomina w filmie „Nieznani Sprawcy”, iż bohater tego artykułu był swoistym „mózgiem operacji”, jeśli chodzi o NSZZ „Solidarność” w regionie radomskim[1].  

Do najważniejszych działań wymienić warto strajk okupacyjny i późniejsze przejęcie budynku Reżimowych Związków Zawodowych. Następnie przekształcono przejętą infrastrukturę na siedzibę NSZZ „Solidarność” w Radomiu. Po drugie strajk studencki na radomskiej Wyższej Szkoły Inżynierskiej (WSI). Po trzecie upamiętnienie ofiar Katynia, w postaci krzyża brzozowego, na radomskim cmentarzu rzymskokatolickim, przy ulicy Limanowskiego. W tamtym okresie było to bardzo radykalne posunięcie. Dokładnie Jacek Jerz, wraz z innymi opozycjonistami, przygotował i wkopał krzyż brzozowy na terenie wspomnianego cmentarza. Miał on symbolizować ofiary sowieckiego mordu. (Przez lata krzyż ten stał w miejscu obecnego tzw. „Pomnika Katyńskiego”)[2]. Po czwarte, Jacek Jerz stworzył podwaliny pomnika Czerwca ’76, m.in. współorganizował wmurowanie kamienia węgielnego pod pomnik. (Owy pomnik Ofiar Czerwcowych nigdy nie powstał. Obecnie nadal funkcjonuje kamień węgielny. „Dziwnym trafem” nikt nie podejmuje się działań jego wzniesienia). Po piąte, i najważniejsze, brał udział w rozmowach ze stroną rządową w kwestii ukarania winnych Czerwca ’76. Podczas tych rozmów żądał rehabilitacji ofiar Wypadków Czerwcowych. W konsekwencji tych działań udało się usunąć „oficjalnie” skompromitowane „ścieżki zdrowia” w działaniach komunistów. Ponadto dzięki działaniom Jacka Jerza podczas tych rozmów, odwołano I sekretarza komitetu wojewódzkiego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR) w Radomiu, Janusza Macieja Prokopiaka, oraz komendanta wojewódzkiego MO Mariana Mozgawę[3].

 

 

Na oddzielny akapit zasługuje inicjatywa Jacka Jerza, z dnia 11 listopada 1981 roku. Miała ona miejsce na radomskim Rynku Starego Miasta. Podczas tych wydarzeń zebrał się kilkutysięczny tłum. W tym momencie bohater tego artykułu wypowiedział bardzo radykalne słowa w tamtym czasie. Autor chce mocno to tu podkreślić, aby czytelnik w pełni zrozumiał sytuację. Wracając do wypowiedzianych słów Jacka Jerza, opierały się one na określeniach takich jak „sowiecka okupacja”. Poruszano w nim kwestię Katyńską oraz kwestę sprzedania Polski w Jałcie. Wspomniano podczas tego wystąpienia ofiary komunizmu. Ponadto Jacek Jerz stwierdził, iż celem działań opozycji są wolne wybory, demokratyzacja kraju, walka o niepodległą i suwerenną Polskę, a nie jedynie „reformowanie socjalizmu”. Na dobrą sprawę, było to jedno z najodważniejszych publicznych wystąpień czasów „Pierwszej Solidarności”. (Fragment tego wystąpienia, udostępniony został w serii filmowej „Nieznani Sprawcy”)[4]. Warto dodać na sam koniec tego akapitu, że część ludzi związanych z „umiarkowaną” Solidarnością byli w szoku, wręcz „zniesmaczeni” wypowiedzią Jacka Jerza. Odnieść można wrażenie, iż „obleciał ich strach”, jak zareaguje system na te radykalne działania.

Jacek Jerz stał się delegatem na I Krajowy Zjazd NSZZ „Solidarność” w Gdańsku, dokładnie w Oliwie. Przedstawił tam z ramienia KPN m.in. Plan Stabilizacji Gospodarczej. Oprócz tego był inicjatorem ważnego, zamkniętego posiedzenia Prezydium Komisji Krajowej w Hali „Radoskóru” w Radomiu. Dokładnie miało to miejsce 3-go grudnia 1981 roku. Niestety wykradziono z niego i opublikowano nagrania, które posłużyły jako jeden z pretekstów do wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Oprócz tego Jacek Jerz w przeddzień wprowadzenia stanu wojennego brał udział w ostatnich obradach Komisji Krajowej w Gdańsku.

Jacek Jerz został aresztowany w nocy z 12-go na 13-go grudnia 1981 roku, u siebie w domu w Radomiu, po powrocie z Gdańska, gdzie odbywała się wcześniej wspomniana Komisja Krajowa. W taki sposób wprowadzono Stan Wojenny w Polsce, że system „wyłapywał” i zamykał działaczy „Pierwszej Solidarności”. Ze wspomnień syna Michała wynika (miał wtedy około 10 lat), iż brutalnie wyważono drzwi i pobito ojca. Radomski działacz Solidarności został wywieziony do lasu pod Radomiem. W środku nocy usiłowano go wyrzucić z samochodu. Plany te nie powiodły się. Do dzisiaj nie wiadomo, co miało na celu takie działanie służb komunistycznych. Sprawa ta zostaje w kwestii domysłów, czy to mogła być próba „zastrzelenia podczas ucieczki”, czy zwyczajne zastraszenie[5].

Jacek Jerz był jednym z najdłużej internowanych Stanu Wojennego w Polsce. Jego niewola trwała ponad 12-ście miesięcy. Przebywał on na początku w więzieniu w Kielcach, a potem w Radomiu. Następnie w tajemnicy, pod nadzorem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych (MSW), przewieziono go do bydgoskiego szpitala więziennego. Usunięto mu tam polipy z nosa podczas zabiegu. Zabieg ten odbywał się bez znieczulenia. Pomimo pozytywnej opinii lekarskiej, przetrzymywano Jacka Jerza w totalnej izolacji. Prawdopodobnie faszerowano go w tym okresie środkami chemicznymi. Badacze sprawy Jacka Jerza właśnie w tym momencie jego życia doszukują się „trucia”, które w konsekwencji doprowadziły do jego śmierci.

Po epizodzie bydgoskim, przewieziono go do Gębarzewa, następnie do Kwidzyna. W tym ostatnim doszło do „głodówki” więzionych. W proteście tym brał również Jacek Jerz. Brutalnie spacyfikowano próby buntu przez Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej (ZOMO).  Jacek Jerz przeszedł w tym czasie „ścieżki zdrowia”. Na wolność wyszedł dopiero dnia 19-go grudnia 1982 roku, kiedy zawieszono stan wojenny.

Niejasne wydarzenia miały miejsce w związku z rodziną Jacka Jerza. Chodzi dokładnie o okres około miesiąca przed jego zwolnieniem z internowania. Żona i syn Jacka Jerza, po powrocie z widzenia, mieli poważny wypadek samochodowy. Doszło do pęknięcia opon oraz uderzenie auta w drzewo. Do dzisiaj okoliczności tego wypadku budzą wątpliwości. Do kraksy doszło kilka minut po postoju na posiłek, kiedy samochód znajdował się bez kontroli. Warto podkreślić, iż tego samego dnia miał miejsce „podobny wypadek” żony innego radomskiego „solidarnościowca” – Andrzeja Sobieraja. Dojść można do wniosku, iż były to próby zastraszania i złamania radomskich przywódców opozycji, aby ostatecznie zrezygnowali z dalszej działalności anty komunistycznej.

Po powrocie z internowania, Jacek Jerz nie mógł znaleźć pracy. (Ten stan rzeczy wynikał z celowych działań komunistów, pomimo tego, iż oficjalnie wobec internowanych takie akty bezprawia nie miały mieć miejsca. Wobec Jacka Jerza zrobiono „wyjątek od reguły”). Rodzina została pozbawiona środków utrzymania. Po wielokrotnych odwołaniach, Sąd Pracy ostatecznie przywrócił bohatera tego artykułu do możliwości podjęcia pracy. Nie trwało to jednak długo, ponieważ ponownie zwolniono go z jednomiesięcznym okresem wypowiedzenia. Jacek Jerz został oddelegowany do filii w Kielcach. W tym czasie radomskie SB zabroniły zatrudnienia Jacka Jerza w jakimkolwiek radomskim zakładzie pracy. Na sam koniec tego akapitu warto zobrazować czytelnikowi jak wyglądały „poszukiwanie pracy” w tamtym czasie. W omawianym okresie to „praca szukała człowieka”, a nie na odwrót.

31-go stycznia 1983 roku w wieku 38 lat, na zawał serca zmarł Jacek Jerz. Miało to miejsce parę tygodni po opuszczeniu więzienia. Próbował reanimować go sąsiad z bloku, doktor Andrzej Urbanowicz. Wspominał on, że około godziny 10-tej dostał informacje od żony bohatera tego artykułu, iż coś złego się z nim dzieje. Lekarz wybiegł. Zobaczył leżącego na podłodze. Próbował reanimować pacjenta. Akcja reanimacyjna nie dała rezultatu. A. Urbanowicz stwierdził także, iż nagła śmierć w takim wieku, kiedy człowiek jest zdrowy, mogą wzbudzać pewne wątpliwości[6].

Sytuacja podczas pogrzebu była bardzo interesująca. Z dzisiejszego punktu widzenia to doskonała obserwacja pewnego procesu historycznego, jak „system zwalcza kult bohatera w zalążku jego powstania”. W jaki sposób, w tym konkretnym przypadku, władza komunistyczna próbowała zniszczyć w „zalążku kult bohatera”? Po pierwsze, pogrzeb Jacka Jerza skrupulatnie był inwigilowany. Dla przykładu cały pogrzeb był filmowany z polecenia MSW-u. W tym celu zwieziono z Warszawy specjalistyczny sprzęt telewizyjny. Filmowano każdego, aby następnie stworzyć odbitki twarzy uczestników pogrzebu. Po drugie zabroniono drukowania nekrologów, a te, które wydrukowano nieoficjalnie lub napisano ręcznie, niszczono na mieście. Po trzecie uniemożliwiono odprawienie mszy pogrzebowej w rodzinnej parafii Jacka Jerza. Zgodzono się jedynie na kościół położony najbliżej cmentarza, przy osiedlu „Borki”. Chciano w ten sposób zapobiec wielkiemu przemarszowi ulicami Radomia. Po czwarte zakazano niesienia trumny ze zwłokami Jacka Jerza z kościoła do grobu. Po piąte władze komunistyczne wysłały do pracy zakaz udzielania w tym dniu urlopów i zwolnień, aby zapobiec w ten sposób większej liczby uczestników pogrzebu. Po szóste zatrzymano próbujących przybyć na pogrzeb działaczy z opozycji oraz członków rodziny. Działania te dotyczyły zwłaszcza osób pochodzących z innych miast i miejscowości. Po siódme zabroniono księżom i lokalnym opozycjonistom wygłaszania mów pogrzebowych. Władze komunistyczne groziły represjami. Dla przykładu mowę pogrzebową pomimo zakazu wygłosił przewodniczący „Solidarności” Andrzej Sobieraj, za co został zatrzymany. Jak widać nie były to „czcze gadanie” komunistów, tylko realne groźby. Po ósme w czasie pogrzebu, SB próbowały wywołać prowokacje i burdy, m.in. w dzień po pogrzebie grób Jacka Jerza został zniszczony. Połamano wiązanki i pozrywano szarfy. Ciekawym pozostaje fakt, iż jeden z funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej (MO), co zniszczył grób Jacka Jerza, awansował w późniejszej swojej karierze. Mało tego, sprawował on przez wiele lat prestiżową funkcję w radomskiej policji! (Raport z niszczenia grobu zachował się w archiwach) [7]. Nie trzeba się domyślać, że komuniści mieli pewne obawy. Ówczesny „system” zapewne uważał, że pogrzeb może przerodzić się w wielką patriotyczną i anty komunistyczną manifestacje. Z racji tego podjęto takie radykalne działania na wielu płaszczyznach, które wymieniono w tym akapicie.

 

Na sam koniec przejdziemy do samej śmierci Jacka Jerza. Tak jak zostało wspomniane, zmarł w bardzo młodym wieku na zawał serca. Według relacji świadków z ust poszkodowanego od razu po śmierci wylatywała dziwna biała maź. Wydaje się to bardzo intrygujące, ze względu na to, iż komuniści od razu po śmierci zakazali sekcji zwłok. Pozwolili na nią dopiero przed samym pogrzebem. Istnieje hipoteza, iż podczas wspomnianego wcześniej w artykule „epizodu bydgoskiego”, kiedy to wycięto Jackowi Jerzowi polipy z nosa, faszerowano go chemikaliami. Chodzi dokładnie o środki dopingujące typu Furasemid. (Odwadniał on organizm i doprowadzał do zawału mięśnia sercowego). Oprócz tego Jacek Jerz był jednym z najdłużej internowanych ludzi z okresu Stanu Wojennego. Ponadto bardzo ważne są tutaj osobiste badania przeprowadzone przez syna Jacka Jerza – Michała Jerza. Mianowicie przeglądał on archiwa Instytutu Pamięci Narodowej (IPN). Przez przypadek wpadła mu jedna z teczek. (Warto podkreślić, iż umknęło to nawet osobom pracującym w IPN-ie). Dzięki temu, że syn Jacka Jerza mocno wczytywał się w każde słowo, w celu poznania prawdy na temat śmierci swojego ojca, zauważył on zamazaną ręcznie informację na rogu papieru. Na owym dokumencie zapisano dekretacje. Po pierwsze dotyczyła ona tego, aby zwolnić Jacka Jerza z internowania. Po drugie zastosować dalszą inwigilację. Po trzecie zastosować uzgodnione przed tygodniem tzw. „przedsięwzięcie specjalne”, zlecone „wydziałowi Trzeciemu”. (Wydział trzeci MSW-u zajmował się m.in. sprawami dotyczącymi związków zawodowych). Podpisał się pod tą informacją pułkownik Stefan Ostapiński[8], szef SB w Radomiu. Informacja ta pojawiła się dwa tygodnie przed śmiercią bohatera tego artykułu[9].

Jacek Jerz, radomianin, radykał, solidarnościowiec i członek KPN. Człowiek związany z regionem radomskim. Bezkompromisowo wywalczył namiastkę sprawiedliwości dla ofiar radomskiego czerwca ’76 roku. Jego życie i śmierć to przykład z historii, w jaki sposób „system” pozbywa się „niewygodnych”. Zapomniana osoba w „odmętach dziejów” została odświeżona w ramach czasopisma Szturm. Przedstawione działania Jacka Jerza to dowód jak prowadzić działania i jaki może być ich koszt w przyszłości. Według autora tego tekstu to wzór do naśladownictwa ideowego.

 

Przypisy:

[1]. „Nieznani Sprawcy”, epizod czwarty, „Jacek Jerz”, TVP Historia, 2007.

[2]. E. Warchoł, „Historia pierwszego krzyża katyńskiego w Radomiu”, wypowiedź i wspomnienia historyka Dariusza Żytnickiego w formie audio, [w:] <https://radioplus.com.pl/radom/historia-pierwszego-krzyza-katynskiego-29828> , (dostęp 16.09.2018 r.)

[3]. „Twarze Radomskiej Bezpieki”, „Marian Mozgawa”, scenariusz A. Kutkowski, konsultacja naukowa M. Krzysztofik, wyd. Biuro Edukacji Publicznej IPN KŚZpNP oddział w Lublinie, Delegatura w Radomiu, s. 2.

[4]. „Nieznani Sprawcy”, epizod czwarty, „Jacek Jerz”(…).

[5]. Jak wyżej.

[6]. Jak wyżej.

[7]. Jak wyżej.

[8]. „Twarze Radomskiej Bezpieki”, „Stefan Ostapiński”(…), s. 5

[9]. „Nieznani Sprawcy”, epizod czwarty, „Jacek Jerz”(…).

 

Bibliografia:

  1. „Nieznani Sprawcy”, epizod czwarty, „Jacek Jerz”, TVP Historia, 2007.

  2. Sołtysiak M., „Jacek Jerz”, Encyklopedia Solidarności, w: <http://www.encysol.pl/wiki/Antoni_Jacek_Jerz> (dostęp 27.09.2018 r.)

  3. „Twarze Radomskiej Bezpieki”, scenariusz Kutkowski A., konsultacja naukowa Krzysztofik M., wyd. Biuro Edukacji Publicznej IPN KŚZpNP oddział w Lublinie, Delegatura w Radomiu, brak roku wydania, [w:] <http://arch.ipn.gov.pl/ftp/pdf/twarze.radomskiej.bezpieki.pdf> (dostęp 28.09.2018 r.)

  4. Warchoł E., „Historia pierwszego krzyża katyńskiego w Radomiu”, wypowiedź i wspomnienia historyka Dariusza Żytnickiego w formie audio, [w:] <https://radioplus.com.pl/radom/historia-pierwszego-krzyza-katynskiego-29828> , (dostęp 16.09.2018 r.)

 

Patryk Płokita

niedziela, 30 wrzesień 2018 02:57

Paweł Doliński - Ku socjalizmowi

Od czasu upadku Polski Ludowej, ZSRR i reszty państw przez pomyłkę nazywanych socjalistycznymi, wyobraźnia ludzi nie tylko w naszej części świata opanowana została przez mit kapitalizmu i wolnego rynku, jako jedynej możliwej rzeczywistości gospodarczej, o jakiej w ogóle mamy prawo myśleć. Mówi nam się, że najlepsze życie czeka nas w społeczeństwie, w którym każdy niczym z klapkami na oczach goni za własnym interesem. Podobno chaos rynku obdarzy wszystkich bogactwem, bo tak naprawdę kryje się za nim „niewidzialna ręka”. Podobno wystarczy posłusznie wykonywać rozkazy szefów, żeby zostać dobrze wynagradzanym, a w przyszłości samemu zostać szefem. Podobno bogaci powinni dalej bogacić się bez żadnych granic, wyciskając z pracowników siódme poty i płacąc im głodowe pensje, bo to dla dobra nas wszystkich. Podobno wysokie podatki dla bogatych są złe, publiczne szkoły i szpitale – złe, i biedni ludzie te są źli, bo sami są winni swojej biedzie. Tak mówi bajka o szlachetnych bogaczach. A na czym naprawdę polega kapitalizm? Skąd się bierze bogactwo i dlaczego tak dziwnie jest podzielone miedzy ludzi, że kilku z nich może kupić całą Polskę, a większość może w niej jedynie wegetować od pierwszego do pierwszego?

Ideolodzy liberalizmu ekonomicznego twierdzą, że ich system doprowadzi do powszechnego dobrobytu, ponieważ każdy może do woli wybierać, gdzie chce pracować i co kupować, jest konkurencja wśród kapitalistów, więc koniec końców każdy dostaje to, co chce. Jednak każdy, kto trzeźwo patrzy na otaczająca nas rzeczywistość, łatwo zauważy, że to fikcja. Przytłaczająca większość transakcji dokonywanych na rynku polega na tym, że ktoś dyktuje warunki, a ktoś je akceptuje – decyduje o tym oczywiście grubość portfela. „Wolnego wyboru” dokonuje się przecież albo płacąc, albo domagając się zapłaty. W tych okolicznościach nie ulega chyba wątpliwości, kto tu jest bardziej wolny. Ci, którzy mają mało, zawsze są zmuszeni akceptować warunki tych, którzy mają dużo. Jest to odzwierciedleniem stosunków pracy panujących przy wytwarzaniu bogactwa, a te wyrastają rzecz jasna z prywatnej własności środków produkcji. Rynek nie jest zatem oazą wolności. Wręcz przeciwnie – rynek polega na tym, że bogacze trzymają za twarz biedaków, którzy muszą dla nich tyrać i jeszcze być im wdzięczni za „tworzenie miejsc pracy”. Ta brutalna rzeczywistość bierze się z podziału społeczeństwa na dwie klasy – klasę posiadaczy i klasę pracującą. Pierwsi mają wszystkie rzeczy potrzebne do wytwarzania bogactwa, drudzy mają tylko jedno – pracę własnych rąk, i żeby zarobić na życie, muszą pracować dla tych pierwszych.

Kapitał to pieniądze, których używa się do zarobienia jeszcze większych pieniędzy. Ich posiadacz, czyli kapitalista, przeznacza je na zakup środków produkcji, tzn. maszyn, materiałów, surowców, które są potrzebne do wytworzenia towarów, jakie potem sprzeda na rynku. Jednak sam zakup środków produkcji nic nie da, jeśli kapitalista nie zatrudni ludzi, którzy będą obsługiwać , przetwarzając surowce i półprodukty na gotowe towary. To właśnie ludzka praca, i tylko ona, tworzy wartość istniejąca postaci produktu, za który kapitalista zgarnia forsę. Tę wartość wytwarzają , ale dostają zaledwie jej cząstkę w postaci pensji, resztę wartości sprzedanych towarów przywłaszcza posiadacz środków produkcji – to właśnie jest wyzysk. Kapitaliści rzecz jasna twierdzą, że żadnego wyzysku nie ma, bo to oni najwięcej wnoszą produkcji, to oni organizują cały proces wytwarzania i sprzedaż. Nie jest to prawdą. Kapitaliści po prostu zatrudniają innych, żeby im to wszystko organizowali, przy czym organizacja ta polega przede wszystkim na kontroli robotników, by ci pracowali zgodnie z interesem kapitalisty – by wytwarzali jak najwięcej wartości, pracowali jak najdłużej, a brali za to jak najmniej pieniędzy. Kapitalista przywłaszcza sobie wartość pochodzącą wyzysku pracowników – po prostu zagarnia ją z tytułu własności. Oczywiście kapitalistyczni ideolodzy są skłonni utrzymywać, że sam fakt posiadania kapitału i decyzja o przeznaczeniu go na produkcję są ze strony kapitalisty niezwykłą zasługą, ale to nieprawda. Przecież ten kapitał służy mu tylko do kontroli innych ludzi – głównie robotników – którzy są na jego łasce, a to właśnie oni wykonują całą pracę ucieleśnioną w przedmiotach, które pomagają nam żyć: w pralkach, lodówkach, samochodach, domach itd. Krótko mówiąc: kapitalizm to system, w którym garstka ludzi ma na własność środki wytwarzania bogactwa, i dlatego ta garstka może sobie dowolnie łaszczyć większość bogactwa – a ono pochodzi z pracy reszty społeczeństwa.

Mimo, że kontrola kapitału nad społeczeństwem jest ogromna, mimo że większość klasy robotniczej nadal czuje się bezsilna, a politycy potulnie klękają się przed burżuazja, to jednak ich system nie jest wszechmocny. Zagrażają mu dwie rzeczy: po pierwsze, gniew ludzi pracy – mających dość, niesprawiedliwości i upokorzeń; po drugie, niestabilność i kruchość gospodarki kapitalistycznej, podatnej na potężne kryzysy. Jednego z nich właśnie doświadczamy. Od wielu lat nieustannie słyszymy, że wolny rynek może mieć się wyłącznie doskonale dzięki „niewidzialnej ręce”. Skąd zatem tak spektakularny wstrząs?

Kapitalizm to system, w którym produkcja dokonuje się wyłącznie dla zysku, a nie dla zaspokojenia ludzkich potrzeb. Oznacza to, że kapitaliści dążą do zysków całkowicie „na ślepo”, jedynym miernikiem ich sukcesu jest pieniądz jako taki. Z jednej zatem strony muszą swoim robotnikom płacić jak najmniej, z drugiej – produkować i sprzedawać jak najwięcej. Poza tym ich zysk ma sens o tyle, o ile potem znowu zostanie wpuszczony w ruch jako kapitał, by mogli zarobić jeszcze więcej. Ale wszystko to ma swoje granice. Pomyślmy: kapitaliści, żeby osiągnąć , muszą wszystko to, co produkują robotnicy, sprzedać potem tym samym robotnikom na rynku. Ale jak mają to zrobić, skoro ci ludzie pracy mogą za to zapłacić tylko swoimi nędznymi pensjami? Dlatego Karol Marks twierdził, że kapitalizm musi być stale nękany kryzysami biorącymi się tzw. „nadprodukcji”. Po prostu kapitaliści, w swym owczym pędzie za zyskami, nie mogą sprzedać wszystkiego, co produkują, bo każdy z nich działa całkowicie na oślep. Gdyby priorytetem było racjonalne zaspokajanie potrzeb ludzi, system byłby bardziej zrównoważony, jednak w kapitalizmie jest to niemożliwe. Całość jest całkowicie nieskoordynowana i chaotyczna, co dodatkowo wzmaga drapieżna konkurencja między kapitalistami.

Jednak klasa posiadaczy jest niezwykle cwana. Wymyślili skomplikowany system finansowy, który z pozoru ułatwia im życie, bo pozwala robić pieniądze za pomocą pieniędzy. Tak więc 30 lat temu, gdy rynki się „zapchały”, a stopa zysku w światowym sektorze produkcyjnym spadła, nastąpił wielki rozkwit rynków finansowych. Zyski były czysto „papierowe” – tych pieniędzy po prostu realnie nie było. Wielkie banki stanęły na progu bankructwa, a wraz z nimi – uzależnieni od nich światowi giganci przemysłowi. Ponownie okazało się że system, który próbuje uwolnić się od potrzeb rzesz ludzkich, by mieć przed oczami wyłącznie zysk, kopie tak naprawdę swój własny grób.

By ratować swoje imperia, kapitaliści są gotowi zrezygnować z jakiegokolwiek wstydu. W sytuacji, gdy sami sobie napytali biedy, żebrzą u polityków o wsparcie finansowe otwarcie wyrzucając do śmieci mit wolnego rynku, który sami głosili. Oto skandal, jakich mało: grube ryby finansjery będą ratowane przez rządy, a zwykli ludzie będą cierpieć biedę i bezrobocie! Dlatego już teraz ulice europejskich stolic wypełniają się rozgoryczonymi ludźmi pracy wznoszącymi gniewne hasło: „Nie będziemy płacić za wasz kryzys!”

Jest tylko jeden sposób, by ludzie pracy skorzystali z szansy na poprawę swojego losu – jednomyślność. Świadomość zagrożenia płynącego z systemu kapitalistycznego i wizja jednego, wspólnego systemu ekonomicznego (będącego alternatywą dla kapitalizmu) może połączyć różne grupy społeczne, które przeciwstawią się wielkiemu kapitałowi oraz pracodawcom i będą skutecznie walczyć  nie tylko o godną płacę i godne warunki pracy, ale o radykalną zmianę stosunków społeczno-ekonomicznych w naszym kraju. Od stu pięćdziesięciu lat związki zawodowe i partie robotnicze zmagają się z kapitałem. To właśnie dzięki tym zmaganiom powstały takie udogodnienia socjalne jak powszechny system emerytalny, publiczna służba zdrowia lub zasiłki dla bezrobotnych, ale także ośmiogodzinny dzień pracy i wiele swobód emancypacyjnych, w tym prawo do głosowania dla kobiet. Państwa europejskie, obawiając się, że podzielą los Rosji z roku 1917, zgodziły się na znaczne ustępstwa wobec klasy robotniczej. Dzięki temu, spośród całego kapitalistycznego świata, to robotnicy tych państw mogli żyć na najwyższym poziomie. Jednak ostatnie 20 – 30 lat to na całym świecie okres kontrataku ze strony kapitału. Prywatyzacja majątku publicznego, ciągłe ataki na prawa pracownicze i na związki zawodowe poskutkowały spadkiem płac, bezrobociem i pogarszającą się jakością życia zwykłych pracowników, podczas gdy zarobki posiadaczy i kadry menedżerskiej przekroczyły pułap jakiegokolwiek wstydu. Kapitalizm coraz bardziej przypomina rzeczywistość XIX wieku. Dziś, tak jak i wtedy, człowiek pracy zmuszony jest posłusznie zginać kark i pracować więcej za mniejsze pieniądze, byle tylko zaspokoić stale rosnące apetyty na zyski. Los klasy robotniczej jest szczególnie ponury właśnie w czasie kapitalistycznych kryzysów, kiedy coraz większa część robotników musi stawiać czoła nędzy bezrobocia, a ci, którzy ostali się na swych miejscach pracy, muszą akceptować gorsze wynagrodzenia. Szczytem bezczelności jest, że w tej sytuacji kapitaliści domagają się jeszcze wdzięczności za to, że nie zwolniono wszystkich, a jednocześnie przerzucają na zwykłych ludzi koszta załamania gospodarczego. Grupka bogaczy doprowadza do krachu, ale to osobom biedniejszym każą zaciskać pasa! W swym ideologicznym zaślepieniu nie widzą chyba, że ich mentalność przemawia przeciwko nim samym. Bo nie jest tak, że kapitaliści są złem koniecznym.

Ruch robotniczy, oprócz tego, że dla wielu wywalczył lepsze warunki życia w kapitalizmie, dążył wielokrotnie do czegoś jeszcze ważniejszego – do zmiany samego systemu, do stworzenia społeczeństwa, w którym praca służy zaspokajaniu potrzeb, a nie nabija kabzę magnatom finansowym. Dziś, gdy po tylu latach reformowania systemu robotnicy znaleźli się nieomal w punkcie wyjścia, znów padają pytania o to, czym można zastąpić kapitalizm. Nasza odpowiedź brzmi: zastąpmy go socjalnacjonalizmem!

Wielu ludziom socjalizm kojarzy się z ponurymi latami PRL-u. Tymczasem zarówno PRL jak i ZSRR od czasów Stalina nie były socjalizmem we właściwym znaczeniu tego słowa. Marks pisał, że socjalizm ma oznaczać wolność ludzi do świadomego kontrolowania gospodarki, by mogli w pełni zaspokajać swe potrzeby, zamiast konieczności zdawania się na grę ślepych sił rynku. Wymaga to dwóch rzeczy: ludzie wytwarzający bogactwo sami muszą kontrolować swoją pracę, oraz sami muszą uczestniczyć w kolektywnym planowaniu produkcji i podziału dóbr, by gospodarka mogła odpowiadać oczekiwaniom możliwie wszystkich ludzi. A jak było w PRL? Klasa robotnicza nie kontrolowała produkcji, tylko wykonywała rozkazy biurokracji, która zastąpiła kapitalistów. Gdy zaś robotnicy próbowali wyrazić swój gniew, traktowano ich pałką po grzbiecie. To wszystko kojarzy się ludziom z socjalizmem, ponieważ stalinowscy biurokraci rządzili żelazną ręką i jednocześnie wycierali sobie usta socjalistycznymi ideałami. Podobnie w sferze planowania – zamiast planu narodowego, angażującego szerokie rzesze społeczeństwa, był plan wymyślany przez kilku planistów, przejmujących się głównie tym, czy będzie wygodny dla biurokratycznych dyrektorów fabryk. Nic dziwnego, że kończyło się to robotniczymi buntami, które znamy m.in. z lat pierwszej Solidarności 1980-81, a potem brutalnym kontratakiem władz, bo tym właśnie był stan wojenny.

Prawdziwe państwo narodowo-socjalne wymaga rzeczywistego uspołecznienia środków produkcji, a to oznacza, że: po pierwsze, kontrola nad zakładami pracy należałaby do samych robotników, którzy w sposób demokratyczny zarządzaliby swoimi miejscami pracy; po drugie, produkcja i świadczenie usług w skali całego społeczeństwa powinna być organizowana przez rozmaite ciała przedstawicielskie, tzw. rady, które reprezentowałyby różne grupy społeczne. System rad byłby zorganizowany oddolnie, tzn. rady lokalne omawiałyby swoje potrzeby, porównywałyby je z dostępnymi lokalnie zasobami, negocjowałyby warunki z lokalnymi producentami, demokratycznie podejmowałby decyzje i przekazywałby je na wyższy szczebel, gdzie delegaci poszczególnych rad rozwiązywaliby problemy bardziej ogólne. Robotnicy fabryk również zrzeszaliby się w ponadlokalne struktury, by móc zarządzać swą pracą i zasobami z ogólniejszej perspektywy i podejmować decyzje inwestycyjne korzystne zarówno dla siebie, jak i dla innych grup społecznych. W ten sposób, zamiast rynkowego chaosu, którego koszta zawsze ponoszą najsłabsi, zamiast podporządkowywania całej gospodarki wyścigowi na oślep po zysk kilku „grubych ryb”, mielibyśmy system społeczny, gdzie produkcja faktycznie dąży w pierwszej kolejności do zaspokojenia ludzkich potrzeb. Każdy miałby równy głos, jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, która by dotyczyła jego/jej warunków pracy i życia. Środki produkcji nie miałyby żadnych konkretnych właścicieli, więc nikt nie miałby przywileju dbania wyłącznie o swoje potrzeby. Dzięki temu, wszyscy, będąc współzależni od siebie jako równi ludzie, żyliby i pracowaliby w zgodzie – dla wspólnego dobra.

Rzecznikom kapitalizmu taka wizja społeczeństwa nie mieści się w głowach. Nic dziwnego –przecież musieliby utracić swoją władczą pozycję. Dlatego nienawidzą tej wizji i starają się nam mówić, że jest to niemożliwe. Wymyślają różne powody: bo zwykli ludzie są za głupi, by zajmować się tak złożonymi sprawami; bo ludzie z natury dążą do konkurencji; bo demokracji nie można stosować do gospodarki; bo nie da się planować potrzeb; bo każda próba wprowadzenia socjalizmu doprowadzi znów do stalinizmu. Tymczasem narodowy socjalizm jest zarówno możliwy, jak i konieczny, gdy w życiu społecznym, politycznym i gospodarczym wszyscy od siebie zależymy. Aby wcielić tę wizję w życie potrzeba najpierw masowego zaangażowania w „rozbiórkę” kapitalizmu, a potem powszechnego udziału nas wszystkich zainteresowanych w społecznym gospodarowaniu zasobami naturalnymi, pracą rąk i pomysłowością. Jeżeli nie będziemy się angażować w sprawy, które nas dotyczą również na poziomie ogólnym, to władzę nad nami zawsze przejmą jacy „oni” – kapitaliści, rząd, biurokraci itp. Nasza wolność nie powinna polegać na maksymalnym uwolnieniu się od innych otaczających nas ludzi, ale na ogólnonarodowym zjednoczeniu ku zapewnieniu właściwego dobrobytu dla Nas i Naszych dzieci.

Paweł Doliński

Nacjonaliści często doświadczają swoistego poczucia winy. Wiedzą, że obecny system polityczny i społeczny zmierza do zniszczenia wszystkich białych narodów. Zatem nacjonaliści świetnie zdają sobie sprawę z tego, że każda złotówka, każde euro, czy każdy dolar, który dają systemowi, wspiera realizację celu, którym jest unicestwienie białych. I mają rację. Jednak wiedza ta może spowodować poczucie winy, które z kolei może zaburzyć ocenę sytuacji i doprowadzić do podejmowania złych decyzji.

Nacjonaliści często mówią, że musimy zagłodzić system. Musimy odciąć dopływ jakichkolwiek pieniędzy, a wówczas system pracujący na naszą zagładę umrze. Jednak o wiele łatwiej jest to powiedzieć niż zrobić. Można zbojkotować określoną markę jakichś produktów, na przykład taką, która wykorzystuje anty-białą propagandę w swoich reklamach. Ale nie można przestać używać niektórych typów produktów, na przykład pasty do zębów, a każdy producent pasty do zębów płaci podatki, które z kolei wspierają anty-biały system.

Można porzucić życie w mieście, kupić ziemię, wybudować dom i spróbować żyć na własną rękę. Ale znowu – trzeba kupić narzędzia, materiały, potrzebny jest prąd czy benzyna. Każdą z tych rzeczy trzeba kupić od producenta czy dystrybutora, który jest częścią systemu, nawet jeśli nie bezpośrednio, to z pewnością jest z nim powiązana poprzez system podatkowy.

Istnieje oczywiście jeszcze jedna opcja – całkowite odcięcie się od systemu i zostanie pustelnikiem w lesie. Oczywiście, trzeba wówczas także zrezygnować z elektroniki, bo producenci z tej branży stoją w awangardzie wojny przeciwko białym. I nie zapominajmy o systemie podatkowym, w większości państwo istnieje jakiś podatek od nieruchomości, który trzeba płacić, chyba że zamieszka się na dziko na ziemi należącej do państwa albo jakiegoś prywatnego właściciela.

Trzeba również pamiętać, że całkowite odcięcie się od świata oznacza, że nie można już go zmienić. System będzie wciąż pracował przeciwko tobie i przeciwko twojemu narodowi, tylko że ty nie będziesz już brał w tym wszystkim udziału. Ale nie będziesz też brał udziału w walce przeciwko systemowi – w walce o przetrwanie swojego narodu.

Musisz również pamiętać, że nawet jeśli zdołasz odciąć się całkowicie od systemu, jesteś tylko jednym człowiekiem. Czy to, że jeden człowiek całkowicie wyjdzie z systemu, zabierze wszystkie swoje pieniądze i całą swoją pracę, naprawdę może wpłynąć na funkcjonowanie systemu, który obejmuje całą kulę ziemską? Jak wielu ludzi wciąż będzie podłączonych do systemu, a ich pieniądze będą zapewniać stały dopływ kasy?

Zdanie sobie sprawy z tego, że jesteś uwięziony w systemie, którego celem jest zniszczenie ciebie i twojego narodu, że znalazłeś się w labiryncie bez wyjścia, że zostałeś wrobiony we wspieranie swojej własnej zagłady, prowadzi do rezygnacji. Jeśli nie możesz uciec z systemu, po co w ogóle cokolwiek robić? Jest to sytuacja w stylu „orzeł – system wygrywa, reszka – ty przegrywasz”. Rezygnacja może prowadzić do rozpaczy, której następstwami są nihilizm i hedonizm. Łatwo jest pokazywać palcem ludzi, którzy całymi nocami urządzają gównoburze w internetach, a potem marnują czas, pijąc piwo i grając w grę. Ale jak wielu z nas nie odczuwało pokusy, aby tak właśnie zrobić? I jak wielu z nas, którzy prowadzą bardziej mieszczańskie życie, nie czuje czasem pokusy, aby po prostu powiedzieć „walić to, nie ma żadnej nadziei” i zająć się wydawaniem pieniędzy na nowy samochód, dziwki czy kokainę? W końcu - jeśli nie ma żadnego wyboru, czemu nie zająć się zwiększaniem dopływu dopaminy do mózgu?

Ale istnieje wybór – istnieje wyjście z tego labiryntu. Problem polega na zbytnim skupieniu uwagi na negatywnym aspekcie sytuacji, mianowicie na wszechobecnym systemie, który zawsze otrzyma jakieś wsparcie niezależnie od tego, co zrobisz. Problem często leży w naszym postrzeganiu, które sprawia, że widzimy bardzo zaburzony czy niepełny obraz sytuacji, z którego wyciągamy potem błędne wnioski.

System został zaprojektowany tak, aby cię zniszczyć i nie możesz się całkowicie od niego odciąć. A nawet jeśli udałoby ci się to zrobić, nie zmieniłoby to globalnej sytuacji. To prawda. Ale to nie jest pełen obraz sytuacji. W ciemności skrywa się promień światła, który z każdym dniem staje się coraz jaśniejszy. Poza systemem istnieje system alternatywny - kontr-system.

Ten kontr-system to konglomerat wszystkich inicjatyw nacjonalistycznych, których celem jest stworzenie alternatywnej kultury i alternatywnego społeczeństwa. Wszystkie inicjatywy kulturowe i  metapolityczne, polityczne i społeczne, wirtualne i realne są kuźniami nadchodzącego europejskiego odrodzenia. Stanowią one nieformalną sieć powiązań dobrych Europejczyków, którzy poświęcają swój wysiłek, aby uratować nasze narody od zagłady.

Zatem, chodzi o to, żeby przekierować uwagę z aspektu negatywnego (system) na pozytywny (kontr-system). Nie możemy zagłodzić systemu. Ale możemy nakarmić kontr-system. A więc nie powinieneś dążyć do całkowitego odcięcia się od systemu, ponieważ jest to niemożliwe. Ale możliwym jest podłączenie się do kontr-systemu. Musisz jednak pamiętać o tym, że w obecnej sytuacji niemożliwym jest całkowite zanurzenie się w tym systemie alternatywnym. Trzeba dążyć do wypracowania równowagi.

Uważam, że rozwiązanie jest dość proste: trzeba ograniczyć swoje zaangażowanie w system, jednocześnie zwiększając swoje zaangażowanie w kontr-system. Zastanówmy się teraz nad tym, jak to właściwie zrealizować w praktyce.

Jednym z największych osiągnięć ruchu nacjonalistycznego w ostatnich latach jest ilość dobrych książek, które są publikowane, zwłaszcza w języku angielskim. I publikują je „swoi ludzie”, zatem kiedy je kupujesz i czytasz, nie tylko rozwijasz się intelektualnie, ale również wspierasz białą stronę mocy. Zatem - podwójna wygrana. Oczywiście, wszyscy ci wydawcy muszą płacić podatki, a więc niewielka część pieniędzy trafia do systemu. Ale większość pieniędzy idzie bezpośrednio na naszą sprawę i do naszych ludzi. I już teraz można zaobserwować efekty w postaci rozwoju tych inicjatyw wydawniczych.

Przyjrzyjmy się teraz kulturze. Możesz zminimalizować ilość pieniędzy, którą oddajesz wytwórcom kultury głównego nurtu. Nie musisz kupować książek, możesz je wypożyczać z biblioteki. Nie musisz kupować płyt, możesz słuchać muzyki w internecie. Nie musisz iść do kina i płacić za bilet, możesz inspirować się info-anarchizmem („if you know what I mean”). Właśnie w ten sposób możesz zaoszczędzić pieniądze i ograniczyć ich dopływ do systemu. Ale to nie wszystko. Najważniejsze pytanie brzmi, co dzieje się z pieniędzmi, które zaoszczędzisz. Powinieneś wprowadzić je do kontr-systemu. Pamiętaj, że kontr-system jest o wiele mniejszy (na razie!) od systemu i każda złotówka czy każde euro ma o wiele większą wartość dla naszych ludzi niż dla przedsiębiorstw głównego nurtu. Zatem kupienie jednej książki czy jednej płyty od naszych ludzi przyczynia się bardziej do naszej walki niż niekupienie dziesięciu mainstreamowych książek czy płyt.

Należy podkreślić, że niemożliwe jest całkowite odcięcie się od systemu. I nie powinieneś mieć poczucia winy, że poszedłeś obejrzeć film ze swoją dziewczyną, albo że kupiłeś sobie kryminał do poczytania w pociągu. Po prostu następną książkę kup od dobrego wydawcy. Ten jeden egzemplarz naprawdę robi różnicę, spytaj samych wydawców.

Jednym z powodów, dla których jestem entuzjastą pro-nacjonalistycznej sceny black metalowej jest fakt, że stanowi ona wspaniały przykład pokazania środkowego palca współczesnemu systemowi. W black metalu slogan „do it yourself” został potraktowany bardzo poważnie i powstała scena, w której nasze zespoły nagrywają płyty i grają koncerty, nasi graficy robią projekty wizualne, nasze ziny robią wywiady, nasi ludzie zajmują się ochroną na koncertach, nasi ludzie drukują materiały, a nasi ludzie produkują i sprzedają ubrania czy merch. I wszystko to jednocześnie jawnie promując idee wrogie wobec anty-białego systemu.

Oczywiście, w niektórych przypadkach trudno jest znaleźć naszych ludzi, których można by wspierać. Jednym z tych obszarów są kosmetyki. Jestem pewien, że jacyś dobrzy ludzie robią i sprzedają własne mydło (w końcu sprawdziło się to w Fight Clubie), ale większość z nas musi polegać na dużych sklepach. Co należy robić w tej sytuacji? Reklamy usiłują sprzedać nam kłamstwo, że będziemy bardziej szczęśliwi, jeśli zaczniemy używać droższego mydła, albo specjalnie zaprojektowanego kremu do twarzy. Ale to nieprawda. Jesteś nieszczęśliwy, ponieważ znasz prawdę - wiesz, że na białych ludziach dokonywane jest ludobójstwo i żaden szampon o kokosowym aromacie nie zmyje z ciebie tego przekonania. Skup się na tym co ważne – kupuj, co niezbędne, nie przepłacaj i wykorzystaj zaoszczędzone pieniądze, żeby wspierać kontr-system.

Podobnie jest w przypadku ubrań. Istnieje sporo dobrych nacjonalistycznych producentów, ale z reguły są to ubrania w stylu ulicznym czy casualowym. Jeśli musisz nosić ubrania o wyższym stopniu formalności, nie możesz polegać na tej ofercie. Ale nie musisz kupować najdroższych ubrań. Możesz kupować na wyprzedażach albo w second-handach i wciąż wyglądać dobrze. Staraj się osiągnąć swoje cele, jednocześnie oszczędzając, aby mieć pieniądze do zainwestowania w kontr-system.

Kolejną bardzo ważną sprawą jest wspieranie naszych twórców. Wiem, że wszyscy przyzwyczailiśmy się do tego, że wszystko jest za darmo w internecie. Ale musimy przełamać to myślenie i zacząć wspierać swoich ludzi. Jeżeli chcemy mieć dobre blogi, dobre filmy i dobrą muzykę, musimy wspierać twórców swoimi pieniędzmi.

Co jeśli nie masz pieniędzy, aby wspierać kontr-system? Po pierwsze, to prawe na pewno nieprawda, jako że możesz spróbować zaoszczędzić chociaż trochę i na przykład kupić jedną książkę. Możesz też przekazywać drobne kwoty twórcom. Ale poza pieniędzmi może też dać swój talent albo swój czas. Jeśli posiadasz jakiekolwiek umiejętności, które mogą być przydatne, daj znać ludziom, którzy mogą ich potrzebować. Możesz także wspierać innych, którzy już coś robią. Pozytywny komentarz czy wiadomość z podziękowaniami mogą naprawdę dużo zdziałać i dać twórcom poczucie wiary w sens tego, co robią. Na pewno zdajesz sobie sprawę z tego, jak działa internet, a więc wiesz, że nawet polajkowanie czegoś czy udostępnienie tego w mediach społecznościowych, czy nawet obejrzenie filmu, może przynieść dobrą zmianę.

Nie ulegnij złudzeniu maksymalizmu. Tutaj nie działa zasada „wszystko albo nic”. Nie możemy zagłodzić systemu (na razie). Ale możesz wspierać kontr-system, który staje się coraz większy i coraz lepszy, a pewnego dnia zastąpi zdegenerowany system zmierzający do zagłady białych.

Zaangażuj się. I mogę powiedzieć z własnego doświadczenia – gdy już zaczniesz, trudno będzie przestać. Ostatecznie, twoje zaangażowanie w system będzie minimalne, a twoje zaangażowanie w kontr-system maksymalne.

 

Pierwsza wersja tekstu ukazała się na: https://www.counter-currents.com/2018/05/feeding-the-counter-system/

 

Jarosław Ostrogniew

17 września 2018 roku na zaproszenie polskich nacjonalistów oraz naszych towarzyszy ze świata anglosaskiego, Jared Taylor wygłosił w Warszawie prelekcję pt. „Rasa i polityka w Ameryce”. Było to pierwsze wystąpienie Taylora w Polsce.

Jared Taylor urodził się i wychował w Japonii jako dziecko chrześcijańskich misjonarzy. W Stanach Zjednoczonych i Francji zdobył wykształcenie uniwersyteckie w dziedzinach filozofii oraz ekonomii międzynarodowej. Jest autorem licznych książek i publikacji, założycielem magazynu American Renaissance i organizatorem corocznych konferencji metapolitycznych, na których występują biali nacjonaliści, rasowi realiści i konserwatyści. Celem AmRen jest ochrona dziedzictwa kulturowego, politycznego i biologicznego Europejczyków w Ameryce. Taylor jest ekspertem w dziedzinie relacji międzyrasowych w USA, uznawanym za jednego z prekursorów i liderów współczesnego ruchu alt-right (alternatywnej prawicy). Założenia i cele tego ruchu przedstawiał już na łamach „Szturmu” Bartłomiej Dejnega w świetnym artykule „Czym jest ruch Alt-Right?”1 - jak pisał, „mimo iż granice ideologiczne alt-right są płynne, można wyszczególnić w nim kilka punktów, co do których panuje zgoda większości środowiska. Centralnym punktem ideologii jest etniczny nacjonalizm oparty o rasowy realizm. Odrzucany został pomysł rasy jako tylko społecznego konstruktu. Jako fundament do budowy narodu wskazuje się biologiczne uwarunkowania człowieka. Duży nacisk położony jest na kwestii korelacji współczynnika IQ i rasy człowieka.”

Taylor często podróżuje za granicę, aby uświadamiać wszystkich przedstawicieli europejskiej cywilizacji stojących dziś przed podobnymi wyzwaniami, jak również często występuje na kampusach uniwersyteckich, starając się dotrzeć do młodych ludzi w środowiskach zdominowanych przez poprawność polityczną, ideologie lewicowe i liberalne.

Wygłaszając prelekcję w Warszawie, Taylor przedstawił amerykańskie doświadczenia w stosunkach międzyrasowych oraz odniósł się do obecnej sytuacji politycznej i demograficznej w USA oraz Europie. Przedstawię tu istotne poruszone przez niego kwestie.

USA zawsze były krajem wielorasowym, obecnie wielorasowa staje się także Europa. Amerykańskie doświadczenie może posłużyć Europie jako ważna lekcja. Oficjalnie przyjmowane twierdzenia i poglądy na temat rasy w USA są zaprzeczeniem rzeczywistości. Ich celem jest zbudowanie społeczeństwa, w którym rasa nie ma znaczenia. Przypomina to komunizm, który dążył do wyeliminowania egoizmu, organizując społeczeństwo wedle zasady „od każdego według jego zdolności, każdemu według jego potrzeb”. Komunizm zawiódł, ponieważ nie zrozumiał ludzkiej natury, próbował jej zaprzeczyć. Tak samo powszechnie przyjmowane w USA twierdzenia, że rasy nie istnieją, czy że grupy rasowe są sobie równe pod każdym względem, stanowią zaprzeczenie ludzkiej natury i faktów. Widać w statystykach, że czarna i biała ludność zachowuje się inaczej, że wśród czarnych jest znacznie wyższa przestępczość czy odsetek dzieci urodzonych w związkach pozamałżeńskich, oraz że czarni osiągają znacznie mniej niż biali. Są to ogromne różnice. Oficjalnie przyjmowanym wyjaśnieniem jest systemowy i instytucjonalny rasizm białych, których obwinia się o wszystkie porażki czarnej ludności. Białym przypisuje się nawet nieświadomy rasizm, czy tak zwany „biały przywilej”, utwierdzając ich w poczuciu winy i wstydu. Niestety obecnie są to popularne opinie w wielu wpływowych kręgach w USA, a naciski i cenzura politycznej poprawności narzucają te wizje całemu społeczeństwu. Taylor podawał przykłady takich działań, obnażając ich absurdalność. Poszukuje się wciąż rasizmu, aby stworzyć wytłumaczenie dla nierówności osiągnięć grup rasowych, omijające jej prawdziwe powody. Prawdziwymi powodami są naturalne, przyrodzone różnice między rasami, wśród których szczególnie istotne są różnice w inteligencji. Taylor, jak to ma w zwyczaju, odwoływał się rzetelnie do badań naukowych, wykazujących między innymi, że nie widać dziś wpływu czynników zewnętrznych mogących powstrzymywać czarną ludność w rozwoju i osiąganiu sukcesów.

Za każdy przejaw rasizmu, prawdziwego lub rzekomego, białych w Ameryce spotykają przykre i dotkliwe konsekwencje, takie jak utrata pracy. Każdy broniący interesów białej ludności jest nazywany rasistą i panuje przyzwolenie społeczeństwa, a nawet wymiaru sprawiedliwości, by takich ludzi atakować. Są usuwani z Twittera, Facebooka, Youtube'a – dąży się do ich uciszenia. Popularne wśród elit politycznych staje się przekonanie, że demokracja potrzebuje cenzury, stojące w całkowitej sprzeczności z wartościami, na których zbudowano Stany Zjednoczone, takimi jak wolność słowa. Taylor porównał obrońców interesu białych do dysydentów w Związku Sowieckim, przypominając, jak byli oni prześladowani.

Co dla nas szczególnie istotne, Taylor zwrócił uwagę na wyjątkową sytuację i rolę Europy Wschodniej – krajów takich jak Polska, Czechy, Słowacja, Węgry. Żelazna kurtyna systemu komunistycznego uchroniła nas przed trucizną szkodliwych idei, która zaatakowała od wewnątrz Stany Zjednoczone i Zachodnią Europę.

Stwierdził, że jeżeli zmiany będą dalej zmierzać w tym samym kierunku, w którym zmierzają obecnie na Zachodzie, to jedynie w Europie Wschodniej utrzyma się prawdziwa europejska cywilizacja. Przestrzegał nas, abyśmy nie poszli w ślady Francji czy Niemiec i już teraz walczyli o zachowanie białego charakteru naszego kraju, Polski dla Polaków – abyśmy sprzeciwili się potężnym zewnętrznym siłom, które chcą Polskę zmienić.

Po prelekcji przyszedł czas na zadawanie pytań. Za bardzo ważną należy uznać odpowiedź Jareda Taylora na pytanie o jego stosunek do kwestii żydowskiej oraz do analiz prof. Kevina MacDonalda przedstawionych w pracy naukowej „Kultura krytyki”. Przez lata Taylor oskarżany był przez część białych nacjonalistów o ignorowanie tej kwestii; podawano nawet, że odcina się całkowicie od tzw. antysemityzmu czy że uznaje Żydów po prostu za równoprawnych białych Amerykanów. Tym razem Taylor otwarcie przyznał, że Żydzi byli nadreprezentowani we wszelkich kręgach podkopujących białą rasową tożsamość, że stali na czele ruchów dążących do stworzenia całkowitej rasowej równości, że wpływy żydowskie były zdecydowanie negatywne oraz że Kevin MacDonald opisał ten fenomen w sposób jasny i wyczerpujący. Jednocześnie powiedział, że za błąd uważa obwinianie Żydów o wszystkie porażki białych, o niepowodzenie w utrzymaniu białej większości – ponieważ ostatecznie to biała większość ponosi odpowiedzialność za własny kraj. Stwierdził też, że istnieje niewielka liczba Żydów, którzy będą mogli zostać sojusznikami w dążeniach do obrony czy odnowy cywilizacji europejskiej. Choć Taylor prezentuje w tej kwestii dość umiarkowane stanowisko jak na alt-right, co może wynikać z jego strategii docierania do mainstreamu, to widać jasno, że zdaje sobie sprawę z problemów i konfliktów wynikających z wpływów mniejszości żydowskiej.

Odpowiadając na pytanie o to, czy biali mają szansę bronić swoich praw jako mniejszość(gdyż nawet przy zamknięciu granic na nowych imigrantów, obecne trendy demograficzne wystarczą, aby biali stali się w niedługim czasie mniejszością w USA), czy też alt-right będzie iść w kierunku Spencerowskiej wizji2 państwa etnicznego (ang. ethnostate) dla białych – Taylor wyraził przekonanie, że jeżeli europejska cywilizacja ma mieć jakąkolwiek przyszłość w Ameryce, konieczne będzie uświadomienie odpowiedniej liczby białych ludzi i ustanowienie białego państwa etnicznego na części terytorium Stanów Zjednoczonych. Jeśli do tego nie dojdzie, USA staną się takie jak Brazylia – pozostaną tylko niewielkie wyspy cywilizacji pośród szerokiego morza chaosu i przestępczości.

Taylor wskazał także, że mimo całej propagandy promującej mieszane związki, jedynie około 10% białych w USA wstępuje w związki małżeńskie z osobami innych ras, oraz że biali nadal wolą wysyłać swoje dzieci do szkół z białą większością i żyć w białych sąsiedztwach – a zatem większość białej ludności wciąż posiada podstawowy instynkt zachowania własnej grupy. Trzeba wbrew poprawności politycznej i propagandzie multikulturalizmu przekonywać ludzi, że te dążenia są dobre, że powinni słuchać się tych instynktów i otwarcie przyznawać się do tożsamości.

Zapis wideo całego spotkania, po angielsku wraz z polskim tłumaczeniem, można obejrzeć na kanale Centrum Edukacyjnego Powiśle na Youtube. 3

Z powyższych spostrzeżeń i argumentów Taylora można wyciągnąć wiele ważnych wniosków. Czas na kilka refleksji, w jaki sposób można amerykańskie doświadczenie i rasowy realizm odnieść do perspektywy polskiej, i szerzej do europejskiej.

Taylor zdobył popularność dzięki temu, że broni interesu białych i przedstawia kwestie rasowe zawsze na wysokim poziomie merytorycznym, opierając się na faktach i statystykach, używając argumentów trudnych czy wręcz niemożliwych do podważenia – a jednocześnie w sposób elokwentny, przystępny i zrozumiały dla zwykłego człowieka. W dzisiejszej Polsce brak jest takiego podejścia. Nie zdajemy sobie sprawy, jak istotne dla kultury i cywilizacji są charakter i jakość budującej je ludności, wynikające z jej pochodzenia etnicznego, z rozwoju ewolucyjnego przez tysiące lat. Na przykład średnia inteligencja jest uwarunkowana genetycznie, a różne grupy rasowe mają jej różne średnie wskaźniki. Wystarczy zaobserwować różnice w sposobie życia czy w osiągnięciach cywilizacyjnych Europejczyków, Azjatów, Afrykańczyków i innych grup, czy przestudiować dane naukowe, których samo podstawowe omówienie mogłoby być tematem na oddzielny tekst. Średnia inteligencja determinuje potencjał kulturotwórczy i rozwojowy wspólnoty. Może on być wykorzystany lepiej lub gorzej w zależności od wypracowanych wzorców kulturowych, poziomu edukacji, różnych dziejowych decyzji, warunków zewnętrznych, czynników środowiskowych czy interakcji z innymi grupami; jednak jeśli nie ma wysokiego potencjału, to wysokiej kultury i cywilizacji po prostu nie będzie. To, jak daleko zaszliśmy jako biali Europejczycy, zawdzięczamy milionom naszych przodków, którzy ciężko na ten rozwój pracowali, którzy walczyli i ginęli aby bronić własnych rodzin i społeczności przed najeźdźcami, jak również aby zdobywać i zasiedlać nowe terytoria. Jest to dorobek tak każdego z narodów, jak i Europy jako całości. Tysiące lat dorobku swoich przodków jednostka może zniszczyć w ciągu jednego pokolenia, na szkodę całej wspólnoty narodowej, wiążąc się z osobą niekompatybilną. Dla unicestwienia niemal całej wspólnoty wystarczy przy dzisiejszej skali migracji kilka pokoleń.

Nasz naród ma jeszcze znaczne pokłady zdrowego rozsądku i zdrowych instynktów, ponieważ za żelazną kurtyną degeneracja nie przeniknęła tak głęboko jak w państwach zachodnich. Jednak procesy te nas nie ominą. Mimo braku akceptacji społecznej dla masowej imigracji z Bliskiego Wschodu czy Afryki, istnieje dość powszechne przyzwolenie na związki mieszane(niestety, nawet w kręgach mieniących się narodowymi) oraz na asymilację pozaeuropejskich imigrantów. Nie zwraca się uwagi na społeczność wietnamską. Rząd Prawa i Sprawiedliwości, choć sprzeciwił się imigracji narzucanej przez Unię Europejską, dał zielone światło dla sprowadzania przez kapitalistów taniej siły roboczej już nie tylko z Ukrainy, a także z krajów azjatyckich: Indii, Bangladeszu, Nepalu... To, czego polscy wyborcy chcieli uniknąć, i tak czeka nasz kraj, tyle że zostanie wprowadzone innymi drzwiami. Oto i demoliberalizm. Zaczynamy podążać drogą państw zachodnich. Problem ten jest jak na razie bagatelizowany przez większość społeczeństwa, jak również zdarza się, że imigranci z Azji są zrównywani z tymi z Ukrainy – nie zwracając uwagi na ich całkowitą odmienność kulturową, cywilizacyjną i przede wszystkim etniczno-rasową, co jest poważnym błędem.

Brak jest konsekwencji wobec jednostek i myślenia w nadrzędnych kategoriach wspólnotowych nawet w środowiskach nacjonalistycznych, a co dopiero w szerszym społeczeństwie – persony takie jak Miriam Shaded czy Bawer Aondo-Akaa są przedstawiane jako Polacy i polscy patrioci. Takie pojedyncze, indywidualne przykłady wykorzystuje się do zaprzeczania etnicznej, rasowej podstawie wspólnoty narodowej. Wspólne oświadczenie MW, ONR i RN pod tytułem „Deklaracja ws. wspólnoty i tożsamości narodowej4” jest niekonsekwentne - mimo że uznaje znaczenie etniczności, to jednak twierdzi, że „Odrzucamy rasizm i wszelkie bazujące na pojęciu rasy doktryny społeczne i polityczne. Błędnie uznają one rasę za ważny punkt odniesienia w polityce i życiu społecznym oraz zdecydowanie przeceniają znaczenie biologicznych różnic między ludźmi.(...) W idei narodowej i katolickiej nie mieści się pogląd, że osoba obcego pochodzenia etnicznego nie może przez swoje wychowanie, pracę i wolę asymilacji z upływem czasu stać się Polakiem. Odrzucamy twierdzenie, że naród polski nie ma prawa przyjąć do swego grona wartościowej osoby o polskiej tożsamości tylko dlatego, że różni się pochodzeniem etnicznym lub wyglądem zewnętrznym.” Różnice rasowe sprowadza się głównie do wyglądu zewnętrznego, co jest ignorancją – a tymczasem Jared Taylor czy inny ekspert byłby w stanie bez problemu wykazać na podstawie statystyk i badań różnice wewnętrzne, w zachowaniu, potencjale intelektualnym czy całej naturze ludzi i społeczeństw o różnym pochodzeniu, różnie ukształtowanych ewolucyjnie. Odrzucenie nacjonalizmu etnicznego i pojęcia rasy, zignorowanie indoeuropejskiej podstawy naszego narodu i cywilizacji oraz perspektywy paneuropejskiej - takie postępowanie i takie oświadczenia, czy wynikają z koniunkturalizmu czy z faktycznych błędnych przekonań, stanowią krok w stronę autodestrukcji. Jesteśmy niestety jako naród podatni na manipulację emocjonalną, nie posiadając konkretnej(choćby podstawowej) wiedzy na temat zróżnicowanej natury ludzkiej i własnego dziedzictwa oraz ugruntowanych na takiej wiedzy i na wspólnych wartościach, konsekwentnych przekonań.

Łatwo jest przeciwnikom zastraszyć nacjonalistów oskarżeniami o "rasizm", zaś samo to pojęcie bywa nader często fałszywie przedstawiane jako niedouczenie, prymitywizm, fobia, wstecznictwo, bezsensowna nienawiść... Tymczasem rasowy realizm ma solidne oparcie w faktach potwierdzonych naukowo i wcale nie oznacza nienawiści do innych, a wręcz przeciwnie - uznaje za właściwe dążenie do zachowania swojej unikalnej natury i swojego dziedzictwa przez każdą grupę etniczną. Z tego wynika dążenie do zapewnienia własnej grupie wyłącznego terytorium i możliwości niezakłóconego życia i rozwoju - separatyzm rasowy. W żadnym razie nie wyklucza to poszanowania dla innych narodów, ras i kultur, uznania ich osiągnięć i ich wartości, poznawania ich czy przyjaznych stosunków z nimi.

Potrzebne jest w Polsce kształcenie w tym zakresie, poczynając od samokształcenia samych nacjonalistów i studiowania statystyk, badań naukowych i doświadczeń historycznych, by przebić się z tymi faktami do świadomości społecznej. Zorganizowane działania metapolityczne i edukacyjne, takie jak te prowadzone przez American Renaissance w USA, są ogromnie istotne i potrzebne. Najwięcej dobrej pracy na polu metapolityki w kierunku promocji etnicznego nacjonalizmu w Polsce wykonuje obecnie środowisko szturmowe, choć to nadal niewiele w skali całego kraju. Powinniśmy także bardziej pracować nad podparciem naukowym swoich słusznych poglądów. Trzeba nam rasowego realizmu, czy jak pisał nie tak dawno w „Szturmie” Witold Dobrowolski – pozytywnego rasizmu5. W porównaniu do państw zachodnich czy też do Rosji, szkodliwe procesy etnicznej dezintegracji nie zaszły u nas jeszcze zbyt daleko. Musimy walczyć o przetrwanie dla przyszłych pokoleń, dla naszych dzieci i wnuków, już teraz. Z wszelkich innych klęsk czy nieszczęść można się podnieść – narody w historii przetrwały przegrane wojny czy odbudowały się po utracie dużej części populacji – natomiast utrata naszej natury i naszego przyrodzonego charakteru może być nieodwracalna, a im dalej te destrukcyjne procesy zajdą, tym trudniejsze będzie odwrócenie ich biegu, tym więcej będzie to wymagało ofiar. Rozumiano znaczenie pochodzenia rasowego w niemal całej Europie w dwudziestoleciu międzywojennym, przed klęską dla europejskiej cywilizacji i tożsamości, jaką okazała się pod każdym względem II wojna światowa. Także polski ruch narodowy nie odbiegał od ogólnoeuropejskiego poziomu świadomości, czego przykładem niech będzie niezmiennie prawdziwy i aktualny cytat Mariana Reutta, lidera ugrupowania RNR Falanga: „Społeczeństwo jest zorganizowanym biopsychicznie współżyciem ludzi, mających rasowo określoną postawę twórczą, będących jednościami kulturalnymi i wspólnotami językowymi. Wynika stąd dalszy wniosek, że społeczeństwa są narodami, których ciałem jest rasa a duszą kultura”. Takie opinie były powszechne, w podobnym duchu pisał także Roman Dmowski i wielu innych polskich przywódców narodowych. Widząc dziś jak potwierdzają się ostrzeżenia formułowane kilkadziesiąt lat temu przez ludzi wyciągających wnioski z faktów w perspektywie pokoleń, widząc upadek Zachodu – skutki osłabienia tożsamości, masowej imigracji i mieszania ras – niech tym razem Polak będzie mądry przed szkodą.

 

1    http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/565-bartlomiej-dejnega-czym-jest-ruch-alt-right

2    http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/593-milosz-jezierski-co-oznacza-byc-alt-right-tlumaczenie-tekstu-richarda-spencera

3    https://www.youtube.com/watch?v=1IoceMPWRHQ

4    http://mw.org.pl/2017/11/deklaracja-ws-wspolnoty-tozsamosci-narodowej/

5     http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/203-pozytywny-rasizm

 

Zofia Orłowska