Nacjonalizm przejawia się w dzisiejszych czasach pod względem ideologicznym i doktrynalnym w różny sposób. Mamy głównonurtowe organizacje odwołujące się do spuścizny Obozu Narodowego okresu międzywojennego, mamy środowiska, które propagują nowoczesny nacjonalizm w wydaniu autonomicznym, istnieją także grupy, które nawiązują do idei zadrużnej. Oczywiście nie możemy zapomnieć o najmłodszym prądzie spośród wymienionych, czyli o Szturmowym Nacjonalizmie, który wywodzi się ze „Szturmu”. Oprócz tego mamy szereg pomniejszych środowisk i ekip, które nawiązują chociażby do idei 3 drogi, realizują się na konkretnych płaszczyznach (np. pracowniczych) etc.
Wszystkie te kierunki w szeroko rozumianym nacjonalizmie różnią się szeregiem czynników, co nie jest w tej chwili moim zarzutem, co po prostu zwykłym stwierdzeniem faktu. Kwestie ustrojowe, kulturowe, ekonomiczne, geopolityczne czy religijne z pewnością w ramach poszczególnych nurtów wyglądają odmiennie i różne organizacje czy środowiska na te same sprawy mogą patrzeć zupełnie odmiennie. Z drugiej strony wszystko są to cały czas nurty narodowe, a więc można by uznać, że najbardziej elementarne podstawy ideologiczne i pojęciowe są dla nas wszystkich identyczne. Dla nacjonalizmu zaś pojęciem najważniejszym i najbardziej podstawowym jest „Naród”. To z niego wyciągamy takie czy inne konstrukcje ideowe i praktyczne, które rzutują na wszelkie inne zagadnienia. Dla tak szerokiego środowiska definicja „Narodu” powinna być więc jednolita i teoretycznie powinna panować zgoda, co do elementów składowych Narodu. Krótko mówiąc można by założyć, że nacjonaliści w Polsce jako jednak grupa niemała chociaż w tym jednym temacie są zgodni – kim jest Polak i kto nim może być nazywany.
Niestety, od pewnego już czasu w środowisku nacjonalistycznym widać ewidentnie pogłębiający się rozdźwięk między dwoma modelami definiowania narodowości. Szczególnie po zeszłorocznym Marszu Niepodległości uwidoczniło się jak poważne są te różnice. W skrócie całość sprowadza się do podziały na nacjonalizm obywatelski oraz nacjonalizm etniczny (lub etnonacjonalizm). O ile ten pierwszy zakłada, że narodowość to przede wszystkim sprawa kulturowa, językowa, kwestia „poczuwania się” do autoidentyfikacji z daną nacją, o tyle etnonacjonalizm do niezbędnych elementów składających się na Naród dołącza dwa aspekty: krew (pochodzenie) oraz ziemię (związek z ojczystym krajem). Na wspomnianym Marszu pojawił się Czarny Blok, który zaprezentował mocne i radykalne hasła (na banerach) jednoznacznie nawiązujące do etnicznych koncepcji narodowości. W wyniku tego doszło i w środowisku nacjonalistycznym i w szeroko rozumianej przestrzeni publicznej do dyskusji na ten temat. O ile dyskusja publiczna zasługuje na śledzenie i być może na odrębny tekst o tym, o tyle niezwykle symptomatyczne wypowiedzi padły z ust działaczy narodowych. Kiedy środowisko Szturmowców, Stowarzyszenia Niklot, Autonomicznych Nacjonalistów i szeregu innych środowisk jednoznacznie opowiada się za koncepcją etnonacjonalizmu, to z ust rzecznika prasowego ONR-u padają następujące słowa: „Naród to wspólnota kulturowa, nie wspólnota krwi. Jeśli ktoś mnie pyta czy czarnoskóry może być Polakiem to odpowiadam jako nacjonalista i katolik: tak, może.” Po tych słowach zawrzało – w dobie multikulturalizmu, niszczenia Narodów Europy i wszędobylskiej relatywizacji, z ust działacza drugiej największej organizacji narodowej padają takie słowa. Świadczy to przede wszystkim o jednym – nawet w tej podstawowej kwestii, jaką jest definicja Narodu, nie ma consensusu. A skoro nawet tu nacjonaliści się nie zgadzają, to jak możemy próbować wpływać na jakąkolwiek rzeczywistość, skoro jako środowisko nie potrafimy odnosić się do tak samo pojmowanych najbardziej podstawowych dla nas wartości. Dlatego też warto jak najszybciej przypomnieć czym jest Naród i co się na niego składa. Odrzucając zarówno ślepy szowinizm jak i zgubne prądy multikulturowe wyrażające się w postawie kompleksu wobec własnej etniczności, musimy w tej podstawowej sprawie ustalić stały dla wszystkich nacjonalistów sposób rozumienia.
Tożsamość i świadomość
Z narodowością wiążą się integralnie dwa pojęcia: tożsamość oraz wynikająca z niej świadomość. Tożsamość to efekt funkcjonowania wszystkich tych czynników, które wpływają na nas i nas tworzą. Z tego zaś wypływa nasza świadomość, to jak rozumiemy świat, jakie rzeczy mają dla nas znaczenie, jakimi kategoriami poznawczymi się posługujemy – krótko mówiąc cała warstwa kulturowa i cywilizacyjna.
Najważniejszym poziomem tożsamości jest tożsamość narodowa. Składające się na nią elementy nie tylko określają do jakiego Narodu przynależymy, ale jednocześnie w prosty sposób budują naszą świadomość. Naród zaś sam w sobie nie może być rozumiany jako konstrukt wyłącznie kulturowy, językowy, religijny czy terytorialny. Cała historia wykazuje, że to narody to zbiorowości naturalne i najbardziej idealne jako sposób organizacji życia człowieka. Tak więc aby określić co się składa na Naród, nie możemy pominąć żadnego tworzącego go elementu. W przeciwnym razie stawiamy pierwszy krok do niszczenia naszej tożsamości.
Rok temu w artykule, jaki pisałem z Witoldem Dobrowolskim stwierdziliśmy, że Naród to „duchowa i etniczna społeczność mówiąca wspólnym językiem, wyrosła w jednej kulturze, odwołująca się do wspólnego dziedzictwa przodków. Duchowa jako wspólnota dziejowa zmarłych, żywych i nienarodzonych. Etniczna jako wspólnota ludzi białych, którzy należą do Narodu poprzez więź krwi, oraz wspólne, trwałe dziedzictwo europejskie będące źródłem dumy i symbolem potęgi jego ludów Sacra Europa”. W podobnym tonie wypowiadają się autorzy Deklaracji Ideowej Szturmowców, gdzie określa się, iż Naród to: „typ etniczny, ojczysta ziemia, a także język, kultura i mentalność”. W listopadzie zeszłego roku na łamach Szturmu pojawił się zaś artykuł autorstwa także Witka Dobrowolskiego, gdzie zestawił on opinie i wypowiedzi szeregu przedstawicieli przedwojennego Obozu Narodowego: ZNL, ONR, RNR czy SN. Wszystkie one jednoznacznie nawiązywały przy definiowaniu Narodu do koncepcji opartych także o pierwiastek etniczny.
Jak widzimy więc etnonacjonalizm to nie fanaberia czy świeży wymysł środowiska szturmowego, ale proste nawiązanie do myśli klasyków polskiego nacjonalizmu. A przecież jako ludzie, którzy odwołują się w wypadku wartości do modeli tradycyjnych (konserwatywnych), mamy doskonale świadomość, że definicja Narodu nie zmieniła się przez te kilka dekad. A taki wniosek można by wyciągnąć z cytowanej opinii jak i wielu innych wypowiedzi, które po listopadzie 2017 roku przewinęły się przez scenę publiczną. Właśnie dziedzictwo etniczne i rodzima ziemia są jednymi z tych czynników, które wpływają na to kim jesteśmy – na naszą tożsamość. Są też elementami wpływającymi na kulturę, język i poczucie przynależności. Odrzucenie etniczności, a w efekcie także przywiązania do ziemi prowadzi bardzo szybko do multikulturalizmu. Narzucany nam przez liberałów strach przed realizacją postawy radykalnej oraz gotowości do głośnego mówienia o dziedzictwie krwi i jego znaczenia łatwo znajdują skanalizowanie w postaci właśnie nacjonalizmu obywatelskiego. Ten wiąże się z przeświadczeniem, że przyjęcie katolicyzmu, zewnętrzne (publiczne) uznanie obowiązującego systemu prawnego, płacenie podatków etc. automatycznie czyni kogoś Polakiem. Co ciekawe – taka sama wizja płynie z ust ideologów i działaczy lewicowych i liberalnych, może za wyjątkiem tego katolicyzmu. Ten jest swoistym kołem ratunkowym dla nacjonalistów obywatelskich, aby mogli powiedzieć „nie jesteśmy zwolennikami multi-kulti”. Otóż jesteście. W obecnych czasach, to jest w okresie niszczenia białych Narodów Europy i celowej etnicznej podmiany ludności naszego kontynentu, jakiekolwiek przyznawanie możliwości „obdarowania” kogoś narodowością, kto jest spoza naszego kręgu rasowego, etnicznego i kulturowego jest zwykłą zdradą. Przykłady Szwecji, Niemiec, Francji, Hiszpanii i wielu innych krajów Europy pokazują dobitnie jakim straszliwym i niewybaczalnym błędem było wymazanie czynnika etnicznego z myślenia politycznego. W tych krajach kilka dekad temu także królowało przeświadczenie, że skoro ten czy ów czarnoskóry Francuz czy Niemiec urodzony w Afryce (nie ma się co śmiać koledzy nacjonaliści obywatelscy, ta konstrukcja to logiczna konsekwencja Waszych schematów myślowych) przyjmuje kulturę i język swej nowej ojczyzny, to automatycznie staje się właśnie Francuzem, Niemcem etc. A kim taki człowiek był, zanim został członkiem swego nowego Narodu? I jak to jest, Narody można zmieniać jak rękawiczki? Przecież to aberracja myślowa identyczna z wszelkimi potworkami ideowymi pokroju zmiany płci, multi-płciowości itp. Idąc konsekwentnie i systematycznie w myśl toku rozumowania nacjonalizmu obywatelskiego uznać by należało „transnarodowość”. Swoją drogą, skoro murzyn może zostać Polakiem, to czy Polak może zostać Nigeryjczykiem albo Japończykiem? Przecież może przyjąć kulturę, religię i język tychże narodowości.
Starczy już tego znęcania się nad liberałami i multikulturowcami spod znaku nacjonalizmu obywatelskiego. Stwierdźmy na początek jedną niezwykle istotną rzecz: Naród to nie tylko obecna, zastana rzeczywistość. Już przed wojną szereg naszych wybitnych przodków ideowych widział to jednoznacznie. I Stachniuk, i Dmowski, i Degrelle, i Primo de Rivera, i Codreanu nie mieli wątpliwości, że Naród to metafizyczna wspólnota wszystkich żyjących, martwych i nienarodzonych ludzi, których łączy krew (pochodzenie etniczne), ojczysty kraj (ziemia), język, kultura, mentalność i poczuwanie się do bycia członkiem swego Narodu. To znaczy, że nasz Naród nie zaczął się 20 czy 30 lat temu, nie skończy się też za kilkanaście lat. Nasz Naród to grubo ponad tysiąc lat trwania naszego etnosu i kultury na naszej ziemi. Kimże jest autor słów, które cytowałem, że tą wielką wspólnotę chce ubogacić kulturowo murzynami czy jakimikolwiek innymi nachodźcami? Dlaczego mamy w ogóle dopuścić zniszczenie tej ciągłości ponadpokoleniowej? W imię wybicia liberałom z rąk argumentu, że jesteśmy faszystami? W imię ugrzeczniania swego wizerunku i pokazywania „ludzkiej twarzy” nacjonalizmu?
Nasz Naród utworzyły, ukształtowały i rozwinęły określone czynniki, także etniczne. Dzięki temu Polacy, jak każda inna nacja, są wyjątkowi i niepowtarzalni. Nie wartościuję tu zresztą tego, w żadnym razie nie twierdzę, że ten czy inny Naród jest lepszy albo gorszy. Stwierdzam prosty fakt – nasza polska świadomość i tożsamość to rzecz unikalna, której mamy obowiązek strzec jak i nie pozwolić na rozmycie całkowicie obcymi i nie nadającymi się do implementacji elementami.
Zawsze warto sięgać do klasyków. W „Drodze legionisty” Codreanu stwierdza, że Naród składa się z następujących elementów:
„Dziedzictwo fizyczne, biologiczne – krew i charakter
Dziedzictwo materialne – ziemię ojczystą i jej bogactwo
Dziedzictwo duchowe”
To ostatnie składać się z kolei miało z pojmowania koncepcji Boga, świata i życia; Honoru; Kultury czyli plonu istnienia Narodu, rozumianego jako rezultat dokonań w dziedzinie sztuki i myśli.
Kapitan jak zwykle miał rację – etniczność, pochodzenie to swoisty podstawowa platforma do bycia członkiem danego Narodu. Oczywiście, to nie oznacza, że samo urodzenie się w danym kraju jako dziecko określonych rodziców jest wystarczające. Często taki argument się bowiem słyszy (czyta) w dyskusjach o koncepcji Narodu. Etnonacjonalistom wytyka się prostacki biologiczny rasizm i spłycenie kwestii narodowości do samej etniczności. A to albo zła wola, albo zupełnie niezrozumienie tego czym jest Naród.
Naród to, jak już napisałem, pochodzenie, kraj ojczysty, język, kultura, mentalność. Jak stwierdza Deklaracja Ideowa Szturmowców „Dopiero po zespoleniu w metafizyczną całość, elementy te tworzą Naród i wspólnotę narodową”. W takim rozumieniu pochodzenie etniczne to po prostu warunek podstawowy, sine qua non można nawet myśleć, aby kogoś uznać za członka danego Narodu. Jednak samo urodzenie się nie wystarczy, trzeba także na każdej płaszczyźnie kulturowej, duchowej i mentalnej reprezentować określoną narodowość. Stopniowe wyrzekanie się polskiego języka, dziedzictwa jakie za nami stoi, duchowości prowadzi do powolnego wynaradawiania się. Cóż po „Polaku”, który urodził się z polskich rodziców na polskiej ziemi, ale nie poczuwa się do jakiejkolwiek więzi z Narodem i Krajem? Mówiąc wprost – jest on tak samo Polakiem, jak jakikolwiek murzyn z Afryki, który nawet jeśli nauczy się kilku polskich słów to przez fakt obcego pochodzenia etnicznego nigdy nie będzie przynależał do naszej wspólnoty. Ale czy to znaczy, że taki przedstawiciel innej etniczności czy rasy jest gorszy? Nie, oczywiście, że nie, a przecież i taki argument często słyszymy. Rzekomo etnonajconaliści uważają się za lepszych, bo urodzili się w danym Narodzie. Nie, uważamy się za innych i posiadających swoją unikalną narodowość i tożsamość. Inne zaś Narody mają swoją – i to wszystko. Nie jest chyba bardzo ciężko to zrozumieć.
A Narody jako najdoskonalsza forma organizacji życia człowieka i główna forma zbiorowości z jaką się identyfikujemy nie powinny w żadnym stopniu podlegać jakimkolwiek eksperymentom multirasowym. Nieważne czy przedstawiciel innej etniczności czy rasy szanuje czy nie religię chrześcijańską, czy potrafi powtórzyć coś po polsku, czy ubiera koszulkę z Żołnierzami Wyklętymi. Jakiekolwiek uznanie, że jest on Polakiem, a nie przedstawicielem swej własnej narodowości, będzie pierwszym krokiem ku multikulturowości.
Co więcej – załóżmy, że określona grupa ludzi całkowicie obca etnicznie i kulturowo uzna się jednak za Polaków i przyjmie polską narodowość. A co z ich dziećmi? Otóż przykład zachodniej i północnej Europy daje nam tu pełną odpowiedź – w 2 czy 3 pokoleniu imigranci kompletnie nie poczuwają się do jakiekolwiek europejskiej tożsamości, nawiązują wyłącznie do narodowości i kultury, z których ich rodzice uciekli i jednocześnie wobec europejskich Narodów przejawiają postawę wrogą i agresywną. Krótko mówiąc, nawet jeśli siłą autosugestii spora grupa ludzi spoza Europy uzna się za Polaków, to ich dzieci i wnuki całkowicie to odrzucą i podejmą walkę z rzeczywistością, w którą rzuciły ich zawirowania dziejowe. Podejmą walką z nami. Czy taką rzeczywistość nacjonaliści obywatelscy są zdecydowani nam zgotować, tylko po to by móc napisać ładnego twitta, który potem i tak zauważą tylko inni przedstawiciele pipi-prawicy, bo dla lewicy i tak każdy nacjonalista będzie faszystą – czy obywatelski czy etniczny?
Słowem zakończenia
Wiele osób, w tym i ja, spodziewało się, że dojdzie w końcu w środowisku narodowym do kryzysu związanego z definiowaniem Narodu. Co ciekawe wykluczenie etniczności i daleko idąca liberalizacja w tej materii zbiegła się w czasie ze znaczącym (po 2010 roku) wzrostem liczby „narodowych liberałów” w środowisku. Zadziwiające, że poglądy wolnorynkowe i kapitalistyczne zazwyczaj idą w parze z nacjonalizmem obywatelskim, co zresztą widać najlepiej w prawicowej publicystyce (Ziemkiewcz, Rola, wielu innych). Jak widać kolejny raz potwierdza się, że liberalizm to nowotwór w każdej postaci i w każdej postaci tak samo groźny, bo zawsze daje przerzuty. I jakkolwiek spodziewaliśmy się tej dyskusji, to nie mieliśmy świadomości jak bardzo liberalizacja i polit-poprawność zdołały dokonać sabotażu w polskim nacjonalizmie.
Z drugiej strony barykady jesteśmy my – etnonacjonaliści. Ci źli, „rasistowscy”, tak bardzo nie nowocześni, tak bardzo nie chcący się dostosować do nowoczesnego świata. I nie ma co ukrywać – i jesteśmy z tego dumni, i nie będziemy za to przepraszać, a nasze poglądy mamy zamiar propagować wszelkimi dostępnymi metodami.
Naród to nie tylko kultura i język.
Naród to: krew (pochodzenie etniczne i rasowe), związek z rodzimym krajem, język, kultura, mentalność, duchowość oraz poczuwanie się do bycia członkiem danego Narodu. Uznanie samej etniczności lub samej kultury za czynnik tworzący Naród to całkowite wykoślawienie i wypaczenie tego najbardziej podstawowego dla nas elementu rzeczywistości.
Grzegorz Ćwik