O mundialu w Rosji wszyscy chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć z wiadomych przyczyn. Poza sportowymi emocjami mistrzostwa stały się także kolejną okazją do wyrażania swoich społecznopolitycznych zapatrywań. Szerokim echem odbiły gromy rzucone przez fińskiego profesora na naszą reprezentacje za to, że oczywiście nie jest dostatecznie multikolorowa, co zdaniem „naukowca” przeczy „idei wygrywania”. Prawdziwym asumptem do dyskusji na tematy około rasowe stał się jednak mecz finałowy. Wielu Polaków wspierała Chorwatów nie tylko ze względu na bliskość kulturową kraju, ale też ze względu na niechęć do „naturalizowanej” drużyny Francji. Oczywiście taka postawa spotkała się z odzewem lewicy, która z oburzeniem wytykała rzekomy rasizm i zaściankowość. Można byłoby się zapytać, czy popieranie Francji ze względu na wielorasowość nie jest podług tego myślenia też rasizmem. Przecież nie powinniśmy patrzeć na rasę tylko grę, ale zostawmy dziś meandry myśli postępowego świata.
Najbardziej zaskakujące był fakt, że do tego chóru oburzonej lewicy dołączył profesor politologii i badacz nacjonalizmu Adam Wielomski, który całą sytuację skomentował następująco „Brzydzę się kibicującym Chorwatom dlatego, że część francuskiej drużyny to czarnoskórzy piłkarze.” Nie jest to pierwsza taka wypowiedź na temat rasizmu, gdyż już przy okazji ostatniego Marszu Niepodległości profesor podjął temat na swoim vlogu, gdzie przedstawił sprawę następująco: albo uważasz że Polakiem może być każdy (po spełnieniu pewnych warunków) albo jesteś rasistą pochodnym z protestanckiego przesądu o predestynacji dusz. Łatwo powiązać obie myśli, ale nie sposób się z nimi zgodzić, gdyż zdają się przez nie przemawiać pewna dychotomia. Według takiego myślenia każde zachowanie, które nie będzie aprobować dowolności w wyborze naszego narodu, jest rasizmem. Główne pytanie jakie nasuwa się, to jakie ma znaczenie w takim razie naród. Skoro porzucenie jednego narodu nie jest w żaden sposób moralnie obciążone i wybór nowego jest dowolny, to po co właściwie być Polakiem. Najlepiej wtedy wybrać rozwinięty i bogatszy kraj i przyjąć jego kulturę (chociaż może idąc dalej, to ona wtedy też nie ma takiego znaczenia i nie wiem czemu się jej trzymać z innych powodów niż intencjonalne zatrzymanie imigracji bez łatki rasisty w popularnych mediach). Naród w takim spojrzeniu staje jedynie częścią naszej ekonomicznej codzienności i jest jak garnitur, który z łatwością możemy zmienić, gdy przyjdzie nowa moda. Wydaje mi się, ze główny problem leży w definicji. Prawdopodobnie profesor postrzega naród jako jako tożsamość polityczną. Dla mnie natomiast narodowość to element faktycznej tożsamości. Jest to odpowiedź na to skąd pochodzę i nie jestem w stanie tej informacji zmienić. Nie jest prawdą, że biologiczne pochodzenie jest dla katolicyzmu sprawą zupełnie obojętną. Już przecież przykazanie czcij ojca i matkę swoją w olbrzymi sposób wpływa na nasze życie i nie oznacza to, że musimy od razu inne rodziny przeznaczać na potępienie. Naród jest tu kolejnym stopniem w hierarchii porządku miłości Tomasza z Akwinu i w taki sam sposób nie wyklucza etycznie on innych narodów. Tu oponenci powiedzą, że przecież istnieje adopcja i ojciec nie musi być biologiczny. To prawda, ale adopcja nie sprawia, że ojciec biologiczny przestaje być ojcem w ogóle, gdyż jest to powołanie a nie garnitur. Mimo że powinności moralne dziecka będą dotyczyć głównie nowego ojca, to nie znaczy, że stary ojciec staje się osobą zupełnie obcą. Oczywiście naród jako tożsamość człowieka nie powinien w pełni warunkować tożsamości politycznej. Nacjonalizm może tu wprowadzać pewne nieporozumienie. Nasza konstytucja jako naród definiuje wszystkich obywateli, ale jest to niepotrzebne zamieszanie, gdyż godzi w mniejszości, które wcale nie czują się Polakami, ale np. Tatarami albo Rusinami. Rodzi się też pytanie czy Polacy , który nie mają obywatelstwa mogą się nazywać Polakami według tej definicji. Jeśli tak, to na jakiej podstawie? Jeśli uznać ich za Polaków, to oznacza, że mamy do czynienia ze sprzecznością logiczną. Rozróżnienie obywatela i Polaka powoduje oczywiście, że zawsze będziemy mieli obywateli Polski, którzy Polakami nie są, ale ten % nie powinien przekraczać pewnej granicy, której przekroczenie doprowadziłoby do gettoizacji i wyznaczenia interesu różnego od interesu narodowego Polaków. Tak jak rodzina biologiczna powinna być główną podstawą społeczeństwa a adopcja przykrym wyjątkiem, tak samo imigracje i włączenie na łono obywateli powinno być wyjątkiem od zasady ewolucji społecznej oddzielnie rozpatrywanym.
Dla konserwatystów, z którymi utożsamia się profesor Wielomski, naturalnie powinno być istotne zachowanie lokalnych odrębności i my mówiąc tożsamość i naród właśnie to mamy na myśli – naturalną oddolną wspólnotę, która rozwija się ewolucyjnie a nie rewolucyjnie, przez ustawę albo rynkową inżynierie, która ma zapewnić minimalizację kosztów pracy. Chęć zachowania odrębności nie powinna być traktowana jak przestępstwo, które należy napiętnować w telewizji a zdrową postawę każdego patrioty. Narody nie umierają i istnieją naprawdę. Obligują one nas moralnie tak jak każda inna praca powzięta przez przeszłe pokolenia. Różnorodność kultur jest bardzo wartościowym dziedzictwem naszego globu, które trzeba bronić przed tymi, którzy dla własnych utopii i interesów chcą to zniszczyć. Oni dążą do tego, żeby każda reprezentacja wyglądała tak jak reprezentacja Francji. Wyobraźmy sobie dla przykładu czarnych Japończyków albo Latynosów z Egiptu, ale po co wtedy właściwie organizować mundial jak w praktyce wyglądałby jak kolejna liga mistrzów? Jak jak i wiele ludzi na prawicy nie dziwimy się, że Polacy nie chcą kibicować Francji. Nie możemy pozwolić, żeby smutna groteska liberalizmu stała się przyszłością naszych dzieci.
Patryk Łukasz