Grzegorz Ćwik - Nie tylko Dmowski

Nacjonalizm to niezwykle pojemna formuła ideologiczna. W zależności od okresu, kraju, środowiska i innych czynników, odnaleźć możemy w różnych nurtach nacjonalistycznych najróżniejsze poglądy polityczne, ekonomiczne i gospodarcze. W rozlicznych środowiskach i organizacjach narodowych w Europie, jak i na świecie, natknąć możemy się na najbardziej egzotyczne inspiracje, zaskakujące nawiązania i wzorce. Od poglądów narodowo-demokratycznych, przez narodowo-radykalne po zdarzające się jeszcze, zwykle marginalne, grupy faszystowskie i narodowo-socjalistyczne. Na zupełnym marginesie funkcjonują, głównie na wschodzie, także grupki narodowo-bolszewickie. To co łączy tak szerokie spektrum organizacji, to wierność najważniejszej wartości nacjonalizmu – Narodowi. Bez względu na to, jak bardzo w poszczególnych zagadnieniach różnią się przedstawiciele różnych wizji nacjonalizmu, łączy ich wiara w to, że Naród jest najwyższą i najważniejszą doczesną wartością a jego interes jest wyznacznikiem prowadzenia jakiejkolwiek polityki.
Także w Polsce istnieje niezwykle bogata myśl nacjonalistyczna, która od ponad 100 lat reprezentowana jest przez szereg organizacji i nurtów. Nie ma jednak żadnej wątpliwości, że najpopularniejszy z nich, to oczywiście narodowa demokracji i myśl oraz spuścizna Romana Dmowskiego. Ze środowiska tego wywodzi się w ogóle jako taki polski nacjonalizm – w sensie formacyjnym, ideologicznym, jak również politycznym. Do połowy lat 30-stych postać Dmowskiego i jego frakcji były absolutnym dominatem na nacjonalistycznej mapie Polski. Choć powstanie ONR, a następnie wyodrębnienie się z niego ONR „ABC” i RNR „Falanga” hegemonię tą złamało, zwłaszcza ideologicznie, to jednak w gruncie rzeczy oba te nurty także stanowiły dalekie pochodne myśli narodowo-demokratycznej, i ciężko traktować je inaczej niż jako swoiste „dziecko” Dmowskiego i endecji. Nie znaczy to jednak, że nie było w Polsce, tak wtedy jak i później, innych wartościowych środowisk nacjonalistycznych.
Uważam też, że szukając rozmaitych wzorców i inspiracji, nie ma sensu ograniczać się tylko do polskiego podwórka. Historia Europy ostatnich 100 lat obfituje w naprawdę niezwykłą liczbę organizacji i partii, które w ten czy inny sposób rozwijały myśl nacjonalistyczną, adekwatnie do swoich możliwości, czasów i wyzwań. Pośród nich znajduje się najmniej kilka, których wkład w rozwój nacjonalizmu jest tak duży i ważny, że przynajmniej trzeba znać ich historię i ideę.
Jest to o tyle ważne, że myśl Dmowskiego, cały czas powtarzana, powielana i czytana w polskim środowisku nacjonalistycznym, tworzona była 70 i więcej lat temu. Pisałem już w innym tekście, jak ogromnie zmienił się świat przez ten czas. Realia polityczne, techniczne, cywilizacyjne, gospodarcze, wyglądają dziś, w większości aspektów, diametralnie inaczej. Sama Polska jest dziś znacząco innym krajem niż przed 1939 rokiem. Stąd przekładanie myśli endeckiej w skali 1:1 na dzisiejszą Polskę może skończyć się niczym próba umocowania obrazu w za małej ramie. Albo obraz się nie zmieści, ale ulegnie zniszczeniu.
Stąd postulat mój, aby w historii ruchów nacjonalistycznych, jak i wśród tych współczesnych, szukać inspiracji, które stanowić będą ożywczy i rozwijający powiew dla nas. Powiem więcej, inspiracji takich szukać możemy nie tylko w tradycji
stricte nacjonalistycznej, ale i w obrębie innych nurtów ideowych i politycznych, o ile działalność ich w ten czy inny sposób realizowana była z myślą o Polsce i Polakach.
Poniższy wybór takich inspiracji jest tyleż subiektywny, co w gruncie rzeczy wycinkowy. Jako nacjonaliści inspirować możemy się szeregiem historycznych i obecnych partii czy organizacji. W tekście swoim zamierzam przedstawić te, które z różnych przyczyn uważam za znaczące dla rozwoju idei nacjonalizmu. Część z nich traktowana jest niejako kanonicznie i często spotkać można się w pewnych odłamach polskiego środowiska narodowego z odwołaniami do nich, jednak w ogólnym dyskursie pojawiają się dość rzadko. Nurt piłsudczykowski i PPS-owski jaki poruszę pojawia się zaś nadal raczej rzadko i oceniany jest w dalszym ciągu przez pryzmat przedwojennych animozji między obozem endeckim i sanacyjnym. Opiszę także dwa przykłady obecnych środowisk narodowych, od których możemy naprawdę dużo się nauczyć. Celem, który mi przyświeca, jest wskazanie czym możemy się inspirować, czego nauczyć, i jak wzbogacić naszą ideę i codzienną pracę nacjonalistyczną.

Falanga hiszpańska

Jose Antonio to jeden z najpopularniejszych historycznych przywódców i twórców myśli narodowej okresu przedwojennego. Idealizm, bezkompromisowość i odwaga jakie charakteryzowały Primo de Riverę cały czas są opromienione blaskiem. Jednak siła i znaczenie Falangi tkwiły gdzie indziej, choć postawa jej twórcy jak najbardziej jest czymś, na czym warto się wzorować. Hiszpania lat 20-stych i 30-stych była krajem wysoce niestabilnym politycznie, targanym wstrząsami i zmianami rządów, a nade wszystko był to kraj zacofany ekonomicznie, gospodarczo i społecznie. Wyzysk pracowników, ogólna bieda, wysoki analfabetyzm i rażące nierówności społeczne były trudnym do przeceniania paliwem dla wszelkiego radykalizmu, głównie skrajnie lewicowego. Przede wszystkim zaś były to powody ogólnego zacofania Hiszpanii, której poziom rozwoju państwowego był mniej więcej na poziomie ówczesnej Polski. Do tego, szeroko rozumiany nurt prawicowy dzielił się albo na zajadłą reakcję monarchistyczną (karlistów), albo zwolenników dyktatury nie podpartej żadną ideologią, ale będącą celem samym w sobie. W takich warunkach, w roku 1933 młody Jose Antonio (syn byłego wówczas już dyktatora) założył Falangę. Mała, elitarna początkowo, organizacja ogłosiła program wręcz rewolucyjny: rozdział państwa od Kościoła, zerwanie z ideą restauracji monarchii, a przede wszystkim walkę z kapitalizmem, wyzyskiem. W zamian zaś proponował Jose Antonio gospodarkę opartą o społeczny solidaryzm. Do tego postulował rządy monopartyjne (oczywiście widząc Falangę jako partię rządzącą), czy powrót do idei mocarstwowości Hiszpanii. Przy czym Jose Antonio rozumiał to chyba specyficznie, nie jako postulat podbojów terytorialnych, co jako ideę państwa silnego, zabezpieczającego byt wszystkich obywateli, zwalczającego nierówności i niesprawiedliwość. Nic dziwnego, że w 1934 roku, po długich i gorących debatach, Falanga połączyła się z inną niewielką organizacjś – Juntą Ofensywy Narodowo-Syndykalistycznej, zarządzaną przez Ramiro Ledesma Ramosa. Najważniejszym skutkiem tej fuzji było przyjęcie programu narodowo-syndykalistycznego Ramosa, jako oficjalnego programu Falangi. W listopadzie 1934 roku zaprezentowany został słynny program partii, która zwała się teraz Falanga JONS. W najważniejszych dla nas punktach program przewidywał totalizację życia politycznego, postawienie wspólnoty i społeczności ponad interesem jednostki, a przede wszystkim zniesienie kapitalizmu, wyzysku i wprowadzenie ustroju syndykalistycznego. Każdy miał mieć zapewnioną pracę za godziwe wynagrodzenie, miał być chroniony przed wyzyskiem, przewidywano szeroką nacjonalizację sektora bankowego i przemysłu, miano też przeciwdziałać marksistowskiemu postulatowi walki klas. Praca zaś miała być także obowiązkiem każdego obywatela. Plan ten był aktualny gdy go spisywano i jest dla nas aktualny także dzisiaj, gdy międzynarodowy kapitalizm coraz bardziej ogranicza wolność poszczególnych Narodów.
Falanga także w kilku innych kwestiach stanowiła iście rewolucyjną mieszankę: postulowała równouprawnienie kobiet, zwłaszcza ekonomiczne i polityczne, co w zatwardziale konserwatywnej i katolickiej Hiszpanii było bardzo odważne. Sama partia zorganizowana była w sposób wojskowy a przemoc polityczna traktowana była jako normalny sposób walki o swoje postulaty. Nie kryła się też ze swoimi sympatiami dla faszystowskich Włoch czy 3 Rzeszy.
Sam Jose Antonio został rozstrzelany przez komunistów i anarchistów na początku wojny domowej, w roku 1936. Po jego śmierci idea Falangi została przez generała Franco wypaczona, rozwodniona i praktycznie zniszczona w tym kształcie ideologiczny, w jakim funkcjonowała od momentu fuzji z JONS. To także dla nas nauka. Mimo politycznej porażki narodowego syndykalizmu, w kształcie z roku 1934, jest to dla nas w dalszym ciągu źródło nieustannego natchnienia, tak politycznie i ideologicznie, jak i pod względem idealizmu czy postawy życiowej. Nie pozostaje mi nic innego jak podsumowanie podpunktu w następujący sposób:

Jose Antonio Primo de Rivera!
Presente!

RNR Falanga

Nie bierzemy jeńców, ani kroku wstecz, radykalizm posunięty tak daleko jak to możliwe – tak można by podsumować program i ideologię Ruchu Narodowo-Radykalnego „Falanga”, jaki powołał do życia Bolesław Piasecki. Od początku lat 30-stych radykalizacji ulega stopniowo cała polska polityka, tak prawica, jak lewica. Zarówno obóz rządowy jak i opozycja coraz bardziej radykalnie i bezkompromisowo kreuje swoje postulaty – oraz o nie walczy. RNR Falanga jest tu szczególnym przykładem – to radykalizacja w ramach środowiska, które samo wyrosło na gruncie radykalizacji w Stronnictwie Narodowym. Mowa oczywiście o Obozie Narodowo-Radykalnym. To z niego wyłania się Falanga, będąca swoistą radykalizacją wtórną. Także jej program to obdarta z jakiejkolwiek kompromisowości i umiarkowania idea Wielkiej Polski. Słowem, które określa ideę Falangi jest „totalizm”. W ujęciu najważniejszych publicystów i ideologów tego środowiska, dosłownie każdy element funkcjonowania państwa i Narodu podlegać miał zasadom narodowo-radykalnym. Likwidacja partii politycznych, parlamentu, wprowadzenie (podobnie jak w wypadku Falangi hiszpańskiej) rządów monopartyjnych. Przewidywano powołanie do życia Organizacji Politycznej Narodu, czyli hierarchicznej struktury w skład której wejść mieli wszyscy Polacy. W ten sposób mieli mieć zagwarantowaną pełnię praw obywatelskich, jak również funkcjonowanie w życiu politycznym i publicznym.
Falanga stała także na stanowisku bezpardonowej walki z kapitalizmem, jako ustrojem ekonomiczno-społecznym z gruntu wrogim interesom Narodu. Nacjonalizacji podlegać miała cała wielka własność przemysłowa i sektor bankowy. Przewidywano radykalną i szeroką reformę rolną. Jednym z najczęściej wypominanych Falandze punktów jest skrajny antysemityzm, który objawiał się w postulacie wykluczenia ludności żydowskiej poza nawias społeczeństwa w każdym możliwym aspekcie. W ten sposób chciano zmusić Żydów do opuszczenia Polski poprzez masową emigrację. Biorąc pod uwagę fakt, jak ogromnym problemem narodowym, społecznym, kulturowym i ekonomicznym była mniejszość żydowska w 2 RP, postulaty Falangi, jakkolwiek bezpardonowe i bezkompromisowe, jak najbardziej stanowiły sposób na stosunkowo humanitarne rozwiązanie problemów, jakie powodowała obecność żydowskich mniejszości.
Jak widać, wiele elementów polskiej Falangi jest podobnych do postulatów Falangi hiszpańskiej, jak również do innych ruchów narodowo-radykalnych i narodowo-rewolucyjnych okresu przedwojennego.
Tak więc z pewnością stanowi to dla nas wartościowy punkt odniesienia, zwłaszcza w dziedzinie odrzucenia wszelkich konwenansów czy kompromisów, jak również gotowości do walki i użycia przemocy w celu realizacji swoich postulatów.
RNR Falanga jest jednak także przestrogą dla nas w co najmniej jednym aspekcie. Otóż za wysoce nierealny i pozbawiony perspektyw uznać trzeba program Falangi w sprawie mniejszości narodowych w 2 RP. W skrócie, sprowadzał się on do uznania, że Ukraińcy i Białorusini nie są odrębnymi narodami, ale nieuświadomioną ludnością, którą należy poddać intensywnej polonizacji i unarodowieniu. Walka z oczywistymi już w latach 30-stych faktami nie mogła, w razie dojścia Falangi do władzy (co było niemożliwością, podobnie jak partia Jose Antonio była to organizacja marginalna) skutkować inaczej niż wybuchem gwałtownego i krwawego konfliktu narodowego na Kresach wschodnich. Także dziś pamiętać musimy o tym, że narody Europy Środkowej winny dążyć do współpracy i braterstwa, a nie do zgubnego szowinizmu.
Niezależnie od tej uwagi, skądinąd istotnej w kontekście struktury narodowościowej 2 RP, RNR Falanga z pewnością jest czymś, czym możemy dumnie i jawnie się inspirować oraz szukać w myśli tej organizacji wartościowych elementów.

Christus Rex i krucjata Degrella

Postać Leona Degrella od wielu dekad jest (skutecznie niestety) zohydzana przez wszelkiej maści lewicowych i liberalnych publicystów, dziennikarzy i historyków. Pomijając już, że decyzję Degrella o podjęciu walki przeciw komunizmowi w ramach Waffen SS powinniśmy jako nacjonaliści szanować (o tym niżej), to zapomina się, że przed rokiem 1940 Degrelle był twórcą i szefem narodowo-rewolucyjnej partii Christus Rex. W odróżnieniu od innych ówczesnych partii tego typu w Europie, Degrelle w wyborach 1936 roku uzyskał ze swoją partią 11,5 % głosów, wchodząc do parlamentu i stając się ważnym graczem na politycznej scenie.
Co dla ruchu Rex najistotniejsze, to oczywiście jego program. Zasadzał się on na sprzeciwie wobec demoliberalizmu, materializmu, degrengoladzie elit belgijskich oraz kapitalizmu. Ten ostatni uosabiany był w optyce Degrella przez banksterów, czyli ludzi związanych z prywatnym sektorem kapitałowym (
nota bene to Degrelle ukuł termin „bankster”). W kwestii przebudowy postulował Degrelle wprowadzenie w państwie belgijskim ustroju korporacyjnego, czyli podziału Narodu na korporację gospodarczą (ludność związaną z rolnictwem, przemysłem i usługami) oraz pozagospodarczą (wszystkie pozostałe dziedziny społeczne i kulturowe, które Degrelle wyodrębniał jako niegospodarcze: armię, policję, wymiar sprawiedliwości, służbę zdrowia, szkolnictwo, naukę i sztukę). Grupy te miały posiadać własną reprezentację i wspólnie wyłaniać rząd. Całość miała być nadzorowana i zabezpieczana przez odrębną, polityczną korporację, która miała niwelować ewentualne konflikty i gwarantować harmonijne funkcjonowanie i brak faworyzowania którejkolwiek z grup. To w kontekście bardzo dużych w świecie współczesnym konfliktów społecznych, niezwykle ciekawa koncepcja realizacji postulatu solidaryzmu narodowego. Nawet jeśli uznać, że należy to realizować w zupełnie inny sposób, to koncepcje Degrella są i tak wartościowym bodźcem do dyskusji nad wypracowaniem takiego programu politycznego. Wspomniany solidaryzm narodowy był zresztą od początku postulatem Rexa, podobnie jak i walka z kapitalizmem, a zwłaszcza materializmem.
Program Rexa w wielu punktach pokrywa się oczywiście z programami innych tego typu środowisk, co tylko uwidacznia fakt, iż trucizny jakie wówczas (jak i dziś) funkcjonowały w Europie, miały charakter ponadpaństwowy i powszechny: kapitalizm, prymat materializmu, korupcja i nepotyzm, bankructwo idei liberalnej demokracji parlamentarnej, ostateczna kompromitacja partii politycznych w klasycznym ich kształcie i formacji.
A co z walką Degrella po stronie 3 Rzeszy? Ustalmy jedno: Degrelle był idealistą i zawsze jako idealista spoglądał na rzeczywistość. Każdy kto czytał jakąkolwiek jego pracę, ma tego świadomość. A ideą Degrella była między innymi walka z komunizmem. Degrelle był jednak też politykiem, i jako polityk był przekonany, że to Hitler wygra wojnę. Nie chciał więc, aby po przewidywanym podbiciu Związku Sowieckiego zabrakło reprezentacji Belgii pośród szeregów zwycięzców. Miał także świadomość, że 22 czerwca 1941 roku rozpoczęła się walka tytanów – dwa wielkie obozy ideologiczne stanęły przeciw sobie, i każdy rozumiał, że walka toczy się do śmierci którejś ze stron. Degrelle rozumował, że w walce takiej liczy się każdy żołnierz. A więc zdecydował się na wzięciu udziału w krucjacie (jako gorliwy katolik tak to właśnie rozumiał) przeciw bolszewizmowi. Miał bowiem też świadomość faktu, który nam Polakom często umyka przy ocenie ludzi jak Degrelle – otóż pamiętał on cały czas, że w razie zwycięstwa Sowietów, Belgię czeka tragiczny los, podobnie jak wszystkie inne narody Europy. Tak więc Degrelle bijąc się w Legionie Walońskim SS przeciwko komunizmowi, nie robił tego za Niemcy. Bił się za swoją ojczyznę: za Belgię i za Europę.
Pamiętajmy o tym i nie bójmy się powiedzieć: dziękujemy Ci za Twą walkę.

Żelazna Gwardia

Corneli u Zelea Codreanu to jeden z najlepiej znanych w Polsce przedstawicieli przedwojennego nurtu narodowo-radykalnego wśród europejskich nacjonalistów. Nie będę więc opisywał skomplikowanych losów Kapitana ani jego organizacji. Skupię się raczej na specyficznych i charakterystycznych cechach jego formacji, które uznać możemy za wartościowe i inspirujące.
Cechą charakterystyczną ideologii Żelaznej Gwardii jest fakt, że była jednym z najbardziej komplementarnych i całościowych programów politycznych wśród ówczesnych nacjonalizmów. Nie była to zresztą tylko ideologia czy program. Jeśli przeczytamy „Drogę Legionisty”, sztandarowy tekst Codreanu (a rozumiem, że spora część czytelników już to dawno zrobiła; jeśli nie – zachęcam szczerze do lektury, tekst w całości jest w sieci), zrozumiemy, że jego poglądy stanowią spójny system filozoficzny i religijny. Dlatego też tak często zauważany jest ogromny mistycyzm obecny w działaniach i wypowiedziach polityków i działaczy Legionu Michała Archanioła. Niekłamany katolicyzm ,a przede wszystkim całkowite poświęcenie w walce, surowy reżim moralny, życiowa abnegacja zamiast pogoni za pieniędzmi i sprzeciw wobec materializmu i przyziemności, wierność towarzyszom, honor i lojalność – tego wszystkiego uczy nas Codreanu. Oczywiście, o ile jego poglądy religijne stanowić mogą dla osób nie będących prawosławnymi (cz w ogóle chrześcijanami) problem, o tyle pozostała część tej postawy jak najbardziej jest nam bliska.
Kolejna materia, gdzie objawiła się ideologiczna wielkość Kapitana, to postulat jaki Codreanu towarzyszył do śmierci: stworzenie „Nowego Rumuna”, co rozumiał jako wzniesienie świadomości narodowej Rumunów na nowy, wyższym poziom, adekwatny do wyzwań przyszłości. Nowy Rumun miał znać swoje prawa i obowiązki, uczestniczyć w budowie wielkości rumuńskiego narodu, nie lękać się najwyższego nawet poświęcenia dla tej sprawy.
Warto wspomnieć, że Codreanu rozumiał naród nie tylko jako aktualnie żyjących Rumunów, ale przed wszystkim jako metafizyczną i ponadpokoleniowa wspólnotę „żywych, martwych i nienarodzonych”. Oczywiście, myśl ta pojawia się w programach innych ówczesnych partii i organizacji nacjonalistycznych, jednak to Żelazna Gwardia w sposób najmocniejszy i najbardziej transparentny promowała tą myśl.
Z powyższego wypływają inne niezwykle dla Codreanu charakterystyczne elementy: ogromny szacunek dla „kości przodków”, swoisty kult śmierci i poświęcenia oraz niezwykle ważny element w postaci idei „Krwi i Ziemi”, które współtworzą całościowo tożsamość Rumuna.
Pomimo upływu lat niewątpliwe Żelazna Gwardia jeszcze długo inspirować będzie polskich i europejskich nacjonalistów.

Zadruga

Jan Stachniuk jest z pewnością postacią zapomnianą i mało rozpoznawalną. Także formacja, jaką współtworzył przed wojną, czyli Zadruga (od nazwy głównego organu prasowego), dziś jest słabo znana. Uznać to trzeba za dużą stratę, gdyż ideologia i publicystyka zadrużańska (przy czym rozumiem przez to całokształt twórczości Stachniuka, także po 1945 roku) są w bardzo niewielkim stopniu zdezaktualizowane. Ideologia ta z czasem uległa wypaczeniu w tym jak była i jest rozumiana – zazwyczaj jako pogaństwo i płytko traktowane rodzimowierstwo. Rzeczywiście, idea zadrużańska była antykatolicka i nawiązywała do dziejów i religii przedchrześcijańskich. Tego nie sposób negować, co zresztą Zadrugę wyróżnia spośród polskich organizacji nacjonalistycznych okresu przedwojennego, które to prawie wszystkie były w mniejszym lub większym stopniu katolickie. Problem w tym, że Stachniuk swój niezwykle krytyczny stosunek do katolicyzmu wywodził od dużo bardziej skomplikowanych i głębokich rozważań. Jego anty-katolickość to skutek przemyśleń na temat historii naszego i innych Narodów, naszych dziejów, cech narodowych, przyczyn upadku i postępującej, wedle Stachniuka, degeneracji Polaków jako Narodu.
Zaznaczyć trzeba jedno – Stachniuk nie wyłożył swojej ideologii w jednym momencie czy jednym dziele, kolejne jego prace coraz bardziej rozwijały to co pisał od połowy lat 30-stych. Ostatnie jego prace wydane już po wojnie i przed jego aresztowaniem, wraz z tymi wydanymi dopiero po 1989 roku, tworzą już nie tylko ideologię, ale spójną filozofię o charakterze kosmogonicznym. Oddać trzeba Stachniukowi, że przed nim, ani po nim, żaden ideolog nacjonalizmu polskiego nie pokusił się o tak komplementarną i pełną wykładnię.
A na czym, w kontekście ideologicznym ,zasadza się idea zadrużańska? Przede wszystkim na zasadzie kulturalizmu. Stachniuk uważa, że istnieje kultura oraz „wspakultura”. Kultura to wszelka działalność, kolektywna z punktu widzenia narodowego, która ogólnie rzecz biorąc dąży do rozwoju i wejścia na coraz wyższy poziom ewolucji ludzkiej cywilizacji. W ujęciu zadrużanskim jest to proces stały i nie ustający. Cały rozwój nie może być uznany za zakończony, bo jest to działanie ciągłe. Myślą tak rozumianej kultury jest dziś „być lepszym niż wczoraj, jutro lepszym niż dziś”. Wspakultura zaś jest procesem przeciwnym, czyli ustaniem rozwoju i regresem cywilizacyjnym. Objawia się ona między innymi przez personalizm i indywidualizm, nihilizm i hedonizm. Stachniuk doszedł do wniosku, że głównym czynnikiem, który w polskim Narodzie od wieków warunkuje coraz silniejsza wspakulturę, jest właśnie katolicyzm. Lekarstwem na to, jakie postulował, miał być powrót do religii przedchrześcijańskiej, czyli do rodzimowierstwa, oraz do zasad kolektywistycznych.
Kolektywizm zresztą był integralną częścią idei zadrużańskiej i jedną z najbardziej charakterystycznych jej cech. Stachniuk odrzucał indywidualizm i uważał, że interes Narodu stoi ponad interesem jednostki. Jeśli ktoś przedkłada zaś swój jednostkowy interes ponad Naród – jest to objawem właśnie wspakultury. Także w dziedzinie ekonomicznej, gospodarczej, czy społecznej, Stachniuk postulował rozwiązania kolektywne, walkę z kapitalizmem, rozumianym właśnie jako ekonomiczny personalizm oraz wyzysk i nierówność.
Zupełnym nieporozumieniem jest sprowadzanie ideologii Zadrugi tylko do rodzimowierstwa i niechęci wobec katolicyzmu. Jak wspomniałem już, była to niezwykle złożona i głęboka myśl, której przypomnienie i promowanie może tylko wzbogacić nasz nacjonalizm. Nawet jeśli odejmiemy z idei zadrużańskiej niechęć do katolicyzmu, to same przemyślenia związane z podziałem na kulturę i wspakulturęsą są niezwykle wartościowe. Żywię szczerą nadzieję, że postać i twórczość Stachniuka staną się ważną składową inspiracji polskiej idei narodowej.

Gniazdo na skałach orła – Józef Piłsudski

Spór Piłsudskiego z Dmowskim oraz endecji i sanacji jest sporem w dużej już mierze historycznym i zaprzeszłym. W związku z tym, najwyższy już czas przestać podchodzić do tego emocjonalnie, jakby walka ta była nadal aktualna. Także stosunek do Piłsudskiego, jego życia i czynu (lub jak przed wojną pisano – „Czynu”) musi zacząć być bardziej stonowany i wyważony. Wszakże jeszcze przed 1939 rokiem w polskim środowisku nacjonalistycznym pojawili się ludzie, którzy do Piłsudskiego odnosili się pozytywnie, uważając go za postać wielką, wręcz za ojca Niepodległości: starczy wspomnieć choćby Stachniuka czy Piaseckiego. Nie ukrywam zresztą, że samemu od wielu już lat uważam się za piłsudczyka (choć nie bezkrytycznego), a Komendanta postrzegam za geniusza Niepodległości i człowieka, którego wielkość wybijała się znacznie ponad ogół społeczeństwa. Jednocześnie jestem zdania, że możemy obecnie bez żadnego problemu odwoływać się do tej postaci i związanych z nią tradycji, jak choćby Legiony, PPS czy POW.
Piłsudskiego przez całe życie charakteryzowała niezwykła wręcz wytrwałość, konsekwencja a także umiejętność wytrwania mimo kolejnej klęski czy niepowodzenia. Potrafił też Piłsudski wyciągać wnioski z dotychczasowych działań. Jeśli spojrzymy na jego walkę o odzyskanie wolności przez Polskę z perspektywy roku 1918, to widać wyraźnie, że co jakiś czas Piłsudski zmieniał formułę działania (choć nie procedury czy kwestie formalne). Robi to kiedy widzi, że kolejne sposoby walki przestają wystarczać i nie spełniają jego wymagań. Najpierw próbuje sił w pracy konspiracyjnej w ramach niewielkiej PPS, działającej na Wileńszczyźnie. Angażuje się tu głównie w redagowanie „Robotnika”, kolportaż jego, konspirowanie. Z czasem zaczyna dochodzić do wniosku, że PPS musi zyskać ramię zbrojne, powołuje więc, szkoli i dowodzi Organizacją Bojową (OB PPS). Ta choć w wielu starciach wykazuje ofiarność i zadaje nieraz Rosjanom bolesne straty, to nie jest prawdziwym wojskiem. A właśnie to, polska siła zbrojna, śni się Piłsudskiemu od dawna. Tak więc powołany do życia w 1908 roku Związek Walki Czynnej, od początku ma na celu wykształcenie takich kadr, które w odpowiednich warunkach staną się zalążkiem Polskiej Armii. Jak wiemy, w roku 1914 po wielu perturbacjach, z kadr szkolonych przez te 6 lat wyrosły Legiony Polskie. Zapisały one piękną i chlubną kartę, jednak około końca roku 1916, po Akcie 5 listopada, Piłsudski (słusznie zresztą) uznała Legiony za „zgraną kartę”. Postawił na utworzoną w 1914 roku Polską Organizację Wojskową, która to wykształciła i przygotowała kadry i struktury, które w listopadzie roku 1918 rozpoczną rozbrajanie Niemców i praktyczne odzyskiwanie Niepodległości. Ciężko nie zauważyć analogii Piłsudskiego do przedsiębiorcy, który mając postawiony przed sobą cel biznesowy (Niepodległość), realizuje kolejne modele biznesowe. Tym samym szuka tego najlepszego i dającego najbardziej pożądane skutki. To jedna z najważniejszych nauk dla nas jako nacjonalistów, jaką możemy wynieść z życia Komendanta.
Podobnie jak niesamowita wręcz umiejętność blefowania czy (jak to określił profesor Garlicki) „licytowania wzwyż”, swoistego podbijania stawki. Bowiem Piłsudski w trakcie Wielkiej Wojny robi coś, co 30 lat później Sikorskiemu czy Mikołajczykowi do głowy nie przyjdzie – gdy tylko osiąga jakiś cel cząstkowy, który aktualnie realizował, natychmiast stawia Austriakom czy Niemcom kolejne żądania. Nigdy nie zadowala się półśrodkami, częściowym realizowaniem swoich postulatów czy jakimkolwiek kompromisem. Zawsze podbija stawkę, nie kryjąc jaki jest jego ostateczny cel – Niepodległość, co zresztą i zaborcom, i przeciwnikom, i współpracownikom komunikuje bez ogródek. Ta wierność ostatecznemu celowi także jest dla nas swoistym drogowskazem, podobnie jak umiejętności poruszania się w środowisku politycznie mu nieprzyjaznym.
Czy się zresztą Piłsudskiego lubi czy nie, trzeba przyznać, że był człowiek pełnym idealizmu. Nie gonił nigdy za dobrami materialnymi, był wręcz abnegatem, nie interesowały go pieniądze, zbytki, jedynym luksusem na jaki lubił sobie pozwolić był tytoń (zwłaszcza turecki) oraz herbata, której spożywał duże ilości. Całe swoje życie, także prywatne i rodzinne, podporządkował
idee fixe, jaka towarzyszyła mu do śmierci – sprawie wolności Polski, a następnie jej wielkości.
No właśnie – wielkości. Piłsudski, co sam kiedyś wprost stwierdził, uważał, że Polska będzie albo wielka, albo jej nie będzie wcale. I nie chodziło tu o kolejne podboje terytorialne, te po roku 1921 były właściwie fantasmagorią. Chodziło o wewnętrzną wielkość państwa i Narodu – o silnego i niezłomnego Ducha Polaków, o silną ekonomię, politykę zagraniczną, oświatę, oraz o armię.
Mało co tak łączy się z postacią Marszałka, jak wojsko. Z rozlicznych źródeł wiemy, że już w wieku szkolnym był zafascynowany Napoleonem (tej fascynacji był zresztą wierny do śmierci), Legionami Polskimi walczącymi u boku Cesarza, i planował aby znów polski żołnierz bił się za Polskę. Bił i zwyciężał. Oczywiście, samą politykę wojskową Komendanta po maju oceniać można różnie, w wielu aspektach krytycznie, jednak nie chodzi tu o analizę poszczególnych zagadnień, a o samą myśl jaka mu towarzyszyła. Granic i wielkości Polski strzec musi siła zbrojna, Naród musi być zmilitaryzowany, obyty z bronią i gotowy do walki, w razie gdyby byt Polski był zagrożony.
Tej mocarstwowej, choć nie zaborczej, myśli Piłsudskiego musimy być wierni. Położeni między Rosją a Niemcami, Unia Europejską i Stanami Zjednoczonymi musimy zbudować swoją wielkość i niezależność na dwóch filarach, które wszakże widział już Marszałek. Na wspomnianej wielkości własnego państwa i Narodu, oraz na idei Międzymorza. To w kooperacji z innymi państwami Europy Środkowej i Wschodniej musimy dążyć do realizacji idei wytworzenia geopolitycznej przeciwwagi i zapory dla zagrażających nam sił.
Wreszcie na koniec warto pamiętać, że Piłsudski na kilkanaście lat przed ONR-em, Falangą czy Zadrugą krytykował partyjniactwo, demokrację liberalną i parlamentaryzm oparty o partie polityczne, które działały w imieniu swoim a nie wyborców. To wprawdzie mocno wyświechtany argument (bo przecież podnoszony już tyle razy!), jak pokazuje jednak rzeczywistość polityczna Polski po roku 1989, to także stanowić dla nas może ożywczą inspirację. Piłsudski nie tylko był w stanie trafnie zdiagnozować chorobę Polski – „sejmowładztwo”, ale także znalazł na nie właściwe lekarstwo.

Kto mogąc wybrać, wybrał zamiast domu
Gniazdo na skałach orła: niechaj umie
Spać, gdy źrenice czerwone od gromu
I słychać jęk szatanów w sosen szumie
Tak żyłem."


GUD

Francuscy nacjonaliści, którzy od roku 1968 tworzą Groupe Union Defense, są jednym z najbardziej charakterystycznych ruchów tego typu w Europie po II wojnie światowej. Nie mam tu zamiaru referować ich historii, każdy łatwo znajdzie informacje na ten temat. Nie jest to też aż tak istotne. To co dla nas najbardziej interesujące, to ujęcie GUD-u jako wyrazu szukania nowych dróg działania w nacjonalizmie. Nie ma co ukrywać, że GUD nie tylko ideologicznie był rewolucyjny, lecz także charakter tej struktury, formy działań, podejmowane akcje i cały sznyt były prawdziwie ożywczym tchnieniem. GUD od początku był organizacją tworzoną głównie przez studentów, tak więc realizował niezliczoną ilość akcji na kampusach wyższych uczelni: odczyty, wykłady, kluby dyskusyjne, jak również akcje propagandowe czy walka z komunistami, którzy tradycyjnie w środowiskach uniwersyteckich mieli duże wpływy. GUD od samego początku szuka nowych dróg i sposobów na propagowanie swoich idei, docieranie do ludzi gotowych wstąpić w ich szeregi i na przeciwdziałanie wrogim ideom – liberalnym, komunistycznym i pacyfistycznym.
GUD także od początku stawia na bardzo szeroką gamę nawiązań – ideologicznych i religijnych (tak katolickich jak i pogańskich), odwołuje się też do bardzo różnej symboliki. Nie przejawia tu swoistych „przesądów”, które w naszym środowisku tak często można spotkać (np. krytykowanie krzyży celtyckich, czarnych słońc, swarzyc etc.). Wszystko co „łapie się” do szerokiego spektrum rewolucyjnego nacjonalizmu, jest mile widziane. Sama organizacja zresztą w tej rewolucyjności, bezkompromisowości i niechęci do polityków i oficjalnych narodowych organizacji, także się wyróżnia.
Zresztą widać to było ( i jest nadal) na ulicy – GUD od początku bowiem był strukturą nastawianą na walkę. Nie tylko ideologiczną czy propagandową, ale na siłowe starcia z lewicowcami i anarchistami. Członkowie GUD trenowali sporty walki i regularnie uczęszczali na siłownie, mieli dokładnie opracowane procedury na wypadek walki ulicznej, zazwyczaj stosowali uzbrojenie (gazrurki i łańcuchy z czasem zastąpiły pałki teleskopowe, gaz, wzmocnione rękawice motocyklowe), nie zapominali nigdy o odpowiednim rozpoznaniu terenu i nieprzyjaciela, zawsze starali się maskować. Ta bezpardonowość oraz skuteczność w walkach ulicznych sprawiły, że nawet wrogowie darzą GUD szacunkiem oraz uznaniem (co nie zmienia faktu, że jednocześnie obie strony się nienawidzą).
GUD wyróżnił się także, poza swoją bojowością, wysoką intelektualnością formacji. Członkowie GUD byli w dużej mierze studentami lub absolwentami, niejednokrotnie elitarnych uczelni i wydziałów, stąd nie dziwi, że powszechnie w GUD zaczytywano się w każdej możliwej literaturze, spotkania GUD (zazwyczaj w „swoich” kawiarniach) nieraz były dyskusjami na tematy literackie, ideologiczne, polityczne czy metafizyczne. To swoiste połączenie brutalizacji walki politycznej z wysokim poziomem intelektualnym, oczytaniem, tworzyły niesamowicie skuteczną mieszankę.
Także cała „subkulturowa” strona GUD-u dodawały właściwego tylko mu sznytu: charakterystyczny ubiór (dżinsy, skórzane kurtki lotnicze, często kaski motocyklowe), słuchana muzyka, czytana literatura, swoiste nazewnictwo, ogromna solidarność i zażyłość wewnątrz ekipy – to wszystko wyróżniało i inspirowało. Cechy te miały ogromny wpływ na nacjonalistów w szeregu innych państw, sądzę, że także my powinniśmy patrzeć na GUD jako przykład formacji nacjonalistycznej, która idealnie dopasowała sposób działania, metody i formy walki do swoich czasów, jednocześnie nic nie tracąc ze swego idealizmu i rewolucyjności.

Pułk „Azow” i Korpus Narodowy

To najświeższy przykład w moim tekście – wszakże historia obu tych inicjatyw sięga czasów ukraińskiej rewolucji na Majdanie, a więc ma zaledwie kilka lat. Pułk „Azow”, który wcześniej był batalionem ochotniczym, zapisał heroiczną kartę podczas walki z rosyjską agresją hybrydową na wschodnią Ukrainę. Poświęcenie ochotników, ich gotowość do poniesienia najwyższej ceny, bezprzykładny idealizm – niezależnie od stosunku do samego narodu ukraińskiego i stosunków ukraińsko-polskich, nie można nie uznać tego za postawę godną naśladowania. Zanim jednak powstał „Azow”, a nawet zanim rozpoczął się Majdan, istniała organizacja „Patriot Ukrainy”, będąca paramilitarną przybudówką Zgromadzenia Socjal-Narodowego. „Patriot Ukrainy” od początku stawiał na szkolenie typu wojskowego a więc walkę wręcz, taktykę, strzelanie, współdziałanie w warunkach polowych, praca nad tężyzną fizyczną. Okazało się to niezwykle przydatne, gdy na wschodzie Ukrainy rozpoczęły się działania separatystów, wspierane we wszelki możliwy sposób przez Moskwę, ukraińscy nacjonaliści nie tylko wiedzieli co robić i jak się organizować, ale posiadali ku temu wszelkie potrzebne umiejętności i przebyte szkolenia.
Z Pułku „Azow” wywodzi się partia „Korpus Narodowy”. Środowisko to, podobnie zresztą jak Zgromadzenie Socjal-Narodowe, jest dla nas ważne ze względów ideologicznych. Otóż obie te inicjatywy (ZSN w przeszłości, Korpus obecnie) realizują szeroką koncepcję wypracowania nowoczesnej ideologii nacjonalistycznej. Celem jest nacjonalizm, który nie utraci z jednej strony swego radykalizmu, a z drugiej będzie na tyle nowoczesny (można rzec wręcz „modernistyczny”), aby stanowić skuteczny sposób na rozwiązanie problemów jakie stoją przed obecną Ukrainą i Europą. Pod względem ideologicznym Korpus Narodowy zresztą także stanowić może wartościową inspirację. Jednoznacznie odrzuca on liberalizm i kapitalizm, stawia na solidaryzm narodowy, rozwój świadomości narodowej i rasowej wśród Ukraińców, ponadto propaguje idee jak straight edge, odrzuca hedonizm, używki, stawia na rozwój intelektualny i fizyczny. Pod względem ideowym i intelektualnym upodabnia się trochę do GUD, używając bardzo szerokiej gamy inspiracji politycznych, ideologicznych, czy literackich (Evola, Schmitt, Lovecraft, Doncow, Junger, Bakunin, Marinetti, Machno – już takie zestawienie robi wrażenie, a to tylko próbka tego, do czego nawiązuje KN). W kwestii geopolitycznej KN orientuje się na budowę Międzymorza, którego filarem ma być ścisły sojusz z Polską. Ponadto KN nie ucieka od trudnych tematów historycznych w kontekście relacji z Polską, znane są wypowiedzi działaczy KN o Wołyniu, który uznany jest przez Korpus za ludobójstwo, czy udział jego działaczy we wspólnych obchodach rocznicy Rzezi Wołyńskiej.
Podsumowując – zarówno szkolenie o charakterze wojskowym i paramilitarnym jak i praca nad wytworzeniem ideologii nowoczesnego nacjonalizmu z zachowaniem jego radykalizmu i wierności idei, jest elementem godnym powielenia.

Słowem podsumowania

Jak wspomniałem we wstępie – powyższy wybór to tylko niewielki wycinek tego czym, poza „standardowymi” tradycjami, możemy się inspirować. O wielu równie ciekawych środowiskach nie wspomniałem, nie chcąc zwiększać i tak dość długiego tekstu. Włoska ruch faszystowski, polskie środowiska nacjonalistów, którzy wybrali współprace z sanacją – Jutro Pracy i Ruch Narodowo-Państwowy, Strasseryści, holenderski Czarny Front, Słowacka Partia Ludowa, CasaPound, Złoty Świt – to naprawdę tylko kilka innych przykładów, o których można by napisać kolejny taki tekst (być może kiedyś taki napiszę). Jeśli dodać do tego inspiracje nie nacjonalistyczne, lecz także wartościowe, jak chociażby wspomniany wcześniej Piłsudski, okaże się, że lista wydłuża się jeszcze bardziej.
To co dla nas istotne, by z doświadczeń takich partii i organizacji wyszukiwać elementy, które mogą wzbogacić naszą ideę, nasze metody i formy działań, dać bodziec do rozwoju idei nacjonalistycznej. Nie trzeba nawet popierać konkretnego ruchu, aby czerpać z jego dorobku. Fakt, że nie zgadzamy się z tym czy innym środowiskiem, nie znaczy, że nie możemy zapożyczyć jego doświadczeń i elementów praktycznych, formacyjnych itp. Znane są przecież przykłady, kiedy liderzy nacjonalistyczni doceniali skuteczność partii bolszewickiej i samego Włodzimierza Lenina (w kontekście walki o władzę chociażby czy umiejętności wykorzystania sytuacji zaistniałej w roku 1917).
Mam nadzieję, że po lekturze tegoż tekstu czytelnicy postarają się sami odpowiedzieć sobie na pytanie, które z powyższych przykładów mogą stanowić dla nich wartość dodaną. Być może nawet spróbują wyszukać nowe inspiracje, tak spośród historycznych, jak i obecnych nacjonalizmów.
Szczerze wierzę, że jako środowisko możemy tylko zyskać na takich poszukiwaniach.

 

Grzegorz Ćwik