Covadonga, niewielka hiszpańska miejscowość w Asturii w górach Picos de Europa. Tu w cieniu strzelistych gór w 722 roku Pelayo wizygocki watażka, który jako jedyny po klęsce Wizygotów odmówił poddania się muzułmańskim Maurom, po wielu miesiącach walk partyzanckich wraz z reszta swych sił w walnej bitwie rozgromił przeważające siły wroga. Dziś historycy spierają się o sam status bitwy, który najprawdopodobniej był drobna potyczką, gdzie oddział ok. 300 towarzyszy wizygockiego wodza rozgromiło na górskich zboczach oddział karny Maurów liczący od 800 do 1500 ludzi. Dało to początek hiszpańskiej wojnie o niepodległość, dziś zwanej Rekonkwistą. Drobna potyczka, która obrosłą legendą, a samo miejsce uznane jest za święte sanktuarium do dziś przyciągające tłumy, sprawiła rzecz najważniejsza. Ludzie uwierzyli, że potężniejszego wroga da się pokonać, ale tylko i wyłącznie stawiając fanatyczny i zacięty opór. Dalsze losy rekonkwisty znamy, bitwa pod Covadonga doprowadził do jednoczenia się maleńkich księstw, potem królestw, aż wyewoluowało w królestwo Asturii, następnie Hiszpanii. Oczywiście cały proces trwał długo, nie da się ukryć, że w całej wojnie również dopuszczano się rozejmów, przejściowych sojuszy z wrogiem przeciwko jednemu z krnąbrnych królestw bądź księstw. Polityka zawsze kierowała dziejami. Jednak cel pozostawał ten sam: wyrzucić obcego wroga, religię i ideologię poza granice kraju. Fanatyzm określonego celu sprowadzał do Hiszpanii krzyżowców, wsparcie papieża a także nadawał pędu sprawie, sprawie zwieńczonej sukcesem. Najważniejszy był cel, dla którego pracowały całe pokolenia. Wszystko zaczęło się od fanatycznej walki garstki wiernych wojowników, bez padania na kolana i ustępstw wobec wroga posiadającego niesamowitą przewagę. Rekonkwista stała się mitem, który do dziś rozpala wiele osób. Mitem, który warto kultywować nie tylko na hiszpańskiej ziemi. Dziś Europa znów potrzebuje Nowej Rekonkwisty.
Przegraliśmy
Sytuacja jest opłakana, nie ma co ukrywać. Mieliśmy swój pochód Wizygotów, mieliśmy swoją ofensywę, swoją nagłą ekspansję, mieliśmy swoje tryumfy. Niestety był to barbarzyński najazd. Watażkowie zaraz podzielili łupy, a zaskoczony, ale lepiej przygotowany i ucywilizowany wróg tylko czekał na swoją kolej. Oddaje ciosy. Rozpoczął się pochód nowej lewicy. Nie te starej post-komuszej, nie tej przygłupawej palikociarni, to było pierwsza nieudana próba. Teraz wróg zwarł szyki, wie jak wykorzystać system i ten system uderza w nas. Jeszcze mocniej niż za rządów liberałów. Nie ma co się rozwodzić nad marnością centroprawicy i ogólnie ugrzecznionego obozu polskiej sceny ko-liberalnej czy tez konserwatywno-narodowej. Rządy PiS i koncesjonowanego patriotyzmu pozwoliły ugruntować się i obrać nową taktykę naszym arcywrogom. Swoją drogą narzucili skutecznie własną narrację nawet w chwilach naszego tryumfu. I to dziś się odczuwa. Ich językiem zaczyna mówić prawica, która manipuluje mentalnie grupę docelową nacjonalistów. Niestety propozycje stworzenia radykalnej kontrnarracji przyszły za późno, a i one zostały spacyfikowane siłami.. potencjalnych wydawało się sprzymierzeńców.
Nasz wiatr ustał, ale czegoś się nauczyliśmy podczas tego niedługiego okresu meta-politycznej dominacji. Wypracowaliśmy kilka doktryn, a przynajmniej zaczęliśmy opracowywać. Jesteśmy bogatsi o pozyskane kontakty zagraniczne i inspiracje. Nasza praca wpłynęła w jakimś stopniu na retorykę niektórych grup wewnątrz skłóconego i już nieistniejącego obozu. Czy nadejdzie czas jednoczenia? Jeżeli już to na pewno nie w kształcie znanym z poprzednich lat. Stare elity już uwiędły, oni potrafią chwytać się metod, które zawiodły nie raz. Nie ma co marzyć o wielkim obozie patriotycznym i zjednoczonej prawicy. Ta koncepcja zawiodła i co gorsza doprowadziła do nasączania umysłów liberalną trucizna poprzez wylansowane postaci, media, portale internetowe. Jeżeli chcemy wznowić walkę, musimy mieć pełniejsza doktrynę. Opartą na solidnych filarach, z której wykrystalizuje się „nowe środowisko”.
Za nasza granicą, ale także w polskim środowisku nacjonalistycznym hasło Nowej Rekonkwisty nie jest szczególnie obce, ale brak temu określenia i zdefiniowania. Postaram się to rozwijać w kolejnych artykułach. Tu przedstawię filary doktryny.
Meta-polityka
Uczmy się od wroga. W erze Internetu wydawało się, że nasze oddziaływanie będzie łatwiejsze. Niestety nowo-lewicowy trąd zaraził część obozu konserwatywno- narodowego, zwłaszcza tego umiarkowanego własną retoryką i nowomową. Co prawda wzbudzenie uczuć patriotycznych na moment się udało, jednak okazało się to tylko modą, zresztą przejściową. Musimy wypracować coś stałego, z czym będziemy silnie kojarzeni. Lewicy udało się chwycić kulturę. Czy potrafimy konkurować z neolibertynami, tudzież „marksistami kulturowymi” na tym polu? Zawsze warto spróbować, ale to droga przez mękę, aczkolwiek nie odradzam. Najważniejszym jest by budować jedną spójna narrację. Własną retorykę, całkowicie i totalnie odmienną i wrogą do „nowo-lewicowej”, jednak nie siermiężną, ale atrakcyjną dla odbiorcy. Swego czasu humorystyczne memy i parodia popularnych piosenek o niewybrednej, ale zabawnej treści podbiły serca młodych nacjonalistów na bazie wybuchu ruchu Alt Right, który niestety zaczął się wypalać przez brak aktywizmu w innych miejscach, ale to zupełnie inna historia. My musimy nadawać ton swoim wartościom i meta-polityka powinna stać się narzędziem promocji ognia Tradycji, który uważamy za godny zachowania. Wszystko to w duchu archeofuturystycznym.
Małymi krokami zdobywamy pole do działania. W literaturze popularnej mamy już podobnie myślących ludzi, chociażby w polskim fantasy. Jednak z kolei film czy teatr i inne rodzaje sztuki są praktycznie w pełni zdominowane przez zdegenerowane prądy. Natomiast silną marka związaną z nacjonalizmem na dzień dzisiejszy zostaje sport. Jeżeli mamy zbudować swój przyczółek to właśnie w zakresie stowarzyszeń zajmujących się kulturą fizyczną i sportami walki. Mamy całą masę osób ze zdrowej części środowiska, które może służyć za wzór. Mamy tez specjalistów w tej dziedzinie. W Polsce sportowcy osiągający sukcesy często nie mogą doczekać się nagrody za swój wysiłek, o ile nie są gwiazdami w sportach popularnych. Jest duża liczba niszowych gal sportów walki czy wyczynowych, gdzie za godne reprezentowanie narodu płaci się z własnych środków. Dopiero nagłośniony skandal związany z działaczami związkowymi i organami państwowymi na poziomie samorządu pokazuje, że dzięki medialnej wrzawie sportowiec dostaje jakieś granty. Czemu nie stać się ambasadorami ich sprawy? Stowarzyszenia czy fundacje takie oczywiście organizowałyby także seminaria czy treningi nie tylko dla swoich i wtajemniczonych, ale także chętnych „normików”, potencjalnych zwolenników, albo i rekrutów dla sprawy. Kultura fizyczna i kult siły w Polsce mimo wszystko ma się dobrze, sporty walki są popularne, co prawda psują im reputację „freak show” z patostreamerami i innymi dziwadłami, ale nam chodzi o promocje tej zdrowej a nie zdegenerowanej twarzy sportu. Nie pozwólmy by dziedzictwo Europejczyków jakim były zawody kultury fizycznej okaleczył kapitalizm.
Oczywiście istnieją jeszcze inne pomysły jak kluby turystyczne czy literackie. Warto zastanowić się nad ich formą i w jaki sposób miałyby wpływać meta-politycznie na otoczenie a nie zostać tylko miejscami do wspólnych wypadów czy dyskusji o książce lub filmie. Swoją drogą warto przeanalizować fanpejdże różnych fanów horrorów czy nawet VHS i wydarzeń, które organizują i w jaki sposób się to robi. Masa lewicowców pisze również recenzje filmowe na dużych portalach tematycznych. Oczywiście z własnym komentarzem, często na poziomie zakamuflowanej delikatnej manipulacji. Warto to czytać, byleby się uczyć i tworzyć własne kluby dyskusyjne oraz takie recenzje wysyłać na duże portale. Jeżeli nie mamy własnych, piszmy do tych, które są „neutralne” i mają opcje publikowania tekstów użytkowników. Z czasem zapewne wkręcimy się w wydarzenia przez taki portal organizowane i technicznie będzie można to i owo podpatrzeć.
Z pewnością musimy odpuścić marzenia o politycznym babraniu się w systemie. Naszym celem musi stać się zmiana mentalności, nadbudowy przez dostępne środki, stworzenie przyczółków i bastionów wpływu na społeczeństwo - własnych twierdz meta-politycznych. Zamiast subkultury stwórzmy pełną kontrkulturę, zjawisko dające rząd dusz.
Paneuropeizm
Nie jesteśmy sami. Europejczycy utopili się w globalnym kapitalizmie i globalni spotykają nas takie same problemy. Protest „żółtych kamizelek” we Francji, rewolucja na Ukrainie i jej neoliberalne następstwa, masowa imigracja i wzrost przestępczości oraz rozwarstwienie społeczne w wielu kraja UE czy w końcu dyktaty eurokratów są efektami tej samej polityki. To skutek odhumanizowanego wynaradawiania ekonomicznego, kulturowego i planowanej inżynierii społecznej by zatomizować społeczeństwa i z Narodów utworzyć masę konsumpcjonistyczną, zamkniętą w gettach multikulturowych wielkich miast będącej pod dyktatem koncernów i efemerycznych grup interesów. Ideologia nowo-lewicowa tylko temu służy. Polska poprzez lobby biznesowe i polityczne idzie podobną drogą, jaką pokonał Zachód. Borykamy się z podobnymi problemami jak Szwedzi czy Francuzi, np. problemy z rolnictwem i dyktatem UE. Polska jest półkolonią i jak kraje Europy Wschodniej jest rozgrywana przedmiotowo przez mocarstwa imperialne. Ideą Nowej Rekonkwisty jest stopniowe ograniczanie tych wpływów wspólnym głosem narodów europejskich. Poczuwając się do wspólnego dziedzictwa cywilizacyjnego rozumiemy, że upadek sił opierających się globalizmowi w jednym z krajów Europy jest nie tylko stratą duchową, ale także oddaje naszym wrogom cały arsenał i zasoby wypracowane przez dany naród. A oni nie skończą poszerzać strefy wpływów i zysków. Upadek Europy to nie półksiężyc, którym straszy się gimbopatriotów przez koncesjonowaną prawicę. To dyktat koncernów i mieszanka społeczna bez żadnej tożsamości żyjąca w milionowych gettach przepełnionych przemocą i brak stabilizacji przyszłości swojej rodziny. To podmiana autochtonicznej populacji na półdziką z trzeciego świata. Te syndromy spotykają i spotykać będą każdy naród dotknięty neoliberalizmem, zarówno zachodnim jak i tym skorumpowanym oligarchicznym wschodnim. Na bazie współpracy nacjonalistów z różnych krajów już odbyło się kilka międzynarodowych inicjatyw od sportowych i intelektualnych po wspieranie się wzajemnie na barykadach europejskich miast w walce o słuszną sprawę. Musimy rozwijać kontakty, by w końcu opracować spójną koncepcję przeciwstawienia się niekorzystnym zmianom, które nasi wrogowie opracowują wspólnie. Nowa Lewica z założenia jest międzynarodowa i od socjaldemokratów po anarchistów nie tylko działają miedzyśrodowiskowo pomimo podziałów, ale także międzynarodowo i to na polu dużych finansów. Powinniśmy brać z nich przykład, nawet gdy nasza ideologia znacznie się od tego rożni, jednakże już istnieją międzynarodowe wydawnictwa tradycjonalistyczne jak np. Arktos czy federacje sportów walki. A gdyby tak powstał think tank związany z zagadnieniami i problemami dotyczącymi sytuacji w Europie? Już na bazie tego można stworzyć międzynarodowe medium, które miałoby zapewne dobre finansowanie. Wystarczy spojrzeć na media Alt Right w USA. Swoja drogą mobilizowanie nacjonalistów by uczestniczyli w „ruchawkach”, protestach i demonstracjach ale w zorganizowanych grupach staje się coraz powszechniejsze, jednak można dodać swoja cegiełkę i proces ten przyspieszyć. Wszak tu często walczymy ramię w ramię z globalistyczną mafią i problemami przez nią tworzonymi, takimi samymi dla wszystkich.
Etnonacjonalizm
Kwestie tożsamościowe muszą pozostać niezmienne. Krew i ziemia to coś co nadaje nam kulturę i razem tworzy tożsamość. Całkowity sprzeciw wobec relatywizmu jest wspólnym mianownikiem nowego wojownika Rekonkwisty. Europejczycy wywodzą się z jednego pnia i nie zamierzamy tego zmieniać. Tożsamość ugruntowana poprzez krew i stworzenie sensownej retoryki medialnej wobec często prawicowych i pseudo-narodowych teorii musi stać się powszechnym zjawiskiem w odbiorze. Zwłaszcza w środowisku. Zachwianie tożsamości i zrelatywizowanie jej tylko do kwestii kulturowej wyniszczy system immunologiczny naszych Narodów co w obecnych czasach jest skrajnie niebezpieczne. Kolejne pokolenia będą przeklinać nas jako swych ojców, jeżeli poddamy się narracji politpoprawnej stronie.
Antyliberalizm i antyglobalizm
Europejscy tradycjonaliści nigdy nie byli liberałami. Tylko tyle i aż tyle. Jako nacjonaliści, niesiemy płomień tradycji kolejnym pokoleniom pomni tego, że liberalizm jako ideologia materialistyczna dla zysków chce zniszczyć organiczne tradycje społeczne Europejczyków. Na to pozwoli nie możemy. Zatomizowane i ogarnięte konsumpcjonizmem społeczeństwo jest pierwszym krokiem do totalnej barbaryzacji i upadku cywilizacji. Brak wyższego celu i kierunku rozwoju jest symptomem umierającego organizmu. W tym przypadku promowanie solidaryzmu społecznego i opracowywanie koncepcji ekonomicznych, tudzież wychowywanie i formacja kolejnych pokoleń, które takowe narzędzia wynajdą, by sen o zorganizowanym organicznym społeczeństwie mógł się ziścić powinien być nasza misją. Jednakże tylko w duchu antyliberalnym.
Musimy odkłamać obóz „prawicowy”. Tradycjonaliści nigdy nie mieli niczego wspólnego z kapitalizmem. Tym bardziej nacjonaliści. Kapitalizm prowadzi do globalnego dyktatu prywatnych podmiotów, które demontują państwa narodowe.
Musimy odkłamać więc nacjonalizm. W erze Internetu obrać narodowego liberała wypromowano drogą redukcji i memów prawicowych, co prawda zmuszanie kogoś do wysiłku intelektualnego by zapoznał się z dziełami klasyków tudzież dzisiejszych myślicieli tego nurtu jest dość ciężkie. Temu też kłaniają się działanie metapolityczne i podobna droga redukcjonizmu oraz nadawanie kontrnarracji do ko-liberalnego prymitywizmu. Konserwatywny liberalizm podobnie jak i neoliberalizm z założenia jest ideologią globalistów. Konserwatywne wartości tracą swój blask przy zderzeniu z materializmem liberalnym, który jest ideowym priorytetem.
Kończąc wstęp do przyszłych rozmyślań nad Nową Rekonkwistą muszę podjąć także temat środowiska narodowego w Polsce. Jeżeli ma nastąpić jakiś progres, musi wykrystalizować się całkowicie alternatywne. Porzucić stary „klimat” i subkulturę na rzecz nowej kontrkultury i hermetyzować się zarówno od politykierki jak i degeneracji, która zaczyna zżerać polski nacjonalizm. I to zarówno degeneracji w wymiarze moralnym jak i politycznym. Nie ma sensu walka z tym zjawiskiem, odcięcie i tworzenie alternatywy jest jedynym wyjściem.
Nowa Rekonkwista może mieć dziś wymiar duchowy, nie odbijamy już terytoriów, choć nie jest powiedziane, że nie będziemy musieli tego robić, wszakże nie jesteśmy pacyfistami, a o głos na ulicach należy walczyć nie tylko słowem. Stoimy tak jak Pelayo, po przegranych bitwach otoczeni przez wroga, który totalnie dominuje. Tylko fanatyzm, upór i wiara w przyszłe zwycięstwo oraz spryt i dobra strategia mogą otworzyć nam drogę do zwycięstwo. Czy nasza Covadonga nadejdzie?
Miłosz Jezierski