Szturm1

Szturm1

piątek, 01 czerwiec 2018 13:31

Filip Waligórski - Naszym celem Kulturkampf

Kultura w XXI wieku (zarówno ta „elitarna”, jak i ta popularna) uległa zdominowaniu przez osoby wyznające liberalne i skrajnie lewicowe wartości. Dotyczy to szczególnie wszelkiego rodzaju „elit” kulturowych i popkulturowych: aktorów, dyrektorów teatrów, poetów, muzyków. Ich twórczość wymierzona jest często w wiarę katolicką, polską tradycję, czy po prostu normalność, którym przeciwstawiają szereg dewiacji. Oczywiście te kulturalne pseudoelity dysponują niemałym kapitałem i powiązaniami, które zapewniają im niezachwianą dominację. Powszechnie wiadomo, że środowisko nacjonalistyczne nie ma w chwili obecnej żadnych możliwości osiągnięcia znaczącej pozycji politycznej. Naszym głównym celem musi stać się więc, naturalnie, wojna o kulturę. Musimy stać się kulturalną elitą kontynentu — czy tego chcemy, czy nie.

Spójrzmy więc na to, co już w tej kwestii udało się nam osiągnąć, a co jest jeszcze przed nami. Zacznijmy od muzyki. Aby docierać z nacjonalistycznym przekazem do szerszego grona, najlepiej przemawiać do ludzi poprzez rap — inne style muzyczne się nie sprawdzą. Spośród bogoojczyźnianego bełkotu narodowych raperów wyróżniają się przede wszystkim CR i Bujak tworzący muzykę o silnym, nacjonalistycznym profilu, która mimo wysokiego poziomu ideologicznego jest zrozumiała dla przeciętnego młodego odbiorcy. Dwóch wykonawców to jednak o wiele za mało, jeśli chcemy dotrzeć do szerszego grona odbiorców. Oprócz tego dużym problemem jest reklama, mainstreamowi raperzy mają zapewnioną promocję dużych wytwórni i wyrobioną markę, co nie jest osiągalne dla naszych wykonawców. Promocję musimy więc prowadzić osobiście na stadionach, w szkołach — wszędzie tam, gdzie można znaleźć potencjalnego odbiorcę.

Kolejną dziedziną, w której idzie nam całkiem nieźle, jest street art. Jest to dość szeroka kategoria obejmująca graffiti, szablony, wlepki — zarówno rysowane, jak i drukowane. W kraju jest sporo ekip zajmujących się sztuką uliczną, nacjonalistyczne graffiti stopniowo prezentują coraz wyższy poziom. Robione w widocznych miejscach mogą być bardzo dobrym nośnikiem idei. Poza tym street art w postaci czy to wlepek czy graffiti znajduje akceptację i zainteresowanie wśród młodzieży, co sprzyja pozyskiwaniu nowych sympatyków i aktywistów.

Następna dziedzina to komiksy, co do których szczerze mówiąc czuję duży niedosyt. Narysowanie prostego, ale estetycznego komiksu nie zajmuje dużo czasu ani wkładu, a mimo to nie widać w środowisku zbyt dużego odzewu w tej kwestii. Jest co prawda kilka komiksów patriotycznych, jednak nie oddają one ducha radykalnego nacjonalizmu, na czym moim zdaniem wiele tracimy.

Przechodząc do poważniejszych dziedzin kultury, musimy poruszyć przede wszystkim kwestię poezji. Nacjonalistyczna poezja ma za sobą długie i piękne tradycje. Nie możemy pozwolić, aby duch naszej idealistycznej poezji zginął przez wszelkiej maści „zaangażowanych” (lewackich) poetów. Do tej pory największe starania w sprawie promocji poezji w środowisku nacjonalistycznym podjęło stowarzyszenie Trzecia Droga, które ma na swoim koncie organizację kilku edycji konkursu „Orle pióro - nacjonalistyczna strona kultury”. Konkurs polegał na nadsyłaniu wierszy i opowiadań na wybrany przez organizatorów temat, które następnie były przez nich oceniane. Potrzeba większej ilości takich konkursów, które dałyby aktywistom jakiś powód do pisania. Zachęcam także bardzo do „pisania do szuflady” - może okazać się, że w przyszłości Wasze wiersze do czegoś Wam się przydadzą.

Poezja to jednak nie jedyna dziedzina, w której musimy się rozwijać. Nasza ekspansja w przyszłości powinna rozszerzać się także na inne gatunki kultury i sztuki „burżuazyjnej”: potrzebujemy aktorów teatralnych, malarzy, rzeźbiarzy, poszerzając grupę swojego odbioru na ludzi w dojrzałym wieku. Musimy być wszędzie tam, gdzie toczy się walka o kulturę i nie możemy odpuścić pola naszym przeciwnikom w żadnej dziedzinie. Tylko całkowita dominacja kulturalna nacjonalistów jest w stanie zapewnić nam ostateczne zwycięstwo.

Filip Waligórski

Historia i mitologia – podstawy myślenia nacjonalistycznego

Historia zawsze stała u podstaw nacjonalistycznego sposobu myślenia,  idei narodu i samego nacjonalizmu. Ciągłość etnicznej i kulturowej homogeniczności stanowi wyjątkowo silny element pozwalający na wytworzenie się  tożsamości danej społeczności. Starożytne podboje militarne, wytwory sztuki materialnej, dokonania w sferze filozoficznej, technologicznej czy administracyjnej są podstawą budowania dumy narodowej. Co jednak, gdy wyżej wspomnianych elementów zabraknie? Jak przekonać siebie i innych o swojej wyjątkowości? Najłatwiej było odwołać się do mitów, które poza wieloma innymi funkcjami, kształtowały więź społeczną, wpływały na światopogląd, a przede wszystkim pozwalały umiejscowić daną grupę etniczną w szerszym kontekście. Doskonałym, choć oczywiście nie jedynym przykładem mechanizmu działania mitów jest nieprzerwana boska linia cesarzy Japonii.

„Japonia ma unikalną (dokuji) cywilizację, która rozwijała się od dawnych czasów. (...) Podczas gdy rodziny królewskie innych krajów osiągnęły swoją pozycję dzięki wykorzystaniu siły militarnej lub finansowej i zintegrowały państwo dzięki sprawowaniu władzy i autorytetu, rodzina cesarska Japonii ma swoje korzenie w epoce mitów i, w duchu narodu japońskiego (Nihonjin no kokoro), stała się centralną siłą tworzącą jedność narodową. (...) Najważniejszym czynnikiem, który przyczynił się do ukształtowania się japońskiego charakteru narodowego (kunigara) i cech narodu japońskiego, jest jedność duchowa, którą tworzy Dom Cesarski.” (Sakuraj 2014)

Jakkolwiek naukowcy zgadzają się co do tego, iż panowanie pierwszego historycznego cesarza Japonii datujemy na lata 270-310 ne ( cesarz Ōjin), to kult mitycznego cesarza Jimmu Tenno datuje początki boskiej linii już na 660 r pne. Zgodnie z tymi przesłankami, obecny cesarz Akihito jest 125-tym cesarzem kraju Kwitnącej Wiśni. Nacisk na "wiecznie nienaruszoną linię imperialną", rozpoczynającą się od bogini słońca Amaterasu, stał się kluczowym elementem narodowości i wyjaśnia silny religijny charakter, który naznaczył współczesną japońską narrację narodową. Ta cecha wyjaśnia również powstanie Państwowego Shinto, nowoczesnej i upolitycznionej formy japońskiego systemu religijnego, która w połączeniu starożytnych przekonań z mitologiczną historiografią i włączona do konstytucji z okresu Meijitworzy dyskurs narodowy.

Cesarz Meiji i nowa era

Okres restauracji Meiji wprowadził Japonię na nowe tory. Przeniesienie ciężaru władzy z obalonego shogunatu na niezachwianą dotąd instytucję boskiego cesarza było dość ryzykownym posunięciem. Jakkolwiek od 1192 roku do 1868r władza realna należała do rządów bakufu (shogunat), to instytucja dworu była nietykalna. Boscy potomkowie Amaterasu uważani byli za istoty wybijające się daleko poza ludzką omylność, tak więc zmiana na szczeblu rządzącym stanowiła spore wyzwanie dla cesarza Meiji, który na błędy pozwolić sobie nie mógł. Długotrwała izolacja Japonii i brutalne zetknięcie z rzeczywistością, gdy w 1854 r. amerykańska ekspedycja wojskowa komodora Matthew Perry'ego zmusiła kraj do otwarcia się na świat i podpisanie szeregu niekoniecznie korzystnych umów handlowych, ukazała zacofanie kraju i potrzebę niezwłocznych reform. Reform obejmujących nie tylko modernizację państwa, ale konieczność wyrwania narodu z myślowego marazmu i rozbudzenie „japońskiego DNA”. Do końca wieku XIX reaktywowano kult Jimmu i innych postaci ze starożytnej mitologicznej przeszłości Japonii, co stanowiło podwaliny myśli nacjonalistycznej. W tym kontekście ideologowie i politycy wykorzystali starożytną mitologię japońską do stworzenia "historycznej" narracji narodu sięgającej "czasów bogów". Bogini SłońcaAmaterasu-no-ōmikami została oficjalnie uznana za najwcześniejszego przodka rządzącej dynastii cesarskiej.

Godni, lecz nie aryjscy

„Gdybyśmy dzisiaj wstrzymali wszelkie oddziaływania kulturalne aryjskie na Japonię…to postęp Japonii w nauce i technice mógłby trwać tylko krótki czas; po nie wielu już latach studnia wyschłaby, dzisiejsza kultura skostniałaby i popadła z powrotem w sen, z którego przed średnimi wiekami została przebudzona przez aryjską falę kulturalną […]Naród, który otrzymuje swoją kulturę w większości z obcych materiałów podstawowych może być określany jako niosący kulturę, ale nigdy jako kulturalno-twórczy”. (Adolf Hitler „Mein Kampf”)

Słowa Adolfa Hitlera odnoszące się do Japonii, stanowiły kwintesencję stosunku III Rzeszy do jej azjatyckiego partnera. Japonia była osadzona gdzieś pomiędzy wyższą rasą Aryjską, a rasą podludzi (Żydami), co zapewne Japończyków do końca nie satysfakcjonowało, ale dawało mimo wszystko stabilną i silną pozycję w Azji. Japończycy jako naród homogeniczny etnicznie i spójny kulturowo, stanowili przykład wyższej rasy kontynentu, która w odróżnieniu do wielu innych nacji nie była skundlona krwią żydowską. Zwycięstwo nad Rosją w 1905 pokazało determinację i potencjał Japonii. Sytuacja geopolityczna na Dalekim Wschodzie na początku wieku XX nie pozostawiała złudzeń: Japonia będzie silna albo nie będzie jej wcale. Cesarz Meiji (Mutsuhito) poszedł pierwszą drogą, a jego wnuk cesarz Showa (Hirohito) ją konsekwentnie kontynuował.

„Protokoły…”, a japoński antysemityzm.

Pierwsi Żydzi pojawili się zapewne w Japonii wraz z Amerykanami po 1894, jakkolwiek nie można wykluczyć, że potomkowie hiszpańskich i portugalskich Żydów, mniej lub bardziej autentycznie nawróconych na katolicyzm, odwiedzali Japonię na przełomie XVI i XVII w. „Dokumenty wskazują, że pierwszy Żyd na stałe osiedlił się w Japonii w 1861 r., nosił nazwisko Aleksander Marks i zamieszkał w Yokohamie. Jakiś czas później do tego portu przybył amerykański biznesmen żydowskiego pochodzenia RaphaelSchover i zaczął wydawać „Japan Express", pierwszą anglojęzyczną japońską gazetę”. Japończycy Semitów traktowali ich inaczej niż innych obcokrajowców. W owym czasie problem żydowski jeszcze w Japonii nie istniał, a raczej władze cesarstwa nie zdawały sobie z niego sprawy. Dopiero w okresie wojny z Rosją, Marszałek Józef Piłsudski, zwrócił uwagę Japończyków na konieczność szukania wsparcia pośród antyrosyjskich mniejszości etnicznych zamieszkujących imperium carskie. Japońskie tajne służby zwróciły uwagę na silny antysemityzm członków Czarnej Sotni, jak i duży odsetek Żydów pośród antycarskich radykałów. To dało dużo do myślenia.

„Po rewolucji bolszewickiej Japonia wysłała wojska na Syberię w celu ochrony swoich interesów. W trakcie ekspedycji syberyjskiej (1918–1922) we wschodnich, pacyficznych prowincjach rozpadającego się imperium stacjonowało 70 tys. japońskich żołnierzy. Był to największy aliancki kontyngent interweniujący po stronie Białych Rosjan. Blisko 1,4 tys. z nich poległo w walce przeciwko bolszewikom i syberyjskiej Republice Dalekiego Wschodu, około 1,7 tys. zmarło w wyniku chorób. Japońska interwencja trwała najdłużej spośród podobnych alianckich przedsięwzięć i stała się okazją do wymiany idei z rosyjskimi nacjonalistami i monarchistami”. To właśnie na Syberii Japończycy mieli okazję poznać treść „Protokołów mędrców Syjonu”. Niezależnie od spornych kwestii autentyczności dokumentu, stał się on pierwszym i najważniejszym czynnikiem pobudzającym japoński antysemityzm. Co więcej, ukazywał realną sytuację finansowych wpływów żydowskich banków na rozwój polityki światowej. Japonia miała tego świadomość: wydatki militarne podczas wojny z Rosją Carską mogły być pokryte dzięki korzystnym kredytom udzielonym przez żydowski bank amerykańskiego potentata Jacoba Schiffa.

Mandżurski Syjon zamiast cyklonu B

Po powstaniu marionetkowego państwa Mandżuko w 1932, zapadła decyzja o deportacji tam ludności żydowskiej z terenów kontrolowanych przez Japonię. Polska była jednym z nielicznych krajów, które uznały państwowość Mandżukuo i popierała pomysł Mandżurskiego Syjonu, nie ze względu na miłość do Żydów, ale wręcz przeciwnie. Rząd Sanacji planował wysłanie kontyngentu semitów  z Polski do Mandżurii, co oczyściłoby nasz kraj z obcego i wysoce antypolskiego elementu. Japonia wolała mieć potencjalnego wroga blisko siebie, skupionego w jednym miejscu, omamionego możliwością rozwoju własnego potencjału, to wszystko oczywiście pod czujnym okiem cesarza.  Wkrótce okazało się, że synowie Isaaka spotkali się w Mandżukoz falą tak rosyjskiego, jak i chińskiego antysemityzmu. Problem żydowski pojawił się na nowo. W czasie II Wojny Światowej, pomimo nacisków Hitlera, na terenach zajętych przez cesarstwo, nie powstały obozy dedykowane Semitom, ale getta, gdzie wszelkie przejawy zachowań antyjapońskich można było zdusić w zarodku. Wbrew oczekiwaniom Żydów, Japończycy nie  potraktowali ich jako swoich „azjatyckich braci”. Dbając o interesy własnego państwa narodowego, Japonia, co zresztą słuszne, za braci uznawała jedynie własną nację. Podobnie jak w przypadku Aryjczyków – kontakty handlowe i alianse polityczne były akceptowane, a nawet potrzebne, wykluczały jednak mieszanie krwi i obniżenie walorów własnej rasy, na korzyść genetycznych degeneratów.

Procesy Tokijskie: i co dalej…

Klęska Japonii podczas II Wojny Światowej zmusiła dumny naród potomków dzielnych samurajów do złożenia broni. Procesy Tokijskie, analogicznie do Procesu Norymberskiego wobec III Rzeszy, postawiły Japonię na pozycji z góry przegranej. Prorocze wydają się z tej perspektywy słowa Adolfa Hitlera: „zwycięzcy nikt nie będzie się pytał, czy mówił prawdę”.

W dyskursie publicznym zniknęło pojęcie Japonii jako świętej "ziemi bogów". Polityka towarzysząca okupacji amerykańskiej (1945-52) odegrała znaczącą rolę w wymuszaniu sekularyzacji nacjonalizmu japońskiego. Nacjonalizm jednak nie zniknął, tylko zmienił swój kształt. Według Briana McVeigh'a w Japonii z biegiem czasu pojawiły się różne formy nacjonalizmu, w tym nacjonalizm renowacyjny, nacjonalizm etatystyczny, nacjonalizm ekonomiczny, nacjonalizm edukacyjny i nacjonalizm kulturowy. Warianty te służyły zachowaniu integralności i stabilności narodu japońskiego w okresie powojennym, unikając jednocześnie odniesień do "boskiego pochodzenia" narodu.

Niebagatelną rolę w przywracaniu japońskiej tożsamości mają obecnie politycy pokroju obecnego premiera Japonii - AbeShinzō. Jeszcze jako młody parlamentarzysta, nawoływał w latach ’90 do zaprzestania  nauczania "wypaczonego" i "masochistycznego" spojrzenia na japońską historię. To właśnie „moralność niewolników”, wmuszona przez ekonomiczną i polityczną dyktaturę USA w latach powojennych spowodowała, iż współczesne pokolenie Japończyków nie rozwinęło w sobie ducha narodowego. Od 2012 roku widać jednak zasadniczą zmianę. Na czele Partii Liberalno-Demokratycznej (PLD jest partią prawicową partią o poglądach konserwatywnych, opowiadającą się jednak za liberalizmem ekonomicznym), największej i najsilniejszej partii w Kraju Kwitnącej Wiśni, stanął wspomniany wcześniej AbeShinzo. W tym samym roku objął po raz drugi stanowisko premiera Japonii i radykalnie zmienił kierunek polityki wewnętrznej wprowadzając nowe zasady i wytyczne dotyczące edukacji młodych Japończyków. Odkłamywanie historii jest obecnie priorytetem Ministerstwa Edukacji. Na liście lektur obowiązkowych zobaczyć możemy taką pozycję, jak m.in. Mein Kampf Adolfa Hitlera. Zresztą komiksowa wersja dzieła – manga,  jest powszechnie dostępna w japońskich księgarniach. Zrewidowano również słowa byłego premiera Japonii Hosokawy, który zgodnie z oczekiwaniami zdrajców własnej rasy i żydowskiej finansjery, uznał Wojną na Pacyfiku za przejaw Agresji Japonii. Zgodnie z werdyktem komisji "wojna w Azji Wschodniej nie była wojną agresji, ale wojną [podjętą] dla samoobrony i [...] wyzwolenia Azji" .

Zmiany wprowadzone przez pierwszą i drugą administrację AbeShinzo, a także otwarte nawołanie do zmiany konstytucji (odrzucenia artykułu powojennego o demilitaryzacji) i projekt przekształcenia sił samoobrony w oficjalne siły zbrojne cesarstwa, mogą w dłuższej perspektywie doprowadzić do tak długo wyczekiwanego przebudzenia narodowego feniksa. Bez wątpienia mają one potencjał, by przyczynić się do wzrostu postaw nacjonalistycznych i przeciwstawieniu się marginalizacji bezcennych tradycji na rzecz globalnego ujednolicenia.

 

Mona von Tempsky

Zwykło się mówić, że aby dobrze radzić sobie w czasach współczesnych należy inspirować się przeszłością, gdyż większość wydarzeń już kiedyś miała swoje analogiczne odpowiedniki w historii i na ich podstawie można przewidzieć następstwa obecnych działań. Obawiam się jednak, że obecna sytuacja geopolityczna jest na swój sposób unikatowa a mianowicie: nigdy wcześniej w historii państwo pretendujące do bycia hegemonem nie miało tak silnych zależności gospodarczych z aktualną potęgą światową.  Możemy tu podać za przykład Rzym, imperium brytyjskie do czasów II Wojny Światowej, imperium perskie czy imperium Aleksandra Wielkiego, których relacje gospodarcze ze swoimi adwersarzami nie stoją nawet blisko  relacji jakie łączą obecnie Chiny i USA na rynkach finansowych.

Stopień tych relacji można zaobserwować na różnych poziomach. Ostatnim przykładem może być sytuacja z chińskim producentem smartfonów ZTE, który został objęty amerykańskimi sankcjami (zakaz kupna komponentów i korzystania z amerykańskiego oprogramowania) z powodu rzekomej współpracy z Iranem. Można pomyśleć, że jest to świetny sposób na prowadzenie przez USA rozpoczętej niedawno wojny celnej z Chinami. Trzeba wziąć jednak pod uwagę kilka aspektów:

- ZTE posiada 11,2% udziałów w amerykańskim rynku

- ZTE sprzedaje rocznie ponad 45 milionów telefonów

- ponad połowa z nich posiada procesory amerykańskiej firmy Qualcomm

- licząc po średniej cenie 25 dolarów za procesor możemy zobaczyć, że takie sankcje to blisko pół miliarda dolarów straty dla amerykańskiego Qualcomma

Biorąc pod uwagę powyższe informacje prezydent Trump ogłosił, że „zamierza pomóc” firmie ZTE. Komu tak naprawdę Trump będzie pomagał? Możemy się tylko domyślać.

Kolejnym skutkiem ubocznym amerykańskich decyzji jest ogłoszenie przez chińskie korporacje planu zainwestowania 47 miliardów dolarów w rozwój chińskich procesorów. To może być kolejny cios dla amerykańskiego monopolisty.

Podobnych przykładów można mnożyć w nieskończoność: na przykład zakup przez chińskiego inwestora Blackstone - największego na świecie funduszu zajmującego się inwestowaniem w nieruchomości. Niedawno Chińczycy sprzedali jednak swoje udziały.

Ciężko jest szczegółowo opisać całą wymianę handlową Chin z USA dlatego warto przytoczyć ogólne liczby. Chiny są największym partnerem Stanów Zjednoczonych z łączną wymianą handlową w wysokości 578,2 mld dolarów. Z czego 462,6 mld stanowi import dóbr z Chin do Ameryki Północnej (największy import: elektronika – 129 mld $ i mechanika – 97 mld $). Zaledwie 115,6 mld to amerykański eksport. I to jest właśnie deficyt handlowy USA, o którym jak mantra wspomina prezydent Donald Trump i jest to główny powód rozpoczętej przez niego wojny celnej.

Ostatnie doniesienia z pola bitwy mówią jednak o tym, że Chiny w zamian za zniesienie ceł mają zwiększyć swój import surowców energetycznych oraz produktów rolnych. Jak dalej rozwinie się sytuacja? Zobaczymy w najbliższym czasie. Jednak już tutaj widać, że bezpośrednia konfrontacja finansowa nie jest nikomu na rękę.

Wymiana handlowa to jednakże tylko wierzchołek góry lodowej, którą stanowią powiązania na szczeblach rynków finansowych i polityki monetarnej.

Pierwszym potężnym spoiwem tych dwóch potęg gospodarczych jest SDR - waluta emitowana przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Jest ona oparta na koszyku walut, którego skład obecnie prezentuje się następująco: USD 41,7%, CNY 10,9%, EUR 30,9%, JPY 8,3%, GBP 8,1%. SDR obecnie traktowane jest głównie jako waluta rezerwowa. To znaczy, że członkowie MFW wykorzystują ją do kształtowania kursów swoich walut. Jednak dla SDR finansiści przewidują dużo bardziej świetlaną przyszłość. Chińscy ekonomiści postulują zastąpienie dolara jako światowej waluty rezerwowej przez SDR i emisję obligacji w nich denominowanych. Dlaczego Chinom tak bardzo na tym zależy? O tym za chwilę.

Chiny w chwili obecnej posiadają gigantyczne rezerwy walutowe w wysokości prawie 3 BILIONÓW dolarów. Z jednej strony posiadanie takiej ilości gotówki to bardzo istotny atut, ale jest też przyczyną wielu problemów. Władze FEDu stosują cały czas politykę pieniężną stymulującą inflacje. Ma to na celu rozwadnianie ogromnego długu publicznego, który jest obecnie na ustach wszystkich ludzi w Ameryce. Taka sytuacja jest solą w oku władz w Pekinie, które wiedzą, że amerykańska inflacja jest miarą tego ile pieniędzy płacą co miesiąc trzymając swoje fundusze w dolarach.

W chwili obecnej stopa rocznej inflacji w Ameryce sięgnęła 2,5%. Oznacza to ni mniej ni więcej tylko tyle, że rocznie z chińskich rezerw ulatuje 75 miliardów dolarów! To są niewyobrażalne kwoty. Jest jednak sposób na uniknięcie kosztów związanych z inflacją a mianowicie zakup amerykańskich obligacji. Oprocentowanie naliczane z tego tytułu równoważy koszty inflacji. Tym sposobem Chiny stały się największym wierzycielem Stanów Zjednoczonych posiadając obligacje warte 1,2 biliona dolarów.

Chiny jednak w dalszym ciągu boją się skoku inflacji więc podejmują kolejne kroki aby się przed nią zabezpieczyć. Sposobem na to jest skupywanie przez Pekin ogromnych ilości złota, którego wartość jest odporna na wszystkie zawirowania rynków. Dlaczego złoto jest idealnym zabezpieczeniem dla dolara? Ponieważ jego wartość jest odwrotnie skorelowana z wartością amerykańskiej waluty. Oznacza to, że spadek dolara powoduje wzrost wartości złota i odwrotnie.

Co ciekawe amerykanie wiedząc na czym zależy ich największemu wierzycielowi, starają się pomóc Chinom w zachowaniu anonimowości przy zakupie złota. Rynek złota dostępnego w obiegu jest bardzo płytki, oznacza to, że każda większa transakcja podana do opinii publicznej powodowałaby skok wartości kruszcu. Zwiększyłoby to znacznie koszty, które muszą ponosić Chiny przy takich operacjach. Dlatego zarówno USA jak i Chinom zależy na utrzymaniu niskich cen złota, w krótkim terminie.

Co ciekawe forsowane przez chińczyków płynne przejście głównej waluty rezerwowej z dolara w SDR wyeliminowałoby problem inflacji zupełnie.

Ostatnim aspektem na którym się skupię będą transakcje na rynku ropy naftowej. Do niedawna dolar był jedyną walutą, za pomocą której można było zakupić ropę. W wyniku wieloletniej dominacji na tym polu, ceny ropy są skorelowane z wartością dolara. Jednak do tego osobliwego duetu w tym roku dołączył juan. Chiny bowiem uruchomiły niedawno pierwsze kontrakty typu futures na ropę, rozliczane w juanie. Dzięki temu zabiegowi będą mogły wpływać na rynek ropy a pośrednio także na cenę dolara. Jest to naturalna kolej rzeczy, zważając na fakt, że w chwili obecnej Chiny są największym importerem tego surowca.

Podsumowując powyższe rozważania można dojść do wniosku, że jakakolwiek konfrontacja pomiędzy tymi mocarstwami (militarna lub ekonomiczna) będzie niosła opłakane skutki dla światowej gospodarki, której one same są w chwili obecnej największymi beneficjentami. Z tego względu konflikt może być odwlekany w nieskończoność, o ile Chiny zgodzą się wyrównać amerykański deficyt w handlu zagranicznym. W przeciwnym wypadku, będzie następował powolny rozwój azjatyckiego giganta kosztem obecnego światowego hegemona, który amerykanie będą zmuszeni przerwać prędzej niż później, w celu zachowania swojej dominującej pozycji.

Miłosz Tamulewicz

piątek, 01 czerwiec 2018 13:24

Patryk Paterek - Cywilizacja Sakralna

Cywilizacja to nie ziemia i miasta, nie zamki i fabryki, nie armie i populacje milionowe nawet – ale przede wszystkim i najsampierw: zdrowy, spójny związek moralności, wiary, prawa i obyczaju – ziarno Idei. (Feliks Koneczny)

Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że przyszło nam żyć w rzeczywistości ponowoczesnej, zrelatywizowanej i antytradycyjnej. Europa, jaką znamy z prac mediewistów, już dawno umarła. Jedną z różnic względem tamtych czasów jest podejście społeczeństwa do religii, jej prywatyzacja lub totalne negowanie przez kulturotwórcze elity narodu(często przesiąknięte kulturowym marksizmem). XIX-wieczny scjentyzm wciąż zbiera żniwa, a jego wyznawcy przekonują masy o anachroniczności religii w ogóle, chcąc zbudować świat na fundamencie ateistycznym. Nie będziemy się w niniejszym tekście zajmować przyczynami takiego stanu rzeczy. Nie dokonamy opisu konkretnych wyznań ani ich gradacji. Zastanowimy się natomiast nad ideą państwa świeckiego oraz wyznaniowego z pragmatycznego punktu widzenia, porównamy obie koncepcje ze sobą i postaramy się na podstawie ich wpływu na społeczeństwo stwierdzić, która idea jest korzystniejsza dla rozwoju narodu i jego państwowości.

Koncepcją najbardziej rozpowszechnioną w cywilizacji zachodniej jest sekularyzm, oznaczający dążenie do wprowadzenia zasady rozdziału religii od państwa, a w sensie społecznym - do usunięcia wpływu wszelkich ruchów religijnych na przemiany społeczne. W owym paradygmacie religijność jest tolerowana jako prywatny światopogląd, który na dłuższą metę jest bez znaczenia. Świątynie oraz ich kapłani postrzegani są co najwyżej jako relikty minionych czasów, które prędzej czy później odejdą do lamusa. Jeśli wyznawcy danego systemu wierzeń zechcieliby potraktować własną religię poważniej i wyjść ponad opisywaną "letniość", zostaliby najprawdopodobniej uznani za fundamentalistów szkodliwych społecznie.

Alternatywą dla sekularyzmu jest państwo wyznaniowe, czyli fuzja religii z instytucjami państwowymi. Dodać należy, że idea państwa wyznaniowego nie jest tożsama z teokracją, gdzie o losach państwa decyduje stan kapłański(chociaż i taki model jest możliwy). W państwie sakralnym religia narodowa staje się jednym z elementów tożsamości obywateli, a rząd podejmuje decyzje polityczne zgodnie z doktryną religii państwowej. Granica pomiędzy świeckością a sakralnością zostaje zniesiona, a święta państwowe zazwyczaj są jednocześnie świętami religijnymi. Mówimy wtedy o tzw. religii obywatelskiej. Czasem świetności tego typu religijności był antyk, gdzie każde święto upamiętniające ważne momenty historyczne było jednocześnie obrzędem ku czci określonych bóstw. Również cywilizacja arabska preferuje rozwiązania religijne zawarte w doktrynie islamskiej, zwanej szariatem.

Czy doktryna sekularyzacji jest skuteczna, jeśli chodzi o wspomaganie rozwoju narodu? Moim zdaniem, nie. Nim przejdziemy dalej, zastanówmy się nad funkcją religii w skali makro: nad jakim obszarem włada i jakie są konsekwencje jej zaniku. Według socjologów religii polem oddziaływania religii na umysły poszczególnych osób jest świat wartości. Organizacja świata wartości jest porządkiem hierarchicznym, który można przedstawić w postaci drabiny, na której szczycie znajdują się wartości religijne, mające charakter absolutny(aksjomaty). Mówiąc najprościej, religia określa co jest dobre, a co złe. Tak więc zanegowanie religii w życiu społecznym musi odbić się na wartościach danego społeczeństwa. Czy tak się współcześnie dzieje? Wszyscy wiemy, że tak. Niech za przykład posłuży niedawna sprawa Alfiego Evansa.

Ale czy religia jest potrzebna dla właściwego postępowania? Być może wystarczy jedynie sam system wartości wypracowany przez daną religię, bez konieczności przyjmowania jej racji duchowych? Takie rozwiązanie byłoby możliwe, gdyby religia była zjawiskiem racjonalnym. Obok wartości oczywistych, które człowiek mógłby wywnioskować samodzielnie na drodze refleksji, istnieją również wartości subtelniejsze, których obiektywna wyższość nad rozwiązaniami konkurencyjnymi nie jest taka oczywista. Tym bardziej, jeśli przy doborze rozwiązania będziemy rozpatrywać wynikające z niego korzyści ekonomiczne, które współcześnie zdają się grać pierwsze skrzypce. Przykładowo, jak wytłumaczyć sobie racjonalnie związek z tylko jedną partnerką(monogamię)? Dlaczego powinienem walczyć za kraj, zamiast ratować siebie i rodzinę ucieczką? Dlaczego wychowywać i utrzymywać przy życiu upośledzone dziecko, skoro w każdym momencie mogę spłodzić kolejne, prawdopodobnie zdrowe?

Poza kwestiami etycznymi religia posiada jeszcze jedną, istotną funkcję społeczną. Obrzęd jest narzędziem zbiorowej afirmacji światopoglądu wyznawanego przez wszystkich uczestników, utwierdza wiernych w przekonaniach i ujednolica ich zapatrywania. Można powiedzieć, że zbiorowy rytuał ma na celu zakorzenienie uczestników w społeczności, której wyznawca jest częścią. Rzecz jasna jest to tylko jeden z aspektów rytuału, pomijamy na potrzeby artykułu funkcje duchowe, które dookreśla każdy system wyznaniowy. Z tego punktu widzenia duchową kondycję współczesnych Europejczyków dobrze oddaje słowo „niezakorzenienie”. Stąd narastanie nomadycznych tendencji na Zachodzie, gdyż sekularyzm pozbawił kulturę duchowych treści, by później pozbawić ją treści w ogóle. Można powiedzieć, że duch Europy już dawno uleciał, pozostawiając dogorywające ciało.

Forsowanie sekularyzmu należy uznać za błąd, ponieważ nie uleczy on przyczyn rozkładu Cywilizacji Zachodniej. Prywatyzacja religii jest tożsama z atomizacją spoleczeństwa, ponieważ spoiwo, jakim do tej pory była religia, zostało ludziom obrzydzone przez tzw. salon. Odtrutką na taki stan rzeczy jest przywrócenie religii ważnego miejsca w przestrzeni publicznej. Możemy się spierać między sobą, która religia jest najwłaściwsza dla duchowej przebudowy narodu. Możemy dyskutować nad uprawnieniami duchowieństwa w religii państwowej, zasięgiem jej oddziaływania oraz formą obecności. Wszystko to nie zmienia faktu, że brak religii w przestrzeni publicznej jest zły, ponieważ osłabia to naród i spłyca jego integrację wewnętrzną. Reszta jest konsekwencją.

Patryk Paterek

piątek, 01 czerwiec 2018 13:23

Bartłomiej Madej - Przez uszy do duszy

Dla wielu osób muzyka to część życia. Pozostaje ona ważnym aspektem, czymś więcej, niż tylko połączeniem dźwięków ze słowami, przy których można się dobrze bawić. To coś, co może kształtować charakter człowieka. Ponadto, jak pokazuje wiele zespołów, to w końcu coś, co jest nośnikiem pięknych idei, motywacji do walki, o lepsze jutro dla nacji i naszej cywilizacji. Mimo iż jest ich wiele w tematyce nacjonalistycznej i narodowej, to pragnę przybliżyć przede wszystkim dwa. Chodzi tu o włoskie zespoły, na pewno kojarzone w środowisku nacjonalistycznym.

Zacznijmy od awangardy włoskiej sceny, czyli „Zetazeroalfa” (w skrócie „ZZA”), który jest także oficjalnym zespołem „CasaPound Italia” (w skrócie „CPI”). Wokalistą jest sam twórca CPI, czyli Gianluca Lannone. Pierwsze koncerty miały miejsce w 1997 roku. Od tego czasu zostało wydanych osiem albumów pod szyldem tego bandu. Jeśli chodzi o styl muzyczny tej formacji, to jest to na pewno „muzyka nowoczesna”. Nie zmienia to faktu, iż każdy kawałek ma inny charakter, z dominacją nacjonalistycznego rocka. „ZZA” na początku swojej kariery muzycznej zaczęli występować w lokalach ideowych, przede wszystkim w najbardziej znanym „Cutty Sark” w Rzymie. Nawet i dziś jest to najczęściej „puszczany z głośników” zespół w tym pubie. Obecnie Zetazeroalfa występuje także na wielu zarezerwowanych salach gimnastycznych, gdyż jest słuchana przez całą rzeszę osób, przede wszystkim w wieku studenckim. Od kilku lat ZZA organizuje swoje trasy koncertowe po całym świecie, między innymi są to Włochy, Hiszpania, Portugalia, Chile, Brazylia i Argentyna. Na co dzień ludzi w koszulkach ZZA można zobaczyć we Włoszech. Na dobrą sprawę jest ich cała masa, przede wszystkim w środowiskach studenckich czy kibicowskich. Często na spędach tych dwóch grup społecznych wywieszane są flagi klubów i transparenty z symboliką Zetazeroalfa. Oprócz tego można zaobserwować podobne zjawisko wywieszania symboliki ZZA, na przykład na meczach Juventusu, Lazio czy AS Romy. Warto dodać, że symbolika opisywanej w tym akapicie formacji, wywieszana jest także na imprezach mniejszych sportowych włoskich klubów piłkarskich.

Przejdziemy w tym akapicie do twórczości ZZA. Z bardziej znanych piosenek ZZA to „Fare Blocco”. Pozostaje ona oficjalną piosenką „Blocco Studentesco”. Ta ostatnia to młodzieżówka studencka „CasaPound Italia”. Z innych częściej słuchanych kawałków w Internecie są „Il Mio Nome”, czy też „Disperato Amore”. Obydwie wymienione mają po około 350 tysięcy wyświetleń na Youtubie. Piosenki te odnoszą się przede wszystkim do walki o swój naród, zwłaszcza przeciwko dominującemu dzisiaj fatalizmowi.

Drugim zespołem, który skądinąd można powiedzieć, że jest „dzieckiem” ZZA, to formacja „Bronson”. To zespół zdecydowanie młodszy, bo założony w 2012 w Trieście. Powstał on na zasadzie fuzji dwóch zespołów. Dokładnie chodzi o składy: „4 Aces” i „Timebombs”. Grali oni kawałki rockowe, bardziej „huczne” niż ZZA. Mówi się, że ten gatunek to „melodyjny nacjonalistyczny hard’core”.

Wróćmy do formacji Bronson. Dokładnie liczy on cztery osoby. Na swoim wspólnym koncie mają trzy albumy. Zespół ten to także część CPI. Występował on wielokrotnie na zakończenie manifestacji wspomnianej organizacji. Z bardziej znanych piosenek tego zespołu, należy wymienić „Lo spirito di Roma”, „Sei Solo Tu” czy też „F*ck UE”. Ten ostatni usuwany dosyć często przez Youtube. Powodem takiej polityki serwisu było to, że administracji korporacji nie podobała się poruszana treść w piosence, czego nie można powiedzieć o słuchaczach. Każda ze wspomnianych piosenek kapeli „Bronson” ma ponad milion wyświetleń na serwisie Youtubie.

Na sam koniec podsumowanie obranej tematyki. Jak widać poprzez muzykę, można dotrzeć do dużej ilości osób. Dzięki „przemycanym” tekstom, nawet nieprzychylnym idei narodowej serwisom i korporacjom jak np. Youtubie, można zebrać rzeszę słuchaczy.
To dzięki takim inicjatywą spotykają się ludzie na koncertach i z czasem stają się oni „Żołnierzami Idei”.

Bartłomiej Madej

Rozpoczynając przemyślenia na temat rewolucji kulturalnej 1968 roku oraz potrzeby kontry w stosunku do niej, warto byłoby przytoczyć czym w ogóle owa rewolucja roku 1968 była.
W historiografii istnieje pojęcie takie jak ‘Maj 1968’. Pojęcie to odnosi się do rozruchów (głównie studenckich) jakie zaczęły się we Francji.  Kiedy to studenci w Polsce, w słynnych protestach studenckich marca 1968 roku upominali się o dziedzictwo kultury polskiej tj. o cenzurę nałożoną na spektakl ‘Dziady’ oraz nie przychylne zdanie komunistycznych władz na temat spektaklu, który wywodzi się od wielkiego dzieła polskiego i słowiańskiego wieszcza Mickiewicza – na zachodzie studenci walczyli o zerwanie z tradycją, religią oraz wszystkim co kojarzyło się z pewną społeczną hierarchią.
Wystąpienia na uczelniach we Francji miały charakter antygaulistowski, antytradycyjny. Jak można się domyślać, protesty stały się pożywką dla organizacji socjalistycznych oraz marksistowskich na całym zachodzie Europy. Protesty tego typu zaczęły się we Francji, lecz bardzo szybko rozprzestrzeniły się również do państw ościennych – do Wielkiej Brytanii, Belgii, Holandii, RFN, Skandynawii oraz za ocean do USA. Na rozwój protestów duży wpływ odcisnęła ideologia ruchu hippisowskiego, który przybył do Europy z USA. Istotnie ideologia tego ruchu odcisnęła się w hasłach protestów maja 1968 roku gdzie studenci nawoływali otwarcie do skończenia z tradycją, do wolnej miłości oraz do życia w anarchistycznych komunach. Jak już wyżej wspomniałem, dużą rolę w tych wydarzeniach odegrała lewa strona politycznej sceny w krajach zachodnich. Francuska Partia Komunistyczna otwarcie popierała protesty studentów widząc prawdopodobnie w tym swój interes do walki z tym co tradycyjne oraz do planowanych w inżynierii społecznej ruchów marksistowskich i komunistycznych przemian społecznych.
Pomińmy szczegółowe daty oraz przebieg protestów oraz próby ich tłumienia przez państwo de Gaulle’a i skupmy się raczej na długofalowych skutkach jakie przyniosła nam ‘rewolucja 1968 roku’.
Najbardziej bolesnym skutkiem dla cywilizacji europejskiej były głębokie reformy społeczne i kulturalne jakie przyniósł ze sobą tzw. ‘maj 1968’. Przywódcy oraz najbardziej jasne postacie rewolucji 68’ następnie dostały się na wysokie stanowiska na uczelniach całej zachodniej Europy. Uniwersytety zachodnie przyjęły w większość model kulturowy kreowany właśnie poprzez wydarzenia z roku 68’. Skutki są dalekosiężne i widoczne w dzisiejszej działalności zachodnioeuropejskich uniwersytetów i kręgów naukowych. Nie pozostawiło to rzecz jasna braku wpływu na społeczeństwo. Do społeczeństwa poprzez kręgi uniwersyteckie, inteligenckie dostawały się ideologie typu - liberalizm, marksizm, anarchizm, owocem rewolucji 68’ roku jest również tzw. rewolucja seksualna lat 70, która w dalekosiężnym zakresie doprowadziła do rozbicia ważnej dla tradycjonalistów lecz także dla biologicznego istnienia narodów - instytucji rodziny.  Dowodem tychże skutków jest dzietność rdzennych mieszkańców Europy – która zamiast rodziny w większości wybrała materializm, która zamiast tradycji i odwiecznych zasad, wybrała hedonizm etc. Przy dzisiejszej masowej oraz niczym nie kontrolowanej migracji ludności afrykańskiej oraz bliskowschodniej, mała dzietność Europejczyków w zestawieniu z dzietnością migrantów nie stawia przyszłości społeczeństwa europejskiego w dobrym świetle.
Dosyć dobitnym opisem wydarzeń z roku 1968 oraz skali ich skutków jest wypowiedź byłego prezydenta Francji Nicolasa Sarcozy’ego : „Maj 68 r. pozostawił nam ideologię intelektualnego i moralnego relatywizmu. Spadkobiercy maja 68 przeforsowali pogląd, że wszystko ma tę samą wartość, że od teraz nie ma różnicy pomiędzy dobrem i złem, prawdą i fałszem, pięknem i brzydotą. (…) Ofiara liczyła się mniej niż sprawca. (…) Kult bożka pieniądza, pogoń za szybkim zyskiem, spekulacje, patologie kapitalistycznych rynków finansowych mają swoje źródło w wartościach maja 68. Jeśli nie ma już żadnych reguł, żadnych norm, żadnej moralności, żadnego szacunku, żadnych autorytetów, wtedy wszystko wolno.”. Myślę że te słowa są dobitnym ukazaniem zatarcia pewniej hierarchii moralnej zachodniego społeczeństwa w dobie postindustrializmu.
Dosyć o przebiegu i o dalekosiężnych skutkach tejże rewolucji.  Warto zastanowić się nad kontrą do wszystkich jej skutków. Myślę że walka z tymi zjawiskami powinna się zacząć od nas samych. Każdy z nas, który sprzeciwia się zatarciu granicy między dobrem a złem, pięknem a brzydotą powinien być jak samuraj. Nie bez kozery użyłem metafory nawiązującej do japońskiego wojownika z epoki feudalnej. Każdy samuraj był wierny kodeksowi bushido. Kodeksowi jasno określającemu moralność wojownika, zasady – oddawał hołd szlachetności, współczuciu, odwadze, uprzejmości oraz prawdzie. Każdy z nas powinien znaleźć swoiste metaforycznie ujęte ‘bushido’. Europa niesie za sobą taki kodeks w postaci wiary chrześcijańskiej. Obrona tej tradycji oraz etyki jaką niesie cywilizacja europejska powinna być zadaniem nadrzędnym. Czym ta kontra miałaby się przejawiać? Ciężką pracą na wielu polach i płaszczyznach życia społecznego. Szerzeniem kultury, rozpowszechnianiem idei oraz wartości etycznych, które Europa niosła ze sobą od wieków. Każda epoka w historii człowieka niosła ze sobą jej propagatorów jak i osoby pozostające w kontrze do niej. Osoby chcące zmienić pewien stan rzeczy, który ich zastał. Dziś to my – ludzie utożsamiający się z tradycją, wiarą, zasadami, jasnym podziałem na dobro i zło pozostajemy w kontrze i to my musimy zbudować wielopłaszczyznowy kulturowy ruch, który będzie w stanie podtrzymać się tlący się cały czas ogień naszej Europy.


Oskar Ludwiczak

piątek, 01 czerwiec 2018 13:10

Waldemar Kościelski - Totalitarna demokracja

Wątpliwe 1-majowe „zwycięstwo” antyfaszystów skusiło mnie do kilku refleksji. Jak to możliwe, że marny wróg tak śmiało może sobie poczynać wobec wysoce przeważających nacjonalistów? Odpowiedź jest oczywiście wszystkim do bólu znana, za naszym wrogiem stoi system. Cała państwowa machina III RP zbudowana jest na fikcji demokracji i równości. Tą fikcję trzeba skutecznie podtrzymywać właśnie przez działania przeciw radykałom. Oczywiście działania systemowe są wymierzone tylko w jedną stronę. Przyczyna tego jest bardzo prosta, tylko z naszej strony pada krytyka systemu opartego na kłamstwie niby-demokracji. Uderzamy w filary, na których stoi wielkie oszustwo zwane dzisiaj PAŃSTWEM POLSKIM. Machina ta stworzona jest do wykorzystywania ludzi. Obywatele są eksploatowani przez bezduszne państwo, które jest tylko narzędziem w rękach światowej finansjery. Co bardzo ważne, wszelkiej maści lewactwo oraz ruchy liberalne (antifa, KOD, Obywatele RP itp.) mimo, że od czasu do czasu krytykują państwową machinę, to są jej też najbardziej wiernymi obrońcami. Oni naprawdę wierzą, że państwo chce (lub powinno) zagwarantować równość, wolność i "demokrację". Stają się w ten sposób wygodnym narzędziem dla elit w obronie ich interesów. Tak, finansjera bardzo się cieszy, że część osób ma tak fajne hobby jak podtrzymywanie fikcji zasad III RP. Tak więc anarchiści, antyfaszyści, demokraci itp. towarzystwa stają się pierwszym murem, barykadą obronną sytemu. Walka z janczarami systemu jest trudna nawet z przyczyn prawnych. Ostatnimi czasy wróg się zmienił. To nie są już lewackie bojówki, którym można było nakopać do dupy przy pierwszej lepszej okazji. Dziś najczęściej ten element stoi ukryty za plecami "obywateli", czyli Januszów i Grażyn opłacanych przez różne ośrodki "demokratyczne”, „feministyczne” czy „antyrasistowskie". Taki Janusz oderwany od rzeczywistości jest najbardziej pożądanym elementem w obozie wroga. Mało obeznany w prawdziwym celu, lecz gotowy udawać pobitego dla wolności, równości i tolerancji. Ba, w momencie przypływu adrenaliny potrafi nawet ruszyć do walki! Oczywiście taki "obywatel RP" nie posiada dużych szans w starciu z przeciętnym nacjonalistą, lecz mając za sobą cały system wycelowany w nas, już tak. Coraz częściej dochodzi do incydentów z wszelkiej maści obywatelami RP, KODowcami i tym podobnym towarzystwem. Żołnierzyki systemowe nie czują strachu przed prawnymi represjami, przez co prowokują nacjonalistów. Jeżeli jednak do czegoś dojdzie i wąsaty janczar tolerancji zostanie choćby popchnięty, to zaczyna się jednostronne szaleństwo. Media, prasa oraz elity systemowe wywołują taki nacisk na sprawę, że wąsaty obrońca demokracji czy czegokolwiek podobnego, mimo swojej wysoce bojowej postawy, uchodzi bez zarzutów, zaś nacjonaliści kończą z problemami prawnymi. Przykładem mogą być „zamieszki" z 2017 roku: chodzi oczywiście o Radom. KOD śmiało sobie poczyna w objęciach kamer zaś narodowcy i nacjonaliści muszą uważać na każdy swój ruch bo wiedzą, że kamery systemu nie wybaczą im żadnego błędu. Gdy obrońcy demokracji mimo chęci „dojechania” jednemu z nas nie dają rady, to nagle staja sie ofiarami! Maszyna rusza i zarzuty otrzymuje kilku dobrych chłopaków, którzy tego dnia nie chcieli paść ofiarami "demokracji". Manifestacja 1 majowa i jej blokada to kwintesencja tego o czym piszę. Antyfaszyści pewni tego, że system ich obroni śmiało w błysku fleszy igrają z radykałami. Nacjonaliści zaś muszą trzymać się mocno na wodzy, bo wiedzą że każdy aparat i kamera wymierzone w nich tylko czekają, by nagrać atak na obrońcę systemu. Prawo jest dla nich, dla nas system ma tylko kłopoty. Przeciętny antyfaszysta nie musi sie obawiać więc zbyt dużych represji w starciu z nacjonalistami. System pomoże mu z tego wyjść bez szwanku. Antysystemowcy (nacjonaliści) tego już nie mogą powiedzieć. Każdy nasz ruch system postara się wykorzystać przeciwko nam. Lecz pamiętajmy, że im bardziej w nas uderzają tym bardziej to wskazuje na słuszność naszego celu. Jesteśmy jedyną grupą społeczną dostrzegającą prawdziwe zagrożenie. Przyszły świat zbudowany będzie z męczenników naszej sprawy. Ludzi, którzy poświęcili się nierównej walce z machiną kłamstwa. Ludzi którzy wywalczyli wolny świat dla wolnych ludzi.


Waldemar Kościelski

Kręta i długa historia Chin jest niewątpliwie ciekawa. W niniejszym tekście chciałbym się skupić na historii państwa chińskiego w czasach epoki cesarstwa, a konkretnie na trzech cesarzach ówcześnie panujących - Qin Shi Huangdi z dynastii Qin oraz dwóch cesarzach z dynastii Han, Wenie i Wu.

Epoka królestwa w Chinach zakończyła się w 256 roku p. n. e. wraz z pozbawieniem praw i bezpotomnej śmierci króla Nana z dynastii Zhou. Wówczas władzę przejmować zaczęła dynastia Qin - pierwsza dynastia zjednoczonego Cesarstwa Chińskiego. Dalej, za sprawą dynastii Qin w roku 221 p. n. e. Chiny nie były już konfederacją państw lennych podległą królowi, ale stały się cesarstwem.

W roku 325 p. n. e. książętom Qin przyznane zostały tytuły królewskie. Król Hui-wen uznał powyższy rok za początek czegoś nowego. Zreformowany wtedy został system ofiar składanych na koniec roku. Jednocześnie Hui-wen i jego późniejsi następcy nie myśleli o reorganizacji całego kraju. Ograniczali się jedynie do podbojów, a co za tym idzie zwiększenia swojej strefy wpływów i obszaru lenna.

Król Zheng z dynastii Qin wstąpił na tron mając 13 lat w roku 247 p. n. e. Po zjednoczeniu Chin drogą podboju w roku 221 p. n. e. rozkazał swoim ministrom wynalezienie takiego tytułu jaki mógłby być godny dla człowieka z takimi osiągnięciami. Ministrowie mieli wziąć pod uwagę przede wszystkim to, że “prawa i rozkazy mają swe źródło w jednym tylko zwierzchniku” oraz to, że “od najdawniejszej starożytności nigdy dotąd nie było nikogo podobnego”. Spośród propozycji Zheng wybrał tytuł Pierwszego Dostojnego Władcy (szy huang-ti). Jednocześnie zadecydował, aby jego następcy nosili tytuły Drugiego Dostojnego Władcy, Trzeciego etc. Jednocześnie swojemu poprzednikowi Zhuangxiangowi nadał tytuł honorowy, aby uczcić go pośmiertnie. Nowy władca ogłosił również, że nastanie nowych czasów dla Chin kończy rozstrzyganie sporów mając na względzie dobroczynność i litość, a ich miejsce zastąpi sprawiedliwe prawo wytyczone zasadą surowości.

Pierwszy Dostojny Władca zaraz po objęciu tronu rozpoczął pielgrzymowanie do świętych miejsc. Jak mówi legenda, podczas wchodzenia króal Zhenga na górę Siang bóstwa zesłały na niego bardzo silny wiatr i deszcz, które niemal uniemożliwiły przeprawę przez rzekę. Cesarz rozkazał wtedy skazańcom wyciąć cały las na górze Siang i wokół niej oraz pomalować całą na czerwono, co stosowano wobec przestępców. Był to akt sprzeciwu Zhenga wobec bogów. Jak podają źródła, Dostojny Władca nie był przykładem kochającego syna. Biologiczny ojciec pod jego przymusem popełnił samobójstwo, natomiast matka była prześladowana. Co więcej, prześladowani przez ówczesnego Cesarza byli również interpretatorzy klasycznych tekstów chińskich.

Poza zjednoczeniem Chin przy pomocy krwawych podbojów, król Zheng ujednolicił również prawa i zasady, miary, wagi, pismo chińskie - jednym słowem scentralizował cały kraj. Będąc rewolucjonistą gardził tradycjami poprzednich królów. Konkretnie chodzi o nie zabezpieczanie finansowe członków rodziny cesarskiej - tzw. apanaże. Wielu ówczesnych tradycjonalistów krytykowało jego postępowania w tych kwestiach. Jeden z uczonych w roku 213 p. n. e. napomniał króla Zhenga, pisząc, że dynastie In i Zhou przetrwały ponad 1000 lat gdyż dawali lenna swoim potomkom. Na to odpowiedział Li Si - kanclerz dworu Dostojnego Władcy, który stwierdził, że “Pięciu Władców nie naśladowało się wzajemnie, Trzy Dynastie nie naśladowały się nawzajem [...] dlatego, że czasy się zmieniały. Teraz oto Wasz Majestat dokonał po raz pierwszy wielkiego dzieła i zdobył sławę, która przetrwa dziesięć tysięcy pokoleń”. Dalej w swojej odpowiedzi Li Si pisze o zjednoczeniu Chin, krytykuje uczonych za podsycanie negatywnych nastrojów wobec władzy oraz proponuje zniszczenie wszystkich historycznych zapisków poza tymi, które pochodzą z księstwa Qin.

Cesarz zaakceptował propozycję Li Sy i wydał prawo, które mówiło, że każdy sprzeciwiający się rozkazom zostanie skazany na śmierć wraz ze swoją rodziną. W 212 roku p. n. e. dla przykładu skazał na śmierć około 460 osób.

Legenda głosi, że Pierwszy Dostojny Władca zmarł, jak podają różne źródła, w roku 211 lub 210 p. n. e. zaraz po zabiciu wielkiej ryby, która zabiła kilku jego ludzi. Przed tym zdarzeniem miał on zdążyć wybudować wielki wspaniały pałac będący jego wizytówką.

Dynastia Qin obalona została niedługo po śmierci jej założyciela. Powodem był bunt chłopów i robotników, którzy m. in. umierali stawiając wielkie budowle z polecenia Cesarza. Minister Li Si przy pomocy eunucha Zhao Kao zabił pierworodnego syna Qin Shi Huanga po to by osadzić na tronie innego z jego synów, którego nazwano zgodnie z tradycją poprzednika - Drugim Cesarzem. Wskutek knucia przez Zhao Kao zabito również ministra Li Siego oraz Drugiego Cesarza, a na tron powołany został jego bratanek - Tsy-ing, który wkrótce potem zabił Zhao Kao.

Okres panowania dynastii Qin był ukoronowaniem feudalnej anarchii. Jednak po jej rozpadzie nastały nowy czas dla panowania nie porządku. Bunt się rozpoczął i ogarnął całe Chiny już w roku 208 p. n. e. kiedy to następowała już restytucja państw feudalnych. Po zaciętym sporze pomiędzy Hiangiem Ju i Liu Pangiem, ten drugi, uważany za rozsądnego i przebiegłego, założył w 202 r. p. n. e. dynastię Han i został tytułowany Najwyższym Przodkiem (Kao-tsu).

Kao-tsu był nazywany również Synem Niebios, a świadomość jego istnienia posiadał również Qin Shi Huang. Lu Pang zebrał wokół siebie ludzi wybitnych. Powoływał ich na stanowiska ministrów i generałów. Zmarł w 195 r. p. n. e. wskutek nie wzięcia leków, gdyż jak uważał jego życie leży w rękach Niebios. Tron po nim objął jego syn, choć w rzeczywistości rządziła żona Lu Panga będąca regentem. Swoje słynące z krwawych ekscesów miała rozpocząć od pozbawienia ulubionej konkubiny Kao-tsu wszystkich czterech kończyn, uszu, oczu oraz podania jej trucizny powodującej utratę głosu. Kiedy pokazała ją cesarzowi Huei, który był synem Lu Panga, ten zrezygnował z pełnienia funkcji cesarza. Po śmierci cesarzowej Lu w 180 r. p. n. e. miały miejsce niewielkie bunty przeciw jej rodzinie.

W tym samym roku na tronie zasiadł cesarz Wen (180-157 p. n. e.). Charakteryzował się on dobrotliwością i pokorą. Sam pisał, że “Błędy wszystkich urzędników mają z pewnością we mnie samym swe źródło”. A po tym gdy został zaatakowany przez Hiung-nu w 162 r. p. n. e. miał wyznać: “Stało się tak dlatego, że nie jestem doskonały i nie umiem daleko rozciągać wpływów mojej cnoty”. Od prowadzenia wojen i wszelkich konfliktów wolała związki pokrewieństwa oraz sojusze. Podczas epidemii i innych utrapień państwa był gotów otworzyć swe spichlerze oraz umniejszyć własne wydatki, aby zadowolić lud a nawet skorumpowanych urzędników. Na łożu śmierci nakazał wybudować nieduży grobowiec oraz zmniejszył czas żałoby po cesarzu.

Po cesarzu Wen tron państwa silnego militarnie i ekonomicznie objął cesarz Wu. Zdobył Koręę oraz częściowo ziemie dzisiejszej prowincji Gansu. Obszar państwa chińskiego za panowania cesarza Wu był bliski współczesnemu. Wszystko za sprawą generała Zhanga Qiana, który miał znaleźć sojuszników do walki z Xiongu. Zamiast tego prowadził kolejne podboje, co doprowadziło do kryzysu ekonomicznego w kraju. Cesarz Wu poddawał się woli bogów. Często składał ofiary, których przyjęcie miało się objawiać np. różnymi znakami na niebie.

Informacje o buddyzmie zaczęły docierać do Chin już w czasie wypraw Zhanga Qiana, jednak dopiero w 67 r. n. e. za panowania cesarza Minga wzniesiono pierwszą buddyjską świątynie w kraju - w stolicy cesarstwa Luoyangu. Wkrótce buddyzm okazał się rewolucyjnym w strefach myśli i kultury. Dynastia Han ostatecznie rozpadła się po powstaniu i działaniach Żółtych Turbanów, którzy byli religijnym ruchem chłopskim i powstali m. in. z powodu przekazywania ziem feudałom.

Jak pisałem na początku tekstu, chciałem aby czytelnicy skupili uwagę na trzech głównych postaciach - królu Zhengu oraz cesarzach Wenie i Wu. Dlaczego? Wydaje mi się, że są to trzy najbardziej wyraźne postacie okresu panowania dynastii Qin i Han, który był jednym z najistotniejszych w historii Chin - ujednolicanie pisma, pieniądza i prawa, budowa Wielkiego Muru Chińskiego i inne osiągnięcia inżynieryjne, dotarcie buddyzmu na tereny Chin i stałe zakorzenienie się go w kulturze chińskiej.

Na podstawie powyższych opisów można okres od panowania Pierwszego Dostojnego Władcy do cesarza Wu nazwać popadnięciem społeczeństwa chińskiego z tyranii w dobroczynność, choć zarówno pierwsza jak i druga miały swoje plusy i minusy. Zheng zwracał uwagę jedynie na siebie i swoje potrzeby, sprzeciwił się bogom i sam siebie za takiego uważał, rządził będąc rządnym krwi. Z kolei cesarze Wen i Wu prezentowali mniej więcej podobny sposób rządzenia. Zwłaszcza w duży kontrast z Zhengiem rzuca się Wen będący skromnym i litościwym władcom. Jedno jest pewne - kult wodza w Chinach jak i całej Azji (choćby Japonii, Tybetu czy Mongolii) jest nieodłącznym elementem tamtejszych kultur, a w wielu azjatyckich krajach trzyma się mocno do dzisiaj.

Na koniec dodam cytat z książki “Cywilizacja Chińska” Marcela Garneta:

“Ocean i wyjaśnienie są przemieszane, gdyż historia jest zarazem filozofią moralną i naturalną. Zajmuje się ona notowaniem wypadków w kolejnych cyklach, które muszą się powtarzać. Zna jedynie typowych bohaterów i stereotypowe zdarzenia. Winna się zajmować tylko jedną osobą: władcą, Jedynym Człowiekiem, którego cnota symbolizuje dany moment w czasie.”

 

Michał Karpiński

Bibliografia:

  1. Marcel Garnet “Cywilizacja Chińska”

  2. Mieczysław J. Künstler “Pierwsze Wieki Cesarstwa Chińskiego”

Założyciel młodszej szkoły historycznej, Gustav von Schmoller, wbrew częstym oskarżeniom wręcz o nihilizm teoriopoznawczy nie przeciwstawiał teorii faktom; w jego pracach Obecne są nie tylko fakty, lecz również analityczna ogólność. I też całą niemiecką socjologię gospodarki można rozpatrywać jako próbę zażegnania metodologicznego sporu między teorią a historią. Wirtschaftssoziologie, co najdobitniej ucieleśnia twórczość jej głównego reprezentanta Maxa Webera, miała służyć za pomost między dwoma stanowiskami, które starły się ze sobą w Methodenstreit, opierając się zarówno na historycznych badaniach, jak i analitycznej teorii. W latach 1890-1930 ten program badawczy przyciągnął wielu spośród najbardziej twórczych niemieckich uczonych z grona nauk społecznych, takich jak Karl Bücher, Joseph A. Schumpeter, Otto Hintze, Werner Sombart, Georg Simmel. Nawet jednak spośród tak wybitnego gremium się postać Webera. To on stworzył określenie Wirtschaftssoziologie, napisał nie tylko najbardziej znane i dyskutowane dzieło z tej dziedziny o roli etyki protestanckiej w powstaniu kapitalizmu oraz fundamentalny traktat Gospodarka i społeczeństwo. Zarys socjologii rozumiejącej zawierający systematyczny wkład jego socjologii gospodarki, lecz również wiele prac na szczegółowe tematy z zakresu socjologii gospodarki czy socjologii ekonomicznej, takich jak handel średniowieczny, giełda, niemieccy robotnicy rolni, gospodarcza historia starożytności, etyka gospodarcza głównych światowych religii. Wspomniany wkład podstawowych kategorii teoretycznych Weberowskiej socjologii gospodarki przedstawiony jest w stylu niemalże urzędniczym - w postaci spisu następujących po sobie definicji. Nie powinna zatem dziwić reakcja niemieckich studentów, którzy słuchając pod koniec drugiej dekady ubiegłego wieku prezentującego je podczas wykładów Webera, ocenili je jako zbyt abstrakcyjne. Chcąc przyoblec suchy szkielet teoretycznego wywodu w ciało socjoekonomicznego konkretu, Weber przygotował cykl z historii gospodarczej, wygłoszony w latach 1919-1920. Wykłady te zostały przetłumaczone przez Franka H. Knighta na język angielski i ukazały się pt. General Economic History.

Wiele tematów, którymi zajmował się Weber, interesowało również innych niemieckich badaczy tego okresu; problem przyczyn powstania kapitalizmu podjął np. Werner Sombart. Powracającym tematem niemieckich nauk społecznych był stosunek państwa do gospodarki, zajmował się m.in. Otto Hintze w swoim studium polityki XVIII-wiecznych Prus. O ile Hintze opisywał rolę państwa w budowie narodowego rynku, to Joseph A. Schumpeter analizował budżet oraz przedsięwzięcia imperialistyczne prowadzone pod egidą państwa. W pracy Kapitalizm, socjalizm i demokracja podjął on natomiast, inspirowaną przez Marksa i Webera, próbę zarysowania sprzeczności nowoczesnego kapitalizmu. Szczególną uwagę Schumptera przyciągała funkcja przedsiębiorcy w gospodarce. Los kapitalizmu zależy od tego, na ile będzie on zdolny zapewniać nowe szanse zysku. W przeciwnym razie zamrze on i zostanie zastąpiony przez jakąś formę biurokracji i socjalizmu. Istotą kapitalizmu jest twórcza destrukcja – nieustannie zastępowanie starych firm nowymi.

Jednym z rezultatów wspomnianych wyżej sprzeczności była nieudana rewolucja w Niemczech, w związku z którą Karl  Bücher opublikował w 1919 r. broszurę o nacjonalizacji fabryk.  Bücher był także, dzięki swej analizie pozarynkowej wymiany i daru, jednym z twórców ekonomii nierynkowej.

 

Literatura:

Swedberg S., 1991, Major Traditions in Economics Sociology, „Annual Review of Sociology” Vol. 17, No. 1.

    W porządku, przyznaję się bez bicia, kiedyś założyłem Tindera, trochę z ciekawości, trochę bo szukałem towarzystwa do rozmowy przy kawie. Chwila przesuwania w lewo, i o proszę, całkiem fajna dziewczyna, uroczy uśmiech, słodkie oczy, lubi to co ja, przesunąłem w prawo. I wtedy się zacząłem zastanawiać – dlaczego? Co w gruncie rzeczy spowodowało, że uznałem ją za „odpowiednią”, czy Tinder zmienił mój sposób postrzegania związków, miłości i kobiet?
    Ale od początku, czym jest lub powinna być miłość, seksualność i związek dla nacjonalisty? Niezależnie od tego, czy uważamy się za gorliwych katolików czy tradycjonalistów integralnych, odrzucamy liberalny redukcjonizm wzorem Freuda, stwierdzający, że to, co przyciąga nas do drugiej płci jest jedynie zwierzęcym odruchem, chęcią prokreacji i stworzenia potomstwa. I tak, oczywiście, katolicy z pewnością powiedzą, że niekoniecznie, bo przecież taki jest powód do zawarcia małżeństwa, a stworzenie dziecka jest częścią pewnego Boskiego Porządku, nie mniej jednak, ma to nadal znacznie bardziej metafizyczny wydźwięk aniżeli prokreacja dla prokreacji. Ci liberalni „filozofowie” nie dostrzegają jednak, że im niższe gatunki – tym bardziej aseksualne są, lecz gdy spojrzymy na zwierzęta wyższego rzędu, jak delfiny czy szympansy, ich chęć do prokreacji jest znacznie mniejsza, przy czym większa jest chęć do bycia atrakcyjnym czy posiadania partnera i poczucia z nim jedności, może to świadczyć o pewnej nienamacalnej, anty-indywidualistycznej seksualności.
    Od zarania dziejów uważano, że seksualność jest podzielona na dwa, nieco przeciwstawne sobie żywioły – mężczyznę oraz kobietę, które powstały z jednego. Lecz starożytni nie postrzegali płci w sposób, w jaki dzisiejsze media i ewangelizatorzy moralnego upadku pragną nam to przedstawić. Dla naszych najstarszych przodków płeć była czymś bardzo duchowym, czymś nienamacalnym, gdyż (jak w moim przypadku) najpierw trzeba stać się „w sobie samym” mężczyzną, aby być nim „na zewnątrz”. Nie jest żadną tajemnicą, że starożytne mity, były nośnikiem pewnych prawd o naturze człowieka, były pewnymi moralnymi kompasami dla człowieka, od jego narodzin, przez stawanie się mężczyzną, aż po kres życia. Nie inaczej jest z mitem o słynnym greckim bóstwie – Hermafrodycie. Początkowo był to piękny chłopiec, wchodzący w wiek męski, w którym zakochana, bez wzajemności, była nimfa, która prosiła Bogów, aby ich ciała zostały złączone na zawsze. Kult Hermafrodyty był związany z obrzędami weselnymi, możemy więc wyciągnąć prosty wniosek - motorem do stworzenia związku dwóch płci jest nic innego, jak metafizyczny, duchowy związek, jedność, nie tylko poprzez seks czy dobre uczynki wobec partnera/ki, ale przez coś większego – miłość. Sam seks zaś, dla starożytnych greków, miał także wymiar symboliczny, był znakiem jedności pomiędzy płciami, pragnącymi złączyć się na zawsze.
    Gdyby jeszcze tego było mało, aby w pełni przedstawić naszą wizję miłości z pomocą przychodzą archetypy miłości. Najlepszym i najbardziej rozpoznawalnym naturalnie jest archetyp księżniczki zamkniętej w zamku, bronionym przez smoka, czyli miłości trudnej, wręcz zakazanej, usłanej problemami i niebezpieczeństwami, które rycerz, targany tą samą wizją miłości przedstawioną w micie o Hermafrodycie, musi przezwyciężyć. Symboliczne smoki i zamki znajdziemy dosłownie w każdej epoce literackiej, w niezliczonych filmach, a nawet grach – od dziejów Tristana i Izoldy,Wertera, przez kultową Casablance na Super Mario Bros skończywszy.
    Jednakże, wracając do pierwszego akapitu – czy w erze portali randkowych, jak np. wspomniany tinder, taka miłość jest możliwa lub, czy w ogóle miłość dzisiaj istnieje? Z pomocą przychodzi profesor filozofii – Richard Kearney, który stwierdził, iż dzisiejsze media stworzyły nastrój, w którym mamy obsesję na punkcie człowieka, w zupełnie pozbawiony człowieczeństwa sposób. Otóż portale randkowe są nastawione na stworzenie naszych cyfrowych awatarów, odciętych zupełnie od naszych ciał. W efekcie, z powodu działania odpowiednich algorytmów, „zakochujemy” się w symulacji danej osoby, a nie w osobie (film Her z 2013 roku opisuje to zjawisko w dosłowny sposób).
    Tinder tworzy sytuację, którą moglibyśmy opisać jako „związek pozbawiony wszelkiego niebezpieczeństwa”, gdyż jesteśmy odizolowani od wszelkich możliwości odrzucenia, podczas gdy ten element niepewności jest niemalże kluczowym w relacjach damsko-męskich. Na portalach randkowych jesteśmy wręcz zachęcani do uzupełnienia odpowiednich formularzy dzięki którym algorytm dobierze nam partnera na podstawie naszych hobby, wzrostu, pochodzenia, wykształcenia czy nawet afiliacji politycznych, w efekcie, tworzymy symulację idealnego partnera, zanim go w ogóle poznamy. Daje nam to prosty rezultat – ludzie zaczynają być narcystyczni, do punktu w którym jedyną osobą z którą chcemy się spotkać jesteśmy my sami.
    Miłość jest niczym dwa różne instrumenty, grające w różnych tonacjach, lecz w rękach sprawnego muzyka, tworzą dzieło sztuki, miłość nie polega na wiedzy, czego chcemy od drugiej osoby, a raczej radykalnej możliwości, że nie wiemy czego w ogóle chcemy, lecz poznając odpowiednią osobę, jesteśmy w stanie złączyć się z nią, tworząc na wieki jeden byt, aż po kres istnienia Hadesu, jak w micie o Hermafrodycie.
    Pozostaje jeszcze jedno pytanie – czy w obliczu tak wielkiej i postępującej degeneracji, jesteśmy zmuszeni do pustego, wyzutego z godności i zwierzęcego promiskuityzmu? Moim zdaniem nie – otóż to nie aplikacja jest zła, to nie czasy są złe, lecz ludzie. Nadal możemy znaleźć prawdziwie romantyczną i idealistyczną do granic możliwości miłość do wartościowej osoby. Idąc w duchu Sorena Kierkegaarda – jeśli nie uwierzymy w prawdziwą miłość, jeśli nie uwierzymy w ten absolutystyczny konstrukt, który został w nas zaprogramowany u zarania dziejów, to nie uświadczymy tej miłości, niezależnie od czasów w jakich przyszło nam mieszkać, niezależnie od ilości degeneracji i zepsucia, które nas otacza.
    Warto również nadmienić, słowem zakończenia, że w obliczu upadku przedwiecznych ideałów i zatarcia mitycznych archetypów, miłość sama w sobie, „miłość dla miłości”, również przestała być celem. Dlatego w iście egzystencjalny sposób, mógłbym powiedzieć, że to poszukiwanie prawdziwej miłości, poszukiwanie miłości prawdziwej, w morzu moralnego zepsucia jest właśnie sensem miłości nacjonalistycznej. Forsowane idee straight edge, czy przywiązania dla własnego ludu i państwa przecież też nie są wyznawane przez nacjonalistów dla osiągnięcia czegoś „dla siebie”, lecz aby stanowić wzór dla innych, którzy w bagnie neoliberalnej rzeczywistości odnaleźć się nie potrafią. Nie inaczej powinno być również z miłością i seksualnością, propagujmy mityczną, piękną i idealistyczną miłość, aby pokazać całej reszcie, że nie trzeba szukać pociechy na jedną noc aby być szczęśliwym.