Grzegorz Ćwik - Polityka?

Polityka i udział w niej są dla nacjonalistów tematem wysoce „gorącym” i podnoszącym emocje. Wynika to z faktu ścierania się dwóch przeciwstawnych sobie zapatrywań. Z jednej strony mamy stanowisko krytyczne wobec polityki takiej, jako elementu wrogiego systemu oraz mocno deprawującego i niemoralnego. W optyce tej udział w polityce zazwyczaj oceniany jest krytycznie, także w kontekście dotychczasowych „osiągnięć” środowisk narodowych na tym polu. Tworzenie nacjonalistycznych inicjatyw politycznych traktowane jest zwykle jako pewna forma zdrady ideowej, jak również jako karierowiczostwo i pogoń za „stołkami”. Z drugiej strony widzimy podejście, które traktuje politykę jako najwyższą i najważniejszą formę działalności narodowej. Dostanie się do Sejmu, samorządu czy struktur UE traktowane jest jako cel sam w sobie, a wszelkie polityczne przepychanki, konferencje, sondaże doprowadzają niektórych wyznawców tego poglądu do ekstazy.

W poniższym tekście pragnę podejść do zagadnienia polityki i ewentualnej nacjonalistycznej partii politycznej z punktu widzenia Nacjonalizmu Szturmowego. Celem moim jest zdefiniowanie warunków, jakie taka partia miałaby spełniać i w jaki sposób działać, aby uznać ją zarówno za nacjonalistyczną jak i faktycznie antysystemową.

Nowe wybory, ta sama historia

Temat polityki i polityczności nacjonalizmu w tym roku będzie, jak przypuszczam, powracał regularnie. Wynika to zarówno z faktu, że czekają nas podwójne wybory (do polskiego oraz europejskiego parlamentu), jak i z tego, że w związku z tym powstała „nowa” partia polityczna – Konfederacja. Nie mam zamiaru skupiać się na tym jakże żałosnym tworze, choć z pewnością temat partii założonej przez narodowców z tzw. „Ruchu Narodowego” wraz z liberałami, rozwodnikami, kapitalistami i działaczami lgbt (sic!) będzie się przewijał. Konfederacja i jej, jak się wydaje, pewna popularność wśród młodych a przez to łatwych do manipulacji ludzi, są symptomatyczne. Oto bowiem okazuje się, że przykład blamażu RN-u w wyborach w 2015 roku nic nie nauczył wielu ludzi. Wejście w sojusz z populistami z partii Kukiza oraz błyskawiczne wyrzeczenie się nacjonalizmu przez prawie wszystkich narodowców, którzy dostali się do Sejmu są najłatwiejsze do wskazania. Obecnie znów tworzy się „szeroką” koalicję z kim popadnie, nie bacząc na różnice programowe, ideologiczne i etyczne. Czym to się różni od tworzenia koalicji opozycji (PO, Nowczesna, etc.)? Absolutnie niczym, to standardowe postępowanie ludzi i struktur na dobre zadomowionych w demoliberalnym systemie. Celem jest aby koniecznie przekroczyć prób wyborczy i dostać się do tego czy innego ciała politycznego. Nie ma tu ani żadnego dalszego czy głębszego planu, ani żadnego tła ideologicznego, metapolitycznego i społecznego.

Dajmy już spokój karierowiczom z Konfederacji. Zastanówmy się za to jakie warunki powinna spełnić hipotetyczna partia nacjonalistyczna i co powinno warunkować jej działanie. Jakkolwiek obecnie nie ma właściwie perspektyw powstania takiej siły, to jednak liczyć trzeba się z tym, że przyszłość kiedyś przyniesie zmianę. Wówczas musimy posiadać w pełni wyprawową koncepcję tego jak działać ma taka partia i ku czemu zmierzać.

Nacjonalizm a polityka

Polski nacjonalizm, szczególnie ten autonomiczny czy Szturmowy, czerpie bardzo dużo z dokonań i osiągnięć ruchów narodowych z Włoch, Grecji czy Ukrainy. Radykalizm, wysoki poziom zorganizowania i aktywizmu, wielopłaszczyznowość czy skuteczna metapolityka – to oczywiście budzi duży szacunek i stanowić może wartościową inspirację. Często jednak zapomina się, że we wszystkich tych krajach ruchy nacjonalistyczne wytworzyły także swoje polityczne przedstawicielstwa. Rodzi to pytanie jaki powinien być nasz stosunek do ewentualnego udziału w życiu politycznym. Prosta odpowiedź „żadnej polityki!” lub „polityka jest najważniejsza!” właściwie nie przybliża nas nawet trochę do odpowiedzi. Podejdźmy do sprawy trochę szerzej i bardziej analitycznie.

Polityka to dziedzina, która tak samo może „brudzić” jak każda inna. Z drugiej strony niewątpliwie udział w polityce daje określone możliwości, jednak i pociąga za sobą pewne wymogi, także formalne. Sądzę, że problem zasadniczy leży w trzech aspektach:

- Czemu służy udział w polityce i tworzenie partii politycznej,
- Czy działanie polityczne jest realizowane jako część szerszej strategii i planu, które zawierają nie tylko politykę, ale i inne formy działania
- Jaki jest stosunek do parlamentu, relacji z innymi partiami, „czystości” ideologicznej i ideowości per se

Powyższe punkty postaram się poniżej rozwinąć, tak by nakreślić swoiste must be nacjonalistycznego udziału w polityce.


Co jest naszym celem

Rok temu opisywałem problem nadrzędnego celu i sposobu działania dla nacjonalizmu, jakim jest metapolityka. Nie będę tu powtarzał więc ówczesnych konstatacji, które zresztą nic nie straciły na wartości, ograniczę się do podsumowania, że działania metapolityczne są najważniejsze i warunkować muszą wszystkie inne. Dla działania partii politycznej znaczy to tyle, że w naszej optyce ma ona stanowić narzędzie nie polityczne, ale przede wszystkim metapolityczne. A więc najważniejsze nie jest samo branie udziału w wyborach, walki i utarczki w trakcie kampanii czy w ramach ciał politycznych, do których się ewentualnie startuje. Najważniejsze to wykorzystanie partii i jej pozycji do propagowania określonych wartości, sposobu myślenia. Taka siła służy nam zmianie dyskursu i kategorii poznawczych, a nie jako narzędzie walki o wyborców. Oczywiście bieżącej polityki nie należałoby tak całkiem lekceważyć, ale zawsze pamiętać o walce o rząd dusz a nie o poparcie. Wynika to z prostej obserwacji. Udział w życiu politycznym, jak i jakimkolwiek innym, odbywać może się wedle zasad demoliberalnych lub stanowić może próbę narzucania własnej narracji i reguł gry. W pierwszym wypadku bardzo szybko zepchnięci zostaniemy do takiego samego sposobu funkcjonowania jak wszyscy pozostali „gracze”. Widać to ewidentnie na przykładzie „Ruchu Narodowego” czy Konfederacji. Ich zachowanie i perspektywy oraz horyzonty nie różnią się niczym od pozostałych partii, właściwie to są nawet gorsze. O ile bowiem PO czy PiS bierze udział w polityce by rządzić, o tyle wymienione partie robią to by… robić. Brzmi może paradoksalnie, ale za działaniami RN-u czy Konfederacji nie stoi żadna głębsza myśl. Ot byleby przekroczyć próg wyborczy, dostać parę stołków poselskich i to wszystko. Wynika to właśnie z braku metapolitycznego celu. Polityka traktowana jako cel sam w sobie, wręcz nieraz ubóstwiana to pułapka dla każdego, kto walczyć chce z liberalizmem.


Druga sprawa związana z tym zagadnieniem to kwestia ideologiczna. Absolutnie niezbędne jest posiadanie wypracowanej, komplementarnej i całościowej ideologii. Nie mówię tu o sloganach, kilku wyświechtanych hasłach czy powtarzaniu prawdy z memów. Mówię tu o pełnym programie ideowym, który stanowi pełnowymiarową alternatywę dla liberalizmu. Dotychczasowe próby środowisk narodowych nie posiadały tej strony ideologicznej. Skończyło się to na walce z banderowcami  i islamem. Jak bowiem można walczyć o cele metapolityczne, kiedy ich po prostu nie posiada się, gdyż te wynikają z wypracowania określonej ideologii.

Nieodżałowany Guillaume Faye wielokrotnie zarzucał francuskiej Nowej Prawicy, że całkowicie odpuściła jakikolwiek udział w życiu na politycznym, stawiając na metapolitykę i publicystykę. Faye jak najbardziej uważał, że polityka jest polem, gdzie również należy walczyć, ale traktując ją nie jako cel sam w sobie czy odseparowaną płaszczyznę działania, ale właśnie uzupełnienie i wsparcie kampanii metapolitycznej. To zresztą także głos w dyskusji nie tylko o tym jak działać politycznie, ale czy w ogóle to robić.

Najpierw ludzie, potem partia

Zasadniczym problemem dotychczasowych działań Ruchu Narodowego było to, że de facto ludzie go tworzący zaczęli od razu od utworzenia partii politycznej. Krótko mówiąc „na dzień dobry” stanęli w szranki ze wszystkimi liczącymi się siłami politycznymi, nie mając ku temu absolutnie żadnego zaplecza, wypracowanej pozycji i doświadczenia. Abstrahuję tu już od kwestii ideologicznych i sensu wchodzenia w politykę na zasadach demoliberalnych. Podstawą każdego poważnego ruchu politycznego powinna być solidna baza społeczna. Rozumiem przez to poprzedzenie pracy politycznej szeroko zakrojoną akcją społeczną i działalnością oddolną. Dokładnie w ten sposób działała przed Wielką Wojną endecja. Zanim dostała się do rosyjskiej Dumy najpierw w sposób wręcz masowy prowadziła działania społeczne, publicystyczne, uświadamiające. Nie tylko tworzy to określony autorytet, ale buduje bazę społeczną, doświadczenie, pozwala realnie wniknąć w problemy społeczeństwa. Sytuacja gdy młodzi ludzie nieraz ledwo po studiach stanęli do walki o najwyższe stołki bez jakiejkolwiek realnej działalności pod określonym szyldem na polu oddolnym skończyć musiał się wyborczym blamażem.

Idea twarda jak stal

Śmieszny to pewnie dla niektórych podtytuł. Jako to „twarda idea”? A gdzie miejsce na kompromisy, umowy, koalicje? Tak myślą jednak demoliberałowie, a nacjonalistom nie przystoi i przejmować takich schematów i wchodzić w sojusze z siłami, które najzwyczajniej w świecie są naszymi wrogami. Przestańmy się łudzić i ulegać czarowi komedianta w muszce czy piwnego specjalisty od wyzysku i skandalicznie niskich pensji płaconych swoim pracownikom. To nie są żadni sojusznicy a ludziom tym zdecydowanie bliżej do sojuszu z Nowoczesną czy PO niż z jakąkolwiek ideą narodową. Niestety (lub stety, nas Szturmowych Nacjonalistów wtopy Ruchu Narodowego aż tak nie smucą) domorośli specjaliści od taktyki politycznej i dodawania słupków w tabelkach sondaży wyborczych uznali, że dostanie się do określonych ciał politycznych jest najważniejsze. W związku z tym ludzie ze środowiska narodowego (lub też „narodowego”) wchodzą w sojusz z kilkukrotnym rozwodnikiem, który posiada gromadkę nieślubnych dzieci. Do tego człowiek ten ma na koncie lojalkę podpisaną SB, działalność w kolaboracyjnej względem komunistów partii politycznej oraz szereg skandalicznych i wykluczających z grona cywilizowanych ludzi wypowiedzi: o niepełnosprawnych, kobietach, gwałtach, cudzołóstwie, kazirodztwie czy pedofilii. Do tego działacze lgbt czy pani, która twierdzi, że nie da się stwierdzić miarodajnie czy kobieta została zgwałcona czy nie. Na deser poseł-ex raper, który swoją konduitą moralna cokolwiek odstaje od wartości głoszonych przez polityków RN-u. I to w imię czego? Sondaże na dzień dzisiejszy (19 marca) dają Konfederacji 1,3 %. Ludzie są przez liberałów ogłupiani, ale nie są aż tak głupi, żeby uwierzyć takiej zbieraninie.

Zamiast tego sugerowałbym zerknąć na wzór, który z pewnością jest Wam dobrze znany. Codreanu gdy wszedł w życie polityczne a jego partia dostała się do rumuńskiego parlamentu, zakazał wszystkim towarzyszom jakichkolwiek kontaktów ze wszystkimi innymi partiami politycznymi. Nawet prywatnych rozmów, spotkań czy pogadanek. Kapitan rozumiał doskonale, że aby zachować czystość ideową i moralną, należy uciąć na starcie wszelkie możliwości zdrady. Tak – zdrady! Zacznijmy nazywać wreszcie rzeczy po imieniu. Z ideowego, czysto nacjonalistycznego punktu widzenia to co robią politycy RN-u jest niczym innym jak zdradą nacjonalizmu.

Nie da się jednocześnie iść ręka w rękę z liberałami i rozwodnikami, a z drugiej pozostać wiernym idei narodowej. Wybraliście panie i panowie grę w demoliberalizm na demoliberalnych zasadach – a to bilet w jedną stronę.

Wyłom

Potencjalna partia nacjonalistyczna w razie dostania się do parlamentu nie może działać i funkcjonować tak samo jak wszystkie pozostałe. Głosowania, debaty, kłótnie, awantury po komisjach i pijaństwo w sejmowym hotelu – to nie jest droga nacjonalisty. Partia taka musiałby być wyłomem w systemie, elementem sprzeciwiającym się nie tej czy innej partii, ale systemowi ideologicznemu i światopoglądowemu, które warunkują takie a nie inne działanie organów władzy. Nie tylko więc żadnych koalicji, rozmów z innymi partiami i umów o współpracy. Nie tylko twardy rygor etyczny i moralny tak na płaszczyźnie publicznej, jak prywatnej. Ale także akcja wychodząca poza zwyczajowe ramy działań politycznych, wliczając w to blokowanie mównic sejmowych, wykorzystanie immunitetów poselskich do udziału w demonstracjach (vide rewolucja na Węgrzech w 2006 roku i przykład Gabora Vony), czynny sprzeciw na każdy antynarodowy krok administracji rządowej. Posiadanie partii, zwłaszcza w parlamencie czy samorządzie, daje określone możliwości i profity. Sens w tym by środki te wykorzystać nie to przepalania się w bezwartościowych partyjnych kłótniach, ale użyć danych przez system środków do działań metapolitycznych, antysystemowych i obliczonych na skutki ideowe i ideologiczne, a nie polityczne.

Polityka to syf

Takim oto optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć ten tekst. Przez całe swoje życie brzydziłem się z elementarnych powodów polityką i politykami. Jakkolwiek poświeciłem temu tematowi niniejszy tekst, to przyznaję, że nadal uważam tą materię za brudną i żałosną. Rozumiem jednak, że z przyczyn wymienionych wyżej polityka ta może nam się przydać. Już teraz jednak składam wyrazy współczucia każdemu nacjonaliście (nie mylić z narodowczykami spod sztandaru tzw. „Ruchu Narodowego”), który zdecyduje się na taką drogę. Obecnie nie mamy żadnych perspektyw powstania postulowanej partii politycznej, jak się wydaje także środków i kadr. Jednak zanim ktokolwiek zatroszczy się o stworzenie takiej bazy, to wpierw potrzebny jest określony plan i określenie zasad i celów. Temu też ma służyć niniejszy artykuł i ewentualne odpowiedzi na niego oraz rozwinięcia tematu. Przyznaję, że temat podjąłem niechętnie, jednak bardzo niemiłe zaskoczenie jakim jest jednak spora popularność Konfederacji w środowisku nacjonalistycznym, skłoniło mnie do skreślenia tych kilku słów. Może to nieładnie, ale powiem wprost: liczę, że dwie porażki wyborcze jakie najpewniej czekają Konfederację w tym roku przypieczętują nie tylko polityczną i publiczną śmierć tworzących go ludzi, ale także wykażą jak błędną drogą podążali. Przyszłość będzie nasza tylko w jednym wypadku – jeśli pozostaniemy wierni naszym ideom, wartościom i zasadom.


Grzegorz Ćwik

„Młody mężczyzna, który dołącza do partii politycznej jest zdrajcą swego pokolenia i swej rasy” (Corneliu Zelea Codreanu)