O kapitalizmie nie należy mówić źle. Taka opinia jest dominująca w przestrzeni publicznej. Nie należy to do dobrego tonu. Wszystkie koncepcje i idee antykapitalistyczne, które są odpowiedziami na wyzysk i niesprawiedliwość wysuwane na zachodzie i w Polsce są wyśmiewane lub ignorowane. Szczególnie w państwach młodych, rozwijających się jak nasz. Problem jest szerszy. Otóż w ogóle nie toczą się u nas dysputy aksjologiczne na temat ustroju gospodarczego po 1989 roku.
Co pewien czas któryś z polityków narodowych szczyci się pragmatyzmem, nie rozumiejąc często tego, co mówi. Nadaje swojej wypowiedzi sens inny niż poglądy określane mianem pragmatyzmu. Zazwyczaj nazywa tak swoją zdolność do kompromisów, praktycyzm, a niekiedy koniunkturalizm.
Wielkie spory o wartości powinny były towarzyszyć przemianom 1989 roku. Zamiast tego, wdzięczność za otrzymywane pieniądze z Zachodu oraz tendencje naśladowcze – doprowadziły u nas do kapitalizmu. Mit wolnego rynku, konkurencji, miraże osiągania dobrobytu w drodze kopiowania neoliberalnych rozwiązań systemowych, zawęziły horyzonty naszych decydentów. Do debat na temat kształtu życia społecznego i gospodarczego nie dopuszczono.
Smutną satysfakcję mogę czerpać z rysującego się krachu - ubóstwionej przez tak wielu polityków - gospodarki neoliberalnej. Okazuje się nagle, że potrzebny jest interwencjonizm państwowy, planowanie oraz własność państwowa, a więc nie tylko prywatna.
Wiele głosów, by szukać własnych rozwiązań w sferze gospodarki i życia społecznego, by zasiąść do stołu i przeprowadzić ogólnonarodową debatę, zostało zlekceważonych. Jedyne dyskusje jakie się toczyły, dotyczyły jedynie kształtu i formy gospodarki wolnorynkowej, a nie gruntownych zmian i rewolucji ustrojowej w naszym państwie. Sytuację te można by porównać do tego, co miało miejsce w komunistycznej Polsce. Mam na myśli słynne hasło "Socjalizm tak, wypaczenia nie!". I tak jest obecnie. Kiedy na naszych oczach gospodarki neoliberalne się nie sprawdzają, heroldowie wolnego rynku przekrzykują się, że to co teraz mamy nie jest prawdziwym kapitalizmem, bo kiedyś to był ten słuszny, jedyny, prawdziwy albo dopiero nastanie po kilku zmianach. Do tej pory ten system przyniósł tylko jednym majątek, a innym ubóstwo.
Antykapitalizm jest oceniany jako pogląd radykalny. I słusznie, bo jest poglądem niebezpiecznym dla wielu osób posiadających władzę i pieniądze. Ludzi, którzy utrzymują się z wyzysku klasy robotniczej, zarówno w Polsce jak i na całym świecie. Niestety nurt ten w myśleniu o gospodarce jest mylnie utożsamiany z socjalizmem. Mylnie, gdyż powstało w historii wiele koncepcji ustrojowych społeczno-gospodarczych, które nie miały nic wspólnego z socjalizmem (nie były odmianami socjalizmu), a jednak głównym ich założeniem była praca na rzecz dobra wspólnego, narodu. Długo by wymieniać, ale chociażby włoski faszyzm, portugalski salazaryzm lub argentyński peronizm. Kościół Katolicki również stał twardo w tej kwestii i piętnował postawy liberalne, w gospodarce również. Jan XXIII w encyklice „Pacem in terris” jednoznacznie stwierdzał, że z prawa naturalnego, na gruncie którego stoi Kościół, wynika prawo każdego człowieka do korzystania z dóbr materialnych. Wyjaśnia on, że określona forma własności, a więc państwowa, prywatna, spółdzielcza – są rezultatem bliższego określenia przez stanowione prawo owego prawa do korzystania z własności w ogóle. Która forma własności ma dominować, o tym decyduje określone państwo w danym czasie, biorąc pod uwagę dobro wspólne.
Trzecia droga lub inaczej terceryzm to system społeczno-gospodarczy, który plasuje się pomiędzy kapitalizmem i socjalizmem. Może czerpać pewne rozwiązania z tych obydwu, które mają pozytywny charakter, jak własność prywatna (kapitalizm) i państwo socjalne (socjalizm). Ale w swym założeniu tworzy zupełnie innym system. Twórcy „trzeciej drogi” wyszli z założenia, iż system kapitalistyczny i socjalistyczny są systemami materialistycznymi prowadzącymi do zniewolenia człowieka, wobec czego warto byłoby stworzyć na ich bazie nowy system, który byłby kompilacją zalet tych idei, przy jednoczesnym wyeliminowaniu ich negatywnych stron.
Nacjonaliści powinni wreszcie zrozumieć, że istotne znaczenie ma nie tylko wygranie wyborów lub konsekwentne, oddolne działanie prospołeczne, lecz także rozwijanie i przedstawianie własnych koncepcji nowoczesnego państwa narodowego. Ukształtowana właściwie świadomość narodowo-radykalna w zakresie społeczno-gospodarczym przełoży się na udoskonalenie prawa i w konsekwencji na stosowne przemiany ekonomiczne. Nie przeprowadzona zostanie właściwie rewolucja narodowa bez właściwego i atrakcyjnego dla społeczeństwa programu gospodarczego.
Mówi się dużo w środowisku nacjonalistycznym o korporacjoniźmie i dystrybucjoniźmie, ale czy te stare systemy są dziś atrakcyjne dla zwykłego człowieka. Czy sprawdzą się w XXI wieku? W dobie globalizacji, nowoczesnych technologii i swobodnego przemieszczania się potrzebne są nowe rozwiązania. Przed nami, nacjonalistami stoi dzisiaj wyzwanie sformułowania i napisania takiego programu społeczno-gospodarczego będącego alternatywą dla systemu neoliberalnego. Może powinno się zaprzestać szukania nowych pomysłów w starych dziełach narodowców polskich i europejskich. Ich koncepcje były tak skonstruowane, by odpowiadały na potrzeby i wyzwania ich czasów.
Kapitalizm jest pojmowany dziś również jako najlepsza forma wolności jednostki. Kompletnie odrzucając prawdę o tym, że człowiek to istota stadna i to dzięki wspólnocie się realizuje. W parze z programami gospodarczymi, które (liczę, że jak najszybciej) nacjonaliści zaproponują społeczeństwu, musi iść rewolucja kulturowa. Musi ona zmienić myślenie ludzi, którzy tkwią w liberalnych kleszczach. Musimy kłaść nacisk na rozwój duchowy, wszechstronny psychiczny, jako wartość, a tę z kolei może zagwarantować nam narodowy radykalizm i trzecia droga. Wartość człowieczeństwa musi być definiowana przez rolę człowieka we wspólnocie. Tylko na tej drodze można ukształtować tę najdoskonalszą formę współistnienia, czyli narodu.
Paweł Doliński