Witold Dobrorowlski - Okiem Szturmowca

Mam ogromną przyjemność napisać kilka krótkich słów wstępu do poniższego artykułu. Artykuł ten to zbiór komentarzy mojego redakcyjnego kolegi, Witka Dobrowolskiego, które publikuje on od pewnego czasu w kanałach social-media. Wspólnie postanowiliśmy zebrać je i wydać pod wspólnym tytułem "Okiem Szturmowca". Komentarze dotyczą spraw bieżących - międzynarodowych (głównie Ukraina), polskich, ideologicznych, publicystycznych. Pisane były z myślą o trochę innym odbiorcy, niż przeciętny czytelnik "Szturmu", stąd niektórych zdziwić może powtarzanie pewnych oczywistych dla nas prawd. Jednak poza tym komentarze Witka to błyskotliwe, dogłębne i bezpardonowe rozprawienie się z wszelkimi przejawami kłamstwa, hipokryzji i obłudy - tej liberalnej, lewicowej, neomarksistowskiej i szowinistycznej. Witek zawsze stara się wydobyć na wierzch to, co stanowi najważniejszy budulec naszej idei - Prawdę. Zapraszam więc wszystkich serdecznie do lektury komentarzy, które ułożone zostały chronologicznie, od najstarszego do najnowszego. Oczywiście mam świadomość, że niektóre ze stwierdzeń tu się pojawiających mogą zdziwić, bulwersować czy oburzać - jednak w świecie kłamstwa odwagą jest nieść pochodnię prawdy. Tylko bowiem prawda jest ciekawa - cała reszta to ściek.

 

Grzegorz Ćwik, redaktor naczelny "Szturmu"

------

Bohater czy zbrodniarz-przypadek „Burego”

Państwowy kult żołnierzy podziemia antykomunistycznego to dowód na osiągnięcie pewnego etapu dojrzałości społeczeństwa na obszarze postkomunistycznej Europy. Przez dziesięciolecia wyklęci, dziś znajdują się na oficjalnym panteonie bohaterów narodu polskiego. Jednak niektórzy z nich są uważani za „podwójnie wyklętych” co wynika z kontrowersji otaczającej te postacie. Tematyka ta jest niezwykle wrażliwa, a uniknięcie w czasie wojny partyzanckiej, a więc tej najbardziej okrutnej kontrowersyjnych czynów i rozkazów jest praktycznie niemożliwe. Czysty jak łza nikt z tego nie wychodzi, nie ma tu miejsca na honorowe pojedynki i rycerskie podejście do wojaczki. Liczy się przetrwanie.

Romuald Rajs „Bury” jest przypadkiem specyficznym. Jednoznaczne stwierdzenie, że był zbrodniarzem i z tego powodu przekreślenie całego jego życiorysu i dokonań byłoby niezwykle prymitywne. Równie naiwne byłoby uznanie go bohaterem bez skazy, a wszelkie zarzuty wobec jego osoby nazwać „komunistycznymi” kłamstwami.

Oto fakty: oddział „Burego” dokonał pacyfikacji białoruskiej wsi kolaborującej z komunistyczną władzą. W jej wyniku zginęło 16 osób, w tym kobiety i dzieci. Tu zaczynają się schody. Pojawia się ze strony Białorusinów oskarżenie, że był to akt ludobójstwa, Białorusini mieli zginąć ze względu na narodowość bądź wyznawaną religię. Jest to łatwy do obalenia zarzut, pośród pacyfikujących wieś polskich żołnierzy byli również prawosławni Białorusini, także oficerowie. Znane są badaczom ich nazwiska i życiorysy.

Problem pojawia się w momencie, gdy obrońcy „Burego” starają się za wszelką cenę usprawiedliwić zabijanie cywilów, w tym dzieci. Pojawia się argumentacja jaką znam z rozmów z Ukraińcami na temat Wołynia tzn. na wojnie zawsze giną cywile. Posługiwanie się taką samą retoryką jak Wiatrowycz z ukraińskiego IPN przez Polaków, którzy zaraz potem zaatakują „kłamcę wołyńskiego” za podobny ton jest skrajnie głupie i prowadzi wyłącznie do spięć w polityce historycznej, a nie służy prawdzie. Jest to o tyle skomplikowane, że bardzo łatwo próbując usprawiedliwiać Hajnówkę można nadziać się na podobne argumenty w zbrodniach na Polakach. Przykład: Huta Pieniacka spłonęła za kolaboracje z komunistami itd.

Zbrodnia miała miejsce, nie powinna ona przekreślać postaci „Burego” jednoznacznie. Jest w kanonie polskich bohaterów, równocześnie pozostawałby on zbrodniarzem dla grupy Białorusinów żyjącej na Podlasiu. Tu jednak pojawiają się dwie kontrowersje, które komplikują sprawę.

W Hajnówce organizowany jest przez środowiska „narodowe” Marsz Żołnierzy Wyklętych. „Narodowe” napisałem w cudzysłowie, bowiem obserwując marsz, który w rzeczywistości jest cyrkiem narodowej szurii, widzę idącego na czele salutującego Piotra Rybaka. Jedynym celem marszu jest kontrowersja i prymitywny populizm, a nie żadne upamiętnienie. Bo jak inaczej wytłumaczyć udaną próbę stworzenia sztucznego konfliktu i problemu tam, gdzie go nie było? Czczenie „Burego” dokładnie w miejscu, gdzie doszło do zbrodni? Zaraz podłapie to jakiś ukraiński szowinista i zorganizuje na Wołyniu marsz zwycięstwa 1943 (chodzi tu o logikę, a nie zestawianie obok siebie masowej rzezi i pojedynczej pacyfikacji). Marsz ten szkodzi nacjonalizmowi, a jego organizatorzy również niestety nie znają historii Burego i jego oddziału, kompromitując w ten sposób idee upamiętniania Wyklętych. Może być to o tyle zabawne, że sam „Bury” niewiele z ideą narodową miał wspólnego, a pochodzących z ONR oficerów skazał w swoim czasie na 20 batów za „mieszanie się narodowców do wojska”.

Cień na postać Burego pada, gdy zostaje aresztowany przez komunistów i poddany przesłuchaniom. Wydaje wtedy swoich podkomendnych i zrzuca na nich winę za Zaleszany. Czy był torturowany i czy zmanipulowano go dezinformacją w więzieniu zapewne nigdy się nie dowiemy. Istnieją jednak grypsy jego podkomendnego, Kazimierza Chmielowskiego „Rekina”, który otwarcie pisze o pełnej współpracy „Burego” ze śledczymi wydającego swoich żołnierzy jednego po drugim, nie ma tam słowa o przemocy śledczych wobec Rajsa. Ten epizod jest często pomijany w tym temacie i sprawia, że „Bury” nie jest postacią jednoznaczną. „Rekin” pozostający w cieniu dowódcy, który doprowadził do jego zatrzymania, a ostatecznie do śmierci od ubeckiej kuli w potylicę to podwójnie tragiczna postać o której należy szczególnie pamiętać.

Ps. Można zaryzykować teorię, że z racji wielonarodowego charakteru oddziału „Burego”, gdyby nie śmierć cywili w Zaleszanach, a wyłącznie kolaborantów to „Bury” byłby dziś jednoznacznie wspólnym bohaterem dla Polaków jak i Białorusinów.

------

 

Komu zależy na odwołaniu spotkania o agresji rosyjskiej na Ukrainie

Zdążyliście zauważyć, że spotkanie z moją osobą dotyczące promocji książki o wojnie w Donbasie na Uniwersytecie Warszawskim zostało odwołane. Stało się tak ze względu na naciski skrajnej lewicy, której wydaje się, że należałoby mnie wykluczyć z przestrzeni publicznej za poglądy polityczne.

Spotkanie miało mieć charakter edukacyjny, skupiając się na tematyce moich wspomnień z Rewolucji Godności, oraz konfliktu w Donbasie. Jako fotoreporter znalazłem się na Majdanie w lutym 2014 roku, gdy w Kijowie zwyciężyła rewolucja. Obserwowałem zgryzotę i płacz za poległymi z Niebiańskiej Sotni zmieszany z poczuciem zwycięstwa zwykłych Ukraińców, którzy obalili reżim Janukowycza. Gdy na Krymie pojawiły się tzw. „zielone ludziki” i Ukraina stanęła przed groźbą otwartej wojny z Rosją obiecałem sobie, że tam wrócę. Wróciłem. Był gorący maj, a celem wyjazdu był Donbas pogrążony w „dziwnej wojnie”. Mogłem na własne oczy zobaczyć i poczuć ruski mir w wykonaniu separatystów wspieranych przez Kreml. Potem jeszcze trzykrotnie udałem się na front po stronie ukraińskiej. W książce „Krew i Ziemia- wojna na Ukrainie oczyma polskiego nacjonalisty” wydanej na Ukrainie spisałem wspomnienia z wyjazdów na Ukrainę w latach 2014-2015 i dotyczą one stricte tej tematyki. Sama książka została wydana w wersji dwujęzycznej i miała służyć wsparciu polsko-ukraińskiego dialogu.

Jestem nacjonalistą. To wystarczyło jako pretekst do zaatakowania spotkania przez środowisko Krytyki Politycznej. Dr Przemysław Witkowski w mailu do Jego Magnificencji rektora Uniwersytetu Warszawskiego przypomniał, że próbowano relegować moją osobę z uczelni. Rzeczywiście to miało miejsce. Za udział w legalnej manifestacji część wykładowców UW (głównie Wydział Filozofii) postanowiła oskarżyć moją osobę o neonazizm i zażądać wydalenia mnie i dwóch innych osób. Oczywiście do takiej absurdalnej sytuacji nie doszło, a ja podjąłem kroki prawne w sprawie zniesławienia.

Następnie w sposób manipulacyjny Dr Witkowski przeprowadził wyliczankę artykułów z pisma SZTURM, którego jestem członkiem redakcji. Była to zwykła kopia jego postu z tablicy na facebook’u, którym sugerował pokaźny artykuł na temat nacjonalistów dla Krytyki Politycznej. Dlaczego piszę manipulacyjny? Dr Witkowski twierdzi, że w SZTURM-ie chwali się RONA. Chwalenie jednostki, która zasłynęła okrucieństwem w czasie pacyfikacji Powstania Warszawskiego biorąc udział w eksterminacji Polaków w piśmie polskich nacjonalistów? Przecież to absurd, który trudno skomentować.

Tekst o RONA: http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/401-panstwo-narodu-rosyjskiego-roch-witczak-przypadki-derniere-volonte

Co ciekawe również w mailu zawarł artykuł mojego autorstwa, gdzie wprost krytykuję Hitlera i III Rzeszę za ludobójczą politykę wobec innych narodów, lecz wolał skupić się jedynie na tytule, którego zadaniem było zwrócić uwagę czytelnika: http://szturm.com.pl/index.php/miesiecznik/item/538-witold-dobrowolski-dzien-hanby

Czym jest pismo SZTURM? To platforma wymiany myśli i poglądów przez osoby utożsamiające się z nacjonalizmem, konserwatyzmem, tradycjonalizmem. Wśród autorów tekstów są katolicy, rodzimowiercy, agnostycy jak i ateiści. Niektórzy skłaniają się ku bardziej radykalnym poglądom, niektórzy ku bardziej umiarkowanym. Jedni wprost nazwaliby się socjalistami ekonomicznymi inni zadeklarowaliby związek z ideą wolnościową. SZTURM za zadanie miał i ma nadal tzw. intelektualny ferment. Zmianę sztampowego myślenia polskich narodowców i polskiej prawicy, a natchnienie jej świeżością i dynamizmem. Nic dziwnego że redakcja odrzuciła pojmowanie nacjonalizmu jako szowinizmu i stała się przyczynkiem do dialogu między polskimi i ukraińskimi narodowcami. Tutaj z dumą mogę przywołać dwa wydarzenia, które w mojej opinii można uznać za historyczne, a na które jako redaktor SZTURM-u miałem wpływ:

Wspólny list polskich i ukraińskich nacjonalistów w obronie pomników lwów na Cmentarzu Łyczakowskim we Lwowie.
http://szturm.com.pl/index.php/oswiadczenia/item/312-list-do-radnych-miasta-lwowa Upamiętnienie ofiar Rzezi Wołyńskiej przez ukraińskich nacjonalistów: https://niezalezna.pl/102092-czlonkowie-pulku-azow-oddali-czesc-ofiarom-rzezi-wolynskiej-zdjecia

Treść części artykułów może budzić kontrowersje i dotykać ciężkich tematów, ale również taka właśnie była ich funkcja. Stworzyć intelektualny ferment w środowisku narodowym, otworzyć je na pluralizm. Również jednak pragnę zwrócić uwagę na fakt, że jeśli jakiś artykuł ukazał się w piśmie nie oznacza, przecież że redakcja się z nim utożsamia. Należy rozróżnić stanowisko redakcji od platformy wymiany myśli dla środowiska narodowego.

Pozostaje mi dodać że SZTURM jest legalnie zarejestrowanym miesięcznikiem funkcjonującym w ramach polskiego prawa, a żaden z redaktorów nie został pociągnięty do odpowiedzialności karnej za swoją działalność w ramach miesięcznika. Czy to samo można powiedzieć o Krytyce Politycznej?

Powiedzmy sobie szczerze. Jest to środowisko bardzo kontrowersyjne. Oskarża się je o krycie bojówkarzy antyfaszystowskich z Niemiec, którzy przyjechali blokować Marsz Niepodległości w 2011 roku i zaatakowali grupę rekonstruktorów wojen napoleońskich https://www.rp.pl/artykul/751891-Krytyka-Polityczna-krytykowana-za-Antife.html

Jako młoda, intelektualna lewica starają się być blisko prekariatu i podejmują tematy praw pracowniczych. W praktyce wygląda to różnie, anarchiści oskarżyli w swoim czasie KP o wyzysk pracowników:https://cia.media.pl/krytyka_politycznej_neoliberalizacji. Krytyka Polityczna głośno mówi o prawach kobiet i walce z molestowaniem seksualnym. W praktyce publicysta KP zostaje oskarżony o molestowanie https://www.newsweek.pl/polska/spoleczenstwo/michal-wybieralski-jakub-dymek-oskarzeni-o-molestowanie-seksualne/hr7q72b  Jan Kapela, publicysta Krytyki Politycznej został skazany za znieważenie hymnu Polski: https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kraj/1738310,1,wyrok-w-sprawie-jasia-kapeli-moze-sie-okazac-niebezpieczny.read

Sam autor maila dr Witkowski próbujący odwołać wydarzenie z moją osobą na UW w momencie, gdy polski Internet żył tragedią zmarłego dziecka w Wielkiej Brytanii określił je mianem "biednego bezmózga z Anglii” za co spotkał się z ogromną krytyką i wystosowano petycję wobec władz Uniwersytetu Wrocławskiego o jego ukaranie.
https://www.o2.pl/artykul/biedny-bezmozg-z-anglii-skandaliczne-slowa-wykladowcy-jest-petycja-6247375921281153a Dr Witkowski w swoich artykułach o nacjonalizmie zresztą popełnia wiele przeinaczeń i błędów. Wykładowcę Studium Europy Wschodniej dr Mariusza Kowalskiego zaliczył do „nacjonalistów neopogan” i uznał za współpracownika prezesa stowarzyszenia Niklot, co nie miało nic wspólnego z prawdą.https://krytykapolityczna.pl/kraj/wielka-aryjska-lechia-czyli-nacjonalisci-neopoganie/

I tak jak to „skrajny prawak” mogę sobie razem ze „skrajnymi lewakami” wyliczać wzajemnie coraz to kolejne grzeszki, mogę nazywać ich „komunistami", oni mnie „faszystą”. Ale jaki to ma sens? Nie ma żadnego, to zwykła piaskownica. Problem gdy ta piaskownica narusza autonomię Uniwersytetu Warszawskiego i miejsce które służy wymianie myśli zmienia w dyktat jedynej słusznej (lewicowej/antyfaszystowskiej/) prawdy.

Przypominam, że spotkanie na temat wojny w Donbasie nie miało mieć charakteru agitacji politycznej. Jestem dobrej myśli, że wydarzenie nawet jeśli w innej formie się jednak odbędzie. A wszystkim przyjaciołom, kolegom i koleżankom z Uniwersytetu Warszawskiego dziękuję serdecznie za wsparcie i dobre słowo.

------

 

"Gdzie się pali książki, dojdzie w końcu do palenia ludzi"

Bardzo mocny cytat obecnie przywołany, ze względu na głośne spalenie przez katolickiego księdza w Polsce kilkunastu książek. Natychmiast lewicowi i liberalni komentatorzy zaczęli używać przykładu palenia nieprawomyślnej literatury przez hitlerowców. Jednak żeby coś krytykować w mojej opinii najpierw trzeba zbadać przyczyny, które do takiego czynu doprowadziły.

Z perspektywy katolickiej, która ponad materializm podnosi kwestie metafizyczne spalenie literatury ezoterycznej, magicznej, satanistycznej byłoby słuszne ze względu za idące wedle religii katolickiej zagrożenia duchowe z tych tekstów. Z tego też powodu oficjalne komunikaty Kościoła w tej sprawie nie potępiają idei tej inicjatywy.

Z drugiej strony znalezienie się wśród tych książek sagi "Harrego Pottera", czy „Zmierzchu" kompromituje i księdza i stojącą za nim instytucję i wiernych w sposób poważny. Jest rok 2019, a przecież już ponad dziesięć lat temu cała polska młodzież wyśmiewała absurdalne kazania ks. Natanka atakujące między innymi właśnie "Harrego Pottera", czy grę studia Blizzard „Diablo”. Zapewne nie doszłoby do nagłośnienia tego, gdyby kapłan specjalnie nie chciał się pochwalić taką akcją nagraniem w Internecie.

Kolejnym absurdem stała się reakcja lewicowych i liberalnych komentatorów przywołujących sugestywne obrazy palenia książek w III Rzeszy. Jest to krzywdzące porównanie ze względu relacji polskiego Kościoła z III Rzeszą (tysiące polskich duchownych mordowanych w obozach zagłady). Z perspektywy historycznej przywołanie tego przykładu jest prymitywnym uproszczeniem. W ramach wojny kulturowej w III Rzeszy studenci i aktywiści narodowo-socjalistyczni palili masowo książki uznane za komunistyczne, żydowskie i antyniemieckie. Jeśli jednak powiedziało się „A”, trzeba również powiedzieć „B”. Po upadku III Rzeszy amerykańskie siły okupacyjne sporządziły listę 30 tysięcy tytułów książek o charakterze nacjonalistycznym i militarystycznym, które zaczęto poddawać destrukcji. Za posiadanie takiej literatury groziła kara. W 1946 rzecznik Dyrektoratu Wojskowego przyznał, że akcja ta niczym nie różniła się od praktyk hitlerowskich. W Norwegii palono książki Knuta Hamsuna, norweskiego noblisty ze względu na jego poparcie dla III Rzeszy w czasie wojny.

Nie przypominam sobie żeby tak łatwo przywołujący przykłady hitlerowskie komentatorzy potępili wokalistę zespołu Behemoth, gdy publicznie podarł Pismo Święte. W USA też nie potępiano aktu spalenia książek związanych z Donaldem Trumpem przez środowiska antyfaszystowskie. Czy rezygnacja z hipokryzji przez środowiska polityczne to zbyt dużo żeby wymagać?

------

 

"Tu się uczy i hajluje"

Dzisiaj środowiska utożsamiane z szeroko pojmowaną prawicą w ramach projektu Uniwersytety Wolne od Marksizmu przeprowadziły manifestację rozpoczynającą się pod bramą główną Uniwersytetu Warszawskiego. Miała się rozpocząć na terenie kampusu, ale jego magnificencja rektor działając zapewne w ramach pluralizmu politycznego zakazał jej. Dosyć mocno pokazało to dlaczego manifestacja jest potrzebna.

Uniwersytet jest zdominowany przez dyskurs liberalny i lewicowy tworzący swoistą hegemonię kulturową na uczelni. Pamiętam wiele wydarzeń związanych ze środowiskami konserwatywnymi, katolickimi, narodowymi, które były odwoływane ze względu na presje lewicy. Wiem że koło naukowe im. Romana Dmowskiego nie było w stanie funkcjonować na uczelni ze względu na presje polityczne. Gdy odbyła się na UW debata na temat faszyzmu (oczywiście odnosząc się do nacjonalizmu w Polsce, a nie stricte faszyzmu), na panelu wypowiadały się tylko osoby będące zadeklarowanymi antyfaszystami. Za skrytykowanie publicznie obchodów święta Chanuki na UW próbowano relegować studenta wydziału historii. Za udział w legalnej manifestacji próbowano relegować z uczelni czterech innych studentów, w tym moją osobę.

Równocześnie ofensywa polityczna lewicy na uczelni trwa w najlepsze, kierunki i koła naukowe gender promujące określoną opcję polityczną, inicjatywy pokazy filmów LGBT promujących adopcję dzieci przez pary homoseksualne działają bez problemu. Dwa razy gdy nacjonalistyczni studenci zjawili się na tych inicjatywach wypowiedzieć swój sprzeciw następnego dnia wielkie media pisały o odradzającym się faszyzmie na UW wywierającym presję na biednych mniejszościach.

Zastanawia mnie dlaczego przekraczanie kolejnych granic dobrego smaku nie budzi sprzeciwu wśród władz uczelni? Mam na myśli otwarte obnoszenie się z symboliką komunistyczną: sierpem i młotem, czy podobizną Lenina przez antyfaszystów aktywnych na UW. Z jednej strony nawet moi lewicowi czy liberalni znajomi przyznają, że te osoby przynoszą w ten sposób tylko wstyd i szkodę lewicy. Ale z drugiej strony brak reakcji na to zmusza do zastanowienia. Czy tak ma wyglądać ta liberalna demokracja, że jedyną "skrajnością" jaką się toleruje jest komunizując lewica? W Polsce w 2019 roku zaledwie parę dni po kolejnej rocznicy Katynia? Jedyna nadzieja w tym że taka hipokryzja na uczelni i w środowiskach intelektualnych będzie otwierać oczy większej liczbie młodych ludzi i budzić ich sprzeciw. Bowiem gdy nie ma miejsca na dyskusję jedyną opcją jest tworzenie alternatywy kulturowej na uczelniach.

Manifestacja nacjonalistów ostatecznie zgromadziła około 80 warszawskich aktywistów prawicowych i nacjonalistycznych. Kontrmanifestacja antyfaszystów około 150 osób przy ogólnopolskiej mobilizacji i wsparciu mediów i fundacji posiadających wysokie finansowanie.

 

Na zdjęciu warszawscy aktywiści środowiska nacjonalistycznego z flagą pisma „Szturm - miesięcznik narodowo – radykalny” i Krzyżem Celtyckim pod bramą Uniwersytet Warszawski po zakończeniu Manifestacja: Uniwersytety wolne od marksizmu. Podobno manifestacja Tu się uczy, nie heiluje – nie dla nacjonalizmu na UW ogłosiła sukces, że zablokowała nazistów. Nie zablokowała, marsz się odbył w sposób planowy, próba blokady została udaremniona. Czy da się obejść czasem bez wyjątkowo otwartych kłamstw w propagandzie?

Na koniec zabawny cytat z Gazety Wyborczej:

"Antynacjonaliści: - Znajdzie się kij na faszystowski ryj!

Antymarksiści: - Na marksistowski ryj!

Antynacjonaliści: - Narodowcy, szmalcownicy, wypie***ać ze stolicy!

Antymarksiści: - Zapraszamy do stolicy!

Antynacjonaliści: - Tu się uczy, nie heiluje!

Antymarksiści zamieniali słowo "nie" na "i".

Trwało to kilkanaście minut, aż jeden z uczestników manifestacji antynacjonalistycznej krzyknął do mikrofonu: "UW wolne od marksizmu". Tę pomyłkę antymarksiści przyjęli brawami."

------

 

Żydowscy "faszyści" w powstaniu w getcie


Abstrahując od sensu powstania w getcie warszawskim w 1943 roku zastanawiające jest, że obchody rocznicy tego wydarzenia zdominowały przede wszystkim środowiska liberalne i lewicowe. Środowiska tak bardzo nienawidzące nacjonalizmu, tak chętnie stygmatyzujące prawicę. Bardzo silnie podkreślają one udział w powstaniu środowisk komunistycznych i socjalistycznych. Przemilczają zazwyczaj udział żydowskich radykałów z Żydowskiego Związku Wojskowego, który współtworzył Betar.

Czym był Betar? Organizacją syjonistyczną, w której działacze nosili brunatne koszule i posługiwali się salutem rzymskim. Organizacją otwarcie inspirującą się włoskim faszyzmem i niemieckim narodowym socjalizmem. W końcu organizacją otwarcie współpracującą z rządem Mussoliniego, negocjującą wysiedlenia Żydów z III Rzeszy, które uważała za słuszne na popieraniu gett ławkowych w Polsce kończąc. Znienawidzona przez antyfaszystów organizacja polskich katolickich radykałów RNR-Falanga miała współpracować z Betarem i wspólnie rozbijać manifestacje żydowskiego, socjalistycznego Bundu na ulicach polskich miast.

Większość biorących udział w powstaniu betarowców zginęła, a ich los był przemilczany. Pilnował tego również Marek Edelman znajdujący wszelkie sposobności by umniejszyć udział ŻZW w powstaniu.

Tym którzy chcą uprawiać jednostronną politykę historyczną z powodów ideologicznych warto przypomnieć betarowców. Bez względu na stosunek do nich pozytywny czy negatywny, bo swoim istnieniem burzą budowaną w dzisiejszym dniu ścianę fałszu

------

Ukraińscy nacjonaliści podzieleni w obliczu wyborów prezydenckich

Polaryzacja społeczeństwa przed wyborami prezydenckimi na Ukrainie dotknęła również nacjonalistów. Część z nich pójdzie głosować na dotychczasowego prezydenta Petro Poroszenkę, oficjalnie wsparła go organizacja UNA-UNSO oraz Bractwo Dmytro Korczyńskiego. Jednak większość organizacji nie zadeklarowała poparcia dla żadnego kandydata, choć ostatecznie wielu aktywistów takich organizacji jak C14 czy Tradycja i Porządek deklaruje oddać swój głos na obecnego prezydenta.

Jeden z członków zarządu partii Swoboda, Jurij Nojewij, stwierdził na portalu społecznościowym, że aby Poroszenko otrzymał głosy nacjonalistów powinien wpierw ukorzyć się i błagać o przebaczenie za błędy swojej polityki zarówno w Donbasie, jak i w stosunku do nacjonalistów. Sami aktywiści Swobody są w tej kwestii podzieleni. Wielu uważa Poroszenkę za „bardziej patriotycznego”.

Stanowczo przeciwko Poroszence występuje Ruch Azowski, który wszedł z nim w otwarty konflikt polityczny ostro krytykując bezczynność wobec masowej korupcji w przemyśle zbrojeniowym. Protesty przeciwko Poroszence kilkukrotnie zmieniały się w starcie aktywistów Nacdrużyn i Nackorpusu z policją, jak i tituszkami wynajętymi do obrony prezydenta w czasie wieców wyborczych. W wyniku wojny informacyjnej z prezydentem, Ruch Azowski utracił większość profili partyjnych i organizacyjnych po seriach zgłoszeń przez tzw. „porochboty”, czyli wynajętych trolli przez wyborczy sztab Poroszenki. Obecnie liderzy Korpusu Narodowego otwarcie deklarują, że dotychczasowy prezydent musi odejść bez względu kto przyjdzie na jego miejsce. Najpewniej wynika taka postawa z tego, że dla Ruchu Azowskiego te wybory oznaczają być albo nie być po konflikcie z Poroszenką.

Już 21 kwietnia druga tura wyborów, a program polityczny komika żydowskiego pochodzenia, Wołodymyra Zełeńskiego nie jest znany, jak również nie są znane jego poglądy geopolityczne. Do tej pory wymijająco zadeklarował, że jest przeciw nadaniu specjalnego statusu Donbasowi, a wojnę z Rosją skomentował słowami „trzeba przestać strzelać”. W przypadku wojny obronnej taka postawa może prowadzić wyłącznie do przegranej.

Środowisko nacjonalistyczne niepokoi również główny sponsor finansowy i organizator kampanii Zełeńskiego, żydowski oligarcha Ihor Kołomojski, przebywający obecnie w Szwajcarii w wyniku przegranego konfliktu o wpływy z Poroszenką. Sam Kołomojski w wywiadzie dla izraelskiej telewizji stwierdził, że na Ukrainie toczy się wojna domowa, a w Donbasie „nie ma Putina”. Taka retoryka na obecnej Ukrainie toczącej wojnę cywilizacyjną z Rosją wydaje się niedopuszczalna.

Kilka dni temu sąd unieważnił też decyzję Poroszenki o nacjonalizacji Privatbanku należącego do Kołomojskiego. Niektórzy komentatorzy stwierdzają, że skorumpowane sądy przewidują powrót Kołomojskiego po wygranej Zełeńskiego, więc podejmują wyprzedzające decyzję. W Privatbanku posiada konta 20 milionów Ukraińców, co wpływa na zaniepokojenie społeczeństwa grą polityczną w tym kontekście. Warto zauważyć również liczne i aktywne środowiska weteranów wojny w Donbasie otwarcie wyrażają nienawiść do Zełeńskiego, który jawi się im jako marionetka Kołomojskiego.

W ostatnim czasie na wschodzie Ukrainy ma dochodzić również do aktywizacji do tej pory uśpionych politycznie i społecznie obywateli jawnie prorosyjskich.

------

 

Ukrainiec z Obywateli RP działa w interesie Kremla?

Na Ukrainie toczy się konflikt zbrojny, prawie każdego dnia na froncie oddaje życie ukraiński żołnierz.

14 kwietnia w szpitalu umiera po postrzale snajperskim w głowę 20 letni Mykoła Wołkow. Nacjonalista, aktywista Korpusu Narodowego, ochotnik Ukraińskiej Ochotniczej Armii.
Poza najwyższym poświęceniem jakim jest oddanie życia za swój naród, ukraińscy nacjonaliści walczą o swój kraj i społeczeństwo każdego dnia. Abstrahując od konfliktów politycznych, kwestii czy nacjonalizm rozpatrujemy negatywnie, czy pozytywnie to nie jest możliwe zaprzeczenie faktom. A fakty dotyczące ukraińskich nacjonalistów wyglądają tak, że tworzą oni najbardziej aktywne obywatelskie organizacje na Ukrainie, realizują projekty ekologiczne, prorodzinne, wsparcia dla weteranów wojennych, wsparcia Ukraińców w codziennych zmaganiach, wspierają edukację dzieci i młodzieży w szkołach.
Krótko mówiąc w oligarchicznym państwie rozwijają świadomość obywatelską. Idąc dalej bez nacjonalistów Odessa, Charków, czy Mariupol nie należałyby dziś do Ukrainy.

Nawet Anne Applebaum z którą ideologicznie mi całkowicie nie jest po drodze zauważa, że Ukraina potrzebuje nacjonalizmu.
Według niej znacznej części Ukraińców brakuje obecnie wiary we własne państwo, „ducha publicznego”, przez co na wschodzie kraju triumfuje obojętność wobec działań kierowanych przez Moskwę separatystów.

Bez zaangażowania obywateli, jak podkreśliła publicystka, nie da się także budować demokracji.

Tymczasem gdy nacjonaliści oddają życie na froncie w Donbasie w Polsce żyje na emigracji Ukrainiec Igor Isajew, który walczy o demokrację w Polsce!
W Polsce broni on konstytucji i walczy z „faszyzmem”.
Skąd to znamy jako Polacy i Ukraińcy, gdy nasze ojczyzny okupowano właśnie pod tym samym pretekstem: walką z faszyzmem. Z tym hasłem separatyści zajęli budynki rządowe w Doniecku i Ługańsku.

„Faszyzm nie przejdzie” wołali opłaceni manifestanci na ulicach, a z głośników grały radzieckie pieśni. To samo woła dzisiaj w Polsce Isajew.

Gdy w Użhorodzie, czy Kijowie organizowane są konferencje i wspólne spotkania nacjonalistów tak bardzo walczących z szowinizmem między Polakami, a Ukraińcami Isajew donosi do Ambasady Ukrainy o wyjeździe „nazistów” z Polski na Ukrainę, oraz nawołuje do odwołania manifestacji, która przecież wymierzona jest w szowinizm i podkreśla różnorodność etniczną w regionie Zakarpacia (sic!).

Mamy więc do czynienia z retoryką bliźniaczą do Kremla, który w swojej polityce wewnętrznej i zagranicznej prowadzi wojnę z faszyzmem kontynuując tradycje stalinowskie, równocześnie doprowadzając do prawnych absurdów, gdy za historyczne zdjęcie związane z III Rzeszą na portalu społecznościowym trafiają do aresztów.

Czy takiego rosyjskiego totalitaryzmu chce Isajew w Polsce i na Ukrainie?

Dalej: w czyim interesie są blokady marszów narodowców i nacjonalistów walczących z szowinizmem przez Isajewa?

Dlaczego zależy jemu i jemu podobnym do marginalizowania środowisk chcących prowadzić dialog historyczny i międzynarodowy jednocząc się przeciw imperializmowi rosyjskiemu?

Przecież oczywistym wynikiem takiego działania jest wzrost popularności populistycznej prawicy grającej na konfliktach etnicznych i to właśnie taką prawicę widzi chętnie w Europie Kreml. Najwyraźniej Isajew też.

Warto również wspomnieć, że mimo prób grania kwestią Rzezi Wołyńskiej zarówno przez część populistów polskich jak i również lekceważącym do tej kwestii podejściem ukraińskich elit politycznych zarówno polscy i ukraińscy nacjonaliści zdołali realizować dialog historyczny.

Prowadził on do dwukrotnych apeli ukraińskich nacjonalistów o pozostawienie rzeź lwów na Cmentarzu Łyczakowskim jak również hołdu na pomordowanych polskich cywili przez UPA jak i ukraińskich cywili przez polskie podziemie. O takich sytuacjach Isajew nie raczył wspomnieć.

W czyim imieniu więc działa Isajew?

Czy swoim działaniem działa świadomie w interesie Kremla?

Trudno na to odpowiedzieć jednak jego działania w postaci blokowania Marszów Żołnierzy Wyklętych i radykalny udział w konflikcie politycznym w Polsce w mojej opinii na pewno szkodzi polsko-ukraińskim relacjom i tworzy kolejne stereotypy zniechęcające do siebie nasze narody.

Bo czy istnieje polski dziennikarz blokujący marsz UPA w Kijowie nazywając jego uczestników faszystami i jest radykalnie włączony w polityczny konflikt wewnętrzny na Ukrainie? Mam nadzieję że nie.

Ps. Niedawno odbyła się również rocznica śmierci aktywisty Patrioty Ukrainy Maksyma Czajki zamordowanego przez antifę. Gdyby nie śmierć najpewniej tworzyłby postmajdanową elitę narodową odbudowującą świadomość narodową na Ukrainie. To właśnie z bojówką antify mającej komunistyczne korzenie Obywatele RP współpracują przeprowadzając medialne prowokacje i blokady wymierzone w środowiska patriotyczne i narodowe w Polsce.

------

 

Spłonął symbol „białej supremacji”

W Notre -Dame, jednej z najważniejszych świątyń Europy miałem szansę być dzień po Acte3, czyli trzeciej odsłonie masowych protestów Żółtych Kamizelek wymierzonych w kosmopolityczną oligarchię rządzącą Francją. Nie chodzi o to czy robiła wrażenie swoją architekturą, estetyką, dziełami sztuki, historią spisaną w przewodnikach czy innymi rzeczami, na które zwracają uwagę zazwyczaj turyści. Stulecia mijały, Francja się zmieniła, a katedra stała nienaruszona. Nastał jednak czas, że ona jak również inne wspaniałe paryskie zabytki zaczęły się jawić jako pomniki czasu, który przeminął. Francji ii Europy której nie ma, monumenty tonące w multikulturowym, kosmopolitycznym społeczeństwie oderwanym od duchowości i korzeni.

To właśnie przed głównym ołtarzem w Notre-Dame odebrał sobie życie Dominique Venner, znany historyk, eseista, ważna postać dla francuskiej prawicy. W liście pożegnalnym napisał:

"Buntuję się przeciwko losowi. Protestuję przeciwko duchowym truciznom i dążeniom do zniszczenia podpór naszej tożsamości w tym rodziny, fundamentu naszej liczącej wiele tysiącleci cywilizacji. Broniąc tożsamości wszystkich pozostających w swych ojczyznach ludów, nie zgadzam się na zbrodnicze wypieranie naszego ludu z jego domu.”

Nie wydaje mi się ważne, czy ktoś podpalił katedrę, czy zrobili to imigranci, antyfaszyści, sataniści, sam rząd wedle różnych teorii spiskowych. Ważne są reakcje. Tzw. „Nowi Francuzi” wyrazili w mediach społecznościowych masowo wesołość z doniesień o płonącym symbolu Starej Europy. Pojawiające się zdjęcia śniadych mężczyzn na tle pożaru uśmiechających się nie są raczej dziełem przypadku, a wpisują się w to zjawisko socjologiczne. Kolejne pokolenia imigrantów we Francji nie utożsamiają się z nią, odrzucają jej system, szukają alternatyw. Tysiące znalazły ją dopiero w szeregach Państwa Islamskiego. Wartości europejskie i jej fundament cywilizacyjny jest im nie tylko obcy, jest im po prostu wrogi. Z satysfakcją będą obserwować, gdy elity polityczne i bezwładne masy Europejczyków sami sobie kopią groby. I nie powinno to dziwić, jest to normalne. Szaleństwem jest jedynie zachowanie i bierność gospodarzy.

We Francji trwa fala ataków i podpaleń na kościoły i kapłanów. Mój dobry kolega Lucien z Francji, który wielokrotnie mi dowiódł, że znajomość politycznych i społecznych realiów opanował na poziomie mistrzowskim sugeruje, że za atakami tymi stoją w rzeczywistości imigranci, a nie jak uważa rząd francuski kryjąc sprawców sataniści. Gdyby ktoś inny to powiedział mógłbym uznać, że to jakaś teoria spiskowa, ale nie w tym przypadku. Dodatkowo niedawno jeszcze dochodziło do zamachów Państwa Islamskiego na chrześcijańskie świątynie we Francji.

Ostatni pobyt w Paryżu na protestach pokazał mi ogromne podziały w społeczeństwie, które nie radzi sobie z ciężarem obdarcia go z podstawowych wartości i duchowości, oraz z napięciami etnicznymi. Biali Francuzi protestowali przeciw liberalnej oligarchii, tymczasem lewica i antyfaszyści wprowadzili do protestów imigrantów, którzy natychmiast zaczęli rabować sklepy i palić samochody. Gdy protestujący starali się ich powstrzymać byli atakowani przez antifę. To nie jest generalizowanie, obszedłem wtedy cały Paryż i obserwowałem od rana do wieczora protesty w różnych miejscach. Sytuacja powtarzała się wszędzie. Etniczność ma znaczenie.

W Polsce skrajna lewica i antyfaszyści wyrazili zadowolenie z pożaru Notre-Dame otwarcie. Zrobił to dziennikarz Krytyki Politycznej, tej samej grupy która usiłuje cenzurować prawicę na Uniwersytecie Warszawskim pod zarzutem faszyzmu. Nie ma w tym przypadku. Deklarują się wrogami Europy i jej fundamentów cywilizacyjnych. Mimo to są nie tyko tolerowani w przestrzeni publicznej, ale również mają na nią istotny wpływ czego ostatnie wydarzenia na Uniwersytecie Warszawskim dowodzą.

Natomiast nacjonaliści we Francji, Polsce, Niemczech, Włoszech, Ukrainie i każdym innym państwie europejskim są prześladowani i marginalizowani, mimo że ich wyłączną winą jest chęć obrony wydaje się oczywistych rzeczy jak tradycja, fundamenty cywilizacyjne, kultura, homogeniczność i duch Europy. To wszystko odbywa się przy bierności Europejczyków, że aż się chce użyć kontrowersyjnego porównania, zachowują się biernie jak Żydzi w obliczu Holocaustu.

Tragedia Notre-Dame jest tylko pretekstem do zadumy i zadania sobie pytania: w jakim kierunku prowadzi nas historia?

 

 

Witold Dobrowolski