List do młodego prawicowca

Drogi młody prawicowcu,

zwracam się dziś do Ciebie, albowiem w przeciągu ostatnich kilku lat wiele się zmieniło. Możliwe, że nigdy tego nie przeczytasz, możliwe, że z racji na specyfikę tego pisma nigdy na ten tekst nie trafisz. Niemniej jednak, jako starszy stażem kolega, spróbuję się w ten sposób dziś z Tobą skomunikować.

Czemu miałbyś się zainteresować tym, co mam Ci do przekazania? Chociażby dlatego, że tak jak i Ty, również mam się za człowieka prawicy. A także dlatego, że jako osoba, która ma już lat kilka więcej od Ciebie, trochę już widziałem – gdy byłem w Twoim wieku lub nawet młodszy (świadomym politycznie, o ile w tym okresie można mówić o politycznej świadomości – konserwatystą stałem się w gimnazjum) nie było Marszu Niepodległości, nie było całej masy narodowej prasy, a gdyby ktoś powiedział, że na patriotycznych koszulkach można cokolwiek zarobić, to chyba zostałby uznany za wariata. Nacjonalizm utożsamiany był wyłącznie z grupką skinów śpiewających „nie będzie Żyd pluł nam w twarz”, wartości tradycyjne i narodowe utożsamiane były z partiami politycznymi, które często ośmieszały te pojęcia, a pewien popularny polityk, którego Ty lub Twoi koledzy macie za swojego przywódcę, jeśli nie „Króla”, traktowany był wyłącznie jako dziwadło, które należy raz na pół roku pokazać w telewizji celem wyśmiania. I tak sobie myślę, że może lepiej będzie dla Ciebie i ogółu, a także dla – że rzeknę sekciarsko – Sprawy, jeśli kilka rzeczy Ci objaśnię, których sam wówczas nie rozumiałem.

Pierwsza rzecz, do której bardzo serdecznie Cię zachęcam, to do krytycznego patrzenia na świat. Każdą treść, na którą natkniesz się na przykład w mediach, z wyjątkiem tej właśnie myśli (ale kolejne punkty mojego wywodu – już jak najbardziej, o to właśnie chodzi!) traktuj z lekką podejrzliwością. Nie mówię tu jednakże wyłącznie o mediach głównego nurtu, którym nie ufasz z definicji. Nie wierz w każdą informację, którą podają prawicowe media. Konfrontuj je. Nie czytaj wyłącznie prasy narodowej albo konserwatywno-liberalnej – czytaj i jedną, i drugą. Czytaj także teksty monarchistów, entuzjastów Trzeciej Drogi, katolickiej nauki społecznej, a nawet od czasu do czasu odważ się przejrzeć, co ciekawego napisali lewacy. Ot, żeby chociaż wiedzieć i móc przewidywać, jakimi argumentami Cię zaatakują. A jeśli akurat napisali coś mądrego – cóż, Szatan jest kwintesencją zła i kłamstwa, ale skoro nie jest w stanie zaprzeczyć istnieniu Boga, to chyba sporadycznie zdarza mu się powiedzieć prawdę, czyż nie? Ludzie zafascynowani konkretną ideologią potrafią przekłamywać rzeczywistość, by odpowiednio dopasować pewne fakty - nie mają złych intencji, po prostu inaczej pewien przekaz by im się zupełnie rozsypał. Podam Ci prosty przykład – wielu wrogów Unii Europejskiej mówi o utracie niepodległości przez Polskę w wyniku dołączenia do wspólnoty, czytałeś to na pewno niejednokrotnie. Tak się składa, że jako osoba w miarę znająca się na prawie mogę Cię zapewnić, że przy wszystkich wadach UE to twierdzenie jest co najmniej sporym skrótem myślowym, a wręcz nieprawdą. I z tego nie wynika wcale, że jestem entuzjastą tego tworu. Po prostu trzeba obiektywnie patrzeć na rzeczywistość.

Kolejna rzecz – ci wstrętni lewacy. Jako dzieciak rzucałem tym określeniem na prawo i lewo – „lewacy”, „czerwoni”, „komuniści”, „socjalizm”. Byli wszędzie. Wszechobecni. Lewactwo tu, lewactwo tam. W zasadzie – lewak to każdy, kto nie zgadza się ze mną w jakiejś kwestii. Sensowne? Cóż, nie do końca, zwłaszcza jeśli przeanalizować, jak płynne jest to pojęcie. Przyjęło się uważać wśród Twoich kolegów, że prawica to wolność gospodarcza i tradycyjne wartości, a lewica odwrotnie - państwo socjalne i „postępowość”. Szczególnie ten pierwszy aspekt jest akcentowany – kto nie wolnorynkowiec, ten socjalista, socjalista to lewak, lewak to wróg. Nie wiem jednak, czy wiesz, ale jeden z prekursorów ultraliberalnej austriackiej szkoły ekonomii, Frédéric Bastiat (bardzo lubiany w koliberalnych środowiskach) uważany był w swoich czasach za radykalnego lewicowca. Inny sztandarowy klasyk myśli wolnorynkowej, Murray Rothbard, sam odcinał się od jakiejkolwiek „prawicowości”. Z drugiej strony – karliści, być może znani Ci już z historii hiszpańskiej wojny domowej, hiszpańscy monarchiści bohatersko broniący wiary i tradycji przed bolszewicką rewolucją, a w XIX wieku przed masońskimi wpływami, uważani za być może nawet najbardziej „czystą” prawicę w historii - kapitalizmem szczerze się brzydzili, widzieli w nim nowoczesną herezję próbującą podważyć ustawiony przez Boga feudalny ład. Tak samo krytycznie do zagadnienia podchodzili na przykład francuscy rojaliści. W państwach radykalnie wręcz konserwatywno-katolickich, takich jak Austria Dollfussa, Portugalia Salazara, Hiszpania Franco (aż do lat 60. i zmiany polityki na bardziej liberalną), Państwie Francuskim Pétaina panował korporacjonizm, a nie kapitalizm. Oczywiście byli też radykalni, tradycjonalistyczni prawicowcy, którzy „pogodzili się” z kapitalizmem, na przykład Ramiro de Maetzu, hiszpański nacjonalista i założyciel monarchistycznej Akcji Hiszpańskiej, rozstrzelany przez komunistów podczas wojny domowej, ale on bynajmniej nie uważał, żeby ten wymyślony przez Anglosasów system był dobry – po prostu stojąca z nimi w konfrontacji katolicka Hiszpania musi pokonać wroga jego własną bronią. Możesz odpowiedzieć, że był Pinochet, jest amerykańska radykalna prawica, która sama z siebie kapitalizmu nie odrzuca, wolnorynkowe tendencje w naszej rodzimej narodowej demokracji – oczywiście. Nie neguję tego, że prawicowiec może być zwolennikiem liberalizmu gospodarczego, chcę Ci tylko ukazać, że nie jest to jedyny wyznacznik prawicowości. Aha, i tak nawiasem mówiąc – swoboda gospodarcza, prawo do własności prywatnej czy preferencja sensownych, w miarę niskich podatków nad kilkudziesięcioprocentowym zdzierstwem to jedno, a kapitalizm w duchu XIX wieku to drugie. To pierwsze odnajdziesz też w całej masie innych doktryn gospodarczych, które bynajmniej do pojęcia liberalizmu czy kapitalizmu nie pretendują (katolicki korporacjonizm czy – polska nazwa jest dość myląca – niemiecki ordoliberalizm), a są uważane za na wskroś prawicowe.

Następna bardzo istotna uwaga, być może najważniejsza, a dla mnie szczególnie istotna, bo samemu tak postępowałem aż do granic śmieszności – nie daj sobie wmówić, że jesteś wybitnym znawcą wszelkich możliwych zagadnień. Przede wszystkim dotyczy to ekonomii. Dzisiaj, jako osoba już dorosła, mogę powiedzieć, że się na niej nie znam – moje studia nie mają zbyt wiele z nią wspólnego, coś tam wiem, ale nie na tyle, by mówić innym, jak powinna wyglądać struktura polskiej gospodarki, bądź by „masakrować” lewaków (lub „lewaków”) jednym wykresem. Masz wiedzę porównywalną do studenta piątego roku ekonomii? Okej, masz prawo uważać się za mądrego. Jeśli nie – masz prawo dyskutować, ale nie uważaj, że znasz prawdę objawioną na ten temat. Bo tak nie jest. Analogicznie jest z materią na przykład prawniczą – nóż otwiera się w kieszeni, kiedy słyszy się wszelakie brednie wypowiadane przez polityków, a które wiem, że osoby w Twoim wieku mogą łatwo podłapać. Ja sam tak miałem. Nie idź moją drogą.

Kolejna kwestia jest dość aktualna, i tutaj naprawdę zwracam się do wszystkich takich prawdziwych polskich, kilkunastoletnich endeków – o tym, żebyście darowali sobie plucie na Piłsudskiego; już kiedyś pisałem o tym w Szturmie, więc nie będę się powtarzał. Kultywujcie narodowo-demokratyczne tradycje, ale nie zamieńcie się wyłącznie w kółko historyczne bo wówczas zajmiecie się działalnością naukowo-edukacyjną, a nie polityczną. Nie o tym jednak teraz. Sięgnęliście może kiedyś po przedwojenną narodową prasę bądź lekturę? Polecam. Książka „W krainie czarnych koszul” o faszystowskich Włochach. „Hiszpania bohaterska” Giertycha o walkach frankistów z czerwonymi. Słynny tekst o Léonie Degrelle'u w „Prosto z mostu” i artykuły upamiętniające zamordowanego przez władze założyciela rumuńskiej Żelaznej Gwardii Corneliu Zelea Codreanu. Przykładów można by mnożyć, ale myślę, że nie ma potrzeby. A czemu mają służyć? Jeśli ktoś kiedyś powie wam, żeby nie szukać wzorców z zagranicy, że wystarczy nam polska myśl narodowa – każcie mu się puknąć w czoło. Nie tylko Dmowski nawiązywał do nacjonalistycznych myślicieli z innych państw Europy, cały ruch narodowy przyglądał się z zainteresowaniem, co się dzieje poza naszymi granicami, od czasu do czasu wręcz coś kopiował i przyjmował jako własne. Jest to jak najbardziej pożyteczne i sensowne. Tak robiono przed wojną, dzisiaj róbmy tak samo. Czytajmy naszych klasyków, ale patrzmy też na narodowych radykałów z innych części Europy, zainteresuj się, młody Przyjacielu, takimi prądami jak tradycjonalizm integralny, Nowa Prawica (przy czym jako katolik muszę przypomnieć, że musisz podchodzić do tychże z odpowiednim krytycyzmem), rewolucja konserwatywna w Niemczech, poszukaj sobie lektur takich postaci jak Julius Evola, Ernst Jünger, Oswald Spengler. Z klasyków myśli radykalnego konserwatyzmu mogę Ci polecić Nicolása Gómeza Dávilę, z europejskich nacjonalistów Léona Degrelle'a. Zainteresuj się tak ciekawymi postaciami jak na przykład „Krwawy Baron”[1] Roman Ungern von Sternberg (masakrował lewaków znacznie lepiej niż część idoli polskiej gimnazjalnej „prawicy”) czy Corneliu Zelea Codreanu (prawdziwy człowiek wiary i idei, polecam łatwe do znalezienia fragmenty jego pamiętnika więziennego), dbaj o swój rozwój duchowy czytając odpowiednie lektury religijne, np. Drogę, którą napisał św. Josemaría Escrivá (założyciel Opus Dei). Części z nich nie zrozumiesz dzisiaj i nie odbieraj tego jako atak na Twoją osobę – ja sam chociażby wspomnianego Evoli do lat 18 nie rozumiałem w ogóle. Na wszystko przyjdzie czas. Po prostu spróbuj wyjść spoza getta, w którym są tylko libertarianie oraz palenie świeczek Dmowskiemu i żołnierzom „wyklętym”. To nie znaczy, że nie należy czytać Dmowskiego oraz zapomnieć o WiN i NSZ – wręcz przeciwnie. Po prostu nie jest to jedyna wartościowa rzecz na tym świecie.

Odpuść też sobie wrzucanie wszystkich do jednego worka. Nie każdy Rosjanin to komunista, nie każdy Ukrainiec to zbrodniarz z Wołynia, nie każdy Niemiec to hitlerowiec idący odebrać nam Śląsk, nie każdy mieszkaniec Zachodu jest „spedalony”, nie każdy muzułmanin chce się wysadzić, celem islamizacji Europy. Z rad praktycznych polecić mogę też spokojne dyskutowanie z adwersarzem zamiast wyzywanie go od najgorszych. No i nie mów, że kogoś „zmasakrowałeś”[2] – co najwyżej przekonałeś go do swoich racji, a o to chyba chodzi, prawda?

Życzę Ci wszystkiego najlepszego i zachęcam do owocnej lektury naszego pisma, a także każdego innego pisma lub książki, która ukształtuje Cię na inteligentnego, oczytanego polskiego prawicowego narodowca. I nie daj sobie wcisnąć żadnego kitu, dlatego zacznij od zastanowienia się – gdzie autor powyższego tekstu się myli? Jeśli mądrze to uzasadnisz, z największą przyjemnością podyskutuję lub przyznam się do błędu.

Trzymaj się!

Michał Szymański